| |
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
 |
Wiek przedszkolny - Kary w przedszkolu...
amudabi - 2013-02-15, 19:27 Temat postu: Kary w przedszkolu... Mam takie pytanie, jakie macie doświadczenie wy rodzice i wasze dzieci jesli chodzi o metody wychowawcze w przedszkolach...ostatnio zjeżyło mnie postepowanie nowej pani wychowawczyni w przedszkolu mojej córki. Kalinka jak to dziecko wiadomo jest "żywa" energiczna, ale jest myślącą dziewczynka, rozsądną jak na swój wiek. Jakiś czas temu w zabawie pojawił sie problem "kary". Jednak z lalek ciagle była "odsyłana" do kąta. Zapytałam czemu tak, więc Kalinka oznajmiła ze wiesz mamo bo ona była niegrzeczna, u nas w przedszkolu jak ktoś jest nie grzeczny, jest sadzany za karę w kącie przy stoliku. Po czym ze łzami w oczach wypaliła :"mamo, ja tez tak siedziałam, było mi bardzo źle!"No i oczywiście dalej niczego nie mogłam się dowiedzieć bo dziecko zanosiło się od płaczu, a do histeryków nie nalezy, znaczy bardzo ja to dotkneło, do tego stopnia że nie chce chodzic juz do przedszkola. Byłam rozmawiałam z panią, i ona twardo obstaje przy ty ze kary sa potrzebne, i one- panie tak postępują. A co dziecko przeżywa to juz tych pan nie interesuje. Mnie to się w głowie nie mieści. Jeśli dziecko ma dobrze zorganizowany czas, nie rozrabia, nie ma potrzeby karania, a jezeli juz jakies sytuacje się zdarzają takie, to tylko rozmowy i tłumaczenie, i ewentualnie kontakt z rodzicem. Nt kar przeczytałam min.:
"Izolacja - to rodzaj kar zalecany przez Marię Montessori i stosunkowo często praktykowany w szkole. Jeśli dziecko przeszkadza w pracy i w zabawie kolegom lub nauczycielowi, usuwa się go z tej zabawy lub z danego zespołu, sadza na pewien czas oddzielnie itp. Ten rodzaj kar przede wszystkim, choć nie wyłącznie, nadaje się do stosowania w przedszkolach oraz niższych klasach szkoły podstawowej. Dodać należy, iż izolacja jest karą wymagającą ostrożności i subtelności wychowawcy, gdyż łatwo przybiera postać karykaturalną, znaną z najgorszych tradycji do kąta lub tzw. oślej ławki."
Poza tym uważam że to są małe dzieci, zbyt małe by je w ten sposó "trenować" uważam że granica tu jest zbyt delikatna i można zwyczajnie bardzo mocno skrzywdzić dziecko, doznaje ono uczucia wyalienowania, czuje się poza grupa i jest narażone na upokorzenie.
Uważam że to jest pomyłka wielka stosowanie takich kar w przedszkolu.
Dużo lepszą metodą wychowawczną jest stosowanie nagród, tak by dziecko kojarzyło że dobry gest czy uczynek jest nagradzany...ale ta pani nie była w stanie tego zrozumieć.
I powiem szczerze że mam problem, bo efekt jest taki że córka nie chce słyczec o przedszkolu.
majaja - 2013-02-15, 21:46
| amudabi napisał/a: | | Uważam że to jest pomyłka wielka stosowanie takich kar w przedszkolu. | dzieci w grupie to zupełnie co innego niż dziecko jedno w domu. Gdy ja z synem byłam na placu zabaw nigdy nie wpadł na pomysł by sypać starszym chłopcom piaskiem w oczy, ale gdy w przedszkolu zbierała się szatańska trójca to różnie bywało. A sama kara odesłania go kąta może mieć różna formę, można "mój drogi, idź tam, usiądź, uspokój i zastanów sie nad tym co wyrabiasz" (cytat z p. Kasi, a mozna wrzeszczeć: idż zejdź mi z oczu, bo mam cię dość.
A za co tak w ogóle twoja córka została ukarana?
mimish - 2013-02-15, 22:04
U mojej corki tez sadzaja dzieci do oddzielnego stolika. Dzieje sie to po uprzednim upomnieniu, jesli brak poprawy ze strony dziecka. Moja corka nie traktuje tego jako kary, mowi ze dzieci musza od siebie odpoczac bo sprzeczaja sie np. o zabawke czy jedno uderzy drugie..chociaz wszystko zalezy od dziecka, sytuacji i od Pani przedszkolanki. Czasem rozdzielenie dzieci wydaje sie byc najlepszym sposobem. Warto zapytac czy w tym wypadku dziecku wyjasnia sie czemu zostaje odizolowane.
excelencja - 2013-02-15, 23:00
Jestem mega przeciwniczką kar.
Im dłużej pracuję z dziećmi - nie żebym była jakąś weteranką- tym dokładniej widzę jak wielce są one - kary- krzywdzące i jak fałszywe jest ich działanie.
Sama nie stosuję. W pracy nigdy przenigdy. W domu też nie - aczkolwiek zdarza mi się zapędzić i zacząć grozić czymś tam, a potem muszę odkręcać
Zwłaszcza, że moje dziecko jest bardzo wyczulone na pojęcie kar i robienia 'czegoś za coś' i zawsze mnie przywołuje do porządku. W przedszkolu została ukarana raz - przez nie swoją panią- bo nadepnęła niechcący koleżance na rękę.
Miałam chęć ów panią udusić - niestety trafiły się jakieś dni wolne a potem pani i tak by nie skumała- zwłaszcza, że nie jest z tych kumatych.
Poza tym piszesz o nagrodach- a czym one się różnią od kar w zasadzie?
mgo - 2013-02-15, 23:06
Sądzę, ze Maria Montessori nigdy nie chciała aby kary stały się sposobem rozwiązywania problemów. W tej pedagogice chodzi raczej o dialog i wsłuchanie się w to co mówi, czuje i myśli dziecko. Odizolowanie to raczej pozbycie się chwilowe problemu, a nie jego rozwiązanie.
MartaJS - 2013-02-15, 23:06
Niezależnie od tego, czy coś się nazywa karą, czy izolacją, czy popiera kary, czy nie, czy metodę zaleca Maria Montessori, czy super niania, czy ktokolwiek inny, jeśli dziecko zanosi się od płaczu i nie chce iść do przedszkola, to coś zostało tu zrobione nie tak. Zresztą tak jak zacytowałaś:
| Cytat: | | izolacja jest karą wymagającą ostrożności i subtelności wychowawcy, gdyż łatwo przybiera postać karykaturalną, znaną z najgorszych tradycji do kąta lub tzw. oślej ławki |
Paniom chyba tej ostrożności i subtelności zabrakło, jeśli skutek jest taki jak opisujesz.
Humbak - 2013-02-15, 23:41
w montessori nie ma kar i nagród i tak jak excelencja jestem im przeciwna. Ale mniejsza tu o filozofie, istotne jest to, co zrobiły wychowawczynie.
| amudabi napisał/a: | | mamo, ja tez tak siedziałam, było mi bardzo źle! | nie wiem, co zrobiła Twoja córeczka i po co te panie zastosowały metodę siedzenia na krzesełku, ale z tego co piszesz, ta sytuacja jest zupełnie bez sensu. Niczego nie nauczyła, niczego nie rozwiązała - zakładając, że Twoja córcia zrobiła coś źle, reakcja pań sugeruje ich myślenie "skoro ty zrobiłaś przykrość to masz, teraz będzie przykro też tobie" - nie wiem czy o to chodzi w edukacji dzieci
Za co lale są oddalane do kąta?
amudabi - 2013-02-16, 10:46
| MartaJS napisał/a: |
Paniom chyba tej ostrożności i subtelności zabrakło, jeśli skutek jest taki jak opisujesz. |
więc właśnie jestem o tym przekonana dlatego mnie to rozsierdziło.
Jestem przeciwniczką kar i tak jak excelencja ich nie stosuję ,wyjaśniam rozmawiam upominam, ale przede wszystkich chodzi o to wyczuwanie moemntu kiedy można wkroczyc z jakimiś uwagami bo czasem rodzic jest nadgorliwy i niepotrzebnie epatuje, czy coś takiego...więc czasem lepiej poobserwować dać czas, dzieci tez potrafią same wyjaśnic sobie parę kwestii, a w tym przypadku, nawet nie wiem czy to takie istotne co zrobiła córka, iwem od pani że mają taką metodę że najpierw upominają a jak nie zadziała to na ławkę kar. Ale z pewnością subtelnością nie grzeszą i nadmiernie nie przemyśliwują, nad czym najbardziej ubolewam, bo są to młode dziewczyny po szkole dopiero, po mojemu powinny mieć otwarte głowy i serca przede wszystkim, a tu pach, od razu kary...mnie tego nie uczyli na pedagogice, ale najbardziej uczy bycie rodzicem.
Wkurza mnie to bardzo bo co by nie mówić taka kara jest elementem z typu :"łamiących dziecko" dla mnie to niedoposzczalne.
Próbowałam dowiedzieć się co takiego zrobiła, ale kończyło się to płaczem więc dałam spokój, w zabawie lalki były karane za to że sprzeczały się z sobą, więc mogę się domyślac że być moze o to chodziło, wiem że Kalinka wspominała cos że chłopiec wyrwał jej lalkę, więc może to był ten "incydent". Ale dla mnie to jest mniej istotne uważam że zabrakło własnie paniom tej subtelności i ostrożnosci, generalnie w ogóle kara na tym szczeblu rozwoju jest głupotą. Ech szkoda gadać. Umówiłam się z paniami na indywidualne konsultacje po godzinach, porozmawiam wyjasnię swój punkt widzenia.
