wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Artykuły o weg*anizmie i ekologii - Ekomama, czyli kto?

ina - 2010-08-25, 08:32
Temat postu: Ekomama, czyli kto?
Ekomama, czyli kto?

hxxp://www.rp.pl/artykul/9132,526685-Ekomama--czyli-kto-.html


Cytat:
Noszą dzieci w chustach, nie używają pampersów. Nie chodzą do pediatrów, leczą ziołami. Powołują się na dr. Searsa. I budzą kontrowersje

– Wychowuję dzieci tak, jak robiłabym to na bezludnej wyspie – mówi Alicja Szwinta-Dyrda, mama Mani (2,5) i Frania (5), fotograf z Krakowa. Unikam chemii, komercji i telewizora. Zasad ekologii uczę od kołyski. To zdrowo, a przy okazji tanio – tłumaczy.

Rok temu szukała osób podobnie myślących i założyła portal "Dzieci są ważne". Pierwszy dla "naturalnych" matek. Twierdzi, że dziś odwiedza go 1000 osób dziennie. Organizują wspólne warsztaty i dziecięce szafingi (wymiana używanych ubrań).

Magdalena Łukaszewska, zapalony ekolog, polonistka, modę na naturalne rodzicielstwo przywiozła ze skandynawskich podróży.– Zadziwiły mnie suszące się wszędzie pieluchy – wspomina. – A najbardziej własnoręcznie robione zabawki. Dziś uczy ich wykonania na własnym portalu "Ekorodzice". Propaguje segregację odpadów i ograniczenie zbędnej konsumpcji.

Szare mydło i melasa

Po co niemowlęciu kosmetyki? Wystarczy mleko mamy, przekonuje Alicja Szwinta-Dyrda. – Doskonale zastępuje mydło, a dodane do kąpieli emulsje osłaniające. Starsze dzieci myje szarym mydłem, które, jej zdaniem, nie uczula.

Zdrowie i dobry rozwój ekodzieci warunkuje dieta. Jest pełnowartościowa: węglowodany, białka, tłuszcze, witaminy i minerały w każdym posiłku. I zbilansowana: węglowodany ok. 50 proc., tłuszcze 30 proc., białka 20 proc. Bez sztucznych witamin i suplementów. Po co najmniej rocznym karmieniu piersią, oparta na kaszy i warzywach. Z ogródka lub z targu, nie z supermarketu. Zgodna ze strefą klimatyczną i porą roku – truskawki w czerwcu, nie w styczniu, cytryny wcale. Zamiast cukru skarbnica mikroelementów – melasa.

"Jaka będzie przyszłość ekodzieci? Opuszczą kiedyś bezpieczny, domowy klosz. Zetrą się z armią colopijców i wyjadaczy popkultury"

– Obalamy stereotypowe rady – mówi Joanna Mendecka, ekomama Zuzi (3 lata), doradca żywieniowy. – Banany owszem, mają mnóstwo potasu, ale są niejadalne. Hodowane na eksportowych plantacjach: często opryskiwane i specjalnie konserwowane. Mięso? To przemysłowe zawiera przecież hormony i antybiotyki.

Ekorodzice to najczęściej wegetarianie, ich dzieci także. Część z nich nie pije mleka.

Małgorzata Desmond, specjalista medycyny żywienia z Centrum Zdrowia Dziecka, powołuje się m.in. na stanowisko Amerykańskiego Stowarzyszenia Dietetyków: – Jarosze żyją dłużej nawet o siedem lat i są zdrowsi. Nie tylko dieta wegetariańska, ale nawet wegańska (bez mleka i jaj) w pełni zaspokaja także potrzeby dzieci. Pod warunkiem że jest dobrze zaplanowana.

Pielucha z bambusa

Wielorazowość jest eko. Stąd szafing i wielorazowe pieluchy. Załamie ręce babcia (wspomni wielki gar i bulgoczące w nim nocą pieluchy, ręce poparzone od wyławiania ich w pospiechu i świt nad żelazkiem).

Ależ skąd! – wyjaśnia ze śmiechem Anna Nogajska, propagatorka ekologicznych pieluch. – Współczesna wielorazówka to zupełnie inny produkt. Jej zdaniem szyte z konopi, bambusa lub organicznej (produkowanej bez pestycydów) bawełny pieluszki, schną błyskawicznie, nie wymagają też prasowania. Nie uczulają. – Czy wiecie, że do produkcji jednego pampersa zużywa się szklankę ropy? A jego rozkład potrwa aż 300 lat – podkreśla.

