wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dom rodzinny - Dziecko jedzące mięso w rodzinie wege

bajka - 2007-08-26, 09:41
Temat postu: Dziecko jedzące mięso w rodzinie wege
Czy znacie takie rodziny? Czy może u Was tak jest? Gdy rodzice nie jedzą mięsa, a dziecko je...chodzi mi bardziej o oboje rodziców, ale niekoniecznie. Dlaczego tak jest? Jak sobie radzicie/ radzą z tym? Jak zostało to przyjęte? Co było przyczyną tego?
- 2007-08-26, 09:53

bajka, humbak napewno Ci coś napisze bo Jej Natalka jeszcze je czasem mięso.

ja osobiście myślę, że może to wynikać z tego, ze rodzice chcą by dziecko samo z czasem zadecydowało o niejedzeniu bądź jedzeniu mięsa.
tylko nie wiem jak oni sobie radzą z przygotowywaniem dań i kupowaniem itd...

gosiabebe - 2007-08-26, 10:00

ja zajmowałam się siostrzenicą mojego niemęża przez 9 miesiecy (od kiedy skonczyła 3 miesiące do 1 urodzin) poniewaz jej mama wyjechała do pracy za granice( duzo by opowiadac :roll: ) Jej mama chciała ,żeby Julka jadła mięso.na początku było to dla mnie nie do przyjęcia,wiec Mama Julki postanowiła ,ze mała bedzie dostawac gotowe dania ze słoików. wystarczyło tylko podgrzac.Jednak skonczyło sie na tym ,że Julka nie lubiła dan mięsnych wolała zupki ugotowane przezemnie (oczywiscie wege) i mięso jadła srednio 2 razy na miesiąc . Gdybym miała sama przyrządac te mięso to bym się nie zgodziła.
Humbak - 2007-08-26, 10:45

ań napisał/a:
humbak napewno Ci coś napisze bo Jej Natalka jeszcze je czasem mięso.

ano niestety. Ale u nas to wynika trochę z historii ;-)
bajka napisał/a:
Dlaczego tak jest?

U nas z prostej przyczyny - kiedy Natalia się urodziła mieszkałam z mamą i zabrakło mi pewności siebie by postępować tak jak ja chcę... :oops: Do tego doszły problemy z brodawkami, pokarmem który mi zanikał (teraz też tak jest ale ja jestem już inna), no i brakiem akceptacji mojej rodziny przez mamę wogóle. To była ogólnie trudna sytuacja z którą nie dałam sobie rady a w dodatku byłam zależna - chyba najbardziej psychicznie - od mamy. Nie tylko pozwoliłam na jej karmienie mięsem, ale i sama zaczęłam je jeść i podawać Natalii. W otoczeniu też znajomi jedli mięso. Myślę że moje poczucie ja nawaliło. Teraz jestem już bardziej pewna siebie, zgadzam się na pewne ustępstwa ale też i wiem gdzie są ich granice.

Kiedy nabrałam pewności by coś zmienić Natalia miała jakieś 5? lat i ukształtowana była na smak mięsa, nic innego jej nie smakowało. Mimo to przestaliśmy jej dawać mięso, nie jeździliśmy do rodziców żeby uniknąć większych konfrontacji... i tak przez niespełna rok. Ale też zauważyliśmy, że Natalia zaczyna chodzić do sąsiadów i prosić tam o mięso, kryła, że je jadła i opowiadała że 'mama jej nie pozwala' - zachowywała się jak dziecko któremu nałożono jakąś karę.

I krótko mówiąc stwierdziłam, że to bez sensu, że jak się nie wychowało dziecko od początku na wege to żądanie teraz od niego takiej zmiany to narzucanie swojego widzimisie. A ponieważ była już duża, powiedzieliśmy jej, że może mięso jeść, i że zawsze je będzie miała u babci, ale że my nie jemy i jeśli chce je zjeść musi nam o tym powiedzieć bo my nie kupujemy. Do dziś sytuacje są przedziwne - raz chce widzi że nie ma w domu i nie mówi nic, raz mówi w sklepie żeby kupić, innym razem z kolei żeby absolutnie nie kupować bo mięso jest okropne (tak było niedawno z rybą). Taki mix. Ale je już więcej warzyw, więcej próbuje, może z czasem jakoś to się ustabilizuje, a co wybierze? Nie wiem. Zobaczymy. Kubuś od początku jest wege i może to coś zmieni :->

ań napisał/a:
nie wiem jak oni sobie radzą z przygotowywaniem dań i kupowaniem

Na pocżątek było danie wege z dodatkiem mięsa np. rybą albo kurczakiem. Zupy wege więc nie było problemu. Dziś chyba to samo. Po prostu dorabianie czegoś mięsnego do głównego dania. Kupowanie - no cóż jako zoolog antropolog nic mnie nie brzydzi.

bajka - 2007-08-26, 14:08

dzięki, humbak :-)
Mam w Rawiczu koleżankę wegetariankę od kilkunastu lat. ma 6 czy 7 letnią córkę. Mała mięso jadła w przedszkolu i u babci, ona sama nie kupowała i nie przyrządzała nic mięsnego, gdyż nie potrafiłaby, nie chciała. Uważała, że niech dziecko pozna wszystko, tak jak my poznaliśmy i później wybierze.
Swoją drogą ciekawe, jakie decyzje takie dzieci podejmują?....

gosiabebe - 2007-08-26, 14:48

bajka napisał/a:
Swoją drogą ciekawe, jakie decyzje takie dzieci podejmują?....


tez mnie to zawsze ciekawiło :-P

arete - 2007-08-26, 15:31

Ja często słyszę o takich sytuacjach - rodzice wegetarianie decydują się podawać dziecku mięso z obawy, że będzie gorzej się rozwijało. Niedawno bojster przyniósł taką historię: rodzice wegetarianie (nota bene on jest synem masarza, łatwo się domyślić dlaczego jest teraz wege), mają 12-letniego synka, od początku wege, bardzo mądre i fizycznie sprawne dziecko, tyle, że nieduże - wygląda na ok. 9 lat. Teraz urodziło im się drugie dziecko. Po konsultacji z lekarzem, który stwierdził, że przy diecie wege trzeba bardzo uważać na niedobory, zdecydowali się małemu podawać ryby. O ile łatwo nam bronić swoich przekonań gdy chodzi tylko o nas, o tyle trudno jest wziąć na siebie odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje naszych wyborów, które mogą się odbić na naszych dzieciach. A presja jest duża. Już w ciąży jest się bardziej narażonym i podatnym na manipulacje i straszenie ze strony rodziny, lekarzy, mediów.
Na pewno będziemy wychowywać naszego Antka na diecie wege, ale co zrobić gdy lekarz zaleci podawanie wit. D3? Na pewno nie narażę dziecka na krzywicę. I takich dylematów na pewno będzie wiele. :-?

kasienka - 2007-08-26, 15:45

arete napisał/a:
O ile łatwo nam bronić swoich przekonań gdy chodzi tylko o nas, o tyle trudno jest wziąć na siebie odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje naszych wyborów, które mogą się odbić na naszych dzieciach.

dokładnie, bardzo dobrze ujęte.

Cytrynka - 2007-08-26, 16:16

Nie wiem czy powinnam sie odzywac bo u nas tylko ja i Adas jestesmy wege. Moje starsze dzieci chca jesc mieso, ja mam nadzieje, ze w przyszlosci zmienia zdanie. Ja im nie szykuje, wiec na ogol skubna cos od taty (maz je dania z mrozonki). Czasami zastanawiam się co powinnam zrobic, bo mąż je mięso i ryby nieekologiczne, więc mogą tam byc hormony i antybiotyki i kiedy dzieci mu podbierają, niepokoję się.
Powiedziałam mężowi, że chcę, by chociaż Adaś był wege. I tu pojawia się problem: co powiemy Adasiowi jesli też będzie chcial sprobować to, co tata ma na talerzu (bo przecież siostra i brat próbuję).
Wiem, że trudno jest wychowywać wege dziecko, jeśli w najbliższym otoczeniu są mięsożercy (rodzina i koledzy).
Jeszcze jedno: wielokrotnie nachodzą mnie niepokoje, czy moje dzieci są dobrze odżywione.
Wagowo są w niskich centylach, na Julcie pasuje spódniaczka, którą nosiła w wieku dwóch lat. Ona potrafi pochłonąć ogromne ilości jedzenia, ale ciągle skacze, biega, jest bardzo aktywna. Obawiam się, że dla niektórych może być niedozywiona (bo taka szczupła).

kasienka - 2007-08-26, 16:33

Cytrynka napisał/a:
na Julcie pasuje spódniczka, którą nosiła w wieku dwóch lat.

Zuzia tez do piątego roku życia nosiła taką spódniczkę, a większość rzeczy, które kupię muszę zwężać ;)

pao - 2007-08-26, 16:42

na gabrysię pasują te same rzeczy od lat, jeno długość się zmienia. no ale gabryska miała solidna masę i teraz po prostu tylko w górę rośnie ;)

ja jakoś obaw dietowych nie miałam. jedyne co się zmieniło, to zajrzałam do literatury by sprawdzić jak sie to ma do mojej intuicji i jak się okazało spokojnie intuicji dalej wierzyć mogę, bowiem literatura, choć uzasadniła kilka rzeczy, to jednak tylko upewniła mnie w moich odczuciach.

gabrysiny epizod z rybami był wynikiem kompromisu miedzy mną a bartkiem który w tamtym okresie był zagorzałym przeciwnikiem wegetarianizmu, szczególnie u dzieci.

a zdanie dziecka... tego nigdy nie przewidzimy. ale możemy uszanować :)

YolaW - 2007-08-26, 23:03

Cytrynka napisał/a:
Obawiam się, że dla niektórych może być niedozywiona (bo taka szczupła).

Bardzo szczupłe dzieci zdarzają się i wśród tych, które jedzą mięso, więc myślę, że wszystko na pewno ok. Racja jednak, że w przypadku dzieci wege ludzie są skłonni zrzucać wszystko na dietę, a u dzieci mięsnych mówią, że taka ich uroda i nadgonią. Myślę,że najważniejsze to być przekonanym że dziecku nie szkodzimy i robić swoje.

arete napisał/a:
mają 12-letniego synka, od początku wege, bardzo mądre i fizycznie sprawne dziecko, tyle, że nieduże - wygląda na ok. 9 lat

u mnie w szkole są różne dzieci - małe i duże, wyglądające na swój wiek i nie...i na pewno zdecydowana większość je mięso.

pao - 2007-08-26, 23:06

Cytat:
w przypadku dzieci wege ludzie są skłonni zrzucać wszystko na dietę, a u dzieci mięsnych mówią, że taka ich uroda i nadgonią


uwielbiam takie stereotypy... doskonale je sie obala ;)

honey - 2007-08-27, 01:17

jakos nie wyobrazam sobie by miec trojke dzieci ...i tylko jedno z nich bylo wege....
w oczach dzieci...to jedno traktujesz inaczej...i pytanie ..dlaczego...?
naprawde nie wydaje mi sie to zdrowe,...takie rozroznianie miedzy dziecmi....
miedzy rodzina...
jak wytlumaczysz cos dziecku i powiesz, ze tego nie nalezy ...lub ze jest zle...lub ty chcesz inaczej ....mowie o bycie wege i argumentach za dieta...kiedy piec sekund pozniej inne ..rowniez twoje dziecko dobierze sie do kurczaka twojego meza.....
jedne dzieci beda tatusia a inne mamusi....
widze tu wielki zgrzyt....szczerze mowiac.....
to sa male dzieci...a w zyciu zwykle tak bywa , ze tej najmlodsze zawsze patrza na starsze i je " malpuja" pod kazdym wzgledem...
problem wydaje sie ze nalezaloby juz teraz powaznie rozpatrzyc i przemyslec, bo Adas jest na etapie doroslego jedzenia....
nic nie sugeruje ....nie twierdze ze ci sie nie uda...bo tego nikt nigdy nie bedzie wiedzial do konca....lata pokaza ..ale zwracam jedynie uwage na pewne kwestie czy problemy...z ktorymi bedziesz sie borykac...o ile juz tak w tej chwili nie jest....
i musisz miec odpowiedzi na pewne pytania....
po to by dac je wlasnym dzieciom i mezowi...

