wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek przedszkolny - Uwaga na te przedszkola

gonya - 2007-10-03, 11:55
Temat postu: Uwaga na te przedszkola
Wierzę, że nasze dzieciaczki dzięki staraniom swoich rodziców (czyli nas) trafiają w dobre ręce - do przedszkoli, co do których nie mamy wątpliwości, że są w porządku. Ale zanim to następuje, bywa różnie... Natykamy się na placówki lub/i osoby, które mówiąc delikatnie nie powinny brać się za wychowywanie dzieci.
Napewno wielu z Was ma jakieś nieprzyjemne doświadczenia z podobnymi miejscami czy pedagogami. W tym wątku chciałabym poruszyć tę sprawę. Czy ktoś z Was oprócz mnie chciałby przestrzec innych o takim przedszkolu? Jeśli tak, to opiszcie je i Wasze zastrzeżenia co do niego. Starajmy się podejść do tego w miarę obiektywnie (choć nie zawsze jest to możliwe ;-) ), opierając się na faktach.

adriane - 2007-10-03, 12:11

A przed którym Ty przestrzegasz?
gonya - 2007-10-03, 13:14

Listę otwieram Niepublicznym przedszkolem wegetariańskim Kubusia Puchatka w Warszawie.

Plusy:

Jest to jedno z dwóch typowo wege w Warszawie i bywa, że rodzice nie mający alternatywy żywieniowej (a mogący pozowlić sobie na wysokie czesne) tam właśnie kierują swoją pociechę.

Jeśli chodzi o żywienie to przedszkole rzeczywiście spełnia dość wysokie wymagania. Owoce i warzywa pochodzą w większości z upraw ekologicznych, w kuchni używa się produktow mącznych z pełnego przemiału, majonez jest własnej roboty a suszone owoce z eko-sklepów. Dzieci nie dostają słodyczy a na podwieczorek są kanapki z razowego chleba lub ciepły posiłek. Większość gotowanych potraw jest przyrządzanych wg Pięciu Przemian (informacje te są pewne, ponieważ przez 2 tygodnie pracowałam tam w kuchni i przy dzieciach). Tak więc jedzenie jest naprawdę super.

Oprócz tego dzieci realizują bardzo szeroki program, są dobrze przygotowane do szkoły. To wszystko plus kwestie doajzdowe spowodowało, że posłałam swoją córkę właśnie do tego przedszkola.

Minusy:

Wielkie wątpliwości natomiast budzi osoba właścicielki przedszkola, osoby, która prowadzi placówkę i zajmuje się wszystkim - począwszy od ustalania menu, programu wychowawczego aż po sam proces wychowawczy i pracę nad rodzicami (tak, tak, jeśli prowadząca "nie czuje" rodziców na samym początku to dziecko nie jest przyjmowane do przedszkola). Oczywiście w każdym przypadku istotne jest by nie było znaczących różnic między stylem wychowania dziecka w domu i w przedszkolu, ale tutaj granica autonomii rodziców jest przekraczana o wiele za bardzo. To po pierwsze.

Druga sprawa, to sam stosunek prowadzącej do dzieci i styl wychowywania. Prowadząca jest dumna z tego, że dzieci wychodzące z jej przedszkola mają kindersztubę. Jak to się wydarza?

1. Zdarza się, że są stawiane w sytaucjach ośmieszających je, "żeby się czegoś z tej sytuacji nauczyły" (prowadząca ośmiesza je publicznie grupie przed innymi dziećmi).

2. Niejadki i dzieci nie jedzące wszystkiego są dopychane jedzeniem przez prowadzącą i inne panie, a przy trudnych "przypadkach" metody bywają jeszcze gorsze: kiedy dziecko nie chce jeść, wypluwa jedzenie czy ma odruchy wymiotne, zdarza się że wyprowadza się je do łazienki i tam karmi do końca, przytrzymując usta żeby nie zwróciło. Dziecko niestosownie zachowujące się lub rozpraszające grupę przy posiłku za karę je samotnie w kuchni lub w łazience. Znam przypadek chłopca, który był niejadkiem i został poddany takim metodom. W tej chwili nie chodzi już do tego przedszkola (jak wiele innych dzieci zabranych przedwcześnie) i jego wstręt do jedzenia się poglębił - pracuje z nim psycholog. W tym przedszkolu dziecko ma lubić wszystko, co podaje się na stół. Jeśli nie lubi - to polubi.

