wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dom rodzinny - Jak długo "siedzieć" z dzieckiem w domu?

majaja - 2007-10-02, 19:33
Temat postu: Jak długo "siedzieć" z dzieckiem w domu?
Wydzielone z tematu: hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=1450&postdays=0&postorder=asc&start=0] nie chce chodzić do przedszkola, co robić?


Na tym forum generalnie dominuje opinia, że dziecku z mamą w domu nalepiej i w związku z tym powinno siedzieć w tymże domu do wieku szkolengo albo i dłużej :mrgreen: A w rzeczywistości zazwyczaj to nie dziecko nie dorosło do następnego etapu tylko mama. Dzieci są stworzeniami bardzo ciekawskimi i gdy są pewne rodziców i ich wsparcia to chętnie wychodzą do ludzi. Z moich obserwcji wynika że już 1,5 roczne dzieci chętnie razem się bawią i naśladują. Owszem są dzieci nieśmiałe i bojaźliwe z urodzenia, ale moim zdaniem nie nalezy je izolować w imię ich dobra" tylko zapewnić maksymalnie bezpieczne warunki rozdzielania z mamą (coś jak Mała Mi opisywała).

alcia - 2007-10-02, 19:48

majaja napisał/a:
a tym forum generalnie dominuje opinia, że dziecku z mamą w domu nalepiej i w związku z tym powinno siedzieć w tymże domu do wieku szkolengo albo i dłużej :mrgreen:

tak? nie wiedziałam... a czytam dość pilnie ;)

Lily - 2007-10-02, 19:54

Do wieku szkolnego? Nie no, tak na pewno nie ;)
- 2007-10-02, 19:58

majaja, nie bierzesz pod uwagę tego, że każde dziecko jest inne i tylko jego rodzice potrafią określić czy dziecko jest gotowe czy nie. Moim zdaniem nie można pod żadnym względem tu uogólniać. Nie zgodzę się tez z tym jako by to forum jakoś wyraźnie obstawało przy tym aby dziecko jak najdłużej było z mamą, raczej widać tu postawę taką, by znaleźć najfajniejsze przedszkole i jak sobie radzić z problemem odżywiania.

dla mnie np jest jeszcze jedna ważna kwestia-tak na prawdę w przedszkolu dzieci mają styczność z różnymi dorosłymi i różnymi sytuacjami, nie wiemy jakie są sytuacje i jak zachowują się w nich panie w przedszkolu. Mnie osobiście zależy na tym, aby żadna taka pani nie nawciskała głupich tekstów ani rozwiązań mojemu dziecku, które jest przecież w takim wieku ogromnie chłonne. Dlatego cieszę się, że Jag jeszcze nie zdradziła pełnej gotowości do chodzenia do przedszkola i damy Ja tam zgodnie z naszym planem-czyli w wieku 4 lat.

generalnie zgadzam się w pełni z Małą Mi

Ania D. - 2007-10-02, 21:15

Majaja, dzieci sa ciekawskie, to prawda, ale właśnie ten pierwszy okres życia to jedyny czas, gdy można dac maluchowi maksymalnie dużo miłości i troski. To jest coś, co dziecko nosi jako pozytywny bagaż przez całe swoje życie i z niego czerpie siłę. Dlatego warto za dużą nawet ceną zostać w domu z maluchami przez pierwsze lata. Pracująca zawodowo matka ma wiele obowiązków i nie jest w stanie dać tyle z siebie, ile mogłaby będąc w domu. Ma mało czasu jak wraca z pracy, jest z maluchem maksymalnie kilka godzin, a tym czasie trzeba sprzątać, gotować, odpocząć. Dla mnie żłobek nie jest dobrym wyjściem dla dziecko, nawet jeśli maluch chodzi tam chętnie. Dzieci i zabawki w tym wieku to nie wszystko. Dziecko potrzebuje miłości, a nawet najlepsze panie w żłobku mu jej nie dadzą.
majaja - 2007-10-02, 21:36

Ania D. napisał/a:
Pracująca zawodowo matka ma wiele obowiązków i nie jest w stanie dać tyle z siebie, ile mogłaby będąc w domu.

Co Ty nie powiesz. Rozumiem, że przetestowałaś oba rozwiązania i sprawdziłaś, że pracując zawodowo dajesz dziecku mniej miłości. Nadal jednak to pozostaje Twoje jednostkowe doświadczenie.
Eenia wyraźnie napisała, że jej zdaniem Franek jest gotowy, cokolwiek to ma znaczyć. Moim zdaniem dziecko generalnie juz roczne dziecko jest gotowe, zazwyczaj to mama boi się rozstania i innych ludzi.

Eenia, skoro cały październik będzie jedźić to może faktycznie lepiej w listopadzie zacząć od nowa aklimatyzowanie się. W tym wieku dzieci są jeszcze na tyle małe, że rzadko tworzą ściśle zamkniete grupki, więc w lsitopadzie już na spokojnie sie uda. Powodzenia.

- 2007-10-02, 21:41

majaja, ale Franek nie ma roku, tylko już ponad 3 lata. A Ani chodziło głównie o takie maluchy o jakich Ty piszesz-czyli roczniaki. Dla mnie też to oczywiste, że ktoś kto siedzi z dzieckiem dajmy na to do 17 do 20 nie jest w stanie dać mu tyle co przez cały dzień! Wybacz, ale wychodzi na to, ze jakieś obce baby spędzają wtedy z dzieckiem więcej czasu niż własna mama! Jak dla mnie to bezsens (choć często niestety konieczność :( )
Ja akurat miałam okazję przetestować oba warianty, bo bywało, ze siedziałam na naszym stoisku od 10 do 17 i sorry, po powrocie do domu była może godz zabawy bo reszta to było jedzenie, kąpiel, jakiś odpoczynek. Nieeee, nie wmówisz mi, ze przez jakąś godz czy dwie można dziecku dać tyle co przez cały dzień.

Ania D. - 2007-10-02, 21:47

Majaja, ja nie traktuję Twoich słów w ten sposób i nie odpowiadam Ci ironicznie. Myślę, że nie zasługuję na takie traktowanie z Twojej strony. To, że nie każdy może zostać z dzieckiem w domu nie oznacza, że ma innych traktować w ten sposób. Myśmy podjęli taką decyzję, że ja zostaję w domu, chociaż żyjemy skromnie i z bardzo wielu rzeczy musimy rezygnować.
Podpieram się stwierdzeniem jednej z autorek "Miłość przed poczęciem", które twierdzi, ze żłobki powinno się zlikwidować, bo dziecko w pierwszym okresie życia potrzebuje matki, a nie towarzystwa innych dzieci i opieki obcych osób, które go nie kochają. Lepsze dla malucha jest to, gdy zajmuje się nim jedna, przywiązana do niego osoba.

- 2007-10-02, 22:05

Ania D. napisał/a:
Podpieram się stwierdzeniem jednej z autorek "Miłość przed poczęciem", które twierdzi, ze żłobki powinno się zlikwidować, bo dziecko w pierwszym okresie życia potrzebuje matki, a nie towarzystwa innych dzieci i opieki obcych osób, które go nie kochają. Lepsze dla malucha jest to, gdy zajmuje się nim jedna, przywiązana do niego osoba.
podpisuję się obiema rękami
Lily - 2007-10-02, 22:11

Nie można likwidować żłobków, przecież są samotne matki i inne osoby, które muszą pracować...
Martuś - 2007-10-02, 22:26

Skoro temat sie tak rozwinął, to pozwolę sobie się wypowiedzieć - bardzo dobrze rozumiem, co obie strony mają na myśli, jednak wydaje mi się, że nie wszyscy rozumieją, że bardzo często wysłanie dziecka do przedszkola, czy nawet już do żłobka, nie jest kwestią niczyjego widzimisię, tylko naprawdę koniecznością. I nie jest to wybór między tym, że jeśli kobieta nie pójdzie do pracy, to będzie sie żyło skromniej, tylko jeśli nie pójdzie do pracy, to nie będzie miało się czego do garnka włożyć, bo z pensji męża po opłaceniu rachunków zostaje 100 pln, albo i nic. I owszem, idealnie by było, gdyby matka mogła sobie siedzieć z dzieckiem w domu i nie martwić się o to, że dwudziestego jej zostaje pusta lodówka i równie pusty portfel, ale świat niestety idealnie urządzony nie jest i ktoś, kto pisze teksty o powszechnej likwidacji żłobków nie ma pojęcia o tym, co to znaczy znaleźć się w naprawdę złej sytuacji życiowej, a uzurpuje sobie prawo do oceniania ludzi, którzy się w takowej znajdują.
pao - 2007-10-02, 22:30

dziecko w pierwszej fazie życia najwięcej sie uczy. ponoć to czego nauczymy sie do 3 roku życia zostanie nam w podświadomości i koniec. zatem jeśli malucha nauczymy samodzielności czy porządków to potem większych kłopotów z tym nie będzie. ponoć w ogóle człowiek uczy sie do 8 roku życia (niektóre źródła mówią że do 7), potem aby wiedzę utrzymać trzeba ją powtarzać.

prawda, nieprawda nie wiem, ale widzę, że to czego byłam nauczona jako malec nadal we mnie tkwi, i widzę ze to samo tyczy się innych z moich obserwacji. zatem nie wyobrażam sobie by w tych pierwszych 3 latach moje dziecko kształtowały obce osoby. Ba! nawet bliskie mi osoby... pomimo całego szacunku i miłości i zaufania do rodziców dziewczynki to moje córki i ja odpowiadam za ich wychowanie i rozwój, zatem jeśli potem mam zbierać joby to za swoje błędy a nie cudze.

a przedszkole: tak, chwilami miałam ochotę zabrać gabi bo dziecko mi sie uwsteczniało (w moim odczuciu) ale szybko sobie to z głowy wybijałam: ani ja, ani bartek nie jesteśmy nauczeni relacji społecznych. dwoje niesamowitych indywidualistów wręcz egoistów chwilami mimo, zę egoizm nie jest nasza naturą. a teraz gabryśka, skrajny egocentryk i egoistka z natury... gdzieś trzeba było dziecko relacji społecznych naumieć i przedszkole idealnie zdało egzamin, pomimo pewnych drobnych uwstecznień ;)

każde dziecko jest inne, tak samo jak każdy rodzic i wzajemne relacje. zatem to co zdaje egzamin w jednym domu wcale nie musi zdawać w innym. my może,my tylko podpowiadać pewne kwestie, ale i tak każdy z nas zrobi po swojemu. i dobrze :)

Alispo - 2007-10-02, 22:36

Lily napisał/a:
Nie można likwidować żłobków, przecież są samotne matki i inne osoby, które muszą pracować...

I jeszcze takie co chcą.Waszym zdaniem to wyrodne matki? :roll: Nic na sile..

Ania D. - 2007-10-02, 22:54

Martuś, ale gdzie tu ocena? To, że podaje się coś, co jest najlepsze dla dzieci nie oznacza, że się ocenia tych, którzy robią inaczej. Czy jak mówię, że uważam, że weganizm jest najlepszą dietą, to zaraz traktuję z góry wegetarian i ich oceniam? Emocje emocjami, a warto znać wiele aspektów, które sa ważne w wychowaniu dzieci. Tak chętnie się teraz mówi, że kobieta ma prawo do realizacji etc, ale dziecko ma prawo do jak najlepszego rozwoju. Nie oceniam nikogo, bo nie mam do tego prawa. Najważniejsze w rozwoju dziecka sa pierwsze 3 lata i tego nie da się zmienić. Warto więc stawac na głowie, by jak najdłużej być z własnym dzieckiem.
Lily - 2007-10-02, 22:59

Ze żłobkiem jest też inna kwestia - niedojrzały układ odpornościowy malucha + stres często owocuje ciągłymi chorobami i mama nie ma wielkiego pożytku z tej instytucji, bo dziecko chore nie może do żłobka chodzić. Mój niemąż był w żłobku chyba ze 2 lata, ale jak pisała jego mama w takiej książeczce, w której opisywała jego rozwój - po 3 dniach już zaczął chorować i tak ciągle. Co "śmieszniejsze" :| pomimo tego, iż była przedszkolanką, nie mogła go zabierać ze sobą ani wtedy, ani potem, gdy chodził już do przedszkola - rejonizacja... Chyba jednak coś się zmieniło na korzyść pod tym względem.
A propos, w Krakowie jest coś takiego: hxxp://www.usmiech.krakow.pl/index2.php?page=od_maluszka_do_przedszkolaka
Wygląda chyba interesująco...

Humbak - 2007-10-02, 23:00

Ania D. napisał/a:
Najważniejsze w rozwoju dziecka sa pierwsze 3 lata
To prawda. są to też plus minus lata gdzie dziecko nie jest aż tak bardzo zainteresowane światem zewn by zostawić mamę, świat pokazywany przez nią mu wystarcza i jest świetny dla jjego rozwoju o ile mama naprawdę się stara a nie jedynie sprząta gotuje i wychodzi na spacerki...
ale plus minus po tych 3 latach pozostawienie dziecka w domu to kroki wstecz - świat dziecka poszerzył już swoje horyzonty i rzadko komu udaje się ten świat dziecku przybliżyć. Rola >dobrego< przedszkola jest tu nieoceniona.

Kwestia oddawania dziecka do żłobka dla mnie nie podlega dyskusji - trzeba to trzeba i już.

Martuś - 2007-10-02, 23:08

Ania D. napisał/a:
Martuś, ale gdzie tu ocena?

Odnosiłam się do tego cytatu -
Ania D. napisał/a:
żłobki powinno się zlikwidować
- dla mnie, jeśli używa się słowa 'powinno', to wypowiada sie sąd wartościujący, w tym przypadku pośrednio negatywnie oceniający tych, którzy swoje dzieci do takich placówek posyłają.
Ania D. napisał/a:
Tak chętnie się teraz mówi, że kobieta ma prawo do realizacji etc, ale dziecko ma prawo do jak najlepszego rozwoju.

Oczywiście, że ma, i zapewne istnieją matki, które swoją karierę stawiają wyżej niż dobro dziecka, i posyłają dzieci do żłobków by móc się 'samorealizować', ale nie znaczy to jeszcze, że żłobki 'powinno się zlikwidować', bo takim matkom służą one znacznie rzadziej niż tym, które gdyby nie możliwość wysłania tam dziecka i podjęcia pracy, skazałby to dziecko na głodowanie. Chociaż może jestem idealistką i tylko tak mi się wydaje, że proporcje w ten sposób się rozkładają, ale to, co widzę dookoła siebie utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak się nie mylę.
Ania D. napisał/a:
Najważniejsze w rozwoju dziecka sa pierwsze 3 lata i tego nie da się zmienić.

Zapewne. Tylko w przypadkach, o których mówię, chyba trudno mówić o prawidłowym rozwoju, kiedy nie ma sie możliwości zaspokoić podstawowych potrzeb fizjologicznych dziecka?
Ania D. napisał/a:
Warto więc stawac na głowie, by jak najdłużej być z własnym dzieckiem.

To jest chyba dla wszystkich oczywiste, chciałam tylko zwrócić uwagę, że nie zawsze jest to możliwe, dlatego wypowiadanie tak kategorycznych sądów jak postulat likwidowania żłobków jest dla mnie niedorzeczne.

pao - 2007-10-02, 23:12

Cytat:
To jest chyba dla wszystkich oczywiste


obawiam się że nie dla wszystkich. przynajmniej jeśli mówimy o społeczeństwie a nie naszej społeczności... spotykałam sie z opiniami, że w żłobku dzieci więcej sie naucza niż w domu... mnie takie podejście przeraża, choć skoro rodzice tak na to patrzą to być może rzeczywiście tak by było... dziecko cały dzień w kojcu ? zgroza...

Martuś - 2007-10-02, 23:13

Pao, miałam oczywiście na myśli społeczność forum, po mentalności ogółu społeczeństwa niestety nie spodziewam się takiej świadomości.
Lily - 2007-10-02, 23:15

pao napisał/a:
spotykałam sie z opiniami, że w żłobku dzieci więcej sie naucza niż w domu...

ostatnio siostra mi mówiła, że ma znajomego, który powiedział, że nawet jak będzie 10 000 zarabiał to i tak dziecko do żłobka pośle, bo tam się ono rozwinie - podobno taka moda do pewnych kręgów wkroczyła

Humbak - 2007-10-02, 23:24

Martuś napisał/a:
miałam oczywiście na myśli społeczność forum
myslę że w wielu przypadkach ograniczenie się do tego rozumienia 'społeczności' pomogłoby wiele razy uniknąć nieporozumień a też i zbytecznych ogólników wszystkim znanych... coby jałowych sporów nie wprowadzać...
majaja napisał/a:
Co Ty nie powiesz.
majai też odebrałam ironicznie, niemniej jednak nie do końca zgadzam się z aniąD że
Ania D. napisał/a:
Pracująca zawodowo matka ma wiele obowiązków i nie jest w stanie dać tyle z siebie, ile mogłaby będąc w domu.
Ja teraz pracuję i nie mam tyle czasu dla kubusia co miałam dla natalii :( ale znam też matki które wiecznie piorą, sprzątają, gotują itd bo skoro są w domu to musi być ok a dziecko najczęściej biega po podwórku i większość czasu >choć nie cały< wychowuje się samo... i to wcale nie w patologicznych rodzinach ale porządnych...
pao - 2007-10-02, 23:46

Cytat:
ostatnio siostra mi mówiła, że ma znajomego, który powiedział, że nawet jak będzie 10 000 zarabiał to i tak dziecko do żłobka pośle, bo tam się ono rozwinie - podobno taka moda do pewnych kręgów wkroczyła
od razu przypomina mi się doświadczenie sprzed lat. chciano sprawdzić czy doskonała opieka wystarczy i noworodki podzielono na dwie grupy:
jedna grupa była pod opieką mam, nikt im nie pomagał i zdane były same na siebie i swoją intuicję
druga grupa miała idealne warunki, ciepło kąpiele karmienie i wszystko, tylko, ze nie miały przytulania itp.

doświadczenia nie dokończono, bo po krótkim czasie maleństwa z drugiej grupy zaczęły słabnąc iż ich życie było zagrożone. eksperyment przerwano...

kurcze, maluchom ( do przecież 2 latek to tez jeszcze maluch) nic nie zastąpi ciepła od rodziców (chciałam napisać "mam" ale w porę przypomniałam sobie, że tatusiowie tez istnieją ;) ) nawet najlepsze warunki, doskonałe jedzenie i wszystko.

