wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Nasze zdrowie - Pierwsze problemy ze zdrowiem ?

Iwona - 2007-10-29, 00:13
Temat postu: Pierwsze problemy ze zdrowiem ?
Dzisiaj miałam z mężem poważną rozmowę i szczerze mnie zaniepokoił. Sprawa dotyczy jego i Wiktorka.
Najpierw na tapetę idzie mój mężuś: od kilku tygodni (mniej więcej 3) zauważył, że boli go jedno kolano. Teraz mówi, że to kolano boli go dosyć wyraźnie, a do tego doszły bóle w drugim kolanie oraz podczas zginania palców. :-( Jutro będzie miał wyniki badań. Na początku pomyślałam, że może organizm się oczyszcza ze złogów i że skoro już kiedyś bolało go to kolano, to może teraz, podczas tego spokojnego oczyszczania powracają zadawnione bóle. Ale jak się dowiedziałam, że chwyciło go drugie kolano i palce, to moja teza chyba jest nieprawidłowa. Aha i co jest ważne, powiedział, że jak przez kilka ostatnich dni zjadł trochę ryb, to bóle minęły. No i tu mój wniosek, że jest to spowodowane jakimiś niedoborami. Tylko pytanie - dlaczego mnie nic nie boli, skoro ja się tak samo odżywiam, a nie jadłam żadnych ryb ? No i o niedobory jakiego/ jakich składników chodzi ?
A z Wiktorkiem to jest taka sprawa: dziś mój mąż poszedł z nim na basen, jak zwykle co niedzielę. I powiedział, że Wiktorek kiepsko się sprawował, bo przepłynął tylko 4 długości basenu, a kiedyś to przepływał więcej razy. No i kiedyś to wytrzymał 1,5 godz. w wodzie, a teraz to ledwo godzinę i jeszcze pod koniec pływał na plecach tatusia. I mąż mówi - "wydolność się Wiktorkowi pogorszyła". :-( Fakt, że dzisiaj Wiktorek nie chciał iść za bardzo na basen i w związku z tym nie miał dużej motywacji do pływania, ale wcześniej też już gorszą miał tą wydolność. Oj, zmartwiłam się. Pomyślałam przed chwilą, że to może sprawka wit. B12, bo nie zaczęłam jej jeszcze suplementować, a jaj i nabiału jemy mało. Przy czym jako mięsożerni powinniśmy mieć jeszcze zapasy B12 w wątrobie. Ale czytałam teraz o objawach niedoboru i tam jest z takich fizycznych spraw: zmęczenie, drętwienie nóg,... Generalnie nie pasuje mi to do tych objawów, które mają moi panowie. Ale może się mylę. Tak czy inaczej wydaje mi się, że to może być sprawka jakiegoś niedoboru. Ah, i jeszcze jedno, Wiktorek miał ostatnio robioną morfologię, wyniki ładne nie wskazujące na niedobór ani żelaza, ani B12 (MCV i MCH raczej przy dolnej granicy normy).

Co myślicie na ten temat ? Nie daję mi to spokoju, a widzę, że mój mąż zaczyna podważać powoli argumenty za nie jedzeniem mięsa. Pomóżcie proszę.

Lily - 2007-10-29, 00:18

Pewnie inni forumowicze będą bardziej kompetentni, ja tylko zapytam, czy jecie siemię lniane?
Iwona - 2007-10-29, 00:30

Lily napisał/a:
czy jecie siemię lniane?

tak, staram się go dawać codziennie, czasem co drugi dzień wyjdzie. Jak mi mąż powiedział o rybach, też mi przeszło przez myśl omega3, no i to b12. Oj, to poczytam jeszcze o omega3 i jego niedoborach. Dzięki Lily

honey - 2007-10-29, 00:47

pytanie...jak dlugo jestescie wege...?
czy maz mial takie problemy z kolanami wczesniej.. zanim zostaliscie wege....???
czy ktos w rodzinie ma /mial takie problemy...lub podobne problemy... a moze maz jest jakis sportowcem...lub duzo biega..cwiczy.... sportowcy miewaja tego typu problemy bez wzgledu na diete..
to podstawowe pytania ktore nalezaloby zadac sobie...

Lily - 2007-10-29, 00:53

być może te problemy występują w całej męskiej części rodu?
osobiście znam sporo jedzących mięso osób, które też mają problemy z kośćmi czy stawami
ponoć wegetarianom mają rozmiękać kości, a tymczasem moja mięsna koleżanka ma poważne problemy z biodrem, a jej chłopakowi rozmiękają chrząstki w kolanach i braku mięsa za to winić nie można
w ogóle ból kolana może być spowodowany przeciążeniem, stanem zapalnym itp., a nie niedoborami
choroby niestety dotyczą wszystkich i nikt nikomu nie da gwarancji, że przy określonym trybie życia nie zachoruje...

Iwona - 2007-10-29, 00:57

honey napisał/a:
jak dlugo jestescie wege...?

Tak de facto, to od sierpnia, czyli 3 m-ce.
Cytat:
czy maz mial takie problemy z kolanami wczesniej.. zanim zostaliscie wege....???

Kiedyś jak był młodszy, to miał jakieś problemy, ale z jednym kolanem trochę, ale wcześniej mi się w ogóle nie skarżył
honey napisał/a:
czy ktos w rodzinie ma /mial takie problemy...lub podobne problemy... a moze maz jest jakis sportowcem...lub duzo biega..cwiczy.... sportowcy miewaja tego typu problemy bez wzgledu na diete..

Mój teściu mówił mi kiedyś, że ma generalnie reumatyzm, który mu się odzywa co jakiś czas, a tak to nikt nie miał czegoś takiego. Mój mąż nie jest sportowcem, chodzi jedynie do pracy jakieś 40 min. tam i spowrotem, ale wcześniej nie miał takich dolegliwości.

Ale teraz poczytałam troszkę o omega3 i na starym forum jeszcze było coś takiego: "Omega3 usprawniają wszystkie procesy życiowe: /.../ wspierają elastyczność stawów, ograniczają ich deformacje i łągodzą tzw. sztywność poranną." Może to rzeczywiście sprawka jednak tych kwasów ?

[ Dodano: 2007-10-29, 00:59 ]
Cytat:
choroby niestety dotyczą wszystkich i nikt nikomu nie da gwarancji, że przy określonym trybie życia nie zachoruje...

