wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dom rodzinny - gdzie spotkaliście swoje połówki

gosiabebe - 2008-01-09, 10:52
Temat postu: gdzie spotkaliście swoje połówki
skąd wy wynajdujecie takich odpowiedzialnych,chętnych na dzieci i rodzinę facetów ;)
ja chyba nie znam ani jednego takiego :roll:

pao - 2008-01-09, 11:19

gosiabebe, bartek na początku mógł być antywzorem ;) z czasem sie wyrobił (choć chyba to ja go wyrobiłam ;) w duzej mierze ;) )
gosiabebe - 2008-01-09, 12:05

pao napisał/a:
(choć chyba to ja go wyrobiłam ;) w duzej mierze ;) )


udzielasz może prywatnych lekcji takiego wyrabiania faceta :lol: ;-)

PiPpi - 2008-01-09, 12:06

Artura to w zasadzie w parku znalazłam :mryellow:
agaw-d - 2008-01-09, 12:30

gosiabebe napisał/a:
skąd wy wynajdujecie takich odpowiedzialnych,chętnych na dzieci i rodzinę facetów

gosiabebe nasza pierwsza ciąża nie była planowana, myśleliśmy raczej, że jeszcze nie czas na dzieci, natomiast druga już była planowana, choć nie znaczy, że po urodzeniu Marcelki było łatwo, czasem oby dwoje mieliśmy dosyć, jeśli jeszcze do jakiś naszych problemów dochodził brak kasy to już w ogóle, ale z czasem było co raz lepiej. U nas było trochę tak, że oby dwoje potrzebowaliśmy czasu na to, żeby się nauczyć odpowiedzialności i zauważyć, że rodzina jaką stworzyliśmy jest dla Nas wielkim szczęściem. Ja teraz nie pamiętam już tych chwil w których o M mogłam mówić, że jest nieodpowiedzialnym facetem, nie chce tego pamiętać, poza tym ja sama też miałam wiele takich chwil. Teraz jest zupełnie inaczej, zawsze mogę na niego liczyć itd.
Może Twój facet też jeszcze okaże się odpowiedzialnym facetem? Życzę Ci tego :-)
A tak do setna dochodząc to ja swojego M znalazłam na Woodstocku :mrgreen: , nie zbyt dobre miejsce na szukanie odpowiedzialnych partnerów :lol:

zina - 2008-01-09, 12:40

agaw-d napisał/a:

A tak do setna dochodząc to ja swojego M znalazłam na Woodstocku :mrgreen: , nie zbyt dobre miejsce na szukanie odpowiedzialnych partnerów :lol:

A ja swojego w czeskiej gospodzie przy piwie ;-)
Wbrew pozorom to wcale nie takie najgorsze miejsce :mryellow:

dynia - 2008-01-09, 13:55

Ja mego odpowiedzialnego ojca dzieci naszych znalazłam w ''Niebie'' :mryellow:
rosa - 2008-01-09, 14:06

a ja mojego banalnie, na studiach :-D
- 2008-01-09, 14:09

dynia napisał/a:
Ja mego odpowiedzialnego ojca dzieci naszych znalazłam w ''Niebie'' :mryellow:
:mryellow:
ja mojego znalazłam w LO

Alispo - 2008-01-09, 14:18

agaw-d napisał/a:

A tak do setna dochodząc to ja swojego M znalazłam na Woodstocku :mrgreen: , nie zbyt dobre miejsce na szukanie odpowiedzialnych partnerów :lol:

polemizowalabym;)chociaz ja mojego to raczej na ten woodstock zaciagnelam poznajac go pare dni wczesniej ;-) w sumie to jeszcze nie wiem jak z dziecmi,ale jego nieodpowiedzialnosci to nie potrafie sobie wyobrazic,juz predzej bym miala takie mysli jak Magda S. chyba ;-)

stokrotki - 2008-01-09, 15:31

Ja mojego mężulka poznałam na dyskotece :oops: :-P . Ja byłam pierwszy i ostatni raz i mój Wiesiu też ;-) . No i takie dwie sierotki nie majace pojęcia o dyskotece spikneły się żeby jakoś przetrwać do końca ;-) no i tak sobie już trwamy 9 lat .........

A co do odpowiedzialności i ogólnie podejścia facetów to wydaje mi się że w dużej mierze zalezy to od tego jak partnerka się zachowuje . Mój mąż mówi że jakbym była jak jego mama to by nic nie robił ;-) :-)

YolaW - 2008-01-09, 16:42

A mój był moim sąsiadem z naprzeciwka :)
Alispo - 2008-01-09, 17:00

z lekka temat poszedl w bok ;-)
arete - 2008-01-09, 18:11

YolaW napisał/a:
A mój był moim sąsiadem z naprzeciwka :)

A mój z klatki obok. ;-)

adriane - 2008-01-09, 18:23

A ja peppera poznałam w akademiku, gdzie waletowałam u znajomych ;)
agaw-d - 2008-01-09, 18:38

W sumie to ja M znałam od dziecka bo mieszkał z moją powinowatą Tusią drzwi w drzwi, a na Woodstocku to się tak złączyliśmy w parę :mrgreen:
Karolina - 2008-01-09, 19:10

Ja też tak jak Ań w liceum, a własciwie to na egzaminie wstępnym zobaczyłam go po raz pierwszy :-P
kłapouchy - 2008-01-09, 20:07

Ja mojego poznałam na manifestacji antywojennej :)
kiedy urodził się Tomek Robert miał skończone 32 lata, jest świetnym tatą, bardzo dobrze się spisał podczas porodu, ciąży ( chodził ze mną na każde badanie, bo bardzo się bałam - podczas pierwszej ciąży to właśnie na rutynowej wizycie dowiedziałam się, że serduszko naszego dziecka nie bije... pomagał mi robić zastrzyki w brzuch i wspierał ilekroć nachodziły mnie czarne myśli) Chyba nie mogłam trafić lepiej :-)

siwa - 2008-01-09, 21:16

Ja mojego poznałam na akcji Greenpeacowskiej, to była też jego pierwsza wizyta w tym rejonie.;) A tatusiem zostanie mając lat 27 i 2 m-ce;) Bardzo mnie zastanawia jakim tatusiem będzie :mryellow:
- 2008-01-09, 23:44

Karolina napisał/a:
Ja też tak jak Ań w liceum, a własciwie to na egzaminie wstępnym zobaczyłam go po raz pierwszy
ja Jaca pierwszy raz zobaczyłam na "rajdzie pierwszaka" w 1 tygodniu pobytu w LO. Pamiętam do dziś ten moment bo mnie bardzo zaintrygował. Co śmieszne wśród całej chmary ludzi(klas pierwszych było 10) uwagę moją przykuli tylko Jac i dwóch kolesi, którzy potem okazali się być Jego najlepszymi kolegami od dziecka, do dziś się najbardziej przyjaźnimy :)
pao - 2008-01-10, 00:31

a ja bartka poznałam w firmie :) wszedł, zrobił dobre wrażenie i wyszedł.
- 2008-01-10, 00:32

pao napisał/a:
a ja bartka poznałam w firmie :) wszedł, zrobił dobre wrażenie i wyszedł.
:lol: :lol: :lol:
Malati - 2008-01-10, 00:52

Ja mojego męża poznałam w akademiku.Mieszkał na tym samym piętrze, zaczepiał mnie i moje kolezanki aby pokazywać nam jakieś chwyty kung-fu( miałyśmy z niego niezły ubaw) On jak zobaczył mnie pierwszy raz ,a raczej mój tyłek :oops: to zaintrygowała go naszywka umieszczona na nim z napisem wege :-) Ja twierdze nieraz ze jest ze mna tylko dla mojego wegetarianizmu. :lol:
Tatusiem został w wieku 24 lat, dzidzię planowaliśmy.Jak dostał Filipka na ręcę w szpitalu to płakał jak dziecko :-) Jako tatuś sie sprawdza, bywa raz lepiej raz gorzej, ale ogólnie nie narzekam.Zawsze pomagał mi przy małym, zreszta dzięki jego obecności i bardziej racjonalnemu spojrzeniu na wiele spraw nie oszalałam wymyslając rózne przypadłości naszemu synowi ;-) Wojtek zawsze potrafił mnie uspokoić i przywrócić do pionu.

k.leee - 2008-01-10, 01:16

stokrotki napisał/a:
Ja mojego mężulka poznałam na dyskotece :oops: :-P

My też poznaliśmy się na dyskotece i do tego takiej dośc chamskiej ale się tego kompletnie nie wstydzę. Ania robiła tam dekoracje na halloween a ja w tym czasie byłem bez kasy i chętnie korzystałem z darmowych zaproszeń. Koleżanka takowe posiadała i mnie zaprosiła ale jej się zerwałem i uciekłem do Ani.
No i już tak zostałem .

Flippi - 2008-01-10, 08:48

Czytam z uwagą i usiłuję dopasować partnerogenne sytuacje do moich obecnych możliwości :mryellow: LO odpada, akademik i studia też (chyba że Uniwersytet Trzeciego Wieku... 8-) ). Gospoda przy piwie nie dla mnie. Hmm, akcja Greenpeace'u, manifestacja antywojenna... Szkopuł w tym, że średnia wieku na takich imprezach (jak i na Woodstocku) jest bliższa wiekowi mojej córki :mrgreen: Dyskoteka? Brr... zresztą chyba j.w. No to chyba mi pozostaje obadanie sąsiadów. Ale w pewnym wieku to już facet jest jak kibel - albo pos.any, albo zajęty... ;-) (Przepraszam wszystkich wyjątków od reguły :lol: )
ina - 2008-01-10, 09:18

czarna96 napisał/a:
Ja mojego męża poznałam w akademiku


ja też :-D

Flippi napisał/a:
Czytam z uwagą i usiłuję dopasować partnerogenne sytuacje do moich obecnych możliwości :mryellow:


Flippi może spróbuj przez Wegetariański Świat - z tego co pamiętam to też jest na forum osoba, która tak poznała swoją połówkę :-D

Flippi - 2008-01-10, 09:53

ina napisał/a:
Flippi może spróbuj przez Wegetariański Świat - z tego co pamiętam to też jest na forum osoba, która tak poznała swoją połówkę :-D

Mam za sobą bardzo bolesne doświadczenie w tym względzie. 5 lat - z wielkim zaangażowaniem z mojej strony... a na pożegnanie kop w tyłek :evil: Więc, póki co, mam uraz do kącika towarzyskiego w WŚ. Niestety :-(

kofi - 2008-01-10, 10:18

Na przejściu dla pieszych zobaczyłam, po raz pierwszy. I zapamiętałam.
A potem okazało się, że mieszka obok mnie w akademiku (w którym mieszkałam podczas praktyki).
I to było we Wrocławiu. :-)
Ja z Olsztyna, on ze Słubic (ale Wro. studiował, ja w Ol.)

pao - 2008-01-10, 10:51

no to jak tak to powiem jeszcze kilka danych ;)

jak spojrzeliśmy wstecz to chodziliśmy na te same koncerty i imprezy. niemniej ja go nie pamiętam, on mnie jak przez mgłę.

ale najciekawsze:

moja koleżanka wpada kiedyś na zajęcia plastyczne (musiałam na nie chodzić, bo jako "uzdolniony" uczeń miałam większe kłopoty gdy mnie nie było na zajęciach dodatkowych niż na półrocznym teście z chemii ;) ) i opowiada jakiego to cudownego chłopaka poznała jaki jest piękny, mądry, cudowny i same achy i ochy. no to ja coby jej ten lukier doprawić zaczęłam rzucać złośliwościami. jak mi pokazała zdjęcie to skomentowałam w stylu: weź przestań nie dość ze długie włosy to jeszcze blondynka.

3 miesiące później koleżanka wpadła na zajęcia i zaczęła mnie cytować. aż nazbyt dosadnie i trochę mnie sie dziwnie zrobiło. jak nietrudno było sie domyśleć rozstali się.

ale miałam ubaw jak się okazało 7 lat później, gdy gabi była w moim brzuchu, ze to właśnie bartka tak pojechałam ;)

Alispo - 2008-01-10, 11:08

Flippi napisał/a:
ina napisał/a:
Flippi może spróbuj przez Wegetariański Świat - z tego co pamiętam to też jest na forum osoba, która tak poznała swoją połówkę :-D

Mam za sobą bardzo bolesne doświadczenie w tym względzie. 5 lat - z wielkim zaangażowaniem z mojej strony... a na pożegnanie kop w tyłek :evil: Więc, póki co, mam uraz do kącika towarzyskiego w WŚ. Niestety :-(

a moze randki na vegie.pl?
szkoda,ze juz nie ma "spisu ludnosci" na vegetarian.ol bo bym polecila ;-)
natknelam sie jeszcze przypadkiem na jakas strone ..sympatia.pl? czy jakos tak,gdzie mozna wyszukiwac po slowie vege i tym podobnych.
To tak jakbys chciala szukac aktywnie,czy to dobra recepta to nie wiem,pewnie nie ma reguly:)
Ja o nas wiecej nie napisze,bo musze sie wreszcie zmoblizowac zey nasza historie opisac,na razie gdzies mam spisana na kartkach,ale jak zagladne to stwierdzam,ze nieee,to w ogole nie jest"to",ale to chyba zawsze tak jst..nie da sie przeciez tego opisac slowami :-)

frjals - 2008-01-10, 11:16

Ja swojego pierwszy raz, że tak powiem cielesny ;-) :mrgreen: zobaczyłam... ha, gdzie? a w kościele :mryellow: :mryellow: :mryellow: (fakt, że to był koncert :lol: )
Z perspektywy czasu można stwierdzić, że nie była to szczęśliwa wróżba... ]:->

Christa - 2008-01-10, 11:31

ina napisał/a:
Flippi może spróbuj przez Wegetariański Świat - z tego co pamiętam to też jest na forum osoba, która tak poznała swoją połówkę :-D


Melduje sie, ze to ja i z tego, co ja pamietam, rowniez Tomek poznal w ten sposob swoja partnerke.

marcyha - 2008-01-10, 12:13

Pierwszy raz spotkałam swojego małża u weterynarza oczywiście. Zobaczyłam praktycznie tylko nochal garbaty wystający spomiędzy długich potarganych niemiłosiernie włosów - od razu mi się spodobał :mrgreen: . Teraz Maciek mówi, że sprawiałam wtedy wrażenie osoby pod wpływem środków rozśmieszających (a ja tak mam po prostu heh!). Potem spotykaliśmy się przy okazji łapania kotów do sterylki - podobał mi się z kolei - zgrabny jego tyłek spomiędzy krzaków widoczny heheh...
kamma - 2008-01-10, 12:49

robi nam się kącik plotkarski ;)
ja zobaczyłam mojego M po raz pierwszy, drugi, trzeci,..... dziesiąty, gdy się od niego odbiłam w czasie pogo w klubie studenckim. Nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia. Gładka buzia, włosy do pasa (wyglądał jak dziewczynka!), bladoniebieska koszula.... Kto się w ten sposób ubiera na imprezę? Jak mnie do tańca poprosił, to miałam wrażenie, że zaraz zemdleje, tak mnie słabo trzymał.
Ale ponieważ mnie sobie upatrzył... bam! po dwóch latach byłam jego :D

Oczywiście pod moim wpływem zrobił się z niego niezły men!

[ Dodano: 2008-01-10, 12:50 ]
Nawiasem mówiąc, też lubię zgrabne męskie tyłeczki. Szczęściem mam jeden w domu :)

alcia - 2008-01-10, 14:46

kamma napisał/a:
Nawiasem mówiąc, też lubię zgrabne męskie tyłeczki. Szczęściem mam jeden w domu :)

oj, ja też :)

A mojego spotkałam pierwszy raz i kolejny, i kolejny, i kolejny... na imprezach, koncertach, pogotekach, rokotekach. Później była przerwa, a potem (po zjednaniu, które Wam opisałam) znów to samo. :)

Kitten - 2008-01-10, 20:30

Flippi napisał/a:
Ale w pewnym wieku to już facet jest jak kibel - albo pos.any, albo zajęty... ;-) (Przepraszam wszystkich wyjątków od reguły :lol: )

:mrgreen: <MEGA ROTFL> :mrgreen:
Niby znam to hasełko, ale śmieszy mnie za każdym razem, jak je widzę :lol:

A wracając do tematu:
Będę oryginalna - poznałam moją Połówkę (a raczej mojego Połówka ;-) ) na sesji RPG :-)

majaja - 2008-01-11, 07:41

rosa napisał/a:
a ja mojego banalnie, na studiach

Też banalnie na studiach, na zajęciach u Wikinga, rozjerzałam się i w duchu jęknęłam: nawet nie ma na kogo popatrzeć, ale parę latek minęło i proszę :) , w każdym razie wprawiliśmy znajomych w osłupienie :)

martika - 2008-01-11, 11:51

A ja swojego spotkałam na portalu vrinda.net :)

Łączy nas ten sam system wartości, religia, ale za to różni też bardzo wiele innych rzeczy więc nie jest nam nudno :-D

Też mi się wydawało że mam marne szanse na mojej wiosce znaleźć wegetarianina, bo z mięsożercą bym raczej się nie dogadała. No ale internet łączy ludzi nawet z dwóch krańców polski.

biechna - 2008-01-11, 12:09

rosa napisał/a:
a ja mojego banalnie, na studiach


U nas też banalnie, ale to on dokleił się do mnie, nie odwrotnie ;-)

k.leee - 2008-01-11, 12:09

Flippi napisał/a:
ina napisał/a:
Flippi może spróbuj przez Wegetariański Świat - z tego co pamiętam to też jest na forum osoba, która tak poznała swoją połówkę :-D

Mam za sobą bardzo bolesne doświadczenie w tym względzie. 5 lat - z wielkim zaangażowaniem z mojej strony... a na pożegnanie kop w tyłek :evil: Więc, póki co, mam uraz do kącika towarzyskiego w WŚ. Niestety :-(
Ja bym szukał przez neta i chodził na spotkania miejscowej braci wegetariańskiej ale z tego co piszesz chyba na razie jeszcze nie czas na to.
Flippi - 2008-01-11, 13:21

k.leee napisał/a:
ale z tego co piszesz chyba na razie jeszcze nie czas na to.