Lily - 2007-10-02, 23:50

Był nawet taki eksperyment (może chodzi o ten sam) ze jednym sterylnym żłobkiem, gdzie dzieci nie dotykano, wszystko było zdezynfekowane itp., ale dzieci chorowały. Drugi żłobek, z ponoć murzyńskimi nianiami (takie określenie jest poprawne politycznie czy już nie?), niespecjalnie higieniczny, ale za to te niańki dzieci nosiły na rękach, przytulały itp. - dzieci były znacznie zdrowsze, mimo braku sterylności. Dziecko pozbawione ciepła traci odporność...
- 2007-10-03, 00:12

Martuś napisał/a:
To jest chyba dla wszystkich oczywiste, chciałam tylko zwrócić uwagę, że nie zawsze jest to możliwe
Martuś, ja myślę, że dla każdego z nas tutaj jest to jasne, nie rozmawiamy o sytuacji, gdy nie ma wyjścia. Jak mus to mus, ale jak się da pokombinować to ja jestem za drugą opcją
bodi - 2007-10-03, 01:20

hm i tak wydaje mi się że tu na forum jesteśmy baaardzo niereprezentatywną grupą dla ogólu polskiego społeczeństwa. Swego czasu podczytywałam inne forum na którym większość piszących to były mamy okołoroczniaków wzajemnie dopingujące się do powrotu do pracy i zostawienia dziecka z opiekunką tekstami w rodzaju "No ale pomyśl, ile fajnych zabawek bedziesz mu za to mogła kupić!". Autentyczne.
majaja - 2007-10-03, 08:52

Ja po prostu uważam, że kazde takie rozwiązanie ma swoje minusy.
Mama siedzi w domu - tata zarabia na dom: Bardzo często wyglada to w ten sposób, że tata z dzieckiem to jest w weekendy i dobrze jak choć wtedy ma dla niego czas i siły. Efekt tego taki, że w życiu swojego dziecka praktycznie nie istnieje, dla ich relacji, tata jako wzór osobwy, jego miłość zostaje to bezpowrotnie stracone. Nie znam żadnej rodziny, gdzie w osiem godzin pracy tata jest w stanie zarobić tyle, żeby utrzymac dom i mieć potem cały czas dla dziecka.
Denerwuje mnie niezrouzumienie i gdzieś między wierszami wyczuwalna pogarda dla kobiet, które mają ambicje zawodowe i nie chcą ich składać na ołtarzu macierzyństwa. Nie każda kobieta potrafi czerpać maksymium satysfakcji z zajmowania sie domem i dzieckiem, jest duża grupa takich, które są wtedy sfrustrowane i nieszczęśliwe.
Ja mam czas dla Mirona, kosztem czystej podłogi i pozbieranych ciuchów, tyle że siedząc w domu mieszkanie nie wygladałoby lepiej, bo nienawidzę sprzątać, potrzebuję wyjść do ludzi i pracować, na moim siedzeniu w domu najgorzej wyszedłby Miron. Nie jestem jakimś ideałem, który jest w stanie nauczyć swoje dziecko wszystkich niezbędnych umiejętności społecznych, bo sama wielu z nich nie posiadam.
Zrozumcie, że współczesne żłobki i przedszkola niczym nie przypominają zimnych przechowalni z lat naszych dziecinnych. Panie są ciociami i może nie kochają obcych dzieci, ale często je po prostu lubią i szanują, i zapewniam Was, że przytulaja dzieci, bo widziałam.
Owszem fantastycznie by było gdybym mogła pracować mniej, na pół etatu albo brać część roboty do domu, ale niestety jak się w wieku lat 31 dochodzi do tego co w zyciu chciałoby się robic i osiągnąć to trzeba pracować więcej i nadrabiać, a dziecko w większym stopniu wychowuje tata, co obojgu wychodzi na zdrowie.

pao - 2007-10-03, 09:33

majaja ale wiele zależy od pracy. ja na pracę typu"nie ma męża cały dzień" po prostu się nie zgodziłam... podobnie jak na długie rejsy... efekt taki że ma system idealny dla nas: dwa tygodnie jest w domu i 2 tygodnie w morzu, zatem może spędzać i spędza czas z rodziną. a o dłuższych rejsach pomyślimy jak ula będzie starsza :)

efekt taki że bartek zarabia podstawę naszych dochodów zaś moje zlecenia to uzupełniają :)
dzieci zadowolone, my zadowoleni, jeno czasem się marzy by tych finansów było trochę więcej (lub niech chociaż dolar podskoczy do przyzwoitej wysokości ;) )

rosa - 2007-10-03, 09:40

majaja napisał/a:
Nie każda kobieta potrafi czerpać maksymium satysfakcji z zajmowania sie domem i dzieckiem, jest duża grupa takich, które są wtedy sfrustrowane i nieszczęśliwe.


majaja zgadzam się z Tobą,
tak wyglądało moje życie

pao - 2007-10-03, 09:43

cóż daleko nie muszę szukać... mnie daleko do kury domowej... jeśli już to kura wędrowna odmiana imprezowa ;)

generalnie pamiętam moją radość na pierwsze mimowe zlecenie po pierwszej ciąży... ale się cieszyłam że idę do pracy :D

Martuś - 2007-10-03, 09:58

Cytat:
Martuś, ja myślę, że dla każdego z nas tutaj jest to jasne, nie rozmawiamy o sytuacji, gdy nie ma wyjścia.

Kiedy postuluje się powszechną likwidację żłobków to włącza się pod rozwagę, a przynajmniej powinno, również sytuacje, gdy nie ma wyjścia.
ań napisał/a:
Jak mus to mus, ale jak się da pokombinować to ja jestem za drugą opcją

Ja też jak najbardziej, aczkolwiek wcale nie wiem, jak będę się na to zapatrywać np. za dwa lata i jaka będzie moja sytuacja życiowa, tym bardziej nie mam ochoty wypowiadać w tej sprawie żadnych kategorycznych sądów. Nie sądzę w tym momencie zresztą, żeby przy problemie, o jakim pisze majaja, lepszą opcją była sfrustrowana, nieszczęśliwa albo w najgorszym wypadku popadająca w depresję matka, ale niosąca swój krzyż i siedząca z dzieckiem w domu, niż matka, która na parę godzin wychodzi zostawiając dziecko z zaufaną osobą i kiedy wraca, jest w stanie z radością i oddaniem poświęcić się dziecku. Są po prostu różni ludzie o bardzo różnych konstrukcjach psychicznych i potrzebach, i bardzo różne sytuacje życiowe, i każdy z osobna jest w stanie (a i tak nie zawsze) stwierdzić, co jest najlepsze tylko i wyłącznie dla niego i jego dziecka, a nie dla ogółu matek i dzieci. Dlatego jestem daleka od patrzenia z góry na matki decydujące się na powrót do pracy przed 3. rokiem życia dziecka, ani wywyższaniem na piedestał matek polek, które decydują sie zrezygnować z siebie i całkowicie oddać dziecku przez te pierwsze lata (w najlepszej sytuacji są osoby, które mogą zastosować rozwiązania pośrednie - ale mało kto ma wolny zawód pozwalający na pracę od czasu do czasu, jak również mało kto ma tyle pieniędzy, żeby je wygospodarować na rozwijanie własnego hobby będąc z dzieckiem w domu), tym bardziej, że znam wspaniałe pracujące matki i takie, które są naprawdę wyrodne mimo siedzenia z dzieckiem w domu.

adriane - 2007-10-03, 10:02

majaja napisał/a:
Ania D. napisał/a:
Pracująca zawodowo matka ma wiele obowiązków i nie jest w stanie dać tyle z siebie, ile mogłaby będąc w domu.

Co Ty nie powiesz. Rozumiem, że przetestowałaś oba rozwiązania i sprawdziłaś, że pracując zawodowo dajesz dziecku mniej miłości. Nadal jednak to pozostaje Twoje jednostkowe doświadczenie.


Majaja to są fakty a nie doświadczenie jednostkowe: malutkie dziecko potrzebuje matki, jak najwiecej kontaktu z nią, a nie żłobka, chocby najlepszego. Tam jest tylko jednym z wielu maluchów, a do ok. trzech lat dziecku potrzebna jest przede wszystkim jedna osoba stale się nim zajmująca, pokazująca mu świat, najlepiej jakby to była mama. Stwierdzono naukowo, to daje dziecku najlepszy start na dalsze życie, a nie żłobek, opiekunka etc.. Ja rozumiem, że niekiedy są sytuacje, że ten żłobek jest konieczny, ale nie rozumiem czemu się tak wkurzasz na Anię i to tak brzydko :-> Aż mi sie nie miło zrobiło, brrr...

[ Dodano: 2007-10-03, 10:12 ]
Martuś napisał/a:
Nie sądzę w tym momencie zresztą, żeby przy problemie, o jakim pisze majaja, lepszą opcją była sfrustrowana, nieszczęśliwa albo w najgorszym wypadku popadająca w depresję matka, ale niosąca swój krzyż i siedząca z dzieckiem w domu, niż matka, która na parę godzin wychodzi zostawiając dziecko z zaufaną osobą i kiedy wraca, jest w stanie z radością i oddaniem poświęcić się dziecku.


No być może, że tak bywa, że dla niektórych dzieci lepiej bedzie jak przebywają np. z opiekunką jak dla matki to taki problem, aby moc się poświęcić mocno dziecku na początku jego życia. Każda matka czy to pracująca czy nie powinna mieć mieć jakąś odskocznię od dziecka, np. jakieś wyjście popołudniowe, aerobik czy coś. Cierpiętnictwo matki na pewno szkodzi dziecku, trzeba szukać miejsca gdzie mama się może zregenerować po całym dniu z dzieckiem.
Ale co innego parę godzin dziennie(3-4), a co innego jak matka znika na prawie cały dzień, to na pewno nie jest dobre dla dziecka.

kasienka - 2007-10-03, 10:23

Zdajecie się jednego nie zauważać...Ze zaprowadzanie(nie napiszę celowo"oddanie", bo to nie jest żadne oddanie!) dziecka do żłobka, czy przedszkola nie oznacza pozbawienia go rodzicielskiej miłości i ciepła! Moim zdaniem takie gadanie doprowadza do tego, że potem mamy, które muszą lub chcą skorzystać z tego rodzaju opieki mają wieczne wyrzuty sumienia i czują się gorszymi matkami, bo przecież przez pierwsze trzy lata powinny non stop siedzieć z dzieckiem...To, że dziecko spędza kilka godzin pod opieką kogoś innego niż matka nie oznacza, w przez resztę godzin w ciągu doby ta matka nie okaże mu mnóstwa miłości i czułości i nie zaspokoi jego potrzeb w tym względzie, oraz że wyrzeka się obowiązku wychowania na rzecz jakiś obcych ludzi...Sorry, ale skorzystanie ze żłobka to nie jest oddanie swojego maleństwa do domu dziecka!

Warto też zauważyć, że nie wszystkie mamy nadają się do siedzenia przez trzy lata w domu, są i takie, które już po roku pogrążają się we frustracji, codzienna rutyna je przybija, a jak do tego dochodza jeszcze kłopoty materialne to już w ogóle ciężko...Czy ich dziecko korzysta na tym, że własna niezadowolona mama siedzi z nim w domu, czy może skorzystałoby bardziej, gdyby ta mama poszła do pracy, realizowała się, odetchnęła, a po powrocie do domu miała czas tylko dla niego i nie emanowała złą energią tylko dobra?

Martuś - 2007-10-03, 10:36

Kasia, o to mniej więcej mi chodziło..
adriane - 2007-10-03, 10:36

kasienka napisał/a:
To, że dziecko spędza kilka godzin pod opieką kogoś innego niż matka nie oznacza, w przez resztę godzin w ciągu doby ta matka nie okaże mu mnóstwa miłości i czułości i nie zaspokoi jego potrzeb w tym względzie, oraz że wyrzeka się obowiązku wychowania na rzecz jakiś obcych ludzi...


Kasia, ale co to jest kilka godzin? Ja rozumiem 3-4-nawet 5 godzin dziennie jak nie ma mamy, to dziecko się też może dobrze bawić z babcią , opiekunką, panią ze żlobka, na pewno bedzie dobrze zaopiekowane itd. Ale jeśli matka pracuje na cały etat, plus dojazdy to nie ma jej 10 godzin dziennie, to teraz ja powiem sorry, ale kto tak naprawde wychowuje to dziecko, matka? Ile czasu jej zostanie na zajmowanie się niemowlaczkiem czy choćby 2-latkiem, który pójdzie dajmy na to o 21 spac?
Gdzie tu mówić o zaspokojeniu potrzeb kontaktu z matką jak ona w domu po pracy ma jeszcze inne zajęcia np. domowe?
Psychologowie mówią, że taki maluszek koniecznie powinien mieć jedną osobę stałą do opieki, z ktorą się czuje najbezpieczniej, z ktorą bedzie przebywał większość dnia. Są takie sytuacje, że opiekunka staje się taką osobą. Żłobek, opiekunka, to niekiedy konieczność i ja to rozumiem, ze się czasem nie da być z dzieckiem w domu, z różych przyczyn. Ale fakty są faktami, że najlepiej dziecku z zaangażowaną mamą i nie poradzę, ze mamy tak świat urzadzony, ze niekiedy tak się nie da i mamy maja wyrzuty sumienia, ze nie mogą być ze swoim dzieckiem. Jeśli moga , a nie chą, to już ich wybór, ich ocena, co dla nich ważniejsze.

Ania D. - 2007-10-03, 10:39

Czy jak mówię, że nie powinno się jeść mięsa, to wyczuwa się w tym między wierszami pogardę dla tych, co je jedzą? Pewne sformułowania mogą dać do myślenia i o to chodzi. Nie warto się doszukiwać w sformułowaniach tego, czego tam nie ma. A wiedza o tym, jak ważny jest pierwszy okres życia malucha może być ogromnym bodźcem do tego, by zrobić wszystko, co się da dla dziecka. Ja nie twierdzę, że bycie w domu to sama radość, ale też nie zgadzam się z twierdzeniami kolorowych gazet, że można mieć wszystko na raz (np. kilkumiesięczne dziecko, praca, awans etc). Warto uczyć dzieci, by każdy czas potrafiły maksymalnie wykorzystać, okres szkoły na czytanie, rozmowy, wyjazdy, na wszechstronny rozwój. A okres urodzenia dziecka wymaga trochę poświęcenia i nie jest to jakiś nakaz, ale coś, czego dziecko po prostu porzebuje. Nie trwa to wiecznie i nikt nie mówi, że trzeba siedzieć w domu do okresu szkoły. A miłości matki lub innej bliskiej osoby przynajmniej w pierwszym roku życia nie zastąpi żaden żłobek.
Humbak - 2007-10-03, 12:52

Ania D. napisał/a:
A okres urodzenia dziecka wymaga trochę poświęcenia i nie jest to jakiś nakaz, ale coś, czego dziecko po prostu porzebuje.
taka teoria... w praktyce u nas tatusia w domu nie było... nawet soboty i niedziele... przemek zycie by za natalke oddał a jej ciagle z trrudem przychodzi jego akceptacja choc od dwoi sie i troi... :-/
pao napisał/a:
ja na pracę typu"nie ma męża cały dzień" po prostu się nie zgodziłam...
to fajnie ze mogłaś my nie mielismy wyjscia... tak naprawde czesto rodzaj zawody predysponuje do mozliwosci lub braku dokonywania takich wyborów... u nas przed kubusiem taty w domu było więcej teraz znów malutko bo ja nie wyrabiam... :-(

teorie co do rozwoju teoriami, ale mama to nie tylko ramiona do tulenia to takze charakter przy którym i w którym żyje i dorasta maleństwo... warto o tym pamiętać. to jaka jest mama kształtuje maleństwo, jeśli mama nie jest kura domowa skrzywdzi dzieciątko bo bedzie chciała je oszukać a dzieci doskonale wiedza kiedy sa przytulani pełnią radości a kiedy obowiązkiem z miłości... teorie są po to by pomagać, by zdawać sobie sprawę z pewnych 'faktów' jak to mówi adriane, a nie po to by zmuszać wszystkich do takich samych szufladek w imię dobrych teoretycznie dywagacji...

ale wnioskujac po reakcji na post AniD mam wrażenie, majaja, że czasem czujesz wyrzuty sumienia... bo i dla mnie było ciut ostro ;-)

pao - 2007-10-03, 13:14

Cytat:
to fajnie ze mogłaś my nie mielismy wyjscia...

cóż wyboru nie mieliśmy... na początku żyliśmy tylko z wychowawczego itp a 700 miesięcznie na 3-osobową rodzinę to grosze... ale uparliśmy się ze prom i koniec. trzeba było poczekać kilka miesięcy i jednak się udało :) choć czas do tego momentu był trudny i to bardzo... wtedy moje zlecenia ratowały nam skórę...

Cytat:
le mama to nie tylko ramiona do tulenia to takze charakter przy którym i w którym żyje i dorasta maleństwo...

no i tu pies pogrzebany, bowiem obie strony dyskusji mają sporo racji... są mamy co to nie czują się mamami i im ciężko jest sie odnaleźć w tej pięknej roli. w takim układzie to tatę wysłać na macierzyńskie (jeśli jest bardziej przytulny i rodzinny) a mama dalej niech karierę robi ;) albo znaleźć taka nianię co ma dużo ciepła w sobie.

tylko wtedy trzeba sie przygotować na to, ze dziecko nie będzie "po naszemu" wychowane. ale w żłobku też "po naszemu" wychowane nie będzie.

ostatnio u moich znajomych ciekawe rzeczy można zaobserwować. oboje pracujący (z mojego punktu widzenia wcale nie było konieczności) wiec dzieckiem opiekowała sie babcia. babcia ma swoje za uszami, ale pewnym jest ze wnuka kocha i rozpieszcza. teraz chwilowo mieszkają razem (przejściowo, bo sie budują czy remontują) i w domu są awantury... mama jest zazdrosna, bo dziecko idzie do babci na rączki, bo rano idzie do sypialni dziadków a nie rodziców itp. w domu awantury, dziecko nie wie co sie dzieje a sprawa prosta:
jak idzie do rodziców to musi siedzieć cicho i cicho sie bawić by ich nie obudzić
jak idzie do dziadków to od razu dziadkowie przytulą i pobawią się z nim...

zatem decydując sie by ktoś inny dziecko nam wychowywał trzeba sie pogodzić z faktem, że z kimś innym mogą być bardzo silnie związani emocjonalnie. to nie umniejsza miłości rodzica, ale jest trudnym wyzwaniem dla jego ego.

a odnośnie zajmowania dzieckiem po powrocie z pracy:
jest stereotypowy obraz zmęczonych rodziców, którzy zamiast pobawić sie z dzieckiem włączają tv bo potrzebują odreagować... czas mija, dziecko idzie spać i tak naprawdę dziecko nie ma rodziców nawet przez te kilka minut... co prawda są rodzice, którzy tak działają nawet gdy dziecko jest z nimi 24h/dobę, ale to inna sprawa (choć pokrewna).

osoba która pracuje i nie ma jej cały dzień będzie miała trudność z utworzeniem silnej i mocnej więzi, choć jest to oczywiście możliwe, ale wtedy to praca na 2 etaty... bo po pracy nie ma czasu na zmęczenie, jest czas dla dziecka... niestety z obserwacji widzę, ze mało kto to potrafi...

