| |
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
 |
Wiek niemowlęcy - Pomocy! Boję się własnego dziecka
lightfeather - 2010-12-06, 18:03 Temat postu: Pomocy! Boję się własnego dziecka Nie wiem jak sie uporać z natłokiem emocji, które się przeze mnie przewalają więc postanowiłam się Was poradzić. Zoja ma już 2 miesiące i przez większość czasu jest spokojnym, uroczym dzieckiem. Zdarza się jednak że płacze i to wywołuje u mnie niesamowity lęk; do tego stopnia że unikam sytuacji które ten płacz mogą wywołać. Skutek jest taki na przykład, że nie wychodzę z nią na spacery bo mała ryczy gdy ją ubieram. Czasem ten lęk jest tak silny, że odbieram ją jako zupełnie inne dziecko niż jest - zamiast fajnego bobasa który się do mnie smieje widzę ją tylko w którejś faz: po płaczu albo przed płaczem. A że nie mogę sobie z tym poradzić łapię się na tym że w jakiś sposób zaczynam się chwilami wycofywać emocjonalnie z kontaktu. Nie umiem tego dobrze wytłumaczyc chyba...
Co ja mam robić? Przecież nie mogę się jej bać cały czas, wystarczy że się boję o nią...
Któraś tak miała?
dynia - 2010-12-06, 18:14
Kochana w te pędy do lekarza wygląda to na depresje poporodową przedłużająca się.Lekarz powinien zasugerować jakieś lekarstwa,tak sądzę
Nie ma co zwlekać z takim stanem,powodzenia życzę
Lily - 2010-12-06, 18:16
| dynia napisał/a: | | wygląda to na depresje poporodową przedłużająca się. | Dokładnie.
lightfeather - 2010-12-06, 18:35
dzięki za odpowiedzi.Ja juz się właściwie zgłosiłam rzecz w tym, że zaproponowano mi terapię która dotyczy relacji między mną a małą. I cholera nie potrafię na nią wyjść! Po prostu nie jestem w stanie przebrnąc przez ubieranie, szukanie nieznanych mi ulic, rozbieranie i ponowne ubieranie. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie ale mnie to w tej chwili przerasta; byłam na spotkaniu wstępnym tydzień temu i prawie zwariowałam z nadmiaru emocji. A jestem w tej chwili sama bo A. pracuje do późna i nie ma żadnego dnia urlopu do końca roku. Jest ze mną moja mama ale choć stara się jak może nie potrafi pogodzić się że ja mogę mieć tego typu problem - według niej już dawno się pozbierałam - więc nie bardzo potrafi mi tutaj pomóc
kamma - 2010-12-06, 19:17
lightfeather, skoro mama nie jest w stanie Ci pomóc, to może znajdź kogoś innego, kto pomoże Ci w mobilizacji oraz przygotowaniach do wyjścia? To nie powinno długo trwać - po kilku wyjściach prawdopodobnie nauczysz się już przygotowywać samodzielnie, zyskasz trochę spokoju i pewności siebie.
Powodzenia!
lilias - 2010-12-06, 19:32
lightfeather, najważniejsze jest właśnie wyjść zrobiłaś pierwszy krok, teraz czas na następny, bo to jest Ci(Wam) potrzebne i dobre. Żeby poczuć się pewniej spróbuj rozpracować drogę przy pomocy przyjaciół, internetu, czy mapy, kartki i ołówka. Może weź mamę ze sobą, popatrzy, że inni też tak mają i tak po prostu bywa. Dziewczyny dobrze mówią koniecznie korzystaj z pomocy.
p.s. nie znam matki, która się nie spoci przy ubieraniu płaczącego/ wrzeszczącego dziecka, a małe dzieci specjalnie ubierania nie lubią Dawaj do przodu i powodzenia!
blamagda - 2010-12-06, 19:48
Miałam podobnie. Chyba nie w takim natężeniu jak ty, ale podobnie. Jak tylko Gutek płakał, ja dostawałam trzęsionki, agresji, złych myśli i strasznego stresu i histerii. Z rad które pomogły mi (oprócz spotkań z psychologiem), to tłumaczyć sobie zawzięcie i głośno i wyraźnie, że ten płacz dziecka to zupełnie co innego niż płacz starego - że bobas nie umie powiedzieć, i ten ryk to tylko " kurna, matka, szybciej no przez ten rękawek przeciągaj rączkę mą, bo denerwuje mnie to niemało. Possałbym sobie albo pospał. Wolałbym w ogóle, jakbyś mnei teraz nosiła i pokazywała drzewka przez okno... bla bla bla... "i tak właśnie sobie sama głośno mówiłam starając się "wyłączyć wtyczkę zasilającą uszy" i słyszec tylko siebie, a nie krzyk. To walka była na maksa. Po zejściu na parter byłam mokra, zapłakana, wściekła i chciałam oddać wózeczek pierwszej napotkanej osobie. Musisz zawalczyć i dojść jakoś na tę terapię. A może niech mama ubierze, przygotuje i zejdzie z dzidzią na dwór i ty tam czekaj i śpiewaj sobie ulubioną piosnekę na relaksację przed drogą - czy taka opcja nie ma sensu?