Coś mi się widzi, że mądrze prawisz :->

eenia - 2008-01-11, 13:51

My trafiliśmy na siebie w internecie, na nieistniejących randkach areny, czy ktoś je pamięta?

a propos męskich tyłków, może ja dziwna jestem ale męskie tyłki nie robią na mnie wrażenia :-/

kasienka - 2008-01-11, 16:02

Ja mojego na skłocie znalazłam.
A tyłek-zgrabny, jak i cała reszta :mrgreen:

vegAnka - 2008-01-11, 16:03

Kitten napisał/a:
Btw, chyba zmierzamy prostą drogą do wydzielenia tematu o tyłkach
:lol:
Jezeli juz o meskich tylkach mowa to musze przyznac ze tez lubie sobie popatrzec :-P

Kitten napisał/a:
preferuję chudzielców
Ja tez

A mojego Grzeska spotkalam na dyskotece... on tam pracowal a ja bylam potanczyc.

k.leee - 2008-01-11, 16:12

męski tyłki wydzielono tu hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=2210
posty które dotyczyły obydwu tematów pozostały w temacie "gdzie spotkaliście swoje połówki"

DagaM - 2008-01-11, 16:27

Ja swojego poznałam w Sylwestra, w górach. Przyjaciółka wywaliła mnie z domku, z powodu, że niby podebrałam jej upatrzonego chłopaka (co było nieprawdą, bo to on się garnął do mnie, ale zupełnie nie mój typ).
Trafiłam do jakiegoś domku, gdzie nikogo nie znałam i tam właśnie poznałam mojego mężula. :-D

bajka - 2008-01-11, 21:36

Mojego eksa poznałam na otrzęsinach archeologii" U Bazyla" (poznaniacy wiedzą, gdzie to :mrgreen: ). na owej imprezie DJ'em był mój ówczesny facet...ale już nam się układało nieciekawie...i siedziałyśmy sobie z kumpelami, piłyśmy alkohol i obserwowałyśmy facetów :mrgreen: Były tam tłumy, ale jakoś nikt nie wpadał w oko...i nagle ujrzałam i powiedziałam koleżankom, że jednego fajnego, nawet bardzo, widzę ;-) ...i nie wiem jak się stało, ze zaczęliśmy rozmawaiać przy barze, kupił mi piwo( spieralismy się wielokrotnie, kto kogo zaczepił :mrgreen: ), troche o sobie opowiedział i ja zniknęłam. Piwo mi ktos ukradł, a ja zostałam zaczepiona przez innego kolesia. Niesamowite mi się wydało, ze ten też( tak, jak wczesniej poznany, Marcin) jest z Koła...ale o 6 lat ode mnie młodszy :lol: ...i nagle podszedł do nas właśnie mój eks mąż, wymienili sobie z gościem, rozmawiającym ze mną killerskie spojrzenia, zapytali jeden drugiego:"co tu robisz?"...i się okazało, ze rozmawiałam z moim szwagrem przyszłym, bo zainteresowali się mną,niezależnie, bracia :mrgreen: Potem sobie z nimi potańczyłam, potem smsa jakiegoś wymieniłam, umówiłam się, rozstałałam z tamtym facetem i było cudownie...prawda, mada ? ;-) 8-)
A teraz mam fajnego"nowego znajomego"( w sumie nie tak nowego), z którym częściowo mnie chciano zeswatać, zareagowałam dośc ostrym protestem...ale zaczęlismy sobie rozmawiać na gg i sie okazało, że baaaaardzo fajnie jest...i jest :-) Co będzie dalej, czas pokaże 8-)

magdusia - 2008-01-12, 03:13

Cytat:
męski tyłki wydzielono tu........... "gdzie spotkaliście swoje dwie połówki"
_________________

;-)

k.leee - 2008-01-12, 04:07

DagaM napisał/a:
Ja swojego poznałam w Sylwestra, w górach. Przyjaciółka wywaliła mnie z domku, z powodu, że niby podebrałam jej upatrzonego chłopaka (co było nieprawdą, bo to on się garnął do mnie, ale zupełnie nie mój typ).
Trafiłam do jakiegoś domku, gdzie nikogo nie znałam i tam właśnie poznałam mojego mężula. :-D

Niesamowite, jak w życiu, można użalac się nad sobą ale można też po prostu iśc do innego domku i coś wziąśc dla siebie np męża.

renka - 2008-01-12, 09:52

k.leee napisał/a:
DagaM napisał/a:
Ja swojego poznałam w Sylwestra, w górach. Przyjaciółka wywaliła mnie z domku, z powodu, że niby podebrałam jej upatrzonego chłopaka (co było nieprawdą, bo to on się garnął do mnie, ale zupełnie nie mój typ).
Trafiłam do jakiegoś domku, gdzie nikogo nie znałam i tam właśnie poznałam mojego mężula. :-D

Niesamowite, jak w życiu, można użalac się nad sobą ale można też po prostu iśc do innego domku i coś wziąśc dla siebie np męża.


Bede to miala na uwadze, jak mnie dobije samotnosc ;)

DagaM - 2008-01-12, 12:17

U mnie często sprawdza się powiedzenie; "nie ma tego złego, co nie wyszłoby na dobre" - żyję najlepiej jak potrafię, a z kryzysów i złych doświadczeń wyciągam lekcję i wychodzę z tego silniejsza.
Życzę wszystkim dużo siły życiowej, a zwłaszcza Tobie renka :-D

huanita - 2008-01-12, 16:32

A ja swojego byłego poznałam w pubie w którym ja bywałam dosyć często a on był pierwszy raz i pewnie do tej pory żałuje...
Kamm - 2008-01-15, 22:10

Mojego W. poznalam na koncercie HC , dlugo bylo to tylko takie zwykle znanie sie z koncertow , az kiedys mocno wybuchnelo ;-)
Humbak - 2008-01-15, 23:06

Ja mojego na yun-jung-do czyli mało komu znanej sztuce samoobrony o śmiesznej nazwie :->
a potem się okazało że mieszka całkiem niedaleczko i jest buddystą... no czego chcieć więcej :mrgreen:

Dorota - 2008-01-16, 10:38

A ja swojego poznałam w pracy. Nieźle gotuje! :-D
Jadzia - 2008-01-29, 14:59

W liceum, a kumpelowskie relacje przekształciły się w coś więcej gdy "trzeba" było iść z kimś na studniówkę, mieliśmy więc w sumie 2 studniówki(nasze klasy miały w innym terminie) i tak się zaczęło. dodam tylko, że J. był świetnym towarzyszem do całopopołudniowych poszukiwań sukienki :-D
Kasia B. - 2008-01-29, 19:23

My się poznaliśmy przez internet :->
Tusia - 2008-02-04, 22:51

Mój był kolegą ze studiów mojego byłego narzeczonego. :oops:
groszek - 2008-02-05, 19:36

Mojego męża poznałam w Bieszczadach. On był w kadrze, a ja wśród obozowiczów:)
badba - 2008-02-09, 13:03

mojego poznałam w pracy. jestem pielęgniarką misyjną i poznaliśmy się w libii. ja byłam na wieczorze pożegnalnym żołnierzy. no i tak się zaczęło.
Agniecha - 2008-02-10, 23:00

U mnie to trochę jak u Pao pierwsze wrażenie nie było dobre. :) Zobaczyłam Wojtka jak był na plenerze ze swoja klasa z plastyka. Plener odbywał się u mnie w miasteczku. moja przyjaciółk Paulina (która chodziła do jednej klasy z W) zabrała mnie wieczorem na ognisko.Pamiętam jak go zobaczyłam to palił papierosa, siedział taki wyprostowany i trzeźwy co było dziwne bo wszyscy byli pod wpływem ;) Wtedy wydawał mi się strasznie hmm sztywny i zasadniczy .. Następny raz był juz o wiele lepszy minęło chyba 3 lata i jak zwykle Paulina wyciągnęła mnie na impreze do Zwierzyńca piękne klimaty staw Echo, noc, deszcz, trochę alkoholu,suszenie spodni i Wojtek śpiewający mi do ucha uch ciężko sie było nie zakochać ;-)
Alispo - 2008-02-10, 23:05

Agniecha napisał/a:
U mnie to trochę jak u Pao pierwsze wrażenie nie było dobre. :)

a u mnie pozytywne,ale...moze fajny material na kumpla ale na druga polowe-w zyciu :lol: tak gdzies po pol godzinie zmienilam zdanie :lol:

nitka - 2008-02-11, 08:26

Kiedy zobaczyłam Fazę "pierwszy" raz byłam zaitrygowana jego swobodą poruszania się z tak dłuuuuugimi nogami. Naprawdę! A tak pierwszy pierwszy raz minęliśmy się na klatce jakieś 7 lat temu, on miał jeszcze psa Czesia, a ja kozaczki z obcasami i płaszczyk biały. Spojrzał na mnie jak na UFO, i wcale mu się nie dziwię :) na szczęście tego nie pamięta
magcha - 2008-03-27, 13:56

A my spotkaliśmy się na randce w ciemno zorganizowanej przez mojego kolegę z pracy a kolege Męża z zawodów. Randka była na zasadzie "albo pójdziesz albo Ci nie pomogę" - niestety w tej sytuacji byłam od niego zależna :-/ no i poszłam. Mąż poszedł bo wiedział, że kolega się nie odczepi. Po pierwszym telefonie stwierdziliśmy z przyszłym mężem, że sie spotkamy i na tym się skończy a kolega się odczepi :-P . Zaiskrzyło w zasadzie od razu i jesteśmy razem 3 lata.... :lol:
kofi - 2008-03-27, 16:35

To musiał Was nieźle znać ten kolega, skoro tak mu zależało na zorganizowaniu tej randki.
Pewnie przewidywał, że zaiskrzy :-)

magcha - 2008-03-27, 18:16

Myślę, że tak. A ponadto zabrałam swoją kolezankę na wspólny wyjazd (na zawody sportowe) wraz z moim (wtedy przyszłym) mężem, jego siostrą i najepszym kolegą męża. teraz kolezanka i kolega są małżeństwe i mają śliczna córkę. Więc kolega, który nas zapoznał trącił jedną kostkę domina i tak ruszyło dalej.... :lol:
Flippi - 2008-05-20, 00:21

To ja bym się tak jakoś ustawiła koło Was, żeby to domino i na mnie padło... ;-)
malva - 2008-05-20, 00:58

a ja zobaczyłam mojego ukochanego na koncercie "apatii" w toruniu jak miałam.. 14 lat,hehe
ze soba zaczelismy byc 3 lata pozniej
i wcale nie załuje chociaż zwiazek rozpadł się z wielkim hukiem po 6 latach wspolnego mieszkania
mam córkę najfajnieszą na świecie, wiec jak to czegokolwiek żałować :-D

fizia - 2008-07-06, 00:19

A ja swojego Faziego spotkałam na imprezie, koło śmietnika siedział taki :mryellow:
Anka74 - 2008-07-08, 08:15

Będę nudna:mojego męża poznałam w akademiku, w pierwszym miesiącu studiowania, oświadczył się tydzień później, choć małżeństwem zostaliśmy dopiero po pięciu latach bycia razem...
feminka - 2008-07-21, 13:48

Ja swojego m poznałam w liceum, chodził wtedy z moją koleżanką ;-) Ale się rozstali no i w wakacje na dyskotece zaczęło sięcoś dziać miedzy nami. I tak trwa już 11 lat
caroline - 2008-09-06, 18:39

ja mojego spotkałam w pubie... zawsze się zastanawiałam czemu do mnie wtedy zagadał... a on mi mów że byłam jedyną osobą w pubie, która zamiast kulturalnie piwo, to herbatę sobię zamówiłam... :mryellow: ... no cóż musiało mnie coś zmobilizować, bo po pracy byłam... :mryellow:
Kashmiri - 2008-09-06, 20:40

Po kilku latach intensywnych turbulencji życiowych udałam się w podróż na wschód. i tak znalazłam się w obskórnym hoteliku Om, patrząc na leniwy nurt Gangesu i rozmyślając co zrobić, żeby już tu zostać. z rozmyślań wyrwał mnie niebotycznie chudy chłopak w białych szmatkach i niebieskich gumowych klapkach, który przyszedł opowiedzieć mi jak zaczepić się na lokalnym uniwerku na kursie sanskrytu (wcześniej kogoś o to pytałam, ten ktoś kogoś innego, a ten ktoś inny jego...)
zaczepiłam się na tym kursie.
potem siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas (już nie w hotelu Om) patrząc razem na leniwy nurt Gangesu, aż z rozmyślań wyrwały nas wrzaski Jasmin :mrgreen:

k.leee - 2008-09-06, 23:42

Kashmiri napisał/a:
aż z rozmyślań wyrwały nas wrzaski Jasmin :mrgreen:
He, he :mryellow:
daria - 2008-10-03, 12:00

ja mojego męża ujrzałam kiedy to spóźniona wpadłam na zajęcia z łaciny a on - taki mały, niepozorny, ale uśmiechnięty od ucha do ucha tak mnie zaintrygował, że musiałam uknuć intrygę z korepetycjami z łaciny żeby Go poderwać... :-P
kociakocia - 2009-01-09, 22:08

nas połączył internet :D
Kreestal - 2009-01-09, 22:13

Fajna historia :) Ja swoje konto na Sympatii zawiesiłam po jednym z wielu rozczarowań ...
bojster - 2009-01-09, 22:28

A my się poznaliśmy przez internet, a konkretnie przez to, że go nie było. :mryellow:

Za ~miesiąc minie już/dopiero 6 lat od tej pamiętnej nocnej rozmowy w nie-internecie. Leci ten czas. ;-)

kociakocia - 2009-01-09, 22:31

to przez co wy sie w takim razie spotkaliscie? przez echo w lesie czy co? :-) bo jest, to co mowisz jest bardzo ciekawe :-P
bojster - 2009-01-09, 22:35

kociakocia napisał/a:
to prze z co wy sie w takim razie spotkaliscie? przez echo w lesie czy co? :-) bojstes, to co mowisz jest bardzo ciekawe :-P


Hehe, ok, już piszę. Padł w bloku internet, więc jak zawsze poszedłem na czat (w intranecie, czyli taki wewnętrzny jakby ktoś nie wiedział) zapytać czy ktoś coś wie i kiedy zacznie działać. arete odpowiedziała, no i tak sobie zaczęliśmy gadać. Do rana. :roll: A najlepsze w tej historii jest to, że wcześniej przez półtora roku mieszkaliśmy w klatkach obok i nigdy się nie widzieliśmy na oczy, nie mówiąc o rozmawianiu. Nie ma to jak dobre stosunki sąsiedzkie. :oops: No ale nadrobiliśmy szybko. ]:->

kociakocia - 2009-01-09, 22:46

wow niezly czad bojster!!!!!! :mryellow: :mryellow: :mryellow:
hetepheres - 2009-01-09, 23:11

Swietny temat :) Coby nie powiedziec - internet to super sprawa.
kociakocia napisał/a:
Ale żadna z Was nie znalazła na Sympatii yuuuuhhuuuuuu :mryellow: :mryellow: :mryellow:

Znalazlam mego lubego wlasnie na tym portalu.
Po kilku miesiacach "bezowocnego" tam bytowania, zobaczylam opis w profilu jakieogs faceta "kupilem dwa bilety do Teatru. Na wloska opere. Dziewczyna ze mna zerwala - ale czy to jest powod dla ktorego jeden z tych biletow ma sie zmarnowac?".
No i napisalam do biedaka,ze ja poszlabym z nim chetnie, tyle ze dziela nas setki km.
Zreszta do dzis tam nie dotarlismy, ale za to po drodze zahaczylismy o slub, pozniej nawet porodowke :-P
I tak juz mija nam czwarty wspoly roczek.
I do dzis nadziwic sie nie moge, ze klepiac w klawiature tak mozna sie zakochac :mryellow:

Malinetshka - 2009-01-10, 00:42

Cytat:
Zreszta do dzis tam nie dotarlismy, ale za to po drodze zahaczylismy o slub, pozniej nawet porodowke

:lol:

Anja - 2009-01-12, 17:26

Ja swoją połówkę poznałam przez Wegetariański Czat (jeśli ktoś wie, o czym mówię). :-) Teraz ten czat chyba leży i kwiczy, ale kiedyś to był poważny wege swat. :-) Były spotkania, imprezy, a nawet ogólnopolskie zloty. Dzięki nim poznałam też moją najlepszą przyjaciółkę.
A jakby ktoś chciał kogoś poznać w Warszawie, to są wege spotkania za pośrednictwem grona vege-warszawa. Nie jest to kółko wzajemnej adoracji - co i raz przychodzą nowe osoby. :-)

Alispo - 2009-01-12, 21:59

Anna córka Róży napisał/a:
ale kiedyś to był poważny wege swat. :-)

tez cos o tym wiem :-D

Anja - 2009-01-12, 23:07

Ooo, wchodziłaś na wege czata, Alispo?
Alispo - 2009-01-13, 00:01

sporadycznie,ale znalezlismy siebie w tamtejszym spisie ludnosci ;-)
kociakocia - 2009-01-13, 09:11

hetepheres no to jestesmy juz dwie , ale tak naprawde to mam dzieki tej S duzo znajomych obojga płci :)
Anja - 2009-01-13, 09:22

Alispo napisał/a:
sporadycznie,ale znalezlismy siebie w tamtejszym spisie ludnosci ;-)


To tak jak my z moim miłym!! :-) A dopiero potem chodziliśmy na czatowe spotkania... Heh, fajnie... :-)

hetepheres - 2009-01-13, 09:27

kociakocia napisał/a:
hetepheres no to jestesmy juz dwie ;-) , ale tak naprawde to mam dzieki tej S duzo znajomych obojga płci :-D


Kurtka,a ja wlasnie nie...
Tuz po tym jak poznalam Grzeska, to wsiaklam i na tyle zapomnialam o Bozym swiecie, ze az mi konto wygaslo...
A znajomosci zawierane za pomoca Sympatii z dziewczynami - ze tez nigdy na to nie wpadlam :-P :-P 8-)
Pozdrawiam

kociakocia - 2009-01-13, 09:32

no to super, ześ tak wpadła po uszy hetepheres :mryellow:
ale tak, szukalam tez dziewczyn do znajomosci kolezenskiej

hetepheres - 2009-01-13, 10:52

Odkad zmienilam miejsce zamieszkania z powodow sercowych z Torunia na (ble) Pruszków - pomimo mojej latwosci w nawiazywaniu kontakow-cierpie na chroniczny brak znajomych.
Grono znajomych mojego meza od lat sklada sie z facetow niezonatych, niestety.
Wszystkich przyjaciol "zostawilam" w rewirach kujawsko-pomorskich, widze ie z nimi dwa, trzy razy w mcu,ale to za malo. Moze powinnam wrocic do Sympatii, albo do Grona i wlasnie tam poszukac jakichs fajnych ludzisk z Pru...
Edit: P.S.No, nie licze oczywiscie super duszyczek forumowyh :mrgreen: :mryellow:

Anja - 2009-01-13, 10:57

Hetepheres, w takim razie, zachęcam Cię do gronek. :-) W ten piątek jest spotkanie w Warszawie - wpadnij koniecznie! Jakbyś miała pytania, wal na pw. :-)
hetepheres - 2009-01-13, 11:25

Buuu, piatek odpada, bo w sobote robimy spozniona Mieszkowa impreze urodzinowa :cry:
Ale dzieki Aniu!!

