wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Tylko dobre wiadomości - nasza nowa forumowa koleżanka urodziła chłopczyka :)

priya - 2010-07-17, 19:32
Temat postu: nasza nowa forumowa koleżanka urodziła chłopczyka :)
Lamialuna, która niedawno przywitała się z nami na WD, urodziła ślicznego chłopczyka w środę, 14 lipca. Mam nadzieję, że nie będzie miała mi za złe, że publicznie ogłaszam te dobre wieści, wszak jasne było że oczekuje w najbliższych dniach dzidziusia :-D Wiem tylko że maluch ważył 3,3kg, że jeszcze nie wiadomo jak będzie miał na imię, że poprzedniej nocy co godzinę budził się na cyca i generalnie cycoholikiem od pierwszych chwil jest :mryellow: Nie znam szczegółów porodu, zdaje się że poszło szybko i sprawnie. Jak dojdą do siebie może podzieli się z nami dokłądniejszymi news'ami :-D Lamialuna, serdecznie gratulujemy raz jeszcze. Poznawajcie się, żyjcie zdrowo i spokojnie!
daria - 2010-07-17, 19:37

oo! 14 lipca to fajna data ;-) gratulacje i życzę zdrówka bobasowi i mamusi :-)
rosa - 2010-07-17, 19:40

gratulacje :-)
Malinetshka - 2010-07-17, 19:53

Gratulacje ogromne :D wszystkiego dobrego dla mamy i maluszka :)
kociakocia - 2010-07-17, 20:06

wszystkiego najlepszego dla młodej mamy i nowego przybysza :D
kamma - 2010-07-17, 20:25

oooo, gratuluję serdecznie!!!
Lily - 2010-07-17, 20:25

Gratulacje :)
Kat... - 2010-07-17, 20:28

Lamialuna gratulacje!
bronka - 2010-07-17, 20:46

Lamialuna gratulacje
witaj na świecie Maluszku

Jadzia - 2010-07-17, 20:49

serdeczne gratulacje dla Mamy i uzależnionego od cyca Malucha :)
adriane - 2010-07-17, 20:55

Gratuluję :)
Capricorn - 2010-07-17, 21:17

i ja gratuluję, i ja! :mrgreen:
Agnieszka - 2010-07-17, 22:39

gratulacje :-)
iris - 2010-07-18, 05:54

ogromne gratulacje :-D
Kaja - 2010-07-18, 05:57

Gratulacje :mrgreen:
maga - 2010-07-18, 07:58

Super wieści :-D Gratulacje!
moony - 2010-07-18, 08:05

Wszystkiego, co najlepsze, Lamialuna, dla Ciebie i maleństwa :D
bodi - 2010-07-18, 08:54

gratulacje :D
krop.pa - 2010-07-18, 12:48

Lamialuna, ogromne gratulacje! :-D
lilias - 2010-07-18, 14:38

Gratulacje :-D
madziulina - 2010-07-18, 15:04

Świetnie! Gratki!
olgasza - 2010-07-18, 21:22

oczywiście, że gratulacje!
cynamon - 2010-07-18, 21:26

serdeczne gratulacje :)
martka - 2010-07-18, 22:28

gratulacje :-D
lamialuna - 2010-07-19, 14:06

Łobozie ale duzo gratulacjow ;)
Bruno Tymon, mama i tata dziekuja!!!!!!

Mlody wlasnie luka na mnie wietrzac dupke ;) Wkrotce zapodam wiecej detali - uciekam, Czas na bufet ;)

fylwia - 2010-07-19, 20:40

Ja też się przyłączam do zbiorowych gratulacji! :) Nie ukrywam też, że liczę na dużo wskazówek - jako że i ja przez poród muszę wkrótce przebrnąć i ciekawa jestem jak to tu wygląda... Ale to jak już jak będziesz miała dość siły na spacery z Synkiem (i moje towarzystwo ;) )
Kasiula2305 - 2010-07-19, 22:43

oooo to juz mamy dwoch solenizantow 14 lipca :mryellow:
Gratulacje dla mamusi, sunasia i tatusia :D
fylwia, nie mam porownania z porodem w pl, ale mam wspaniale wspomnienia z porodu w uk :D .

gemi - 2010-07-20, 10:40

lamialuna napisał/a:
Czas na bufet
lamialuna, gratulacje! :-D Super, że syn korzysta z naturalnego zaopatrzenia :mrgreen:

Czekamy cierpliwie na więcej szczegółów.

