wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek niemowlęcy - dzień jak co dzień :-)

daria - 2009-11-12, 09:53
Temat postu: dzień jak co dzień :-)
kochane mamuśki, mam do was pytanie, bardzo banalne, ale istotne dla mnie ;-)
jak wygląda u Was taki normalny dzień z dzieckiem w domu?
pytam, bo zastanawia mnie, czy wystarczająco czasu poświęcam mojej Natalce i czy robię wszystko aby mogła spokojnie rosnąć i rozwijać się fizycznie i psychicznie :mrgreen:

a więc, u nas to wygląda tak:
7.00 wstajemy, przewijam Natę, albo myję pod kranem jeśli mamy kupkę ;-)
śniadanie Natalki
7.30 kładziemy się jeszcze razem do łóżka, i rozmawiamy, wygłupiamy się, czasem dziecię moje jest jeszcze senne i zaspia koło 8.00 na pół godzinki, godzinkę
9.00 wstajemy i ja jem śniadanie a Natalia leży na leżaczku w kuchni i bawi się grzechotkami i słucha sobie radia :-)
9.30 ogarniam chatkę jeśli mi mała pozwoli nadal leżąc, albo bawimy się
10.00 Nata znów Je
po jedzeniu odpoczywa sobie chwilę na kocyku, zwykle leżę koło Niej i gadamy albo ma zabawkę-wtedy nadrabiam sprzątanie :-)
oczywiście dość często jest tak, że Nata mi nie pozwala na sprzątanie bo kwęka, że nie chce sama leżeć :-P
między 11.00 a 13.00 czasem uśnie na godzinkę albo pół, wtedy mam czas dla siebie, a jak nie śpi, to zabawiam Ją, czytam coś, pokazuję zabawki, noszę, tańczymy, wygłupiamy się itd.
13.00 kolejne jedzenie, odpoczynek i potem znów zabawianie, jeśli pozwala to robię coś np. obiad, ale zwykle trwa to pół godziny
14.00 albo 15.00 idziemy na spacer na minimum godzinkę ale często na dwie :-)
16.00 lub 17.00 jedzenie i od 17.00 już jest totalny sajgon, bo Nata ma często niewyspany nastrój :->
wtedy leżymy i się bawimy i staramy się, żeby dziecko nie płakało, jeśli bardzo marudzi, to A. bierze ją na kolana i siedzą razem chwilę przed kompem albo skanerem
19.00 kąpiel i lulu, teraz puszczam tylko kołysanki, ale chce już Jej zacząćczytać, nawet po po pięć minutek tylko, bo Ona dość szybko zasypia ;)

oczywiście taki dzień to przykład, bo czasem jest inaczej, ale tak mniej więcej to wygląda :-D

eMka - 2009-11-12, 10:04

daria myślę, że Wasz dzień jest ok. Przecież na wesołe miasteczko jej jeszcze nie zabierzesz dla urozmaicenia wrażeń:)

moje dziecię w podobnym wieku. nasz dzień wygląda prawie zawsze tak samo.
8:00 karmienie
do ok. 10:00 zabawa. zazwyczaj samodzielna. leży sobie na kocyku lub w bujaczku z zabawkami. ja w tym czasie się ogarniam i psa wyprowadzam.
10:00- 10:40 drzemka
11:00 karmienie
potem chwila zabawy (zazwyczaj wciąż sama), leży na łóżku, obkręca się, czasem jej pokazuje zabawki, ale rzadko.
ok. 11:30 - 14:00 drzemka (zazwyczaj tu jesteśmy na dworze)
14:00 karmienie
potem do ok. 16:00 zabawa- tu już muszę wkraczać, tańczymy, śpiewamy, zaczepiamy psa, chwytamy zabawki, oglądamy różne cuda, itp:P
16:00-16:45 drzemka
17:00 karmienie
do 18:00 zabawy z tatą
od 18:00 do 19:30 drzemka
do 20:00 tata w akcji
20:00 karmienie, potem chwila odpoczynku i kąpanie
20:45 sen i tak do 8:00 :)

kociakocia - 2009-11-12, 10:08

bardzo normalny dzień mamy z dzidzią :) nie wiem czy w takiej dokładnie kolejności u nas było, ale napewno bardzo podobnie :) dodam, że robiłam zawsze tak, że w domku mała sie wysypiała, a na dworku podziwiałysmy świat :) zaś wieczorne kąpanie nie póżniej niż godz 19.40 i tak jest do dziś
daria - 2009-11-12, 10:10

eMka, no to rzeczywiście podobny mamy dzień
zauważyłam, że po 16.00 u Ciebie też już Luiza wymaga większej uwagi, jakoś we wcześniejszych godzinach dzieciaczki mogą się same sobą zajmować, no chyba że nie mają ochoty, co często się Natalce przytrafia :->

a u Ciebie to tak z tymi drzemkami regularnie? bo u mnie bywa różnie, czasem tylko pół godziny śpi, czasem dwie, ale częściej te dwie na spacerze :)





wczoraj zrobiłam eksperyment i nie dałam Jej jeść o 23.00, spała do 1.00, zjadła i do 6.30 dalej spała, chyba przestanę Jej dawać o 23.00, bo widzę, że je mało, a potem i tak się budzi o 1.00, może dzięki temu przestanie się kiedyś budzić o 1.00 i pośpi do 6.00 :-P

oo! mamy kupkę, bo rano nie było :->

biechna - 2009-11-12, 10:15

daria napisał/a:
jak wygląda u Was taki normalny dzień z dzieckiem w domu?

Wszystko powinnam zacząć od "około":
7 - pobudka
8 - śniadanie plus mleko
hasanie po domu, zabawy (w zależności od Stasiowego nastroju albo bawi się sam albo przybiega do mnie i robimy coś razem - oglądamy książki, tańczymy, turlamy piłkę, bawimy się w "a gdzie jest...?" itp) lub spacer
10 - drzemka
11/11:30 - pobudka
12 - obiad plus mleko
hasanie po domu lub spacer
14 - drzemka
15/15:30 - pobudka
16 - przekąski plus mleko
hasanie
18 - włącza się megamaruda :-)
19 - kolacja, kąpiel
20 - spanie

Nie jestem przywiązana do tego, ile czasu spędzam ze Stasiem na intensywnym kontakcie, czasem po prostu siedzę w tym samym pokoju i podczytuję gazety itp dopóki on sam nie przybiegnie od swoich zabaw się poprzytulać i wtedy włączam się do zabawy. Są dni, że trzeba być z nim blisko non stop, są takie, że wyrywa mi się, bo woli eksplorować sam.
Bardziej martwi mnie (choć nie spędza snu z powiek ;-) ), że nie chce mi się za dużo mówić do Stasia. Oczywiście opowiadam mu często, co robimy, co widzimy, robię teatrzyki, bawię się jakoś "słownie", wymyślam rymowanki i mu je wyśpiewuję 8-) ale czuję, że za mało z nim wchodzę w taki intensywny kontakt werbalny. Z drugiej strony, on coraz ładniej rozumie "co jest co", więc coś to moje nieczęste mówienie daje. I pomyśleć, że jeszcze 3-4 lata temu była strrraszną gadułą :->

olgasza - 2009-11-12, 10:16

ech, jak tak czytam wasze plany, to az zazdroszcze, bo mysmy sie dorobili jako takiej regularnosci dopiero w wieku 10-12 miesiecy. Do tego czasu Marianka byla dzieckiem nieprzewidywalnym, tylko kąpiel byla w miarę o stałej porze (19.00 ), usypialam ja w chuscie, wstawala i zasypiala o roznych godzinach, cyc byl na żądanie, a nie o stałych porach i czasami mi brakowalo w tym jakiejkolwiek systematycznosci...
Gratuluję wam poukładania i dobrej organizacji! :-)

daria - 2009-11-12, 10:25

biechna napisał/a:
Wszystko powinnam zacząć od "około":


u nas oczywiście też jest wszystko "około"

biechna, ja jestem straszną gadułą, a też mi się nie chce bardzo do Naty gadać, chociaż Ona bardzo to lubi, bo patrzy wtedy na mnie wielkim oczami i się cieszy :mrgreen: a ostatnio włączyło się Jej gadanie, leży i coś tam pod nosem kwiczy, albo nawet krzyczy, to wtedy włączam się do zabawy i kwiczymy razem :lol:


wolę Jej śpiewać niż gadać, włączam wtedy albo dla dzieci piosenki, albo dla dorosłych i śpiewam sobie a Ona się cieszy :mryellow:

eMka - 2009-11-12, 10:37

daria, no drzemki mamy regularne. Między 11 a 14 zawsze jest taka dłuższa, nawet jak nie jesteśmy na spacerze. dłuższa jest również wieczorem już przed ostatnim karmieniem. Jak tu nie uda jej się zasnąć (na szczęście coraz rzadziej się zdarza), to drze się cały wieczór. kładę to na karb przemęczenia całym dniem. tak samo to, że wymaga większej uwagi w drugiej części dnia. Bo do południa to nie mam dziecka;). a te krótsze drzemki to takie resety jakby:)

a co do karmienia nocnego- to co u mnie się sprawdziło--> nie karmiłam jak sama się nie obudziła, jak już się obudziła, to ostatnią rzeczą jaką robiłam to karmienie. póki była jeszcze zaspana i przysypiała jak jej dawałam smoczka(nawet na 3 minuty), to jedzenia nie było. dopiero jak rozbudzała się ostatecznie i wyła to dawałam mleko. Czasem takie przetrzymywanie trwało 3 h. To u nas się świetnie sprawdziło, tylko że ja to zrobiłam jak mała miała jakieś 7 tyg i wyeliminowanie 2 nocnych karmień trwało jakieś 2 tyg. od tamtego czasu śpi nieprzerwanie 11-12h. Byłam zmęczona i niewyspana ale wolałam takie niewyspanie, które do czegoś prowadzi, niż takie które dodatkowo utrwala tylko nawyk jedzenia w nocy. Oczywiście każde dziecko jest inne, nie u każdego to wyjdzie.