W chuście na plecach

Ekologiczne mamy, jak Afrykanki, noszą niemowlęta stale przy sobie w specjalnych chustach, przytroczone do brzucha lub pleców zależnie od wieku.

– Taka bliskość wzmaga poczucie bezpieczeństwa, rodzi ufność. To dobry sposób poznawania świata, przynajmniej w pierwszych miesiącach – ocenia Aleksandra Jaszczak, psycholog z UJ.

Chusta pozwala zachować wolne ręce. Jest tańsza od wózka, dobrze dobrana zdobi. Czy to jednak rozsądne przyzwyczajać dziecko do ciągłego noszenia?

– Tak, jeśli ono tego potrzebuje – mówi zdecydowanie Alicja Szwinta-Dyrda. – Zawsze wsłuchuję się w potrzeby dziecka i reaguję. Skąd je znam? Jest coś ponad wiedzą z poradników. Intuicja matki, po prostu jej słucham.

Ekorodzice wyznają filozofię dr. Williama Searsa (pediatra, ojciec ośmiorga dzieci, autor ponad 30 książek, pracuje w Klinice Pediatrii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine) – zwaną rodzicielstwem bliskości (attachment parenting). Duchowej i fizycznej. Sears potępia dziecięcych treserów, np. narzucony harmonogram dnia czy zasady typu "niech się wypłacze". Proponuje wsłuchanie się w sygnały dziecka (płacz) i zaspokajanie jego potrzeb, zawsze i intuicyjnie. Dobry kontakt warunkuje fizyczna bliskość – karmienie piersią, noszenie na rękach, wspólne spanie.

– Dr Sears zebrał wszystko, co o potrzebach niemowlęcia psychologia mówi od dawna. Metoda jest dobra, o ile odpowiada obu stronom. Doprawdy, nie każde dziecko potrzebuje spania z rodzicami – uważa Aleksandra Jaszczak.

Sposoby na odporność

Między ekologiczną pieluchą a oceanem miłości jest jeszcze coś, co niepokoi. – Nie chodzę do pediatry, a moje dzieci nie znają szczepionek – mówi Alicja Szwinta–Dyrda.

Korzysta jedynie z usług lekarza homeopaty. Twierdzi, że z sukcesem. Gorączkę zbija chłodnymi okładami, na przeziębienie poleca cebulowy syrop. – Sama homeopatia nie leczy, ale mobilizuje organizm do samoleczenia – wyjaśnia. – Antybiotyk? Podam, gdy będzie niezbędny. Jestem fanem, nie fanatykiem ekologii.

Szczepienie dzieci uważa za nieskuteczne, a nawet szkodliwe – boi się powikłań.

Grupa antyszczepionkowych rodziców pojawiła się w 2009 r. po dramatycznym liście otwartym prof. Marii Doroty Majewskiej z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Badała ona wpływ składników szczepionek (np. rtęci) na rozwój schorzeń u dzieci. Proponowała m. in., by skandynawskim wzorem ograniczyć kalendarz szczepień do minimum. Wyeliminować też ze szczepionek niebezpieczne, jej zdaniem, związki chemiczne.

– Zamiast coraz to nowych szczepionek, postawmy na silny układ odpornościowy. To potężniejsza ochrona – radzi Anna Sosnowska, lekarz, naturoterapeuta, ekomama pięciorga dzieci. – Zapewni go stabilna rodzina, zdrowa dieta i szeroko rozumiana higiena życia.

– Oczywiście, szczepionka może dać skutki uboczne, jak każdy lek – mówi dr Elżbieta Szczepanik, pediatra. – Popularny ibuprofen może spowodować na przykład wstrząs, a w konsekwencji nawet zgon. Dzieci szczepimy przeciw chorobom potencjalnie śmiertelnym. Tu zawsze korzyść przewyższy ryzyko powikłań. Jest niewielkie – zaszczepiono 95 proc. populacji, a ofiar skutków ubocznych nie widać na ulicach. Odmawiając szczepień, rodzice biorą pełną odpowiedzialność za zdrowie w dorosłym życiu. Jeśli odsetek niezaszczepionych wzrośnie, niebezpieczne epidemie powrócą. To one nam grożą, nie szczepionki!

Nie tacy jak inni

Jaka będzie przyszłość ekodzieci? Opuszczą kiedyś bezpieczny, domowy klosz. Zetrą się z armią colopijców i wyjadaczy popkultury. Także z własną odmiennością.

