| |
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
 |
Ogólne rozmowy - A to historia! Mięsożercy w odstawkę?
Bananna - 2007-08-07, 10:38 Temat postu: A to historia! Mięsożercy w odstawkę? "Coraz więcej weganów i wegetarian rezygnuje z seksu z "mięsożernymi" partnerami postrzegając ich ciała jako "cmentarze zwierząt".
Najbardziej radykalni weganie nie tylko eliminują ze swojego życia mięso oraz produkty pochodzenia zwierzęcego, ale także unikają kontaktów erotycznych z osobami jedzącymi mięso, ponieważ wierzą, że ich ciała są budowane ze zwierzęcych zwłok.
Pewna badaczka z uniwersytetu Canterbury w Nowej Zelandii sformułowała na podstawie swoich obserwacji nowy termin "wegaseksualiści". - To zupełnie nowe zjawisko, z którym nigdy dotąd nie miałam okazji się spotkać - mówi dr Annie Potts. - Badani przeze mnie weganie przyznają, że chociaż osoby jedzące mięso często wydają im się atrakcyjne seksualnie, nigdy nie zdecydowałyby się na fizyczną bliskość z nimi."
źródło: hxxp://wiadomosci.onet.pl/1584415,69,1,1,item.html]Wiadomości onet.pl - wegeseksualiści
...moim skromnym zdaniem to już przesada lekka i fanatyzm?
Kashmiri - 2007-08-07, 10:56
mi również wydaje się to może nieco skrajne, ale to przecież kwestia indywidualnej wrażliwości. próbuję sobie wyobrazić, czy miałabym ochotę na intymność z kimś, kto jada innych ludzi i to raczej nie zachęca... nawet, gdyby ten ktoś był zabójczo atrakcyjny
bojster - 2007-08-07, 10:58 Temat postu: Re: A to historia!! Jak dla mnie to nie jest nowe zjawisko – sam zawsze tak robiłem (zawsze, tzn. od kiedy jestem wegetarianinem... jak czasem zdarzyło mi się całować z osobą mięsożerną, to miałem potem kaca moralnego, a jeśli bym w trakcie poczuł od niej mięso, to chyba bym się porzygał...) i nigdy nie wiązałem się z osobami nie będącymi przynajmniej wege. Znam też kilka innych osób kierujących się podobnymi zasadami, choć częściej są to mężczyźni – kobietom widocznie trudniej jest znaleźć kogoś wege i wolą go urobić – a przynajmniej spróbować – z czasem.
A tak w ramach OT:
| Cytat: | | weganów i wegetarian |
Niesamowita konsekwencja językowa... to „weganów i wegetarianów” czy „wegan i wegetarian”? Ja oczywiście obstaję przy tym drugim, ale zdaje się, że te pierwsze formy też są uznawane za poprawne...
Bananna - 2007-08-07, 11:27
bojster, w sumie jesli chodzi o urabianie.. fakt, ja tam kocham swojego faceta, a on z racji iż jestem wege i dużo rozmawiamy na tematy z tym związane, chce sam sie urobić i stopniowo przestać jeść mięso. To, że ktoś je mięso, nie znaczy, że jest złym człowiekiem, przynajmniej wg. mnie. Niektórzy ludzie nawet nie są świadomi co się dzieje przy produkcji ich ulubionej szynki czy kanapki z KFC. Ja ze swoim mięsożercą dużo rozmawiam na ten temat i widzę, że on sam coraz bardziej staje się uświadomiony, a co za tym idzie - robi duże i małe kroczki w stronę wegetarianizmu
No i nie zmuszam go do niczego - np. "jak nie przestaniesz jeść mięsa to z nami koniec"..
Wegetarianizm czy weganizm powinien być świadomym wyborem i decyzją.. a nie "kurde, fajna ta dziewczyna, musze dla niej zostac wege, bo inaczej sie ze mna nie spotka" - i potem powstaja takie wybryki jak semiwege czy inne dziwactwa, ktorzy robią to nie w jakimś CELU tylko z jakiegoś BŁAHEGO powodu (np. dla mody, czy dla tego zeby byc super cool)
Dlatego powinno najpierw się rozmawiać, zobaczyć jakie ta druga osoba ma zdanie na ten temat, jakie podejście, jaką w ogóle jest osobą a dopiero potem oceniać..
to też trochę taka dyskryminacja i brak tolerancji
Co do OT - wiesz co, spytam się mojej rodzicielki, zaraz napiszę jej maila, w końcu polonistka, może będzie wiedziała!
pozdrawiam wszystkich
Capricorn - 2007-08-07, 11:35 Temat postu: Re: A to historia!!
| bojster napisał/a: | | . Znam też kilka innych osób kierujących się podobnymi zasadami, choć częściej są to mężczyźni |
po prostu faceci szukają kogoś, kto im będzie gotował
bojster - 2007-08-07, 11:45
| Bananna napisał/a: | | bojster, w sumie jesli chodzi o urabianie.. |
W kwestii urabiania, chodziło mi głównie o to, że kobieta weg(etari)anka po prostu bierze faceta, a potem gotuje wege obiady, więc facet siłą rzeczy przynajmniej przez część czasu jest wege. Faceci są leniwi.
Facet ma trudniej, bo – jak napisała Capricorn – musi znaleźć kobietę, która przyrządzi mu odpowiedni posiłek.
Wiem, to są stereotypy, bo równie dobrze może być odwrotnie, ale jednak najczęściej tak to wygląda.
Bananna - 2007-08-07, 12:10
hehe fakt, faceci są leniwi
chociaż ja nie wiem jak to będzie jak z Zygą zamieszkamy razem, on uwielbia gotować i często kłócimy się kto dziś robi obiad :\ (oczywiście jeśli robi jedzenie dla nas 2 to wege ze wzgledu na mnie ) wkurza mnie to, wolałabym ja pichcić a nie na odwrót..
chociaż jak to wczoraj teściu określił - "nie martw się Taniu, przejdzie mu to, tylko wtedy najgorsze będzie to, że Ty też będziesz zmęczona i też nie będzie Ci się chciało, a będziesz musiała bo chyba dzieciom jeść dawać będziesz?"
..a po tej wypowiedzi namawiał mnie żebym zjadła ziemniaki smażone z cebulką i.. boczkiem, ble!! ("trawę jedzą krówki i kozy a nie takie ładne dziewczynki jak Ty" - hehehe to już wiem kto będzie w przyszłości tym spiskującym dziadkiem podtykającym moim dzieciakom mięcho)
Lily - 2007-08-07, 12:12
nasze ciała i tak są z mięsa
bojster, masz rację, ja tak robię, mój facet je mięso już tylko u mamy
ań - 2007-08-07, 12:22
Bananna, Ty się ciesz, ze chłop do gotowania się garnie, bo jak Go rozleniwisz to Mu tak zostanie
Lily - 2007-08-07, 12:26
Oj tak...
hans - 2007-08-07, 14:09
to jakiś seksizm u nas w domu to ja gotuję...Azja tego nie cierpi
Lily - 2007-08-07, 14:38
a co by było gdybyś się zbuntował?;)
hans - 2007-08-07, 14:41
miałbym ją na sumieniu...bo pewnie by zeszła
Lily - 2007-08-07, 14:45
Mój facet robi inaczej - zapisuje się na stołówkę albo je zupki z torebki...
Alispo - 2007-08-07, 18:08
hm...nie bardzo rozuemim te"cmentarzyska zwierzat",ze to niby brak szacunku jaki bliski kontakt z nimi?Dotad to raczej dyskusje na temat pocalunkow pomiesnych i seksu oralnego byly,no bo tu mozna mowic o jakims wariancie vege lub nie-vege(choc bez wplywu na zwierzeta),ale w ten sposob bym nie pomyslala,pierwsze slysze,ze jest taki vege-trend z "cmentarzyskami".Jednym przeszkadza a innym nie,wolny wybor jest.
a po jakim czasie w nowym wegetarianinie nie ma juz zadnego sladu po substancjach z miesa?w sumie wegaseksualisci powinni sie tez kierowac czasem niejedzenia miesa;)
Lily - 2007-08-07, 18:17
Powinien być przynajmniej pięcioletni okres abstynencji seksualnej, mający na celu detoksykację
Ewa - 2007-08-07, 20:36
| hans napisał/a: | | u nas w domu to ja gotuję... |
To się dało zauważyć
Dla mnie to bez sensu. Jeżeli ktoś już się kieruje dietą w wyborze partnera, to raczej z myślą o przyszłym życiu i wspólnej kuchni. Jakieś to naciągane jak dla mnie.
Alispo - 2007-08-07, 20:45
| Ewa napisał/a: |
Dla mnie to bez sensu. Jeżeli ktoś już się kieruje dietą w wyborze partnera, to raczej z myślą o przyszłym życiu i wspólnej kuchni. |
Ja bym powiedziala,ze raczej ze wzgledu na podstawowe wartosci takie jak prawo do zycia innych stworzen i niezgode na ich cierpienia.Ale to kazdy ma inaczej;)A kuchnia tez jest wazna,ale w ogole tu nie musi chozic o stale zwiazki
OT
bojster - 2007-08-07, 20:46
| Ewa napisał/a: | | Dla mnie to bez sensu. Jeżeli ktoś już się kieruje dietą w wyborze partnera, to raczej z myślą o przyszłym życiu i wspólnej kuchni. Jakieś to naciągane jak dla mnie. |
Myślałem, że postrzeganie weg*anizmu jako „diety” to domena mięsożerców...
Dla mnie ożenek z człowiekiem jedzącym mięso i nie widzącym w tym problemu byłby jak wiązanie się z nabożną wyznawczynią jakiejś religii – po prostu nam nie po drodze. Inne myślenie, inne cele w życiu. To se ne da.
Oczywiście niektórzy mogą, i chwała im za to – bo co by ze sobą zrobiła ta nadwyżka mięsożernych facetów i roślinożernych kobiet?
Alispo - 2007-08-07, 20:49
| bojster napisał/a: |
Oczywiście niektórzy mogą, i chwała im za to – bo co by ze sobą zrobiła ta nadwyżka mięsożernych facetów i roślinożernych kobiet? |
Poza tym jedno moze wtedy troche przekabacic drugie!To nawet jest kuszaca propozycja,aczkolwiek wielu byloby trudno
Lily - 2007-08-07, 20:53
Mój facet swoją byłą dziewczynę wegetariankę przekabacił tak, że zaczęła jeść ryby
Trzeba z tym uważać
bojster - 2007-08-07, 20:56
| Alispo napisał/a: | Poza tym jedno moze wtedy troche przekabacic drugie!To nawet jest kuszaca propozycja,aczkolwiek wielu byloby trudno |
No właśnie – to działa w dwie strony i zwykle zależy od kobiety. Albo ona przekona faceta do porzucenia mięsa, albo on ją przekona do jedzenia ryb. To tak z obserwacji.
Ewa - 2007-08-07, 20:57
Hm...dla mnie "przyszłe życie" nie ogranicza się tylko do "wspólnej kuchni". Miałam na myśli dwie osobne kwestie. Zarówno wspólna kuchnia może być problemem, jak i po prostu wspólne życie w wielu jego aspektach. Chyba niejasno się wyraziłam.
Capricorn - 2007-08-07, 21:01
Na pewno jest łatwiej jeśli pod jednym dachem mieszkają ludzie o podobnych przekonaniach i upodobaniach. Natomiast możliwa jest też opcja "porozumienia ponad podziałami". Ja jestem w tej drugiej opcji od jakichś 13 lat, kryzysy w naszym związku nigdy nie były związane z upodobaniami kulinarnymi.
Wicia - 2007-08-08, 19:49
Kiedyś podczas oczyszczania w grupie spotkałam się z mężczyzną, który szukał "czystej" żony. Nie chciał się wiązać z kobietą nie dbającą o regularne oczyszczanie jelit, żołądka, wątroby itd itp. Główną barierą była sfera cielesna.
Dla mnie osobiście takie postrzeganie drugiego człowieka to lekko pisząc przesada.
Można popaść z czasem w paranoję. Dziadek ma za duży brzuch i ... co on w nim ma, babci ręce "pachną" padliną, ciocia ma nieświeży oddech no i do tego dziecko się zbuntowało i ryby zaczęło jeść (a przecież tak je dobrze wychowywaliśmy)... jeden wielki cmentarz dookoła
pao - 2007-08-09, 13:13
z jednej strony przesada, ale z drugiej...
moje zmysły solidnie się wyostrzyły zatem wyraźnie odczuwam różnice pomiędzy osobą mięsożerna a nie. zatem ze względów czysto doznaniowych rozumiem taki wybór...
Malinetshka - 2007-08-09, 23:31
Nie rozumiem jednego.. Wielu z Was pisze o "wyborze partnera" jakby to był jedynie wybór naszego umysłu, a dokładniej racjonalne porozumienie dwóch umysłów - "powiedz mi jakie masz poglądy na życie, bo jeśli mamy inne to nie możemy być razem i wspólnie wychowywać nasze dzieci"? Ja wiem, że to są ważne rzeczy..., że bycie wege lub nie to nie tylko DIETA, że to jest inna półka w rozwoju świadomości..., ale co z akceptacją, że ktoś drugi jest na innym etapie? że może po prostu to jest jeszcze przed nim/nią.
(...) po chwili...
Właśnie pomyślałam, że może też jeszcze tego sama nie rozumiem Bo np. nie umiałabym się chyba pocałować z palaczem.... (fujjj)... więc...
| pao napisał/a: | | moje zmysły solidnie się wyostrzyły zatem wyraźnie odczuwam różnice pomiędzy osobą mięsożerna a nie. zatem ze względów czysto doznaniowych rozumiem taki wybór... |
Ale gdybym pokochała palacza? echhh... trudne to...
Jednak obstaję przy tym, że racjonalny wybór partnera pod względem poglądów to jakiś niepojęty dla mnie kosmos.....
bojster - 2007-08-10, 07:18
| Malinetshka napisał/a: | | Jednak obstaję przy tym, że racjonalny wybór partnera pod względem poglądów to jakiś niepojęty dla mnie kosmos..... |
Ale przecież nie chodzi tu o przebieraniu w ludziach i wynajdywaniu sobie „odpowiednich do kochania”. Chodzi tylko o to, że jeśli wegus zakochałby się w przemiłej, mięsożernej ślicznotce, to byłby to związek skazany na niepowodzenie, bo jest to dla niektórych bariera nie do przejścia. I jest z tym dokładnie tak, jak ze wstrętem do palaczy. Może sobie być inteligentna, miła, urodziwa... ale co z tego, skoro nie da rady się do niej zbliżyć?
zojka3 - 2007-08-10, 08:07
Przyjmuję, że jeżeli jedna osoba kocha drugą to i ta druga tą pirwszą. A jesli tak to ustepstwa powinny pójśc w obie strony. Czyli mięsożerca niech stara się radzić sobie sam (w sensie gotować) i nie zawalać lodówki zapasami padliny, palacz niech nie kopci najwięcej wtedy kiedy szykuje się blizszy kontakt (hmm) z niepalącym.