Ewa - 2007-10-03, 13:55

Kiedyś jedna pani psycholog powiedziała mi, że oddanie we wczesnym dzieciństwie dziecka do żłobka, jest w podświadomości dziecka odbierane jako odrzucenie. Będzie to "siedzieć" w jego podświadomości i niestety będzie rzutowało na całe jego życie. Dlatego ja pomimo ciężkiej sytuacji staram się za wszelką cenę być z dziećmi w domu.
Prawda jest jednak taka, że jeżeli matka ma się czuć źle siedząc w domu z dzieckiem, będzie z tym nieszczęśliwa, to w jakiś sposób wyładuje się na dziecku i będzie jeszcze gorzej dla niego. Trzeba więc znać siebie i zastanowić się czym wyrządzi się większą szkodę dziecku - oddaniem do żłobka czy zostaniem z nim na siłę w domu, bo "tak trzeba".

Ania D. - 2007-10-03, 14:37

Dla mnie okres pobytu w domu też nie był łatwy, bo czułam się odizolowana. Rozwiązaliśmy to tak, że każdy weekend spędzaliśmy poza domem (lub do nas ktoś przychodził) i w tygodniu kogoś gościliśmy. Do tego mogłam realizować swoje hobby i dzięki temu czas spędzony z małym dzieckiem był dla mnie lepszy, nie powodował frustracji. Po prostu priorytetemjest dla mnie pierwszy okres życia dziecka i chcę go spędzić w domu, choć nie było to coś, co chciałabym robić. A teraz, jak widzę, że w domu mogę się niesamowicie realizować i rozwijać swoje pasje, to nawet wolałabym nie wracać kiedyś do pracy, choć bardzo ją lubiłam.
alcia - 2007-10-03, 15:56

Cytat:
chcę go spędzić w domu, choć nie było to coś, co chciałabym robić. A teraz, jak widzę, że w domu mogę się niesamowicie realizować i rozwijać swoje pasje, to nawet wolałabym nie wracać kiedyś do pracy, choć bardzo ją lubiłam.

Dokłądnie jak u mnie :)
Wiele się poprzestawiało w mojej głowie od czasu, gdy nie miałam jeszcze dzieci. I to "siedzenie w domu" nie jest w rzeczywistości siedzeniem w domu. Robię różne ciekawe rzeczy, wychodzę czasem ze znajomymi, wyjeżdżamy dosyć często, spędzam sporo czasu na dziełce, do tego trochę "zaocznie" pracuję i mogę być ze swoimi dziećmi :-D

Capricorn - 2007-10-03, 16:32

A co do pracujących matek:

Podziwiam rodziny, które decydują się na utrzymywanie się wyłącznie z dochodów jednej osoby. Ja widzę zdecydowanie więcej argumentów przeciw niż za, chociażby:
- całkowita utrata płynności / stabilności finansowej w sytuacji, gdy zarabiający straci pracę, przewlekle się rozchoruje, odłączy się od rodziny lub przejdzie do innego wymiaru,
- finansowa zależność osoby niepracującej od osoby pracującej (to moje osobiste skrzywienie, nie dałabym rady będąc od kogokolwiek zależną)
- ograniczone możliwości samorealizacji osoby niepracującej.

Nie zawsze jest tak, że pracująca matka znika z domu na 10 godzin, jak to wynika z wyliczeń Ady. można pracować w domu, lub na niepełen etat, lub też w takim zawodzie, w którym pełen etat to 18 godzin. 45-minutowych. :D Pomimo tego, że zawsze wracałam do pracy tuż po urlopie macierzyńskim i pracowałam na pełen etat, byłam w domu na każde karmienie. Nie czuję się gorszą matką dlatego, że wzięłam na siebie część odpowiedzialności za status materialny naszej rodziny. Poza tym, moja praca sprawia mi ogromną satysfakcję. Mam talent, którym się dzielę, i dobrze mi z tym. Przypuszczam, e jako osoba niepracująca, an utrzymaniu męża, szybko dostalabym na głowę, jak sprytnie uczyniła moja matka.

adriane - 2007-10-03, 16:37

Capricorn napisał/a:
Nie zawsze jest tak, że pracująca matka znika z domu na 10 godzin, jak to wynika z wyliczeń Ady.


Ja nie napisałam, że zawsze tak jest ;) Praca np. nauczyciela z dochodzeniem do domu na karmienia, to całkiem inna para kaloszy...

Capricorn - 2007-10-03, 16:46

adriane napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Nie zawsze jest tak, że pracująca matka znika z domu na 10 godzin, jak to wynika z wyliczeń Ady.


Ja nie napisałam, że zawsze tak jest ;) Praca np. nauczyciela z dochodzeniem do domu na karmienia, to całkiem inna para kaloszy...


Bo nauczyciel to zawód bardzo przyjazny dla matek. Choć niełatwy. Ale satysfakcjonujący.

taniulka - 2007-10-03, 16:48

Co do sytuacji matek. Mimo,że jest nam niełatwo zdecydowaliśmy się, na moje "bycie" z Nadią. Mam swoje lepsze i gorsze dni, ale nie wyobrażam sobie by było inaczej. Obecnie uczę się, raz w tygodniu pracuję z rana od 6 do 9 rano a teraz już zaczęła dostawać moje pierwsze poważne zlecenia na ekspertyzy feng-shui z czego sie bardzo cieszę. Nadia jest teraz mała i jak to mówią nasi bracia " To se ne wróti" i dlatego mimo, iż będąc w ciąży nie posądzałabym siebie o to jestem zadowolona z tego jak jest teraz.
pao - 2007-10-03, 18:31

Cytat:
Podziwiam rodziny, które decydują się na utrzymywanie się wyłącznie z dochodów jednej osoby. Ja widzę zdecydowanie więcej argumentów przeciw niż za, chociażby:
- całkowita utrata płynności / stabilności finansowej w sytuacji, gdy zarabiający straci pracę, przewlekle się rozchoruje, odłączy się od rodziny lub przejdzie do innego wymiaru,
- finansowa zależność osoby niepracującej od osoby pracującej (to moje osobiste skrzywienie, nie dałabym rady będąc od kogokolwiek zależną)
- ograniczone możliwości samorealizacji osoby niepracującej.


pierwszy argument może być poważny jeśli osoba zostająca w domu w całości poświęca sie domowi i nic w życiu innego nie robiła. pamiętajmy że osoba zostająca z dzieckiem w domu nie musi być ubezwłasnowolniona.

drugi argument to kwestia właśnie skrzywienia. sama je miałam ;) mój mąż też ;) nie jestem od męża zależna mimo, że to on pracuje. (no ja teoretycznie też ;) )

a trzeci to według mnie nie argument... nic nie jest w stanie ograniczyć nam samorealizacji chyba ze sami ją sobie ograniczymy. nie sądzę by samorealizacja zależna była od dziecka. ona zależna jest tylko od osoby samorealizującej sie lub nie...

Capricorn - 2007-10-03, 18:41

pao napisał/a:
Cytat:
Podziwiam rodziny, które decydują się na utrzymywanie się wyłącznie z dochodów jednej osoby. Ja widzę zdecydowanie więcej argumentów przeciw niż za, chociażby:
- całkowita utrata płynności / stabilności finansowej w sytuacji, gdy zarabiający straci pracę, przewlekle się rozchoruje, odłączy się od rodziny lub przejdzie do innego wymiaru,
- finansowa zależność osoby niepracującej od osoby pracującej (to moje osobiste skrzywienie, nie dałabym rady będąc od kogokolwiek zależną)
- ograniczone możliwości samorealizacji osoby niepracującej.


pierwszy argument może być poważny jeśli osoba zostająca w domu w całości poświęca sie domowi i nic w życiu innego nie robiła. pamiętajmy że osoba zostająca z dzieckiem w domu nie musi być ubezwłasnowolniona.

drugi argument to kwestia właśnie skrzywienia. sama je miałam ;) mój mąż też ;) nie jestem od męża zależna mimo, że to on pracuje. (no ja teoretycznie też ;) )

a trzeci to według mnie nie argument... nic nie jest w stanie ograniczyć nam samorealizacji chyba ze sami ją sobie ograniczymy. nie sądzę by samorealizacja zależna była od dziecka. ona zależna jest tylko od osoby samorealizującej sie lub nie...


jak zawsze, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ania D. - 2007-10-03, 18:53

Dla mnie nie jest problemem to, że mąż na nas zarabia. Nie czuję się z tym źle i nie przeszkadza mi to. Był czas, że mąż nie miał pracy i była tylko moja pensja. Normalnie przyjmuję to, że jedna osoba zarabia na dom, a druga ten dom jakoś prowadzi. I jedna i druga mają więc duży wkład w to, co jest ważne i trudno tu ustalać coś istotnego i mniej istotnego.
Nie wiążę zupełnie samorealizacji tylko z pracą zawodową, byłoby to dla mnie bardzo ubogie. Praca to jedno, a moje pasje to drugie. To, ze jestem w domu pozwala mi się w większym stopniu realizować niż gdybym chodziła do pracy, mimo tego, iż mogłam się tam w dużym stopni rozwijać.

Capricorn - 2007-10-03, 19:41

Ania D. napisał/a:
Dla mnie nie jest problemem to, że mąż na nas zarabia. Nie czuję się z tym źle i nie przeszkadza mi to. Był czas, że mąż nie miał pracy i była tylko moja pensja. Normalnie przyjmuję to, że jedna osoba zarabia na dom, a druga ten dom jakoś prowadzi. I jedna i druga mają więc duży wkład w to, co jest ważne i trudno tu ustalać coś istotnego i mniej istotnego.


No tak, tylko ja pisałam o takiej sytuacji, że pracuje tylko mąż, albo tylko ja, i ten jedyny pracujący nagle i niespodziewanie zostaje bez pracy. I wtedy jesteśmy "ugotowani", z trójką dzieci i kredytem hipotecznym do spłaty (juz pomijam, że w ogóle nie dostalibyśmy kredytu hipotecznego, gdyby nasza duża rodzina utrzymywała się z jednego źródła). Akurat my mamy pełną świadomość, że nawet w potężnym kryzysie zostalibyśmy bez najmniejszego wsparcia emocjonalnego czy finansowego ze strony osób teoretycznie bliskich, i to ma również duże znaczenie.

Cytat:
Nie wiążę zupełnie samorealizacji tylko z pracą zawodową, byłoby to dla mnie bardzo ubogie. Praca to jedno, a moje pasje to drugie. To, ze jestem w domu pozwala mi się w większym stopniu realizować niż gdybym chodziła do pracy, mimo tego, iż mogłam się tam w dużym stopni rozwijać.


No tak, ale przecież są takie sytuacje, gdzie można jedną z życiowych pasji połączyć z zarabianiem pieniędzy. I nic w tym złego.

Nazwijcie mnie materialistką, ale wolę mieć za dużo pieniędzy niż za mało. Moja postawa życiowa jest w ogromnej mierze ukształtowana przez moje nieciekawe doświadczenia z dawnych czasów. Co nie znaczy, że promuje moją postawę jako najbardziej idealną. To wyłącznie moje prywatne odczucia i opinie, nic więcej.

biechna - 2007-10-03, 20:15

...
alcia - 2007-10-03, 21:44

biechna napisał/a:
Ania D. napisał/a:
Dla mnie nie jest problemem to, że mąż na nas zarabia. Nie czuję się z tym źle i nie przeszkadza mi to.


No cóż, wielu by przeszkadzało... Ja np. nie zniosłabym

Też tak kiedyś myślałam, ale ten etap dawno za mną. Teraz moje dawne pragnienie robienia kariery, zarabiania sporej kasy (najlepiej większej niż mój mąż ;-) ), udowadniania innym, że dorównuję facetom w tym co robię (kształciłam się w bardziej męskim zawodzie) i nie będę jak inne kobity latać co chwilę na L4, bo dziecko zakaszlało... jest dla mnie po prostu KOMICZNE!! :lol:
I dziwię się nieustannie, że mnie ciągnęło do takiego życia. Nie kumam tego zupełnie... przecież żyjemy po to, by być razem, byśmy byli szczęśliwi, robili wiele ciekawych rzeczy, miło spędzali czas, cieszyli się sobą.. A praca, to środek konieczny do tego, by móc to osiągnąć. Nic więcej. Taki przymus, bo w takim świecie żyjemy, że bez tego ani rusz (niestety), a jeść cos trzeba. Więc ktoś w rodzinie musi pracować... ale jak najmniej osób.. i jak najmniej czasu... Bo najważniejsze, to być RAZEM.. i nic nie ma dla mnie takiego znaczenia!
Tak to teraz widzę :) (i nikomu nic nie narzucam, nikogo nie obrażam, nikogo nie osądzam, nikomu nic nie sugeruję, nikogo nie krytykuję.... przed wszystkim się zabezpieczyłam ? ;) )

YolaW - 2007-10-03, 22:05

biechna napisał/a:
zatem potrzeba dziecka jest zaspokojona - jeden stały opiekun daje poczucie bezpieczeństwa. Dzieci jednak wbrew wszystkiemu nie zapominają, kto jest ich matką i ojcem.

Byłam przez rok au-pair w brytyjskiej rodzinie i ja przebywałam z Emily od 8-17 a matka tylko 2 godziny dziennie. Bardzo się do tej dziewczynki przywiązałam, a ona do mnie i myślę, że czuła się ze mną bezpiecznie. Zawsze jednak wiedziała, kto jest jej mamą i kiedy upadła itp., a byłyśmy w pokoju czy w domu obie zawsze szła do mamy po pocieszenie. Do mnie kiedy byłam z nią sama. Teraz ma już 4 lata i bardzo dobry kontakt z mamą :)
Ja też uważam, że różne rozwiązania są najlepsze dla różnych rodzin i każde wg. mnie jest dobre jeśli ta rodzina sie w tym odnajduje i matka jest szczęśliwa (czy to w domu czy w pracy). Nie ma idealnych rozwiązań i każdy musi znaleźć ten zloty środek.

Mala_Mi - 2007-10-03, 22:05

Ja "siedzę w domu" już od blisko 4 lat i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Uważam (tak samo jak już pisały m.in. AniaD., adriane, Ewa), że dziecko do 3 lat potrzebuje nade wszystko opieki rodziców. Wierzę, że wtedy kształtuje się jego postawa wobec całego życia. W tym okresie dostaje swego rodzaju bagaż, który poniesie w świat i od tego, czy dostanie wtedy wystarczająco dużo miłości i czy będzie miało zapewnione poczucie bezpieczeństwa, zależy naprawdę bardzo dużo.
ań napisał/a:
Jak mus to mus, ale jak się da pokombinować to ja jestem za drugą opcją
też jestem za kombinowaniem ;-)
Ania D. napisał/a:
A okres urodzenia dziecka wymaga trochę poświęcenia i nie jest to jakiś nakaz, ale coś, czego dziecko po prostu porzebuje. Nie trwa to wiecznie i nikt nie mówi, że trzeba siedzieć w domu do okresu szkoły. A miłości matki lub innej bliskiej osoby przynajmniej w pierwszym roku życia nie zastąpi żaden żłobek.
Dla mnie bycie w domu z dzieckiem i towarzyszenie mu w rozwoju to również kwestia odpowiedzialności za własne decyzje i dojrzałości do tego, by spokojnie przyjmować to, co przynosi sytuacja.
Rozumiem, że czasem sytuacja wymaga od matki podjęcia pracy, ale znam też sporo rodzin, w których ta konienieczność wcale nie była taka oczywista.

Ania D. - 2007-10-04, 08:25

Autorka artykułu użyła słowa zlikwidować, bo ono daje najwięcej do myslenia. Nie chodzi o dosłowność, ale o uświadomienie sobie, że żłobek to nie jest dobre wyjście. Ja też, jak Mała_Mi, jestem za kombinowaniem, by zrobić wszystko, by zostać na początku z maluchem w domu. I nie ma to nic wspólnego z cierpieniem i poświęcaniem się, o którym piszą kolorowe gazety, dla których idealna kobieta to taka, która się realizuje w pracy, bo tylko wtedy może być zadowolona. Jeśli do czegokolwiek, co robimy w życiu, podchodzimy w ten sposób, to nie wpływa dobrze na człowieka. Pewne rzeczy w życiu są do zrobienia i już.
biechna - 2007-10-04, 09:43

...
DagaM - 2007-10-04, 10:09

Dziewczyny, nie ma co się kłócić, czy dyskutować. Po prostu każdy musi znaleźć swoją drogę, sam musi podjąć decyzje co do do tego jak długo chce/ może byc z dzieckiem w domu.
Ja np. ostatnio spotkałam koleżankę, która po urodzeniu dziecka, zażyczyła sobie zastrzyk na zatrzymanie laktację. Nie powiem, byłam w szoku, jednak jak juz ochłonęłam, stwierdziłam, nie moje dziecko, nie moja sprawa. Nie można wtrącać się i wchodzić na głowę drugiej osobie, tylko dlatego, że ja osobiście jestem za tym, żeby karmić piersią jak najdłużej. Mozna się nie zgdodzić z kimś, ale trzeba być tolerancyjnym.

A tu na forum, jest chyba faktycznie więcej dziewczyn, dla których priorytetem jest dziecko i kosztem pieniedzy są w stanie poświęcić te kilka lat swojej pracy zawodowej na opiekę nad dzieckiem, ale żeby zaraz wytwarzały presję ... ja tego nie odczułam. W zasadzie moge powiedzieć, że właśnie dlatego tak bardzo lubię to forum, bo znajdują się tu bardzo serdeczni ludzie, kochający dzieci, życie, otwarci na świat, a także szanujący innych i to jest właśnie to!

majaja, współczuję Ci, że nie możesz sobie pozwolić na zostanie w domu z Mironem, może przy nastepnym dzieciaczku będziecie lepiej stać finansowo.

majaja - 2007-10-04, 10:18

biechna napisał/a:
wyrządziły sobie dużą krzywdę.