daria - 2009-11-12, 11:01

eMka, no właśnie muszę wyeliminować to nocne karmienie, bo mi się wydaje, że Nata aż tak bardzo nie potrzebuje, tylko się przyzwyczaiła :roll:
ja w szpitalu raz nie nakarmiłam Jej w nocy i spała mając dwa dni aż 7 godzin bez jedzenia :-> tylko dostałam opieprz od pielęniarek :evil: i zaczęłam z zegarkiem w ręku karmić :evil:

aa zapomniałam dodać, że na spacerze to Nata zwykle śpi :-)

a jak nie śpi, to kładę Ją w domu koło 16.00 jeszcze, ale raczej śpi w wózku, dlatego też lubię z Nią wychodzić po obiedzie, bo wiem, że się wyśpi 8-)

a jak Wasze dzieci kładą się w dzień? do łóżeczka? i czy trzeba pomóc im zasnąć?
bo Natalia czasem zaśnie sama, ale ze smokiem niestety, czasem muszę Ją potrzymać za rączkę :->

renka - 2009-11-12, 11:07

Dziewczyny, ale dlaczego chcecie eliminowac nocne karmienia u takich maluchow?
daria - 2009-11-12, 11:10

renka, Natalia zjada dużo o 19.00 i o 23.00 nie chce praktycznie jeść, zje ok. 40 ml, wydaje mi się, że jak Jej nie dam, to nic się nie stanie :-)
zresztą, dziś Jej nie dałam o 23 i obudziła się dopiero po 1.00 i zjadła tylko 80 ml więc nie była bardzo głodna :-) a jak je w nocy, to potem męczy Ją brzuszek, wiesz, sztuczne mleko jest bardziej ciężkie od maminego :-D

poughkeepsie - 2009-11-12, 11:29

Olgasza, ale nawet karmiąc piersią na żądanie można wyregulować dobę - u nas karmienia są najczęściej co 2.5 - 3h jak się budzi wcześniej to go przewijam, noszę, pokazuję żeby dotrwać do właściwej pory. Chyba, że wyje i widzę, że to z głodu to dostaje wcześniej.
Nasz dzień też wygląda podobnie:
6-6.30 karmienie, śpimy dalej jak się da, ale najczęściej to już tylko taka drzemka niestety :/
8.30-9.00 pobudka, wstajemy, leży chwilę w łóżeczku i z założenia ogląda książeczkę tiny love
9.30-10.00 - karmienie
10-10.30 -11 - mały leży na leżaczku i albo leży cicho i ogląda kuchnię, a potem łazienkę albo leży na leżaczku i marudzi i tez ogląda :) ja jem śniadanie, potem myję włosy i ubieram się
11-12 albo jak śpi to dłużej spacer
12.30-13.00 - karmienie
13.00-13.30 - 14 - aktywność, chodzimy po mieszkaniu, mówię mu co ogląda, pokazuję plansze z zabaw fundamentalnych, grzechoczę grzechotką
14.00 - totalne wkurzenie ze zmęczenia i wycie, które najczęściej kończy się chustą i walką żeby dzieć zasnął
16.00 - karmienie
17.00 - znowu aktywność jak powyżej, ale małego przejmuje już tata
w międzyczasie albo jest drzemka w chuście albo nie w zależności od stopnia marudzenia
18.30-19.00 kąpiel
19.00 - karmienie
20.00 - tata usypia albo w chuście albo na klacie
a potem już ok. 22.00, 1.00, 3.00, 6.00 karmienia
Niestety mały mi w nocy szybko zasypia i się nie najada tak jak w dzień kiedy ciągnie przez godzinę i szybciej się budzi. A z drugiej strony zdarza się, że zaśnie po 20, 21 i budzi się koło 2-3.
Na razie bardzo rzadko się zdarza żeby zasnął sam, czy Wasze dzieci te tak ryczą przed zaśnięciem?Mnie to aż przeraża :/ On ryczy nawet z kwadrans w chuście zanim zaśnie :/ W łóżeczko zasypia sam tylko przy werandowaniu, jak go tak położę to tak płacze, że nie ma mowy o zaśnięciu. Ogólnie jeżeli chodzi o spanie to jest ciągła walka, a widać, że jest zmęczony i oczy mu się kleją, płacze też inaczej niż jak jest głodny.
Jak widać z powyższego czasu dla siebie to ja na razie nie mam mimo, że mąż się nim zajmuje popołudniami - tyle, że czasem mi się uda złapać godzinkę snu. Jak mam chwilę wolnego to jem, myję się, itp. Padam już na pysk, naprawdę. Do tego to moje dziecko to straszna maruda, sam wytrzymuje góra 5-10 minut i tak najczęściej zrzędzi.

elenka - 2009-11-12, 11:38

daria napisał/a:


a jak Wasze dzieci kładą się w dzień? do łóżeczka? i czy trzeba pomóc im zasnąć?
bo Natalia czasem zaśnie sama, ale ze smokiem niestety, czasem muszę Ją potrzymać za rączkę :->


U nas podobnie, Rysio zasypia ze smokiem i potem sam g wypluwa odłożony do łóżeczka albo na naszym łóżku, czasem jak Krzysiek głośno się bawi, to bujam go w wózku aby się wyciszył.

Też uważam, że niepotrzebnie (skoro przybiera na wadze) karmisz ją o tej 23, Bo chyba dobrze zrozumiałam, że karmisz ją przez sen?
Ja Rysia karmię wtedy kiedy się obudzi, najczęściej ok 1.00 w nocy, a czasem je dopiero o 4-5.00.

Nasz dzień wygląda tak:

5-6.00 jest pobudka przebieram go, karmię i zabieram do nas do łóżka
bawi się książeczką przytulanką albo sobie gada, a ja jak Krzysiek pozwala to jeszcze drzemię.
Potem zajmuje się Krzysiem - robię mu śniadanie i mi i Jarkowi też.
Rysio cały czas nam towarzyszy i dogaduje coś i się uśmiecha, ja też go zagaduję przy tych czynnościach, on wtedy jest w wózku tak a'la leżaczek.

Potem po 8.00 ma pierwszą drzemkę ok 1h.
9.00 kolejne przebieranie i karmienie i znowu ok. 2h aktywności, najczęściej przygląda się mojej zabawie z Krzysiem, albo leżymy sobie na kanapie i się łaskoczemy jak Krzyś sam się zabawi.

11.00 kolejna drzemka najczęściej razem z Krzysiem więc ja mam chwilę dla siebie czyli zmywam podłogę/zmywam naczynia/przygotowuję obiad albo czasem się obijam ;-)

Ok. 12.00 karmienie i czekamy aż obudzi się Krzyś, który też zje albo zupę albo drugie śniadanie i idziemy na spacer jak pogoda pozwala albo się bawimy.

Sajgon zaczyna się po południu ;-)
Obydwaj są zmęczeni, a ja czekam na Jarka jak na zbawienie.

Po. 15.00 kolejne karmienie i po 16.00 kąpiel.
Ok. 17.00 Rysio zasypia. Czasem jak się przeciągnie do 17.30 to daję mu mniejszą porcję 120ml mleka.
Zasypia sam w łóżeczku.
Budzi się tak jak pisałam ok. 1.00 na karmienie.

I wtedy mam czas na zabawę z Krzysiem i tak wkoło Macieju :mrgreen:

Ogólnie jakbym miała podsumować, to u nas idealnie wręcz sprawdza się schemat Tracy Hogg - jedzenie/ aktywność/sen.
A i uważam daria, że bardzo fajnie spędzasz czas z Natalką, poświęcasz jej go więcej niż ja Rysiowi, który jest bardziej obserwatorem moich zabaw/zajęć z Krzysiem.
No ale odkąd mu przeszły kolki, to nie jest już marudzący i najczęściej właśnie leży sobie w wózku/leżaczku i do nas gada i się śmieje.

Aha kilka razy w ciągu dnia przed jedzeniem kładę go na brzuszku.

[ Dodano: 2009-11-12, 11:41 ]
pough mój rysio zachowywał się tak dopóki miał kolkę - potem już sama nie wiedziałam czy to brzuszek czy nauczył się marudzić i zaraz na rękach się uspokajał więc jest nadzieja dla Was tak jak pisałaś.
Odkąd mu przeszło, potrafi leżeć w leżaczku albo na łóżku sam tylko musi mieć na co/kogo patrzeć ;-)

Aaaa i z zasypianiem też były takie cyrki i nawet w chuście płakał mocno, nam kolana wysiadały od przysiadów. :roll:
Myślę, że będzie lepiej jak mu problemy z brzuszkiem miną.

daria - 2009-11-12, 12:01

poughkeepsie napisał/a:
20.00 - tata usypia albo w chuście albo na klacie


my nauczyliśmy Natę od pierwszego dnia w domu,że zasypia w łóżeczku, oczywiście są wieczory, kiedy ma jazdę i wtedy tylko na rękach, ale normalnie kładę Ją po jedzeniu i zasypia słuchając kołysanek :-)

za to w ciągu dnia mam czasem jazdę i muszę do chusty usypianie przekładać :-P

[ Dodano: 2009-11-12, 12:43 ]
a to z dzisiejszego dnia, ja siedzę przed kompem, a Natalia zajada zabawkę, dopiero jak zobaczyła, że robię Jej zdjęcie, to się mną zainteresowała ;-)