W związku z powyższym nie przemawia do mnie idea szukania partnera tylko wśród wegan czy niepalących. To nie jest szukanie osoby/partnera do życia a szukanie idei/ideałów/teorii...ale napewno nie człowieka.
pao - 2007-08-10, 10:29
no ale mieszane związki to bardzo trudna szkoła kompromisu i to dla obu stron. szczególnie ze mięsożercy/palacze/inne tego typu nie mają świadomości czego druga strona sie czepia.
mój mąż jak zmienił dietę pojął jak wiele konfliktów można było uniknąć gdyby tylko umiał dojrzeć pewne kwestie wcześniej. zatem taki kompromis choć możliwy wcale do łatwych nie należy i warto o tym pamiętać nie tylko przez swój pryzmat, ale i przez pryzmat partnera.
Wicia - 2007-08-10, 10:30
Dla mnie bariera papierosów też jest nie do zaakceptowania. Jednak nie można tego porównywać do diety. Mięsożerca nie zatruwa mnie bezpośrednio, to jego wybór, który mnie fizycznie nie dotyka, w przypadku papierochów jest inaczej. Żółte firanki, śmierdzące meble na których siadam (deski w kuchni można mieć dwie w przypadku mebli trochę trudniej ). Udowodniona jest także większa szkodliwość biernego palenia a więc jeśli ktoś z miłości mnie truje to kończy się moja tolerancja, dla papierosów oczywiście nie dla człowieka. No ale ja mam fanatyczny stosunek do tego tematu, nawet w tramwaju się przesiadam regularnie.... to niestety efekt wieloletniego życia z ojcem palaczem (rzucił dopiero po zawale i teraz nie pozwala nikomu w swoim domu palić ).
Capricorn - 2007-08-10, 10:46
| pao napisał/a: | no ale mieszane związki to bardzo trudna szkoła kompromisu i to dla obu stron. szczególnie ze mięsożercy/palacze/inne tego typu nie mają świadomości czego druga strona sie czepia.
|
mają, mają. Przynajmniej niektórzy.
pao - 2007-08-10, 10:47
mój bartek na początku i palił i mięso jadł...
papierosy rzucał odkąd go poznałam i ze skutkiem mizernym. dopiero marchewka w postaci "jak rzucisz to Cię u siebie zamelduje" poskutkowała
generalnie to nie było kłopotu bo wiedział, że u mnie nie ma palenia a jak chce jeść mięso to niech sobie idzie na miasto. zatem aspekt wspólnego mieszkania nie był męczący. niestety na indywidualne zapachy i smaki nie było już rady...
no ale te dylematy już dawno za nami
hans - 2007-08-10, 11:02
No u nas to prawie pełna harmonia w tym względzie...kiedy się poznaliśmy żadne z nas nie piło, nie paliło, nie brało narkotyków ani nie jadło mięsa, z biegiem czasu ja podryfowałem w stronę weganizmu, a Azja i dzieciaczek czasem jedzą jogurt czy ser, no ale w domu i tak ja gotuję więc jest roślinie
A co do zapachów, to fakt że niektórzy maja tak subtelny węch, że czują rzeczy będące daleko poza zasięgiem innych... ja często jestem wręcz odrzucany przez zapach osób mięsożernych, no ale to już taka moja przypadłość
pao - 2007-08-10, 11:16
nie tylko Twoja. bardzo wiele osób zmieniając świadomie ( i dobrze) dietę dostrzega wyostrzenie zmysłów. wtedy kontakt, szczególnie długotrwały z innymi bywa ciężki. szczególnie z takimi po imprezie przy piwie i grillu... niestety te osoby nie są tego świadome i traktują to jako fanaberię, wymysł czy fanatyzm, a przecież bynajmniej nie o to chodzi...
hans - 2007-08-10, 11:30
| pao napisał/a: | | szczególnie z takimi po imprezie przy piwie i grillu... |
W tramwaju szczególnie w lecie jest okropnie...dzieciaki po makdonaldzie i młodzież po piwnych ogródkach błeee...
| pao napisał/a: | | bardzo wiele osób zmieniając świadomie ( i dobrze) dietę dostrzega wyostrzenie zmysłów |
zastanawia fakt że tak wielu wege ludków wlewa w siebie te dziwnie pachnące płyny, dawno dawno temu, jedna moja znajoma studiowała piwowarstwo w Czechach i mówiła że klarowane jest najczęściej karukiem lub żelatyną, obie substancje są średnio wegetariańskie...no chyba że technologia się zmieniła...ale mnie to nie dotyczy, nie piję i nie zamierzam
pao - 2007-08-10, 12:26
| Cytat: | | zastanawia fakt że tak wielu wege ludków wlewa w siebie te dziwnie pachnące płyny, |
wiesz, czasem widząc co ludzie spożywają zastanawia sie człowiek nad tym, co dla kogo znaczy wegetarianizm... no ale to już indywidualne kwestie zatem roztrząsać nie zamierzam
Ewa - 2007-08-10, 12:32
| pao napisał/a: | | szczególnie ze mięsożercy/palacze/inne tego typu nie mają świadomości czego druga strona sie czepia |
Uogólnienie. Mój mąż był zarówno mięsożercą jak i palaczem. Bardzo dobrze rozumiał w czym rzecz. Podjęliśmy wspólną decyzję, że w nowym domu nie będzie mięsa nawet dla gości i co ciekawe W. zdawał się w tym bardziej zawzięty niż ja, bo kiedyś stwierdził, że jak mu ktoś przyjdzie z półmiskiem mięsa pod pachą, to ten półmisek wyląduje w śmietniku . Jeżeli chodzi o papierosy, to ani ja ani dzieci nigdy go z papierosem w ręce nie widzieliśmy. Wszystko zależy od tego na jakich zasadach oparty jest związek. Jeżeli ktoś kocha drugą osobę, to stara się za wszelką cenę ją zrozumieć, nawet jeżeli nie do końca kieruje się tymi samymi zasadami. Związek dwojga ludzi to powiedziałabym, nie tylko sztuka kompromisu, ale też, a może przede wszystkim, sztuka szacunku.
pao - 2007-08-10, 12:34
| Cytat: | | Uogólnienie. Mój mąż był zarówno mięsożercą jak i palaczem. Bardzo dobrze rozumiał w czym rzecz. |
a nie sądzisz ze należał do mniejszości? wyjątki zawsze sie zdarzają...
Capricorn - 2007-08-10, 12:38
| pao napisał/a: | | Cytat: | | Uogólnienie. Mój mąż był zarówno mięsożercą jak i palaczem. Bardzo dobrze rozumiał w czym rzecz. |
a nie sądzisz ze należał do mniejszości? wyjątki zawsze sie zdarzają... |
no to mój też jest ten "wyjątkowy"
kasienka - 2007-08-10, 12:46
Ja nie byłam w związku z mięsożercą, więc nie wiem, jak to jest. Natomiast sama paliłam, a mój mąż nie, całe szczęście, że nie próbował mnie szantażować, bo to pewnie byłby koniec (gdyby mi powiedział np.że mnie nie zamelduje, jak nie przestanę palić) Nie cierpię, jak ktoś próbuje mi mówić co mam robić, ale z drugiej strony, ja go kocham przecież i sama odczuwałam dyskomfort z powodu swojego palenia...Starałam się raczej nie palić przy nim, nie palić przez jakiś czas przed powrotem do domu, myć często zęby
Piszecie o kompromisach...Ale zauważcie, że w Waszym pojęciu ten kompromis oznacza tyle, że mięsożerca powinien przestać jeść mięso...Albo nie jeść go w domu itd...To nie jest chyba kompromis...Wyobrażacie sobie, żebyście to Wy mieli zacząć jeść mięso w ramach takiego kompromisu? Albo kompromis w stylu: trzy dni w tygodniu jesteśmy wege, trzy dni mięsożerni a siódmego dnia semiwege( ) ?
pao - 2007-08-10, 12:47
| Cytat: | | w Waszym pojęciu ten kompromis oznacza tyle, że mięsożerca powinien przestać jeść mięso...Albo nie jeść go w domu itd...To nie jest chyba kompromis... |
pierwsza część nie jest kompromisem druga już tak.
Ewa - 2007-08-10, 12:53
| pao napisał/a: | | a nie sądzisz ze należał do mniejszości? |
No wiesz, ja bym powiedziała, że ogólnie był wyjątkowy
kasienka - 2007-08-10, 12:56
| pao napisał/a: | | druga już tak. |
bo ja wiem...W końcu to też jego dom...
Capricorn - 2007-08-10, 13:30
W pięć minut bym się spakowała i trzasnęła drzwiami gdyby mój potencjalny partner życiowy palnął, że: "będę z Tobą pod warunkiem, że... ". Sama też takich warunków nie stawiam. Dla mnie wegetarianizm, weganizm to kolejne etapy ewolucji gatunku ludzkiego. Ja JESZCZE nie załapuję się na weganizm. Moi bliscy JESZCZE nie załapują się na wegetarianizm. Ewolucja odbywa się w czasie, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość. Wymuszanie czegokolwiek, w jakikolwiek sposób, jest dla mnie nie do przyjęcia.
Wicia - 2007-08-10, 13:34
A zmysły czasem mylą. Przypomniała mi się pewna historia. Znajomy weganin, a w lecie frutarianin mówi do weganina (o czym nie wiedział): "Ty jesteś mocno nabiałowy, wyczuwam to".
Pomijam już aspekt mocnego nietaktu....
pao - 2007-08-10, 13:35
ale czym innym jest stawianie warunków a czym innym wzajemne poszanowanie i porozumienie. bartek nigdy nie czuł sie naciskany przez moją osobę (tak przynajmniej twierdzi oficjalnie ), choć poszanowanie mnie i moich wyborów bywało dla niego trudne.
kłania sie kwestia intencji i kwestia tego jak coś zostaje pokazane i przedstawione. postawienie warunku uważam za nie kompletnie nie na miejscu.
postawienie warunków to nie kompromis ale ultimatum a tego nie uznaję. efekt może zdawać sie taki sam, ale w rzeczywistości jest kompletnie inny. kompromis to zgoda obu stron na dane kwestie, ultimatum to wymuszenie na jednej ze stron.
Capricorn - 2007-08-10, 13:37
| Wicia napisał/a: | A zmysły czasem mylą. Przypomniała mi się pewna historia. Znajomy weganin, a w lecie frutarianin mówi do weganina (o czym nie wiedział): "Ty jesteś mocno nabiałowy, wyczuwam to".
Pomijam już aspekt mocnego nietaktu.... |
mocne
Ewa - 2007-08-10, 13:50
| kasienka napisał/a: | | W końcu to też jego dom.. |
Jego, ale też jego żony/męża i jego dzieci. U nas wege byłam ja, chłopcy i mieszkająca wtedy u nas Ania też chciała być. Istotne, że u nas dochodził do tego fakt, że W. bardzo zależało, aby chłopcy byli wege, więc myślę, że wolał aby mieli dobry przykład w domu. Możliwe, że chciał też uniknąć niewygodnych pytań chłopców . Poza tym W. akurat rozumiał kwestie energii i wiedział o co chodzi z padliną w lodówce.
| kasienka napisał/a: | | Wyobrażacie sobie, żebyście to Wy mieli zacząć jeść mięso w ramach takiego kompromisu? |
To jest tak samo, jak z jedzeniem u kogoś. My nie jemy mięsa, ale wszystkojedzący, jak sama nazwa wskazuje, zjedzą i potrawy mięsne i wegetariańskie. U nas gdy W. jadał jeszcze "normalnie" w domu, ja mu nie zabraniałam, ale też on nigdy nie wymagał ode mnie przygotowywania mięsa. Kompromis to nie to samo, co wyrzeczenie się swoich zasad.
bajka - 2007-08-10, 14:04
| Ewa napisał/a: | | o co chodzi z padliną w lodówce. |
Ostatnio znajomy- mięsożerca( ale dobry człowiek ) powiedział mi, że dla niego, niesamowity jest fakt, że wielu, większość osób, które zna, będące wege czy wegan, na mięso mówi: "padlina i ścierwo"...a przecież to te zwierzątka kochane, których jeść nie chcemy...i nagle co- ścierwem i padliną się stają? Hmmm, trochę mi się nieswojo zrobiło. Wytłumaczyłam mu, że ja używając takiego określenia myslałam o mięsie w kategorii zwłok Co o tym myślicie?
Wicia - 2007-08-10, 14:06
Mięsożerne odwrócenie kota ogonem
hans - 2007-08-10, 14:14
hxxp://pl.wikipedia.org/wiki/Padlina]Padlina jest określeniem zwłok zwierzęcia w języku polskim, jest wiec normalne jeśli ktoś używa go w odniesieniu do mięsa, które jak by nie patrzeć zwłokami zwierzęcia jest...
Ale ostatnio uważane jest za "niedelikatne" bo od jakiegoś już czasu, mało kto zabija osobiście wiec i poczucie tego, czym jest mięso stopniowo w społeczeństwie zanika, wędlina, mięsko, czy golonka brzmi po prostu przyjemniej...
bajka - 2007-08-10, 14:20
No i tak właśnie wyjaśniłam koledze- że dla mnie to po prstu zwłoki.
Choć jemu bardziej chodziło o określenie ścierwo niż padlina.
Wicia - 2007-08-10, 14:26
Nikt o zmarłym mężu nie mówi trup. Dopuszczalna jest ta forma w przypadku osób obcych, choć też nie najlepsza. O swoim zmarłym (bo już nawet nie zdechłym) zwierzaku też padlina nie mówimy, tylko o tych anonimowych.
pao - 2007-08-10, 14:27
padlina jest po prostu słowem i tyle. jeśli mamy świadomość ze mięso to zwłoki to padlina nie ma nic negatywnego w swoim znaczeniu. raczej będzie negatywnie interpretowana przez osoby, które wola nie pamiętać skąd sie wziął ich obiad...
hans - 2007-08-10, 14:43
| bajka napisał/a: | | Choć jemu bardziej chodziło o określenie ścierwo niż padlina. |
ścierwo w zasadzie to to samo co padlina ale...wyraz ten ma wydźwięk znacznie bardziej negatywny w powszechnym odczuciu...np. człowiek niegodny, nieuczciwy, godzien pogardy bywa określany mianem ścierwa, więc ktoś z rozbudowaną wyobraźnią, może odebrać to jako coś obraźliwego...
Malinetshka - 2007-08-10, 20:22
| Capricorn napisał/a: | | Dla mnie wegetarianizm, weganizm to kolejne etapy ewolucji gatunku ludzkiego. Ja JESZCZE nie załapuję się na weganizm. Moi bliscy JESZCZE nie załapują się na wegetarianizm. Ewolucja odbywa się w czasie, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość. Wymuszanie czegokolwiek, w jakikolwiek sposób, jest dla mnie nie do przyjęcia. |
Podpisuję się pod tym wszystkimi łapkami. Każdy ma swój czas...
Choć zgadzam się też z Wami, że takie różnice w związku dwojga ludzi to twarde orzeszki... Ale jeśli się kocha... jeśli to właśnie ta dwójka ludzi ma przejść ze sobą kawał/ek życia, bo Góra tak ustaliła... to myślę, że wszystkie kompromisy są do "zrobienia" <optymistka>
| kasienka napisał/a: | | Piszecie o kompromisach...Ale zauważcie, że w Waszym pojęciu ten kompromis oznacza tyle, że mięsożerca powinien przestać jeść mięso...Albo nie jeść go w domu itd...To nie jest chyba kompromis...Wyobrażacie sobie, żebyście to Wy mieli zacząć jeść mięso w ramach takiego kompromisu? |
Jedzenie mięsa poza domem to już jakieś wyjście, zgadzam się z pao
Kasiu, wiesz dlaczego nie wyobrażam sobie, żeby wegus zaczął jeść mięso? Bo jeśli rozmawiamy o ewolucji, to ona raczej nie działa wstecz (o ile krok "naprzód" był prawdziwy, świadomy) Więc jeśli ktoś ze związku "mieszańców" ( ) ma się dzięki ów związkowi zmienić to myślę, że tylko w tę stronę: mięsożerny -> wege
A jeśli zmiana nie jest mu/jej JESZCZE (pozwolę sobie posłużyć się formą użytą przez Capricorn) pisana, to albo uda im się zgrać dwa światy... albo to nie TO i finito.