żuk - 2013-02-16, 17:28
excelencja, a w jaki sposób sprawiasz, żeby Twoja córka nie robiła rzeczy, których nie chcesz/są niewłaściwe/niebezpieczne/cokolwiek ? jedynie prosisz i tłumaczysz? czy każde konsekwencje jakiegoś zachowania są klasyfikowane jako kara/nagroda, czy np naturalna konsekwencja jest ok? czy w ogóle występuje u Was takie coś jak 'jeśli Ty cośtam to ja cośtam'?
edit:
a co z sytuacjami jak np w pierwszym poście hxxp://www.chusty.info/forum/showthread.php/36980-Naturalna-konsekwencja-zachowania-v.-szanta%C5%BC-kara-zemsta]tego wątku? to już szantaż i kara czy jeszcze nie?
excelencja - 2013-02-16, 20:40
| żuk napisał/a: | excelencja, a w jaki sposób sprawiasz, żeby Twoja córka nie robiła rzeczy, których nie chcesz/są niewłaściwe/niebezpieczne/cokolwiek ? jedynie prosisz i tłumaczysz? czy każde konsekwencje jakiegoś zachowania są klasyfikowane jako kara/nagroda, czy np naturalna konsekwencja jest ok? czy w ogóle występuje u Was takie coś jak 'jeśli Ty cośtam to ja cośtam'?
edit:
a co z sytuacjami jak np w pierwszym poście hxxp://www.chusty.info/forum/showthread.php/36980-Naturalna-konsekwencja-zachowania-v.-szanta%C5%BC-kara-zemsta]tego wątku? to już szantaż i kara czy jeszcze nie? |
zacznę od końca: to już szantaż i kara czy jeszcze nie ---
chyba tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia jak to nazwiemy, grunt, że się zastanawiamy i nie nadużywamy - nam wychowanym w systemie kija i marchewki trudno całkiem odżegnać się od nawyków... niestety. Poza tym czasem musimy perfidnie do czegoś zmusić dziecko, żeby uzyskać efekt. Szczęśliwi ci, którzy nigdy nie muszę gdzieś wyjść na czas- albo przynajmniej rzadko. Bo pośpiech jest chyba jedynym czynnikiem, który czasem zmusza nas rodziców do niewłaściwego traktowania dzieci.
A teraz dalej lecim:
a w jaki sposób sprawiasz, żeby Twoja córka nie robiła rzeczy, których nie chcesz/są niewłaściwe/niebezpieczne/cokolwiek ?
ale jakich na przykład? Niebezpiecznych czyli wychodzenie na ulicę? Tłumaczę.
Ale przede wszystkim pozwalam samej jej testować - pozwalam korzystać z noża, łazić po parapetach i tak dalej. Nie widzę w tym nic złego, że sobie czasem rozbije kolano czy zaleje całe ubranie.
Staram się tłumaczyć. Ale przeważnie, jak się zastanowię 'czemu mi przeszkadza coś co ona teraz robi' - dochodzę do wniosku, że to nie ma żadnego znaczenia.
Bo co mi przeszkadza w zasadzie, że założy spodnie w kropki do bluzki w paski, że zmoczy całą bluzkę, że zaleje podłogę. Świat się zawali?
Zatem jeśli zdążę trzeźwo pomyśleć - przeważnie olewam
Niestety jestem typem cholerycznym i często zanim pomyślę - zwrócę uwagę bez sensu.
Błędy, błędy, błędy.
A co do rzeczy niebezpiecznych - mam rozważny egzemplarz. Dopóki jest sama. Niestety jak jest w koleżanką wyłącza myślenie. Wtedy tłumaczę bardziej groźnie
Najgorzej jest z wychodzeniem z domu na czas. Wtedy staram się przedstawiać konsekwencje:
'Lilka, jeśli nie ubierzesz się teraz, nie zdążymy do przedszkola, dzieci już zjedzą śniadania, a ja będę musiała szybko jechać do pracy i będę się denerwować"
- o ile mam cierpliwość i czas- to to skutkuje.
Niestety często wszystko zawalam i wrzeszczę "buuuutyyyy! JUŻ ! Ile razy mogę powtarzać"
czy każde konsekwencje jakiegoś zachowania są klasyfikowane jako kara/nagroda, czy np naturalna konsekwencja jest ok?
pewnie, że ok. Ubrudzisz buty, będziesz chodzić w brudnych. Gorzej jak dochodzi- zmoczysz buty, będziesz chodzić w mokrych, rozchorujesz się - tu już trzeba interwencji.
Naturalne konsekwencje są ok - rozsypiesz- posprzątasz
nienaturalne nie są ok 'rozsypiesz, nie obejrzysz tv'
'jeśli coś tam to coś tam' - w wersji prostej - nie . Aleeee pokazywanie konsekwencji pozytywnych lub negatywnych u mnie owszem- czyli 'jeśli nie pójdziesz się myć teraz, nie zdążymy przeczytać dwóch rozdziałów książki tylko jeden'
A jak mi się zdarzy zapędzić i jakiś tekst durny rzucić - to Li mnie gasi swoim klasycznym:
"Mamo, nie ma tak, że coś za coś"
żuk - 2013-02-17, 06:01
excelencja, dziękuję Ci. rozjaśniło mi się, choć kij i marchewka dą rzeczywiście głęboko zakorzenione, o ile kija mi łatwiej wyplenić, to z marchewką /coś za coś' chyba będzie gorzej. a od kiedy można uznawać że dziecko 'kuma', tzn jest w stanie ogarnąć że to co się teraz dzieje jest konsekwencją jego wcześniejszego zachowania? tzn od jakiego wieku? czy nie przejmować się wiekiem tylko już od niemowlęctwa późniejszego robić swoje?
MartaJS - 2013-02-17, 10:45
Tu jest fajnie o pochwałach napisane
hxxp://www.akademiaeugeniusza.eu/index.php?page=centrum_wiedzy#niechwal
Poli - 2013-03-01, 13:36
| MartaJS napisał/a: | Tu jest fajnie o pochwałach napisane
hxxp://www.akademiaeugeniusza.eu/index.php?page=centrum_wiedzy#niechwal |
Dobra, w koncu cos naskrobie .... , ostatnia moda na tzw zrezygnowanie z pochwal przeraza mnie, nie jest to poparte niczym , żadnymi badaniami . Jakis czas temu uczestniczylam w dodatkowych szkoleniach i wlasnie byly zajecia poswiecone pochwałom.
Zostaly przedstawione badania prowadzone na mozgu i wplyw pochwal i jej brak.
Konklucja byla jedna, pochwaly działały tylko pozytywnie na rozwoj mozgu a tzw wprowadzenie nowej modnej techniki " widze ze jestes z siebie dumny" nie zmieniala niczego.
Pochwala jest tzw akceptacja, uznanie ze strony doroslych ktore jest potrzebne juz dziecku od urodzenia i w tym artykule przedstawionym wyzej w wielu punktach jest czysta fantazja nie poparta niczym, jeden przyklad:
| Cytat: | | Nie umie ocenić siebie, nie odczuwa dumy i satysfakcji z własnych osiągnięć, nawet się nad tym nie zastanawia. |
Autorka sugeruje ze dziecko chwalone nie odczuwa satysfakcji z wlasnych osiagniec, ba nawet sie nad tym nie zastanawia ??? hmmmmm.....czysta manipulacja czytelnikiem.
Anja - 2013-03-01, 15:19
amudabi, cytujesz Montessori, czy zatem Wasze przedszkole jest montessoriańskie (przynajmniej z nazwy)?
Maria Montessori, pisząc o izolacji, nie nazywała tego karą, bo sama była bardzo karom i nagrodom bardzo przeciwna (polecam "Domy dziecięce"). Chodziło jej o wyciszenie dziecka. Dlatego należy to zrobić delikatnie, wykorzystać ten czas do rozmowy, a nie posadzić z pianą na ustach. To nie jest kara. Jeśli tak to dziecko odbiera, to zostało to źle "przeprowadzone".
Bardzo fajnie na jakims warsztacie (o karach, dlaczego nie) tłumaczyły tą izolację rewelacyjne nauczycielki montessoriańskie Magdalena Kania i Joanna Szymańska: to ochrona grupy, a nie zemsta na biednym niczego nierozumiejącym dziecku. Ale mówimy o sytuacji, kiedy dziecko z jakichś powodów nieustannie zakłóca pracę grupy (z grupą jest inaczej niż w domu 1:1).
Ciekawe, co Ci powiedzą panie na indywidualnej konsultacji? Jaki jest cel takiej kary, skoro dziecko tak to przeżywa, nie poprawia swojego zachowania (a tego chcą, nie?) i zraża się do przedszkola? No i pedagog stosujący słowo "grzeczny" nie jest myślacym nauczycielem. No rozumiem, że może się raz wyrwać ale nie jako regularna ocena zachowania dziecka.
A tak w ogóle, to marzą mi się przedszkola, gdzie wychowawcy zaliczyli porządne szkolenie NVC. Mało chyba takich w Polsce. Stąd te wszystkie głupie kary, bo posadzić przy stoliku jest najłatwiej.
zorro - 2013-04-22, 14:31
W "moim" przedszkolu (wg pedagogiki R.Steinera) dzieci, które robią coś szkodliwego dla grupy i nie reagują na uwagi (na przykład bicie innych dzieci) siadają obok "cioci". To sposób przerwania szkodliwego dla innych zachowania. Innego systemu kar się nie stosuje. W domu zdarzało się, że posyłałam syna do pokoju "na wyciszenie".
semoilna - 2013-04-22, 15:42
Poli, o niechwaleniu dowiedzialam sie z tego bloga hxxp://wswieciezyrafy.blogspot.de/2011/11/dlaczego-nie-skoro-zdaniem-wiekszosci.html
Nie bede tlumaczyc tego, co juz swietnie zostalo opisane dlatego odsylam Cie do tej stronki.
jagodzianka - 2013-04-22, 20:36
| Cytat: | | wyzwala hormony związane z przyjemnością, od których dzieci uzależniają się (za Juulem), a to oznacza, ze w dłuższej perspektywie dzieci będą robić to, co chcą dorośli. Przyznacie, że to niebezpieczny kierunek; |
Fajnie by było.