[ Dodano: 2009-11-12, 12:43 ]
elenka, boskie poliki :-)

zina - 2009-11-12, 13:10

elenka, przesliczny Wasz Rysio, nie moge sie normalnie nadziwic ze juz z niego taki duzy chlopak :-)

daria, Natalka wydluzyla sie niesmowicie! :-)

poughkeepsie - 2009-11-12, 13:49

Elenka, ale Rysio fajny :) Nawet nie wiesz jak mnie pociesza to co piszesz, on już podczas jedzenia się mocno kręci, a po jedzeniu tym bardziej. Widać, że mimo kropli go ten brzuszek męczy, chrząka, "ciśnie", mocno się kręci. Może faktycznie jak kolki miną to zacznie lepiej zasypiać, bo teraz widzę, że nawet jak chce zasnąć to go wybudza.
Daria, fajnie, że Natka tak od początku śpi sama w łóżeczku, ale ona nie miała kolek z tego co pamiętam. Przy kolkach dziecko nie ma szans samo zasnąć. A do tego ja go karmię co najmniej 2 razy w nocy i naprawdę nie mam siły czekać aż on skończy jeść żeby go odłożyć do łóżeczka. Staram się go do niego przyzwyczajać w dzień. Jak miną kolki i zacznie krócej jeść może będzie łatwiej.

eMka - 2009-11-12, 14:49

renka napisał/a:
Dziewczyny, ale dlaczego chcecie eliminowac nocne karmienia u takich maluchow?


bo nie są potrzebne? bo je 5 posiłków dziennie i dobrze przybiera, więc nie musi jeść jeszcze w nocy? Bo brzuszki też czasem muszą odpoczywać? Bo ja nie mam ochoty wstawać po nocach i latać z butelką? Bo wolę mieć siłę na zajmowanie się dzieckiem w dzień, a nie chodzić jak zombiak. ten ostatni powód obiektywnie najmniej istotny, ale chyba najbardziej motywujący. Jeżeli dziecko budzi się w nocy z rykiem głodowym, to przecież naturalne, że nikt nie będzie dziecka głodził, ale kiedy ja widziałam, że moja córka niby się budzi na to jedzenie, ale da radę ją uśpić z powrotem bez karmienia, to doszłam do wniosku, że to nie jest potrzebne. Jestem przekonana, że większość dzieci budzi się w nocy, bo jest do tego przyzwyczajona, a nie z rzeczywistej potrzeby. a szczególnie dzieci butelkowe. Wiadomo, że u piersiowych jest inaczej.

Cytat:
a jak Wasze dzieci kładą się w dzień? do łóżeczka? i czy trzeba pomóc im zasnąć?
bo Natalia czasem zaśnie sama, ale ze smokiem niestety, czasem muszę Ją potrzymać za rączkę


no u nas mała śpi w łóżeczku, zasypia ze smoczkiem, też za łapkę muszę trzymać, szczególnie ostatnio. ze 2 razy zdarzyło jej się usnąć na macie eduk. ale zazwyczaj po prostu jak widzę, że jest śpiąca to zanoszę do łóżeczka, zasłaniam okna, chwilkę przy niej posiedzę, zaśpiewam "kotki dwa" do uszka i po kilku minutach śpi. Więcej ceregieli jest z ostatnią drzemką, ale też staramy się ostatecznie wylądować w łóżeczku.

Cytat:
Ogólnie jakbym miała podsumować, to u nas idealnie wręcz sprawdza się schemat Tracy Hogg - jedzenie/ aktywność/sen.

u nas również:) chociaż uważam że ten cały Łatwy Plan to żadne odkrycie i jest bardzo instynktowny. ale na pewno takie "świadome" jego stosowanie przynosi bardzo dobre efekty. przynajmniej u nas. jak dotąd. zobaczymy co będzie za tydzień czy za miesiąc, bo ciężko jest mówić o dziecku jako stałości.;)

daria - 2009-11-12, 17:03

eMka napisał/a:
bo nie są potrzebne? bo je 5 posiłków dziennie i dobrze przybiera, więc nie musi jeść jeszcze w nocy? Bo brzuszki też czasem muszą odpoczywać? Bo ja nie mam ochoty wstawać po nocach i latać z butelką? Bo wolę mieć siłę na zajmowanie się dzieckiem w dzień, a nie chodzić jak zombiak. ten ostatni powód obiektywnie najmniej istotny, ale chyba najbardziej motywujący


lepiej bym tego nie ujęła :mrgreen:

elenka - 2009-11-12, 18:19

daria Natka ma super minkę taką zdziwioną na każdej fotce i faktycznie wydłużyła się mocno ;-)
daria - 2009-11-12, 19:25

elenka napisał/a:
i faktycznie wydłużyła się mocno ;-)
nosi już ciuszki na 74 bo 68 za małe :roll: :lol:
Martini - 2009-11-17, 19:55

poughkeepsie napisał/a:
Ogólnie jeżeli chodzi o spanie to jest ciągła walka, a widać, że jest zmęczony i oczy mu się kleją, płacze też inaczej niż jak jest głodny.


Pough, mamy tak samo :( frustrujace to jest, oby szybko im minęło!
poughkeepsie napisał/a:
Do tego to moje dziecko to straszna maruda, sam wytrzymuje góra 5-10 minut i tak najczęściej zrzędzi.


Pod tym też sie pdopisuję! Ciężki ten początek życia

elenka napisał/a:
rysio zachowywał się tak dopóki miał kolkę - potem już sama nie wiedziałam czy to brzuszek czy nauczył się marudzić i zaraz na rękach się uspokajał więc jest nadzieja dla Was tak jak pisałaś.


NIE MA NIKT TAKIEJ NADZIEI JAK JA... no wiecie usnął, śpiewać mi się zachciało :mryellow:

Kat... - 2009-11-17, 21:17

poughkeepsie napisał/a:
czy Wasze dzieci te tak ryczą przed zaśnięciem?Mnie to aż przeraża :/ On ryczy nawet z kwadrans w chuście zanim zaśnie :/ W łóżeczko zasypia sam tylko przy werandowaniu, jak go tak położę to tak płacze, że nie ma mowy o zaśnięciu. Ogólnie jeżeli chodzi o spanie to jest ciągła walka, a widać, że jest zmęczony i oczy mu się kleją, płacze też inaczej niż jak jest głodny.
też, u nas to nie mija. Nie wiem co źle robię, ale czasem brzmi jak hejnał. Taki urwany ryk, patrzę a Zygi już śpi.
poughkeepsie napisał/a:
Do tego to moje dziecko to straszna maruda, sam wytrzymuje góra 5-10 minut i tak najczęściej zrzędzi.
to też nie mija szybko. Szczególnie jak się jakieś zęby wykluwają.
Ja to strasznie żałuję, że trafiłam tu jak Z miał 5 miesięcy a nie w ciąży. Tyle rzeczy bym inaczej robiła, tyle mi samej nie przyszło do głowy. Wyregulowałam pory spania dopiero jak miał pół roku i już tak zostało ale ile ja się (i Jego) wcześniej namęczyłam... Nie wpadłam na to żeby pilnować godzin. Pilnowałam tylko karmienia a reszta była jedną wielką niewiadomą. Jak mi się udawało wyjść na spacer koło 14-16 to był sukces.
Po tym planie Daria wydaje mi się, że dużo czasu poświęcasz Natalce, i że wszystko jest w porządku. Tak trzymaj!

dżo - 2009-11-17, 21:31

poughkeepsie, Martini, witajcie w klubie maruderów ;-) .
Pisałam to już wielokrotnie ale sie powtórzę bo może Wy jeszcze tego nie znacie ;-) . Mój Tymon tez bardzo płakał przed zaśnięciem, i to tak, że doprowadził mnie prawie do nerwicy (żołądka napewno). Przeszło mu mniej więcej po ukończeniu 3 miesiąca.
Doszłam do wniosku, że on się poprostu bał zasypiać i mimo zmęczenia walczył aby nie spać. Niektóre dzieci tak mają niestety i tylko czas potrafi tu pomóc, także cierpliwości młode mamy :-) .
Kat... napisał/a:
Nie wpadłam na to żeby pilnować godzin

Kat..., wydaje mi się, że nie zawsze trzeba ich pilnować, wszystko zalezy od dziecka.
Ja muszę bardzo przestrzegać i pilnować czasu spania i aktywności, to daje nam z Tymonem duży komfort ale jednocześnie jest dośc uciążliwe poniewaz nie mogę za bardzo nigdzie dalej i na dłużej wyjść.

poughkeepsie - 2009-11-17, 21:58

ech dziewczyny, nie pocieszacie mnie. On ma ok. pół godziny aktywności po jedzeniu i dziwne jest to, że praktycznie nigdy nie zasypia sam, ziewa, jest zmęczony, ale nawet w chuście nie zaśnie tylko doprowadza sie do takiego stopnia zmęczenia, że potem ryczy strasznie. Okropne to jest i nic nie umiemy z tym zrobić, nosimy go, przytulamy, mówimy do niego i kicha, w końcu pada chyba ze zmęczenia tym płaczem.
On bardzo niespokojnie śpi, chyba mimo tych kropli na kolkę ciągle go kręci w brzuszku, bo strasznie się wije przez sen, kręci i chrząka. Pomaga kładzenie na brzuszku, ale jak zasypia w nocy zaraz po jedzeniu to się nie da. Mam szczerą nadzieję, że po 3 miesiącu kolki miną i to się poprawi.

dżo - 2009-11-17, 22:15

poughkeepsie, poprawi, poprawi, u nas było dokładnie tak samo jak u was teraz, jak mi ktos mówi, że pierwsze trzy miesiące życia dziecka to luzik to mam ochote go strzelić 8-) , mam taką traume po tamtym okresie, że na samą mysl o rodzeństwie dla Tyma dostaję skurczu żołądka,
poughkeepsie, przy takim płaczącym dziecku można niestety popełnić sporo błędów nazwijmy to "wychowawczych", przynajmniej my takie popełnilismy. Nie umiem doradzić jak właściwie pomóc dziecku zasypiać, u nas były wszystkie możliwe metody ale najbardziej sprawdzał się cycek i wspólne spanie, i świetnie bo przynajmniej spalismy wszyscy w nocy w miare dobrze. Ale w odpowiednim momencie nie zareagowalismy i nadal spimy razem, Tymon nadal zasypia przy cycku i tylko tak (inaczej nie umie i bardzo się drze). To są konsekwencje, które ponosimy, ale może u was będzie lepiej, tego życzę :-) .