Flippi - 2009-01-13, 13:37

kociakocia napisał/a:
Ale żadna z Was nie znalazła na Sympatii

Ja na Sympatii trafiałam na samych oszołomów :roll: Ale to fajnie, że Wam się tak udało :-)

kociakocia - 2009-01-13, 13:41

tak Flippi, moja przyjaciółka własnie stamtąd uciekła, pełno dziwolągów, namawiam ją teraz na gazeta.pl ;)
lilias - 2009-02-19, 16:43
Temat postu: Re: gdzie spotkaliście swoje połówki
gosiabebe napisał/a:
skąd wy wynajdujecie takich odpowiedzialnych,chętnych na dzieci i rodzinę facetów ;)
ja chyba nie znam ani jednego takiego :roll:

u kolegi-sąsiada, przymierzał spodnie ( mama kolegi miała biznes) weszłam w najmniej odpowiedniej chwili do pokoju ;-) i jeszcze szybciej wyszłam... a potem samo poszło. Nie mam pojęcia czy myślał o dzieciach ze mną bo jakoś tak długo nie brałam go na poważnie :mryellow:

mandy_bu - 2009-02-19, 22:40

a MY poznaliśmy się w tramwaju już chyba 32421 lat temu, jechaliśmy na koncert Dezertera ech życie........ :roll:
Lily - 2009-02-19, 22:44

hmm
w dawnych czasach byłam odważniejsza, podróżowałam nocnymi pociągami i wpuszczałam obcych facetów do domu ;) dobrze, że nie okazał się niebezpiecznym psychopatą ;)

mandy_bu - 2009-02-19, 22:46

Lily napisał/a:
hmm
w dawnych czasach byłam odważniejsza, podróżowałam nocnymi pociągami i wpuszczałam obcych facetów do domu ;) dobrze, że nie okazał się niebezpiecznym psychopatą ;)

:mryellow:

lilias - 2009-02-20, 08:15

Lily napisał/a:
hmm
w dawnych czasach byłam odważniejsza, podróżowałam nocnymi pociągami i wpuszczałam obcych facetów do domu ;) dobrze, że nie okazał się niebezpiecznym psychopatą ;)

:mryellow:

olgwie - 2009-04-22, 19:57

Oj, przypomniały mi się dawne czasy :-D Kiedy my się poznaliśmy, internetu jeszcze nie było... Ale za to były gazety z ogłoszeniami. Dałam ogłoszenie, dostałam mnóstwo listów z odpowiedziami i po prostu jeden wybrałam. I tak się zaczęło 19 lat temu, trwa do dziś i mam nadzieję, nic się nie zmieni. Miło to sobie przypominać, choć na początku zupełnie różowo nie było. Dwa różne charaktery, wychowani w różnych domach i nagle są razem na dobre i złe. Determinacja doprowadziła do kompromisu.
kociakocia - 2009-04-22, 20:07

olgwie, pięknie :-D gratuluję stażu!
ag - 2009-04-22, 20:10

My poznaliśmy się na Dworcu Centralnym w Warszawie na wycieczce Klubu Karpackiego w Hnilecké vrchy na Słowacji. To był początek kwietnia, pierwsza wiosenna wycieczka w góry, nomen omen zapoznawcza :-)
iza_luiza - 2009-04-22, 20:43

My się poznaliśmy banalnie w pracy ;) Ale na początku się nie znosiliśmy, specjalnie się zamieniałam żeby nie pracować z moim przyszłym małżem na jednej zmianie, po prostu patrzeć nie mogłam na tego osobnika... z wzajemnością :mrgreen:
A tu już proszę, tyle czasu minęło :roll:

kamma - 2009-04-22, 20:58

iza_luiza, kto się czubi, ten się lubi :)
kociakocia - 2009-04-22, 21:07

iza_luiza, o rany, juz sobie wyobrażam, jaki musiał byc potem żar między wami :-D miłosny rzecz jasna :-P
Anja - 2009-04-23, 08:52

iza_luiza, jak ja Cię dobrze rozumiem... mnie mój miły strasznie denerwował na początku. :mryellow: w sumie parę lat "zmarnowaliśmy", zanim odkryliśmy, że jesteśmy dla siebie "stworzeni". ;-)
iza_luiza - 2009-04-23, 11:19

Hehe, no żar był ;)
Ale trochę to trwało, najpierw się nie znosiliśmy, potem następny rok się nie przyznawaliśmy, że coś iskrzy, potem się zaczęliśmy powoli przyznawać ale ze 2 lata się tak czailiśmy. Za to potem jak poszło z górki to błyskawicznie ;)

kociakocia - 2009-04-23, 11:24

iza_luiza, fajnie, lubię takie scenariusze, aż gęba się cieszy :-D
gemi - 2009-05-04, 13:26

u mnie śmiesznie było. Można to zatytułować "najciemniej pod latarnią" :D Mieszkałam razem z moimi znajomymi (była nas piątka). Jeden kolega wyprowadził się do Krakowa i szukaliśmy kogoś na miejsce. Kumpel zaproponował swojego kolegę i tak się właśnie poznałam z T. Po prostu weszłam pewnej niedzieli do domu i zobaczyłam super przystojnego mężczyznę. Oczywiście nauczona, że nic z nieba nie spada długo zachowywałam dystans ograniczając się do zwykłej międzypokojowej sąsiedzkiej uprzejmości. Ale w końcu doszłam do tego, że mannę z nieba trza przyjąć.
No i obaliłam mit, że trzeba wyjść z domu żeby kogoś poznać.
Więc może mała rada dla samotnych. Jeśli macie pokój do wynajęcia, zróbcie sobie casting ;-) :lol:

Ewa - 2009-05-04, 15:46

gemi napisał/a:
długo zachowywałam dystans
Ha, CAŁE 3 tygodnie :mrgreen:
sylv - 2009-05-04, 16:08

a ja mojego D. poznałam na 1 roku studiów, i w ogóle nie kojarzyłam, że 4 lata do jednego LO chodziliśmy :D to się nazywa pamięć do twarzy ;)
Capricorn - 2009-05-04, 16:30

gemi napisał/a:
Ale w końcu doszłam do tego, że mannę z nieba trza przyjąć.
No i obaliłam mit, że trzeba wyjść z domu żeby kogoś poznać.


:D :D :D :D

gemi - 2009-05-05, 02:16

Ewa napisał/a:
Ha, CAŁE 3 tygodnie

małe sprostowanie - całe 3 MIESIĄCE :mrgreen: :mrgreen: codziennego widzenia

puszczyk - 2009-05-05, 08:41

gemi, fajna historia. :-)

Opowiem wam historię mojej cioci. Swojego obecnego męża poznała w męskiej toalecie, bo weszła tam przez przypadek (to było chyba w jakimś teatrze). Po miesiącu wzięli ślub. :lol: Minęło ponad 30 lat, a oni nadal wyglądają na szczęśliwych. :-D

mossi - 2009-05-05, 13:23

hahaha ciekawe co zobaczyła w tej męskiej toalecie, że już odpuścić nie chciała :-P
ina - 2009-05-05, 13:25

mossi napisał/a:
ciekawe co zobaczyła w tej męskiej toalecie, że już odpuścić nie chciała :-P


:lol:

Malati - 2009-05-05, 13:41

mossi napisał/a:
hahaha ciekawe co zobaczyła w tej męskiej toalecie, że już odpuścić nie chciała


:mryellow: :mrgreen:

rosa - 2009-05-05, 13:56

:mryellow: :mryellow: :mryellow:
Izzi - 2009-05-05, 18:42

puszczyk napisał/a:
historię mojej cioci.
:lol: :-D teatralnie :->
maryczary - 2009-05-05, 21:42

Oooo fajny temat, to ja się trochę rozpiszę.

Poznałam Sebastiana w pracy dorywczej na pierwszym roku studiów. On wtedy miał dziewczynę (4 lata w związku) a ja nikogo i wiecznie szwendałam się z moją kilku osobową paczką (oczywiście głównie chłopaki :mryellow: ), z której dwóch też ze mną pracowało.

W zwyczaju tamtych dobrych czasów były prawie co-sobotnie imprezy u jednego z kolegów z pracy. Na paru byłam. W pamiętną sobotę popołudniu dzwoni do mnie S. i pyta czy idę na imprezę (uprzedzam, że nie mieliśmy ze sobą prawie żadnego kontaktu w pracy, o tyle, że wiedzieliśmy kto jest kto). Zdziwiłam się bardzo i mówię, ze nie bo mnie nie zaproszono. A on na to ni z gruszki ni z pietruszki, że będę jego osobą towarzyszącą. Do tej pory S. nie wie dlaczego to powiedział i dlaczego w ogóle do mnie zadzwonił :shock: . Przyjechał po mnie z towarzystwem i pojechaliśmy.

Na imprezie S. widocznie o mnie zapomniał a ja bawiłam się z moimi kumplami. Gdy postanowiliśmy "opuścić lokal" S. (zawódkowany :mrgreen: ) to zauważył i podszedł i przepraszał z pijackim akcentem, że mnie zaniedbał itd. Koniecznie się musi zrewanżować no i... umówiliśmy się na poniedziałek u mnie w domu na herbatę :mryellow:

No i przyszedł... Gadaliśmy parę godzin bez przerwy i umówiliśmy się na następny raz u niego na oglądanie Matrixa. Okazało się że jest wolnym strzelcem od miesiąca :) Nie na długo bo jesteśmy razem już 7 i pół roku z czego od 5 lat małżeństwem :lol:

mandy_bu - 2009-05-06, 10:03

maryczary, kocham takie pozytywne historie :-D
koko - 2009-05-10, 10:28

Ja poznałam mojego chłopka na seminarium dla rolników ekologicznych. Nazajutrz, tuż przed jego odjazdem pokazywałam wraz ze znajomą jemu i koledze, z którym przyjechał gospodarstwo tychże znajomych. Pierwszy raz właściwie rozmawialiśmy ze sobą w koziarni, tak się złożyło, że parę minut byliśmy tam sami. Kiedy odjeżdżał czułam, że to strasznie niesprawiedliwe i że chcę, żeby już ze mną został. Pomyślałam: "kochana, opanuj się, ile ty masz lat, żeby ulegać takim impulsom, zejdź na ziemię". To była sobota. W poniedziałek on do mnie zadzwonił (wszystkie moje namiary podałam koledze, z którym on przyjechał - mieliśmy nawiązać jakiś tam "służbowy" kontakt). Powiedział, że wysłał mi list. Od tamtego czasu jesteśmy razem, mam wrażenie, że w zasadzie od początku naszej znajomości. Nie było żadnego okresu zalotów, nieśmiałego badania gruntu itd. Trochę szkoda, ale cóż, to zdecydowanie mniej ważne.

Podsumowując: bardzo Wam polecam pierwotny i wtórny rynek mężczyzn - rolników eko. Porzućcie stereotyp prymitywnego, niedomytego chłopa :P

maryczary - 2009-05-10, 11:06

koko napisał/a:
Porzućcie stereotyp prymitywnego, niedomytego chłopa :P
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
melba - 2009-05-20, 13:08

koko pierwotny i wtorny rynek? znaczy masz na mysli wolnych i rozwodnikow? :)

tylko jak tu sie zakrecic, przeciez po polach nie bede latac bo kilometrow duzo wyjdzie ;)

neuro - 2009-05-20, 13:34

koko napisał/a:

Podsumowując: bardzo Wam polecam pierwotny i wtórny rynek mężczyzn


:mrgreen:
Tylko mały ten rynek, nie dla każdej starczy ;)
Urocza historia :)

koko - 2009-05-20, 20:47

No Melba, swoje trzeba wychodzić. Neuro, nawet nie wiesz, jak wielki ten rynek :) Mój kumpel wpadł kiedyś na pomysł, żeby założyć biuro matrymonialne aranżujące spotkania fajnych miejskich singielek z samotnymi rolnikami :)
A tak poważniej - naprawdę, na wsiach jest mnóstwo samotnych mężczyzn, wielu z nich to ludzie-historie. Zresztą nie tylko mężczyzn się to tyczy, ale to już chyba temat na inny wątek ;)

Flippi - 2009-05-21, 10:51

Koko, super! :-D
k.leee - 2009-05-21, 12:20

koko :-D
renka - 2009-05-21, 13:11

koko napisał/a:
No Melba, swoje trzeba wychodzić. Neuro, nawet nie wiesz, jak wielki ten rynek :) Mój kumpel wpadł kiedyś na pomysł, żeby założyć biuro matrymonialne aranżujące spotkania fajnych miejskich singielek z samotnymi rolnikami :)
A tak poważniej - naprawdę, na wsiach jest mnóstwo samotnych mężczyzn, wielu z nich to ludzie-historie. Zresztą nie tylko mężczyzn się to tyczy, ale to już chyba temat na inny wątek ;)


Koko, dawaj takiego jednego - najlepiej wege i kawalera ;-)
Szczegolnie, ze zycie na wsi jakos mnie sie zawsze marzylo :->

koko - 2009-05-21, 14:33

renka, ten mój jest wege i jest kawalerem (jeszcze). Takich jest więcej. Wybierz sobie tylko ulubiony rejon Polski, potem zorientuj się w lokalizacji gospodarstw ekologicznych.... i tyle :) Dobrze jest się jeszcze pomodlić/pozaklinać/poczarować, wtedy to już na mur beton ;-)
Flippi - 2009-05-21, 16:17

Ech, ech, że też ja wcześniej na to nie wpadłam. Teraz to już pozamiatane :mryellow: Osobisty absztyfikant na wege-rolnika przerobić się nie da :roll:
renka - 2009-05-21, 19:45

koko napisał/a:
renka, ten mój jest wege i jest kawalerem (jeszcze). Takich jest więcej. Wybierz sobie tylko ulubiony rejon Polski, potem zorientuj się w lokalizacji gospodarstw ekologicznych.... i tyle :) Dobrze jest się jeszcze pomodlić/pozaklinać/poczarować, wtedy to już na mur beton ;-)


Tylko, ze Ty bylas sama do wziecia, a my jestesmy trzy :-P

koko - 2009-05-21, 20:02

Renka, a czasem to właśnie lepiej, że we trzy :) To nie ma tak, żeby nic nie było. Ten Twój gdzieś tam teraz bronuje... ;-)
maryczary - 2009-05-22, 01:03

koko napisał/a:
Ten Twój gdzieś tam teraz bronuje... ;-)
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
lilias - 2009-05-22, 10:02

renka napisał/a:
koko napisał/a:
renka, ten mój jest wege i jest kawalerem (jeszcze). Takich jest więcej. Wybierz sobie tylko ulubiony rejon Polski, potem zorientuj się w lokalizacji gospodarstw ekologicznych.... i tyle :) Dobrze jest się jeszcze pomodlić/pozaklinać/poczarować, wtedy to już na mur beton ;-)


Tylko, ze Ty bylas sama do wziecia, a my jestesmy trzy :-P

Jak dobrze kojarzę to św. Antoni może mieć coś w tej sprawie do powiedzenia :mryellow: :mryellow: No to co, że trzy was jest, problemem może być jak będzie zainteresowany większą was ilością :-D :-D

renka - 2009-05-22, 14:50

lilias napisał/a:
renka napisał/a:
koko napisał/a:
renka, ten mój jest wege i jest kawalerem (jeszcze). Takich jest więcej. Wybierz sobie tylko ulubiony rejon Polski, potem zorientuj się w lokalizacji gospodarstw ekologicznych.... i tyle :) Dobrze jest się jeszcze pomodlić/pozaklinać/poczarować, wtedy to już na mur beton ;-)


Tylko, ze Ty bylas sama do wziecia, a my jestesmy trzy :-P

Jak dobrze kojarzę to św. Antoni może mieć coś w tej sprawie do powiedzenia :mryellow: :mryellow: No to co, że trzy was jest, problemem może być jak będzie zainteresowany większą was ilością :-D :-D


:lol:

Lilias, a co sw. Antoni by mogl miec cos do powiedzenia odnosnie tego?

koko - 2009-05-22, 19:45

Renka, św Antoni jest patronem rzeczy zagubionych. A Tobie zdaje się, ma się ktoś odnaleźć. Zaklinaj, czaruj, módl się i czekaj. Każdy święty jest pomocny, a każda baba to wiedźma :-) Z takim arsenałem musi się udać.
arahja - 2009-05-22, 20:10

Statystycznie w tym temacie najlepiej wypada akademik. Jak dobrze, że przyszły semestr przemieszkam w czeskim akademiku :mrgreen:
lilias - 2009-05-22, 21:55

koko napisał/a:
Renka, św Antoni jest patronem rzeczy zagubionych. A Tobie zdaje się, ma się ktoś odnaleźć. Zaklinaj, czaruj, módl się i czekaj. Każdy święty jest pomocny, a każda baba to wiedźma :-) Z takim arsenałem musi się udać.

:mryellow: :mryellow:


Aha i podobno trzeba na zaś dziękować za interwencję "Góry" ;-)

koko - 2009-05-22, 22:23

lilias, no tak, pamiętasz: "jaka jest wasza nadzieja? przyszliście modlić się o deszcz, a gdzie są wasze parasole?" :) Fajny nam się wątek zrobił ;-)
renka - 2009-05-22, 23:23

lilias napisał/a:
koko napisał/a:
Renka, św Antoni jest patronem rzeczy zagubionych. A Tobie zdaje się, ma się ktoś odnaleźć. Zaklinaj, czaruj, módl się i czekaj. Każdy święty jest pomocny, a każda baba to wiedźma :-) Z takim arsenałem musi się udać.