Ja wiem Lily, tylko że on tego wcześniej nie miał, dopiero niedawno pojawiły się te dolegliwości. No i ten mój mały dzieciaczek... Ehh

Lily - 2007-10-29, 01:18

Wiesz Iwona, ja jestem wegetarianką od 8 lat, a nie widzę różnicy pomiędzy swoim stanem zdrowia teraz a przed 8 laty. 3 miesiące wegetarianizmu to raczej nie jest czas, w którym można nabawić się poważnych niedoborów, choć oczywiście wiem, że niektóre witaminy itp. trzeba dostarczać codziennie. A może mąż po prostu boi się wegetarianizmu i tak na zapas trochę "kwęka"? Jeśli chce jeść ryby to niech je, może kiedyś zmieni zdanie. Mój niemąż nie je w domu mięsa, ale czasem kupuje ryby, bo twierdzi, że organizm się domaga i ja mu nie zabraniam, nawet pomogę mu wybrać. "Jakoś nie widzę go jedzącego siemię :)
honey - 2007-10-29, 01:26

to juz masz odpowiedz....
reumatyzm w rodzinie...to raz ..plus
maz mial juz wczesniej problemy....
kiedys bedac mlodym mogl nie zadbac wlasciwie o zdrowie i teraz to sie znowu odzywa....
oczywiscie zawsze mozna zrzucic na wegetarianizm..jak ktos chce...
najlepiej porozmawiaj szczerze z mezem i niech powie, gdzie rzeczywiscie lezy zrodlo jego problemow....

Iwona - 2007-10-29, 01:27

Cytat:
A może mąż po prostu boi się wegetarianizmu i tak na zapas trochę "kwęka"?

Myślę, że nie. Gdyby tak było, to od początku już by się burzył. On nie ma nic przeciwko wege, o ile to nie wpłynie niekorzystnie na nasze zdrowie.
Ja na przykład czuję się dobrze, i sama nie wiem co się dzieje. Ale może to rzeczywiści eomega3, bo np. jak robię kaszki na śniadanie, to dosypuję czasem siemienia, ale mój mężuś nie je tych kaszek, bo jest wtedy w pracy, a on nie mieli sobie siemienia i nie pomyśli o tym. Zacznę chyba dosypywać mu tego do różnych dań. Tylko jestem ciekawa, bo mam zamieszanie w głowie, czy prażenie siemienia pozbawia go tych cennych kwasów (a prażone jest smaczne :-) ).
Dobrze, idę już spać, bo mnie mała rano obudzi.

Lily - 2007-10-29, 01:28

Prażenie prawdopodobnie rzeczywiście niszczy te kwasy. Może spróbuj tez oleju lnianego z pierwszego tłoczenia - dodawać do sałatek, zupy itp.
Iwona - 2007-10-29, 01:29

honey napisał/a:
oczywiscie zawsze mozna zrzucic na wegetarianizm..j

wiem :-/
honey napisał/a:
najlepiej porozmawiaj szczerze z mezem i niech powie, gdzie rzeczywiscie lezy zrodlo jego problemow....

żeby to było takie proste, on od razu wiąże to z dietą

[ Dodano: 2007-10-29, 01:31 ]
Lily napisał/a:
Może spróbuj tez oleju lnianego z pierwszego tłoczenia -

wiem, tylko gdyby był trochę tańszy. No ale cóż, 12,5 zł za 250 ml co ok. 1-1,5 tygodnia (tak mi się teraz zdaje, że na tyle wystarcza takie częste używanie).

Lily - 2007-10-29, 01:32

hxxp://shop.inf.poznan.pl/go/_info/?id=434]TUTAJ są niedrogie oleje lniane, tylko nie wiem, czy rzeczywiście dobrej jakości, jak zapewniają.
Jędruś - 2007-10-29, 05:53

Witam Iwona

Na problemy ze stawami to najlepsze są przeciwutleniacze (antyoksydanty) na czele z witaminą A.
Niektórzy ludzie potrzebują więcej takich substancji ogólnie noszą one nazwę bioflawonoidów, muszą być pobierane ze świeżego pożywienia ponieważ są niszczone przez tlen atmosferyczny.

Polecam zapoznać się również z opracowanie (link poniżej) dokładnie, fragment po fragmencie.
hxxp://www.animal-liberation.pl/index.php?d=378

Dla męża i dla syna (sportowców)
Polecam stronkę hxxp://wegesport.pl

Zobacz również na tym forum wątek o witaminie B12 (tam pisałem jak przygotować roztwór z B12). Sportowcy, ludzie bardziej aktywni fizycznie wymagają więcej witamin, włącznie z witaminą B12.

Kiełkujesz nasiona:, tam jest mnóstwo witamin i minerałów, po podkiełkowaniu można przechowywać podkiełkowane nasiona w lodówce przez tydzień.

Polecam zacząć od podkiełkowania nasion gryki, prosa, łuskanego owsa, ciecierzycy.

Pozdr.
Jędruś wegano-witarianin + B12
Zwolennik soku marchewkowego własnej roboty

zojka3 - 2007-10-29, 06:28

Jak sobie tak czytam to pierwsze wrażenie jakie mi się nasuwa to problem psychiczny z zaakceptowaniem czy uznaniem takiego sposobu odżywiania jako zdrowy. Wywołać chorobę myśleniem nie jest trudno, organizm bardzo się nas słucha w tym temacie :-/
Może dla męża przejście na niejedzenie mięsa było za szybkie, ta myśł nie "osadziła" mu się jeszcze, nie zyskał przekonania, że to jest dobre.
Może organizm rzeczywiście się oczyszcza ze złogów, często tak jest. Ja miałam problemy z kolanami (bardzo duże bóle po najmniejszym wysiłku) i stopami. Odkąd jestem weganką nie mam tego problemu. Nie pamiętam jednak czy dolegliwości mi się czasowo nasiliły, raczej nie.

Ewa - 2007-10-29, 10:10

zojka3 napisał/a:
Jak sobie tak czytam to pierwsze wrażenie jakie mi się nasuwa to problem psychiczny z zaakceptowaniem czy uznaniem takiego sposobu odżywiania jako zdrowy

No właśnie, to była moja pierwsza myśl. Jak piszesz, mąż nie ma nic przeciwko diecie wege, o ile ona nie wpłynie negatywnie na jego zdrowie. I tu chyba jest odpowiedź. Tak naprawdę nie ma przekonania do słuszności tej diety i cały czas podświadomie obserwuje siebie szukając jakiś negatywnych objawów. Nie wierzę, że po 3 miesiącach takiej diety, może ona od razu mieć zły wpływ na zdrowie. Czytałam Wasz jadłospis, jest szokujący. Ja po kilkunastu latach wegetarianizmu gorzej komponuję dietę ;-) . Moje dzieci np. dopiero niedawno zaczęły jeść choćby siemię lniane, czy kasze na śniadanie. Dopiero teraz myślę o wit. C przy żelazie itp. A jakoś zdrowe są i zdrowo się rozwijają. Mąż może mieć problem z kolanami zupełnie niezależnie od diety. Zresztą kłopoty ze stawami nie zaczynają się ot tak nagle. Zaczyna boleć, gdy już jest coś nie tak od jakiegoś czasu.
A co do synka, każdy może mieć swój zły dzień. Skończyło się lato, zaczęła ponura jesień, każdemu siły witalne spadają, dziecku też. Co do diety, to tylko jedno przyszło mi do głowy. Jecie mało nabiału, a skoro jesteście dopiero na początku wegedrogi, to może warto byłoby trochę wolniej zmieniać nawyki żywieniowe, aby nie było zbyt drastycznie.