YolaW - 2009-11-17, 23:50

daria, nie wiem czy chodziło Ci też o trochę starsze dzieci jak mój Olaf, ale co tam, napisze :)
7:00-8:00 - pobudka (Olaf różnie się budzi)
zaraz po wstaniu przebieram Olafa z piżamki i robię mu śniadanie przy czym dzielnie mi asystuje i ogląda a ja mu opowiadam co robię.
potem Olaf je śniadanie.
Potem ja sobie coś robię do jedzenia i wcinamy razem, bo Olaf podkrada mi jeszcze moje jedzonko :) Przy okazji lata po domu, bawi się i je "z doskoku" niejako (kawałek chleba, sera, kaszy jaglanej z bakaliami itp.)
Około 9:30 zaczynam się ubierać i ogarniam chatę (codzienne odkurzanie, czesanie psa, co drugi dzień podłoga na mokro - muszę niestety ze względu na tony sierści, czasami wstawienie prania, mycie włosów, lub gotowanie np. zupy). Wtedy jestem dość zajęta choć Olaf zawsze kręci się wokół mnie, opowiadam mu conieco, ale nie jestem na nim skupiona w 100% no i nie bawię się z nim. Około 11 idziemy do którejś z moich koleżanek więc często Olaf bawi się z innymi dziećmi, albo spacer jakiś. Przed snem drugie sniadanie.
12:30 - 15:30 Olaf śpi a ja przygotowuję się do zajęć i gotuję obiad.
Po drzemce koło 16 obiad Olafa - ja jem przed wyjściem do pracy jak Olaf jeszcze śpi.
Zabawa z tatą (w tygodniu jestem w pracy między 16 a 21). Często jest też spacer. Przekąska jakaś.
19:30 kolacja. Potem kąpiel i spanie najpóźniej o 20:30.

Oczywiście w każdą środe jedziemy do kina i wtedy Olaf śpi tyle co w aucie czyli prawie nic.

Mój problem to też poczucie, że za mało czasu poświęcam Olafowi, że za mało się z nim bawię itp. Staram się z nim rozmawiać ile się da, ale brakuje mi czasu by poświęcić mu się w 100%. Wkurzam się bo odkąd poszłam do pracy to obowiązków domowych mi nie ubyło i swój wolny czas z Olafem muszę poświęcić na sprzatanie a T swój czasa może poświęcić tylko na zabawę (nie wspomnę już, że jak wracam z pracy i zjem kolację to jeszcze ze 2 godziny prasuję albo sprawdzam testy, wegedzieciakuję też w końcu mi się od życia coś należy, nie?) :evil: Myślałam, że jak pójde do pracy to zaczniemy dzielić oowiązki, a tu dupa. Jak nie pracowałam to nie upierałam się by mi pomagał. Jego obowiąziem było czesanie psa, ale zaniedbywał to bardzo przez co ja miałam więcej odkurzania, więc dla świętego spokoju robię to sama, więc przybyl mi kolejny obowiązek. Przepraszam, musiałam się wyżalić przy okazji...Powiedzcie, czy ja Olafkowi za mało siebie daję?

blamagda - 2009-11-17, 23:53

Jeśli chodzi o darcie przed spaniem, tez to przerabiamy często. I tu mi się przypomina pani Tracy H. - pisała o takim momencie (u niej to było po 3 bodaj ziewnięciu), który jesli się przegapi, to potem właśnie jest ta awantura. Mówiła mi to też ciocia, która Tracy na pewno nie czytała bo ma 60 lat i dzieci miała w latach 70tych czy jakoś tak :-) Grunt, że trzeba zaobserwować kiedy dziecko niby jeszcze aktywne ale już troszkę znużone i wtedy szybko je wyciszać zacząć, zanieść do pomieszczenia w którym śpi, dokonać rytuału, o ile macie jakiś, i ułożyć dziecko do snu - czy to w łóżeczku czy to u swego boku w łóżku rodziców, czy jakkolwiek tam śpicie. To straszne teoretyzowanie, wiem, ale kilka razy mi się to zaiste udało, ale tylko ze 3-4 w całym gutkowym żywocie. Chłopak zasnął po minucie gapienia się w sufit i dziumdziania smoczka czy też międlenia misia.
Daria - baaardzo dużo czasu poświęcasz Natalce. Baardzo! Plan dnia na medal :-)
Yola.W - wcale nie. Z tego co piszesz, obcujesz z nim non stop będąc w domu. Poświęcanie czasu dzieciaczkom to nie tylko zabawa z nimi. Gadanie, bycie z nimi po prostu w czasie różnych czynności, to też niejako kreatywne poświęcanie czasu pociesze swojej, no nie? Jak by chiał się bawić zabawkami i by mu tego brakowało, to pewnie by ci dawał jakoś znaki.

daria - 2009-11-21, 21:19

blamagda napisał/a:
Daria - baaardzo dużo czasu poświęcasz Natalce. Baardzo! Plan dnia na medal :-)



dzięki kochana, staram się nadrobić za wczasu ;-) bo za miesiąc będę go miała bardzo mało :-(

jednak, żeby nie było, że ja taka idealna, to przynam się, że czasem mam gorszy dzień, jak Nata w nocy da popalić i wtedy jest trochę gorzej.... Natę mam na oku, ale staram się odpocząć, bo nie mam siły się nawet wygłupiać :->

[ Dodano: 2009-11-21, 21:21 ]
blamagda napisał/a:
Yola.W - wcale nie. Z tego co piszesz, obcujesz z nim non stop będąc w domu. Poświęcanie czasu dzieciaczkom to nie tylko zabawa z nimi. Gadanie, bycie z nimi po prostu w czasie różnych czynności, to też niejako kreatywne poświęcanie czasu pociesze swojej, no nie? .


dokładnie! ja np. jak gotuję to mówię do Naty co robię i Ona patrzy na to co robię :lol:

[ Dodano: 2009-11-21, 21:22 ]
YolaW, a gdzie Ty pracujesz, że od 16.00 dopiero?

nitka - 2009-11-21, 21:53

ja czuję się jak robot czytając Wasze opisy. Jeszcze się nie zdarzyło, że Antoni bawił się sam przez chociaż 10 minut... :(

5.30/6.00-8.00 pobudka. Przebieranie kupy, czytanie w łóżku, prysznic Mamy (A w leżaku), odgruzowywanie chałupy
8.00-8.30 - drzemka
8.30-10.30 - z A na rękach jem śniadanie, próbuję umyć chociaż kilka kubków, wstawiam pranie, odkurzam, zabawa
10.30 - 13/14 - spacer*, w tym jedyny dzienny sen A. około 30 minut
13/14 - 17.00 - rzeźbimy. Albo ja coś próbuję zrobić, a A mi wisi na nogach i ryczy, albo się bawimy (ale ja ciągle muszę być na jego poziomie, czyli podłodze), albo po prostu on wyje, a ja rzucam k***mi.
17.00 - 19.00 wraca Faza, gotuje obiad, jemy o 18.00, A od 18.00 do 19.00 wyje, o 19.00 kąpiel, idzie spać. Pierwsza pobudka o 22.00, nast. o 00.30, nast. o 2.00, 4.00, 5.00 i ok. 5.30/6.00 od nowa

sama sobie tak zrobiłam? otóż nie. Moja Droga Matka ciągle mi przez tel moralizowała, że wszystko zależy ode mnie, a po 7dmiu dniach u mnie sama zaczęła rzucać mięsem 8-)

Kat... - 2009-11-21, 21:54

daria napisał/a:
ja np. jak gotuję to mówię do Naty co robię i Ona patrzy na to co robię
a mi się to rzadko udaje. Często jestem nastawiona na to żeby jak najszybciej coś zrobić i tak się skupiam, że kompletnie zapominam o Jego obecności (do czasu aż zrobi się podejrzanie cicho albo za głośno :-D )
YolaW - 2009-11-21, 22:11

nitka, podziwiam Cię, że funkcjonujesz jakoś...z każdym m-cem będzie coraz lepiej.

daria napisał/a:
YolaW, a gdzie Ty pracujesz, że od 16.00 dopiero?

Na kursach językowych uczę ang.

daria, blamagda, dzięki za slowa otuchy :) Potrzebne mi były...

Kat... - 2009-11-21, 22:16

nitka, ja też. Tzn też Cię podziwiam. Zygmunt nie jest w połowie tak absorbujący jak Anton, przy ludziach to w ogóle aniołek, a ja nie wyrabiam. Gdyby mi się takie dziecko trafiło to byłabym przez jakiś tydzień sławna a tego posta pisałabym z pudła.
eMka - 2009-11-21, 22:26

nitka napisał/a:
ja czuję się jak robot czytając Wasze opisy. Jeszcze się nie zdarzyło, że Antoni bawił się sam przez chociaż 10 minut... :(

5.30/6.00-8.00 pobudka. Przebieranie kupy, czytanie w łóżku, prysznic Mamy (A w leżaku), odgruzowywanie chałupy
8.00-8.30 - drzemka
8.30-10.30 - z A na rękach jem śniadanie, próbuję umyć chociaż kilka kubków, wstawiam pranie, odkurzam, zabawa
10.30 - 13/14 - spacer*, w tym jedyny dzienny sen A. około 30 minut
13/14 - 17.00 - rzeźbimy. Albo ja coś próbuję zrobić, a A mi wisi na nogach i ryczy, albo się bawimy (ale ja ciągle muszę być na jego poziomie, czyli podłodze), albo po prostu on wyje, a ja rzucam k***mi.
17.00 - 19.00 wraca Faza, gotuje obiad, jemy o 18.00, A od 18.00 do 19.00 wyje, o 19.00 kąpiel, idzie spać. Pierwsza pobudka o 22.00, nast. o 00.30, nast. o 2.00, 4.00, 5.00 i ok. 5.30/6.00 od nowa

sama sobie tak zrobiłam? otóż nie. Moja Droga Matka ciągle mi przez tel moralizowała, że wszystko zależy ode mnie, a po 7dmiu dniach u mnie sama zaczęła rzucać mięsem 8-)


jej nitka, ogromny szacun, że dajesz radę przy takim trybie życia. Może to marne pocieszenie, ale Antoni rośnie i z dnia na dzień jest bliżej do tego, żeby był łatwiejszym w obsłudze dzieckiem, a na pewno takim, które choć to 10 minut się zajmie samo. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak musisz być zmęczona, a może już się przyzwyczaiłaś (podobno do wszystkiego można), no i wierzę też, że jednak Twój synek uśmiecha się czasem i tym uśmiechem choć trochę cukruje trudy rodzicielstwa.