[ Dodano: 2007-08-27, 01:19 ]
oo to mala sysestia dla Cytrynki ..do przemyslenia ;-)

[ Dodano: 2007-08-27, 01:19 ]
sugestia

Cytrynka - 2007-08-27, 05:32

Widzisz Honey. Jeśli moje dzieci mają być tak samo traktowane w kwestii diety - oznacza to, że Adaś powinien jeść mięso. Tego nie chcę.
Julcia od początku jadła mięso, kiedy Domiś zaczął jeść inne posiłki niż moje mleko, spróbował mięsa, żeby nie czuł się inny. Ja nie potrafiłam odmowić. Teraz krzyczy, że chce łososia, albo kurczaka, a np. fasolka jest be. Chcę tego uniknąć tego problemu z Adasiem. Rozmawiam z moimi dziećmi i tłumaczę im dlaczego nie jem mięsa i dlaczego wolałabym aby one nie jadły. Rzecz w tym, że dzieciom nie bardzo się kojarzy mała rybka czy puchaty kurczaczek z tym, co tata ma na talerzu.
Myślę, że jedyne co mogę teraz zrobić to dawać im wege jedzonko i mieć nadzieję, że któregoś dnia na propozycję zjedzenia mięsa odpowiedzą: nie, dziękuję. Jestem wege.
Zresztą moje dzieci od małego mają wpajane, że ludzie są różni, że jedzą różne rzeczy. Julcia wielokrotnie miała ochotę np spróbować nutelle, którą jada tata. Wie, że nie może, bo tam jest olej arachidowy. Nie ma problemu dla niej. Myślę, że podobnie może być z Adasiem. Mam nadzieję, że od malucha nauczy się, że jesteśmy różni i to, że nie dostanie mięsa, nie jest dla niego karą.
Poza tym masz jakąś propozycję jak rozwiązać mój problem?

taniulka - 2007-08-27, 09:49

Obawiałam się co do Nadii jak sie urodziła czy sobie poradzę z jej dietą. Nawet miałam chwilową myśl by może jednak podawać jej mięso., Ale Seba znalazł to forum i wtedy mi przeszło :)
gosiabebe - 2007-08-27, 09:56

taniulka napisał/a:
Nawet miałam chwilową myśl by może jednak podawać jej mięso., Ale Seba znalazł to forum i wtedy mi przeszło


to tak jak ja :-) miałam chwile zwątpienia i przez przypadek trafiłam na wege.dzieciaka teraz nie mam juz rzadnych wątpliwosci wręcz jestem na 100% pewna ,że postępuję własciwie ;-)

Humbak - 2007-08-27, 10:00

Cytrynka napisał/a:
moje dzieci od małego mają wpajane, że ludzie są różni, że jedzą różne rzeczy.

hehe tu tkwi kluczyk - bo moja córcia też to doskonale wie i dlatego też nie przeszkadza jej że ona je parówkę a my nie. poniewaz uczyła się też o różnych ludach na świecie nie dziwi ją że mięso czasem się jada, a inne kwestie z tym związane są poza jej rozumieniem jeszcze.

Ja nie widze ze natalia czuje się gorsza bo je mięso. Wie też, dlaczego my go nie jemy. Widziałam, że czuła się gorsza gdy go nie jadła. Czy kubuś będzie się czuł gorszy? Nie wiem ale chyba nie - ewidentnie to co kieruje Natalią to smak. Myślę że gdy od początku karmi się warzywami a nie zabija ich smak mocnym smakiem mięsa, można mówić o wyborze dokonywanym przez dzieci. I ze wybór kubusia będzie bardziej świadomy cokolwiek wybierze.

Capricorn - 2007-08-27, 10:23

Moje refleksje:

Wstęp: ja jestem wege, mąż nie. Dzieci jedzą mięso. Powód - najprostszy z możliwych: nie umiałabym konsekwentnie odmawiać im ochoty na spróbowanie posiłku z tatusiowego talerza. Ja przez najmłodsze lata życia byłam zmuszana do jedzenia mięsa - i nie chcę, żeby na moich dzieciach się to zemściło "na odwrót". Nie robię moim dzieciom wykładów o tym, dlaczego mięsa jeść nie wolno, bo nie mam zamiaru wywoływać w nich poczucia winy za to, że jedzą co jedzą. I nie wydaje mi się, ze robię źle - najlepszy dowód: Kacper (9) od jakichś trzech lat mięso je tylko wtedy, gdy nie ma nic innego do jedzenia - gdy ma wybór, wybiera dania bezmięsne.

Z nikogo nie da się zrobić wegetarianina na siłę. Najłatwiej mają chyba rodzice, którzy oboje są wege, i dziecko jest wege od zawsze. W rodzinach mieszanych potrzebne są mądre kompromisy. Żadnych postaw wymusic się nie da, a na pewne trzeba poczekać.

Cytrynko, przepraszam jeśli Cię urażę, ale myślenie typu: "a Adaś będzie wegetarianinem", jest podobne do: "a Julka będzie dentystką". Albo - jak dzielenie dzieci podczas rozwodu: "te są Twoje, a te - moje". Kombinuj tak, Cytrynko, żeby dzieci nie stały się ofiarami konfliktów pomiędzy Tobą i mężem.

bajka - 2007-08-27, 14:47

Capricorn napisał/a:
Dzieci jedzą mięso. Powód - najprostszy z możliwych: nie umiałabym konsekwentnie odmawiać im ochoty na spróbowanie posiłku z tatusiowego talerza. Ja przez najmłodsze lata życia byłam zmuszana do jedzenia mięsa - i nie chcę, żeby na moich dzieciach się to zemściło "na odwrót".

Moja Gabrysia ma czasem ochotę spróbować od dziadka czy babci...odmawiałam, przekonywałam ją, by tego nie robiła, zazwyczaj przyjmowała to spokojnie. Moi rodzice jednak jedzą mięso ostatnimi czasy w ukryciu, bo trudna to dla nich sytuacja i raczej nie odmówiliby podac jej do spróbowania...zastanawia mnie fakt, jak będzie w nowym przedszkolu. Będzie tam dużo więcej dzieci niż w poprzednim prywatnym, w którym nikogo nie dziwiło, że ktoś np. nie je surówek, czy szynki, czy sera, bo po prostu nie lubi. Tam nawet upodobania kulinarne dzieci były respektowane. Tutaj nie jest problemem, że Gabrysia nie będzie jadła mięsa, ale pytanie, co zrobić, gdy będzie chciała to co inne dzieci...Nie zabronię jej, bo nie będę chciała, by dziecko bało się mamy i ukrywało przed nią z mięsem...
ale może taka sytacja nie będzie miała miejsca i będzie wszystko jak dawniej...to się okaże...

Capricorn - 2007-08-27, 15:14

bajka, a Wy mieszkacie z Waszymi rodzicami?
bajka - 2007-08-27, 15:26

Nie, mieszkamy niby same...ale jestem w trakcie rozwodu, więc mała spędzała u rodziców trochę czasu albo oni u nas. Zwłaszcza w okresie, gdy przez 2 miesiące nie chodziła do przedszkola...
Capricorn - 2007-08-27, 16:40

Cytrynka napisał/a:
Czasami zastanawiam się co powinnam zrobic, bo mąż je mięso i ryby nieekologiczne, więc mogą tam byc hormony i antybiotyki i kiedy dzieci mu podbierają, niepokoję się.
Powiedziałam mężowi, że chcę, by chociaż Adaś był wege. I tu pojawia się problem: co powiemy Adasiowi jesli też będzie chcial sprobować to, co tata ma na talerzu (bo przecież siostra i brat próbuję).


Cytrynka napisał/a:
Rozmawiam z moimi dziećmi i tłumaczę im dlaczego nie jem mięsa i dlaczego wolałabym aby one nie jadły


Cytrynko, pytam bez żadnej zlośliwości: czy raczej nie powinnaś niepokoić się o ich kondycję psychiczną? Niby wolno im jeść mięso, ale Ty im opowiadasz o tym, dlaczego nie powinny. Chcesz, żeby przestały jeść mięso z poczucia winy wobec Ciebie?

Cytrynka - 2007-08-27, 17:14

Ja nie powiedziałam, że zabronię Adasiowi spróbować. Ja nie chcę, by tata mu proponował spróbowania. Starszym niestety proponuje czasem. Będę Adasiowi tłumaczyła, tak jak tłumaczę starszym dzieciom. W przypadku Julci moje tłumaczenia dużo nie dają, bo jak ostatnio się dowiedziałam "rybka lubi być jedzona", z tym, że Julcia wcześniej jadła mięso, a przy Dominisiu nie potrafiłam się sprzeciwić.
Zdaję sobie sprawę, że Adaś może domagać się mięsa, pzostaje mi tylko spokojne tłumaczenie.
Ostatnio Julcia tłumaczyła tatusiowi, że nie powinien jeść białego chleba tylko ciemny, może kiedyś tak powie o mięsie.

Capricorn - 2007-08-27, 17:37

Cytrynka napisał/a:
Ja nie powiedziałam, że zabronię Adasiowi spróbować. Ja nie chcę, by tata mu proponował spróbowania. Starszym niestety proponuje czasem. Będę Adasiowi tłumaczyła, tak jak tłumaczę starszym dzieciom. W przypadku Julci moje tłumaczenia dużo nie dają, bo jak ostatnio się dowiedziałam "rybka lubi być jedzona", z tym, że Julcia wcześniej jadła mięso, a przy Dominisiu nie potrafiłam się sprzeciwić.
Zdaję sobie sprawę, że Adaś może domagać się mięsa, pzostaje mi tylko spokojne tłumaczenie.
Ostatnio Julcia tłumaczyła tatusiowi, że nie powinien jeść białego chleba tylko ciemny, może kiedyś tak powie o mięsie.


Cytrynko, może ja źle interpretuję Twoje wypowiedzi - w końcu Internet jest tylko Internetem, łatwo o niedomówienia. Ale czym częściej czytam Twoje wypowiedzi, tym bardziej nabieram przekonania, że prawdziwym problemem Twojej rodziny są Twoje relacje z mężem. Widzisz, sama jestem z rodziny, w której konflikty pomiędzy dorosłymi załatwiano przy pomocy dzieci, którym to wysyłano wzajemnie sprzeczne komunikaty, i testowano, wobec którego z rodziców dziecko zachowa się bardziej lojalnie. Oczywiście, "zdradzony" rodzic miał szeroki wachlarz zachowań demonstrujących doznaną krzywdę. I to wywoływanie poczucia winy, brrr.... A już najgorsze jest oczekiwanie, że dziecko za nas załatwi sprawy,z którymi sie nie możemy uporać - i ja to czytam w Twoim ostatnim zdaniu: że mąż nie chce z Tobą rozmawiać na temat radykalnej (dla niego) zmiany zwyczajów zywieniowych w waszym domu, więc liczysz na to, że posłucha dziecka.

Cytrynka - 2007-08-27, 23:23

Capri, źle mnie zrozumiałaś. Nasze dzieci nie są "używane" do załatwienia problemów. Żadne z nas nie próbuje przeciągnąć dzieci na swoją stronę. Ja wychodzę z założenia, że dorosły człowiek wie co robi. Jeśli mąż chce jeśc takie a nie inne produkty - jego prawo. Natomiast jeśli Julcia chce jeść np. białe pieczywo (co nam się zdarza kiedy nie ma innego), tłumaczę jej dlaczego lepiej jeść ciemne.
Obydwoje z mężem chcemy by dzieci były zdrowe i szczęśliwe, nie ma mowy więc o manipulacji. Nasze dzieci w przyszłości same podejmą własne decyzje. Jeśli chodzi o mięso, to mąż obawia się, że jeśli dzieci nie będą do niego przywyczajone, to w przyszłości może im zaszkodzić, jeśli zjedzą np. w szkole.

Capricorn - 2007-08-27, 23:27

Cytrynka napisał/a:
Capri, źle mnie zrozumiałaś.


No, to ulżyło mi. Pewnie jestem przewrażliwiona.

Cytrynka - 2007-08-27, 23:29

Capricorn napisał/a:
Cytrynka napisał/a:
Czasami zastanawiam się co powinnam zrobic, bo mąż je mięso i ryby nieekologiczne, więc mogą tam byc hormony i antybiotyki i kiedy dzieci mu podbierają, niepokoję się.
Powiedziałam mężowi, że chcę, by chociaż Adaś był wege. I tu pojawia się problem: co powiemy Adasiowi jesli też będzie chcial sprobować to, co tata ma na talerzu (bo przecież siostra i brat próbuję).