3. Sprawa bezpieczeństwa:
Dzieci mają NATYCHMIAST wykonywać polecenia. Moja córka kiedy nie usłyszała na placu zabaw jak prowadząca woła grupę szykując się do wyjścia z parku (park miejski w środku miasta, nie ogrodzony plac zabaw) i dalej się bawiła - została DYDAKTYCZNIE, celowo pozostawiona na placu zabaw. Miała wtedy 4 latka. Ujrzała swoją grupę 100 m dalej wychodzącą już z parku. Z płaczem dogoniła ich i dostała od cioci surową reprymendę, że trzeba być przytomnym. Trauma towarzysząca temu zajściu towarzyszyła jej jeszcze przez jakiś czas (np. z przerażeniem rozglądała się kiedy była ze mną na placu zabaw, czy gdzieś nie poszłam, nie zostawiłam jej...) :-/

Kiedy dzieci miały pojechać na wycieczkę autokarową, prośby i sugestie rodziców o zbadanie stanu technicznego autokaru i trzeźwości kierowcy tuż przed wycieczką były komentowane w nieprzyjemny sposób i traktowane jako osobisty przytyk przez prowadzącą, że rodzice nie mają do niej zaufania.

4. Stosunek do rodziców.
Ogólna zasada, jaką zdaje się wyznawać prowadząca w stosunku do rodziców to: "nie wiecie jak wychowywać dzieci" i chociaż nigdy nie powiedziała tego nikomu w twarz, to jej postawa często na to wskazywała. Rodzice są głupi i dlatego ona musi przejąć "pałeczkę". Pouczanie zaczynało się od kwestii wychowawczych ( do czego ma prawo, ale istnieją pewne granice) poprzez żywieniowe aż po kwestie zdrowotne i osobiste.
Pani prowadząca zawsze ma rację, zasłania się 20 letnim stażem i doświadczeniem wychowawczym a także wiedzą, jaką stale przyswaja (medycyna chińska).
Rodzice, którzy nie dawali sobą manipulować lub mieli inne zdanie w podejmowanej sprawie byli na cenzurowanym - zdarzyło się, że prowadząca zarządała na piśmie aby w sprawie dziecka kontaktowała się z nią np. tylko matka dziecka a ojciec już nie (bo się z nim nie zgadza).

Na porządku dziennym było obgadywanie innych rodziców w rozmowach indywidualnych z jakimś rodzicem lub w rozmowach, jakie odbywały między sobą panie przedszkolanki. Działo się to często w towarzystwie dzieci, które przecież i tak "nie rozumieją o co chodzi".

Możnaby pisać jeszcze wiele o rzeczach jakie miały miejsce w Puchatku (chociażby o dodawaniu wzmacniających ziół chińskich do zup dla dzieci, jakie odbywało się bez wiedzy rodziców i konsultacji z jakimkolwiek lekarzem). Zajęłoby to jednak sporo czasu.


Reasumując oprócz kilku niewątpliwych plusów, jakie ma to przedszkole, zdecydowanie odradzam posyłanie dzieci pod skrzydła tej pani. Moją córkę zabrałam stamtąd po prawie 3 latach od razu, kiedy dowiedziałam się jak została zostawiona w parku. Wileu rodziców uczyniło to samo, kiedy zorientowali się co tam się zdarza. Ciekawe, że dzieci te często "odżywają" psychicznie i emocjonalnie...

Żałuję, że dostrzegłam to wszystko tak późno. Po zabraniu dziecka chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym przedszkolu, więc nie komentowałam tego wszystkiego publicznie. Z tego co mi wiadomo jednak, od tamtego czasu w Puchatku nic się nie zmieniło na lepsze, a prowadząca nadal stosuje swój kontrowersyjny styl.
Uznałam w końcu, że moim obowiązkiem jest przestrzec innych przed tym miejscem.

frjals - 2007-10-03, 13:42

aż trudno w to uwierzyć... :shock:
pao - 2007-10-03, 13:48

mnie niestety nie jest trudno. po tym opisie widzę te kobietę. jeśli opis jest trafny była bym w stanie rozpoznać ją na ulicy... a gonyi o hiperbolizację nie podejrzewam...
frjals - 2007-10-03, 13:54

pao napisał/a:
gonyi o hiperbolizację nie podejrzewam...

a ja nie sugeruję.
Trudno uwierzyć też, że rodzicom to nie przeszkadza. Skoro przedszkole funkcjonuje to znaczy, że się na to godzą. Chyba, że nie wiedzą, ale raczej dziecko opowie w domu o zostawieniu w parku, czy o karmieniu na siłę...

alcia - 2007-10-03, 13:55

gonya napisał/a:
kiedy dziecko nie chce jeść, wypluwa jedzenie czy ma odruchy wymiotne, zdarza się że wyprowadza się je do łazienki i tam karmi do końca, przytrzymując usta żeby nie zwróciło.