Anja - 2010-12-06, 21:23
lightfeather, doskonale Cię rozumiem. już samo "banie się własnego dziecka" i trudności z wyjściem to był mój chleb codzienny, gdy mój syn był taki mały, jak Twoja córeczka. ja akurat depresji nie miałam (i wydaje mi się, że i Ty niekoniecznie ją masz), ale stres nieziemski był..
jeśli możesz, jak najszybciej gdzieś wyjdź, nie tylko do psychologa, ale tez na jakieś zajęcia dla mam z takimi maluchami, może jakiś klub matek jest w Twojej okolicy? z mojego doświadczenia wynika, że bezpośredni kontakt z innymi matkami bardzo pomaga - nagle się okazuje, że one też pękają i że wiele z nich ma bardzo podobne problemy.
lightfeather - 2010-12-06, 22:25
dzieki wielkie! Myślę, że właśnie tutaj jest problem blamagda, z trudem tłumaczę sobie że mała w ten sposób próbuje się skomunikować i że jej płacz oznacza coś innego niz ja w swojej głowie słyszę. Muszę zacząć tłumaczyc jej krzyki w inny sposób bo inaczej całą zimę w pieleszach domowych przesiedzimy.
Anja - sporo różnych klubów w okolicy ale sama pewnie wiesz jak to jest gdy masz po prostu wysoki poziom lęku; wyjście nie jest takie łatwe. Ale kiedyś mi się uda...
maryczary - 2010-12-06, 23:16
| lightfeather napisał/a: | | Czasem ten lęk jest tak silny |
| lightfeather napisał/a: | | Przecież nie mogę się jej bać cały czas | ale czego ty się boisz? Pytam serio, bez ironii. Postaraj sobie zadać to pytanie i szczerze odpowiedzieć. Ciekawa jestem odpowiedzi.
Wiem też, że przy takim małym dzieciątku szczególnie pierwszym odzywają się w nas emocje, których nie potrafimy zidentyfikować ani nazwać i to jest zupełnie normalne.
Ja juz to kiedyś pisałam i mówię o tym otwarcie choć to pewnie niepopularne wyznanie. Ja moją córkę pokochałam dopiero z czasem. Mimo, ze była dzieckiem oczekiwanym i planowanym, realia mnie przerosły. Zmiana trybu życia, myślenia, robienie wszystko pod dyktando małej nowej istoty. Nagle nie mogłam sikać kiedy chce, kąpać się kiedy chcę, nie mogłam wyjść na spacer kiedy miałam ochotę itd a wszystko to przez nią, przez dziecinę, która ma 60 cm i nawet nie umie mówić ale już jest z niej dyktator. Nie mogłam się z tym uporać przez wieeeeeeeeeeeeele miesięcy... I teraz nie widzę w tym nic dziwnego. Myślę, że przy drugim dziecku będzie mi znacznie łatwiej bo już wiem na czym to polega.
Uważam, ze twoje lęki, choć nienazwane, są bardzo normalną reakcją a do płaczu dziecka przywykniesz. Ważne byś pamiętała, ze płacz dziecka nie jest prawdziwym płaczem ale to mowa niemowlaka, język, którym się posługuje w komunikacji z otoczeniem. Czasem ciężko nam odczytać te komunikaty ale nie wolno się poddawać. Z czasem i córeczka i ty będziecie się porozumiewać coraz swobodniej, będziesz rozpoznawać typ płaczu. Przy ubieraniu ma prawo płakać, może to oznacza: mamo, nie lubię tego! I ma prawo jej się to nie podobać. Ja na przykład nienawidzę myć naczyń ale i tak muszę to robić. Ona nie lubi przebierania ale i tak musisz ją przebrać i mimo, że Zojka kwęka i wyraża dezaprobatę, musisz ją zrozumieć i nie traktować płaczu jako przykrość ani próbę rozzłoszczenia Ciebie.