Velana - 2010-07-20, 12:16

Gratulacje dla calej rodzinki!
lamialuna - 2010-08-17, 15:55
Temat postu: Podróż Bruna Tymona ;)
Chaotyczna...głownie pisana jedną ręka... wiecie jak jest ;)

Ciąża
Gdzie by tu zacząć?. Tak w ”skrócie”…. Otóż fasolka zasiał się bez problemów i niespodziewanie szybko ;) . Mimo to, że był planowany to nagły i niespodziewany atak wymiotów nie szedł w parze z łączeniem faktów….
Kiedy mdłości utrzymały się do rana było jasne, ze czas na profilaktyczny test. Po dwóch plusowych, wizyta u GP. Tatuś chyba był na koncertach w PL a ja stawiałam czoło GP sama.

GP (lekarz rodzinny w UK) – jak dla mnie… rzeźnia. Badania krwi tu nie robią, bo testy nie kłamią. Mierzą ciśnienie, wagę, robią mini wywiad a potem pan doktor w garniturze i swoim błyszczącym zegarku rozsiada się w fotelu i mówi: „no to wiemy, że jesteś w ciąży i co? Usuwamy czy trzymamy?” I niby jestem pro-choice, ale szarpnęło mną!!!! Zdaje się, ze jak już chce usunąć to ja powinnam go o to pytać a nie on mi to oferować i to jako pierwsze. Nie pamiętam teraz czy go zrypałam czy nie, ale zatkało mnie na pewno…
Potem mieliśmy przeprawę z antybiotykiem, uparł się ze nie ma antybiotyku, który jest i takie tam – skończyło się zmiana przychodni.

Pierwsze usg dopiero ponad miesiąc później w 12 tygodniu, Najpierw młode skakało jak żabka, a potem usiadł po turecku jak mały Budda. Teraz było jasne stuprocentowo, że nie mam przeciągającej się grypy żołądkowej ;) .

Cudowne jest tutaj (UK) to, że nikt nie wnika i nie panikuje, że się jest wege!!!!

Zmiany ciążowe przychodziły do mnie nagle i prawie idealnie czasowo, co 3 miesiące ;)
Z mdłościami przyszła niewiarygodna nadwrażliwość na zapachy, która odkryłam dopiero w drodze do pracy… Londyńskie metro… 1,5h w jedna stronę, Jesień. Wchodziłam prosto do okna i je otwierałam biczowana wzrokiem przez ludzi.

Smaków jako takich nie miałam, jadłam różnych rzeczy więcej niż normalnie – jak Np. ziemniaki…. Czytając Childbearing Year okazało się, ze cokolwiek mnie kręci, właśnie teraz powinnam jeść tego więcej. Oddałam więc władze organizmowi ;)
Zaczęłam szukać jakiejś spiruliny jako naturalnego żelaza i eko witamin na ostatni trymestr.
Od samego początku jadłam folik…
Pierwsze trzy miechy piłam tylko wodę, imbirowe napoje, wodę z cytryna – nawet mojej ukochanej pokrzywy nie byłam w stanie przełknąć. W drugim trymestrze odzyskałam zdolności picia innych trunków, a zgaga na szczęście pojawiała się sporadycznie.

Drugi trymestr jest chyba najfajniejszy, bo odzyskuje się władze ;) , nie mdli, brzucho dopiero rośnie i nie jest jeszcze za ciężkie, nie puchnie się tak jeszcze… A dzidzia się rusza itp.

Tutaj w UK, do 20tego tygodnia maja cię gdzieś, bo statystycznie dużo poronień jest. Około 20 tygodnia jest drugie usg, na którym można zapytać o płeć dziecka. My z jakiegoś powody byliśmy przekonani, ze to będzie dziewczynka i nas zatkało jak młody zamachał jajkami na monitorze… ;) . Zadziwiliśmy się, a on to poczuł i zwinął się w kulkę na moim pęcherzu na dwa dni.
Od tego usg, gdzieś raz w miesiącu przychodziliśmy na kontrole. Ale już nie robią więcej usg. Bicie serca to czad ;) . Potem sprawdzają właśnie to, plus ciśnienie, siku, raz koło 28tygodnia krew.
Nie mieliśmy szczęścia do tej obsługi, kilka razy gubili moje papiery… Jednak za którymś razem doszło to wszystko do porządku i dostałam nawet pieczątkę, ze nadaje się na birth centre (niestety na domowy poród nie mieliśmy warunków).