– Nie chowam dzieci przed światem. Nie stronię też od techniki. Ale uczę dokonywania wyborów, świadomych i zawsze samodzielnych. Dobrych także wtedy, gdy są inne od decyzji sąsiada – mówi Alicja Szwinta-Dyrda.

Dr Anna Sosnowska (jej najstarsze dzieci już studiują), twierdzi, że w szkole podważano wpojone dzieciom zasady. – W szkole publicznej panował kult marki i przemocy. W prywatnej wciąż trwała promocja (często antykoncepcji dla nastolatek). Czy dzieci przetrwały? Tak. Bo ich poczucie wartości budowałam na tym, że są unikalne. Nie "takie jak inni."

Młodsze jej dzieci, Kasia (11 lat) i Maciek (6 lat), uczą się w domu, w dopuszczonym przez polskie prawo systemie homeschoolingu.

Alicja Szwinta-Dyrda zapisze swoje dzieci do szkoły waldorfskiej. Jest tam według niej dość miejsca na indywidualizm.

– Problemem nie jest odmienność, ale reakcja na nią – mówi psycholog Aleksandra Jaszczak. – Szczególnie w okresie szkolnym. Rówieśnicy są wtedy ważniejsi niż rodzice. Poczucie odrzucenia wyrządzi dziecku wiele szkód. Może nawet zwrócić je przeciw rodzicom i ich poglądom. Zachowajmy zatem elastyczność. Pozwólmy czasem na hamburgera czy zakazaną zabawkę. To naprawdę mniejsze zło.
Rzeczpospolita

gemi - 2010-08-27, 09:54

Cytat:
Poczucie odrzucenia wyrządzi dziecku wiele szkód. Może nawet zwrócić je przeciw rodzicom i ich poglądom. Zachowajmy zatem elastyczność. Pozwólmy czasem na hamburgera czy zakazaną zabawkę. To naprawdę mniejsze zło.
pointa mnie powala :roll: ciekawa jestem, czy artykuł został napisany przez redaktora - rodzica...
dżo - 2010-08-27, 16:10

gemi, uważasz, że elastyczność nie jest dobra? Ten hamburger to może nie najlepszy przykład ale ścisle trzymanie się swoich zasad, bez możliwości negocjacji niekoniecznie może wyjśc dziecku na dobre.
an - 2010-08-27, 18:21

Nie czytalam artykulu, ale chcialabym sie odniesc do tego:
dżo napisał/a:
gemi, uważasz, że elastyczność nie jest dobra? Ten hamburger to może nie najlepszy przykład ale ścisle trzymanie się swoich zasad, bez możliwości negocjacji niekoniecznie może wyjśc dziecku na dobre.

Odpowiem za siebie - jak mi sie wydaje
Elastycznosc jest jak najbardziej wskazana, ale mysle, ze gdybym miala dziecko, to nie chcialabym zeby w dziecinswie poznalo smak chipsow czy frytek :-> sama poznalam smak i zapach frytek na poczatku podstawki i niestety przepadlam - ten zapach mnie "zniewala", a zdaje sobie sprawe, ze jest to jedna z najbardziej toksycznych rzeczy jakie sie spozywa.

Gdybym miala dziecko, chcialabym zeby jak najdluzej nie znalo tego smaku. Albo np chipsow.

dynia - 2010-08-27, 18:25

dżo napisał/a:
gemi, uważasz, że elastyczność nie jest dobra? Ten hamburger to może nie najlepszy przykład ale ścisle trzymanie się swoich zasad, bez możliwości negocjacji niekoniecznie może wyjśc dziecku na dobre.

Zgadzam się z tym ,to samo zresztą chciałam już wcześniej napisac ;-)

Lily - 2010-08-27, 18:29

an napisał/a:
ale mysle, ze gdybym miala dziecko, to nie chcialabym zeby w dziecinswie poznalo smak chipsow czy frytek :->
niewykonalne w chwili, gdy zaczyna się szkoła
dynia - 2010-08-27, 18:35

