wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek przedszkolny - Bez przedszkola

dżo - 2012-06-15, 18:15
Temat postu: Bez przedszkola
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad opcją "bez przedszkola" dla Tymona. Nie podoba mi się jak to określam "życie na komendę", czyli jedzenie, spanie, rysowanie itp na zawołanie.

Wiem, że dzieci większości forumowiczów chodzą do przedszkoli, ale może znalazłoby się kilka osób, których dzieci nie uczestniczą w życiu tych placówek i zechcieliby się podzielić swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniami. Próbowałam znaleźć cokolwiek w internecie, ale do niczego nie dotarłam.

Zależy mi na wypowiedziach rodziców, którzy wiek przedszkolny spędzali lub spędzają razem.
Ponieważ tematy wątków często zbaczają i trudno później wyłapać konkrety proszę nie pisać o zaletach chodzenia do placówek oświatowych :-) .

biechna - 2012-06-15, 19:12

Ja, jak wiesz, mam podobne dylematy, wklejam kilka artykułów, Ty je zapewne znasz, ale może kogoś zainteresują, część może bardziej nt. edukacji domowej, ale właściwie pisząc o ed, wciąż pozostajemy w temacie:
hxxp://wiadomosci.wp.pl/kat,9811,title,Przedszkole-poczatek-wszystkich-problemow,wid,6684751,wiadomosc.html?ticaid=1ea2b]Przedszkole. Początek wszystkich problemów.
hxxp://www.egodziecka.pl/W-podroze-zabieramy-ze-soba-matematyke-angielski-i-scrabble-czyli-edukacja-domowa-wywiad.html]Wywiad nt. ED
hxxp://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,125928,11439917,Polska_Akademia_Dzieci____Maluchy_trzeba_inspirowac_.html?startsz=x&as=1]Maluchy trzeba inspirować, a nie prowadzić za rękę

- 2012-06-15, 19:42

dżo, u nas Jagoda w sumie chodziła jak miała 3 lata, przez pół roku, ale że Lew chorował to postanowiłam Ją wpisać. Poszła jak miała 6 lat. Lew teraz się nie dostał więc pójdzie też dopiero na ostatni rok. Mimo wszystko trochę mi żal, że z rówieśnikami się nie pobawi :/
excelencja - 2012-06-15, 19:49

W każdym razie nie uważam, żeby brak przedszkola był krzywdą dla dziecka, zwłaszcza jeśli ma szansę z kimś się kumplować w swoim wieku. (bardziej dla matki :PPP)

so - wish you luck

no chyba, że ktoś ma fajna przedszkole, jeśli je sobie otworzy sam chyba... :P jako i szkołę.
Homeschooling to jest to, co mi się marzzzyyyyy

kofi - 2012-06-15, 19:54

dżo mnie się też średnio podoba, ale ja nie chodziłam i potem tak sobie nawiązywałam kontakty z dziećmi. Ciężko mi było, chociaż nie wiem, czy to przez brak przedszkola.
Moje dzieci chodziły - Igor nawet do żłobka i całkiem chętnie, aż byłam rozczarowana, że tak nie płaczą... :-> . Daniel, który do 3,5 roku był w domu z nianią strasznie potrzebował towarzystwa, mimo, że chodziliśmy na zajęcia muzyczne raz w tygodniu, spotykałam się ze znajomymi z dziećmi, itp. I myślę, że potrzebował takiego uporządkowanego życia, jak w przedszkolu. Nie zawsze to takie zuo jak nam się wydaje... Mimo, że chorował okropnie przez 3 pierwsze lata - może niezbyt ciężko, ale często, myślę, że to było dobre doświadczenie. Tyle, że jego przedszkole było naprawdę bardzo fajne.

mimish - 2012-06-15, 20:21

Ja bylam w domu z bardzo kreatywna mama do 6 urodzin. Zerowka byla dla mnie dramatem a cala szkola podstawowa nuda. Kombinowalam jak moglam zeby zostawac w domu (przez spora czesc roku bylismy na wsi). W szkole sredniej bylo lepiej a prawdziwa milosc do nauki w szkolnych murach odkrylam na studiach.
Pobyt w domu byl najcudowniejsza szkola a te nastepne byly nudne i niesprawiedliwe. Chyba do tej pory jestem wrogiem szkoly.
Minus....bardzo ciezko bylo mi nauczyc sie pewnej systematycznosci co odbilo sie na pierwszym roku studiow i w pierwszej pracy.
Postanowilam wyslac moje dzieci do szkoly ale do fajnej i tylko na czesc dnia. Misia zaczela przedszkole po drugich urodzinach, trzy razy w tygodniu, od 9do 12. Po trzecich urodzinach bedzie chodzic codziennie od 8:30 do 12. Za kazdym razem rozmawiam z opiekujaca sie mym dzieckiem pania na tematy wychowawcze i programowe. Przez co wiele szkol odpadlo u nas na wstepie. dżo, przeciez w Wawie jest kilka fajnych placowek, bez zycia na komende.

śliwka - 2012-06-15, 20:33

dżo, też się nad tym zastanawiam. Moich jest dwójka, więc mają swoje towarzystwo chociaż też bardzo lubią spotykać się z innymi dziećmi. Dla mnie też problemem jest żywienie dzieci w przedszkolach. Zależy mi na tym, żeby jadły wegańsko i zdrowo, bo przecież spędzałyby w przedszkolu większość dnia. A trudno znaleźć takie przedszkole, które to umożliwia i do tego w miarę tanie, bo musimy płacić podwójnie.
Może razem coś wykombinujemy? Może będziemy spotykać się częściej? Może jakaś wspólna domowa edukacja? Do mnie zapraszam w każdej chwili (oczywiście jak dzieci wyzdrowieją).

biechna - 2012-06-15, 20:50

dżo, jeśli chodzi o przedszkolne "życie na komendę", to są przedszkola, w których tego nie ma, np. jest opcja odpoczynku, ale kto nie chce, może iść się pobawić, posłuchać bajki itp., jedzenie jest wystawione na stolikach tak, by dzieci mogły podejść i gdy zgłodnieją same/z pomocą opiekunek robią sobie posiłek, tylko wyjścia na dwór nie są dobrowolne, ale generalnie po prostu w tym roku już kilkukrotnie słyszałam o fajnych placówkach, najczęściej w/w rozwiązania dot. placówek montessoriańskich, ale nie wiem, czy to reguła.
W Wawie jest prężnie działająca grupa rodziców, którzy wybrali ED i myślę, że spokojnie mogłabyś się podczepić do nich, spotykać często, dołączać do wspólnych wycieczek itp., by Tymon miał dużo kontaktu z ludźmi, a i przy okazji nie musiałabyś sama wciąż czuć się odpowiedzialna za, hm.. "edukację", wymyślanie ciekawych atrakcji, zabaw itp.
Ja dość późno dołączyłam do przedszkola, nie miałam problemu z nawiązywaniem kontaktu z dziećmi, ale nie znałam wielu piosenek, zabaw, tyle, że nie był to problem dla mnie, szybko załapałam. A prawda jest taka, że moje życie towarzyskie toczyło się głównie poza szkołą z dziećmi z innych klas/szkół, więc też nie trafia do mnie argument za rzekomym nie wiem jak wspaniałym uspołecznieniem w szkole. Ja się uspołeczniłam na podwórku i największe przyjaźnie też zawierałam poza szkołą.
Wg mnie jednak szkoła wyrabia nawyki, które potem przydają się, gdy zaczyna się studia, pracę. Choć też nie jestem pewna, czy osoby, które nie zaznały takiego masowego nauczania, w ogóle chcą i wybierają pracę w korporacji czy ogólnie taki "główny nurt".
A. Ja o szkole, a miało być o przedszkolu.
A zatem: z drugiej strony czytałam i natykałam się na informacje, że dzieci z super przedszkoli miały trudności adaptacyjne w szkole. Nauczone już innego życia w grupie pod opieką dorosłych, niełatwo odnajdywały się w "państwowym systemie".
Ale mimo wszystko nie jestem zwolenniczką urabiania maluchów od 3 r.ż., a w paru placówkach dokładnie tak określano spędzanie tam czasu z dziećmi.
Dlatego myślę, że jeśli przedszkole, to prowadzone przez fajnych, mądrych ludzi, szanujących dzieci po prostu. I nie rozróżniam tu na "państwowe" i "prywatne" czy prowadzone koniecznie w jakimś nurcie pedagogicznym, bo wszędzie można znaleźć i dziadostwo i perełki.
W moim mieście będę miała możliwość znalezienia synkowi dobrego miejsca, tak sądzę, a jeśli nie, to są tu też homeschoolerzy. Jeśli się jednak wyprowadzimy do dziury, to nim gdziekolwiek postanie noga mojego dziecka, dobrze wybadam miejsce. Żeby małego nie "urabiano" :-P

Kat... - 2012-06-15, 21:19

Moje dziecko i do żłobka i do przedszkola chodzi więc własnego doświadczenia do tego wątku nie dołożę. Wpadłam pokibicować tym, którzy się nad tym poważnie zastanawiają ale też zauważyć jedną rzecz. Piszesz george
george napisał/a:
moje życie towarzyskie toczyło się głównie poza szkołą z dziećmi z innych klas/szkół, więc też nie trafia do mnie argument za rzekomym nie wiem jak wspaniałym uspołecznieniem w szkole. Ja się uspołeczniłam na podwórku i największe przyjaźnie też zawierałam poza szkołą.
ale pamiętajmy o jednym- czasy się zmieniają. Nie wiem jak jest w innych miejscowościach ale ja naprawdę nie widuję dzieci na podwórkach. Coraz więcej osiedli się grodzi. Mnie to boli, ja bym bardzo chciała żeby moje dzieci chodziły zwykłej rejonowej podstawówki po to, żeby miały kolegów i koleżanki z bloku, osiedla. Ja mieszkałam w nieciekawej okolicy i mnie rodzice nie puszczali samej na podwórko do chyba 10 rż. Jak teraz patrzę wstecz to się im nie dziwię. Dookoła mnóstwo patologicznych rodzin. Dzieci, z którymi się nie bawiłam na podwórku skończyły nieciekawie. Jasne, że można się spotykać z dzieciatymi znajomymi ale nie zawsze te dzieci się muszą lubić, ja nie przepadałam za dziećmi znajomych moich rodziców.
To bardzo trudna decyzja. W każdym przypadku są i plusy i minusy. Mi się też nie podoba wiele rzeczy w przedszkolu ale są też takie, za które jestem wdzięczna. Lubię jak Z opowiada o swoich koleżankach, kolegach, o tym kto go lubi, nie lubi. Wiem, że ze mną by się zanudził (a ja wylądowałabym w psychiatryku) ale ja po prostu jestem nudna i krzty kreatywności we mnie nie ma.

dżo - 2012-06-15, 21:36

Wiele zależy od dziecka, jego predyspozycji. Po zlocie utwierdziłam się się w tym jak Tymon źle znosi grupę i jak od niej ucieka (dosłownie). Gdy jest z jednym dzieckiem sam na sam świetnie nawiązuje kontakt i potrafi angażować się w narzuconą zabawę.
Stąd moje dylematy i wątpliwości na temat przedszkola, gdzie grupy nie da się uniknąć i gdzie jednostka musi dostosować się do większości.

Chodziłam do żłobka i do przedszko
la, śmiem twierdzić, że nie pomogło mi to w nabyciu umiejętności nawiązywania kontaktów i bliższych relacji (mam z tym spory kłopot), choć możliwe, że przyczyna tkwi gdzieś indziej.

Mamy niedaleko nas wegańskie przedszkole oparte na zasadach porozumienia bez przemocy i tylko je biorę pod uwagę gdybym się jednak zdecydowała. Ale wszystko zależy od Tymona i jego potrzeb, jeśli będzie gotowy i chętny to rozważam 3 godziny zajęć codziennie.

Iw napisał/a:
Może jakaś wspólna domowa edukacja?

Marzy mi się edukacja domowa, mam trzy lata aby oswoić temat i wysupłać z siebie kreatywność.
george napisał/a:
W Wawie jest prężnie działająca grupa rodziców, którzy wybrali ED

Dziś na fb przeczytałam o tym, świetna sprawa.

amanitka - 2012-06-15, 21:56

dżo, ja posłałam noego do obowiązkowej zerówki. sprowadziliśmy się do nowego miejsca na wsi, mieliśmy mnóstwo rzeczy do ogarnięcia i trójkę małych dzieci. przedszkole z początku wydawało się spoko. z czasem okazało się, że to totalna porażka. odliczam dni i godziny do końca czerwca. zapisałam już syna do sawickich i będę edukować moje dzieci domowo.
podzielić się więc doświadczeniami będę mogła dopiero za jakiś czas. sporo jednak czytałam na temat ed w polsce oraz poznawałam opinie ludzi, którzy edukują dzieci domowo i nie pamiętam żeby był ktoś, kto spórbował ed i był niezadowolony z wyboru. wg mnie najważniejszą rzeczą na poziomie przedszkolnym jest zapewnienie dziecku towarzystwa. wy mieszkacie w warszawie, więc z pewnością macie pod dostatkiem ciekawych miejsc oraz znajomych z dziećmi, z którymi tymon może mile spędzić czas.
wg mnie posyłanie dziecka do placówki, by miał kontakty towarzyskie to wielka ściema. to tylko początek wdrażania jednostki w system. bo jakże naturalne dla człowieka jest przebywanie z grupą osób jednolitych wiekowo przez kilka godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu? w przypadku noego, jego przedszkolne znajomości z dziećmi z grupy są płytkie. dużo więcej wydaje się wspominać chlopców z innych grup. może są starsi i bardziej dla niego interesujący, a może jest po prostu znudzony narzuconym towarzystwem.

biechna - 2012-06-15, 21:56

dżo napisał/a:
Ale wszystko zależy od Tymona i jego potrzeb, jeśli będzie gotowy i chętny to rozważam 3 godziny zajęć codziennie.

Tak abstrahując od plusów i minusów przedszkola, to bardzo jestem wdzięczna temu, jak sobie poukładaliśmy życie, tzn. że w ogóle mam możliwość zastanawiać się nad tym, czy posyłać dziecko do przedszkola; że nie jest to konieczność.
O tym,że w P. jest wielu homeschoolersów, dowiedziałam się w środę i aż mi serce mocniej zabiło, bo jeśli nie zdecydujemy się na przedszkole dla S. (dostał się do państwowego pod domem) i nie zdążymy się szybko wyprowadzić, to od razu będę szukała kontaktów z rodzicami "od" ED, żeby zapewnić nam jeszcze więcej kontaktu z innymi dzieciakami.

Kat, no właśnie jak się po czasie zorientowałam, popłynęłam tam już tematem szkoły, nie chcę tu w wątku mieszać. Przedszkolaka bym też samego w mieście nie wypuszczała na podwóko, ale pod moim okiem synek ma naprawdę urozmaicone towarzysko życie.. o ile akurat jesteśmy zdrowi ]:->

MartaJS - 2012-06-15, 22:13

Moja znajoma, matka 6 dzieci, żadnego z nich nie posłała do przedszkola. Mogła sobie na to pozwolić, bo i tak siedziała w domu z młodszymi :-) Dzieciaki są naprawdę fajne i nic im nie brakuje.

Edukacja domowa też mnie kręci :-) z drugiej strony - przedszkole mam 5 minut od domu...

rosa - 2012-06-15, 22:19

moi chłopcy poszli do przedszkola mając: Szym 4 lata, Fra 4,5 i uważam że dla nich to było ok. no i dla mnie, bo ja potrzebuję odpoczynku od dzieci
ziemek w tym roku do przedszkola nie idzie, nawet nie brałam tego pod uwagę, możemy się spotykać żeby chłopaki się ze soba pobawili :-)

dżo napisał/a:
jeśli będzie gotowy i chętny to rozważam 3 godziny zajęć codziennie

to moim zdaniem jest fajne rozwiązanie :-)

Poli - 2012-06-15, 23:08

Chcialabym miec wybor i zastanawiac sie ,czy poslac moje dziecko do przeczkola :roll: obecnie robie wszystko aby odroczyc w czasie pójście lili do zlobka, nie wiem na ile mi sie uda, jesli znajda mi prace z zatrudniaka bede musiala poslac do zlobka :-(

Z moim synem siedzialam w domu do 3 rz i poszedl do przedszkola, nie zaluje , lubil tam chodzic , nie mial problemow adaptacyjnych , ale filip jest bardzo otwartym dzieckiem i kontaktowym, to pewnie dlatego.
Sama siedząc z dzieckiem w domu do 6rz pewnie balabym sie ze nie jestem w stanie zapewnic mu takiego kontaktu z innymi dziecmi , roznorodnosci zajec itd. pomimo ze jestem z wyksztalcenia pedagogiem to nie czuje sie na silach. I chyba takze jestem za leniwa na to :oops:

Dziewczyny trzymam za Was kciuki :-D

Agnieszka - 2012-06-16, 00:30

Moje dziecko poszło do przedszkola nie mając 3 lat była to i koniecznośc (kasa), i jej potrzeba (wcześniej czas z opiekunką, która czytała jej, bawiła się z dzieckiem, jeździła, łaziła, wychodziła na podwórko itp). Kontakty przedszkolne utrzymujemy do dziś (były 3 placówki). Obecnie prócz szkoły jest i podwórko, dzieci znajomych (na podwórko wyłaziła sama jako przedszkolak ale mamy zamknięty teren i widzę z okna, z innymi rodzicami wzajemnie zwracamy uwagę na dzieci).
Zgodzę się, że nie każde dziecko w wieku 3 lat gotowe na placówkę tego typu (niezależnie jaka jest, jak pisała george, krótkie opcje pobytowe też warte rozważenia). Domowej edukacji nie wiem czy bym podołała. Uważam, że odmiennośc jedzeniowiowa choc utrudnia pewnie sytuacje istotna (nie będę dziecka całe życie prowadzic za rękę, będzie żyło w większości wśród jedzących tradycyjnie, o różnych poglądach, kiedyś sama dokona wyborów w różnych kwestiach), kontakty społeczne uczą i są potrzebne a atrakcji jakie zapewniały placówki: przedstawienia, udziały w festiwalach, występy chóru itp domowo poza moim zasięgiem - mam tu na myśli udział jako uczestnik a nie widz. Może też nie jestem typem rodzica który podporządkuje całe życie pod dziecko, potrzebuje przestrzeni dla siebie - oczywiście jest to moje zdanie i nie ma konieczności zgadzania się z nim.

dżo i innym myślącym o edukacji domowej (niezależnie od wieku potomstwa) mocno kibicuję.

gosia_w - 2012-06-16, 07:05

U nas przez pierwszy rok w przedszkolu były 2 godziny dziennie, potem stopniowo ilość zwiększana (do 4,5). W pierwszym roku częste infekcje, więc sporo siedzenia w domu, bez gorączki wychodziłyśmy na dwór i okazywało się, że kompletnie nie ma się z kim bawić, zostały same maluchy, bo dzieci w wieku K i starsze były w przedszkolu. No i było ciągle "mamo pobaw się ze mną".
Myślę, że inna jest sytuacja mam jedynaków, a inna większej liczby dzieci. W rodzinach z większą liczbą dzieci jest lepsza możliwość rozwoju umiejętności społecznych, nawet bez chodzenia do przedszkola, są stałe kontakty nie tylko z dorosłymi.

biechna - 2012-06-16, 07:46

gosia_w napisał/a:
i okazywało się, że kompletnie nie ma się z kim bawić, zostały same maluchy, bo dzieci w wieku K i starsze były w przedszkolu

I dlatego fajną opcją wydaje mi się podłączenie do homeschoolersów. U nas od przyszłego września też z okolicy "znikną" dzieciaki w wieku Stasia, spotkania w weekendy to dla mnie za mało, dlatego żywo się zainteresowałam spotkaniami edukatorów domowych, nawet nie wiedziałam, że w moim mieście jest ich tylu, a Wawie pewnie nie dorastamy pod tym względem do pięt ;-)

Lily - 2012-06-16, 08:58

Z tego artykułu hxxp://www.eduinfo.pl/art/przedszkola-dla-kazdego-dziecka-w-sejmie/5262/7 wynika, że w Polsce 35% dzieci nie chodzi do przedszkoli, a na terenach wiejskich niemal połowa. W Warszawie być może odsetek chodzących jest większy - niewielkie bezrobocie, więcej placówek tego typu. Tak więc nie jest tak, że każde dziecko chodzi czy musi/powinno chodzić. Myślę też, że nie dla każdego taki tryb "wychowawczy" jest dobry. Ja byłam dość szczęśliwym dzieckiem, dopóki mnie nie posłali do przedszkola, to była jedna wielka trauma, do dziś żałuję, że nie była to zerówka szkolna (gdzie zajęcia wyglądały zupełnie inaczej). Nie tylko mi to nie pomogło w nawiązywaniu kontaktów, lecz wręcz zaszkodziło ze względu na ostracyzm społeczny (miałam tylko jedną koleżankę, która została od mnie skutecznie odstraszona przez wychowawczynię).
Tak więc jestem za tym, żeby, jeśli dziecko się nie odnajdzie w takim miejscu, a są inne możliwości, dać mu czas, aż być może dojrzeje. Nie sądzę, żeby maluch, który ma normalne kontakty w domu czy przysłowiowej piaskownicy, stał się jakoś upośledzony społecznie.

dżo - 2012-06-16, 10:51

Z Waszych wpisów wynika, że największym "problemem" w opcji bez przedszkola jest brak zabawy i kontaktu z rówieśnikami.
Jeśli da się to zorganizować to przedszkole nie jest w zasadzie konieczne.

gosia_w napisał/a:
W rodzinach z większą liczbą dzieci jest lepsza możliwość rozwoju umiejętności społecznych, nawet bez chodzenia do przedszkola

Też tak uważam.

george napisał/a:
fajną opcją wydaje mi się podłączenie do homeschoolersów

george, a to możliwe? jak to działa w praktyce? wiesz coś więcej?

bodi - 2012-06-16, 14:27

dżo, ja Ci mogę odpisać bo jak jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie spotykałam się z homeschoolersami tamtejszymi (Jagódka była wtedy w wieku przedszkolnym). Jest forum na gazecie nazywające się bodajże "bez przedszkola". czy jakoś podobnie, po prostu zapisałam się tam i umawiałam z ludźmi np w Łazienkach, na wymianę poglądów i pomysłów tudzież uspołecznianie dziecioków :)
teraz nie mam czasu szukać linka ale mam nadzieję, że znajdziesz
jest też forum edukacji domowej, są ludzie z dziećmi w różnym wieku.
hxxp://airbot.net/forum/index.php?action=vtopic&forum=6
i
hxxp://www.edukacja.domowa.pl/

Tanpopo - 2012-06-16, 16:33

mimish napisał/a:
Ja bylam w domu z bardzo kreatywna mama do 6 urodzin. Zerowka byla dla mnie dramatem a cala szkola podstawowa nuda. Kombinowalam jak moglam zeby zostawac w domu (przez spora czesc roku bylismy na wsi). W szkole sredniej bylo lepiej a prawdziwa milosc do nauki w szkolnych murach odkrylam na studiach.
Pobyt w domu byl najcudowniejsza szkola a te nastepne byly nudne i niesprawiedliwe. Chyba do tej pory jestem wrogiem szkoly.
Minus....bardzo ciezko bylo mi nauczyc sie pewnej systematycznosci co odbilo sie na pierwszym roku studiow i w pierwszej pracy.


Mogę się podpisać pod tym co napisałaś. Chodziłam do przedszkola i nikt mnie nie lubił, czułam się wyobcowana i wspominam ten okres jako przykry. Nie mam żadnych dobrych wspomnień. Dużo lepiej rozwijałam się spędzając czas z babcią w innej miejscowości, bo czułam się kochana i doceniana, babcia uczestniczyła w moich zabawach i chyba dostrzegała we mnie dziecko. Poza tym miałam tam koleżanki, które mnie lubiły - pewnie dlatego, że w przyjaznym otoczeniu dawałam się lubić, bo byłam odważna, wesoła i nawet kokieteryjna ;) , podczas gdy w przedszkolu nie odzywałam się do dzieci i nie odpowiadałam na ich pytania. Bardzo dobrze wspominam pierwsze trzy lata podstawówki, ale cała reszta lat, które spędziłam w szkole to porażka, pomimo dobrych ocen (moje oceny były jednak lepsze po 20 minutach nauki sam na sam z nauczycielem niż po 45 minutach lekcji ;) ). Wcale nie nauczyłam się systematyczności, przeciwnie, w końcu zaczęłam wagarować i dostawać dwóje. Uspołeczniłam się dopiero po skończeniu skończeniu liceum, co zajęło mi tak ze trzy lata. W dodatku najlepszą decyzją jaką przez te wszystkie lata podjęłam było zwolnienie się z wuefu, którego wszyscy tak bronią, a który zniechęcił mnie do sportu i na pewno nie poprawił kondycji. Lubiłam i chciałam się uczyć i rozwijać, jednak mnie szkoła to utrudniła zabierając cenny czas i siły na naukę.

Zamiast siły woli mam poranny lęk przed wstawaniem z łóżka i to, że zachowuję się, myślę i działam jak dziecko. Jedyne co pozwala wstać mi na zajęcia bez lęku to to, że mój facet wstaje ze mną, robi mi herbatę, a najlepiej idzie ze mną na wykład. Innymi słowy jestem mało samodzielna, a czasami nie mogę nic zrobić sama, bo znajomi bezwiednie mnie we wszystkim wyręczają (nawet mimo protestów :-o ).