MartaJS - 2013-04-22, 21:25
Tak naprawdę chyba wszystko zależy od tego, co chcemy uzyskać w wychowaniu, co jest celem.
Jeśli celem jest posłuszeństwo, rzeczywiście najlepsze rezultaty mogą mieć metody behawioralne, oparte tradycyjnie na nagrodach i karach, przy czym nawet w szkoleniu psów coraz rzadziej stosuje się kary, a coraz częściej nagrody. Tyle że tak jak tu już chyba napisano, zarówno kara, jak i nagroda ma dwie strony. Bo wygląda to tak:
- wzmocnienie pozytywne (nagroda) - dajemy coś fajnego żeby wzmocnić dane zachowanie
- wzmocnienie negatywne (nagroda przez zabranie kary) - zabieramy coś przykrego żeby wzmocnić zachowanie
- wygaszenie pozytywne (kara) - dajemy coś przykrego żeby wygasić zachowanie
- wygaszenie negatywne (kara przez zabranie nagrody) - zabieramy coś fajnego żeby wygasić zachowanie
I to są rzeczy które działają. Dziecko/pies/kura/koń/pracownik/mąż staje się posłuszny. I nie ma się co oburzać na porównania, bo to są uniwersalne metody.
Tylko pytanie, czy faktycznie o to chodzi.
O metodach behawioralnych jest świetna książka Karen Pryor
hxxp://www.gandalf.com.pl/b/najpierw-wytresuj-kurczaka/
Myślę że warto przeczytać niezależnie od tego co się myśli o takich metodach. Na pewno są jedną z alternatyw dla tradycyjnych wrzasków i klapsów.
Myślę, że o negatywnych stronach chwalenia i nagradzania piszą przede wszystkim zwolennicy tych dróg wychowania, które prowadzą do człowieka niekoniecznie posłusznego, ale przede wszystkim wolnego i wewnątrzsterownego...
majaja - 2013-04-23, 22:03
| żuk napisał/a: | | od kiedy można uznawać że dziecko 'kuma', tzn jest w stanie ogarnąć że to co się teraz dzieje jest konsekwencją jego wcześniejszego zachowania? tzn od jakiego wieku? | wcęśnie. Dzisiejsza scenka, chciałam wziąć Młodą ze sobą, biorę i próbuję ubrać, wrzask i histeria i wyrywanie, mówię: nie to nie, odkładam ją na podłogę, robię papa i sie ubieram, na to Młoda pomachała, ze papa i ładuje sie sama do wózka, mówię, że widzę, ze sie namyśliła, biorę do ubierania i tym razem bez protestów, gładko poszło.
Ale żeby nie było, stosuję nagrody i kary, choć celem zdecydowanie ejst samodzielnośc, i wychodzi to. Więc wydaje mi się, ze diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach
polena - 2014-02-13, 18:48
Słuchajcie, wyciągnęłam ten stary temat bo jestem po tej drugiej stronie...Prowadzę zajęcia dodatkowe w przedszkolu. Spotykamy się z dziećmi 2 razy w tygodniu po 30 minut. Większość moich grup jest do okiełznania (ciekawe zajęcia, dużo różnych aktywności itp). Nigdy nie byłam zwolenniczką systemu kara-nagroda, wolałabym, żeby dzieciaki lubiły zajęcia po prostu, nie dla naklejki na koniec. No ale sęk w tym, że są nauczone czegoś innego... A co ja mogę zmienić spotykając się z nimi na te pół godziny? Poza tym jest jedna grupa, która po prostu sprawia mi problem. 20 dzieci, z czego połowa chłopaków i ciągłe szturchanie, wygłupy. Stosuję 5 minut na krzesełku, ale nie chcę, żeby traciły zajęcia bo niektórych musiałabym wysyłać tam na każdej lekcji No a w dodatku na nich działa tylko ich Pani, która np. zabrania im zabawy przez najbliższy kwadrans po moich zajęciach (mają siedzieć cicho na dywanie), nie dostają podwieczorku, obiecanego lizaka itp. I wtedy jest jak makiem zasiał.
I co ja mam teraz? Sfrustrowałam się dzisiaj bo wszystkie rozmowy, że jest mi przykro, że nie podoba mi się itd są nic nie warte w obliczu kary, którą jest dla nich brak podwieczorku.
Zdecydowanie taka grupa to co innego niż sytuacja 1:1 z dzieckiem. Grupa rządzi się swoimi prawami. I szczerze mówiąc nie wiem jak to zmienić.
Humbak - 2014-02-13, 20:29
polena, dzieci są grzeczne, gdy są zainteresowane. Kiedy wchodzi się z zewnątrz na zajęcia zawsze jest ciężej bo ciężko wymagać by nagle cała grupa w tym czasie chciała dokładnie tego co chcesz ty. I kluczyk tkwi w tym jak sprawić żeby to co ty chcesz stało się ich chceniem, jak to zamienić. Każdy prowadzący ma inne klucze na to, bo inne są rzeczy, których uczy.
Bywa też, że ktoś ogólnie sprawia kłopoty, wtedy też i na twoich zajęciach jest bardzo prawdopodobne, że tak bedzie. | polena napisał/a: | | szczerze mówiąc nie wiem jak to zmienić. | rozbić kłopoty na poszczególne sytuacje z poszczególnymi dziećmi. Między innymi
Anja - 2014-02-14, 10:12
No tak, ale tu widać, że polena ma rózne grupy, jak sama pisała, z większością idzie dobrze, tylko ta jedna... Poza tym, 20 malych osób to za dużo, samo to generuje kłopoty, ale takie mamy realia.
Humbak - 2014-02-14, 12:53
| Anja napisał/a: | | ale takie mamy realia. | no niestety...
poleno, nie wiem czy tu wypada, ale tak na marginesie - jeśli chodzi o konkretne porady, wsparcie itp. to ja bardzo polecam na facebooku Klub Oddychających Mam, jest tam bardzo dużo ciekawych i mądrych osób, wg mnie oczywiście . Sama chętnie korzystam z ich rad dużo się od nich ucząc
polena - 2014-02-14, 14:02
Humbak, dzięki za stronkę, na pewno przejrzę
Anja, no właśnie. W innych moich grupach jest ok, wiadomo raz większe skupienie raz mniejsze ale panuję nad sytuacją Natomiast w tej konkretnej... 20 dzieciaków i tu nie chodzi o to, że nie są zainteresowane bo są nawet za bardzo. Np wybieram ochotnika do jakiejś zabawy i nagle one wszystkie skaczą, wstają, "ja, ja, bo ona była z zeszłym tygodniu!" itd, robi się CHAOS i wszystko mi się wali jak domek z kart. Że nie wspomnę o kilku konkretnch ancymonkach, którzy się nawalają obok i dopiero jak któregoś odsadzę za karę to robi się względnie ok. No i tu się pojawia kwestia. Jak nie karać? Podczas gdy część dzieci mówi, że nic nie słyszy bo chłopaki są za głośno.
Mówi się, że jak nie ma dyscypliny to wina nauczyciela. Ale kurde, no
MartaJS - 2014-02-14, 14:05
Zdaje się, że exce prowadzi zajęcia z przedszkolakami bez kar i nagród. Może jeszcze się odezwie.
adamiko - 2014-02-15, 20:24
chetnie podczytam, też prowadzę zajęcia z dziećmi przedszkolnymi, ale są to zajęcia popołudniowe i dzieci przyprowadzają rodzice i mam zazwyczaj mozliwość porozmawiania z rodzicem konkretnego dziecka z nadzieją na współpracę
Poli - 2014-02-15, 21:53
| polena napisał/a: | Słuchajcie, wyciągnęłam ten stary temat bo jestem po tej drugiej stronie...Prowadzę zajęcia dodatkowe w przedszkolu. Spotykamy się z dziećmi 2 razy w tygodniu po 30 minut. Większość moich grup jest do okiełznania (ciekawe zajęcia, dużo różnych aktywności itp). Nigdy nie byłam zwolenniczką systemu kara-nagroda, wolałabym, żeby dzieciaki lubiły zajęcia po prostu, nie dla naklejki na koniec. No ale sęk w tym, że są nauczone czegoś innego... A co ja mogę zmienić spotykając się z nimi na te pół godziny? Poza tym jest jedna grupa, która po prostu sprawia mi problem. 20 dzieci, z czego połowa chłopaków i ciągłe szturchanie, wygłupy. Stosuję 5 minut na krzesełku, ale nie chcę, żeby traciły zajęcia bo niektórych musiałabym wysyłać tam na każdej lekcji No a w dodatku na nich działa tylko ich Pani, która np. zabrania im zabawy przez najbliższy kwadrans po moich zajęciach (mają siedzieć cicho na dywanie), nie dostają podwieczorku, obiecanego lizaka itp. I wtedy jest jak makiem zasiał.
|
Polena, przypuszczam ze w tej grupie jest 2 czy 3 chlopcow , ktorzy rozwalaja cala grupe.
Wiem doskonale o czym piszesz i znam ten problem.
Z moich rad to musisz poinformowac bardzo jasno czarne na bialym o zasadach panujacych podczas Twoich zajec.