Powiem Wam,że Jaga miała ostatnio fiestę na zakończenie kursu no i wiadomo co było na poczęstunek ,czipsy i soki :roll:
Jako ,że nie jada na co dzień takich specjałów na takiego typu imprezach ma naszą aprobatę i może trochę zjeśc,ale jak pisze trochę i ona doskonale wie ile to jest.Była z nią w grupie rówieśniczka ,Polka córka lekarki,która stała w kącie i płakała bo jej mama nie pozwala jej jeśc takich rzeczy , bo oni jedzą tylko zdrowo :roll:

kofi - 2010-08-27, 19:32

No właśnie Daniel tak samo - czasem jada czipsy, rzadko pije colę, któa mu smakuje (tak jak mnie), ale traktujemy ją jak używkę.
Co do hamburgerów - nie wiem dlaczego występują tu jako jakieś zakazane szczęście. Danielowi raczej do głowy nie przyszło, że to w ogóle może być jadalne, zależy mu na opinii grupy rówieśniczej, ale bez przesady - jakby on powiedział. Poza tym wśród dzieci coraz wyraźniejsza jest świadomość ekologiczna i niewiele już dzieci za szczyt luksusu uważa wizytę w McDonaldzie. Widzę, że jedzenie Daniela wzbudza raczej pozytywne zainteresowanie, na szczęście trafiamy na fajne wychowawczynie w przedszkolu i w szkole.

an - 2010-08-28, 16:31

dynia napisał/a:
Powiem Wam,że Jaga miała ostatnio fiestę na zakończenie kursu no i wiadomo co było na poczęstunek ,czipsy i soki :roll:
Jako ,że nie jada na co dzień takich specjałów na takiego typu imprezach ma naszą aprobatę i może trochę zjeśc,ale jak pisze trochę i ona doskonale wie ile to jest.Była z nią w grupie rówieśniczka ,Polka córka lekarki,która stała w kącie i płakała bo jej mama nie pozwala jej jeśc takich rzeczy , bo oni jedzą tylko zdrowo :roll:

Zastanawialam sie nad tym.
Myslé, ze w przypadku tej dziewczynki i jej rodziców (matki), ktora ma zasade nie tolerowania niezdrowego (ksztaltowania zdrowych nawyków) jest wyrazna analogia do tych rodziców wegetarian (wegan), którzy swoim dzieciom nie podajá produktów zwierzécych od malego (coraz czésciej od urodzenia) ze wzglédu na rózne przekonania, w tym czésto zdrowotne...

Odnosnie frytek - wiem w jak czarnym oleju sa one smazone i ogolnie jakie sá niezdrowe, wiéc po wlasnych doswiadczeniach uwazam, ze im pózniej dziecko pozna ten smak, tym lepiej. Mozliwe, ze bym sie ugiela i chociaz na smazone w domu w swiezym oleju bym pozwalala (zwlaszcza ze sama chyba nie potrafie z nich zrezygnowac :/ )

dynia - 2010-08-28, 17:01

Wiesz mi po prostu szkoda zrobiło się tej Małej,bo poczuła się tak jak się właśnie poczuła w imię przekonań swojej matki ,której nawet tam nie było.Jak dla mnie to wysoka cena dla 5,5 latka :-/
rosa - 2010-08-28, 19:52

ja jestem w miarę elastyczna
dżo - 2010-08-28, 20:03

Skoro wątek idzie w ta strone (elastyczności) to pociągnę to dalej.
Na ile jesteście elastyczne? Na co pozwoliłybyście lub pozwalacie swoim dzieciom?

dynia - 2010-08-28, 20:22

Dzieciaki na jakiś dzieciowych imprezach,kinderbalach etc mogą mogą kosztować wszelakich słodkości syfiastych ,nie ma zabraniania ani podbiegania do mnie z pytaniem 'mamo czy my to jemy?',wiedzą że nie mogą przegiąć w żadną stronę bo będzie po prostu bolał je brzuch.Jaga podczas pobytu u dziadków wyrażała wolę jedzenia dziadkowego w tym MIĘSA.Jak dla mnie o.k szanuję jej decyzję pozwalam dokonywać wyborów ,luz.Na co dzień nie przygotowuję jej takich posiłków .Ma świadomość tego co zjada ,nigdy nie było owijania w bawełnę.
rosa - 2010-08-28, 20:29

duzo zalezy od wieku dziecka, sytuacji
mi jest się trudno wypowiadać bo nie jestem purystką żywieniową, dzieci mam duże

moi mięsem nie byli zainteresowani, szczerze powiem to nie wiem czy bym pozwoliła
natomiast słodycze, kola, czipsy mogą jeść w gościach, w domu rzadko są kupne słodycze, ale jak już są, to nie wcinam za plecami dzieci tylko jemy wszyscy

nie lubie tekstu :"my tego nie jemy"

gosia_w - 2010-08-28, 20:49

a u nas jest właśnie "my tego nie jemy". Od jakiegoś czasu moja córcia chce próbować/jeść to, co inne dzieci. Ja na niektóre rzeczy pozwalam (ciasteczka, soki z kartonu), a na inne nie (chipsy, lizaki, cukierki). Niestety tych okazji poza domem jest coraz więcej. W domu z kupnych słodyczy mamy na ogół czekoladę i sezamki i co jakiś czas pozwalam na trochę.
orenda - 2010-08-28, 21:00