P.S. A przy okazji siemienia lnianego. Ja też lubię gomasio z prażonego siemienia. Dodatkowo jednak mielę nieprażone i dodaję do jakiś potraw, np. kotletów czy duszonych warzyw.

martka - 2007-10-29, 10:18

Iwona, mi też się niestety wydaje, ze mąż, być może podświadomie, szuka argumentów anty....
alcia - 2007-10-29, 10:29

Ewa napisał/a:
No właśnie, to była moja pierwsza myśl. Jak piszesz, mąż nie ma nic przeciwko diecie wege, o ile ona nie wpłynie negatywnie na jego zdrowie. I tu chyba jest odpowiedź. Tak naprawdę nie ma przekonania do słuszności tej diety i cały czas podświadomie obserwuje siebie szukając jakiś negatywnych objawów. Nie wierzę, że po 3 miesiącach takiej diety, może ona od razu mieć zły wpływ na zdrowie.

Zgadzam się z Ewą w 100%! Wg. mnie, nie ma takiej możliwości, by ktoś odczuł wpływ diety na zdrowie po 3 m-cach, szczególnie, gdy jest ona dobrze skomponowana, a u Was jest na prawdę dobrze.
O kwasy tłuszczowe u męża można dodatkowo zadbać, jeśli mu na tym wogóle zależy. Być może jednak za szybko zniknęło z jego diety wszystko co znał i lubił, i teraz szuka możliwości powrotu do niektórych dań?
A co do dziecka i basenu; moja Kaja też często lubi coś robić i robi to świetnie, po czym nagle to zarzuca, przestaje jej się coś podobać... To normalne. I może gdybyśmy w tym czasie zmieniali drtastycznie dietę, też bym to zrzucała na nią? Ale, że zmian nie ma, to przyczyn dopatruję się gdzieś indziej. :)

Iwona - 2007-10-29, 12:34

Dzięki Wam wszystkich, porozmawiam z mężem i wiecie co, ja też myślę, że tu dużo mogła zrobić psychika. Pamiętam jak ostatnio byliśmy u mojego brata i Andrzej (mój mąż) powiedział mimochodem, że on je to co ja zrobię, ale gdyby to on był odpowiedzialny za kuchnię, to wyglądałoby to trochę inaczej. I jeszcze, jak tak nad tym rozmyślam, ostatnio zaczyna mi czasem trochę jakby wymawiać, że umawialiśmy się nieco inaczej, nie tak radykalnie. Czyli że raz na 2 tygodnie będzie mięso na zmianę z rybą, a ja nie mogłam i w ogóle nie robiłam nic z tego, jak się umawialiśmy. No, nieładnie z mojej strony, ale ja po prostu nie chcę. I on co jakiś czas mi to przypomina. Ale myślę, że coś może być w tym siemieniu, bo prawdą jest, że on sobie tego nie nałoży na kanapkę, a my jadamy siemię głównie z kaszką, czyli jak Andrzej jest w pracy. Myślę, że zrobię tak, że zadbam o to siemię u niego bardziej, może włączę trochę jogurtów (ale nie chcę sera żółtego) i jakoś powoli pójdzie. A te wyniki krwi ma bardzo dobre :-) (ulżyło mi)
pao - 2007-10-29, 12:50

Cytat:
I jeszcze, jak tak nad tym rozmyślam, ostatnio zaczyna mi czasem trochę jakby wymawiać, że umawialiśmy się nieco inaczej, nie tak radykalnie.


czyżby przykład kompromisu od kompromisu...?

ja tak miałam na początku z mężem. mnie i mój wegetarianizm umiał szanować póki nie pojawiła się ciąża i dziecko. wyszukiwał w gabi wszelkich dowodów, zę jednak powinna jeść mięso.

ale skoro tak bardzo chce wierzyć, że to niedobory jednak, to wytłumacz mu, ze jeśli jest tak naprawdę to jak tragiczna musiał mieć wcześniej dietę, że nie zmagazynował witamin na 3 miesiące. kłopoty ze zdrowiem i niedobory w normalnych warunkach potrzebują dużo więcej czasu by się objawić. no chyba że jest w ciąży ;)

majaja - 2007-10-29, 16:01

Inna sprawa, że skoro umawiałaś się z nim na jakieś konkrety co do diety to powinnaś dotrzymywać warunków umowy albo renegocjować umowę. Dobry partnerski związek chyba jest wart kompromisu, w końcu możesz się umówic, że ty mu nie przyrządzasz, ale on czasami
coś zje na mieście np. Możliwości jest masa, żeby za czas jakiś takie narzucanie się na tobie nie zemściło.

Ania D. - 2007-10-29, 18:12

Ja bym się nie trzymała sztywno tego, że skoro się obiecało, to za wszelką cenę trzeba tak zrobić. Może być tak, że wcześniej coś wydawało się naturalne, a teraz już jest np. nie do wykonania ze względu na psychikę. Tutaj potrzebna jest rozmowa, ja sobie nie wyobrażam, żeby smażyła komuś kotlety. Jeśli mężowi tak zależy, to może przecież zrobić je sobie sam, nie widzę problemu.
Siemię można dodawać do wielu potraw. Ja robię np. z naleśnikami. Gotuję na parze brokuł. Do kubeczka wciskam ze dwa duże ząbki czosnku, dodaję 2-3 łyżki oleju/oliwy, mieszam i odstawiam na ok. 10 min. Mielę 2 łyżki pestek z dyni i 2 łyżki siemienia. Miksuję brokuła, dodaję zmielone pestki i czosnek z olejem. Zwykle dla mnie i Pawełka nie daję soli, bo czosnek ma intensywny smak i nam to wystarcza. Mieszam, smaruję naleśniki i tak je zjadamy. Można robić też pastę: uduszony na parze brokuł, zmielone siemię i sezam (np. 3 łyżki sezamu i 2 siemienia). Brokuła miksuję, dodaję łyżkę oleju, sól i zmielone nasiona. Ja bardzo lubię też dodawać do zup siemię, do niektórych duszonych warzyw. Staram się tylko nie miksować go z warzywami czy kaszami, tylko dodawać na końcu i mieszać, bo podczas miksowania siemię robi się takie ciągnące i ma intensywny smak. Nie zawsze mi to odpowiada.
Iwona, jak na początku wege to macie wspaniały jadłospiś, tylko podziwiać. Resztę powiedziały dziewczyny, więc nie ma potrzeby powtarzania.

alcia - 2007-10-29, 18:26

Ja siemię sypię gdzie się tylko da, by było zjadliwe. I tak:
do masy, z której robię kotleciki, do chleba (tam wrzucam ogromnie dużo, bo w ogóle go nie czuć), do ciasta naleśnikowego, do wszelkich mącznych placuszków, ciast, ciastek... Do kaszek (na sam koniec - już na talerz, by nie zrobiła się kleista papka). Ostatnio też solę wszystko gomasio (robię pół na pół sezam z siemieniem, 1 łyżka soli na 12 łyżek tych nasion), Kaja tak pokochała taką sól, że już o omega3 nie muszę się martwić. Prawie wszystkie dania tym solę, Kaja posypuje sobie kanapki ("tą fajną solą", jak ją określa ;) ).
I tak się w ciągu doby nazbiera, że chyba nie musimy się o niedobory martwić (a karko też kaszek nie jada, my z Kają nieregularnie).

