wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Muszę Wam opowiedzieć... - nie o moim dziecku ale o dzieciach, wiejskich

PiPpi - 2008-07-12, 08:07
Temat postu: nie o moim dziecku ale o dzieciach, wiejskich
jesteśmy z córeczką na kanikułach na wiosce...
poszłam wczoraj z Karolka i Jej babcią na spacerek, po sąsiedzku mieszka kilkupokoleniowa rodzinka, dziewczyna młodsza ode mnie o rok co prawda tylko ale jednak, ma dwójkę dzieci, starszy syn ma jakieś 3 latka, młodszy urodził się24.1.2008 (miesiąc starszy od Karolki.) nie pamiętam kiedy coś wprawiło mnie w takie osłupienie, jak krótka wymiana zdań z sąsiadką....otóż od drugiego miesiąca Jej dzieci jedzą wszystko nie karmi ich piersią tylko po miesiącu wprowadziła mleko krowie, karton, 3,5%(eno, eno :mrgreen: ) z kaszą manna , obecnie kupuje mleko od babki z wioski, 3-4 razy dziennie butla kaszy manny na mleku i obiad, tzn. ziemniaki, mięso, marchewka, rosół- dosłownie wszystko :shock: moja mam pytała: ziemniaki miksujesz? nieeeeee, kroję na kawałeczki i sobie pomemla, a podajesz soczki, kompociki? nie.(krótko i stanowczo ;-) ) a w domu cos zdołasz porobić przy dwójce dzieciaków? taaaaaaak, Oni uwielbiają :!: telewizję :!:
marchewki nie chciał jeść młodszy, ale jak dam mięso to i marchewka idzie :mrgreen: masakra, młodsze dziecko w chodziku, co ciekawe, po wyjęcie stało o własnych siłach przy bramce, dorodne, wiejskie dziecko...
to ta rodzina, o której wspominałam w niektórych postach, że morduje świnie na podwórku, na oczach wszystkich przechodniów i domowników...czuję, ze ci chłopcy wyrosną na takich mężczyzn jak ich dziadek- zero szacunku dla jakiegokolwiek zwierzęcia, moczymorda, Piwko pod sklepem plus mięsne menu w domu o każdej porze roku...ani śmiać ani płakać tym razem mi sie nie chciało, totalna konsternacja, oby mnie intuicja zawiodła tym razem


btw kilka domów dalej mieszka moja rodzinka, babka po studiach wyższych, biologia, karmiła dwójkę dzieci piersią b.długo, niestety, nie ustrzegła się tego drugiego-broń masowej zagłady intelektualnej ma włączoną cały dzień, i tylko pyta synów- chcesz teletubisie? masz ochotę na teletubisie? jeden już okularki nosi i zdecydowanie nie chce się uczyć, chce zostać rolnikiem i/lub hodowcą byków 8-)

neina - 2008-07-12, 08:49

Magda, no nie ma komentarza na coś takiego :shock: A nie chorują te dzieci?
PiPpi - 2008-07-12, 08:51

póki co nie i to jest najciekawsze! niektórzy mówią żeby nie chuchać, nie dmuchać zbytnio bo sie przedobrzy, ale nie za każdym razem gryzaka wyparzam jak spadnie na podłogę, wiec chyba nie przedobrzam :-P pytałam Ją o alergie, nie mają, póki co...
pao - 2008-07-12, 09:03

wiesz, nie chorują bo nie sa chowane sterylnie. to akurat plus. a co do żywienia... tu choroby odzywają sie po czasie. niestety ludzie nie wiążą ich z dietą. to zbyt niewygodne.

no i brak miksera też taki straszny nie jest ;)

Nimrodel - 2008-07-12, 09:29

Szczerze mówiąc, nie uważam, by na sposób wychowania wpłynęło to, że te dzieci mieszkają na wsi. W miastach dzieje się podobnie.

No, ale uważam tak pewnie dlatego, że jestem ze wsi :mrgreen: , a miastowa tylko chwilowo (mam nadzieję) ;-)

- 2008-07-12, 09:38

Ci to się nie szczypią :lol: :roll:
k.leee - 2008-07-12, 10:10

Magda Stępień napisał/a:
czuję, ze ci chłopcy wyrosną na takich mężczyzn jak ich dziadek- zero szacunku dla jakiegokolwiek zwierzęcia, moczymorda, Piwko pod sklepem plus mięsne menu w domu o każdej porze roku...

