|
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
|
Wśród jedzących inaczej - u dziadków na obiedzie...
kłapouchy - 2007-06-17, 10:44 Temat postu: u dziadków na obiedzie... Wprawdzie mój synek ma dopiero 3 miesiące, ale od dawna się zastanawiam jak mu kiedyś wytłumaczyć, dlaczego inni jedzą mięso tak aby nie nabrał do nich odrazy - zwłaszcza w kontekście rodzinnych spotkań, gdzie przy jednym stole inni wcinają mięso. Tesciowa lubi zapraszać nas na niedzielne obiadki, na których dla nas jest kotlet sojowy, a dla reszty rodziny rosół i schabowy/kurczak. Nie przepadam za tymi niedzielnymi obiadami i nieraz mówiłam mężowi, że wolałabym zjeść obiad w domu, a z wizytą do teściów skoczyć pod wieczór na herbatkę, ale dla niego chyba to coś ważnego, albo nie potrafi odmówić mamie, argumentuje też często, że będziemy mieć mniej zmywania itd... Moi rodzice też jedzą mięso, ale kiedy do nich przyjeżdżamy to robią obiad wege, tymczasem rodzna męża (którą lubię, żeby nie było) nie wyobraża sobie obiadu bezmięsnego, a teść i brat męża jeszcze nigdy nie wzieli do ust soi, nie mówiąc o innych "dziwactwach". Chyba nikt poza mną nie widzi problemu, a ja obawiam się, że za jakieś 2-3 lata Tomek zapyta się co oni mają na talerzu i zrobi się nieprzyjemnie... A może przesadzam, w końcu większość ludzi je mięso i młody powinien się z tym oswajać? Tylko dla mnie to problem - jak dosadnie wytłumaczyć dziecku dlaczego nie jemy miesa, tak by nie nabrał odrazy do tych, którzy je jedzą? jak Wy sobie z tym radzicie/ radziliście?
kamma - 2007-06-17, 13:22
My to właśnie przechodzimy, a zaczęło się od... ryb. Irma ma prawie 3 lata.
Niedawno był wielki obiad i wszyscy się zachwycali, jaka ta ryba smaczna. Irmie zrobiło się bardzo przykro i prosiła wszystkich (a zwłaszcza ukochaną babcię), żeby ryb nie jedli. Ale ponieważ w tle leciała jakaś bajka, to Irma szybko zapomniała. Jednak utkwiło jej w pamięci, że babcia i inni jedzą zwierzęta. Tu mała dygresja - aby uniknąć podkarmiania i oszukiwania Irmy przez innych ludzi (również przez rodzinę, bo to niestety prawdopodobne), mówiąc o mięsie podajemy dwie nazwy jednocześnie: mięso i kawałki zwierząt. Dlatego też Irma wie, czym jest mięso i nawet nie próbuje prosić o nie.
Wracając do głównego wątku. Irma zrozumiała, że babcia (i inni) zjada zwierzęta. Było to dla niej smutne doświadczenie. Ale postanowiła sama sobie z tym poradzić i usilnie poszukuje dla babci usprawiedliwienia. Dotychczasowe brzmi: "babcia kocha sarenki i wie, że nie wolno ich płoszyć". W ten sposób Irma przekonuje sama siebie, że babcia nie jest złym człowiekiem. Ale wygląda na to, że jedzenie mięsa trochę dyskredytuje ludzi w oczach mojej córki.
Ostatnio staram się przekonać ją, że mięsożerność rodziny nie powinna wpływać na Irmy uczucia do nich.
Na razie ma spory dysonans. Bardzo jej przykro, że ukochani członkowie rodziny robią coś, co ona uważa za złe. Ale jej reakcja jest całkiem fajna - jest to namawianie babci i dziadka na zjadanie roślin. Wygląda to tak:
-Babcia, zjadajmy groszek! Groszek to roślina!
I ani słowa o mięsie.
Ciekawe, co będzie dalej.
pao - 2007-06-17, 21:11
u nas nie ma takich kłopotów. gabi ma tendencje do dogmatyzowania spraw i dla niej mięso jest nie do jedzenia i tyle. fakt że rodzice nie jedzą i to, że mięso pochodzi od zabitych zwierząt na razie jej wystarcza i ona po prostu nie chce jeść mięsa a i nas nie pyta czemu inni jedzą. czasem zadaje takie pytania mięsożercom, ale to już ich problem jak dziecku odpowiedzieć.
gosiabebe - 2007-06-17, 21:48
exit
dort - 2007-06-17, 21:59
ja właśnie mam ten problem, ktoś jeszcze nie wiem kto dał Oskarkowi mięso, bo dzisiaj był taki przypadek że sam sięgnął po nie - sciągnął je z talerza męża, kiedy ten się nie patrzył i od razu oznajmił że je mięso (co znaczy że zna już jego smak)
teraz czeka mnie śledztwo kto jest taki "kochany" i "sprytny" i niestety jestem zmuszona ograniczyć mu dłuższe kontakty z babciami (to one dotychczas dłużej z nim zostawały)
jestem zła z tego powodu i jest mi przykro bo dzięki temu że one z małym zostawały to ja miałam trochę czasu na własne sprawy a teraz bede musiała radzic sobie jakos inaczej
pao - 2007-06-17, 22:12
to przykre gdy nie można ufać najbliższym... niby każdy chce by szanowano jego i jego wolę, ale uszanować drugiego już tak bardzo sie nie chce... cóż, smutna rzeczywistość...
kamma - 2007-06-18, 06:39
gosiabebe napisał/a: | zastanawia mnie tez co bedzie kiedy babcia (jedna albo druga) u mnie beda chciały ukradkiem dac Maji mieso a wiem ze takie prooby będą bo juz sie deklarują ( niby do zartów ale za bardzo je znam) miał ktos taki przypadek?? albo czy zdarzyło sie komus ze dziecko samo wyraziło chęc zjedzenia |
Jeśli u nas będzie miała miejsce podobna sytuacja, to z pełną konsekwencją surowo ograniczymy winnej babci kontakty z wnusią. I nigdy więcej nie zostawimy ich sam na sam. Najlepiej zresztą zawczasu powiadomić babcię o planowanych konsekwencjach nakarmienia dziecka mięsem, nastraszyć troszkę, niby "w żartach" (tak jak ona), ale z nutką serio.
Chęci zjedzenia u nas nie było, ale mieliśmy do czynienia z komiczną sytuacją zapachową. Moja mama smażyła mięso. Irma weszła do kuchni i spytała: "Co tak pachnie?". Potem mama upierała się, że Irma tak to powiedziała, jakby pragnęła spróbować.
Ludzie to w ogóle są dziwni. Często spotykam się z pytaniem, co zrobię, jeśli Irma będzie chciała zjeść mięso. W pytaniu tym zawarta jest czytelna sugestia, że wszystkie dzieci pragną mięsa i uwielbiają je jeść! A ja jestem ta zła, bo nie chcę dać dziecku czegoś, o czym ono marzy
kasienka - 2007-06-18, 07:06
Moja babcia nakarmiła kiedyś Zuzie bułką z szyneczką...To musiało być jakieś trzy lata temu chyba, dawno już...Dowiedzieliśmy się w domu, od małej, powiedziała, że pytała babci czy to sojowa, a babcia powiedziała że tak.
Nastepnym razem z babcią i z dziadkiem rozmawialiśmy. Powiedzieliśmy, że nie jemy mięsa, że przecież wiedzą o tym i nie chcemy, żeby ktoś Zuzię mięsem dokarmiał. Widziałam, że było im trochę głupio. Ta sytuacja się więcej nie powtórzyła, choć może dziadkowie czasem Zuzię pytają, nie wiem, mi dziadek po kilkunastu latach proponuje czasem mimochodem mięsko...Ale jakoś nie wyobrażam sobie unikania kontaktu z nimi z tego powodu...Może gdyby ta sytuacja dotyczyła dziadków a nie pradziadków, to inaczej bym do tego podeszła...Myślę, że tak...Ale jakoś nie wiem, może przez to, że gdzieś w środku zdaję sobie sprawę, że pewnie jeszcze parę lat tylko będziemy mogli się sobą cieszyć, a Zuzia ich kocha bardzo, nie mogłabym z takiego powodu ograniczyć kontaktów.
dort - 2007-06-18, 07:18
ja już wiem kto potkarmia Oskarka - jest to moja mama i moja babcia - robią to chodziaż wiele razy zaznaczałam, że się na to nie zgadzam i tłumaczyłam dlaczego, mówiłam im również parę razy że jak będą dawały małemu mięso wbrew mojej woli to ogranicze im kontakty - ale one chyba uważają że robią to w imię wyższych celów i pomimo tego za moimi plecami kombinują - właśnie usłyszałam, że moja mama nie rozumie dlaczego dziecko ma nie spróbowć różnych smaków, a poza tym mięso jest smaczne - jestem załamana, bo najprawdopodobniej mój mąż który je mięso widzi te dokarmiania i nic nie mówi - no, i właśnie usłyszałam, że żyje w jakimś nierealnym świecie, bo wymyślał jakieś głupoty i wydziwiam
kasienka - 2007-06-18, 07:33
dort, fakt, to inna sytuacja niż u mnie, bo u nas to była raczej jednorazowa wpadka...Gdybym mogła się spodziewać, że mimo rozmowy za każdym razem Zuzią będzie częstowana mięsem...to nie wiem, pewnie unikałabym kontaktów, czy zostawiania małej u nic samej...
Ania D. - 2007-06-18, 08:44
Dort, dla mnie najgorsze jest uczenie dziecka tego, że robimy z babcią (czy kimś innym) coś za mamy plecami. To mi się najbardziej nie podoba. Wydaje mi się, że nie jest u Was w domu ustalone jak to ma wyglądać konkretnie w przypadku dziecka - co może jeść, a czego nie. Jeśli Twój mąż jada mięso przy dziecku, to nie jest to łatwa sprawa, by dziecku powiedzieć, że mięsa nie powinno się jadać, bo jest to zabite zwierzątko. Chyba dobrze byłoby zacząć od ustalenia tego w domu, między Wami. A co dziadków - ja nie mam zaufania do mojego taty i myślę, że dawałby słodycze i mięso Pawełkowi (mój tata nie ma w zwyczaju słuchać innych, bo sam najlepiej wszystko wie). Spotykamy się z dziadkami, bo chcę, by moglli się cieszyć wnukiem, ale z tatą nie zostawiam go samego. Przykro mi bardzo, że tak się u Was stało, że Twoi bliscy dają dziecku mięso, warto ustalić to z bliskimi, że sobie pewnych rzeczy nie życzysz. Ja za każdym razem, jak Pawełek zostawał z moją mamą czy siostrą mówiłam, żeby nic ne dawali dziecku ponad to, co sama przygotowałam. Jeśli nie sa w stanie tego przestrzegać, to ja nie zostawiałabym z nimi dziecka - ale przede wszystkim z tego powodu, że tak uczy się oszukiwać dziecko. A maluch szybko się zorientuje, że robimy coś wtedy, gdy mama nie widzi, bo ona tego nie robi czy nie akceptuje, więc jej tego nie mówimy i nie robimy tego przy niej.
kamma - 2007-06-18, 09:16
No właśnie, oprócz zwyczajnego zatruwania dziecka należy bez ogródek powiedzieć, że jest to oszukiwanie i podkopywanie autorytetu matki. A jeśli dziadkowie będą tak dalej robić, to dziecko nauczy się, że opinia i wola matki są nieważne. I będzie mieć mamusię gdzieś.
Capricorn - 2007-06-18, 09:34
to mi przypomina historię z forum z kropką, gdzie jacyś rodzice bali się zostawiać dziecko sam na sam z dziadkami nie tylko z powodu ewentualnego dokarmiania mięsem, ale i potajemnego chrztu wbrew roli rodziców.
Ja akurat niewiele dobrego mogę o dziadkach powiedzieć, w naszym przypadku podkopywanie autorytetu rodziców jest nagminne. Ale i sankcje z mojej strony - radykalne.
pao - 2007-06-18, 10:04
w tej historii najgorsze jest nie to, że dokarmiają mięsem, ale to że kłamią... uważają ze dziecko jest głupie a dzieci maja w sobie tak wielką mądrość, że niejednego by zaskoczyły gdyby tylko dać im szansę.
z całej sytuacji wynikły dwie rzeczy: po pierwsze mama ma podważony autorytet a tego nikt nie ma prawa zrobić
po drugie dziecko nauczyło się że wolno kłamać, nie szanować zdania innych i działać za plecami...
przykre, że ludzie ponoć dorośli nie są w stanie dojrzeć konsekwencji własnych czynów, a od dzieci wymagają perspektywicznego myślenia...
[ Dodano: 2007-06-18, 11:05 ]
gabiśka właśnie została sam na sam z moją teściową... oby nie było takich wpadek...
rosa - 2007-06-18, 10:38
dort, bardzo nieprzyjemna sytuacja
podważanie autorytetu rodziców i terror psychiczny, to codzienne zasady działania mojej mamy. mi się nie udaje racjonalnie z nią dogadać. niestety.
może w Twoim przypadku będzie łatwiej, musisz się stać bardzo odporna na szantaż emocjonalny, zwłaszcza, że w kwestii żywieniowej nie możesz liczyć na męża
dobrze, że jest to forum, mozna na nim znaleźć potrzebne w takich sytuacjach wsparcie
dort - 2007-06-18, 11:06
ja też bardzo się ciesze, że mam was naprawdę jesteście dużym wsparciem
co do ustaleń z mężem - do wszystko było dogadane, przynajmniej tak mi się wydawało - przed ślubem wiedziła, że nie jem mięsa i to się nie zmieni, potem gdy planowaliśmy dziecko i gdy byłam już w ciąży wspólnie ustaliliśmy, że mały mięsa jeść nie będzie (wtedy zresztą mąż praktycznie sam nie jadał mięsa) - teraz niestety wszystko się pozmieniało pod naciskiem babć mąż nakłonił mnie do wyrażenia zgody na sporadyczne jedzenie przez małego ryb, a teraz się dowiadziałam o tym wszystkim
i jakoś sobie tego nie wyobrażam żebym poszła na kolejne ustępstwo co do zgody na całe mięso, tak mi się wydaje, ż oni wszyscy zdają sobie z tego sprawę więc postanowili robić swoje a mnie olać
Alispo - 2007-06-18, 11:11
dort-trzymaj sie swojego,zycze Ci sily,powodzenia!
gosiabebe - 2007-06-18, 11:42
exit
Ania D. - 2007-06-18, 12:09
Dort, warto porozmawiać poważnie z mężem i jeszcze raz wszystko ustalić. Może nie koniecznie od razu, tak na gorąco, ale po przemyśleniu wszystkiego. Jedzenie u dziecka to początek, jesli już teraz babcie mają taki wpływ na męża, to jak będzie dalej wyglądało wychowywanie Oskarka? Pokolenie naszych rodziców może mieć dużo inne zwyczaje i sposób wychowania i nie każdy rodzić chce powielać domowe schematy wychowania. To Ty i Twój mąż powinniście decydować o tym, co dziecko jada, co robi etc, a nie ukradkiem i podstępem babcie. Jesli teraz takie rozdźwięki się pojawią w Waszym małżeństwie, to może się to dla Was niezbyt dobrze układać. Trudno wierzyć małżonkowi, który za plecami coś układa bez naszej wiedzy i zgody. To Wy wychowujecie dziecko, nie babcie.
Dlaczego mąż chce dawać dziecku ryby? Boi się o niedobory, nie ma wiedzy, jakieś inne sprawy? Warto go o to zapytać. Jeslli to tylko sprawa wiedzy, to koniecznie trzeba czytać na ten temat, inaczej człowiek nie pozbędzie się wątpliwości. Wasza pediatra (jeźdzcicie do niej oboje?) może będzie potrafiła przekonać męża, że dzieci wege żyją zdrowo i nie ma z nimi problemów zdrowotnych wynikających z braku składników pokarmowych (o ile rodzice mają wiedzę jak się powinno zdrowo odzywiać dziecko). Życzę powodzenia i dużo sił, bo nie jest to łatwa sprawa, tym bardziej, że chodzi o dziadków, których się kocha.
Malinetshka - 2007-06-18, 12:45
Jakie to przykre, że ludzie potrafią tacy być dla drugiej osoby.. i to jeszcze tak bliscy ludzie jak rodzice Najgorsze jest to, co mówicie - włażenie z butami w sposób żywienia wnuka za plecami mamy. Ale rzeczywiście, Ania D. ma rację. Najważniejsze jest aby partnerzy nawzajem się dogadali i wspierali w swoich działaniach. I w razie konieczności bronili idei, wg których żyje ich partner, nawet jeśli oni sami żyją inaczej..
To się nazywa szacunek... I boli mnie jego brak
Ja mam to szczęście, że mam bardzo wyrozumiałych rodziców i jestem pewna, że jeśli będę miała dziecko to moi rodzice będą priorytetowo brali pod uwagę moje prośby. Gorzej z moimi dziadkami. Wiedzą, że ja nie jem mięsa i choć przekonani do słuszności wyboru nie są, to jakoś nawet nie marudzą ale... gdyby pojawiła się dzidzia, mogłabym się nasłuchać tego i owego. Podobnie jeśli chodzi o chrzest..
Tak czy siak, najważniejszy jest partner. Jeśli dodatkowo nasi rodzice nas szanują to już w ogóle cud miód... Opinie dalszej rodziny są do przełknięcia.