ja po jednym dniu z wyjącym przemęczonym dzieckiem, myślałam że oszaleję, rozwaliłam telefon o ścianę, zrównałam z ziemią dobrą samoocenę mojego męża i w ogóle tragedia... ale tłumaczę sobie to wszystko infekcją pęcherza mego, gorączką i stąd brak cierpliwości, niechęć do jakichkolwiek ruchów i w ogóle kto przechodził, to wie o czym piszę. Tak czy inaczej na ten jeden dzień znienawidziłam swoje dziecko. na szczęście, zakochałam się na nowo, bo infekcja przeszła...

blamagda racja z tym wieczornym maruderstwem. trzeba trafić w moment. ale o ile w ciągu dnia ten zakres "trafienia" jest dość szeroki, tak wieczorem mam wrażenie, że moje dziecko daje nam małe szanse na złapanie odpowiedniej chwili. ale (choć nie chciałabym zapeszać) od jakichś 2 tyg. codziennie się udaje i sąsiedzi nie słuchają rozdzierających krzyków.

daria, ja prawie codziennie "gotuję" z Luizą. siedzi sobie w bujaku i patrzy co tam skrobię, obieram i szatkuję:D

poughkeepsie a używacie smoczka? Moje dziecię miało tak silny odruch ssania, że niestety się nie obyło. póki była na piersi, to przy karmieniu się super uspokajała i on nie był tak potrzebny, ale po przejściu na butelkę to Niezbędnik Luizy. I druga sprawa: piszesz, ze na brzuszku lepiej śpi, ale kłopot bo zaraz po jedzeniu. A może zmienić trochę kolejność? karmienie, ok. pół h odpoczynku, kąpiel, smarowanko, masaż i do łóżeczka. Minie wystarczająco dużo czasu, żeby w brzusiu się uleżało, a chłopak sobie spokojniej pośpi.


yolaW mam to samo z psem i jego sierścią: czesanie, odkurzanie, i tak w kółko.........

dżo - 2009-11-21, 22:41

nitka, jak ja napiszę swój opis dnia powszedniego naszego to może poczujesz sie choć troche lepiej 8-) ,

7.00-7.30 pobudka
(Tym zaledwie otworzy oczy juz jest na brzuchu, siada i próbuje wstawać - tak kotłujemy sie na łóżku około 0,5 h, w międzyczasie staram sie wyjść do łazienki i zrobić bardzo szybko to co najpilniejsze - trwa to niecałe 5 minut bo o po tym czasie jest wrzask nie do wytrzymania)

8.00 - 9.30 zabawa razem i tylko razem, aby umyć naczynia sadzam Tyma w krzesełku do karmienia i co chwilę podaje jakies kuchenne sprzety, które mogłyby go zainteresowac a mi pozwoliły zmyć naczynia, śniadanie zrobione rano przez mojego męża jem w przelocie),

9.30-11.00 drzemka (wspólna)

11.00-12.00 wstajemy, znów kotłowanki wspólne, przygotowywanie posiłku dla Tyma z nim na rekach,

12.00-13.00 spacer (na spacerze tez musze się nagimnastykować i zainteresować syna czyms aby nie wył więc chodzimy na plac zabaw a ja mu pokazuje i opowiadam o zabawkach, bawiących się dzieciach),

13.00-14.00 pierwszy Tymonowy pozacycowy posiłek, troche zabawy,

14.00-16.00 popołudniowa drzemka

16.00-19.00 Tyma przejmuje fader a ja robie obiad dla nas i dziecka, ogarniam dom, jemy i wychodzimy na drugi spacer aby nie dac się zwariować,

19.00 kąpiel i układnaie sie do snu.

Zabawa z Tymonem polega na ciągłym dostarczaniu mu nowych atrakcji bo on bardzo szybko jest znudzony lub zniecierpliwiony i sie wydziera a , że ja tego darcia znieść nie moge to wymyslam co sie tylko da.
Mam taką cicha nadzieje, że wraz z większą mobilnościa Tymona będzie on bardziej samodzielny i zacznie w końcu zajmować się choc troche sam soba.

elenka - 2009-11-21, 23:11

Yola ja też jak poczytałam rozkłady dnia innych dziewczyn, to pierwsza moja myśl była taka, że zbyt mało czasu poświęcam Krzysiowi :-/
Nie jest jednak łatwo być mamą dwójki i nie zawsze mogę iść/ zrobić to co on chce, czasem popłacze chwilkę, ale mam też wrażenie, że odkąd jest Rysio zaczął być bardziej samodzielny.
Aby razem spędzać czas, staram się wdrażać go w domowe czynności i tak na przykład razem szykujemy warzywa na obiad i przy okazji gadamy sobie o zwierzątkach, a ja mam obiad z głowy i naczynia też zmywamy razem.
Myślę, że mało która mama może sobie pozwolić na beztroskie godziny zabaw.
Ale przecież aktywne bycie z nami w domu to też zabawa, nie? :mrgreen:

A i taka mała rada ode mnie powalcz o ten podział obowiązków, na pewno będzie Ci łatwiej wtedy.
Buziak :-*

Kat... - 2009-11-21, 23:59

dżo napisał/a:
Tym zaledwie otworzy oczy juz jest na brzuchu, siada i próbuje wstawać
Zygmunto też tak ma i to był główny powód przeniesienia Go do łóżeczka. Stamtąd nie można spaść. On się budzi wcześniej niż ja i kilka razy złapałam Go w ostatniej chwili kilka cm nad podłogą. Jak się nauczył wstawać to dopiero się zrobiło- położenie Go jest niemożliwe. On sam o tym decyduje.
dżo napisał/a:
Zabawa z Tymonem polega na ciągłym dostarczaniu mu nowych atrakcji bo on bardzo szybko jest znudzony lub zniecierpliwiony i sie wydziera a , że ja tego darcia znieść nie moge to wymyslam co sie tylko da.
ja kiedyś reagowałam na każde jęknięcie Zygmunta bo każde było dla mnie jak piszczenie styropianu o szybę, ale doszłam do wniosku (nie sama oczywiście), że jeśli zawsze będę Go zabawiała, to On nie będzie miał szansy się nauczyć bawić sam. Nie będąc w takiej sytuacji postawiony nie będzie miał okazji po prostu spróbować porobić czegoś sam. Mam wrażenie, że dzięki temu Z nauczył się szybciej pełzać, miał motywacje. Ja to bym Mu najchętniej pod nos każdą zabawkę podtykała (nawet tak automatycznie powiedziałabym) żeby tylko przestał jęczeć, ale mama mnie pilnowała i okazało się, że wcale się nie nakręca i nie ma ryku tylko jest jęczenie i kombinowanie.
Nie mówię oczywiście, że bawienie się z dzieckiem jest złe, i żeby je zostawiać "niech sobie ryczy" ale czasem jeśli jest w bezpiecznym otoczeniu, ma sucho, jest najedzony, wyprzytulany a trzeba coś zrobić to nic mu się nie stanie jak sam poleży z zabawkami. Nawet jęcząc. Najwyżej będzie miał najedzoną albo czystą mamę :-)

nitka - 2009-11-22, 07:40

Kat... napisał/a:
ale czasem jeśli jest w bezpiecznym otoczeniu, ma sucho, jest najedzony, wyprzytulany a trzeba coś zrobić to nic mu się nie stanie jak sam poleży z zabawkami. Nawet jęcząc. Najwyżej będzie miał najedzoną albo czystą mamę :-)
próbowałam. raz zostawiłąm go w łóżeczku na 10 minut z zabawkami, i poszłam pod prysznic. Wracam, a tam Antua stoi, wyje, i pół następnej godziny walczyliśmy z hiperwentylacją... ;-)

[ Dodano: 2009-11-22, 06:42 ]
ps. Ja właśnie wcale nie daję rady. Wszystkich naokoło obwiniam, że nie mają dzieci, wszystko mnie wkurza, i wydaje mi się, że mam najgorzej- i nie wiem czemu. Wyżywam się na każdym pod ręką, i doprawdy nie potrafię zrozumieć kobiet, które decydują się na dziecko z własnej woli (sama chciałam dziecko ofkors), a już na dwójkę+...nie mieści mi się w głowie

karmelowa_mumi - 2009-11-22, 09:06

NIKITA :D , to normalne, że nie dajesz rady, nikt by nie dał...psychicznie i fizycznie znieść takiej harówy... Szkoda, że nie masz pomocy...
ja już kiedyś pisałam, że u mnie do 4 miesiąca było identycznie. Dżo, , piszesz o tym, że nie możesz znieść płaczu dziecka. Ja się w końcu tak wkurzyłam, że po prostu kupiłam sobie zatyczki, zaczęłam małą odkładać do łóżeczka i szłam się wysikać. Też wpadała w hiperwentylację...
pewnie próbowałyście tak, może próbujcie przedłużać ten czas odkładania o 1 minutę dziennie?

u nas to odkładanie i przetrzymywanie zbiegło się z masażami... Coś pomogło.