Nie jestem psychologiem, ale znam kobiety, które dzieciom w ten sposób zrobiły ogromną krzywdę. To mało reprezentatywne, ale te moje koleżanki, które miały niepracujące matki same dzieci nie mają i nieplanują. Wiem, że nie zawsze tak jest, ale ja innych akurat nie znam - matki zajmujące się domem i psychicznie wiszące na dzieciach, żyjące ich życiem, ich rozwojem i ich sparwami.
Jeśli chodzi o psychologów - rozbieżnośc opinii jest tak duża, że każdy znajdzie coś dla siebie. A badania mówią, że wszystko zależy od szczegółów, i często lepiej dla dziecka jest by mama poszła do pracy ;) . Człowiek jest zwierzęciem stadnym, nigdy w historii ludzkości nie było tak, że dziećmi zajmowała się wyłącznie matka, w żadnej warstwie społecznej. Zawsze było tak, że już od urodzenia dziecko miało wokół siebie masę ludzi: babci dziadków, bony, nianie, ciocie, rodzeństwo, służbę, dzieci jaśnie państwa albo innych członków plemienia, którzy zajmowali się nim na zmianę.
Jeśli chodzi o moją drażliwość - po prostu znowu szukam pracy, i rzygam już przekonywaniem że dajemy sobie radę, że mamy to wszystko zorganizowane, że moje dziecko ma ojca (wiecie z jakim niedowierzaniem się to spotyka?). Gdybym mogła to męża wysłałabym na wychowawczy, a sama zarabiałabym na dom, ale będzie mnie na to stać może za trzy lata, jeśli uda mi się dostać i skończyć podyplomowe, a wtedy to już Mironowi na nic nie będzie potrzebne.
Nie mam poczucia, że robię dziecku krzywdę, Miron do żłobka chodzi chętnie, ma tam kolegów i koleżanki, dziś nawet na kotlety nie zaczekał tylko pędem na salę, bo Ija (nie wiem co to za imię - tak mówi Miron) już poszedł. Mam wrażenie, że współczesne dzieci rozwijają się duuużo szybciej niż my, psychicznie i emocjonalnie też.

[ Dodano: 2007-10-04, 10:29 ]
DagaM napisał/a:
majaja, współczuję Ci, że nie możesz sobie pozwolić na zostanie w domu z Mironem, może przy nastepnym dzieciaczku będziecie lepiej stać finansowo.

Mało prawdopodobne byśmy zdecydowali się na drugie dziecko. Choćby dla tego, że prędziej mój mąż zostanie w domu niż ja, a wśród pracodawców takie rozwiązanie spotyka się ze sporą nieufnością. Musiałabym długo w danej firmie pracować, by nie próbowali mnie zwolnić przy pierwszej okazji. A 700 zł to nam starczy na ratę kredytu hipotecznego i nic poza tym :)

Lily - 2007-10-04, 10:29

biechna napisał/a:
spotkałam wiele kobiet, które poświęcając wszystko dla swojej rodziny, dla dzieci i zapominając o sobie, wyrządziły sobie dużą krzywdę

może tu na forum nie ma takich osób, ale wiem, że wielu mężów ma zwyczaj wypominać żonom fakt, ze korzystają z "ich" pieniędzy i kobieta czuje się wtedy fatalnie, co prawda zazwyczaj dostaje pieniądze, ale ma poczucie, że nie może swobodnie decydować o swoich wydatkach i czuje się z tym bardzo niekomfortowo
myślę, że mimo wszystko zarabianie jest bardzo ważne dla kobiety, choćby to miała być telepraca czy jakaś inna praca na zlecenie, w tym samym czasie co "siedzenie" z dziećmi w domu...

DagaM - 2007-10-04, 10:33

majaja napisał/a:
Nie mam poczucia, że robię dziecku krzywdę, Miron do żłobka chodzi chętnie,
no i o to w tym wszystkim chodzi!!!! majaja, a spróbuj poszukac pracy z firmą randstad, podobno bardzo dobre biuro posrednictwa pracy. Stara, trzymam kciuki!! Może dorzuc do tego jeszcze wizualizację ;-)
puszczyk - 2007-10-04, 10:51

Moja mama nie miała wyboru, musiała wracać do pracy. Myślę, że żłobek i przedszkole mocno zaważyły na moim przyszłym życiu. Przez długie lata byłam odludkiem i wspomnienia z tamtych czasów są dla mnie koszmarem...

Kamil nie chodził, a Weronika nie będzie chodzić do żłobka, a do przedszola dopiero gdy tego dojrzał. Cieszę się, że życie nie zmusiło mnie do skorzystania z tej przechowalni... Gdy kiedyś przechodziłam pod żłobkiem i usłyszałam zbiorowy płacz to serce mi się kroiło... :cry:
Oprócz tego wszystko zależy od dziecka, pań... Ja się nie nadawałam...

Lily - 2007-10-04, 10:55

puszczyk napisał/a:
Oprócz tego wszystko zależy od dziecka, pań...
oj tak, u mnie w przedszkolu były 2 panie - fajna pani T., którą lubiłam i wredna pani Ula, której nienawidziłam i bałam się - zamykała dzieci za karę w szafie, straszyła mnie, że po mnie siostra nie przyjdzie, karmiła do wymiotów, nie wypuszczała do domu, póki nie zjadłam podwieczorka - mam wrażenie, że w oświacie trafiają się jakieś psychopatyczne jednostki...
DagaM - 2007-10-04, 10:56

A ja byłam chowana przez nanię, pomimo, że moja mama nie pracowała - wygodnisia, co? Trudno mi powiedziec, czy dobrze, czy źle. Chyba nie najgorzej, chociaż wygodnictwo mojej mamy zaczęłam zauważać dopiero kilka lat temu.
Lily - 2007-10-04, 11:01

DagaM napisał/a:
A ja byłam chowana przez nianię, pomimo, że moja mama nie pracowała

moja siostrzenica też ma nianie, bo siostra musiała wrócić do pracy, ale szwagier jest w domu...

DagaM - 2007-10-04, 11:15

Lily napisał/a:
ale szwagier jest w domu...
najwidoczniej nie ma głowy do tacierzyństwa ;-)
Na szczęście mój Piotrek ma i gdybym zarabiała duże pieniądze, bez obawy zostawiłabym Ninkę pod jego opieką. Po obserwacji Niny widzę, że uznaje jedynie mnie i Piotrka, u wszystkich innych na rekach, wpada w płacz (jedynie bodi przeszła egzamin pozytywnie ;-) bo Nina wytrzymała chyba z 10 minut :mryellow: ), więc w zasadzie nie wyobrażam sobie powierzenia Niny komuś z rodziny, czy obcemu. A tak w ogóle bardzo spełniam się będąc z Niną w domu, pomimo że wcześniej prowadziłam bardzo aktywny tryb życia.

Lily - 2007-10-04, 12:31

DagaM napisał/a:
najwidoczniej nie ma głowy do tacierzyństwa ;-)
taaa - sam jest dzieckiem jeszcze ;)
Malinetshka - 2007-10-08, 11:29

biechna napisał/a:
Ania D. napisał/a:
właśnie ten pierwszy okres życia to jedyny czas, gdy można dac maluchowi maksymalnie dużo miłości i troski.


:shock: można dać maksimum "jako maluchowi", ale dokładnie tyle samo można dawać w każdym innym czasie


Ja mam czasem wrażenie, że zapomina się o miłości i cieple gdy dziecko podrasta... Mówię nie tyle o rodzicach ile o "osobach trzecich", placówkach edukacyjnych itd. Moje dzieciństwo wspominam dobrze, przedszkole w porządku (choć mogło być lepiej). pierwsze kroki w szkole też, ale kolejne już nie.. A najgorzej wspominam liceum :-? Stres stresem poganiał... Chłód, rywalizacja, ogromne wymagania wobec uczniów (bo szkoła musi utrzymać swoją renomę w mieście..)... Okropnie wspominam ten okres. Nie miałam czasu, a później to już nawet chęci na rozwijanie swoich pasji, robienie czegoś radosnego, bo prawie całkowicie pochłaniała mnie nauka, a przede wszystkim zjadał stres :shock: Totalnie zbyteczny w moim przypadku, bo lęk nie działa na mnie mobilizująco....
No ale tłumaczę sobie, że taki jest świat, zimny... brr. Choć moje wnętrze się z tym nie zgadza.. Nie tylko mały dzieciaczek potrzebuje przytulenia, ciepłego słowa.
Świat zewnętrzny jest chłodny, więc jeśli mamy wokół siebie osoby ciepłe to jesteśmy szczęściarzami :) Jak obserwuję niektórych ludzi w mieście to widzę przede wszystkim właśnie to, że nie dostali miłości, ciepła i czasu... od swoich rodziców.
Myślę, że na tym forum wszystkie mamy są najlepsze jakie mogą być dla swoich dzieci. Nie idealne, ale najlepsze. Bo się starają jak mogą.. Najważniejsze, że kochają i to okazują wtedy kiedy mogą, kiedy tylko są w domu.

Humbak - 2007-10-08, 22:15

alcia napisał/a:
A praca, to środek konieczny do tego, by móc to osiągnąć. Nic więcej. Taki przymus
a ja dla odmiany bardzo lubię swoją pracę... żyję nią tak samo jak domem... i w normalnych warunkach stawiam je na jednej szali...
chyba też każdemu życzę takiej pasji, radości tego co się robi... spędzamy w pracy tyle godzin z naszego życia, można w niej zrobić tyle dobrych i ważnych rzeczy... ja niemiło wspominam pobyt mojej mamy w domu - ona chciała być jak najwięcej w nim, a ja paradoksalnie jak najwięcej w jej pracy, chciałam chwytać garściami to co robi co lubi robić kim jest... zamiast tego pamiętam mamę prasującą, myjącą, piorącą, sprzątającą, gotującą... niewiele było tej mojej mamy... troche mi tego szkoda... mało o niej wiem przez to i tak naprawde ucze sie jej dopiero teraz...

więc takie radości house wife mnie nie korcą... co innego kiedy ktoś z tego czyni swoją pracę... wtedy tu mamy tą pasję o której mowa...
Ania D. napisał/a:
Praca to jedno, a moje pasje to drugie.
a ja myślałam że tu praca=pasja=dom...
Mala_Mi napisał/a:
Dla mnie bycie w domu z dzieckiem (...) to również kwestia odpowiedzialności za własne decyzje
a ja tu nie widze związku... no ale to ta różnica zdań ;)

Moja mama żyła domem, dziećmi... dzieci wyrosły i się wyprowadzają a to była jej praca=pasja... to bardzo niebezpieczny zawód myślę sobie patrząc na nią...

rosa - 2007-10-09, 10:59

jak pracujesz to też trzeba gotować, sprzątać, prasować, odrabiać lekcje z dziećmi itp.
i dla siebie zostaje strasznie mało czasu.
zwłaszcza jeżeli ma się na drugie imię chaos

jak ja bym chciała mieć kogoś kto by prowadził za mnie dom :-) , wracam z roboty a obiad na mnie czeka, dla mnie chyba gotowanie to największy problem. zwłaszcza że rosnący chłopcy lubią jeść dużo :-)

kamma - 2007-10-09, 11:12

A ja już nie mogę. Siedzę w domu od trzech lat, z małymi przerwami na prowadzenie zajęć na Uni. I mam dość. Dziś idziemy pogadać w sprawie przedszkola dla Irmy, a jak tylko się coś załatwi, to będę szukać pracy. Czuję, że coraz mniej mi się chce, że tracę rozpęd życiowy. Rozleniwiam się....
Z drugiej strony, praca w domu mogłaby być dla mnie satysfakcjonująca. Ale nie przy dziecku, próbowałam. Jak tylko biorę się za pracę, Irma dostaje białej gorączki, stara się mi wszystko niszczyć, słowem - przykuć moją uwagę. Szkoda, że nie ma rodzeństwa.

Capricorn - 2007-10-09, 19:06

rosa napisał/a:
jak pracujesz to też trzeba gotować, sprzątać, prasować, (...)


ja akurat mam taki fajny układ, że nie sprzątam i nie prasuję. Wpadają do mnie dziewczynki, którym za to płacę. I taki układ mi się bardzo podoba - gdybym nie pracowała, i tak nie sprzątałabym z zaangażowaniem i radością, bo tego po prostu nienawidzę. Zarabiam - i daję zarabiać innym ;-)

Ale i tak mam co robic w domu.

Ania D. - 2007-10-09, 19:33

Można też nie prasować, przynajmniej tego, czego koniecznie nie trzeba. Nie prasuję już od dawna bielizny pościelowej, ręczników, ścierek kuchennych. Zawsze jest to też ekologiczne :-P
alcia - 2007-10-09, 19:40

A ja wogóle nie prasuję. A karko prasuje tylko koszule do pracy.
DagaM - 2007-10-09, 20:46

alcia napisał/a:
A ja wogóle nie prasuję. A karko prasuje tylko koszule do pracy.
ja tak samo :mryellow:
- 2007-10-09, 21:04

alcia napisał/a:
A ja wogóle nie prasuję.
ja też nie. Nie mamy nawet deski do prasowania :-P
Tobayashi - 2007-10-09, 22:00

A ja zamiast myć naczynia siedzę tu sobie i czytam :lol: . Jakoś nie wpadłam wcześniej na to, że ta dyskusja także mnie dotyczy :-D

Od prawie dwóch lat "siedzę w domu", bo nie pracuję od początku ciąży, co zbiegło się z przeprowadzką i całkowitą zmianą życia. Za dużo tego było i odchorowałam to na duszy i ciele. Miałam totalnie ambiwalentny stosunek do owego "siedzenia" w domu, bo będąc tzw. kurą domową bez dotychczasowej pracy i pasji oraz znajomych, z mężem cały dzień w pracy, po prostu "dostawałam do głowy". Z drugiej strony chciałam być z małym i nie wyobrażałam sobie, żeby mogło być inaczej - żeby opiekowała się nim, a potem wychowywała inna osoba :-| Wykluczone!!! Finansowo nie przędziemy najlepiej i druga pensja przydałaby się, ale moim zdaniem nie warto. Osobiście uważam, że moje towarzyszenie mojemu synowi jest więcej warte, niż pieniądze, które mogłabym zarobić i rzeczy, które za nie byśmy mogli kupić :-D Specjalnie podkreślam, że chodzi o moją sytuację, a nie o generalną regułę, bo tu nie ma generalnych reguł.

Na przykład dla Humbaka i Capricorn oraz ich dzieci na pewno lepiej jest, że obie pracują :-D A dla Alci i DagiM, że nie pracują :-D

Mala_Mi - 2007-10-09, 22:02

Humbak napisał/a:
Mala_Mi napisał/a:
Dla mnie bycie w domu z dzieckiem (...) to również kwestia odpowiedzialności za własne decyzje

a ja tu nie widze związku... no ale to ta różnica zdań

Wg mnie związek jest. Jeśli decyduję się na urodzenie dziecka, to oczywistą konsekwencją tej decyzji jest to, że troszczę się o to dziecko, a nie zaczynam narzekać jak mi źle, bo nie mogę się realizować i robię wszystko, żeby uciec z domu. Ten czas, kiedy dziecko baaardzo potrzebuje matki, nie trwa wiecznie i stopniowo można (a nawet trzeba) "odzyskiwać" swój czas i swoją niezależność, ale jeśli się robi to za wcześnie i kosztem dziecka (a sytuacja nie zmusza do tego), jest to wg mnie nieodpowiedzialne.
Tak to widzę.
Poza tym nie rozumiem, jak można (jeśli nie ma przymusu) pozbawiać się tej wielkiej przyjemności patrzenia, na to jak rozwija się taki mały człowiek :-) .
DagaM napisał/a:
alcia napisał/a:
A ja wogóle nie prasuję. A karko prasuje tylko koszule do pracy.

ja tak samo

U nas też tak :mryellow:

Tobayashi - 2007-10-09, 22:16

Oczywiście, że ideałem jest, by dziecko było przez kilka lat blisko mamy, która byłaby z tego powodu bardzo szczęśliwa i czuła się spełniona, ale my nie żyjemy w idealnym świecie.

Mnie właściwie wychowywała moja babcia, która z nami mieszkała. Rodzice pracowali; mama musiała pracować dużo, byśmy mieli co jeść. Niestety, taka osoba, jak moja babcia, nie powinna w ogóle zajmować się dziećmi. Ta sytuacja wyrządziła we mnie spore spustoszenia. Obiecałam sobie, że moje dziecko będzie mnie miało blisko i nie powierzę go nikomu postronnemu.

Alispo - 2007-10-09, 22:21

Nie dla kazego jednak dziecko staje sie calym swiatem..podoba mi sie wypowiedz Humbaka,mialabym pewnie podobnie..


u mnie tez nie ma deski do prasowania :lol:

YolaW - 2007-10-09, 22:32

A ja lubię prasować :) Czy to się leczy?? :-P
Alispo - 2007-10-09, 22:34

Nie zagraza bezpieczenstwu ogolu ;-) ze tak zacytuje moja ksiazeczke san.-epid. ;-)
martka - 2007-10-09, 23:04

Mala_Mi napisał/a:
DagaM napisał/a:
alcia napisał/a:
A ja wogóle nie prasuję. A karko prasuje tylko koszule do pracy.

ja tak samo

U nas też tak :mryellow:

dołączam do klubu :mrgreen:

zojka3 - 2007-10-10, 05:02

Kurka, chyba pójdę do Dagi na kurs wieszania ubrań żeby nie trzeba ich było potem prasować. Moje są takie wytertolone, że nie daję rady :-(
dżo - 2007-10-10, 07:16

YolaW napisał/a:
A ja lubię prasować Czy to się leczy??

ja lubię nawet bardzo, a najbardziej lubię wyprasowane rzeczy, poukładane w szafce :mryellow: i nie chce się z tego leczyć ;-) ,

Humbak - 2007-10-10, 08:46

Mala_Mi napisał/a:
a nie zaczynam narzekać jak mi źle, bo nie mogę się realizować i robię wszystko, żeby uciec z domu.
Mala_Mi, ale ja nie narzekam jak mi źle i nie uciekam z domu, co więcej znalazłam pracę w domu a rzuciłam inną właśnie po to by kubuś mogł przyjść na świat... ;-) Jedyne co bym zmieniła to to bym mogła pracować mniej... bym w czasie gdy kuba śpi mogła zrobić obiad zamiast siedzieć przy papierach, a wieczorem bym mogła spędzić czas z córcią zamiast z tekstem... jeśli na coś narzekam to na konieczność dociągnięcia wypłaty do spłacanego kredytu... wtedy byłoby idealnie - pracuję ale jestem dla dzieci... no cóż ideałów z definicji nie ma :-> ;-)
puszczyk - 2007-10-10, 08:54

Ania D. napisał/a:
Można też nie prasować

Ja też zazwyczaj nie prasuję. Wystarczy dobrze strzepnąć ubrania gdy są mokre i ewentualnie wygładzić ręką i wcale nie są pogniecione.
Nauczyłam Kamila, że rano zakłada ciepłe wyprasowane rzeczy (to był mój patent żeby szybko się ubrał) i wcale mi to nie przeszkadza, taki miły upominek od rana. :-D

Jeśli chodzi o pracę to mam idealny układ. Do pracy wychodzę gdy Arek wróci, czyli wieczorami (odwiedzam klientów w domach). Czasem gdy muszę z kimś się spotkać od rana, mała idzie do dziadka, który mieszka bardzo blisko. Mam czas dla dzieci (chociaż czasem ciężko gdy Weronika nie śpi, a ja muszę się przygotować), tylko wegedzieciakowanie zabiera mi czas, który powinnam przeznaczyć np. na sprzątanie, dlatego w moim domu wygląda tak a nie inaczej. :mrgreen:

Trochę mało widzimy się z Arkiem, ale weekendy zazwyczaj spędzamy razem, więc jest ok.