Życzę Ci dort, żeby udało Ci się dogadać z najbliższymi.
gosiabebe napisał/a: | w tym najlepsza jest moja mama w kółko gada ze dzieci mięso uwielbiają i na prawo i lewo opowiada wszystkim ze jak ja byłam mała to mięso uwielbiałam,mogłam nie jesc słodyczy ale mieso zawsze zjadłam,że jak dała mi kanapke z szynką to szynke zjadłam a chleb zostawiałam,a jak miałam pół roku to zjadłam kotleta mielonego |
Ja też zajadałam się mięsem i o czym to świadczy? Tylko i wyłącznie o przyzwyczajeniu, a może nawet uzależnieniu... Tak samo jak do słodyczy czy innych produktów. Wierzę w to, że dziecko, które nie zna smaku białego cukru, wcale go nie potrzebuje. Człowiek to elastyczna istota
Nikt nam nie wmówi, że zawsze to co nam smakuje, jest dobre dla nas. Często zmysł smaku i zapachu jest zaburzony, bo wówczas jest zaburzone "słuchanie siebie"...
pao - 2007-06-18, 12:47
Cytat: | i jakoś sobie tego nie wyobrażam żebym poszła na kolejne ustępstwo co do zgody na całe mięso, tak mi się wydaje, ż oni wszyscy zdają sobie z tego sprawę więc postanowili robić swoje a mnie olać |
i dobrze. metoda większego kompromisu to idiotyzm.
miałam tak początkowo z moim mężem, bo jak już coś ustaliliśmy to potem chciał robić kompromis od kompromisu czyli naciąganie w swoją stronę.
myślę że z mężem to raczej trzeba by stanowczo porozmawiać, bowiem z tego co czytam za chwile będzie kolejny "kompromis"
rosa - 2007-06-18, 12:57
gosiabebe napisał/a: |
w tym najlepsza jest moja mama w kółko gada ze dzieci mięso uwielbiają |
powiedz swojej mamie, że nie wszystkie, np. dla mnie mięso było karą, w przedszkolu jak kazali to żułam, a potem do kieszonki w fartuszku (w domu kot), w kotlecie wyśledziłam każdą żyłę, a nad rosołem potrafiłam siedzieć kilka godzin
dorośli nie umieli tego zrozumieć, bo w latach 70 i 80 mięso nie gościło zbyt często na stole mojej rodziny. raczej kluchy, pyzy, pierogi, ogólnie potrawy z ziemniaków i mąki
ale, ale, w piątek byłam w sklepie biedronka zobaczyć co mają (nic), no i przy lodówce z mięchem stoi pani z dziewczynką przedszkolną, mała trzyma w ręce jakieś coś typu flaczki w plastiku i mówi do mamy: weźmy, ja to uwielbiam. (!!!!)
neuro - 2007-06-18, 13:24
Z drugiej strony komuś, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, mięso może zwyczajnie smakować. Mi smakowało. A flaczki uwielbiałam. Więc zakładanie, że młodziak tak naprawdę mięsa nie chce, tylko jest zmuszone itp, to też lekkie przeinaczenie.
Do wszystkich kwesti warto się jednak odnosić indywidualnie, bo każdy inaczej je odbiera. Są dzieci mięsożerne, a są i takie, które go do ust nie wezmą. Moim zdaniem trzeba szanować oba wybory, jeżeli nie wynikają z przymusu itp
Malinetshka - 2007-06-18, 13:25
rosa, myślę, że to sprawa bardzo indywidualna. Wynika to chyba z tego, że dziecko od małego przyzwyczajone do mięsa, często przez pierwsze lata nie uświadamia sobie, że mięso to zwierzątko. A nawet kiedy już to wie, to ta świadomość bywa bardzo zamglona. Mówię to z tego co pamiętam u siebie.. Nie wydaje się to jedzenie mięsa dziecku dziwne kiedy wszyscy w rodzinie się nim zajadają, pojawia się często na stole, przyrządzone na różne sposoby. Co do samego smaku mięsa, to jest tak jak ze wszystkimi smakami. I na pewno są dzieci, które lubią mięso i takie, które go nie cierpią.. Podobne historie są z innymi "smakami".
Ale co więcej, wielu dorosłych ludzi przecież nie patrzy na mięso przez pryzmat rzeźni i krzywdy wyrządzanej zwierzętom. Wielu nawet nie chce o tym "co po drodze się z tym działo" słyszeć. Chcą zobaczyć na stole już gotową pieczeń czy też jakąś wędlinę, do smaku której są przyzwyczajeni, i tyle. Przykładowo u mnie: rodzina zajada się mięsem, a widząc jak mój kot przynosi mysz i ją zagryza, nie mogą na to patrzeć, nie chcą nawet o tym wiedzieć.
Przysłowiowe "trzy małpki"...
<img src="hxxp://www.raybowieclosing.com/images/monkeys.jpg">
[ Dodano: 2007-06-18, 14:28 ]
neuro, ujęłaś to, co chciałam przekazać, tylko, że krócej, dzięki
Mi też smakowały w dzieciństwie flaczki. Czy z powodu mięsa? niekoniecznie. Zrobiłam niedawno wegańskie, z boczniaków. Były wyborne! i to głównie za sprawą majeranku, który uwielbiam
rosa - 2007-06-18, 14:28
Malinetshka napisał/a: | rosa, myślę, że to sprawa bardzo indywidualna |
dlatego napisałam, że nie wszystkie dzieci lubią mięso i jako przykład podałam siebie, chociaż czas dzieciństwa mam już dawno za sobą, to pamiętam niektóre wydarzenia
ale pewnie tych lubiących jest więcej
pao - 2007-06-18, 14:52
a ja dodam, że często to sprawa wychowania.
nie raz pomagałam ludziom co to chcieli nie jeść mięsa ale nie mogli bo źle sie to na zdrowiu odbijało. i pomimo chęci jednak sporadycznie mięso jedli wedle nich dla zdrowia. w rozmowach zaś bardzo często wychodziło, zę od dziecka zmuszani byli do jedzenia warzyw "bo zdrowe" mimo że rodzina typowo mięsożerna i nikt tych warzyw nie lubił (i najczęściej nie umiał przygotować)
dziewczyna (w tej chwili myślę o konkretnym przypadku, choć nieodosobnionym) miała reakcje chorobowe na niemal wszystkie warzywa nie dlatego, ze jej szkodziły, ale dlatego, że sie podświadomość buntowała... takich sytuacji jest sporo. zatem właściwie każdy przypadek trzeba by oddzielnie rozpatrywać.
a to jak jedzą nasi rodzice ma kolosalny wpływ na to jak to potem jest z nami a teraz z naszymi dziećmi.
Ewa - 2007-06-18, 17:26
Capricorn napisał/a: | to mi przypomina historię z forum z kropką, gdzie jacyś rodzice bali się zostawiać dziecko sam na sam z dziadkami nie tylko z powodu ewentualnego dokarmiania mięsem, ale i potajemnego chrztu wbrew roli rodziców |
No, to akurat nasza historia. Dotyczyło moich teściów. Co do mięsa, to mój mąż nie miał do nich kompletnie zaufania, uważał, że wystarczyłoby im 15 minut. Jeżeli chodzi o chrzest, to pewności nie mieliśmy, ale obawy dość mocne. Teraz po wielu różnych perypetiach z teściami jestem prawie pewna, że taki chrzest za naszymi plecami by się mógł faktycznie odbyć.
Mięso zaproponowane Gabrysiowi wprost było tylko raz - przez mojego ojca. Gabryś nie miał chyba wtedy nawet dwóch lat, więc nie wiedząc co znaczy słowo "szynka" przytaknął, że chce. Mój ojciec napotkał wtedy dość znaczące spojrzenie moje, ale przede wszystkim mojego niby nie-wege męża. Wystarczyło, więcej takich "propozycji" nie było. Jeżeli chodzi o teściów, była raz śmieszna sytuacja podczas obiadu u nich, którą opisywałam kiedyś na starym forum. Gabryś widząc jak dziadek je nóżkę od kurczaka, zapytał go czy to dobre. Oboje z babcią pospieszyli rozentuzjazmowani z odpowiedzią, że oczywiście dobre. Gabryś tylko spojrzał i stwierdził "aha, ale Gabryś tego nie je, to jest fu". Siedzieliśmy z mężem na przeciw siebie, spojrzeliśmy tylko na siebie i schyliliśmy głowy tłumiąc śmiech
gosiabebe - 2007-06-18, 20:22
exit
orenda - 2007-06-18, 20:38
pao napisał/a: | a ja dodam, że często to sprawa wychowania | niedawno dziecko mojej koleżanki, która przygotowywała jedzenie krzyczało " mięso, mięso" (po swojemu, bo ma 18 miesięcy). Nie sądzę, że to kwestia smaku i upodobań, tylko nauczenie jedzenia mięsa.
Niejedzenie mięsa, zwłaszcza przez dzieci postrzegam jako bardzo naturalny wybór, bo jeśli wszystkie dzieci miałby by świadomość czym ono jest, to same by rezygnowały z jedzenia. Możliwe, że się mylę, ale moim zdaniem dziecko posiada większą zdolność empatii ze zwierzętami.
kamma - 2007-06-18, 23:53
orenda napisał/a: |
Niejedzenie mięsa, zwłaszcza przez dzieci postrzegam jako bardzo naturalny wybór, bo jeśli wszystkie dzieci miałby by świadomość czym ono jest, to same by rezygnowały z jedzenia. |
Właśnie tak!
Gdy moja Irma miała 4 miesiące, zauważyłam u niej wielką sympatię do zwierząt. Ciągnęła do nich bardziej niż do ludzi! Pomyślałam wtedy:
"Gdyby miała na tyle rozwiniętą świadomość, że rozumiałaby, skąd się bierze mięso, to na pewno odmówiłaby jedzenia go!"
A teraz, gdy dobiega 3 lat, ma tę świadomość i wybór jest dla niej oczywisty, co przyjmuję z głośnym westchnieniem ulgi.
pao - 2007-06-19, 00:58
generalnie więcej chorób nabywamy z wzorców żywieniowych niż z genetyki... niestety ludzie wola udawać, że jest odwrotnie...
cóż, temat hipokryzji jest był i chyba będzie nadal aktualny
neuro - 2007-06-19, 09:29
orenda napisał/a: | bo jeśli wszystkie dzieci miałby by świadomość czym ono jest, to same by rezygnowały z jedzenia |
To też dość śmiałe stwierdzenie i nie jestem pewna, czy prawdziwe. Macie bardzo wrażliwe, empatyczne dzieciaki i jest to cudowne. Ale np ja jako dziecko doskonale wiedziałam, skąd się berze mięsko, bo mieszkałam jakiś czas na wsi. I jakoś nie zniechęcało mnie to do jego jedzenia. Widziałam też, jak mój kot zagryza myszy. I to też mnie nie oburzało, bo czułam, że tak działa natura (nieświadomie oczywiście). A nie sądzę, żebym się charakteryzowała jakimś chronicznym niedoborem empatii, czy czymś takim.
kamma - 2007-06-19, 09:51
Neuro, poczytaj wywiad z Eichelbergerem "Przyjaciel na talerzu". On tam fajnie tłumaczy, w jaki sposób w dzieciństwie jesteśmy doprowadzani do rozszczepienia emocji w stosunku do zwierząt - tych do kochania i tych do jedzenia.
pao - 2007-06-19, 09:56
gabrysia "rozszczepiania" oduczyła się gdy wytłumaczone jej zostało, że ryba to też mięso. patrzyła na nasze akwarium i nie mogła uwierzyć że ryba do jedzenia i ryba w akwarium to właściwie to samo... no zdecydowała, że nie chce jeść ryb.
podobnie bartek, jak poszedł z nami do oceanarium o zobaczył ryby, te wielki, w ławicach, w grupach... zaczął sie zastanawiać jak wcześniej mógł nurkować z harpunem i polować... odeszła mu ochota na ryby (wtedy już tylko ryby z mięs w diecie mu zostały) i ewidentnie wyszło mu to na dobre
agata - 2007-08-31, 12:50
Ja przynajmniej nie boje sie ze ktos bedzie karmil moje dziecko miesem bo zarowno mama jak i tesciowa wiedza ze nie powinny tego robic. nawet moj tesc uwaza ze nie powinno sie jesc miesa ale on twierdzi ze je bo sie za bardzo przyzwyczail przez cale zycie. No ale jak ja wytlumacze dziecku czemu babcia je swinki, krowki, to nie wiem. Oj, niedobra babcia.Niech sie sama tlumaczy.
martka - 2007-08-31, 14:10
agata napisał/a: | Oj, niedobra babcia.Niech sie sama tlumaczy. |
kamma - 2007-08-31, 17:32
I to jest najlepsze rozwiązanie, u nas zdało egzamin. Pilnuję tylko, żeby Irma nie dyskryminowała ludzi ze względu na dietę.
pao - 2007-08-31, 17:33
Cytat: | Pilnuję tylko, żeby Irma nie dyskryminowała ludzi ze względu na dietę |
ano... gabryska tez ma takie tendencje... dla niej normalnym jest że mięsa sie nie je zatem potrafi dość nieciekawie zareagować jeśli ktoś je mięso...
YolaW - 2007-08-31, 20:44
kamma napisał/a: | poczytaj wywiad z Eichelbergerem "Przyjaciel na talerzu" |
ma ktoś linka może? Chętnie bym poczytała
Wicia - 2007-08-31, 21:25
pao napisał/a: | potrafi dość nieciekawie zareagować jeśli ktoś je mięso... |
No, a jak w takim razie radziła sobie w przedszkolu jako jedyna wegetarianka?
Moja Karolinka narazie nie pojmuje co znaczy zabić zwierzę. Często poruszamy ten temat. Uważam, że jedyną formą uchronienia dziecka przed "życzliwymi" jest wyrobienie w nim własnego zdania (przykład Gabrysi Pao). Niestety narazie mała chce być akceptowana w każdym środowisku więc się stara dopasować. Raz mówi, że nie je mięsa bo mama nie je a raz, że je bo babcia je. Na mówieniu się kończy na dzień dzisiejszy, nie wiem jednak jak to będzie w przyszłości. Myślę, że powinno się też dziecku pozwolić na poznanie drugiej strony, tylko kiedy jest ono gotowe do takich wyborów? Zakazany owoc bardziej kusi, a ja nie chciałabym być oszukiwana przez otoczenie, a tym bardziej przez własne dziecko. Będzie to dla mnie wyjątkowo trudne. Przekonuję się, że jak będzie chciała to jej pozwolę. Mieliśmy już taką sytuację... nie byłam w stanie. Myślę, że jest za mała i nie rozumie jeszcze..... tylko czy zawsze nie będzie za mała
Co do wychowania to różnie bywa. Ja byłam mega mięsożerna, mało warzyw, wiedziałam co jem i nie było problemu. Od dziecka jeździłam na zawody wędkarskie (no jedyny problem miałam z zabijaniem robaków, zrobiłam to raz i ciężko odchorowałam, tata mi potem zakładał). Nikt nie wychowywał mnie na wegetariankę i mój ojciec do dziś się dziwi jak to się stać mogło
pao - 2007-08-31, 21:56
Cytat: | No, a jak w takim razie radziła sobie w przedszkolu jako jedyna wegetarianka |
na szczęście dość szybko to wyłapałam i zaczęłam jej tłumaczyć potrzebę szacunku i akceptacji wyborów innych ludzi. zatem najczęściej kończy sie na "bleee, mięso!" i to tez tylko wtedy, gdy nie spodziewa sie go na czyimś talerzu. w przedszkolu wiedziała zę inni jedzą mięso zatem nie było to zaskoczeniem i chyba nikogo nie szykanowała z tego powodu. a przyjemniej nic mi o tym nie wiadomo. wiem jedynie, ze czasem strzela pogadanki i zniechęca inne dzieci do jedzenia mięsa
kamma - 2007-09-01, 15:11
Wicia napisał/a: | Uważam, że jedyną formą uchronienia dziecka przed "życzliwymi" jest wyrobienie w nim własnego zdania |
Dokładnie. Jeżeli w ciągu pierwszych trzech lat życia uda się wyrobić w dziecku postawę wobec mięsa, to ta postawa będzie silna. Dobrze jest jednak nie mieć w tym czasie "życzliwych pomocników" w pobliżu. Czyli obiadki u dziadków na ogół szkodzą utworzeniu odpowiedniej postawy. To znaczy szkodzą, jeśli dziadkowie podważają autorytet rodziców w kwestii jedzenia (i nie tylko). Jeśli dziadkowie tak robią, wówczas, niestety, trzeba reagować ostro. Postawić się - czy to rodzicom, czy teściom. Pokazać, że to my mamy najwięcej do powiedzenia w kwestii odżywiania się naszej rodziny.
Tobayashi - 2007-09-01, 21:33
Ja mam niestety już pierwsze starcie teściami za sobą - może i na szczęście, bo wyzbyłam się złudzenia, że mogę im zaufać. Mianowicie kiedy ja jadłam w pokoju obiad, oni po kryjomu w kuchni podali jakiegoś klopsa czy cuś mojemu 13 miesięcznemu wówczas synkowi . Zorientowałam się po tym, że owe coś wypluł (na szczęście) i zostało mu trochę na brodzie. Teściowie byli na tyle tchórzliwi i bezczelni, że powiedzieli, że dali mu "kartofelka". Byłam tak zaskoczona, że za słabo ich opieprzyłam, za grzeczna byłam. Ale wiem już przynajmniej, że nie szanują naszej postawy i że nigdy, przenigdy nie zostaną z Ptysiem sam na sam.
Mam nadzieję, że właśnie na przykładzie dziadków będę mogła Tobikowi później wytłumaczyć wiele spraw, typu dlaczego inni ludzie jedzą mięso itp. Ale krew mnie zalewa jak słyszę, kiedy teściu niby do siebie pod nosem mruczy, że będzie z nim jeździł na ryby lub że jak "mama nie będzie widziała, da małemu cielęcinki". Zaprawdę ci powiadam teściuniu, nie będziesz miał okazji.
Capricorn - 2007-09-01, 21:43
Tobayashi napisał/a: | Zaprawdę ci powiadam teściuniu, nie będziesz miał okazji. |
tak trzymać
kłapouchy - 2007-09-02, 11:32
Tobayashi napisał/a: | Ale krew mnie zalewa jak słyszę, kiedy teściu niby do siebie pod nosem mruczy, że będzie z nim jeździł na ryby lub że jak "mama nie będzie widziała, da małemu cielęcinki". |
Dokładnie to samo słyszałam od brata męża (zapalony wędkarz) - niby do małego: "za dwa lata pogramy razem w piłkę, a za 3 lata pojedziesz z wujkiem na ryby" bardzo ostro zareagowałam, na co szwagier, że "z małym będzie łowił i wypuszczał" uświadomiłam mu, że takich rozrywek też nie popieramy, to teraz mówi niby żartem, że mój synek i tak mi nic nie powie
Agnieszka - 2007-09-02, 13:34
Mój tata też mówił, że zrobi ognisko i da dziecku posmakować kiełbaski albo zabierze na wędkowanie ale nie robi tak. Konflikty jedzeniowe -chodzi o Adę miewamy (moi rodzice uważają, że dziecko samo musi dokonać wyboru). Jednak nie boję się zostawiać Ady z nimi (pojedyńczo i zespołowo), z moim bratem także. Mimo, że ścinam się z rodziną jedzeniowo są ok. Mogą się nie zgadzać ale respektują dietę, starają się (najtrudniej było przy diecie candida i miodzie - dziadek pszczelarz) choć bywa, że zwłaszcza dziadek coś proponuje ( dziadek to autorytet w wielu kwestiach). Ada wie, że jedzą inaczej, kiedyś prosiła o wsparcie teraz sama mówi "mama nie mów ja powiem dziadkowi", jak nie ma pewności nie chce jeść ale kocha ich bardzo i odwrotnie. Gdy Ada była mniejsza dowoziłam jedzenie, teraz nie muszę.