Efekt wpływu szkoły odwrotny od zamierzonego. ;)

Martuś - 2012-06-16, 17:04

A ja mam tylko taką uwagę, że przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji nie warto przedkładać bezpośrednio swoich doświadczeń na dziecko - gdym ja miała po swojej przedszkolnej traumie decydować o moim dziecku i nie posyłać go do przedszkola, zrobiłabym mu, nie wiedząc o tym, dużą krzywdę, bo przedszkole ma na niego zbawienny wpływ, Jaś je uwielbia, niesamowicie rozwinęła mu się tam mowa i umiejętności społeczne. Ludzie są różni (również rodzice i dzieci), na pewno nie każde dziecko lubi przedszkole, moje tak, ja zaś swojego nie lubiłam. Jednak moje przedszkole było niefajne, jego jest fajne, przedszkola są różne, nie warto demonizować tej instytucji, szczególnie na bazie własnych doświadczeń przedszkolnych z lat '80 czy wcześniejszych. Poza tym, o ile rozumiem argumenty za nauczaniem w domu dzieci w wieku szkolnym, to moim zdaniem argumentacja ta nie ma odniesienia do instytucji przedszkolnych (mówię oczywiście o sensownych przedszkolach prowadzonych przez ludzi z podejściem do dzieci, nie przeczę, że takie koszmarne nie zdarzają się, ale w dzisiejszych czasach w dużym mieście istnieje na szczęście wybór) - tam nie ma wtłaczania w żadne ramy, sadzania dzieci na siłę w ławkach, zmuszania do nauki nudnych i nieprzydatnych rzeczy, 'urabiania' dzieci itp., jest za to duży szacunek dla indywidualności dziecka przy jednoczesnej nauce życia w grupie różnych osób i wzajemnego szacunku, a także rozbudzanie ciekawości świata i przekazywanie różnorodnej wiedzy w przystępny sposób. Jeśli ktoś jest w stanie (materialnie, emocjonalnie, umiejętnościowo) zapewnić to wszystko dziecku w alternatywny sposób, bez udziału przedszkola, to super, ale niefajne jest demonizowanie przy tym 'mainstreamu przedszkolnego' i opowiadanie o krzywdach emocjonalnych, jakich dzieci masowo tam doznają.
koko - 2012-06-16, 17:10

Również źle wspominam przedszkole, miałam wrażenie, że i dzieci i dorośli, których tam spotykałam, byli bardziej infantylni, niż ci spoza przedszkola. Dodatkowo takie atrakcje, jak spanie na leżakach plażowych na zawołanie, wyjścia do toalety przy otwartych drzwiach, a nawet bicie (pewnie teraz już się to nie zdarza) sprawiały, że do przedszkola chodziłam wyłącznie z przymusu.
Kiedyś dzieci chowały się wyłącznie w domach (na wsiach jest tak do tej pory), w wielkopokoleniowych rodzinach. Jakoś ludzie nie wyrastali na aspołecznych i nieumiejących odnaleźć się w większej grupie.
Opcja z paroma godzinami dziennie dla Tymona faktycznie może być najlepszym rozwiązaniem. Nie każdy dzieciak musi być duszą towarzystwa i miłośnikiem gier i zabaw grupowych.

sunny - 2012-06-16, 17:14

Ja nie chodziłam do przedszkola, średnio się tam odnalazłam, z powodów, o których pisała koko nie chciałam spać w dzień i najchętniej siedziałabym u dyrektorki i z nią gadała ;-) rówieśnicy mnie aż tak nie interesowali.
Moja mama była w ciąży z siostrą i planowała być jeszcze trochę w domu, to ja też byłam z nimi w domu. Woziła mnie natomiast do tzw. przedszkola muzycznego, czyli na rytmikę do ogniska muzycznego - w tamtych czasach było trudno o jakieś zajęcia dla dzieci. Miałam tam kontakt z rówieśnikami. W zerówce i szkole zaaklimatyzowałam się potem dobrze. Moja siostra chodziła do przedszkola i wydaje mi się być bardziej towarzyska niż ja, ale to chyba nie ma znaczenia, bo mój mąż też chodził do przedszkola a jest domatorem ;-) Mama uczyła mnie czytać, liczyć, etc. z nauką nigdy nie miałam problemów.

Lily - 2012-06-16, 17:16

Martuś napisał/a:
A ja mam tylko taką uwagę, że przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji nie warto przedkładać bezpośrednio swoich doświadczeń na dziecko

Ciekaw, właśnie o tym samym myślałam, normalnie telepatia :P

koko - 2012-06-16, 17:19

No, tylko właśnie dżo pisała o tym, że to Tymon personalnie (a nie dżo) chrzani pląsanie w grupie i pytała, czy uważamy, że można to sobie odpuścić naszym zdaniem.
Martuś - 2012-06-16, 17:26

koko, ja rozumiem,o czym dżo pisała, stwierdziłam nawet, że chętnie poczytam ten wątek, bo miało być li tylko o bez-przedszkolu, czyli o czymś czego nie znam, ale tymczasem moim zdaniem wątek zaczął skręcać w stronę opisywania doświadczeń jak najbardziej przedszkolnych, tyle, że przedstawiających przedszkola w negatywnym świetle, gdzie dzieci są traktowane co najmniej jak tresowane małpy i pozbawiane osobistej godności, ośmieliłam się więc zabrać głos dla przeciwwagi. Nie odnosiłam się bezpośrednio w żaden sposób do autorki wątku jakby co.
gemi - 2012-06-16, 18:59

dżo napisał/a:
Wiele zależy od dziecka, jego predyspozycji. Po zlocie utwierdziłam się się w tym jak Tymon źle znosi grupę i jak od niej ucieka (dosłownie). Gdy jest z jednym dzieckiem sam na sam świetnie nawiązuje kontakt i potrafi angażować się w narzuconą zabawę.

dżo, jakbym o swoim Pawełku czytała :-) Choć ostatnio bawił się z trzema chłopcami - synkami naszych dobrych znajomych. Nie zmienia to faktu, że woli zabawy 1:1.

My zdecydowaliśmy, że poślemy Pawełka najwcześniej za rok - do czterolatków (na 4 godziny), choć równie prawdopodobne jest to, że posiedzi w domu aż do zerówki.

Moim zdaniem w tej sytuacji warto utrzymywać dalsze i bliższe przyjaźnie z rodzinami mającymi dzieci w różnym wieku. Ważne, by się spotykać raz w mniejszej, raz w większej grupie. Po prostu w tych czasach izolacji i umawiania się z sąsiadką zza ściany trzy dni wcześniej na kawę dobrze jest mieć wokół siebie ludzi gotowych na spontan w zagraconych niedoczyszczonych mieszkaniach, lub na wspólne włóczenie się po placach zabaw.

I jeszcze jedna kwestia - zauważyliśmy, że fakt posiadania rodzeństwa (niekoniecznie starszego.) znacznie ułatwia wejście do grupy. Nasza Hania jest na takim etapie rozwoju, że wlezie dosłownie wszędzie. A Pawełek ją obserwuje, gania za nią i przez to bardziej się ośmiela :-)

biechna - 2012-06-17, 18:29

dżo napisał/a:
george, a to możliwe? jak to działa w praktyce? wiesz coś więcej?

Pewnie, że możliwe :-) Ja akurat przypadkiem dowiedziałam się, że moja koleżanka zna kilka takich rodzin z dzieciakami w różnym wieku i po prostu się do nich odezwę, ale gdyby nie ten przypadek, to pewnie napisałabym do ludzi piszących blogi, może do stowarzyszenia albo do szkoły, która zapisuje dzieci uczone w domu z prośbą o kontakt czy info o jakichś wspólnych spotkaniach. W moim mieście ostatnio była nawet jakaś konferencja z ludźmi z usa dla rodziców zainteresowanych ED, może w Wawie też są takie wydarzenia? Na pewno wiele osób, które przyciągają takie akcje, jest otwartych na kontakt i mogłabyś tam jakoś się z nimi spiknąć.
Nie wiem, czy to dla Ciebie istotne info, ale też z tego, co mi wiadomo,bardzo często rodziny stosujące ED (czyli też wybierające opcję bez przedszkola dla młodszych) to ludzie, że użyję skrótu myślowego, "bardziej" religijni.

dżo, są też pewnie w Warszawie (skoro są i w moim mieście) playgroupy, które teoretycznie mają przygotowywać dzieciaki do przedszkola, a często stają się spotkaniami rodziców przy kawie, podczas gdy dzieci w wieku 0-6 bawią się razem obok z "pomocą" opiekunów bądź tak zupełnie swobodnie. U nas koszt to właściwie zrzutka na wynajęcie sali w szkole tańca, czasem zapraszamy jakiś teatrzyk dla dzieci itp.

koko - 2012-06-17, 19:22

gemi, ty żyjesz! Juuupi! (wybaczcie)
Martuś, te syfy wypisywane na przedszkole też są argumentem za zostaniem w domu. Doświadczenia własne też są przydatne, nie tylko teoria skądś tam.

Martuś - 2012-06-17, 19:36

koko napisał/a:
Martuś, te syfy wypisywane na przedszkole też są argumentem za zostaniem w domu.

Jak dla mnie są arg. za mądrym i uważnym wyborem, jaki by on nie był.
I właśnie mi chodzi o to, że wyrabiając sobie zdanie na jakiś temat warto zaznajomić się z czymś więcej, niż z jednostkowym doświadczeniem własnym i na podstawie jego wyrabiać sobie ogólnikową teorię 'skądś tam'.

koko - 2012-06-17, 21:36

Martuś, no, to chyba właśnie to robimy ;-)
excelencja - 2012-06-17, 22:34

dżo napisał/a:
Jeśli da się to zorganizować to przedszkole nie jest w zasadzie konieczne.


pewnie, że nie, kiedyś nie było przedszkoli, były rodziny. Było rodzeństwo z którym dziecko wchodziło w złożone relacja. Relacja w rodzinie są pełniejsze niż te przedszkolne, choćby z uwagi na różnicę wieku.
Chociaż wydaje mi się, że trudno mając jedno dziecko, pozwolić mu nawiązać relacje z kolegami braterskie. Bo to jednak zupełnie inna forma 'pilnowania' podczas zacieśniania więzów i sytuacji mniej codzienne...

Jedna prawie znajoma moja stąd podchwyciła pomysł homeschooling... hmmm :)

gemi - 2012-06-18, 11:52

george napisał/a:
bardzo często rodziny stosujące ED (czyli też wybierające opcję bez przedszkola dla młodszych) to ludzie, że użyję skrótu myślowego, "bardziej" religijni.
i tu się potwierdzają moje przeczucia :-) z ideą spotkałam się na forum wielodzietni.pl , gdzie sporo jest katolików o "przedsoborowych" poglądach.

koko, żyję :-) i to podwójnie :mrgreen:

excelencja napisał/a:
Relacja w rodzinie są pełniejsze niż te przedszkolne, choćby z uwagi na różnicę wieku.
m.in. dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na mało popularny model rodziny.
excelencja - 2012-06-18, 19:03

gemi napisał/a:
dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na mało popularny model rodziny.

tzn?
Znaczy się, że mieszkacie z babciami czy kolejne dzieci w drodze :) ?

U mnie niestety brak perspektyw na poszerzenie składu :(

dżo - 2012-06-18, 21:26

excelencja napisał/a:
pewnie, że nie, kiedyś nie było przedszkoli, były rodziny

tak, ale były to dość duże rodziny więc "grupa" istniała i trzeba było jakoś z nią współgrać,

mamy o tyle słabą sytuację, że Tymon będzie jedynakiem, rodzina moja i męża mieszka daleko, jesteśmy zdani na siebie i sąsiedztwo a tym samym na dość okrojoną grupę osób,

zastanawiam się też nad tym jak bardzo dziecko w wieku przedszkolnym potrzebuje tych wszystkich zajęć, które zapewnia przedszkole, czy są one tzw. wypełniaczem czasu czy rzeczywiście dzieci potrzebują i chcą stymulacji w grupie,
wiele rzeczy jestem w stanie Tymonowi zapewnić, teatr, muzyka, piosenki, zajęcia plastyczne a co mogłoby być deficytowe, jak uważacie?

excelencja - 2012-06-18, 22:20

dżo napisał/a:
mamy o tyle słabą sytuację, że Tymon będzie jedynakiem

to nieco komplikuje.
Ale możecie wypożyczać dzieci na przykład... :)

Deficytowe- święty spokój od matki i możliwość ustalenia relacji z otoczenia bez czujnego oka Twego kochana.

Pewnie wkrótce (mimo wszystko) - usłyszysz 'mamo wyjdź, przeszkadzasz'
i myślę, że tego właśnie zabraknie. Swobodnego czasu bez matki.

A co do stymulacji - moim zdaniem dzieci potrzebują tych wszystkich zajęć, bez tego się nudzą w sali przedszkolnej, mocno ograniczonej.
Li zmusiła mnie, żebym zapisała ją na wszystkie możliwe zajęcia (nie było tego wiele) i odmawia pójścia do przedszkola jeśli nie ma tego dnia czegoś dodatkowego...
Ale to kwestia pań, u Lilki panie nie wykazują jakiejkolwiek inwencji ...

biechna - 2012-06-19, 06:37

dżo, my mamy identiko mieszkaniowo-odległościowo-rodzinną sytuację, choć będzie brat. Dzieci w wieku Stasia z grona znajomych bez wyjątku ruszają we wrześniu do przedszkoli, więc jeśli nie chcę "wyhodować" dzika za zamkniętymi drzwiami, to albo wyszukam inne dzieciaki do niemal codziennych spotkań, albo - może kilka miesięcy po porodzie - zdecyduję się na przedszkole w jakimś małym wymiarze godzin.
Nie dla zajęć przedszkolnych, bo w domu i na dworze jest na tyle ciekawie, że nie widzę potrzeby starania się o extra stymulację, ale dla ludzi, bo to byłoby w naszym przypadku deficytowe.
Widzę Stasia po np. kilku tygodniach choroby przesiedzianych w domu i po kilku dniach we większym gronie ludzi - to jest niemal zupełnie inne dziecko! Na dodatek w dużym gronie staje przed zupełnie nowymi, innymi wyzwaniami, po prostu uczy się ludzi, tego, że bywają dziwni, różni, kłamią, mówią brednie ;-) że niektórzy się co chwilę śmieją, inni dużo chętniej niż ja godzinami grają z nim w piłkę, innych lepiej unikać, bo wpychają jedzenie i "oni nie jozumiejom, ze ja nie chce jesc, dziwne!!!" ;-) Poznaje dzieci "z adhd"i takie, które nie chcą się z nikim bawić, potem o wszystko mnie wypytuje, opowiada, dziwi się, uczy czegoś nowego; po prostu jest oszołomiony ludzką różnorodnością, piękna sprawa. Ja aż taka różnorodna nie jestem :-P
A zatem chodziło mi tylko o to, że wg mnie w naszym przypadku główny deficyt, to bycie w grupie - mega wyzwanie i mega radość dla dziecka, nawet, jeśli stoi sobie z boku, to przez obserwację też wiele się uczy, dowiaduje. Przypuszczam, że mój mały, niegdyś dużo mniej kontaktowy filozof/obserwator, zbierał w grupie całe tony materiału do zabaw ze swoimi wyimaginowanymi przyjaciółmi 8-) bo widziałam, że naśladował niektóre sytuacje podpatrzone np. w klubie malucha. I może to też pomogło mu potem dziarsko wejść w grupę?

gemi - 2012-06-19, 15:19

george napisał/a:
w domu i na dworze jest na tyle ciekawie, że nie widzę potrzeby starania się o extra stymulację, ale dla ludzi
dokładnie :-)
No dobra, napiszę... ;-) Jak słucham opowieści moich koleżanek, których trzy-, czterolatki są w przedszkolu, to się czasem zastanawiam, na kim taka wycieczka do teatru, czy fakt uczestniczenia w zajęciach angielskiego robi większe wrażenie 8-)

excelencja napisał/a:
Znaczy się, że mieszkacie z babciami
wątpię, czy wytrzymałyby ze mną dłużej, niż miesiąc :mrgreen:

euri, dziękuję :-) i za (trafione z resztą) gratulacje i za przywitanie :-D

Kat... - 2012-06-19, 15:21

Dziewczyny, a myślałyście o tym żeby zostając w domu i wziąć do opieki jakieś dodatkowe dziecko/dzieci? Wszystkie się przecież do przedszkoli nie dostaną, a dzieci miałyby towarzystwo nie tylko dorosłych, Wy mogłybyście zarobić nie idąc do pracy ale robiąc to, co i tak byście robiły, miałybyście wpływ na to jakie to dzieci się z Waszymi bawią, co przy nich jedzą itd. Mogą to być dzieci w różnym wieku albo tym samym. Tu dużo zależy od Was.
jagodzianka - 2012-06-19, 15:46

Kat, to jest zajebiszczy pomysł. :D Można by stworzyć np taką grupę i np jedna mama się zajmuje w jednych godzinach, inna w innych, a jeszcze inna czasem zabiera całą zgraję gdzieś po godzinach. Tak żeby każde dziecko miało okazję wyrwać się z pod skrzydełek swojej rodzicielki i pobyć na nieswoim terenie.
excelencja - 2012-06-19, 16:43

gemi napisał/a:
których trzy-, czterolatki są w przedszkolu, to się czasem zastanawiam, na kim taka wycieczka do teatru, czy fakt uczestniczenia w zajęciach angielskiego robi większe wrażenie 8-)

wiesz co, ja tam jestem fanką różnorodnych bodźców, bo widzę ile to Li daje radochy.
I zawsze po 'bodźcowaniu', co było szczególnie widoczne jak była malutka (na przykład podróże) miała niesamowite skoki rozwojowe.
No i wizyty w teatrze odkąd skończyła rok były dla niej czymś fascynującym.

I nie widzę niczego negatywnego w oferowaniu dziecko różnych zajęć, o ile nie nastawiamy się na 'wyniki' oczywiście.
Tak samo języki obce, dla mnie 2-3 latki to idealny moment na wprowadzanie języków, nie po to by się nauczyły a 'osłuchały'.
Zwłaszcza, że nikt -raczej- dzieci sztywno nie uczy, tylko jest to forma zabawy i twórczości różnej.

koko - 2012-06-19, 16:49

Jedne dzieciaki lubią bodźcowanie (wiem coś o tym...), inne muszą mieć święty spokój i robić swoją robotę. Choć jakieś mądre się wypowiadały i mówiły, że angielski na takich małych dzieciakach rzeczywiście nie robi wrażenia, tj. uczą się go odtwórczo, w przyszłości i tak nie czając znaczeń.
Kat... - 2012-06-19, 17:32

koko napisał/a:
angielski na takich małych dzieciakach rzeczywiście nie robi wrażenia, tj. uczą się go odtwórczo, w przyszłości i tak nie czając znaczeń.
ale chyba jest tak, że jak się dziecko osłucha z językiem, jego melodią, akcentem to później jak będzie starsze i będzie w stanie zrozumieć znaczenia, będzie mu łatwiej.
biechna - 2012-06-19, 17:51

Tylko że oferowanie różnorodnych "zajęć" to nie przywilej tylko przedszkola. No pewnie, że może zaangażowanej w dzieciaka matce może czasem braknąć sił, motywacji, ale sięgnąć po pomysły jest gdzie (książki, net), a i "nuda" dla dzieci bywa bardzo dobra. Więc akurat "oferta atrakcji" to wg mnie nie jest coś, w czym zdecydowanie zwycięża przedszkole. Ok, nie jestem panią od rytmiki, ale gramy na instrumentach, codziennie słuchamy muzyki, mały dużo sobie tańcuje, a jak ja ćwiczę, podłącza się, kładzie na boku i podnosi jedną nogę do góry ;-) itp.
Angielski lubi - nie mówię w domu po ang., ale on jest ciekawy, jak się różne rzeczy po ang. nazywają, często pyta, sporo zapamiętuje, na wakacje planuję wyszukać kilka piosenek po ang., będziemy sobie śpiewać.
Teatru nie polubił, ale może godzinami bawić się resorakami i ma aż wypieki z przejęcia, albo kopie piłkę pół dnia. Ot, czasem potrzebuje więcej mojego zaangażowania, sam prosi, byśmy coś razem porobili, chce stymulacji, nowości, więcej ludzi, a czasem chce pobyć sam; jak się dzieciaka nie wysyła do przedszkola, to po prostu dobrze być uważnym na jego potrzeby, etap rozwojowy, ale powiem szczerze, że mój Stach trochę się tak chowa samopas, a ciekawości świata, pomysłów mu nie brak. Przedwczoraj zapytał, jak się rozmnaża sosna, więc przerabialiśmy kwiatostany , a dzisiaj chce tylko rozwieszać pranie, nada mas. U taty podpatrzył grę w szachy i sam z siebie chciał się tego nauczyć. A jak ja czytam, to siada obok ze swoją książeczką i przegląda. Litery jakoś go średnio kręcą, no chyba, że mowa o E 8-)
Wg mnie poza stymulacją "grupową" przedszkole zaoferować mu może niewiele więcej, niż ja mogę w domu, a na tym, by przebywał w rozmaitych środowiskach innych niż dom aż tak mi nie zależy, tym bardziej, że ja nie jestem domator i i tak ciągle łazimy. No, jak jesteśmy zdrowi.

dżo, Ty byłabyś z Tymkiem, czy niania?

biechna - 2012-06-19, 18:02

Piszę, jakbym już podjęła decyzję, że bez przedszkola, ale tak dla jasności- jeszcze żadnej nie podjęłam, a gdybym miała finansową możliwość, by wybrać dobre wg mnie miejsce, to na pewno byśmy spróbowali tak na ok.4 godziny dziennie, bo ja też nie marzę jakoś szczególnie o wielkim gimnastykowaniu się przy organizowaniu małemu życia społecznego :-P Za tydzień mam zebranie w państwowym, gdzie ostatniego dnia zapisów w ostatniej godzinie zgłosiłam Staśka ;-)
excelencja - 2012-06-19, 18:31

george napisał/a:
Więc akurat "oferta atrakcji" to wg mnie nie jest coś, w czym zdecydowanie zwycięża przedszkole.

oczywiście, że nie, ale chodziło mi tylko o podważanie przez gemi sensu takich zajęć.

gemi - 2012-06-19, 19:53

excelencja napisał/a:
george napisał/a:
Więc akurat "oferta atrakcji" to wg mnie nie jest coś, w czym zdecydowanie zwycięża przedszkole.

oczywiście, że nie, ale chodziło mi tylko o podważanie przez gemi sensu takich zajęć.
no to chyba źle się wyraziłam. Bo nie neguję samych zajęć, lecz nastawienie rodziców do tychże. Po prostu dziwię się wygórowanym oczekiwaniom co do efektów przykładowego angielskiego. Z resztą bardzo ładnie to ujęłaś:
excelencja napisał/a:
nie widzę niczego negatywnego w oferowaniu dziecko różnych zajęć, o ile nie nastawiamy się na 'wyniki' oczywiście.


jestem jak najbardziej ZA językami obcymi - właśnie dla melodii języka i prób artykulacji obcych dźwięków. Wrodzona umiejętność skutecznej biernej nauki języka kończy się w okolicach 12 r.ż. Do tego narządy artykulacyjne tracą swoją giętkość i przy późniejszych próbach z nowym językiem obcym zostaje nam aktywne "zakuwanie" oraz (o ile nie mamy wad wymowy w języku ojczystym predysponujących nas do poprawnej wymowy w języku obcym) będziemy zawsze rozpoznawani jako obcokrajowcy.

dżo - 2012-06-19, 21:44

george napisał/a:
byłabyś z Tymkiem, czy niania?

Ja. Gdybym miała wybierać między nianią a przedszkolem zdecydowałabym się na przedszkole, nianie mnie nie "kręcą" ;-) , zbyt dużo się ich naoglądałam i nasłuchałam (w piaskownicy).

Cieszę się, że założyłam ten wątek, mam coraz jaśniejszy obraz tego co robić.
george, Tobie dziękuję szczególnie, dobrze i mądrze piszesz, bardzo mi pomogłaś :-) .

Ja jestem mało twórcza i kreatywna, to najbardziej mnie martwi, staram się podążać za Tymonem, nie narzucać ale nie wiem czy to do końca takie dobre. W zasadzie robimy to na co on ma ochotę czyli albo budujemy z lego albo zabawa samochodami i czytanie. Nie rysujemy, mało tańczymy bo moje propozycje nie są akceptowane. Tymon niektórych rzeczy nie chce robić ze mną a np. z sąsiadką już tak (tańczył kółko graniaste wczoraj ) :mryellow: i chyba ja jako mama mimo, że atrakcyjna w zabawie ograniczam go w pewnym stopniu (choć nie wiem do końca na czym to polega).

biechna - 2012-06-19, 22:08

dżo, cieszę się, że pomogłam, ciekawa jestem, ku czemu się skłaniasz.

Jeśli to Ty byłabyś niemal cały czas z Tymonem, to jest tu jeszcze jedna, wydaje mi się, że nie mniej ważna kwestia: czego Ty byś teraz chciała? Dla siebie, nie dla dziecka. Czy chcesz wracać do pracy, czy mieć trochę czasu w ciągu dnia tylko dla siebie, czy być z synkiem w domu? Co wydaje Ci się dla samej siebie najlepszą na teraz opcją?
Poza tym: czy masz możliwość wybrania dla Tymka takiej placówki, w której opieka będzie Ci odpowiadała?

Nie chodzi mi o wynurzenia publiczne ani "odpowiadanie nam" tutaj na forum, tylko o przegadanie tych paru spraw samej ze sobą ;-) Jak głębiej się nad sobą i w ogóle nad tym wszystkim zastanowiłam, łatwiej było mi też poustawiać sobie jakoś hierarchię tego, co wg mnie jest ważne i dobre, przy uwzględnieniu potrzeb każdego członka rodziny osobno i jeszcze nas wszystkich razem wziętych. To też jakoś tam pomaga w podejmowaniu decyzji.
U nas dochodzi jeszcze dość istotna akurat we wrześniu "kwestia noworodka".