Ewa - 2007-10-10, 09:47

Cytat:
a najbardziej lubię wyprasowane rzeczy, poukładane w szafce :mryellow: i nie chce się z tego leczyć ;-)

O właśnie. I też się nie chcę z tego leczyć :-D

Tobayashi - 2007-10-10, 10:01

A ja bym chciała mieć wyprasowane rzeczy, ale nie starcza na to czasu :->

[ Dodano: 2007-10-10, 10:10 ]
Cytat:
Nie dla kazego jednak dziecko staje sie calym swiatem..


Ja myślę, że bycie z dzieckiem w domu wcale a wcale nie oznacza, że jest ono całym światem. To chyba zresztą nie jest ani zdrowe ani mądre.
Siedzenie w domu jest o tyle ciężkie, że kobieta zostaje sama ze sobą - trzeba się bardzo lubić, żeby móc wytrzymać tyle czasu ze sobą :mryellow:

Lily - 2007-10-10, 11:36

Tobayashi napisał/a:
trzeba się bardzo lubić, żeby móc wytrzymać tyle czasu ze sobą :mryellow:
nie trzeba, jestem tego najlepszym przykładem
alcia - 2007-10-10, 12:11

zojka3 napisał/a:
Kurka, chyba pójdę do Dagi na kurs wieszania ubrań żeby nie trzeba ich było potem prasować. Moje są takie wytertolone, że nie daję rady :-(

Nie ze wszystkimi ciuchami tak się da. Mam dwie świetne bluzki wymagające prasowania i efekt taki, że wogóle w nich nie chodzę :roll:

Karolina - 2007-10-11, 20:34

A ja też jestem fanką prasowania, niestety nasze żelazko się posuło a zapasowe własciciela mieszkania Mateusz spalił :-x

Z tym siedzeniem w domu to może jest tak: jeśli zaszło się w ciążę w momencie, gdy się skończyło studia, pracowało - wtedy jest to pewien rodzaj wakacji. A dla kogoś kto tak na pawdę nie poznał do końca smaku życia takie siedzenie wo domu to męka.
Zaszłam w ciąże na drugim roku, potem te studia takie łatane, druga ciąża, koniec studiów. Minęło prawie 3 lata siedzenia w domku i już nie wytrzymuję psychicznie. Szczerze mam dość i wiem, że moje dzieci bardzo by zyskały gdybym mogła na 3 godziny dziennie isć na zajęcia.

DagaM - 2007-10-11, 21:17

Tobayashi napisał/a:
Siedzenie w domu jest o tyle ciężkie, że kobieta zostaje sama ze sobą - trzeba się bardzo lubić, żeby móc wytrzymać tyle czasu ze sobą :mryellow:
ładnie ujęte, ja się zgadzam z tym. Powiem więcej - nigdy nie nudziłam się sama ze sobą :mrgreen: a teraz z Ninką tym bardziej ;-)
Jedynie bardziej brakuje mi Piotrka, w sumie nie wiem dlaczego, bo wcześniej gdy pracowałam, spędzalismy ze sobą tyle samo czasu. Widać, że pomimo iż prowadzę w miare bujne życie towarzyskie, wciąż mi mało ludzi, a w tym własnego męża :-> Może jestem wampirem energetycznym... ]:->

zojka3, kiedys sporadycznie prasowałam ciuchy do pracy, a teraz...a kogo to obchodzi jak wyglądam ;-) jestem wykąpana, umalowana i zażygana przez Krasnala :mryellow:

majaja - 2007-10-11, 21:25

DagaM napisał/a:
ładnie ujęte, ja się zgadzam z tym. Powiem więcej - nigdy nie nudziłam się sama ze sobą

Ja tam nigdy sie ze sobą nie nudziłam, ale w domu nie jestem w stanie wytrzymać, poza tym jak nie pracuję to już w ogóle się z niczym nie wyrabiam, wręcz mam wrażenie, że jak nie pracuję to w domu jest jeszcze większy chlew niż zazwyczaj. Mój mąz niedawno stwierdził, że gdyby wpadła opieka społeczna to widząc ten bałagan Małego by nam odebrali :mrgreen:

Capricorn - 2007-10-11, 21:28

majaja napisał/a:
(...)jak nie pracuję to już w ogóle się z niczym nie wyrabiam, wręcz mam wrażenie, że jak nie pracuję to w domu jest jeszcze większy chlew niż zazwyczaj.


mam tak samo.

Cytat:
Mój mąz niedawno stwierdził, że gdyby wpadła opieka społeczna to widząc ten bałagan Małego by nam odebrali :mrgreen:


Ja sama tak często myślałam w poprzednim mieszkaniu. Teraz jest trochę lepiej.

majaja - 2007-10-11, 21:33

Capricorn napisał/a:
Teraz jest trochę lepiej.

to jeszcze zdradź jak tego dokonałaś, bo ja też nienawidzę sprzątać, pewnie dlatego że moja mama uważała, że po to ma córki by ona sprzątać nie musiała, bogu dzieki, że mój mąż zmywa bo w ogóle byśmy brudem zarosli :mrgreen:

Capricorn - 2007-10-11, 21:39

majaja napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Teraz jest trochę lepiej.

to jeszcze zdradź jak tego dokonałaś, bo ja też nienawidzę sprzątać, pewnie dlatego że moja mama uważała, że po to ma córki by ona sprzątać nie musiała, bogu dzieki, że mój mąż zmywa bo w ogóle byśmy brudem zarosli :mrgreen:


ja cały czas nienawidzę sprzątać. A jest trochę lepiej bo:
1. przeprowadziliśmy się do nowego domu (ale, niestety, nie mamy jeszcze wszystkich szaf, komód, itp)
2. przychodzą dziewczynki do sprzątania.

Alispo - 2007-10-11, 21:43

Karolina,mysle,ze cos jest w tym co piszesz.Przynajmneij ja chyba bym czula podobnie.A im wiecej "siedzenia"tym czlowiek moze robi sie bardziej taki rozlazly ;-) w tym tez cos moze byc,ale pewnie wtedy gdy sie bardziej siedzi faktycznie a mamhy przeciez niekoniecznie siedza ;-) i moze to tez kwestia tego ile sie w domu przebywa,ile wsrod ludzi itp.i na pewno nie ma zadnych regul w tym;)
Lily - 2007-10-11, 21:46

Nie każdy lubi być wśród ludzi, ja np. nie lubię.
Tobayashi - 2007-10-11, 21:52

No a ja właśnie przeszłam przemianę :mryellow: Jeszcze kilka miesięcy temu pisałam koleżance, że zwariuję bez zajęcia, bez pracy, bez zadań do wykonania, bez wyzwań, bez poczucia kompetencji, bez kontaktów z ludźmi i innymi zwierzakami niż moje własne (bo tak wyglądało przed ciążą moje życie - po prostu pełne obroty plus czasami ekstrema), a dzisiaj do tej samej koleżanki napisałam w stylu "jak dobrze w domu. out there świat się kręci beze mnie, nie muszę się przejmować" :-D . Owszem, roznosi mnie jak nie pojadę gdzieś dalej lub nie pobiegam, ale to tylko kwestia ćwiczeń fizycznych. "Bycie w domu" wymusza kreatywność i poszukiwanie nowych inspiracji. Teraz myślę, że zamiast się na początku tego czasu tak "rzucać", mogłam go lepiej wykorzystać.
Alispo - 2007-10-11, 21:53

I jak u Ciebie ze sprzataniem? ;-)
u mnie tez srednio z ludzmi,a R.mowi ze nie zna bardziej niegospodarnej dziewczyny,bla bla bla,jak zwykle :mryellow:

Lily - 2007-10-11, 21:54

do kogo pytanie Alispo, chyba nie do mnie?
majaja - 2007-10-11, 22:16

Ja czasami myślę, że to kwestia też genów i wychowania. Moja matka pracowała, moja babka pracowała, moja prabacia nie tylko pracowała, ale ośmioro dzieci wychowała sama i jeszcze gospodarkę utrzymała sama, po tym jak pradziadka armata przejechała. Nie mam w sobie ani kropli jaśniepańskiej krwi, jak skończyłam pięc lat albo i wczesniej tylko nie pamiętam, moja babka powtarzała: kto nie pracuje ten nie je i goniła w pole do pomocy. Słabo się do tego nadawałam, więc maluchów chociaż musiałam pilnować. Z mlekiem matki wyssałam, że praca to jest coś co konkretny dochód przynosi. Każdy pracowac musi ;)
Tobayashi - 2007-10-11, 22:54

Cytat:
Ja czasami myślę, że to kwestia też genów i wychowania.


A czasami trendu, pewnej mody, czasami konieczności, czasami presji społecznej...
Zawsze warto sobie zadać pytanie "po co?"
Dla mnie ideał pracy to praca dla dobra innych - w schronisku, w domu dziecka. Praca, która ma prawdziwy sens.

zojka3 - 2007-10-12, 06:51

DagaM napisał/a:
Jedynie bardziej brakuje mi Piotrka, w sumie nie wiem dlaczego, bo wcześniej gdy pracowałam, spędzalismy ze sobą tyle samo czasu. Widać, że pomimo iż prowadzę w miare bujne życie towarzyskie, wciąż mi mało ludzi, a w tym własnego męża Może jestem wampirem energetycznym...


Widocznie jesteście sobie coraz bliżsi
:-D
DagaM napisał/a:
jestem wykąpana, umalowana i zażygana przez Krasnala

Słodkie :mrgreen:

majaja - 2007-10-12, 06:58

Tobayashi napisał/a:
w domu dziecka.

tak, szczególnie w domu dziecka to ma sens :mrgreen: Dla mnie to akurat doskonały przykład że dobrymi chęciami to piekło brukowane ;)

rosa - 2007-10-12, 08:14

w mojej rodzinie kobiety również pracowały i to nierzadko zarabiając więcej niż ich partnerzy :-)

też bym chętnie wynajęła kogoś do sprzątania, ale Piotrek się nie zgadza. woli sprzątać sam niż ktos miałby w jego rzeczach grzebać. często się o to spieramy.

Tobayashi - 2007-10-12, 08:55

Cytat:
tak, szczególnie w domu dziecka to ma sens :mrgreen: Dla mnie to akurat doskonały przykład że dobrymi chęciami to piekło brukowane ;)


Temat na off topik :-> .

kamma - 2007-10-12, 18:55

A ja sprzątam jak mi się chce, efektem czego bywają góry garów w kuchni :)
Ale jestem zdania, że dom jest dla mnie, a nie- ja dla domu. Nie będę niewolnikiem własnego domu, choćby babcia nie wiem jak mi łeb suszyła :)
Od kiedy pamiętam byłam goniona do sprzątania i może dlatego tego nienawidzę, witaj w klubie,majaja :)

majaja - 2007-10-13, 18:43

kamma napisał/a:
Od kiedy pamiętam byłam goniona do sprzątania i może dlatego tego nienawidzę, witaj w klubie,majaja

:) Pewnie nie nienawidziałabym tego aż tak bardzo, gdyby nie to że z tego gonienia mój brat najwrażliwsze dziecko mamusi, był całkowicie wyłączony :mrgreen: Ja tam aniołem nie jestem, szybko sie wycwaniłam i wysługiwałam młodszą siostrą np. groziłam, że jak nie obierze ziemniaków to będę śpiewać. Tylko raz była twarda i aż trzy zwrotki wytrzymała :)

A co do pracy, ciężko byłaby znaleźć pracę która sensu nie ma, i raczej będzie to taka której nienawidzimy i się do niej nie nadajemy. :)

Capricorn - 2007-10-13, 18:46

I ja jestem w klubie gonionych do sprzątania i innych prac domowych od bardzo wczesnego dzieciństwa, "dla mojego dobra".
biechna - 2007-10-13, 20:47

...
Alispo - 2007-10-13, 21:07

Mnie tez tylko czyscioch goni ]:->
DagaM - 2007-10-13, 21:16

kamma napisał/a:
Ale jestem zdania, że dom jest dla mnie, a nie- ja dla domu. Nie będę niewolnikiem własnego domu,
Zgadzam się w 100%
Moi rodzice zawsze tak prowadzili i prowadzą dom, że nazwaliśmy go muzeum (raz zażartowałam, że jeżeli chcą abyśmy odwiedzili ich, muszą wysłać nam bilety do swojego muzeum ;-) ). Niczego nie można dotknąć, trzeba usiąść w wyznaczonym miejscu, jeść tylko na okreslonym stole itd.
Ciekawa jestem jak to będzie, gdy Ninka podrośnie i zacznie biegać tu i tam, bałaganić.

Alispo - 2007-10-13, 21:31

U nas sie robi mega-sprzatanie jak przychodzi ciotka zwana"sanepidem"-wiecie pewnie o co chodzi,rodzina... :roll: ;-)
vlada - 2007-10-14, 08:49

a ja lubię sprzątać i lubię gdy wokół mnie jest czysto. Niestety przy Antku zawsze jest niezły bałagan ;-)
alcia - 2007-10-14, 08:58

A ja nie cierpię sprzątać. Choć teraz, jak sobie pomyślałam, ze ktoś zostawiłby mnie w domu na cały dzień bez dzieci i innych obowiązków.. to z przyjemnością zrobiłabym gruntowne porządki (w życiu bym nie pomyślala, że to kiedyś napiszę ;) ). Juz od tak dawna nie mam czasu na takie rzeczy, ze nazbierało się sporo do zrobienia... ale takie gruntowne sprzątanie przy dwóch maluchach jest dla mnie niewykonalne :roll:
majaja - 2007-10-14, 17:45

alcia napisał/a:
toś zostawiłby mnie w domu na cały dzień bez dzieci i innych obowiązków.. to z przyjemnością zrobiłabym gruntowne porządki

Też mi się tak zawsze wydaje, a potem ograniczam się do umycia okien . Raz zrobiłam wyjątek jak rodzina z Australii przyjeżdżała. :)

Tobayashi - 2007-10-15, 22:22

W temacie sprzątania - widziałam taki ozdobny kwadratowy magnes na lodówkę z napisem:
Mieszkania nudnych kobiet są idealnie wysprzątane :mryellow:

Ale nie kupiłam go, bo mam już inny:
Jak kurz jest wszędzie, to się tak nie rzuca w oczy :mryellow:

adriane - 2007-10-15, 22:27

Tobayashi napisał/a:
W temacie sprzątania - widziałam taki ozdobny kwadratowy magnes na lodówkę z napisem:
Mieszkania nudnych kobiet są idealnie wysprzątane :mryellow:

Ale nie kupiłam go, bo mam już inny:
Jak kurz jest wszędzie, to się tak nie rzuca w oczy :mryellow:


A gdzie te magnesy można kupić? :mrgreen:

Lily - 2007-10-15, 22:29

u mnie są w księgarni :D
adriane - 2007-10-15, 22:31

Lily napisał/a:
u mnie są w księgarni :D


Przyjadę po nie na pewno :mrgreen: :mryellow: :mrgreen:

dżo - 2007-10-16, 08:51

Tobayashi, a czy dbanie o porządek jest czymś negatywnym? lubię ład, nie wyobrażam sobie zacząć przygotowywanie posiłku w brudnej kuchni, czytać książkę w pokoju z porozrzucanymi ubraniami itd. Czy to coś złego, nudnego?
zojka3 - 2007-10-16, 09:33

dżo no jest nudne, bo to ciągle te same czynności trzeba wykonywać ale jak potem przyjemnie usiąść z tą książka, mężem, michą 8-)
Osobiście jak mam czas to należę do tych nudnych a że nie mam to się tłumaczę tfórczym nieporządkiem :mryellow:

pao - 2007-10-16, 10:13

dbanie nie jest złe, ale przesada juz nadaje dbaniu inny wymiar ;)

są osoby którym dbanie o porządek odbiera radość z życia.

ja wole nie dopuścić do bałaganu niż potem sprzątać. stąd co sie da robie na bieżąco i jest w miarę strawnie w mieszkaniu ;) jedyne o czym regularnie zapominam to ścieranie kurzy ;)

Lily - 2007-10-16, 10:58

pao napisał/a:
są osoby którym dbanie o porządek odbiera radość z życia.
ja myślę, że to już jest coś z kręgu nerwicy natręctw...
pao - 2007-10-16, 11:08

pewnie tak, rzecz w tym, ze to całkiem powszechne a jednocześnie nikt tego tak nie określi... a jak określi to go zadziobią... ;)
kamma - 2007-10-16, 12:44

Lily napisał/a:
pao napisał/a:
są osoby którym dbanie o porządek odbiera radość z życia.
ja myślę, że to już jest coś z kręgu nerwicy natręctw...

No niestety...
Ja należę do osób, którym sprzątanie odbiera radość życia... Dlatego nie sprzątam :) No, chyba że mam speeda do roboty, to wtedy sprzątanie jest dla mnie przyjemnością. Tobayashi, te magnesy to jakby z myślą o mnie stworzone, muszę sobie takie na lodówce umieścić, bo mam regularne kontrole od zbzikowanych na punkcie porządku mamy i babci :)

Lily - 2007-10-16, 12:46

Ja sprzątałam dużo, jak nie zarabiałam i czułam się non stop winna, zresztą mój niemąż mi to wypominał, więc starałam się coś robić - a on i tak mówił, że ja nic nie robię i zajmowanie się domem to jest nic. Teraz ograniczyłam się do naprawdę minimum (a propos, w końcu kiedyś trzeba odkurzyć :) )
kamma - 2007-10-16, 12:50

Lily napisał/a:
a propos, w końcu kiedyś trzeba odkurzyć

hehe, od kiedy mieszkam w nowym domu (3 miesiące), nie odkurzałam ani razu. M odkurza :) W podzięce piorę mu skarpetki ;)
Jedyna rzecz, jakiej nienawidzę robić w domu, a robię, to zmywanie naczyń. Musimy sobie więcej dokupić i problem zniknie ;)

Lily - 2007-10-16, 12:53

Ja gotuję, A. zmywa naczynia (nie zawsze, głupio mi go jeszcze tym obciążać).
Humbak - 2007-10-16, 13:35

kamma napisał/a:
rzecz, jakiej nienawidzę robić w domu, a robię, to zmywanie naczyń. Musimy sobie więcej dokupić i problem zniknie
albo kupić zmywarkę :->
Lily - 2007-10-16, 16:11

Humbak napisał/a:
albo kupić zmywarkę :->
do zmywarki tez trzeba mieć więcej naczyń, żeby mieć na czym jeść, kiedy reszta czeka na mycie - no chyba, że ktoś myje 3 talerze w zmywarce ;)
Alispo - 2007-10-16, 20:16

Fajne te magnesy ]:->
Ja tez z tych z ta nerwicą natrectw..za to R,.w odwrotna strone :-/

Tobayashi - 2007-10-16, 22:58

[quote]
Cytat:
Tobayashi, a czy dbanie o porządek jest czymś negatywnym? lubię ład, nie wyobrażam sobie zacząć przygotowywanie posiłku w brudnej kuchni, czytać książkę w pokoju z porozrzucanymi ubraniami itd. Czy to coś złego, nudnego?