Teściowa: w trakcie poprzednich wakacji Ada zagościła na pobyt jednodniowy (teściowa oczywiście też ma zastrzeżenia: dieta, sposoby leczenia itp). Zapakowałam zupę na wynos przekąski, z obiadem poradziła sobie (kotlety sojowe, była też ciocia wege) a na kolację zrobiła frytki. Mija rok kolejne propozycji spotkaniowej nie ma ale gdyby była powtórzyłabym to "sam na sam". Ada już duża i świadoma a ja jakoś mam zaufanie.
Na podwórku i w przedszkolu też wszyscy wiedzą o tym, jak jadamy. Jak impreza urodzinowa nie było jeszcze sytuacji, że nie dogadałam się z rodzicami. Ada bywa, dzieci u nas także więc jest ok.
Tobayashi - 2007-09-02, 22:50
Cieszę się, że niektórzy z nas mogą zaufać rodzinie w kwestii niepodawania mięsa naszym dzieciom. Trochę zazdroszczę, ale cóż. Moi teściowie są ok w innych sprawach - ale niestety w kuchni (i to dosłownie) - nie.
O moim tacie nawet nie wspomnę jeśli chodzi o jedzenie. Tobiś dostałby nie tylko mięsko w jakiejś najmniej zdrowej formie typu mocno usmażone, ale w dodatku najprawdopodobniej po terminie ważności. Nota bene na przykładzie diety mojego ojca mogłabym napisać thriller i to tylko dla ludzi o mocnych żołądkach
pao - 2007-09-03, 13:00
mój mąż ostatnio od swej siostry usłyszał, ze kiedyś był normalny, normalnie sie zachowywał, normalnie jadł i należał do normalnej rodziny... co prawda jak tylko weszłam do pokoju to podkuliła ogon i chciała zakończyć temat, ale bartek nie pozwolił a na koniec stwierdził ze woli te nienormalna rodzinę od tej "normalności" w jakiej dorastał...
niemniej jak jesteśmy u jego rodziców czy u siostry to jednak jest poszanowanie wege. nikt nas nigdy nie katował mięsem, choć fakt że nie jem jajek jest regularnie pomijany (trzeba sprawdzać jaki makaron jest w domu ) ale generalnie najbardziej odczuwa to bartek, w końcu to jego rodzice i to z nimi chciałby mieć dobry kontakt, niestety to nie jest zbyt łatwe...
ale przynajmniej ma fajną teściową a i teściu ostatnio sie wyluzował
feminka - 2007-09-08, 13:19
Ja jestem dopiero w 10 tygodniu ciąży a już od koleżanki usłyszałam: Nie mów, że dziecku też te glupoty wmówisz! Powinnaś mu dać wolność wyboru. Wkurzyłam się i odpowiedziałam, ze pierwsze słyszę by niemowlakowi dawać możliwość wyboru - za małe dziecko zawsze decydują rodzice! WIem, że będzie cieżko bo u mnie w rodzinie wszyscy mięsożerni i mąz tez. Ale w domu NIGDY mięsa nie mamy, on je tylko poza domem. W mojej lodówce czasem są tylko ryby. Mamy ustalone, że dziecko będzie wegatariańskie i już się bojęmomentu, w którym zrientuje się, że kuzyni i dziadkowie a także tatuś zjadają zwierzęta
pao - 2007-09-08, 18:38
feminko, jak się zorientuje to dawać radę będzie z tym sobie tak, jak nauczysz
a że szczurka będziesz miała to o brak elokwencji malucha nie podejrzewam
Wicia - 2007-09-08, 20:34
A koguty jak sobie z tym radą Pao ?
Tobayashi - 2007-09-08, 20:54
Feminka, podjęłaś słuszną decyzję za maluszka. Z każdym przyjściem na świat wegedziecka staje się on ociupinkę lepszy. Tak trzymać .
pao - 2007-09-09, 10:52
Cytat: | A koguty jak sobie z tym radą Pao ? |
skutecznie koguty są dogmatyczne i jesli w coś wierzą to nikt i nic im przekonań nie zmieni. zatem jeśli się uprą że wege jest jedyną słuszną drogą to nigdy z niej nie zejdą (patrz gabi...)
Ewa - 2007-09-09, 13:19
pao napisał/a: | zatem jeśli się uprą że wege jest jedyną słuszną drogą to nigdy z niej nie zejdą |
Pocieszające. Pozostaje tylko skutecznie pomóc im w to uwierzyć
pao - 2007-09-09, 18:23
Ewa napisał/a: | pao napisał/a: | zatem jeśli się uprą że wege jest jedyną słuszną drogą to nigdy z niej nie zejdą |
Pocieszające. Pozostaje tylko skutecznie pomóc im w to uwierzyć |
na gabryśce test się powiódł teraz sprawdzimy jak z ulką dwa koguto-bawoły
Tobayashi - 2007-09-30, 11:40
Jakiś czas temu pisałam o tym, jak moi teściowie próbowali wpakować małemu jakiegoś kotleta, gdy nie widziałam. czułam wściekłość, tym bardziej, że mnie dodatkowo okłamali. Ale nie zareagowałam tak, jakbym chciała = za słabo. I widać to był błąd, bo nie wyniesli żadnej nauki z tamtego razu. Ja tak.
Dzisiaj byli u nas i na moment zostali z małym i ciastkami na stole. I zgadnijcie co się stało? Tak, znowu coś mu wisiało z brody. Bita śmietana. I znowu się próbowali wyprzeć, ale tym razem byli tak zmieszani, a ja już nad nimi wisiałam w pozycji orła gotowego do pikowania, że szybko spasowali. Tym razem nie schowałam głowy w piasek i dałam upust mej złości. Powiedziałam stanowczo, że sobie nie życzę. Zapytałam czy to takie zabawne robić komuś na złość i że nie można zostawiać ich samych z wnukiem. Atmosfera się nieco zmroziła i nie sądzę, bym prędko porozmawiała sobie miło z teściem. Ale zasady muszą być. I już na pewno w moim domu.
Oczywiście wkrótce zaczęłam analizę, że może można było łagodniej, że może bardziej dydaktycznie acz stanowczo... Bo ja tak wychowana byłam, zawsze grzeczna dziewczynka, ciutu tutu. A teraz? Kurczę, byłam groźna. And it feels good !!!
martka - 2007-09-30, 12:23
brawo Tobayashi, aż przeczytałam Twój opis mężowi. Tobayashi napisał/a: | zasady muszą być. I już na pewno w moim domu | i tak trzymaj
adriane - 2007-09-30, 15:26
Tobayashi napisał/a: | Tak, znowu coś mu wisiało z brody. Bita śmietana. |
A to u Was na stole stało czy teściowe śmietanę sami przynieśli? W jakim wieku jest Tobiasz? Może sam cos ściągnął ze stołu, przy poparciu teściów?
zojka3 - 2007-09-30, 15:37
I bardzo dobrze! Powinni szanować Twoje decyzje, szkoda tylko, że czasami trzeba użyć mocnych środków ale z niektórymi nie da rady grzecznie (patrz:moja teściowa).
alcia - 2007-09-30, 17:37
Tobayashi, byłam kiedyś w podobnej sytuacji z moim ojcem i jego kobietą. Byli u mnie (wracali z jakichś zakupów), siedzeli w pokoju z Kają, a ja wyszłam na chwilę do kuchni. Wracam.. i aż mnie zatkało. Ewa trzymała Kaję na kolanach, a przed Kai nosem sterczała kiełbasa!!! Miałam ochotę ich wyp... za drzwi. Widać było, ze się zdziwili, ze tak szybko wróciłąm, zaskoczyłam ich, zaczęły się głupie tłumaczenia, że przecież by jej nie dali, tylko byli ciekawi, czy by chciała... masakra. Parę miesięcy musiałam od nich odpoczywać po tym zdarzeniu. Tzn. widywaliśmy się, ale nigdy z mojej inicjatywy, tylko tak - przypadkiem. Ojciec uwielbia ośmieszać wszystkie moje zasady, poglądy, ale taka zabawa kosztem dziecka, to już totalne przegięcie
[ Dodano: 2007-09-30, 18:39 ]
ps. Kaja miała wtedy z półtora roku..
Tobayashi - 2007-09-30, 18:09
Cytat; (nie wyszedł mi jak nalezy)
A to u Was na stole stało czy teściowe śmietanę sami przynieśli? W jakim wieku jest Tobiasz? Może sam cos ściągnął ze stołu, przy poparciu teściów?
To były ciastka dla gości kupione przeze mnie; ja czegoś takiego nie jem i moje dziecko też nie (miesięcy 15). W trakcie wymiany zdań teść przyznał się, że mu dał trochę ciastka, (tak jak kiedyś mu dał trochę kotleta)
Powiedział, że nie zrobił tego złośliwie (czyli mi na przekór), ale kiedy kilkakrotnie zapytałam go "To po co? nie potrafił powiedzieć. I jeżeli nie było w tym nic złego, czemu nie dał mu tego ciastka przy mnie? I tamtego klopsa też.
Zapytałam męża, czy nie za bardzo opieprzyłam mu ojca, a on odrzekł: "nie. tyle, ile trzeba"
A dla tych, którzy do tej pory podkulali ogon w takiej sytuacji, "bo to rodzice, bo nie wypada, bo mi głupio" powiem tyle, że to świetne uczucie powiedzieć co się myśli prosto w oczy. To jest normalne, tak powinno być.
[ Dodano: 2007-09-30, 19:32 ]
Cytat: | Ojciec uwielbia ośmieszać wszystkie moje zasady, poglądy, ale taka zabawa kosztem dziecka, to już totalne przegięcie
|
No obawiam się, ze u mojego teścia to także okazanie co najmniej braku szacunku dla moich zasad. I właśnie - tylko nie kosztem dziecka!!! Tobi ma alergię, mówiłam im ostatnim razem, że nie można mu nic dawać bez mojej wiedzy i zgody. Ja wiem, że dla nich to inny świat, bo inne dziecko w ich rodzinie w tym samym wieku dostaje klopsy i ciastka z kremem. Może nie mogą zdzierżyć, że nasz mały jest inny.
Ania D. - 2007-09-30, 18:56
U na podobna sytuacja była wczoraj. Dziadek na chwilę został z Pawełkiem i włożył mu do buzi jedzony przez siebie smazony boczek. Dobrze, że mąż wszedł do pokoju. Zapytał, co Pawełek ma w buzi, dziadek spokojnie powiedział, że sobie coś wziął. Mąż zabrał jednak Pawełka do kuchni i wyjął mu to z buzi, to było oczywiści mięcho.
Mój tata jest taki, że zawsze robi to, co chce i nie liczy się nigdy z czyimś zdaniem czy prośbami. Teraz jesteśmy tak wściekli, że nie mamy na razie ochoty się z nim widywać. Napisałam do niego list, że sam doprowadza do tego, że kontaków z wnukiem będzie mało i nie będzie mowy o żadnych wspólnych spacerach, takich tylko we dwoje. Sam na to pracuje. Nie raz mówiłam mu, ze sobie nie życzę, by Pawełek cokolwiek dostawał bez naszej wiedzy i zgody. W tym wszystkim najgorsze jest to, że teraz nie mam mowy o jakimkolwiek zaufaniu, bo sam dziadek zniszczył wszystko.
adriane - 2007-09-30, 19:52
Tobayashi napisał/a: | o obawiam się, ze u mojego teścia to także okazanie co najmniej braku szacunku dla moich zasad. |
Ja mam podobnie.
Moi teściowie częstowali kiedyś Emila galaretką, a gdy Karolinka, która przy tym była powiedziała, ze mama nie pozwala im tego jeść, to powiedzieli, że przecież dziadkowie są od rozpieszczania i nic sobie z tego nie robili. A dobrze wiedzieli, że nie jemy galaretek.
Lily - 2007-09-30, 19:54
Zdaje mi się, że niektórzy dorośli ludzie zachowują się jak przekorne dzieci - zrobię coś po kryjomu, może nie zauważą, a jak zauważą, to się będę wykręcać. Przykre to wszystko...
bajka - 2007-09-30, 20:40
Moja Gabrysia została i przez jednych dziadków i przez drugich nakarmiona mięsem...Nie mam siły ani ochoty o tym pisać...i to w sytuacji, gdy naprawde zycie mi sie pokomplikowało i tak ciężko...
kasienka - 2007-09-30, 21:12
Strasznie przykre to, co piszecie...To świadczy o rodzicach niestety, jak można nie szanować swojego dziecka, dorosłej osoby, która ma swoje życie, jest odpowiedzialna i podejmuje swoje wybory, tak dalece, by dawać wnukom mięso wbrew woli ich rodziców...to się nie mieści w głowie
DagaM - 2007-09-30, 21:20
Tobayashi napisał/a: | Kurczę, byłam groźna. And it feels good !!! | he, he, czasem tak trzeba
Tobayashi, u nas jest tak, że nie kupujemy żadnych tradycyjnych ciastek, tylko ja piekę - razowe, bezcukrowe. Oczywiście dla teściów nie jest to taki rarytas, jak mozna by było kupić w sklepie, ale ja tam się nie przejmuję. Skoro przychodzą do nas w gościnę, są częstowani tym co się je u nas A wyjdzie im to na zdrowie, tym bardziej, że teściowa jest chora na cukrzycę (co nie przeszkadza jej w jedzenu słodyczy ), a teść ma wieńcówkę.
Tak samo jest z obiadami, u nas nie je się mięsa (nawet mąż nie je mięsa w domu), więc i goście są częstowani obiadami wege. Taki dom, to i takie jedzenie
pao - 2007-09-30, 22:22
bartek obraził sie na rodziców, gdy na pytanie o makaron (czy jest na jajach czy nie) mama odparła a co aż różnica (a wie, że ja jajek nie jem). bartek nieźle się zezłościł, iż nie potrafią uszanować innych. nie byłam przy rozmowie, ale ponoć poważnie pogadał z rodzicami wtedy... efekt taki, że teraz nawet on nie ma ochoty tam jeździć. ja miałam dwuletnią przerwę.
bajaderka - 2007-09-30, 23:53
A moja Jagoda dziś wróciła z nad morza...rączka zrobiła jej się bardzo ładna...mój tato...a wiesz czym smarowaliśmy...gęsim łojem...mnie zatkało i oczy mi wyszły o tak najdziwniejsze jest to, że rzeczywiście ręka wygląda lepiej...mówią dalej...powiemy Ci jeszcze,że próbowaliśmy jej dawać klopsiki..ale dobrze wytresowałaś tą swoją córkę, bo od razu wypluła jak jej powiedziałem z czego to jest....a oglądając zdjęcia widziałam, że maszeruje sobie z soczkiem kupnym...ale jestem zła ....a i jeszcze moja mama walnęła tekst, że chyba nie będę taką egoistką i będę smarowała rękę tym 'kremem' bo widać poprawę....
myślałam, że już sobie odpuścili ale nie....
a Jagoda tak uwielbia dziadka...co ja mam zrobić
Tobayashi - 2007-10-01, 00:22
Zastanawiam się, jak wyglądałoby forum dziadków www.wegewnuk.pl. Czy dziadkowie dzieliliby się tam swoimi zachwytami nad naszymi dziećmi, wymieniali przepisy, cieszyli się jakie są wrażliwe i mądre? A może raczej licytowali ile razy zrobili swoje dzieci w konia i przemycili mięso wnukom?
Cytat: | myślałam, że już sobie odpuścili ale nie....
a Jagoda tak uwielbia dziadka...co ja mam zrobić |
No chyba nie puszczać jej samej z dziadkami, niestety...
Cytat: | Kurczę, byłam groźna. And it feels good !!!
he, he, czasem tak trzeba |
Wiem, Daga, że wiesz how it feels
Cytat: | u nas jest tak, że nie kupujemy żadnych tradycyjnych ciastek, tylko ja piekę - razowe, bezcukrowe. Oczywiście dla teściów nie jest to taki rarytas, jak mozna by było kupić w sklepie, ale ja tam się nie przejmuję. Skoro przychodzą do nas w gościnę, są częstowani tym co się je u nas |
Świetny pomysł!!! Ja tu chcę być miła i dać im to, co oni jedzą, a oni dywersyjką mi odpłacają. Wprawdzie nie piekę, bo nie mam stosownego piekarnika, ale w razie czego zakupię jakieś zdrowe ciasteczka.
Cytat: | fekt taki, że teraz nawet on nie ma ochoty tam jeździć. ja miałam dwuletnią przerwę. |
Ta wczorajsza wizyta była stąd, że ja się wykręciłam od jechania do nich. Wolałabym być na swoim terenie i nie na wiele mi się to zdało . Ale teraz, mam nowe doświadczenie, zaprezentowałam siłę. Może na drugi raz pomyślą, zanim zrobią coś głupiego, bo odstępy między widywaniami wnuka dyćko im się wydłużą.
alcia - 2007-10-01, 08:30
bajaderka napisał/a: | a Jagoda tak uwielbia dziadka...co ja mam zrobić |
to jak u nas... mi było tak potwornie przykro po tej sytuacji z kiełbasą
Rzeczywiście jest to bardzo parwdopodobne, że chcieli Kaję tylko sprawdzić, tak z ciekawości, czy by chciała.. bo nieraz ojciec mi się użala, że boi jej się cokolwiek dać, bo nie nauczyłam jej jeść takich rzeczy i jeszcze się zatruje. Ale mniejsza z tym, po prostu bolało - kolejny zawód, oznaka, że jednak nie mogę ufać.
Ale od tamtej pory jest znacznie lepiej. Przed tą sytuacją przychodziłam często do taty, bo Kaja go uwielbiała, nieraz ją do niego podrzucałam, by pobyli razem ze sobą. Zdarzało się również, że Kaja u niego spała, kiedy tego potrzebowaliśmy. Po tamtym zdarzeniu przestałam przychodzić, oddawać mu Kaję.. i widać, że dało mu do myślenia. Raz był w szoku, jak jechałam na studia i Kaja spała nie u niego (jak dotychczas), tylko u naszych znajomych. Bardzo spokorniał od tamtej pory i już nie było żadnych wpadek (przynajmniej nie z mięsem).
Ale najlepsze teraz jest to, że Kaja już bardzo dobrze mówi, więc wszystkiego mogę się od niej dowiedzieć. Do tego ma straszną awersję do mięsa (niestety do słodyczy nie), więc nie dałaby się niczym podejrzanym nakarmić.