Tzn. przed zaczeciem zajec , mowisz np ze podczas tych zejec , nie krzyczy sie , jak ty tlumaczysz czy pytasz o cos , dzieci podnosza reke jak chca cos powiedziec i tak dalej.
Tutaj bardzo pomocne sa ilustracje i co bedziecie robic na zjeciach, np kiedy wieszasz rysunek z dorosla osoba z chmorka ( mowi cos ) i dziecka z podniesiona reka oznacza ,ze nie wstaja i krzycza tylko jak chca cos powiedziec maja podnosic reke.
Takie ilustracje sa bardzo pomocne dla tych dzieci "nieokielzanych" , takze daje im pewne poczucie bezpieczenstwa, stalego rytmu pracy i nie sa zdezorientowane. Daja takze sygnal dla dzieci ze masz wszystko pod kontrola.
Druga sprawa tych rozrabiakow sadzaj kolo siebie , takze dobrze aby dzieci mialy swoje stale miejsca, daje to znowu mniej konflikow, wiekszy porzadek i kontrole, wiadomo tych spokojniejszych sadzaj miedzy tymi rozrabiakami.
Wazna jest takze w przypadku malych dzieci Twoja mimika i ze jestes po prostu zla jak nie sluchaj Ciebie i robia na odwrot. Wzmacnianie pozytywnych zachowac bardzo wazne ! tzn w przypadku kiedy ten rozrabiaka , ciagle krzyczacy , nagle podnosi reke jak inni , zaznaczasz to i po prostu chwalisz.
Mam nadzieje ze w czyms pomoglam.
excelencja - 2014-02-15, 22:22
polena- też pracuję w przedszkolach prowadząc zajęcia dodatkowe- w 8 przedszkolach i 3 szkołach. Dzieciaków mam od cholery. I nigdy nie musiałam zastosować żadnej kary.
A są różne dzieci, różne grupy.
Najostrzejszą akcją jaką robię- jest odseparowanie agresywnego dziecka od grupy- ale to pojedyncze przypadki.
Przeważnie wystarcza, że na początku rozmawiamy, ustalamy zasady. Na początku też staram się jakieś aktywne zajęcia wprowadzić i stopniowo wyciszać, no ale ja mam na to godzinę a nie 30 minut.
Jak jakiś łotr młody straszliwie łobuzuje to biorę go na bok, za drzwi czy gdziekolwiek, żeby nie narażać go na śmieszność - i rozmawiam z nim o moich uczuciach i oczekiwaniach i jego uczuciach.
Tych wyjątkowo aktywnych często obarczam asystenturą
Nie rozumiem istnienia kar w przedszkolu i nigdy chyba nie pojmę. Zwłaszcza, że widzę, że da się bez.
excelencja - 2014-02-15, 22:59
| MartaJS napisał/a: |
Zdaje się, że exce prowadzi zajęcia z przedszkolakami bez kar i nagród. Może jeszcze się odezwie |
A no właśnie
I dzieciaki bardzo to podkreślają, że u cioci nie ma żadnych nagród ani kar. I myślę, że to ustalenie dużo im daje.
Nie ma kar i nagród, ale musimy się wzajemnie szanować. Do tego ustalamy definicję szanowania.
Ale też przy wyborze aktywności bardzo pilnuję, żeby nie było takich wyróżniających.
Albo takich, gdzie jedne dzieci skończą, gdy inne będą w połowie, bo to samo w sobie generuje problemy, nikt nie lubi długo czekać.
I staram się mieć zawsze coś w zanadrzu dla nudzących się.
I nie mówię, że nie ma nigdy problemów, że nigdy się nie wkurzam.
A i jeszcze mamy takie okrzyki wyciszające Dzieci to bardzo lubią:
ja: chcę powiedzieć kilka słow
dzieci: my słuchamy a ty mów!
Albo
ja- GADUŁY!- krzyczę
dzieci- SZA! -krzyczą
ja- gaduły! - nieco ciszej
dzieci: sza! - też ciszej
i tak stopniujemy aż to szeptu.
No i zabawy też stopniowo wyciszam, czyli zaczynamy od fizycznych aktywności, przez lekcję ciszy na przykład albo jakieś zabawy sensoryczne i potem następuje 'ciężka intelektualna praca' a na koniec luźna praca plastyczna.
U mnie ten system się sprawdza.
A! i Jeszcze komunikujemy się w kręgu - to z wiosek bullerbyn wyniosłam.
Zawsze dzieciaki mają milion rzeczy do opowiedzenia i robi się chaos.
No to siadamy w kręgu, mamy 'coś tam głosu' - czyli na przykład pluszaka głosu. Ten kto ma pluszaka, ma głos, każdy mówi to, co ma do powiedzenia i przekazuje głos dalej.
I wszyscy słuchają w skupieniu generalnie. To strasznie fajne.
Po rundce podkreślam, że w ten sposób w bardzo dojrzały sposób się nawzajem słuchali i okazywali sobie szacunek i dzieki temu poznaliśmy swoje zdania na dany temat.
Też staramy się mówić o swoich emocjach. Jak się czujemy.
I na przykład jeden chłopiec powiedział, że jest smutny.
No to wszystkie dzieci po kolei powiedziały mu za co go lubią Humor mu się poprawił.
To też super się sprawdza przy dzieciakach, które są regularnie jechane przez nauczycieli i co za tym idzie - dzieci.
'Ciociu bo on zawsze przeszkadza, bo on zawsze jest niegrzeczny'
No to może powiedzmy za co 'go' lubimy. I okazuje się, że jednak wbrew temu co dzieci powtarzają- bardzo lubią tego dzieciaka napiętnowanego.
Dzieci łatwo wchodzą w role, które się im przypisało. 'On zawsze' . Zamiast je w tym utwierdzać, warto pomóc im z tego wyjść. Tak myślę.
priya - 2014-02-16, 08:51
excelencja, fajnie, dużo sie nauczyłam z Twoich dwóch postów, powinnam udać się do Ciebie na praktyki obserwacyjne
MartaJS - 2014-02-16, 08:54
Ja od przyszłego tygodnia zaczynam zajęcia w szkołach... od zerówki do liceum. Ciekawe, jakie będę miała spostrzeżenia
exce, jesteś moją boginią.
polena - 2014-02-16, 11:53
Poli, tak, masz rację, dzięki - zacznę zdecydowanie od zmiany usadzenia. Siedzimy w kręgu ale zazwyczaj te spokojne i zainteresowane tematem dzieciaki kłócą się o miejsce koło mnie. Damy łobuzów bliżej
excelencja, dzięki Ci za tego posta. Wyróżniające zabawy są niestety popularne zarówno w mojej szkole (uczę w przedszkolach jako pracownik szkoły językowej/centrum edukacyjnego, które ma swoją metodykę i zestaw zabaw, które niekoniecznie mi się podobają) jak i wśród dzieci, z których niektóre grupy miały już kiedyś zajęcia z kimś innym. Z tego względu system kar i nagród jest dla nich oczywisty. Poza tym jeśli chodzi o gifty na koniec to też ze względu na szkołę jestem zobligowana do rozdania im jakiegoś tam badziewia ale staram się nie traktować tego jak nagrodę tylko oczywisty element na koniec, taki deser;)
Bardzo mi się podobają Twoje metody na "wygadanie" dzieci. Fakt faktem, pół godziny to mało ale staram się dać im chwilę na początku, żeby powiedzieli coś, a dzielą się wszystkim, że idą dziś na łyżwy, że byli w kinie itd Ale pluszaka mamy i chętnie wygorzystam Twój pomysł z pluszakiem głosu!
Krąg jest, teraz najważniejsze to wyciszyć...
Jest też kwestia taka, że mi w zasadzie nie potrzebna jest jakaś klasztorna dyscyplina... Ich "Pani" lubi taki pruski dryl mam ważenie, ale for sake, to jest przedszkole i zabawa, niech będzie wesoło, trzeba trochę poskakać i pokrzyczeć, tylko ja to chcę kontrolować
MartaJS, powodzenia Ostatnio przeszłam przez praktyki od podstawówki po liceum i szczerze mówiąc marzą mi się dzieci podstawówkowe. Dojrzalsze niż przedszkolaki ale nie takie zniechęcone do wszystkiego jak gimnazjaliści. Proszę, podziel się spostrzeżeniami
excelencja - 2014-02-17, 18:01
MartaJS, wow!!!! miłych zajęć Będzie pięknie
| polena napisał/a: | | mi w zasadzie nie potrzebna jest jakaś klasztorna dyscyplina |
a to jest w ogóle osiągalne ? :D
No chyba, że mówimy o dzikiej fascynacji, bo jak pokazałam dzieciom ptasznika to faktycznie zapanowała klasztorna dyscyplina. Albo jak zasiewają swoje mini ogródki- to robią to w takim skupieniu, że mi kopara opada.