No nie koniecznie...
Rok 2024. Starszy z chłopców ma 19 lat młodszy 16, zaczynają się podkochiwać w przyjeżdżającej na wakacje ślicznej szesnastoletniej miastowej. Dowiadują się, że jest ona weganką. Nie wiedzą co to znaczy ale po internetyzacji rolnictwa w latach 2019-2023 jaką przeprowadził rządzący nieprzerwanie od 13 lat blok PiS-DA, mogą to sprawdzić w "gógle spid". Już wiedzą, że dziewczyna nie pokocha ich jeśli będą latać po podwórku z siekierą za kurkami. Radykalnie zmieniają dietę, czują się coraz lepiej. Zapisują się na kurs erudycji, chodzą do kosmetyczki i fryzjera. Kupują kwiatki w doniczkach.Wieś huczy. Dziewczyna dowiaduje się o niezwykłych mieszkańcach wsi. Po długich miesiącach zastanawiania wybiera starszego, mama Karoliny pani Magda nie jest zachwycona ale córce nie zabrania ( kiedyś myślała, że chłopcy skończą pod GS-em i trudno jej zmienić to myślenie ) Starszy nie jest w ciemię bity i gotuje cudne obiady według kuchni 5 przemian czym zjednuje sobie panią S. Młodszy popada w głęboką depresję, wstępuje do zakonu franciszkanów, robi błyskawiczną karierę, po czym udaje mu się wprowadzić kanony dotyczące nie wyrządzania krzywdy zwierzęciu. Zakon w zawrotnym tempie rośnie w siłę, zakonnicy tworzą własne szkółki wiejski, ze zdrową kuchnią. Powstają ich tysiące w ciągu kolejnych kilkunastu lat. W tym czasie pani Magda zostaje szczęśliwą babcią i pomaga młodym w wychowywaniu, rodzących się co rok, 12-ciorga ślicznych wegańskich dzieciaczków.
Oczywiście może się zdarzyć, że nie pójdą tą drogą i będą "spożywać i degustować" pod spółdzielnia.

neina - 2008-07-12, 10:28

:mrgreen: :lol:
pao - 2008-07-12, 11:57

sławcio :mrgreen:
Ewa - 2008-07-12, 14:39

Sławek, jesteś boski :mrgreen:
taniulka - 2008-07-12, 20:13

Magda dzięki k.leee wydałaś potomstwo za mąż a myślałam ,że w tych czasach już nie stosujemy tych technik :)
dynia - 2008-07-12, 21:23

Tak sobie czytam i myslę,że mnie to wcale nie zdziwi większa cześc z nas zostałą wychowana w podobny sposób tzn ,nie była karmiona piersią według ówczesnych trendów,kasza manna też byłą podstawą,zupy na mięsie od 3 m-ca życia,mleko krowie też etc.Już nawet nie wspomnę o innych równie szokujących praktykach i co ,większość znakomita z nas powyrastała na porzą∂nych ,zdrowych ludzi pelnych empatii i trochę sfiksowanych na punkcie zdrowego trybu życia ;-)
Także tu nic nie jest regułą.Ludzi żyjących w taki własnie sposob szokuje nasz styl życia ,pewnie z równym szokiem opowiadała o wrażeniach po rozmowie z miastową,lekko szurnietą na punkcie swojej pociechy dziewczyną (no bo kto teraz ma tyle czasu,żeby poswięcac sie dzieciom);-) Ja staram sie nie oceniać takich zachowań dla mnie to jest taki swoisty roots tudzież folklor lokalny ,jakim sie zachwycamy albo obserwujemy z otwartą ze zdziwienia gebą jeżdząc do odleglych wiosek Indii czy do Afrykańskiego buszu.Myslę zatem,że mało rzeczy może mnie już zadziwić ,każdy ma bowiem własną receptę na szczęscie i mnie nic do tego :-)

fizia - 2008-07-12, 21:41

k.leee napisał/a:
Zapisują się na kurs erudycji, chodzą do kosmetyczki i fryzjera. Kupują kwiatki w doniczkach.Wieś huczy.