biechna - 2009-11-22, 10:22

YolaW, ja dopiero dzisiaj przeczytałam Twojego posta :*
Uważam, że bardzo dużo czasu poświęcasz Olafowi, znam 2 dziewczyny, które pracują w szkołach jęz. wieczorami i w ciągu dnia, jak się szykują, gotują sobie obiad itp. to dziecko bawi albo babcia albo niania. Zgodzę się z blamagdą, że obcowanie z dzieckiem podczas wykonywania zwyłych domowych zajęć to przecież też poświęcanie mu czasu i uwagi. Ja tak naprawdę też nieczęsto daję Stasiowi 100% siebie, teraz często siedzę w pokoju przed kompem i pracuję, a on biega po pokoju i się bawi, czasem przychodzi do mnie i wtedy "schodzę na podłogę" i bawimy się razem, ale ostatnio, dopóki mam te zlecenia, to Staś najczęściej daje mi sygnał i ja dopiero wtedy rzucam wszystko i poświęcam się mu najzupełniej.
Ale najbardziej w Twoim poście zasmuciła mnie postawa Twojego męża i rozumiem Cię. Przerobiliśmy podobny moment, tyle, że ja się zaparłam i wybrnęliśmy z podobnej sytuacji. Żeby nie było, nie chcę o M. napisać złego słowa, bo wiem, bo widziałam, że on zachowywał się tak nieświadomie i jestem przekonana, że w taki właśnie sposób, zupełnie bokiem, niechcący, wyłaziło z niego to, na co napatrzył się w domu, czyli - mama skacze koło wszystkich, tata odpoczywa przy gazetach/komputerze. Rozmawialiśmy o tym dużo wcześniej, teoretycznie, ejszcze zanim byłam w ciąży (!), ale życie zweryfikowało możliwości i właśnie boczkiem, krok po kroczku wkradało się w nasz związek i w codzienność to, co widzieliśmy w naszych domach. Kiedy doszło do tego, że płakałam myjąc gary, ryczałam pod prysznicem czując się zupełnie porzucona w obowiązkach domowych, jakaś klapka mi odskoczyła i wiedziałam, że musimy coś zmienić. Mąż ma lekką pracę, czasem może sobie w niej obejrzeć 2 filmy i przeczytać cała gazetę, więc wracał wypoczęty, ale z jakimś właśnie "zakodowanym" z domu przeświadczeniem, że musi sobie teraz odpocząć. odpalał kompa, a ja ryczałam w łazience. Aż wreszcie, jak pisałam, klapka odskoczyła. Źle zrobiłam, że tyle z tym czekałam, bo buchała i ziała ze mnie wściekłośc i rozpacz i myślę, że wyglądałam i brzmiałam dość komicznie, sycząc, że wiecej w tym domu moimi dłońmi obiad dla niego "się nie zrobi" itp :-P Ale rozmowy i starania z obu stron dają rezultat i to, co jest ostotne dla nas w teorii (wzajemna pomoc, świadomy podział obowiązków, równe prawa co do wyboru tego, kto pracuje, kiedy, ile itp oczywiście skłonność do kompromisów itd) wchodzi w życie. Jak zaczynamy robić krok do tyłu, szybko reaguję (bo to niestety ja głównie cierpię na tym "wstecznym") i np. nie zmywam 3 dni, myję tylko talerz dla siebie i Stasia, i garnki. Mówię wcześniej, że się znowu zapętlamy. I udaje się zrobić wtedy 2 kroki do przodu. Jakoś to idzie. Pomyśl nad rozwiązaniem Waszej sytuacji, znam pary, które nie dają radę samymi rozmowami i robią kartki ze spiem, kto co robi w danym tygodniu albo jakie ktoś ma obowiązki w dane dni tygodnia, odstępstwa mają niemile widziane, głupio to brzmi, ale jeśli u nich działa i im pomogło pozbyć się narastającej frustracji i odsuwaniu się od siebie, to chyba dobrze. Piszę to wszystko tylko dlatego, że przeżyłam taką wewnętrzną furię, rozpacz, tyle negatywnych emocji, że na zdrowie mi to nie wyszło i źle wpłynęło bardzo na jakość naszego życia. I zachęcam Cię najgoręcej do próby zmiany tej sytuacji. Bo takie ciągłe wkurzenie odbiera radość życia po prostu. Trudno, czując się tak jak Ty albo podobnie, umieć cieszyć się obowiązkami, a lepsze staje się życie, kiedy zmywanie nie kojarzy się z płaczem, wściekłością czy obrzucaniem partnera nie najlepszymi określeniami w swojej głowie (jak to ja miałam w zwyczaju, a co już mi przeszło i za co go przeprosiłam :mryellow: ).
Trzymaj się Jola :*

biechna - 2009-11-22, 10:36

dżo napisał/a:
aby umyć naczynia sadzam Tyma w krzesełku do karmienia i co chwilę podaje jakies kuchenne sprzety, które mogłyby go zainteresowac a mi pozwoliły zmyć naczynia

To tak w wielu domach działa, ja mam koło kuchni pudło z co bardziej zajmującymi sprzętami :-)
dżo napisał/a:
przygotowywanie posiłku dla Tyma z nim na rekach

U nas wtedy też sadzam Stacha w krzesełku koło magicznego pudła 8-)
dżo napisał/a:
że wraz z większą mobilnościa Tymona będzie on bardziej samodzielny i zacznie w końcu zajmować się choc troche sam soba

Bardzo możliwe, 3maj się dżo. Na pociechę dodam, że ja przy moim spokojnym egzemplarzu, który się bawi czasem sam (no, nie 15 minut, ale co jakiś czas coś go zafrapuje i po prostu znika!), coraz rzadziej daję radę wyjść choć na 30 minut spaceru :->

nitka napisał/a:
ale ja ciągle muszę być na jego poziomie, czyli podłodze

Ja w zasadzie też, teraz z kompem muszę więcej siedzieć, przyniosłam sobie do pokoju stół, ale generalnie miesiące spędziłam na podłodze, dzieci tego po prostu potrzebują, wiesz, że jesteś blisko i nisko.
Niemniej mając 2 pobudki mniej niż Ty, jestem coraz bardziej zmęczona. I dni mam prostsze przecież. Szacun więc - choć wiem, że po prostu musisz to wytrzymywać i musisz dawać radę, no bo co zrobić :-|
Słuchaj, a może Antoniemu znowu tam coś się dzieje "stulejkowatego"? Mówiłaś, że po tamtym czyszczeniu lepiej było.

gemi - 2009-11-22, 16:38

biechna - pięknie napisałaś o rozwiązaniu tego niełatwego przecież problemu. Ja tez tak czasami mam, że się zapętlam, biorę wszystko na siebie, a później sił mi brakuje, do męża mi się nie chce przytulić, a i za miła wtedy nie jestem. Póki co u nas na razie wystarczy rozmowa. Najczęściej na temat priorytetów - właśnie po to, by sobie odpuścić to mniej ważne. T. potrafi sobie odpuścić, a ja nie zawsze, a właściwie nawet rzadko. mąż pomaga mi jak może i czasem spręża się za czterech. Oczywiście później odpoczywa, czyli robi to, czego ja chyba juz nie potrafię. Zauważyłam też, że jestem od niego bardziej wytrzymała i zawzięta w realizacji zadań. Co w konsekwencji uruchamia we mnie funkcję robota, który wyłącza się dopiero późną nocą. I wcale na dobre mi to nie wychodzi. Często nie daję sobie nawet pomóc i z uporem maniaka sprzątam, układam, gotuję, itp... Czasem "trzeźwieję" z tego zapętlenia i albo proszę o pomoc, albo po prostu siłą woli uruchamiam klapkę pt."odpuść sobie".
O kurde, ale OT.
A teraz do rzeczy:
- między 7 a 9.30 pobudka (tak, tak - mój syn nie ma konkretnej pory wstawania).
Jeśli wstanie wcześniej niż ja, to się karmimy cycem, zmieniamy pieluchę i się byczymy w wyrku, bawiąc się czym popadnie: kołdrą, poduszką, firanką, prześcieradłem, piżamą, włosami, zębami, uszami, nosami, itepe. Później on się bawi w leżaczku albo na podłodze a ja jem śniadanie i z lekka ogarniam siebie i chatę. Oczywiście śpiewając, recytując i przedrzeźniając dźwięki wydawane przez różne rzeczy.
Jeśli wstanie później, to już zdążę często ogarnąć chatę, siebie i podszykować obiad. Wtedy karmimy, przebieramy i się zacieszamy chwilę w łóżku.
- 10 - 12 - czas na zabawę albo na spacer. Zabawa wygląda tak, że część czasu daję siebie na 100%, część Pawełkowi organizuję tak, by mógł pobawić się sam. A ja wtedy siedzę na kompie i szykuję materiał na korepetycje, bądź w kuchni przygotowuję 2.śniadanie. Poza tym kilka razy w ciągu dnia ćwiczymy według wskazań rehabilitantki.
- około 12 – 2. śniadanie.
- 12.30 lub 13.00 drzemka, albo szykowanie się do niej w postaci wygłupów na łóżku, żeby delikwenta zmęczyć. W czasie pawełkowej drzemki kończę obiad, trochę ćwiczę mój kręgosłup i jem.
- około 14.00 – 15 delikwent się budzi ostatecznie, więc się cycujemy, głaszczemy i albo się bawimy, albo idziemy na zaległy spacer.
- 17 – 18 – powrót taty – czyli euforia. T. Bierze Pawłka na chwilę zabawy, a ja podgrzewam i podaję obiad, po czym zmywam resztę garów. Potem mam chwilkę na kawę.
- około 18 mam zazwyczaj korepetycje, więc Pawełek idzie w obroty do taty lub dziadków. Czasami wtedy Pawełek ma 2. duży pozamleczny posiłek.
- około 19 – zabawa we troje.
- około 20. – kąpiel, masaż, cyc i lulu.
- a ja wtedy: siedzę na WD, szukam materiałów na korki, sprzątam, myję resztę garów, wieszam, bądź składam pranie. Czyli ogólnie robię wszystko to, czym się porządnie męczę. Wolę robić wieczorem, żeby nie czekało na mnie od rana. Poza tym sen mam potem kamienny. Zrywam się tylko na 1-2 nocne karmienia i jakoś nie mam problemów z ponownym zaśnięciem.