Pracując z grupą i mając określony czas i pewien 'program' - fajnie jest dzieci przygotować do pracy emocjonalnie, bo wtedy sprawniej im idzie, łatwiej im się skoncentrować- zwłaszcza tym jednostkom nastawionym na łobuzowanie
Nie ma nic bardziej fascynującego niż obserwowanie relacji w przedszkolu czy szkole. Serio. Mogłaby się na nich gapić godzinami. Dzieciaki są genialne. Dorośli tak bardzo zagubili się gdzieś po drodze...
jaskrawa - 2014-02-17, 18:41
| polena napisał/a: | | Że nie wspomnę o kilku konkretnch ancymonkach, którzy się nawalają obok i dopiero jak któregoś odsadzę za karę to robi się względnie ok. |
No właśnie. Dziewczyny, czytam Wasze posty, wiele się tu można nauczyć
I dlatego mam pytanie (chociaż trochę off top, bo nie pytam o przedszkolaków - moja Mańka jeszcze do przedszkola nie chodzi) - czy wg Was odseparowanie (oczywiście na jakiś tam krótki czas typu parę minut - z reguły na rozmowę z dzieckiem, nie cały tydzień stania w kącie;)) konsekwentnie agresywnego dziecka (od innych dzieci lub od bitego rodzica ) to wg Was kara czy naturalna konsekwencja jego zachowania? Jedyną filozofią jaką się kieruję w wychowaniu swojego dziecka jest zdrowy rozsądek i daleka jestem od bycia zasadniczą (że np. "u nas to nigdy żadnych kar"). Dlatego w sytuacjach kryzysowych (gdy nie mogę sobie inaczej poradzić), stosuję - można by rzec - kary. Czyli np. jeśli dziecko bierze jakiś twardy przedmiot i nawala nim w coś, co nie chcę, aby zostało zniszczone - zabieram mu ten przedmiot (żeby przerwać "zabawę") i tłumaczę, dlaczego nie chcę, aby to robiło. Czyli - ktoś mógłby powiedziec, że zabrałam "za karę". Wg mnie to jest pewien rodzaj kary (bo dziecko jest smutne i czuje się "ukarane", bo chciało nawalać dalej), tylko że to słowo stało się... jakby to ująć... zakazane i niemodne ostatnio, jako synonim elementu tresury i błędu wychowawczego, popełnianego przez naszych starych np.
Inny przykład - jeśli młoda usiluje np. odepchnąć jakieś inne dziecko od huśtawki. Biorę ją gdzieś na bok i tłumaczę, a jeśli dalej jest to samo, ta separacja trwa trochę dłużej, na zasadzie - "jesteś niezbyt uprzejma dla innych = nie możesz wrócić do zabawy, posiedź sobie chwilę i się uspokój, zatęsknij za zabawą, także za tym dzieckiem, które chciałaś popchnąć".
Albo - o - bardzo u nas aktualny temat - nie chce się ubrać i wyraźnie, jakby "na złość" olewa nasze prośby o założenie kolejnych części garderoby - nie chce też, by jej pomóc etc. - wiec "za karę" spaceru nie ma wcale. W takich sytuacjach - za karę też (siłą rzeczy, bo inaczej się nie da) - nie ogląda potem bajek - bo doskonale wiem, że gdyby w przypadku odmowy ubrania się i tym samym nie pójścia na spacer (oczywiście to ekstremum, z reguły jednak udaje się ją jakoś nakręcić na ubieranie chociaż trwa to eony, no ale cóż), oglądała sobie potem bajki, na spacery nie chodzilibyśmy w ogóle, bo oczywiście w tej chwili bajki są de best. Dodam, że spacery jako takie lubi i gdy już wyjdziemy, wracać nie chce.
Czy wg Was (macie dużo większe ode mnie doświadczenie z dziećmi, więc pytam jako ekspertów ), takie "kary" są ok? Czy w ogóle można to nazwać karami? Bo jeśli tak, to ja się przyznaję jako wyrodna matka - ja stosuję kary i do tej pory nie uważałam, żeby było w samym karaniu coś niewłaściwego (oczywiście o ile "kara"(?) wynika bezpośrednio z zachowania i moją intencją jest, by dzieć coś z niej zrozumiał, a nie wytresowanie go w sensie - wylałeś sok = nie oglądasz przez tydzień bajek - bo to wg mnie jakiś koszmar i mordor).
excelencja - 2014-02-17, 19:20
| jaskrawa napisał/a: | czy wg Was odseparowanie (oczywiście na jakiś tam krótki czas typu parę minut - z reguły na rozmowę z dzieckiem, nie cały tydzień stania w kącie;)) konsekwentnie agresywnego dziecka (od innych dzieci lub od bitego rodzica ) to wg Was kara czy naturalna konsekwencja jego zachowania? |
W takim przypadku moim zdaniem nie ma w ogóle mowy o karach, bo chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom, a to kwestia nadrzędna.
Co do 'nie ubierzesz się, to nie wyjdziemy na spacer' - no to jest naturalna konsekwencja, chyba, że jesteś gotowa na spacer w pidżamie.
A bajki - nie wiem- u nas się tylko w weekendy ogląda. Zatem nie miałam okazji używać tego jako argumentu, ale to nie podchodzi pod naturalną konsekwencję.
Poza tym- niestety to, co mi łatwo przychodzi z nie moimi dziećmi - nie jest już proste w domu...
Dochodzą silne emocje, bezsilność i samokrytyka (bo przecież to ja wychowałam tego małego łotra )
I jak to wielokrotnie powtarzam- ciocia ze mnie fajna całkiem, matka już niekoniecznie.
Warsztat mam, teorię w jednym paluszku, ale gdzieś jest taki etap, że emocje idą o krok za daleko.
Soł myślę że warto dążyć do jakiegoś swojego ideału, ale brać poprawkę na to, że jesteśmy ludźmi po prostu. A bycie rodzicem to hard core.
Wiem, że są rodziny, które potrafią do każdej sytuacji podejść ze zrozumieniem. I o ile w przypadku spaceru też potrafię, o tyle w przypadku, gdy bardzo spieszę się do pracy- już kompletnie nie daję rady. Chociaż oczywiście efekt negatywnych emocji moich jest oczywiście- negatywny
jaskrawa - 2014-02-17, 20:13
[quote="excelencja"] | jaskrawa napisał/a: |
A bajki - nie wiem- u nas się tylko w weekendy ogląda. Zatem nie miałam okazji używać tego jako argumentu, ale to nie podchodzi pod naturalną konsekwencję.
|
Eh, też bym chciała redukować bajki tylko do weekendów, no ale - niestety - teraz mam jeszcze cycoholika na głowie, a wcześniej - zaczęło się oglądanie codzienne wtedy, gdy leżałam w początkach ciąży, rzygając i nie mając siły na żadne inne zapełnienie czasu dwulatki niż włączenie kompa
No i tak - nie wiem właśnie jak rozwiązać ten problem. Masz, excelencjo, jakiś pomysł?- właśnie na to, żeby dzieć zrozumiał - nie żeby myślał, że jak nie ma spaceru to nie ma bajek i to jest jakaś kara (bo wtedy wychodzi na to, że spacer to jakiś cholerny obowiązek, a nie o to przecież chodzi), ale jednak - żeby tez nie myślała, że skoro się uprze i nie ubierze (czyli coś, do czego nie chcę doprowadzić), to będzie sobie mogła zostać w domu i oglądać. nie wiem jak to właśnie jej przekazać. bo teraz jest tak - jeśli się konsekwentnie nie chce ubrać - mówię jej, że zostajemy w domu, skoro tak. a ona wtedy - włącz bajkę. staram się odwrócić jej uwagę i prosponuję inne zabawy, które lubi, ale ona i tak swoje. jeśli nie włączę - to onba chyba może odebrać to tak, że to "kara" za brak spaceru. czyli trochę absurd, stawiający spacer w złym świetle
a jeśli włączę - wyjdzie na to, że opłaca się nie iść.
co robić?
excelencja - 2014-02-17, 20:50
jaskrawa, ustalić porę i czas oglądanych bajek niezależny od spaceru?
Na przykład przed spacerem?
Bajki obejrzane, limit się wyczerpał...
Poli - 2014-02-17, 20:59
Polena zapomnialam napisac o fajnym sposobie uciszania dzieci bez wrzaskow i bez naszych nerwow. Nauczylam sie tego tutaj w dani , w polsce nie spotkalam sie z ta metoda.
Wiec, dzieci siedza w kółko , jedni gadaja, inni smieja sie , jeszcze inni bija , po prostu chaos .
Nauczyciel/pedagog wstaje podnosi reke do gory, dlon rozprostowana i odlicza : 5-4-3-2-1.
Po dojsciu do 1 dzieci powinny podniesc takze reke, przerwac zabawe i siedziec cicho. Jesli dojde od 3 i juz jest cicho , to wrzucam pozytywny komentarz, moja pozytywna rekacja. Jesli dojde do 1 i nadal gadaja to odliczamy od poczatku , tylko glosniej , bardziej stanowczym glosem , mozemy podejsc do tego dziecka co przeszkadza i pokazac mu rozprostowana dlon, co znaczy ze "dorosly " ma cos do powiedzenia .
Jaskrawa ale brak bajek to nie bedzie konsekwencja nie pojscia na spacer.
Ale probowalas w takiej sytuacji jesli nie chce sie ubrac, powiedziec , ze ok, ale ja ide na spacer . I co zrobi ?
Poniewaz my mieslismy taki problem jak odbieralismy Lile od niani, ze nie chciala ubierac sie, to mowialam ze ja ide do domu , do jutra , to kombinezon wciagala w 5 sekund i byla gotowa do wyjscia . Juz nie mamy z tym problemu.
Co do bajek, to przeciez Ty decydujesz ile ma ogladac dziennie, jak siedziala za duzo , to wylacz bajki i koniec , chyba nie wezmie pilota i przelaczy kanal
kamma - 2014-02-17, 22:33
jaskrawa, wszystko to racja, a co do rozwiązania - podpisuję się pod jej excelencją. Niezależnie od spacerów ustalić reguły dotyczące bajek - jakie dni, ile czasu, o jakiej porze... I od razu konsekwentnie się tego trzymać, nawet jeśli nowo wprowadzone zasady znacznie różnią się od tego, co dotychczas. Może na początku będą jakieś protesty, próba sił, ale w końcu mała przyjmie to do wiadomości.
| jaskrawa napisał/a: | | nie wiem jak to właśnie jej przekazać. bo teraz jest tak - jeśli się konsekwentnie nie chce ubrać - mówię jej, że zostajemy w domu, skoro tak. a ona wtedy - włącz bajkę |
Może raczej nie odwracaj jej uwagi, a powiedz wprost - "nie będzie bajek, teraz jest pora spaceru". I na każdy protest w odpowiedzi to samo zdanie, jak zdartą płytę.
polena - 2014-02-18, 22:21
Dzięki, Poli!