PS: Ale tak gdzieś w środku czuję, że jeśli wegus i niewegus zostali sobie zapisani to raczej także po to, aby dzięki kochającemu wegusowi, kochający niewegus przeszedł na wege w odpowiednim dla niego czasie i miejscu.. (ależ nagmatwałam...)
[ Dodano: 2007-08-10, 21:25 ]
Ale palenia w domu nie byłabym w stanie zaakceptować, to już zbyt duża ingerencja w moje zdrowie i komfort życia...
Ja także mam ogromnie wyczulony węch..
hans - 2007-08-10, 20:52
| Malinetshka napisał/a: | nie wyobrażam sobie, żeby wegus zaczął jeść mięso? Bo jeśli rozmawiamy o ewolucji, to ona raczej nie działa wstecz (o ile krok "naprzód" był prawdziwy, świadomy) Więc jeśli ktoś ze związku "mieszańców" ( ) ma się dzięki ów związkowi zmienić to myślę, że tylko w tę stronę: mięsożerny -> wege |
Gdyby tylko to tak proste było jak myślisz...Sam osobiście znam przynajmniej 2 facetów którzy ożenili sie z nie wegetariankami i po jakimś czasie, jedna strona przekonała drugą niestety ta mięsożerna...Zaczynało sie skromnie chińskie zupki te klimaty, a potem to i kebab i co tylko tam jeszcze jest "dobrego"
Malinetshka - 2007-08-10, 21:01
hans, myślę, że w takim razie ich przejście na wege (ongiś) nie było w pełni świadomym wyborem ich wnętrza, skoro tak łatwo-niełatwo od tego odeszli...
arete - 2007-08-10, 21:53
Mam kolegę, który po dobrych 10 latach bycia wege pewnego dnia stwierdził, że to niewygodne w kontaktach społecznych (czyt. jest trudno na wszelkich imieninach, grillach, knajpkę wege nie wszędzie da się znaleźć itp.) i wrócił do mięsa. Ciężko mi to pojąć, zwłaszcza, że z takich pobudek.
hans - 2007-08-11, 08:37
...a i jeszcze przypomniała mi sie jedna dziewczyna która po 12 czy 13 latach wegetarianizmu zaczęła jeść mięso...tak że przykłady można by mnożyć, ale po co?
Myślę że świadomość czy nie świadomość jest kwestią indywidualną i istnienie jakiejś recepty na "dobrą" świadomość, to raczej kwestia naszej wiary niż ogólnie obowiązujących "standardów"
| Malinetshka napisał/a: | | hans, myślę, że w takim razie ich przejście na wege (ongiś) nie było w pełni świadomym wyborem ich wnętrza, skoro tak łatwo-niełatwo od tego odeszli... |
No ocenianie wyborów innych osób to raczej nie moja specjalność, sam bardzo chciałbym aby było tak jak piszesz, ale myślę że życie jest trochę bardziej skomplikowane (występuje tu o wiele więcej zmiennych), czasem aby pójść krok do przodu, trzeba zrobić trzy kroki w tył.
Aby móc kontynuować tę dyskusję należałoby zdefiniować pojecie "w pełni świadomy wybór ich wnętrza" jest ono dla mnie cokolwiek mgliste...
Bycie wege jest niewątpliwie powiązane ze świadomym wyborem, ale czy rezygnacja z weg*nizmu nim nie jest? Przecież nikt tych ludzi do tego nie zmuszał, ani w jedną, ani w drugą stronę...
Znałem te osoby i mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć iż wegetarianizm to był ich i tylko ich wybór, ale świadomość nie jest czymś nadanym, nie jest też jakimś mitycznym monolitem i myślę iż może transformować zarówno w jedną jak i w drugą stronę, bo gdyby było inaczej, to czymże byłaby wolna wola?.
Owszem przyjemną byłaby dla mnie myśl że moja świadomość ewoluuje w tym "właściwym" kierunku i że pewnie za wysługę lat wkrótce dostąpię no nie wiem oświecenia...ale czy myśląc w ten sposób, nie dorabiam sobie jakiejś filozofii tam gdzie jej nie ma, po to jedynie aby poczuć się lepiej?
pao - 2007-08-11, 09:06
generalnie ludzie zmieniają dietę z różnych pobudek. niektóre są mocno zakorzenione inne nie. efekty są więc różne. pośród wegetarianek najczęściej ciąża jest "powodem" powrotu do mięsa.
jeśli nasz decyzja ma podłoże nie tylko rozumowe czy emocjonalne to powrót do mięsa zdaje sie niemożliwy, jednak wielu ludzi jednak tylko na jednej płaszczyźnie swój wegetarianizm opiera. osoba która "poświęca sie dla dobra zwierząt" (a to częste stanowisko) niezależnie od stażu i tak może wrócić do mięsa a wymówek może znaleźć tysiące.
DagaM - 2007-08-11, 11:04
| arete napisał/a: | | Mam kolegę, który po dobrych 10 latach bycia wege pewnego dnia stwierdził, że to niewygodne w kontaktach społecznych (czyt. jest trudno na wszelkich imieninach, grillach, knajpkę wege nie wszędzie da się znaleźć itp.) i wrócił do mięsa. | U nas właśnie z takich pobudek mój mąż nie chce przejść na wegetarianizm. Nie to, żebym naciskała na niego , ale nie raz o tym rozmawialiśmy i stąd wiem.
I macie rację, że pary "mieszane" mają duzo trudniej, niż gdyby obydwoje tak samo odżywiali się. Jeszcze do niedawna słyszałam w domu takie komentarze; "wiesz, to jest bardo dobre, ale jakby do tego jeszcze zrobic kotleta..." Niestety awantur było sporo i jeszcze czasem pojawiają się. Nie raz mówię, że jakie życie byłoby prostsze, gdybysmy oboje byli wege.
Jest tak jak pisał hans, w domu mąż je to co ugotuję, a na mieście kebaby i inne świństwa. Kiedys nawet zaproponowałam mu, żeby zrobił sobie kotlety schabowe, ale jest zbyt wygodny i woli miec juz gotowego kotleta np. u mamy
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze sprawa dzieci. Tatus może chcieć, żeby jego dziecko jadło mięso, a mama nie. I tak jest u nas. Piotrek się oburza, że nie będzie mógł z Niną nigdzie pójść na frytki i kurczaka, bo smażone, bo mięso, na lody też nie. Za dużo ograniczeń jak dla niego.
Na szczęście chociaż przestał palić. Teraz sam przekonał sie jak śmierdzą ciuchy i włosy, gdy się przebywa w otoczeniu palacza.
marysia - 2007-08-11, 12:28
| DagaM napisał/a: | | Piotrek się oburza, że nie będzie mógł z Niną nigdzie pójść na frytki i kurczaka, bo smażone, bo mięso, na lody też nie. |
Kiedy Jaga była maleńka, wierzyłam, że tak u nas będzie - żadnego (za przeproszeniem) "gównianego" jedzenia, w tym rzeczy jakie wymieniła Daga. Życie napisało swój scenariusz i dziecko doskonale wie co to frytki, lody, czipsy i takie tam. Powiedziałabym, że aż za dobrze . Z pewnością to nie reguła, ale nie jest łatwo prowadzić dziecku dietę bezmięsną, beznabiałową, bezcukrową, bezfastfoodową, kiedy zależy na tym tylko jednemu rodzicowi. W wielu kwestiach już dawno się poddałam. Staram się chociaż, żeby POZA tym jadła zdrowe produkty, a udział tamtych minimalizować jak się da.
Życzę, Dago, więcej powodzenia niż ja miałam
DagaM - 2007-08-11, 15:33
marysia, dobrze że to piszesz. Będę kładła większy nacisk na zdrowe prowadzenie Niny i w tej materii będę walczyła jak lwica, nie odpuszczę!
Capricorn - 2007-08-11, 15:35
marysia, u mnie z wieloma rzeczami podobnie.
marysia - 2007-08-11, 15:57
DagaM, bądź dzielna . Oby udało się Wam uniknąć konfliktów.
Capricorn, napisałbym, że to pocieszające, no ale jak skoro to raczej zasmucające, prawda?
zojka3 - 2007-08-11, 15:58
| Wicia napisał/a: | | Nikt o zmarłym mężu nie mówi trup. Dopuszczalna jest ta forma w przypadku osób obcych, choć też nie najlepsza. O swoim zmarłym (bo już nawet nie zdechłym) zwierzaku też padlina nie mówimy, tylko o tych anonimowych. |
No na talerzu czy w lodówce też swojego kociaka nie mamy To było okrutne
[ Dodano: 2007-08-11, 17:12 ]
| DagaM napisał/a: | marysia, dobrze że to piszesz. Będę kładła większy nacisk na zdrowe prowadzenie Niny i w tej materii będę walczyła jak lwica, nie odpuszczę! |
Dadziu, ciotka Oliwka tez trzyma kciuki
pao - 2007-08-11, 16:28
ja miałam tyle dobrego z Bartkiem, że nawet w swoim fanatycznym mięsożerstwie jedna rzecz była ustalona od razu:
w kwestii dziecka jeden front i dziecko nigdy nie słyszy rozbieżnych opinii.
co prawda wypracowanie kompromisu między nami było długie, kłopotliwe i średnio przyjemne chwilami, ale dało skutek.
najważniejsze by dziecko nie miało rozdźwięku pomiędzy rodzicami, bo wtedy zaczyna się "kto lepszy" a to już toksyczne... a my, jako ludzie dorośli ponoć potrafimy rozmawiać i dochodzić do porozumienia. a jeśli nie potrafimy to mamy nad czym popracować (choć fakt, z niektórymi rozmawia się topornie...)
DagaM - 2007-08-12, 21:47
| pao napisał/a: | | co prawda wypracowanie kompromisu między nami było długie, kłopotliwe i średnio przyjemne chwilami, ale dało skutek. | chętnie bym popatrzyła i posłuchała jak to było u Was. Może nauczyła bym sie czegoś nowego...
| zojka3 napisał/a: | Dadziu, ciotka Oliwka tez trzyma kciuki |
Dzięki
pao - 2007-08-12, 22:12
| Cytat: | | Cytat: | pao napisał/a:
co prawda wypracowanie kompromisu między nami było długie, kłopotliwe i średnio przyjemne chwilami, ale dało skutek. |
chętnie bym popatrzyła i posłuchała jak to było u Was. Może nauczyła bym sie czegoś nowego... |
wszystko było oki póki nie zaszłam w ciążę. sam mój wegetarianizm mu nie przeszkadzał, raczej jako fanaberie to traktował. gorzej gdy w ciążę zaszłam, to codziennie zamęczał mnie wywodami, że chociaż ryby powinnam zacząć jeść. wracał z wykładów z nowymi argumentami przeciw wege a ja z anielską cierpliwością kolejne obalałam.
bartek działał metoda większego kompromisu: czyli zgadzał sie na kompromis po czym gdy zdawało się, ze jest oki, znów chciał kompromisu ale od punktu w którym jesteśmy. to wyglądało jak przeciąganie liny... chyba nie było dnia by nie było kolejnej dysputy, rozmowy i przepychanki słownej. trzeba mi było niesamowicie pilnować swoich słów, bo jedno nierozważnie użyte natychmiast wykorzystywał przeciw mnie. z drugiej strony nie mogłam sobie pozwolić na najmniejsza niekonsekwencje bo mi ja bezlitośnie wytykał. robił wszystko by postawić na swoim, ja zaś robiłam wszystko by nie dać sie zdominować.
nie wiem gdzie i kiedy to popękało, ale w finale bartek w końcu pojął, ze ja go nie zamierzam ograniczać, ale i nie życzę sobie by mnie ograniczać próbował. i tu dało sie dość szybko porozumieć, ale pozostała kwestia dziecka i jego żywienia. tutaj kompromisem było jedzenie ryb, tak by sama podjęła decyzje i miała sposobność zarówno jeść mięso jak i go nie jeść (kwestia enzymów trawiennych) ale postawiłam pewne obwarowania natury zdrowotnej: każdych ryb hodowlanych, ryby z bezpiecznego źródła i ja ich przygotowywać nie będę, zatem tylko bartek miał je przygotowywać. chciałam by dziecko jeśli już ma to dostawać to miały być jak najczystsze. efekt taki ze bartek kiedyś przywiózł osobiście złowione ryby i je gabryśce przygotowywał. no ale niedługo potem gabryska powiedziała tacie co o tym myśli i ryby sama odstawiła z diety
generalnie to ciężko pisać co tam jeszcze sie działo w tych naszych docieraniach niemniej mój brak nacisku na niego przy jednoczesnej konsekwencji własnych wyborów i decyzji dały dobry efekt nawet lepszy niż bym sie spodziewała
Malinetshka - 2007-08-12, 22:28
| hans napisał/a: | Malinetshka napisał/a:
hans, myślę, że w takim razie ich przejście na wege (ongiś) nie było w pełni świadomym wyborem ich wnętrza, skoro tak łatwo-niełatwo od tego odeszli...
No ocenianie wyborów innych osób to raczej nie moja specjalność, |
głupio mi się zrobiło.. no i słusznie. Bo rzeczywiście próbuję oceniać innych...
Macie rację - przecież zostać wege można z przenajróżniejszych powodów.
I pewnie ta różność jest tutaj kluczem do tego czy ktoś wróci do jedzenia mięsa czy nie..
Ja sama dopiero raczkuję w wege, więc aż mi głupio, że tak się tam u góry nawymądrzałam...
Niemniej, trzymam kciuki za Wasze związki - żeby docierania były owocne
DagaM - 2007-08-12, 22:32
| pao napisał/a: | | tak by sama podjęła decyzje i miała sposobność zarówno jeść mięso jak i go nie jeść | no i o tym właśnie dyskutujemy z Piotrkiem. Powiedziałam, że zgadzam się, ale pod warunkiem, że mięso będzie z hodowli ekologicznej. Na razie tak rzuciłam, dla przyklepania sprawy, ale zastanawiam się po pierwsze jaki to jest wiek, żeby mozna było uznać, że dziecko może samo zadecydować (według mnie na pewno nie wcześniej niz przed 3 rokiem), a po drugie; wątpię, żeby mojemu mężowi chciało sie samemu przygotowywac mięso. Natomiast teściowie nie jedzą mięsa z żadnego dobrego źródła, więc tu mam sprawę załatwioną. Na najblizsze trzy lata...A moi rodzice nie widza problemu w moim wegetarianizmie, a nawet sami mają tendencję do odchodzenia od mięsa.
U nas na szczęście nie ma nacisku żadnej ze stron na zmianę swoich obyczajów żywieniowych. Bardziej kłócimy się o kwestie zdrowotne, bo jak wiadomo, niejedzenie mięsa nie do końca znaczy zdrowe odzywianie się.