Kurczę, że też nie pogadałyśmy więcej w P., szkoda.

dżo - 2012-06-19, 22:29

george, zostawiam kwestię otwartą czyli jeśli Tymon będzie chciał spróbować chodzić do przedszkola (dużo o tym rozmawiamy) to jak najbardziej mu to umożliwię, a jeśli nie to chwilowo zostaniemy jeszcze razem w domu aby po jakimś tam czasie podjąć kolejną próbę,

panuje powszechne przekonanie, że dziecko MUSI chodzić do przedszkola, dla jego dobra, bo to takie rozwijające, sama do niedawna tak myślałam i nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę innego rozwiązania, dopiero niedawno przyszło mi na myśl, że to jakaś bzdura, dlaczego ma musieć? bo takie są standardy społeczne?
rozumiem, gdy istnieje siłą wyższa i mama wraca do pracy, ale pogląd, że to dla "dobra" dziecka jest mi już całkiem obcy :-) , uff (choć presja otoczenia robi swoje),


george napisał/a:
czy masz możliwość wybrania dla Tymka takiej placówki, w której opieka będzie Ci odpowiadała?

tak, mam taką już wybraną, może nie wymarzona ale najlepszą z możliwych,

biechna - 2012-06-19, 22:47

dżo napisał/a:
presja otoczenia robi swoje

Jak to mawia moja dobra koleżanka: tylko zdrowe ryby płyną pod prąd 8-)

dżo napisał/a:
to jakaś bzdura, dlaczego ma musieć? bo takie są standardy społeczne?

Standardy, oczekiwania, normy; bo to jest powszechne i odkryto wiele plusów; bo "marnujesz lata pracy do emerytury!"; bo wszyscy tak robią; bla bla bla ;-)
Dla mnie przedszkole to nie jest oczywistość, konieczny punkt życia człowieka, a sytuację życiową mam (jak dla mnie: szczęśliwie) taką, że nie jest też koniecznością. Choć myślę, że może być super. Ale super-przedszkola, w których szanuje się dzieci to już totalna nowość w dziejach ludzkości :-P i na dodatek wcale nie łatwo dostępna.

Świetnie, że masz możliwość wybrania jakiegoś fajnego miejsca.

Capricorn - 2012-06-19, 22:47

dżo, ja jestem głęboko przekonana, że są takie dzieci, którym przedszkole absolutnie w niczym nie pomoże, w żaden sposób nie ubogaci.

Pierworodny mój był jako dziecko niezwykle dociekliwy, miał mocno analityczny umysł, zadawał mnóstwo "dorosłych" pytań, no w ogóle nie był za bardzo "dziecinny", nawet tryb dnia miał mocno niedziecięcy. Poszedł do przedszkola jako pięciolatek - i od tego momentu mogłam obserwować jak powoli zanika w nim ciekawość, kreatywność, chęć zgłębiania różnych zagadnień. To nie była jakaś traumatyczna placówka - wręcz przeciwnie, ogólnie była bardzo fajna, i mój syn chyba generalnie ma dość pozytywne wspomnienia z tamtego okresu, ale zdecydowanie przygasł, i juz takiej autentycznej radości odkrywania po tym okresie wielce nie eksponował.

excelencja - 2012-06-20, 07:55

Capricorn napisał/a:
Poszedł do przedszkola jako pięciolatek - i od tego momentu mogłam obserwować jak powoli zanika w nim ciekawość, kreatywność, chęć zgłębiania różnych zagadnień.


No ja patrzę na moje dziecko, które totalnie się cofnęło w przedszkolu, jest mi strasznie przykro, bo widzę ile umiejętności cholera strzeliła ile cierpliwości i pracowitości.
Zwłaszcza w kwestii jakiś zadań plastycznych/twórczych/zmuszających do skupienia.

Mnie ten wątek też dał dużo, nie wiem czy na plus bo zaczynam się dołować :)
Li rok temu rysowała normalne postacie, domy, drzewa, znała litery i chciała czytać, malowała, kleiła- chętnie, układała puzzle.
A teraz ... nic... w przedszkolu tylko kolorowanki, i nawet jak się spojrzy na kolorowanki Li z września i z teraz to widać ogromną różnicę- wstecz.
Do tego pojawiło się trochę negatywnych zachowań, słów... ehhh


AAAAAAAAAAAAAAA, muszę otworzyć własne przedszkole zanim mi dzieciaka do reszty rozwalą buuuu

devil_doll - 2012-06-20, 09:27

Cytat:
Choć jakieś mądre się wypowiadały i mówiły, że angielski na takich małych dzieciakach rzeczywiście nie robi wrażenia, tj. uczą się go odtwórczo, w przyszłości i tak nie czając znaczeń.

wg min Noam Chomsky najlepiej uczyc sie jezyka zanim zacznie sie okres lateralizacji, dziecko chwyta melodie jezyka a to jest najwazniejsze nie slowka.
Tak samo prawi S.Krashen
o gemi juz napisala :)
mam 2 jezyczne dziecko i widze po nim jak latwo przychodza mu rzeczy , w ogole dzieci szybciej sie ucza.

bronka - 2012-06-20, 12:58

dżo napisał/a:
panuje powszechne przekonanie, że dziecko MUSI chodzić do przedszkola

dżo jak oboje rodziców pracuje. Wracają do domów zmęczeni i mało kreatywni to dla dzieci przedszkole jest dla jego dobra, bo to takie rozwijające.
Taka moja gorzka refleksja.

Bardzo podobają mi się posty george.

dżo - 2012-06-20, 18:46

bronka, w swoim otoczeniu spotkałam się z sytuacjami, gdy mamy były w domu z kolejnymi dziećmi a starsze posyłały do przedszkola dla ich dobra choć te wcale nie miały na to ochoty. I o takich pisałam, mało precyzyjnie to fakt.
Usłyszałam też, że dziecko w tym wieku (3 lata) powinno przebywać z grupie czyli w przedszkolu aby lepiej się rozwijać. Takie uogólnienia po prostu, które tworzą schematy myślowe i standardy społeczne.

Wątek, który założyłam jest potrzebny MI, osobie, która ma ten luksus, że może nie pracować i ma dylematy na ile dziecku potrzebne jest do rozwoju przebywanie w obcym miejscu z obcymi sobie ludźmi.

mono-no-aware - 2012-06-20, 20:30

Dżo ja potwierdzam to co wyżej, czyli dostarczenie kontaktów towarzyskich, ale też takich, przy których Ty nie będziesz obecna. Przedszkole to jedno z pierwszych miejsc, gdzie dziecko "w końcu" nie jest "pod kontrolą" rodzica i w pewnym sensie może decydować o sobie samym. I też mi się wydaje, że kształtuje się taka umiejętność obcowania z ludźmi, których np. nie do końca akceptujemy, lubimy itp. Tak jak w życiu.

Myślę, że wiele osób ma nieprzyjemnie wspomnienia z przedszkola, ja chodziłam do trzech i też o niektórych nie mogę powiedzieć niczego dobrego. Ale tego w żadnym wypadku nie można przekładać na obecny stan, bo wiele w tej materii się zmieniło. Warto wybrać fajną placówkę i spróbować. Mimo wszystko.

Pytanie z innej beczki, jak Ty się poczujesz, gdy Tymek pójdzie do przedszkola?

majaja - 2012-06-20, 23:01

Capricorn napisał/a:
i mój syn chyba generalnie ma dość pozytywne wspomnienia z tamtego okresu, ale zdecydowanie przygasł, i juz takiej autentycznej radości odkrywania po tym okresie wielce nie eksponował.
ja tylko dla równowagi, że ja nic takiego nie zauważam. A jeśli chodzi o te bardziej kreatywne strony to oceniam nawet na plus, to z przedszkola M. przyniósł (?) choćby radość rysowania, malowania i temu podobnych działań czyli coś czego nam rodzicom akurat zbywa. Po drugiej stronie to akurat ma lepsze okresy i gorsze, raz 5 razy liczy ile to 3 + 5, a czas jakiś potem 23 +5 - 12 wynik ma błyskawicznie
Moim zdaniem to jest akurat tak, że dzieci dużo uczą się od siebie nawzajem, a ze nie zawsze są to pozytywne rzeczy, to taka siła wyższa dla mnie, ja/my mamy go nauczyś jak to filtruje, mówić nie, to akurat wyłącznie dla rodziców
I tak jeszcze, sorry was bardzo, ale zabawa resorakami samemu lub z mamą, to zupełnie co innego niż zabawa resorakami z kolegami, to samo dotyczy gry w piłkę i wszelkich innych działań zespołowych :P

devil doll - tylko widzisz, 2-jężyczne dziecko a nauka angielskiego w przedszkolu na zasadzie zajęć dodatkowych to dwie różne rzeczy, w tym drugim przypadku nie oczekiwałam, że nauczy się czegokolwiek i się nie rozczarowałam

devil_doll - 2012-06-21, 07:00

mi chodzi o to maju, ze dziecko szybko lapia melodie jezyka, nie slowka.nawet jak nie bedaod razu powtarzac po n-lu. do okresu lateralizacji masz szanse nabyc dobry akcent i melodyke jezyka. oczywiscie duzo zalezy od n-lai jakie te zajecia sa w przedszkolu.
jesli chodzi o przedszkole u nas podobnie jak u Mai poszedl do przodu z motoryka mala np spiewa duzo piosenek , wierszykow etc.

biechna - 2012-06-21, 07:56

dżo prosiła, podkreślenie moje ;-)
dżo napisał/a:
proszę nie pisać o zaletach chodzenia do placówek oświatowych


majaja, nie uważam, że zabawy czy gry z rodzicem, wujkami czy sąsiadami, anawet na placu zabaw, gdzie ja jestem na ławce w kącie, to to samo, co zabawa z dziećmi w przedszkolu, to są różne sytuacje. W ogóle z wypowiedzi, do której, jak sądzę, się odnosisz, miało wynikać tyle, że dziecko ma co robić, nie chodząc do przedszkola, a nie, że jak się pobawi z wujkiem, to w sumie tak jakby się pobawiło w przedszkolu, więc na wszelki wypadek to prostuję.

Taka właśnie przedszkolna grupa jako jedyna wcześniej przygotowuje dziecko do sytuacji szkolnej, ale dla mnie osobiście to nie jest argument "za" przedszkolem.
A negocjowania, mówienia "nie", wspólnej zabawy i relacji społecznych po prostu można nauczyć się gdzieś indziej, choć dla niektórych, np. dla nas, to właśnie mogłoby być niezłe gimnastykowanie się o częsty kontakt z dziećmi.

renka - 2012-06-21, 08:57

george napisał/a:
dżo prosiła, podkreślenie moje ;-)
dżo napisał/a:
proszę nie pisać o zaletach chodzenia do placówek oświatowych




A jak ktos zauwaza w zwiazku z tym same zalety i placowka przedszkolna jest wg niego/niej bez porownania (oczywiscie w kontekscie in plus) do tego, co dziecko zyskac moze zostajac w domu z rodzicem? ;-)

devil_doll - 2012-06-21, 09:04

Cytat:
dla nas, to właśnie mogłoby być niezłe gimnastykowanie się o częsty kontakt z dziećmi.

czasami ta gimnastyka nie wychodzi, bo np dzieci malo a playgroupy sa 2 i chodza tam maluchy :-| place zabaw puste a w miescie glownie emeryci i studenci :->
dlatego moje dziecko poszlo do przedszkola jak mialo 3 lata i bylo zachwycone , ze ma na co dzien dzieci (4 godz 4 dni w tyg). minusem bylo dla mnie dowozenie jedzenia i dowozenie do przedszkola ponad godz w 1 strone (chcialam montessori).
kazda syt ma zalety, jesli mozna zorganizowac grupe dzieci (jakies spotkania etc) czemu nie.
w koncu mamy podazac za dzieckiem.

biechna - 2012-06-21, 11:08

Dziewczyny drogie, ja tu jakąś rolę strażniczki wątku chyba przyjęłam ;-) ale chodzi o to, że o plusach przedszkola publikacji jest dużo i są łatwo dostępne, więc spodobało mi się to, że dżo, zakładając wątek jej potrzebny zaznaczyła, że:
dżo napisał/a:
może znalazłoby się kilka osób, których dzieci nie uczestniczą w życiu tych placówek i zechcieliby się podzielić swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniami.

bo o takich doświadczeniach (dobrych i złych) trudniej teraz usłyszeć czy poczytać, a powoli temat wątku zmienia się na "co fajnego przedszkole daje mojemu dziecku" :-P

biechna - 2012-06-21, 11:13

devil_doll, dlatego np. moją uwagę przykuły rodziny stosujące ED, wśród nich można poszukać "znajomych dla dziecka" i spotykać się dość często. Pomijam już taki plus, że nie trzeba by się tam tłumaczyć ze swojego wyboru, co byłoby ulgą ;-)
A co do grup zabawowych, to np. w "naszej" są dzieciaki od 0 do 6 lat (bo trafiają tam często rodzice, którzy właśnie nie są zainteresowani przedszkolem dla dziecka, a chcą regularnych spotkań czy zabaw w stałym gronie).

majaja - 2012-06-21, 11:17

devil_doll napisał/a:
mi chodzi o to maju, ze dziecko szybko lapia melodie jezyka,
no ja właśnie nic takiego jak dotąd nie zauważyłam, ale może to wada tych konkretnych zajęć lub mój brak słuchu się kłania
george napisał/a:
dżo prosiła, podkreślenie moje dżo napisał/a:
proszę nie pisać o zaletach chodzenia do placówek oświatowych
ależ ja wcale nie chciałam pisać o zaletach placówek oświatowych dla samego pisania o zaletach. Tylko uważam, że zapędzanie się na zasadzie, ze jak bardzo złe jest przedszkole i ile krzywdy wyrządza dzieciom w niczym nie pomaga Dżo. Ona zdaje się szuka konkretnych rozwiązań, jak zalety przedszkola zapewnić w warunkach domowych? Nie wiem jak jest u Dżo, ale u mnie na osiedlu za chwilę wakacje i popołudniu place zabaw i boiska zapełniają sie dzieciakami w różnym wieku, więc można puścić dziecko by bawiło się z rówieśnikami z różnych środowisk bez naszego ścisłego dozoru. (główna zaleta) Za rok, dwa można by Tymkowi zapewnić np. szkółkę piłkarską czy coś podobnego (gry zespołowe), w końcu chyba nie ma konieczności by wszelkie zajęcia miał w godzinach pracy przedszkola.
A jeśli chodzi o to czego nam zbywa, jak np. mi wszelkiej kreatywności typu rysowanie i temu podobne to też pozostają ogniska przedszkolne i itp. Bo fajnie gdy dziecko ma po nas zainteresowania i talenty, gorzej gdy są one dość odmienne. Ja bym pewnie nawet nie wiedziała, że M. jakiś tam talent muzyczny ma, gdyby nie chodził do przedszkola, bo nie byłabym w stanie tego usłyszeć, no słoń mi uszy rozdeptał i fałszuję nawet śpiewając wlazł kotek na płotek, a dziadek widuje go na tyle rzadko, że też nie miałby okazji.
Edit: Dzo pisała, że u niej średnio z masami solnymi i temu podobnymi tworami, dlatego o tym wspominam :)

biechna - 2012-06-21, 11:29

majaja napisał/a:
Tylko uważam, że zapędzanie się na zasadzie, ze jak bardzo złe jest przedszkole i ile krzywdy wyrządza dzieciom w niczym nie pomaga Dżo.

Przecież nikt tego nie robił.
dżo, znam 2 bezprzedszkolnych dzieci (4 i 5 lat), właśnie z naszej grupy zabawowej, chciałam umówić się na kawkę z obiema mamami i pogadać na temat, ale przez choroby już 4 raz przepadła nam grupa. Za tydzień spróbuję się zgadać i z nimi, i z edukatorami, i wszystko tu potem opowiem.

[ Dodano: 2012-06-21, 12:29 ]
Jeszcze mi się przypomniało, że znam kilka takich przypadków, w których to przedszkolanki bądź odwiedzający przedszkola specjaliści wyłapywali jakieś "problemy" dziecka, dzięki czemu można było szybko reagować i ćwiczeniami najróżniejszego rodzaju wesprzeć rozwój dziecka, co w wieku szkolnym byłoby trudniejsze. Nie wiem, czy sama wpadłabym na to, by dzieci na jakieś (i na jakie?) konsultacje profilaktycznie prowadzać :->

gemi - 2012-06-21, 13:33

george napisał/a:
Jeszcze mi się przypomniało, że znam kilka takich przypadków, w których to przedszkolanki bądź odwiedzający przedszkola specjaliści wyłapywali jakieś "problemy" dziecka, dzięki czemu można było szybko reagować i ćwiczeniami najróżniejszego rodzaju wesprzeć rozwój dziecka
Zanim dotknę sedna, najpierw napomknę, że absolutnie nie kwestionuję zjawiska bycia pod kontrolą przedszkolnego specjalisty. W sytuacji mocniejszych zaburzeń na jakimś polu taka opieka może oszczędzić dzieciom problemów, które by ich przerosły. Myślę jednak, że rodzice mający dobry, serdeczny kontakt z dzieckiem często wyłapują większe nieprawidłowości. Więc widzę słabą stronę takiej sytuacji. Czasami pedagodzy zbytnio ufają tabelkom (co przeciętny 3-, 4- 5-latek powinien), zamiast popatrzeć całościowo na dziecko. Wiadomo - logopeda będzie zwracał dużą uwagę rozwój mowy, rehabilitant na etap rozwoju ruchowego i postawę, arteterapeuta na zdolności plastyczne, czy muzyczne, itepe, itede. I zdarza się, że specjalista odsyła rodziców z dzieckiem na jakieś dodatkowe zajęcia "wyrównawcze", zamiast poobserwować i dać dziecku czas. W przypadku wrażliwszych dzieci i rodziców wywołuje to zazwyczaj niepokój i utrwala informację "coś ze mną nie w porządku". A przecież skoro dziecko jest wyjątkowo zdolne muzycznie i spędza wiele czasu grając, śpiewając, to moim zdaniem normalne jest, że może gorzej rysować, czy układać puzzle. Więc może lepiej dać mu czas, by dorosło do zajęć manualnych, lub po prostu pozwolić na to, by było trochę słabszym w jakiejś dziedzinie?
I tu taka prywata :-P : Zdecydowanie wolę, by moje dzieci odkryły i rozwinęły swoje talenty, będąc w innych dziedzinach przysłowiową "nogą", zamiast zawsze mieścić się we wszystkich rozwojowych normach i tabelkach. Od tego jestem mamą, by dodać im odwagi na drodze wyjątkowości, czy inności.

biechna - 2012-06-21, 13:46

gemi, mi chodziło wyłącznie o wady postawy czy jakieś już nie do końca drobne "zaburzenia" neurologiczne, których, przyznam szczerze, u w/w dzieci nie widziałam, a potem okazywało się, że np. jeszcze trochę i dziecko miałoby jakieś buty przepisane, zamiast kilku zabaw stopkami, itp. Tak w skrócie. Dla rodzica mojego pokroju, tzn. "eeee, spoko, nie ma się co zamartwiać, szukać zaburzeń, każde dziecko ma swoje tempo rozwoju" fajne jest, gdy czasem na dziecko ktoś rzuci specjalistycznym okiem. A jeśli nie wpadnę w odgórnie zorganizowany system opieki, to zważywszy na w/w postawę ;-) mogę działać nie w porę. Tak jak już olałam bliznę, uznając, że "eeeee, dziecko się szybko samo zregeneruje" i teraz jest trochę za późno, by zadziałać skutecznie. Oczywiście wszystkiego, co wyżej, nie pisałam w kontekście blizny :-> tylko poważniejszych wad, które właśnie taka ja mogę przegapić, mimo uważności i troski.
No i jeszcze, znając komunikację wirtualną, warto bym dodała, że nie, nie posłałabym dziecka do przedszkola PO TO, żeby je tam ktoś sprawdzał, badał, porównywał i leczył ;-)
To była taka myśl na boku. O czymś, czego konkretnie mi może zabraknąć, jeśli wybiorę opcję bez przedszkola. I co oczywiście mogę załatwić poza przedszkolem ]:-> ;-)

gemi - 2012-06-21, 14:18

george, no to mamy podobne podejście. I jak już ładnie napisałaś - są tego plusy i minusy.
Na szczęście na naszej drodze spotykałam dobrych specjalistów i pedagogów, czy to w klubie malucha, czy w przychodniach. Tylko nieliczne jednostki próbowały napędzić mi niepotrzebnego, moim zdaniem, stracha ;-) Dlatego jestem jak najbardziej za. Szczególnie, że dobry specjalista na początek zaleci właśnie zabawę stópkami i bieganie boso po trawniku i kamieniach (np. "nasz" ortopeda), zamiast od razu medycznie ingerować w rozwój. Ale to już temat na odrębny wątek.

i jak już wspomniałaś, choroby kolegów i koleżanek nie raz psują plany wspólnego podboju placu zabaw, czy kawy. I jest to słaba strona opcji siedzenia w domu. W przedszkolu, mimo sezonów chorobowych, zawsze się znajdzie choć garstka dzieci.

excelencja - 2012-06-21, 17:34

Ooooo co do wykrywania zaburzeń, to niestety ja widzę coś zupełnie odwrotnego.
Rodzice nie chcą widzieć, że ich dziecko jest nie halo.
Udają, że wszystko jest ok, nie ma diagnozy - nie ma choroby.
Wczoraj byłam na spotkaniu z rodzicami w jednym z moich przedszkoli.
Jest tam chłopiec - dam sobie palec uciąć, że autystyk i to ostry.
I akurat jego ojciec opowiadał o swoim synu, zaczął od tego, że zostawiał dzieciaka na cale dnie w przedszkolu jak ten miał 2 lata, a dzieciak tego nawet nie zauważał za bardzo.
Potem opowiadał, że kompletnie nie kuma żartów, że nie próbuje nigdy niczego nowego, że powtarza i bla bla bla.
A ja siedziałam i miałam ochotę tym facetem potrząsnąć 'ej koleś, właśnie przytoczyłeś definicję dziecka autystycznego, czy nie kumasz, że z nim jest coś nie tak?'

Ale tylko zagryzłam zęby, nie jest tam od tego... Załamka, dzieciak od 2 lat mógł być jakoś sensownie prowadzony...

To trzeci przypadek, a w zasadzie czwarty w tym roku, gdzie rodzice nie widzą problemu, problemu który aż w oczy kole.
Do tego wszystkie 4 przypadki to temat autyzmu...
Cholera no patrzę patrzę i nie mogę nie wiązać autyzmu z mmr...

dżo - 2012-06-21, 19:31

george, dziękuję za Twoje zaangażowanie w wątek :-) .

Dla jasności: nie demonizuję przedszkola, szukam rozwiązania najlepszego dla Tymona.
Założyłam wątek min po to aby zorientować się na co szczególnie zwrócić uwagę w wersji bez przedszkolnego dzieciństwa oraz co takiego dziecko może "stracić" nie uczęszczając do placówki oświatowej.

george napisał/a:
negocjowania, mówienia "nie", wspólnej zabawy i relacji społecznych po prostu można nauczyć się gdzieś indziej

Wszędzie, w sklepie, na placu zabaw, u sąsiadki itp, do tego rzeczywiście nie jest aż tak potrzebne przedszkole bo bywając z dzieckiem w różnych miejscach siłą rzeczy znajdujemy się w różnych sytuacjach choć ostatnio stwierdziłam, że my jednak żyjemy i otaczamy się tak ścisłym gronem osób, że ta różnorodność jest ograniczona.

george napisał/a:
Za tydzień spróbuję się zgadać i z nimi, i z edukatorami, i wszystko tu potem opowiem

Świetnie :-D , czekam z niecierpliwością, o takie relacje mi najbardziej chodzi, jak to wygląda w praktyce.

Agnieszka - 2012-06-21, 21:51

Sądzę, że każda taka decyzja jest bardzo indywidualna i trudno mówic czy jest wariant idealny, jedynie słuszny a za i przeciw każdy z nas znajdzie.

Znam dziecko, które poszło dopiero do I klasy, ma młodsze rodzeństwo, mama bardzo zaangażowana i pojawił się problem bo zasób wiedzy wykraczał poza rówieśników, to zaś przez dzieciaki było uznawane za przysłowiowe "kujoństwo", bycie przemądrzałym więc odsuwali się a z biegiem czasu pojawiły się problemy w zakresie relacji klasowych i brak akceptacji. W efekcie rośnie osoba najlepiej dogadująca się ze starszymi, dorosłymi, mimo wieku nastoletniego cały czas tylko z rodzicami/rodziną (zajęcia dodatkowe ok ale wyjazd czy uczestnictwo w grupie klasowej stanowi problem - największy z wycieczkami klasowymi i zielonymi szkołami, bo np. brak chętnych do dzielenia miejsca w podróży, w pokoju, zaproszeń urodzinowych....).
Dżo: znów mi wyszło o relacjach społecznych. Z pewnością znam zbyt mało takich rodzin o praktykujących ed na dalszym etapie nie wspomnę, doświadczenia tylko osobiste, z mojego podwórka albo z obserwacji znajomych.

dżo - 2012-06-21, 22:28

Agnieszka napisał/a:
znów mi wyszło o relacjach społecznych

To bardzo ważne.