To clean or not to clean?
That is the question :-P

Jak się ma 3 zwierzaki z futrem, małe dziecko i alergię na roztocza, to odpowiedź jest generalnie jedna: to clean :-P .
Ale wielogodzinne dopieszczanie mieszkania, żeby wszystko lśniło i żeby żaden pyłek się nie ostał to już przesada. Znam kobietę, która tylko tym się zajmuje i jest rzeczywiście 'nudna', w sensie nie ma żadnych zainteresowań, nie ma o czym z nią porozmawiać. Jej wybór.

Te magnesy z zabawnymi napisami przypominają mi, że są ważniejsze rzeczy niż pucowanie - jeśli jest piękna pogoda, to zostawiam mały chaosik i idę na spacer. Chaosik nie zając, a słońce trzeba łapać, kiedy nas wzywa :-D
Podobnie z fascynującą książką czy innymi odżywkami umysłowymi - lepiej dłużej poczytać :mryellow:

martka - 2007-10-17, 00:19

Tobayashi napisał/a:
W temacie sprzątania - widziałam taki ozdobny kwadratowy magnes na lodówkę z napisem:
Mieszkania nudnych kobiet są idealnie wysprzątane :mryellow:

moja mama ma taki :mrgreen:

majaja - 2007-10-17, 06:59

Cytat:
A. zmywa naczynia (nie zawsze, głupio mi go jeszcze tym obciążać).

Czemu głupio? Mój zmywa. Kiedyś jak pojechał na ćwiczenia wojskowe i tydzień go nie było, to jak mi się czyste naczynia skończyły to zaczęłam sie żywić mrożoną pizzą.

alcia - 2007-10-17, 10:14

majaja napisał/a:
Cytat:
A. zmywa naczynia (nie zawsze, głupio mi go jeszcze tym obciążać).

Czemu głupio? Mój zmywa.

Mój też zmywa, ja robię to stosunkowo rzadko (on by to pewnie bardziej dosadnie określił ;) ). Bo ja mogę myć, ale na bieżąco, jak nie wyrabiam i nazbiera się góra naczyń, to ja już jej nie ruszę ;) A nie wyrabiam nigdy, jak jestem z dwiema dziewczynami w domu. No chyba, że Kaja w przedszkolu, wtedy luzik :)

A odkurzacza nie używam wcale. Karko używa :)

Alispo - 2007-10-17, 10:39

Umbnie to jak ja zmywam to R.czasem mi mowi,zebym lepiej juz jemu to zostawila bo musi poprawiac po mnie :mryellow: to chyba rodzinne,u mnie w dom,u rodzinnym zawsze ojciec zmywal,odkad mama jest na emeryturze to zaczela sama zmywac wlasnie z tego samego powodu :mryellow:
Lily - 2007-10-17, 11:18

majaja napisał/a:
Czemu głupio? Mój zmywa.
Bo ma ciężką pracę, a ja nie.
agaw-d - 2007-10-17, 19:37

U nas z tym porządkiem to też nie najlepiej, chociaż teraz jak Marcelina chodzi, a wcześniej raczkowała to dość często trza odkurzać, bo inaczej to będzie cała brudna i najedzona kurzem ;-) Natomiast dawniej to czasem odgracaliśmy tylko, najgorzej to było jak mieliśmy sesje i ja jeszcze malowałam to tylko sobie zostawialiśmy jakąś ścieżkę do przejścia. Mój tata (pedant) bardzo ubolewa, że nie odziedziczyłam po nim zamiłowania do porządku, zawsze mówi; ja tam do was nie wchodzę bo zawału dostanę. Mamy po prostu twórczy nieład. :-)
Alispo - 2007-10-17, 22:20

hm..przydaloby sie chyba oddzielic ta czesc o sprzataniu na nowy watek,tylko troche sie to przeplata wszystko,wczesneij o prasowaniu.. :roll: what you think?
Lily - 2007-10-17, 22:22

też tak myślę, ale nie mam takiej władzy :)
Tobayashi - 2007-10-17, 22:38

W ogóle wątek o pracach domowych by się przydał :mryellow: Jest fascynujący :lol: :lol: :lol:
Lily - 2007-10-17, 22:39

To ja opowiem o naszym odkurzaczu, który waży tonę :) Dobrze się złożyło, że odkurzyłam, bo mieliśmy gości :P
bajka - 2007-10-20, 20:28

A ja odziedziczyłam po mamie uwielbienie czystości...czaasem to radość życia zabiera, ale gdy juz wysprzątam całą chatę, to radość wraca ze zdwojoną siłą. Gdy jestem sama z Gabrysią, to sprzątanie jest trochę trudniejsze- ona mi cały czas chce"pomagać" ;-) , ale daję radę. I juz wiem co to odkurzacz, zmywanie i mycie kibla...wcześniej były to obowiązki mężczyzny...
YolaW - 2007-10-23, 17:58

Ja jestem z tych co uważają te magnesy za trafne i fajne :) Nie lubię sprzątać i robię to tylko jak muszę. Tylko odkurzam często bo mam włochatego psa :) Gary kiedyś były u mnie na bieżąco, ale ostatnio zbierają nam się stosy i wtedy T myje (jest lepszy w oszczędzaniu wody :-P ). Nie lubię tylko brudnej umywalki, kibelka i brodzika w prysznicu i tutaj więcej się udzielam. Rzadko zdarza nam się sprzątanie sobotnie całej chaty, ale wtedy zawsze robimy to razem z T. i idzie sprawnie i szybko :)
ewatara - 2008-01-31, 22:44

wracając do tematu ...co do żłobków to za pewne duuużo się zmieniło porównując z tym co było kiedyś... Jednak faktem jest, że ten pierwszy okres w życiu dziecka jest najważniejszy. Moja kumpela jest bardzo zadowolona ze żlobka (w którym kilka lat temu wypadło z okna dziecko) i czasem zawozi tam swoją małą, nawet jak nie musi, pewnie żeby po prostu odpocząć ... Ponoć mała jest też zadowolona jak tam idzie itd ... Niedawno jednak rozmawiałam z inną znajomą, której koleżanki miały w tym (dokładnie żłobku praktyki), i sytuacja aż taka różowa nie jest, opowiadały kilka zaobserwowanych "minusów" z których ona pamiętała to, że: dzieci musiały ciągle siedzieć przy stolikach, a przecież takie maluch mają ogromna potrzebę poruszania sie to tu to tam, ja sobie nie wyobrażam siedzenia na okrągło w 1 miejscu kilka godzin, a tu takie maluszki ...a druga rzecz, to to, że dzieci które płakały sa zamykane w jakimś pustym, odosobnionym pokoju, i choć zgadzam się z tym ,ze dziecko musi się czasem wyciszyć jak tak płacze i warto, samemu wyjść do innego pokoju, to nie wyobrażam sobie, co muszą czuć takie maluszki, które nie mało, że są tam bez swojej mamy, z obcymi sobie kobietami- co niewątpliwie na nie oddziaływuje, to dodatkowo są jeszcze oddzielane od wszystkich w jakies puste miejsce- tu dopiero muszą czuć odrzucenie, brak poczucia, że są ważne i tak dalej...
Ja mam na szczęście mamę, która mi pomaga w opiece nad małą, a i tak mam ciągle wyrzuty sumienia, że nie siedzę w domu (ale też mam sytuację, że muszę pracować).
Nie wyobrażam sobie jednak , że miałabym ją dać do żłobka, choć rozumiem, że niektóre mamy muszą i nie mają wyjścia , bo i tak sie zdarza... , ale jeśli nie ma sie takiego przymusu, to bym sobie odpuściła kategorycznie... tym bardziej, że często jednak jest kilka (oprócz tych wymienianych już wielokrotnie "minusów" ) dodatkowych, których się nie spodziewamy ...

Anka74 - 2008-06-11, 14:17

ja w domu z dziećmi siedzę już 8 lat...skończyłam studia, poszłam na staż i...w międzyczasie urodziła się Wercia.Trzeba było zostać w domu:no bo dziecko małe, potrzebuje mamy itd. Nie wyobrażałam sobie,że mogłabym oddać dziecko jakiejś obcej osobie kiedy jest jeszcze malutkie (mieszkamy daleko od babć, cioć i innej rodziny).Wiadomo. I kiedy już miała te 3 latka, że była gotowa "pójść w ludzi", pojawiła się następna istotka. No i wszystko zaczęło się od początku. Z tym że radzić musiałam sobie już z dwójką... :oops: :oops: Jeszcze wszystko było ok. Gdy już na poważnie zaczęłam myśleć o powrocie do pracy...kolejna ciążą i wszystko zatoczyło koło...W między czasie najstarsza poszła do szkoły, młodsza wybiera się do przedszkola(ma 5 lat). Tak czy siak...po tych wszystkich latach spędzonych z dziećmi w domu wydaje mi się że z łagodnej kobiety zrobiłam się wrzeszczącą zołlzą, sytuacja mnie przerasta ]:-> i czasem po prostu nie mogę wytrzymać w domu. Dzieci ida swoją drogą , a ja mam wrażenie że stoję w miejscu :-| Coraz częściej jestem zmęczona, sfrustrowana i cierpię na chroniczny brak czasu dla siebie. Lapię się na tym że w tym całym moim poświęceniu się dzieciom zapomniałam o swoich potrzebach, zainteresowaniach, o tym że jestem też kobietą a nie tylko matką. Może żebym na co dzień miała jakąś odskocznię...
Cytrynka - 2008-06-11, 17:03

Anka74, ja wczoraj wieczorem, kiedy czułam, że frustracja mnie ogarnia (już późno a tyle jeszcze do zrobienia), szybko nastawiłam zupę ( z produktów przygotowanych wcześniej), nastawiłam chleb i zrobiłam siostrzane anioły (jako jedna ozdoba). Wzór wzięłam z:
hxxp://www.cafeart.pl/20080605721/masy_plastyczne/Kursy_obrazkowe/Anielskie_siostry_z_masy_solnej.html
Z każdym elementem, czułam że furia ustępuje miejsca łagodności i cierpliwości. Teraz anioły się suszą.
Rano się rozzłościłam, wtedy zeszłam do kuchni, popatrzyłam na moje aniołki i humor wrócił. Ważne, by robić coś dla siebie każdego dnia.

Karolina - 2008-06-11, 17:49

Cytrynka napisał/a:
Ważne, by robić coś dla siebie każdego dnia

coć co pozostawi materialny ślad lub zmieni coś w naszej duszy.
Anka jeszcze rok i już będziesz mogła spokojnie zacząć "wydłużać pępowinę" ;-)

Anka74 - 2008-06-11, 18:50

może te aniołki to rzeczywiście nie jest głupi pomysł??? tylko czasami doba ma jedynie 24 godziny, a wszystkie na raz czegoś ode mnie chcą... Czekam z utęsknieniem aż najmłodszy podrośnie, bo teraz w tym całym zamieszaniu które co dzień muszę ogarnąć, brak czasu ...dla siebie samej. Ciągle tylko mam jeszcze nadzieję, że zostając z nimi w domu podjęłam słuszną decyzję... byłam z nimi od początku ...wspierałam je gdy potrzebowały i razem z nimi przeżywałam ich sukcesy i porażki...No i Radomił jest jeszcze dość mały. chyba nie umiałabym zostawić go komuś obcemu... :-| :-|
orenda - 2008-06-11, 18:54

Anka74, jakoś świetnie Cię rozumiem, pomimo, że mam tylko jedno dziecko (drugie w drodze). W domu siedzę trzeci rok, w międzyczasie coś studiując, ale generalnie mało dla siebie, a w porównaniu z tym co było w czasach przed, to prawie nic. I pomimo tego, że kocham Ją nad życie, to bardzo bym chciała mieć czas tylko dla siebie.
ewatara - 2008-06-11, 22:25

Anka74 napisał/a:
Coraz częściej jestem zmęczona, sfrustrowana i cierpię na chroniczny brak czasu dla siebie. Lapię się na tym że w tym całym moim poświęceniu się dzieciom zapomniałam o swoich potrzebach, zainteresowaniach, o tym że jestem też kobietą a nie tylko matką. Może żebym na co dzień miała jakąś odskocznię...

a nie ma szansy na to, że np umówisz się z mężem i np chociaż 1 godzinę w ciągu dnia masz tylko dla siebie, a Ciebie tak jakby w domu nie było? i np robisz coś dla siebie albo leżysz i się relaksujesz, albo czytasz książkę, albo wyjdziesz na spacer... A np raz na 2, tygodnie idziesz gdzieś ze znajomą-znajomymi? Ja tez doskonale Cię rozumiem, chociaż mam 1 dziecko, jestem z małą ciągle sama, bo mój K. w UK cały czas i nie zapowiada się na szybkie zmiany
Właśnie pierwszy raz od kilku miesięcy w piątek sobie wychodzę, a małą zajmie się mama (tak już nie miałam sumienia ją o to prosić, bo i tak bardzo długo z nią siedzi na co dzień i sama jest przemęczona, a kogo innego już nie mam, aby prosić o pomoc. Człowiek naprawdę potrzebuje się "zresetować", zdobyć jakąś nową energie i jest to także z myślą o dobru dziecka, bo tak przemęczone i wykończone robimy się jak roboty :roll:

Cytrynka - 2008-06-11, 22:50

Anka, powiem Ci co jeszcze robię. Mój mąż niezbyt chętnie zostaje z dziećmi w ciągu dnia. Natomiast wieczorami, kiedy są w łóżkach (niekoniecznie śpią), wychodzę. Jadę do sklepu, czy gdzie mam ochotę. Dodam, że moje dzieci na ogół są w łóżkach 7-8 wieczorem, zdarza się, że wcześniej. Mogą nie spać, ale muszą być w łóżkach, w których oglądają książki czy się bawią. Domyślam się, że masz poczucie, że lada chwila się udusisz. Zrób coś dla siebie: chociażby takiego aniołka jak nie możesz wyjść czy kartkę okolicznościową czy cokolwiek innego co Ci sprawi przyjemność. Mnie osobiście pomaga tworzenie, jest trwalsze niż sprzątnięte mieszkanie :-) i pozwala Ci się wyłączyć, bo skupiasz się na tym, coby tu ulepszyć, dokleić, domalować, doszyć itp. Może spróbuj zrobić sobie jakąś biżuterię: odpręży i w dodatku będziesz miała ozdobę. Bycie z dziećmi jest trudne, wie to każdy rodzic. Kiedy wrzeszczą i non stop czegoś chcą, kiedy nie możesz się skupić na książce czy w spokoju się umyć. Myślę jednak, że to taki podarowany czas, kiedy same sobie ustalamy grafik. Nie idziemy do pracy na ósmą, nie musimy mieć idealnie wyprasowanej bluzki. Nie martwimy się, że jak nie zjemy śniadania o 6.30, to następna szansa na posiłek będzie np. o 12.
Głowa do góry, życie jest fajne, za fajne by się smucić.
P.S. Już nie mogę doczekać się kiedy ulepię kolejnego aniołka (inaczej to mi normalnie dym nozdrzami ucieka po całym dniu :-) )

renka - 2008-06-12, 00:26

Moim "zrobieniem" czegos dla siebie bylo przelamanie bariery czytelniczej (az wstyd pisac, ze "zawodowa" bibliotekarka moze miec z tym problem). W zeszlym tyg. pojechalam z dziecmi do mojej pracy - tym razem jako czytelniczka - i wypozyczylam sobie dwie lekkie powiesci. Wieczorami, gdy dzieci juz posnely to zamiast marnotrawic czas na WD ;) odplynelam zatapiajac sie w lekturze... Bardzo mi tego brakowalo - ostatnia bowiem ksiazke, ktora przeczytalam to byl "Malowany dom" Grishama przemeczony w szpitalu przed porodem Ronki.
Anka74 - 2008-06-12, 14:54

ewatara napisał/a:
a nie ma szansy na to, że np umówisz się z mężem i np chociaż 1 godzinę w ciągu dnia masz tylko dla siebie, a Ciebie tak jakby w domu nie było? i np robisz coś dla siebie albo leżysz i się relaksujesz, albo czytasz książkę, albo wyjdziesz na spacer.

...i owszem teraz jak ciepło to nawet często... tylko że coś mi sie ostatnio chyba z głowa porobiło bo w takich chwilach zamiast leżeć pępkiem do góry...nadrabiam zaległości...a bo to prasowanie, pranie, piekę chleb, ciastka dla wszystkich... - bo w domu tyle do zrobienia (bo odkąd jest nas pięcioro nie ma gdzie palca wcisnąć...bez przerwy się o coś potykamy:cichy, zabawki,buty...)Dwa pokoje i kuchnia nie stwarza nam wielkich przestrzeni życiowych. Może dlatego za dużo biorę na siebie... Może to ta totalna ciasnota tak przytłacza?Żeby coś przeczytać to muszę być na nogach ok 5, bo potem powoli wyłażą z łóżek, jedno po drugim...takie ranne ptaszki... :roll: A potem to machina się sama właściwie nakręca... nawet do fryzjera wszyscy się za mną ciągną... ]:-> Absurd...
...a może spróbuję zrobić świece?

[ Dodano: 2008-06-12, 14:55 ]
...tak...za chwilę M wraca z pracy...jeszcze dentysta ...i duję po parafinę...jakieś dodatki w domu znajdę...