Cytrynka napisał/a:
Rozmawiam z moimi dziećmi i tłumaczę im dlaczego nie jem mięsa i dlaczego wolałabym aby one nie jadły

i
Cytrynko, pytam bez żadnej zlośliwości: czy raczej nie powinnaś niepokoić się o ich kondycję psychiczną? Niby wolno im jeść mięso, ale Ty im opowiadasz o tym, dlaczego nie powinny. Chcesz, żeby przestały jeść mięso z poczucia winy wobec Ciebie?


Capri, mam tylko dwa wyjścia: zabronić albo pozwolić.
Nie wzbudzam w nich poczucia winy. Moje wyjaśnienia są adekwatne do ich wieku. Nie mówię, że jeśli zjedzą, będzie mi przykro. One wiedzą, że niezaleźnie od tego co zrobią kocham i będę je kochać i szanować, także respektować ich prawo do własnych wyborów.
Co do Adasia, nie chcę jedynie, by przez innych był namawiany do jedzenia mięsa, nie twierdzę, że on nie będzie jadł mięsa, bo tego nie wiem. Nie ustawiam dzieciom przyszłości.

Jagula - 2007-09-02, 20:05

Moje dziecko też nie jest niestety wegetariańskie...Nie miałam warunków ani wsparcia żeby się przeciwstawić mięsożernej babci (mąż też je mięso) .Jak długo się dało opóźniałam podanie mięsa i zgodziłam się tylko na domowy drób, króliki (czyli po drugiej stronie barykady były to moje fanaberie).Jednak udało mi się opracować skutkująca powolutku taktykę ;-) Założyłam,że nie ma to jak dobry przykład i wystarczy poczekać aż syn sam postanowi wybrać swoją filozofię. W swoim związku udało mi się zaszczepić nawyki zdrowożywieniowe (choć nie krzyczę kiedy w torbie z zakupami znajduję białe bułki itp.). W większości posiłki są wege a sporadycznie chłopaki jedzą jakieś mięso...na całe szczęście mój mąż jest mocno eko i tylko takie mięcho go kręci, mieszkamy w Czechach a tam mięso i wędliny jest dużo gorsze niż w Polsce więc sytuacja jest sprzyjająca ;-) Teraz sytuacja jest gorsza- czasowo jesteśmy w Szkocji a tu jedzenie fatalne...długo by pisać....ale jest nieograniczony dostęp do świeżych ryb prosto z połowu...ehhh

Pozostaje kwestia naszego wegetarianizmu, zdrowego żywienia i podejścia do tego najbliższego otoczenia...ja mam ciągle w tej kwestii zatargi z teściową (dlaczego się czepiam czarnej herbaty, dlaczego nie wolno jej słodzić, dlaczego dziecko pije wodę- w końcu jest niekaloryczna :-D , skoro je warzywa to dlaczego nie z mięsem i dlaczego czepiam się solenia....) no i dlaczego to dziecko jest chude...Walcze ile sie da...największy ubaw mam jednak gdy babcia sratartuje z parówką- pierwszy z odsieczą jest mój mąż :mryellow: :mryellow:

Mam nadzieję,że Radziej w przyszłości sam wybierze, jest bardzo wrażliwym dzieckiem, zauważa i wie ,że mam mięsa nie je...że to takie same zwierzaki jakie spotyka na co dzień.
Każdy wybór zaakceptuję

bajka - 2007-09-02, 20:36

Jagula, bardzo cenne dla mnie to, co napisałaś...Ja nie mam ostatnio sił na żadne walki ze wsparciem też kiepsko...jestem wykończona, tyle przykrego działo się w moim życiu w ciągu roku czasu. Marzę o spokoju...
Mądre to co piszesz o świadomym wyborze dziecka i dawaniu mu dobrego przykładu.

Jagula - 2007-09-02, 21:07

Dokładnie...nie ma się co naciągać, to nikomu dobrze nie posłuży.Dzieci i tak mają lepsze warunki i lepiej są odżywione ,że tak to określę "obok kuchni wegetariańskiej". Plusem jest tez to,że dziecko wybiera z takich zestawów to co akurat jest mu potrzebne (nie zawsze mięsko ;-) ) i ostatecznie jest otwarte na wszelkie inne odmienności i nawyki
pao - 2007-09-02, 21:32

Cytat:

Dzieci przez kilka lat mają ten sam obwód pasa.


coś o tym wiem, gabi odkąd pamiętam na szerokość jest niemal stała ;)

Jagula - 2007-09-02, 21:44

A mojemu dzikowi zawsze wszystko spada z dupki :mrgreen: za wyjątkiem ogrodniczek oczywiście ;-)
Ewa - 2007-09-02, 21:49

Obecnie sytuacja u mnie wygląda oczywiście inaczej, ale opiszę jak wyglądało to, gdy było nas pięcioro. Gdy trafiły do nas męża dziewczynki były oczywiście mięsożerne. Ja i Gabryś byliśmy wege, a W. przygotowywał sobie sam mięso w weekendy. To on wyjaśniał całą sytuację dziewczynkom. Przygotował je na to, że mięso będą mogły jeść tylko w sobotę i niedzielę, gdy on je przygotuje. Miały zapowiedziane, że na co dzień obiady są wege i np. kanapki do szkoły też. Jeżeli chciały np. drugie śniadanie z wędliną miały mi o tym wcześniej powiedzieć i ja smarowałam im tylko masłem, a one sobie te kanapki same kończyły. Świetnie to wszystko załapały. Gabryś też zupełnie naturalnie przyjmował to, że tata i siostry jedzą inaczej, ale był wtedy mały. Zresztą tu pomagał fakt, że tata bardzo chciał by Gabryś był wege. Dziewczynom jednak nie chciał niczego narzucać, bo były nauczone od małego jedzenia mięsa. One jednak bardzo szanowały dietę moją czy brata i bardzo pilnowały, żeby np. Gabryś nie dostał niczego niewegetariańskiego, choćby od osób postronnych. Pamiętam jak któregoś dnia W. stwierdził, że wcale by się nie zdziwił, jeżeli Ania wcześniej czy później do nas dołączy i tylko dla siebie i Asi będzie coś przyrządzał. Prawda jest taka, że przyrządzał coraz rzadziej, a po tym jak Asia przestała z nami mieszkać, to stwierdził, że w przypadku decyzji Ani o przejściu na wege on już chyba też nie będzie miał innego wyjścia ;-) . Jakiś czas później Ania przyszła do mnie z pytaniem czy ona też mogłaby przejść na wegetarianizm. W. popatrzył na mnie nad jej głową i tylko się uśmiechnął. Jak zdecydowaliśmy się na nowy dom padła decyzja, że mięsa w nowym domu nie będzie ani dla domowników ani dla gości. To wcale nie jest tak, że jak jedno z rodziców nie jest wege i dzieci też pomieszane dietowo, to nie da się tego jakoś ułożyć. Da się, a efekty czasem są bardzo pozytywnie zaskakujące.
pao - 2007-09-02, 21:54

człowiek posiada niesamowitą zdolność adaptacji do różnych warunków. pytanie tylko jak z niej korzysta.

jak widać są przykłady na pozytywne wykorzystanie :)

Marzenusia - 2007-09-07, 22:45

Jestem w szoku, że matki wegetarianki dają swemu dziecku mięso!
To tak jakby same niezbyt ufały że postępują słusznie.
Tak robi się krzywdę dziecku, bo ma sprzeczne wartości i przykład braku konsekwencji!

Humbak - 2007-09-07, 22:54

No cóż... gratulacje pewności siebie...
YolaW - 2007-09-07, 23:00

Marzenusia napisał/a:
Jestem w szoku, że matki wegetarianki dają swemu dziecku mięso!
To tak jakby same niezbyt ufały że postępują słusznie.
Tak robi się krzywdę dziecku, bo ma sprzeczne wartości i przykład braku konsekwencji!

Marzenusia nie zgodzę się z Tobą. Wiele osób ma nie-wege partnerów, a to komplikuje sytuację. Ja bym nie oceniała ich w ten sposób. Myślę, że każda mama chce tu dla swojego dziecka jak najlepiej, ale nie można robić pewnych rzeczy kosztem zgody rodzinnej i kosztem dziecka. Przecież nie można wychowywac dziecka na wroga mięsnego tatusia (na przykład, a jest wiele różnych sytuacji - każda inna). Także ode mnie szacunek dla każdej mamusi :)

[ Dodano: 2007-09-07, 23:01 ]
i tatusia :)

marysia - 2007-09-07, 23:02

Marzenusia napisał/a:
Jestem w szoku, że matki wegetarianki dają swemu dziecku mięso!

A ja jestem w szoku czytając te słowa...
Przykro mi się zrobiło (ale może to wina cyklu...)

Jagula - 2007-09-07, 23:21

Mi się zrobiło niemiło....i tak przecież robie co mogę ...co? mam zostawić męża?zabić teściową??????
YolaW - 2007-09-07, 23:44

Marzenusia napisał/a:
Jestem w szoku, że matki wegetarianki dają swemu dziecku mięso!

Poza tym jest to raczej na zasadzie, że pozwalają dzieciom wybrać, a nie wciskają kotlety na obiad same nie jedząc mięsa. Przede wszystkim nie wolno nikomu oceniać. Itak będąc w sytuacji rodziny mieszanej każdy ma dość dylematów i potrzebuje dobrego słowa wsparcia a nie potępienia.
marysia, Jagula jestem z Wami :)

marysia - 2007-09-07, 23:58

YolaW napisał/a:
marysia, Jagula jestem z Wami :)

:-)

Capricorn - 2007-09-08, 08:30

Marzenusia, nie masz jeszcze bardziej dramatycznych gifów?
gosiabebe - 2007-09-08, 08:43

Capricorn napisał/a:
Marzenusia, nie masz jeszcze bardziej dramatycznych gifów?


też miałam o to zapytac ;-)

Ania D. - 2007-09-08, 10:11

Wege jest się z różnych powodów, a nacisk najbliższych, lekarzy i innych osób może być tak silny, że matka może stracić pewność, czy dieta wege jest dobra dla dziecka. Do tego potrzebna jest wiedza i wsparcie, ocenanianie kogoś, gdy się nie zna całej sytuacji rodzinnej nie jest więc dobrym pomysłem.
kasienka - 2007-09-08, 10:28

Myślę, że niewiele jest osób, które nigdy nie mają wątpliwości i są 100% przekonane, że to co je ich dziecko, to wystarczające i najlepsze pożywienie...Prawie każdego nachodzą czasem takie myśli...a jak do tego drugi rodzic nie jest wege i te wątpliwości sieje, to czasem ciężko sie nie ugiąć. Ja myślę, że nasze dzieci i tak kiedyś wybiorą same, a najlepsze co możemy zrobić, to dawać dobry przykład i starać się zapewniać im to co według nas najwartościowsze...

Marzenusia, a Twoje dziecię ile ma lat?

pao - 2007-09-08, 10:41

Cytat:
Marzenusia, a Twoje dziecię ile ma lat?


jak ma na imię i inne takie może jeszcze...

nie wiem czemu, może to nadinterpretacja i może niesprawiedliwa, ale odnoszę wrażenie ze Marzenusia sama jest jeszcze dzieckiem...

kasienka - 2007-09-08, 10:43

W "dzieciach" wpisaną ma Księżniczkę ;)
pao - 2007-09-08, 10:46

wpisać można wszystko... to co widzę w postach przekonuje mnie do sceptycyzmu...
Capricorn - 2007-09-08, 11:19

kasienka napisał/a:
W "dzieciach" wpisaną ma Księżniczkę ;)


wczoraj dosłała zdjęcie do listy wegedzieciaków, imię brzmiało, zdaje się, Księżnicza. Well, do Marzeniusi pasuje jak ulał ;-)

gosiabebe - 2007-09-08, 12:05

kasienka napisał/a:
Myślę, że niewiele jest osób, które nigdy nie mają wątpliwości i są 100% przekonane, że to co je ich dziecko, to wystarczające i najlepsze pożywienie...Prawie każdego nachodzą czasem takie myśli...


moja siostra która nie jest wege ,a jest teraz w ciąży powiedziała mi ostatnio ,że strasznie przeraza ją własnie kwestia odżywiania dziecka,jeszcze niedawno było to dla niej oczywiste ,że gdy będzie miała dzieci to będą jadły mięso,teraz dużo czyta (ja też podsuwam jej różne artykuły albo posyłam linki z różnych wątków na ten temat z wegedzieciaka ;-) ) i coraz bardziej jest do mięsa zrażona ze względów zdrowotnych , ostatnio postanowiła ,że synkowi nie poda mięsa przynajmniej do drugiego roku życia,kto wie może w przyszłości sama się przekona do tej diety? :-D

Lily - 2007-09-08, 14:16

A mojej siostry nie przeraża to, że dziecko poi cukrową herbatką z kwasem cytrynowym (dla niemowląt), choć na początku bardzo się przejmowała tym, jak będzie małą karmić, no i poszła w komercję - zupki, przeciery ze słoiczka, kaszka błyskawiczna, mleko modyfikowane. Ja już nic nie chcę gadać, bo pewnie źle odbiera moje "czepianie się". Ale niszczy moim zdaniem dziecku jelita itp.
pao - 2007-09-08, 19:44

często widząc co ludzie jedzą i czym karmią dzieci czuję smutek. ale to ich życie i ja niewiele mogę zdziałać jeśli oni sami nie wyrażą chęci zmiany czy gotowości na nią. wtedy tylko energii mogę posłać ciepłej i wierzyć że tak eteryczne ziarno też kiedyś wzejdzie.
Malinetshka - 2007-09-10, 17:11

pao napisał/a:
często widząc co ludzie jedzą i czym karmią dzieci czuję smutek. ale to ich życie i ja niewiele mogę zdziałać jeśli oni sami nie wyrażą chęci zmiany czy gotowości na nią. wtedy tylko energii mogę posłać ciepłej i wierzyć że tak eteryczne ziarno też kiedyś wzejdzie.