Agnieszka napisał/a:
pojawił się problem bo zasób wiedzy wykraczał poza rówieśników, to zaś przez dzieciaki było uznawane za przysłowiowe "kujoństwo", bycie przemądrzałym więc odsuwali się

Ok, rozumiem, że istnieje takie ryzyko, ale postępowanie jak ogół wbrew własnym przekonaniom tylko dlatego, że być może w przyszłości dziecko będzie mniej akceptowane niż rówieśnicy nie przemawia do mnie.
Zapewne jest to bardziej złożona kwestia, zależna od wielu czynników, nie tylko od tego, że dziecko chodziło lub nie chodziło do przedszkola.
Niemniej każdy przykład z życia wzięty jest dla mnie bardzo cenny.

rosa - 2012-06-21, 22:35

excelencja napisał/a:
Wczoraj byłam na spotkaniu z rodzicami w jednym z moich przedszkoli.
Jest tam chłopiec - dam sobie palec uciąć, że autystyk i to ostry.

to nie jest tak łatwo stwierdzić, mojego Szymonka pani przedszkolanka okresliła jako autystyczne dziecko, był inny, nadal jest, ale olałam tą diagnozę

z przyjemnościa czytam ten wątek :-)

Agnieszka - 2012-06-21, 22:53

dżo: moje dziecko zaliczyło i opiekunkę, i 3 przedszkola. W trzecim psycholog wystawiła opinie, ze moje dziecko z racji gabarytów, leworęczności szkolnie powinno byc odroczone (opinia nie pokrywała się z wychowawcą, moimi obserwacjami, jej poziomem wiedzy a placówka i nauczyciele byli przez nas bardzo lubiani, ceniiłam - uwaga dla Majki jeśli ten sam psycholog nie polegaj zbytnio na opiniach).
Dystans, własne obserwacje (nawet i odczucia/przeczucia), zaufanie do prowadzących (jeśli konkretni, uważni) są istotne. Oczywiście w takich sytuacjach spojrzenie osoby bardziej zewnętrznej też bywa istotnym czynnikiem i warto brac pod uwagę sugestie, sprawdzic, rozmawiac.

excelencja - 2012-06-21, 23:29

rosa napisał/a:
to nie jest tak łatwo stwierdzić

w pewnych przypadkach- JEST. Musiałabyś sama Krzysia zobaczyć, on nie jest inny, on ma na czole wypisane AUTYZM.
Pracuję w różnych przedszkolach i są dzieci 'inne', nieśmiałe, strachliwe, mającewszystkowdupie, ausiderzy, podprądowe, upierdliwe, foszaste.
I super, ale są dzieci chore.
Są też takie na granicy. (choćby chłopiec w innym przedszkolu, który ma orzeczenie o autyzmie, a daaaaaaaaleko mu do Krzysia)

Poza tym jedna pani przedszkolanka coś stwierdziła w kwestii Szymona, a nie każda pani, która go zobaczyła, m?

Agnieszka - 2012-06-22, 00:29

dżo: nie namawiam do działania wbrew swoim regułom, zasadom (w takim wypadku powinnam dawno miec w d... wiele kwestii a nie mam). Jak napisałam wcześniej znasz dziecko, zastanawiasz się, szukasz rozwiązań dla Was i bdb.
Z mojej opcji: mam starsze dziecko i problematyka się zmienia. Mniemam, że moje dziecko niezłomne pozostanie ale grupa odniesienia zwłaszcza w wieku nastoletnim, konstytuowanie tożsamości jest ważne a przebieg może byc różny zatem i ten wariant mało fajny może mnie czekac niezależnie od wybranej opcji i mam tego świadomośc.

gemi - 2012-06-22, 13:59

Agnieszka napisał/a:
pojawił się problem bo zasób wiedzy wykraczał poza rówieśników, to zaś przez dzieciaki było uznawane za przysłowiowe "kujoństwo", bycie przemądrzałym więc odsuwali się a z biegiem czasu pojawiły się problemy w zakresie relacji klasowych i brak akceptacji.
to tak jakby trochę o mnie. Z tym, że ja akurat chodziłam do przedszkola. Zawsze preferowałam relacje ze starszymi dziećmi i z dorosłymi. Byłam nad wiek grzeczna, inteligentna, zdolna - taka "stara maleńka". A poczucie wyższości wpojone przez mamę i babcię było starannie pielęgnowane przez panie przedszkolanki, które piały nade mną z zachwytu. Dziś jestem wdzięczna mamie, że nie zgodziła się na przeniesienie mnie w podstawówce o 2 klasy wyżej. Konsekwentne przebywanie w grupie rówieśników w szkole umożliwiło mi naukę nawiązywania relacji, choć zawsze byłam trochę z boku. I może nigdy nie miałam wielu przyjaciół, za to moje przyjaźnie były (i nadal są) bardzo głębokie i trwają latami.
Chcę przez to pokazać, że przyczyna powyższych cech wcale nie musi leżeć w bardzo zaangażowanej mamie siedzącej w domu z dzieckiem.

biechna - 2012-08-17, 08:38

W "Dziecko od początku" jest artykuł dot. dylematu, czy zapisywać dziecko do żłobka/przedszkola, czy nie.
I tam jako 1 z ważnych aspektów podany jest temperament, milczeniem pominę określenie takich dzieci jako osób o "trudnym charakterze": są wycofane, unikają samodzielnego nawiązywania kontaktów, mają mniejsze zdolności przystosowawcze: płaczą, złoszczą się itp. I w takim wypadku maluchy (wg autorów to 10% małych dzieci) mają dużą trudność z adaptacją, a ponieważ są w miejscach opieki pozadomowej przeciążone i zestresowane, to nie czerpią korzyści z takiej formy opieki. W przypadku dzieci bardziej towarzyskich, łatwo adaptujących się, korzyści są wyraźne i odwrotnie niż u tych, ekhm "trudnych", taki system opieki pozytywnie oddziałuje na ich rozwój.
Najważniejszym czynnikiem warunkującym to, jak wychowanie "placówkowe" wpłynie na dziecko i jego rozwój, jest jakość jego relacji z opiekunem. Niemniej właśnie na temperament dziecka oraz standard placówki trzeba bardzo zwracać uwagę. To tak pokrótce chciałam streścić.

A teraz wracając ściśle do tematu: spotkałam się z dziewczynami, które: nie posłały dzieci do przedszkola wcale/ wysłały dopiero po ukończeniu 4 roku życia i to dlatego, że wtedy dziecko wyraźnie już tego chciało i one miały pewność, że dla malucha to żadna trauma. Będę tylko opisywała, nie oceniam tego w żaden sposób.

Pierwsza z nich ma taką ideologię, po prostu nie chciała, by w tym najmłodszym, wrażliwym okresie, przypadkowe osoby kształtowały np. system wartości jej dziecka czy mówiły do dziecka w sposób, którego ona nie akceptuje, np. "bądź grzeczny i natychmiast przeproś kolegę" itp. Dodam, że pierwsze dziecko do przedszkola wysłała i że miała takie a nie inne doświadczenia, to wycofała się i jej dzieci zaczynają edukację od zerówki. Z decyzji jest bardzo zadowolona, ale chyba nie bez znaczenia jest, że ma 3 dzieci w zbliżonym wieku, a ok. 2 razy w tygodniu organizuje u siebie jakieś spotkania w gronie dzieciatych znajomych. Zatem jej dzieci poznają też innych ludzi, tyle, że ściśle "wyselekcjonowanych". Na razie do szkoły poszło jej najstarsze dziecko, problemów z adaptacją nie ma, choć przynosi do domu sporo "niemile widzianych zachowań", które to poznaje w grupie rówieśników "niewyselekcjonowanych" i zamiast borykać się z tym, gdy mały miał 3 czy 4 lata, boryka się z nimi, gdy ma 6 lat, ale zaznaczyła też, że to już fajniejszy wiek, by z dzieckiem poważnie pogadać i że ono też jest już bardziej krytyczne co do tego, co inni robią i dlaczego i czemu czegoś nie warto naśladować.
Dziewczyna jest bardzo zadowolona, że tak pokierowała dziećmi, choć źle to wpływa na finansową sytuację rodziny. I tyle, bo właściwie nasza rozmowa szybko zmieniła się na pogaduchy o tym, że trudno teraz żyć nie "wbijając" się w główny nurt, ale warto postępować zgodnie ze swoimi intuicjami, pielęgnować to, co uznajemy za najważniejsze i jeśli tylko jest taka możliwość, nie pozwolić narzucać sobie akurat panującego stylu życia, tylko robić swoje :-P

Druga koleżanka, jak się okazało, najpierw wysłała dziecko do przedszkola, miało 2,5 roku, akurat tyle, ile mój Staś przy zeszłorocznej przedszkolnej próbie i było to dla niego tak straszne, trudne i bolesne, że po chyba 3 czy 4 tyg. go wypisała. A niedługo potem urodziła drugie dziecko i do dzisiaj cieszy się, że choć jej organizacyjnie było trudniej, to starszak był z nimi cały czas i uczestniczył w tej nowej sytuacji. Choć uznałyśmy, że nie każdemu "starszakowi" dobrze by zrobiła taka pełna partycypacja w przeobrażaniu się rodziny i są dzieciaki, którym lepiej robi choćby odrobina czasu poza domem dziennie i oderwanie wzroku od pochłoniętej noworodkiem matki. Teraz starszak ma 4,5 roku i już nawet jemu samemu nie wystarczają cotygodniowe spotkania w klubie z dziećmi w różnym wieku, a był swego czasu "dziki" i niechętnie wchodził w kontakt z innymi dziećmi. Na propozycję przedszkola od tego września przystał ochoczo.

Ostatecznie.. wiele zależy od tego, co w wychowaniu dla nas jest ważniejsze, na co nas stać finansowo i jakie mamy dziecko. Wszystko, o czym już tu pisałyśmy ;-)
Każda z tych dziewczyn robiła "po swojemu" i obie są z decyzji zadowolone. A znam przecież i takie, które w dniu porodu wydłużały swoim starszym dzieciom pobyt w przedszkolu z 6 do 10 godzin i również są zadowolone. Czy ich dzieci są, nie wiem.

Ja, przynajmniej do czasu porodu, chciałabym by Staś chodził gdzieś, ale na naprawdę krótko. W naszym przedszkolu pod domem jest opcja zostawania na 4 godziny, ale 2 z tego to leżakowanie w pidżamie, nawet książeczki sobie dzieciak poczytać nie może. Jeśli będę mogła małego odbierać po 2 godzinach, to chyba spróbujemy, bo on sam mówi, że chce. A ja mam ten komfort, że jeśli nie będzie fajnie, to się wycofamy.

excelencja - 2012-08-17, 11:28

Mam nowe przemyślenia.
Marzy mi się opcja 'bez przedszkola' - coraz bardziej. Zwłaszcza po wakacjach widzę jak rok w przedszkolu cofnął/zahamował rozwój intelektualny mojego dziecko.
No ale nie tylko intelektualny się liczy...
Pojawiły się różne nieprzyjemne zachowania, szarpanie, plucie, kopanie, no i to chore wartościowanie (mówi do lalki 'ty jesteś dobra, pomagasz mi, widzisz, bądź grzeczna). A mnie się łzy w oczach zbierają bo nie chciałam żeby poczucie wartości mojego dziecka było kształtowane przez jakieś kretyńskie określenia innych ludzi.
Albo 'mamo, lenka dostała naklejkę za sprzątanie, ale przecież ja też pomagam, dobrze sprzątam' z taką nadzieją w głosie, że powiem, że nie jest mimo wszystko gorsza od lenki (no wtedy to się poryczałam...)
Ja wiem że większość ludzi nie widzi nic dziwnego i negatywnego w tym, co napisałam- ale dla mnie to koszmar.

Tylko, że Li potrzebuje dzieci, ostatnio powiedziała:
"Mamo, jak ja nienawidzę wakacji, chcę być w przedszkolu, ja wiem, że w domu mam ciebie, ale z dorosłymi to jednak nie to samo, chcę bawić się z dziećmi"
...
Tak naprawdę to jej wystarcza jedno dziecko, niestety ja jej tego nie mogę dać i bardzo żałuję, bo taka siostra niewiele młodsza to byłoby coś :) - ale cóż - po ptakach
"Mamo, chciałabym siostrę, tylko wiesz, ona już musi być duża'

Swoją drogą zadziwia mnie w jak jasny, dojrzały sposób moja córka przekazuje mi swoje oczekiwania...

Cóż generalnie chyba wystarczy słuchać serducha swego i dziecka i już.
Tyle, że moje serce mówi 'zabieraj ją z przedszkola bo przedszkole to złoooo' (przynajmniej nasze)

koko - 2012-08-17, 13:18

[quote="excelencja]
Tak naprawdę to jej wystarcza jedno dziecko, niestety ja jej tego nie mogę dać i bardzo żałuję, bo taka siostra niewiele młodsza to byłoby coś :) - ale cóż - po ptakach
"Mamo, chciałabym siostrę, tylko wiesz, ona już musi być duża'

[/quote]
Adopcja. Najlepiej Marianki i Inki w pakiecie.
To wartościowanie przez przedszkolanki... mam wrażenie, że to infantylizuje dziecko (tak to pamiętam ze swojego przedszkola). Jednak kontakt z dziećmi a przedszkole to dwie różne sprawy, choć często połączone.

excelencja - 2012-08-17, 14:06

koko napisał/a:

Adopcja. Najlepiej Marianki i Inki w pakiecie.

nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała :)
Ale nawet innej dziewczynki mi się nie uda ... :)

Figa - 2012-08-17, 15:23

excelencja, zgadzam sie z toba odnosnie tego wartosciowania (i nie tylko). przedszkolanki sa wyksztalcone i maja wiedze akademicka, ale czesto nie nie maja zielonego pojecia na temat emocjonalnego rozwoju dziecka i jak wielki wplyw na dalsze zycie moze miec kilka uwag badz etykietek powtarzanych jak plyta przez kilka lat. The label is on i ciezko to odkleic (wiem po sobie i mojej starszej corce). to tak jak z kazdym czlowiekiem, kazdy pochodzi z innego srodowiska i bedzie na pewno to rzutowalo na jego prace. np. mowienie dzieciom "bo tak nieladnie, bo to brzydko, bo nie wypada, bo jestes niegrzeczna- tak mowiono sie do dzieci przez pokolenia.

Marcelina, choc nie przedszkolak, ale juz 12 latka, byla edukowana w domu przeze mnie od wrzesnia do polowy lutego, tyle bowiem wlasnie czekalismy na miejsce w jakiejkolwiek szkole w greenwich. jak juz dolaczyla do szkoly to skonczyla ja jako najlepsza uczennica (ze wszystkich klas).

Dante, 2.5 roku, mial epizod ze zlobkiem (byl 9 razy przez 3.5 godziny na dzien) i mialam podobne niestety refleksje. z wyluzowanego dzieciaczka, ktory nie mial nic przeciwko niczemu stal sie agresywny, zaczal krzyczec, bic, i pojawily sie tzw tantrums. naprawiamy to od kilku miesiecy z niklym skutkiem.
pracuje od jakiegos czasu jako wolontariusz w zlobku i nie widzialam jeszcze ani dnia, zeby dziecmi zajmowano sie tak jak nalezy. wychowawczynie czesto ignoruja fakt,ze nalezy dziecku zmienic pieluszke, chodzi tak,az matka przyjdzie i wtedy wolaja:o, zrobilas kupke, a dzieciak chodzi tak od dwoch godzin. przy wyjsciach na spacer zaklada sie dzieciom na raczki smycze, ciaga sie, nie pozwala spac w godzinach innych niz przeznaczone na sen, nie dokarmia, nie daje wody, chyba ze dziecko poprosi (a jak ma kilka miesiecy to jak poprosi? smoka w gebe i juz). tak jest tez w zlobkach, w ktorych pracuja moje kolezanki.

wiec Dantus bedzie na 100% edukowany w domu, przynajmnije przez nastepne dwa lata, bo wtedy juz pojdzie do podstawowki. nie mam zadnych watpliwosci co do tego. na tym etapie rozwoj emocjonalny dziecka, budowanie jego poczucia wlasnej wartosci i obrazu swiata chce przedlozyc nad rozwoj akademicki. spolecznie udzielamy sie poza instytucjami i tak jest lepiej, less stress involved.

(ale sie rozpisalam...ufff)

semoilna - 2012-08-20, 08:51

Figa napisał/a:
z wyluzowanego dzieciaczka, ktory nie mial nic przeciwko niczemu stal sie agresywny, zaczal krzyczec, bic, i pojawily sie tzw tantrums.

Prawie jakbym czytala o swoim synku. Zaczal bic, kopac szarpac dzieci na placu zabaw jak czegos nie dostanie :( Smutne to.

Figa napisał/a:

pracuje od jakiegos czasu jako wolontariusz w zlobku i nie widzialam jeszcze ani dnia, zeby dziecmi zajmowano sie tak jak nalezy. wychowawczynie czesto ignoruja fakt,ze nalezy dziecku zmienic pieluszke, chodzi tak,az matka przyjdzie i wtedy wolaja:o, zrobilas kupke, a dzieciak chodzi tak od dwoch godzin. przy wyjsciach na spacer zaklada sie dzieciom na raczki smycze, ciaga sie, nie pozwala spac w godzinach innych niz przeznaczone na sen, nie dokarmia, nie daje wody, chyba ze dziecko poprosi (a jak ma kilka miesiecy to jak poprosi? smoka w gebe i juz). tak jest tez w zlobkach, w ktorych pracuja moje kolezanki.


Zwiedzilismy chyba z 6 przedszkoli w okolicy i tylko w jednym intuicja mi powiedziala "to jest to", do dzis jestem super zadowlona. Oczywsicie sa skutki uboczne (patrz wyzej), ale dzieci traktowane sa z szacunkiem, panuje tam (prawie) domowa atmosfera.
Bardzo madre jest to co napisalas Figa. Chcialabym moc zrezygnowac z pracy i zajac sie malym i chyba coraz bardziej dojrzewam do tej decyzji.

renka - 2012-08-20, 12:40

Ja bardzo sie ciesze, ze mialam mozliwosc siedzenia z moimi dziewczynami do ok. 3 roku zycia kazdej. Ale przedszkole wg mnie to swietna instytucja - przynajmniej tak moge napisac, z naszych doswiadczen, a mialysmy ich kilka i za kazdym razem dobrze trafialysmy. Teraz z utesknieniem czekam na wrzesien i przedszkole, bo widze, ze Fiona jest typem dziecka, ktore potrzebuje jasnych regul i zasad, a ja niestety nie zawsze potrafie byc konsekwentna. Przedszkole wzbogacalo i rozwijalo obie moje dziewczyny. Fiona jeszcze jest ciagle przedszkolna, bo majac mozliwosc wyboru zerowki szkolnej czy powtorke zerowki przedszkolnej zdecydowanie wole to drugie; mam bowiem wrazenie, ze rok szkolnej zerowki w przypadku Ronji nie wzbogacil jej zbytnio (ale to ewidentnie kwestia wychowawczyni i jej sposobu "pracy" z dziecmi), choc na szczescie od czasu do czasu w swietlicy szkolnej miala mozliwosc np. rozwijania swoich zdolnosci plastycznych.
koko - 2012-08-20, 13:06

Może to nie temat, wywalcie wpis jakby co, przypomniało mi się a propos, jak byli u nas znajomi z synem (chyba 8-9 lat) Niemcem, który jest wychowywany "bezstresowo" i w takiej też szkole uczy się w Niemczech (poza tym rodzice są trochę walnięci jak my tu na wd, nie dają antybiotyków, itp.). Otóż w tej szkole wychowawcy m. in. nie ingerują w konflikty między dziećmi, jeśli ktoś kogoś kopnie czy opluje, to wystarczającą karą dla niego ma być to, że ten opluty nie będzie chciał się z nim bawić, rozmawiać. No ci nasi znajomi mówią, że efekt wychowania jest taki, że ich polskie dzieci nie mają szans w starciu z tym małym Niemcem, po prostu gdy czegoś chce przychodzi i załatwia to sobie przemocą i wymuszeniami.
semoilna - 2012-08-20, 13:57

Mam nadzieje, ze specyficzna jest ta ich szkola... Moj synek co prawda dopiero w zlobku niemieckim, ale jak dzieciaki sie "pobija"/pokoloca to maja sie przeprosic, podac raczke itd. Szczerze mowiac na palcu zabaw rzadko widuje takie agresywne zachowania (poza zachowaniem mojego dziecka ostatnio :-( ).
koko - 2012-08-20, 16:27

semoilna, tak tak, to szkoła "jakaś tam", a nie zwykła.
zorro - 2012-08-24, 00:42

Wiele zależy od charakteru dziecka (ale to już padło). Ja nie znosiłam przedszkola, cierpiałam tam przepotwornie, tych kółek graniastych, wyścigów do zabawek, durnego kolorowania i spania w ciągu dnia. Byłam przeszczęśliwa, gdy mogłam spędzić dzień z rodzicami. Nie lubię być w grupie, nie lubię większych skupisk ludzkich. Ale to było też inne przedszkole. Tam nikt nie pytał się o nasze potrzeby. Mój syn jest przepotwornie towarzyski, że tak się wyrażę. Nie poszedł do przedszkola jako 3-latek, bo się nie dostał do tego, co chciałam, a innego nie chciałam. Dostał się rok później, ale był zawiedziony, że musiał czekać rok. Dla niego była to rewelacja, choć regularność uczęszczania go potem przygniatała. To też część jego osobowości. Obowiązek i dyscyplina to jego przeciwnicy. Szczerze mówiąc drżę na samą myśl, jak trudno byłoby mu w szkole, gdyby wcześniej nie liznął łagodnej lekcji życia w grupie (chodził do waldofskiego, a tam szanuje się odrębność dzieci). Córka jest przeszczęśliwa w przedszkolu (tym samym). Uwielbia tam być, uwielbia swoje miejsce w społeczności. Aha, syn chciał wracać do przedszkola, odwiedzać, gdy był już w szkole. Wiem, że to zasługa ludzi, którzy w tym miejscu byli. Teraz ci ludzie, w tej samej grupie cieszą się, gdy przychodzi moja córka. Jestem spokojna.

[ Dodano: 2012-08-24, 20:22 ]
Tak to jest, gdy się wejdzie w rozmowę już na tak zaawansowanym temacie, dalsze myśli się pojawiają. ;-) Szczególnie, że trudno wyczerpać ten temat.
A przyszło mi do głowy, że nie powiedziałam jednego: gdyby moje dzieci nie dostały się do tego jednego jedynego, nie poszłyby do przedszkola w ogóle. Tak więc, jeśli nie ufa się placówce do końca, nie ma co posyłać, bo ''wszyscy mówią, że trzeba''. Jeśli żyjesz w przekonaniu, że w danym miejscu dzieją się rzeczy, których nie akceptujesz, a możesz sobie pozwolić na spędzanie czasu w domu z dzieckiem, nie czujesz się ''na wygnaniu'', nie posyłaj. Cofnęłam się myślami do czasów (dramatycznych, oczywiście ;-) ), gdy musiałam podejmować takie decyzje - przedszkole, czy szkoła potem - i przypomniały mi się tamte uczucia. Czułam, że przedszkole ''zepsuje'' mojego syna, bałam się tego. W pewnym sensie oczywiście każde przedszkole ''psuje'' dziecko, nawet to najfajniejsze, bo dzieci spotykają się z wartościami przynoszonymi przez rówieśników, ci z kolei niosą je ze swoich domów, a niekoniecznie musimy się z tym zgadzać. Poza tym życie w grupie jest dla malucha pełne frustracji, także w grupach mieszanych, nastawionych na wzór ''rodzinny'', bo starsze dzieci uwielbiają nakręcać młodsze. Miało nie być o zaletach przedszkoli, ale trudno omawiać niechodzenia do przeszkola, bez kontekstu przeciwnego, czyli ''chodzenia''. Steineryści uważają, że dzieci do 4 roku życia powinny pozostawać w rodzinie, więc trzylatek w ogóle jest jeszcze za mały na przedszkole. Zajęcia też mają dopiero dzieci starsze. Młodziaki po prostu są - uczą się, że świat to nie tylko oni, przedszkole jest dla nich przedłużeniem rodziny. Tak więc jeśli chodzi o naukę w sensie akademickim w przedszkolu się niczego nie uczą. Mój syn nawet czytać się nie nauczył. ;-) Co może być ważne w przypadku jak Wasz, czyli ''rodziny na wygnaniu''. Że dziecko jest cały czas z Tobą i w przyszłości może być mu trudniej się oderwać. Ale to też pewnie w dużej mierze zależy od charakteru małego człowieka.

Figa - 2012-09-06, 00:32

koko napisał/a:
karą dla niego ma być to, że ten opluty nie będzie chciał się z nim bawić


nie, no, ci ludzie chyba nigdy nie byli dziecmi. kara byloby to wtedy, gdyby temu, ktory pluje zalezalo na tym opluwanym, a skoro na niego pluje, to chyba raczej ma go gdzies i plakac nie bedzie, jak sie z nim bawic nie zechce.
a co z tym oplutym? czy ktos zwraca uwage na jego uczucia?
(poruszylo mnie to, bo mnie tez wiecznie ktos przesladowal od przedszkola do podstawowki, takie reakcje agresywne wyzwalalam w rowiesnikach. nikt z nauczycieli sie za mna nigdy nie wstawil, a moi przesladowcy mieli w nosie, ze sie na nich obrazilam, bo i tak nie chcieli sie ze mna bawic, tylko sie na mnie wyzywac)

zorro - 2012-09-07, 18:55

Często ten, co pluje chce po prostu zwrócić na siebie uwagę, a brakuje mu słów. Dla takiego jest to kara.
Figa - 2012-09-07, 22:23

oczywiscie przyczyn plucia, czy tez innego agresywnego zachowania moze byc wiele, ja jedynie jestem przeciwko wrzucaniu wszystkich do jednego worka.
biechna - 2012-09-16, 10:48

dżo, jak się u Was sytuacja ułożyła?

Mój mały bardzo chce "do dzieci", znalazłam w MDK-u opcję 3 dni po 3 godziny, grupa mieszana wiekowo i właśnie jesteśmy na etapie badania. Byliśmy 3 razy, ja siedziałam cały czas na korytarzu i jak syn nie chciał być w grupie i płakał, to sobie do mnie przychodził. Raz tylko chciał iść do domu od razu, poszliśmy po 30 min.
Mój mały jest bardzo wrażliwy, nie chodzi ostatnio nawet o rozłąkę (w poniedziałek 3 godziny nosa nie wychylił z sali), ale o hałas, nadmiar bodźców itp, widać, że go to stresuje, zamyka, że się odcina. I nie ma wtedy za bardzo szans na zabawę z dziećmi, na której najbardziej jemu i nam zależy, więc może ten pomysł mini-przedszkola jest jednak nietrafiony. Ale skąd mu te dzieci wziąć? Nie mam przekonania, że młodszy o 4 lata brat będzie teraz fajnym kompanem ;-)

Z drugiej strony: powiększyło się wokół mnie grono osób, które intensywnie myślą o ED - ale mieszkamy daleko od siebie (choć w moim mieście i okolicach do 30 km) i nie ma za bardzo opcji częstych spotkań :-|

dżo - 2012-09-16, 15:32

george, na razie jesteśmy wciąż razem w domu, choć regularnie wspominam Tymonowi, że gdyby miał ochotę to mógłby chodzić do przedszkola, co przyjmuje do wiadomości, ale bez odzewu.