:shock: :shock: :shock:
chyba coś nie tak z moimi hormonami jeszcze, bo po tym zdaniu się poryczałam! Masakra!!

pao - 2007-10-03, 14:20

Cytat:
a ja nie sugeruję.

nie sugeruję sugerowania ;)

alcia, to nie hormony, to empatia... taka scena to istny koszmar...

Karolina - 2007-10-03, 14:22

Alcia dokładnie to samo chciałam zacytować. Jak czytałam to mi się zrobiło autentycznie słabo...
elenka - 2007-10-03, 14:35

Mój Tata nigdy nie jadł mleka ani żadnego nabiału, a nie jest ani nie był weganinem ;-)
Kiedyś z czystej ciekawości zapytałam się czemu, to opowiedział mi bardzo podobną sytuację z przedszkola, którą przeżył w wieku lat 4, jak to Pani opiekunka go na siłę, wpychając całą łyżkę do buzi nakarmiła zupą mleczną. Od łyżki miał aż rozcięte kąciki ust :evil:
To był jego ostatni pobyt w przedszkolu, ale uraz pozostał i pewnie będzie do końca życia :roll:

Myślałam, że w dzisiejszych czasach karmienia na siłę już się nie stosuje :shock:

Alispo - 2007-10-03, 17:27

Koszmar...dodalam komentarz na vege.pl do tego przedszkola,z odeslaniem na nasze forum jakby ktos chcial poczytac..trzeba ludzi przestrzegac..wszyscy mysla"fajnie,vege-przedszkole,na pewno przyjazne" :-?
wy tez mozecie skomentowac: hxxp://vege.spinacz.pl/str.php?dz=38&Msto=2&wybierz=Wybierz]hxxp://vege.spinacz.pl/str.php?dz=38&Msto=2&wybierz=Wybierz

kasienka - 2007-10-03, 21:26

U nas w przedszkolu też dzieci były zmuszane do jedzenia...nie tak drastycznie, jak w opisie gonii, ale wystarczająco...na prośbę rodziców...Nie mogły wstać aż nie zjadły obiadu, lub za "karę" były pozbawione możliwości wspólnego rozwijania dywanu(po obiedzie wszystkie dzieci razem rozwijały dywan, zwinięty na leżakowanie).Wiele razy podkreślałam, żeby Zuzi nie zmuszać i za bardzo nie zachęcać do jedzenia, ale ona patrząc na takie sytuacje obok siebie i tak złapała traumę...Co rano jak szłyśmy do przedszkola słyszałam"ale ja nie będę jadła w przedszkolu..."

Wiem, że duża wina była po stronie przedszkolanek...ale z drugiej strony i ja widziałam jak matka czekała, aż dzieciak skończy niechciany obiad, bo przecież ona za to płaci!

Nie bronię postępowania przedszkolanek w tej kwestii, a to co opisała gonya, to jest totalny hard core :evil: , ale często jest też w takich sytuacjach sporo winy rodziców...

Lily - 2007-10-03, 21:39

Ja byłam karmiona tak w przedszkolu - moje wspomnienie jest takie, że codziennie wymiotowałam. Może to nie było codziennie, ale tak to pamiętam.
YolaW - 2007-10-03, 21:51

A ja przedszkole do którego chodziłam w święta czy dni wolne nazywałam "Przedszkole, gdzie wpychają bułki", bo jadłam wolno, a nie mogłam odejść od stołu aż nie zjadłam, więc kiedy dzieci się już bawiły, ja wciąż glimałam :)
Lily - 2007-10-03, 21:52

Ja już nie będę opisywać mojego przedszkola, bo to co tam "odchodziło" to się do Trybunału Praw Człowieka nadaj ;)
gonya - 2007-10-03, 21:54

kasienka napisał/a:


Nie bronię postępowania przedszkolanek w tej kwestii, a to co opisała gonya, to jest totalny hard core :evil: , ale często jest też w takich sytuacjach sporo winy rodziców...


kasienka masz rację co do tego, że część winy ponoszą rodzice, bo chcą żeby ich dziecko jadło to za co płacą lub też żeby wogóle jadło. Tu wszystko odbywało się po pierwsze na zasadzie zaufania do pani prowadzącej - po drugie niewiedzy rodziców. Ale wierz mi, gdyby wiedzieli jak się to odbywa, jak dzieci jedzą z musu, w pośpiechu, poganiane bez przerwy... nie sądzę, żeby mieli jakieś wątpliwości. Posiłek miał skończyć się szybko, bezproblemowo, każdy miał zjeść wszystko. Jedzonko było smaczne i zdrowe, ale źle pogryzione przez dzieci, połykane w całości i w nerwach. To nie jest rozwijanie w dziecku ciekawości i sympatii do jedzenia.