Nie wiem czy pisze zrozumiale Do wszystkich emocji masz prawo i mów o tym, nie ukrywaj złości i bezradności. Ja cię doskonale rozumiem.
lightfeather - 2010-12-06, 23:34
maryczary - w tym sęk że rzeczywiscie trudno to nazwać. Przerasta mnie odpowiedzialnośc chyba, fakt że jest całkowicie ode mnie zależna. Plus utrata wolności najkrócej mówiąc. Wydawało mi się że jestem na to gotowa ale jednak zaskoczyło mnie jej pojawienie się w moim życiu. Boję się chyba też wśród ogromu uczuć są też niechęć, pragnienie ucieczki itp, coś czego świadomie nigdy nie chciałam jej ofiarować. Ale jest. Nie chcę się tu uwywnętrzniać bo sama ledwo dotykam tych uczuć, jest mi po prostu trudno uporać się z rozczarowaniem może... że macierzyństwo nie jest takie glamour , przynajmniej w tej chwili
excelencja - 2010-12-06, 23:54
lightfeather, bez psychiatry nie ma bata - jest Ci cholernie trudno pewnie, zbierz się bo obawiam się, że to się po kościach nie rozejdzie.
maryczary - 2010-12-07, 00:10
| lightfeather napisał/a: | | Przerasta mnie odpowiedzialnośc |
| lightfeather napisał/a: | | utrata wolności |
| lightfeather napisał/a: | | Wydawało mi się że jestem na to gotowa ale jednak zaskoczyło mnie jej pojawienie się w moim życiu |
| lightfeather napisał/a: | | jest mi po prostu trudno uporać się z rozczarowaniem może... że macierzyństwo nie jest takie glamour | czułąm się identycznie baaaaaaaaardzo długie miesiące, myślę, ze do roku czasu targały mną takie uczucia. Nie jestem typową matką-polką, nie umiem się poświęcać, trudno mi wygospodarować czas na zabawę z Adą choć robię to coraz częściej. Nie jest mi łatwo być matką... To bardzo trudne zadanie emocjonalnie i fizycznie choć to drugie to pestka w porównaniu z pierwszym!!! ALe im Adulka jest starsza tym jest mi łątwiej i chętniej spędzam z nią czas. Teraz można z nią fajnie pogadać, pożartować. Jak była maleńka to czułam się samotna będąc z nią, jakbym mówiła do siebie. A jak był płacz to była i moja frustracja, to ja ją karmię, przebieram, kąpię, jestem umęczona, niewyspana a jeje jeszcze źle??? Ale to wszystko z czasem minie uwierz mi.
To kwestia czasu i doświadczenia i w głównej mierze przywyknięcia do nowej sytuacji do nowej osoby, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w twoim życiu i każe ci wszystko nagle zmieć. I jest z tobą 24h na dobę przez 7 dni w tyg. Jeszcze z nikim pewnie tak długo nie przebywałaś. W tych okolicznościach twoje problemy są naprawdę normalne i wiele kobiet to przeżywa. JA na pewno przez to przeszłam. I jeszcze raz zapewniam, że z czasem wszystko się ułoży, nauczycie się z sobą przebywać, mieszkać i cieszyć swoim towarzystwem, nawet przy przebieraniu
Ale trzeba o tym rozmawiać, o swoich lękach i wątpliwościach, żeby nie zostać z problemami samemu.
Bardzo mi się podoba określenie dziecka jako walizki - co do niej włożysz to wyjmiesz. Dlatego postaraj się córce dać tyle miłości, cierpliwości i opieki ile jesteś w stanie - nic więcej, nic ponadto bo nie jesteś herosem tylko kobietą normalną z potrzebami, granicą wytrzymałości i emocjami, które targają każdą matką, szczególnie tą zmęczoną, niewyspaną. Rób tyle ile dasz radę i przyjmuj każdą pomoc życzliwych osób, postaraj się mieć czas dla siebie, dbaj o siebie bo szczęśliwa mama to też szczęśliwe dziecko.
A jeśli chodzi o te spacery, czy jest ktoś kto mógłby tymczasowo zająć się ubieraniem dziecka na spacer póki ty do tego nie dojrzejesz? Może ktoś by zabierał córeczkę na spacer (łącznie z ubieraniem i rozbieraniem) a ty byś miałą czas dla siebie.
Anja - 2010-12-07, 11:54
lightfeather, może to głupia sugestia, ale u mnie działa, bo ja też, gdy słyszę dziki płacz, to zamieniam się w kłębek negatywnych emocji... czy próbowałaś może stoperów? wiem, że to brzmi głupio, ale u niektórych się sprawdza. wtedy ten płacz tak nie wrzyna się w mózg i człowiek nie ma morderczych myśli.
trzymam kciuki za każdy krok do przodu.
zina - 2010-12-07, 12:36
lightfeather, tak, macierzynstwo to nie znowu taki glamour choc bywa cudnie, szczegolnie pozniej.