U nas jest trochę podobnie jak u Was. Tymona też ciągnie do dzieci i chętnie się z nimi bawi, ale muszą być to dzieci jemu już znane, obcymi nie jest zainteresowany. Duża grupa, hałas działają odstraszająco. Najlepiej bawi się z jednym dzieckiem.

W sierpniu byłam warszawskim na spotkaniu ed, było tam sporo dzieci w wieku 2-7 lat. Nasza wizyta wyglądała tak, że Tymon nie zszedł z moich kolan, nie próbował nawiązać z żadnym z dzieci kontaktu i po zjedzeniu co atrakcyjniejsze chciał wracać do domu. Wg mnie dzieci było zbyt wiele, w dodatku same dziewczynki (choć płeć nie ma tak zasadniczego znaczenia). Na kolejne spotkanie nie chciał już jechać.

Kwestia przedszkola jest nadal otwarta, będzie chciał chodzić to spróbujemy. Latem na podwórku zawsze znalazł się znajomy kompan do zabawy, zimą zapewne będzie gorzej bo większość dzieci chodzi do przedszkola a popołudniami nie wychodzą z domu.

Nie ukrywam, że martwię się tym jak zapewnić dziecku towarzystwo bo ja sama choć nadal atrakcyjna jestem już niewystarczająca.

Kawonka - 2012-09-16, 18:17

Dżo, miałam się wypowiedzieć w tym wątku, ale nadal brak mi czasu. U nas zmieniło się o tyle, że 2 razy w tygodniu na godzinę będziemy chodzić do osiedlowego klubu na zajęcia plastyczno-muzyczne (ukłon w stronę mojego męża, żeby spokojnie spał). Ale oprócz tego razem z sąsiadką i jej dziećmi (3-latek i ponadroczna dziewczynka, czyli tak jak u mnie) chcemy się spotykać raz w tygodniu wymiennie na zajęciach, też raczej plastycznych, i zabawie swobodnej, z nadzieją że chłopaki mieszkań nie rozniosą. Być może dołączy jeszcze jeden 3-latek (w grudniu skończy), również jedynak. Może dołączysz do nas?
dżo - 2012-09-16, 21:42

Kawonka, cudownie :-D , dołączę z miłą chęcią.
biechna - 2012-09-17, 16:37

Ad. socjalizacja: wklejam notkę z Dzikich Dzieci (A. Stein):

Cytat:
A teraz o socjalizacji.
Utarło się tak, że za socjalizację uważa się przyzwyczajanie dziecka do przebywania w grupie kilkunastu dzieci dokładnie w tym samym wieku. Rodzice maluchów pytają mnie czasem od kiedy dziecku jest potrzebne bycie w grupie. Moja odpowiedź nieodmiennie brzmi: NIGDY.
To nie znaczy, że dziecku stanie się w takiej grupie krzywda. Ono i tak wybierze sobie kilkoro dzieci do współpracy i zabawy. I to są właśnie potrzeby dziecka: zabawa i nawiązywanie relacji z możliwie wieloma różnymi osobami, w różnym wieku, z różnym charakterem. Ale nie musi to być relacja ze wszystkimi naraz.
Jesper Juul napisał kiedyś, że w szkole, przedszkolu dziecko może się nauczyć jak być dzieckiem, ale tylko w rodzinie może się nauczyć jak być dorosłe.
Dziecko potrzebuje nauki relacji z różnymi ludźmi. Starszymi od niego, młodszymi i w swoim wieku. W pewnym wieku zaczyna też coraz bardziej potrzebować przyjaźni. Wiele jest dzieci, którym pasują do zabawy dzieci o kilka lat starsze lub młodsze. Czy to jakiś problem? Przecież za kilka lat to nie będzie miało znaczenia. W dorosłym życiu nie przebywamy w grupie rówieśników tylko w grupach różnowiekowych.
To mit, że w szkole odbywa się jakaś intensywna socjalizacja. Dzieci mają czas na swobodne relacje na przerwach i świetlicy, ale jest wiele takich dzieci, którym hałas i duża ilość osób utrudniają nawiązywanie relacji. Moje własne dziecko wychodzi na plac zabaw i wraca po trzech godzinach bezkonfliktowej zabawy. W szkole ciągle jest jakaś awantura, bo dla niego jest za dużo bodźców.
Dzieci uczone w domu mają dużo okazji do bycia wśród ludzi. Z innymi dziećmi, na podwórku, na zajęciach dodatkowych na które chodzą, mają więcej czasu i siły. Mają przestrzeń na pielęgnowanie przyjaźni.
Poznają życie i świat nie z książek tylko na własne oczy. Zamiast czytać o poczcie idą z rodzicami na pocztę. Zamiast czytać o sklepie robią zakupy. Ich codzienne życie jest dużo bardziej podobne do życia dorosłych, niż życie dziecka szkolnego.
Jeszcze jedna rzecz. Spotykam się w pracy z wieloma dziećmi w wieku szkolnym i widzę, że nigdzie indziej, w dorosłym życiu dzieci nie są tak porównywane, oceniane, równane do średniej, uczone niewychylania się jak w szkole. Choć tu muszę zaznaczyć, że szkoły są bardzo różne.
W dorosłym świecie jest przestrzeń na to, że ludzie są różni, mają różne upodobania, możliwości, mocne strony. W szkole wszyscy muszą tak samo.
Jeden z zarzutów do ED jest też taki, że w szkole dzieci MUSZĄ sobie radzić bez rodziców. Jednak nie ma żadnego dowodu na to, że taka wymuszona samodzielność jest potrzebna dzieciom. A w każdym razie wszystkim dzieciom.

MartaJS - 2012-09-17, 16:39

Hehe, właśnie chciałam to tu wkleić :lol:
excelencja - 2012-09-17, 20:43

Myślałam sobie o takiej ED łączonej, wiem, że mam w okolicy przynajmniej 2 dzieci, których rodzice myślą i mówią o ED. Jakby znaleźć jeszcze 2, to byłoby 5.
5 dni w tygodniu- każda rodzica daje jeden dzień na zajęcia dzieciom. Czyli coś pomiędzy przedszkolem a ED- bo realizowane wśród ludzi o podobnym poglądach, a jednocześnie jest szansa na jakieś życie zawodowe, czyli zarabianie.

Niestety w moim przypadku - musiałabym kombinować w ten sposób, bo mimo specyficznej pracy i własnej firmy- muszę (chcę) jeździć na zajęcia z dzieciakami.

...tylko jeszcze nie wiem co pozostałe rodziny na to :P ...

MartaJS - 2012-09-17, 20:54

exce, to bardzo fajny pomysł, trzymam kciuki za realizację :-)
olgasza - 2012-09-17, 23:12

excelencja, super pomysł :-) Mi taki chodził po głowie, jak młoda miała 1-3 lata, ale nigdy nie udało mi się znaleźć grupy mam, które też by tak chciały i mogły... W dodatku małe dzieci często chorują, więc pewnie ciągle by się zarażały i rozwalały harmonogram, a poza tym zajmować się 5 dwulatków to hardcore, którego bym się w życiu nie podjęła :mrgreen: Więc twój pomysł ma dużo większe szanse. Trzymam kciuki!
gemi - 2012-09-19, 12:30

george, bardzo dziękuję Ci za ten wklejony fragment :-) Dzięki niemu uporządkowałam moje myśli w temacie ED i nazwałam to, co było do tej pory intuicyjne.
groszek - 2012-10-02, 19:54

Ja mam trochę inny dylemat.
Tak sie złożyło, że jesteśmy znowu za granicą. Henek chodzi tu do przedszkola. Nie zna języka, więc nie jest mu lekko, ale jakoś sobie radzi.
Cały czas nie rezygnuję z miejsca w Białymstoku, bo opcję powrotu do kraju mam na razie otwartą.
Dla mnie przedszkole Henka to trochę wytchnienia dla mnie. Ale kiedy byliśmy w Polsce i Henio tam chodził do przedszkola, to wiedziałam, że krzywda mu sie nie dzieje - ma dwóch ulubionych kolegów, uczy się wierszyków, mają wycieczki, występy, teatrzyki, spotkania, a po powrcoie do domu mogliśmy jeszcze coś wspólnie porobić.
W Niemczech jesteśmy na razie na etapie adaptacyjnym, tzn, Hen zostaje na razie tylko na 1, 2, 3 godziny, stopniowo. Ale tu grupy są od 3 do 6 lat. Nauczycielki zajmują się gł. maluchami, a te troche starsze zajmują się same sobą. To taka przechowalnia:(
Pomijam, że bariera językowa nie ułatwia nawiązywania kontaktów Heniowi. No i jest nowy - w sytuacjach konfliktowych, kilka razy byłam tego świadkiem- wszystki dzieciaki lecą, że by bronić swego, a po drugiej stronie barykady mój syn. Najchętniej zabrałabym go stamtąd, ale myślę też o nauce języka. Ale jak szybko 5-ciolatek będzie w stanie komunikować sie w nowym obcym języku? W domu mówimy po polsku, ale filmy oglądamy gł. po niemiecku, ale tez po angielsku. Hen powtarza często całe frazy, ale raz po niemiecku a raz po angielsku - bez zrozumienia.
Czy ja krzywdze swoje dziecko??? :-(

devil_doll - 2012-10-02, 20:11

groszku nie krzywdzisz, moje dziecko poszlo do przedszkola majac lat 3 w Kanadzie, mimo, ze mowil po ang tam mial blok i 3mce nadawal po polsku, napisalam Pani podst wyrazy z transk ang z pol na ang po 3mce odkrecilo sie i wrocil do ang.
aczkolwiek do przedszkola chodzily dzieci chinskie np i nielktore mowily slabo po ang lub wcale i szybko im ten jezyk przychodzil, zauwazylam, ze dzieci sie szybciej adaptuja etc.
moze porozmawiaj z ciociami albo jesli mozna zmien przedszkole na bardziej kameralne takie, zeby bylo wiecej cioc na mniej dzieci , zeby to nie byla przechowalnia.
dzieci szybko lapia i powtarzaja, moj syn ciagle powtarza kilka arabskich powiedzonek mego meza czy jakies poj frazy po niemiecku jak ogladam film etc .

majaja - 2012-10-02, 22:03

groszku też uważam, że nie krzywdzisz, takie dzieci najszybciej się uczą. Moja 9-letnia siostrzenica ma w tej chwili bogatszy zasób słownictwa francuskiego niż polskiego, wyemigrowała jako 3-latka, a francuski tyle co w przedszkolu a potem w szkole
śliwka - 2012-10-03, 10:57

Ja chyba swoje dzieci jednak zabiorę z przedszkola. Za bardzo za nimi tęsknię...One też jakoś strasznie za przedszkolem nie przepadają. Jak pytam gdzie wolą być to mówią, że w domu. Chyba nie jest to im jeszcze w tej chwili niezbędne. Kontakt z innymi dziećmi mają. Myślę za to o jakichś zajęciach np. muzycznych, teatralnych, ceramice itp.
dżo - 2012-10-03, 19:44

Iw, ja zapisałam Tymona na zajęcia gry na bębnie, dziś był pierwszy raz, podobało mu się więc mam nadzieję, że zechce chodzić na kolejne.
Przy okazji potwierdziłam swoje spostrzeżenia, Tymon nie lubi się podporządkowywać, wszelkie polecenia ignoruje i robi wszystko po swojemu. Na szczęście prowadzący zajęcia jest bardzo elastyczny i pozwala na improwizację więc Tymon dziś w części "dyktował" co ma się dziać.

Kawonka - 2012-10-03, 19:50

A co Tymon sądzi o piątkowych spotkaniach?
dżo - 2012-10-03, 20:44

Kawonka, czeka na nie i nie oponuje, gdy mamy jechać (a tak bywa, szczególnie jeśli ma się spotkać z mało sobie znanym towarzystwem), po ostatnim zaczął dopytywać co będziemy malować następnym razem czyli naprawdę sukces :-)
śliwka - 2012-10-04, 08:14

dżo, a gdzie są takie zajęcia na bębnie? Moje dzieciaki najbardziej lubią i umieją śpiewać, zwłaszcza Agatka świetnie trafia w dźwięki, że aż się czasem dziwię ale instrumenty też ich interesują. Taki bęben byłby super.
rosa - 2012-10-04, 12:32

Iw, oni chodzą na cały dzień, co nie? a moze po prostu na krócej ich zostawiaj? jakieś 3-4 godziny

mój Ziemciuch zostaje trzy dni kiedy chodzę do pracy z babcią i moim 6-letnim siostrzeńcem, najwiekszą atrakcją jest odprowadzanie Piotrusia do szkoły do zerówki, tam są papużki, góra miękkich klocków, fajne zabawki ruchome poprzyczepiane do ścian

Poli - 2012-10-04, 15:06

groszek napisał/a:
Ale jak szybko 5-ciolatek będzie w stanie komunikować sie w nowym obcym języku? W domu mówimy po polsku, ale filmy oglądamy gł. po niemiecku, ale tez po angielsku. Hen powtarza często całe frazy, ale raz po niemiecku a raz po angielsku - bez zrozumienia.


Oj bardzo szybko , jezykiem sie naprawde nie przejmuj, moj syn po roku czasu w dani mowil perfekcyjnie po dunsku , bez żadnego polskiego akcentu, a geniuszem to on nie jest ;-)
Jak te przedszkole jest taka przechwalania, to moze spróbuj znaleźć inne :?:

Takze sie czasem zstanawiam czy to tylko u nas w polsce prowadzi sie tyle zajec dla przydszkolakow, poniewaz w innych krajach tak jakos biednie to wyglada :roll:

śliwka - 2012-10-04, 15:59

rosa, mogliby zostawać jeszcze dłużej, cały dzień ale są od 9:30 do 16:30, ale jeśli nawet zostawaliby 3-4h to i tak tyle samo bym musiała płacić. Troche też tu o kasę chodzi. Ja nie pracuję a dzieci w przedszkolu prywatnym. A myślałam o tym jakby to było jakbym do pracy teraz poszła. Np. 9-17 praca. Dzieci już by musiały być o 8 w przedszkolu.Odbierałabym je ok. 18:00-19:00, później jeszcze 1h razem i do łóżek, a ja musiałabym jeszcze gotować im jedzenie na następny dzień. Mielibyśmy tylko weekendy dla siebie. Toż to jakaś masakra. Dopiero sobie teraz to uświadomiłam. Ja na szczęście mogę jako tako sobie pozwolić na zostanie z dziećmi jednak, jeszcze te 2 lata. Ale niektórzy nie mają wyboru... Wg mnie są za małe, żeby całe dnie być bez rodziców, przez 5 dni w tygodniu.
devil_doll - 2012-10-04, 20:09

w kanadzie ontario konkretnie wybor jest bardzo duzy (jest taki biuletyn parks and recreation) wychodzi na jesien-zime potem wiosna lato i oddzielny na wakacje i jest mnostwo zaj do wyboru od bejbusiow do doroslych no i nie sa to duze pieniadze.
poza tym sa rozne centra dla dzieci OEYC etc z programami talk to me itd itp

dżo - 2012-10-04, 21:03

Iw, te akurat są w domu kultury w piasecznie, propozycji zajęć jest sporo, na razie wybrałam bębny, może potem coś jeszcze.
excelencja - 2012-10-04, 21:49

dżo napisał/a:
te akurat są w domu kultury w piasecznie,

ooo to już moje strony :) Hmmmm :) ))

śliwka - 2012-10-05, 08:22

excelencja napisał/a:
dżo napisał/a:
te akurat są w domu kultury w piasecznie,

ooo to już moje strony :) Hmmmm :) ))
a za to daleko ode mnie. Poszukam czegoś w Warszawie.
dżo - 2012-10-05, 20:47

Kopiuję stąd hxxp://rodzina.opoka.org.pl/dwaplus/prorodzinna/5222.1,Co_daje_dziecku_przedszkole.html bo warto ten tekst przeczytać:

Cytat:
Co daje dziecku przedszkole?

Minister Edukacji Narodowej szykuje nam kolejną rewolucję. Edukacja przedszkolna ma objąć dzieci dwuletnie. Zdaję sobie sprawę, że w gruncie rzeczy pozwolenie na przyjmowanie dwulatków do przedszkola będzie w wielu przypadkach zalegalizowaniem już istniejącej praktyki. Zdaję też sobie sprawę, że antyrodzinna polityka państwa polskiego zmusza wiele matek do powrotu do pracy zawodowej, mimo iż chciałyby zajmować się dzieckiem. Tak samo zdaję sobie sprawę z istnienia przedszkoli, a właściwie całodobowych przechowalni dzieci, w których maluchy zostają na noc. Nie można jednak udawać, że odbywa się to dla dobra dziecka.

"Jeśli będą pieniądze, pomysł popieramy, bo edukacja przedszkolna to ważny etap dla dziecka i jest o wiele lepsza od telewizora i podwórka. Im wcześniej ją zacznie, tym łatwiej będzie mu w dorosłym życiu - nie ma wątpliwości dyrektor biura edukacji Jolanta Lipszyc z warszawskiego ratusza."

"Wysłanie dwulatków do przedszkoli to dobry pomysł, bo dzieci w grupie rówieśników dobrze się rozwijają. Elżbieta Piotrowska-Gromniak Stowarzyszenie Rodzice w Edukacji"
(Metro 2010/10/25)

Podwórko i telewizor jako alternatywa dla przedszkola? Może zacznę od pytania retorycznego – ilu widzieliście dwulatków biegających bez opieki na podwórku? Twierdzenie, że dwuletnie dzieci spędzają cały dzień przed telewizorem jest trudniejsze do sprawdzenia. Jednak każdy kto widział dziecko w tym wieku wie, że dwulatki są pełne energii i niepowstrzymanej woli eksperymentowania. Trudno je wyobrazić sobie tkwiące jak zombie przed telewizorem przez cały dzień. Zresztą to i tak sprawa marginalna. Podstawowy problem tkwi gdzie indziej. Założenie ukryte w pierwszym z argumentów uważam za obraźliwe dla mam, które korzystają z urlopu wychowawczego lub rezygnują z pracy zawodowej po to, by móc osobiście zająć się swoimi dziećmi.

Drugi argument – błogosławieństwo, jakim jest edukacja przedszkolna dla dziecka, wydaje się jednak bardzo poważny. Dzieci podobno współcześnie rozwijają się szybciej, dzięki większej dostępności zdobyczy cywilizacyjnych w postaci internetu, gier edukacyjnych itp. , a zatem wcześniejsze rozpoczęcie edukacji pod okiem profesjonalistów można by uznać za pożądane. Tym bardziej dla dzieci pozbawionych wskutek jedynactwa naturalnych relacji z innymi dziećmi, jaka występuje w rodzinie wielodzietnej.

Czy przedszkole rozwija umiejętności społeczne dzieci?
Posyłamy dzieci do przedszkola mając nadzieję, że nauczą się tam przede wszystkim umiejętności społecznych. A jednak wiele dzieci przedszkolnych narzeka, pyskuje, a nawet zachowuje się agresywnie. Spędzanie większości dnia w towarzystwie rówieśników wydaje się zatem raczej pogarszać umiejętności społeczne. Ale może rodzice przesadzają i gdyby nie socjalizacja w przedszkolu dzieci zachowywałyby się jeszcze gorzej?

Postanowili to sprawdzić naukowcy z uniwersytetu stanowego z Kalifornii (Loeb i in 2007). Przeprowadzili badanie na wielką skalę, obejmujące 14 162 dzieci. Badacze oceniali wpływ uczęszczania do żłobka i przedszkola na umiejętności społeczne, umiejętność samokontroli oraz stopień agresywności. Oceniali też rozwój intelektualny dzieci – tj. umiejętności matematyczne i językowe.

Na wstępie badacze omówili badania przeprowadzane wcześniej i na mniejszą skalę. Badania Heckman, 2000 i Shonkoff & Phillips, 2000 wykazały, że zorganizowane formy wczesnodziecięcej edukacji mają pozytywny wpływ na rozwój umiejętności poznawczych dzieci z biednych rodzin. Wiele badań wykazywało, że dzieci z marginesu społecznego zyskują więcej dzięki uczęszczaniu do przedszkoli niż dzieci z domów "klasy średniej" (Burchinal, Campbell, Bryant, Wasik, & Ramey, 1997; Campbell & Ramey, 1994; Magnuson, Ruhm, & Waldfogel, 2004).

Z drugiej strony badacze koncentrujący się na ocenie rozwoju umiejętności społecznych wykryli negatywny wpływ żłobków i przedszkoli. Porównywano dzieci wczesnoszkolne, które ukończyły przedszkole z tymi, które pozostawały w domu. Uczniowie, którzy ukończyli przedszkole wykazywali podwyższony poziom agresywności, przeszkadzanie w czasie zajęć, obniżoną umiejętność kontroli emocji, zachowania impulsywne (w porównaniu z dziećmi wychowywanymi w warunkach domowych). (Belsky, 2002; Han, Waldfogel, & Brooks- Gunn, 2001).

Wpływ ten był nie tyle zależny od wieku w którym dziecko poszło do przedszkola (2, 3 czy 4 lata), co od czasu, jaki w przedszkolu spędzało. Im więcej godzin w ciągu tygodnia, im więcej miesięcy w ciągu roku – tym gorsze rezultaty (Colwell, Pettit, Meece, Bates, & Dodge, 2001, Bates, Marvinney, Kelly, Dodge, Bennett, & Pettit, 1994; Belsky, 2001; NICHD ECCRN, 2003).

Belsky, badający dzieci z klasy średniej zidentyfikował wręcz linerną zależność – im więcej czasu w przedszkolu, tym gorsze zachowanie. (Belsky, 2002).

Wspomniany już wcześniej zespół badaczy (Han, Waldfogel, and Brooks-Gunn (2001) przeanalizował dane z ogólnoamerykańskich badań longitudinalnych National Longitudinal Survey of Youth (NLSY). Odkryli, że jeśli matki powróciły do pracy zawodowej w ciągu pierwszych 9 miesięcy życia dziecka, zostawiając je pod opieką osób trzecich lub oddając do żłobka, dzieci te w wieku lat 7 i 8 wykazywały podwyższony poziom zachowań agresywnych i impulsywnych. W tym wypadku wchodził w grę dodatkowy czynnik – pozbawienie bezpośredniej opieki matki, który nakładał się na wpływ przedszkola/ żłobka.

W szeregu omawianych w studium badań jedno wykazało pozytywny skutek programu przedszkolnego na rozwój inteligencji emocjonalnej i umiejętności społecznych dzieci. Był to program obejmujący dzieci z najuboższych rodzin Chicago. W ramach programu dzieci spędzały 15 godzin tygodniowo w ośrodku pod opieką wychowawców. Program obejmował jednak dodatkowe, niestandardowe formy pomocy – np. wizyty domowe oraz zajęcia dla rodziców. W rezultacie zaangażowanie rodziców w proces było bardzo wysokie. (Clements, Reynolds, & Hickey 2004).

Program badawczy Loeb i zespołu był pierwszym programem na dużą skalę, uwzględniającym wpływ bardzo wielu zmiennych. Wzięto pod uwagę typ przedszkola/ żłobka (prywatne, publiczne, liczba dzieci na wychowawcę, liczba, rodzaj, jakoś zajęć w ramach programu), wykształcenie, zarobki, rasę rodziców, miejsce zamieszkania (wieś, miasto, a nawet takie sprawy jak mieszkanie w dzielnicy etnicznej). Wśród badanych czynników uwzględniono nawet stosowane przez rodziców metody wychowawcze (np. kary cielesne). Analizowano też liczbę godzin spędzanych w żłobku/przedszkolu – poniżej i powyżej 15h./tydzień.

Rozwój intelektualny przedszkolaka w badaniach Loeb i in. Zarówno dzieci wychowywane w domu jak i uczęszczające do przedszkoli oceniono pod kątem umiejętności matematycznych i językowych. Oceniano umiejętność rozpoznawania liter, wyrazów, wyodrębniania zgłoski rozpoczynającej i kończącej słyszany wyraz, rymowania, zasób słownictwa oraz zdolność rozumienia słów. Test matematyczny badał znajomość cyfr oraz orientację przestrzenną i zdolność rozwiązywania problemów.

Okazało się, że najlepiej w tym zakresie wypadały dzieci posłane do przedszkola w wieku między drugim a trzecim rokiem życia, pod warunkiem że trafiły do placówki o wysokim standardzie. Dzieci które wcześniej uczęszczały do żłobka, czy też podjęły edukację przedszkolną później nie różniły się pod tym względem od dzieci wychowywanych w domu. Dzieci, które w wieku 2-3 lat trafiły do zwykłych, publicznych przedszkoli także nie były bardziej rozwinięte intelektualnie.

Wydaje się zatem, że efekt podwyższonego poziomu zdolności intelektualnych jest wynikiem trafienia odpowiednimi stymulującymi poznawczo zadaniami w określony moment rozwojowy. Przedszkole jako takie okazało się też pomagać w rozwoju intelektualnym dzieciom z domów znajdujących się poniżej progu ubóstwa. Bogactwo zabawek edukacyjnych, książeczek i rozwijających intelektualnie zabaw pobudzało rozwój poznawczy dzieci.