daria – bardzo mi się Twój plan dnia podoba. I całe zaangażowanie w kontakt z Natką. Szczególnie to wariowanie jest zupełnie w moim stylu. Poza tym śpiewanie przy różnych czynnościach i opowieści o tym, co się robi, naprawdę dziecko rozwijają :-)

daria - 2009-11-22, 18:19

gemi napisał/a:
daria – bardzo mi się Twój plan dnia podoba. I całe zaangażowanie w kontakt z Natką. Szczególnie to wariowanie jest zupełnie w moim stylu. Poza tym śpiewanie przy różnych czynnościach i opowieści o tym, co się robi, naprawdę dziecko rozwijają :-)



cieszę się :-D

poughkeepsie - 2009-11-22, 20:45

Ech dziewczyny współczuję problemów z mężami. Mój mąż robi w domu bardzo dużo, sprząta np. od mojej ciąży tylko on, popołudniami zajmuje się małym, itd. Ale ja nigdy nie odpuszczam, nie biorę na siebie więcej niż jestem w stanie zrobić, itd. Podstawa to mówić facetom jasno co zrobić, nie liczyć na domyślenie się, bo można czekać aż do śmierci. My od początku mieliśmy założenie związku partnerskiego, ale jasno muszę powiedzieć, że ja po prostu nie odpuszczam, bo mężczyźni bardzo łatwo osiadają na laurach. Im to wychodzi na zdrowie, nam mniej ;-) Ale w związku z tym nie narzekam, mamy podział obowiązków. Pamiętajcie, że to nie chodzi o to, że mężczyzna "ma pomagać w domu" on ma wykonać swoją część obowiązków. Mówię Wam, feminizm popłaca ;-)
Emko, nasz wieczór wygląda praktycznie tak jak opisujesz, ale pamiętaj, że ja karmię piersią, więc moje dziecko nie pójdzie jakoś wielce spać, bo po 2h góra jest pobudka.I aż taka długa przerwa od karmienia do innych czynności nie wchodzi w grę, bo on tyle nie wytrzyma - je godzinę, więc potem się trzeba streścić w pół z resztą, bo inaczej wściek zmęczeniowy gotowy. Smoczka nie używamy, bo nie ma potrzeby.
A akurat wieczorami to on ma problemy ze zasypianiem, jest marudny, a potem kolejne karmienie to już jest w łóżku i śpimy razem, bo w nocy budzi się częściej niż w dzień niestety i je na ogół co 2 a nie 3h jak w dzień. Trochę już przez to jestem zombie jestem potwornie zmęczona, a do tego jakoś ostatnio mam problem z zaśnięciem w dzień i nie umiem nawet trochę odespać :(
Blamagda też się staram ustrzeliwać te momenty kiedy jest zmęczony, ale jeszcze nie wkurzony, udaje mi się częściej w dzień, ale popołudniami i wieczorem już gorzej. Czasem to jest kwestia pół minuty i po sprawie :/ Generalnie ciężko z tym spaniem.

elenka - 2009-11-23, 11:20

poughkeepsie napisał/a:
Podstawa to mówić facetom jasno co zrobić, nie liczyć na domyślenie się, bo można czekać aż do śmierci.


U nas to też zdaje egzamin, Jarek mi kiedyś sam powiedział abym jasno prosiła o konkretne rzeczy i tak jest. Wraca z pracy, zje obiad i to on już do wieczora zajmuje się Krzysiem, a ja też mówię czego chcę - aby pozmywał naczynia, umył łazienkę itp.
Kiedyś tak nie robiłam i chodziłam obrażona, bo miałam wrażenie, że cały dom na mojej głowie, a on po prostu nie wiedział co mógłby zrobić ;-)

gemi - 2009-11-23, 21:15

poughkeepsie napisał/a:
mężczyźni bardzo łatwo osiadają na laurach
dla mnie jest to generalizacja. A ona chyba nikomu nie
poughkeepsie napisał/a:
wychodzi na zdrowie
czasem problem nie leży w tym, że mężczyzna za mało pomaga lub nie pomaga wcale. Często to kobiety biorą na siebie za dużo i wcale nie proszą o pomoc, bo uważają, że nikt nie posprząta / ugotuje / przewinie dziecko (itp.) lepiej, niż one same. A później narzekają na przemęczenie. Mężczyźni po X-próbach zaoferowania pomocy w końcu rezygnują, nie widząc przy tym aprobaty swoich partnerek dla ich pomysłów.
..piszę to tak jakby ..z autopsji? Bo często mój Ślubny prawie wyrywa mi zmiotkę lub miskę z mokrym praniem. I czasem spotyka się z moim ...oburzeniem :oops: No, ale tak to jest, gdy sie odziedziczyło skrypt matki i żony męczennicy. Z tego nie tak łatwo jest się wyleczyć.
I wiem, że nie jestem w tej materii odosobnionym przypadkiem 8-)

Wracając do tematu:
Jedne z piękniejszych chwil w ciągu dnia to zabawa we trójkę. Mój mąż też to uwielbia. Poza tym wzorowo i chętnie zmienia mu pieluchy, karmi, itp. A ja mam czas dla siebie, który to najczęściej przeznaczam na WD albo nieszczęsne sprzątanie kuchni po raz n-ty.

biechna - 2009-11-23, 22:09

Tak rozmyślam o tym OT i...
Dziewczyny, wg mnie feminizm feminizmem (oboje z mężem do "grona" należymy), ale niezależnie od tego, jaka filozofia czy postawa życia jest nam bliska, wciąż działa na nas wielka siła tego, czym nasiąkaliśmy w domach. I dlatego uważam, że najważniejsze jest ciągłe, codziennie uświadamianie sobie jej wpływu, gdy w nasz dom wkrada się to, czego akurat nie chcemy, czyli np. nierówny podział obowiązków, tradycyjny podział, czy cokolwiek innego akurat danej osobie przeszkadza (bo przecież tradycyjny podział odpowiada jednak niektórym ludziom). Warto jednak najpierw ustalić z partnerem, jak chcemy żyć. Jaki chcemy mieć związek i dom. jakie wzorce chcemy przekazać dzieciom.
Często jest tak, jak pisze pough, że mężczyznę trzeba prosić o pomoc konkretnie. U mnie by to nie przeszło, bo mi odległy jest model "ja zarządzam domem i deleguję zadania do wykonania". Ten dom jest nasz i dążymy do tego, żeby dbać o niego razem. Co innego oczywiście, gdybyśmy oddali władzę nad domem jednej osobie, wtedy rozumiem proszenie o pomoc. No i inna całkiem sprawa, że ja ogólnie jestem od mówienia sobie rzeczy od razu, wprost, nie oczekuję, że ktoś, nawet mąż, będzie czytał w moich myślach.
Często jest też tak, jak pisze gemi, że kobieta uważa, że to ona wszystko sama zrobi lepiej (to ma masę kulturowych i religijnych uwarunkowań i zmiana tego też wymaga ciężkiej pracy), znam takie domy - koleżanka psioczy, że "mąż jej nie pomaga", a ja pamiętam dobrze, jak go krytykowała, gdy starał się coś zrobić. Wystarczyło pochwalić. Jak facet ma się zaangażować? Niechby sobie i był feministą. Kilkukrotna krytyka zniechęci nawet takiego do mycia garów (bo zostawiasz mazy!), przewijania dziecka (krzywo przewijasz! jak ty go trzymasz, zaraz zleci!), gotowania (przesolone! 8-) ) itp.
A przecież ci nasi panowie to przełomowe pokolenie mężczyzn, warto to docenić i warto też pamiętać, że im serio nie jest lekko (nie twierdzę, że kobietom jest, tyle, że tym razem przenoszę akcent na panów), niejednemu mojemu znajomemu ojciec dogadywał, gdy ten zbierał się za zmianę pieluchy, że to babskie zajęcie albo patrzył z ukosa na synową, która zamiast sama podać mężowi herbatę, to prosi, żeby to on jej podał (]:-> ):
Coraz częściej faceci znają się na pieluchach, potrafią zrobić dziecku posiłek, wiedzą, jak przewijać, choremu podają leki, angażują się w dom, gotują, włączają pralkę ( ]:-> ) a dla pokolenia naszych ojców to mogłaby być wręcz profanacja prawdziwej męskości. I dlatego dobrze jest docenić. I ucieszyć się po prostu.
Myślę, że dużo jest w naszych rękach. Otwarte rozmowy i mniej krytyki mogą bardzo pomóc przełamywać ten schemat, który wielu z nas po prostu już nie odpowiada, a który kultywuje się wciąż w rodzinnych domach, przypuszczam, większości z nas.
A poza tym, to tak się rozpisałam, że zapomniałam do czego zmierzam, powinnam już dawno spać :mrgreen:

gemi - 2009-11-23, 22:47

biechna - jak ładnie to wszystko ujęłaś :-) Dobrze, że poszłaś spać chwilę za późno :mrgreen:
u mnie nie chodzi o krytykę partnera, czy jego sposobu prania, sprzątania, itp - oj, unikam wytykania czegokolwiek jak ognia. Poza tym mój mąż robi to na swój sposób i też jest naprawdę cacy i dobrze. Mi chodzi o takie organiczne przeczucie zakorzenione w każdej niemal mojej komórce, że słusznie będzie, jak JA to zrobię. Bo wtedy będę mieć w domu w miarę funkcjonującego męża. A jak się podzielimy tymi domowymi obowiązkami, to żadne z nas nie odetchnie. W końcu jak jestem zmęczona, to co mi zaszkodzi jeszcze:...... i tu długa lista rzeczy, które pozornie mi w tej sytuacji nie zaszkodzą.
Dopiero niedawno do mnie dotarło, że T. najbardziej męczy się świadomością, że biorę wszystko na siebie i widokiem mnie latającej ze szmatą, miotłą i garami. Bardziej nawet, niż gdyby zrobił to sam. To się nazywa empatia!! :mrgreen: :mrgreen:
robi się nam piękny OT 8-)

YolaW - 2009-11-24, 00:20

elenka, dzięki wielkie :) Powalczę, choć czeka mnie ciężka przeprawa. W sobotę sprzątaliśmy razem - także jakiś sukces jest :)
biechna, dziękuję Ci sa słowa wsparcia> Masz rację, że muszę powalczyć, też ryczę czasami, że jestem z tym sama. Jak np. T kończą się czyste spodnie to zamisat nastawic pranie to mnie wypytuje kiedy wreszcie zamierzam pranie włączyć. Jego matka skakała koło nich, wiem, że to z domu wyniesione, ale my ogólnie jesteśmy jednym wielkim problemem i itak na terapię się musimy wybrać...
elenka napisał/a:
Ale przecież aktywne bycie z nami w domu to też zabawa, nie?