Mi z poglądami na sprawy elastyczności blisko do rosy i dyni. Cenie sobie umiar i nie chcę być niewolnikiem własnych poglądów.
puszczyk - 2010-08-28, 21:31

Lily napisał/a:
an napisał/a:
ale mysle, ze gdybym miala dziecko, to nie chcialabym zeby w dziecinswie poznalo smak chipsow czy frytek
niewykonalne w chwili, gdy zaczyna się szkoła

Bardzo cenna uwaga...
orenda napisał/a:
Mi z poglądami na sprawy elastyczności blisko do rosy i dyni. Cenie sobie umiar i nie chcę być niewolnikiem własnych poglądów.

Problem pojawia się gdy granica przesuwa się coraz dalej, a w końcu zupełnie znika i dziecko zaczyna jeść same śmieci. :-( Byłam po obydwóch jej stronach (no może trochę wyolbrzymiam), więc wiem co piszę.

priya - 2010-08-29, 07:20

Wczoraj braliśmy udział w imprezie urodzinowej. Stół był podzielony na dwie części: wege i niewege. Nat bez problemu zaakceptował, że prawa storna nasza ;-) Nawiasem - ja z tych matek, co na jedzenie mięsa by nie pozwoliły, ale póki co nie mam z tym problemu, Nat nie wyraża chęci. Gorzej ze słodyczami i czipsami na takich przyjęciach. Wczoraj chciał czipsy, zaproponowałam więc ciastko wiedząc, że jest równie atrakcyjne dla niego. Wolałam żeby zjadł cukier w domowej roboty ciasteczkach, niż glutaminian sodu i kupę innej chemii w czipsach. Oólnie rzecz biorąc, na 'publicznych' imprezach jestem bardziej elastyczna niż w domu, ale wdomu staram się też jakoś starsznie nie przeginać. Nie wiem na ile mi to wychodzi. Kilka dni temu mlody dostal od znajomych w prezencie swoje pierwsze w życiu cukierki, takie żelowe fasolki, full wege of course. I powiedziałam, że może spróbować następnego dnia, bo tego akurat już jadł coś słodkiego. POwiedziałam, że postawię je otwarte na komodzie i jak się obudzi może sobie spróbować. I wiecie co zrobił? położył się, zamknął oczy, a gdy wyszłam z pokoju wstał, włączył światło, wziął cukierka i podreptał do łózka. Wchodzę do pokoju, a on: 'momo, na momencik zasnąłem, ale się już obudziłem i spróbowałem' :mryellow: Rozczulił mnie, ale też zastanawiam się, czy to normalne że zwykłe cukierki są dla dziecka tak kosmicznym przeżyciem, ze az całe się trzęsie i marzy o tym by spóbować jednego... Moze nie robiłam dobrze zabraniajac mu, a w zasadzie nie pokazujac ze istnieją do tej pory... Sama nie wiem. No, ale teraz już wie, ze są ]:->
rosa - 2010-08-29, 07:38

puszczyk napisał/a:
Problem pojawia się gdy granica przesuwa się coraz dalej, a w końcu zupełnie znika i dziecko zaczyna jeść same śmieci

przecież to że pozwalam od czasu do czasu, to nie znaczy że nie trzymam reki na pulsie, poza tym co innego z 3-latkiem, a co innego jak ma 12 lat,
jak dziecko jest zdrowe, nie choruje, ma zdrowe zęby to czemu nie zjeść czegoś smacznego, sama tez lubię słodycze, co nie znaczy że jem je na okrągło

poza tym akurat w wieku moich synów starszych, to zjedzenie kitketa i czipsów i popicie kolą, to akurat najmniejsze zło jakie się może przydarzyć. wole niech zje czipsy, niż wypali paczke fajek, albo siedzi godzinami przed kompem łojąc w hitmany itp :-)

gosia_w - 2010-08-29, 07:58

priya napisał/a:
Moze nie robiłam dobrze zabraniajac mu, a w zasadzie nie pokazujac ze istnieją do tej pory... Sama nie wiem.