:mryellow: :mryellow: :mryellow:

margot - 2008-07-12, 21:46

k.leee świetna opowieść
Dynia ja tu podpiszę się pod każdym twoim słowem :-)

gosiabebe - 2008-07-12, 21:46

Dynia znakomicie to napisałaś ! zgadzam się w 100% ! chciałam jeszcze tylko dodać,że to jakich ma sie przodków nie świadczy o tym na kogo się wyrośnie- ani to czy rodzina jest lepiej czy mniej wykształcona ;)
a co do jedzenia to babcia powiedziała mi kiedyś " teraz to młodzi rodzice się mają fajnie mogą czekać z normalnym jedzeniem do piątego miesiąca i matka karmić piersią i sie nie denerwować z robieniem tych mieszanek mlecznych po nocach tylko do cyca i już." Jej lekarz kazał dzieciom dawać stałe pokarmy w szóstym tygodniu a matkę która karmiła piersią uznawano za złą albo biedną (albo coś w tym stylu w jakim Magda określa tamtą matkę z sąsiedztwa ) ;-)

PiPpi - 2008-07-13, 09:40

świetny scenariusz k.lee :mrgreen: łzy lały nam się po twarzach strumieniami :mrgreen:
gosiabebe ja wiem, ze wykształcenie na nic nie musi wskazywać, jednak ta moja ciotka, jedna z nielicznych wykształconych na wiosce zachowuje się z powodu tytułu swego naukowego jakby wszystkie rozumy pojadła a okazuje sie że dziecko na kolację dostaję kilka plasterków szynki i pepsi...
pao
normalka, ze z dietą nikt nie połączy ich późniejszych dolegliwości, dietę zmienią chyba tylko pod wpływem nieodpartego uroku Karoli ;-)
dynia właśnie ten swoisty roots i folklor w podejściu do wychowania nieco mi imponuje, prostotę zawsze uważałam za zaletę, tylko obawę mam czy niekiedy prostota nie przekształca sie w prostactwo... :roll:
Sławku- wyrazy uznania, podziwu i szacunku dla bujnej wyobraźni, polotu literackiego i po prostu wszystkiego naj za dostarczenie końskiej dawki endorfin z samego rana!

Humbak - 2008-07-13, 13:08

Magda Stępień napisał/a:
wiem, ze wykształcenie na nic nie musi wskazywać
a jednak. Wg badań antropologicznych wykształcenie matki przekłada się na stan zdrowia ich dzieci.
biechna - 2008-07-13, 17:48

OT
Humbak napisał/a:
wykształcenie matki przekłada się na stan zdrowia ich dzieci

mam nadzieję, że tylko wykształcenie, a nie broń boże zawód wykonywany ;-)

- 2008-07-13, 22:01

k.leee, love normalnie :) ))
Flippi - 2008-07-15, 16:17

k.leee :lol: :lol: :lol: :!:
Cudownie optymistyczny scenariusz :lol:

pidzama - 2008-07-16, 11:14

No ja sie wcale nie dziwie ze tak sie zywi male dzieci; nie kazdy zna takie pojecie jak schemat zywienia niemowlat; przeciez niektore osoby opieraja swoja wiedze na temat wychowywania dzieci jedynie korzsytajac z pomocy mamy/ babci; a wiadomo jak kiedys bylo; u nas jak bylam kiedys w osrodku zdrowia i przy okazji chcialam podpytac siostry w przychodni dzieci jak najlepiej rozwinac diete dziecka to uslyszalam ze na poczatek dobry jest rosolek z golebia i kluseczkami :shock: a na temat kaszki manny to jedna nic w ogole nie wiedziala a druga, ze cos tam bylo i ze wprowadzac po roku no i jak przyszla trzecia to powiedziala ze od 5 miesiaca po trochu ale dlaczego to juz nie wiedziala.....
wiec nie dziwie sie ze jak ktos nie czyta gazet, ksiazek to jest tak jak z przykladu Magda Stępień :-|

i wtedy ciezko cos sie forsuje bo z argumentem, ze nas tak wychowywano i jestesmy zdrowi ciezko dyskutowac; ja mam tez taka sytuacje z moimi rodzicami; bo w jak bylam wieku Michalka to jadlam juz wszystko a kasza manna to byla podstawa... a nie mam ani alergii ani innych dolegliwosci