:mryellow: :mryellow:


Aha i podobno trzeba na zaś dziękować za interwencję "Góry" ;-)


:mrgreen:

A, to ja juz rozumiem.
Ok, zaczne wypatrywac na allegro jakis obraz do powieszenia ze swietym Antonim, co by bardziej zwizualizowac prosby do niego (ja wzrokowcem bowiem jestem bardziej) ;-)

koko - 2009-05-22, 23:25

Albo figurka.... tudzież laleczka voo doo :)
renka - 2009-05-22, 23:34

koko napisał/a:
Albo figurka.... tudzież laleczka voo doo :)


Ostatnio gdzies w TV mignal mi temat wspolczesnych eliksirow milosnych, ale do zastosowania takowych to juz trzeba by miec konkretnego kandydata ;-)

Flippi - 2009-05-23, 00:35

Ech, dziewczyny... Od wynajdywania chłopów jest św. Prokop :mryellow: Pamiętam to z wycieczki szkolnej. Stał sobie posąg tegoż, panienki musiały obejść go trzy razy, powtarzając: "Prokopie, Prokopie, daj nam po chłopie! Choćby kulawego, byle roku tego!" :lol: Powiedziała nam to wychowawczyni, swoją drogą panna do niedawnej śmierci w wieku 80 lat. Ganiałyśmy gromadą wokół tego Prokopa, to był widok... (Wychowawczyni nie ganiała 8-) )

Prokop w ogóle spoko:
Cytat:
Żywił się surowymi jarzynami, jakie sam uprawiał i leśnymi owocami, które wokoło swojej jaskini w wielkiej obfitości znachodził.
;-)
koko - 2009-05-23, 09:40

Flippi, dobre :) A tak a propos tego zaklęcia, że może być kulawy, to moja mama kiedyś mi powiedziała: "może chłop nie mieć ręki, może nawet nie mieć nogi, byle by tylko nie był kaleką..." Zrozumiałam to dopiero parę lat później :-P
Jagula - 2009-05-23, 09:53

arahja napisał/a:
Statystycznie w tym temacie najlepiej wypada akademik. Jak dobrze, że przyszły semestr przemieszkam w czeskim akademiku :mrgreen:
uważaj bo Czesi są zabójczo przystojni (ostatnio mi się wydaje,że nawet większość :mryellow: ale to zapewne skutek mojej specyficznej sytuacji) ale potrafią złamać serce ;-) mają nieco odmienne zdanie w kwestii spraw damsko - męskich ;-) :-P przynajmniej na etapie akademika ;-) :mryellow:
arahja - 2009-05-23, 12:18

Jagula napisał/a:
mają nieco odmienne zdanie w kwestii spraw damsko - męskich


A jakie to odmienne? Hm... bo nie wiem, jakie my mamy ;)

Jagula napisał/a:
uważaj bo Czesi są zabójczo przystojni (ostatnio mi się wydaje,że nawet większość :mryellow: ale to zapewne skutek mojej specyficznej sytuacji) ale potrafią złamać serce ;-)


Niech łamią - ja mam serce z kamienia :mrgreen:

lilias - 2009-05-23, 15:27

koko napisał/a:
Flippi, dobre :) A tak a propos tego zaklęcia, że może być kulawy, to moja mama kiedyś mi powiedziała: "może chłop nie mieć ręki, może nawet nie mieć nogi, byle by tylko nie był kaleką..." Zrozumiałam to dopiero parę lat później :-P

A ja słyszałam: "chłop jak żaba, ale nie baba" :-P

[ Dodano: 2009-05-23, 15:29 ]
renka napisał/a:
koko napisał/a:
Albo figurka.... tudzież laleczka voo doo :)


Ostatnio gdzies w TV mignal mi temat wspolczesnych eliksirow milosnych, ale do zastosowania takowych to juz trzeba by miec konkretnego kandydata ;-)


:mryellow: :mryellow:

[ Dodano: 2009-05-23, 15:31 ]
Flippi napisał/a:
Ech, dziewczyny... Od wynajdywania chłopów jest św. Prokop :mryellow: ...
Prokop w ogóle spoko:
Cytat:
Żywił się surowymi jarzynami, jakie sam uprawiał i leśnymi owocami, które wokoło swojej jaskini w wielkiej obfitości znachodził.
;-)


Renka św.Prokopa też wykorzystaj, a co? :lol: Niech się święty przyda :-P

Od razu "Jasminum" mi się przypomina :-D

koko - 2009-05-24, 20:16

lilias no tak :) Tylko może lepiej Renka z tym sposobem z Jasminum uważa, bo też jej się trafi Bogusław Linda :mryellow:
lilias - 2009-05-25, 10:09

koko napisał/a:
lilias no tak :) Tylko może lepiej Renka z tym sposobem z Jasminum uważa, bo też jej się trafi Bogusław Linda :mryellow:


On zajęty, ale sposobu na Bogusia z tzw. perfumą nie polecam. Można ze sobą nie wytrzymać :mryellow:

A tak w ogóle to zauważyłam pewną prawidłowość, że im bardziej intensywnie się szuka, tym mniej się znajduje, i odwrotnie. Chyba z tym gonieniem zajączka to trochę prawda. Oni chętnie gonić zajączka, ale być zajączkiem to nie, a już misiem z wytrzeszczem od gorącego miłowania to już całkiem nie. To tak jak z poszukującym Kubusiem Puchatkiem, im bardziej zaglądał, tym bardziej go nie było... ( kurczę nie pamiętam czy chodziło o mniodek czy Prosiaczka). :-P

Lalka - 2009-05-25, 11:03

to prawda, jak się szuka to się nie znajdzie!

Potwierdzam tą regułę, szukałam szukałam- 2 lata!
Dałam sobie spokój i nagle dostrzegłam że kolega, z którym fajnie było chodzić na kawę i tiramisu to miłość mojego życia :)

neuro - 2009-05-25, 11:12

lilias napisał/a:
Oni chętnie gonić zajączka, ale być zajączkiem to nie, a już misiem z wytrzeszczem od gorącego miłowania to już całkiem nie.

Hehehe, prawda to jest! :)

koko - 2009-05-25, 11:13

I ja potwierdzam! Nie szukałam, nie czekałam, chciałam być jednoosobową rodziną. A tu buch! I jest. Można czarować i zaklinać, ale szukanie się chyba nie sprawdza.
neina - 2009-05-25, 16:24

koko napisał/a:
I ja potwierdzam! Nie szukałam, nie czekałam, chciałam być jednoosobową rodziną. A tu buch! I jest.

Z nami bylo dokladnie tak samo.

fasola - 2009-05-25, 21:55

Hehe, to pozostaje tylko czekać :P
renka - 2009-05-25, 23:52

koko napisał/a:
lilias no tak :) Tylko może lepiej Renka z tym sposobem z Jasminum uważa, bo też jej się trafi Bogusław Linda :mryellow:


O nie, to ja dziekuje :->

Ja bynamniej nie poszukuje, choc swego czasu inni mieli takowe pomysly (rodzice), ale swaty nie dla mnie. Ja romantyczna dusza, wiec jezeli ktos kiedys ma sie zjawic w zyciu mym to wlasnie jakos niespodzianie ;-)
Na razie i tak nie mam czasu, zeby zaprzatac sobie glowe jakims fizycznym i namacalnym facetem :->
Ale popisac o facetach mozna :-P

lilias - 2009-05-26, 09:04

fasola napisał/a:
Hehe, to pozostaje tylko czekać :P


No nie przesadzajmy, czekać też można konstruktywnie :mryellow: W św. Antoniego nadal wierzę ( taką słabość posiadam), :mryellow: :mryellow:

ChowChowww - 2009-05-26, 09:30

My jesteśmy parą z... naszej klasy :lol: . Wspólny kolega pokazał mojemu lubemu mój profil, a potem to już szybko się potoczyło. A tak zarzekałam się, że nigdy, ale to nigdy nie będę z kolesiem poznanym poniekąd przez internet ;-) !
fasola - 2009-05-26, 20:43

lilias napisał/a:
fasola napisał/a:
Hehe, to pozostaje tylko czekać :P


No nie przesadzajmy, czekać też można konstruktywnie :mryellow: W św. Antoniego nadal wierzę ( taką słabość posiadam), :mryellow: :mryellow:


No ja ostatnio pracuję po 12h, a do pracy przychodzą same babuleńki i dziadki :P Także w robocie męża nie spotkam :P No chyba że akurat jakiś przystojny wnuczek przyniesie babciną szczękę do naprawy haha :P

Nie no, żartuję sobie, bo co ma być to będzie hehe :mryellow:
Ps. Pomyślę o św. Antonim ;)

ejże - 2009-05-30, 23:30

Sama słodycz. Teraz ją doceńcie.

Był pewien pan, bardzo we mnie zakochany, biedny pan, bo mnie się nie podobał. I ten Pan miał przyjaciela, którego pragnął mi przedstawić, bo podobno byliśmy najmilszą dwójką ludzi jakich ów biedny Pan poznał.
Tak jakoś wyszło, że niedługo potem po raz pierwszy w życiu naprawdę kogoś pokochałam (tego przyjaciela właśnie), poczułam się dobrze, mogłam być wreszcie sobą, żyliśmy długo, szczęśliwie, pierścionek wybrany, prawie każdy dzień spędzony wspólnie, pomimo różnych kłótni żadne naprawdę rozstać się nie chciało aż do przed przed przed przed przedwczoraj, kiedy nagle zmieniliśmy zdanie. Wspólne życie nagle wsysło, wspólne szczęście też ot tak, nagle, poszło się jeb*ć, i to by było na tyle.

lilias - 2009-06-02, 22:40

ejże, co tak negatywnie, to nie był ten połówek :-)
koko - 2009-06-04, 11:05

lilias napisał/a:
ejże, co tak negatywnie, to nie był ten połówek :-)

No właśnie :) Przypadków to chyba nie ma.

ajanna - 2009-06-05, 02:27

w biurze Viva! Akcja dla zwierząt :mryellow:
Flippi - 2009-06-05, 11:48

ajanna napisał/a:
w biurze Viva! Akcja dla zwierząt :mryellow:

Ta jak zwykle wzor(c)owa ;-)

bluszcz - 2009-06-05, 12:28

Flippi napisał/a:
ajanna napisał/a:
w biurze Viva! Akcja dla zwierząt :mryellow:

Ta jak zwykle wzor(c)owa ;-)


wręcz bezpośrednia ;)

gosza - 2009-06-22, 14:26

ChowChowww napisał/a:
A tak zarzekałam się, że nigdy, ale to nigdy nie będę z kolesiem poznanym poniekąd przez internet ;-) !

Ja też się zarzekałam, a poznaliśmy się dzięki o2 :)

Apulejusz - 2009-07-15, 12:28

gosza napisał/a:
ChowChowww napisał/a:
A tak zarzekałam się, że nigdy, ale to nigdy nie będę z kolesiem poznanym poniekąd przez internet ;-) !

Ja też się zarzekałam, a poznaliśmy się dzięki o2 :)


hehe witajcie w klubie, chociaż ja po części to poznałam mego lubego na akcji - Dzień Ryby więc dwa w jednym - ale to była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż się zarzekałam, że się zakochiwać nie będę. Stało się i trwa :-)

TataOliwki - 2009-11-07, 16:44

Małżonkę osobistą byłem poznałem na Festiwalu Młodego Kina Europejskiego w Toruniu, bo,
jak mawia Grażyna Torbicka, Kocham Kino... :mryellow:

puszczyk - 2009-11-07, 17:02

Apulejusz napisał/a:
chociaż ja po części to poznałam mego lubego na akcji - Dzień Ryby

ajanna napisał/a:
w biurze Viva! Akcja dla zwierząt

No proszę jak ładnie.
Ja jeszcze jadłam mięso gdy poznałam Arka.

malva - 2009-11-10, 22:22

TataOliwki napisał/a:
Małżonkę osobistą byłem poznałem na Festiwalu Młodego Kina Europejskiego w Toruniu, bo,
jak mawia Grażyna Torbicka, Kocham Kino... :mryellow:


o rany ,bardzo fajnie wspominam ten Festiwal , :-D :-D :-D

Anuszka - 2009-11-17, 17:52
Temat postu: niech zyje wegeczat;)
Ja z epoki rozkwitu wegeczata. Swego czasu bylam fanka wegetarianizmu i krysznaizmu. To pierwsze mi pozostalo do dzis:) Moj jeszcze wowczas nie maz przyszedl na zlot wegeczata we Wrocku, to bylo ...2002,ale mnie tam nie bylo, mimo zapowiedzi ,no i dostalam za to obrazoburczego emalka od niego, czego oczywiscie nie moglam puscic plazem. I tak do dzis:) Musze jednak przyznac ze docieranie trwalo dlugo...
KaliszAnka - 2009-12-07, 12:13

My z moim się poznaliśmy przez kaliskie forum imprezowe - no i chodziliśmy też do tego samego klubu ale wcześniej jakoś nie zwracaliśmy na siebie uwagi bo ja raczej chadzałam na koncerty i rockoteki a Marek w tym czasie prowadził najbardziej popularną (i obciachową zdaniem moich kręgów) imprezę w Kaliszu "Salsa Party" jako DJ MARO :P

Z początku patrzyłam na niego jak na "starego, obleśnego, podrywacza" (7 lat różnicy :) ) a potem zaczęliśmy rozmawiać przez internet i się okazało, że wcale mi to nie przeszkadza a co więcej zaczyna mi się podobać. Okazało się, że zanim został królem obciachowych dyskotek był basistą kultowego kaliskiego zespołu punkowego i w ogóle obracał się w zupełnie innych kręgach niż wyglądał więc tematów do rozmów pojawiało się wiele, tak samo jak wspólnych zainteresowań. Tak się "kitwasiliśmy" ze 2 lata prawie, niby się kolegując, niby udając, że nam na sobie nie zależy aż w końcu zostaliśmy parą... no i chyba lepiej trafić nie mogłam :)

Salsa party prowadzi niestety do dziś, ale oprócz tego wrócił i do organizowania koncertów i różnych akcji więc obciachu nie robi a wręcz napawa dumą ;)

eli - 2010-05-01, 19:12

Pana Mensza poznałam w LO jeszcze będąc. Z całego tego towarzystwa, z którym się spotykałam, jego jakoś najdłużej nie dane mi było poznać. A jak już poznałam to koniec... Utonęłam w tym bezkresnym błękicie ócz ;-)
No i tak już 18 latek razem :)

renka - 2010-05-01, 23:17

eli napisał/a:

No i tak już 18 latek razem :)


Chyle czola i zycze Wam bezkresnej milosci i szczescia :-)

Kaja - 2010-05-01, 23:24

Ja poznałam swojego F. w komunie w górach:) jedyny facet który mnie olewał i generalnie mało go obchodziło że istnieję..;D urażona duma najpierw dzielnie olewała wzajemnie ale później ciekawośc zwyciezyła i nieźle musiałam się napracowac by go poznac, zaowocowało ciekawym związkiem i teraz czekamy na dzidzię:)
eli - 2010-05-02, 00:21

renka napisał/a:
eli napisał/a:

No i tak już 18 latek razem :)


Chyle czola i zycze Wam bezkresnej milosci i szczescia :-)


pławię się w tych bezkresach ;) dzięki :)

renka - 2010-05-02, 09:47

eli napisał/a:
renka napisał/a:
eli napisał/a:

No i tak już 18 latek razem :)


Chyle czola i zycze Wam bezkresnej milosci i szczescia :-)


pławię się w tych bezkresach ;) dzięki :)


Eli, jakies recepty na dlugoletni, ale nie zrutynizowany zwiazek? ;-)
Dla mnie bowiem taki staz partnerski to abstrakcja, szczegolnie, zeby jeszcze w nim nieustannie uczucie plynelo a nie wylacznie przywiazanie.
Ale byc moze klucz tkwi w doskonalym dopasowaniu sie na zasadzie przyslowiowych dwoch pasujacych polowek jablka? ;-)

eli - 2010-05-02, 11:41

renka napisał/a:
eli napisał/a:
renka napisał/a:
eli napisał/a:

No i tak już 18 latek razem :)


Chyle czola i zycze Wam bezkresnej milosci i szczescia :-)


pławię się w tych bezkresach ;) dzięki :)


Eli, jakies recepty na dlugoletni, ale nie zrutynizowany zwiazek? ;-)
Dla mnie bowiem taki staz partnerski to abstrakcja, szczegolnie, zeby jeszcze w nim nieustannie uczucie plynelo a nie wylacznie przywiazanie.
Ale byc moze klucz tkwi w doskonalym dopasowaniu sie na zasadzie przyslowiowych dwoch pasujacych polowek jablka? ;-)


Hmmmm... Nie ma recept. Każdy przypadek (zn.związek) jest inny. U nas nie zawsze wszystko płynęło gładko. Czasem miałam wrażenie, że to już tylko ostatnie podrygi orkiestry na Tytanicu ;-) Z każdego dołka udawało się nam na szczęście wyjść. I to bogatszymi o kolejne doświadczenie. Chyba te połówki nam się wreszcie dopasowały po latach... :lol:
Wiem, że nie wszystkim tak się udaje. Nie mam szmaragdowego od czego to zależy. Może od uczucia właśnie... I od tego bezkresu... ;-)

Ewa mama Nuli - 2010-05-09, 22:54

A ja swojego męża poznałam dzięki ex koleżance. Był (przynajmniej tak twierdziła ;-) ) jej facetem.

Pół roku później zaczął mi dawać korki z angielskiego i tak się zaczęło. Jesteśmy prawie 14 lat po ślubie. :-)

filoo - 2011-03-17, 12:05

My poznaliśmy się w standardowym miejscu - Internecie :-)
Mia - 2011-03-19, 22:42

to ja też opowiem :-) poznałam mojego męża na IV roku studiów podczas międzynarodowej konferencji naukowej, gdzie spodziewałam się samych nudziarzy :-D zaiskrzyło od razu, właściwie z obu stron była to miłość od pierwszego wejrzenia, nawet po raz pierwszy w życiu pomyślałam wtedy o facecie: jakby to fajnie było gdyby został moim mężem :mryellow: (choć męża wcale nie szukałam, hehe - byłam świeżo po fatalnym związku i miałam uraz do facetów - tak mi się przynajmniej wydawało ;-) ) ale zaraz powiedziałam sobie "głupia!" - ledwo się znaliśmy i za kilka godzin każde jechało w swoją stronę, a dzieliło nas ponad 2000 kilometrów i bariera językowa... ale pierwsze wrażenie okazało się tak silne, że po roku codziennego, bardzo intensywnego kontaktu on-line zostaliśmy parą na żywo, a nasze plany życiowe przewróciły się do góry nogami :-D
MartaJS - 2011-03-19, 22:52

filoo napisał/a:
My poznaliśmy się w standardowym miejscu - Internecie :-)


My też, my też :-) A żeby było śmiesznie, potem się dopiero okazało, że wychowaliśmy się w miejscowościach 20 km od siebie, dojeżdżaliśmy do Poznania tymi samymi pociągami, nasze wydziały sąsiadowały ze sobą i w ogóle mieliśmy milion okazji, żeby się spotkać. A spotkaliśmy się w necie. Ale krótka była znajomość internetowa, bo już kilka godzin później byliśmy w kinie, potem na piwie, parę dni później pojechaliśmy razem na psi obóz, cztery miesiące później zamieszkaliśmy ze sobą, a osiem miesięcy później się poślubiliśmy :-)

mandy_bu - 2011-03-20, 12:31

MartaJS, ale express ;-) :-D
AZ - 2011-03-20, 12:54

my poznaliśmy się na forum muzycznym. po może 2 miesiącach bardzo intensywnych rozmów online zaprosiłam go do siebie, potem postanowił, ze się dla mnie do kielc przeprowadzi. teraz mieszkamy już ze sobą we wrocławiu od ponad 1,5roku :mryellow:

niedługo stuknie tysicdnica

go. - 2011-03-20, 13:50

A my się spotkaliśmy w pracy,a dokładnie w tym samym terminie się zatrudnialiśmy i poznaliśmy się na szkoleniu bhp 8-)
i "teraz mieszkamy już ze sobą we wrocławiu od ponad 1,5roku :mryellow: " :mrgreen:

To było miesiąc po mojej przeprowadzce z Toruniu do Wrocławia, a on we Wrocku siedział już 5 lat i na mnie czekał :mrgreen:

koko - 2011-03-22, 19:11

MartaJS, zaraz przypomniał mi się ten wiersz ;-) :
hxxp://www.poema.art.pl/site/itm_3124_milosc_od_pierwszego_wejrzenia.html

Yzma - 2011-03-22, 19:42

ooo jeszcze tu chyba nie pisałam - poznaliśmy się na rockotece, miałam się poznać z jego kolegą ale ten kolega przyszedł z kolegą czyli właśnie z moim M. :)
po 2 tygodniach byliśmy razem, ja miałam 19 lat a on 16 ]:->

z_grzywką - 2011-03-23, 10:27

A ja... ja uparłam się, że odbiję M jego byłej/obecnej wtedy/ dziewczynie. Wiem, podła byłam ]:->
Pracowaliśmy w jednej firmie, w dwóch różnych budynkach. Poznaliśmy się na firmowej imprezie.
Śmieszna to była historia ponieważ wcześniej ja poznałam moją bliską koleżankę z jej obecnym mężem, ona w ramach barteru :D postanowiła, że ułatwi mi poznanie się z M. Więc na wspomnianej firmowej imprezie utorowała mi drogę i wpadłam po same uszy. Miał takie boskie długie kręcone włosy... ;)
Jako że miał wtedy partnerkę życiową - trochę się zapierał. Ale tylko trochę. W końcu będąc pod wpływem mego uroku :mryellow: z koleżanką się rozstał.