Lily - 2007-10-29, 18:41

hxxp://www.skaner-pharmanex.pl/optimumomega,naukowe.html długi tekst o omega3 :)
Iwona - 2007-10-29, 18:53

alcia napisał/a:
Ostatnio też solę wszystko gomasio (robię pół na pół sezam z siemieniem, 1 łyżka soli na 12 łyżek tych nasion)

No właśnie, Alciu, ale po prażeniu są jeszcze te kwasy w siemieniu?

Ania D. napisał/a:
Może być tak, że wcześniej coś wydawało się naturalne, a teraz już jest np. nie do wykonania ze względu na psychikę. Tutaj potrzebna jest rozmowa, ja sobie nie wyobrażam, żeby smażyła komuś kotlety.

Eh, no właśnie, czasem myślę, że przydałoby się trochę zwolnić biegu z przekabacaniem męża, ale nie wyobrażam sobie kupywania, robienia kotletów - tego nie brałam pod uwagę robiąc tą umowę. Jak widzę mięso na talerzu przed sobą, to w oczach staje mi widok np. cielątka ze łzami w oczach i tej mamy-krówki.

Ale ja myślę, że to psychika jest dużo temu winna, jeśli chodzi o męża. Porównuję z sobą, przecież jemy prawie to samo, oprócz tych kaszek od pon-pt, przy czym ja od 3 m-cy nie tknęłam nic mięsnego, rybnego, a Andrzej tak. I mi nic nie dolega, a jemu tak. W sumie to dziwne, bo gdyby to były niedobory, to ja pierwsza powinnam mieć jakieś dolegliwości (skoro mięso jest takie zdrowe...).

Dziś kupiłam znowu olej lniany, wiesiołek w nasionach i będę mu dawkować, zobaczymy.
Ja Andrzejowi niczego nie zabraniam jeść, tylko po prostu nie chcę kupywać czegoś, do czego nie mam już przekonania. Ale powiedziałam Andrzejowi, że jak chce, to może sobie kupywać, tylko nie chciałabym, aby częstował tym Wiktorka albo żeby mały widział, że on to je, zwłaszcza ryby (bo widzę, że jak zindoktrynowałam go odnośnie mięsa :mrgreen: , to z mięsem rybim mam problemy. Łowi ryby tak na niby, a potem próbuje nas częstować :-/ ).

pao - 2007-10-29, 18:58

Cytat:
że przydałoby się trochę zwolnić biegu z przekabacaniem męża, ale nie wyobrażam kupywania, robienia kotletów


zatem nie rób tego. jak chce jeść mięso to niech:
a) robi sobie sam
b) zje na mieście
c) zje u mamy/teściowej/przyjaciół itp

w tej materii to ja na szczęście nie miałam kłopotów z moim niegdysiejszym mięsożercą ;) jedynie kiedyś z rozżaleniem powiedział "nigdy nie zjem kotlecika zrobionego przez żonę..." rzecz jasna chwilę potem miał kotleciki na talerzu. tyle że fasolowe ;) więcej nie marudził ;)

Ania D. - 2007-10-29, 19:51

Temperatura prażenia nie powinna być wyższa niż 100 stopni, zaleca się 80 stopni. Ja prażę na słabo rozgrzanej patelni i co chwila ją ściągam z ognia i mieszam przez dłuższą chwile siemię bez odkładania patelni na ogień. Czasem tez w piecyku, ale coraz rzadziej, bo nie mam tam termometru.
alcia - 2007-10-29, 21:32

Iwona napisał/a:
No właśnie, Alciu, ale po prażeniu są jeszcze te kwasy w siemieniu?

ponoć wysoka temperatura im nie szkodzi. Szkodzi im długie przechowywanie nasion w postaci zmielonej, więc trzeba mielić małe ilości, trzymać je w lodówce i zjadać do kilku dni.

A olej nie może być zjełczały - sprawdzaj zawsze, czy nie jest gorzki. Bardzo szybko jełczeje, nie ma wtedy żadnej wartości.

[ Dodano: 2007-10-29, 21:34 ]
Ania D. napisał/a:
Temperatura prażenia nie powinna być wyższa niż 100 stopni, zaleca się 80 stopni.

no proszę, dzięki za informację. A ile jest na nagrzanej patelni? Pewnie w okolicach 200??
To w takim razie będę robiła gomasio inaczej (co by się nie cackać ze słabym grzaniem patelni :) ); sezam podprażony, siemie na surowo - i połączę pół na pół. Zobaczę, czy jest duża róznica w smaku... pewnie nie, bo to sezam raczej dominuje.

majaja - 2007-10-29, 22:27

Ania D. napisał/a:
Ja bym się nie trzymała sztywno tego, że skoro się obiecało, to za wszelką cenę trzeba tak zrobić.

Dobrze wiedzieć, że danego słowa dotrzymujesz wtedy gdy ci wygodnie.

pao - 2007-10-30, 09:44

majaja, aleś pojechała...

są sytuacje gdy dotrzymanie obietnicy jest niewspółmierne kosztami, wtedy lepiej przeprosić i poszukać innego rozwiązania. mądry człowiek zrozumie i jest możliwość dyskusji i kompromisu. ważne by nie rzucać obietnic ot tak, tylko zrobić co tylko sie da w danej sprawie i z uzgodnieniem innych zaangażowanych osób.

majaja - 2007-10-30, 10:39

Owszem, ale gdy się coś uzgodniło szczególnie gdy to ktoś bliski, to może propozycja kompromisu powinna wyjść od tej osoby. I może najpierw należałoby porozmawiać, a potem zmieniać założenia. W każdym razie jakby mi ktoś zrobił taki numer to bym się wściekła i związek wisiałby na włosku.
pao - 2007-10-30, 10:49

przecież rozmowa to podstawa związku :)
majaja - 2007-10-30, 11:03

pao napisał/a:
przecież rozmowa to podstawa związku :)

i uczciwość małżeńska :)

zojka3 - 2007-10-30, 11:55

Jak wcześniejsze uzgodnienia nie odpowiadają którejś ze stron to bezwzględnie trzeba umowę renegocjować....w toku mniej lub bardziej burzliwych dyskusji :mryellow:
majaja - 2007-10-30, 12:40