Karolina - 2007-10-01, 09:20
Dziewczyny straszne rzeczy piszecie, do teściów i rodziców mam zaufanie ( na razie ) niestety w sprawie słodyczy zero. Tak się składa że moja Mama i Teść są antysłodyczowi a mój ojciec i Teściowa pro.
Po wakacjach u teściów byłam tak wkurzona, ciągłe dokarmianie Tymka słodyczami, normalnego jedzenia nie chciał już jeść, bo dla niego nawet mała ilość słodkiego to dużo. Słodzone soczki, ciasteczka, nawet lizak...Jedyne na co miałam wpływ to żeby danonków nie dostawał.
pao - 2007-10-01, 10:08
bajederko to co napisałaś to koszmar. w głowie mi się nie mieści takie zachowanie... i jeszcze tekst i wytresowaniu dziecka... horror...
Cytat: | Czy dziadkowie dzieliliby się tam swoimi zachwytami nad naszymi dziećmi, wymieniali przepisy, cieszyli się jakie są wrażliwe i mądre? |
na szczęście moi rodzice tak
Malroy - 2007-10-01, 10:14
Aniu Współczuję - trudzimy się aby zapewnić naszym dzieciom zdrowy i zgodny z naszymi odczuciami jadłospis, a przeszkadzają nam w tym, co chyba najgorsze najbliźsi. To jest smutne, wiem coś na ten temat, my z żoną walczymy o niedokarmianie słodyczami.
bajka - 2007-10-01, 10:23
Karolina napisał/a: | Jedyne na co miałam wpływ to żeby danonków nie dostawał. |
Ja nawet na to nie miałam wpływu...
Humbak - 2007-10-01, 11:41
pao napisał/a: | i jeszcze tekst i wytresowaniu dziecka.. |
a może zbyt ostro oceniamy naszych rodziców? może to był tylko taki nieudany żart? rozumiem że nie musimy się śmiać z czegoś co dla kogoś miało być wesołe a dla nas nie było... znam jednak rodziców bajaderki, bardzo ich cenię i w tej aferze z udziałem miesa wydaje mi się że akurat tekst o 'wytresowaniu córki' mógł być nieudanym stwierdzeniem... ale może się mylę...
Bajaderko, wydaje mi się że w tym co powiedzieli Twoi rodzice masz odpowiedź - ja bym spokojnie im ją oddawała, jest na tyle mądra że sama odmawia mięsa może więc czas już jej oddać to pole walki - jak widać po tym wyjeździe jest do tego bardzo dobrze przygotowana
Moi rodzice są cudowni, ale wielu rzeczy nie robią... na przykład... ja od Natalii nie od mojej mamy dowiedziałam się jaki był jej jadłospis kiedy u nich była, a który spowodował, że po tygodniu pobytu u nich przytyła 2,5 kilo i nabrała pokaxnego brzuszka z którego dzień w dzień odchudzaliśmy ją przez dwa tygodnie... do dziś pyta 'jestem już wystarczająco szczupła'? i jest mi przykro że wogóle ten temat musiał u nas zaistnieć... Teraz wprawdzie mama bardziej się stara, czasami naprawdę jestem miło zaskoczona, ale bynajmniej nie zachęca do jedzenia warzyw, nie rozlicza się z tego co natalia u nich jadła itd itd... Cieszę się bo są inne zmiany - daje nam warzywka eko z ogródka sadząc je specjalnie dla nas, no i tu na szczęście - od tamtej pory pyta albo po prostu pilnuje by natalia pod jej okiem nie zjadła słodyczy
Nie demonizujmy naszych rodziców dlatego że nie zgadzają się z nami co do wegetarianizmu - dawanie dziecku miesa pod naszą nieobecność to świństwo i dziecko bym wtedy zabrała... ale łapać za słowa... sama nie wiem...
pao - 2007-10-01, 12:12
Cytat: | a może zbyt ostro oceniamy naszych rodziców? może to był tylko taki nieudany żart? rozumiem że nie musimy się śmiać z czegoś co dla kogoś miało być wesołe a dla nas nie było... znam jednak rodziców bajaderki, bardzo ich cenię i w tej aferze z udziałem miesa wydaje mi się że akurat tekst o 'wytresowaniu córki' mógł być nieudanym stwierdzeniem... ale może się mylę... |
humbak, nie wiem, nie znam tych ludzi, jednak wiem jak bardzo dobieranie słów mówi nam o tym czego świadomie powiedzieć nie chcemy. nawet jeśli miałby być to żart. w podświadomości jest wiele złogów i to w każdym z nas. przykre gdy podświadomość najbliższych zatruwa nasze życie... szczególnie gdy chodzi o rodziców którym każdy z nas chciałby chyba ufać i mieć w nich wsparcie.
i nie chodzi o łapanie za słowa: łapanie jest wtedy, gdy wyrywamy je z kontekstu. na słowa jedna warto zwracać uwagę. bywa przecież tak, że świadomie chcemy dobrze ale wychodzi inaczej. tutaj wyszło inaczej... nie wątpię ze chcieli jak najlepiej dla wnuczki i córki, tylko że nikt z nas nie wie co jest najlepsze dla drugiej osoby...
taniulka - 2007-10-01, 12:46
Wygląda na to,że rozpieszczanie dziecka przez dziadków, nie polega na dawaniu mu mnóstwa miłosci tylko robieniu na złość rodzicom.
pao - 2007-10-01, 14:03
taniulka, myślę że niestety choć często to sie pokrywa, ale nie podejrzewam rodziców o celową (i przede wszystkim świadoma) złośliwość...
taniulka - 2007-10-01, 14:21
Zgadza się. Chcą jak najlepiej tylko niestety tak to potem nieciekawie wygląda. U nas na razie odpukać bezproblemowo.
Capricorn - 2007-10-01, 20:13
strasznie przykro czytac o takich doświadczeniach. U mnie na pewno byłoby identycznie, albo dużo bardziej drastycznie nawet - czyli, dzieci byłyby wege wyłącznie w mojej obecności.
kamma - 2007-10-01, 21:06
Jest takie powiedzonko, które zawsze doprowadzało mnie do białej gorączki. Brzmi ono:
"Rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania". To tak, jakby istniały dwa antagonistyczne obozy, bezustannie walczące ze sobą.
Oczywiście rozumiem, że to powiedzonko może mieć wydźwięk pozytywny, ale - jak widać na wielu załączonych obrazkach - dziadkowie rozumieją rozpieszczanie nie jako dawanie dziecku tyle miłości i troski, ile mogą dać, ale na postępowaniu przeciwnym do rodzicielskiego wychowywania. Efektem tego jest podważanie rodzicielskiego autorytetu i jakże częste "robienie starym na złość". To jest nie tylko straszne, ale i po prostu nielogiczne. Bo to jest działanie na szkodę dziecku, burzenie jego uporządkowanego świata. Dlatego ciągle proszę moich rodziców, żeby zrezygnowali z pewnych form "rozpieszczania" (np. z pojenia Irmy słodzoną farbowaną wodą o nazwie Kubuś Play). Uśmiechają się wtedy i wygłaszają tę swoją "rozpieszczającą" formułkę. No i biała gorączka gotowa!
A tak z zupełnie innej beczki, to ja zaczęłam ufać moim rodzicom w kwestii karmienia Irmy, ale po Waszych opowieściach odechciało mi się ufania. Poparte niedawnym wydarzeniem, kiedy to moja mama próbowała cichcem nakarmić mnie plackami ziemniaczanymi z dodatkiem jajka. I bezczelnie podsumowała, że ZAMIERZAŁA MI POWIEDZIEĆ! Kiedy? Jak zjem wszystkie?!
pao - 2007-10-01, 21:33
cóż ja wychodzę z założenia, że jeśli masz jakieś pretensje do swojego dziecka, to znaczy, ze spartoliłeś jako rodzic. na szczęście rodzicom nie było dane tego tekstu sprzedać. nie było na szczęście takiej konieczności. zatem mam nadzieje ze jako babcia nie usłyszę od swej córki czegoś w ten deseń
p.s. a precyzyjniej: że nie będzie podstaw do takiego tekstu
Humbak - 2007-10-02, 06:21
pao napisał/a: | jeśli masz jakieś pretensje do swojego dziecka, to znaczy, ze spartoliłeś jako rodzic | ale ta teoria nie zakłada wolnej woli i niezależnego używania mózgu przez dziecko
pao - 2007-10-02, 08:40
zakłada
Misscubitus - 2007-10-02, 08:50
Trochę ze smutkiem czytam ten wątek, gdyż w naszej rodzinie (czytaj babcie, ciocie, itp.) niestety większość wymienianych przez Was sytuacji miała miejsce. Mój starszy syn nie jada mięsa od 3 lat, ale jak się ostatnio dowiedziałam, mój były mąż i jego rodzina regularnie dokarmiała go mięskiem, bo było im szkoda Leonka, że w domu mu NIE WOLNO go jeść
Jest o tyle trudna sytuacja, że Leoś nie jest wege od urodzenia i zna smak mięsa. W dodatku jest chyba jedynym wege dzieckiem w szkole. Malutkie dziecko, nie musi odpowiadać na pytania, dlaczego zjada „pysznych kurczaczków”, a nawet jak się ktoś napatoczy, to jest przy nim mama czy tata. Dorosły sam broni swoich przekonań. A co z dzieckiem - młodym człowiekiem, który próbuje odnaleźć się grupie rówieśników, a wiek nastoletni nie należy do najlżejszych etapów w życiu…
Dlatego mam pytanie do rodziców dzieciaczków w wieku szkolnym. Jak radzą sobie Wasze pociechy?
Karolina - 2007-10-02, 09:57
Hm...Tymek nawet nie wie, ze istnieje coś takiego jak mięso...po prostu jakoś nie było okazji, żeby widział. U dziadka na talerzu może ale nie skapował co to jest.
Humbak - 2007-10-02, 10:30
Karolina, czy Tymek właśnie skończył dwa latka? Jeśli tak, to wszystkiego najlepsiejszego!
rosa - 2007-10-02, 14:25
Misscubitus napisał/a: | W dodatku jest chyba jedynym wege dzieckiem w szkole. |
moi chłopcy są również jedynymi wegedzieciakami w szkole
nawet nie znają wege rówieśników, tylko małe dzieci i dorosłych
w szkole radzą sobie dobrze, oni są przekonani do wegetarianizmu, ale raczej nie wdają się w dyskusje
najgorsze są zielone szkoły
Karolina - 2007-10-02, 14:46
Humbak, dziękujemy:) Skończył w piątek ale ciągle zapominam edytować suwak
Ewa - 2007-10-02, 15:49
rosa napisał/a: | najgorsze są zielone szkoły |
No właśnie, to ostatnio temat, który mnie nurtuje. Jak Twoi synowie radzą sobie na takich wyjazdach? Podejrzewam, że nie ma żadnej możliwości, żeby mieli wyżywienie zgodne z dietą?
Tobayashi - 2007-10-02, 16:17
Cytat: | A tak z zupełnie innej beczki, to ja zaczęłam ufać moim rodzicom w kwestii karmienia Irmy, ale po Waszych opowieściach odechciało mi się ufania. Poparte niedawnym wydarzeniem, kiedy to moja mama próbowała cichcem nakarmić mnie plackami ziemniaczanymi z dodatkiem jajka. I bezczelnie podsumowała, że ZAMIERZAŁA MI POWIEDZIEĆ! |
kamma, moja teściowa zażegnywała się, że nigdy by mi nic nie ugotowała na mięsie, nigdy w życiu. I że ona się nie wtrąca do jedzenia itp. Kiedy byłam w ciąży posłała mi barszczyk z fasolką. Oczywiście wege, a jakże. W barszczyku pływał kawałek mięsa. Zadzwoniłam do niej; oto co wymyśliła: jak gotowała psu mięso, położyła je na chwilkę na tej fasolce do mojego barszczu
Przyjmując tę bardzo nieprawdopodobną wersję wydarzeń jako prawdziwą, tak czy siak - prawdopodobnie ktoś, kto jest na wskroś mięso- czy też wszystkożercą i tak nie zakuma na czym polega wegetarianizm. Np. że wege barszczyk to nie jest barszczyk na kostce warzywnej albo po wyłowieniu mięska. I taki ktoś, nawet gdy ma dobre chęci, zawsze popełni jakieś faux pas gotują dla wegusa czy opiekując się jego dzieckiem. Czasem wcale nie ze złośliwości, chyba najczęściej z braku świadomości. Jak już kiedyś pisałam na podstawie jadłospisu mojego taty mogłabym napisać horror , on nie umie inaczej się żywić, nigdy mnie nie posłucha.
Bo też przecież ci nasi rodzice i teściowie są na różnych poziomach intelektualnych i emocjonalnych. Nasze poglądy są dla nich często dziwactwem z Jowisza. Moja teściowa, kiedy ją uświadomiliśmy co to jest "hydrolizat białkowy" była oburzona nie tym, że całymi latami jadła takie świństwa, ale tym, że jej zburzyliśmy kawałek świata, bo "przecież ludzie nawet z chlebem jedzą maggi" = takie dobre, niewinne, smaczne. A my tu takie brzydkie rzeczy jej mówimy. No cóż, nie pogadasz.
Lily - 2007-10-02, 16:21
Mogą po prostu zapomnieć, oni na takie rzeczy nie zwracają uwagi.
alcia - 2007-10-02, 17:07
Tobayashi napisał/a: | "hydrolizat białkowy" |
a co to jest? Bo nie jadam i nie znam...
Ewa - 2007-10-02, 18:05
Lily napisał/a: | Mogą po prostu zapomnieć, oni na takie rzeczy nie zwracają uwagi. |
Dokładnie. Pamiętam jak znajomi ugościli nas ciastem z agrestem. Było pyszne, więc zapytaliśmy o przepis. Koleżanka zaczęła wymieniać składniki i jak stanęło na smalcu, spojrzeliśmy na siebie z mężem wymownie. Dopiero wtedy ona załapała, jakie ciasto nam przygotowała. Wiedziałam, że zupełnie nieświadomie. Przepraszała mnie za to kilkakrotnie, bo jej było głupio. Trudno się jednak gniewać w takich sytuacjach, gdy ma się pewność, że ktoś naprawdę nie zrobił tego złośliwie.
Wicia - 2007-10-02, 19:05
Ewa napisał/a: | stanęło na smalcu |
Nie miałam pojęcia, że ciasta też mogą być "mięsne" !
Ewa napisał/a: | Trudno się jednak gniewać w takich sytuacjach, gdy ma się pewność, że ktoś naprawdę nie zrobił tego złośliwie. |
Znajomy wegetarianin od lat conajmniej 30 albo i więcej, opowiadał jak żałował pewnej sytuacji. Był w Indiach, pewien Hindus starannie przygotowywał się na przyjęcie ważnego "białego" gościa. Przygotował jakieś mięso (chyba sałatka z kurczakiem, nie pamiętam dokładnie). Znajomy oczywiście odmówił. Sytuacja była niewdzięczna. Po latach zwierzył mi się, że dziś postąpiłby inaczej. Zjadłby to bo szacunek dla tego Hindusa i całego trudu specjalnie dla gościa był tego wart.
bajka - 2007-10-02, 19:42
Dokładnie, tym bardziej, ze wiem od koleżanki, będącej trochę w Indiach, że ci ludzie na przyjęcie takiego gościa wydają ostatnie pieniądze. Tak ważne to jest dla nich. Ona też goszczona była przez biednych ludzi, bardzo wystawnie wg nich, właśnie za ostatnie grosze...
ań - 2007-10-02, 20:52
kasienka napisał/a: | Strasznie przykre to, co piszecie...To świadczy o rodzicach niestety, jak można nie szanować swojego dziecka, dorosłej osoby, która ma swoje życie, jest odpowiedzialna i podejmuje swoje wybory, tak dalece, by dawać wnukom mięso wbrew woli ich rodziców...to się nie mieści w głowie | czuję to samo. I jeszcze bardziej jestem wdzięczna, że moi rodzice ufają mi i nie wtrącają się nawet jeśli nie rozumieją moich wyborów.
I że moja teściowa jest wege
qqewer46 - 2007-10-02, 21:12
A co to jest zielona szkoła?
Ja mięsa wierze że nigdy nie zjadłem(tylko raz spróbowałem rosół w przedszkolu) a te dokarmianie przez teściów itp. to jakiś horror. Jeśli nawet mnie dziadkowie kiedyś "poczęstowali" mięsem to nie pamiętam, gdybym się dowiedział że ktoś chce mnie tak oszukać to wściekłbym paranormalnie
PS: Na komunii Huberta(8 letni syn brata Ani) rodzina Anii dokarmiała Milke ciastem.
PS 2:W szkole jestem sam(odeszła jedna wege) ale za to bardzo zaan...
PS 3:Słodycze jem raz na tydzień.
Wicia - 2007-10-02, 21:21
Kuba super, że się odezwałeś A jak wyglądają np. wycieczki szkolne, ogniska, nie masz poczucia, że odstajesz? Kiedyś znajomy 10 latek wziął na ognisko parówki sojowe, koledzy wyśmiali ten smakołyk. Od tamtej pory piecze chleb Napisz więcej o takich sytuacjach o relacjach z rówieśnikami jak reagują. Ja zaczęłam ograniczać mięso jako 14-latka i pamiętam niestety wiele trudnych momentów. Musiałam się na przykład tłumaczyć z tego dlaczego morduję marchewkę, przecież też cierpi No ale to było dawno temu i może się coś zmieniło. Twoja osoba na forum jest bardzo cenna i możesz pomóc wielu początkującym rodzicom W naszym kraju wege to ciągle droga pod prąd i chyba każdy rodzic ma mniejsze lub większe wątpliwości czy nie krzywdzi dziecka skazując go poniekąd na taką drogę....
pao - 2007-10-02, 21:35
Cytat: | Ja zaczęłam ograniczać mięso jako 14-latka i pamiętam niestety wiele trudnych momentów.Musiałam się na przykład tłumaczyć z tego dlaczego morduję marchewkę, przecież też cierpi |
kurcze... a mnie nikt w tym temacie nie maltretował... bali się chyba... (tym razem to nie żart)
Cytat: | woja osoba na forum jest bardzo cenna i możesz pomóc wielu początkującym rodzicom |
to fakt kuba my piszemy o naszych dzieciach i za nasze dzieci, twój głos jest jednak o tyle cenniejszy, ze piszesz o sobie a wiesz co ciebie dotyka a co nie.