ja też się nad tym zastanawiam. Moja córcia rzuca się na słodkości, kiedy ma okazję. Kiedy idzie do kogoś na urodziny, zjada mnóstwo kupnych ciasteczek. Tortów nie chce próbować. Raz widziała, jak tata spróbował i dyskretnie wyniósł do kosza na śmieci :mryellow: Dziwię się, bo w domu je sporo ciasteczek/ciasta, domowych, z mąki razowej, ze słodem. Smakują jej. Na wakacjach widziała dzieci jedzące chipsy i powiedziała, że chce spróbować, ale nie pozwoliłam.

priya - 2010-08-29, 08:42

gosia_w, mój syn jada cukier. Nawet za dużo moim zdaniem. Miałam właśnie coś zrobić w tym kierunku... Głównie je ciasta domowe (ale z cukrem robię najczęściej) i gorzką czekoladę. Ma pozwolenie na mały kawałek czegoś słodkiego dziennie. Ale cukierków kupnych nigdy nie jadł i rzadko kiedy widywał w ogóle. Prezent w postaci żelowych fasolek okazał się dla niego przeżyciem porównywalnym do wygrania głównej nagrody na loterii :mryellow:
Sama jadam słodycze. Ba, uzależniona chyba jestem ]:-> I jestem raczej bliska umiarkowanej opinii rosy w tej sprawie.
Co do czipsów - nie ma ich u nas w domu w zasadzie nigdy, dzieciom jeść nie pozwalam, ale Nat kiedyś próbował. Oczywiście mu smakowały, ale jest w stanie się powstrzymać. Jednak tu też przychylam się do zdania rosy - 12-sto latek chrupiący od czasu do czasu czipsy lepszy od takeigo co popala fajki po kątach.

olgasza - 2010-08-29, 10:52

puszczyk napisał/a:
Problem pojawia się gdy granica przesuwa się coraz dalej, a w końcu zupełnie znika i dziecko zaczyna jeść same śmieci. :-(


no, właśnie. Ja mam niestety uczucie, że zmierzamy w tym kierunku - od życia bez słodyczy (do drugich urodzin) przez sporadyczne spróbowanie czegoś słodkiego, do wersji - bez słodyczy nie ma życia, absolutnie. Tym bardziej, że często gdzieś jeździmy, młoda chodzi do dziadków, gdzie słodyczy jest sporo.Teraz zacznie się przedszkole, które raczej utrwala tę słodką spiralę, ale zobaczymy. Mam zamiar wprowadzić plan - słodycze tylko po obiedzie - więc trzymajcie kciuki, żeby się udało. U nas to o tyle problem, że w domu słodycze są (chłopaki tego jedzą mnóstwo, ja też czekoladą nie pogardzę), a ja jestem mało konsekwentna i dużo rzeczy robię "dla świętego spokoju". Tylko lektura wd stawia mnie do pionu w kwestiach żywieniowych i wtedy robię jakieś falafele, czy insza zdrową żywność :-P

puszczyk - 2010-08-29, 11:32

rosa napisał/a:
puszczyk napisał/a:
Problem pojawia się gdy granica przesuwa się coraz dalej, a w końcu zupełnie znika i dziecko zaczyna jeść same śmieci

przecież to że pozwalam od czasu do czasu, to nie znaczy że nie trzymam reki na pulsie

No to gratuluję konsekwencji, której mi często brakuje.
Najgorzej jest gdy dzieci odwiedzają dziadków i w wakacje gdy czasem nie ma możliwości przygotowania zdrowej alternatywy...

kofi - 2010-08-29, 12:26

Ale słuchajcie - przecież takie syfiaste kupne słodycze są po prostu niesmaczne. Czy Wasze dzieci chcą je jeść? W niewielkiej ilości - jasne, że się da, ale w większej są po prostu niejadalne dla mnie. Dla Daniela chyba też. Podobnie czipsy. Pierwszych kilka nawet mi smakuje. Potem coraz mniej. Wyjątkiem sa tescowe czipsy tortillowe, które niestety smakuą mi w ilości pół paczki oraz Lidlowe kukurydziano-orzechowe chrupki. :oops:
U nas się je stanowczo za dużo słodyczy, Daniel też je za dużo, ale raczej takich domowyh. Niestety ciasta robię z cukrem. Brązowym, albo słodem, albo z daktylami, ale slodkie, chociaż zwykle daję mniej niż w przepisach. :-/
Tak samo jakieś słodkie napoje: przecież nawet "soki" czasem mają tak sztuczny smak, ze nie da się ich spożyć. To dziciakom przyzwyczajonym do innego jedzenia chyba nie smakuje. :roll: Znam sporo dzieci, które mając do wyboru sok i wodę wybiorą wodę. My też raczej wybieramy wodę, chociaż Daniel lubi niektóre soki.

