| |
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
 |
Off-topic - śmiecę
Lily - 2007-07-26, 10:07 Temat postu: śmiecę Właśnie przeczytałam tekst na innym forum skierowany do mojej znajomej, której dziecko lubi mięso, a nie lubi owoców:
"Mięso to źródło życia, jedzcie je na zdrowie".
Zaraz zwymiotuję. Dla mnie mięso to źródło śmierci raczej, wszak to trup Fuj.
pao - 2007-07-26, 10:14
stereotypy niestety są ogólnie dostępne i solidnie zakorzenione...
ań - 2007-07-26, 10:25
| Lily napisał/a: | | Mięso to źródło życia | ciekawa teoria...jak w trupie ma być źródło życia?
Lily - 2007-07-26, 10:33
No właśnie to mnie zastanowiło szczególnie...
pao - 2007-07-26, 10:36
wiecie... z punktu widzenia ekologii to ma to jakis sens: w końcu trupy to doskonały nawóz... no ale tutaj...
kasienka - 2007-07-26, 10:39
Szczątki jako nawóz-ok, takie wytłumaczenie rozumiem, ale do jedzenia jako źródło życia...hehe, dobre, jeszcze czegoś takiego nie słyszałam
Lily - 2007-07-26, 10:48
to może trzeba to trochę podhodować, żeby bakterie się rozwinęły, może jakieś robale i będzie źródło życia
ań - 2007-07-26, 11:18
| Lily napisał/a: | | może jakieś robale i będzie źródło życia | dobra, ja już nie brnę dalej...
Cytrynka - 2007-07-26, 16:16
Czesto mozna uslyszec: nie chcesz ziemniaczkow i marchewki, nie jedz. Zjedz chociaz miesko
Lily - 2007-07-26, 16:23
No tak, to prawda. A ja bym na surówkę postawiła, bo dzieci zazwyczaj nie chcą właśnie warzyw jeść, a to moim zdaniem najwartościowsze...
pao - 2007-07-26, 17:13
dzieci zazwyczaj nie chcą jeść tego czego nie lubią ich rodzice... źle przygotowanie warzywa bywają niesmaczne a dziecko wychowane na słodyczach nie pojmuje subtelnego smaku warzyw, bo owoce to jeszcze pocukrzyć można.
nie raz znajomi zastanawiali sie czemu u mnie ich dzieci prawie wszystko jedzą (odpadały rzeczy bardzo egoztyczne, bowiem to już było zbyt odmienne)
jakiś czas temu miałam rozmowę z dziewczyna, która wróciła do mięsa przez wzgląd na zdrowie. temat był na gronie i wiele osób rzuciło sie niemal na nią. ja pogadałam i zaproponowałam pomoc jeśli rzeczywiście nie chce jeść mięsa. potrzebowałyśmy dwóch rozmów by dotrzeć do sedna.
problem polegał na tym, ze po warzywach źle sie czuła, miała wzdęcia a wiele warzyw wydalała niemal w całości. jak sie okazało wychowana była w rodzinie skrajnych mięsożerców, którzy sami nienawidzili warzyw ale w dziecko wmuszali bo musi to jeść, bo to witaminy. takie zachowanie spowodowało efekt obronny w organizmie i dziewczyna wyuczyła sie reakcji chorobowych na warzywa. wystarczyło by sobie to uświadomiła, a spokojnie odstawiła mięso, wróciła do warzyw a po kłopotach ślad zniknął
niestety ale nasze gusta żywieniowe kształtują rodzice i bywa, ze solidnie nam nasze zdrowie tym podkopują...
Ania D. - 2007-07-26, 17:22
Pao, mądrze piszesz. Trzeba otwartości, chęci i wiedzy (praktycznej i teoretycznej), by zmienić to, co wynieśliśmy z domu. Chociaż najważniejsza jest chęć, bo coś zmienić, a nie trwać przy tym, co znane z dzieciństwa.