Mam nadzieje ze niedlugo pogadamy o tym na zywo.
squamish - 2010-12-07, 12:38
Ja mam ten sam problem z wychodzeniem na spacery a dokładniej z ubieraniem małego w kombinezon i czapke!Dlatego przestałam lubić zime i napewno następne dziecko planuje na wiosne - lato.Ja mam sposób banalny na małego ubieram go na śpiącego.Tymek jest bardzo aktywny od 6 rano a ok 11 robi sie bardzo senny więc ja go karmie ,usypia mi przy cycu ,odczekuje troche i potem bardzo delikatnie go ubieram.Najczęściej wybudza sie ,pobuczy ale ten płacz już nie jest taki przerazliwy i myk na dwór a tam raczej nie płacze a jak zaczyna no to albo na ręce,albo kołysanie,albo smoczek,w ostateczności wracamy do domu:( no ale codziennie chociaz krótki spacer no ale męczymy.Życze powodzenia i na Twoim miejscu zdecydowałabym sie na terapie ( na psychiatre raczej nie konicznie!!!! po co od razu faszerować sie tabletkami ,pewne rzeczy trzeba sobie uświadomić i przerobić w sobie a nie zagłuszać tabletami wiem bo sama pare lat temu przeszłam ostrą depresje!!!!).Pozdrawiam
malva - 2010-12-07, 12:41
| lightfeather napisał/a: | maryczary - w tym sęk że rzeczywiscie trudno to nazwać. Przerasta mnie odpowiedzialnośc chyba, fakt że jest całkowicie ode mnie zależna. Plus utrata wolności najkrócej mówiąc. Wydawało mi się że jestem na to gotowa ale jednak zaskoczyło mnie jej pojawienie się w moim życiu. Boję się chyba też wśród ogromu uczuć są też niechęć, pragnienie ucieczki itp, coś czego świadomie nigdy nie chciałam jej ofiarować. Ale jest. Nie chcę się tu uwywnętrzniać bo sama ledwo dotykam tych uczuć, jest mi po prostu trudno uporać się z rozczarowaniem może... że macierzyństwo nie jest takie glamour , przynajmniej w tej chwili |
to co napisałaś -hej to samo zycie- w stu procentach rozumiem, to normalne!!
co innego myśleć jak to będzie ,wyobrazac sobie itp ,a co innego gdy się w tym jest.po uszy!
z czasem się z tym oswoisz, obiecuję
jak ma córka była malutka było ok,ale jak miała 3-4 latka -przez rok własciwie starałam się jej nie ubierac na spacer -robił to ktoś inny- tata, babcia lub po prostu nie wychodziłam z domu- taka masakra była- Kalina wiła się jak waz i dosłownie z rąk się wyślizgiwała, to było nie na moje nerwy..
bodi - 2010-12-07, 22:30
Lightfeather, maryczary napisała Ci bardzo mądrze, podpisuję się pod kazdym słowem
Przyszło mi jeszcze do głowy, że skoro jest z Tobą twoja mama, może ją poprosisz o ubieranie Zojki na spacery? Weź ją pod włos, powiedz że jej to wychodzi lepiej niż tobie korzystaj jak najwięcej z pomocy i postaraj się jednak dotrzeć na te spotkania, na pewno dużo Ci dadzą.
Co do emocji i lęków pojawiających się przy małym dziecku, jest też tak że ta sytuacja- pierwsze dziecko - otwiera nagle drogę do świadomości różnym emocjom z dzieciństwa, które do tej pory mogły sobie gdzieś spokojnie siedziec zamiecione pod dywan, a teraz nagle wybuchają.
rosa - 2010-12-08, 06:23
lightfeather, współczuję, dziewczyny dobrze radzą
a poza tym: nic na siłę, staraj się wychodzić w dni kiedy czujesz że dasz radę
jak mnie wyjście z domu zeszłej zimy przerastało, to nie wychodziłam
nie wiem jak u was z pogodą, ale moze chusta zamiast wózka - nie trzeba tak opatulać dziecka
fylwia - 2010-12-08, 12:57
lightfeather, mnie też przerażał wrzask, który Tymek nam serwował od samego początku przy każdym przewijaniu czy przebieraniu. Każda jego kupka to był dla mnie wielki stres, bo wiedziałam, że muszę zmienić pieluchę i że to oznacza krzyk, na który nic nie mogę zaradzić. Nie miałam wcześniej nigdy do czynienia z takim żałosnym płaczem, byłam bezradna... Sytuacja się poprawia - czasem, kiedy jest najedzony i w dobrym humorze udaje się go przewinąć bez płaczu za to z uśmiechami i gaworzeniem. Pomogło powtarzanie sobie, że nie dzieje mu się krzywda, że płacze bo wszystko jest dla niego nowe i niezrozumiałe albo nawet straszne. Wydaje mi się, że takie podejście i odrobina wprawy sprawiły, że teraz mniej nerwowo się do tego zabieram i nie przenoszę dodatkowo mojego stresu na małego. Oczywiście dalej mamy czasem ryk przy przewijaniu, ale zwykle nie tak straszny jak na początku, a poza tym wiem, że to nie jest moja wina, że nic nie robię źle i to naprawdę pomaga przetrwać te kiepskie momenty. Nie pomagała za to obecność najpierw jednej a teraz drugiej babci, które tylko podgrzewały atmosferę i albo "pomagały" mi ubrać dziecko byle szybciej albo rozkminiały co to mu może dolegać... brrr... nie moge się doczekać, kiedy zostaniemy sami ze swoimi problemami - ja widocznie nie umiem "współpracować"...