Wpływ przedszkola na rozwój społeczny dzieci
W tym wypadku okazało się, że żłobek i przedszkole opóźnia rozwój umiejętności społecznych u dzieci, potęgując za to zachowania aspołeczne (agresywność, egotyzm). Nie było przy tym istotne, czy placówka jest prywatna czy państwowa, czy dziecko pochodzi z rodziny bogatej czy biednej. Nie był istotny poziom wykształcenia, wiek, rasa rodziców. Tylko jedna zmienna okazała się istotna – liczba godzin spędzanych tygodniowo w żłobku lub przedszkolu. Dzieci pozostające pod wyłączną opieką rodziców rozwijają się społecznie lepiej niż uczęszczające do przedszkola nawet na kilkanaście godzin tygodniowo. A im więcej czasu dzieci spędzają w przedszkolu, tym więcej zachowań aspołecznych, mniejsza motywacja do nauki, zdolność samokontroli, empatii itp. itd. Negatywny wpływ na umiejętności społeczne był tym większy, im wcześniej dziecko zostało posłane do przedszkola/ żłobka.

"W naszym studium postawiliśmy pytanie – ile to jest za dużo – w odniesieniu do liczby godzin, jakie dziecko spędza w żłobku i przedszkolu. Nasze dane pokazują, że odpowiedź zależy o tego, jaki obszar rozwojowy dziecka oceniamy. Odkryliśmy, że średnia (15h/tydz) liczba godzin spędzanych w przedszkolu jest korzystna pod względem rozwoju umiejętności matematycznych i językowych. Z drugiej strony uczęszczanie do przedszkola wydaje się wpływać negatywnie na rozwój społeczny, w tym motywację do nauki, samokontrolę emocjonalną i szereg innych umiejętności interpersonalnych. (Pod uwagę brano ocenę ucznia przez wychowawcę w klasach początkowych szkoły podstawowej). (…) Dodatkowo negatywny wpływ przedszkola/żłobka związany jest z liczbą godzin tam spędzanych (w porównaniu z dziećmi wychowywanymi w domu) i jest silniejszy dla dzieci, które rozpoczęły uczęszczanie do żłobka przed ukończeniem drugiego roku życia, a najsilniejszy dla dzieci posłanych do żłobka przed ukończeniem pierwszego roku życia". (Loeb i inn 2007)

Bardzo podobne wyniki dało wcześniejsze badanie z roku 2003 przeprowadzone przez amerykański National Institute of Child Health and Human Development. Badano tam długoterminowe skutki uczęszczania do przedszkola. I w tym wypadku wnioski naukowców były wstrząsające – im więcej czasu dzieci spędzają z dala od mamy w ciągu pierwszych 4,5 lat życia – tym większe wykazują problemy z zachowaniem. Konkretnie: pyskowanie, napady złości, odmowa współpracy, agresywność, okrucieństwo, niszczenie zabawek i innych obiektów, wdawanie się w bójki.

Jaki jest prawdopodobny mechanizm stojący za problemami?
Oczywiście można zadać pytanie – czy to wyłącznie skutek przebywania w przedszkolu? Być może zapracowani rodzice nie poświęcają wystarczająco dużo uwagi dziecku i stąd biorą się kłopoty? A jednak badania naukowe pokazują, że wielogodzinny kontakt z rówieśnikami stanowi lwią część problemu.

Czy da się to jakoś obiektywnie sprawdzić? Można badać poziom tzw. hormonu stresu, czyli kortyzolu. Poziom tego hormonu zależny jest od pory dnia – najniższy w porze zasypiania (Sapolsky 2004). Jednak doświadczenie chronicznego stresu powoduje, że jest on ciągle podwyższony. Na krótką metę podwyższony poziom kortyzolu pomaga w poradzeniu sobie z trudną sytuacją. Dodaje energii potrzebnej, by uciec od stresu czy pokonać jego źródło. Chroniczny stres i chronicznie podwyższony poziom kortyzolu powoduje jednak problemy zdrowotne i rozwojowe - w tym zaburzenia zachowania. (Sapolsky 2004).

Pomiar poziomu kortyzolu jest dość łatwy, dlatego wiele zespołów naukowców zdecydowało się porównać poziom stresu u dzieci wychowywanych w domu i w przedszkolu. Kolejne badania wykazywały to samo. Dzieci pozostające w domu wykazują zdrowy cykl poziomu kortyzolu – wysoki rano, niski przed zaśnięciem. U dzieci uczęszczających do żłobka i przedszkola, wzór poziomu hormonu zmienia się – w ciągu dnia ulega podwyższeniu (Geoffroy et al 2006).

Nie jest to kwestia separacji od rodziców. Badanie z roku 2000 wykazało, że dzieci wychowywane przez dziadków lub indywidualne opiekunki nie mają podwyższonego, niezdrowego poziomu kortyzolu (Dettling et al 2000). Nie chodzi tu także np. o przymusowe w przedszkolu leżakowanie o określonej porze (Watamura et al 2002).

Megan Gunnar, psychobiolog od 20 lat zajmująca się badaniem poziomu kortyzolu u dzieci podsumowuje wyniki tych badań: "Jakiś czynnik związany z koniecznością radzenia sobie ze skomplikowanym układem grupy rówieśniczej przez dłuższy czas wywołuje stres u małych dzieci." (ResearchWorks 2005).

Co jest nie tak z grupą rówieśniczą?
Dla wielu wychowawców i rodziców wyniki przytoczonych badań wydają się sprzeczne z logiką czy zdrowym rozsądkiem. To przecież dzięki kontaktom z innymi ludźmi nabywamy umiejętności społecznych. Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki nauki niż umożliwienie dziecku kontaktu z rówieśnikami. Rzeczywiście prawdą jest, że do nauki umiejętności społecznych potrzebny jest kontakt z ludźmi. Pytanie brzmi – z jakimi ludźmi?

Aby dobrze funkcjonować w grupie, wspólnocie, potrzebujemy nauczyć się wielu umiejętności emocjonalnych – samokontroli, cierpliwości, pozytywnej postawy wobec ludzi, empatii, współczucia, konstruktywnego rozwiązywania konfliktów. Do tego nie wystarczy grupa rówieśników – zwłaszcza jeśli mają dwa, trzy lata. Dzieci w tym wieku same z siebie nie potrafią zarządzać emocjami. Postępują pod wpływem impulsów. Aby to zaobserwować, nie trzeba być psychologiem. Małe dzieci nie rozumieją np. dobrze pojęcia czasu. Głodne dziecko, któremu powiemy, że dostanie jeść za 15 minut pogrąża się w rozpaczy. Doświadczają często zmiennych, intensywnych emocji. W tej chwili roześmiany maluch może za chwilę się rozpłakać czy wpaść w złość. Małe dzieci nie potrafią dobrze kontrolować swoich emocji, wczuwać się w emocje innych, a subtelności savoir-vivre czy bycia uprzejmym są im obce. (Gopnik i inni 1999).

Oznacza to, że przedszkolaki mogą dostarczać sobie nawzajem wartościowych doświadczeń społecznych, nie są jednak dobrymi nauczycielami umiejętności. Dzieci uczą się głównie przez naśladownictwo. Owszem mogą kopiować czyjeś dobre zachowania, ale kopiują też te negatywne. Poza tym towarzystwo rówieśników nie daje najważniejszego narzędzia nauki – informacji zwrotnych i pozytywnych wzmocnień.

Podstawowy, łopatologiczny przykład. Co się dzieje, gdy mama bawi się z dzieckiem np. klockami? "Poproszę czerwony klocek" - mówi - ucząc malucha jednocześnie rozpoznawania kolorów, jak i stosowania zwrotów grzecznościowych. Dziecko podaje klocek. "Och, dziękuję!", mówi mama (wzmocnienie pozytywne pożądanego zachowania), a maluch promienie z radości. W sytuacji zabawy z rówieśnikami potrzebny klocek zostanie po prostu zabrany przez silniejszego czy szybszego. A nawet jeśli dziecko podzieli się zabawkami z drugim, raczej nie usłyszy pochwały czy zwykłego "dziękuję". Gdy brakuje pozytywnej moderacji zachowań przez osobę dorosłą dzieci uczą się prawa dżungli a nie uprzejmości.

Oczywiście w przedszkolu są obecni dorośli i to profesjonaliści edukowani w zakresie pedagogiki. Odbywają się zajęcia ukierunkowane na konkretne zdania, a swobodna zabawa to tylko element życia przedszkolnego. Jednak nawet w najbardziej ekskluzywnym przedszkolu pod opieką jednej wychowawczyni przebywa co najmniej 10 dzieci. To jest tak, jakby była matką dziesięcioraczków. Zwyczajnie nie jest w stanie poświęcić każdemu dziecku uwagi. To zupełnie inna sytuacja niż np. rodzina wielodzietna, gdzie starsze dzieci, posiadające już bardziej wykształcone umiejętności społeczne stają się modelami, wzorcami do naśladowania dla dzieci młodszych.

Dojrzałość przedszkolna
Ostatni element układanki to kwestia dojrzałości przedszkolnej. Nie chodzi tu wyłącznie o sprawy samoobsługowe, choć gdy przeglądałam dyskusje na ten temat w internecie, pojawiały się często wypowiedzi typu: "Oj tam, zmienić pieluchę każdy potrafi". Każdemu kto wyobraża sobie, że trzydzieścioro dwulatków, którym należy regularnie kontrolować zawartość pieluch i myć pupy to żaden problem, polecam zajęcie się przez kilka godzin np. bliźniętami, co pewnie ich skutecznie otrzeźwi.

Czy wiecie, jak wygląda pierwszy dzień, pierwsze tygodnie w przedszkolu? Wiele maluchów żałośnie szlocha pytając, kiedy mama wróci. Inne radzą sobie lepiej, a jednak dla większości trzylatków jest to przeżycie traumatyczne. Jak pisze dr Szymon Grzelak w "Dzikim ojcu": "Inicjacji przedszkolnej nie traktuję jako elementu strategii pozytywnych inicjacji. Trudno uznać pierwszy dzień w przedszkolu za inicjacje pozytywną. (…) Dobrze jest, kiedy fundamenty osobowości dziecka mogą być budowane w kręgu osób najbliższych, bezpiecznych, z którymi ma bliskie więzi, i które będą stanowiły jego zaplecze społeczne na wiele następnych lat. Instytucja, jaką jest przedszkole całodzienne, jest bardziej koniecznością życiową dla niektórych rodzin niż czymś optymalnym dla dziecka."

A my mówimy o posyłaniu do przedszkola dwulatków. Dziecko w tym wieku nadal ma problem z jasnym wyrażeniem potrzeb, potrzebuje obecności mamy, nie potrafi radzić sobie z emocjami i stresem. Nieustannie testuje granice tego, co wolno i czego nie wolno. Miewa napady złości. Nie na darmo w niektórych poradnikach opisuje się ten etap rozwojowy jako "piekielny dwulatek". Prawdą jest, że w tym wieku dziecko zaczyna potrzebować także kontaktu z innymi dziećmi. Bardziej naturalny i rozwijający jest jednak kontakt z dziećmi w różnym wieku – taki jak na placu zabaw czy w rodzinie wielodzietnej.

koko - 2012-10-05, 21:01

dżo, super ciekawe, dzięki za link i tekst!
śliwka - 2012-10-06, 17:42

Ja też dziękuję.
groszek - 2012-10-06, 19:33

Wielkie dzięki.
Ja żałuję, że puściłam Henka do przedszkola, kiedy nie miał jeszcze skończonych 3 lat.
Czułam, że to za wcześnie, ale uległam sugestiom rodziny:(....

MartaJS - 2012-10-06, 19:41

Cytat:
W tym wypadku okazało się, że żłobek i przedszkole opóźnia rozwój umiejętności społecznych u dzieci, potęgując za to zachowania aspołeczne (agresywność, egotyzm). Nie było przy tym istotne, czy placówka jest prywatna czy państwowa, czy dziecko pochodzi z rodziny bogatej czy biednej. Nie był istotny poziom wykształcenia, wiek, rasa rodziców. Tylko jedna zmienna okazała się istotna – liczba godzin spędzanych tygodniowo w żłobku lub przedszkolu. Dzieci pozostające pod wyłączną opieką rodziców rozwijają się społecznie lepiej niż uczęszczające do przedszkola nawet na kilkanaście godzin tygodniowo. A im więcej czasu dzieci spędzają w przedszkolu, tym więcej zachowań aspołecznych, mniejsza motywacja do nauki, zdolność samokontroli, empatii itp. itd. Negatywny wpływ na umiejętności społeczne był tym większy, im wcześniej dziecko zostało posłane do przedszkola/ żłobka.


Doskonałe :-) Dzięki za ten tekst :-)

rosa - 2012-10-06, 22:20

nie wiem co myśleć o tym artykule, nie do końca się zgadzam, chociaż wiele rzeczy jest dla mnie oczywistych
dżo - 2012-10-07, 21:00

rosa, a z czym się nie zgadzasz?
Poli - 2012-10-07, 23:21

Co tam przedszkole, ja bede musiala wyslac do zlobka i naprawde boje sie wyksztalcenia u Lili tej "agresywnosci" - czyli prawa silniejszego jak w dzunglii. Juz miala lila kontakt z takimi dziecmi , co bedzie jak bedzie codziennie musiala walczyc z takimi typami :roll: .

Rosa- takze jestem ciekawa z czym sie nie zgadzasz :-)

lilias - 2012-10-08, 08:21

Poli, spokojnie, przeważnie tylko chłopcy lubią sie permanentnie siłować, ale to w wieku bliżej przedszkolnym :-) u nas ostatnio moda na przedszkola prywatne nastawa (państwowych brak) i tam jest możliwość monitoringu, czyli na kompie możesz podejrzeć jak dziecko radzi sobie z nowym miejscem i innymi dziećmi. nie ma u Was czegoś takiego?

edit:
przeczytałam i jak rosa nie ze wszystkim się zgadzam

rosa - 2012-10-08, 16:22

Cytat:
Podstawowy, łopatologiczny przykład. Co się dzieje, gdy mama bawi się z dzieckiem np. klockami? "Poproszę czerwony klocek" - mówi - ucząc malucha jednocześnie rozpoznawania kolorów, jak i stosowania zwrotów grzecznościowych. Dziecko podaje klocek. "Och, dziękuję!", mówi mama (wzmocnienie pozytywne pożądanego zachowania), a maluch promienie z radości. W sytuacji zabawy z rówieśnikami potrzebny klocek zostanie po prostu zabrany przez silniejszego czy szybszego. A nawet jeśli dziecko podzieli się zabawkami z drugim, raczej nie usłyszy pochwały czy zwykłego "dziękuję". Gdy brakuje pozytywnej moderacji zachowań przez osobę dorosłą dzieci uczą się prawa dżungli a nie uprzejmości.

ten fragment mnie nie przekonuje

koko - 2012-10-08, 20:00

rosa napisał/a:
Cytat:
Podstawowy, łopatologiczny przykład. Co się dzieje, gdy mama bawi się z dzieckiem np. klockami? "Poproszę czerwony klocek" - mówi - ucząc malucha jednocześnie rozpoznawania kolorów, jak i stosowania zwrotów grzecznościowych. Dziecko podaje klocek. "Och, dziękuję!", mówi mama (wzmocnienie pozytywne pożądanego zachowania), a maluch promienie z radości. W sytuacji zabawy z rówieśnikami potrzebny klocek zostanie po prostu zabrany przez silniejszego czy szybszego. A nawet jeśli dziecko podzieli się zabawkami z drugim, raczej nie usłyszy pochwały czy zwykłego "dziękuję". Gdy brakuje pozytywnej moderacji zachowań przez osobę dorosłą dzieci uczą się prawa dżungli a nie uprzejmości.

ten fragment mnie nie przekonuje

Dla mnie jest z życia wzięty (a raczej z Placu 3 Maja w Wołominie ;-) ), tyle że nie dotyczył żółtej łopatki, nie czerwonego klocka. Inna sprawa że jak potem dziecko trafi z domu w towarzystwo innych dzieci, to może być "lekko" zszokowane.

dżo - 2012-10-08, 20:53

rosa, dlaczego? nie mówisz do dziecka "proszę podaj mi tego misia?" i nie odpowiadasz dziękuję gdy poda?
Czy raczej nie zgadzasz się z tym, że w przedszkolu panuje prawo dżungli?

Do mnie akurat ten fragment bardzo przemawia.

lilias - 2012-10-08, 22:00

nie wiem jak rosa ale sama ucząc swoje dzieci mówienia proszę i dziękuję, nie zgadzam się w poglądem, że w przedszkolu panuje prawo dżungli. nasze i cudze dzieci owszem są nie do końca przewidywalne (zresztą tak samo jak dorośli)ale nie doszukujmy się tam zachowań psychopatycznych hxxp://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowo%C5%9B%C4%87_dyssocjalna i nie przenośmy własnych lęków i niepewności na grunt żłobkowo-przedszkolny (to się chyba nazywa projekcja, trochę się ostatnio naczytałam :roll: ). sama umierałam ze strachu jak posyłałam dzieci do przedszkola i można powiedzieć, że bardziej mój niepokój wzbudzały osoby dorosłe niż dzieci. dzieci nie są z gruntu złe, zwłaszcza takie małe. uczą się od nas i od siebie nawzajem. sprzedajemy same naszym dzieciom uczucie niepewności i niepokoju, zamiast poczucia bezpieczeństwa i przekonania, że nie ma się czego bać, bo sobie świetnie poradzą. sama najlepiej trzymałabym dzieciaki pod kloszem, ale na dłuższą metę się nie da. wylezą, chociażby przez dziurkę od klucza. chyba nie ma innego wyjścia jak pozwolić im uczyć się siebie i tego całego mniej i bardziej strasznego świata. najlepiej pod naszym okiem i ze wzajemnym zaufaniem, a nie na zasadzie "nie powiem mamie, bo się zdenerwuje". wtedy zostaje samo najpierw z małymi a potem wielkimi problemami. lepiej takie różne rozmowy zacząć na etapie "dlaczego Julka zabrała mi kredki?" niż na etapie "chłopaki z osiedla skopali mi plecak". cholercia my tez jakoś uczymy się tych sytuacji i radzenia sobie z nimi. i nie jest to bynajmniej latanie po osiedlu żeby skopać tyłki niefajnym dzieciakom. na tym osiedlu dziecko i my jeszcze trochę musimy pomieszkać i nauczyć się sobie radzić i to bynajmniej nie jako ofiara.

nie przekonuję nikogo na siłę do swojego zdania. każdy z rodziców ewoluuje we własnym tempie do powolnego wypuszczania dziecka z kokonu, który wydaje nam się jedynie słuszny i bezpieczny. uprzedzam, że wcale nie jest łatwiej później. zawsze będziemy się bać o własne dzieci w tym nie zawsze fajnym świecie. prosze tylko nie róbmy z przedszkolaków młodocianych gangsterów i nie doszukujmy się w przedszkolach więzienia:-) :-)

ekoludek - 2012-10-08, 22:02

Myślę, że jak nie w przedszkolu, to nasze dzieci zetkną się z szeroko pojętą agresją w szkole, więc może lepiej aby dośwaidczały różnych sytuacji od małego. Teraz łatwiej z dzieckiem przegadać pewne sytuacji, uczyć empatii, wyrażania swoich emocji...
Lily - 2012-10-08, 22:03

Oj, różne dzieci są różnie traktowane w przedszkolu (przez inne dzieci), nie zawsze zależy to od nich samych - często przekaz, jak traktować innych, idzie od dorosłych. Ja np. byłam w przedszkolu poddana zupełnemu ostracyzmowi, ale też się zgadzam, że swoich lęków i urazów nie należy przerzucać na dziecko. Ale nie wiem, na ile wobec własnego potomka człowieka stać na racjonalność... bo można się za bardzo przejmować, a można też zbagatelizować prawdziwą krzywdę, zrzucając to na wymysły dziecka...
rosa - 2012-10-08, 22:06

dżo napisał/a:

Czy raczej nie zgadzasz się z tym, że w przedszkolu panuje prawo dżungli?

chyba tak, nie moge uwierzyć że wszystkie dzieci to mali troglodyci czychajace na mojego synka, poza tym przy więcej niż jednym dziecku w domu też jest swoiste prawo dżungli

dla mnie ten artykuł przedstawia przedszkole jako koszmar dla dziecka. nie za bardzo łapię czy chodzi tylko o 2-latki, bo mowa jest również o starszych dzieciach

lilias - 2012-10-08, 22:12

Lily, nigdy nie zbagatelizowałam niczego z czym przyszło do mnie moje dziecko. starałam sięjednak podsunąć jakieś sposoby rozwiązania i dodawać otuchy, że teraz się np. nie lubią (nie muszą), ale za chwilę się dogadają i razem będą bawić. czasami musiałam pewne rzeczy obgadać z mężem (odreagować w jakiś sposób), ale wiesz, ja nadopiekuńcza jestem :oops: moje dziecki duże, a ja dalej mam z tym problem. dobrze, że biorą na mnie poprawkę :->

edit: teraz właśnie mój dorosły syn nie wtajemnicza mnie w swoje sprawy tak jak kiedyś i jest to dla mnie trudne, ale przecież tak musi być. muszę wierzyć, że czegoś się przy mnie nauczył. za chwilę wpadnie na pomysł zakłądania rodziny i też nie do końca będzie mnie wtajemniczał we własne spawy.

dżo - 2012-10-08, 22:25

ekoludek napisał/a:
może lepiej aby dośwaidczały różnych sytuacji od małego

I doświadczają różnych sytuacji, niezależnie od tego czy chodzą do przedszkola czy też nie, przecież spotykają dzieci na placach zabaw, podczas wizyt towarzyskich itd.
Poza przedszkolem mają ten komfort, że mogą liczyć na wsparcie rodzica gdy nie radzą sobie same z daną sytuacją, w przedszkolu ze wsparciem osoby dorosłej bywa różnie.

rosa, czyli wiele zależy od ogólnego nastawienia do tematu ;-) bo ja z kolei nie odebrałam tego jako opis koszmaru, bardziej jako utwierdzenie w przekonaniu, że małe dzieci w wieku 2-3 lat są emocjonalnie nie gotowe aby zmierzyć się z taką rzeczywistością i ,że takie doświadczenia nie są im zupełnie potrzebne aby w późniejszym życiu (np. szkolnym) lepiej funkcjonowały.

Poli - 2012-10-08, 22:28

lilias napisał/a:
u nas ostatnio moda na przedszkola prywatne nastawa (państwowych brak) i tam jest możliwość monitoringu, czyli na kompie możesz podejrzeć jak dziecko radzi sobie z nowym miejscem i innymi dziećmi. nie ma u Was czegoś takiego?