I jeszcze jedna kwestia natury psychologicznej - myślę, że istniał tu taki mechanizm: Państwa dziecko nie chce jeść nic oprócz sera? Nie ma problemu, poradzimy sobie z tym. Nie śpi w dzień? U nas będzie spać. Jest niesforne? Za kilka dni będzie chodzić jak w zegarku. To nie są cytaty, ale prezentacja podejścia. Prowadząca miała ambicje dowiedzenia, że ona umie poskromić każde dziecko - w przeciwieństwie do rodziców, którzy z dzieckiem poradzić sobie nie umieją. Jest w tym duża dawka egotyzmu...

Cieszę się, że odzwały się inne mamy, które miały kontakt z Puchatkiem. Pozdrawiam :-)

hans - 2007-10-04, 08:59

Causescowa Rumunia na myśl mi przychodzi, jak to czytam...
Kilka lat temu kiedy szukaliśmy przedszkola dla córki, nawet oglądaliśmy stronkę opisanego przybytku i troszkę żałowaliśmy że u nas nie ma wegetariańskich...ale teraz z perspektywy czasu, a już szczególnie po tym co napisałaś, to radochę mam, że Iza chodzi tam gdzie chodzi :-D
W naszym przedszkolu dzieci jedzą lub nie, to ich wybór...a nie wychowawców, spanie mają tylko te które chcą spać, Iza nigdy nie spała nawet jak miła 3 latka i nie było z tym żadnego problemu.
A i jeszcze ciekawostka w "waldorfie" na powitanie i pożegnanie dzieciaki podają dłoń wychowawcom...Izie zajęło to rok, podała ją pierwszy raz w drugim roku chodzenia do przedszkola :-P i nikt nie robił z tego problemu

Lily - 2007-10-04, 15:45

Aisha napisał/a:
Przypomina mi się..

Szpital psychiatryczny
Oddział Zamknięty
Oddział ciężkich psychoz..

i ci sanitariusze.. :evil:

podobnie jest na oddziałach dla bulimiczek i anorektyczek...

Humbak - 2007-10-05, 13:28

To ja dodam przedszkole nr 1 w Brzegu Dolnym... Natalia spędziła tam 4 dni, a potem 4 miesiące u psychologa bo tak się bała ludzi... kiedy nie chciała jeść za karę siedziała cały dzien przy stole, aż do kiedy ją odebraliśmy... kiedy nie chciała spać na siłę ją przebierano i kładzono do łóżka... kiedy płakała w łóżku kazano jej siedzieć cicho bo obudzi inne dzieci... kiedy przyszłam moje dziecko skulone i przerażone siedziało na łóżku... obsrana ze strachu tak bardzo że opakowanie chusteczek nie wystarczyło do jej umycia... śmierdziała kałem całą drogę do domu i musiałam ją całą wykąpać... natalia miała na siłę być zostawiana w przedszkolu 'bo się przyzwyczai' - a w międzyczasie pod krzesłem u pani worek z wódką, bo ktoś tam miał urodziny... -

ja już to kiedyś opisywałam... Natalia przestała mówić choc miała niecałe 3 latka... przestała sygnalizować swoje potrzeby choć siedziała na nocniczku gdy ją tam oddaliśmy... przez miesiące patrzała na bawiące się dzieci na podwórku z okna ale darła się wniebogłosy gdy próbowałam ją na to podwórko zanieść... nie pozwalała nikomu wejść do mieszkania... na widok własnego taty nawet krzyczała tak bardzo... ile tylko miała sił... dzień i noc nie puszczała moich ubrań... niczym niemowlak... mąż płakał... gdy moja mama przyjechała i zobaczyła jak się zachowuje płakała...

nigdy nigdy nigdy więcej przedszkola w którym panie są po prostu 'miłe'... nigdy więcej przedszkola w którym dziecko 'się przyzwyczai'... w którym 'trzeba go zostawić bo musi się oswoić z sytuacją'... znalazłam jedno dobre przedszkole i nie żałuję ani grosza tam wydanego - córcia nie tylko doszła do siebie pod okiem mądrych pań i mądrej psycholożki, ale i nie pamięta dziś tamtego przedszkola, jedynie urywki... do dziś jestem w stanie dać ostatni grosz by moje dziecko w placówce edukacyjnej czuło się dobrze i bezpiecznie

gonya - 2007-10-05, 13:34

Koszmar.... Myślę, że przedszkole w Brzegu Dolnym pobiło o głowę Puchatka...