Tyle na szybko, jesli chodzi o moje doświadczenia... Dziewczyny napisały tu już dużo mądrych rzeczy, więc ja nie będę się rozpisywać. Trzymaj się, próbuj powoli małymi kroczkami wyjść z sytuacji, która tak się obciąża, na pewno znajdziesz właściwą drogę sama lub z pomocą innych.
rosa - 2010-12-08, 13:22
lightfeather, a mama cię nie stresuje dodatkowo?
lightfeather - 2010-12-08, 14:48
Dzięki dziewczyny! Tego mi chyba najbardziej było trzeba. Jakoś tak ostatnio trafiałam, ze kobietki które pytałam o zdanie w tej kwestii albo nie pamiętały jak to było, albo nie chciały wnikać w stan swoich uczuc albo rozpływały się w szczęśliwośći - te były najgorsze, bo na ich tle wypadałam dość blado i najnormalniej zazdrościłam, że przeżywają coś do czego ja nie mam dostępu tak mi się wydawało. Ja chyba naprawdę uwierzyłam, że jeśli tylko przetrwam poród to dostanę jakiegoś hormonalnego kopa a z nim wiedzę, jak to ogarnąć. A tu nic. Zero ekstazy, śladowe ilości radochy z jej obecności i ten strach, że coś jej się stanie, że może juz jest chora choć nie ma żadnych objawów, że może ją coś boli a ja powinnam to już wiedzieć podczas gdy nawet nie wiem jak trzymać ją by sie jej dobrze odbiło. Zatem zaczęłam ukrywac się w łazience gdy ona płakała bo tylko tam jej nie słyszałam. Do tego doszła językowa amnezja i czułam się bezradna totalnie. Ale zaczynam się zbierać, trochę. Wczoraj nawet udało mi się wyjść z mała, hura! wprawdzie blisko domu, ale to z jej perspektywy nie ma żadnego znaczenia
ROSA -Mama o dziwo nie przeszkadza; moze nie umie zaakceptować faktu, że idzie mi to tak wolno i na dodatek szukam pomocy jakiś psychologów ale nie komentuje i nie daje jakiś dziwnych rad. Pomaga gdy wyraźnie daję sygnał że jej potrzebuje. Tu się naprawdę sprawdza; ale może dlatego że dałam jej do zrozumienia, że ma przyjechać mi matkować...
lamialuna - 2010-12-10, 22:52
oj droga lightfeather zgadzam sie z wizyta u GP i pocieszam, ze tez takie fazy miewalam czy miewam. jestem kompletnie nieodporna na te jeki wrzaski i marudzenia... jak mamy dzien malego maruda to siedzimy w domu - przerabialam wrzaski na ulicy - nie dla mnie
staram sie nie alienowac, wole kopnac w sciane.. ale ja ogolnie taki charakterek jestem.
nic sie nie martw im dziecko starsze tym tolerancja placzu sie nam podnosi i coraz bardziej go rozumiemy. czesc placzu okazuje sie tylko marudzeniem, a dziecku nic nie jest.
Zgadajcie sie z Fylwia - moze uda sie Wam na jakis Londynski spacer wybrac
Kat... - 2010-12-11, 10:38
Ja też tak miałam i chociaż urodziłam w sierpniu i była cudowna pogoda na spacery też nie wychodziłam czasem na początku ze strachu przed rykiem. Straszna jest ta bezradność ale to naprawdę mija z czasem. Mi pomogła mama. Pokazała mi, że to co biorę za ryk jest marudzeniem albo próbowaniem własnego głosu. Przez jakiś czas miałam wrażenie, że on ciągle ryczy i marzyłam żeby się zamknął. I też ja jak maryczary pokochałam tak naprawdę Zygmunta z czasem, dopiero w okolicach roku czy nawet później poczułam się matką.
I faktycznie spróbuj z chustą. Na początku mogą ryki ale jak się dziecko przyzwyczai, to naprawdę mniej płacze w chuście. Ja nawet teraz obserwuję, że jak jadę z Zygmuntem autobusem i jest w mei-taiu to jest spokojniejszy niż jak siedzi sobie na siedzeniu.