Jutro mam zajęcia z młodymi łotrami, wdrażam zmiany! Dziś testowałam na grzeczniejszych grupach i było wręcz idealnie
edit: ktoś tu kiedyś pisał, że słowo grzeczny w ogóle nie jest dobre i zgadzam się, nie lubię tego co zazwyczaj oznacza. Mam na myśli grupy chętniejsze do kooperacji
jaskrawa - 2014-02-20, 09:30
| Poli napisał/a: |
Jaskrawa ale brak bajek to nie bedzie konsekwencja nie pojscia na spacer.
Ale probowalas w takiej sytuacji jesli nie chce sie ubrac, powiedziec , ze ok, ale ja ide na spacer . I co zrobi ?
Poniewaz my mieslismy taki problem jak odbieralismy Lile od niani, ze nie chciala ubierac sie, to mowialam ze ja ide do domu , do jutra , to kombinezon wciagala w 5 sekund i byla gotowa do wyjscia . Juz nie mamy z tym problemu.
Co do bajek, to przeciez Ty decydujesz ile ma ogladac dziennie, jak siedziala za duzo , to wylacz bajki i koniec , chyba nie wezmie pilota i przelaczy kanal |
Próbowaliśmy tego - my się ubieramy i mówimy, że idziemy.
Nie działa, ona totalnie nie boi się zostać sama. Kiedyś (niedawno całkiem) nawet rzeczywiście wyszłam. Wytrzymałam z pięć minut na klatce schodowej, nasłuchując co ona tam może robić w środku. Wracam w końcu, młoda siedziała sobie i 'czytała" jakąś książeczkę...
Nie odważyłam się wyjść na dłużej.
Macie rację - trzeba by ustalić porę bajek i stosować konsekwentnie, bez względu na spacer po prostu. Tylko to cholernie trudne, jeśli młody cycka i śpi niezbyt regularnie. już próbowałam jej wytłumaczyć, że oglądamy np. trzy odcinki. Albo np. że oglądamy tylko wtedy, gdy Jasio nie śpi (żeby czas jego spania wykorzystać na zabawę, bo wtedy mogę jej towarzyszyć). Tej drugiej zależności chyba na razie nie rozumie, a zresztą, boję się, że jeśli zrozumie, zacznie go celowo budzić, by mogła oglądać .
"nie będzie bajek, teraz jest pora spaceru". kamma - to mówimy od dawna, ale mam wrażenie, że tym bardziej nastawia ją to negatywnie do wychodzenia, bo to jakby czyni ze spaceru jakiegoś "wroga" bajek, coś przeciwnego temu, co ona lubi. trochę tak, jakby mówić dziecku "nie będzie czekolady, zjesz brokuły". no i wiadomo, że wtedy brokułów nienawidzi jeszcze bardziej...
(przykład od czapy, bo Mania ostatnio zaczęła zjadać śladowe ilości brokułów ))
ustalenie dni, w które oglądamy - na razie bardzo trudno mi nie puścić jej choćby przez godzinę dziennie - żebym mogła w spokoju uśpić i nakarmić małego - potrafi się pięknie sama bawić, ale on czasem nie śpi przez np. trzy godziny - i dużo wtedy jest cycowania, odbekiwania, noszenia (gdy czuwa, chusta niemożliwa i nie mam wolnych rąk, a ona chce, byśmy bawiły się naprawdę razem, a nie tylko bym do niej gadała).
inna sprawa, że nie ogarnia jeszcze dni tygodnia - czy w jej wieku już powinna? próbowałam jej wyjaśnić, mogę ją też nauczyć "recytować" nazwy dni, ale to będzie tylko odtwórcza recytacja, jak wierszyk.
myślę, że najlepsze jest po prostu tłumaczenie tak "ilościowo" - dziś już obejrzałaś trzy i koniec, kolejne jutro. no ale potem są dni, że mały jest bardziej niespokojny, na dworze masakra, więc nie ma żadnych dzieci oczywiście (ja to bym nawet w deszcz wyszła) i wymiękam, ogląda więcej.
exce, teraz przed spacerem z reguły ogląda. i widzę, że to zła pora. wtedy to już w ogóle trudno ją wyciągnąć, nawet jeśli wyłączę - z tego powodu, o którym pisałam (że spacer = wróg, bo on "kończy" bajki).
ale masz rację z tą jedną porą. najlepiej chyba obiecać, że po spacerze będzie oglądanie, tylko że to z kolei czyni moje poranki trudniejszymi (młody wtedy nie śpi zbyt wiele).
kamma - 2014-02-20, 09:46
| Cytat: | | "nie będzie bajek, teraz jest pora spaceru". kamma - to mówimy od dawna, ale mam wrażenie, że tym bardziej nastawia ją to negatywnie do wychodzenia, bo to jakby czyni ze spaceru jakiegoś "wroga" bajek, coś przeciwnego temu, co ona lubi. |
będzie inaczej, gdy wprowadzisz stałą porę oglądania bajek, najlepiej w ogóle niezwiązaną z porą spacerów. Wtedy możesz powiedzieć: "teraz jest godz....., o tej porze chodzimy na spacer. Bajki oglądamy o godz. ...." Przy okazji nauczy się zegarka
Poli - 2014-02-20, 20:58
| jaskrawa napisał/a: |
"nie będzie bajek, teraz jest pora spaceru". - to mówimy od dawna, ale mam wrażenie, że tym bardziej nastawia ją to negatywnie do wychodzenia, bo to jakby czyni ze spaceru jakiegoś "wroga" bajek, coś przeciwnego temu, co ona lubi. trochę tak, jakby mówić dziecku "nie będzie czekolady, zjesz brokuły". no i wiadomo, że wtedy brokułów nienawidzi jeszcze bardziej...
|
Zgadzam sie .
Jaskrawa a co jesli wprowadzicie zasade, ze bajki ogladacie dopiero po spacerze ?
jaskrawa - 2014-02-21, 09:23
| kamma napisał/a: | | Cytat: | | "nie będzie bajek, teraz jest pora spaceru". kamma - to mówimy od dawna, ale mam wrażenie, że tym bardziej nastawia ją to negatywnie do wychodzenia, bo to jakby czyni ze spaceru jakiegoś "wroga" bajek, coś przeciwnego temu, co ona lubi. |
będzie inaczej, gdy wprowadzisz stałą porę oglądania bajek, najlepiej w ogóle niezwiązaną z porą spacerów. Wtedy możesz powiedzieć: "teraz jest godz....., o tej porze chodzimy na spacer. Bajki oglądamy o godz. ...." Przy okazji nauczy się zegarka |
no, to jej mówię, że jest czas na spacer. nie działa za bardzo. neguje wszystko co powiem.
"nie, teraz nie jest czas na spacer". próbuję ją wciągać w rozmowę dlaczego i że JEST, bo teraz na dworze są dzieci, bo jest słońce itd.. a ona na mnie stosuje metodę zdartej płyty
Poli - tak jest najlepiej (najłatwiej tez bajkami skusić ją do powrotu ze spaceru.. bo oczywiście gdy już jest na dworze to wracać nie chce - wczoraj musiałam ją ściągać metodą "to ja idę, papa" (zadziałało), bo młody się rozryczał, a zrobiło się jakoś zimno i nie chciałam go karmić na ławce.
ale tak czy owak - to nie zawsze ją przekonuje do wyjścia i i tak chce bajki, a nie spacer. to taka gra słowna dwóch uparciuchów. gdy jej mówię, że spacer teraz, bajki potem - z uporem godnym filozofa pyta dlaczego. tłumaczę, że potem na dworze będa pustki, bo wszyscy idą na obiad, że to, że tamto, bleble - a ona wtedy zaprzecza moim słowom. i tak do znudzenia.
jakoś nie umiem wymyślić nic zupełnie nowego, żeby zmienić to jakoś, odwrócić...
dobra znikam, mały się obudził.
jagodzianka - 2014-02-21, 11:35
jaskrawa, u nas (i chyba większości dzieciaków) przyzwyczajanie do każdej zmiany, wprowadzanie zasady trawa 3 dni. Przez te 3 dni trzeba być stanowczym i przygotowanym na wszelkiego rodzaju płacze i tym podobne próby przywrócenia starego porządku rzeczy. Wiadomo, nie jest to dla nikogo przyjemne, ale mus to mus. Myślę, że dla Marysi to też nie jest dobra sytuacja, jak nie wie co ją czeka, czy dzisiaj uda jej się wygrać i zostać w domu z bajkami czy jednak polegnie i da się wyciągnąć na spacer. Sama piszesz, że to jest między wami jakaś gra, walka.
Masz jeszcze faceta, więc może wybierzcie jakiś moment kiedy on będzie mógł wam pomóc rano przez te 2 dni i zepnijcie tyłki żeby było tak jak zaplanowałaś (np że bajki po spacerze). Przed spacerem też najlepiej jakieś stałe zajęcia. Potem jak zostaniesz sama na placu boju będzie ci już łatwiej.
Trzymam kciuki bo wiem co to znaczy uparciuch. :*
jaskrawa - 2014-02-21, 17:47
| jagodzianka napisał/a: |
Masz jeszcze faceta, więc może wybierzcie jakiś moment kiedy on będzie mógł wam pomóc rano przez te 2 dni i zepnijcie tyłki żeby było tak jak zaplanowałaś (np że bajki po spacerze). Przed spacerem też najlepiej jakieś stałe zajęcia. Potem jak zostaniesz sama na placu boju będzie ci już łatwiej.