Tobayashi - 2007-10-02, 22:20
Cytat: | "hydrolizat białkowy"
a co to jest? Bo nie jadam i nie znam... |
to produkt rozpadu białka, inaczej mówiąc białko rozbite na mniejsze cząstki. Np. hydrolizat białka mleka krowiego znajduje się w odżywkach dla dzieci. Sam w sobie h.b. nie straszy, straszy to, z czego go można zrobić. Nie znaleźliśmy z mężem odpowiedzi na pytanie z czego jest hydrolizat białkowy w maggi wprost, ale po szeregu poszlak doszliśmy do wniosku, że może być z różnych "odpadów", ponieważ są dopuszczone do użycia.
Także preparaty dla mięśniaków zawierają hydrolizat białkowy, np. drobiowy. Nie mogę skopiować tekstu ze strony reklamującej pewien preparat, więc tylko wstawię długiego linka:
hxxp://www.kulturystyka.sklep.pl/product_info.php/cPath/177/products_id/2553/
products_name/activita-master-meal-20-sasz60g-cieply-posilek-bialkowy.html
Chwalą się w nim, że preparat zawiera 'kolagen', a kolagen to:
główne białko tkanki łącznej. Posiada ono bardzo wysoką odporność na rozciąganie i stanowi główny składnik ścięgien. Znajduje się w tkance łącznej kości, skórze.
W przemyśle spożywczym zaś:
59. "kolagen" oznacza produkty białkowe pochodzące ze skór, skórek i ścięgien zwierząt, łącznie z kośćmi świń, drobiu oraz ościami ryb;
(fragment z dokumentu: Rozporządzenie Komisji (WE) nr 808/2003
z dnia 12 maja 2003 r.
zmieniające rozporządzenie (WE) nr 1774/2002 Parlamentu Europejskiego i Rady ustanawiające przepisy zdrowotne dotyczące produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego nieprzeznaczonych do spożycia przez ludzi)
Lily - 2007-10-02, 22:22
Kiedyś na innym forum napisałam, że maggi zawiera wyciąg z kości i nakrzyczano na mnie A takie info znalazłam na portalu dieta.pl z adnotacją "uwaga wegetarianie!"
rosa - 2007-10-03, 08:27
qqewer46 napisał/a: | A co to jest zielona szkoła? |
wyjazd z klasą na np. 5 dni, w klasach 1-3 przeważnie na 3 dni
u was nie ma takich wycieczek??????
wegetariańskie dziecko coś sobie załatwi do zjedzenia, ale wegańskie to chyba by musiało z własnym prowiantem pojechać albo z rodzicami
poza tym jak 10-latek przez 3 dni będzie jadł ziemniaki i chleb z dżemem to trudno, oni nie narzekają, wolą być częścią grupy niż być wyśmiewani z powodu specjalnego traktowania, więc ja się niespecjalnie angażuję
co do ognisk, Franek był ostatnio, jadł chleb, nie chciał parówki sojowej, bo ją trudno się na kijek zakłada, ale on bardzo lubi chleb, a chleb z ogniska jeszcze bardziej, zwłaszcza z keczupem
Szymek też jadał chleb
wycieczka klasowa do wawy gdzie jednym z punktów jest wizyta w makdonaldzie?
u Szymka trafiła się raz, pojechał, poczekał z panią wychowawczynią, aż reszta dzieciaków się obkupi i już.
ale ja mu nie zabroniłam wejść, miał pieniądze, mógł sobie kupić loda, ale widocznie nie chciał
ja staram się nie narzucać swojego zadania, w kwestii żywieniowej również, wolę żeby nie zjadł czegoś dlatego że nie chce, a nie dlatego że mama mu nie pozwala
nie chodzi mi o mięso, bo że tego nie jedzą jest dla nich oczywiste, raczej słodycz, gazowany napój itp. nie wiem jak to napisać, żeby nie wyszło że jestem BadMama karmiąca swoje dzieci czipsami i kolą
zanim chłopaki poszli do szkoły mieli większy rygor żywieniowy
YolaW - 2007-10-03, 10:35
rosa napisał/a: | wyjazd z klasą na np. 5 dni, w klasach 1-3 przeważnie na 3 dni |
u nas w szkole taki wyjazd na zieloną szkołę zawsze trwa 2 tygodnie i zawsze jest to wyjazd nad morze.
pao - 2007-10-03, 11:56
na zielonych szkołach powinni robić profil ekologiczny i żywienie w tym nurcie. nie było by wcale tak wiele roboty a wartość takiej edukacji szybko było by widać w rosnących pokoleniach...
ehhh... marzenia...
rosa - 2007-10-03, 12:00
u nas na 2 tyg rodzice by się nie zgodzili, a musi chyba być 80% za, żeby wycieczka doszła do skutku. w 18-osobowej klasie wystarczy, że 4 rodziców nie chce
w zeszłym roku Franio nie pojechał na 2 dniową wycieczkę, do Białowieży, 2 rodziców stwierdziło że za droga, 1 niepełnosprawna dziewczynka nie mogła jechać gdyż ośrodek nie był dostosowany dla jej potrzeb, 1 chłopiec po prostu nie chciał. i po sprawie.
niby można łączyć klasy, ale nie wiem czy w praktyce to sie sprawdza
a Szymek na ostatniej wycieczce dłuższej niż 2 dni był w 3 klasie, gdyż obecna wychowawczyni (ta od uwag o dmuchaniu nosa) nie chce z nimi jechać.
aspekt finansowy jest bardzo istotny. wielu rodziców nie stać na wycieczki, zwłaszcza jak się ma kilkoro dzieci. a rada rodziców nie dofinansuje wszystkich potrzebujących. gmina pewnie też jakoś średnio się pali do pomocy. szczerze mówiąc nie wiem jak to wygląd, gdyż nie musiałam korzystać z takich rozwiązań.
2 tygodnie to długo, wtedy rzeczywiście trzeba by jakoś wniknąć głębiej w menu ośrodka i coś wynegocjować
[ Dodano: 2007-10-03, 13:01 ]
pao napisał/a: | robić profil ekologiczny i żywienie w tym nurcie. |
ale to nie zawsze znaczy wegetariańskie
YolaW - 2007-10-03, 12:17
rosa napisał/a: | a musi chyba być 80% za, żeby wycieczka doszła do skutku |
Gdyby u nas stosowano takie zasady to by żadna klasa na wycieczkę nie pojechała... Z reguły na cały autobus składają się dzieci z 3 lub nawet 4 klas!! Całe klasy na wycieczkach bardzo rzadko sie zdarzają... Nawet na zieloną szkołę nie jedzie około 4 dzieci na klasę.
rosa napisał/a: | a Szymek na ostatniej wycieczce dłuższej niż 2 dni był w 3 klasie, gdyż obecna wychowawczyni (ta od uwag o dmuchaniu nosa) nie chce z nimi jechać. |
popatrz jednak na to ze strony nauczyciela. Taka wycieczka zwłaszcza z dziećmi ze Szkoły Podstawowej to ciężka praca 24 godz na dobę. Jak miałam klasę to też na najdłuższą wycieczkę pojechałam na 2 dni i po tym doświadczeniu na 3 nigdy bym się nie zdecydowała. Na wycieczkę jadą różne dzieci i bywa bardzo ciężko...
rosa - 2007-10-03, 12:33
nie twierdzę, że praca nauczyciela jest lekka, zdaję sobie sprawę że wyjazd z klasą jest bardzo trudny,
ale Szymka wychowawczyni w klasie 1-3 co roku jeździła z nimi, czasem nawet dwa razy. on ma bardzo spokojną, małą (18) klasę. nowa wychowawczyni jest młoda, to jej pierwsza klasa, wg Szymka on jest taka letnia, ani niefajna ani fajna
Franio ma tą samą wych którą miał Simon. ale klasa jego jest na maksa rozbrykana i integracyjna
Franio jeździ z klasą na basen i pani wychowawczyni wraca wykończona po 3 godzinach,
to jest to naprawdę duża odpowiedzialność
pao - 2007-10-03, 12:55
Cytat: | Cytat: | pao napisał/a:
robić profil ekologiczny i żywienie w tym nurcie. |
ale to nie zawsze znaczy wegetariańskie |
wiem o tym, jednak kasza + surówka bez mięcha to lepsza opcja niż ziemniaki + mizeria... jedzenie ekologiczne, nawet nie przemyślane pod kątem wege da więcej możliwości dla naszych wegusków zreszta jeśli o to by sie zatroszczyli to i o opcji wege nie było by trudno pomyśleć
malina - 2007-10-03, 12:56
ań napisał/a: | kasienka napisał/a:
Strasznie przykre to, co piszecie...To świadczy o rodzicach niestety, jak można nie szanować swojego dziecka, dorosłej osoby, która ma swoje życie, jest odpowiedzialna i podejmuje swoje wybory, tak dalece, by dawać wnukom mięso wbrew woli ich rodziców...to się nie mieści w głowie
czuję to samo. |
I ja też.U nas pod tym względem jest super - moja mama jest zwolenniczka zdrowego odżywiania więc przyrządza Zu naprawde fajne rzeczy.Jak przyjeżdzamy moj ojciec kupuje Zu różne orzechy,warzywa i owoce w tylu rodzajach,że za jedna wizytą na rynku spokojnie wydaje na nie 100zł Ona bardzo cieszy się z tych zakupów,sprawdza wszystkie siatki,wszystkiego próbuje - dziadek jest przeszczęsliwy i dumny,że sprawia jej taką radoche.Czasami - na co się zgodziliśmy dostaje tam mały kawałek dobrej czekolady.
U teściów też nie ma problemu(wcześniej było troche rozmów o całkowitym zakazie dawania cukru itd - przeszło jak Zu dogoniła wzrostem kuzyna starszego o rok i zobaczyli,że w ogóle nie choruje - czyli,że jest dobrze odzywiona) - jest tam co prawda dużo mniej zdrowych rzeczy ale jak mamy przyjść teściowa zawsze cos kupuje.Zawsze też zanim da Zu coś nowego,pyta czy ona to może jeść.Kilka razy jak Zuzia była u siostry Michała gdzie jest dwójka maluchów babcia zrobiła im wszystkim takie same wege kotleciki,innym razem leczo z cukini.Było to bardzo miłe bo przyjechaliśmy niezapowiedzianie,wiedziałam,że dzieciaki miały już przygotowany mięsny obiad.A tak przy wspólnym stoliku mieli postawione półmiski z których sami jedli to co chcieli,nie było nic zakazanego.
Nawet na święta które odbywają się w domu rodzinnym ojca Michała są dla nas wege potrawy - robi je kilka ciotek.W miejscu przy którym siedzimy nie stawia się nawet miesa - to wszystko wyszło z ich strony,dla nas to widoczny dowód na to,że po prostu nas szanują.
Przykro mi gdy czytam,że u wielu osób jest inaczej Ciężko mi też zrozumieć,że tak trudno niektórym uszanować wybory innych(o ich ośmieszaniu wole nie wspominać)
Ania D. - 2007-10-03, 13:47
Malina, czytam twoje słowa z wielką przyjemnością i bardzo bym chciała, by i u nas tak było. No cóż, kult mięsa u mojego taty i jego stawianie na swoim wbrew każdemu i nieliczenie się z nikim słabo rokuje na przyszłość. Weszłam do pokoju i zapytałam, dlaczego karmił Pawełka mięsem i widziałam jego zadowoloną minę. Cóż, mimo naszej miłości nie możemy mu pozwalać na to, by wchodził z butami w nasze życie i nasze sprawy. A o tym już była kiedyś mowa, że tylko my karmimy Pawełka i prosimy, by nikt inny tego nie robił. Na razie tata dostał list (rozmowy z nim są trudne, bo jak coś nie jest mu na rękę, to wychodzi z pokoju) i przez jakiś okres nie będziemy tam chodzić.
Capricorn - 2007-10-03, 14:33
rosa napisał/a: |
to jest to naprawdę duża odpowiedzialność |
dokładnie. znam przypadki, gdzie z zielonej szkoły zwożono 13latków na detoks.
Wicia - 2007-10-03, 14:42
Capricorn napisał/a: | z zielonej szkoły zwożono 13latków na detoks. |
Wydaje mi się, że to duża jednak wina nauczycieli. Przez wiele lat pilotowałam wycieczki w szkołach podstawowych. Tylko raz jedna pani była z prawdziwego zdarzenia. Zabrała mi w autokarze mikrofon i przez całą drogę zabawiała klasę. Była naprawdę super. Ja mam zawsze przygotowany duży program rozrywkowy i nigdy nie miałam powodu do narzekania na dzieciaki. Trzeba ich umieć zainteresować. Panie nauczycielki często jechały sobie po prostu na wycieczkę. Na miejscu oddalały się na kawkę a ja zabawiałam ich podopiecznych nawet w sytuacjach, gdy nie leżało to po mojej stronie. Miałam też kiedyś szkołę z dziećmi opóźnionymi w rozwoju. Ich wychowawczyni przy wejściu do autokaru uprzedziła, że nie ma sensu nic z nimi robić bo i tak to się nie uda Oczywiście nie posłuchałam. Dzieciaki były świetne, do dziś w głowie mi się nie mieści jak można tak szufladkować normalnie rozwijające się osoby a wina przeważnie leży nie w ich upośledzeniu a w kiepskiej sytuacji materialnej rodziny. Pilotowałam też osoby z głębokim upośledzeniem. Ten sam tekst na początku, tu było trudno ale się udało a na koniec usłyszałam wielkie dziękuję od organizatorki wycieczki Widziałam też dwudziestoparolatkę-nauczycielkę, która przez parę godzin trwania wycieczki bez przerwy krzyczała na podopiecznych Nie umniejszam oczywiście roli i trudu tego zawodu, poprostu naoglądałam się kiepskich przykładów.
zojka3 - 2007-10-03, 14:48
Ja nie mam dzieci, więc problem z pilnowaniem pociechty u dziadków mi odpada ale i walka o nas samych nie jest prosta. Moja mama jakoś to zaakceptowała choć za każdym razem, kiedy jesteśmy z wizytą po 10 razy zapyta czy napewno nie chcę kawałka kotlecika albo ciacha z bitą śmietaną. No i tak gadam jak nakręcona po 10 razy.
Gorzej jest z teściową, bo dobrze wie, że nie jem tak jak ona czyli mięso, nabiał i rafinowane rzeczy. U niej pomidor pojawia się od święta a i tak połowa gnije w lodówce, bo nikt go nie je. I ani nie zadba o to żebym ja coś miała do jedzenia a jak przynoszę ze sobą to patrzy się jakbym jej największą przykrość zrobiła.
Dobrze, że mąż nie nalega na częstsze wizyty i nie muszę wdawać się z nią w niemądre dyskusje. I tak jestem posądzana o głodzenie jej syna to i te rzadkie wizyty zniesie
Alispo - 2007-10-03, 16:20
zojka3 napisał/a: | kiedy jesteśmy z wizytą po 10 razy zapyta czy napewno nie chcę kawałka kotlecika albo ciacha z bitą śmietaną. No i tak gadam jak nakręcona po 10 razy. |
Zdarza mi sie podobnie..do ludzi nie dociera ze jak sie odmawia to nie znaczy,ze za ktoryms razem sie zdanie zmieni..to chyba wynika z tego,ze niektorzy odmawiaja dla zasady z grzecznosci/skrępowania a za ktoryms razem załapują,nie wiem.. u mnie jeszcze pada często"ale co w tym jest niezdrowego?"-a dobrze wiedza,ze akurat nie to jest najwazniejsza przyczyną dla mnie..takie gadanie,zeby pogadac..
qqewer46 - 2007-10-03, 17:02
A co to jest zielona szkoła?
Wicia napisał/a: | Kuba super, że się odezwałeś A jak wyglądają np. wycieczki szkolne, ogniska, nie masz poczucia, że odstajesz? Kiedyś znajomy 10 latek wziął na ognisko parówki sojowe, koledzy wyśmiali ten smakołyk. Od tamtej pory piecze chleb Napisz więcej o takich sytuacjach o relacjach z rówieśnikami jak reagują. Ja zaczęłam ograniczać mięso jako 14-latka i pamiętam niestety wiele trudnych momentów. Musiałam się na przykład tłumaczyć z tego dlaczego morduję marchewkę, przecież też cierpi No ale to było dawno temu i może się coś zmieniło. Twoja osoba na forum jest bardzo cenna i możesz pomóc wielu początkującym rodzicom W naszym kraju wege to ciągle droga pod prąd i chyba każdy rodzic ma mniejsze lub większe wątpliwości czy nie krzywdzi dziecka skazując go poniekąd na taką drogę....
|
Na ogniska nigdy nie lubiłem chodzić i nie chodziłem kiedy była taka możliwość.
Jak był biwak u Zuzi z mojej klasy(jej rodzice prowadzą biwak agro cośtam) to przyniosłem banana z czekoladą i ziemniaki które opakowane w materiał odebrałem po zakończeniu się ogniska no i wszyscy mi zazdrościli jedzonka.
Na koloniach była opcja wege i było ogólnie ok. pięciu rówieśników, i mieliśmy dania zastępujące mięso np. kukurydza zamiast kiełbachy(inni w ogóle nie dostali kuku... na koloniach) a w szkole się czasem dziwią na kofte, paste z soczewicy, naleśniki, placki i parę innych dań, i jeszcze się dziwią że nie pije mleka które jest "za damo"(w podatkach za nie płacicie dorośli)
pao - 2007-10-03, 17:06
Cytat: | (w podatkach za nie płacicie dorośli) |
kuba uwielbiam twoje teksty
elenka - 2007-10-03, 17:16
zojka3 napisał/a: | Ja nie mam dzieci, więc problem z pilnowaniem pociechty u dziadków mi odpada ale i walka o nas samych nie jest prosta. Moja mama jakoś to zaakceptowała choć za każdym razem, kiedy jesteśmy z wizytą po 10 razy zapyta czy napewno nie chcę kawałka kotlecika albo ciacha z bitą śmietaną. No i tak gadam jak nakręcona po 10 razy.
Gorzej jest z teściową, bo dobrze wie, że nie jem tak jak ona czyli mięso, nabiał i rafinowane rzeczy. U niej pomidor pojawia się od święta a i tak połowa gnije w lodówce, bo nikt go nie je. I ani nie zadba o to żebym ja coś miała do jedzenia a jak przynoszę ze sobą to patrzy się jakbym jej największą przykrość zrobiła.
Dobrze, że mąż nie nalega na częstsze wizyty i nie muszę wdawać się z nią w niemądre dyskusje. I tak jestem posądzana o głodzenie jej syna to i te rzadkie wizyty zniesie |
zojka3 mam bardzo podobne doświadczenia ze swoją teściową.