Współczuję Wam i cieszę się, że już wszystko dobrze. Akurat moja córka nie ucierpiała tak psychicznie jak Twoja Natka, ale i tak uważam, że dobrze, że o tym piszemy.

YolaW - 2007-10-05, 13:40

Humbak wierzyć się nie chce, że takie rzeczy wciąż sie zdarzają, gdy nad placówkami oświatowymi tyle kontroli :-( Bardzo Wam współczuję, że tyle musieliście wycierpieć. Dobrze, że o tym piszecie.
alcia - 2007-10-05, 13:42

Humbak, horror... bardzo mi przykro, że musieliście przez to przechodzić :(
bajka - 2007-10-05, 14:20

Lily napisał/a:
podobnie jest na oddziałach dla bulimiczek i anorektyczek...

Mam pytanie, Lily, skąd słyszałas,ze tak jest? i jesli tak jest, to gdzie? zaciekwaiło mnie, bo pracuję w Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży, gdzie leczymy również anoreksję i bulimię...My sami nie stosujemy takich metod, gdyz nie jest to metoda leczenia, ale może gdzieś tak robią??

kasienka - 2007-10-05, 14:56

bajka, kiedyś był długi materiał w dużym formacie na przykład na ten temat...Z tego co tam pisali podobnie to wyglądało...plus kombinowanie dziewczyn przed ważeniem itp. Ciesze się, że u Was się tego nie praktykuje...
Humbak - 2007-10-05, 15:17

YolaW napisał/a:
gdy nad placówkami oświatowymi tyle kontroli
Yola, nie wydaje mi się by te kontrole były faktycznie... pracowałam w 2 gimnazjach, w obydwu wszyscy wiedzieli kiedy przyjdzie kontrola i co mają uzupełnić... do tego stopnia że zrozumiałe było gdy nauczyciel kazał się zająć sobą uczniom bo musi coś wypełnić... kontrola przychodziła sprawdzała co miała sprawdzić a co wszyscy wiedzieli i szła na kawkę z dyrekcją... a dzieciaki pełen luzik... nie sądzę by w przedszkolach czy innych podobnych placówkach było inaczej... moje osobiste zdanie jest takie że nie ma żadnej kontroli za to mnóstwo nakładania na nauczycieli jakiś papierków papiereczków do wypełniania... bo to się musi zgadzać, a to jak nauczyciel prowadzi zajęcia, jak się podchodzi do maluszka to pikuś...
gonya napisał/a:
moja córka nie ucierpiała tak psychicznie jak Twoja Natka
mam nadzieję, że Natalia tego nie będzie pamiętać... dużo nad nią pracowaliśmy i od tamtego czasu nie rozmawiamy w domu ani gdziekolwiek o tym, liczymy na luki w pamięci. Zapytam jak podrośnie.
Ewa - 2007-10-05, 15:51

Humbak napisał/a:
nie wydaje mi się by te kontrole były faktycznie.

Przepraszam, ale mam jedną wątpliwość. Oczywiście jestem równie przerażona co Wy, tym co się dzieje w niektórych przedszkolach, jednak jedno mnie zastanawia. Czy ktoś z rodziców mających takie doświadczenia poinformował o tym odpowiednią instytucję mającą pieczę nad takimi placówkami? Mam wrażenie, że rodzice wówczas zabierają swoje dzieci, ostrzegają ewentualnie znajomych i zajmują się własnym dzieckiem. I koniec? Mam koleżankę, której dziecko może chodzić tylko do jednego przedszkola w mieście, bo tylko to przyjmuje dzieci np. z ADHD itp. Przedszkole koszmarne, wychowawczynie podejście do dzieci właściwie żadne. Koleżanki synek w wieku 4 lat wyszedł z 3-letnim kolegą sam z przedszkola i poszedł do domu. Przedszkole się nie zorientowało. Innym razem dziecko zostało odebrane bez przedniego ząbka i w zakrwawionej koszulce, wychowawczyni była zdziwiona, nie wiedziała co się stało. Jednak tam rodzice reagowali, zgłaszali gdzie trzeba, były kontrole. W tej chwili w przedszkolu jest dużo lepiej, ale też panie wiedzą, że rodzice ingerują, a nie tylko zabierają dzieci i nic mnie więcej nie obchodzi. Przepraszam jeżeli kogoś uraziłam, ale wkurza mnie, jak osoby sprawujące opiekę nad dzieciaczkami, wyprawiają takie rzeczy i są bezkarne. Co najwyżej dzieci się zmienią, ale one będą dalej swoje robić.