Trzymam kciuki bo wiem co to znaczy uparciuch. :* |
O, racja z tymi zasadami. Tylko że myśmy właśnie próbowali zrobić to, o czym piszesz, po porodzie. Facet był wtedy ponad dwa tygodnie w domu i chcieliśmy wykorzystać ten czas na wprowadzenie twardej zasady - rano śniadanie, ogarnięcie się trochę - zęby, ubieranie, trochę zabawy, spacer - po spacerze ze dwie bajki i koniec.
Po dwóch tygodniach facet był gotów strzelić sobie w łeb, bo nie nawykł do tego codziennego namawiania ją do spaceru (ja to przerabiam od wielu miesięcy z przerwami, wiec się chyba przyzwyczaiłam), ma to tylko w weekendy, więc nie zdążył się zmęczyć. Po dwóch tygodniach chodził już na nią obrażony jak małe dziecko, aż mi go szkoda było
Jednym słowem - lipa, mimo że staraliśmy się utrzymać ten porządek, ale gdy zostałam z nimi sama, uwierzcie - cholernie trudno było mi wyjsć codziennie na spacer w tych pierwszych dniach samotności z dwójką na raz. Stary nie może zaś co chwilę brać urlopu, weekendy to chyba za mało. Teraz wychodzę już niemal codziennie, mam wrażenie, że coraz łatwiej mi ją namówić. A potem, gdy już się cieszę, że jest ok, znowu strzela straszliwe fochy, od rana NIE NIE NIE.
Nie wspomnę o jedzeniu - żywi się ostatnio głównie chlebem i wodą. Próbowanie czegokolwiek (nie zmuszamy, absolutnie, nigdy nie było zmuszania) - NIE.
Dzisiaj miałam fatalny poranek, bo w nocy młody spał baardzo mało. Potem odsypiał ok. dziewiątej - dziesiątej, wiec pomyślałam, że mam wszystko gdzieś i włączam jej jedną baję (ok. 20 minut), żeby móc chociaż na moment przyłożyć łeb do poduszki. Umówiłam się z nią, że tylko jeden. Zgodziła się. Obejrzała. A potem zebrałam się, nakarmiłam parę razy Jasia, biorę głęboki oddech i mówię, że idziemy na spacer.
Oczywiście NIE NIE NIE NIE NIE.
Pół godziny argumentowania, poszliśmy. Spacer bardzo fajny, znowu ganianie się, dzieci (przytulała jakiegoś chłopca nawet ), piaskownica, piłka, chowanie się za drzewami, karmienie ptaków słonecznikiem.
Potem pół godziny argumentowania, żebyśmy wrócili (byliśmy prawie trzy godziny znowu), bo prawie umarłam z głodu. Argument, by wrócić - rysowanie, farby, że będzie tata, że poustawiamy nowe tory kolejki - NIE - obejrzymy bajkę - tez NIE.
W końcu potulnie wróciła, bo chłopiec chciał od niej piłkę pożyczyć, a ona strasznie jest do piłki przywiązana. Więc powiedziała mu, że nie może mu pożyczyć, bo idzie do domu. I poszła bez problemu
Bądź tu człowieku mądry.
Wiecie co, najgorsze jest to, że nigdy nie wiem, co ją przekona i co w końcu zadziała. Ona po prostu z założenia jest na NIE wobec WSZYSTKIEGO, co proponujemy. Tu tkwi mój problem chyba. To może nawet nie jest kwestia bajek, niebajek, zasad. Raczej chodzi o nasze koszmarne zmęczenie walką z buntem. Z tym, że jest tak negatywnie nastawiona do świata - ostatnio jakaś pani próbowała ją wsadzić na taki wysoki kręciołek na placyku - ja akurat byłam w drugim końcu placyku. Zaczęła się strasznie złościć "zostaw mnie! zostaw!" - z dziką furią (chociaż w sumie rozumiem ją, ma do tego prawo, by nikt obcy jej nie dotykał, ale jest mi zwyczajnie przykro, że moje dziecko jest wściekłe tak często), a przecież kobita jej pomóc chciała i zapytała najpierw czy ją wsadzić, młoda nic nie powiedziała, a potem się wściekła.
Pierwszą reakcją na większość akcji wymierzonych "w jej kierunku" jest NIE, NIE RÓB, ZOSTAW, chociaż są to rzeczy dla niej przyjemne, do których sama potem się garnie. Zachowuje się trochę jak zbity pies. A przecież nikt jej tu nie bije, jasne, że zdarza mi się wydrzeć na nią, gdy już nie mam totalnie sił i cierpliwości (niestety podnoszenie na nią głosu działa jak trąbka wojskowa - spina ją momentalnie do działania i - mówiąc okrutnie - jak świeżo nakręcony zegarek zaczyna działać). Obala w ten sposób teorie wszelkie - że krzyk nic nie daje. Eeeeh, z bólem przyznam, że gdyby nie mój krzyk (czy raczej podniesienie głosu najczęściej, bardzo stanowcze i ostre), nigdzie nigdy nie bylibyśmy mniej więcej na czas w sytuacjach, gdy jednak na czas być trzeba.
Boli mnie to już, bo to już trwa co najmniej roku a może dłużej.
A może tak ma być i po prostu taki mi się egzemplarz trafił?
jagodzianka - 2014-02-21, 19:39
| Cytat: | | A może tak ma być i po prostu taki mi się egzemplarz trafił? |
Właśnie taka myśl mnie naszła, masz po prostu beznadziejny przypadek i musisz się z tym pogodzić. Mi dzisiaj jedna mama na spacerze opowiadała jak to mówiła synkowi kiedy chciała iść na zakupy "nie idźmy do sklepu". Podobno działało.
jaskrawa - 2014-02-21, 20:14
jagodzianka, znasz odpowiedź u nas to też nie działa
najskuteczniejsze jest chyba wymyślenie CZEGOŚ EKSTRA, co ją zaskoczy no i anielska cierpliwość - wymyślanie argumentów do czasu, aż jej samej się chyba nudzi ten opór.
ostatnio mam wrażenie, że jest TROCHĘ LEPIEJ (jakoś te nasze rozmowy z niąsą coraz bardziej efektywne), ale już tyle razy tak mi się zdawało...
no nic, moze w końcu się coś ruszy.
jagodzianka - 2014-02-21, 20:42
Nie martw się, u nas też, dziś testowałam i nic. My ogólnie mamy podobnie ze spacerami, najpierw namawianie na ubranie, potem namawianie na powrót. Dzisiaj już jestem tym taka wkurzona, że mnie nosi, całe szczęście że F zasnął właśnie. No, ale ja nie mam drugiego dziecka więc wyobrażam sobie, że ty masz jeszcze gorzej. Tak, COŚ EKSTRA też u nas działa, ale codziennie nie może być ekstra niestety... Dzisiaj było śmiesznie bo powtarzałam mu, że idziemy na rower, on zlewał, a za 5 razem dopiero zaskoczył nagle i zaczął współpracować.
mariaaleksandra - 2014-02-21, 23:31
Na pewno warto wziac poprawke na to, ze taki wiek- buntowniczy. moze nie tyle ze minie, ale z czasem na pewno sie zlagodzi. moze probuj jej dawac wiecej sytuacji gdzie wzglednie to ona wybiera, decyduje? ty wrzuc na mega luz i obojetnosc i moze to jakos zadziala?
i pomysl ze "charakterek" zaprocentuje w przedszkolu i szkole- nikt jej na leb nie wejdzie
jaskrawa - 2014-02-22, 15:08
| mariaaleksandra napisał/a: | Na pewno warto wziac poprawke na to, ze taki wiek- buntowniczy. moze nie tyle ze minie, ale z czasem na pewno sie zlagodzi. moze probuj jej dawac wiecej sytuacji gdzie wzglednie to ona wybiera, decyduje? ty wrzuc na mega luz i obojetnosc i moze to jakos zadziala?
i pomysl ze "charakterek" zaprocentuje w przedszkolu i szkole- nikt jej na leb nie wejdzie |
mam nadzieję, ze z czasem po prostu zacznie rozumieć więcej - i rozumieć to, że ten bunt, tak tylko po to, by postawić na swoim, z reguły się nie opłaca - tzn. dotrze do niej w końcu, że nie ma sensu się spierać o spacer, bo spacery przecież są fajne.
czy dawać większy wybór? masz rację, często właśnie to działa - gdy ma wybór. np. mówię - idziemy na spacer, bierzesz hulajnogę czy rowerek ? a może piłkę? i wtedy zapomina już (oczywiście nie zawsze na to pójdzie, ale czasem się udaje), że przecież nie chciała iść i wybiera
ale ten wybór musi być właśnie w ten sposób ograniczony - jeśli dam jej wybór - idziemy czy nie - zawsze wybierze, że NIE.
jagodzianka, jak myślisz, dlaczego one tak strasznie nie chcą?
mnie się wydaje, że to tylko i wyłącznie potrzeba pokazania samorządności i to wszystko. Marysia ma skrajnie rozbudowaną tę potrzebę - na każdym kroku chce pokazać, że jest samodzielna i to ona decyduje. umożliwiam jej to, gdy się tylko da, no ale pewne rzeczy jednak zrobić musi - chociaż czasem, inaczej nasze życie byłoby w pełni podporządkowane dziecku, a przecież czasem musimy gdzieś wspólnie wyjść (nie mamy za bardzo jej z kim zostawiać, babcie w innych miastach itd., okazyjnie mam sąsiadkę czy przyjaciół, ale nie nadużywamy ich dobroci, bo wiadomo).
jagodzianka - 2014-02-22, 15:58
jaskrawa, ja nie wiem. Jest to dla mnie mega zagadką. F nie jest jakiś zasiasamosia, często jak nie potrafi sobie poradzić/boi się to prosi żeby mu pomóc. Bardziej obstawiam, że po prostu wszędzie jest coś co ich interesuje i nie chcą tego przerywać. Może nie myślą w stylu: po stole poskakać mogę później, teraz jest ładna pogoda to warto pójść na spacer. A przy powrocie nie myśli: w tym śmietniku byłem już 50 razy, jutro też jest dzień i pewnie dalej będzie tu stał więc mogę iść łaskawie do chaty.
kitteh - 2014-05-19, 19:22
| excelencja napisał/a: |
I nie mówię, że nie ma nigdy problemów, że nigdy się nie wkurzam.