Też staram się tak myśleć, zwłaszcza, że Olaf woła see kiedy cokolwiek robie w kuchni, on uwielbia patrzeć. Uczy się nowych słów, wiec co jak się w kuchni nazywa, sam miksuje sobie musy owocowe, wie jak się robi chleb i jest super towarzyszem w kuchni :)
Trochę miałam kompleks, że za mało z nim się bawię jak sąsiadki synek w wieku Olafa zaczął kończyć sam ostatnie słowa z wierszyków i liczyć do 10, ale potem sobie pomyślałam, że głupia matka ze mnie bo Olaf wcale nie musi robić tego co inne dzieci, nie?
poughkeepsie napisał/a:
Pamiętajcie, że to nie chodzi o to, że mężczyzna "ma pomagać w domu" on ma wykonać swoją część obowiązków. Mówię Wam, feminizm popłaca

Otóż to! Muszę zapamiętać :) Co do zapętlenia to ja też siedzę przed kompem a kuchnie nieogarnięta, ciężko mi się wyluzować na tyle by zostawić to do rana, ale późno już i itak będę niewyspana... Dam sobie spokój, a co!
elenka napisał/a:
Podstawa to mówić facetom jasno co zrobić, nie liczyć na domyślenie się, bo można czekać aż do śmierci.

Tak, tylko ja poproszę T o coś i idę do pracy i dopiero po powrocie dowiaduję się, że nie zrobione a już późno i muszę to sama zrobić rano...
Ale nie narzekam już.
Na pocieszenie dla tych, co mają mniejsze dzieci niż Olaf dodam, że na pozcątku też cięzko mi było cokolwiek zrobić w domu, obiad gotowałam jak T wracał z pracy i przejmował Olafa a teraz? Dzisiaj zrobiłam pasztet, ciasto na chlebi dość pracochłonny obiad. Także będzie lepiej z każdym tygodniem! :)
A co do T jeszcze to ma też swoje dobre strony :)

eMka - 2009-11-24, 09:00

poughkeepsie napisał/a:
Pamiętajcie, że to nie chodzi o to, że mężczyzna "ma pomagać w domu" on ma wykonać swoją część obowiązków.



mi się wydaje że to jest podstawa. Jeżeli facet pomaga w domu, to w ogóle nie czuje odpowiedzialności za dom, jest ona zrzucona na kobietę, a on tylko pomaga. Podobnie z dzieckiem. Dużo osób pyta mnie czy mąż "pomaga przy dziecku". Nie, nie pomaga- zajmuje się, opiekuje, na równi ze mną, oczywiście na tyle ile czas mu pozwala. Mój B wyszedł z domu, w którym kobieta była niewolnicą, jest do tej pory (w dużej mierze z własnej winy).. na szczęście w naszym domu bez jakichś szczególnych ustaleń i rozmów zapanowała współodpowiedzialność. B gotuje, sprząta, zmywa, wychodzi z psem, pierze i podlewa kwiatki. Ja też robię to wszystko (może trochę więcej, bo po prostu mam na to więcej czasu).. no, oprócz kwiatków, bo moja głowa ich nie ogarnia.

YolaW - 2009-11-24, 21:36

eMka, mądrze piszesz. Pomaganie to nie branie odpowiedzialności a tylko wykonywanie poleceń.
Humbak - 2009-11-25, 01:48

Z drugiej jednak strony widzę mężczyzn którzy przychodzą wieczorem do domu i padają na pyszczek ze zmęczenia, a kobieta do pracy nie chodzi a narzeka że po powrocie z pracy facet nie powinien przecież być zmęczony (czyt.: nie ma prawa odpocząć bo ona też jest zmęczona, więc jak pies ogrodnika - ja nie to ty też nie)

jeśli podział ma być równy to czy nie powinno być tak że dziećmi to oboje ale reszta to albo oboje dom+praca albo dzielimy ja-praca ty-dom?

Bo tak sobie myślę, że jak ja wracałam z pracy to padałam na ten pyszczek...
oczywiście wszystko też zależy na ile męczący egzemplarz maleństwa nam się trafił...
ale czasem zastanawiam się czy kobiety nie wymagają od nich za dużo - one-dom-dziecko, ale facet-praca-dom-dziecko i jeszcze o wieczorze niech pomyśli... no i miło chwalić go za śniadania...

arete - 2009-11-25, 12:19

A ja myślę, ze jak się pracuje zawodowo, dotyczy to obojga rodziców, to nawet jak się wraca zmęczonym z pracy czas z dzieckiem może być odpoczynkiem, chociażby z tego powodu, że jest zmianą. Ja gdy wracam z pracy, nawet gdy jestem zmęczona, z większa łatwością i chęcią oddaję się zabawie z dzieckiem niż gdy wówczas gdy jestem z nim cały dzień sama. Jakiś płodozmian, zmiana otoczenia sprawia, że łatwiej jest zajmować się dzieckiem, gdy się już w domu jest. U nas Antek bardzo czeka na tatę, a i tata wydaje się być stęskniony. Razem zmywają naczynia, wkręcają śrubki i bawią się kolejką.
Ewa - 2009-11-25, 20:27

arete napisał/a:
Razem zmywają naczynia, wkręcają śrubki i bawią się kolejką.
Fajny zestaw :-D
arete - 2009-11-25, 20:55

Ewa napisał/a:
arete napisał/a:
Razem zmywają naczynia, wkręcają śrubki i bawią się kolejką.
Fajny zestaw :-D

A i tandem niczego sobie. :-)

YolaW - 2009-11-25, 23:22

arete napisał/a:
nawet jak się wraca zmęczonym z pracy czas z dzieckiem może być odpoczynkiem

też tak myślę :)

priya - 2009-11-26, 12:59

YolaW, ja wiem doskonale, że bardzo dużo uwagi i czasu i zaangażowania poświęcasz Olafowi. Czytając Twoje obawy aż czerwienię się ze wstydu :oops: , bo w takim razie ja chyba Natka zaniedbuję przeokropnie.
Jeśli zaś idzie o podział domowych obowiązków bliska mi jest postawa Humbak, to znaczy dopóki ja nie pracuję, to naturalnie biorę na siebie dbałość o dom i opiekę nad dziećmi. Ale mam męża, który sam z siebie chętnie angażuje się w sprawy domowo-rodzinne poza pracą i cenię to w nim bardzo. Jednak przyznaję mu całkowite prawo do wypoczynku po pracy a obowiązki domowe uważam za moje. Inaczej byłoby zapewne gdybyśmy oboje pracowali.

daria - 2009-11-26, 13:46

dziewczyny, ja myślę, że każda z nas poświęca bardzo dużo czasu naszym maluchom, przecież bycie koło nich też coś znaczy, nie zostawiamy ich przecież samych sobie, nie płaczą z zaniedbania, na pewno wszystkie dzieciaki mają tu cudowne mamy :-)
a to, że musimy jeszcze być żonami, kucharkami, sprzątaczkami... no cóż... ja już się przyzwyczaiłam, ale u mnie w domu jest podział obowiązków... każdy wie co ma robić i kiedy, czasem tylko muszę prosić o coś dodatkowego, ale nie mogę na A. narzekać, bo i tak robi dużo... nawet w nocy wstaje do Naty i robi Jej jeść, a ja wtedy przewijam marudę wrzeszczącą na cały dom: jeść!!!!!!!! ;-)

YolaW - 2009-11-26, 21:02

priya, dzięki za dobre słowo :) Ja sama siebie jakoś nie potrafię docenić...
A Ty Natanem zajmujesz się świetnie :) Fajny z niego chłopczyk wyrósł :) Na pewno dajesz mu z siebie wszytko co tylko można :) Nie wspomnę już o Twojej wytrwałości w walce o karmienie Mikołaja :)
priya napisał/a:
Jeśli zaś idzie o podział domowych obowiązków bliska mi jest postawa Humbak, to znaczy dopóki ja nie pracuję, to naturalnie biorę na siebie dbałość o dom i opiekę nad dziećmi.

Dopóki nie pracowałam też tak to wszystko traktowałam, teraz kiedy pracuję mam te wszystkie żale, bo T chyba się do pewnego stanu rzeczy przyzwyczaił. On pomaga, owszem, ale po pierwsze często zapomina zrobić to, o co go poproszę a po drugie ja muszę mu wyznaczyć obowiązki, sam z siebie za nic się nie weźmie. Ale może się za bardzo czepiam...nie wiem....

[ Dodano: 2009-11-26, 21:03 ]
daria napisał/a:
na pewno wszystkie dzieciaki mają tu cudowne mamy

Dobrze powiedziane! :)

Humbak - 2009-11-27, 03:23

YolaW napisał/a:
bo T chyba się do pewnego stanu rzeczy przyzwyczaił
tego troszkę i ja się obawiam, ale narazie u nas nic na to nie wskazuje, bo podobnie jak u priyi (tak to się pisze?) mój mąż angażuje się (jak może) w sprawy domowe - tu ugotuje, tam ogarnie to i owo, zawsze coś zrobi, no a przede wszystkim - dzieci nasze są ;-) Może więc nie będzie tak źle ;-)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group