Anja - 2010-12-11, 13:09
| lightfeather napisał/a: | | Jakoś tak ostatnio trafiałam, ze kobietki które pytałam o zdanie w tej kwestii albo nie pamiętały jak to było, albo nie chciały wnikać w stan swoich uczuc albo rozpływały się w szczęśliwośći |
O bosze, współczuję... Można się zdołować...
| lightfeather napisał/a: | | Wczoraj nawet udało mi się wyjść z mała, hura! wprawdzie blisko domu, ale to z jej perspektywy nie ma żadnego znaczenia |
Super! I powtarzaj to, bo wiesz, spacery są zdrowe dla dziecka...
Jak jak mój syn był mały to tylko spacery blisko zaliczalam. Daj sobie czas.
| lightfeather napisał/a: | | Mama o dziwo nie przeszkadza; moze nie umie zaakceptować faktu, że idzie mi to tak wolno i na dodatek szukam pomocy jakiś psychologów ale nie komentuje i nie daje jakiś dziwnych rad. Pomaga gdy wyraźnie daję sygnał że jej potrzebuje. Tu się naprawdę sprawdza; ale może dlatego że dałam jej do zrozumienia, że ma przyjechać mi matkować... |
Chyba dobrze, że Twoja mama może Ci pomóc? Ja na początku też korzystałam, gdyby nie moja, to nie wiem co...
Będzie lepiej, zwł. im bardziej Mała będzie kontaktowa (np. gdy zacznie się uśmiechać pełną buźką).
(Gdybyś zrobiła ankietę, ile kobiet balo się wlasnego dziecka, zwł. pierwszego, to założę się, że wynik wynosiłby jakieś 90%... Ale może się myle. )
Jadzia - 2010-12-11, 13:23
| Anja napisał/a: | (Gdybyś zrobiła ankietę, ile kobiet balo się wlasnego dziecka, zwł. pierwszego, to założę się, że wynik wynosiłby jakieś 90%... Ale może się myle. ) |
Myślę, że możesz mieć rację. Często artykuły, zdjęcia w przeróżnych gazetach, filmy kształtują taki stereotyp przeszczęśliwej, zadowolonej i genialnie sobie radzącej matki. A potem gdy przychodzi rzeczywistość to kobieta jest załamana i myśli sobie "dlaczego jest złą matką", "dlaczego sobie nie radzę", "dlaczego moje dziecko płacze, przecież inne są takie grzeczne i słodkie" itd
Ważne jest uświadamianie sobie, nazywanie po imieniu swoich lęków, obaw, negatywnych uczuć. Czasami takie skonkretyzowanie i opowiedzenie bliskiej osobie co czujemy sprawia, że łatwiej radzimy sobie z obawami. W pierwszych tygodniach po urodzeniu Jagny bałam się zastawać z nią sama. Gdy płakała to albo płakałam z nią z bezsilności albo wpadałam w silną irytację i aż się bałam, że mogę coś jej zrobić z tej złości. Nie mówiąc o tym, że w każdej krosteczce na twarzy, kichnięciu widziałam symptomy poważnego problemu zdrowotnego. Moimi obawami dzieliłam się z mężem, mamą-choć bywały one nieraz naprawdę śmieszne, absurdalne. Oni mi tłumaczyli, uspokajali...i jest już naprawdę dużo lepiej
Dobrze, że masz przy sobie mamę, która potrafi być pomocna, a jednocześnie nie wtrąca się za bardzo i nie wyręcza. To naprawdę skarb
Gratuluję spacerowych sukcesów, tak trzymaj
lamialuna - 2011-01-09, 12:16
i jak tam Lightfeather jakas poprawa?
lightfeather - 2011-01-10, 00:08
Poprawa jest i to wielka Lamialuna, nie wiem tylko na ile wiarygodna. Jak dotąd towarzystwa dotrzymywali mi rodzice czyli wiekszość obowiązków dzieliłam i nawet udawało mi się uciec przed monotonią czynności. Ale jutro wylatują i chwilami oblatuje mnie lęk - nie dlatego, że boję się bycia z małą, bo z tym chyba sobie poradziłam - hahaha do następnego momentu niepewności jak sądzę Boję się chyba tego, że nie będę tego zajmowania się nią ...lubić po prostu. Ot taki ze mnie typ, nie lubię monotonii i powtarzalności. A może to ego po prostu walczy o swoje...Jak dotąd byłam panią własnego czasu i mogłam marnotrawić dzien na wszelkie możliwe sposoby a tu teraz wkrada się pewien porządek, rytm wymagając ode mnie dostosowania. Jako zapalona obserwatorka samej siebie jestem ciekawa jak się to potoczy, ale spodziewam się że będę raczej narowista
Co do spacerów - stałam się mistrzynią ubierania małej tyle, że zawsze boli mnie po tym szczęka bo gadam jak najęta odwracając jej uwagę;ale jak dotąd działa...