YolaW - 2007-10-05, 15:55

Humbak jeśli chodzi o te kontrole to masz rację (powinnam była napisać o nich w ""). Prawdą jest, że w czasie kontroli zgadzać się mają przede wszystkim papiery. I na ostatnią chwilę wszyscy szaleją i szybko wypisują zaległe bzdurne dokumenty. No i oczywistym staje się dlaczego takie kontrole nic nie wykrywają (najczęściej).

[ Dodano: 2007-10-05, 15:56 ]
Ewa napisał/a:
Czy ktoś z rodziców mających takie doświadczenia poinformował o tym odpowiednią instytucję mającą pieczę nad takimi placówkami?

no właśnie... chyba lepiej zgłaszać takie przekręty...

Humbak - 2007-10-05, 18:31

Ewo, z doświadczenia: o tym się nie myśli... byleby uciec dalej, wykaraskać się z tego... zgadzam się że powinno się zaskarżyć, ale myślę że jako społeczeństwo nie jesteśmy tego nauczeni - mi to do głowy nawet nie przyszło...
przez lata wiadomo było kto donosił... i tak byliśmy wychowani - no chyba że są osoby tak przebojowe że idą przed siebie i mają dystans do takich rzeczy, ale jak się wokół rozejrze to takich osób jest mało - nie przywykła większość do zgłaszania tego typu spraw... na policję, do kuratorium, do odpowiednich władz...

Lily - 2007-10-05, 20:09

bajka napisał/a:
Mam pytanie, Lily, skąd słyszałas,ze tak jest?

tak jak pisała kasienka - w Wyborczej był kiedyś duży materiał o tym...

bajka - 2007-10-05, 23:31

Szkoda, że go nie czytałam...Straszne...ale na pewno prawdziwe?
Lily - 2007-10-05, 23:36

bajka napisał/a:
Straszne...ale na pewno prawdziwe?
ja wierze, zresztą tam niejedna osoba się wypowiadała...hxxp://64.233.183.104/search?q=cache:Pe0RyFEf0IMJ:sedina.blog.onet.pl/2,ID152013570,index.html+%22P%C5%82akanie+bardzo+spala%22&hl=pl&ct=clnk&cd=7&gl=pl&client=firefox-a]TUTAJ można to jeszcze przeczytać
- 2007-10-06, 00:12

:shock: :cry: :cry: :cry: :cry:
feminka - 2007-10-08, 18:40

pao napisał/a:
a mi się nasunęła jedna myśl.
gdy poinformowałam panie w przedszkolu by nie zmuszali gabi do jedzenia gdyby (jakimś cudem) nie chciała jeść dowiedziałam się, że większość rodziców z tego co działo się w przedszkolu interesuje TYLKO czy dziecko zjadło obiad... jestem jedną z nielicznych mam które nie pytają o obiad ale o inne sprawy.


Pao a do którego przedszkola chodzi Gabi? Ja chciałabym dziecko do Liweny zapisać bo z tego co wiem nie ma tam problemu z dietą wege no i czytałam same pozytywne opinie o tej placówce. Niestety listy tam mają na 3 lata i dlatego chcę iść już niedługo. :-)

pao - 2007-10-08, 21:48

chodzi do żaczka na monte cassino. niestety po ostatnim spotkaniu rady rodziców moja opinia o tym przedszkolu sie zmodyfikowała...
feminka - 2007-10-09, 09:18

Hmmm moi siostrzeńcy chodzą też ma tej samej ulicy do integracyjnego ale tam nie byłoby łatwo z dietą wege. Raczej tradycyjnie dzieci jedza, np w piątki ryba i frytki. Ale wszystko poza tym jest OK i moja siostra jest zadowolona.
dynia - 2007-10-10, 14:17

Jestem w szoku po przeczytaniu tego co napisałyscie :shock: :shock: :shock:
Wierzyć sie nie chce ,ze takie sytuacje bezkarnie uchodza :-(
Zgadzam sie z Ewą ,że takie sprawy trzeba by zgłaszac i maksymalnie nagłasniać ,niektóre z z sytuacji majacych miejsce w Waszych opisach nadają sie wprost do kuratorium !!!