A i jeszcze mamy takie okrzyki wyciszające Dzieci to bardzo lubią:
ja: chcę powiedzieć kilka słow
dzieci: my słuchamy a ty mów!
Albo
ja- GADUŁY!- krzyczę
dzieci- SZA! -krzyczą
ja- gaduły! - nieco ciszej
dzieci: sza! - też ciszej
i tak stopniujemy aż to szeptu.
|
Za moich czasów funkcjonowała rymowanka:
Cicho dzieci, cicho-sza!
Na talerzu leży wsza!
Ten, kto krzyknie, ten wszę łyknie!
ale to mało wegetariańskie
Humbak - 2014-05-21, 21:48
kitteh, fajne, z tym że ja po tym widzę ogromną wrzawę, śmiech i przekomarzanie się kto łyknął a kto nie
ekoludek - 2014-08-26, 21:02
Ja również poszukuję innych narzędzi niż kary i nagrody, bardzo bliska jest mi komunikacja empatyczna (ktoś już wspominał m.in. o blogu hxxp://wswieciezyrafy.blogspot.com/), gdy moje dzieci się złoszczą, płaczą, smucą staram się pamiętać, że "czuję bo potrzebuję" i próbuję odnaleźć ich niezaspokojoną potrzebę... to często bardzo pomaga.
W przedszkolu też nie stosujemy kar, od niedawna odchodzimy również od nagród - szukamy naturalnych "motywatorów" do działania i raczej się udaje, oczywiście zdarzają się czasem trudne sytuacje, gdzie łapiemy się ostatniej deski ratunku i prosimy dziecko, aby usiadło na chwilę na krzesełku i przemyślało daną sytuację... Dzieci bardzo fajne działają, jak są otoczone empatią, jak słyszymy ich potrzeby - i wcale nie musimy ich zaspokoić - ważne by je usłyszeć
Dzisiaj dwóch chłopców kłóciło się o zabawkę, jeden i drugi chciał w tym samym czasie bawić się kolejką...
ja: F. widzę, że bardzo chcesz się bawić teraz tą kolejką?
F: Tak
ja: A Ty I. też się chcesz bawić kolejka, którą ma F.?
I: Tak
ja: F. widzisz. I. też bardzo chciałby się bawić kolejką. Czy jesteś gotowy mu ją dać?
F: nie
ja: I. widzisz F. nie jest teraz gotowy by dać Ci się pobawić kolejką. Czy masz jakiś pomysł co zrobić?
I: poczekam
ja: F., I. zaproponował, że poczeka na kolejkę. Kiedy będziesz gotowy aby dać I. zabawkę?
F: za pół godziny
ja: I. czy odpowiada Ci takie rozwiązanie? Poczekasz pół godziny?
I: tak
Po 5 min. I. bawił się kolejką razem z F. Obaj chłopcy zadowoleni. Jeden i drugi został usłyszany. Taka sytuacja z życia przedszkola, jakich wiele
jaskrawa - 2014-08-31, 22:29
Co myślicie o nagrodach za dobre zachowanie w postaci uśmiechniętych buziek przyklejanych gdzieś tam? Oczywiście, jeśli dziecko mimo iluś tam upomnień i tłumaczeń konsekwentnie zachowuje się źle, dostaje smutną buźkę. Taki "system" ma przedszkole, do którego ma iść młoda.
Mnie się to wydaje trochę bez sensu i nie sądzę, by to działało, ale lepsze te buźki niż jakieś realne kary... Co myślicie? Ktoś się spotkał z tym? może to jednak trochę działa?
dżo - 2014-09-01, 10:59
| jaskrawa napisał/a: | | może to jednak trochę działa? |
Działa na pewno. Szybko i efektywnie można uzyskać to czego wymagasz/zamierzasz. Z punktu psychologicznego nie działa, przede wszystkim dlatego, że dziecko uczy się zasady coś za coś. Nie będzie chciało robić pewnych rzeczy dla nich samych, dla samego tworzenia, zabawy tylko zawsze/często (tego nie wiadomo) będzie miało w głowie, że dostanie nagrodę i dla niej warto coś tam wykonać.
Po przeczytaniu książki "Wychowanie bez kar i nagród" nabrałam pewności, że dziękuję za nagrody choć nie powiem zdaża mi się "nagrodzić" coś tam, ale nie uprzedzam o tym. Ostatnio byłam z Tymonem u lekarza, on nie znosi chodzić na badania i nie chce wykonywać poleceń lekarza, powiedziałam, że bardzo mi zależy, aby współpracował z panem doktorem, to dla mnie ważne, rzeczywiście współpracowała a ja byłam taka szczęśliwa, że poszliśmy razem na lody .
koko - 2014-09-01, 10:59
jaskrawa, jak ja chodziłam do przedszkola, to stawiali kropki. Czerwona, niebieska, czarna. Dzieci miały to centralnie w dupie
kamma - 2014-09-01, 11:32
jaskrawa, to jeszcze zależy, CO jest nagradzane. Absolutnie nie można nagradzać np. odstąpienia od "złego zachowania", nie można nagradzać za "niezrobienie czegoś złego", bo potem dzieciaki się wycwaniają: "daj mi uśmieszek, albo go uderzę"
Na pewno nie należy też nagradzać dzieci za zachowania typowe dla ich etapu rozwojowego, za zabawę itp. Chyba, że jest to obszar wybitnie problematyczny, a nagroda ma wartość terapeutyczną, motywacyjną itp. Ale takich nagród nie należy przyznawać wszystkim dzieciom w grupie, bo dla innych byłoby to po prostu szkodliwe.
Ja jestem za stosowaniem takich nagród tylko w sytuacjach, gdy inne rzeczy z jakichś powodów nie działają. Jeśli np. dziecko pomaga pani w klasie, to nagrodą dla niego powinien być uśmiech pani oraz słowa podziękowania. Jest to bezpośrednio powiązane z czynnością dziecka.
Irma chodziła do zerówki, w której na koniec dnia dzieci dostawały czerwone (lub czarne) serduszka, z których w domu miały robić własne kompozycje. Były to nagrody za całokształt zachowania danego dnia. Przeważnie wszystkie dzieci dostawały na odchodnym po czerwonym serduszku. Jednak jeśli ktoś się tego dnia szczególnie "naraził", wówczas dostawał czarne, w połączeniu z wyjaśnieniem oraz propozycją na przyszłość. Fajny był ten system, bardzo się dobrze sprawdzał. Ale kluczową była tu postać wychowawczyni - anioła Konsekwencje poszczególnych zachowań były stosowane doraźnie i natychmiastowo, dlatego też czarne serduszka pojawiały się naprawdę rzadko. Ta babeczka miałą swoje sposoby na każde dziecko
Salamandra*75 - 2014-09-01, 12:07
ekoludek
fajne podejście oby w każdym przedszkolu tak było
maga - 2014-09-01, 12:18
Ja jestem przeciwna takiemu systemowi. Mam zdanie podobne do dżo - to uczy dzieci wykonywania danej czynności nie dla niej samej tylko dla nagrody. Mam przykład w swoim otoczeniu - dziewczynka z rodziny była (i jest) nagradzana za podstawowe rzeczy typu zjedzenie posiłku, zrobienie siku na nocniku. Z nocnikiem była niezła jazda, bo 3 letnie dziecko robiło w majtki i tylko w momencie, gdy mu się przypomniało, że może dostać żelka, siadało na nocnik. Potrafiło tak się na tym nocniku załatwić (na raty), że wyłudzało po kilka żelków. Tak samo było z jedzeniem - zjedz kotleta, dostaniesz nagrodę. W momencie gdy nie było możliwości nagrody, dziecko robiło karczemną awanturę, bo czuło się oszukane. Tak się w tym zapętlili, że dziecko ma zaburzenia na tle jedzeniowym. Tak samo z zachowaniem - "dzisiaj byłam miła, więc zasłużyłam na nagrodę". dziecko ma 8 lat i jest rozwalone psychicznie... Ja wiem, to jest bardzo skrajny przypadek, ale myślę, że to tak właśnie działa...
My nie nagradzamy, nie karzemy. Staramy się pokazywać konsekwencje danych działań. Naklejka na pewno nie jest konsekwencją danego zachowania....
jaskrawa - 2014-09-01, 16:51
Dzięki Wam.
Mam nadzieję, że jeśli już muszą przyznawać te buźki, to robią to jakoś sensownie i jest to element zabawy, a nie nagroda tylko za to, że dzieć był "grzeczny". No ale zobaczymy.
koko, o tym samym pomyślałam, tyle że o ile buźki uśmiechnięte może mają jakiś tam sens, to te nieuśmiechnięte będą miały w dupie . "bo co z tego, że dostałem taką buźkę? poza tym krzywdy żadnej nie zaznałem, więc niech tam se żonglują buźkami, co mnie to "
|
|