Nasze romansowanie (w związku z tym, że to było duże korpo) było na tapecie przez kilka miesięcy. Chodziliśmy na obiady czasem dwugodzinne :P , na szczęście nasze szefostwo nam dopingowało więc przymykali oko ;)

Po czterech latach ślub no a teraz - 1.5 roczny Potomek :) )

diancia - 2011-03-23, 10:37

Jejku, piękne te Wasze historie :) tak mi się zrobiło... miło, miłośnie i wiosennie :-) Ja mojego Połówka poznałam prawie 6 lat temu właśnie na wiosnę (hihi, kolejny banał). Koleżanka chciała Nas bardzo zeswatać, a ja się bardzo broniłam, bo akurat kilku innych facetów się kręciło wokół mnie i co się miałam ograniczać ;) Koleżanka dała za wygraną, a tu On po 2 miesiącach od pomysłu ze swataniem (w końcu się nie spotkaliśmy) nagle niespodziewanie zaprasza mnie na weekend w góry (do dziś nie wie, co mu do łepetynki strzeliło :) ). Nie pojechałam, bo z obcymi w góry nie jeżdżę ;) , ale na winko nad Wisłą się zgodziłam. Od pamiętnego winka się zaczęło, 2 tygodnie później jechałam z nim na koncert Ten Years After do Rawy, a On nie mógł wyjść z zachwytu, że też słucham starego rocka :) I tak prawie 6 lat się zachwycamy sobą, choć różnie już bywało... nie wierzę w połówki, które pasują do siebie od razu, klik-klik. Wierzę za to, że z czasem, po wykonaniu żmudnej pracy, mogą się doskonale dopasować :)
koko - 2011-03-23, 15:13

z_grzywką napisał/a:
A ja... ja uparłam się, że odbiję M jego byłej/obecnej wtedy/ dziewczynie. Wiem, podła byłam ]:->

Zła, niedobra! Wstydź się!

śliwka - 2011-03-24, 09:22

Ja swojego R. poznałam u koleżanki na imprezie.Prawie równo 7 lat temu. R. był kolegą jej chłopaka. Ja wtedy byłam w związku z kimś innym, ale nie traktowałam wtedy tego związku bardzo poważnie. Moja koleżanka wspomniała na tej imprezie, że R. też jest wege tak jak ja, więc natychmiast mi się spodobał ;) Nie no, nie tylko dlatego. Miał długie włosy, wg. mnie ciekawą twarz i był takim trochę tajemniczym, niedostępnym mrukiem - lubię takich. :) No i powiedziałam tej kumpeli, że R. jest całkiem do rzeczy no i się zaczęło swatanie, bo wiedziała, że z B. ja przyszłości nie mam a z R. będę szczęśliwa. Wróżka jakaś czy co? ;) Umówiła nas na randkę zbiorową najpierw do knajpy a potem na koncert jakiejś punkowej kapeli (ja przyszłam z moim przyjacielem gejem a kumpela przyszła z R.) potem na koncercie już zostaliśmy bez obstawy ;) Następna randka była w teatrze, a następna na trawie w parku z winem musującym. :) Wtedy R. zgubił swój telefon. Po 9 miesiącach się oświadczył ;) Nie, nie, nie byłam w ciąży. Po prostu tak się złożyło.
Chan - 2011-08-17, 06:13

W praskim klubie. Łomot, ileś tam poziomów, zwariowani ludzie. Ja właśnie odreagowywałam poprzedni związek, on przyszedł z kolegami z pracy. A jego koledzy (Czesi i Słowak) z kolei odreagowywali tydzień pracy pijąc, paląc, wrzeszcząc i okrutnie się popisując przed wszelkimi przedstawicielkami płci żeńskiej. Towarzyszący mi w tej eskapadzie znajomi znali większość tych panów, więc zaciągnęli mnie tam prawie siłą („tylko się przywitać”). Od razu zwróciłam uwagę na jedynego trzeźwego faceta w tym gronie, który przyglądał się całej reszcie z pobłażliwym uśmiechem. Nie ukrywam, że bardzo duże znaczenie miał także jego wygląd. Zamiast zwiać po góra trzech minutach tak jak planowałam, zaczęłam się przesuwać lawirując pomiędzy nie do końca trzeźwymi samcami, aż stanęłam obok niego. Pierwsza rozmowa prawie zwaliła mnie z nóg, pomyślałam sobie „rany, co za koleś, gdzie ja bida do niego, poza tym to niemożliwe, żeby nie był zajęty”.
W przerwie w konwersacji, zachowałam się jak na dojrzałą kobietę po 30-tce przystało :-P , dorwałam wspólnego znajomego i zaczęłam go wypytywać (kto to, co tu robi, żonaty, zaręczony, czy może, nie daj bóg, jest gejem). Usłyszałam, że interesujący mnie pan jest co najmniej dwanaście lat po rozwodzie, a dziewczynę owszem miał, ale się rozstali z pół roku temu (jakiś czas później mój mężczyzna powiedział z niesmakiem, że mogłam go bezpośrednio o to wszystko zapytać, a nie dręczyć biednego kolegę, któremu podobno się podobałam :oops: ). Całkowicie ignorując stwierdzenie znajomego „że prędzej świnie zaczną latać”, niż „coś z tego wyjdzie”, zaryzykowałam wychodząc z założenia, że i tak nie mam niczego do stracenia.
Jednak jeśli ktoś myśli, że po prostu poderwałam sobie chłopa na dyskotece, będzie w dużym błędzie. Zanim umówiliśmy się na pierwszą randkę minęły dwa miesiące. W międzyczasie spotkaliśmy się parokrotnie przy różnych okazjach, zawsze rozmawialiśmy, ale oprócz tego teoretycznie nic się nie działo. Sądziłam, że dlatego, bo mu się nie podobam. Mimo to, nie mogłam sobie odmówić przyjemności rozmowy z nim. On z kolei uznał, że moje zainteresowanie jest przejściowe i wynika wyłącznie z ciekawości (różnice kulturowe, „już to przerabiałem”). Ostatecznie, w desperacji (no ileż można wywracać oczami :roll: ), sama zaproponowałam spotkanie. Przez czat na FB :mryellow:
A potem już poszło bardzo szybko.
Jesteśmy razem od 8-miu miesięcy. Wiem, że to niedługo, ale porównując obecny związek do poprzedniego (który trwał prawie 9 lat) widzę, hm… znaczące różnice.
Przy obecnym partnerze wreszcie mogę okazać słabość, być kobietą, nie silić się, żeby udowodnić jaka twarda ze mnie baba i… odkrywam, że jest to bardzo przyjemne 8-)

Alispo - 2011-08-17, 19:19

Chan napisał/a:

Jesteśmy razem od 8-miu miesięcy. Wiem, że to niedługo, ale porównując obecny związek do poprzedniego (który trwał prawie 9 lat) widzę, hm… znaczące różnice.
Przy obecnym partnerze wreszcie mogę okazać słabość, być kobietą, nie silić się, żeby udowodnić jaka twarda ze mnie baba i… odkrywam, że jest to bardzo przyjemne 8-)

♥ O tak,podobnie wlasnie,mamy sporo wspolnego.
Ja"połówkę"/nie lubię tego słowa btw/ spotkałam w Empatii ;-)

Chan - 2011-08-17, 23:29

Alispo napisał/a:

Ja"połówkę"/nie lubię tego słowa btw/ spotkałam w Empatii ;-)


:mryellow:
Cóż, Empatia to czeskie "dycho", ale podejrzewam, że i tu, i tu, spotkać faceta "do rzeczy" - w dodatku stanu wolnego, to równie niełatwa sprawa ]:->

"Połówek" nie jest jeszcze taki zły, ja najczęściej określam swojego faceta (w rozmowach z anglojęzycznymi znajomymi) słowem "boyfriend" :roll:
Prawie 4 dychy na karku i boyfriend :-P

Alispo - 2011-08-18, 08:51

Chan napisał/a:
Alispo napisał/a:

Ja"połówkę"/nie lubię tego słowa btw/ spotkałam w Empatii ;-)


:mryellow:
Cóż, Empatia to czeskie "dycho", ale podejrzewam, że i tu, i tu, spotkać faceta "do rzeczy" - w dodatku stanu wolnego, to równie niełatwa sprawa ]:->

chyb o czym innym myslimy ;-)

mimish - 2011-08-18, 13:45

My spotkalismy sie w mongolskim areszcie. Zwolniono nas za wspolna kaucja i przgadalismy cala noc a rano mialam samolot ale po roku udalo nam sie znow spotkac i juz sie nie rozstawac. Az do dzis:)
Anja - 2011-08-18, 13:51

mimish napisał/a:
My spotkalismy sie w mongolskim areszcie.

:shock: Niezły początek znajomości. ;-)

Lily - 2011-08-18, 13:55

Alispo napisał/a:
chyb o czym innym myslimy ;-)
Chyba tak hxxp://empatia.cz/ :>
Chan - 2011-08-18, 14:35

Lily napisał/a:
Alispo napisał/a:
chyb o czym innym myslimy ;-)
Chyba tak hxxp://empatia.cz/ :>


Na pewno o czym innym pomyślałam :oops:

Lily - 2011-08-18, 14:43

Chan napisał/a:
Na pewno o czym innym pomyślałam :oops:
jeszcze innym? ;) Bo Alispo o hxxp://empatia.pl/
justyna1982 - 2011-08-18, 14:49

Jestem przykładem małżeństwa co poznało się przez interent ;) Raczej bez tego wynalazku byśmy się nie poznali bo dzieliło nas sporo km :)
Chan - 2011-08-18, 15:11

Lily, myślałam właśnie o stowarzyszeniu Empatia i okazuje się, że pierwsza myśl była dobra :-)
Przyznaję się bez bicia, że nie znam zbyt wielu facetów (a osobiście żadnego) aktywnie działających na rzecz praw zwierząt, więc - być może - błędnie założyłam, że muszą to być "rodzynki". A znalezienie wolnego i fajnego wśród tych "rodzynków" to prawdziwe szczęście :-)

Alispo - 2011-08-18, 19:38

Chan napisał/a:

Przyznaję się bez bicia, że nie znam zbyt wielu facetów (a osobiście żadnego) aktywnie działających na rzecz praw zwierząt, więc - być może - błędnie założyłam, że muszą to być "rodzynki". A znalezienie wolnego i fajnego wśród tych "rodzynków" to prawdziwe szczęście :-)

Nic bardziej blednego:)

Izzi - 2011-08-19, 13:34

mimish napisał/a:
My spotkalismy sie w mongolskim areszcie. Zwolniono nas za wspolna kaucja i przgadalismy cala noc a rano mialam samolot ale po roku udalo nam sie znow spotkac i juz sie nie rozstawac. Az do dzis:)
ale czad :mryellow:
Anja - 2011-08-19, 19:43

mimish, a tak w ogóle, to co wtedy zbroiliście? ;-) :-P
mimish - 2011-08-19, 22:21

hm....ja postanowilam piknikowac na placu w srodku stolicy (Ulan Bator) a elementempikniku byl napoj procentowy, moj obecny partner zostal wsadzony za to samo. Najciekawsze jest to ze jak mojego lubego zabierali to zdarzenie widzieli mongolscy chlopvcy z "blokow", z ktorymi zdarzyl sie poznac. Jeden z nich (bo 5 letniej odsiadce) przyszedl kompletnie pijany do aresztu, zeby nas wyciagnac.... :mryellow:
Dla mnie to byla komedia a raczej tragikomedia bo rano mialam samolot powrotny do Europy a dalej kolejne loty w innym kierunku i taka obsowka zawazylaby na mojej pracy i portfelu. Ostatecznie owy podchmielony blokers ukradl z biurka pani komisarz smieszna kwote 20 dolarow, za ktora udalo nam sie wyjsc. Bylismy niestety potem skazani na towarzystwo pijanych osilkow ale i od nich udalo nam sie uciec. A ja odnalazlam moj piknik z winkiem ukryty w dziupli i wieczor skonczyl sie w wesolym nastroju;)

maharetefka - 2011-08-19, 22:29

mimish, ale historia! :shock: , suuuper! :lol:
olgasza - 2011-08-20, 09:03

mimish, świetna akcja :-) To mi przypomniało, jak kiedyś w stolicy Kirgizji też nas wzięto na posterunek w celu wysępienia łapówki. Nic nam nie mogli zarzucić, mimo przetrzepania plecaków, więc ukradli nam 10 lub 20 dolców i wypuścili :-) Ech Azja :-)
sanderrra - 2012-05-29, 13:39

A to ja się jeszcze pochwalę! Mojego D. poznałam przez internet (a ściślej dzięki forumweg :) ) Trochę ponad dwa lata temu (ostrzegana przez koleżanki, żebym odpuściła, bo to pewnie jakiś internetowy zboczeniec) dałam się odwiedzić i już tak zostało :) A teraz mieszkamy sobie razem, wspólnie tyjemy od wege pyszności i odliczamy dni do ostatniego weekendu września (matko! będę Żoną! :mryellow: ) Czyli przez internet jednak się da. ;-)
alicja2514 - 2012-05-30, 19:17

Witam,
Ja poznałam faceta w LO przez koleżanki chłopaka jest ode mnie 8 lat starszy i jesteśmy w tym roku 4 lata a dokładnie 11 listopada :-) Znalezienie tego fajnego :-) i przystojnego to długa droga.

Mikarin - 2012-05-30, 22:29

Na statystowaniu w filmie: ja byłam wieśniarą, a on intratnym sprzedawcą powojennym ze starymi torebkami na straganie. Podeszłam do niego i powiedziałam: "Jaki przystojny sprzedawca, a jaki szajs ma na straganie". Uśmiechnął się do mnie i tak już zostało. :mrgreen:
moritura - 2012-05-30, 23:19

Mikarin, zapamiętam sobie ten tekst na podryw :D
diancia - 2012-05-30, 23:23

sanderrra napisał/a:
matko! będę Żoną! :mryellow:
hihi, ja cały czas tak reaguję, choć Nam mija już 8 miesiąc od tej szczególnej soboty ;)

Mikarin napisał/a:
"Jaki przystojny sprzedawca, a jaki szajs ma na straganie"
Mężu mój stwierdził, że też by na taki tekst poleciał, więc moritura, widać działa - zapisuj ;)
moritura - 2012-05-31, 18:18

Ja chwilowo polować nie potrzebuję, a nawet nie powinnam :)
A stało się to tak:
Miejsce akcji: pub, przy barze.
X proponuje nieznajomej Y, że jej postawi wódkę.
Y - zaskoczona i skonfundowana - zanim pomyśli, przyjmuje propozycję.
I żyją długo i szczęśliwie (póki co trzy miesiące :P ).

(PS X wciąż je mięso, nawet jeszcze nie wie, że niedługo przestanie ]:-> ).

jagodzianka - 2012-05-31, 21:13

moritura napisał/a:
X proponuje nieznajomej Y, że jej postawi wódkę.
Y - zaskoczona i skonfundowana - zanim pomyśli, przyjmuje propozycję.
I żyją długo i szczęśliwie (póki co trzy miesiące :P ).

Hahaha voodka connecting people. :P

Gudi - 2012-05-31, 21:45

alicja2514 napisał/a:
chłopaka jest ode mnie 8 lat starszy i jesteśmy w tym roku 4 lata a dokładnie 11 listopada

wszystko się zgadza i u mnie - tylko 4 lata będą 11 czerwca ;P

jak już tak romantyzujemy to ja jechałam rowerem do Berlina z ekipą ze Szczecina - nikogo nie znając... T też jechał. Jak tylko jechałam za nim i w jego lusterku [od roweru] było widać usta to mi kolana miękły... Oczywiście mnie nie zauważał totalnie nawet jak zagadywałam to przebąkiwał coś i jechał dalej! Dopiero na spotkaniu po wyjazdowym jak założyłam kieckę z wieeeelkim dekoltem to i mu się oczy zaświeciły ;) i tak ja mam boskie usta, a on hmmm no ten dekolt ;P

sanderrra - 2012-05-31, 21:50

Gudi napisał/a:
Dopiero na spotkaniu po wyjazdowym jak założyłam kieckę z wieeeelkim dekoltem to i mu się oczy zaświeciły ;)


:mrgreen:

ana138 - 2012-05-31, 22:24

ale zajebiste historie!! az mi sie humor poprawił.
ja mojego poznałam na wycieczce szkolnej i na szczęście miałam sukienke z dekoltem ;)
zabujałam sie od razu na zabój, był tylko jeden problem - mialam chlopaka. oczywiscie ukryłam ten fakt, bo nie wypale przeciez facetowi od razu - słuchaj, mam faceta :-? w każdym razie, potem zrobilo sie dośc dramatycznie, bo ten mój facet chciał mojego (mojego późniejszego) R wyrzucic z mostu do rzeki :shock: na szczęście wszystko dobrze sie skończyło i tak sobie jestesmy ze soba od 16 lat ;-)
moritura napisał/a:
X proponuje nieznajomej Y, że jej postawi wódkę.
Y - zaskoczona i skonfundowana - zanim pomyśli, przyjmuje propozycję.

ja tez nie wahałabym sie ani chwili :-P
Mikarin napisał/a:
"Jaki przystojny sprzedawca, a jaki szajs ma na straganie"

dobry tekst, dobry :mryellow:

jagodzianka - 2012-05-31, 23:27

Ja miałam podobnie. Tzn też miałam faceta, ale on o tym wiedział. Ja na niego leciałam, ale myślałam, że taki zajebisty koleś nie spojrzy na taką małolatę (11 lat starszy), a on (tak przynajmniej twierdzi) też na mnie leciał, ale myślał, że nie będę chciała takiego starego, a poza tym byłam zajęta. No i pewnego wieczoru wzięłam sprawy w swoje ręce, ale nie pamiętam jak to dokładnie było, w każdym razie nie zapomnę tej sceny do końca życia, siedzimy na ławce wieczorem, całujemy się, na chwilę się od siebie oderwaliśmy i nagle między nami głowa mojego (wtedy jeszcze nie) byłego i tekst : to ja już wiem co tu się dzieje. :lol: :lol: :lol:
moritura - 2012-05-31, 23:29

O kurczę, ale bystrzak :lol:
Mikarin - 2012-06-01, 08:43

jagodzianka napisał/a:
siedzimy na ławce wieczorem, całujemy się, na chwilę się od siebie oderwaliśmy i nagle między nami głowa mojego (wtedy jeszcze nie) byłego i tekst : to ja już wiem co tu się dzieje.
Kurde, jak z jakiejś komedii romantycznej :mryellow: :mrgreen:
bojster - 2012-06-01, 09:37

Wzruszające są te wasze historie, w których zdradzacie swoich partnerów. :roll:

[edit] tak, tak, wiem, bo tamten związek i tak miał się już kończyć, a w ogóle to zaraz następnego dnia mu powiedziałam itd.

jagodzianka - 2012-06-01, 09:55

bojster napisał/a:
a w ogóle to zaraz następnego dnia mu powiedziałam itd


nie, nie ja nic nie mówiłam. :P

jazgottt - 2012-06-01, 12:39

Moja historia jest jak z czeskiego filmu. Zaczęłam czytać ten wątek i już się nawet rozmarzyłam, jak to my się z moim chłopakiem poznaliśmy. Dzięki sympatii.pl to się stało 3 lata temu. Czytałam wątek jakoś długo, od samego początku, i się zastanawiałam, czy się dopisać ze swoją historią. A tu nagle, w połowie wątku, w czasie przerwy w czytaniu, kiedy to jedliśmy posiłek, mój chłopak dostał dosłownie szału znikąd, rozwalił talerz i koniec związku. Coś na kształt "bo zupa była za słona". Dlatego mam już od wczoraj nowe konto na sympatii, bo jak wiadomo czas leczy rany;) Oczywiście nie cieszę się, że tak się stało, jednak jako że nie mam wpływu na szaleństwa drugiej strony zaczęłam się już zastanawiać, gdzie czeka ten wymarzony, który nie rzuca talerzami i w ogóle mnie lubi, choć jeszcze o tym nie wie;) z którym czułabym się równie dobrze jak z tym, z którym do wczoraj byłam, jednak nie byłabym narażona na nagłe wybuchy i domyślanie się, o co w ogóle chodzi. Który przejawiały jakąkolwiek troskę również i o mnie w sytuacjach kryzysowych.