Mieszkamy w małej miejscowosci gdzie jest tylko jedno przedszkole do ,ktorego mam wiecej zastrzezen niz pozytywnych wrazen ,dlatego póki co Jaga do przedszkola wysyłac nie zamierzam :-? :roll:

pao - 2007-11-02, 14:43

rozmowa o Puchatku została po konsultacji wydzielona do innego tematu
hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?p=47259#47259

mam nadzieję że nic nie pominęłam przy przenosinach ;)

narybek - 2012-10-02, 10:33

gonya napisał/a:
Listę otwieram Niepublicznym przedszkolem wegetariańskim Kubusia Puchatka w Warszawie.

Plusy:

Jest to jedno z dwóch typowo wege w Warszawie i bywa, że rodzice nie mający alternatywy żywieniowej (a mogący pozowlić sobie na wysokie czesne) tam właśnie kierują swoją pociechę.

Jeśli chodzi o żywienie to przedszkole rzeczywiście spełnia dość wysokie wymagania. Owoce i warzywa pochodzą w większości z upraw ekologicznych, w kuchni używa się produktow mącznych z pełnego przemiału, majonez jest własnej roboty a suszone owoce z eko-sklepów. Dzieci nie dostają słodyczy a na podwieczorek są kanapki z razowego chleba lub ciepły posiłek. Większość gotowanych potraw jest przyrządzanych wg Pięciu Przemian (informacje te są pewne, ponieważ przez 2 tygodnie pracowałam tam w kuchni i przy dzieciach). Tak więc jedzenie jest naprawdę super.

Oprócz tego dzieci realizują bardzo szeroki program, są dobrze przygotowane do szkoły. To wszystko plus kwestie doajzdowe spowodowało, że posłałam swoją córkę właśnie do tego przedszkola.

Minusy:

Wielkie wątpliwości natomiast budzi osoba właścicielki przedszkola, osoby, która prowadzi placówkę i zajmuje się wszystkim - począwszy od ustalania menu, programu wychowawczego aż po sam proces wychowawczy i pracę nad rodzicami (tak, tak, jeśli prowadząca "nie czuje" rodziców na samym początku to dziecko nie jest przyjmowane do przedszkola). Oczywiście w każdym przypadku istotne jest by nie było znaczących różnic między stylem wychowania dziecka w domu i w przedszkolu, ale tutaj granica autonomii rodziców jest przekraczana o wiele za bardzo. To po pierwsze.

Druga sprawa, to sam stosunek prowadzącej do dzieci i styl wychowywania. Prowadząca jest dumna z tego, że dzieci wychodzące z jej przedszkola mają kindersztubę. Jak to się wydarza?

1. Zdarza się, że są stawiane w sytaucjach ośmieszających je, "żeby się czegoś z tej sytuacji nauczyły" (prowadząca ośmiesza je publicznie grupie przed innymi dziećmi).

2. Niejadki i dzieci nie jedzące wszystkiego są dopychane jedzeniem przez prowadzącą i inne panie, a przy trudnych "przypadkach" metody bywają jeszcze gorsze: kiedy dziecko nie chce jeść, wypluwa jedzenie czy ma odruchy wymiotne, zdarza się że wyprowadza się je do łazienki i tam karmi do końca, przytrzymując usta żeby nie zwróciło. Dziecko niestosownie zachowujące się lub rozpraszające grupę przy posiłku za karę je samotnie w kuchni lub w łazience. Znam przypadek chłopca, który był niejadkiem i został poddany takim metodom. W tej chwili nie chodzi już do tego przedszkola (jak wiele innych dzieci zabranych przedwcześnie) i jego wstręt do jedzenia się poglębił - pracuje z nim psycholog. W tym przedszkolu dziecko ma lubić wszystko, co podaje się na stół. Jeśli nie lubi - to polubi.

3. Sprawa bezpieczeństwa:
Dzieci mają NATYCHMIAST wykonywać polecenia. Moja córka kiedy nie usłyszała na placu zabaw jak prowadząca woła grupę szykując się do wyjścia z parku (park miejski w środku miasta, nie ogrodzony plac zabaw) i dalej się bawiła - została DYDAKTYCZNIE, celowo pozostawiona na placu zabaw. Miała wtedy 4 latka. Ujrzała swoją grupę 100 m dalej wychodzącą już z parku. Z płaczem dogoniła ich i dostała od cioci surową reprymendę, że trzeba być przytomnym. Trauma towarzysząca temu zajściu towarzyszyła jej jeszcze przez jakiś czas (np. z przerażeniem rozglądała się kiedy była ze mną na placu zabaw, czy gdzieś nie poszłam, nie zostawiłam jej...) :-/

Kiedy dzieci miały pojechać na wycieczkę autokarową, prośby i sugestie rodziców o zbadanie stanu technicznego autokaru i trzeźwości kierowcy tuż przed wycieczką były komentowane w nieprzyjemny sposób i traktowane jako osobisty przytyk przez prowadzącą, że rodzice nie mają do niej zaufania.