Przykład z ostatnich dni - mamy starą patelnie teflonową, którą chciałam wyrzucić, na co Piotrek nie chce się zgodzić. Wczoraj kupiłam nową z powłoką tytanową, która mogę "sobie" używać, a on będzie "sobie" używał tą starą, bo nie uważa, aby była nie do uzytku i nie przeszkadza mu stary teflon Tak samo jest z innymi sprawami, jak np. prosze żeby ograniczył uzycie oleju w daniach, które mamy wspólnie jeść - to tez jest dla niego problem. Duzo mamy takich sprzeczek...
pao - 2007-08-12, 23:02
u nas najpoważniejsza sprzeczka to była o woka. miałam takiego prawdziwego super woka a bartek umył go wodą... zniszczył najdoskonalsze narzędzie w kuchni w tamtych czasach...
kwestia kompromisów:
jeśli chcesz bym i ja jadła: gotuj bez mięsa.
chcesz gotować dla siebie, nie ma kłopotu (dla siebie nigdy mu sie nie chciało, ale najwyraźniej cieszył się ze świadomością iż może)
chcesz jeść mięso to jedz (wykorzystywał poza domem )
ja nigdy nie przygotuje nic mięsnego
gabrysia ma jeść to co zdrowe (wyeliminowało to tak naprawdę ryby z diety, bo z dobrym źródłem był kłopot)
ani ja ani tym bardziej dziecko nie będziemy jeść byle czego (stąd podwójne zakupy )
i wiele takich
podwójne zakupy były chyba najbardziej konfliktogenne. bartek jadał margaryny, białe pieczywo, biały cukier i inne takie. wściekał sie że niepotrzebnie wydaję pieniądze na te niepotrzebnie droższe rzeczy. wedle niego to była niepotrzebna rozrzutność, ale z czasem zaczął wymieniać swoje nibyjedzenie na to nasze
ja go nigdy nie naciskałam, ale nie pozwalałam tez na to, by on naciskał na mnie. z czasem zaczął mieć zaufanie do mojej wiedzy i żywienie wpierw dziecka a potem tez i siebie oddał w moje ręce
Lily - 2007-08-12, 23:14
Co za szczęście, że mój mężczyzna nie troszczy się o moje zdrowie i nie każe mi jeść "chociaż ryb" Co prawda już jedną wegetariankę do ryb przekonał, ale co do mnie to powiedział ostatnio, że nie wyobraża sobie mnie jedzącej rybę albo inne mięcho...
U nas jest tak, że jak ja gotuję to staram się jak najzdrowiej, ale on woli biały ryż, białą mąkę itp., itd...
DagaM - 2007-08-12, 23:28
| pao napisał/a: | kwestia kompromisów:
jeśli chcesz bym i ja jadła: gotuj bez mięsa.
chcesz gotować dla siebie, nie ma kłopotu (dla siebie nigdy mu sie nie chciało, ale najwyraźniej cieszył się ze świadomością iż może)
chcesz jeść mięso to jedz (wykorzystywał poza domem )
ja nigdy nie przygotuje nic mięsnego | u nas jest tak samo
| pao napisał/a: | | podwójne zakupy były chyba najbardziej konfliktogenne. bartek jadał margaryny, białe pieczywo, biały cukier i inne takie. wściekał sie że niepotrzebnie wydaję pieniądze na te niepotrzebnie droższe rzeczy. wedle niego to była niepotrzebna rozrzutność | tu równiez identycznie
niestety Piotrek jest osoba o bardzo konserwatywnym charakterze. U niego sprawdza się przysłowie; "czym skorupka nasiakła za młodu..." Jest bardzo zamkniety na wszelkie nowości. Żyje schematami, np. jak są buraczki, to do tego musza być ziemniaki i kotlet mielony. A ja potrafie jeść buraczki z makaronem razowym, co dla niego jest nie do przełknięcia. Tak więc już w ogóle nie liczę na to, że kiedyś zrezygnuje z mięsa.
| Lily napisał/a: | | U nas jest tak, że jak ja gotuję to staram się jak najzdrowiej, ale on woli biały ryż, białą mąkę itp., itd.. | takie sytuacji bardzo mnie wkurzają, ale nauczyłam się zamykac buzie na kłódkę. Każdy jest kowalem własnego losu, więc to jest jego sprawa, jak się będzie czuł za 20-30 lat, jaki rachunek wystawi mu ciało/zdrowie, o które nie dba.
Lily - 2007-08-12, 23:29
Akurat w naszym przypadku jest na odwrót... to on jest okazem zdrowia, a ma już prawie 41 lat. No cóż, jeszcze czas pokaże.
DagaM - 2007-08-12, 23:31
| Lily napisał/a: | | a ma już prawie 41 lat | dojrzały facet... między Wami jest chyba spora różnica wieku?
Malinetshka - 2007-08-13, 09:00
| DagaM napisał/a: | | Tak więc już w ogóle nie liczę na to, że kiedyś zrezygnuje z mięsa. |
Dago, obyś któregoś dnia mile się rozczarowała... Tego Ci życzę
pao - 2007-08-13, 09:17
| Cytat: | | niestety Piotrek jest osoba o bardzo konserwatywnym charakterze. U niego sprawdza się przysłowie; "czym skorupka nasiakła za młodu..." Jest bardzo zamkniety na wszelkie nowości. Żyje schematami, np. jak są buraczki, to do tego musza być ziemniaki i kotlet mielony. A ja potrafie jeść buraczki z makaronem razowym, co dla niego jest nie do przełknięcia. Tak więc już w ogóle nie liczę na to, że kiedyś zrezygnuje z mięsa. |
bartka o dziwo też sie to tyczyło
nasz pierwszy wspólny obiad:
padł pomysł: naleśniki. bartek robi naleśniki ja robię farsz. no to zrobiłam owocowy: banany kiwi, mandarynki miód zatem bomba kaloryczna, energetyczna ale pyszne niemiłosiernie. bartek spojrzał, skrzywił sie i poszedł kupić sobie słoik dżemu truskawkowego
moja kuchnia początkowo była najgorsza z możliwych wedle jego mniemania, bo zbyt egzotyczna. dziś sam dopomina się o futomaki czy tempure
| Cytat: | | Cytat: | Lily napisał/a:
U nas jest tak, że jak ja gotuję to staram się jak najzdrowiej, ale on woli biały ryż, białą mąkę itp., itd.. |
takie sytuacji bardzo mnie wkurzają, ale nauczyłam się zamykac buzie na kłódkę. Każdy jest kowalem własnego losu, więc to jest jego sprawa, jak się będzie czuł za 20-30 lat, jaki rachunek wystawi mu ciało/zdrowie, o które nie dba. |
to jest chyba najtrudniejsze. chcemy przecież najlepiej dla naszych najbliższych ale przecież nie możemy ich do niczego zmusić. tj teoretycznie możemy ale to na nic. przeiceż nikt z nas nie chce być do czegokolwiek zmuszany a te wszystkie teksty o szkodliwości wege które chyba każdy z nas nie raz słyszał ponoć też są dla naszego dobra...
bartek starając się mnie "nawrócić" nasłuchał sie tylu kontrargumentów na wszelkie stereotypy, że choć po długim czasie, to jednak dotarło do niego to wszystko
ja sie bardzo cieszyłam jak odstawił czerwone mięso. już to było wielkim postępem wedle mej oceny, gdy zrezygnował z drobiu (po przeczytaniu raportu o dodatkach w kurczakach) uważałam to za szczyt. nie wierzyłam jednak że kiedykolwiek zrezygnuje z ryb. ryby zawsze uwielbiał, sam polował z harpunem i nie sądziłam, że kiedykolwiek z nich zrezygnuje. zatem bardzo mile jestem zaskoczona.
a konflikty były nie tylko o jedzenie ale o wszystko: środki czystości, kosmetyki wszystko. nie potrafił zrozumieć, że kupuję kosmetyki dwa razy droższe byle by były naturalne i nietestowane. po jakimś czasie nauczył się i jak cokolwiek przynosił do domu to od progu wołał: biodegradalne i nietestowane!!
teraz zaś sam pilnuje diety, jakości jedzenia i innych takich kto wie czy nie bardziej niż ja
Lily - 2007-08-13, 09:35
DagaM , jest między nami równo 10 lat różnicy.
Wracając do tematu, właśnie martwię się, że on by cały czas jadł te zupki z torebki i dlatego wzięłam na siebie gotowanie...
zojka3 - 2007-08-13, 10:34
| Lily napisał/a: | DagaM , jest między nami równo 10 lat różnicy.
Wracając do tematu, właśnie martwię się, że on by cały czas jadł te zupki z torebki i dlatego wzięłam na siebie gotowanie... |
Mam ten sam dylemat. Do gotowania czegokolwiek zdrowego nie jestem w stanie męża "zmusić" ale jak patrzę jak wcina te swoje białe buły albo je na mieście zdrowego wieć maca to mi się flaki przewracają. Nie mam innego wyjścia jak machać na to ręką, bo nie jestem w stanie robić codziennie obiadków....ale tu chodzi o zdrowie. Kurczę czasami mam wrażenie, że mi bardziej na jego zdrowiu zależy.
Choć rzeczywiście metoda małych kroków działa, kiedyś nie przełknął by makaronu razowego a teraz owszem oby nie za często
Ale za to jaka lojalność przy teściowej. Swojego czasu przeprowadziłam z nim rozmowę, że jako mój mąż powinien mnie bronić przed atakami swojej matki. Została więc oficjalnie poinformowana, że MY (!) takich rzeczy nie jemy (czyli mięsa powiedział mój mąż a przy obiedzie nałożył sobie dwa kotlety )
Lily - 2007-08-13, 10:46
Mój wszystko przełknie, tylko musi być podane. A ponieważ nie ma tu wege baru, zostaje albo ta zupka, albo stołówka, gdzie dają jakieś tłuste ochłapy... albo ja
pao - 2007-08-13, 10:54
ja miałam tyle dobrze że lubię gotować (a precyzyjniej popisywać sie przed innymi )
do tego cała masa kumpli którzy każda możliwość wykorzystywali by coś u mnie zjeść spowodowała, że jednak sie bartek przełamał
| Cytat: | | Kurczę czasami mam wrażenie, że mi bardziej na jego zdrowiu zależy. |
to chyba częste zjawisko...
na szczęście u mnie już nie istnieje
Lily - 2007-08-13, 10:58
Ja też lubię gotować, ale raczej nie jest to doceniane
Wicia - 2007-08-13, 12:44
| pao napisał/a: | | (kwestia enzymów trawiennych) |
Możesz rozwinąć wątek?
kasienka - 2007-08-13, 13:03
Podobno enzymy umożliwiające trawienie mięsa nie wykształcają się, jeśli dziecko nigdy mięsa nie jada, więc można przypuszczać, że gdyby chciało jeść mięso w przyszłości, to może mieć przez to problemy.
Sama chętnie przeczytam jakiś tekst na ten temat, bo nie wiem, na ile te informacje mają związek z rzeczywistością.
Wicia - 2007-08-13, 13:31
Czyli do jakiego wieku ma czas na "spróbowanie mięsa"?
Ile go musi zjeść?
Czy nie zanikają jak się przestanie jeść?
Czy nie powstaną jeśli zacznie się mając lat 20?
Jakiej natury to są problemy, czy krótkotrwały szok dla organizmu czy dożywotnie problemy?
Jakby podać pierwszy raz mięso trzylatkowi to już się pojawią problemy czy zaczną się tworzyć enzymy?
No to narazie tyle
Lily - 2007-08-13, 13:35
Nie znam się, ale wydaje mi się, że można się przyzwyczaić do trawienia nowych pokarmów. Np. psy nie trawią skrobi, ale jeśli jedzą po troszku ziemniaki, to mogą się nauczyć ją trawić. Podobnie może być z człowiekiem...
DagaM - 2007-08-13, 13:38
| pao napisał/a: | nasz pierwszy wspólny obiad:
padł pomysł: naleśniki. bartek robi naleśniki ja robię farsz. no to zrobiłam owocowy: banany kiwi, mandarynki miód zatem bomba kaloryczna, energetyczna ale pyszne niemiłosiernie. bartek spojrzał, skrzywił sie i poszedł kupić sobie słoik dżemu truskawkowego |
| pao napisał/a: | | a konflikty były nie tylko o jedzenie ale o wszystko: środki czystości, kosmetyki wszystko. nie potrafił zrozumieć, że kupuję kosmetyki dwa razy droższe byle by były naturalne i nietestowane. | pao, te sytuacje sa jakby żywcem wyciągnięte z naszego życia, i-den-ty-ko, a skoro tak, to widzę że doskonale rozumiesz sytuację w jakiej jestem.
Mój czasami z grzeczności zje ze mną obiad mojego pomysłu, a później słyszę "wiesz, to danie ma potencjał, jeszcze gdyby te nalesniki były z białej mąki to by było pycha" itp. Krew człowieka zalewa, a konkretnie mnie .
Przez to, że Piotr stołuje się na mieście i je różne świństwa mocno doprawione, moje dania sa dla niego bez smaku. Fakt, że mało solę, ale za to sypię więcej przypraw, jednak to za mało dla jego spaczonych kubków smakowych.
Takie komentarze, jak wyżej, kończą się ostrą dyskusją, albo i awanturą. Na koniec tej całej przepychanki wykrzykuje, że juz nigdy więcej nie ugotuję nic dla niego. Po czym mija kilka dni i znów razem zasiadamy do obiadu mojej produkcji...i tak w kółko.
Również tak samo jest z zakupami produktów ekologicznych, Piotr w ogóle nie pojmuje idei stosowania czegokolwiek ekologicznego.
A tak na marginesie, pao, jakich kosmetyków używasz, np. dezodorant czy balsam do ciała?
I jeszcze jedno pytanie, gotujesz według jakis przepisów z konkretnej książki, czy sama wymyślasz dania? Tak pomyslałam sobie, że gdybym może zaczęła gotować według sprawdzonych przepisów to może bardziej by smakowało Piotrkowi...
A tak w ogóle jestem w dzikim szoku, że udało Ci się przeciągnąć Bartka na swoją stronę. Może powinnam więcej wykładów udzielać na temat szkodliwości tego, czy owego.
O enzymach trawiennych tez chętnie poczytam...
kasienka - 2007-08-13, 13:41
| Wicia napisał/a: | Czyli do jakiego wieku ma czas na "spróbowanie mięsa"?
Ile go musi zjeść?
Czy nie zanikają jak się przestanie jeść?
Czy nie powstaną jeśli zacznie się mając lat 20?
Jakiej natury to są problemy, czy krótkotrwały szok dla organizmu czy dożywotnie problemy?
Jakby podać pierwszy raz mięso trzylatkowi to już się pojawią problemy czy zaczną się tworzyć enzymy? |
sama jestem ciekawa odpowiedzi na te pytania...
Wicia - 2007-08-13, 13:41
DagaM! Przyślij Piotrka do Pao! Sukces gwarantowany
DagaM - 2007-08-13, 13:58
| Wicia napisał/a: | DagaM! Przyślij Piotrka do Pao! Sukces gwarantowany | Sama chętnie bym poznała pao, to bardzo mądra i życiowa kobitka!