Bardzo ubolewam, jak widzę domy, gdzie jada się strasznie (typu ziemniaki, kurczak, pomidor lub ogórek i tyle), bo dzieci z tych domów sa potem zamknięte na wszystko, czego nie poznały w domu i mogą nigdy nowości nie próbować (nie lubię, bo nie znam i nie spróbuję, bo nie znam). A jak trudno takie osoby gościć...
pao - 2007-07-26, 17:31
moje mieszkanie zyskało przydomek "czarnej dziury" a zwrot "5 minut u pao" wpisał sie na stałe w język wielu...
i bynajmniej nie dlatego że karmię aż tak dobrze po prostu z racji pewnej energetyki. sa osoby, które nawet nie zbliżą sie do mojego mieszkania, ale są i takie na które działa jak magnes. osoby z tej drugiej grupy, choć często zatoksycznione i poblokowane bardzo chcą zmiany i nawet jak nie znają i maja opory to próbują.
takich osób nie jest gościć trudno, to kwestia przyzwyczajenia i pewnej wrażliwości. a potem się dziwią: "to naprawdę był szpinak?" "to tofu jest takie smaczne?" itp
zatem na każdego jest metoda, a nade wszystko na wszystko jest czas i miejsce
Lily - 2007-07-26, 20:13
No cóż, u mnie w domu nie jadło się owoców, bo rodzice zawsze uważali, że są zbyt kwaśne, za to ja (i siostra chyba też, nie pamiętam) zjadałam zawsze to, co nam rosło na krzakach w ogródku - porzeczki, agrest, truskawki, poziomki, oprócz tego śliwki, jabłka, gruszki - zawsze się na to wszystko czekało z utęsknieniem. Z Warzyw jadło się pomidory, ogórki, sałatę, kapustę, buraczki, marchew, kalafiora - czyli bardzo tradycyjnie.
A tak a propos szpinaku to mój "teść" mówi, że on "nie je szpinaku, bo nie lubi", ale zapytany czy próbował mówi, że nie
Podobnie zresztą jego wnuczek, nie je wielu rzeczy, bo nie lubi, ale nigdy nie próbował... po prostu nie i już (dodam, że woli kotleta...)
majaja - 2007-07-26, 21:39
JA tam zawsze wredna byłam, a do tego niemal na wsi chowana bo całe wakacje u dziadków, kiedyś mało od babci lania nie dostałam bo pól grządki marchwi zjadłam, ale zwiałam. A mama to mnie kiedyś trzasnęła parę razy ścierką po głowie jak zjadłam pół główki kapusty, która miała być na gołąbki.
A tak w ogóle witam po przerwie , mam nadzieję, że tym razem na dłużej bo jak nie to serwis będzie biedny
Humbak - 2007-07-26, 21:40
| Ania D. napisał/a: | | A jak trudno takie osoby gościć... |
Bardzo łatwo... gotujesz ziemniaki, smażysz rybę i kroisz na plastry pomidora... jak mamy przyjechać do mamy to jest wcześniej w domu, bo do 'naszych dań' trzeba tyle czasu... i rzeczy naraz...
hans - 2007-07-26, 22:34
| Humbak napisał/a: | | Bardzo łatwo... gotujesz ziemniaki, smażysz rybę |
| Ania D. napisał/a: | | A jak trudno takie osoby gościć... |
spróbuj podać hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?p=19095#19095]kotleciki + ziemniaki i surówka, u mnie jak do tej pory, działa na wszystkich mięsożerców
kasienka - 2007-07-26, 23:02
| hans napisał/a: | Humbak napisał/a:
Bardzo łatwo... gotujesz ziemniaki, smażysz rybę
|
no...
Moim zdaniem jest inny sposób...gotujesz ziemniaki, robisz surówkę lub kroisz pomidora a do tego podajesz kotleta sojowego z paczki
a tak w ogóle, niektórzy lubią odmianę. Moi dziadkowie na przykład zawsze jedli baaardzo tradycyjnie, a u mnie zjedzą wszystko i sami wpraszają się na obiad
Lily - 2007-07-26, 23:12
Ja sobie nie wyobrażam moich "teściów" jedzących kotlety sojowe...