Zapomnij, u mnie w tej wiosce nie ma takich cudow :lol:
Co do tego artykułu rzeczywiscie przejaskrawiony troche, ale mam czesto do czynienia z tzw prawem dzungli wlasnie u dzieci wieku zlobkowym i ciezko sie na to patrzy szczegolnie ze panie pedagog niereaguja tak jak powinny :roll: .......

dżo napisał/a:
bo ja z kolei nie odebrałam tego jako opis koszmaru, bardziej jako utwierdzenie w przekonaniu, że małe dzieci w wieku 2-3 lat są emocjonalnie nie gotowe aby zmierzyć się z taką rzeczywistością i


Popieram , ale co zrobic jak nie da rady inaczej i trzeba oddac dziecko do zlobka :roll:

lilias - 2012-10-08, 22:34

Poli, a może pogadać by w panią pedagog dlaczego nie reaguje bo masz wątpliwoci czy powierzyć im opiekę nad dzieckiem, kiedy obserwujesz brak zainteresowania zachowaniem dzieci. kiedy opiekunki będą czuły, że interesujesz się dzieckiem i na bieżąco monitorujesz sytuację to wygląda to wtedy dużo lepiej :-) w czasach przedszkolnych byłam taką upierdliwą mamą i miałam w nosie co o mnie mówią za plecami ;-) chociaż nie uniknęłam sytuacji z wmuszaniem w córę buraczków :-?

przy odbieraniu dziecka przynajmniej 2 razy w tygodniu wypytywałam co i jak z moim dzieckiem. dziecko też wypytywałam od niechcenia, żeby się nie stresowało, że za dużo pytam, albo żeby nie było że skarży ;-)

rosa - 2012-10-08, 22:40

dżo, ja bym swojego dziecka 2-3 letniego do przedszkola nie dała, ale mam taki komfort, że nie musiałam, ani nie muszę. jednak nie uwazam, że przedszkole to zło, no te tygodniowe przechowalnie to tak
lilias - 2012-10-08, 22:46

Poli napisał/a:
...
dżo napisał/a:
bo ja z kolei nie odebrałam tego jako opis koszmaru, bardziej jako utwierdzenie w przekonaniu, że małe dzieci w wieku 2-3 lat są emocjonalnie nie gotowe aby zmierzyć się z taką rzeczywistością i


Popieram , ale co zrobic jak nie da rady inaczej i trzeba oddac dziecko do zlobka :roll:


nasza rzeczywistość jest kulawa, ale nie mieszkamy już wielopokoleniowo, co pozbawia nas możliwości powierzenia dziecka najbardziej zaufanej osobie (np. babci, mamie, siostrze), ale pozwala zachować niezależność i odrębność, no i przeważnie ma kolosalny wpływ na nasze związki. jeżeli sytuacja Ciebie zmusza to poszukaj najlepszego miejsca dla córeczki jakie tylko uda Ci się znaleźć i wymagaj od nich zainteresowania i zaangażowania przy dziecku. to nie Twoja wina, że tak się dzieje. jest taka sytuacja i musisz ją rozpracować w najlepszy dla Was sposób. :-) nie daj się zdołować

lilias - 2012-10-08, 22:50

rosa napisał/a:
dżo, ja bym swojego dziecka 2-3 letniego do przedszkola nie dała, ale mam taki komfort, że nie musiałam, ani nie muszę. jednak nie uwazam, że przedszkole to zło, no te tygodniowe przechowalnie to tak

te przechowalnie też są dla mnie nie do przyjęcia. powinny być jakieś ograniczenia. nie wiem. np. jedyny rodzic w podróży służbowej, w szpitalu, czy jakoś tak. inne powody do mnie nie przemawiają :roll:

Martuś - 2012-10-08, 22:52

Dla mnie ten artykuł jest tak samo merytoryczny, jak wszystkie inne publikowane w "Naszym Dzienniku" (jakby ktoś nie doczytał, to artykuł z ND właśnie). Każdy inny artykuł w tym klimacie zostałby na tym forum wyśmiany, ale ten, że akurat wpasowuje się w ideę, o dziwo został przyjęty dość bezkrytycznie. Dla mnie padają tam same ogólniki i od razu na kilometr śmierdzi propagandą - zero definicji 'rozwoju społecznego', zero linków do tekstów źródłowych, zero szczegółów na temat przedszkoli, gdzie były prowadzone 'badania', wszystko wyrwane z kontekstu społeczno - rodzinnego, w dodatku cały tekst zaczyna się psioczeniem na Ministra Edukacji i oskarżeń o "zamach na rodzinę" oraz żałowania biednych kobiet, które z założenia przecież - wszystkie jak jeden mąż! - by chciały siedzieć z dzieckiem w domu, a biedne nie mogą, bo muszą się realizować zawodowo i zarabiać. Wielokrotnie padały na tym forum stwierdzenia, że każde badania można sobie poprowadzić wedle założenia, dziwne, nikt tego tutaj nie dostrzegł. Jak rozwój społeczny może być gorszy, gdy dziecko nie styka się ze społeczeństwem, a jedynie z jego 'wyselekcjonowaną' częścią pod ścisłym nadzorem rodziców? ? [edit: nie mówię tu absolutnie o ED, tylko raczej o tym, co wg mnie przedstawia omawiany artykuł jako alternatywę dla przedszkola). Rozwój społeczny jest chyba właśnie umiejętnością radzenia sobie w społeczeństwie, w mniej lub bardziej sprzyjających warunkach, a nie umiejętnością dygania i mówienia proszę i dziekuję, jak mamusia patrzy. Ten cytowany przez rosę fragment w ogóle mnie rozwalił, demagogia w czystej postaci, skontrastowanie wyidealizowanej mamusi i Złego - przedszkolnej machiny, będącej czarną dziurą, swoistym piekłem dla niewiniątek, gdzie nasze biedne dziecko trafi między same potwory, wypasane swobodnie, bez wychowawców, bez autorytetów (bez klapsa i bez religii, za to z teletubisiami i innymi zboczeńcami ;) przypominam, skąd ten art. pochodzi i co to środowisko głosi, że nie wspomnę o ostatniej aferze z książkami o biciu dzieci w roli głównej), które nigdy nie mówią 'proszę', tylko po prostu ograbiają nasze dziecko z jego własności, a wychowawcy temu przyklaskują. Błagam! To, że zdarzają się na tym świecie patologie, pedagogowie bez powołania, mierne placówki przedszkolne, to nie znaczy, że przedszkola są z założenia przechowalniami, gdzie dzieci mogą się jedynie zdemoralizować. Są i rodzice kiszący dzieci w beczkach, czy z tego powodu ktoś pisze artykuły, że wszyscy rodzice to patole i mordercy? Jak można przytakiwać tak jednostronnemu spojrzeniu na rzeczywistość?
Moje dziecko chodzi do przedszkola, zapewne nie-idealnego, ale bardzo dobrego, z żywymi, fajnymi ludźmi, dziećmi z różnych środowisk, mającymi swoje wady i zalety. I jestem z tego zadowolona. Uczy się tam i dobrych manier, i rozwiązywania konfliktów pod czułym okiem wychowawczyń, i przestrzegania Kodeksu Przedszkolaka, spisanego razem z dziećmi. Jego rozwój społeczny poszedł na przód o krok milowy w porównaniu z tym, jak 'siedziałam' z nim w domu. ALE! Rozumiem doskonale, że ktoś może chcieć wybrać (i przede wszystkim w dzisiejszych czasach: mieć ten luksus) edukację domową, świadomie, z głową, do pewnego etapu. Chciałam poczytac, jako osoba ciekawa świata, wątek o tym, jak można sensownie wychowywać dziecko poza systemem, nie izolując go jednocześnie społecznie. A tymczasem, co tutaj wejdę, to widze próby udowodnienia, dlaczego przedszkole jest złe. Jeśli się dzieciom przekaże takie podejście, jeśli rodzic nie ma przekonania, że robi dobrze, wysyłając dziecko do przedszkola, to pewnie, że dziecko się będzie czuło tam źle. Tylko na pewno nie z powodu 'tych okropnych dzieci', co je zaszczuć próbują i klocki mu wyrywają. Nie dorabiajmy teorii spiskowej do swoich osobistych wyborów.

dżo - 2012-10-08, 23:10

Martuś, pewnie zdania nie zmienisz, ale może warto jeszcze raz na chłodno przeczytac ten tekst, bez uprzedzeń do wydawcy.

Nie zauważyłam w wątku
Martuś napisał/a:
próby udowodnienia, dlaczego przedszkole jest złe
.
Nikt tu nie pisze, że przedszkole to zło, to Twoja nadinterpretacja.

excelencja - 2012-10-08, 23:15

Martuś, niesamowite wnioski wyciągnęłaś.

Bo ja zgoła inne.

A konkretnie ten: "Przedszkole w niczym nie jest potrzebne małemu dziecku, jest potrzebne rodzicowi aby mógł się realizować zawodowo'

Czyli jako jeden z przykładów obalania mitu przedszkola jako najważniejszego elementu rozwoju społecznego.

koniec.


I wcale nie doszukiwałabym się tam demonizowania tej instytucji.

Martuś - 2012-10-08, 23:15

Przeczytałam go bez uprzedzeń, w cytacie, dopiero potem otworzyłam linka. I wszystko mi się złożyło w całość.

A co jest nad- , a co niedo- interpretacją, to chyba nie ma sensu dyskutować, ja nie będę nikomu robić wycieczek, żeby sobie cały wątek na chłodno przeczytał jeszcze raz bez uprzedzeń.

lilias - 2012-10-09, 00:11

Martuś napisał/a:
...A co jest nad- , a co niedo- interpretacją, to chyba nie ma sensu dyskutować, ja nie będę nikomu robić wycieczek, żeby sobie cały wątek na chłodno przeczytał jeszcze raz bez uprzedzeń.


rzeczywiście niefajnie wyszło :roll: wkurzyłaś się. my tu tylko rozmawiamy i tak nikt nikogo na siłę nie może przekonać, świadomie obrazić też nie :-) to tylko jeden z wielu artykułów

uważam, że prawie ciągłe przebywanie dziecka z dorosłymi jest dla niego szkodliwe. zabiera mu się ewoluowanie we własnym tempie i sprzedaje mu się dorosłość w zamian (wątpliwy zysk w przypadku dziecka nadwrażliwego). w świecie "na zewnątrz" i tak się znajdzie, i tak. lepiej niech go nikt nie rzuca na głęboką wodę z pomostu. jeżeli dla niektórych takim pomostem jest przedszkole to co powiedzieć o szkole podstawowej, klubie piłki nożnej czy podwórku? przedszkole nie ideał, ale komp czy tv z zajętymi dorosłymi w domu na pewno lepsze nie są. nasze zadanie szukać najlepszego rozwiązania dla nas jako rodziny i tyle.

piszę to z pełną świadomością bycia kiedyś właśnie starą-maleńką. nie polecam

wiecie co? :roll: napisałam na ten temat co myślę i dam Wam spokój. pewno wydaję się staromodna, ale co tam :-) patrzę z pewnego dystansu bo już trochę czasu minęło u mnie w domu od czasów przedszkola. zostawię ten wątek dla mam aktualnych lub przyszłych przedszkolaków :-D

rosa - 2012-10-09, 09:24

excelencja napisał/a:
"Przedszkole w niczym nie jest potrzebne małemu dziecku, jest potrzebne rodzicowi aby mógł się realizować zawodowo'

na postawie tego tekstu nietrudno o taki wniosek

Cytat:
Czyli jako jeden z przykładów obalania mitu przedszkola jako najważniejszego elementu rozwoju społecznego.

a ty spotkałąs się z takim mitem? ja to chyba jakas mało ogarnięta jestem bo w życiu o takim czymś nie słyszałam

agadzam się z martuś że tekst jest ogólnikowy i tendencyjny
wcześniej nie wchodziłam w link, więc nawet nie wiedziałam gdzie został opublikowany artykuł, ale odniosłam wrażenie że promowana jest tam wizja matki-kapłanki domowego ogniska, teraz juz wiem dlaczego

excelencja - 2012-10-09, 09:29

lilias napisał/a:
a ty spotkałąs się z takim mitem? ja to chyba jakas mało ogarnięta jestem bo w życiu o takim czymś nie słyszałam


nie słyszałaś nigdy o tym, że 'dziecko musi iść do przedszkola, żeby się rozwijać w grupie rówieśników'?

Sama czasem palnę tekst o socjalizacji. Zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jest idiotyczny, a może usprawiedliwiając moje decyzje.

Lily - 2012-10-09, 09:40

lilias napisał/a:
jeżeli dla niektórych takim pomostem jest przedszkole to co powiedzieć o szkole podstawowej
Oj, różnie to bywa, dla mnie podstawówka była wybawieniem od przedszkola. Przedszkole może nadmiernie ingerować w intymność dziecka, niekoniecznie i nie dla każdego jest to dobre czy pożądane.
Poza tym grupy w przedszkolach publicznych są ogromne, nawet najlepsza pani może nie wszystko co trzeba wyłapać.

bronka - 2012-10-09, 10:40

Martuś napisał/a:
A tymczasem, co tutaj wejdę, to widze próby udowodnienia, dlaczego przedszkole jest złe.

Martuś dżo, w pierwszym poście zaznaczyła:
dżo napisał/a:
Zależy mi na wypowiedziach rodziców, którzy wiek przedszkolny spędzali lub spędzają razem.
dżo napisał/a:
proszę nie pisać o zaletach chodzenia do placówek oświatowych

więc watek idzie tym torem.
Ja się nie udzielam- moje dzieci chodzą o przedszkola i wszyscy jesteśmy z tego rozwiązania zadowoleni. Dzieci nadal używają zwrotów grzecznościowych i nie wyławiają warzy z zupy tylko dlatego, że robi tak siedzący z nimi przy stoliku kolega.
Tekst przeczytałam pobieżnie więc nie będę komentować.

lilias - 2012-10-09, 12:48

excelencja napisał/a:
lilias napisał/a:
a ty spotkałąs się z takim mitem? ja to chyba jakas mało ogarnięta jestem bo w życiu o takim czymś nie słyszałam


nie słyszałaś nigdy o tym, że 'dziecko musi iść do przedszkola, żeby się rozwijać w grupie rówieśników'?

Sama czasem palnę tekst o socjalizacji. Zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jest idiotyczny, a może usprawiedliwiając moje decyzje.


nie moje słowa, hm :roll:

lilias - 2012-10-09, 12:53

Lily, rozumiem, że było Ci bardzo ciężko, ale mam świadomość, że są też dzieci dla których przedszkole to normalność bez wygórowanych oczekiwań dorosłych, tv przez pół dnia i sfrustrowanych rodzicieli :-) no i spacer codzienny przeważnie. szukam plusów mając świadomość minusów.
bronka, dzięki za sprecyzowanie. nie doczytałam, co widać po moich powyższych wypocinach ;-) :mryellow:

Martuś - 2012-10-09, 20:08

Bronka, jak dla mnie 'nie pisać o zaletach' w żadnym wypadku nie równa się 'pisać tylko o wadach'. A wypowiedzi rodziców edukujących domowo tu chyba najmniej, więc właśnie wg mnie wątek nijak nie idzie tym torem, co w założeniu.

Cytat:
agadzam się z martuś że tekst jest ogólnikowy i tendencyjny
wcześniej nie wchodziłam w link, więc nawet nie wiedziałam gdzie został opublikowany artykuł, ale odniosłam wrażenie że promowana jest tam wizja matki-kapłanki domowego ogniska, teraz juz wiem dlaczego

Rosa, dokładnie mi o to chodziło, Ty umiałaś to ująć w jedno zdanie ;)

dżo - 2012-10-09, 20:57

Jako założycielka tematu umieszczam tu to co wg mnie jest warte przeczytania, nawet jeśli
Martuś napisał/a:
nijak nie idzie tym torem, co w założeniu

Nie wiem jakie masz oczekiwania wzg. wątku. Ja próbuję odnaleźć argumenty za tym, że nie krzywdzę moje dziecko eliminując z naszego życia przedszkole, więc wszelkie teksty podobne do cytowanego są tu moim zdaniem uzasadnione i przeze mnie pożądane.

lilias - 2012-10-09, 22:25

dżo napisał/a:
...Nie wiem jakie masz oczekiwania wzg. wątku. Ja próbuję odnaleźć argumenty za tym, że nie krzywdzę moje dziecko eliminując z naszego życia przedszkole, więc wszelkie teksty podobne do cytowanego są tu moim zdaniem uzasadnione i przeze mnie pożądane.


czyli wątek ma służyć wyłącznie poprawie Twojego samopoczucia? nieważne czy jest to fair wobec innych matek, akurat tych które korzystają z przedszkoli? czy dobrze rozumiem, że innym trzeba dopiec, nieważne jakim kosztem, żeby się dowartościować? że dzieci dzielą się na lepsze-zadbane-nieprzedszkolne i gorsze-zaniedbane-przedszkolne?

każdy robi dla swojej rodziny to co uznaje za słuszne i konieczne, i robi to wyłącznie na własną odpowiedzialność. uczciwie trzeba powiedzieć, że jakby nie było jednostronne wałkowanie jakiegokolwiek tematu, bez względu na rodzaj źródła i jego wiarygodność, to rodzaj manipulacji :roll:

cholera przykro mi się zrobiło......... czyli rzeczywiście wątek nie dla mnie

excelencja - 2012-10-09, 22:44

lilias, chyba kompletnie nie zrozumiałaś tego, co ma dżo, na myśli.

Raczej mam wrażenie, że matki przedszkolaków histerycznie bronią słuszności istnienia przedszkoli i ich pozytywnego wpływu.

Sama pracuję w przedszkolach i jestem matką przedszkolaka - i o ile w wybitnych (niestety przeważnie drogich) placówkach jestem skłonna odnaleźć szansę na fajny rozwój dzieciaka, o tyle w pozostałych- nie lepszy niż w rodzinie- delikatnie ujmując.

Uważam przedszkola za potrzebne dla rodziców którzy muszą/chcą pracować.
Ale nie sądzę by dzieci były tam szczęśliwsze i lepiej się rozwijały niż w domu.


Po prostu.

Przedszkola są konieczne, z kasą i pracą jest jak jest, poza tym nie każda matka zwyczajnie ma ochotę kiblować w domu przez 6 lat.

I teraz tylko kwestia tego, na ile przedszkola mogą być pozytywne, czyli hmmm generalnie naśladować rodzinę... bo te dobre przedszkola, te najlepsze, strukturą starają się upodobnić do rodziny właśnie...

Przedszkole to twór sztuczny i nowy, nie ma szans, że będzie czymś lepszym niż naturalny i stary twór rodzinno-plemienny.

I nie rozumiem skąd atak na tych, którzy nie pieją z rozkoszy na myśl o dwudziestce piątce trzylatków stłoczonych w ciasnej sali w dwiema paniami.
Gdybym była fanką przedszkoli może też bym krzyczała, że wszystkiemu winny Nasz Dziennik.

Jakby text nie brzmiał katolicko, to i tak z większością się zgadzam.

dżo - 2012-10-09, 22:53

lilias, :shock:
masz rację w jednym
lilias napisał/a:
rzeczywiście wątek nie dla mnie

bodi - 2012-10-09, 23:14

Miałam odpisywać długo I merytorycznie,ale Exce mnie ubiegla I pozostaje mi się tylko podpisać pod jej postem :)

Martus,na stronie z tekstem wklejonym przez dzo jest bibliografia.

lilias - 2012-10-10, 00:05

excelencja napisał/a:
lilias, chyba kompletnie nie zrozumiałaś tego, co ma dżo, na myśli....

czytam wprost, nie wiem co kto ma na myśli. lepiej się za dużo nie domyślać, wolę pytać

przedszkola nie ideał, ale wiecznie sfrustrowani i niepewni rodzice rozwalają dziecko gorzej niż jakiekolwiek przedszkole. exce nie ufam nikomu i niczemu co w podtekście ma ograniczenie moich praw jako człowieka (mam na mysli prawo do niezależności i do własnych wyborów), bez względu na to czy będzie to medium katolickie czy GW i w jakim stopniu stosuje ono socjotechnikę, żeby wykorzystać moje uczucia i tęsknoty w sobie tylko znanym celu. nie mam rozdwojenia jaźni i nie zgadzam się z zasady na jedynie słuszną prawdę, bo taki twór nie istnieje. za to wystarczy mi, że ktoś uczciwie sobie mówi, stać mnie, nie przeszkadza mi moja zależność od osób trzecich i chcę być z dzieckiem w domu przez taki i taki czas bo uważam to za słuszne, albo, nie stać mnie na siedzenie w domu, ale moje dziecko nie ma wątpliwości, że jest kochane i dla mnie bardzo ważne. przecież nie świadczy o dobrym rodzicielstwie przebywanie z dzieckiem 24/24. jesteś tego ewidentnym przykładem. nawet gdybyś mogła finansowo sobie na siedzenie w domu pozwolić Lilka nie mogłaby być bardziej pewna niż teraz, że jest dla Ciebie najważniejsza na świecie i że zapewniasz jej wszystkie możliwe bodźce do rozwoju.może i jest wg Ciebie nieidealnie, ale jest cudnie

pozostanę przy tym, że to wątek nie dla mnie i już do niego nie będę zaglądać. nie rozumiem? trudno, wszystkich rozumów nie pozjadałam

Martuś - 2012-10-10, 00:56

excelencja napisał/a:
matki przedszkolaków histerycznie bronią słuszności istnienia przedszkoli i ich pozytywnego wpływu.

Jeśli to do mnie, to wydaje mi się, że piszę na tyle jasno, by dało się zrozumieć, o co mi chodzi, być może jednak za bardzo rozwlekle, więc streszczę: wg mnie nic nie jest złe albo dobre z idei, życie składa się z wielu odcieni szarości, a na czarno- białość i ideowość ponad wszystko mam alergię. Ten tekst uważam za marny merytorycznie i krytykowałam tylko jego, a nie nikogo personalnie. Ponadto nie mam kompleksów ani problemu z tym, że moje dziecko chodzi do przedszkola, bo wybrałam je najlepiej, jak się dało (nie, nie jest drogie, jedno z tańszych w 3mieście, dzieci jest mało i bez ścisłego podziału wiekowego, obłożenie personelu - 1 pani na ok 6 dzieci). Nie posłałabym dziecka do przedszkola publicznego, gdzie na 20 dzieci przypada jedna pani, ani nie oddałabym go do żadnej placówki-przechowalni od 6-18. Nawiasem mówiąc, sama mam traumę przedszkolną, jednak udało mi się nie przekazać jej dziecku. Przy tym, jestem w stanie uszanować wybory i podejście zgoła odmienne, niż moje. Nie potrzebuję w tym momencie linkować żadnych, tym bardziej miernych artykułów, by udowodnić, że moja prawda jest najmojsza, bo tak nie uważam. Nie mam fiksacji na żadnej idei. Są złe przedszkola i źli rodzice. Już to pisałam. Nie jestem fanką ani jednych ani drugich. Jestem za to całym sercem za mądrym wychowywaniem dzieci metodami dostosowanymi do ich indywidualnych potrzeb. I wierzę, że jest ku temu wiele dróg, i że nie ma w tym zakresie żadnej uniwersalnej prawdy ani metody. To, że moje dziecko dzięki czynnikowi x działa w sposób y, to nie znaczy, że będzie to dotyczyło każdego dziecka. W ogóle boje się jak ognia uniwersalnych, objawionych prawd. I jeśli czegoś tutaj bronię, to co najwyżej prawa do posiadania własnej wizji rodzicielstwa i tego, by nie wmawiano mi, że moja jest gorsza, że mam kompleksy, albo że nie umiem czytać. Sama nikogo nigdzie personalnie nie obraziłam, ani nie sugerowałam, że mam monopol na wszechwiedzę o wychowywaniu dzieci, wręcz przeciwnie. Jaśniej już się chyba nie da, więc dalsze wyjaśnienia sobie podaruję

Robi - 2012-10-10, 09:11

Dziewczyny, jak juz wczesniej Dzo napisala, watek powstal po to, zeby osoby takie jak ona, czy ja, ktore nie wysylaja dzieci do przedszkoli mialy pewnego rodzaju grupe wsparcia. Tymczasem wywolalo to u was niepotrzebnie agresje. To, ze ktos nie wysyla dziecka do przedszkola i uwaza, ze jest ono zle, nie znaczy, ze chce urazic osoby ktore wysylaja tam dzieci. To chyba logiczne , ze w watku "bez przedszkola" bedzie sie mowilo o zaletach bycia z dzieckiem, a wadach wysylania do placowek?
lilias napisał/a:
nieważne czy jest to fair wobec innych matek, akurat tych które korzystają z przedszkoli
To tak jak w watku o nie szczepie mowi sie o slusznosci nie podawania szczepionek, a ja z powodu, ze szczepie dziecko wcale nie czuje sie dyskryminowana.
excelencja - 2012-10-10, 10:18

Martuś napisał/a:
I jeśli czegoś tutaj bronię, to co najwyżej prawa do posiadania własnej wizji rodzicielstwa i tego, by nie wmawiano mi, że moja jest gorsza, że mam kompleksy, albo że nie umiem czytać.


Ale czy ktoś Ci to prawo próbuje odebrać ?
Artykuł przedstawia czyjąś wizję. I tyle. Możesz się zgadzać albo nie.

Wszystkie badania, nawet najbardziej naukowe, jeszcze przed rozpoczęciem mają jakieś założenia, hipotezy, które się potwierdzą - albo nie.
Ale wszystkie są ukierunkowane.

Nawet jak badam moje dęby, to moją hipotezą było 'dęby lepiej odnawiają się naturalnie niż sztucznie' - hipoteza się pewnie potwierdzi.
W każdym razie autor też postawił sobie jakąś tezę i próbuje ją potwierdzić.
Wyraża swoje subiektywne zdanie i popiera je jakimiś tam badaniami.

Tak, zgadzam się, nie ma źródeł. To błąd.

I nikt nie zmusza wszystkich to przyklaśnięcia. Przeczytasz, możesz się zgodzić albo nie. Nikt nie odbiera Ci prawa do samodzielnej oceny.


(i moja wypowiedź nie dotyczyła Ciebie, raczej wykraczała poza obszar tego wątku)

Kawonka - 2012-10-10, 13:55

Dżo, dorzucam jeszcze parę linków:
hxxp://www.radiomaryja.pl/multimedia/szkola-w-domu/
hxxp://solidarni2010.pl/3552-edukacja-w-domu---1,str4.html?PHPSESSID=8b3be3595b9ecd5fbe0786f5a8c95dd1
hxxp://solidarni2010.pl/3609-nauczanie-w-domu-2-rozmowa-z-mateuszem-matyszkowiczem.html
hxxp://solidarni2010.pl/3654-nauczanie-w-domu-3-cisza-spokoj-bezpieczenstwo---czy-to-wlasnie-nasze-dziecko-znajdzie-w-szkole.html
hxxp://solidarni2010.pl/3702-nauczanie-w-domu-4-andrzej-pilipiuk-zrozumiec-historie.html
hxxp://solidarni2010.pl/3743-nauczanie-nie-tylko-w-domu-5-psucie-dzieci-rzecz-o-rodzicielskim-heroizmie.html

I jeszcze cytat z książki, którą właśnie czytam. Zgadnijcie, czego dotyczy, ale spokojnie można je odnieść do ED. Tytuł podam później.
Cytat:
Nasze wyniesione być może ze szkoły przekonanie, że nauka musi być przykra, trudna i kosztowna, w dodatku wtłoczona do głów dzieci przez magistrów pedagogiki, bo tylko wtedy ma wartość i sens, kształtuje postawę lekceważenia tej prostej, a tak pożytecznej dla rozwoju dziecka czynności, którą można praktykować w każdym domu. Mamy nadzieję, ze stopniowo postawa ta się zmieni.

Kawonka - 2012-10-10, 14:06

lilias napisał/a:


czyli wątek ma służyć wyłącznie poprawie Twojego samopoczucia?


Lilias, mam przyjemność widywać się z Dżo co tydzień i co tydzień rozmawiamy m.in. o ED, ostatnie, co mogę powiedzieć o Niej, że wątek ma służyć poprawie Jej samopoczucia i dokopania innym. Widzę za to mnóstwo zastanawiania się, czy ta decyzja jest na pewno dobra, i podkreślanie, że jeśli Tymon zdecyduje inaczej, to pójdzie do przedszkola, potem szkoły. Dokładnie tak, jak napisała Dżo:
Cytat:
Ja próbuję odnaleźć argumenty za tym, że nie krzywdzę moje dziecko eliminując z naszego życia przedszkole
.
Podjęcie decyzji o ED jest trudne, myślę, że posłanie dziecka do przedszkola również łatwe nie jest, więc naprawdę, stwórzmy tu na forum wspólny front rodziców, wymieniajmy się doświadczeniami, każde jest cenne, ponieważ to doświadczenie, a nie założenia teoretyczne, bez podtekstów czy odbierania zdania innych jako ataku na siebie.

Anja - 2012-10-11, 16:23

Kawonka napisał/a:

I jeszcze cytat z książki, którą właśnie czytam. Zgadnijcie, czego dotyczy, ale spokojnie można je odnieść do ED. Tytuł podam później.
Cytat:
Nasze wyniesione być może ze szkoły przekonanie, że nauka musi być przykra, trudna i kosztowna, w dodatku wtłoczona do głów dzieci przez magistrów pedagogiki, bo tylko wtedy ma wartość i sens, kształtuje postawę lekceważenia tej prostej, a tak pożytecznej dla rozwoju dziecka czynności, którą można praktykować w każdym domu. Mamy nadzieję, ze stopniowo postawa ta się zmieni.