ELA - 2011-01-10, 06:03
NIE jesteś sama ja też nie lubię monotonii i powtarzalności i myślę ze wiele innych kobiet również , ale z pewnością będzie dobrze..straj się znaleźć czas po prostu na to co lubisz..totalnie dla siebie ( ja np jak JULIA była mała chodziłam z nią do ogrodu, siałam, sadziłam, podlewałam itd) łączyłam przyjemne z pożytecznym..ona spała na świeżym powietrzu a ja robiłam to co kocham MYślę ze im dziecko starsze tym jest łatwiej w pewnym sensie. A niedługo juz będzie miało ponad rok..potem ponad 2..a za chwilę trzy tak jak moje i będzie już na tyle zajmowało się sobą że będziesz miała coraz więcej czasu
lamialuna - 2011-01-10, 16:06
ja tez monotonii choc mojemu organizmowi rytm sluzy....
no a dzieci lepiej sie rozwijaja w rytmie...
znam to uczucie 'nudy' choc mega szybko przechodzi - pomaga jakis nowy plan, wycieczka spacer z innymi mamami, plyta z yoga itp
fylwia - 2011-01-11, 00:50
lightfeather, doskonale cię rozumiem - ja zawsze buntowałam się przeciw rutynie, a powtarzalność dni odbiera mi energię, usypia, tłumi.
A tu wyzwanie: trzeba się poukładać, ustalić rytm dnia dla siebie i dziecka - nie umiałam sobie tego wyobrazić .
Też przez pierwszych kilka tygodni miałam towarzystwo i pomoc mam - ale choć bardzo sobie cenię tę pomoc to szczerze mówiąc miałam już dosyć towarzystwa 24 godziny na dobę, nie miałam ochoty ani sił walczyć o to, żeby postawić na swoim w pewnych kwestiach (pomijam, że nie bardzo wiedziałam czy mam rację czy nie, a tego oczywiście też nie lubię ). Z drugiej strony bałam się tego momentu, kiedy zostaniemy sami i to ja będę musiała podołać opiece nad dzieckiem - z moim brakiem doświadczenia z dziećmi, niecierpliwością, niezorganizowaniem, brakiem konsekwencji w działaniu i wielką niechęcią do robienia tego co "musi być zrobione". No i do tego pociążowe szaleństwo hormonów i huśtawki nastrojów...
Ale o dziwo nie męczy mnie psychicznie ta monotonia tak jak się spodziewałam - może dlatego, że ciągle jest to dla mnie nowa sytuacja, ciągle uczę się mojego dziecka, a ono tak szybko się zmienia. Pod koniec ciąży liczyłam na to, że będzie tak jak z zakochaniem - dostanę skrzydeł i będę w stanie dać z siebie więcej niż mi się wydaje. I przy dziecku będę się się rozwijać, zmieniać na lepsze, uczyć się świata na nowo - bo czuję się inną osobą. I chyba tak to jest... kocham tego skrzata niesamowicie a jego uśmiechy dodają mi sił, kiedy jestem zmęczona (to brzmi strasznie banalnie, ale po prostu tak jest ). Domyślam się, że to jedna z typowych reakcji i wiele kobiet tak to przeżywa ale zarazem niepowtarzalna jak każda z nas.
Rozpisałam się a chciałam tylko powiedzieć: potraktuj to jako wyzwanie - kto wie czy nie największe w życiu - ale też nie zgub siebie, pamiętaj o sobie i swoich potrzebach, nie próbuj czasem na siłę wpaść w stereotyp "matki Polki" (jeśli narowista jesteś to pewnie ci nie grozi ) - bądź dalej takim człowiekiem jakim lubisz być. Wydaje mi się, że każde dziecko woli mieć za mamę fajną kobietę z charakterem niż wypłukaną z życia kurę domową .
lightfeather - 2011-01-11, 17:02
Masz racje Fylwia. Myślę, że cały czas próbuję wtłoczyć się w jakiś wzorzec który nie jest dla mnie po prostu. A to dlatego, że swojego jeszcze nie mam. To jest rola której dotąd nie grałam, a że zdaje sobie sprawę z jej doniosłości to nie chcę jej schrzanić. Macierzyństwo jest dla mnie tak nowe, że czasem wydaje mi się jakimś eksperymentem w którym biorę udział i który zaraz minie. I stąd to zagubienie. Do tego hormony które jeśli akurat nie zjadaja mi mózgu to zjadają tę dorosła część mnie tak, że nie umiem podjąć najprostszej decyzji. Ale będzie dobrze. Tylko trzeba czasu, a ja musze uczyć się cierpliwosci i chyba samej sobie zaufać wreszcie. Bo chyba o to tutaj chodzi.