Teraz to już całkiem OT się zrobiło.
Oczywiście że renegocjować, tyle że najpierw renegocjować, a potem zmieniać i to zgodnie z nowymi ustaleniami. Inaczej to jest nieuczciwe i tyle. I ja nic więcej nie twierdzę. Po prostu jak inaczej: Wiem kochanie że się inaczej umawialiśmy, ale mi nie pasowało, więc zmieniałam, a teraz ponegocjujmy - no właśnie co? - że się dostosujesz albo odejdziesz?

pao - 2007-10-30, 12:53

majaja, ale taka wersja ma też negatywną wersję: kompromis od kompromisu... to już nie są negocjacje tylko przeciąganie sznura... miałam to bartkiem na początku na szczęście szybko sie zorientował, ze taka wersja na mnie nie działa. niemniej często widzę tego typu szarpaninę i w efekcie jedna strona ma to co chciała a druga nie wie jakim cudem nie ma już nic do powiedzenia...
majaja - 2007-10-30, 13:20

Pao, ale tak to też jest szarpanie i przeciąganie sznura, tyle że stroną przegraną jest w tym wypadku niewege mąż. Pól biedy jak zaakceptuje sytacje jak Bartek, gorzej gdy nie potrafi i zaczyna mieć jakieś dziwne psychosomatyczne objawy. No nie ma zmiłuj, umiejętnośc wypracowywania kompromisu trzeba mieć. Człowiek całe życie sie uczy i rozwija, no nie :)

Iwona - żebyś nie poczuła sie jakoś bardzo krytkowana, to już naprawdę bardzo OT. :)

pao - 2007-10-30, 13:28

Cytat:
Pao, ale tak to też jest szarpanie i przeciąganie sznura, tyle że stroną przegraną jest w tym wypadku niewege mąż


i tu się mylisz :) bo jest jeszcze jeden element: intencje.

ja mojemu mężowi nic nie narzucałam, on chciał mi narzucić wiele. jeśli jest kompromis to jest, jeśli trzeba go poprawić to oki, ale nie robić kompromis od kompromisu bo to tworzy patologie.

Ania D. - 2007-10-30, 13:57

Cytat:
Dobrze wiedzieć, że danego słowa dotrzymujesz wtedy gdy ci wygodnie.

Ja nikogo w ten sposób nie oceniam i sama też na taki zarzut nie zasługuję. Nie jestem zwolenniczką robienia wszystkiego bez względu na cenę (czyli np. bez względu na swoje odczucia). To, że się nie robi kotletów mężowi nie znaczy, że małżeństwo ma się rozpaść, bo nie polega ono na tym, czy coś konkretnego ugotuję czy nie. Rozmowa może wiele wyjaśnić i nie widze powodu, by robić coś, czego się człowiek np. brzydzi. Dla jednego to nic, a dla innego duża sprawa. Bardziej bym patrzyła na drugą osobę; jeśli kategorycznie by się tego domagała bez względu na moje odczucia, to coś jest nie tak.
Majaja, nie wiem dlaczego atakujesz mnie i to w taki sposób.Ty wyrażasz swoje opinie, ja swoje, ale to nie powód, by w ten sposób się zachowywać wobec mnie.

Iwona - 2007-10-30, 19:25

majaja napisał/a:
Iwona - żebyś nie poczuła sie jakoś bardzo krytkowana

Ale ostro pojechałaś Majaja, zwłaszcza co do Ani D. Uważam, że nie powinnaś jej krytykować, są różne sytuacje i nie można jednostronnie oceniać czegoś czy kogoś, nie mając wglądu w sytuację. A często nie jest to tak proste, jak się nieraz wydaje osobie z boku.
Rozumiem krytykę co do mnie, bo przyznaję się, należy mi się. Nie postąpiłam w porządku, trochę liczyłam na to, że mężyk powoli zapomni, trochę chciałam przeforsować to wszystko, a teraz dostaje mi się. Wiem, że nie powinnam tak była zrobić. Ehh, człowiek chce jak najlepiej, dąży do zapewnienia zdrowia swoim najbliższym, uczy się piec chleby, robić zdrowe słodkości (a propos, praktycznie po 4 latach małżeństwa zaczęłam robić domowe słodkości, bo wcześniej nawet o tym nie myślałam zbytnio), czyta o poprawie odporności naturalnymi sposobami, a potem i tak to się odwraca przeciw. Wiecie, jak rozmawiałam z mężem, to w ogóle nie widziałam, żeby było coś nie tak, on zgadzał się na wszystko, nawet na wszystko bezmięsne, to była moja propozycja, aby mąż nie był tak niezadowolony z życia; on wszystko przyjmował. No ale umowa umową. Przy czym to jest tak, że on też nie dotrzymuje umowy, bo były też inne jej "warunki". A, w ogóle to już mam wszystkiego dość, mam wrażenie, że to wszystko na darmo. Andrzej gdyby nie moje prośby, to kupowałby nawet parówki dla dzieci, jego nic nie obchodzi, jak to jest robione, nie chce wiedzieć, ma bardziej pretensje, że go próbuję uświadamiać, aniżeli że to takie dziadostwo. Czasem myślę, że mógłby się dalej faszerować tym świństwem, po pewnym czasie prawdopodobnie poczułby na zdrowiu działanie tych ślicznych i pachnących wędlinek itp. rzeczy, a ja głupia - chcę, aby on był zdrowy. No i po co mi to ? Ahh, zniechęca mnie to do jakichkolwiek wysiłków, czasem nie mam po prostu już sił na ciągnięcie tego wszystkiego. Wiem, robię off topic, ale muszę się wypisać, może zrobi mi się lepiej i znowu nabiorę sił na walkę z przeciwnościami, muszę, jaki mam wybór. Boli mnie to bardzo, zwłaszcza, że jest to naprawdę priorytetowa sprawa w moim życiu i nie chcę wracać do "normalności". Jeszcze niedawno myślałam, że mam oparcie w mężu, nawet bronił wegetarianizmu przed innymi, a teraz to od niego dostaję razy. Wynajduje różne rzeczy przeciwko wege, aj co tam będę pisać. Mam wielkiego doła od jakiegoś niedługiego czasu, nie chce mi się nic robić. Przynajmniej Wiktorek mnie wspiera niespodziewanie.
Trochę to chaotyczne, tak jak teraz moje myśli.

pao - 2007-10-30, 19:33

Cytat:
człowiek chce jak najlepiej, dąży do zapewnienia zdrowia swoim najbliższym, uczy się piec chleby,(...)


dobrymi chęciami piekło wybrukowane...

najtrudniej nam przełknąć złe nawyki gdy trują się nam najbliżsi, ale to ich zdrowie i życie zatem uszanujmy to. dobry przykład więcej dobrego zdziała niż jakikolwiek przymus: czy to bezpośredni czy pośredni.