W 40tym tygodniu zapisują do kliniki terapii naturalnych mających pomoc w wywołaniu porodu – ja trafiłam na listę oczekujących i nigdy tam nie dotarłam.
40-tygodniowa wizyta to była masakra… midwife bez mojego pozwolenia przejechała mi paluchem miedzy pęcherzem gdzie jest dziecko a ‘moja granica’ nie wiem jak to po polsku opisać, ani jak się fachowo nazywa. Robi się to by wywołać poród… Dziecka serce przyśpieszyło na maxa i znów się wyalienował. Straciliśmy przez to dwa dni…. W 41-ym tygodniu poszliśmy do innej midwife.

42tydzien – środa to była data wizyty w szpitalu na wywoływanie porodu.

Poród
U nas z niedzieli na poniedziałek odeszły wody, nie jakoś dużo, ale odeszły wiec w nocy zwinęliśmy się do szpitala jak kazali. Pani obejrzała i kazała przyjść w środę – chyba, że rodzimy albo jakieś niepokojące zmiany.
Od tego momentu mogłam odliczać czas wg moich lekkich, lecz co 10minutowych bóli okresowych cały dzień w poniedziałek. W nocy się nasiliły, ale były, co 40 minut.. I już utrudniały spanie. W dzień też się nie rozkręciły czasowo. We wtorek w nocy już były coraz silniejsze i na leżąco już się ich nie dało znieść, ale dalej, co 40 minut…
Przysypiałam na siedząco, na zmianę z chodzeniem pod gorący prysznic, bujałam się przy piłce…, ale przed 4ta rano stwierdziłam, ze już nie wytrzymam, ze jak faktycznie takim tempem (w zasadzie jego brakiem) się to rozkręca to jak będę miała rodzic to zabraknie mi sił.
Zarządziłam wyjazd do szpitala. W aucie skurcze przyspieszyły, ale na triage już osłabły. Przyjechaliśmy to miałam dopiero 4cm rozwarcia… czekaliśmy na kogoś z birth centre, ale okazało się, ze gdybym przyjechała 10 minut przed godzina, o której dwa dni temu odeszły mi wody to mogłabym tam rodzic, ale teraz już jest za późno, za ryzykownie i musze w szpitalnym łożu… z antybiotykiem, monitoringiem itp.
W myślach obalałam plany na bez znieczuleniowy poród, pełen wymięk no i w głowie ustalałam jak będę błagać o cesarkę, żeby go już wyciągnęli ze mnie ;) .
Jerz poszedł po walizę i prowiant i kiedy ja walczyłam ze skórczami odpychając ścianę pani w pokoju obok zaczęła rodzic jak mniemam – czytaj: krzyczeć. Po tym wjechała na triage kolejna pani krzycząc tak przeraźliwie jakby ja obierali ze skory!!! Wymiękłam ze strachu. Piguła powiedziała, ze maja 9cm rozwarcia i już sobie wyobraziłam siebie z tymi 9oma centymetrami…..
Około 6tej przyjechała midwife i wzięła nas do salki. Łóżko, aparatura, łazienka, prysznic high class po remoncie ;) . Na dzień dobry gustowna szpitalna filmowa piżamka i welfron w łapę (ostro jak na pierwszy w życiu pobyt w szpitalu ;) ). Dostałam antybiotyk i w związku z min tym młode musiało być monitorowane wiec przepasali mnie dwoma paskami. I z tego tez momentu mam pierwsza fotkę, już widać na mojej twarzy, ze znikam w świat inny ;) .
Pani do łapki dostała nasz birth plan, a ja zmiękłam i wzięłam entodox (mieszankę tlenu i gazu rozweselającego), niestety przy czwartym wdechu mnie naciągało wiec i tak czułam skurcze. Przed i na początku parcia już wchodziło jak masło. Potem już trzeba było przeć na ‘poważnie’ .
Ogólnie na pytanie o poród odpowiadam, ze mało pamiętam – wyłączyłam się – kojarzę niektóre momenty. Większość czasu miałam zamknięte oczy (chyba;)).
Pamiętam zmianę midwife, pamiętam jak poszłam siku i potem pozwoliła mi się ‘zmobilizować’. Podeszła do nas i kazała kręcić biodrami – stała z nami i się kręciła ;) – słodka była – mieliśmy szczęście po tych wszystkich przebojach. Potem kazała wrócić do łóżka i pamiętam tylko jak mi mówi, ze jest genialnie już 8cm w tyle i tyle czasu. Jakimś cudem mój umysł był w stanie szybko przeliczyć ile czasu potrzebuje na te dodatkowe 2cm i w umyśle kazałam jej spadać z tym newsem ;) . Potem ‘zmusiła’ – namówiła Jerza żeby zobaczył, ze główka wychodzi. Opowiadał mi jak się tym ze mną podzielił, ze faktycznie wychodzi – a ja zapodałam jakieś ‘spadaj’, bo dalej czułam ile jest od główki na świat do przepchania. Midwife cały czas podobno mnie tam maziała żelem i rozmasowywała żebym nie pękła, kiedy ja chciałam wydukać ‘kobieto zlituj się i posmaruj czymś, bo szczypie!’ ;) . Zrobiła mi też szybki trening oddychania – też antyrozdarciowo (dodam, ze w UK na jednodniowej szkole rodzenia o oddychaniu wspominaja, nic więcej).
Rodziłam na leżąco na boku, kręcąc biodrami. Moimi podpórkami była midwife i Jerz, chyba go nawet raz ugryzłam ;) . Z parcia pamiętam np., ze nagle wróciłam do rzeczywistości słysząc jakby głęboki ryk – to byłam ja – nie wiedziałam, że mogę wydostać z siebie takie dźwięki! I niekoniecznie były one z bólu… bardziej bolesne były skurcze. To darcie się pomagało w pchaniu – parciu.
Nieoceniony okazał się Połówek, mogłam dzięki niemu się wyłączyć i skupić na sobie. Skupić na tyle, ze nawet mantrowałam w umyśle, czego się po sobie nie spodziewałam, przeleciałam się po mantrach buddyjskich i indyjskich, na nic okazały się próby wizualizacji ;) .
Niestety nie było mu dane przeciąć pępowiny, bo była zawinięta wokoł szyjki i trzeba było szybko działać. Dzieciątko było tylko wytarte i skin to skin’owalismy się – zrobiliśmy breast crawl i sam sobie młody cyca znalazł ;) . Był tez skin to skin z tatkiem- jak mnie wysłali pod prysznic. Siku kazali i chociaż wypiłam masę podczas porodu to nie wiedziałam jakim mięśniem mam sikać – mega dziwne uczucie.
Myślałam, ze powiem nigdy więcej, ale luz – wiem, co mnie czeka ;) .