Niestety, ja znam rodziców, którzy wtłoczyli swoim dzieciom takie przekonanie, bardzo skutecznie, jest już ono przekazywane następnemu pokoleniu. :evil:
Tylko(?) pasjonaci zaszczepią miłość do nauki - czy to rodzice, czy nauczyciele.
A co to za książka?

Poli - 2012-10-31, 14:57

Dziewczyny czytalyscie ?

(Przed)szkolny horror pięciolatka
hxxp://www.rp.pl/artykul/19,947213--Przed-szkolny-horror-pieciolatka.html?p=2

Kawonka - 2012-10-31, 15:41

Cytat:
Teraz MEN przed samorządami chce postawić kolejne wyzwanie. Od 2014 r. w przedszkolach ma się znaleźć miejsce dla każdego czterolatka, a od 2016 r. dla trzylatka. W zamian do kas gmin na przedszkola mają popłynąć budżetowe pieniądze. Pytanie, czy będzie ich wystarczająca ilość.

W końcu papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko :roll:

biechna - 2012-10-31, 17:14

Boshh....
A co dziwnego w tym, że grupa wsparcia, jaką tu dla siebie w części stanowimy, faktycznie wspiera się duchowo i poprawia sobie samopoczucie dzięki kontaktowi z "innymi podobnymi"? O to chodzi w grupach wsparcia, a to wątek dla osób, z którymi łączy mnie podejście do edukacji zorganizowanej :-P
Nie nawracajmy się wzajemnie na jedyne słuszne drogi, ok?

dżo, masz książkę "Dziecko z bliska"? Jeśli nie, zeskanowałabym Ci na prywatny użytek parę stron o relacjach, dla mnie bardzo budujące.

Kolejna moja znajoma zabrała dziecko z p-kola - ale i po raz kolejny alternatywą był nie pusty dom z mamą, ale dom wielorodzinny z dziadkami, babciami, ciotkami, wujkami i 3 innych dzieci. Taka, rzekłabym, struktura plemienna ;-) Sama chcę moim małym coś takiego zapewnić, ale z racji odległości od rodziny, staram się mieć dużo kontaktów ze znajomymi w różnym wieku i z dziećmi w różnym wieku. Ale to jest trudne jednak organizacyjnie, szczególnie z miesięczniakiem na stanie :-P i w sezonie chorób, szkoda.

dżo - 2012-10-31, 17:32

george napisał/a:
parę stron o relacjach

george, bardzo chętnie :) . Mam też coś co mogłoby Cię zainteresować, wysyłam prv z adresem :)

george napisał/a:
dom wielorodzinny z dziadkami, babciami, ciotkami, wujkami i 3 innych dzieci

W takim przypadku nie miałabym żadnych wątpliwości, zazdroszczę rodzinom mieszkającym blisko siebie gdzie babcia jest na co dzień a nie dwa razy w roku.

Tymon dziś po raz pierwszy był na podwójnych zajęciach w domu kultury, po pierwszych trwających 40 minut miał na tyle dość, że na kolejnych umiał skupić się przez pierwsze 10 minut a potem chciał iść do domu. Nie wiem jak dzieci wytrzymują to przedszkolne tempo z szybko zmieniającymi się zajęciami.

excelencja - 2012-10-31, 22:12

dżo napisał/a:
Nie wiem jak dzieci wytrzymują to przedszkolne tempo z szybko zmieniającymi się zajęciami.


nie ma zajęć skupiających uwagę po sobie, a każde trwają nie więcej niż 20 min (oprócz moich hłe hłe hłe :P )

Przepraszam dziewczęta, bo ja nie wiem czy dobrze rozumiem.
Ale oświecono mnie dziś, że moje dziecko rocznik 2008 od września 2013 ma iść do SZKOŁY.
what?

dżo - 2012-10-31, 22:30

excelencja, pięciolatki są objęte obowiązkiem szkolno-przedszkolnym (nie wiem jak to się dokładnie nazywa). W moim przypadku myśląc o ed będę musiała za rok rozglądać się za przyjazną szkołą i poradnią psychologiczną aby do końca maja 2014 r mieć pożądane papiery do przedstawienia u dyrektora wybranej szkoły.
excelencja - 2012-10-31, 23:18

Byłam święcie przekonana, że jeszcze mam rok spokoju, a okazało się, że moje maleńkie dziecko za rok idzie do zerówki, jeśli wywalą zerówkę z przedszkola, będzie musiała iść do szkoły.

A generalnie wnioski o ED trzeba do maja składać. Zaczynam być poddenerwowana.
I coraz bardziej przeraża mnie to, że o ED nawet za bardzo marzyć nie mogę.

dort - 2012-11-01, 12:20

dziewczyny naprawdę, nie mogę uwierzyć w to - czy to sprawdzona informacja :-> dzieci 5-letnie są objęte obowiązkiem, ale przedszkolnym nie szkolnym, szkolny obowiązuje 6-latki
Kat... - 2012-11-01, 12:26

euridice napisał/a:
excelencja napisał/a:
Ale oświecono mnie dziś, że moje dziecko rocznik 2008 od września 2013 ma iść do SZKOŁY.

A i owszem :-|
Zakłdamy osobny wątek o tym?
yyy co? Bardzo proszę o wątek i tam wyjaśnienie o co cho bo aż mi się słabo zrobiło.
Agnieszka - 2012-11-01, 12:35

dort: nie jestem w temacie bo mam starsze dziecko ale chyba tak zakładała reforma. W każdym razie u mnie podwórkowa wymiana namiarów na szkoły wśród rodziców z młodszymi dziećmi.
euri: wśród moich sąsiadów zaznacza się opcja Żoliborz bo osiedlowe pdst. to molochy i zmianowość

excelencja - 2012-11-01, 17:32

dort napisał/a:
iewczyny naprawdę, nie mogę uwierzyć w to - czy to sprawdzona informacja :-> dzieci 5-letnie są objęte obowiązkiem, ale przedszkolnym nie szkolnym, szkolny obowiązuje 6-latki


ale obowiązek jest dla 5-latków- mają iść do zerówki. Z tym, że znaczna część zerówek jest przenoszona do szkół, a to oznacza, że 5-latki muszą iść do szkoły.

Kat... - 2012-11-08, 10:11

Zaraz w Dzień Dobry TVN o homeschoolingu
Kawonka - 2012-11-09, 16:51

i co powiedzieli?
Kawonka - 2012-11-09, 17:48

hxxp://www.edukacjadomowa.pl/art007.html]Wklejam info dla zainteresowanych.
Dżo, wybierasz się?

Salamandra*75 - 2012-11-09, 18:03

czy to już pewne na 100% pięciolatki maja iść do zerówki? :-/
dżo - 2012-11-09, 20:21

Kawonka, tak wybieram :-) , zapomniałam Cię dziś o to zapytać.
Kawonka - 2012-11-10, 08:32

To rób, proszę, bardzo szczegółowe notatki, bo ja niestety nie mogę.
Anja - 2012-11-10, 11:52

A ja poproszę w tym wątku o jakieś "gotowce" do prac plastycznych (ale nie tylko). Może ktoś z Was może polecić jakieś ćwiczenia, linki itp?
U nas się sprawdza m.in. "Teczka Malucha" hxxp://www.zielonasowa.pl/ksiazki/edukacja_przedszkolna/elementarze/domowa_akademia_przedszkolaka/Teczka_malucha_3_4_lata/
Ostatnio, z powodu pewnego pociągu nabyłam magazyn, ekhm, "Nauczycielka przedszkola": hxxp://www.ediba.com/Pol/przedskola.asp Nie polecam szaleńczo, ale pewnie warto tam czasem zajrzeć.

excelencja - 2012-11-10, 23:37

My zaczynamy lecieć od tematu od którego przerwałyśmy ledwie zaczęto ed, czyli zgłębiamy wszechświat póki co.

I- już o tym kiedyś pisałam.
Z papieru robimy model Układu Słonecznego (kule z masy papierowej) - po trochu.
Rysujemy malujemy kosmos- białą kredką kropki czyli gwiazdy, zamalowujemy czarnym tuszem i ta dam. Na to naklejamy rrrrakietę- 3d :)
NASA ma wydruki modeli rakiet, tzn obrazki.
W każdym razie aktualnie jedziemy z kosmosem i z tym mogą podpowiadać.

dort - 2012-11-11, 22:00

exe a edukujesz Li dokładnie ile jaka planeta ma księżycy, w jakiej odległości jest od ziemi czy słońca itp. - bo Oskar w tym wieku to przerabiał w przedszkolu i do dzisiaj jak ma fazę przepytuje mnie - najczęściej w autobusie i przyznam, że pasażerowie mają zlewkę jak syn uczy i tłumaczy matce po raz kolejny takie rzeczy (kurka, ja to ciągle zapominam ;-) )
dżo - 2012-11-11, 22:07

Salamandra*75, tu informacja, nie do końca jasna:
hxxp://prawo.rp.pl/artykul/856531.html

semoilna - 2012-11-12, 10:21

dort napisał/a:
exe a edukujesz Li dokładnie ile jaka planeta ma księżycy, w jakiej odległości jest od ziemi czy słońca itp. - bo Oskar w tym wieku to przerabiał w przedszkolu


W wieku 4 lat takie infprmacje? Kurcze, wg mnie to strasznie wczesnie i nie wiem ile jest dziecko w stanie tego zrozumiec. Z tego co nas uczyli (na metodyce nauczania fizyki, matematyki) to takie abstrakcyjne liczby dopiero gdzies pod koniec podtsawowki/teraz gimnazjum maja sens. Sama dopiero na studiach zalapalam sens miedzygwiezdnych odleglosci. Wydaje mi sie, ze taka ogolna wiedza o wszechswiecie/budowie/moze nawet jego ewolucji (to wydaje mi sie super interesujace) na poziomie czterolatka jest w zupelnosci ok.

dort - 2012-11-12, 13:54

semolina nie chodzi mi o dokładne odległości, bo to po pierwsze nie jest potrzebne do niczego dziecku w tym wieku, poza tym to nie ten etap rozwoju, pisałam o tym, że np. najbliżej Słońca jest Merkury, a następną planetą jest Wenus, lub Saturn ma bardzo dużo księżyców, a Wenus nie ma żadnego, Słońce jest gwiazdą i co to znaczy, a Ziemia planetą itp. - nie popadajmy w przesadyzm i skrajności :-P
semoilna - 2012-11-12, 14:27

dort i tak tez uwazam, ale sama napisalas, ze uczyl sie
dort napisał/a:
w jakiej odległości jest od ziemi czy słońca itp.
Odleglosc = wartosc =liczba, a chodzilo Ci wiec nie o odleglosci tylko o budowe ukladu slonecznego. Dlatego tez zdziwilam sie, ze tego ucza czterolatakow.
Salamandra*75 - 2012-11-12, 15:09

dżo
dziekuje :mryellow:

excelencja - 2012-11-12, 16:35

dort, nie, bo nie moim zdaniem nie ma to żadnego znaczenie. Tzn nie kręci mnie sztuka dla sztuki i wkuwanie liczb. Ot to, o co może zapytać co jest tam wysoko, jakie ma kolory, z czego jest, czy jest ciepło czy zimno, co jest dalej, co jest większe, ale liczb - niet.
excelencja - 2012-11-12, 16:37

dort napisał/a:
e nie jest potrzebne do niczego dziecku w tym wieku, poza tym to nie ten etap rozwoju, pisałam o tym, że np. najbliżej Słońca jest Merkury, a następną planetą jest Wenus, lub Saturn ma bardzo dużo księżyców, a Wenus nie ma żadnego, Słońce jest gwiazdą i co to znaczy, a Ziemia planetą i


aaaaa no jasne, że tak :) ))

dort - 2012-11-12, 22:12

i wyszło pięknie jak internet i brak "prawdziwej" komunikacji zaburza i wypacza komunikaty ;-) - będę na przyszłość, starała się w takim razie dokładniej opisywać to co mam na myśli :-D
dżo - 2012-11-13, 22:06

Salamandra*75 napisał/a:
czy to już pewne na 100% pięciolatki maja iść do zerówki?

znalazłam odpowiedź:
Cytat:
Zgodnie z Ustawą o Systemie Oświaty dziecko w wieku 5 lat jest obowiązane odbyć roczne przygotowanie przedszkolne. Przygotowanie to może być realizowane w przedszkolach, oddziałach przedszkolnych w szkołach podstawowych oraz w innych formach wychowania przedszkolnego zgodnie z zapisami w prawie.
Obowiązek ten dotyczy wszystkich dzieci, które w danym roku kalendarzowym skończą 5 lat (zarówno dzieci urodzonych w styczniu jak i w grudniu). Obowiązek ten zaczyna się
z początkiem roku szkolnego w danym roku kalendarzowym, w którym dziecko ukończy 5 lat.

Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (tekst jedn.: Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572 z późn. zm.)



Cytat:
Od 1 września 2011 r. po raz pierwszy obowiązek rocznego przygotowania przedszkolnego dotyczy dzieci 5-letnich (rozpoczyna się z początkiem roku szkolnego w roku kalendarzowym, w którym dziecko kończy 5 lat). Pomimo przesunięcia obowiązku szkolnego dla sześciolatków o dwa lata - na wrzesień 2014 roku, obowiązek przygotowania przedszkolnego dla 5-latków zostaje utrzymany, co oznacza, że dzieci pięcioletnie nadal będą objęte rocznym przygotowaniem przedszkolnym.
Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (tekst jedn.: Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572 z późn. zm.)


hxxp://www.ore.edu.pl/strona-ore/index.php?option=com_content&view=article&id=1968%3Apytania-i-odpowiedzi-obowizek-szkolny-szeciolatka&catid=162%3A6-latek&Itemid=1

Albertyna - 2012-11-16, 13:34

Wiem, że troszkę tematr rozwniną się w i nnym kierunku, ale może wypowiem się co do pytania w temacie. ;-)
Otóż jestem dorosłą, która nie była w przedszkolu. Zaczęłam jako 5 latek (chyba?!) od zerówki.

Powiem, Wam, że to wcakle nie było dobre dla mojej psychiki, bo pomimo, że chodziłam na plastykę do Pałacu Kultury, gdzie spotykałam się z rówieśnikami i bywałam na podwórku, miałam kolezaki i kolegów, to... jednek było to za mało i cięzko mi było "zgrac" się z klasą (i problemy te miałam aż do ósmej klasy!!!). Prpoblemy zakończyły się dopiero w liceum.Poprostu- problemy z socjalizacją. Bo co innego dzieci na podwórku, co innego rodzeństwo/kuzynostwo, co innego- na plastyce, gdzie cała grupa jest czymś zajęta cały czas, a co innego przedszkole.
Co ciekawe, poznałam kilku ludzi w moim wieku (i starszych), którzy nie chodzili do przedszkola i wszyscy w podstawówce mieliśmy te same problemy z równieśnikami w szkole (które kończyły się dopiero w liceum), zatem nie jestem odosobnionym przypadkiem.

I ja swoje dziecko do przedszkola wyślę.
Bo piękne idee swoją droga, a rzeczywistośc swoją drogą i wolę by moje dziecko, pomimo wad przedszkola, poznało równieśników i nauczyło się z nimi żyć w warunkach szkolnych.

excelencja - 2012-11-16, 16:48

Albertyna, chodziłam do przedszkola i miałam te same problemy.
Śmiem twierdzić, że problemy adaptacyjne w postawówce występują niezależnie od faktu czy było się w przedszkolu czy nie

dżo - 2012-11-16, 17:46

Albertyna napisał/a:
Poprostu- problemy z socjalizacją

Jeśli popatrzeć na definicję słowa socjalizacja:
Cytat:
Socjalizacja to proces (oraz rezultat tego procesu) nabywania przez jednostkę systemu wartości, norm oraz wzorów zachowań, obowiązujących w danej zbiorowości.

to nijak się to ma do tego co napisałaś.
Bo norm i wzorów zachowań duże lepiej uczyć się w domu od rodziców, dziadków niż od pań a tym bardziej dzieci z przedszkola.

Albertyna - 2012-11-16, 20:17

dżo napisał/a:
Albertyna napisał/a:
Poprostu- problemy z socjalizacją

Jeśli popatrzeć na definicję słowa socjalizacja:
Cytat:
Socjalizacja to proces (oraz rezultat tego procesu) nabywania przez jednostkę systemu wartości, norm oraz wzorów zachowań, obowiązujących w danej zbiorowości.

to nijak się to ma do tego co napisałaś.
Bo norm i wzorów zachowań duże lepiej uczyć się w domu od rodziców, dziadków niż od pań a tym bardziej dzieci z przedszkola.


Dżo, jeżeli chodzi o czepanie się słowek, to są pewne zasady "niepisane", które obowiązują w grupach dzieci w szkole. Pewne gesty, zachowania, zasady, normy, których nabyć nie da się inaczej niż poprzez przebywanie z taką grupą w takich warunkach.

Nie twierdze, że każde dziecko bez przedszkola będzie miało takie problemy, jak opisałam, ani, że kazde, które do przedszkola pójdzie, takich problemów uniknie. Jestesmy ludźmi- jesteśmy rózni.
Napisałam jedynie, że ja i moi znajomi, którzy w przedszkolu nie byli mieli wszyscy takie same problemy wynikające z braku socjalizacji (zrozumienia, nauczenia się specyficznych zasad rządzących w szkole między dziećmi ) we wczesnym okresie.
Dla mnie jest to wystarczający powód by moja córka do przedszkola poszła. Po co mam utrudniać Jej życie?

mimish - 2012-11-16, 20:18

Mysle, ze madrze jest konfrontowac dziecko z roznymi wartosciami i sposobem widzenia swiata, co umozliwiaja podroze czy tez wlasnie szkola. Spotkania w gronie dobranych przez nas przyjaciol podzielajacymi nasza wizje swiata pobudza oczywiscie mlodego czlowieka ale zdecydowanie mniej (moim skromnym zdaniem).

Jak pisalam wczesniej nie chodzilam do przedszkola, moj brat tez nie. Brakowalo nam kontaktu z rowiesnikami (regularnego). Nasza fajna mama spowodowala, ze nigdy nie polubilismy szkoly bo w domu zajecia byly ciekawsze (moze tez dlatego ze z mama; w domu latwiej bylo o pochwale...). Szkola srednia byla dla mnie szokiem niedoogarniecia, odnalazlam sie dopiero na studiach. Z perspektywy czasu niczego nie jest mi zal. Mialam super mame i nauczycielke w jednym. Jednak mama pozwalala mi na tak wiele i dala mi znacznie wiecej luzu niz w szkole. Przez to ciezko bylo mi wyhodowac "poczucie obowiazku" i regularnosci w wykonywaniu np. pracy...moze gdybym chodzila do przedszkola to poczucie obowiazku towarzyszyloby mi od najmlodszych lat i staloby sie czyms naturalnym.

Albertyna - 2012-11-16, 20:21

Cytat:
Mysle, ze madrze jest konfrontowac dziecko z roznymi wartosciami i sposobem widzenia swiata, co umozliwiaja podroze czy tez wlasnie szkola. Spotkania w gronie dobranych przez nas przyjaciol podzielajacymi nasza wizje swiata pobudza oczywiscie mlodego czlowieka ale zdecydowanie mniej (moim skromnym zdaniem).

Oj, jak ładnie to ujęłaś! :-)

excelencja - 2012-11-16, 21:03

mimish napisał/a:
moze gdybym chodzila do przedszkola to poczucie obowiazku towarzyszyloby mi od najmlodszych lat i staloby sie czyms naturalnym.

eeee to się MA albo tego się NIE MA, i znów- przedszkole nie ma tu nic do rzeczy.

mimish - 2012-11-16, 21:45

excelencja, nie zgodze sie, bo tego trzeba sie wyuczyc. Jestem teraz obowiazkowa ale szkolne lata i pierwsza praca to byla masakra. W moim przypadku byla silna zaleznosc z wczesna edukacja. Dodam ze przez rok mialam rowniez homeschooling w 7mej klasie podstawowki.
dżo - 2012-11-16, 21:47

O poczuciu obowiązku i odpowiedzialności osobistej i społecznej świetnie pisze Jesper Juul, min w książce "przestrzeń dla rodziny", warto ją przeczytać, choćby tylko z ciekawości. Wg Juula dzieci rodzą się ze zdolnością do przejmowania odpowiedzialności za siebie oraz ze świadomością własnych ograniczeń.
mimish napisał/a:
Przez to ciezko bylo mi wyhodowac "poczucie obowiazku" i regularnosci w wykonywaniu np. pracy...moze gdybym chodzila do przedszkola to poczucie obowiazku towarzyszyloby mi od najmlodszych lat i staloby sie czyms naturalnym.

Zacytuję wypowiedź Juula:
Dzieciom potrzeba dwóch rzeczy. Pierwsza to kontakt z rówieśnikami: zabawa, badania, wyznaczanie sobie zadań, stymulowanie inteligencji i wysiłek fizyczny.
Druga to uczenie się jak być dorosłym. Tego dzieci nie nauczą się ani w przedszkolu ani w szkole. Nie dlatego, że przedszkolanki i nauczyciele nie są dorośli, ale, że spełniają tam funkcje usługowe.

excelencja - 2012-11-16, 21:57

mimish, i znów u mnie odwrotnie

moja siostra- obowiązkowa do bólu od początku szkoły- do przedszkola nie chodziła
mój brat- zero poczucia obowiązkowości - do przedszkola nie chodził
siostrzenica- obowiązkowa niesamowicie, systematyczna- do przedszkola nie chodziła
ja- nieobowiązkowa- do przedszkola chodziłam.


Nie widzę związku
Przykładów znalazłabym wiecej ale nie widzę celu :)

mimish - 2012-11-16, 22:04

dżo, i znow wracamy do punktu "wszystko zalezy od pan i placowki...", moja starsza corka chodzila do prywatnego a teraz do panstwowego przedszkola. Pierwsze fantastyczne dla mnie, mala grupa, kolorowo, poukladane tematycznie zabawki, dzieci z podobnych do naszej rodzin (duzo wege, eko, wielonarodowe rodziny). Misia byla szczesliwa, znala tony piosenek i wierszykow ale miala sporo trudnosci w nawiazywaniu kontaktow z dziecmi z poza tego malego raju. Kazda z pan miala pod opieka 4 dzieci, Misia z latwoscia otrzymywala to, czego akurat potrzebowala.
Od wrzesnia poszla do panstwowej placowki. Grupa liczy 15 dzieci (8 narodowosci i jezykow). Poczatki byly trudne ale teraz widze jak wiele moje dziecko sie nauczylo.
Moja corka nie boi sie rozmawiac z ludzmi, jest pogodna i otwarta. W pierwszych tygodniach bylo jej ciezko, bo kazde dziecko pochodzi z naprawde skrajnie roznego srodowiska.
Dodam tylko, ze M. spedza tam 4 godziny piec razy w tygodniu.

Mysle, ze taka przedszkolanka bedzie spelniac funkcje mniej uslugowa niz niejedna zmeczona wychowywaniem swych dzieci matka...

mimish - 2012-11-16, 22:08

excelencja, nie szukaj wiecej przykladow, ja tez mam ich wiele. Pisalam podkreslajac jak widze to w Moim przypadku a nie w przypadku wszystkich dzieci nie uczeszczajacych do przedszkola. ;-)
gemi - 2012-11-17, 21:42

ja nie bardzo rozumiem po co te potyczki, skoro wątek w założeniu jest skierowany do osób świadomych i szukających alternatyw dla edukacji przedszkolnej...
Mam dość bogate i wyraźne wspomnienia z tego okresu, na dodatek chodziłam do dwóch przedszkoli - jedno było koszmarem, drugie wspominam idyllicznie. Mój mąż natomiast niewiele pamięta z tego okresu. A decyzję o nieposyłaniu Pawełka do przedszkola podjęliśmy intuicyjnie, kierując się usposobieniem i potrzebami syna, a nie naszymi (jakże różnymi) doświadczeniami w tej materii.

dżo - 2013-01-07, 17:41

gemi, jak i w jakim wymiarze zaspokajacie potrzeby Pawełka obcowania z dziećmi ? Dręczy mnie ten temat wciąż, szczególnie w okresie zimowym.
gemi - 2013-01-09, 19:34

dżo, przyjęliśmy taktykę drzwi otwartych. Więc przez nasze mieszkanie przewijają się koleżanki i koledzy z dziećmi. Poza tym spotykamy się w dość licznej grupie znajomych, więc tak ze 2 razy w miesiącu moje dzieci bawią się przez kilka godzin nawet w 10-osobowej grupie kolegów i koleżanek w wieku od kilku miesięcy do kilkunastu lat. Ale i tak największy społeczny wpływ na Pawełka ma Hania. Mam okazję obserwować ich dosyć dobrze zapowiadającą się bratersko-siostrzaną relację. Hania jest też "czynnikiem" osłabiającym nieśmiałość Pawełka, zazwyczaj to ona wprowadza go w większą grupę i inicjuje kontakty na placach zabaw i podwórku.
Zima niestety często krzyżuje nam plany. Ale ten problem dotyczy przecież także różnych zorganizowanych placówek.

kalaliska - 2013-12-19, 12:33

Dziewczyny, czy możecie mi podać przedszkola, które wyraziły Wam zgodę na edukację pozaprzedszkolną (łącznie z miastem)? Potrzebujemy tych informacji, aby nasze tyskie przedszkole wiedziało, jak odpowiadać na pytania rodziców chętnych do zapisania dzieci od września 2014 na ten typ edukacji. Przedszkole chce nawiązać zatem kontakt z bardziej już doświadczonymi w tej materii dyrektorami przedszkoli. Piszę z pozycji rodzica przedszkolaka, który obowiązek przedszkolny w 2014 będzie realizować najprawdopodobniej w szkole demokratycznej, a zastanawiamy się nad korzystnymi rozwiązaniami wspólnie ze sprzyjającym szkole dyrektorem tyskiego przedszkola:)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group