Mam podobnie...
Też mi smutno w takich sytuacjach, ale wiem, że jedyne co mogę zrobić to dobrze o nich pomyśleć. Coraz mniej mam ochotę mówić..

pao - 2007-09-10, 17:14

kwestia żywienia często przypomina walkę z wiatrakami.

wiele stereotypów jest tak głęboko zakorzenionych, ze nawet zwrócenie uwagi może być traktowane jako atak na najwyższe wartości. zatem często lepiej przemilczeć i posłać złoto w stronę ludzi niż zaczynać rozmowy. inaczej jest, gdy te osoby same zaczynają dyskusję, wtedy jest szansa zasiać ziarno, ale to i tak zależne od naszego wyczucia ;)

Jagula - 2007-09-10, 20:08

ale najgorsze i szokujące co zdarzyło mi się widzieć to niespełna 10 mies. bobas żujący zwyczajną....i jeszcze wszyscy się zdziwili co mnie tak szokuje...
rosa - 2007-09-11, 14:48

przecież to super jak dziecko je to samo co rodzice, praktycznie od kołyski, jakie to praktyczne, nie trzeba oddzielnie gotować ;-)
Jagula - 2007-09-11, 18:24

tylko ja miałam niezły problem...impreza w trakcie ...grill...kiełbasy ,kury i moje alternatywne szaszłyki warzywne >Zabraniam dawania mojemu synowi frykasów(!!?!!) z owego grilla (miał osobno zawinięta w folię pierś kury z warzywkami) a tu mi nagle demonstrują niejakiego Sylwusia ze zwyczajną...dziecko bez zębów żujące kiełbachę :shock: To fakt..urządzili mi niezła demonstrację :-| dietetyczną

W każdym bądź razie owo miejsce jako miejsce spotkań jest spalone ]:->

Jagula - 2007-09-12, 17:31

no niestety...nic innego nie miałam do dyspozycji
Wicia - 2007-09-13, 00:05

pao napisał/a:
e nawet zwrócenie uwagi może być traktowane jako atak na najwyższe wartości

Ja nie zwracam nikomu uwagi, a często spotykałam się z atakiem tylko dlatego, że sama mięsa nie jadłam. Nikogo nie atakując byłam atakowana jakby w obronie własnej. Kiedyś w ogólniaku koleżanka z która nigdy nie poruszałam tematu wege opowiedziała mi swój sen - pogobno goniłam ją z nożem za to, że je mięso :shock:

Lily - 2007-09-13, 00:11

Mnie tez nieraz obarczają jakąś dziwną odpowiedzialnością, albo zaczynają rozmowę od "mnie i tak nie namówisz", choć nigdy nikogo nie namawiałam na rezygnację z mięsa.
pao - 2007-09-13, 13:30

Cytat:
Nikogo nie atakując byłam atakowana jakby w obronie własnej


Cytat:
albo zaczynają rozmowę od "mnie i tak nie namówisz", choć nigdy nikogo nie namawiałam na rezygnację z mięsa


kurcze, tez takie zależności zauważałam. teraz jakoś sie nie trafiają, ale swego czasu było tego trochę. słowa jeszcze nie powiesz a już atak ...

Malroy - 2007-09-13, 13:42

Lily napisał/a:
Mnie tez nieraz obarczają jakąś dziwną odpowiedzialnością, albo zaczynają rozmowę od "mnie i tak nie namówisz", choć nigdy nikogo nie namawiałam na rezygnację z mięsa.


mam to samo, w ogóle słowem nie wspomnę w kontekście jakiegokolwiek namawiania, ale wystarczy, że powiem "nie jem jaj", lub "nie piję mleka" i od razu mam atak na mnie :P W sumie mnie one śmieszą, ale przede wszystkim dziwią.

kasienka - 2007-09-13, 16:25

Może w głębi duszy mają poczucie winy, jakieś wyrzuty sumienia, że jedzą mięso ;)
Lily - 2007-09-13, 16:30

kasienka napisał/a:
Może w głębi duszy mają poczucie winy, jakieś wyrzuty sumienia, że jedzą mięso ;)
- no właśnie tak to trochę wygląda... podświadoma obrona przekonań, których słuszności nie są pewni?
hezer - 2007-10-27, 01:03

Lily napisał/a:
A mojej siostry nie przeraża to, że dziecko poi cukrową herbatką z kwasem cytrynowym (dla niemowląt), zupki, przeciery ze słoiczka, kaszka błyskawiczna, mleko modyfikowane. Ja już nic nie chcę gadać, bo pewnie źle odbiera moje "czepianie się". Ale niszczy moim zdaniem dziecku jelita itp.

Mój starszy syn, Michał, jadał w ten sposób, i wynikało to z właśnie z troski o jego zdrowie... Byłam święcie przekonana, że to co jest produkowane specjalnie dla niemowląt jest zdrowsze i bardziej odpowiednie dla Maluchów niż "normalne" jedzenie. Może jednak warto ludzi uświadamiać, bo bombardowani informacjami z prasy i telewizji (nie mam tu na myśli reklam) nie zdają sobie sprawy, że podają dziecku coś co szkodzi. Do tej pory mam wątpliwości, czy gotowanie zupek z warzyw niewiadomego pochodzenia (a tylko takimi dysponuję) nie jest bardziej niebezpieczne niż podanie obiadku ze słoika...

Lily - 2007-10-27, 01:05

hezer napisał/a:
Do tej pory mam wątpliwości, czy gotowanie zupek z warzyw niewiadomego pochodzenia (a tylko takimi dysponuję) nie jest bardziej niebezpieczne niż podanie obiadku ze słoika...
to już inna kwestia, ale chodziło mi głównie o cukier i inne takie dodatki... nawet w słoiczkach można przebierać, żeby były bez dodatków (zazwyczaj są dla alergików)
alcia - 2007-10-27, 10:03

hezer napisał/a:
Do tej pory mam wątpliwości, czy gotowanie zupek z warzyw niewiadomego pochodzenia (a tylko takimi dysponuję) nie jest bardziej niebezpieczne niż podanie obiadku ze słoika...

więc zamawiaj eko warzywa w sklepach internetowych (np. ekosfera). Taniej wyjdzie niż słoiki i zdecydowanie zdrowiej.

kofi - 2007-11-16, 10:07

Dawno nikt się odzywał w tym wątku, to pozwolę sobie się wywnętrzyć: moje starsze dziecko je mięso. To już właściwie nie dziecko, tylko dorosły - ma 21 lat. Kiedy przeszłam na wegetarianizm Igor miał 3 lata (a ja tyle, ile on teraz, he, he, dopiero to zauważyłam) i bałam się "eksperymentować na dziecku" (takiego argumentu używało mnóstwo ludzi, kiedy pojawił się mój drugi synek prawie 7 lat temu, ale wtedy to juz byłam pewna, że to nie jest eksperymentowanie). Igor jadł więc mięso, mieszkaliśmy wtedy u rodziców, a moje relacje z mamą są dość skomplikowane, więc "dokarmianie" wnuka mięsem jest jedną z jej życiowych misji. Kiedy się wyprowadziliśmy, kupowałam Igorowi wędlinę, a dania obiadowe mięsne były dostarczane w takiej ilości, że często najadał się też kot i pies (a potem dwa psy). Igor wielokrotnie miał ochotę przestać jeść mięso, ale niestety moja mama tak skutecznie zmanipulowała i jego i nas, że nie miał chyba po prostu odwagi, determinacji i motywacji. Teraz wyprowadził się właśnie do moich rodziców - pod pretekstem tego, że będzie miał wszędzie bliżej, bo my na wsi, oni w mieście. Też na wyraźne zaproszenie babci. Taka bardzo niesympatyczna sprawa, nie chce mi się nią truć, wystarczy, że samej spędza mi to sen z powiek.
Oprócz Igora nikt w domu nie jadł mięsa, ale nikt nie robił mu wymówek z tego powodu, najwyżej słyszał ode mnie, że jak chce schudnąć, to może przejść na wege. On też nigdy nie uważał, że z pozostałymi członkami rodziny jest coś nie tak, bo nie jedzą. Jest bardziej tolerancyjny, niż inni nie-wege, wie że wegetariańskie jedzenie może być pyszne, ale je mięso i tyle.

Capricorn - 2007-11-16, 12:20

Droga kofi, a skomplikowanych relacjach z rodzicami, a jakże, mamy odpowiedni wątek:

hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=808&start=0

i nie wiedziałam, że masz starszego syna.

kofi - 2007-11-16, 12:40

Capricorn napisał/a:
i nie wiedziałam, że masz starszego syna.

Widać mało o nim mówię :oops: , ale on już właściwie odfunął. Dobrze, że jest Daniel.
Daniel mówi o Igorze: dorosłe dziecko. Idealnie oddaje istotę rzeczy.
O skomplikowanych relacjach z rodzicami to nie mam siły mówić, najwyżej poczytam...

natali - 2008-05-13, 14:21

Marzenusia napisał/a:
Jestem w szoku, że matki wegetarianki dają swemu dziecku mięso!
To tak jakby same niezbyt ufały że postępują słusznie.
Tak robi się krzywdę dziecku, bo ma sprzeczne wartości i przykład braku konsekwencji!


z tym ostatnim może bym się nie do końca zgadzała, aczkolwiek do 1 części wypowiedzi zgadzam się. mnie tez bardzo dziwi takie postępowanie, poddawanie się opinii otoczenia, które o wegetarianiźmie wie tyle, co napisze jakiś pseudoredaktor w gazecie. to bardzo krzywdzące.
ale skoro matki się zgadzają - współczuję.

nie jem mięsa większą połowę życia - z własnej woli, nie z jakiejś ideologii, czy mody. jestem w ciąży, mam wspaniałą prowadzącą również wegetariankę. nie wyobrażam sobie, by wegetariańscy laicy i amatorzy mówili mi, co jest dobre a co złe dla mnie i mojego dziecka.

Jagula - 2008-05-13, 21:47

Witam Cię natali serdecznie na forum...
Gratuluję , że masz wokół siebie wspierających i życzliwych ludzi.
Nie zawsze tak jest- niestety. I nie polega to na banalnym strachem przed opinią otoczenia.
Wcale nie jest łatwa rola wegetariańskiej matki(nie z przypadku, nie dla mody czy chwilowego widzimisię, przez większą część swojego życia) niewegetariańskiego dziecka(w diecie którego mięso jest dopuszczone 5-7 razy w miesiącu, które i tak od większości się wzbrania mówiąc,że jest wegetarianinem)...