Preferuję zapoznawanie się przez internet, ponieważ wolę raczej domatorów (choć to nie jest warunek konieczny;), a oni jak wiadomo dużo siedzą w domu, więc łatwiej ich po prostu spotkać na necie:) Dość dobrze też wychodzę na zdjęciach, więc mogą się kandydaci na Lubego pogapić a ja mam spokój i w tym czasie mogę sobie chodzić w dresach po domu, zamiast kokietować, za czym nie przepadam:) Jakoś sobie nie wyobrażam siebie w nowym związku, dlatego chcę się jak najwcześniej do tej myśli przyzwyczajać, stąd szukam miejsc, gdzie łatwo jest przeszukiwać bazę kandydatów na randki pod kątem wegetarianizmu/weganizmu lub tego typu kryteriów. Optymalnie byłoby jeszcze dodać do tego jasno określone gdzieś w profilu, czy ktoś ogląda TV, ale nie wiem, czy jest coś takiego. Ujawniony stosunek do dzieci i do małżeństwa też byłby dobry. Choć ani dzieci ani małżeństwa nie oczekuję w najbliższym czasie, to życie mi pokazało w osobach poprzednich partnerów, że Ci, którzy nie chcą ani dzieci, ani małżeństwa i są tego pewni, to coś z nimi jest nie tak emocjonalnie na dłuższą metę;)

Dlatego kieruję pytanie do was - może ktoś korzysta lub korzystał niedawno z serwisów randkowych lub innych miejsc na necie, gdzie można się zapoznać, nie musi być od razu w celu randki:) Które serwisy są tak skonstruowane, że łatwo znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach. Dla mnie bycie wegetarianinem nie jest warunkiem koniecznym, choć mile widziani są tacy panowie i chciałabym dać im pierwszeństwo:)

ana138 - 2012-06-01, 15:14

bojster napisał/a:
a w ogóle to zaraz następnego dnia mu powiedziałam itd.

no własnie nic nie powiedziałam, stąd cała draka :-P
a zdrady nie było, tylko big love od pierwszego wejrzenia ;-)

moritura - 2012-06-01, 16:39

jazzgott, nieźle, w dzień po zerwaniu trzyletniego związku - szukasz nowego chłopaka? Imponujące. Zamiast płakać w poduszkę i myśleć, co zrobiłam nie tak i może jeszcze wróci? ;-)
jazgottt - 2012-06-01, 23:23

moritura napisał/a:
jazzgott, nieźle, w dzień po zerwaniu trzyletniego związku - szukasz nowego chłopaka? Imponujące. Zamiast płakać w poduszkę i myśleć, co zrobiłam nie tak i może jeszcze wróci? ;-)


Popłakać też sobie odrobinkę pozwalam, bo smutne to takie i wciąż mi szkoda, ale niezbyt często, bo co to w sumie daje? Zresztą nikt nie umarł;) Jakbym mogła coś zrobić w celu poprawy sytuacji, to bym zrobiła, ale nie będę kogoś przecież uszczęśliwiać na siłę. Uważam, że jak się kogoś kocha, to czasem oznacza to pozwolić mu odejść, niestety. Nie za dobrze byłoby mi ze świadomością, że ktoś jest ze mną nieszczęśliwy. Nawet, gdybym sama była szczęśliwa. Tym bardziej, że były miał trudny charakter, to brałam to od dawna pod uwagę, że może okazać się zbyt trudny. Przeanalizowałam (jak zwykle na trzeźwo), czy da się coś z tym zrobić, i się nie da, więc trudno, związek papa:/. A konto na sympatii założyłam w celu zajęcia się czymś, bo jak się przyłapałam na oglądaniu starych zdjęć to od razu wiedziałam, że nie tędy droga;) Gdyby kasa bardziej dopisywała, to bym sobie gdzieś wyjechała na weekend. Spa jakieś czy coś. Normalnie nie korzystam z takich atrakcji, ale w takiej sytuacji to dobry pomysł.

Na randki nie czuję się jeszcze gotowa, ale wiem, że jak się nie zmuszę, to przez następny rok na żadną nie pójdę. W pierwszej chwili mi się nikt nie podoba i w ogóle nie mam do tego głowy. Jednak jak już się z kimś spotkam i zacznę ciekawą rozmowę, to coś tam czasem zatrybię że tak powiem;) Niestety nie jestem kochliwa. Lubię w sumie dziwaków, to też powód, dla którego związki nie zawsze są trwałe - z dziwakami tak już jest;) Ale przynajmniej mnie interesują tak samo po 3 latach jak na początku, więc warto próbować, a nuż któryś będzie stabilniejszy tak jak ja:) Samemu też można w miarę fajnie żyć, ale lubię się przytulać, i nie lubię przytulać się z nieznajomymi, więc... warto się rozejrzeć:)

Kiedyś w ogóle nie szukałam, jak ktoś się zmaterializował, to albo nawet nie chciałam się spotkać, albo krótko to trwało, bo od razu widziałam, że to nie ten, choćby po rozmowach i sposobie podejścia do życia. Gdzieś tak po studiach odkryłam uroki internetu i doceniłam fakt, że można "zaczaić się" na kogoś, kto myśli podobnie. Nie trzeba narażać się na serię pomyłek:) Najlepiej dodać do ulubionych interesującego osobnika i zazwyczaj powoduje to, że on zerka na mój profil i coś tam pisze. Faceci lubią czuć się wyróżnieni no i żeby ten pierwszy krok do nich należał:) W dyskotekach i pubach nigdy nie poznałam kogoś naprawdę ciekawego, nie odpowiada mi też, że wygląd gra tu pierwsze skrzypce. Jako blondynka w miarę z biustem nie zawsze przyciągam tych osobników, których bym chciała;)

Wylałam swoje żale i przemyślenia i od razu lepiej:)

jagodzianka - 2012-06-01, 23:31

jazgottt, wooow :shock: powiem Ci, jesteś bardzo rzeczową i trzeźwo myślącą osobą.
moritura - 2012-06-01, 23:58

jazzgott, też jestem pod wrażaniem twardego stąpania. Ale z drugiej strony, ja nie wyobrażam sobie, żeby pierwszym kryterium były wspólne zainteresowania czy poglądy, generalnie jakiekolwiek "obiektywne" dane, które można spisać na kartce (tak mogłabym robić co najwyżej pierwszy odsiew, np. na pewno nie będę spotykać się z osobą nieletnią, z rasistką albo zajętą). Dla mnie kluczowe jest to, jak się obok danej osoby czuję, w jaki sposób mówi, jak smakuje i pachnie, i czy śmiejemy się z tego samego - oj, to BARDZO ważne i nigdy się tego przez Internet nie wyczuje. Choć gdybym miała podejście: "poszukuję wegetarianina o ciekawej osobowości do stałego związku" - być może też byłabym bardziej "stabilna" ;)
jazgottt - 2012-06-02, 00:04

jagodzianka napisał/a:
jazgottt, wooow :shock: powiem Ci, jesteś bardzo rzeczową i trzeźwo myślącą osobą.


Niestety też przeżywam i mi smutno, w takich chwilach wolałabym być nie tylko trzeźwo myśląca, ale też bez uczuć. Całe szczęście moim nadrzędnym "popędem" w chwilach kryzysowych jest kombinowanie, co można zrobić, aby było lepiej i cało wyjść z opresji, co mi tak w ogóle kiedyś pozwoliło wyjść cało z prawdziwej opresji z opryszkiem realnym. Nie pozwala mi to też się załamywać. Szukam plusów a nie minusów sytuacji i staram się uczyć na błędach.

Każdy kolejny mój chłopak (aż 3 miałam przez ostatnie 15 lat;) jest bardziej taki, jaki czuję, że powinien być i bardziej taki, z jakim czuję się lepiej niż z poprzednim. Każdy poprzedni pokazuje mi, na co powinnam zwracać uwagę przy poznawaniu nowego mężczyzny, aby znów nie popełnić błędu i nie bagatelizować pewnych cech. Pierwszy lubił imprezować i używki kochał. Drugi nie przepadał za używkami w dużej ilości, lubił za to mieszkać z Mamusią i się nie angażować bardziej niż by przystało na chłopaka z liceum, którym to od dawna nie był przecie. Trzeci nie miał wad poprzednich, miał też wiele nowych zalet, super intelekt, ale... nie miał za bardzo uczuć ani emocji, a na pewno nie w takim stopniu jak ja mam, wychodził z niego, rzadko, ale jednak, zimny drań. W sumie rozsądek mi podpowiada, że skoro im starsza jestem, tym mądrzejsza i tym przytomniej w związki wchodzę, to powinnam z ufnością spoglądać w przyszłość i szukać tego swego bliźniaczego płomienia:) Gdzieś tam czeka, jestem pewna;)

Znam nawet jednego takiego prawdziwego mężczyznę, wspaniałego ojca, tylko zajętego i absolutnie nie jego mam na myśli, mówiąc o szukaniu bliźniaczego płomienia. Pociesza mnie jednak samo jego istnienie, na zasadzie, że skoro jeden taki jest, to i inni gdzieś się czają:) W międzyczasie popracuję nad sobą, aby na takiego rodzynka zasłużyć:)

[ Dodano: 2012-06-02, 00:14 ]
moritura napisał/a:
jazzgott, też jestem pod wrażaniem twardego stąpania. Ale z drugiej strony, ja nie wyobrażam sobie, żeby pierwszym kryterium były wspólne zainteresowania czy poglądy, generalnie jakiekolwiek "obiektywne" dane, które można spisać na kartce (tak mogłabym robić co najwyżej pierwszy odsiew, np. na pewno nie będę spotykać się z osobą nieletnią, z rasistką albo zajętą). Dla mnie kluczowe jest to, jak się obok danej osoby czuję, w jaki sposób mówi, jak smakuje i pachnie, i czy śmiejemy się z tego samego - oj, to BARDZO ważne i nigdy się tego przez Internet nie wyczuje. Choć gdybym miała podejście: "poszukuję wegetarianina o ciekawej osobowości do stałego związku" - być może też byłabym bardziej "stabilna" ;)


Kiedyś też sobie tego nie wyobrażałam, że można być tak świadomym tego, z kim czułabym się dobrze, że można się po kilku rozmowach z grubsza zorientować. Z moim świeżo byłym czułam się naprawdę świetnie i już po jego dziwnym profilu i kilku rozmowach na necie wiedziałam, że tak będzie. Tylko na początku mi się nie podobał (jak się spotkaliśmy, dość szybko zresztą), i sądziłam, że będzie kolegą, ale potem szybko zmieniłam zdanie. Nie żałuję, bardzo rozwinął mnie ten związek, jego zresztą też:) Zawsze mówił, że mi miłość przejdzie i go zostawię, że ma zły charakter itp. ale się pomylił ]:-> Jestem sama jakaś trochę inna, więc może stąd taki tradycyjny sposób na zwykły podryw (niezależnie, czy ja podrywałam, czy ktoś mnie) mi się nie sprawdza. Coś na zasadzie "takie piękne miałeś oczy, po co żeś się odezwał";p

Dla mnie najgorsze do zniesienia są te uznawane za typowe męskie wady. Wady muszą być, sama przecież mam (np. gadatliwość), ale wolę jakieś takie egzotyczne;)

fylwia - 2012-06-02, 00:32

jazgottt, współczuję przejść, podoba mi się Twoje podejście do sprawy, szacun!

bojster napisał/a:
Wzruszające są te wasze historie, w których zdradzacie swoich partnerów. :roll:

[edit] tak, tak, wiem, bo tamten związek i tak miał się już kończyć, a w ogóle to zaraz następnego dnia mu powiedziałam itd.

Ano... Ja bym miała opory przed związkiem z osobą, która zachowuje się nie fair wobec aktualnego partnera. Zawsze siedziałoby mi w głowie, że ta osoba potrafi zdradzić... Zwykły szacunek dla wszystkich trzech zainteresowanych stron nakazywałby wcześniejsze rozwiązanie "problemu".


Jak już w ten wątek wlazłam to się dopiszę ;) . Ja mojego lubego (no dobra - wbrew wcześniejszym założeniom od paru tygodni - męża) poznałam na Rynku Głównym w Krakowie, na powitanie poczęstował mnie winem ryżowym własnej produkcji z plastikowej półtoralitrowej butelki po wodzie :shock: .
Co ciekawe, oboje jesteśmy z tego samego małego miasta, mało tego - z tego samego osiedla, mało tego - mieliśmy wspólnych znajomych, mogliśmy bywać na tych samych imprezach, jesteśmy w tym samym wieku. A tymczasem nie kojarzyliśmy się nawet z widzenia.
Ja, miesiąc po rozstaniu z byłym (po prawie dziewięciu latach) do Krakowa przyjechałam służbowo na targi książki, potem zostałam u przyjaciółki na weekend. W sobotę wyciągnęła mnie na spotkanie ze swoimi znajomymi. Szwendaliśmy się po knajpach, powoli się ludzie wykruszali, aż wreszcie zostało nas czworo... Przyjacióła zagadana ze swoim kolegą, ja siłą rzeczy z drugim... I przepadłam ]:-> . Następny dzień spędziliśmy już we dwoje wygrzewając się w słońcu nad Wisła, potem ciągle gadaliśmy przez internet i widywaliśmy się w weekendy, po trzech miesiącach przeprowadziłam się do Krakowa. Po kolejnych ośmiu do Irlandii, po następnych sześciu do Londynu. Na czwartą rocznicę naszej znajomości sprawiliśmy sobie syna ;) .
I tak sobie żyjemy szczęśliwie (i mam nadzieję, że długo, bo już prawie półtora roku wegańsko ;) ).

jazgottt - 2012-06-02, 00:45

Fylwia, również miałabym opory wobec spotykania się z zajętym facetem, te same obawy by mną targały.

Co do Krakowa to może powinnam odwiedzić dawno nie widzianą, ale bardzo lubianą koleżankę mieszkającą tam właśnie. Skoro to takie romantyczne miejsce;)

arahja - 2012-06-02, 10:17

jazgottt napisał/a:
Na randki nie czuję się jeszcze gotowa, ale wiem, że jak się nie zmuszę, to przez następny rok na żadną nie pójdę.


Przy tym wszystkim: a czy to jakiś mus - żyć z kimś, spotykać się? Skoro nie masz na to ochoty, to po co? ;)

jazgottt - 2012-06-02, 10:47

arahja napisał/a:
jazgottt napisał/a:
Na randki nie czuję się jeszcze gotowa, ale wiem, że jak się nie zmuszę, to przez następny rok na żadną nie pójdę.


Przy tym wszystkim: a czy to jakiś mus - żyć z kimś, spotykać się? Skoro nie masz na to ochoty, to po co? ;)


Wiem, że to dziwnie zabrzmiało;)
Lubię żyć z kimś, tylko nie lubię chodzić na randki:) Na związek z bratnią duszą jestem zawsze gotowa, tylko te umawianie się i wstępne zaloty są męczące czasami, choć nieuniknione.
Nie lubię też tego informowania po spotkaniu "na żywo", że z romansu nici. Nie lubię robić nadziei.
Jednak ludzi ogólnie lubię oraz lubię sobie pogadać i już 2 razy poznałam ciekawego faceta tą drogą (przez internet), więc warto ruszyć tyłek i dać komuś szansę:)
Ja się całe życie nie czuję do końca gotowa na randki, prędzej do związku;) Przez ostatnie 15 lat 9 byłam w związku, a 5 nie (tak sumarycznie), więc pomimo chętnych nie zawsze coś z tego wychodzi jak widać i doskonale radzę sobie sama. Mam koleżanki, które po prostu zawsze są w związku, z malutkimi przerwami, w zasadzie nie mają dużych wymagań, oby był. Nie jestem taka, więc tym bardziej powinnam zacząć randkować na zasadzie "im wcześniej zacznę, tym wcześniej skończę";) Poza tym to jest czasochłonne zajęcie, więc nie ma kiedy rozmyślać i się dołować:) Najbardziej boję się tego, że ktoś mnie polubi, a ja go nie, bo mi jest wtedy przykro. Tym bardziej, że umawiam się tylko z naprawdę miłymi facetami:)

Uważam, że życie w pojedynkę na dłuższą metę jest smutne. Prędzej będę sama niż zwiążę się z byle kim, jednak wiem, że Ci mili panowie gdzieś tam są i nie poznam ich, jeśli będę siedziała w domu:)

alken87 - 2012-06-03, 09:54

a ja tam trochę tego nie rozumiem, że się konczy związek i zaraz zaczyna się przeszukiwac zasoby ludzkie w poszukiwaniu kolejnego, bo jak nie to...to co, pozniej bedzie za pozno? bo poszukiwanie moze zajac trochę wiecej czasu to jak najszybciej trzeba zacząć?
moze mi to ktos wytłumaczy, bo nie kminię. może dlatego, że nie szukałam chłopa, sam się znalazł, i nigdy nie widziałabym potrzeby żeby się jakoś bardziej przykładać do tego, poza byciem otwartą na nowych ludzi.