Za każdym razem się pyta czy nie zjem pasztetu z wątróbki albo rolady, bo takie zrobiła dobre i tak się starała. Ja jak zwykle odmawiam, a ona robi taką minę jakbym jej przykrość robiła wielką.
Zawsze też jak są święta, to zabieram ze sobą prowiant, bo nigdy się nie zapytała czy może coś dla mnie przygotuje, co bym mogła zjeść i mi też jest czasami przykro z tego powodu, ale nic nie mówię, bo to się dwa razy do roku zdarza
Czy to tak trudno jakąś sałatkę zrobić? Albo w ogóle zaakceptować?
qqewer46 - 2007-10-03, 17:19
rosa napisał/a: | wycieczka klasowa do wawy gdzie jednym z punktów jest wizyta w makdonaldzie?
u Szymka trafiła się raz, pojechał, poczekał z panią wychowawczynią, aż reszta dzieciaków się obkupi i już.
ale ja mu nie zabroniłam wejść, miał pieniądze, mógł sobie kupić loda, ale widocznie nie chciał
|
My(moja klasa) jechaliśmy do Kudowy na 3 dni i jak wracaliśmy to mieliśmy "obiad" w Mc Donald ale ja zamiast kupić tam loda to już wolałem kupić tani popcorn w stacjii benzynowej obok
YolaW napisał/a: | u nas w szkole taki wyjazd na zieloną szkołę zawsze trwa 2 tygodnie i zawsze jest to wyjazd nad morze. |
Ale super! my mamy najwyżej 5 dniową
Wicia - 2007-10-03, 19:30
Kuba a dlaczego nie lubiłeś ognisk?
My tu tak o dziadkach, a moja Karolinka pierwszy raz dziś zjadła czekoladę, podała jej jedna z babć w piaskownicy. Zanim dobiegłam aby zainterweniować usłyszałam " wszystkie dzieci jadły tylko ona taka biedna..." Nawet mnie baba nie przeprosiła Nie wyobrażam sobie bez pytania nakarmić cudze dziecko nawet marchewką
Humbak - 2007-10-03, 19:40
alcia - 2007-10-03, 20:16
Kaja była wczoraj z tatusiem u fryzjera. Wchodzę tam po nich - karko siedzi na fotelu, a Kaja na fotelach w poczekalni, z lizakiem zezartym w połowie w ręce. Zrobiłam takie oczy, po chwili wyglądałam tak , wyprowadziłam ją na zewnątrz, żeby tam zaraz nie zrobić potężnej awantury.. i poprosiłam ją, by wyrzuciła to świństwo do kosza. Pierwszy raz miała coś takiego w ustach. Karko nie widział jak to dostawała... co za bezczelne babsko tak "osładza" życie mojemu dziecku. Normalnie wściekłam się na maxa!!! rozumiem, że chciała być miła i "dobra" dla dziecka, że chciała jej sprawić przyjemność i nie miała złych intencji... Ale do cholery to MOJE dziecko i nikt nie bęzie za mnie decydował, co ma lądować w jej ustach! Nawet nie spytała rodzica, czy nie ma nic przeciwko.. ba! nawet nie zrobiła tego na oczach Konrada, by mógł ewentualnie zaprotestować.
Na szczęście Kaja wyrzuciła lizaka bez protestu, teraz dla niej lizak ma synonim: "świństwo" (słyszała, jak to tak określiłam). Wytłumaczyłam jej, że następnym razem jak będzie w takiej sytuacji, ma powiedzieć pani, by sama sobie to zjadła (Kaja teraz chodzi i mówi: żeby sobie Pani sama zjadła to świństwo ).
eh..
Po tym jak poprosiłam Kaję, by to wyrzuciła i wytłumaczyłam jej dlaczego, Kaja zrobiła się smutna. Złapałam doła, że odebrałam jej coś, co od kogoś dostała.. nie lubię takich sytuacji.. I pytam ją, dlaczego jest smutna, a ona na to: "bo Pani mi dała takie świństwo" (w jej języku "śiństo"). I kamień spadł mi z serca
kasienka - 2007-10-03, 20:33
Ja mam o wiele bardziej liberalny stosunek do słodyczy i jak ktoś Zuzię częstuje, to pozwalam jej zjeść, z resztą ona nie była bez słodyczy chowana...Gdyby miała rok lub dwa, to co innego, ale jak jest już duża to uważam, że jej nie zaszkodzi. Ale uczę ją, żeby zawsze pytała mnie albo Marcina czy może zjeść coś co dostała, z innych względów...co by jej ktoś nie otruł...Lepiej dziecko nauczyć chyba, żeby zawsze pokazało rodzicowi co dostało i można wtedy odpowiednio zareagować, również wytłumaczyć, dlaczego nie chce się, by jadło to czy tamto, a nie trzeba wyrywać tego z buzi...
Lily - 2007-10-03, 20:35
kasienka napisał/a: | z innych względów...co by jej ktoś nie otruł... | dokładnie - potem w takiej formie można dać dziecku np. narkotyk...
malina - 2007-10-03, 20:37
alcia napisał/a: | Nawet nie spytała rodzica, czy nie ma nic przeciwko.. |
Zuzie ostatnio jedna babcia z ok rocznym maluchem poczęstowała herbatnikiem.Podziękowałam i powiedziałam,że nie jemy słodyczy na co ona się oburzyła i powiedziała,że ciastka to nie słodycze i na siłe próbowała wepchnąć jej to ciastko do rączki.Mnie w pierwszej chwili po prostu zatkało ,Zuzia i tak odmówiła przyjęcia co tę babę jeszcze tylko bardziej zezłościło...
Często jak gdzieś dalej jedziemy autobusem biore Zu na droge pocięte na kawałki warzywa - gdy zajada je z wielkim apetytem część ludzi patrzy na nią ze współczuciem na zasadzie - bedne dziecko,może mamy nie stać na ciasteczka
Lily - 2007-10-03, 20:40
Może patrzą z zazdrością, bo ich dzieci by warzyw nie zjadły malina
YolaW - 2007-10-03, 20:41
Wicia rzeczywiscie naoglądałaś się strasznych przykładów...
Wicia napisał/a: | Panie nauczycielki często jechały sobie po prostu na wycieczkę. Na miejscu oddalały się na kawkę |
dla mnie to nie do pomyślenia, bo za bardzo bym się bała, że coś się stanie gdy ja będę sobie kawkę piła, moje koleżanki też nie oddalają się od wycieczki. Tak na prawdę na wycieczkach nie ma czegoś takiego jak "czas wolny", zawsze trzeba być przy dzieciach. My nigdy nie powalamy im sie rozbiegać po mieście bo chyba bym na zawał umarła gdyby mi się któryś zgubił. Ciągle liczymy dzieciaki, są przeszkolone co zrobić gdyby jednak się zagapiły i zgubiły... Taka wycieczka to praca dla nauczyciela a nie rozrywka. Dzieciom w SP zwłaszcza trzeba matkować (czasami nie mogą zasnąć i normą jest że pół autobusu na raz wymiotuje ), ale ogólnie wycieczki wspominam fajnie jeśli dzieciom się podoba. Przynajmniej alkohol w SP się nie zdarza.
Nie zdarzyło mi się jeszcze wege dziecko na wycieczce, ale na pewno bym dopilnowała, by dostalo to, o co proszą rodzice. Na razie największy problem jedzeniowy polega na tym, że np. w Krakowie dzieci nie były zainteresowane zwiedzaniem tylko "kiedy pójdziemy do makdonalda??". Obrazili się, że nie poszliśmy z nimi do KFC. Na inną opcje się nie zgodzili i nie bylo mowy o jakiejś zdrowej wersji Do autobusu zawsze dzieci są zaopatrzone w chipsy i colę, zajadają się tym a potem wymiotują. Nie da się za bardzo nic z tym zrobic, bo trzeba by najpierw wyedukowac rodziców
Chyba się off topowo zrobiło...
martka - 2007-10-03, 20:45
a propos jedzenia warzyw przez dziecko...tak mi się przypomniało: widziałam kiedyś jak kobita kupiła sobie i dziecku siedzącemu w wózku po hamburgerze, po czym, zanim zaczęli konsumować, przemieścili się w stronę najbliższego kosza na śmieci i troskliwa mamusia usunęła warzywka z buły dziecka i następnie ze swojej tylko życzyć: na zdrowie!
YolaW - 2007-10-03, 20:46
martka napisał/a: | troskliwa mamusia usunęła warzywka z buły i dziecka, i następnie ze swojej |
Ewa - 2007-10-03, 20:47
malina napisał/a: | Zuzie ostatnio jedna babcia z ok rocznym maluchem poczęstowała herbatnikiem.Podziękowałam i powiedziałam,że nie jemy słodyczy na co ona się oburzyła i powiedziała,że ciastka to nie słodycze i na siłe próbowała wepchnąć jej to ciastko do rączki |
Ja miałam dokładnie taką samą sytuację przy Gabryśku gdy miał ok. roku, półtora, z tym, że pan chciał na siłę nakarmić go czipsami, bo jego córeczka jadła. Na moje stwierdzenie, że takich rzeczy nie jemy, pan rzucił coś w stylu "a bez przesady" i z powrotem z tym świństwem do Gabryśka. Normalnie myślałam, że go w pysk walnę. Zareagował dopiero na ostro rzucone, że syn jest alergikiem. Natychmiast zabrał rękę i przeprosił. Ludzie potrafią być nieobliczalnie głupi.
alcia - 2007-10-03, 20:51
kasienka napisał/a: | uczę ją, żeby zawsze pytała mnie albo Marcina czy może zjeść coś co dostała |
Masz rację kasia, bardzo mądre podejście! Też tak zacznę.
malina - 2007-10-03, 20:51
Ewa napisał/a: | Zareagował dopiero na ostro rzucone, że syn jest alergikiem. |
Też tak często mówiłam gdy Zu była mniejsza i nie chciało mi sie każdego dnia po kilka razy dyskutować - choć alergii nie ma...Teraz sama nie bierze,chyba,że jej zachęce co raczej sie nie zdarza - no chyba,że u Sławka Zuzia czesto powtarza,że u Milenki może jeść wszystko - szkoda,że tylko tam...
Wicia - 2007-10-03, 21:55
alcia napisał/a: | kasienka napisał/a:
uczę ją, żeby zawsze pytała mnie albo Marcina czy może zjeść coś co dostała
Masz rację kasia, bardzo mądre podejście! Też tak zacznę. |
Po całej dzisiejszej akcji, też tak tłumaczyłam Karolince. Uczę ją także nie podawania ręki obcym. Kiedyś leciała do każdego pijaka, teraz ma zdrowy dystans. Niestety z jedzeniem jeszcze nie wychodzi. Jak wszystkie matki wyciągają z torebek czekoladki to mam wrażenie, że jej przykro, a ja czuję się podle....
pao - 2007-10-04, 00:24
a u mnie gabi dziś wtopiła... ja jej nie uczę pytania mnie o zdanie, bo jest już na tyle duża ze własna opinie ma. dziś koleżanka częstowała swoją córkę marcepankiem i odruchowo zapytała gabrysię. ja jej powiedziałam, ze ma mnie nie pytać. zna konsekwencje i niech sama podejmuje decyzje. przypomniałam jej tylko, ze w sobotę będziemy w gdańsku. zastanowiła sie i stwierdziła, ze zje dziś a w sobotę i niedzielę nie będzie jadła słodyczy.
dopiero potem dotarło do niej, że w gdańsku mogą być dużo smaczniejsze słodycze i przede wszystkim zdrowsze więc sie trochę zasmuciła ale po zastanowieniu stwierdziła, że ona będzie jadła warzywka i owoce a ciasto zje następnym razem (pamiętając ostatnie spotkanie założyła, że znów pyszne ciasta będą )
cieszy mnie, ze dziecko upewnia się co do rzeczy które sa do zjedzenia, ale staram sie by odejmowała już własne decyzje a nie patrzyła na mamę no ale ona to już poważna baba zatem nic dziwnego
dort - 2007-10-04, 08:27
to ja dodam, ze lody w mcdonalds nie maja nic wspolnego z wege - dodaje sie do nich smalec dlatego sa takie "aksamitne" , tak samo wszystkie szejki, pewnie te w innych sieciach (np nestle) sa robione podobnie
rosa - 2007-10-04, 08:47
ale mi chodziło o to że mój syn SAM zadecydował, że nie pójdzie do makdonalda. ja nie narzucam swojego światopoglądu jako jedynego słusznego. zwłaszcza chłopcu który w tym roku kończy SP
Kuba to masz fajnie, że u was dzieciaki mają takie otwarte umysły. i że jesteś taki pewny siebie
a na tych kilkudniowych wycieczkach szkolnych to co jadłeś? przygotowywano dania specjalnie dla ciebie?
Ewa - 2007-10-04, 09:18
dort napisał/a: | lody w mcdonalds nie maja nic wspolnego z wege - dodaje sie do nich smalec dlatego sa takie "aksamitne" |
DagaM - 2007-10-04, 09:27
dort napisał/a: | to ja dodam, ze lody w mcdonalds nie maja nic wspolnego z wege - dodaje sie do nich smalec dlatego sa takie "aksamitne" | Co prawda i tak ich nie jadłam, ale nie przyszło mi do głowy, że smalec mógłby być dodatkiem niezbędnym. dort, gdzie mozna dowiedzieć się takich rewelacji?
pao, po zachowaniu Twojej Gabi, widzę, że jestes bardzo konsekwentna w swoich wymaganiach, gratuluję! Wczoraj, przez pół dnia, z bratową rozmawiałyśmy o byciu konsekwentnym wobec dzieci i obiecałyśmy sobie pilnować się w tym temacie.
A w domu pieczesz jakieś zdrowe ciasteczka? Pamietam, że specjalizujesz się w hinduskich słodyczach.
malina napisał/a: | Często jak gdzieś dalej jedziemy autobusem biore Zu na droge pocięte na kawałki warzywa - gdy zajada je z wielkim apetytem | mam nadzieję, że moja Nina tez będzie miała taki apetyt na warzywa, no ale chyba nie powinno byc z tym problemu, skoro mamusia daje przykład, prawda?
puszczyk - 2007-10-04, 09:41
Gdy Kamikl miał ok. 2-3 lat byliśmy u prababci na imieninach, któraś z ciotek nałożyła Kamilkowi na talerz szynkę, byłam tak zaszokowana, że nie zdążyłam zareagować, ale dzielny Kamil nie uznał tego za jedzenie. Niesmak po tej sytuacji został do dziś.
Co do mięsa mogę ufać dziadkom, co do słodyczy też, ale ciągle go żałują i chcieliby go obdarowywać łakociami.
Widzę jednak pozytywne zmiany, bo z okazji rozpoczęcia pierwszej klasy dostał gorzką czekoladę (nie mleczną), ciasteczka owsiane, żurawinę, chrupki kukurydziane i owoce (to było zanim wróciliśmy do ścisłej diety przeciw candidzie).
adriane - 2007-10-04, 09:56
Ewa napisał/a: | dort napisał/a: | lody w mcdonalds nie maja nic wspolnego z wege - dodaje sie do nich smalec dlatego sa takie "aksamitne" |
|
Ja smalec znalazłam też w lodach Bambino, takich, które mają kształt kostki masła i do tego dwa wafelki. Dobrze, że zanim je kupiłam skład najpierw przeczytałam
Smalec jest też częstym skladnikiem domowych pierniczków, które piecze się na choinke i do zjedzenia w okresie Bożego Narodzenia. Wiem, to z innego forum, gdzie dziewczyny zachwycały się tym przepisem na pierniczki i podawały jedna drugiej. Sam przepis chyba był z jakiejs gazety. Tak więc uwaga na pierniczki domowej roboty, lepiej pytać przed spożyciem!
alcia - 2007-10-04, 10:29
DagaM napisał/a: | Nina tez będzie miała taki apetyt na warzywa, no ale chyba nie powinno byc z tym problemu, skoro mamusia daje przykład, prawda? |
o ile tatuś za bardzo nie namiesza
DagaM - 2007-10-04, 10:42
alcia napisał/a: | o ile tatuś za bardzo nie namiesza | w tej kwestii nie ma prawa głosu
alcia - 2007-10-04, 10:53
DagaM napisał/a: | alcia napisał/a:
o ile tatuś za bardzo nie namiesza
w tej kwestii nie ma prawa głosu |
Mi nie tyle chodzi o głos, ale o jego działania (dziecko nie patrzy tylko na mamusię, co ona lubi jeść.. patrzy też na tatusia). Czasem miewam taki problem z Konradem
DagaM - 2007-10-04, 11:12
Juz nie raz rozmawialismy o tym i Piotrek powiedział, że jest dumny z tego, że dzięki mnie zaczął jeść tyle warzyw, aczkolwiek nie jest to dla niego naturalne (wiadomo, jest obciążony nawykami ze swojego domu). Natomiast co do Niny, chyba już nie ma żadnych oporów, żebym to ja była osobą prowadzącą edukację żywieniową u nas w domu.
alcia, muszę Ci powiedzieć, że doszliśmy do takiej sytuacji, że w domu Piotrek je tylko to, co ja zrobię, a na mieście może sobie jeść mięso inne świństwa.
Co do słodyczy, zgadza sie ze mną. U nas w domu jest jedynie gorzka czekolada 70% lub 90% i w zasadzie jemy ją okazyjnie. Wyobraź sobie, że nawet moja teściowa przestała częstowac mnie cukierkami, tylko specjalnie kupuje mi owoce, bo przecież "Dagmara nie je słodyczy".
Jednak udało mi się. Mam nadzieję, że tak już zostanie.
P.S. Jedynie do teścia nie dociera fakt, że kolejne pudło "ptasiego mleczka" nie osłodzi nikomu życia, ale jego łatwo mi ignorować.
alcia - 2007-10-04, 12:51
DagaM napisał/a: | doszliśmy do takiej sytuacji, że w domu Piotrek je tylko to, co ja zrobię, a na mieście może sobie jeść mięso inne świństwa. |
u nas niby też tak jest (słodyczy k. nigdy nie jadał, mięsa w domu również, odkąd razem mieszkamy), ale niestety k. jest bardzo ziemniaczany. Mógłby w kółko jeść ziemniaki z różnymi kotletami i gulaszami. Uwielbia pierogi ruskie.. ostatnio żartuję sobie, że nawet pierogi musi mieć z ziemniakami
Je wszystko co zrobię, ale kiedy tylko dorwie się sam do kuchni, to wiadomo, co będzie na obiad.. (ziemniaki z czymś lub spagetti ) Więc wyobraź sobie, jak wyglądała nasza kuchnia jak miałam mdłości w pierwszym trymestrze ciąży i nie mogłam gotować.. albo potem, jak musiałam leżeć, czy na końcówce, kiedy długie stanie w kuchni nie było na moje siły.. no i po porodzie, kiedy nie miałam jak.