Salamandra*75 - 2008-05-14, 08:37

Ja i mąż jestesmy weganami i nie wyobrażamy sobie żeby nasz Jasio jadł mięso.Presja rodziny jest niestety silna i dośc przykra.Karmie małego a z drugiego pokoju słysze absurdy typu:"Ja nie ma głowy co dac dziecku jak skończy rok?A jak do szkoły pójdzie to co do kanapki?".A ja milczę cierpliwie znosze obelgi i wreszcie słysze:"No cóz moja droga oni i tak nic nie zmienia i tak miesa nie beda jedli żeby choc nabiał, zatem szkoda naszego gadania":)Takie to miłe gadki mojej teściowej.Moja mama mnie szantażuje ze na wege chrzciny do wnuczka nie przyjedzie.Co z tym robić?Ja czasem nie mam siły już tłumaczyć i walczyc z prowokacjami typu:"Jak Janek urosnie to dam mu w ukryciu mieso z królika!!!!!".Mój mąż na to:"To nie bedziemy Was odiwedzac!".
W ciąży słyszałam że mi zęby wypadną i kości beda gruchowatły.Zapewniam że zęby mam jak malowanie a kości nadal w porządeku.Później usłyszałm ze dziecko bedzie chude i niedozywione na moim wege-niepełnowartościowym mleku.A tu niespodzianka Janek jest tłusciutki i dobrze sie rozwija nie ma problemów ze zdrowiem i jest wesołym chłopcem.Zatem miłe Panie powodzenia i nie dajcie sie rodzinie nie warto!Wegetarianie trzymajcie się razem jakos przetrwamy:)

alcia - 2008-05-14, 10:23

Salamandra*75, przykre to, ale niestety wielu z nas tak ma. U mnie było to samo, od samej ciąży straszenie, roztaczanie czarnych wizji co to się będzie działo z moją ciążą, potem z dzieckiem. Teraz jest już prawie cisza, bo Kaja jest cudowna, zdrowa, bystra, szybko się rozwija.. No i ich porównania z jej niewege rówieśnikami w rodzinie wypadały na tyle kiepsko (dla nich, nie dla Kai :) ), że musieli sobie w końcu dać spokój z tym głupim gadaniem. Jakieś tam gadanie oczywiście nadal jest, ale już takie resztki, bez których się obyć nie mogą, typu użalanie się nad nią jaka to biedna, że tego i owego sobie zjeść nie może. Ale w kwestii zdrowia, czy organizacji życia nie mają już nic do powiedzenia. Bo nawet do przedszkola chodzi - co było dla nich odwiecznym argumentem, że skazuję ją na alienację, bo nikt jej nie przyjmie, nikt jej nie będzie gotował itp. A ty nie było ŻADNEGO problemu i w przedszkolu dzieciaki ją uwielbiają :)

Ale głupie teksty zawsze będą. Jak np. w piątek nad ranem Kaja zwymiotowała (jakiś rotawirus, na szczęscie lekko przeszedł i na tej jednej akcji się skończyło), opowiadam o tym moim tacie, a on na to: no tak, bo ona wegetarianka... :roll: Żenujące...

Humbak - 2008-05-14, 11:07

natali napisał/a:
by wegetariańscy laicy i amatorzy
jako wegetariański laik i amator witam cię na forum i zapraszam do przedstawienia się w odpowiednim dziale :-|
alcia napisał/a:
niestety wielu z nas tak ma.
niestety, u mnie jak narazie perypetie z anemią gdy byłam w ciąży z kubą, to jak z tego wyszłam a jednocześnie pomogłam mojej mamie i babci które w tym samym czasie miały też problemy z anemią prawiły że moja mama narazie nie protestuje, ale i tak wiem że gdy przyjdzie odpowiednia chwila jej niepokój o nas da się we znaki ;-)
nie dać się, słuchać - bo może mają rację? - i robić swoje ;-)

dynia - 2008-05-14, 13:28

U nas ostanio goszcza rozni znajomi w tym niewege takze z dzieciaczkami w wieku Jagi ,ktore wcinaja rowniez miesiwo.Jagodka bardzo subtelnie i dyskretnie zapytala nas czy tez moglaby sprobowac i tak jak koleznka zjesc rybke.Jaga jest swiadoma pochodzenia miesa etc.nie wydaje mi sie tez,zeby do konca jednak wszystko pojmowala w taki dorosly sposob,mimo wszystko zgodzilismy sie ,zeby sprobowala sobie tej ryby posilek jej posmakowal .Od tej pory cos tam sobie przebakuje pod noskiem,ze moze zrobie jej rybke na obiad.Zastanawiam siie powaznie na tym wszystkim,zawsze powtarzalismy sobie,ze jezeli nadejdzie taki czas i Jadzia zadecyduje od tym,ze chce jesc czy tez sprobowac to my jej na to pozwolimy.Tak samo jest w kwestii zajec religii jesli Jagoda zadecyduje,ze chcialaby chodzic wraz z innymi dziecmi dostanie nasza zgode.Licze na to,ze w koncu dokona swiadomego wyboru a nie bedzie dzialac pod presja spoleczenstwa,uwazam jednak ,ze nalezy jej dac mozliwosc zbadania zjawiska z drugiej stroyh.Takie jest moje odczucie ,pewnie sie z nim nie zgodzicie(mam nadzieje,ze nikt nie wytoczy kuli w postaci stwierdzenia no tak a jesli chcialaby sprobowac alkoholu,papierosow etc. to rowniez nalezy pozwolic ,uwazam bowiem ,ze jest to insza inszosc) ;-)
Jagula - 2008-05-14, 14:00

Dynio - Radziej jest od Jagi młodszy o 4 miesiące i właśnie teraz odmawia jedzenia mięsa, może to pora na pierwsze wybory??? Jestem także po rozmowie telefonicznej z mężem na ten temat , która skończyła sie niemiło. Oczywiście roztoczył wizje nieprawidłowo rozwijającego sie dziecka :shock: a cała "wina" leży po mojej stronie...przecież naturalnie dziecku nie obrzydzam jedzenia, nie zamierzam też ukrywac ,że jestem wege.W sklepie proszę żeby sobie coś wybrał jeśli ma ochotę (oczywiście nie wszystko dostanie) ale dziś już było (dla mnie) zabawnie bo stwierdził,że jest wegetarianinem a potem podszedł do lady gdzie było mięcho z hasłem ,że "idzie sobie pooglądać inne nieżywe zwierzątka" . Wyobraźcie sobie miny pań przy stoisku :mryellow:
Chodzi o to żeby potrafić uszanować każdy wybór...

Karolina - 2008-05-14, 14:55

Dynia, a aspekty zdrowotne nie przemawiają do Ciebie? Ryby są przecież pełne toksyn ze skażonych wód.
Moim zdaniem tak małe dziecko nie jest w stanie zadecydować w sposób odpowiedzialny. Ona nie wie co to jest śmierć, cierpienie, rzeznia. Nie potrafi sobie tego nawet wyobrazić. W tym wieku to rodzice powinni decydować, co dla dziecka jest odpowiednie, bo dziecko po prostu tego nie wie. Ale widze, że jedzenie ryby Ci nie przeszkadza, więc postępujesz według swojego sumienia.

Malati - 2008-05-14, 15:23

Karolina napisał/a:
Moim zdaniem tak małe dziecko nie jest w stanie zadecydować w sposób odpowiedzialny. Ona nie wie co to jest śmierć, cierpienie, rzeznia. Nie potrafi sobie tego nawet wyobrazić. W tym wieku to rodzice powinni decydować, co dla dziecka jest odpowiednie, bo dziecko po prostu tego nie wie.


Dokładnie też mam takie zdanie w tej kwestii.Kiedy dzieci wykazują zainteresowanie mięsem należy z nimi rozmawiać oczywiście używając argumentów adekwatnych do ich poziomu zarówno emocjonalnego jak i zrozumienia.Wedłu mnie najważniejsza jest spokojna rozmowa i jeszcze raz rozmowa....podanie w tym wieku dziecka mięsa jak dla mie to za szybkie danie mu prawa do własnych decyzji w tym temacie

magdusia - 2008-05-14, 15:47

Nadii zdarzyło się próbować kotlecików rybnych od babci-pozwoliłam na to.
Parę dni temu Nadia prosiła babcię gdy mnie nie było ,by kiedyś zrobiła jej takie kotleciki.
Choć generalnie mówi że my nie jemy mięsa.

Ostatnio w sklepie widziała zafoliowane kiełbasy,parówki i mówi kup mi-było to nieporozumienie myślała że to sojowe produkty.

dynia - 2008-05-14, 17:34

Karolina napisał/a:
Ale widze, że jedzenie ryby Ci nie przeszkadza, więc postępujesz według swojego sumienia.

Karolino,przede wszystkim nie rozni sie dla mnie spozywanie ryb od jedzenia miesa innego pochodzenia,sytuacja wtedy dotyczyla akurat ryby .Widzisz jest tak ,ze takie niespelna 4 letnie dziecko dobrze zdaje sobie sprawe z pewnych kwestii,w naturalny sposob pewne tez trywializuje ,ale ja mam do niej zaufanie ,uwazam ze sa pewne obszary ,w ktorych warto poznac tez to drugie powiedzmy 'zle' oblicze .Dochodzilo u nas juz do takich absurdow ,ze Jaga potrafila stanac w sklepie i zapytac sie czy pani w kolejce przed nami kupila mieso i czy to jest mieso zwierzat ,po czym walila teksty w stylu o jakie to obrzydliwe i okrutne ,pierwsze pytanie jakis ludzi po przekroczeniu naszego domu to bylo pytanie o kwestie jedzenia miesa.Nie wiem skad zaczerpnela taka postawe umyslowa bo w domu naszym uczymy tolerancji w szerokim pojeciu slowa tego.Dlatego kiedy zjawila sie moja przyjaciolka notabene wegetarianka ze swoja miesozerna cora ,z ktora Jaga strasznie sie przyjazni i dziecie moje stwierdzilo ,ze sprobowalaby tego co Z.miala na talerzu oczywiscie od poczatku miala swiadomosc,ze Z je rybe i ,ze one wcale na drzewach nie rosna!,dostala nasze pozwolenie.Na razie czekam na rozwoj sytuacji ,poniewaz w domu nie ma miesa i J.moze sie o nie upomniec co najwyzej u babci na obiedzie.Nie chce ,zeby moje dzieci segregowaly kogos pod wzgledem tego co ktos spozywa,teraz po takim doswiadczeniu z obiadem z koezanki talerza,Jaga zmienila nieco sposob postrzegania pewnych spraw,co bardzo mnie ucieszylo przyznam sie szczerze.Jak sobie teraz o tym mysle, to w sumie postapila jak mnisi buddyjscy,ktorzy generalnie miesa nie jedza poza jednym malym wyjatkiem kiedy to raz do roku w klasztorach spozywaja mala czesc miesa ,zeby okazac szacunek tym ,ktorzy je jedza ,robia to po to,zeby zadne zawiazki pychy nie mialy miejsca sie zakrzenic ,zeby nie czuli sie lepsi od tych co wlasnie to jedza ;-) Taki moze przydlugi wywod ,ale czasem odnosze wrazenie o niewielkiej tolerancji i wlasie bucie osob wege praktykujacych,ale to juz OT :-> Pax.