Gudi - 2012-06-03, 11:17

Moim zdaniem po rozpadzie jakiegoś związku powinno się chwile pobyć samemu, nie szukać. A raczej odnaleźć siebie... Przeanalizować czy samemu się gdzieś nie popełniało błędów i skupić się na sobie trochę.
diancia - 2012-06-03, 11:38

Gudi napisał/a:
Moim zdaniem po rozpadzie jakiegoś związku powinno się chwile pobyć samemu, nie szukać. A raczej odnaleźć siebie... Przeanalizować czy samemu się gdzieś nie popełniało błędów i skupić się na sobie trochę.
Zgadzam się. I nie zaszkodzi też dać sobie czas i przestrzeń na przeżycie żałoby po związku. Co by nie mówić, rozpad związku to zawsze jakaś utrata - utrata bliskiej osoby, utrata myśli o sobie jako o "osobie sparowanej", utrata marzeń o wspólnym życiu... chwila złości, smutku i zadumy jest wskazana, choć nie za długo, bo wiadomo - na końcu zawsze jest akceptacja faktów i "ruszanie do przodu" ;)
jazgottt - 2012-06-03, 14:00

alken87 napisał/a:
a ja tam trochę tego nie rozumiem, że się konczy związek i zaraz zaczyna się przeszukiwac zasoby ludzkie w poszukiwaniu kolejnego, bo jak nie to...to co, pozniej bedzie za pozno? bo poszukiwanie moze zajac trochę wiecej czasu to jak najszybciej trzeba zacząć?
moze mi to ktos wytłumaczy, bo nie kminię. może dlatego, że nie szukałam chłopa, sam się znalazł, i nigdy nie widziałabym potrzeby żeby się jakoś bardziej przykładać do tego, poza byciem otwartą na nowych ludzi.


Kiedyś też sami się znajdowali randkowicze, ale ich że tak powiem poziom mnie nie zadowalał, takie zwykłe chłopaki oglądające mecze z kolegami przy piwku, dla mnie to kosmos. Jestem ciekawa nowych ludzi, więc uważam, że warto wyjść i pogadać:) Za późno raczej nigdy nie jest na spotkanie drugiej połowy - przecież mężczyźni też się starzeją i nie każdy oczekuje, że w wieku 50 lat spotka zakochaną w nim 20-latkę;) Zdarzyło się już w moim życiu, że przez kilka lat byłam sama pomimo powodzenia u płci przeciwnej. Nie boję się tego:) Lubię jednak być w związku i nie uważam, że to źle. Jak jestem wybredna i dość dziwne mam upodobania, to przeszukiwanie zasobów ludzkich jest świetnym pomysłem i już nie raz się sprawdziła ta metoda:)

Fatty - 2012-06-03, 14:02

Ja połówka nie mam aktualnie[i raczej mieć kolejnego nie będę], ale zauważyłam u siebie pewną cechę - mianowicie lepiej sie czuję w relacjach zapoczątkowanych internetowo. Chyba chodzi o to, że w sieci często ludzie bardziej się odsłaniają- dochodzi do tego, że jestem zupełnie nie zainteresowana panami poznanymi tylko na "żywca" ... bo mało ich znam :P
jazgottt - 2012-06-03, 14:18

diancia napisał/a:
Gudi napisał/a:
Moim zdaniem po rozpadzie jakiegoś związku powinno się chwile pobyć samemu, nie szukać. A raczej odnaleźć siebie... Przeanalizować czy samemu się gdzieś nie popełniało błędów i skupić się na sobie trochę.
Zgadzam się. I nie zaszkodzi też dać sobie czas i przestrzeń na przeżycie żałoby po związku. Co by nie mówić, rozpad związku to zawsze jakaś utrata - utrata bliskiej osoby, utrata myśli o sobie jako o "osobie sparowanej", utrata marzeń o wspólnym życiu... chwila złości, smutku i zadumy jest wskazana, choć nie za długo, bo wiadomo - na końcu zawsze jest akceptacja faktów i "ruszanie do przodu" ;)


Dziewczyny, moim zdaniem powinno się robić po rozpadzie związku to, co uważa się za słuszne;) Siedzenie i umartwianie się po prostu jest dla mnie bez sensu. Wiem, że zrobiłam, co mogłam, aby było ok. Nie pomogło, więc co tu rozkminiać? Nie bardzo rozumiem. Uważam, że pielęgnowanie danego uczucia i danej myśli pozwala jej rosnąć tak jak zakwas rośnie pielęgnowany:) Najłatwiej jest siąść i płakać lub poddawać się żalowi. Jednak staram się nie mieć żalu i nie pielęgnować urazy, wybaczam i idę dalej. Gimnastyka umysłu trzyma go w dobrej formie, wie, co ma robić:) Nie mam zamiaru stać w miejscu biernie i nic nie robić ze swoim życiem, aby mieć czas na załamywanie się, to jest skrajnie nie w moim stylu. Jak mnie nie chciał mój ex, to wie, co stracił. Jego decyzja. Moim zdaniem zła, ale każdy ma prawo być sam jak tego bardzo chce.

Nie czuję abym w związku kiedykolwiek siebie zgubiła, abym miała siebie szukać:) Naprawdę nie rozumiem, o co chodzi z tym odnajdywaniem siebie. Mam dużą skłonność do rozmyślań, więc sytuację między nami analizowałam od zawsze praktycznie, od samego początku, miałam świadomość, że mój były to "trudny" facet, więc w jakiś sposób byłam psychicznie przygotowana na niepowodzenie związku, choć i tak koniec mnie mimo wszystko zaskoczył. Plany wspólne mieliśmy dość konkretne, choć tak naprawdę to były jego plany, które mi się podobały i do których się przyzwyczaiłam, jak kupienie domu pod miastem czy wspólna praca nad nowym projektem. Nie mam jednak materialistycznego podejścia do życia, aby się pogrążać w żalu, że nie zamieszkam w domku pod miastem i znów zacznę żyć skromnie:) Dam sobie radę i będę miała nowe plany, póki co oczywiście jeszcze ich nie mam, ale będą:)

Co do skupiania się na sobie, to jest tak, że nigdy o sobie nie zapominam i zawsze dbam o siebie, tyle, że w związku zaczynam dbać tak samo o tę drugą osobę. Nie mniej niż o siebie, nie bardziej. Wydaje mi się to naturalne. Swoje postępowanie analizuję i jak mogę coś zmienić na lepsze to zawsze staram się to zrobić. Skupianie się na sobie w sumie karmi ego, nie widzę potrzeby skupiać się na sobie bardziej niż to robiłam na co dzień.

[ Dodano: 2012-06-03, 14:20 ]
Fatty napisał/a:
Ja połówka nie mam aktualnie[i raczej mieć kolejnego nie będę], ale zauważyłam u siebie pewną cechę - mianowicie lepiej sie czuję w relacjach zapoczątkowanych internetowo. Chyba chodzi o to, że w sieci często ludzie bardziej się odsłaniają- dochodzi do tego, że jestem zupełnie nie zainteresowana panami poznanymi tylko na "żywca" ... bo mało ich znam :P


Mam podobnie, przy znajomości zapoczątkowanej w internecie uroda schodzi na drugi plan. Najpierw jest rozmowa. To dla mnie ważniejsze:)

oszum - 2012-06-03, 14:23

jazgottt, bardzo podoba mi się Twoje podejście, zazdroszczę :) .
arahja - 2012-06-03, 14:23

diancia napisał/a:
Co by nie mówić, rozpad związku to zawsze jakaś utrata - utrata bliskiej osoby, utrata myśli o sobie jako o "osobie sparowanej", utrata marzeń o wspólnym życiu...

albo relaks, odetchnięcie i odbudowanie zycia towarzyskiego. :P marzenia o wspólnym życiu brzmią mi co najmniej kosmicznie: się albo żyje, albo nie ;)

Fatty napisał/a:
dochodzi do tego, że jestem zupełnie nie zainteresowana panami poznanymi tylko na "żywca" ... bo mało ich znam

ciekawy efekt. coś nieco podobnego zauważyłam, gdy poznałam kogoś tak całkiem "od zera" - nie wiedziałam, o czym i jak mam rozmawiać, skoro w ogóle go nie znam. ;) Dotąd spotykałam się z chłopakami znanymi mi wcześniej przez lata zanim cokolwiek się działo. ;)

jazgottt - 2012-06-03, 14:33

Oszum, obecnie mam 30 lat. Gdy miałam 20 lat, a tym bardziej mniej, nie byłam ani taka mądra, ani bogata w doświadczenie, aby się uczyć na błędach, i w ogóle w głowie bardziej chaos niż poukładane;) Teraz jest mi o wiele łatwiej stawić czoła przeciwnościom losu, choć jak wiadomo jak każdy wolałabym, aby przeciwności mnie omijały:) Bardziej się martwię, czy będę mogła pomagać rodzinie (co robiłam finansowo i nie tylko) w tym samym stopniu, co do tej pory, niż to, co się ze mną będzie działo. Jestem zdrowa, mam rodzinę i małe grono znanych od dawna ludzi. Myślę nawet, że właśnie nie skupianie się na sobie i swoich żalach jest bardzo pomocne. A zazdrościć nie trzeba, lepiej się zainspirować i samemu wprowadzić w życie podobne podejście, jeśli Ci się podoba:)

arahja
- dosłownie odetchnięcie i odbudowanie życia towarzyskiego to jest to, na czym wolałabym się skupić. I gorzkie żale, i wyjście do ludzi przychodzą mi na myśl. Po prostu pierwszy rodzaj myśli pomijam, na drugich się skupiam i w życie wcielam. Gdyby mi się wydawało, że mam tak źle i w ogóle tragedia mnie spotkała, wystarczy pomyśleć o świnkach w rzeźni lub dzieciach maltretowanych i od razu można zrozumieć, że mam super, a nie przechlapane. Prędzej zaangażowałabym się w wolontariat w ramach "żałoby" po związku i radzenia sobie z nią, niż siedziała i płakała. Nie robię ani jednego, ani drugiego, bo samo gadanie na forum zabiera mi już sporo czasu, a zajęć mam zawsze dużo, książki czekają na przeczytanie niektóre już od pół roku. Rozmyślam też nad zwiększeniem strumienia przychodów, bo jak już pisałam chcę nadal wspomagać finansowo rodzinkę:) Dla siebie mi wystarczy, mam małe wymagania:)

moritura - 2012-06-03, 15:18

Cytat:
A zazdrościć nie trzeba, lepiej się zainspirować i samemu wprowadzić w życie podobne podejście, jeśli Ci się podoba:)


Ej, żeby to jeszcze było takie proste, a to w głowie siedzi, nie chce wyjść. Ja do teraz potrafię rozkminiać, dlaczego posypała mi się relacja dwa i pół roku temu (potem byłam z jeszcze jedną osobą, a od kilku miesięcy spotykam się z kolejną), czy to z mojej winy, co mogłam zrobić lepiej i może by jednak napisać do tej osoby i wszystko sobie wyjaśnić (bo zakończenie było BARDZO brzydkie) - ten ostatni pomysł rozważam w chwilach skrajnego osamotnienia i zawsze się biję po łapach, mocno (metaforycznie, of kors :P ).

jazgottt - 2012-06-03, 16:42

moritura napisał/a:
Cytat:
A zazdrościć nie trzeba, lepiej się zainspirować i samemu wprowadzić w życie podobne podejście, jeśli Ci się podoba:)


Ej, żeby to jeszcze było takie proste, a to w głowie siedzi, nie chce wyjść. Ja do teraz potrafię rozkminiać, dlaczego posypała mi się relacja dwa i pół roku temu (potem byłam z jeszcze jedną osobą, a od kilku miesięcy spotykam się z kolejną), czy to z mojej winy, co mogłam zrobić lepiej i może by jednak napisać do tej osoby i wszystko sobie wyjaśnić (bo zakończenie było BARDZO brzydkie) - ten ostatni pomysł rozważam w chwilach skrajnego osamotnienia i zawsze się biję po łapach, mocno (metaforycznie, of kors :P ).


Jest proste, tylko najtrudniej zacząć, jak wszystko. Jak raz się zauważy, że ma się wpływ na swoje myśli, to potem idzie jak lawina;) Dbanie o siebie też tak od strony zdrowotnej, w myśl zasady "w zdrowym ciele zdrowy duch", też pomaga - mózg to przecież jakby nie było organ potrzebujący paliwa... Więc niezależnie od apetytu mielę w buzi siemię lniane i wcinam banany (nie tylko oczywiście), bo wiem, że jak przestanę jeść lub zacznę jeść byle co, to i deprecha mnie łatwiej weźmie. Poza tym zaraz idę na spacer do lasu - bo w ruchu inaczej się myśli. Natura uspokaja.

Kiedyś w podobnej sytuacji wypiłabym piwko albo i 2. Nawet nie pomyślałabym o tak przyziemnej sprawie jak dbanie o siebie - ale to daje mi siłę. Nie oszalałam i nie twierdzę, że dbanie o siebie wszystko załatwi - ale ułatwia. Trudniej wybić się z równowagi. Jednak najważniejsze co dzieje się w głowie. Myśli przychodzą niezależnie od woli, jednak z pomocą woli można jedne odegnać, a innym pozwolić w głowie się rozgościć. podobno vipassana jest dobra na to, aby nauczyć się tej kontroli nad własną głową. Miałam się nawet kiedyś wybrać, ale jakoś się póki co nie zebrałam. Medytację póki co znam z teorii tylko, ale nie wiem, czy mi jest do czegoś potrzebna, mam czasem wrażenie, że wyssałam ją z mlekiem matki;) Nie raz jeszcze będzie mi smutno z uwagi na rozstanie, ale z drugiej strony to nie jest koniec świata. Przemyślałam sprawę i choć w pierwszej chwili go nie zrozumiałam, teraz dotarło do mnie dlaczego chce być sam. On zresztą już taki jest - poznał mnie jak miał 24 lata i był wcześniej sam. Teraz też chce być sam, nie w nowym związku. Rozstanie poza sceną wściekłości (którą obserwowałam jedynie) jest jak najbardziej cywilizowane i w tym momencie za moją zgodą też. Jeśli byłoby brzydkie, to na pewno nie z mojej strony. Nie umiem nawet być zła i wstrętna dla osoby, która jeszcze niedawno była dla mnie najfajniejsza. Nie stał się przecież nagle kimś innym, choć już z dnia na dzień jest coraz bardziej obcy.

Zresztą, pomimo, że w profilu na sympatii nie zdążyłam jeszcze dodać zdjęcia i w ogóle nie napisałam nic o sobie, poza wypełnieniem w 3 zdaniach kwestionariusza, już rozmawiam z całkiem miłym facetem - fakt, jeszcze do randki nie dorosłam, ale kto wie, może za tydzień lub dwa się oswoję z tą myślą?:)

Prawdopodobnie podjęłabym na Twoim moritura miejscu próbę kontaktu i wyjaśnienia sobie, o ile druga strona nie byłaby w nowym związku i nie byłaby do mnie wrogo nastawiona. Taka już jestem. Jeśli wyczułabym niechęć, nigdy więcej bym już się do tej osoby nie odezwała - szanując jej prywatność. Mam w tej chwili w dorobku 3 byłych plus jednego, który uważa, że jest byłym (choć to była wakacyjna przygoda, nie związek, i to dziwna przygoda - nie wiem, jak można wziąć to za związek;) i w sumie żaden z nich nie uciekłby przede mną spotkawszy mnie. Składam im też życzenia urodzinowe (poza tym jednym od pseudozwiązku, z którym nie chcę mieć kontaktu, bo nie był na poziomie mówiąc delikatnie), z wzajemnością, smsem. To jest nasz jedyny kontakt;) Jak ktoś ze mną był to pomimo tego, że na co dzień o nim nie myślę, to jest częścią mojej historii i w sumie czegoś się przy każdym nauczyłam o życiu:)

Strasznie się rozgadałam, ale mam tę wadę;) na szczęście nie żyję w wiosce smerfów, więc nie dostanę za wymądrzeni się w zęby jak Ważniak;)
Pomaga mi to pisanie na forum - układając myśli w zdania jeszcze lepiej przy okazji układam sobie w głowie:)

moritura - 2012-06-03, 18:30

Cytat:
Prawdopodobnie podjęłabym na Twoim moritura miejscu próbę kontaktu i wyjaśnienia sobie, o ile druga strona nie byłaby w nowym związku i nie byłaby do mnie wrogo nastawiona.


Tego niestety nie wiem. Miesiąc po zerwaniu wyprowadziłam się z powrotem do Krakowa i nie miałam już nigdy żadnego kontaktu. Więc to naprawdę by głupie było, odzywać się nagle, 2.5 roku później, żebyśmy sobie wyjaśnili wszystko wreszcie jak należy ;) Ostatnie słowo brzmiało "żegnaj" i tego się trzymam. Ale zakochana już od tamtego czasu nie byłam i pewnie dlatego wracam do tego momentu (albo nie byłam zakochana, bo wracam...).

Wiem, że dbanie o siebie jest kluczowe. Sen, ruch, zdrowa dieta - jak te trzy są "zaliczone", a mimo wszystko nie chce mi się żyć, to dopiero wtedy szukam problemu głębiej.

Mia - 2012-06-03, 21:43

jazgottt, fajnie się Ciebie czyta i myślę, że to duży atut biorąc pod uwagę fakt, że szukasz partnera w necie. Twarda z Ciebie kobita i bardzo podoba mi się Twoje pozytywne podejście do sprawy, umartwianie się jeszcze nikomu nic dobrego nie przyniosło. Trzymam kciuki! Do czterech razy sztuka ;-)

fylwia napisał/a:
Ja mojego lubego (no dobra - wbrew wcześniejszym założeniom od paru tygodni - męża)
ooo, to gratuluję! :) kiedyś sama nie byłam przekonana do małżeństwa (w sensie: zbędny papier) i pewno nigdy nie wyszłabym za mąż, gdyby nie fakt, że małż jest obcokrajowcem, więc po prostu musieliśmy się ohajtać, żeby mógł zostać w Polsce. Powód stricte pragmatyczny ;) Ale teraz doceniam stan małżeński, może to moja romantyczna strona podszeptuje mi, że to jednak coś więcej niż papier ;-)

Fajne te wasze historie (z wyjątkiem incydentów niewierności), ale rozumiem miłość od pierwszego wejrzenia :-)

jazgottt - 2012-06-04, 00:03

moritura niby czas leczy rany i przynosi zapomnienie, że też u Ciebie po takim czasie jeszcze głowa wraca do tego. Swojej głowie nie pozwałam na takie ekscesy;) no, może przez chwilę, ale jak się tylko zorientuję, co Szanowna Pani Głowa wyprawia, to robię z nią porządek i jakieś zajęcie jej wynajduję zastępcze:) Nie chcę się dołować, szkoda życia.