4. Stosunek do rodziców.
Ogólna zasada, jaką zdaje się wyznawać prowadząca w stosunku do rodziców to: "nie wiecie jak wychowywać dzieci" i chociaż nigdy nie powiedziała tego nikomu w twarz, to jej postawa często na to wskazywała. Rodzice są głupi i dlatego ona musi przejąć "pałeczkę". Pouczanie zaczynało się od kwestii wychowawczych ( do czego ma prawo, ale istnieją pewne granice) poprzez żywieniowe aż po kwestie zdrowotne i osobiste.
Pani prowadząca zawsze ma rację, zasłania się 20 letnim stażem i doświadczeniem wychowawczym a także wiedzą, jaką stale przyswaja (medycyna chińska).
Rodzice, którzy nie dawali sobą manipulować lub mieli inne zdanie w podejmowanej sprawie byli na cenzurowanym - zdarzyło się, że prowadząca zarządała na piśmie aby w sprawie dziecka kontaktowała się z nią np. tylko matka dziecka a ojciec już nie (bo się z nim nie zgadza).

Na porządku dziennym było obgadywanie innych rodziców w rozmowach indywidualnych z jakimś rodzicem lub w rozmowach, jakie odbywały między sobą panie przedszkolanki. Działo się to często w towarzystwie dzieci, które przecież i tak "nie rozumieją o co chodzi".

Możnaby pisać jeszcze wiele o rzeczach jakie miały miejsce w Puchatku (chociażby o dodawaniu wzmacniających ziół chińskich do zup dla dzieci, jakie odbywało się bez wiedzy rodziców i konsultacji z jakimkolwiek lekarzem). Zajęłoby to jednak sporo czasu.


Reasumując oprócz kilku niewątpliwych plusów, jakie ma to przedszkole, zdecydowanie odradzam posyłanie dzieci pod skrzydła tej pani. Moją córkę zabrałam stamtąd po prawie 3 latach od razu, kiedy dowiedziałam się jak została zostawiona w parku. Wileu rodziców uczyniło to samo, kiedy zorientowali się co tam się zdarza. Ciekawe, że dzieci te często "odżywają" psychicznie i emocjonalnie...

Żałuję, że dostrzegłam to wszystko tak późno. Po zabraniu dziecka chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym przedszkolu, więc nie komentowałam tego wszystkiego publicznie. Z tego co mi wiadomo jednak, od tamtego czasu w Puchatku nic się nie zmieniło na lepsze, a prowadząca nadal stosuje swój kontrowersyjny styl.
Uznałam w końcu, że moim obowiązkiem jest przestrzec innych przed tym miejscem.


Mój syn chodził tam w wieku 3 lat, po 2 miesiącach natychmiast go zabrałam. Z wesołego dziecka stał się strzępkiem nerwów po 2 tygodniach, płakał, nie chciał tam być, a muszę podkreślić, że synek to istne cygańskie dziecko :) uwielbia dzieci, nowe miejsca, nie boi się ludzi. Teraz ma 7 lat i jest właśnie tak :)
W tym przedszkolu pamiętam jednego chłopca 5 letniego (bo była 1 grupa - wszystkie dzieci razem), o którym prowadząca mówiła otwarcie przy innych !!!!, że jest agresywny i ma autyzm, po czym sadzała go w krzesełku do karmienia z dala od innych dzieci i na siłę wlewała łyżkami herbatki uspokajające. To przelało czarę i natychmiast z tamtąd uciekliśmy. Właścicielka nie liczy się z rodzicami i wpaja, że dziecko ma mnóstwo problemów!!! Np. mi wpajała, że moje ma autyzm, bo w wieku 3 lat słabo mówi! Jej spekulacje ucięłam pytaniem, czy jest psychiatrą. Synek po tym przedszkolu poszedł do Akademii Uśmiecu (szczerze polecam) i nigdy już nie płakał, że musi iść do przedszkola, zaczął mówić i wreszcie jeść, bo w Puchatku zupełnie stracił apetyt.....


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group