PiPpi - 2008-05-14, 20:54

o ta buta to i u mnie była swego czasu baaaaaaaaaaardzo silna, fakt. nie jadłam mięsa 7lat, a ze zmieniłam zenowe bractwo;) na takie, które mięso na seshinach serwuje i przede wszystkim dlatego, ze dość miałm takiej sztywności jaka sie u mnie pojawiła (buty ze skóry_NIE! pasta Blendamed, Vizir-NIE! itp. itd. będąc nad morzem na wakacjach zobaczyłam, że mój Wąż zjadłby jakąś rybę a ze względu na mnie tego nie robi....zainicjowałam zjedzenie ryby, wąż był w szoku nie małym to zdarzenie sprawiło, że wyluzowałam, wiem że nic nie muszę że w każdej chwili mogę mięcjho jeśc a że nie jem to po prostu luźny WYBÓR, a i buta zginęła, warto było jednak to zrobić, pomyśleć, ze keidyś ze sprayem chodziłam: tylko chu** jedzą karpie, twoje ciało jest grobem zwierząt itp. hasełka wypisywałam...wegetarianizm ewoluuje razem ze świadomością szeroko pojętą więc :lol:
Alispo - 2008-05-14, 21:10

ale buta to jedno a konsekwentne postepowanie to drugie..przeciez mozna trzymac sie swoich zasad bez buty..szacunek dla innosci nie musi sprawiac,ze zaczynamy cos jesc/nosic/w czyms prac...no chyba ze to dla nas ;rzestaje byc istotne..i wtedy to co robia inni tym bardziej...
Lily - 2008-05-14, 21:28

Przypomina mi się impreza w jednej ze szkół, do których chodziłam - odbywała się wieczorem w internacie (to była szkoła policealna), mnie na niej nie było, ale opowiadała mi koleżanka. No więc owa koleżanka piła wódkę ze szklanki, choć wódki nie cierpi, ale wypiła, bo co sobie o niej pomyślą. Ja bym nie wypiła, bo i po co? Tak samo nie zjem mięsa, bo po pierwsze po co, żeby komuś sprawić przyjemność? Żeby nie odstawać? Nie ma to wg mnie wiele wspólnego z pogardą dla jedzących, oni sobie jedzą, ja nie. Czasem jest mi przykro, że jedzą, ale to ich wybór, ja się nie wtrącam. Inna sprawa, że mięso straszliwie mnie brzydzi.
trochę mi umknęło chyba to, co chciałam napisać, muszę to przemyśleć ;)

Agnieszka - 2008-05-14, 21:41

chyba jestem mamą b świadomego dziecka, jednak lada moment zamieszkają na jakiś czas z nami mięsne osoby (lodówki będą 2, o naczynia też poprosiłam własne). Jestem ciekawa co wyniknie; u dziadków nie ma problemu ale tu rówieśnica. Zdam relację.
PiPpi - 2008-05-14, 22:54

Alispo, Lilly, u mnie niestety nie obeszło się bez buty i nie znalazłam innego lekarstwa niż tak radykalne jak wyżej opisałam..teraz na szczęście złapałam balans w tym wszystkim.
Lilly, faktycznie Ci umknęło ;-) , ja zjadłam rybę nie z braku odwagi czy aby sie komuś przypodobać czy cóś, lecz dla uleczenia własnego poczucia wyższości nad mięsożercami, podziałało. był na forum taki post, pozwolę sobie przypomnieć, Aishy, pisała, ze nie poszłaby do łóżka z mięsożercą, to juz jest dla mnie przegięcie w pewną stronę, ja np. nie zagadnęłam do znajomej osoby w tramwaju gdy zauważyłąm u niej na kolanach reklamówkę wypchaną mięsem, czułam, ze coś jest nie tak w moim podejściu do tego tematu, no i wyszło jak wyszło. grunt, że teraz wszystko się unormowało, i lektura wegedzieciaka jest tu nie bez znaczenia, za co tak ogólnie dziękuję :mryellow:

Karolina - 2008-05-15, 10:43

Magda Stępień napisał/a:
u mnie niestety nie obeszło się bez buty i nie znalazłam innego lekarstwa niż tak radykalne jak wyżej opisałam
Magda Stępień napisał/a:
zjadłam rybę nie z braku odwagi czy aby sie komuś przypodobać czy cóś, lecz dla uleczenia własnego poczucia wyższości


Jednego nie rozumiem dlaczego przez Twoje wątpliwości, wahania i chęć poskromienia pychy ma tracić życie zwierzę? To tak ak mowić, że aby nie czuć pychy, ze jest się tak dobrym człowiekmiem trzeba czasem zgwałcić jakąś panienkę, czy uderzyć dziecko. Dlaczego innych mamy traktować jako instrumenty do udowadnianie czegoś sobie? Moje problemy z tożsamością to moje prywatna sprawa, moje emocje to też mój problem wewnętrzny do rozwiąznia. To co się dzieje w naszej psychice, w naszej intelektualnej głowie to jest świat odległy od świata zwierząt. Dlaczego nasze dziwne decyzje mają im zabierać możliwość życia.
Nie uważam aby mozna było decydować czy jeść zwierzę czy nie. Ono nie jest pokarmem.
Przedstawiam tu mój punkt widzenia, nie chcę się wywyższać. Moja siostra też swego czasu zjadła kurczaka bo miała apetyt, rybę bo miała apetyt. Tylko jedno pytanie mi się kołacze w głowie - czy dla zaspokojenia głupiego apetytu czy innego celu możemy zagarnąć czyjeś ciało na własność?

[ Dodano: 2008-05-15, 10:46 ]
PS nie musimy zjadac kawałka mięsa aby zabijać - mi wystarczy świadomość zaoranych mysich nor na polach, setki rozdeptanych nieświadomie owadów, swiadomoć mojej złości kiedy gryzie mnie komar. Wystarczy sobie to bardzo dokładnie zgłębić i pycha mija.

Nie będę pozwalała aby dla ciekawości Tymka albo Mii ginęło jakieś zwierzę, wolę aby moje dziecko miało zrytą psychikę i kompleks inności niż pozwolić aby ktoś za jego dobre samopoczucie musiał oddawać zycie.

Humbak - 2008-05-15, 11:20

Karolina napisał/a:
Nie będę pozwalała aby dla ciekawości Tymka albo Mii ginęło jakieś zwierzę
no to u mnie jest to bardziej radykalne niż ciekawość - 'mamo ja wiem że trzeba zabić zwierzątko i wiem co to mięso ale ja po prostu chcę je jeść'. Nie przemawia argument że jak głodni możemy zjeść co innego - natalia pluje warzywami i kaszami dalej niż widzi... czasami tolerancja jest niezbędna zwłaszcza dla własnych dzieci. Ja nie podnoszę u nas w domu tego tematu - ja nie jem ty rób co chcesz, choć uważam że tak i tak. Jest duża, nie wepchnę jej jedzenia mojego w imię idei bo to byłoby chore. Ale w przypadku dzieci małych takich jak Tymek i Mia to się z tobą zgadzam - są za małe by decydować
dynia - 2008-05-15, 11:23

Karolina napisał/a:


Nie będę pozwalała aby dla ciekawości Tymka albo Mii ginęło jakieś zwierzę, wolę aby moje dziecko miało zrytą psychikę i kompleks inności niż pozwolić aby ktoś za jego dobre samopoczucie musiał oddawać zycie.

To tak a propos buty :-P
;-)

Magda powiem Ci,ze zawsze z uwaga czytam Twoje wypowiedzi,madra dzoiolcha z Ciebie!

Alispo - 2008-05-15, 11:30

Karolina napisał/a:

Jednego nie rozumiem dlaczego przez Twoje wątpliwości, wahania i chęć poskromienia pychy ma tracić życie zwierzę? To tak ak mowić, że aby nie czuć pychy, ze jest się tak dobrym człowiekmiem trzeba czasem zgwałcić jakąś panienkę, czy uderzyć dziecko. Dlaczego innych mamy traktować jako instrumenty do udowadnianie czegoś sobie?

dokladnie tak samo mysle tylko nie wiedzialam jak to ubrac w slowa;)

PiPpi - 2008-05-15, 11:39

Karolina napisał/a:
Magda Stępień napisał/a:
u mnie niestety nie obeszło się bez buty i nie znalazłam innego lekarstwa niż tak radykalne jak wyżej opisałam
Magda Stępień napisał/a:
zjadłam rybę nie z braku odwagi czy aby sie komuś przypodobać czy cóś, lecz dla uleczenia własnego poczucia wyższości


Jednego nie rozumiem dlaczego przez Twoje wątpliwości, wahania i chęć poskromienia pychy ma tracić życie zwierzę? To tak ak mowić, że aby nie czuć pychy, ze jest się tak dobrym człowiekmiem trzeba czasem zgwałcić jakąś panienkę, czy uderzyć dziecko. Dlaczego innych mamy traktować jako instrumenty do udowadnianie czegoś sobie? Moje problemy z tożsamością to moje prywatna sprawa, moje emocje to też mój problem wewnętrzny do rozwiąznia. To co się dzieje w naszej psychice, w naszej intelektualnej głowie to jest świat odległy od świata zwierząt. polemizowałabym- to co wewnętrzne manifestuje się na zewnątrz. to co się dzieje w intelekcie bezpośrednio przekłada się na stosunek do zwierząt.
Dlaczego nasze dziwne decyzje mają im zabierać możliwość życia. To ty oceniasz je jako dziwne, dla mnie to było bardzo ważne doświadczenie, dzięki niemu wiem, że po mięso nie siegnę więcej ale wiem również, że:
wśród mięsożerców można mieć fantastycznych przyjaciół, że bycie wege wcale nie musi krępować, odbierać swobody a tak u mnie BYŁO

Nie uważam aby mozna było decydować czy jeść zwierzę czy nie. ale decydujesz codziennie
Ono nie jest pokarmem. to Twoja decyzja, opinia
Przedstawiam tu mój punkt widzenia, nie chcę się wywyższać. Moja siostra też swego czasu zjadła kurczaka bo miała apetyt, rybę bo miała apetyt. Jak to też?ja nie miałam apetytu, ciało tej ryby rosło mi w ustach...Tylko jedno pytanie mi się kołacze w głowie - czy dla zaspokojenia głupiego apetytu czy innego celu możemy zagarnąć czyjeś ciało na własność? na jaką własność? apetyt może mieć taki przymiot jak głupi?

[ Dodano: 2008-05-15, 10:46 ]
PS nie musimy zjadac kawałka mięsa aby zabijać - mi wystarczy świadomość zaoranych mysich nor na polach, setki rozdeptanych nieświadomie owadów, swiadomoć mojej złości kiedy gryzie mnie komar. Wystarczy sobie to bardzo dokładnie zgłębić i pycha . tego typu praca ze swiadomością ruszyła u mnie dopiero po tej akcji z rybą

Nie będę pozwalała aby dla ciekawości Tymka albo Mii ginęło jakieś zwierzę, wolę aby moje dziecko miało zrytą psychikę i kompleks inności niż pozwolić aby ktoś za jego dobre samopoczucie musiał oddawać zycie.
oj Karol, właśnei o to chodzi, ze psychika nie musi być zryta, bez kompleksu inności również sie obejdzie jeśli złąpiemy balans w naszym podejściu do wege, wiem, ze moja postawa była nieodpowiednia, śmierć tej ryby który skończyła w moim żołąku nie poszła na marne i codziennie mogę Jej za to dziękować. moje dziecko ode mnie też mięsa nie dostanie

[ Dodano: 2008-05-15, 11:41 ]
ale 100% pewności nie mam :-P bo najgorsze co można robić w dyskusjach to marudzić, co by było gdyby

[ Dodano: 2008-05-15, 11:42 ]
dzięki dynia, mi też sie dobrze czyta Twoje posty i czuję pociąg jakiś w stronę Gór Izerskich ;-)

Karolina - 2008-05-15, 12:34

Dynia nie rozumiem czy to jest jakieś dziwne sformuowanie? Co w tym było pysznego? Nie rozumiem Twojego komentarza.
Alispo - 2008-05-15, 14:08

Magda Stępień napisał/a:
oj Karol, właśnei o to chodzi, ze psychika nie musi być zryta, bez kompleksu inności również sie obejdzie jeśli złąpiemy balans w naszym podejściu do wege

i tym balansem ma byc niekonsekwencja?nadal nie rozumiem co ma buta do tego..trzeba odchodzic od swoich idealow zeby nie czuc sie lepszym od reszty?

bodi - 2008-05-15, 15:18

ja bardzo dobrze rozumiem o co chodzi Magdzie. Sama łapię się czasem na tym że stojąc w kolejce do kasy w sklepie, patrzę na to co położyła na taśmie osoba przede mną, i porównuję się karmiąc swoje poczucie wyższości - bo u mnie same zdrowe, roślinne, a u niej mięcho, cukier, konserwanty. Ideałem jest dobre działanie (nie jem mięsa) bez przywiązania do własnych idei i hołubienia ich jako lepszych od innych idei, a przez to wywyższanie siebie ponad innych.
Rozumiem że mogło Ci byc Magdo potrzebne to zjedzenie ryby, jako cios we własne ego i jego pychę.

Z drugiej strony rozumiem też doskonale to co pisze Karolina. Dla każdej istoty najważniejsze jest jej własne życie. Jeśli położymy na szali z jednej strony wszystko, co ma dana istota (odbierając jej życie odbieramy wszystko co ma), a z drugiej strony jakiekolwiek inne potrzeby innej istoty, poza przetrwaniem (chronieniem własnego życia - mówię tu o sytuacjach ekstremalnych typu widmo śmeirci głodowej) -- to dla mnie jasne jest że nie ma tu równowagi.

Z trzeciej strony ja sama osobiście w niezliczonych sytuacjach przedkładam własną drobną wygodę ponad życie innych istot, zabijając mole, bo zjadają mi mąkę, czy komary, tylko dlatego że chciałby sobie popic trochę mojej krwi. Ot, życie nie jest czarno białe.