ja z moim mięsożerca miała kompromis w diecie dziecka (do mojej nie mieszał się po nieudanych próbach). gabrysia miała jeść ryby jednak gdy ustaliliśmy ten kompromis bartek znów chciał kompromisu od kompromisu by jeszcze drób i jeszcze coś itp... ja sie na takie przeciąganie liny nie zgodziłam. rozumiałam jego obawy ale i miałam swoje. dziś, kiedy sam nie je mięsa nie potrafi zrozumieć czemu takie zachowania miały miejsce. i co ciekawe, stwierdził, że teraz, gdy nie je mięsa widzi dopiero jak wiele konfliktów on sam wywoływał przez brak zrozumienia dla mnie. (czy jakoś tak to szlo ;) )

niemniej pewna jestem, ze nic bym nie wskórała jeśli bym usiłowała naciskać. na mnie nacisk nie działa (a raczej działa tylko, że odwrotnie), z wieloma ludźmi jest podobnie, a nawet jeśli na kogoś by to podziałało, to mam za duży szacunek do ludzkiej indywidualności by naciski stosować. (choć czasem kopniak potrzebny jest by zaskoczyć ;) )

Iwona - 2007-10-30, 19:58

pao napisał/a:
najtrudniej nam przełknąć złe nawyki gdy trują się nam najbliżsi, ale to ich zdrowie i życie zatem uszanujmy to. dobry przykład więcej dobrego zdziała niż jakikolwiek przymus: czy to bezpośredni czy pośredni

chyba masz rację Pao, napewno...
A jak proponowalibyście teraz postąpić ? Ja myślę o włączeniu tej ryby, ale tylko i wyłącznie "świeżej", tzn. nie mrożonej, nie w konserwie, nie wędzonej. Może to uśmierzy ból mego małża, ale sama nie wiem. Na rozmowę z nim nie mam chęci, on mnie skutecznie do tego codziennie zniechęca. Sama muszę jakoś się podnieść.

Ania D. - 2007-10-30, 19:59

Iwona, ja myślę, że po jakimś czasie Andrzej dojrzeje do tego, by cenić wegetarianizm i cieszyć się, że jesteście wege. Na początku nie jest łatwo, bo widać, że większość jada parówki, czipsy, słodycze, a mają zdrowe dzieci i sami też jakoś żyją. Możę być trudno gdy się słyszy ciągle słowa krytyki lekarzy, rodziny, że to niedobre, że tylko mięso etc. Ja wierzę, że powoli zacznie w to wsiąkać, dobrze, gdyby czasem coś przeczytał wege. Kropla drąży skałę, a u Was i tak szybko to poszło. U ns też były pewne niezgodności co do diety na początku weganizmu. Nie naciskałam, starałam się zrozumieć, w końcu ustaliliśmy (w zasadzie to samo przyszło) wspólny front.
Mi ostatnio buzia otwierała się ze zdumienia gdy słyszałam od bliskiej osoby, że weganizm to dla nas bożek, bo poświęcamy się temu całkowicie. Jak pytałam, co ma na myśli to usłyszałam, że np, to, ze sami pieczemy chleb. Ręce opadają. Powiedziałam, że tu jest wiele aspektów, zdrowie, smak, ale też i koszty (mniejsze w przypadku pieczenia w domu). Ta osoba jak usłyszała o argumencie kosztów to powiedziała, że ją przekonaliśmy (choć dla mnie akurat to tylko jeden z wielu "za" by piec, wcale nie najważniejszy). Nie wiem, dlaczego ktoś może sądzić, że całą naszą energię poświęcamy kuchni, bardziej rozumiałabym, gdyby ktoś nas ocenił jako nudnych, bo o aspektach wege diety moglibyśmy gadać godzinami. Normalnie zyjemy, opiekujemy się dzieckiem, rozmwiamy i spotykamy się ze znajomymi i rodziną, a wege to jedna z naszych pasji. To tak, jakby wszystko mogło być pasją, ale szeroko rozumiana kuchnia i zdrowie już nie.

Iwona - 2007-10-30, 20:16

Ania D. napisał/a:
większość jada parówki, czipsy, słodycze, a mają zdrowe dzieci i sami też jakoś żyją

To jest właśnie jeden z "argumentów" mojego męża. Przecież jesteśmy zdrowi, nic nam nie dolega. Ja mu mówię, no oczywiście kochanie, a moje kamienie nerkowe to co ? Trzeba mieć zawał lub miażdżycę, żeby stwierdzić, żę jednak przydałoby się coś zmienić w żywieniu ?
Ania D. napisał/a:
Ja wierzę, że powoli zacznie w to wsiąkać, dobrze, gdyby czasem coś przeczytał wege. Kropla drąży skałę

To akurat nie przechodzi, próbowałam podsuwać mu literaturę (a ma sporo czasu, bo godzinę dojeżdża do pracy w jedną stronę, on woli wyborczą poczytać). Też miałam nadzieję, że jak sam poczyta, to się chłopak przekona bardziej. No bo przecież "jak żona mówi, że coś jest nie tak, to można to zlekceważyć, przecież to mówi tylko żona, głupia kobieta..." - czasem mam takie wrażenie, zresztą nie tylko czasem. Ignoruje mnie nieraz, nie słucha co mówię, robi swoje, chociaż bardzo często wychodzi, że to jednak ta głupia kobieta ma rację. Ale on dalej nie chce się wsłuchiwać w to co mówię. Ej, to następny smutny punkt mojego pożycia małżeńskiego, nie będę się już skarżyć.
Ania D. napisał/a:
Jak pytałam, co ma na myśli to usłyszałam, że np, to, ze sami pieczemy chleb

Ja jak zaczęłam sama piec chleb, to byłam taka dumna z siebie, wszystkich chciałam się pochwalić, ale z czasem jak dowiadywały się o tym kolejne osoby, to miałam wrażenie, że te osoby myślą, że chyba zwariowałam, że przesadzam, że przecież wszędzie jest chemia i nie da się tego uniknąć, że mam fioła. No to teraz nie mówię. Czasem tylko niektórzy mnie mile zaskakują, jak proszą o przepis i chwalą mój chlebek :-)

pao - 2007-10-30, 20:17

Cytat:
Ja myślę o włączeniu tej ryby, ale tylko i wyłącznie "świeżej", tzn. nie mrożonej, nie w konserwie, nie wędzonej.


ja postawiłam tak: gabi będzie jadła rybę ale wyłącznie morską i świeżą. żadnych puszek, żadnych wędzonek, nic stawowego (hodowlane są masakrycznie faszerowane chemią). jeśli chciał karmić dziecko ryba to tylko najlepszej jakości i jak najczyściejszą. siebie mógł karmić czym chciał. uznał to, uszanował i nie było kłopotu :)

[ Dodano: 2007-10-30, 20:20 ]
Cytat:
To jest właśnie jeden z "argumentów" mojego męża


to zacznijcie podawać papierosy dziecku. przecież tyle ludzi pali i żyją ;)

Ania D. - 2007-10-30, 20:34

Dla mnie zdrowie tych ludzi dorosłych i dzieci nie jest w porządku. Maluchy mają juz próchnicę, to świadczy źle o organizmie jako całości i o tym, co dziecko jada. Normą jest, że ludzie lekceważą mnóstwo rzeczy, które powinny ich niepokoić: bóle głowy, brak odporności i częste przeziębienia, brak witalności, przymowanie chorób jako coś naturalnego. Tymczasem to wszystko właśnie świadczy o wysyłaniu ostrzeżeń przez organizm, ale ludzie tego nie chcą widzieć i wiedzieć. Coraz mniej jest ludzi, którzy jedzą fatalnie i mają doskonałe zdrowie, nie chorują, chodzą bez laski i mają dobrą pamięć. Muszę się powstrzymywać, by komuś czasem nie powiedzieć, że jego zdrowie to coś, na co w sporej mierze sam zapracował, nie powiniem więc narzekać na choroby. Tylko mało kto to zrozumie, lepiej jest narzekać na zły los niż pracować na dietą, by starość wyglądała inaczej.
Ewa - 2007-10-30, 20:44

Iwona napisał/a:
A jak proponowalibyście teraz postąpić ?