Lily - 2010-08-29, 12:44

kofi napisał/a:
Ale słuchajcie - przecież takie syfiaste kupne słodycze są po prostu niesmaczne.
Ale które to są takie niesmaczne, może zacznę kupować, żeby się odzwyczaić? Bo mi smakują ;)
kofi - 2010-08-29, 12:51

Lily napisał/a:
kofi napisał/a:
Ale słuchajcie - przecież takie syfiaste kupne słodycze są po prostu niesmaczne.
Ale które to są takie niesmaczne, może zacznę kupować, żeby się odzwyczaić? Bo mi smakują ;)

No weź przestań - które są smaczne? To zacznę kupować? ;-)

Lily - 2010-08-29, 12:56

Prawie wszystkie, z wyjątkiem kolorowych cukierków, żelków i tym podobnych wynalazków ;) Na pewno nie jestem odosobniona w tej opinii, wystarczy wstąpić do spożywczaka ;)
kofi - 2010-08-29, 12:59

No, nieeee, pomyśl sobie, że jak masz już zaśmiecać swój organizm, to przynajmniej czymś porządnym ... 8-)
priya - 2010-08-29, 13:07

Lily napisał/a:
Na pewno nie jestem odosobniona w tej opinii,
to prawda, nie jestes :lol: Ja niby karmię dzieci w miarę zdrowo, a Nat i tak lubi kupne słodycze, czipsy też mu smakowały jak spróbował. Wody nie chce za bardzo pić, woli soki jeśli pozwolę mu wybrac. Szczerze mówiąc myślę, że przypadek taki jak Twój, kofi, jest raczej odosobniony. To co niezdrowe samkuje nam bardzo, mnie napewno, mojemu synowi również, niestety :roll:
Lily - 2010-08-29, 13:07

kofi napisał/a:
No, nieeee, pomyśl sobie, że jak masz już zaśmiecać swój organizm, to przynajmniej czymś porządnym ... 8-)
No przykro mi ;) Pozdrawiam znad draży i sezamków :P
dynia - 2010-08-29, 13:20

Lily napisał/a:
kofi napisał/a:
No, nieeee, pomyśl sobie, że jak masz już zaśmiecać swój organizm, to przynajmniej czymś porządnym ... 8-)
No przykro mi ;) Pozdrawiam znad draży i sezamków :P

:lol:

puszczyk - 2010-08-29, 13:53

kofi napisał/a:
przecież takie syfiaste kupne słodycze są po prostu niesmaczne.

Mam zacząć wymieniać? :mrgreen: Lody też są niesmaczne? :lol: Są za słodkie, to fakt, i to szczególnie te sorbetowe. A czekolady???

daria - 2010-08-29, 14:33

puszczyk napisał/a:
A czekolady?


ja kocham czekoladę i jestem uzależniona, choć walczę z nałogiem od czasu do czasu ;-)

co do słodyczy kupnych to wolę nawet kupne ciasto.. ale takie z cukierni niż np. draże czy jakieś batoniki, które są dla mnie za słodkie... dziś np. kupiłam sobie ciastka z czekoladą i zjadłam tylko jedno... :oops: bo mi już za słodko było... czekolada jakoś sama... bardziej mi wchodzi...
a sernik... kocham i jabłecznik... i ehhh lepiej przestanę wymieniać ;-)

ale z kupnych nie jadam wszystkiego bo rzeczywiście mi nie smakuje.. oprócz czekolady i lodów of course :-P

kofi - 2010-08-29, 18:24

puszczyk napisał/a:
kofi napisał/a:
przecież takie syfiaste kupne słodycze są po prostu niesmaczne.

Mam zacząć wymieniać? :mrgreen: Lody też są niesmaczne? :lol: Są za słodkie, to fakt, i to szczególnie te sorbetowe. A czekolady???

Noooo lody to insza inszość. Sorbetowych nie jem, bo robimy sami. Ale lody też tylko niektóre, bo większość za słodka.
A czekolada to jest zdrowa przeca, nie???

gosia_w - 2010-08-29, 18:58

Mi z kupnych słodyczy smakuje tylko gorzka czekolada. I lody w Sopocie :-P Moje dziecko w domu pije tylko wodę, na spotkaniach urodzinowych bądź imprezach przedszkolnych rzuca się na soki kartonowe. Podobnie z ciastkami (jak już pisałam).
Lily - 2010-08-29, 18:58

kofi napisał/a:
A czekolada to jest zdrowa przeca, nie???
Spróbuj ziarna kakaowca, zobaczysz różnicę, która zawiera się między innymi w zawartości cukru :>
orenda - 2010-08-29, 20:58