A najbardziej mi przykro, jak "teściowa" na urodziny swojego syna, do nas, przywozi sałatkę i kotlety, potem mi to śmierdzi w lodówce. Ale ona nie pyta, czy chcemy, żarcie musi być. Gdybym ja coś przygotowała to musielibyśmy sami to zjeść, a dokładniej chyba ja, no bo A. musi zjeść te kotlety, zapiekane kiełbaski itp...
kasienka - 2007-07-26, 23:18
| Lily napisał/a: | | Ja sobie nie wyobrażam moich "teściów" jedzących kotlety sojowe... |
kiedyś już to pisałam, ale na weselu u znajomych(tylko oni i my byliśmy wege, mięsa były) przy naszych nakryciach stały półmiski z kotletami sojowymi między innymi...Obok półmisków z mięsnymi kotletami itp...I wujki, co siedziały niedaleko, zajadały się w najlepsze tymi sojowymi kotlecikami, jakbyś ich spytała, czy lubią kotlety sojowe, to na pewno by powiedzieli, że nigdy w życiu tego nie jedli i że tylko z mięska są dobre
Lily - 2007-07-26, 23:27
Możliwe, ów teść nienawidzi białego sera i nigdy by go nie zjadł, ale je jakieś ciastka czy coś w tym stylu, aż mu się uszy trzęsą. Ciastka owe są z sera, sekret polega na tym, że on tego nie wie
Jest strasznym konserwatystą pod pewnymi względami. Nie spróbuje, bo nie zna, albo się zaprze, że nie lubi, choć nie próbował.
Zresztą mój niemąż też jest dość podobny, ale czasem mu coś przemycę. Np. jedliśmy niedawno sos, on myślał, że grzybowy, a potem mu powiedziałam, że w środku był ogromny kawałek cukinii, tyle że zmiksowany On nie cierpi cukinii oczywiście
hans - 2007-07-26, 23:38
| Lily napisał/a: | On nie cierpi cukinii oczywiście |
przemycaj, przemycaj bo w Cieszynie granica...eee ale taka wewnątrzunijna to się nie liczy...
pewnie że to dobra metoda...jak się coś, gdzieś po cichu doda...
mam to wypraktykowane na Izie, strasznym niejadkiem była...a teraz...je jak ta lala, nawet owoce i to nieznane sobie lub sezonowe, no pełny sukces z tym przemytem Ci mówię no...
Lily - 2007-07-26, 23:41
Jednej rzeczy za to nie da się mi przemycić - cebuli. Czuję na kilometr, nienawidzę, nie trawię, boli mnie żołądek. O dziwo jakiś czas temu dowiedziałam się, że moja kuzynka ma dokładnie to samo. Ponoć cebula czasem uczula - wyszło do rymu, więc musi być prawda
Cukinie po czesku to cukety
Capricorn - 2007-07-26, 23:47
| pao napisał/a: |
jakiś czas temu miałam rozmowę z dziewczyna, która wróciła do mięsa przez wzgląd na zdrowie. temat był na gronie i wiele osób rzuciło sie niemal na nią. ja pogadałam i zaproponowałam pomoc jeśli rzeczywiście nie chce jeść mięsa. potrzebowałyśmy dwóch rozmów by dotrzeć do sedna.
problem polegał na tym, ze po warzywach źle sie czuła, miała wzdęcia a wiele warzyw wydalała niemal w całości. jak sie okazało wychowana była w rodzinie skrajnych mięsożerców, którzy sami nienawidzili warzyw ale w dziecko wmuszali bo musi to jeść, bo to witaminy. takie zachowanie spowodowało efekt obronny w organizmie i dziewczyna wyuczyła sie reakcji chorobowych na warzywa. wystarczyło by sobie to uświadomiła, a spokojnie odstawiła mięso, wróciła do warzyw a po kłopotach ślad zniknął
niestety ale nasze gusta żywieniowe kształtują rodzice i bywa, ze solidnie nam nasze zdrowie tym podkopują... |
o znów wychodzą toksyczni rodzice
co do "przemycania" określonych składników w potrawach - bardzo mnie to mierzi. Mnie często usiłowano "przemycić" mięso. Nawet moja teściowa na pierwszej mojej oficjalnej wizycie u niej się postarała...