squamish - 2011-01-12, 07:00
Ja czasami mam ochote poprostu uciec!Czuje sie jak przytłoczona obowiązakami kura domowa.Mój duch artystyczny w tej rutynie dnia całkowicie sie wypalił a dusza skomli i wyje niestety nie potrafie nic z siebie wykrzesać.Ale kocham mojego dziecia bardzo.Z partnerem mieliśmy spiecia bo każde z nas potrzebuje czasu dla siebie dlatego postawiliśmy na dobrą organizacje i dlatego każde z nas zajmuje sie małym po dwie godziny.Po południu dolącza sie moja mama.Chociaż wiadomo jak to z mamami i ich starymi metodami wychowawczymi jest.Moja mama wiecznie usypia małego na początku cieszyłam sie bo było troche wolnego czasu do momentu kiedy młody zaczał częściej budzić sie w nocy.Znowu musieliśmy wpaść w stary rytm spania i aktywności.Ale swoje musiałam mamie wyłożyć.A ona obraża sie niestety.Przed wczoraj wkurzyła mnie i wczoraj sie do mnie nie odzywała.Bo ona każdy niepokojący symptom demonizuje,że od razu coś małemu jest i żeby jechać z nim do lekarza.Wygarnęłam jej że nie można tak negatywnie patrzec na wszystko.Obraziła sie!Ale wiem ze to mój problem ,to moja podatna na sugestie i niepewna siebie część wpada w złość.Gdyby było inaczej nie wkurzałabym sie tylko ze spokojem wytłumaczyła mamie że nie ma racje.Ale gdzieś tam ja też zaczynam panikować i bać sie.Ble wygadałam sie
lamialuna - 2011-01-12, 22:15
hmmm cos takiego mi polecaja, nie wiem czy jest juz polskie tlumaczenie... hxxp://www.telegraph.co.uk/family/7752644/Naughty-children-Blame-mothers-says-Oliver-James.html
[ Dodano: 2011-01-12, 21:24 ]
oj tez tak mam jak Wy... damy rade!!!
Niestety pierwsze dzieci maja najgorzej, poniewaz uczymy sie na nich maciezynstwa
Moncheri - 2011-01-25, 01:22
Hej wszystkim mamom.przeczytalam z uwaga niektore odpowiedzi i zgodze sie z faktem ze takie stany psychiczne po porodzie zdarzaja sie i czasem dobrze przyjac to jako depresje poporodowa i mozna leczyc. w przeciwnym razie i ty i maluszek bedziecie cierpieli. Ja mam 1.5 roczna coreczke, slodkie dziecko, ale jak byla noworodkiem ciagle plakala, miala kolki i wciaz cos jej nie pasowalo i zaraz krzyk.z mezem jestesmy za granica po porodzie bylismy kompletnie sami z dzieckiem to byl dla mnie szok.nie wytrzymywalam psychicznie czasami, nawet raz jak zostalam z nia sama stracilam nad soba kontrole.czemu o tym pisze, nawiazujac do tego angielskiego cytatu wczesniej o wspolczesnej kobiecie ktora przezywa poraktycznie samotne macierzynstwo.z partnerem ale bez tej przynaleznosci do spolecznosci gdzie starsze kobieny naturalna koleja rzeczy doradzaja a dzieci dorastaja w grupie.Tak mi tego brakuje ze obsesyjnie mysle wciaz o powrocie do domu.Wyjezdzalam kilkakrotnie raz nawet pozostajac na okres 4 miesiecy. ta sytuacja mnie dobija, do tego nie mam sily sama prowadzic domu tz gotowac dla wszystkich, zajmowac sie dzieckiem, prac zakupy.. nie wiem jak wy to robicie moje panie ale ja po prostu jestem wykonczona i chce mi sie plakac. mala jest grzeczna ale wiadomo 1.5 roczne dziecko w domu to zywiol.maz pomaga jak moze ale ma duzo pracy wiec wszystko jest na mnie. I nie daje rady. do tego zyjemy w wielkim miescie gdzie wszyscy sa nastawieni na kariere, jest duzo atrakcji dla dzieci ale wszystko z dalekim dojazdem, wszedzie tloczno i brak mi powietrza. otwieram okna codziennie i wietrze a wciaz wydaje mi sie ze powietrze stoi w miejscu.Problem ze moj maz nie mowi po polsku a opcja ze ja z corka bede w polsce a on bedzie pracowal za granica i przyjezdzal do nas raczej odpada. Ja sama wyroslam w takiej rodzinie gdzie tata zawsze byl w trasie albo na kontrakcie i nie chce tego dla mojego dziecka. a z drugiej strony nie chce tego miejskiego zgielku i halasu i tej izolacji w tlumie... modle sie zeby mnie ktos zrozumial...moze tez mam isc do lekarza? ....
|
|