Namówić męża na poczytanie tego forum :-D . Może przykłady innych wegerodzin pozytywnie na niego zadziała.

Jędruś - 2007-10-30, 20:53

Iwona zobacz wątek o zakwaszeniu organizmu.
Diagnostyka jest prosta wystarczy papierek lakmusowy do badania pH moczu (odczynu moczu). Badanie moczu własnym sumptem 2-3 razy w tygodniu. pH zdrowego niezakwaszonego organizmu powinno wahać się w granicach 6,8-7,4. Długotrwałe zakwaszenie organizmu jest przyczyną powstawania chorób zwyrodnieniowych wraz nowotworami. Cała filozofia. To będzie odpowiedź na bóle kolana i inne dolegliwości. Trzeba uświadomić i męża i syna jak monitorować zdrowie a nie czekać do momentu jak coś się stanie poważniejszego w organizmie.

Pozdr.
Jędruś wegano-witarianin + B12
Zwolennik soku marchewkowego własnej roboty

alcia - 2007-10-30, 21:33

Iwona, jeśli nie możesz z nim o tym wszystkim spokojnie pogadać, jeśli argumenty zdrowotne do niego nie docierają, to ja radzę odpuścić. Facet potrafi być czasem jak przekorny dzieciak - im bardziej będziesz naciskała, tym bardziej będzie stawał okoniem i uraz może pozostać na długo. Lepiej pogodzić się z tym, ze tak łatwo nie pójdzie i przejść na tryb długofalowy :)
Ja byłam kiedyś w podobnym położeniu - ja byłam wegetarianką z kilkuletnim stażem, on całkowicie mięsożerny. Argumenty zdrowotne miał gdzieś, bo "jakoś inni tak jedzą i żyją", bla bla bla. Moralne jeszcze mniej do niego przemawiały..
Więc ja gotowałam po swojemu, on mógł jeść co chciał. Z czasem jego potrzeba powrotów do dawnych ulubionych dań zaczęła maleć. Moją kuchnię uwielbiał, a wyskoki z paskudnym jedzeniem na mieście zaczęły pojawiać się coraz rzadziej. Kupował sobie czasem ryby - to trwało chyba najdłużej - ze 3 lata. Teraz i tego nie robi. Sam stopniowo przestawiał się na zdrowsze jedzenie wtedy, kiedy był na to gotowy. Długo trzymał się białego pieczywa, po roku, czy dwóch przestało go do niego ciągnąć. Teraz już wyskakiwanie po białe bółki z rana nie zdarza się wcale (mimo, że w domu rodzinnym było tak codziennie). Bardzo długo gotował sobie białe makarony, kiedy ja jadałam razowe. Nie wyobrażał sobie niektórych zup czy innych dań z razowym. Myślałam, że tak będzie zawsze, ale i to minęło, i już od jakiegoś roku białego w ustach nie miał.
Początkowo gotowałam takie dania, by mu jak najbardziej zaimponowac moją kuchnią. Nie mogłam wyskoczyć z kaszą z dodatkiem warzyw i pestek, byłaby to dla niego jakaś paskudna "breja" :roll: ;-) Starałam się gotować w miarę tradycyjnie, ale bez użycia niezdrowych dodatków. Robiłam często takie dania jakie był nauczony jadać.
Ziemniaki + kotlet + surówki. Jak kasza, to z jakimś gulaszem, sosem.., bigos, krokiety, łazanki, naleśniki, gołąbki, spagetti, pizza, pierogi i tym podobne - zachwycał się wszystkim, bo było dobre i nie odbiegało bardzo od tego co znał. Zachwycał się i dziwił, że można robić takie dania bez użycia mięsa. Z czasem coraz częściej mogłam wyskakiwac z daniami normalnymi (czyli bez upodabniania wszystkiego do kuchni tradycyjnej, tylko zwyczajnie i zdrowo), ale pojawiały się naprzemiennie z tymi tradycyjnymi. Później szala przechylała się na stronę takiej kuchni, do jakiej mnie najbardziej ciągnęło... i teraz sytuacja jest taka, że przestawił się całkowicie. Bez żadnego szoku, oporu - smakuje mu bardzo to co przygotowujemy, a odbiega to już całkowicie od tego co jadał w domu rodzinnym. Mięsa nie je już wcale, ryb już nie kupuje, uwielbia nasze pasty czy pasztety do chleba, nie potrzebuje już zadnych pokarmów rafinowanych, w domu wszystko jest razowe, nie kupujemy żadnych gotowców (zdarzają się wyjątki - np. czasem bierze go na ser zółty, napcha się nim i zapomina znów na jakiś czas). Jest na prawdę dobrze, nigdy nie liczyłam na to, że do tego kiedyś dojdziemy. Ale droga była długa i stopniowa.
Może takiej drogi potrzebuje również Twój mąż?
Oczywiście przestawianie odbywało się poza jego świadomością. Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, że nad nim "pracuję", szło by pewnie bardziej opornie :)

Się rozpisałam :roll: :-P

Iwona - 2007-10-30, 22:33

pao napisał/a:
ja postawiłam tak: gabi będzie jadła rybę ale wyłącznie morską i świeżą

Chyba też tak zrobię. Nie chcę zamącić małemu w głowie, bo go indoktrynuje moralnością i cierpieniem zwierzątek, w tym oczywiście rybek, ale muszę trochę zwolnić tempa, bo mąż zaczął mi stawać okoniem :-(

pao napisał/a:

to zacznijcie podawać papierosy dziecku. przecież tyle ludzi pali i żyją ;)

To jest dobre, będę mu musiała o tym wspomnieć ;-) Kiedyś (w latach 50-tych) nawet palenie było zalecane dla ludzi zestresowanych, a teraz wiadomo jak to wygląda. Obyśmy dożyli lat, kiedy wiedza o "cenności" mięsa też będzie szeroko rozpowszechniana.

Ania D. napisał/a:
Normą jest, że ludzie lekceważą mnóstwo rzeczy, które powinny ich niepokoić: bóle głowy, brak odporności i częste przeziębienia, brak witalności, przymowanie chorób jako coś naturalnego. Tymczasem to wszystko właśnie świadczy o wysyłaniu ostrzeżeń przez organizm, ale ludzie tego nie chcą widzieć i wiedzieć.