hans - 2007-07-26, 23:49
| Lily napisał/a: | | Jednej rzeczy za to nie da się mi przemycić - cebuli. Czuję na kilometr, nienawidzę, nie trawię, boli mnie żołądek. |
o kurczaczku...to Ty jakiś mistyk hinduski jesteś, proszę ja Ciebie, bo one te joginy to cebulki nie teges, bo im źle na medytację wpływa...tzn. pobudzeni do życia są, we wszelkich jego przejawach a szczególnie w tych niechcianych
Lily - 2007-07-26, 23:57
Ale wiesz Capricorn, on tego nie lubi, bo tego nigdy nie jadł chyba, u nich to rodzinne - kiedyś mu dałam kotleta z cukinii do spróbowania i smakował, ale źle reaguje na dźwięk słowa "cukinia", podobnie zresztą jak "brzoskwinia"
To dla mnie odkrycie hans, że jestem hinduskim mistykiem
Capricorn - 2007-07-27, 00:02
Ja zawsze jak proponuję, to mówię, co to.
I tego samego oczekuję.
majaja - 2007-07-27, 05:45
U mnie z trupami moja mama przyjeżdża, więc stwierdziłam, że jak sobie chcą najwyżej pies będzie miał wyżerkę, a reszta na śmietniku wyląduje, to przynajmniej przywożą tyle co dla siebie. Nawet obrażać się prawie przestali.
A tak w ogóle to w ten weekend musimy na wesele, z Mironem. Prezent kup, odpicuj się i jeszcze własne żarcie weż, bo na stole tatar i sałatka jarzynowa, brrrr, nie znoszę wesel.
Ania D. - 2007-07-27, 07:54
Humbak, dla mnie ryba odpada, podobnie jak kotlety sojowe. Nie podaję tego na obiad. A goszczenie jest dla mnie trudne, gdy takie osoby masz kilka dni lub więcej, jeden obiad to pestka. Wędliny i sera im ne kupię, więc muszę się głowić, by wszystko, co jedzą było w miarę takie, jak znają, by wszyscy zechcieli jeść. A takie osoby są zwykle przyzwyczajone, że śniadanie i kolacje to kanapki. Dla mnie gotowanie dla nas to prosta rzecz, ale nie podam warzyw z sezamem lub pestkami dyni niektórym z rodziny, bo nie spróbują. Muszę więc ciągle robić jakieś kotlety (dla nas robię je bardzo rzadko), i to właśnie kotlety zabierają dużo czasu i brudzą duża naczyń. Do tego ta monotonnia obiadowa: kotlet, ziemniaki i pomidor na okrągło...
pao - 2007-07-27, 08:07
ja nie mam takich kłopotów: jeśli ktoś u mnie jest to ma świadomość (a jak nie ma to zaraz nabędzie) że moja kuchnia mocno różni sie od tzw. tradycyjnej... a przynajmniej "tradycyjnej" w tym regionie
nikt nawet nie wpada na pomysł by coś mięsnego do mnie przynosić, ze o przygotowaniu przeze mnie nie wspomne.
nawet na obiedzie poślubnym na stole nie było mięsa, żadnego rosołu czy innych takich a w ramach alkoholu po lampce chińskiego wina ze śliwek. początkowo było oburzenie (umiarkowane na szczęście) ale powiedziałam jasno: to moje święto i trupów na nim sobie nie życzę. było jak chciałam i w finale wszyscy jednak byli zadowoleni
Capricorn - 2007-07-27, 08:38
| majaja napisał/a: |
A tak w ogóle to w ten weekend musimy na wesele, z Mironem. Prezent kup, odpicuj się i jeszcze własne żarcie weż, bo na stole tatar i sałatka jarzynowa, brrrr, nie znoszę wesel. |
Ja co roku jestem na studniówce. Co roku mam też "służbowy" obiad z okazji dnia nauczyciela. Na weselach też czasem bywam. Po wielu latach, i wielu negocjacjach, część organizatorów załapała, ze nie da się przetrwać imprezy na sałatce. Czasem załapuje się nawet na warzywa gotowane na parze i kotlet serowy. Chociaż pamiętam taką studniówkę, że gdzieś tam koło północy podano gorący posiłek - wyłącznie mięso. Wysłałam mojego męża do kelnerów, że my mi chociaż ze dwa jajka na twardo przygotowali. Efekt? Zniknęli z sali, i do naszego wyjścia już się nie pojawili.