Bananna - 2007-08-13, 15:21
Co prawda jeszcze nie mieszkamy z Zygą razem (zmieni się to od mniej więcej końca mojej matury jak już znajdziemy jakąś kwaterę w Kato do wyremontowania, wynajmu i zamieszkania ;P) ale już rozmawiamy na temat jedzenia itp. spraw (wolę to już teraz zaczynać, żeby potem się z nim nie 'ścierać' a i on ma więcej czasu na przyswojenie i zastanowienie się nad niektórymi sprawami - taaaak dużo czasu do przyswojenia sobie niektórych spraw jest najlepszą rzeczą jaką można zastosować w stosunku do mężczyzny
Nasze zasady które na razie razem ustaliliśmy:
1. Gdy idziemy jeść na miasto idziemy tam gdzie jest tylko jedzenie wege, lub jest jakiś większy wybór tegoż jedzenia
2. Gdy gotujemy dla nas 2ojga gotujemy dania bezmięsne
3. Gdy Z. ma ochotę na mięso kupuje je sam i robi sobie sam
4. Żadnych zwłok w lodówce, ew. Z. będzie miał swoją szufladę w zamrażarce (choć staram się cały czas przekonać go, że mięso w lodówie to nie fajny pomysł )
5. Jak już pojawi się jakiś maluch bądź maluszki to...nie wiem jak to będzie, myślę, że jeśli znajdę dobre argumenty by były wege to Z. bez problemu na to pozwoli, zwłaszcza, że chop sam też ograniczył jedzenie mięsa, co mi sprawia ogromną przyjemność, że chce zmienić nawyki żywieniowe i (powoli bo powoli ale zawsze COŚ!) przejść na wege w końcu kiedyś tam
A teraz jestem u niego i moja 'teściowa' bardzo się przejęła tym, że jestem wege i gotuje w małym garnuszku oddzielnie zupy na kostce z warzyw a nie rosołowej, wymyśla codziennie jakieś dania bezmięsne (a mówiłam jej, że jej pomogę czy sama coś zrobię to się złości na mnie) i wydaje mi się, że gdyby nie 'teściu' to ona już dawno by była wege, hihi.
rosa - 2007-08-13, 18:04
| DagaM napisał/a: |
Mój czasami z grzeczności zje ze mną obiad mojego pomysłu, a później słyszę "wiesz, to danie ma potencjał, jeszcze gdyby te nalesniki były z białej mąki to by było pycha" itp. Krew człowieka zalewa, a konkretnie mnie .
Przez to, że Piotr stołuje się na mieście i je różne świństwa mocno doprawione, moje dania sa dla niego bez smaku. Fakt, że mało solę, ale za to sypię więcej przypraw, jednak to za mało dla jego spaczonych kubków smakowych.
|
u nas jest bardzo podobnie, z tym, że mój Piotrek mięsa nie je dłużej niż ja, ale jakiś czas temu zaczął jeść ryby. rzadko, zazwyczaj w gościach.
on nie lubi razowych rzeczy, sam to by sobie kupował tylko białe buły i jogurt i banan i cola i parówki sojowe
gotuję codziennie (bo dzieci muszą jeść ), obiad zawsze jest wegański (nie będę przecież gotować dla każdego coś innego), prawie zawsze jest zupa (bo chłopcy uwielbiają) i jakieś drugie na szybko.
Piotrek musi zjeść to co ugotuję, bo u nas w miasteczku nie ma restoranów i innych takich, ja jednak często łącze mąkę białą i razową, żeby nie słuchać jego ględzenia. a makaronu to niestety razowego nie przełknie, więc jest biały lub zielony. kasza mu rośnie, ryż też nie za bardzo. może ziemniaki by zjadł. jednak jest jedyną osobą która u nas w domu lubi ziemniaki z kotletem . ale jak jest głodny to zjada i kaszę.
u niego w rodzinie jada się głównie białe bułki i słodycze, popija się colą. więc nawyki żywieniowe wyniósł bombowe.
na szczęście z chłopcami zawsze się starał, jak on gotował to również była zupa, kasze itd. teraz jak chłopaki są duże to trochę inaczej to wygląda
chłopcy nie są tacy wybredni, ale pizza to i tak ich ulubione danie
a o ekologii P. to niestety już zapomniał ostatnio się dowiedziałam, że rzeczy uprane w orzechach śmierdzą. nie, jemu to niby nie przeszkadza, ale czy ja tego nie czuję?
często jest mi przykro, że on nie rozumie pewnych spraw, a na moje argumenty słyszę, że przesadzam. kiedyś taki nie był, ale ja cierpliwie czekam może się odmieni
Marcela - 2007-08-13, 18:55
Tak czytam co napisałyście i wiecie co, chyba zaraz pójdę ucałować mojego męża! Ja chyba nie umiałabym się związać z kimś z kim mi tak bardzo nie po drodze. Nie chciałoby mi się walczyć, tłumaczyć, robić podchody. Ja jestem wege już 18 lat. Mój mąż 13. Poznakiśmy się 7 lat temu i oboje już wiedzieliśmy czego chcemy. Mój mąż świetnie i co najfajniejsze - chętnie gotuje. Nasza 6 mies. córeczka też będzie wege. Już jest Nasze rodziny miały wiele lat na to, żeby się przyzwyczaić do naszych "dziwactw" i nikt się do nas nie wtrąca, nikt nas nie nawraca . Nikt nawet nie próbuje nas pouczać w kwestiach żywienia dziecka. Zapomiałam o tym, że mam taką komfortową sytuację. Przestałam to doceniać. Teraz kiedy przeczytałam to co napisałyście zdałam sobie sprawę, że jestem szczęściarą...
Bananna - 2007-08-13, 18:59
Marcela, mój mężczyzna, mimo iż jeszcze je mięso, to jak na razie jest bardzo bezkonfliktowy i gotuje to co jem ja a nie on Jedyna rzecz o którą się kłócimy to kto dzisiaj gotuje bo..oboje zawsze chcemy stać przy garach i w tym nie da się na kompromis z nim iśc bo nawet nie pozwala mi czegokolwiek pokroić
ucałuj męża ucałuj, mało takich jest! Ale ja i tak nie narzekam, wiem że Zyga też szybko przejdzie na wege, zwłaszcza, że los zwierząt nie jest mu obojętny (rok pracował w rudzie śl na schronisku, a teraz chce mi pomagać w organizowaniu różnych akcji i imprez na rzecz zwierząt )
Alispo - 2007-08-13, 19:03
Oj,jestes Marcela,jestes..ucalowania jak najbardziej sie naleza
P.S. ja tez"przesadzam"i tez naiwnie wierze,ze moze kiedys itp.Frajerka;)Ale przeciez tez niby nie mam tak zle..mogloby byc gorzej A oprzy dziecku to sie dopiero zacznie..
Pocieszajace jest to,ze i tak ci wszyscy nasi"niedobrzy"faceci to sa dla nas najcudowniejsi na swiecie nawet z tymi przykladowymi bialymi bułami,niezrozumieniem dla naszych dziwactw itd.Kto powiedzial,ze ma byc latwo
Lily - 2007-08-13, 19:23
Marcela, fajnie że masz takiego męża, ale związki to zazwyczaj sztuka kompromisu i takie "przepychanki" są jak najbardziej normalne...
Bananna - 2007-08-13, 20:51
| Alispo napisał/a: |
Pocieszajace jest to,ze i tak ci wszyscy nasi"niedobrzy"faceci to sa dla nas najcudowniejsi na swiecie nawet z tymi przykladowymi bialymi bułami,niezrozumieniem dla naszych dziwactw itd.Kto powiedzial,ze ma byc latwo |
uśmiechnęłam się jak to przeczytałam bo tak samo pomyślałam,
ale mi się rymnęło no ładnie ;P
elenka - 2007-08-14, 08:08
Chciałabym się przyłączyć do dyskusji i podzielić swoim doświadczeniem.
Podobnie jak Marcela chyba muszę ucałować mojego lubego jak z pracy wróci
Mieszkamy razem już ponad 6 lat i na początku oboje jedliśmy mięso, z tą różnicą, że u Jarka mięso jadło się trzy razy dziennie i jedynym wyjątkiem był piątek, u mnie jadło się je dużo rzadziej i jak ja wzięłam gotowanie w swoje ręce, to kotlety były góra dwa razy w tygodniu.
Zaczęły się na jego talerzu pojawiać warzywa, ryż i inne takie wynalazki. Ja od 18 miesięcy nie jem mięsa i jak powiedziałam o tym Jarkowi, to zaakceptował to bez problemu. On nie je mięsa od 8 miesięcy.
Na początku gotowałam "na dwa garnki" czyli dla mnie co innego, a dla niego czasami kotlety. Nie chciałam mu narzucać swojej diety i nie chciałam aby chodził głodny.
Po roku stwierdził, że też chce zostać wege i na początku sama mu wybijałam ten pomysł z głowy
Nie chciałam aby z mojego powodu przestał jeść mięso, namawiałam go aby to jeszcze raz przemyślał, a jednocześnie dzieliłam sie tym co przeczytałam np. u Grodeckiej.
Teraz oboje nie jemy mięsa i bardzo nam z tym dobrze, chcemy aby nasze dziecko też było małym wegetarianinem.
Obyło się u nas bez burzliwych kłótni i narzekania i bardzo się z tego cieszę.
pao - 2007-08-14, 10:37
więc tak:
enzymy trawienne:
do trawienia mięsa potrzebne sa dużo silniejsze i inne enzymy. jeśli dziecko nigdy mięsa nie jadło może mieć trudności ze strawieniem go jeśli będzie chciało to mięso zacząć jeść. może, nie musi, bo to zależy od sposobu podania mięsa, doboru rodzaju i innych czynników. zatem człowiek dorosły, który nigdy mięsa nie jadł może się dostosować do diety mięsnej ale stopniowo, powoli, niewielkimi ilościami i ze świadomością występowania niestrawności na początku.
z punktu widzenia wegetarianina powrót do mięsa jest czymś dziwnym, niemniej czasem sie zdarza.
bartek bał się, zę u gabi te enzymy zanikną zupełnie stąd sporadycznie podawane ryby były. teraz to by się z tego zaniku pewnie ucieszył
| Cytat: | Wicia napisał/a:
Czyli do jakiego wieku ma czas na "spróbowanie mięsa"?
Ile go musi zjeść?
Czy nie zanikają jak się przestanie jeść?
Czy nie powstaną jeśli zacznie się mając lat 20?
Jakiej natury to są problemy, czy krótkotrwały szok dla organizmu czy dożywotnie problemy?
Jakby podać pierwszy raz mięso trzylatkowi to już się pojawią problemy czy zaczną się tworzyć enzymy? |
generalnie w każdym, tylko trzeba to zrobić odpowiednio. analogicznie jak niemowlęciu nie podaje się schabu z grilla tylko pierś z indyka bez przypraw, tak i "wracając" do mięsa podobne zasady należało by zastosować.
ciężko powiedzieć ile. to raczej chodzi o pewne sporadyczne ilości co jakiś czas niż o mięsną dietę, jednak myślę, że nie ma konieczności jedzenia mięsa. a jeśli już ktoś z racji kompromisu w mięsożercą chce minimum wprowadzić to ryba z odłowu raz na jakiś czas powinna sprawę zamknąć. bo trzeba jeszcze rozróżnić kwestie samych enzymów od kwestii chemii spożywczej zawartej w mięsie z którą nie mniej trudno sobie poradzić co z samym mięsem.
co do zanikania: tak, zanikają. osoby które kiedyś jadły mięso a teraz nie jedzą po jakimś czasie też skład soków trawiennych ulega stałej zmianie. czyli nie dotyczy to tylko dzieci, ale i dorosłych którzy wiele lat mięsa nie jedli. między innymi dlatego przy nawet przypadkowym zjedzeniu czegoś mięsnego u wegetarian pojawiają sie zatrucia i niestrawności.
generalnie podanie mięsa jest szokiem zawsze. to poważne obciążenie dla organizmu zatem jeśli już ktoś to mięso ma jeść i tak lepiej do diety wprowadzić je później niż wcześniej. współczesna dietetyka dziecięca (niewegetariańska) przesunęła granicę pierwszego podania posiłku mięsnego i wykluczyła niemal zupełnie czerwone mięso.
zatem spokojnie: podanie trzylatkowi na pewno będzie dla niego lepszym rozwiązaniem niż roczniakowi choć ja bym tam nie podawała
co do konsekwencji: dla organizmu to będzie szok. i tak jak maluszek jest nieświadomy i ten szok nie jest zapamiętany, tak w przypadku dorosłego odczucia będą bardziej dobitne właśnie przez świadomość nieprzyjemności. może to wpłynąć na niechęć do mięsa (skojarzenia mogą być trwałe), może to spowodować poważne zatrucia, jednak jeśli taki człowiek będzie rzeczywiście chciał jeść mięso, może to uczynić, kwestia wyselekcjonowania odpowiednich gatunków najlepiej z eko źródeł, powoli i stopniowo.
zatem nie tyle istotne jest samo podanie mięsa, co raczej uprzedzenie dziecka/dorosłego o tym, zę chcąc wrócić do trupów trzeba to zrobić spokojnie, powoli i rozważnie.
| Cytat: | | pao, te sytuacje sa jakby żywcem wyciągnięte z naszego życia, i-den-ty-ko, a skoro tak, to widzę że doskonale rozumiesz sytuację w jakiej jestem. |
ano... kwestia jeszcze w jaki sposób o tym rozmawiacie. z bartkiem było o tym ciężko że to typ niebywale złośliwy, kąsający i elokwentny zatem dyskusje były uciążliwe.
| Cytat: | | Krew człowieka zalewa, a konkretnie mnie |
ja bym sie uśmiechnęła i powiedziała "ale nie są, smacznego "
| Cytat: | | Takie komentarze, jak wyżej, kończą się ostrą dyskusją, albo i awanturą. Na koniec tej całej przepychanki wykrzykuje, że juz nigdy więcej nie ugotuję nic dla niego. Po czym mija kilka dni i znów razem zasiadamy do obiadu mojej produkcji...i tak w kółko. |
to postaw na konsekwencje bartek dobrze wiedział, że mnie nie warto prowokować, bo choć nieba mu przychylę i uczynię co w mojej mocy by było dobrze, to jednak jeśli podpadnie to sam zostanie z piwem które nawarzył... efekt taki, ze szybko przestał marudzić na moje obiady, bo z dwojga wolał zjeść coś nietypowego zamiast gotować sobie samemu czy też niepotrzebnie wydawać pieniądze
kiedyś chciał taki typowy obiad... zrobiłam mu kotlety (z soczewicy rzecz jasna), ugotowałam ziemniaki, zrobiłam jakąś standardową surówkę. rzecz jasna nie mogłam sie oprzeć i dodałam jeszcze indyjski sos miętowy na słodko tego nie przebrnął no ale i sos był oddzielnie więc nie musiał sobie nakładać
| Cytat: | | A tak na marginesie, pao, jakich kosmetyków używasz, np. dezodorant czy balsam do ciała? |
lavera, logona, sante. przede wszystkim tych szukam
| Cytat: | | I jeszcze jedno pytanie, gotujesz według jakis przepisów z konkretnej książki, czy sama wymyślasz dania? Tak pomyslałam sobie, że gdybym może zaczęła gotować według sprawdzonych przepisów to może bardziej by smakowało Piotrkowi... |
ja opieram sie na intuicji. w gotowaniu też. sporadycznie korzystam z jakichkolwiek przepisów. czytam przepisy ewentualnie by znaleźć inspiracje na nowe łączenia ale nieczęsto z nich korzystam.
| Cytat: | | A tak w ogóle jestem w dzikim szoku, że udało Ci się przeciągnąć Bartka na swoją stronę. Może powinnam więcej wykładów udzielać na temat szkodliwości tego, czy owego. |
wiesz, może mi sie to udało, bo go wałśnie nie przeciągałam...
nic na siłę
generalnie to on mi utrudniał życie a ja cierpliwie tłumaczyłam moje stanowisko, szanując przy tym jego. gdy on mi marudził o tym że wątrobę mu wzdęło i żebym coś wymyśliła, to słyszał dlaczego (zapijał sie mlekiem...). oczywiście na początku negował wszystko co mówiłam, ale mnie to nie przeszkadzało. w końcu cała ta wiedza którą usłyszał gdzieś zadziałała. zaczęło sie od mleka właśnie: miał taki czas, gdy mleka nie pił przez czynniki zewnętrzne. sam zauważył że wątroba mu nie puchnie, ze czuje sie lepiej i inne takie. więc postanowił sprawdzić czy rzeczywiście niepicie mleka miało na to wpływ. potem tak testował na sobie inne moje teorie robił to po cichu nie przyznając się przede mną dopiero po czasie, jak sie upewnił, jak już nabrał przekonania i sam umiał powiedzieć coś na ten temat przyznawał sie do kolejno wprowadzanych zmian
ale to wszystko był jego wybór, jego rozwój i jego świadomość. ja tylko rzuciłam kilka ziaren i czasem przyczyniłam się do kilku kropel deszczu
| Cytat: | | ostatnio się dowiedziałam, że rzeczy uprane w orzechach śmierdzą. |
tak, bartek początkowo też narzekał. ale ostatnio jak byliśmy u jego siostry to pokochał cała ekologie: nie mógł wytrzymać tych wszystkich syntetycznych zapachów. jak zza okna gnojówkę poczuł to był najszczęśliwszy na świecie
| Cytat: | | Cytat: | Wicia napisał/a:
DagaM! Przyślij Piotrka do Pao! Sukces gwarantowany |
Sama chętnie bym poznała pao, to bardzo mądra i życiowa kobitka! |
wicia, nie rób ze mnie "superniani"
Daga, wszystko możliwe co prawda warszawę raczej omijam, ale kto wie...