Humbak - 2008-06-12, 17:51

Anka74, myślę, że to teraz nie pomoże ale 4 i 7lat to najwyższa pora by wdrażac dzieci do wspólnej opieki nad domem ;-) I to nie w formie 'zrobiłem' ale 'robię, jestem za to odpowiedzialny' - 4 latek spokojnie może dbać o to by buty nie stały nigdzie poza swoim miejscem a 7 latek np o książki i pluszaki na poczatek
ewatara - 2008-06-13, 22:37

Humbak napisał/a:
4 latek spokojnie może dbać o to by buty nie stały nigdzie poza swoim miejscem a 7 latek np o książki i pluszaki na poczatek
właśnie- mi Jasmi ( ma nieskończone jeszcze 1,5 roczku!) pomaga wywiesić pranie :mryellow: - serio! przynosi w rączkach to co znajdzie w pralce (nawet jak nie wyprane to już chce wyciągać (hi hi), a potem podaje po jednej sztuce, zbiera różne okruszki i daje mi do ręki, pomaga dziadkowi podlewać na działce (to nawet daliśmy radę sfotografować i jest na mojej galerii) w sklepie podaje towar pani, nawet jak sama nie wybiorę - idą wszystkie marchewki ze skrzynki :lol: (od razu widać, że wegedzieciak :lol: ). Mały pomocnik mi rośnie :-D .

Anka 74 super pomysł z tymi świecami ;-)

Anka74 - 2008-06-16, 14:35

Humbak napisał/a:
że to teraz nie pomoże ale 4 i 7lat to najwyższa pora by wdrażac dzieci do wspólnej opieki nad domem

no trochę je już wdrażam: ścielenie łóżek, sprzątanie zabawek (po młodszym braciszku również), trochę nawet biorą się za zmywanie talerzy... ;-) Czasem brakuje im chęci, ale dzięki temu może zrozumieją sens pomocy innym, jakąś odpowiedzialność za coś...Zdaję sobie sprawę z tego że jeśli teraz nie nauczymy ich tego, potem będzie coraz trudniej...

kociakocia - 2009-01-11, 18:12

mam ambitny plan siedziec z nia do konca 3 roku
zaś z mężem dogadałam się tak, ze ja sie opiekuję mała do jego powrotu z pracy, on wchodzi do domu i przejmuje obowiązki rodzicielskie, ja odpoczywam (czyli dalej siedze w necie, hahahaha :lol: ) karmi ją wieczornym żarełkiem, kąpiel to tylko obowiązek taty, ja może kapalam ja kilka razy, weekendy tez sa pod znakiem- wolnosc dla matki

Humbak - 2009-01-11, 21:28

kociakocia, to kiedy odpoczywa mąż po pracy?
kociakocia - 2009-01-11, 21:35

no po pracy przecież odpoczywa :-D nie każę mu kopać pola, ani gotować :lol: , przebywanie z ukochaną żoną i cudowna córeczką to samo szczęście :mryellow: :lol:

[ Dodano: 2009-01-11, 21:36 ]
boje sie powiedziec..................................................................ale mój mąż tez karmi dziecko w nocy :roll:

zina - 2009-01-11, 21:44

Mialam siedziec w domu z Klara minimum do roku co zbliza sie wielkimi krokami a ja caly czas nie chce jeszcze wracac do pracy (tzn szukac nowej tak naprawde).
A. pracuje w weekendy , w tygodniu studiuje, nie mamy tu zadnej rodziny do pomocy i czasem niestety trace cierpliwosc... :roll:

kociakocia - 2009-01-11, 21:50

kolezanka moja wrocila do pracy i jest styrana na maxa, praca-dom-dziecko-praca i tak w kolko, ale ze jest recesja, zwolnili cale biuro, stwierdzila raz, ze juz nie chce wracac do pracy a nastepnego dnia, ze wyjscie do pracy bylo dla niej jak wyjscie na plaze :roll:
arete - 2009-01-11, 22:02

Ja wróciłam do pracy we wrześniu i może nie powiem, że w pracy odpoczywam, bo codziennie jest młyn mniejszy lub większy, ale dobrze mi robi skupienie się na pracy, kiedy w niej jestem i niezajmowanie się np. tym ile Antoś zjadł na obiad. Psychicznie odpoczywam, na szczęście nie mam mnie w domu góra 6 godzin i zwykle wracam gdy moje dziecko budzi się z południowej drzemki. Nie czułam się mniej styrana będąc w domu z dzieckiem.
martka - 2009-01-11, 22:11

kociakocia, to se ustawiłaś męża, nie ma co ;-)
kociakocia - 2009-01-11, 22:13

martka, mój mąż to gatunek niespotykany, chetnie mi pomaga, moge na niego liczyć i nawet przed chwilka go pytalam, czy nie karmic w nocy malej, bo mi troche glupio, wkoncu on do pracy, a R mowi- nie, spoko, ja moge ja karmic, dzizyskrajs :oops: , czuje sie winnaaaaaaaaa nieco 8-)
Lily - 2009-01-11, 22:13

kociakocia, czy on ją karmi piersią? ;) :P
martka - 2009-01-11, 22:15

Lily, :mrgreen:
kociakocia - 2009-01-11, 22:16

arete, ale masz racje, napewno wyjscie do pracy może dzialać jak dobry szałer, jakis oddech czlowiek łapie
arete - 2009-01-11, 22:27

martka napisał/a:
kociakocia, to se ustawiłaś męża, nie ma co ;-)

Hm, to mój chyba też jest "ustawiony" (choć ja bym tego tak nie określiła) - dzielimy się większością obowiązków, z tym, że kąpanie jest domeną Przemka, z kolei ja gotuję. Po pracy odpoczywamy schodząc do poziomu podłogi i bawiąc się z Antkiem.

martka - 2009-01-11, 22:30

arete, mój też jest "ustawiony" (nie miałam nic złego na myśli posługując się tym określeniem) z tym, że ja nie mogę się zupełnie od tematu dzieciowego oderwać kiedy Piotrek wraca z pracy (tak jak pisała kociakocia), głównie ze względu na to, ze wiele rzeczy musimy robić wspólnie, ponieważ dzieci jest dwoje.
kociakocia - 2009-01-11, 22:32

8-)
arete - 2009-01-11, 22:35

martka napisał/a:
arete, mój też jest "ustawiony" (nie miałam nic złego na myśli posługując się tym określeniem)

martka, wiem. :-) Tyle, że mój adminuje na tym forum, więc muszę pisać tak asekuracyjnie trochę, żeby się nie obraził, gdyby przeczytał. ;-)
martka napisał/a:
wiele rzeczy musimy robić wspólnie, ponieważ dzieci jest dwoje

No dokładnie, nieustawienie w tej sytuacji to byłaby katastrofa.

martka - 2009-01-11, 22:36

arete napisał/a:
No dokładnie, nieustawienie w tej sytuacji to byłaby katastrofa.

dokładnie, po prostu nie miał nic do gadania ;-)

arete napisał/a:
muszę pisać tak asekuracyjnie trochę, żeby się nie obraził, gdyby przeczytał. ;-)
:lol: ;-)
zina - 2009-01-11, 22:41

Od poczatku wiedzialam ze A. nadaje sie na ojca, taka intuicje mialam :-)
To wlasnie on w glowniej mierze nalegal na dziecko a teraz jak sie razem swietnie z Klara dogaduja to moge sobie tylko pogratulowac wyboru ;-)

Czy bylybyscie w stanie pracowac kiedy to maz/niemaz siedzialby w domu w dzieckiem/dziecmi?
Czasem sie nad tym zastanawiam... :roll:

arete - 2009-01-11, 22:47

zina napisał/a:
Czy bylybyscie w stanie pracowac kiedy to maz/niemaz siedzialby w domu w dzieckiem/dziecmi?

Jeszcze miesiąc temu powiedziałabym "nie", ale teraz już byłabym chyba na "tak". Myślę, że faceta trzeba do tego bycia z dzieckiem przygotować czyli nauczyć co po kolei, co/kiedy dać jeść, jak ubrać na spacer itp. Jak to opanuje, można przeprowadzić próbę generalną. :-)

kociakocia - 2009-01-11, 22:48

zina to tak jak u mnie było!
zina napisał/a:
Czy bylybyscie w stanie pracowac kiedy to maz/niemaz siedzialby w domu w dzieckiem/dziecmi?
Czasem sie nad tym zastanawiam...
... ale to tak jak arete powiedziala - pełna rozpiska i jakos to by poszło
renka - 2009-01-11, 22:57

zina napisał/a:


Czy bylybyscie w stanie pracowac kiedy to maz/niemaz siedzialby w domu w dzieckiem/dziecmi?
Czasem sie nad tym zastanawiam... :roll:


Jezelibym nie karmila piersia i zarabialabym godziwe pieniadze (czyli mialabym wyzsza pensje niz ewentualny partner) to czemu nie (z tym, ze nie wczesniej niz dziecko skonczyloby choc roczek). No, ale u mnie tej opcji nie ma i nie bylo.

Ja siedze w domu z dziecmi juz ponad 3 lata i ostatnio zadarzylo mnie sie uslyszec, ze jestem wygodnicka i ze mam super warunki, skoro moge sobie pozwolic na takie dlugie siedzenie w domu z dziecmi.
No i w sumie to troche mi sie przykro zrobilo, bo nie do konca tak jest, ze robie to z wygody....
Ostatnio robilam sobie finansowe wyliczenie zwiazane z ewentualnym moim powrotem do pracy, co wiazaloby sie z wyslaniem dzieci do przedszkola i do zlobka i biorac pod uwage wysokosc mojej pensji bibliotekarskiej i fakt, iz teraz dostaje zasilek z MOPSu to wyszlabym praktycznie na 0....
Rozmyslam tez o zmianie pracy (na jakas lepiej platna), ale 3 lata spedzone w domu posrod pieluch i zastoj w rozwoju wlasnym (poprzez chocby zdobywanie przez ten czas jakichs dodatkowych umiejetnosci, ktore uczynilyby mnie atrakcyjna na rynku pracy) nie wroza kolorowo mojemu CV. No i fakt, ze jestem mama dwojki malych dzieci moga jakiemus potencjalnemu pracodawcy wydac sie pewnym utrudnieniem...
Ehhh, stresuje mnie najblizszy czas i wybory, ktorych powinnam dokonac, zeby polepszyc swoj i dzieci byt finansowy...

kociakocia - 2009-01-11, 23:08

renka, ten kto to powiedzial chyba chcial ci po prostu dopiec, dlatego OLAć i nie martwic sie ;-)
arete - 2009-01-11, 23:09

renka napisał/a:
ostatnio zadarzylo mnie sie uslyszec, ze jestem wygodnicka i ze mam super warunki, skoro mogę sobie pozwolic na takie dlugie siedzenie w domu z dziecmi.

Strasznie przykre, bezduszne, raniące słowa. Jeśli wypowiedziała je kobieta mająca dzieci to już naprawdę brak mi słów. :-(
renka, jestem pewna, że zdołasz sobie wszystko jakoś poukładać. jeśli mogłabym coś zasugerować a propos tych rozmyślań dot pracy, to nie zakładaj, że dzieci będą problemem dla Twojego przyszłego pracodawcy. Takie myślenie może Cię blokować, a to się chyba da wyczuć w czasie rozmowy kwalifikacyjnej.
Trzymaj się!

kociakocia - 2009-01-11, 23:20

dokladnie! mysl pozytywnie, dzieci wkoncu sa dośc powszechne :-D , wogole sie nie przejmuj za mocno, jestesmy tu z toba, jak bedzie trzeba to pomozemy :-D
bodi - 2009-01-11, 23:23

dokładnie, renka, zastanów się nad tym ile nauczyłaś się zajmując sie przez te kilka lat dziećmi. To jest mnóstwo umiejętności, choćby organizacja, cierpliwość, umiejętności negocjacyjne ;)

trzymaj się :)

renka - 2009-01-12, 12:14

Cytat:
Takie myślenie może Cię blokować, a to się chyba da wyczuć w czasie rozmowy kwalifikacyjnej.


No wlasnie juz blokuje, a jak na razie to dopiero zaczelam o tym snu plany...
Wiecie, ja po prostu nie wiem jak to wszystko rozegrac... Boje sie posylac na raz 2 dzieci do publicznych placowek (pomijajac juz, ze nie jestem zwolenniczka zlobkow i wewnetrznie czuje, ze jak dziecko nie bedzie w stanie werbalnie wyrazic swoich potrzeb, to do tego czasu ja bede trzymac nad nim piecze - ale moze to jakies chore myslenie... :roll: ), tyle sie bowiem slyszy o tym, jak dzieci czesto choruja podczas pierwszego roku przedszkolnego (wiem, wiem, bez sensu zakladac czarny scenariusz, ale trzeba sie z tym niestety liczyc). I w momencie gdy mi dziecko zachoruje to kto bedzie z nim siedzial w domu? Oczywiscie ja. Dlatego pisalam o tym, ze dla nowego pracodawcy moze to stanowic pewien problem (zreszta nie wiem tez, jak na to bedzie spogladal obecny pracodawca).
Ja sobie wstepnie zalozylam, ze w tym roku posylam Ronke do przedszkola i poobserwuje jak sie zaadoptuje przez 1 miesiac (wychowawczy mam do pazdziernika). Jak wszystko bedzie ok. to wtedy pomysle co z Fionka i ewentualnie wtedy wroce do pracy, najwyzej poczatkowo poprosze o 1/2 etatu, zeby to jakos w miare bezbolesnie dla wszystkich zainteresowanych sie odbylo...

kociakocia - 2009-01-12, 12:48

kochana dzieci podobno choruja w takich placowkach i jest to normane otyle, ze wlasnie lapia odpornosc, tego sie chyba nie przeskoczy, ale mysle, ze dobrze robisz, ze najpierw 1no dziecko, to tez jakos i ciebie stopniowo przygotuje do zmiany :-)
ale nie zakladaj zlych scenariuszy od razu bo w jakims sensie programujesz siebie i przyszłosc, raczej nastawiaj sie na to, ze bedzie calkiem dobrze :-)
jestes dzielna na maxa, dasz rade!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ag - 2009-01-12, 13:45

renka napisał/a:
No i fakt, ze jestem mama dwojki malych dzieci moga jakiemus potencjalnemu pracodawcy wydac sie pewnym utrudnieniem...


Ale wcale nie musisz o tym informować pracodawcy na dzień dobry. A jeśli już padnie takie pytanie, choć w sumie nie powinno, to zastanów się właśnie nad tym jak to pozytywnie przedstawić. Mialam w pracy kolezankę z dwojką małych dzieci i to ona byla moim zdaniem najlepszym pracownikiem w naszym departamencie: świetnie zorganizowana, wszystko zaplanowane (wystarczylo coś raz z nią ustalic i NIGDY nie musialam jej o tym przypominać, po prostu rewelacja), szybko podejmuje decyzje, doskonale sobie radzi ze stresem, pracą pod presją czasu, robieniem kilku rzeczy na raz, koncentracją, ustalaniem priorytetów. I jestem przekonana, że opieka nad dziećmi pomogła jej rozwinąć te umiejętności, z tego co się zorientowałam to jej młodszy syn sporo chorował i dużo czasu spędził w szpitalu. Więc trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia :-)

kociakocia - 2009-01-12, 17:48

trzymam kciuki, zawsze możemy ci pomóc podkoloryzowac ciutek CV ]:->
renka - 2009-01-12, 22:00

kociakocia napisał/a:
trzymam kciuki, zawsze możemy ci pomóc podkoloryzowac ciutek CV ]:->


:lol:

Wlasnie o tym rozmawialm ostatnio z moim znajomym, ktory powiedzial, ze powie mi co mam sobie wpisac do umiejetnosci w CV i jak ktos poczuje przez to moja atrakcyjnosc to szybko mnie w tych rzeczach podszkoli (chodzi glownie o komputerowe sprawy) ;-)

hetepheres - 2009-01-12, 22:51

renka napisał/a:
(...) 3 lata spedzone w domu posrod pieluch i zastoj w rozwoju wlasnym (...) nie wroza kolorowo mojemu CV. No i fakt, ze jestem mama dwojki malych dzieci moga jakiemus potencjalnemu pracodawcy wydac sie pewnym utrudnieniem.

Dla nornalnego pracodawcy Twoje umiejetnosci zdobyte wlasnie "posrod pieluch" beda jak najbardziej atutem!!
(A jestem pewna, ze chcialabys miec normalnego, zyciowego, przyjaznego szefa - kazda z nas, poki co niepracujacych o takim marzy ;-) )
Umiejetnosc pracy w stresie, podzielnosc uwagi, odpowiedzialnosc, sumiennosc, gospodarnosc, umiejetnosc przewidywania, zdolosc negocjacji...
Gdzie mozna to podszlifowac jak nie pod dachem wlasnego domostwa :?: :mryellow:
I uwazam, ze wlasnie to powinnas umiescic we wlasnym CV.
Na odatek bedzie to swieta prawda :-D
Ja wlasnie tak poczynie, ale za czas jakis. Minimalnie - za pol roku, max za rok.
Poki co jestem darmozjadkiem, na mezowym garnuszku i wcale nie czuje sie jakbym byla na wakacjach.
Szkoda tylko,ze za wychowywanie dzieci nie ostaje sie u nas kasy, bo ja moglabym tak jeszcze dluuugo :mrgreen: :mrgreen:
Pozdrawiam

Edit: wlasnie doczytalam,ze Ag pisala o czyms podobnym ;)

kociakocia - 2009-01-13, 09:18

renka nie pozostaje Ci nic innego niz myslec, ze jestes super zajebista babeczka i masz super zajebiste dzieci, tak jak napisaly dziewczyny, masz same atuty, zaś CV dobrze zmontowane, klarowne to podstawa, jak chcesz mogę Ci wysłać doskonały wzór, no i nalezy zawsze o sobie pisac i mowic jaknajlepiej ;-)
agaB - 2009-02-11, 22:38

Też chciałabym wypowiedź się odnośnie żłobków i jak długo siedzieć z dzieckiem.
To po pierwsze z dzieckiem na pewno do 3 lat. Nie wyobrażam sobie zostawienia Cypka z obcą osobą, do której będzie lub nie przytulał się.
Po drugie, ja jestem żłobkowym dzieckiem i jakoś w pamięci został mi obraz żłobkowych przewijaków i płacz. Moja mama dużo czasu poświęcała domowi, a nie dzieciom i chyba dobrze mi to nie wyszło. Jakoś mam w głowie złe obrazy, dlatego nigdy nie wysłałabym dziecko do żłobka. Wolałabym znaleźć nianie.

kociakocia - 2009-02-12, 09:32

dobrze ,że Cypek ma taką mamę :->
mandy_bu - 2009-02-12, 13:16

Fajnie, że założony jest ten temat. Kochani, ja właśnie zastanawiam się, czy wracać do pracy (tzn, mam możliwość podjęcia zupełnie nowej roboty). Jednak musiałabym zatrudnić niańkę, których zawsze byłam przeciwniczką. :-/ . Co robić??? help! help!, nie mogę podjąć decyzji!!! (Nienawidzę takiego stanu - totalna ambiwalencja) :evil:
kociakocia - 2009-02-12, 13:34