Karolina - 2008-05-15, 17:34

bodi napisał/a:
w niezliczonych sytuacjach przedkładam własną drobną wygodę ponad życie innych istot, zabijając mole, bo zjadają mi mąkę, czy komary, tylko dlatego że chciałby sobie popic trochę mojej krwi.

Bodi, przecież nie trzeba zabijać, wystarczy odgonić. Mole łatwo się łapie, nie sa zbyt szybkie, i za okno.

Ewa - 2008-05-15, 19:08

bodi napisał/a:
Sama łapię się czasem na tym że stojąc w kolejce do kasy w sklepie, patrzę na to co położyła na taśmie osoba przede mną, i porównuję się karmiąc swoje poczucie wyższości - bo u mnie same zdrowe, roślinne, a u niej mięcho, cukier, konserwanty. Ideałem jest dobre działanie (nie jem mięsa) bez przywiązania do własnych idei i hołubienia ich jako lepszych od innych idei, a przez to wywyższanie siebie ponad innych

Też się łapię na tym, ale jakoś nie uważam tego za wywyższanie się. Sama jeszcze wciąż jem sporo rzeczy niezdrowych (słodycze), jednak nie mogę nie pomyśleć, że to co ja mam w koszyku sklepowym jest lepsze, niż ta tona konserwantów w koszyku jakiejś pani. Gdybym przecież nie uważała, że mój wybór jest lepszy, to jadłabym (i moje dzieci) to co większość. Problem jednak w tym, aby umieć rozgraniczyć - "mój wybór jest lepszy" a nie "ja jestem lepsza"

Lily - 2008-05-15, 19:10

Ewa napisał/a:
Też się łapię na tym, ale jakoś nie uważam tego za wywyższanie się. Sama jeszcze wciąż jem sporo rzeczy niezdrowych (słodycze), jednak nie mogę nie pomyśleć, że to co ja mam w koszyku sklepowym jest lepsze, niż ta tona konserwantów w koszyku jakiejś pani.
u mnie podobnie, zwłaszcza jak widzę, że ktoś kupuje samą przetworzoną żywność, a żadnych warzyw itp, myślę sobie, że potem się ludzie dziwią, że chorują...
Humbak - 2008-05-15, 20:59

Ewa napisał/a:
Problem jednak w tym, aby umieć rozgraniczyć - "mój wybór jest lepszy" a nie "ja jestem lepsza"
otóż to, otóż to, ale kwestia czy ma się na to odwagę czy wymyśla idee żeby nie przyznać do tego co głęboko siedzi ;-)
bodi napisał/a:
własną drobną wygodę ponad życie innych istot, zabijając mole, ... czy komary
tak nas biologia stworzyła że jeśli coś nas zabija, a zabija również to co powoduje choroby czyli komary, pchły itd, to to usuwamy. Co w tym niewegetariańskiego? Mam zaprosić tasiemca i szczura - bierzcie i jedzcie...? eeee... Rozumiem że można wywieźć, zabić szybko a nie się bawić wyrywając ogonki ]:-> no ale co mnie zabija i moje dzieci usuwam. Jest to normalny objaw zdrowego człowieka, nijak ma się do humanitaryzmu o którym tu mowa
Karolina - 2008-05-15, 21:53

Przed owadami mozna zabezpieczyć swoje otoczenie. Tak aby nie chciały u nas mieszkać. Tak jest z molami i komarami (pamiętacie ten odstraszacz dżwiękowy?). Humbak komarzyce piją krew aby się rozmnożyć więc też walczą o swoje dzieci. ( może Wam się wydawać, że przesadzam z tymi owadami, ale na prawdę tak uważam).
Ludzie często mają taki jeden okropny odruch - jak widzą owada to od razu bez zastanowienia go rozdeptują albo zabijają ścierką.
Humbak napisał/a:
Jest to normalny objaw zdrowego człowieka

widać jestem nienormalna :mrgreen:

Malati - 2008-05-15, 22:06

Karolina napisał/a:
widać jestem nienormalna


Nie tylko Ty,podpisuję sie pod kazdym Twoim słowem :-P

YolaW - 2008-05-15, 22:33

Ja tam dla komarów i kleszczy np. nie mam litości...a nie zawsze można zabezpieczyć otoczenie przed nimi niestety..owszem mamy moskitiery w oknach itp., ale dla mnie zabicie komara, który chce utoczyć mi trochę krwi nie ma nic wspólnego z wegetarianizmem (nawet jeśli komarzyca walczy o swoje rozmnożenie)...
Humbak napisał/a:
Ewa napisał/a:
Problem jednak w tym, aby umieć rozgraniczyć - "mój wybór jest lepszy" a nie "ja jestem lepsza"
otóż to, otóż to

dokładnie trafiłaś w sedno...ja też lubię patrzeć co ludzie mają w koszyku i widzę, że wielokrotnie mój wybór jest lepszy, choć czasem kusi by pomyśleć "jestem lepsza"...trzeba mądrego podejścia, aby nie stać się zadufanym w sobie wegetarianinem czasami :) Myślę, że równowagę zapewnia mi forum, bo ja kczytam co niektórzy wymyślają za cuda do jedzenia to widzę jak daleko mi jeszcze do ideału, do którego dążę...

Humbak - 2008-05-15, 22:48

Karolina napisał/a:
może Wam się wydawać, że przesadzam z tymi owadami
no! :mryellow: :mrgreen: :mryellow: ;-)
Karolina napisał/a:
komarzyce piją krew aby się rozmnożyć więc też walczą o swoje dzieci
eee tam jak one chcą się rozmnożyć to tych dzieci jeszcze nie ma, ba, nawet jak są to ich nie karmią tylko lecą dalej się zapładniać - chcą mnie zniszczyć kosztem własnej przyjemności, baaaardzo niewegetariańsko :-P
renka - 2008-05-16, 00:27

Karolina napisał/a:

Ludzie często mają taki jeden okropny odruch - jak widzą owada to od razu bez zastanowienia go rozdeptują albo zabijają ścierką.


Ja ostatnio u Ronki zauwazylam taki odruch, co bardzo mnie sie niepodoba i zastanawiam sie, skad jej takie dzialanie przyszlo do glowy. Dzis np. na ksiazeczce, ktora lezala w trawie siedzialy dwie muchy, a Ronka z buciorkami na nie... Zapytana - skad jej cos takiego przyszlo do glowy, czy widziala, ze ktos tak robi etc. nie odpowiedziala nic, tylko zrobila dziwna mine... Ronka generalnie boi sie roznych owadow - szczegolnie latajacych, a teraz pora roku iscie owadzia. Wczoraj udalo mnie sie przelamac jej strach do gasienic, na ktore musze teraz uwazac, by zbyt mocno ich nie glaskala...

PiPpi - 2008-05-16, 07:08

cieszę sie ,że bodi mnie rozumie :mryellow:
odruchu zabijania owadów nie posiadam

Amanii - 2008-05-16, 09:28

Komary - jak mi siedzi na skórze i właśnie się wkłuwa to pac, bez zastanowienia. Jak siedzą na scianie w pokoju to mogą siedzieć (mój Alg to by wszystkie wytłukł, ale ja nie pozwalam). Dodam, że dźwiękowe odstraszacze nie działają, a moskitiery nie mamy jak założyć bo to nie nasze mieszkanie.

Muchy - odganiam bo łaskoczą :D

Osy, pszczoły - nieruchomieję, za chwilę same odlatują. Nauczona doświadczeniem z dzieciństwa, kiedy to szerszeń ugryzł mnie w nogę, bo mój ojciec zamiast go zostawić na moim ramieniu gdzie sobie spokojnie siedział, postanowił go ukatrupić scierką, walnął za lekko, szerszeń spadł na nogę i tam użądlił. Pewnie z ramienia odleciałby po 2 sekundach.

Pająki - jako że Alg ma arachnofobię do potęgi, jestem czołowym obrońcą pająków u mnie w domu. Zawsze jak słyszę piski i krzyki chłopa ( :D :D :D ) zjawiam się ze specjalnie do tego celu przeznaczonym kubeczkiem, zgarniam delikwenta (pająka, nie Alga) z sufitu i wynoszę na dwór :)

Szczypawki - jedyny owad, ktorego jestem w stanie z premedytacją zdeptać. Nie wiem co mi się dzieje.. Odczuwam przed nimi taki strach, że chyba mi się jakieś zwierzęce instynkty włączają. Jak są daleko to tylko piszczę i uciekam. Jak jest blisko, albo ja nie mam możliwości ucieczki to niestety po niej.. Wszelkiej maści robale mogą po mnie chodzić i nic. Ale jak widzę szczypawkę w odległości choćby metra ode mnie to po prostu histeria mnie ogarnia i nie panuję wtedy nad sobą :D

Tak więc popieram Humbak, dla mnie pozbywanie się pasożytów nie jest niewegetariańskie. Wszelkie sprawy typu dezynsekcja, czy odrobaczanie np. zwierząt nie budzą we mnie sprzeciwu.

Ale zgadzam się też z Karoliną, bo też mnie denerwuje ten odruch większosci ludzi: o fuuj robaaal! i ścierą go, albo kapciem. Ja raczej jak mi przeszkadza to wywalam/odganiam, jak nie, to niech sobie siedzi.

neuro - 2008-05-16, 09:32

Albo ja, albo pająk....
Komary są jakimś błędem ewolucji.

rosa - 2008-05-16, 09:40

karolina czy w przypadku pasożyta zamieszkującego ciało twojego dziecka też byś była taka wyrozumiała?
no ciekawe, a gdyby twoje dziecko po ugryzieniu komara miało krosty fi 4 cm? zamknelibyście się w betonowej klatce? zakładali strój pszczelarza? oblali nieskutecznymi ofami od góry do dołu?

Malati - 2008-05-16, 10:05

Rosa myśle że Karolinie chodziło o bezmyślne niczym nie uzasadnione zabijanie owadów.

Karolina napisał/a:
Ludzie często mają taki jeden okropny odruch - jak widzą owada to od razu bez zastanowienia go rozdeptują albo zabijają ścierką.


Myśle że w sytuacji kiedy dziecko jest np uczulone na ugryzienie owadów unieszkodliwianie ich jest uzasadnione zwłaszcza jeśli alergia jest silna i może to zagrażać zyciu naszego dziecka.

bodi - 2008-05-16, 11:08

Karolina, mole staram się łapać i wypuszczac ale niestety często moje złapanie kończy się dla mola tragicznie.
Humbak - 2008-05-16, 11:12

renka napisał/a:
Dzis np. na ksiazeczce, ktora lezala w trawie siedzialy dwie muchy, a Ronka z buciorkami na nie...
renka, nie przejmuj się, dzieci tak mają. Potrafią jeszcze rozrzebywać to co rozdeptały ]:-> Wystarczy tłumaczyć i nie pozwalać szybko się oduczą :-)
Karolina - 2008-05-16, 11:31

Humbak napisał/a:
chcą mnie zniszczyć kosztem własnej przyjemności

jak łatwo śmierć obrócić w żart

rosa napisał/a:
karolina czy w przypadku pasożyta zamieszkującego ciało twojego dziecka też byś była taka wyrozumiała?


rosa jesli chodzi o pasożyty wewnątrz organizmu to oczywiście jestem przeciwko. Tutaj na prawdę toczy się walka o przetrwanie.
Po prostu chodzi mi o to, że mamy władzę nad istotami mniejszymi, władzę, którą często bezmyślne wykorzystujemy. One nam nie zagrażają, tak na prawdę tylko komary i kleszcze chcę się nami pożywić. Czy to wina pająka iszczypawki, że budzi odrazę? Czy ich wyglad powinien być powodem ich śmierci? Również boję się pająków i szczypawek ale w zyciu bym ich nie chciała skrzywdzić.
Kiedyś jako dziecko bawiłam się na dworze muchą - zasypywałam piaskiem, patrzyłam jak z trudem wychodzi. Nagle pomyślałam - a jeśli to Chrystus stał się tą muchą aby sprawdzić jakim jestem człowiekiem? W tym momencie mucha przestała być dla mnie chodzacym mechanizmem a stała się istotą, która tak amo jak ja chce żyć i walczy o zycie. Na spowiedzi ksiadz zbagatelizował mój grzech sadyzmu, choć dawno przestałam wierzyć w Chrystusa poczucie winy pozostało. Od tamtego czasu wiele komarów zginęło z mojej ręki, muszek owocówek. W pewnym momencie jednak oczy się otwierają i nie rzucamy już własnego jungowskiego cienia na przedmioty martwe i żyjątka.

yolin - 2008-05-18, 21:27

ja zdeptalam jako dziecko kilka slimakow... wyrzuty sumienia mam do dzisiaj,
Capricorn - 2008-05-18, 21:37

rosa napisał/a:
karolina czy w przypadku pasożyta zamieszkującego ciało twojego dziecka też byś była taka wyrozumiała?
no ciekawe, a gdyby twoje dziecko po ugryzieniu komara miało krosty fi 4 cm? zamknelibyście się w betonowej klatce? zakładali strój pszczelarza? oblali nieskutecznymi ofami od góry do dołu?


zdaje się, że mam podobną do rosy postawę - mówię NIE pasożytom wewnętrznym, i zewnętrznym, a do takich zaliczam komary i kleszcze.