No.. efekt taki, że od czasów mojej ciąży Kaja średnio chętnie kasze jada, a ziemniaki.. zgadnij
K. jeszcze nie przepada za surówkami, na szczęście tego jeszcze od niego nie załapała (k. ma zakaz marudzenia i nakaz jedzenia bez mrugnięcia okiem a swoje korniszony może wyciągnąć dopiero wtedy, jak Kaja w brzuchu miejsca już nie ma).
Chciałabym, żeby jadał kasze na śniadanie, ale to raczej nigdy nie nastąpi... więc też nie byłam zdziwiona, kiedy Kaja mając półtora roku przestała je jadać, później już tylko kanapki. Chciałam, by nie znała smaku sera żółtego.. i jak myślisz, udało mi się?
Wicia - 2007-10-04, 13:03
alcia napisał/a: | k. ma zakaz marudzenia i nakaz jedzenia bez mrugnięcia okiem |
qqewer46 - 2007-10-04, 13:23
pao napisał/a: | Cytat:
(w podatkach za nie płacicie dorośli)
kuba uwielbiam twoje teksty |
To fajnie
Wicia napisał/a: | Kuba a dlaczego nie lubiłeś ognisk? |
Bo jest za gorąco dym leci ZAWSZE w moją stronę śmierdzi i wszędzie widać kiełbachy
malina napisał/a: | Teraz sama nie bierze,chyba,że jej zachęce co raczej sie nie zdarza - no chyba,że u Sławka Zuzia czesto powtarza,że u Milenki może jeść wszystko - szkoda,że tylko tam... |
U innych wege pewnie też
Jeśli chcecie tak mieć to do nas przyjedźcie w Sobote bo wtedy jest spotkanie jutro wieczorem przyjeżdża pani Pao
rosa napisał/a: | a na tych kilkudniowych wycieczkach szkolnych to co jadłeś? przygotowywano dania specjalnie dla ciebie? |
Jadłem wszystko co było wegetariańskie na stole plus mój prowiant czyli wielka paka flipsów, Crunchy, krówki sojowe, dwie puszki fasoli oraz dwie groszku(puszki)
rosa - 2007-10-04, 13:38
alcia bardzo mi sie podoba to co napisałaś, ja nie umiem tak ładnie ubrać w słowa
życie uczy nas kompromisów
11 lat walki z dziadkami, przedszkolami, itp. a wsparcie Piotrka czasami jest znikome, mamy nieco inne spojrzenie na pewne życiowe aspekty
Martuś - 2007-10-04, 14:34
alcia napisał/a: | ale niestety k. jest bardzo ziemniaczany. Mógłby w kółko jeść ziemniaki z różnymi kotletami i gulaszami. Uwielbia pierogi ruskie.. ostatnio żartuję sobie, że nawet pierogi musi mieć z ziemniakami
Je wszystko co zrobię, ale kiedy tylko dorwie się sam do kuchni, to wiadomo, co będzie na obiad.. (ziemniaki z czymś lub spagetti ) Więc wyobraź sobie, jak wyglądała nasza kuchnia jak miałam mdłości w pierwszym trymestrze ciąży i nie mogłam gotować.. |
Hehe, to jakbym o Tomku czytała (poza tymi ruskimi) Jedyne, co ten człowiek umie zrobić, to ziemniaki, najlepiej smażone (wczoraj wykazał sie niesamowitym kunsztem kulinarnym i oprócz ziemniaków była jeszcze fasola z puszki z cebulą i pomidorami ). Ja też uwielbiam ziemniaki, ale staram się ich nie jeść na śniadanie, obiad i kolację. Tomek nie je prawie żadnych kasz, ja jem, ale nie tyle, co 'trzeba', mój organizm kasz jakoś nie lubi, czuję się po ich zjedzeniu zwykle gorzej, niż po zjedzeniu np. chleba, ryżu czy ziemniaków (najlepiej mi wchodzi gryczana właściwie, no i kukurydziana, ale od kasz na słodko i tak mam odruch wymiotny..) Sorry za OT
dort - 2007-10-04, 15:08
Cytat: | dort napisał/a:
to ja dodam, ze lody w mcdonalds nie maja nic wspolnego z wege - dodaje sie do nich smalec dlatego sa takie "aksamitne"
Co prawda i tak ich nie jadłam, ale nie przyszło mi do głowy, że smalec mógłby być dodatkiem niezbędnym. dort, gdzie mozna dowiedzieć się takich rewelacji? |
moja kolezanka pracowala w macu
pao - 2007-10-04, 19:03
Cytat: | pao, po zachowaniu Twojej Gabi, widzę, że jestes bardzo konsekwentna w swoich wymaganiach, gratuluję! |
Daga, Gabi to kogut z bawołem... ona ma jedyną słuszną drogę, która nie podlega dyskusji
Humbak - 2007-10-04, 20:18
alcia napisał/a: | I pytam ją, dlaczego jest smutna, a ona na to: "bo Pani mi dała takie świństwo" (w jej języku "śiństo"). I kamień spadł mi z serca | to mi przypomina scene z 'rozmów w toku' gdzie jeden facet miał syna którego rozpieszczał i wszystko mu dawał - syn na pytanie 'czy dostałeś od taty klapsa?' mowi 'dostałem' - bo skoro dostał wszystko to i klapsa pewnie też choć nie wie co to takiego...
Alciu, a czy pytałas Kai czy lizak jej smakował? Bo jeśli tak to może to być i 'świństwo' ale takie do którego może chcieć wrócić... sama nie wiem...
uczenie dziecka nie brania wszystkiego co się mu proponuje to jednak dobra rzecz...
yetta - 2007-10-05, 11:04
YolaW napisał/a: | kamma napisał/a: | poczytaj wywiad z Eichelbergerem "Przyjaciel na talerzu" |
ma ktoś linka może? Chętnie bym poczytała |
hxxp://yetta.pcpoint.pl/przyjaciel_na_talerzu.html
Lily - 2007-10-05, 11:21
I to mnei najbardziej zadziwia - wszak ponoć ludzie w dużej części kochają zwierzęta, ale chyba za bardzo, tak bardzo, że muszą je schrupać
yetta - 2007-10-05, 12:22
Zuzia zjadła kiedyś w przedszkolu kanapkę z szynką (niestey moje niedopatrzenie). Zawsze zanoszę do przedszkola menu przedszkolne na cały tydzień poprawione przeze mnie - wtedy nie zaniosłam. Tego dnia Zuzia powiedziała, że jadła kanapkę z szynką. Porozmawiałam z nią (a w rozmowie poszłam za przykładem kammy) i użyłam słów mięso i kawałki zwierząt. Na koniec mała powiedziała mi żebym więcej nie zapominała zanosić pani karteczkę (menu). Powiedziałam też, że jak jeszcze kiedyś pani zapomni
to, że ona sama może zdiąć szynkę i zjeść kanapkę z samym pomidorem i szczypiorkiem.
Ona mówi, że nie je mięsa, bo to są zwierzęta, a my zwierzęta kochamy, a nie jemy.
Zdarzyło jej się powiedzieć, że jak będzie duża, to będzie jadła. Powiedziałam jej, że ja jestem duża i nie jem. Ale to bardziej z przyzwyczajenia np. że jak będzie duża, to będzie pracować, jak będzie duża, to będzie prowadziła samochód itp.
Dzisiaj w przedszkolu znowu szynka. Tym razem menu zaniesione, a do tego dałam pani w przedszkolu wędlinę sojową. Powiedziałam jej też o tym incydencie z szynką i że bolał ją tego dnia brzuszek w domu. Pani na mnie takie oczy i mówi: to nawet jak odrobinę zje, to ją boli brzuszek? Na to ja, że oczywiscie, że tak.
Zmartwiło mnie to. Dlaczego wychowawczynię tak to zdziwiło? Czyżby przedszkole miało co nieco na sumieniu?
No cóż - zobaczymy co mała będzie opowiadała o dzisiejszym śniadaniu przedszkolnym. Nie mogę się doczekać.
[ Dodano: 2007-10-05, 13:38 ]
A jeśli chodzi o traktowanie nas przez rodzinę, to różnie to bywa.
Moi rodzice akceptują nasze jedzenie, chociaz mama czasem jeszcze wtrąca, że mogłabym przymknąć oko na zupki w przedszkolu gotowane na rosole. Ale nic z tego, nie przymykam, nie przymknę i jak jest zupka na maśle w przedszkolu - to w porzadku, ale jak na rosole - to Zuzia dostaje taką samą zupkę, tylko na wywarze z jarzyn z domu.
Większość znajomych akceptuje naszą dietę, a tych którzy nie akceptują nie przekonujemy. Pilnuję tylko, żeby komuś nie przydażyło się podanie małej czegoś czego nie jemy.
Poza tym zaczęłam przyzwyczajać niektórych, że zamiast czekolady można Zuzi dać paczkę rodzynek lub suszonych moreli, które uwielbia.
Jeśli chodzi o ogniska, to ja je uwielbiam. Parówkę sojową kroimy na pół, nabijamy na patyczek i jazda. Zuzia uwielbia parówkę z ogniska i chlebek z ogniska. Nie jest szczytem marzeń siedzieć, jak dym prosto w twarz leci. Wystarczy wówczas przesunać się w inne miejsce. A ja uwielbiam zapach tego dymu i zapach ubrań po ognisku. Ostatnio zrobiłam (nareszcie) ziemniaki z ogniska, marzyło mi się to od dłuższego czasu. Ojej brak po prostu słów, jaka to pychtoka. Chciałam jeszcze zrobić jabłka z ogniska, ale zabrakło już miejsca w żołądku.
Na grilu też pieczemy parówki. Banan z grila smakuje wybornie. Oscypek grilowany jest bardzo dobry. Chciałam też spróbować zrobić kolbę kukurydzy na grilu, tylko nie wiem, czy da radę (muszę o tym poczytać). No i wypróbuję kiedyś szaszłyki warzywne.
YolaW - 2007-10-05, 12:56
yetta dzięki za lnika.
A co do macdonaldsa to szejki oprócz tego, że zawierają chyba tonę sztucznych barwników (piękny różowy - "truskawkowy") to na dodatek są zagęszczane tłuszczem z kurczaków !!! (podejrzewam, że inne sieci fasfoodowe produkujące szejki też tak robią). W UK jakaś firma (nie pamiętam nazwy) reklamowała swoje szejki mleczne mocno podkreślając fakt: no chicken fat.
Aha, frytki też kiedyś robili na smalcu, ale to ponoć już zakazane i smażą na czymś innym (tylko czym?? - podobno w restauracjach nie smaży się frytek na oleju tylko na jakimś dziwnym preparacie, zapomniałam nazwy...).
Przepraszam za OT.
yetta - 2007-10-05, 13:02
Co prawda ostatni raz byłam w MC na szejku może z 15 lat temu.
Nie miałam jednak pojęcia, że dają do nich smalec, czy tłuszcz z kurczaka.
alcia - 2007-10-05, 13:27
YolaW napisał/a: | podobno w restauracjach nie smaży się frytek na oleju tylko na jakimś dziwnym preparacie, zapomniałam nazwy... |
tzw. frytura (mieszanka oleju ze smalcem)
yetta napisał/a: | Chciałam też spróbować zrobić kolbę kukurydzy na grilu, tylko nie wiem, czy da radę |
ja będąc dzieckiem zawsze jadałam kukurydzę pieczoną w ognisku (bomba! ), także na grillu też będzie OK.
yetta - 2007-10-05, 13:35
alcia napisał/a: |
ja będąc dzieckiem zawsze jadałam kukurydzę pieczoną w ognisku (bomba! ), także na grillu też będzie OK. |
Ja uwielbiam ogniska, tylko teraz w dobie grilów - ogniska niewiele osób już robi.
Ja pierwszy raz od wielu wielu lat w tegoroczny urlop paliłam ogniska z czego jestem bardzo zadowolona.
Powiedz jak zrobić kukurydzę na ognisku?
Dzięki za info alcia.
Wicia - 2007-10-05, 13:39
yetta napisał/a: | Powiedz jak zrobić kukurydzę na ognisku? |
Myślę, że tak samo jak na grilu. Zawijasz w folię aluminiową razem z liśćmi. Dusi się w sosie własnym i nie przypala. Pychota, tylko musi być dobrej jakości i z tych słodkich.
alcia - 2007-10-05, 13:55
yetta napisał/a: | Powiedz jak zrobić kukurydzę na ognisku? |
obraną kukurydzę nabijasz na patyk (od strony grubszej nadziać wzdłuż, patyk musi być dobrze zaostrzony) i pieczesz delikatnie nad ogniem lub nad żarem.. jak z jabłkiem - fajnie jest zapiekać delikatnie, by z wierzchu nie było spalenizny. I tak sobie pieczesz, aż ziarenka zżółkną. Co jakiś czas sprawdzasz.. potem sól, jak ktoś lubi i mniam mniam
[ Dodano: 2007-10-05, 14:57 ]
Wicia napisał/a: | Zawijasz w folię aluminiową razem z liśćmi. Dusi się w sosie własnym i nie przypala. |
to byłby pewnie fajny sposób na wkładanie do żaru, jak ziemniaki...
nie jestem pewna, ale coś mi się kojarzy, że tak też czasem robiliśmy, ale nie pamiętam folii, chyba w samych liściach.
Alispo - 2007-10-05, 19:02
alcia napisał/a: | YolaW napisał/a: | podobno w restauracjach nie smaży się frytek na oleju tylko na jakimś dziwnym preparacie, zapomniałam nazwy... |
tzw. frytura (mieszanka oleju ze smalcem) |
Frytura to mieszanina roznych tluszczow,moga byc roslinne,zwierzece,mieszane..czesto mieszane(np.roslinne+wolowy) albo sam palmowy.
hxxp://www.forumveg.webd.pl/topics3/1266.htm]hxxp://www.forumveg.webd.pl/topics3/1266.htm
alcia - 2007-10-05, 19:33
Alispo napisał/a: | Frytura to mieszanina roznych tluszczow,moga byc roslinne,zwierzece,mieszane..czesto mieszane(np.roslinne+wolowy) albo sam palmowy. |
acha.. ja podałam skład tej, której używali w knajpie, w której pracowałam. Nie wiedziałam, że są różne..
Alispo - 2007-10-05, 20:09
To taka ogolna nazwa dla takiego tluszczu do smazenia..dalas nam dobry przyklad,ze jednak smalcu sie uzywa tez..a niby najbardziej sie oplaca palmowy..w praktyce jest roznie..na tyle,ze nie ma co wierzyc,ze po naszemu
yetta - 2007-10-05, 20:12
Wicia, alcia... dziękuję.
Podczas najbliższego ogniska napewno wypróbuję kukurydzę.
ań - 2007-10-06, 10:08
alcia napisał/a: | karko ma zakaz marudzenia i nakaz jedzenia bez mrugnięcia okiem | oj Jacek by się nie nadawał do takich akcji. Mam szczęście, że uwielbia surówki i wręcz ostatnio był problem, ze się maksymalnie napchał surówką z marchewki i nie chciał reszty obiadu(była fasolka i kotlety z selera i czarnego sezamu), zależało mi by Jag zjadła a Ona oczywiście za tatusiem rzuciła się na surówkę na szczęście Jac musiał szybko wyjść potem i resztę jadła ze mną, więc zjadła wszystko.
alcia napisał/a: | Chciałabym, żeby jadał kasze na śniadanie, ale to raczej nigdy nie nastąpi. | mój Jac na szczęście lubi jaglaną a to i tak robię najczęściej. Ale juz śniadania na ciepło z płatkami i owocami-wg PP nie lubi bo za słodkie a On się przyzwyczaił do płatków na słono(niestety z mlekiem-w sensie owsianki). Ale i tak On je śniadania jak my już zjemy więc Jag je po prostu to co ja
ale też się kłania problem w kuchni, bo Jac nie za bardzo jest za razową mąką- woli pierogi na białej, uwielbia kluski śląskie-a tych z razową by nie przełknął, nie tyka się też razowego makaronu... więc gotuję dwie wersje. Narazie Jag nie widziała problemu i nie chciała tego co tato, chyba była zbyt zajęta swoim talerzem.
Drugi problem jest taki, ze Jac uwielbia smażone warzywa z różnymi makaronami(sojowymi i ryżowymi) czasami jak ma fazę to może jeść tylko to...a ja jakoś nie za bardzo-tj raz mogę zjeść, ale już na drugi dzień sorry.. ostatnio trochę mniej tego było dzięki Bogu ale jak Go napada faza to muszę gotować dla jag i dla siebie coś innego. Ależ było by fajnie, gdyby nasi mężowie chcieli prowadzić dokładnie taką kuchnię jak my
kamma - 2007-10-06, 10:19
ań napisał/a: | Ależ było by fajnie, gdyby nasi mężowie chcieli prowadzić dokładnie taką kuchnię jak my |
OOOO, to u mnie są ziemniaki pod każdą postacią
Ale na szczęście M uznał, że to ja odpowiadam za żywienie naszej rodziny i potulnie zjada co dają
Jestem jednak pewna, że tęskni za smażonym
dort - 2007-10-06, 11:10
ań napisał/a: | uwielbia kluski śląskie-a tych z razową by nie przełknął |
maja babcia a teraz ja robimy kluski z dodatkiem maki zytniej lub gryczanej i te szczegolnie z gryczanej wygladaja i smakuja niemal identycznie jak z bialej - babcia robi je dosc czesto i jeszcze nikt z jedzacych biala make nie zauważyl roznicy
Wicia - 2007-10-06, 15:55
ań napisał/a: | Jac nie za bardzo jest za razową mąką- woli pierogi na białej |
Ań, udają Ci się pierogi tylko z razowej? U mnie wychodzi taka nieklejąca się maź
dort napisał/a: | smakuja niemal identycznie jak z bialej |
Serio?? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale ja rozróżniam smaki wód mineralnych
ań - 2007-10-06, 16:17
ej, alez mi się pomieszało, przecież kluski śląskie robi się z ziemniaczaną sorki. Ja nie dodaję wcale mąki białej do klusek przecież chyba ta ich białość mnie zmyliła już.
Wicia napisał/a: | Ań, udają Ci się pierogi tylko z razowej? U mnie wychodzi taka nieklejąca się maź | tak, robię tylko z razowej i są ok. Może to kwestia proporcji?