My też jadamy gorzką czekoladę, jest zasada, czasem po obiedzie: Liwia 2 kostki, Zoja 1. Czasem soki, jak jesteśmy w gościach to pozwalam się częstować tylko, co leży na stole, po jednym cukierku, czasem proszą o kakao takie błyskawiczne u jednych znajomych. Trzypsy Liwia chyba raz próbowała. Do domu nie kupuję takich gotowców, wolę kasę wydać na coś innego do jedzenia. Czasem pizza na mieście. Myślę, że w jakiś granicach rozsądku się plasujemy.
Katioczka - 2010-08-29, 21:07

Lily napisał/a:
kofi napisał/a:
A czekolada to jest zdrowa przeca, nie???
Spróbuj ziarna kakaowca, zobaczysz różnicę, która zawiera się między innymi w zawartości cukru :>

ale że co, że co? :)

Malinetshka - 2010-08-29, 21:20

Katioczka napisał/a:
Lily napisał/a:
kofi napisał/a:
A czekolada to jest zdrowa przeca, nie???
Spróbuj ziarna kakaowca, zobaczysz różnicę, która zawiera się między innymi w zawartości cukru :>

ale że co, że co? :)

Ziarna kakaowca, zmielone czy całe, takie raw, są wg mnie kwaśno-gorzkie i nie mają wiele wspólnego ze smakołykiem :P

Lily - 2010-08-29, 21:54

Malinetshka napisał/a:
Ziarna kakaowca, zmielone czy całe, takie raw, są wg mnie kwaśno-gorzkie i nie mają wiele wspólnego ze smakołykiem :P
No właśnie ;) A czekolada mleczna to dużo cukru, tłuszcz i mleko w proszku, gorzka - dużo cukru i tłuszczu ;) Magnezu nie jest tak za wiele jak przypuszczam ;)
Malinetshka - 2010-08-29, 22:36

Na surowe kakao mam sposób -> kakao + słód (proporcje wedle uznania)... bełtam i zajadam 8-) :P Mega-słodkie i nieprzetworzone termicznie :)
mamka_klamka - 2010-09-21, 19:39

puszczyk napisał/a:
[Najgorzej jest gdy dzieci odwiedzają dziadków.

Najgorzej jeśli się mieszka obok dziadków. :evil: Ja wychodzę na wstrętną zołzę, która zabrania dzieciom wszelkich "smakołyków", bo gdybym tylko pzwoliła na cokolwiek to zaraz jedliby wszystko, żelki, cukierki, czekoladki, jogurciki, parówki :roll: itp. a tak to i tak coś tam dziadkowie przemycą , ale mniej, a ja udaję, że nie wiem.

daria - 2010-09-21, 19:47

mamka_klamka napisał/a:
puszczyk napisał/a:
[Najgorzej jest gdy dzieci odwiedzają dziadków.

Najgorzej jeśli się mieszka obok dziadków. :evil: Ja wychodzę na wstrętną zołzę, która zabrania dzieciom wszelkich "smakołyków", bo gdybym tylko pzwoliła na cokolwiek to zaraz jedliby wszystko, żelki, cukierki, czekoladki, jogurciki, parówki :roll: itp. a tak to i tak coś tam dziadkowie przemycą , ale mniej, a ja udaję, że nie wiem.



my właśnie wróciliśmy od dziadka, który nakrzyczał na nas, że dziecku pierniczka czekoladowego zabraniam zjeść :evil:
no nie kumam, po co dziecku rocznemu takie "smakołyki" po co?

Kat... - 2010-09-21, 19:50

daria napisał/a:
wróciliśmy od dziadka, który nakrzyczał na nas, że dziecku pierniczka czekoladowego zabraniam zjeść
no nie kumam, po co dziecku rocznemu takie "smakołyki" po co?
no jak to po co? W tv mówią "daj dziecku co najlepsze"
mamka_klamka - 2010-09-21, 20:14

bo rzecież musi mieć dzieciństwo szczęśliwe, a bez słodyczy to niemożliwe :roll:
Katioczka - 2010-09-21, 23:46

ostatnio moja mama
"dałam mu ugryźć batona, bo tak na mnie patrzył...no nie mogłam odmówić.
Mówię ci, żebyś wiedziała."
a) dobrze, że mi mówi prawdę
b) to trzeba przy dziecku te batony jeść? Albo nie można powiedzieć NIE?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group