pidzama - 2008-07-16, 15:31

To ja jeszcze dorzuce sytuacje sprzed 2 godzin; bylam u kolezanki ktora odwiedzila jednoczesnie jej kolezanka z 10misiecznym synkiem; przyniosla worek ciastek - myslalam ze dla nas; no i okazalo sie ze miedzy innymi tez bo jej synek wcianal te ciacha; no i jak moj zobaczyl to tez chcial; a ta dziewczyna mu jedno dala :shock: prawie krzyknelam ze "NIE" a ona zdziwiona ze czemu... czy ma alergie; jak odopwiedzialam ze nie ma ale nie daje mu takich rzeczy to jeszcze bardziej sie zdziwila i zaczela z duma w glosie sie chwalic ze jej juz je wszystko...
Michal podjal jeszcze jedna probe zdobycia ciastka i ta dziewczyna do mnie ze "zobacz jak on by je zjadl; dam mu jednego..."
jak wracalam do domu to ciagle myslalam o tej sytuacji i tak sobie pomyslalam ze pewnie takich osob jest mnostwo; ludzie ktorymi sie otaczam maja podobne poglady w materii jedzenia do mnie (pewnie dlatego sie tez z nimi koleguje) wiec nawet nie umiem sobie wyobrazic jaka jest skala ludzi ktorzy karmia dzieci wszystkim...

neuro - 2008-07-16, 15:36

A coś się może stać, jak dziecko zje w takim wieku np ziemniaka, czy inny jogurt? O ciastkach nie mówię, bo to oczywiste.
Pytam, bo nie wiem.

neina - 2008-07-16, 23:40

pidzama napisał/a:
pewnie takich osob jest mnostwo

Myślę, że większość niestety. Ciastka "dla dzieci" i słodzone soczki znikają z supermarketowych półek...

arahja - 2008-07-17, 01:37

Przyglądałam się w życiu wychowywaniu jednego dziecka i widzę, że nie jestem gotowa na podjecie się czegoś takiego. Zwłaszcza gdy ja, niedzieciata, widzę jakieś oczywiste dla mnie sprawki - gdy się daje dziecku specjalnie dosładzane kompoty, codziennie czekoladki, to nie można się dziwić i narzekać, że nie chce jeść kanapek albo owoców (bo są za kwaśne). I takie problemy w "normalnie jedzącym" domu. Ja się nie odzywam, ale myślę, co w takim razie miałabym z rodziną, gdybym zdecydowała nie dawać dziecku ani mięsa, ani kupowanych słodyczy?
majaja - 2008-07-17, 07:10

neuro napisał/a:
np ziemniaka, czy inny jogurt?

10 miesięczne dzieci jedzą ziemniaki, ja już powolutku zaczynałam dawać strączkowce, jogurt też już chyba dawałam albo miesiąc później, i ogórki kiszone. Problem w tym, że tacy jak dajesz dziecku ogórka kiszonego to patrzą na ciebie jak na wariata, ale słodzone bezwartościowe ciastka są ok. Funkcjonuje jakiś głupi przesąd, że dziecko bez cukru nie zje, no i dodaje mu się cukier do wszystkiego.

dżo - 2008-07-17, 09:44

arahja napisał/a:
ale myślę, co w takim razie miałabym z rodziną, gdybym zdecydowała nie dawać dziecku ani mięsa, ani kupowanych słodyczy

arahja, ale to nie rodzina decyduje co będzie jadło Twoje dziecko, tylko Ty - matka,

k.leee - 2008-07-17, 10:25

dżo napisał/a:
arahja, ale to nie rodzina decyduje co będzie jadło Twoje dziecko, tylko Ty - matka,
jeśli dojdzie do partenogenezy to tylko matka, jeśli do zapłodnienia dochodzi tradycyjną metodą to jeszcze jedna osoba decyduje i odpowiada za dziecko :->
arahja - 2008-07-17, 11:00

k.leee :lol:
dżo: ja wiem, że ja bym decydowała, ale komentarzy i wciskania po bokach w łapki nie uniknę za Chiny ludowe. Tak samo zresztą, jak wiele tu obecnych... Mam jeszcze kilka lat na naukę asertywności ;)

dżo - 2008-07-17, 11:06

oj k.leee, wraźliwyś jakbyś w ciąży był ;-) ,
Ania D. - 2008-07-17, 12:13

Arahja, nie jest problem, gdy się mieszka osobno. Wtedy nie ma mozliwości wciskania w łapkę do kątach, bo ciągle masz dziecko przed oczami. A komentarze zawsze mogą być, sa i będą - albo jak sie kto ubiera, albo jak się zachowuje, albo co jada. Może byc przykro, że dostaje się od najbliższych, ale wiedza i konsekwencja powoduje, że będzie tego coraz mniej - ile w końcu można gadać na ten sam temat.
PiPpi - 2008-07-21, 22:08