Martuś - 2007-08-14, 10:42
Hmm, piszecie o tych enzymach trawiennych 'specjalnie do mięsa', czy to aby nie jakiś mit?? Bo co one konkretnie miałyby specjalnego w mięsie trawić? Białko? Jeśli tak, to przecież organizm nie ma jakiś osobnych programów do trawienia białka zwierzęcego i roślinnego (zresztą nabiał to tez przecież 'białko zwierzęce'), tylko po prostu rozbija wielkie łańcuchy białek na mniejsze (oligopeptydy), a później na pojedyncze aminokwasy i jakoś kupy mi się nie trzyma teoria, że potrzebuje do tego jakiś dwóch odrębnych rodzajów enzymów, zresztą nigdzie nie spotkałam sie z żadną teorią mówiącą o tym, że poszczególne rodzaje enzymów trawiennych trawią białka różnego pochodzenia, poza podpuszczką, która występuje w żołądku w okresie niemowlęcym i rozkłada kazeinę z mleka. Bardzo jestem ciekawa opinii kogoś znającego sie na biochemii.
| pao napisał/a: | | do trawienia mięsa potrzebne sa dużo silniejsze i inne enzymy |
Ale co to są za tajemnicze enzymy pao i za trawienie jakiego składnika mięsa konkretnie odpowiadają? Bo ja nie słyszałam nigdy o innych enzymach trawiących np. białko, niż pepsyna, trypsyna, chymotrypsyna i peptydazy i trawią one białka po prostu w poszczególnych odcinkach przewodu pokarmowego.. Poza tym jeszcze istnieją enzymy trawiące cukry, tłuszcze i kwasy nukleinowe i nie ma tutaj rozróżnienia na jakieś silniejsze co się nagle pojawiają jak te słabsze rady nie dają, dużo szukałam na ten temat ale nigdzie nie znalazłam choćby wzmianki o tym, że w zależności od tego, co jemy, organizm ludzki posiadał różne enzymy trawienne. Natknęłam się tylko na informację, że w starszym wieku może występować niedobór enzymów, ale jest to sytuacja patologiczna wymagająca leczenia, ponieważ uniemożliwia czy upośledza trawienie i wchłanianie składników odżywczych.
kasienka - 2007-08-14, 10:53
| Martuś napisał/a: | | Bardzo jestem ciekawa opinii kogoś znającego sie na biochemii. |
ja też. Te informacje, które podałaś, pao, znam, ale nie potrafię podać źródła, raczej są one zasłyszane od kogoś. Jestem ciekawa, może Michał coś wie na temat?
i nie wiem, czy zanikają te enzymy...Zuzia dwa razy miała mięso w ustach i nie było sensacji, plus raz, jak dali jej jakiś sos z mięsem w przedszkolu i wtedy była, sraczka
Ja po kilkunastu latach niejedzenia mięsa też miałam z nim spotkanie i nie zauważyłam żadnych objawów niepokojących9oprócz wyrzutów sumienia).
pao - 2007-08-14, 10:54
generalnie do każdego rodzaju pokarmu nieco inaczej wyglądają enzymy. stąd osoby jedzące w danej kuchni miewają poważne kłopoty w kuchniach innych kultur. kuchnie egzotyczne (takie naprawdę egzotyczne e nie dostosowane do wymogów zachodu) bardzo poważnie rozstrajają żołądek.
tu jest podobnie: soki trawienne potrzebne by przetrawić mięso są dużo silniejsze od tych które radzą sobie z np warzywkami. oczywiście każde mięso nieco inaczej jest trawione, podobnie jak każde warzywo i jeszcze przyprawy wpływ na to mają.
częstym zjawiskiem przy przejściu na dietę wege jest to, że po zjedzeniu posiłku czujemy się szybko głodni. wynika to właśnie z tego, że organizm do tej pory przyzwyczajony do mięsa traktuje obiad zbyt silnymi sokami trawiennymi. efekt dotyczy gwałtownej i radykalnej zmiany diety szczególnie u osób których udział mięsa w diecie był duży. jednak z czasem ten efekt mija. a mija, bo organizm powoli dostosowuje się i proporcje i rodzaj enzymów zostaje dostosowany do nowej diety.
Martuś - 2007-08-14, 11:00
| kasienka napisał/a: | | i nie wiem, czy zanikają te enzymy |
Hmm to ja przede wszystkim nie wiem, co za enzymy miałyby zanikać, skoro na diecie wegetariańskiej, czy tez zupełnie roślinnej musimy trawić zarówno białka, tłuszcze, jak i skrobię (no i DNA i RNA każdej komórki też). Myślę, że sensacje po zjedzeniu mięsa mogą wynikać z tych samych czynników, co po zjedzeniu czegokolwiek innego, np. dużej ilości toksyn, chemii czy jakiś niestrawnych składników (tak jak np. po zjedzeniu niemytego, pryskanego warzywa czy owocu), no ale to już tylko moje spekulacje..
| pao napisał/a: | | częstym zjawiskiem przy przejściu na dietę wege jest to, że po zjedzeniu posiłku czujemy się szybko głodni. wynika to właśnie z tego, że organizm do tej pory przyzwyczajony do mięsa traktuje obiad zbyt silnymi sokami trawiennymi. |
Pao, ale nadal piszesz bardzo niekonkretnie, i z tego co napisałaś w tym momencie wynika, że może chodzić raczej o ilość enzymów (jak je nazwałaś 'soków trawiennych), niż ich 'różność', to by do mnie przemawiało, że do strawienia kawałka mięsa potrzeba np. w żołądku więcej pepsyny i lipazy, niż do strawienia kaszy.
| pao napisał/a: | | generalnie do każdego rodzaju pokarmu nieco inaczej wyglądają enzymy |
Ale co to konkretnie znaczy? Przecież nie ma żadnego enzymu trawiącego konkretny pokarm tylko konkretne związki pokarmowe. Inaczej może wyglądać proporcja ich wydzielania przez organizm, np. jak się zje coś tłustego, to z żołądku potrzeba więcej lipazy, a jak coś słodkiego, to w jamie ustnej uaktywnia się ptialina.
A z tymi problemami po kuchniach innych kultur to może też po prostu chodzić o ostre przyprawy, wodę itp.
pao - 2007-08-14, 11:38
bo i o proporcje przede wszystkim chodzi. stąd ja nie panikowałam na myśl ze dziecko bezmięsne będzie ale mięsożerca wręcz przeciwnie
osoby które nie mogą wrócić do mięsa należą do wybitnej mniejszości i generalnie poza tym, że występują nie widziałam żadnych rzetelnych opracowań na ten temat. zatem trudno nawet spekulować co tak naprawdę jest przyczyną tej nietolerancji. to tak mała grupa, że chyba nawet zrobienie rzetelnych badań było by utrudnione.
stąd według mnie nie tyle podawanie mięsa jest konieczne (wręcz przeciwnie uważam) ale raczej właściwe jego podanie jeśli już osoba do mięsa chce wracać.
od razu nasuwa mi sie pewien przypadek rybaka który po zatopieniu łodzi długo dryfował i przystosował swój organizm do picia słonej wody i jedzenia surowych ryb. kiedy go odratowali zjadł normalny posiłek (chyba do tego zbyt obfity jeśli dobrze pamiętam) i umarł... zatem żyła na czymś co powinno było spowodować śmierć a umarł od tego co teoretycznie niosło życie... (podobnie było przecież z ludźmi z obozów zagłady...)
zatem nie tyle o sam posiłek chodzi ale o jego stopniowe wprowadzanie do diety. nasz organizm nie lubi zbyt gwałtownych zmian i tyle
kasienka - 2007-08-14, 12:24
| pao napisał/a: | | osoby jedzące w danej kuchni miewają poważne kłopoty w kuchniach innych kultur. | miałam znajomego krysznowca, który bardzo źle tolerował kuchnie indyjską, mówił tak samo Coś w tym jest, ja sobie nie wyobrażam zjeść takiego ostrego indyjskiego dania, a oni to normalnie na co dzień wcinają.
| pao napisał/a: | | zatem żyła na czymś co powinno było spowodować śmierć a umarł od tego co teoretycznie niosło życie... (podobnie było przecież z ludźmi z obozów zagłady...) |
podobnie po wychodzeniu z głodówki lub ostrej diety. Mój tata prawie się przekręcił, bo po czterdziestodniowej diecie Dąbrowskiej zjadł...kaszankę...Słyszałam też o psie, który po zjedzeniu hamburgera zwrócił go na środeczku mcdonalda a przeciez jadł mięso codziennie Według mnie nie chodzi o enzymy jakieś konkretne, tylko tak jak napisała pao, o rodzaj, sposób podania i delikatność wprowadzania.
Jednak niektórzy przeciwni diecie wege u dzieci podają przykład tych enzymów, jako coś, co odcina dzieciom możliwość wyboru w późniejszych latach. Fajnie byłoby przeczytać, czy jest w tym ziarnko prawdy, czy to wymysł.
pao - 2007-08-14, 12:59
niestety szczegółów w kwestii enzymów nie podam, bo z tym spotkałam sie parę ładnych lat temu. bartek jak już nie raz pisałam, wracał z wykładów z kolejną porcją argumentów od profesor Czerniejewskiej, która jest przeciwniczką wegetarianizmu. wtedy zasypał mnie potężną ilością danych ale teraz pewnie sam nawet części ich nie pamięta
temat odparłam, ale właśnie w ramach kompromisu przystałam na te ryby. teraz temat nie istnieje i bartek nie wyobraża sobie by nasze dzieci miały jeść mięso: nie ważne jakiego pochodzenia i jak bardzo czyste ekologicznie. wtedy jednak miał skrajnie odmienne poglądy.
generalnie jakieś ziarnko prawdy w tym jest, bowiem te 6 lat temu dostałam sporą bazę danych na ten temat, tabele, wyniki badań inne takie. kobita wzięła sobie do serca pomóc bartkowi mnie nawrócić, szczególnie dla dobra dziecka... przyznam, że to był jedyny czas, gdy miałam na kontrę naprawdę silne argumenty. ale fakt że sobie z nimi poradziłam spowodował tylko tyle, że bartek wpierw sie wkurzał, ale z czasem uznał, zę coś w tym jest no i mam efekty
Bananna - 2007-08-14, 13:43
kurcze pao, masz olbrzymią wiedzę, skąd Ty to wszystko wiesz?
pao - 2007-08-14, 14:03
a tak jakoś z czasem sie tego uzbierało
zojka3 - 2007-08-14, 20:18
No widzę, że dyskusja się jakby zamknęła ale muszę dorzucić jeszcze swoje trzy grosze Kilka lat temu przeczytałam w jakiejś gazecie wzmiankę, że mięso uzależnia. Tzn., że podczas trawienia mięsa powstają jakieś związki, które uzależniają i dlatego wiele osób nie ma siły jak mięsa nie zje. To była informacja w stylu: amerykańscy naukowcy.... może jednak białko białku nie równe. To tak w ramach zamącenia czym nie nalezy się przejmować
Ale może ktoś mi wytłumaczy, bo zupełnie nie mam o tym pojęcia, dlaczego, jak mówią, żelazo z mięsa jest lepiej wchłaniane niż z warzyw skoro składnik pokarmowy jest tylko składnikiem pokarmowym niezależnie czy ze źródła roślinnego czy zwierzęcego?
Czy to takie gadanie aby gadać (osobiście skłaniam się ku tej wersji )
pao - 2007-08-14, 20:38
kwestia uzależniania:
spotkałam sie z tą teorią, ma trochę luk ale i ma kilka ciekawych kwestii. nade wszystko tak jak wiele karm dla zwierząt ma dodawane substancje mające wywołać uzależnienie. podobne praktyki zdarzają się też przy produkcji przetworów dla ludzi. są rzecz jasna zakazane, jednak co rusz gdzieś się słyszy o kolejnym przypadku.
niemniej wiele osób jedzących mięso wykazuje sie zachowaniami nałogowca i czasem przyrównuję to do nałogu. najczęściej budzi to kolosalny bunt właśnie u owych osób i to takiego rodzaju, że wrażenie nałogu tylko sie nasila. co prawda te słowa to moja hipoteza a nie jakiekolwiek fakty, jednak zjawisko jest ciekawe.
a co do żelaza:
człowiek nie wchłonie prawie w ogóle żelaza nieorganicznego. wchłania zatem albo to odzwierzęce albo koloidalne pochodzenia roślinnego. mięso zawiera spore ilości żelaza i to łatwo przyswajalnego, jednak najczęściej człowiek jedzący sporo mięsa ma niedobory witamin koniecznych do prawidłowego wchłonięcia żelaza. efekt taki, że spora jego zawartość i łatwiejsze wchłanianie niewiele pomagają.
żelazo w roślinach ma nieco inną strukturę i potrzebuje inną modyfikację przejść by zostać wchłoniętym. jednak z drugiej strony nie ma ryzyka niedoborów koniecznych do wchłonięcia witamin. zatem mimo pewnych utrudnień, niekoniecznie krew pić trzeba by niedobory wyrównać
nawiasem: jedna z chorób pochodnych anemii (nazwy nie pamiętam) charakteryzowała sie właśnie bladą cerą i zapędami do picia krwi (niekoniecznie ludzkiej). z punktu widzenia biologi, całkiem słusznie, bo przecież takie żelazo szybko sie wchłania i jest pomocą przy tej konkretnej chorobie. na szczęście taki wampiryzm jest bardzo rzadki i aktualnie chyba już nie występuje.