Kiedy brał ślub brat mojego męża, posunęłam się do fortelu, i z komórki mojego męża wysłałam do tegoż brata wiadomość w stylu: "mam nadzieję, ze pamiętasz, że moja żona jest wegetarianką. Będzie miło, jeśli ona też będzie mogła coś zjeść" Odpisał: "ZOBACZYMY"
Lily - 2007-07-27, 09:27
Ja w zeszłym roku byłam na chrzcinach, dostałam kotlet z sera, ale zupy już nie - był rosół.
Ania D. - 2007-07-27, 12:00
Nie chcę Was martwić, ale ten kotlet mógł być smażony razem z innymi kotletami, już innymi. Ja kiedyś nawet o tym nie myślałam, ale jak sama zobaczyłam takie smażenie, to dopiero stwierdziłam, że osoby przygotowujące takie danie nawet nie myślą o tym, żeby smażyć nie razem z mięsem, bo dla nich to nic takiego.
Lily - 2007-07-27, 12:09
Co do mnie, to chyba reszta nie dostała kotletów tylko jakieś inne mięcho, już nie pamiętam. Fakt, że ludzie się tym nie przejmują, zresztą miałam kiedyś kłótnię z moim facetem, który się nie zgodził, żebym sobie pierwsza coś usmażyła, bo on miał rybę jeść. W końcu nic nie zjadłam, bo mi się odechciało :p
martka - 2007-07-27, 12:27
| pao napisał/a: | | początkowo było oburzenie (umiarkowane na szczęście) ale powiedziałam jasno: to moje święto i trupów na nim sobie nie życzę. było jak chciałam i w finale wszyscy jednak byli zadowoleni |
u nas identycznie było na poślubnym obiedzie!
Lily - 2007-07-27, 12:28
U mnie na pewno byłyby trupy. Chyba bym się po..... ła.
Humbak - 2007-07-27, 15:13
| hans napisał/a: | Humbak napisał/a:
Bardzo łatwo... gotujesz ziemniaki, smażysz rybę
|
Hans, to był żart
hans - 2007-07-27, 22:01
No ja myślę...
agaw-d - 2007-07-28, 10:50
A ja ostatnio byłam na weselu siostry mojego M, było nas razem 4 wegetarian i poprosili żeby im wysłać menu, jakie byśmy chcieli! Więc zrobiłam i zaznaczyłam na jakich tłuszczach mogą to piec, jaki buliony czy ewentualni kostki dodać, bo spotkałam się z przypadkiem, że na smalcu przecież można piec. Zrobili te dania i jeszcze podziękowali, bo jak teraz będą mieć klientów wege to mają menu!
W sumie na każdej rodzinnej imprezie jest coś dla Nas do jedzenia! Często nawet moja jedna ciocia prosi mnie do kuchni, żeby mi pokazać, że piekła osobno, zupka niby taka sama, ale w osobnym garnku, na innym wywarze itd. Ale to tylko w rodzinie z jednej strony, z drugiej nie mogę na to liczyć!
majaja - 2007-07-29, 09:05
My po weselu,. nie było źle, młodemu strasznie posmakowały zeimniaki z surówką z kapusty. Wziełam mu fasolę z pomidorami, więc gastronomicznie przeżyliśmy. W lokalu podobnoż zapomnieli że będą wegetarianie. Młody zachwycony, robił za gwiazdę wieczoru, tańczył do 22, aż padł i bacią wrócił spać. Czyli na plus :)
Lily - 2007-08-15, 23:05
Aaaa, właśnie ktoś mi napisał, żebym zaczęła jeść mięso, to przestanę być histeryczna i reagować płaczem na różne sytuacje... zaraz padnę trupem
|
|