co do historyjki jaką umieściłam na początku, to zrobiłam to na zasadzie ciekawostki a nie chęci wyśmiania tej dziewczyny, zakpienia z Niej, byłam w szoku i musiałam gdzieś to wywalić, WD wydał mi sie odpowiednim miejscem ;-)
humbak, takie stwierdzenie-. Wg badań antropologicznych wykształcenie matki przekłada się na stan zdrowia ich dzieci.- zawiera dla mnie dwie nieścisłości, po pierwsze co to znaczy zdrowie(jest wiele definicji), po drugie jeśli chcesz napisać , że jest wprost proporcjonalne do stanu zdrowia to przykład mojej rodziny pochodzeniowej temu przeczy.
osobiście takie stwierdzenie traktuję jako stereotyp albo totalna teorię.

k.leee - 2008-07-21, 22:39

dżo napisał/a:
oj k.leee, wraźliwyś jakbyś w ciąży był ;-) ,
:-D
adriane - 2008-07-22, 12:46

W samolocie siedziała koło mnie mamusia z dzieckiem może 7 miesięcznym. Angielka lub Irlandka, nie wiem czy ze wsi czy z miasta ;) Wiecie czym karmiła swojego synka: solonymi czipsami typu Lays. :-> Chciała poczęstowac Emila, ale podziekowałam, była bardzo zdziwiona dlaczego nie chcę dać tego specjału mojemu dziecku...

Ja sama urodzona w latach 60-tych byłam karmiona piersią przez miesiąc, potem mleko w proszku (nikt nie slyszał o mieszankach takich jak dziś). Od 2 miesiąca piłam soczek z marchewki, jabłka, pomarańczy, jadłam kasze mannę, sucharki. Od 3 miesiąca był już rosołek, mielone mięso, kisielki, biszkopciki itd. Nie mam żadnej alergii, jestem raczej zdrowa. Zastanawiam się jak to przezyłam i inne dzieciaki :mrgreen: Pomysleć, że teraz tak chuchamy na dzieci pod względem jedzeniowym i boimy sie , że coś podamy za wcześnie... Człowiek ma chyba ogromną siłę do zaadoptowania się do przeróżnych warunków. Inna sprawa, że wiele osób choruje, już młodych, wśród starszych to istna plaga tzw. chorób cywilizacyjnych.

dżo - 2008-07-22, 12:52

adriane napisał/a:
Od 3 miesiąca był już rosołek, mielone mięso, kisielki, biszkopciki itd. Nie mam żadnej alergii, jestem raczej zdrowa. Zastanawiam się jak to przezyłam i inne dzieciaki

tylko, że w latach 60 i 70-tych żywnośc była żywnością a nie produktem żywnościopodobnym, rosliny były nawożone obornikiem a nie azofoską, świnki jadły uparowane ziemniaki a nie paszę itd, a w sklepach mało kto słyszał o chipsach, coca-coli, batonach,
obecne chuchanie dmuchanie wynika z rozwoju cywilizacji, im bardziej się "rozwijamy", tym bardziej sobie szkodzimy,

majaja - 2008-07-22, 12:56

Magda Stępień napisał/a:
humbak, takie stwierdzenie-. Wg badań antropologicznych wykształcenie matki przekłada się na stan zdrowia ich dzieci.- zawiera dla mnie dwie nieścisłości, po pierwsze co to znaczy zdrowie(jest wiele definicji), po drugie jeśli chcesz napisać , że jest wprost proporcjonalne do stanu zdrowia to przykład mojej rodziny pochodzeniowej temu przeczy.
Raczej przykład na to, że jest prawda i statystyka, to jest akuart statystyka, kobiety wykształcone statystycznie rzecz biorąc lepeij zarabiają i satystycznie rzecz moga więcej wydać na jedzenie lepszej jakości i na lepszą opiekę medyczną, stytystycznie pewnie mają też większą wiedzę i świadomość. Wszystko to oczywiście nie dotyczy Polski w czasach PRLu bo wtedy wszystko było postawione na głowie.
Capricorn - 2008-07-22, 13:50