Martuś - 2007-08-14, 21:07
| zojka3 napisał/a: | | Ale może ktoś mi wytłumaczy, bo zupełnie nie mam o tym pojęcia, dlaczego, jak mówią, żelazo z mięsa jest lepiej wchłaniane niż z warzyw skoro składnik pokarmowy jest tylko składnikiem pokarmowym niezależnie czy ze źródła roślinnego czy zwierzęcego? |
Trawienie to jedna sprawa, a przyswajanie to druga. Białka, węglowodany i tłuszcze muszą być strawione, czyli rozbite na drobniejsze części, zanim organizm będzie e mógł przyswoić, a witaminy i minerały nie podlegają takiemu rozkładowi i są przyswajane w takiej postaci, w jakiej organizmowi są dostarczone (tzn, organizm ma zdolność do przekształcania np. beta karotenu w witaminę A, czyli syntetyzowania, wytwarzania jej, ale to zupełnie co innego niż trawienie). I to nie jest tak, że składnik pokarmowy jest tylko składnikiem pokarmowym bez względu na źródło. Źródło białka nie ma znaczenia przy jego trawieniu, w tym sensie, że w procesie trawienia białko jest zawsze rozbijane na konkretne aminokwasy za pomocą tych samych enzymów. Na etapie przyswajania już ma znaczenie, jakie są ilości i proporcje poszczególnych aminokwasów. Analogicznie jest z witaminami i minerałami. Ich skład chemiczny różni się nieco w zależności od formy, w jakiej występują, a także od tego, czy są pochodzenia syntetycznego, czy naturalnego (np. forma prawoskrętna czy lewoskrętna witaminy C). W przypadku żelaza jego forma jest różna w zależności od tego, czy pochodzi z tkanki zwierzęcej (żelazo hemowe) czy roślinnej (niehemowe). To hemowe jest lepiej przyswajalne, jednak wchłanianie żelaza jest podwyższane przez witaminę C, która w roślinnych źródłach żelaza naturalnie występuje obok niego. Także jeśli ktoś odżywia się na diecie roślinnej racjonalnie, to oczywiście nie grozi mu anemia, jednak nie zmienia to faktu, że żelazo z mięsa przyswaja sie w większym procencie. Z kolei np. wapń jest lepiej przyswajalny dla ludzkiego organizmu ze źródeł roślinnych, niż z nabiału, ale w naszym kraju niestety jeszcze trochę czasu minie, zanim taka informacja dotrze do umysłów większości społeczeństwa..
Lily - 2007-08-14, 22:28
Kampania mleczna dopiero się rozkręca, będzie darmowe mleko w szkołach, no bo dzieci muszą mieć wapń... szkoda tylko, że bezużyteczny.
zojka3 - 2007-08-15, 03:56
Bardzo dziękuję za wyjaśnienia a z tym mlekiem to naprawdę przerażające, bo nawet nie to, że wapń bezużyteczny to jeszcze sposób jego dostarczenia szkodliwy, powodujący ubytek tegoż
pao - 2007-08-15, 10:53
na szczęście moja córa takie wykłady daje odnośnie mleka i miesa, ze nikomu nawet do głowy nie przychodzi by tym ją częstować
dort - 2007-08-16, 07:57
a propos dzieci i ich wrażliwości - wczoraj uslyszalam zabawna (podobno) historie jak to 6-latek sam wszedl do kurnika (pierwszy raz, dziecko wychowywane jest w miescie) i poprosil zeby mu pokazac jak sie zabija i oporzadza kurczaka, bo on chetnie by zjadl takowego na obiad - ja bylam wstrzasnieta ta historia, reszta sluchaczy rozbawiona
Lily - 2007-08-16, 08:16
Sąsiadka moich rodziców sprzątała w rzeźni i opowiadała, że przyszedł do niej synek i tam go ktoś namawiał, żeby sobie zobaczył zabijanie świni. On nie chciał i tam się bardzo dziwili, bo wszystkie dzieci z okolicy przychodzą popatrzeć...
Ona była raczej wstrząśnięta tym pomysłem...
Alispo - 2007-08-16, 12:49
oj tak,to jest koszmarne..tez sie napatrzylam na dzieciaki patrzace na zaladunek swin czy nawet walace swinie plastikowymi butelkami po glowach juz nasladuja rodzicow..a zaczyna sie od tego,ze sie temu dziecku pokazuje takie rzeczy,gdy ono jest jeszcze wrazliwe i je to smuci..i pieknie sie zabija w nich wrazliwosc potem..z reszta i w lecznicach widze sytuacje z dziecmi,przy ktorych nie powiny byc...ale jakos otoczenie nie pomysli o tym,ze maluchy wrazliwe sa i nie na wszystko powinny patrzec
majaja - 2007-08-16, 21:32
Kwestia indywidualnej wrażliwości. U mnie to był pierwszy impuls by nie jeść mięsa, ale zaowocowało to po ładnych paru latach, ale jak pierwszy raz widziałam świniobicie to nie doznałam szku, tylko... taki dyskomfort psychiczny był. Ale moje siostry były wręcz zafascynowane.
biechna - 2007-09-06, 19:02
...
YolaW - 2007-09-06, 19:08
biechna rozumiem, rozumiem...zresztą Ty wiesz
biechna - 2007-09-06, 19:12
YolaW, wiem, wiem... ech te dylematy, to przekładanie decyzji, dojrzewanie, przygotowanie, za małe mieszkanie, za mało pieniędzy, za trudno będzie karmić najlepsza byłaby w takim razie wpadka
YolaW - 2007-09-06, 19:22
| biechna napisał/a: | | YolaW, wiem, wiem... ech te dylematy, to przekładanie decyzji, dojrzewanie, przygotowanie, za małe mieszkanie, za mało pieniędzy, za trudno będzie karmić najlepsza byłaby w takim razie wpadka |
dokładnie zaprosić Maluszka i może przyjdzie mimo ciągłego dopuszczanie do głosu rozsądku. Trzymam za was kciuki biechna i szczerze dopinguję
Lily - 2007-09-06, 19:24
| biechna napisał/a: | bojster napisał/a:
kobieta weg(etari)anka po prostu bierze faceta, a potem gotuje wege obiady |
tak jak u mnie...
biechna - 2007-09-06, 19:27
| YolaW napisał/a: | Trzymam za was kciuki biechna i szczerze dopinguję |
Dzięki - i z wielką wzajemnością!
YolaW - 2007-09-06, 19:30
| biechna napisał/a: | | Dzięki - i z wielką wzajemnością! |
biechna - 2007-09-06, 19:31
YolaW, a pomyśleć, że ludzie tak się boją wpadek...
jesteśmy odrobinę nietuzinkowe
Lily - 2007-09-06, 19:34
Na pewnym etapie nie ma czego się bać
YolaW - 2007-09-06, 20:04
| biechna napisał/a: | | jesteśmy odrobinę nietuzinkowe |
temu zdecydowanie nie mogę zaprzeczyć
| biechna napisał/a: | | YolaW, a pomyśleć, że ludzie tak się boją wpadek... |
| Lily napisał/a: | | Na pewnym etapie nie ma czego się bać |
Niby nie ma czego, ale ja bym akurat wolała wpadkę. Teraz ciągle myślę, czy to juz teraz czy za miesiąc kolejna próba...trochę mnie to męczy. Zdecydowanie wolałabym wpadkę w najmniej spodziewanym momencie.
Lily - 2007-09-06, 20:05
Ja nie chcę ani próbować, ani mieć wpadki, ale jeśli wpadka się nie zdarzy, to nie będę mieć dzieci. A skoro do tej pory jej nie było to chyba tak ma być.
YolaW - 2007-09-06, 20:10
| Lily napisał/a: | | A skoro do tej pory jej nie było to chyba tak ma być. |
mam nadzieję, że nie u mnie
Lily - 2007-09-06, 20:16
nie, u mnie
maharet - 2008-12-25, 20:33
Moj partner kiedyś był wege,w liceumale zrezygnował,ze względu na ciężką pracę fizyczną za granicą i tak mu już zostało.Uważam,że to to powinna być indywidualna i przemyslana decyzja każdego więc jakoś specjalnie nie naciskałam.Jednak częściej on gotuje wegetariańskie posiłki dla mnie,bardzo dba o to by były zdrowe i zawierały potrzebne składniki.Szczerze mowiąc samej mi by się nawet nie chciało tak o to dbać.Nie gotuje osobno dla siebie mięsa,więc obiady jadamy wege, chociaż jak wyjeźdża(jest kierowcą) to odwiedza McDonaldy i KFC,jakąś wędlinę do kanapek też kupuje.
Teraz jak jestem w ciąży i mam problemy(pisałam w innym temacie)zaczął naciskać żebym jadła chociaż mleko i ryby,jak lelarz zalecił mięso to też się uczepił.Na szczęście znalazłam to forum,poczytałam i mam nadziejęże może da się bez tego obejść(przynajmniej bez mięsa rybiego czy jakiego kolwiek innego).Na pewno dam mu przeczytać.
yolin - 2008-12-25, 21:34
| Bananna napisał/a: | "Coraz więcej weganów i wegetarian rezygnuje z seksu z "mięsożernymi" partnerami postrzegając ich ciała jako "cmentarze zwierząt".
Najbardziej radykalni weganie nie tylko eliminują ze swojego życia mięso oraz produkty pochodzenia zwierzęcego, ale także unikają kontaktów erotycznych z osobami jedzącymi mięso, ponieważ wierzą, że ich ciała są budowane ze zwierzęcych zwłok. |
ja nie widze w tym zjawisku nic specjalnie skrajnego..
Bananna - 2008-12-28, 14:09
a ja uważam, że nie powinno oceniać się człowieka po tym, co je... | Lily napisał/a: | biechna napisał/a:
bojster napisał/a:
kobieta weg(etari)anka po prostu bierze faceta, a potem gotuje wege obiady
tak jak u mnie... |
- u mnie jest to samo, Kristo jak chce cokolwiek zjeść u mnie, to wie, że nie ma wyboru - mięsa nie będzie. I powiem wam, że on nawet jest zadowolony z tego, bo mówi że zawsze czegoś ciekawego u mnie spróbuje
yabuk - 2009-01-05, 17:06
| yolin napisał/a: | | Bananna napisał/a: | "Coraz więcej weganów i wegetarian rezygnuje z seksu z "mięsożernymi" partnerami postrzegając ich ciała jako "cmentarze zwierząt".
Najbardziej radykalni weganie nie tylko eliminują ze swojego życia mięso oraz produkty pochodzenia zwierzęcego, ale także unikają kontaktów erotycznych z osobami jedzącymi mięso, ponieważ wierzą, że ich ciała są budowane ze zwierzęcych zwłok. |
ja nie widze w tym zjawisku nic specjalnie skrajnego.. |
ja również. myśl o całowaniu kogoś mięsożernego jest.. niesmaczna.
Krokodyl - 2011-03-10, 21:34 Temat postu: Re: A to historia! Mięsożercy w odstawkę?
| Bananna napisał/a: | | Pewna badaczka z uniwersytetu Canterbury w Nowej Zelandii sformułowała na podstawie swoich obserwacji nowy termin "wegaseksualiści". - To zupełnie nowe zjawisko, z którym nigdy dotąd nie miałam okazji się spotkać - mówi dr Annie Potts. - Badani przeze mnie weganie przyznają, że chociaż osoby jedzące mięso często wydają im się atrakcyjne seksualnie, nigdy nie zdecydowałyby się na fizyczną bliskość z nimi." |
Nie istnieje nic takiego, jak "wegeseksualizm" i tworzenie tego typu terminów jest kompletnie bez sensu. Tak samo jak nie tworzymy "chrześcianoseksualizm", "niepalaczoseksualizm" i wiele, wiele innych.
Taki chrześcijanin też często przyznaje, że dana osoba jest wprawdzie dla niego atrakcyjna, ale do łóżka z nią nie pójdzie.
Ludzie nie są zwierzętami i to z kim idą, czy nie idą do łóżka nie zależy wyłącznie od ich seksualności (czyli kto jest dla nich w danej chwili atrakcyjny).
Jak ja czasem lubię, jak badacze i naukowcy robią takie nowe odkrycia.
Sporo z was pisało, że wyczuwacie "mięsożerców" po zapachu. Jakoś w to niezbyt wierzę. Zapach zależy w dużej mierze od higieny osobistej (nie tylko mycie się, ale też stosowanie perfumowanych kosmetyków, przez co niewiele można czuć), albo też od różnego rodzaju chorób (a schorzenia nie są domeną tylko i wyłącznie "mięsożernych").
A jeśli o dietę chodzi, to nigdy nie słyszałam, żeby dietetyk z powodu przykrego zapachu potu kazał odstawić mięso. Zazwyczaj odstawiają cebulę i czosnek.
koko - 2011-03-10, 23:01
Krokodyl, ale mięsożercy naprawdę mają inny skład potu i często jego zapach jest strasznie uciążliwy (ostro-kwaśny, że tak powiem), czego u tej-samej-dbałości-o-higienę wegetarian nie ma. Palacze też myślą, że kiedy akurat nie palą, to nie czuć od nich papierosów, a przecież tak nie jest.
Ale poza tym - zgadzam się z tobą. Wiele czynników wpływa na seksualność i tworzenie tworów typu "wegaseksualizm" jest wg mnie przegięciem. No, ale ludzie mają tendencję do klasyfikowania, nazywania i nadawania przynależności. A niech sobie tak robią
Katioczka - 2011-03-10, 23:06
| Krokodyl napisał/a: | | nigdy nie słyszałam, żeby dietetyk z powodu przykrego zapachu potu kazał odstawić mięso |
no i co z tego? Jak nie słyszałaś, znaczy, że nie istnieje, tak?
Wyobraź sobie, że bezwonna dieta Japończyków to w dużej mierze wodorosty, ryż,
surowe mięso ryb, odpowiednie przyprawy itd.
Europejczycy jedzą dużo serów, w tym pleśniowych, mięs, wędlin, przetworzonych produktów,
wzdymających i ciężkostrawnych pokarmów, przypraw bardzo aromatycznych itd. co bardzo wpływa na zapach nie tylko skóry ale też błon śluzowych (oddech, ślina, narządy płciowe)
Inną sprawą natomiast będzie, że żaden lekarz medycyny konwencjonalnej nie zakaże ci jeść mięso,
bowiem istnieje szeroko wyznawany przez lekarzy pogląd, że mięso jest zdrowe.
(chociaż znam przypadki, że lekarz sugerował zminimalizowanie spożycia mięsa w przypadku leczenia nowotworu)
Ja mam czuły węch i jestem w stanie wyczuć, kiedy ktoś je DUŻE ILOŚCI MIĘSA,
czuć jego woń w oddechu, pocie - jeżdżąc komunikacją miejską wiem co mówię...
ale bez przesady, przecież nie wyczuję, że ten przystojny brunet zjada 2 udka z kurczaka w tygodniu czy coś...
Nie ukrywam, że gdybym teraz szukała partnera, jego wegetarianizm (lub chociaż chęć, otwartość na zmiany tego typu) byłyby dla mnie wielkim plusem i ułatwieniem.