Kitten - 2008-05-18, 22:05

Komary pacam, jak mnie gryzą, bo mam po nich masakryczne krosty. Na szczęście, jakoś ostatnio przestaję im smakować ;P

Muchy, pszczoły i inne takie, staram się wyganiać za okno.

Pająków nie ruszam - jeden mieszka u mnie pod łóżkiem :-P

YolaW - 2008-05-19, 11:58

Kitten napisał/a:
Komary pacam, jak mnie gryzą

Ja także wybijam jak siedzą na ścianie, bo wiem, że w nocy itak mnie dopadną...
Pająki, pszczoły to co innego, ale szerszenie też ubijamy, o ostatnio dużo ich koło domu, a juz kilka razy straż pożarna przyjeżdżała usuwać gniazda, bo nawet w kratkach wentylacyjnych były i do domu wlatywały...

kofi - 2008-05-19, 12:15

U nas ostatnio wściekły atak komarów - nic na nie nie działa, żadne OFFy.
Właśnie się zastanawiam, czy to jest sens, że ja eksterminuję kleszcze takie juz ogromne, napite, który wyjmuję ze swoich zwierząt (mimo tych obroży, które w ub. roku były takie skuteczne, a w tym już nie są :shock: , nowe obroże oczywiście). Bo jak się ten kleszcz tak nażarł, to wrzucanie go do kibla jest bardziej zemstą niż unieszkodliwianiem :oops:

Alispo - 2008-05-19, 12:15

ja niczego nie ubijam,poza tym uwazam,ze to troche przesada z ta paniką,coz sie takiego strasznego stanie jak ten komar nas ugryzie? :-P umrzemy czy co?rozuemim jakies sytuacje ratowania wlasnego zycia ale zeby zwierz mial ginac bo bede miec bąbla ;-)
co do zwierzecyh pasozytow to czesto jest kwestia mniejszego zla-rozwijajacej sie inwazji ktora na powaznie zagraza atakowanemu,a takze czesto koniecznoscia wybicia juz calego stadka np.pchel jesl iwczesniej sie nie zadziala,najprzyjazniejsza jest profilaktyka w tym wzgledzie.kleszcze jak sie moim zwierzom cos trafi to wypuszczam :lol: z wlasnym wewenetrznym zyciem nie walcze,jesli ono istnieje;)

najwiekszy problem mam teraz z mrowkami we Wro,mam mrowisko na tarasie,czesto uczeszczanym,omijam te kolezanki,ale tam sporo osob chodzi,,
w lecznicy z kolei w sklepie problem z molami..ale juz rezygnujemy z karm dla gryzoni w tekturach,niektore firmy z nizszej polki zawsze zamolone musza byc :-/ rozumeim eko-opakowania kartonowe,ale.. ;-)

Humbak - 2008-05-19, 13:59

Alispo napisał/a:
umrzemy czy co?
co najwyżej zachorujemy ;-) komary przenoszą choroby podobnie jak muchy ;-)
Alispo - 2008-05-19, 14:04

strach sie bac ;-)
Humbak - 2008-05-19, 14:05

]:->
Alispo - 2008-05-19, 14:12

ja bym sie bala najwyzej przy nieszczepionych krolikach o ich zdrowie bo im komary realnie groza ale tu tez mozna sobie poradzic profilaktyką wlasnie lub odstraszaniem,moskitierami itd.
ale offtop :mrgreen:

PiPpi - 2008-05-20, 08:44

ot pęną gębą;)
Alispo, wracając do tematu to u mnie konsekwencji w działąniu wege było ZA dużo, mam nadzije, że potrafisz to sobie wyobrazić...chodzi mi o to, że np nie miałam swojej pasty do zębów a nocowałam u kogoś kto miał coć nie CF to nie myłam zebów i się męczyłąm, chodzi mi o to, że w tym temacie też można popaść w skrajność, jeden taki incydent to luz ale takie sytuacje zdarzały się zbyt często by nie popaść w chorą sztywność

Malinetshka - 2008-05-20, 10:31

Magda, myślę, że dobrze Cię rozumiem. Myślę podobnie. ;)
Choć prawdą jest, że dla każdego co innego jest ową "skrajnością" i to też należy zrozumieć. W chwili gdy działamy tak, że sprawia nam to komfort psychiczny, a nie męczy to wszystko jest ok. Dlatego gdy ktoś nam mówi, że nie należy "przesadzać", "przeginać", że trzeba znaleźć NORMĘ to mnie to osobiście denerwuje, bo czym jest NORMA? :-> Dla każdego jest ona gdzie indziej, a dodatkowo - zmieniamy się, więc i NORMA się nam przesuwa... :roll:
Wg mnie najważniejsze, żeby znaleźć własny złoty środek :) Ewoluować razem z nim i starać się nie ranić siebie i innych... Ależ trudna ta ewolucja :roll:

Kitten - 2008-05-20, 12:49

Magda, wydaje mi się, że problemem nie była sama sytuacja (też nie ruszam zwykłych past, niedobrze mi po nich :-? ), ale pewne specyficzne podejście, na które wielu wege cierpi, niestety. Moja racja jest najmojsza, jedyna i słuszna, a kto śmie się nie zgodzić, tego uznam za głupszego/wroga. Nie piszę już na innych forach wege, bo tam takie podejście dominuje :-| Boję się, żeby i mnie nie dopadło... Ale, z mięsożernym partnerem i takimiż przyjaciółmi, codziennie mam lekcję luzu i tolerancji ;-)
Alispo - 2008-05-20, 13:05

A ja mam wrazenie,ze wielu vege szuka takiego podejscia u innych vege.I kazde wyrazenie SWOICH pogladow jesdt odbierane jako atak lepszego na gorszego.Co ma np.nieuzycie pasty do pokazywania"jestem lepszy"?no chyba ze chodziloby o wspolne mycie zebow i pokazanie jakim to sie jest radykalem ze inni umyja ;-) i nadal nie widze zwiazku kosekwencja wlasnych czynow,tak samo jak bierze sie gdzies czasem swoje jedzenie to mozna wziac i swoja paste,wiem o co chodzi Magdzie i co jej przeszkadzalo,ale to wcale nie musi oznaczac poczucia"lepszosci",chociaz jak widac zdarza sie i to okazuje sie istotniejsze,coz ile nas tyle pogladow :-)
Kitten - 2008-05-20, 13:17

Alispo napisał/a:
bierze sie gdzies czasem swoje jedzenie to mozna wziac i swoja paste,wiem o co chodzi Magdzie i co jej przeszkadzalo,ale to wcale nie musi oznaczac poczucia"lepszosci",chociaz jak widac zdarza sie

No, właśnie. Też nie widzę nic złego (wręcz przeciwnie ;-) ) w konsekwencji. Ale widzę w poczuciu lepszości, które sprawia, że wege żrą się miedzy sobą (słynne wege vs wegan i nie tylko), a przez resztę świata są postrzegani jako oszołomy... W niektórych przypadkach, chyba słusznie ]:->

Alispo - 2008-05-20, 13:21

jasne,tylko "lepszosc" a konsekwencja to 2 sprawy..a niektorzy w konsekwencji widza od razu to wywyzszanie sie,czego za bardzo nie rozumiem,bo to co zrobimy ze swoja konsekwencja moze sie wyrazac bardzo roznie;)
Kitten - 2008-05-20, 13:29

Jak zauważyła Malinetshka, wyznaczenie granicy między konsekwencją a oszołomstwem, jest niełatwe ;-) Ale trzeba próbować :-)
neuro - 2008-05-20, 13:32

Wydaje mi się, że Magdzie chodzi o czysto subiektywne poczucie przegięcia w jedną stronę. Takiej już chorej koncentracji na tym, że koniecznie jak najzdrowsze itp, bez właściwej pokory i luzu. Tu już nawet nie chodzi o relacje ja-inni, tylko własne podejście.
Kitten - 2008-05-20, 13:45

neuro, owszem, ale na relacjach też się to przeważnie odbija.
rosa - 2008-05-20, 14:32

gościłam w weekend u siebie takich "lepszych wegetarian", z ulgą wypchnęłam ich do domu bo mi ich lepszość bokiem wyszła :-) zwłaszcza że teoria w wielu przypadkach mijała się z praktyką, za to do oceniania mojej rodziny i jej zgubnych nawyków byli pierwsi :-)
Capricorn - 2008-05-20, 14:56

rosa napisał/a:
gościłam w weekend u siebie takich "lepszych wegetarian", z ulgą wypchnęłam ich do domu bo mi ich lepszość bokiem wyszła :-) zwłaszcza że teoria w wielu przypadkach mijała się z praktyką, za to do oceniania mojej rodziny i jej zgubnych nawyków byli pierwsi :-)


ktoś z forum? ;-)

współczuję sytuacji, sama bym chyba dostała ciężkiej kurwicy. Nie po to się chyba ludzi do siebie zaprasza, żeby mogli sobie po nas pojechać.

PiPpi - 2008-05-21, 07:34

neuro napisał/a:
Wydaje mi się, że Magdzie chodzi o czysto subiektywne poczucie przegięcia w jedną stronę. Takiej już chorej koncentracji na tym, że koniecznie jak najzdrowsze itp, bez właściwej pokory i luzu. Tu już nawet nie chodzi o relacje ja-inni, tylko własne podejście.


DOKłADNIE TAK!!!
nareszcie padły odpowiednie słowa, włąśnie o to chodziło, dziękuję dziękuje dziękuję

neuro - 2008-05-21, 09:13

:)
Ja miałam dokładnie tak samo i wiem, co czułaś.
Wokół siebie też widzę osoby, które koncentrują się na jedzeniu za bardzo, tak, że ta kwestia przysłania wszystko inne - radość bycia z ludźmi, wyjścia na miasto czy na imprezy, własny rozwój itd. W momencie, gdy przestałam chodzić do znajomych w obawie, że będą mnie częstować np białym pieczywem zdałam sobie sprawę, że to chore!
Trochę pracy nad sobą i już jest ok :)

Kitten - 2008-05-25, 13:17

Właśnie przeglądałam sobie takie jedno forum... I co zobaczyłam? Kategoryczne stwierdzenie:
Cytat:
Ten kto je mięso jest faszystą
Każdy :roll:

Napisała to dorosła, dzieciata osoba... Strach pomyśleć, co zrobi z psychiki dziecka. :-?

żal.pl :-?

kofi - 2008-05-25, 20:03

Kitten napisał/a:
Właśnie przeglądałam sobie takie jedno forum... I co zobaczyłam? Kategoryczne stwierdzenie:
Cytat:
Ten kto je mięso jest faszystą

:shock:
Dżisas.
Kurczę, ze 20 lat życia byłam faszystką, a nic o tym nie wiedziałam.

Kitten - 2008-05-25, 20:52

A ja spałam z faszystą zeszłej nocy :roll:

Btw, mądrość ludowa głosi, że jest jedna rzecz od faszyzmu gorsza - nadgorliwość ]:->

Jagula - 2008-05-25, 22:42

Kitten napisał/a:
Właśnie przeglądałam sobie takie jedno forum... I co zobaczyłam? Kategoryczne stwierdzenie:
Cytat:
Ten kto je mięso jest faszystą
Każdy :roll:

Napisała to dorosła, dzieciata osoba... Strach pomyśleć, co zrobi z psychiki dziecka. :-?

żal.pl :-?

wychowa wege- faszystów ...przykre...

Anka74 - 2008-06-09, 06:52

myślę, że niektórzy ludzie popadają w jakieś dziwne skrajności... ]:-> Smutne .
Na to wygląda, że dołączyłam do grona żyjących z faszystą...

YolaW - 2008-06-12, 13:16

Anka74 napisał/a:
Na to wygląda, że dołączyłam do grona żyjących z faszystą...

to tak jak ja...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group