dżo napisał/a:
adriane napisał/a:
Od 3 miesiąca był już rosołek, mielone mięso, kisielki, biszkopciki itd. Nie mam żadnej alergii, jestem raczej zdrowa. Zastanawiam się jak to przezyłam i inne dzieciaki

tylko, że w latach 60 i 70-tych żywnośc była żywnością a nie produktem żywnościopodobnym, rosliny były nawożone obornikiem a nie azofoską, świnki jadły uparowane ziemniaki a nie paszę itd, a w sklepach mało kto słyszał o chipsach, coca-coli, batonach,
obecne chuchanie dmuchanie wynika z rozwoju cywilizacji, im bardziej się "rozwijamy", tym bardziej sobie szkodzimy,


Ale tez świadomość ekologiczna nie istniała, obornika waliło się na pole ile wlezie (dla mnie obornik nie jest zdrowym nawozem - ok, jest naturalny), piło sie wodę prosto z kranu (czytaj: wprost z ołowianych rur), na dachach królował eternit z potężną zawartością azbestu, nie było żadnych katalizatorów, filtrów, itp, papierosy paliło sie przy dzieciach, a piersią karmiły tylko dziwolągi. A gdy niemowlak był niespokojny i często płakał, to chodziło się do "babek", żeby dziecko "naciągnęły" :shock:

Podzielam opinię Ady, człowiek ma ogromne możliwości adaptacyjne, nie tylko w kwestii pokarmowej, środowiska, klimatu - ale nie tylko. Potrafi przetrwać w skrajnie nieprzyjaznych warunkach (np. obóz koncentracyjny, osoby długotrwale maltretowane fizycznie i psychicznie itp)

bodi - 2008-07-22, 14:11

Capricorn napisał/a:
chodziło się do "babek", żeby dziecko "naciągnęły" :shock:

capri, aż się boję zapytac o co chodzi :->

Capricorn - 2008-07-22, 14:16

bodi napisał/a:
Capricorn napisał/a:
chodziło się do "babek", żeby dziecko "naciągnęły" :shock:

capri, aż się boję zapytac o co chodzi :->


mnie nikt nie naciągał, wiec dokładnie nie wiem. Ale wielokrotnie, jako dziecko, słyszałam historie, że ktoś "źle" wziął dziecko na ręce i je "przełamał". "Przełamane" dziecko łatwo było rozpoznać po niespokojnym zachowaniu. To się je zanosiło do "babki" na "naciąganie".

Dodam, że mam 33 lata, nie jestem dinozaurem ;-)

Tusia - 2008-07-22, 15:23

Z tego co słyszałam to kładzie sie dziecko na brzuchu bierze przeciwległa rączkę i nóżek i zgina tak aby się spotkały, potem drugą też. Słyszałam na chrzcinach mojego chrześniaka, jak babka jego mamy (sorry za skomplikowany opis koligacji :-P ) mówiła, że Szymek jest "uchynięty" bo płacze i się pręży na rękach. I że musi go naciągnąć. A jego mama która jest ode mnie starsza o rok (26) mówi, że fajnie żeby to zrobiła... :shock: Kobieta bez żadnej wiedzy medycznej czy cokolwiek, robiła mu tez masaże jakieś i cuda nie widy. Dziwię się do tej pory że rodzice oddali w 21 wieku (w mieście) swoje 4 miesięczne dziecko kobiecie, która nie wiadomo co z nim zrobi.
majaja - 2008-07-23, 08:01

Tusia napisał/a:
Z tego co słyszałam to kładzie sie dziecko na brzuchu bierze przeciwległa rączkę i nóżek i zgina tak aby się spotkały, potem drugą też.

Ludowa wersja metody Vojty czy jak jej tam ;)

bojster - 2008-07-23, 10:26
Temat postu: Re: nie o moim dziecku ale o dzieciach, wiejskich
Magda Stępień napisał/a:
młodsze dziecko w chodziku, co ciekawe, po wyjęcie stało o własnych siłach przy bramce, dorodne, wiejskie dziecko...


No i jednak się okazuje że wszystkożercy mają rację, ich dzieci szybko i zdrowo rosną, a nasze są zapóźnione i w wieku paru miesięcy nadal wiszą na cycku i jakichś kaszkach, nic dziwnego że dopiero zaczynają raczkować... :-(


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group