A robił ktoś z różnych mąk wymieszanych pierogi?
dżo - 2007-10-06, 16:56
ań napisał/a: | A robił ktoś z różnych mąk wymieszanych pierogi? |
ja takie robię bo mój mąż nie lubi samych razowych,
najczęściej robię z mąki razowej pszennej, białej, kukurydzianej i czasem z odrobiną sojowej, ciasto robię tylko z wodą, bez jajka, nigdy mi się nie rozwalają,
ań - 2007-10-06, 17:03
Cytat: | ciasto robię tylko z wodą, bez jajka | ja nigdy jajka nie dodawałam. Dodaje się?
dżo, podasz mi mniej więcej proporcje? tzn której najwięcej itd
kamma - 2007-10-06, 18:04
ań napisał/a: | A robił ktoś z różnych mąk wymieszanych pierogi? |
Ja też robiłam, mieszałam razową pszenną lub żytnią i białą. Chyba 2/3 białej i 1/3 razowej, bo tyle w domu miałam. Ciasto wychodzi takie fajne, sprężyste, o wiele lepsze niż z samej białej.
Aha, dobrze do ciasta dodać troszkę oleju (ze 2-3 łyżki), to też pomaga ciastu uzyskać sprężystość.
PS. Robi nam się offtop pod tytułem "Poradnik lepienia pierogów", który moderator się za to weźmie?
Humbak - 2007-10-06, 20:07
Ja nie cierpięr czystych razowych - zawsze mieszam 1:1 pszenna razowa graham i pszenna - wcina nawet natalia
Lily - 2007-10-06, 20:29
Dobrze, że offtop, bo ja chciałam spytać, jak robicie pierogi. Z samą wodą?
Capricorn - 2007-10-06, 20:57
Lily - oto wątek pierogowy:
hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=724
Lily - 2007-10-06, 21:10
Aaa, dzięki
dżo - 2007-10-07, 09:26
Cytat: | ań
ciasto robię tylko z wodą, bez jajka
ja nigdy jajka nie dodawałam. Dodaje się?
dżo, podasz mi mniej więcej proporcje? tzn której najwięcej itd |
z reguły w tradycyjnej kuchni dodaje się jedno jajko do ciasta pierogowego, nie więcej bo wówczas ciasto robi się twarde,
ań co do proporcji to trudno mi dokładnie napisać bo zawsze robię na oko, mniej więcej wyglądałoby to tak:
2 szklanki mąki razowej pszennej,
1 szklanka mąki białej,
1/2 szklanki mąki kukurydzianej,
2-3 łyżki mąki sojowej,
można też dodać zmielone płatki owsiane około 1/2 szklanki,
w sumie za każdym razem robię inaczej w zalezności co mam w szafce, wszysto zalezy od inwencji i preferencji kulinarnych,
dort - 2007-10-07, 11:14
ań to ja mam jakis inny przepis (mam go od babci) i tam dodaje sie poza maką ziemniaczana rowniez pszenna - moze takie kluski nazywaja sie jakos inaczej ale my na nie mowimy ślaskie
YolaW - 2007-10-07, 13:38
ań napisał/a: | więc gotuję dwie wersje. |
ań podziwiam.... Jak mój T ma ochotę na coś innego niż w danym dniu gotuję to musi sobie sam radzić (chyba zła żona ze mnie ).
Lily - 2007-10-07, 16:49
Ja nieraz prawie 2 obiady gotuję, bo ja wolę ziemniaki albo brązowy ryż czy makaron, a "on" biały. Warzywa też inne.
Alispo - 2007-10-07, 17:13
YolaW napisał/a: | ań napisał/a: | więc gotuję dwie wersje. |
ań podziwiam.... Jak mój T ma ochotę na coś innego niż w danym dniu gotuję to musi sobie sam radzić (chyba zła żona ze mnie ). |
jak na moje oko to dobra co to ma byc za rozpieszczanie tych facetow,nie dosc ze babka przy garach to jeszcze wybrzydzaja
ań - 2007-10-07, 21:37
kamma napisał/a: | Aha, dobrze do ciasta dodać troszkę oleju (ze 2-3 łyżki), to też pomaga ciastu uzyskać sprężystość | zawsze dodaję trochę, stare babcine sposoby:)
pidzama - 2007-10-08, 08:33
Jezeli chodzi o ciasto pierogowe to najlepiej dodowac ciepla, przegotowana wode - wtedy ciasto jest sprezyste i nigdy nie wyjdzie za twarde; tak zawsze robi moja mama i u niej to dziala;
alcia - 2007-10-08, 08:54
ań napisał/a: | ale też się kłania problem w kuchni, bo Jac nie za bardzo jest za razową mąką- woli pierogi na białej, uwielbia kluski śląskie-a tych z razową by nie przełknął, nie tyka się też razowego makaronu... |
to u nas znowu tutaj jest lepiej. Razowe makarony zaakceptował już całkowicie (na początku zrzędził, rzecz jasna ) - przyzwyczaił się i już białe mu nie smakują
A pierogi na początku robiłąm dla niego białe, ale teraz uważam, że dojrzał do etapu jedzenia takich jak my, więc nie ma wyjścia Trochę jeszcze marudzi czasem, ale coraz rzadziej i coraz mniej (chyba tylko tak z przyzwyczajenia )
Wcześniej jeszcze lubił białe bułki na śniadanie - nawyk wyniesiony z domu rodzinnego, ale już nie kupuje ze względu na Kaję.. i odkąd zaczęłam piec chleb razowy na zakwasie, przestał odczuwać taką potrzebę. Także - cały czas jest coraz lepiej
Manu - 2008-07-03, 21:47
kamma napisał/a: | My to właśnie przechodzimy, a zaczęło się od... ryb. Irma ma prawie 3 lata.
Niedawno był wielki obiad i wszyscy się zachwycali, jaka ta ryba smaczna. Irmie zrobiło się bardzo przykro i prosiła wszystkich (a zwłaszcza ukochaną babcię), żeby ryb nie jedli. Ale ponieważ w tle leciała jakaś bajka, to Irma szybko zapomniała. Jednak utkwiło jej w pamięci, że babcia i inni jedzą zwierzęta. Tu mała dygresja - aby uniknąć podkarmiania i oszukiwania Irmy przez innych ludzi (również przez rodzinę, bo to niestety prawdopodobne), mówiąc o mięsie podajemy dwie nazwy jednocześnie: mięso i kawałki zwierząt. Dlatego też Irma wie, czym jest mięso i nawet nie próbuje prosić o nie.
Wracając do głównego wątku. Irma zrozumiała, że babcia (i inni) zjada zwierzęta. Było to dla niej smutne doświadczenie. Ale postanowiła sama sobie z tym poradzić i usilnie poszukuje dla babci usprawiedliwienia. Dotychczasowe brzmi: "babcia kocha sarenki i wie, że nie wolno ich płoszyć". W ten sposób Irma przekonuje sama siebie, że babcia nie jest złym człowiekiem. Ale wygląda na to, że jedzenie mięsa trochę dyskredytuje ludzi w oczach mojej córki.
Ostatnio staram się przekonać ją, że mięsożerność rodziny nie powinna wpływać na Irmy uczucia do nich.
Na razie ma spory dysonans. Bardzo jej przykro, że ukochani członkowie rodziny robią coś, co ona uważa za złe. Ale jej reakcja jest całkiem fajna - jest to namawianie babci i dziadka na zjadanie roślin. Wygląda to tak:
-Babcia, zjadajmy groszek! Groszek to roślina!
I ani słowa o mięsie.
Ciekawe, co będzie dalej. |
zaczynam czytac ten watek i pewnie zajmie mi kilka dni.. bardzo mi sie spodobalo, co napisalas, bardzo pocieszajace, o groszku musze zapamietac:) Jeszcze tylko jakos trzeba bedzie tatusia wybronic... o rany, nie wyobrazam sobie,... ale beda klopoty
gemi - 2010-07-23, 09:51
odświeżam temat. Stał się dla mnie ciekawy, ważny i na czasie.
Akurat siedzę z Pawełkiem u moich kochanych, aczkolwiek mięsolubnych teściów. I mimo moich wcześniejszych obaw mam teraz spokojną głowę. Teściowie zawsze respektują moje zalecenia dotyczące posiłków dla Pawełka. Chociaż nie do końca zgadzają się z naszym wegetarianizmem, to szanują nasz wybór. Kiedyś nawet słyszałam taką scenę: Teść jadł kanapki z wędliną, ja stałam w kuchni. I nagle słyszę " tego Ci nie dam, bo mama nie pozwoliła". Widocznie Pawełek, który uwielbia podjadanie z cudzego talerza, sięgnął po kanapkę dziadka. A dziadek zareagował wzorowo
Największe schody są przy mleku, którego nie zamierzam podawać moim dzieciom przed ukończeniem 2.r.ż. Potem będzie w jadłospisie jako maly dodatek. Teściowa wpada w panikę, bo przecież mleko jest zdrowe, a kasza manna na mleku to już w ogóle podstawa żywienia małych dzieci. Jednak agitacja kończy się na wypowiadaniu swoich obaw i racji.
Większą przeprawę będę miała z moim tatą. Oświadczył już kilka razy, że przyjdzie czas, gdy ktoś Pawełka mięsem poczęstuje. Od razu odparowałam, że ten ktośjuż nie zostanie z moim synem sam na sam. Tato miał dosyć rzadką minę
Ciekawa jestem Waszych nowszych i starszych doświadczeń.
Kat... - 2010-07-23, 09:56
gemi napisał/a: | " tego Ci nie dam, bo mama nie pozwoliła" | mnie trzęsie jak to słyszę. U mnie to jest wypowiadane takim tonem jakby to była najlepsza rzecz na świecie, której ja niedobra, wyrodna zabraniam żeby obrzydzić swojemu dziecku życie. I Z jeszcze bardziej chce Cały czas poprawiam na "nie, bo jest niezdrowe" "nie, bo to nieżywe zwierzę". On tego oczywiście nie powie ale Z słyszy. Już się nauczyłam zamykać kuchnię jak mój ojciec je.
gemi - 2010-07-23, 10:09
Kat... napisał/a: | gemi napisał/a:
" tego Ci nie dam, bo mama nie pozwoliła"
mnie trzęsie jak to słyszę. U mnie to jest wypowiadane takim tonem jakby to była najlepsza rzecz na świecie | Kat, przykro mi, że u Ciebie w domu te same słowa mają całkiem inny wydźwięk. Przypuszczam, że intencja Twojego ojca jest zupełnie inna, niż mojego teścia, który nie próbuje nawet podwazać mojego autorytetu.
Szkoda, że Zygmunt musi wysłuchiwać takich komentarzy od własnego dziadka. Życzę Ci wiele cierpliwośc, spokojui i konsekwencji. Bunt dwulatka nie trwa wiecznie. To, co teraz robi Twój ojciec szybko się zemści. Bo jeszcze trochę i Zygmunt zacznie odpalać dziadkowi kłopotliwym tekstem.
kamma - 2010-07-23, 10:49
Moim zdaniem również tekst "nie dam, bo mama nie pozwoliła" jest nie w porządku. Oczywiście rozumiem intencję i chwała dziadkowi za to, ale ostateczny wydźwięk jest negatywny: przedstawienie matki jako "tej złej, co zabrania". Lepiej, żeby dziadkowie mówili "tego ci nie dam, bo wy tego nie jadacie."
A Tymek został ostatnio poczęstowany rybą. Trochę z mojej winy A było to tak:
Mój dziadek, który absolutnie nie może się pogodzić z naszym wegetarianizmem, od czasu do czasu "zapomina", że jesteśmy wege. Fakt, ma już swoje lata, ale ja wiem, że to jest w dużym stopniu udawane, to zapominanie. I ostatnio pyta mnie:
- A Tymek to lubi ryby?
A ja, głupia, odpowiedziałam światopoglądowo:
- Lubi, pewnie! Uwielbia patrzeć, jak pływają, uwielbia żywe ryby!
I mój dziadek wytłumaczył to sobie po swojemu. Poszedł do kuchni, gdzie Tymek akurat buszował. Po chwili Tymek przychodzi do pokoju, mieląc coś w buzi, a dziadek za nim z kawałem wędzonej ryby w dłoni. Podsunęłam tylko Tymkowi rękę pod buzię - natychmiast wypluł. Gdyby mu smakowało, żadna siła nie zmusiłaby go do tego.
Powiedziałam tylko dziadkowi, że martwych ryb Tymek nie lubi, a babcia go trochę bardziej ochrzaniła i kategorycznie zabroniła karmić moich dzieci rybą.
Nie ma tego złego... Mam teraz argument, żeby Tymka rybą nie karmić. Już sprawdziłam: działa
gemi - 2010-07-23, 14:31
kamma, po reakcji babci to już dziadek na pewno nie zapomni
co do tekstu Cytat: | nie dam, bo mama nie pozwoliła | może jest i nie do końca udany, ale po pierwsze jest to prawdą (bo nie pozwoliłam ), a po drugie mój teść był wychowany na zakazach i trudno mu się dziwić, że posługuje się takimi w stosunku do wnuka.
Dziś teść opowiadał mi, jak podczas wizyty z Pawełkiem w sklepie jego znajoma dziwiła się, że taki duży chłopak i wychowany tylko na jarzynach. Od razu sprostował tej pani, że wegetarianizm to nie tylko warzywa i że białka ma pod dostatkiem. Czyżby ten tekst o białku był zasługą teściowej?
Lenka - 2010-09-10, 15:57
Mam taką znajomą, która ma pierwszego wnuczka - 15 miesięcznego smyka. Właściwie przez jakiś czas byłam trochę zdegustowana jej zachowaniem, bo bardziej zajmowała się swoim rasowym psem niż wnukiem Teraz jednak dowiedziałam się, że mama tego Małego przeczytała gdzieś, że dziecko ma robić jedną kupkę dziennie. I była afera, bo chłopczyk zrobił drugą kupę jednego dnia (to trochę obsesja, nie? Dlaczego tylko jedna? Nie rozumiem.. No, ale jak Młody je od 6 miesiąca DANONKI, a teraz "Pchają w niego nabiał i mięso, żeby miał białko, no i ten wapń" to w sumie mało ma błonnika by co wyprodukować ... ). No, ale chodzi o to, że babcia go dokarmia na boku zakazanym jedzeniem. A jak to wygląda? Mamusia zabrania dawać dziecku biszkoptów. Więc babcia jak idzie do Małego, bierze do kieszeni garść ciastek. Bierze wnuczka na spacer i daje mu ciacha. Pokazuje też "ciii" (palec na usta) i wnuczek robi ten sam gest. TEraz zawsze kiedy Młody widzi babcię, kładzie paluszek na usta... Taka mała tajemnica babcia-wnuk. Porażka, zapomniałam dodać, że babcia wygląda "pulchnie", lubi dobrze zjeść, ma haluksy, przeciążone stawy i problemy z kręgosłupem...
priya - 2010-09-10, 17:14
hahaha! jedna kupa, dobre sobie! Miko pordukuje od jakiegoś czasu znów conajmniej cztery dziennie. Ciekawe co na to Twoja znajoma
Lenka - 2010-09-10, 20:17
Nie wiem, ale napewno znajdą się tacy, co robią jeszcze więcej. Wydaje mi się, że dopóki dziecko jest zdrowe, nie ma biegunki itp, to przy bogatej w błonnik diecie to nic niezwykłego, nie? No, ale cóż...
dżo - 2010-09-10, 20:22
Ciekawa jestem czy owa mama jak jej się zechce druga kupę zrobić to wstrzymuje i nie robi bo limit dzienny wyczerpała .
Az trudno komentować coś takiego.
Lenka - 2010-09-10, 20:28
Ha - o tym nie pomyślałam! Może mówi sobie wtedy:"Poczekam do jutra, bo dziś już byłam w WC?"
priya - 2010-09-11, 11:03
dżo napisał/a: | Ciekawa jestem czy owa mama jak jej się zechce druga kupę zrobić to wstrzymuje i nie robi bo limit dzienny wyczerpała |
gemi - 2010-09-12, 09:58
ale się tu zdecydowanie poobiedni offtop zrobił
ostatnio przyjechali do nas teściowie. Oczywiście wspólne śniadania, wspólne obiady. I chyba pierwszy raz zero rozmów o tym, czy w ciąży będę jeść mięso i czy zamierzamy karmić mięsem Pawełka. Teściowie przywieźli swoje "dodatki" do posiłków, zapakowane w plastikowe pojemniczki, żeby mięsne zapachy nie wdzierały nam się do lodówki. I każdy w spokoju jadł swoje.
malva - 2010-09-12, 10:50
o jak miło
Agnieszka - 2010-09-12, 11:08
U nas spokojnie w tym temacie. Oczywiście moja mama testuje nabiał. Ostatnio byłam na naszej wsi, m.in tata, wuj, mój brat z rodziną i dojechali jego znajomi. Stałam przy garach dla wszystkich obiadowo.
Miło mi się zrobiło gdy wuj jadąc do miasta kupował Adzie owoce (były to banany ale ona nie lubi, nektarynki) i jeszcze pochwalił mnie raz za gar warzyw (takie duszone zrobiłam) - smakowały mu więc na odjezdne była doróbka. Oczywiście zawsze ubolewa, że Ada tak jada ale dzieć sam potrafi skomentować, powiedzieć a śniadanie nawet jak spałam dziadek czy wuj pomagali jej robić kanapki i było ok.
Żeby nie było tak różowo; pojechałam z własną deską do krojenia, nożem i garnkami ale szanowali i nie używali do potraw mięsnych (powiedziałam , że nie), znajomi brata również. Oczywiście tata mój burczał bo: można umyć, nie jestem normalna, zwiększam bagaż itd ale szanował. Na koniec powiedział, że miła odmiana bo tam jada tylko to, co wuj zrobi (mięso, takie gotowane z wody) a mój tata jada co podadzą, gotuje jest to woda na kawę:-)
Na wycieczce klasowej był większy zgrzyt jedzeniowy, dobrze że byłam.
z_grzywką - 2010-09-15, 11:04
U nas standardowo.
Ostatnio z wizytą na okoliczność urodzin Marcela byli dziadkowie i pradziadkowie małego. Usłyszałam tekst "biedny Marcelek, smaku kiełbaski i cukierków nie będzie znał!".
W Mariusza rodzinie jestem jedynym przypadkiem, który to gardzi wspaniałymi darami w postaci zwierzęcego mięsa. Boję się tylko tego, że będę musiała cały czas walczyć, że nie zostanie to zaakceptowane. Bo przecież mięso jest zdrowe.
|
|