Zostań z dzieckiem :-) :-) ta miłość, bliskość dla niego jest w tym momencie życia najważniejsza, to jest bogactwo na całe jego późniejsze życie :-)
Uśmiech, czułość, głos mamy- nieocenione, żadna niania tego nie da, nie wierze w to i nie zamierzam uwierzyć.
Widzę te niańki prowadzące dzieci codziennie, ida jak mumie, jakby były robotami, cicho suną z wózkiem... to mnie za każdym razem przekonuje, że dokonałam właściwej decyzji, chociaż nie raz już miałam słabsze momenty... np. wczoraj, bo czuje wewnętrzną nieprzeparta ochotę tworzenia, kreowania, projektowania jak wcześniej robiłam, ale to musi po prostu poczekać.
Wszystko podobno przychodzi we właściwym momencie... :-D Musze się tego trzymać 8-)
p.s. i jeśli sytuacja wasza finansowa pozwala byś została z dzieciaczkiem...czego chcieć więcej :-D

daria - 2009-02-12, 13:41

mandy_bu to zależy od wielu rzeczy:
ja np. wiem, że muszę wrócić do pracy bo.. nie stać mnie na urlop wychowawczy, mąż za mało zarabia i mamy kredyt.. a poza tym pracuje dwa dni w tygodniu i może zająć się dzieckiem jak ja będę w pracy... ale nawet gdyby nie mógł to wolę zarobić 1500 zł, oddać powiedzmy 800 niańce i zachować pracę i resztę kasy... chociaż teraz łatwo mi mówic.. a co będzie zobaczymy...
musisz przemyśleć co dla Ciebie jest wazne...

ag - 2009-02-12, 14:01

mandy_bu, to trudna decyzja. Na pocieszenie mogę powiedzieć tyle, że zawsze można zmienić zdanie i skorzystać z urlopu wychowawczego. Ja zdecydowałam się na wczesny powrót do pracy ale miałam niestety zle doświadczenie z opiekunkami. Jedna zrezygnowała z pracy nagle (podobno z powodu choroby ojca), praktycznie z dnia na dzień. Z drugiej, znalezionej na szybko nie byłam zadowolona. Do tego miałam jeszcze ogromne problemy w pracy z toksyczną szefową, więc - po długim namyśle - skorzystałam jednak z urlopu wychowaczego. Niestety w dobie kryzysu skończyło się to tym, że teraz jestem bez pracy. Ale nie żałuję bo czas spędzony teraz z Łukaszem na pewno zaprocentuje. A zwłaszcza jak się przysłuchuję opiekunkom na placu zabaw - 99% z nich nie chciałabym zostawić swojego dziecka.
Agnieszka - 2009-02-12, 14:13

Ja musiałam wrócić do pracy i zdecydowałam się na opiekunkę (Ada miała wówczas ok 10 miesięcy). Pani nam się sprawdziła, gdy moje dziecko poszło do przedszkola zajmowała się jeszcze 2 dzieci z naszego podwórka. W tym roku znów wróciła do nas (odbieranie ze szkoły) i dyżuruje również chorobowo/ świątecznie przy ostatniej dziewczynce, którą się zajmowała a w tym roku debiutuje w przedszkolu.
Dla nas opiekunka jest b bliską osobą, traktujemy ją jak babcię (dzieci z podwórka również). W wakacje odwiedzała Adę u moich rodziców na działce, kilkakrotnie Ada u niej nocowała, odwiedzały jej rodzinę (mąż naszej Babci oczywiście też został dziadkiem :) ). Teraz jak jestem chora przyjechała w odwiedziny, zrobiła zakupy, przywiozła sprzęt do masażu.
Nasza Babcia Marysia jest świetna.

mandy_bu - 2009-02-12, 14:32

Dzięki dziewczyny, choć nie powiem, mam w głowie niezly mix.
Oczywiście wiem, że nigdy nie będę żałowała czasu spędzonego z dzieckiem, ale gdybym znalazła taką panią o której pisze Agnieszka, to byłoby zbyt piękne. Ta praca, którą miałabym zacząć jest moją wymarzoną (no może nie pod względem finansowym), obawiam się, że jeśli będę zwlekać z decyzją, to przejdzie mi kolo nosa. Na razie staram się traktować to lightowo, czyli: "w każdej chwili dopóki umowa nie podpisana mogę się wycofać."

kociakocia - 2009-02-12, 15:21

mandy_bu, ciężka decyzja, idzie potężny kryzys, więc może być i tak, że jak się teraz o pracę nie załapiesz potem może jej już nie być... kupuj kamerę, instaluj w chałupie, nasłuchuj i podglądaj :-) , ja gdybym musiala okablowalabym mieszkanie, nie mam za grosz zaufania do obcych ludzi. I życzę Ci takiej niani jak ma Aga, to jest prawdziwy skarb- i jak widać się zdaża :-)
(mi zawsze się zdarzają wymarzone prace kiedy nie mogę skorzystać :-? )

Jagula - 2009-02-12, 15:27

mandy_bu idź do pracy!!!zwłaszcza jak to jest ta wymarzona! Ja siedzę w domu i żałuję tego siedzenia... nie żałuję oczywiście czasu spędzonego z dzieckiem...ale :->
mandy_bu - 2009-02-12, 17:25

dzięki dziewczyny! Trzymajcie kciuki! :mryellow:
Agnieszka - 2009-02-12, 17:32

młode dziewczyny które przychodziły nie byłam zadowolona, nasza babcia była z polecenia oczywiście musiałyśmy się dotrzeć (babcia nie jest wege i nawet nie ma takich skłonności)
renka - 2009-02-12, 21:00

Mandy_bu, gdybym mnie stac bylo na opiekunke to chyba bym skorzystala z tego i wrocila do pracy...
Zwolenniczka zlobkow nie jestem, przedszkole to co innego. Dlatego zamierzam Ronke od wrzesnia poslac do przedszkola - wstepnie na kilka godzin, zeby sie zaklimatyzowala.
Nie wiem jeszcze co zrobie z Fionka... Bo wczoraj dzwonila do mnie kolezaznka z pracy i mnie sie zatesknilo za powrotem...
Wprawdzie mam jeszcze 1,5 roku platnego urlopu na Fionke, ale nie wiem co na to moj pracodawca, bo czyz atrakcyjna jest pracownica (szczegolnie, ze pracowala tylko przez pol roku), ktora 4 lata bedzie siedziec w domu z dziecmi? :roll:
Zrob to co czujesz - jezeli masz mozliwosc urlopu wychowawczego to zawsze mozesz wrocic do pracy i jak cos Ci nie bedzie pasowac to go poznej wykorzystac, jak zechcesz (nie pozniej niz Twoje najmlodsze dziecko skonczy 3 latka).

topcia - 2009-03-04, 03:38

A ja mam takie pytanie-kiedy po raz pierwszy zostawiłyście swoje Dziecię pod opieką innej osoby? Nie mowię o wyjściu do sklepu. Mam na myśli wypad na kilka godzin. ;-)
ag - 2009-03-04, 08:02

Ja zaczęłam od krótszych wyjść - na kontrolę do ginekologa (po porodzie), po 3 miesiącach zaczęłam wychodzić na aerobik. Dłuższych wyjść starałam się unikać bo karmiłam piersią i nie chciało mi się odciągać pokarmu.

Mandy_bu, postanowiłaś już co z powrotem do pracy? Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło jak najlepiej :-)

kociakocia - 2009-03-04, 08:03

topcia, ja jakoś nie potrafię jej zostawić, choć mam dziewczynę, która po pracy, wieczorami i nocą mogłaby zostawać na kilka h... ale to pewnie kwestia wiosny :mryellow:
renka - 2009-03-04, 08:05

topcia napisał/a:
A ja mam takie pytanie-kiedy po raz pierwszy zostawiłyście swoje Dziecię pod opieką innej osoby? Nie mowię o wyjściu do sklepu. Mam na myśli wypad na kilka godzin. ;-)


Ja Ronke zostawilam juz w pierwszych dniach zycia, jak musialam jechac sciagnac szwy cesarkowe i zalatwic sprawy z USC ;-) Fakt, ze wtedy zamawialam taksowke, zeby to wszystko szybko rozegrac, wiec znow tak dlugo mnie nie bylo.
A tak na naprawde dluzszy czas to zostawilam ja z babcia jak szlam rodzic Fionke (czyli na 3 dni).
Fionka byla zostawiana na kilka dobrych godzina z dziadkami, gdy Ronka byla w szpitalu - Fionka miala wowczas ok 6-7 miesiecy.

topcia - 2009-03-04, 12:18

kociakocia napisał/a:
opcia, ja jakoś nie potrafię jej zostawić,

to tak jak ja.... do sklepu jedynie. I jak piszą dziewczyny, pokarmu nie chhciało mi się odciągać. A teraz Wsia tak do cyca się przyzwyczaiła, że pewnie byłby dramat. Ale też na szczęście nie ma takiej potrzeby ;-)

mandy_bu - 2009-03-04, 12:34

ag, tak po wielu przemyśleniach w tą i z powrotem, stwierdziłam,że czekam do września/października, a wtedy zobaczymy. W niedzielę mój mały bąk kończy roczek i naprawdę nie wyobrażam sobie zostawienia go z kimś obcym. Moim zdaniem jest jeszcze za mały. To jest niesamowite,ale jak się okazało, że mnie chcą i mam możliwość zawodowego wyboru,wtedy ciśnienie na pracę "mi spadło" i wybieram dom i dobrze mi z tym. :-D
kociakocia - 2009-03-04, 12:38

mandy_bu napisał/a:
wybieram dom i dobrze mi z tym
super :-D
ag - 2009-03-04, 13:39

Super, że udało Ci się znaleźć takie rozwiązanie, z którym się dobrze czujesz. Najważniejsze to mieć możliwość wyboru :-)

Ja też się teraz świetnie czuję, zajmując się Łukaszem i domem. Mam takie poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. Niby rozglądam się za jakąś pracą ale bez zbyt wielkiego zaangażowania. Też czekam na jesień, aż Łukasz pójdzie do przedszkola.

zojka3 - 2009-03-04, 14:43

topcia napisał/a:
I jak piszą dziewczyny, pokarmu nie chhciało mi się odciągać.

Tak, to jest bardzo upierdliwe :lol:
Z zostawianiem Kaliny z tatusiem przesiliłam się jakoś w drugim miesiącu i teraz nie mam oporów. Ostatnio jakoś mi się nie udaje, chyba właśnie przez ten pokarm ale czuję, że strasznie tego potrzebuje. Podziwiam dziewczyny, które cały czas są przy dziecku, bez dłuższego oddechu. No chyba, że dzieci spokojne i chętne do spania...no nie wiem.

renka - 2009-03-04, 22:39

topcia napisał/a:
I jak piszą dziewczyny, pokarmu nie chhciało mi się odciągać.


Ja nigdy nie odciagalam. Po prostu jak zostawialma dzieci same to wczesniej je staralam sie w miare porzadnie nakarmic, najlepiej tez zostawic uspane.
Jak Ronka byla 3 dni w szpitalu to Fionka juz byla na tyle duza, ze jadala co nieco poza moim cycem, wiec udawalo sie ja zajac np. zupka czy tez chrupkami, ale zdarzalo mnie sie dostawac tel. od mojego taty, ze musze juz wracac, bo Fionka juz nie daje rady bez mojego cyca.
Dobrze, ze wowczas mial kto byc z Ronka w szpitalu, bo na zmiane byla z nia moja mama i siostra, a ona obie bardzo lubi.

Martuś - 2009-03-12, 00:56

Ja wróciłam na studia jak Jaś miał 6 tygodni i od tego czasu zostawał pod uniwerkiem z moją siostra na czas zajęć, czyli na 1,5 h na początku. Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz wyszłam tak na 2-3 h, pewnie jak miał kilka miesięcy. Pokarmu nigdy nie odciągałam, zawsze go karmię przed wyjściem po prostu, a teraz jak je coś poza cycem to zawsze można go czymś dopchać jak mnie nie ma, ale chyba i tak nigdy jeszcze na dłużej niż 3,5 h to Jasia nie zostawiłam. Zostawiam go zawsze z moją siostra albo mamą, bo tylko do nich mam pełne zaufanie w kwestii opieki najwyższej jakości. Jaś nigdy nie miał z tym problemu, uwielbia z nimi zostawać i ma zwykle lepszy humor niż będąc tylko ze mną ;) Chciałabym wychodzić częściej, ale nie mam czasu i ze wzgl na to, gdzie mieszkam, ciężko to zorganizować.
elenka - 2009-03-12, 19:24

Ja jak pisałam w innym wątku jak Krzyś miał 4 miesiące został z tatą na cały dzień i kawałek nocy. Do tej pory zdarzyło się to już kilkanaście razy, zawsze jak jadę robić zdjęcia, ale też zostaje z dziadkami u których się dobrze czuje na kilka godzin jak chcemy coś załatwić albo pojechać do kina.
Ja sama mam wielką potrzebę "wychodnego" raz na tydzień aby odpocząć, odetchnąć od domu.

zojka3 - 2009-03-13, 09:12

elenka napisał/a:
Ja sama mam wielką potrzebę "wychodnego" raz na tydzień aby odpocząć, odetchnąć od domu.

dobrze, że to napisałaś, bo już myślałam, że jestem z tych wyrodnych ;-)

alcia - 2009-03-13, 09:33

zojka3 napisał/a:
dobrze, że to napisałaś, bo już myślałam, że jestem z tych wyrodnych ;-)

no co Ty, ja np. mogę tu świecić przykładem w kwestii dbania o odpoczynek od obowiązków domowych ;) . Raz w tygodniu to musowo, a najlepiej jeszcze kilka choćby krótkich chwil w między czasie. (dziś np. jadę na cały weekend do Poznania, tatuś niech się dobrze bawi w domu ;) )

[ Dodano: 2009-03-13, 09:34 ]
ps. i absolutnie nie jestem wyrodna! Po prostu poza tym, ze jestem mamą, jestem też człowiekiem który lubi robić dużo różnych rzeczy, który ma swoich znajomych, przyjaciół itp.

zojka3 - 2009-03-13, 09:45

alcia, ja na początku byłam bardzo rozerwana, bo nie miałam ochoty się 100% "poświęcać" dla dziecka. Był moment, że zatraciłam siebie (i jeszcze do końca nie odzyskałam chyba) ale potem stwierdziłam, że nie można być dobrą matką wlaśnie robiąc coś czego się do końca nie chce. A więc poświęcić całej siebie dla dziecka.
Strasznie kalinę kocham ale nie umiem być dla niej przez 24 godziny i robić wszystko tylko dla niej.
dzięki

kociakocia - 2009-03-13, 09:48

zojka3 napisał/a:
już myślałam, że jestem z tych wyrodnych
musimy wychodzic, zeby utrzymac psyche w prawidłowej kondycji i najlepiej by było 1 w tyg, chociaz mi nie zawsze to wychodzi, a weekendy ubóstwiam spedzac z mężem, chociaz, zostawiam go w kwietniu na 1 weekend i wybieram sie z koleżankami :mryellow: hxxp://www.stenaline.pl/promy/rejsy/fitness-weekend/
alcia - 2009-03-13, 09:50

Wiesz, ja miałam trochę inne podejście, tzn. maleńkie dziecko angażowało mnie całkowicie, byłam nim zachwycona, zajmowaniem się itp i nie czułam potrzeby od tego uciekać. Ale wraz ze wzrostem samodzielności dzieciaka i możliwości zostawienia go z tatusiem, wzrastała też moja potrzeba powrotu do życia pozarodzinnego. Nie dzieje się to nigdy kosztem dzieci, nie ma w tym nic złego i wszyscy są zadowoleni :) Jak nie wyjdę gdzieś na dłużej raz na jakiś czas, to ja zwyczajnie zaczynam świrować i nikt na tym dobrze nie wychodzi (zwłaszcza mąż), bo alcia przeistacza się w potworną francę i chodzi jak bomba zegarowa ]:-> także mąż już dawno zrozumiał, że swoją porcję rozrywki muszę mieć, bo inaczej źle się dzieje :)
DagaM - 2009-03-13, 09:54

kociakocia, wow, gratuluję rejsu! Naprawdę niezły pomysł!!!
kociakocia - 2009-03-13, 10:12

DagaM, marze by poleżeć na leżaku, słuchać szumu fal i mieć wszystko w dupie, relax, relax... :mryellow:
DagaM - 2009-03-13, 10:22

doskonale jestem w stanie pojąć Twoją potrzebę, oh yes!!!! :mryellow:
kociakocia - 2009-03-13, 10:49

niechże sie tylko wreszcie ]:-> zrobi chociaz 10C, tata w dom- mama na rower :mryellow: , wreszie spełnie życzenia mego męża, bym sobie częściej wychodziła z chałupy :lol:
Malati - 2009-03-13, 11:07

Dziewczyny szcześliwa mama to szczęśliwe dziecko,więc nie miejcie wyrzutów sumienia kiedy robicie coś tylko dla siebie.Całowite poświęcenie się tylko dziecku nie jest według mnie normalne i nie prowadzi do niczego dobrego.Dziecko w miare jak dorasta powinno widziec ze jego rodzice maja zainteresowania.pasje przyjaciół itp to ważne dla dzieciaka rozwoju.Ja tez staram sie ile tylko sie da wyszarpywac tego czasu dla siebie,marze o tym aby pójść do pracy ale na dzien dzisiejszy to niewykonalne. :-/
kociakocia - 2009-03-13, 12:06

czarna96 napisał/a:
Dziecko w miare jak dorasta powinno widziec ze jego rodzice maja zainteresowania.pasje przyjaciół itp
dokładnie! ja nie rezygnuje z przyjemności :-D
no i dziecko powinno wiedziec też, że ma tatę ( o ile go ma oczywiście).
ja wczoraj wieczorem byłam sama i musiałam małą położyć spać, dać jeść przed snem i była istna histeria, doszłam do wniosku, że przyzwyczaiła się, że to tatuś ją kąpie, karmi na kolację i lula do snu... mama była be! :-?

elenka - 2009-03-13, 13:57

U mnie to samo, nigdy nie czułam się wyrodna z tego powodu, zawsze zostawiam Krzysia w dobrych rękach i jak już robię coś sama poza domem, to staram się nie myśleć, co tam u niego.
I oprócz wyjść do pracy, to udało mi się kilka plenerów zdjęciowych zaliczyc i pobytów w ciemni albo chociaż rejsu po ciuchlandach. Czasami wystarczy gorąco czekolada wypita w ulubionej knajpie.
Mam podobnie jak alcia jak zbyt długo nie mam czasu dla siebie, to J. już sam sugeruje, że może gdzieś pójdę, bo najczęściej na nim się moja frustracja odbija :mryellow:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group