Połóg
Ze względu na te jedna dawkę antybiotyku musieliśmy zostać w szpitalu na obserwacji 12 godzin, z czego się zrobiło 24. Do jedzenia na dzień dobry groszki i inne - w UK nie ma mowy o diecie eliminacyjnej.
Nikt mi nie dał znać o skrzepach, których się może spodziewać ;)
Piguły dziwiły się, że nie chce leków przeciwbólowych, nie podarta ani nie poszyta, nie marudze z karmieniem piersią i jakaś easy gongi jestem.
W domku ok., i znów nieoceniony okazał się babymoon z tatusiem u boku.
Ogólnie połóg emigrantki nie jest łatwy – nie ma rodziny i tylu znajomych do pomocy.
Młody od 3ego dnia miał silna rutynę i w nocy do teraz budzi się ze 3 razy na karmienia. Śpi z nami ;) . Po pierwszym wyjściu jego dzienna rutynę szlak trafił (pewnie z wrażeń), ale dajemy jakoś radę.

priya - 2010-08-19, 15:19

jak miło w końcu poczytać! Przydałoby się ten opis wrzucić w wątek "opis porodu" w dziale "ciąża i poród". Dzielna byłaś babo, kolejna super-bohaterka :mryellow: I mały Bruno, super-bohater, oraz Pan Tata - tej samej kategorii :lol:

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group