Krokodyl - 2011-03-10, 23:40
| Katioczka napisał/a: | | Jak nie słyszałaś, znaczy, że nie istnieje, tak? |
Nie. Znaczy dokładnie to, co napisałam, czyli, że jeszcze się z czymś takim nie spotkałam.
Dietetycy zazwyczaj z powodu przykrego zapachu potu każą ograniczać zazwyczaj cebulę i czosnek. O serach pleśniowych też słyszałam, że mają wpływ na zapach, ale nie pamiętam, szczerze mówiąc, czy pleśniowe sery też każą ograniczać z tego powodu.
Z ograniczaniem mięsa (z powodu zapachu) się nie spotkałam.
Co ma większy wg. Ciebie wpływ na zapach, jedzenie mięsa, czy serów pleśniowych? Ja tego nie umiem porównać.
Nie bardzo rozumiem argument o bezwonnej diecie Japończyków. Skoro jedzą mięso, to widocznie nie ma to wielkiego wpływu na zapach?
| Katioczka napisał/a: | Inną sprawą natomiast będzie, że żaden lekarz medycyny konwencjonalnej nie zakaże ci jeść mięso,
bowiem istnieje szeroko wyznawany przez lekarzy pogląd, że mięso jest zdrowe. | Znam lekarzy konwencjonalnych, którzy w różnych przypadkach zalecają nie jeść różne rzeczy, łącznie z mięsem. Np. mi osobiście zakazano swego czasu jeść ryby i wszystkie owoce morza (ze względu na jod), co mi nie przeszkadzało, bo i tak ich nie jadłam.
| Katioczka napisał/a: | | Ja mam czuły węch i jestem w stanie wyczuć, kiedy ktoś je DUŻE ILOŚCI MIĘSA, czuć jego woń w oddechu, pocie - jeżdżąc komunikacją miejską wiem co mówię... |
Rozumiem. Nie chcę podważać tego, co tu napisałaś, bo w końcu Ty sama najlepiej wiesz, co czujesz. Niektóre rzeczy trudno opisać, po prostu się je czuje.
Zastanawiam się jednak, czy robiłaś wywiad wśród ludzi dopytując się o ich nawyki żywieniowe? Np. wśród rodziny, byle większa grupa ludzi. Bo rozumiem, że czujesz JAKIŚ zapach, ale skąd wiesz, czym jest powodowany? Że np. ta osoba nie je duże ilości sera pleśniowego i/lub zepsute zęby i/lub inne różne problemy zdrowotne?
Albo chcesz powiedzieć, że ta osoba pachnie przetworami mięsnymi? Grilowanym mięsem, szynką, pasztetem itp?
Jeśli to właśnie miałaś na myśli, to skąd wiesz, że ta osoba spożywała te rzeczy a nie tylko była w otoczeniu? Tak jak np. każdy w obecności palacza przechodzi tym smrodem (włosy, ubrania, nawet skóra).
Katioczka - 2011-03-11, 00:29
| Krokodyl napisał/a: | | Nie bardzo rozumiem argument o bezwonnej diecie Japończyków. Skoro jedzą mięso, to widocznie nie ma to wielkiego wpływu na zapach? |
Japończycy jedzą mięso zazwyczaj surowe, wędzone, gotowane lub krótko smażone w woku.
Tradycyjna kuchnia japońska przewiduje dość niewielką ilość mięsa.
Nie jest to dieta typu kanapka z pasztetową na śniadanie, schabowy na obiad, kawałek podwawelskiej na kolację.
A właśnie taka dieta powoduje, że (w uproszczeniu) człowiek śmierdzi.
Przeczytaj sobie dokładnie co napisałam o ich diecie, tu na bezwonność składają się wszystkie produkty, a nie tylko mięso
| Krokodyl napisał/a: | Zastanawiam się jednak, czy robiłaś wywiad wśród ludzi dopytując się o ich nawyki żywieniowe? Np. wśród rodziny, byle większa grupa ludzi. Bo rozumiem, że czujesz JAKIŚ zapach, ale skąd wiesz, czym jest powodowany? Że np. ta osoba nie je duże ilości sera pleśniowego i/lub zepsute zęby i/lub inne różne problemy zdrowotne?
Albo chcesz powiedzieć, że ta osoba pachnie przetworami mięsnymi? Grilowanym mięsem, szynką, pasztetem itp? |
Mam czuły węch i czuję, kiedy ktoś pali papierosy, a kiedy tylko stał w dymie,
to się daje wyczuć nawet bez wyraźnych uzdolnień jakie mam (mogę pracować jako pies śledczy)
osoba jedząca duże ilości mięsa ma charakterystyczny kwaśny zapach potu,
skóra i oddech pachną też specyficznie
nie rozumiem stwierdzenia
| Cytat: | | skąd wiesz, że ta osoba spożywała te rzeczy a nie tylko była w otoczeniu? |
czy stojąc w kolejce obok lodówki z kiełbasami przesiąkam ich zapachem???
Czy jak ktoś obok je kanapkę z szynką, to ja też nią pachnę???
Za wszelką cenę chcesz udowodnić, że się mylę.
Krokodyl - 2011-03-11, 01:14
Nie, nie udowadniam, że się mylisz. To w ogóle nie było celem mojego postu.
Nie jest to nawet możliwe, gdyż ja nie wiem co czujesz. Ty wiesz to lepiej.
Nie potrafię każdemu tak po prostu uwierzyć na słowo bez wnikania w przyczyny, albo zastanawiania się nad tym z różnych punktów widzenia. I nie bierz tego do siebie proszę, to nie jest nic osobistego. To jest taki mój system ochronny (wyobraź sobie, żebym wierzyła wszystkiemu, co można w internecie przeczytać).
I naprawdę nie chodzi o Twoją wiarygodność. Ja naprawdę wierzę, że czujesz jakiś zapach. I wierzę, że Ty uważasz/wierzysz, że ten zapach spowodowany jest jedzeniem mięsa.
Owszem, mam wątpliwości co do tego, czy można tak jednoznacznie stwierdzić, czy ten zapach, który czujesz wynika akurat z jedzenia mięsa. I stąd te moje dociekliwe pytania, żebym mogła sobie wyrobić jakiś pogląd.
Stwierdziłaś, że np w komunikacji miejskiej dużo osób śmierdzi. Potwierdzam.
Nie wiem jednak, z czego to wynika? Może te osoby akurat wszystkie lubią sery pleśniowe? Albo kapustę kiszoną? Ja nie wiem, co oni jedzą i chciałam wiedzieć, skąd Ty wiesz? W jaki sposób ten specyficzny zapach skojarzyłaś akurat z jedzeniem mięsa?
| Katioczka napisał/a: | | Mam czuły węch i czuję, kiedy ktoś pali papierosy, a kiedy tylko stał w dymie, to się daje wyczuć nawet bez wyraźnych uzdolnień jakie mam |
Ja tego nie potrafię tak kategorycznie stwierdzić.
Mój brat kiedyś palił a jak jeszcze mieszkaliśmy razem, to ja zdecydowanie nie śmierdziałam, jak on, więc w tym wypadku się z Tobą zgadzam.
Ale jak wracaliśmy z kumplami nad ranem z pubów, to wszyscy tak śmierdzieli strasznie, że ja bym tego nie odróżniła. No chyba, że wąchałabym im ręce, ale tego to nigdy nie próbowałam. Może ty byś potrafiła, ale ja nie.
| Katioczka napisał/a: | | osoba jedząca duże ilości mięsa ma charakterystyczny kwaśny zapach potu |
Widzisz, tego nie wiedziałam, zapamiętam to sobie, może kiedyś uda mi się na to zwrócić uwagę. (Może udało by Ci się znaleźć porównanie, kwaśny jak co?)
| Katioczka napisał/a: | nie rozumiem stwierdzenia
Cytat:
skąd wiesz, że ta osoba spożywała te rzeczy a nie tylko była w otoczeniu? |
To stwierdzenie było związane z konkretnym przypuszczeniem. Ponieważ ja nie wiedziałam, że dla Ciebie zapach "mięsożercy" jest zapachem kwaśnym.
Najpierw zastanawiałam się, w jaki sposób skojarzyłaś konkretny zapach z jedzeniem mięsa a potem zapytałam, czy może chodziło Ci o zapach konkretnych przetworów mięsnych. (Teraz już wiem, że nie, że chodziło Ci o kwaśny zapach.)
I z tego przypuszczenia o zapachu przetworów powstały kolejne pytania, czy nie mógł to być zapach tylko "zapożyczony".
| Katioczka napisał/a: | | czy stojąc w kolejce obok lodówki z kiełbasami przesiąkam ich zapachem??? |
Moim zdaniem tak, ja przynajmniej to czuję, choć bardzo krótkotrwały (oczywiście jeśli to jest lodówka otwarta
Ale miałam na myśli bardziej nasiąkanie zapachem np. w kuchni, gdzie ktoś gotuje, albo w jakimś barze, a już na pewno ognisko, albo grill. Nie trzeba jeść kiełbasek z grilla, żeby nimi pachnieć.
Poza tym, jest tak dużo przetworów mięsnych a zapachami się bardzo różnią. A ty mówisz, że chodzi o jakiś (jeden?) konkretny, specyficzny kwaśny zapach.
Trudno mi uwierzyć, że jeden człowiek lubujący w wędzonkach pachniał by tak samo, jak ktoś, kto je dużo kurczaków np. Albo ryb.
Ale może tak jest? Nie wiem. Dlatego interesuje mnie, jak na to wpadłaś, że ten kwaśny zapach akurat z jedzenia mięsa jest? (Jak wykluczyłaś inne możliwe przyczyny?)
Starałam się pisać precyzyjnie, mam nadzieję, że teraz się zrozumiemy.
Katioczka - 2011-03-11, 01:30
Powiem w skrócie: chodziło mi o zapach przypominający amoniak,
a zapach jedzących mięso to nie tak, że pani Aldona śmierdzi kaszanką
a pan Ryszard makrelą wędzoną z Sopotu, tylko że osoby mięsożerne
(nie wszystkie) pachną po prostu rozkładającą się tkanką zwierzęcą, o!
bronka - 2011-03-11, 11:03
| Katioczka napisał/a: | osoby mięsożerne
(nie wszystkie) pachną po prostu rozkładającą się tkanką zwierzęcą, o! |
o fak
Moja mama jada czasem mięso, a pachnie naprawdę ładnie
Jak i zresztą mnóstwo znajomych.
Znam za to wege, którzy nie pachną zachęcająco.
Katioczka jak długo jesteś wege?
Marcela - 2011-03-11, 12:17
| bronka napisał/a: | | Znam za to wege, którzy nie pachną zachęcająco |
Pan niejaki Słonecki z forum "bioslone" twierdzi, że wegetarianie mają.... uwaga, uwaga!!! "Mysi" zapach!
bronka - 2011-03-11, 12:32
| Marcela napisał/a: | wegetarianie mają.... uwaga, uwaga!!! "Mysi" zapach! |
Katioczka z całym szacunkiem dla Ciebie, ale dla mnie to na jednym wózku z | Katioczka napisał/a: | | pachną po prostu rozkładającą się tkanką zwierzęcą, o! |
Tempeh-Starter - 2011-03-11, 12:34
| Marcela napisał/a: | Pan niejaki Słonecki z forum "bioslone" twierdzi, że wegetarianie mają.... uwaga, uwaga!!! "Mysi" zapach! |
A czym pachną Bioslonianie?
Haloperidolem?
Alezja - 2011-03-11, 12:39
Dajcie spokój z tymi zapachami, bo ludzie będą nas za świrów brali.
Alispo - 2011-03-11, 12:40
Ależ dyskusja.Ja mam chyba uposledzony węch Akurat pachniecie czy niepachniecie miesem to najmniejszy problem moim zdaniem,problemem jest to,ze te osoby nie widza ze mozna zyc bez zabijania..
rosa - 2011-03-11, 14:19
| Alispo napisał/a: | | Ja mam chyba uposledzony węch |
ja też ale
nastoletni chłopcy śmierdzą, nawet jak są wege
Katioczka - 2011-03-11, 15:19
kuźwa, czytajcie ze zrozumieniem!!!!
napisałam wyraźnie, że NIEKTÓRE osoby pachną brzydko,
wyraźnie czuć, że jedzą DUŻO mięsa,
nie chodziło mi o paniusie, co jedzą plasterek szynki raz na kwartał...
i mój staż bycia wege nie ma tu znaczenia,
bo ja mam taki węch od zawsze i nawet będąc nie-wege czułam mięsny zapach
na niektórych ludziach
Alispo - 2011-03-11, 15:30
Fajnie,możesz wykrywać pozerów
bronka - 2011-03-11, 15:31
Alispo,
Katioczka - 2011-03-11, 15:47
czasem wolałabym mieć upośledzony węch, zwłaszcza jak wsiadam w lipcu
do autobusu napchanego po dach...
AZ - 2011-03-11, 16:51
wtedy każdy chce mieć upośledzony węch
kofi - 2011-03-11, 18:16
| Katioczka napisał/a: | i mój staż bycia wege nie ma tu znaczenia,
bo ja mam taki węch od zawsze i nawet będąc nie-wege czułam mięsny zapach
na niektórych ludziach |
A na sobie też?
Jak nie byłaś wege, oczywiście.
Katioczka - 2011-03-11, 18:29
| kofi napisał/a: | | A na sobie też? |
niestety też
ale ja mięso spożywałam w znikomych ilościach,
więc nie sądzę, że miałam jakiś mocno nachalny zapach...
koko - 2011-03-11, 19:08
| Katioczka napisał/a: |
bo ja mam taki węch od zawsze i nawet będąc nie-wege czułam mięsny zapach
na niektórych ludziach |
Katioczka też mam taki węch i często mi to przeszkadza. I denerwuje, jak coś ewidentnie śmierdzi, a ludzie mówią, że nic nie czują.
Ale nastoletnich dzieci rosy akurat nie czułam. Może miałam z nimi widzenie odpowiednio wcześnie rano
Lily - 2011-03-11, 19:17
Ja też niestety mam wyczulony węch. Podobno to normalne u kobiet, że mają lepsze nosy niż mężczyźni, zwłaszcza przed miesiączką.
Jagula - 2011-03-11, 19:36
ciekawe to wszystko, ciekawe
Męczy mnie mój wyczulony na zapachy/smrody nos ale stwierdzam krótko, że jak ktoś o to dba to go nie czuć niczym a jak o to nie dba to nieważne co je bo po prostu śmierdzi.
Ciężko mi natomiast nazwać smród spalonej kiełbachy zapachem kiełbaski z grilla
xy - 2011-03-11, 19:58
Katioczka, może ta rozkładająca sie tkanka zwierzęca to ich własna ;) w końcu człowiek tez zwierzę:P
koko - 2011-03-11, 20:58
euridice, ale feromony są bezwonne...
Katioczka - 2011-03-11, 23:03
| euridice napisał/a: | | jestem szczególnie wrażliwa na jeden mięsny "zapach" - zapach gotującego się mięsa |
szczególnie mocno króluje na klatce schodowej w soboty i niedziele (wiadomo, rosół!)
| xy napisał/a: | | Katioczka, może ta rozkładająca sie tkanka zwierzęca to ich własna |
to o tej rozkładającej się tkance to specjalnie napisałam...tamten zapach kojarzy mi się z czymś
kwaśnym, amoniakiem chyba
Tempeh-Starter - 2011-03-12, 10:31
euridice,
a może Ci weganizm nie służy?
|
|