100% się zgadzam, ludzie często nie chcą widzieć i wiedzieć, bo tak "wygodniej".

Ania D. napisał/a:
Tylko mało kto to zrozumie, lepiej jest narzekać na zły los niż pracować na dietą, by starość wyglądała inaczej.

Przykre jest to, jak ludzie ok. 50-tki zaczynają mówić, że starość nie radość; że to tak już jest, bo przecież się starzeją; że się starzeją, to musi coś boleć; że jaka szkoda, że teraz tylu młodych ludzi umiera na zawały i inne cywilizacyjne... A jak się im próbuje powiedzieć, że to trochę inaczej, to naskakują na człowieka (dlatego już nie mówię).

Ewa napisał/a:
Namówić męża na poczytanie tego forum :-D . Może przykłady innych wegerodzin pozytywnie na niego zadziała.

Niemożliwe :-/ , na mnie zaczyna też narzekać, że siedzę na forum.

Jędruś napisał/a:
To będzie odpowiedź na bóle kolana i inne dolegliwości. Trzeba uświadomić i męża i syna jak monitorować zdrowie a nie czekać do momentu jak coś się stanie poważniejszego w organizmie.

To też jedna z moich teorii.

alcia napisał/a:
Facet potrafi być czasem jak przekorny dzieciak - im bardziej będziesz naciskała, tym bardziej będzie stawał okoniem i uraz może pozostać na długo. Lepiej pogodzić się z tym, ze tak łatwo nie pójdzie i przejść na tryb długofalowy :)

Coś mi się wydaje, że właśnie będę tak musiała zrobić, a już myślałam, że tak łatwo poszło.

alcia napisał/a:
Moralne jeszcze mniej do niego przemawiały..

To tak jakbym wczoraj słyszała swojego. Ideologia do niego nie przemawia i już, jest mu to wszystko obojętne :cry:

alcia napisał/a:
Jest na prawdę dobrze, nigdy nie liczyłam na to, że do tego kiedyś dojdziemy. Ale droga była długa i stopniowa.
Może takiej drogi potrzebuje również Twój mąż?

Oj, ja też bym tak chciała dojść do tego co Ty Alciu. Ale masz rację, ja widzę, jak Andrzej na prawie każdym kroku oponuje mi teraz, coś delikatnie powie,... (może też przesadzam trochę, ale trudno mi jest to ocenić tak bardziej obiektywnie).

Dziękuję Wam wszystkim. Zrobię chyba tak, wprowadzę tą rybę (tylko morską i świeżą), oprócz tego powrócę do bardziej tradycyjnych potraw (ale bezmięsnych oczywiście), tak jak to robiła Alcia. A pogadam z mężem, jak trochę ochłonę i on też.

ewatara - 2007-10-30, 22:47

Cześć wszystkim ;)
Mam prośbę, widzę, że ten temat jest ostatnio częściej odwiedzany, wiec może troszkę skorzystam z Waszej pomocy-choć troszkę nie na temat. Chodzi mi o to czy macie jakieś fajne i godne polecenia miejsca na ferie z małym (1 roczek dzieciątkiem) i wakacje wtedy będzie mieć około 1.5 r. wiem, że jest na to osobny temat, ale na razie nikt nic tam nie pisze, a wolałaby już się czegoś dowiedzieć wcześniej, zaplanować....więc jakby ktoś był tak miły...to byłbym wdzięczna.

[ Dodano: 2007-10-30, 22:49 ]
tak mi się tęskni za słońcem i wakacjami :roll:

ps do działu : my - rodzice wczasy-wyprawy ;-) :roll:

Iwona - 2007-10-30, 22:50

No niestety, ja Ci nie mogę pomóc, bo nie znam takich miejsc i nie wiem, kiedy poznam. Mam nadzieję, że nie w dalekiej przyszłości.
Alispo - 2007-10-31, 00:14

Iwona napisał/a:

Dziękuję Wam wszystkim. Zrobię chyba tak, wprowadzę tą rybę (tylko morską i świeżą), oprócz tego powrócę do bardziej tradycyjnych potraw (ale bezmięsnych oczywiście), tak jak to robiła Alcia. A pogadam z mężem, jak trochę ochłonę i on też.

A nie bedzie czasem tak,ze w ten sposob maz sie przekona ze jego marudzenie daje efekty i bedzie tylko gorzej?

Lily - 2007-10-31, 00:16

Jak sobie pomyślę o tej morskiej świeżej rybie w całości... pamiętam jak moja mama obcinała głowy, od tego zaczął się mój wstręt do ryb :/
pao - 2007-10-31, 11:22

Cytat:
Zrobię chyba tak, wprowadzę tą rybę (tylko morską i świeżą),


w naszej domowej umowie był jeszcze aneks, że wszelkie odmięsne rzeczy przygotowuje bartek i nawet ma mnie o takie działania nie prosić ;)

majaja - 2007-10-31, 16:28

Ania D. napisał/a:
Majaja, nie wiem dlaczego atakujesz mnie i to w taki sposób.

W mojej intencji to nie miał być atak, tylko złośliwość. Przepraszam, że tak to odebrałaś. Ja owszem jestem osobą złośliwą i to bardzo, natomiast nie jestem agresywna i nie miałam zamiaru nikogo atakować, a tym bardziej ciebie. Może faktycznie mój komentarz był aż za bardzo złośliwy.

Pao, nie bardzo rozumiem co masz na myśli z tym kompromisem, ale to pewnie kwestia braku takich doświadczeń. Jeśli ktoś kiedyś próbował mi coś narzucać to szybko bardzo tego żałował.

Iwona - 2007-10-31, 16:35

Alispo napisał/a:
A nie bedzie czasem tak,ze w ten sposob maz sie przekona ze jego marudzenie daje efekty i bedzie tylko gorzej?

Na więcej się nie zgodzę i już.

pao - 2007-10-31, 18:05

Cytat:
Pao, nie bardzo rozumiem co masz na myśli z tym kompromisem, ale to pewnie kwestia braku takich doświadczeń. Jeśli ktoś kiedyś próbował mi coś narzucać to szybko bardzo tego żałował.


widzisz: słowo "kompromis" jest słowem pożądanym i mile słyszanym jednak strony często nie pojmują co to jest. bo kompromis to rzecz na która obie strony się świadomie godzą w jakimś stopniu modyfikując możliwe do zmodyfikowania sprawy.

niestety wielu ludzi pod pozorem kompromisu zaczyna udowadniać swoje racje, szarpać sie i już zaistniały "kompromis" traktować tylko jako punkt przejściowy w swojej drodze do celu.

zatem prawdziwe kompromisy to doskonała sprawa, jednak takie udawane to koszmar, szczególnie gdy rozmówca umie ten koszmar uzasadnić...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group