Mia Dzięki za dobre słowo:) Co przyniesie życie to przyniesie - może wie, co robi i tak będzie lepiej? Któż to może wiedzieć teraz. Się okaże:)
Co do małżeństwa to moja Siostra jest teraz w podobnej sytuacji - zapoznała bardzo miłego, kulturalnego i przystojnego obcokrajowca i póki co woli uniknąć małżeństwa, bo w sumie krótko się znają, ale może i będzie musiała się uciec do legalizacji związku aby w ogóle mógł istnieć. Ona nie jest przeciwna małżeństwu, tylko niekoniecznie chciałaby tak od razu.
Kiedyś byłam przekonana, że ani małżeństwo ani dzieci mnie nie będą interesować. Teraz powoli coś się zmienia. Nie to, żebym od razu chciała, ale nie jestem też anty, a to coś nowego:)

Alispo - 2012-06-04, 10:56

moritura-ja po takim czasie kiedys napisałam list z wyjasnieniami pewnymi;)spotkalismy sie i był powrot ale chwilowy,bo ja w ogole nie byłam tą płcią o ktorą chodziło btw.Ja w sumie niie wiem jak mozna szybko sie odciac gdy było sie z kims mocno zwiazanym..to sa emocje.trudno to kontrolowac i chyba dobrze..skoro są niech ujdą..
malva - 2012-06-04, 15:54

jazgottt napisał/a:

Co do małżeństwa to moja Siostra jest teraz w podobnej sytuacji - zapoznała bardzo miłego, kulturalnego i przystojnego obcokrajowca i póki co woli uniknąć małżeństwa, bo w sumie krótko się znają, ale może i będzie musiała się uciec do legalizacji związku aby w ogóle mógł istnieć. Ona nie jest przeciwna małżeństwu, tylko niekoniecznie chciałaby tak od razu.

to niech lepiej siostra uważa czy to nie jest miłośnik Europy i wizy Schengen, przepraszam za obcesowość, ale jak słyszę o szybkim slubie z obcokrajowcem to jedno na myśl przychodzi

[ Dodano: 2012-06-04, 15:59 ]
jazgottt, a tak wogle to poczytałam sobie to co piszesz ,fajna babka z ciebie bardzo a bardzo :)

jazgottt - 2012-06-04, 22:02

Siostra ślub traktuje jako ostateczność i ogólnie nie jest przesadnie ufna, jak najbardziej waha się i zastanawia oraz ma podobne skojarzenia, jak Ty malva. Jednak wyjątkowo dobrze dogaduje się z tym chłopakiem, więc ślubu całkowicie nie wyklucza jak nie będzie innego wyjścia. Ona ma co do mężczyzn duże wymagania, tak akurat się zdarzyło, że obcokrajowiec je spełnia. Póki co chłopak stara się o jakieś zezwolenie na pobyt czy coś w tym stylu. Może też wyjadą gdzieś wspólnie poza Polskę (ale w Europie) i dorobią.

Historia moja skończyła się happy endem i to dość niespodziewanym:) Już mnie swatano haha a tu się były zreflektował, co stracił;) Pomyślał, pomyślał i odwołał:) Już w sumie oswajałam się z myślą o pierwszej randce gdzieś za tydzień, a tu takie numery. Przedkładam 3letni związek nad randki z nieznajomymi. To, że raz w gniewie głupot nagadał, jestem w stanie wybaczyć (od nowa) Mojemu:)

Może jednak do 3 razy sztuka. Zobaczymy, co życie pokaże, co nas nie zabije to nas wzmocni. Są widoki, że będzie lepiej niż było. Wróżką nie jestem, czy widoki się sprawdzą, oboje jesteśmy gotowi pracować nad sobą to jakoś to będzie:)

Jak zaczynałam czytać ten wątek, czyli tuż przed rozstaniem, to się zastanawiałam, czy się w ogóle dopisać ze swoją historią. Typu poznaliśmy się na sympatii i jest ok. A tu proszę, sytuacja wymknęła się spod kontroli i jak w serialu jakimś się ułożyło;) Było o czym pisać.

Podobno martwić się to jest jak modlić się o to, czego byśmy nie chcieli. Warto było się nie martwić:) Mój jest strasznie uparty, nie pomyślałabym, że przyzna się do błędu. Zaskoczył mnie.

mabo85 - 2012-06-06, 18:40

gosiabebe ja mojego odpowiedzialnego, ojca naszych dzieci wyrwałam na dyskotece :) zaraz po rozpoczęciu studiów :) ))
Mia - 2012-06-06, 21:15

jazgottt, tak coś czułam, że ten Twój były może się jeszcze opamiętać, z cholerykami już tak jest ;-) jeśli uważasz, że warto, to życzę żeby wszystko Wam się dobrze ułożyło!
agus - 2012-06-07, 09:08

jazgottt, z zainteresowaniem czytałam Twoje posty, zazdroszczę wyważenia i też chciałabym tak umieć dyscyplinować myśli. :) Ostatnio idzie mi to lepiej; nauczyłam się dystansować też trochę od emocji i generalnie lżej mi się żyje.

Co do siostry, ostrożności nigdy za wiele. Oczywiście niedobre skojarzenia wcale nie muszą się sprawdzić, ale bywa i tak, że sielanka trwa parę lat, rodzi się dziecko nawet a potem wychodzi, o co tak naprawdę chodziło... Powodzenia Wam obu. :)

I pisz jeszcze, fajnie piszesz. :)

jazgottt - 2012-06-07, 17:44

Mia napisał/a:
jazgottt, tak coś czułam, że ten Twój były może się jeszcze opamiętać, z cholerykami już tak jest ;-) jeśli uważasz, że warto, to życzę żeby wszystko Wam się dobrze ułożyło!


Mia, on nie jest cholerykiem. Jest taką cichą wodą. Zawsze spokojny, nigdy nie krzyczy, a "od święta" jak nie ryknie;) Na mnie to nie robi wrażenia i nadal spokojnie przemawiam, być może to jest to, co go najbardziej denerwuje;)

Na co dzień jest wszystko ok, tak więc nawet jak ma w zanadrzu jakieś wybuchy, to dla mnie liczy się to, że dzień za dniem czuję się z nim dobrze, a jak od czasu do czasu się pokłócimy, to jak dla mnie nie jest powód do zmartwień. Do niego chyba dopiero teraz dotarło, że w związku nie musi być idealnie cały czas. Wcześniej zawsze był sam, miał nierealne oczekiwania, na szczęście w ostatniej chwili je zweryfikował:) Jest młodszy 4 lata, życia jeszcze nie zna, wyrobi się;p

Zresztą, w razie czego tego kwiatu to pół światu:) Póki co wygląda na to, że ten kryzys nas oboje czegoś nauczył i będzie lepiej. Gdyby jednak coś się znów popsuło, nie martwię się o siebie, wiem, że życie wie czasem lepiej, co dla mnie dobre:)

[ Dodano: 2012-06-07, 17:59 ]
agus napisał/a:
jazgottt, z zainteresowaniem czytałam Twoje posty, zazdroszczę wyważenia i też chciałabym tak umieć dyscyplinować myśli. :) Ostatnio idzie mi to lepiej; nauczyłam się dystansować też trochę od emocji i generalnie lżej mi się żyje.

Co do siostry, ostrożności nigdy za wiele. Oczywiście niedobre skojarzenia wcale nie muszą się sprawdzić, ale bywa i tak, że sielanka trwa parę lat, rodzi się dziecko nawet a potem wychodzi, o co tak naprawdę chodziło... Powodzenia Wam obu. :)

I pisz jeszcze, fajnie piszesz. :)


Agus, nie zawsze miałam tak wszystko w głowie poukładane, więc pewnie i Ty się nauczysz dyscyplinowania myśli. Trudne to jest tylko na początku:) Właśnie jest tak jak piszesz - lżej się żyje, kiedy nie pozwala się złym myślom na zawładnięcie umysłu. Prawie z każdej opresji można wyjść cało:)

Co do Siostry, to czy by się związała z obcokrajowcem, czy nie, i tak po paru latach może być coś nie tak. Ona zbiera informacje, jak w razie czego może się zabezpieczyć przed ewentualnymi negatywnymi skutkami takiego małżeństwa i samo małżeństwo traktuje jako ostateczność, gdyby inne sposoby zawiodły. Może uda się chłopakowi pobyt załatwić, bardzo się stara i dużo za tym chodzi, wtedy będą mogli się lepiej poznać i zastanowić, czy chcą zalegalizować związek.

Dziękuje za słowa uznania dla mojej pisaniny;) Mam nadzieję, że choć przez jakiś czas będzie spokój i nie do końca będę miała o czym pisać. Czyli tak, jak to było, gdy zaczynałam czytać ten wątek:)

seminko - 2012-06-10, 14:49

jazgottt napisał/a:
on nie jest cholerykiem. Jest taką cichą wodą. Zawsze spokojny, nigdy nie krzyczy, a "od święta" jak nie ryknie;)

To właśnie moja definicja choleryka ;-) Inaczej to nerwus, a nie choleryk :-P

Ja moją połówkę poznałam w teatrze (jego miejscu pracy), docieraliśmy się w piwiarni, sącząc fernet :-P Teraz jesteśmy rodzicami i daleko mi do tych klimatów ;-)

Jabłania - 2012-06-13, 11:21

A ja swojego obecnego męża poznałam w Internecie ;)
Mieszkaliśmy w dośc dużej odległości od siebie (8,5 godz. jazdy pociągiem), a teraz mieszkamy razem w Krakowie :)

Monika_220 - 2012-06-15, 09:47

Po paroletnich poszukiwaniach w internecie udało się :-)
Jesteśmy już dwa lata szczęśliwym małżeństwem.

go. - 2012-06-15, 10:10

kurcze, nie myślałam, że internet jest aż tak popularny :shock: ;-)
jazgottt - 2012-06-15, 10:37

gosia z badylem napisał/a:
kurcze, nie myślałam, że internet jest aż tak popularny :shock: ;-)


jak raz spróbowałam poznawania przez internet, jakieś 5-6 lat temu, do teraz ta droga poznania w moim mniemaniu jest najlepsza:) ma właśnie to, czego mi wcześniej brakowało - od razu wiem, jakie są czyjeś zainteresowania, zaczynam od rozmowy, a patrzenie w oczy i nie tylko schodzi na plan drugi. Może nie jest to aż tak romantyczne, ale łatwiej mi w ten sposób spotkać kogoś, kim będę zainteresowana dłużej niż przez jedno spotkanie:) omijają mnie też kolesie gapiący się tylko na biust i tym podobne kurioza, nie muszę się nawet z nimi zadawać:)

renka - 2012-06-15, 12:34

gosia z badylem napisał/a:
kurcze, nie myślałam, że internet jest aż tak popularny :shock: ;-)


Wow, ja tez nie :shock: ;-)
Dawajcie rady jak?, gdzie?, poki resztki mlodosci sie we mnie tla :-P

bojster - 2012-06-15, 13:00

Co by nie mówić, sieć to jest nowe centrum świata. Tu chodzimy na zakupy, tu czytamy wiadomości, naturalną koleją rzeczy tu poznajemy znajomych, a niektórzy znajomi stają się partnerami na całe życie, czy przynajmniej na jakiś czas. Internet jest miejscem gdzie nie trzeba mieć kompleksów, nie mamy przed kim grać, udawać, bo człowieka po drugiej stronie nie znamy, nie widzieliśmy na oczy, a w razie czego znajomość można zakończyć jednym kliknięciem. To dlatego w sieci o wiele łatwiej przychodzi spotkanie dwóch dusz, które mogą poznać się, przeniknąć, czasem pokochać, zanim jeszcze zmysły zostaną zbałamucone feromonami, czy w drugą stronę - zanim jeszcze krytycznym okiem spojrzymy na drugą osobę. W sieci łatwo jest zaprzyjaźnić się z kimś, na kogo na ulicy nie zwróciłoby się uwagi, łatwiej też odrzucić kogoś, kto jest na żywo atrakcyjny, ale w środku próżny. Które więc życie i która przyjaźń jest prawdziwsza - fizyczna, gdzie rządzą zmysły, doznania wzrokowe, chemia, czy może wirtualna, gdzie dwie osoby wychodzą ze swoich cielesnych powłok i spotykają się w połowie drogi? Jednego na pewno bardzo brakuje w tym nowym świecie - dotyku. Bez dotyku człowiek usycha, a bez dotyku przyjaznej duszy usycha podwójnie. Dlatego wirtualna przyjaźń musi być tylko wstępem, ale kto wie, czy nie wstępem najlepszym z możliwych...
jazgottt - 2012-06-15, 14:49

bojster, świetnie ujęte:)

Co do profili to zakładałam na różnych portalach, ale sympatia okazała się jedyna skuteczna (wielokrotnie) :-) Tylko minus jest taki, że trzeba zapłacić jakieś grosze za możliwość pisania wiadomości do użytkowników, choć może to nie jest takie złe, przynajmniej jest to jakiś odsiew osób, dla których taki portal jest darmową rozrywką. Jeśli ktoś myśli poważnie o zawarciu znajomości, to wykupuje co trzeba, pisze wiadomość, zamiast wysyłać głupie uśmieszki:). Sama płacę dopiero, jak wyszukam kogoś, kto mnie zainteresuje i z kim chciałabym porozmawiać lub gdy ktoś interesujący do mnie napisze. Wcześniej nie widzę powodu:)

Jak można się dowiedzieć z tego wątku, niedawno przeszliśmy w naszym związku chwilowe rozstanie, więc miałam kilka dni profil na sympatii. Ciekawy i mający coś do powiedzenia mężczyzna napisał do mnie zanim jeszcze zdążyłam skombinować zdjęcie :shock: sam miał zdjęcie. Napisał też jeden znośny, choć mało ciekawy i jakiś chyba z przerostem ego. Tego to się nie spodziewałam, że tak szybko się zgłoszą panowie ;-) . Każdego uprzejmie pożegnałam podając powód zniknięcia z sympatii, bo uważam, że jak się z kimś zapoznaję, miło rozmawiam, to tak nagle ni stąd ni zowąd jest nieładnie zniknąć, niezależnie, czy to net, czy tzw. real.

W profilu napisałam niewiele, nick dałam sobie nie byle jaki, bo veganwitch, a co, jak szaleć, to szaleć;) o sobie praktycznie nic nie napisałam, poza wypełnieniem z grubsza gotowca - formularza, tylko zawarłam w profilu prośbę, aby zwracali się do mnie mężczyźni myślący samodzielnie, że brak namiętności do TV mile widziany (co mówi o osobie o wiele więcej niż to, że nie lubi TV, jak się nad tym zastanowić), i chyba tyle;) aha, tam jest opcja dodania słów-haseł ważnych dla Ciebie, to dodałam weganizm i wegetarianizm, słowo vege itp.. I coś jeszcze nie związanego z wegetarianizmem, ale zapomniałam. Mogłam w ten sposób przejrzeć profile osób, które mają te same słowa w swoim profilu:)

Moim zdaniem im mniej pisze się o sobie, tym lepiej, jednak też bez przesady. Planowałam dodać jakiś krótki opis siebie, ale nie zdążyłam. Mężczyźni lubią tajemnicze nieco kobiety, więc warto niektóre szczegóły ze swojego życia pozostawić do dalszych rozmów. Sama zresztą nie oczekuję, że ktoś elaborat na swój temat zostawi w profilu i jestem podejrzliwa co do tak silnie reklamujących się osób - przede wszystkim, że ich decyzje są nie przemyślane i wiele mówią, a być może niewiele robią, że nie są w równowadze ze sobą, to nie będą i ze mną. Poza tym wiadomo, jak coś ma naprawdę dużą wartość, jest solidne, porządne i starcza na lata, to bez reklamy rozejdzie się jak ciepłe bułeczki. Do ludzi chyba też warto tak podejść;) Zdjęcie też jest ważne, u kobiet wiadomo - bez nadmiernego makijażu, choć mały, dość skromny dekolt na pewno nie odstraszy rozsądnego faceta;)

Bellis_perennis - 2012-06-16, 21:25

Poznałam w internecie na forum wegetarianie.pl, rozmawialiśmy z sobą niecałe dwa lata, później pojechaliśmy na wakacje i... stało się :mryellow:

Za to na sympatii poznałam... dobrego kolegę, w sumie to pierwsze spotkanie było takie randkowe ale potem wyjaśniłam mu, że nic z tego nie będzie i do teraz czasami gdzieś wyskoczymy z grupką znajomych. W ogóle miałam kilka nieudanych internetowych podejść, trafiłam raz nawet na świra, miałam też propozycję od lesbijki :mryellow:

Fatty - 2012-06-20, 09:26

Bellis_perennis, ja doskonale pamiętam bo sparowałyśmy się przez tamto forum w podobnym czasie :D
Cieszę się niezmiernie, że trwacie :mrgreen:

Bellis_perennis - 2012-06-20, 14:42

Pamiętam to :D bardzo sympatyczne to było :)
A Wy Fatty nadal jesteście razem? Bo powiem szczerze ostatnio się zastanawiałam a i zapytać na ostatnim spotkaniu Verufera się wstydziłam i pozostałam w swojej niepewności :mryellow:

Fatty - 2012-06-20, 15:21

Niet, Bellisku- rozsypaliśmy się niecały rok temu, coraz bardziej nam nie po drodze razem było, ale pewien sentyment do gamonia mam nadal :P -"hodowałabym" jako przyjaciela/kolegę, ale niestety się nie dało.
Bellis_perennis - 2012-06-20, 19:09

Na odległość to strasznie ciężko jest, wiem to po nas bo wtedy jak jeszcze mieszkaliśmy w innych miastach ciągle się kłóciliśmy a teraz? Jest o niebo lepiej.
Fatty - 2012-06-20, 21:11

Bellis_perennis napisał/a:
wtedy jak jeszcze mieszkaliśmy w innych miastach ciągle się kłóciliśmy


o to to, właśnie to! ;)

nemain - 2012-06-21, 14:20

no to nie będę wyjątkiem bo ja Pana M również poznałam przez sieć, jednak całe lata temu to było :) wtedy jeszcze portali społecznościowych nie było albo ja ich nie znałam. spykneliśmy się na polchacie, porozmawialiśmy całe 10 minut i umówiliśmy się na kawę. Jak Pan M na kawę przyszedł tak już został. W listopadzie będzie 8 lat, więc się trochę zasiedział :)
Herba - 2012-08-02, 18:56

gosiabebe męża poznałam przez internet (sympatia.onet.pl :) ); jesteśmy małżeństwem prawie 6lat (ło ludzie, kiedy to minęło?!)
vitka - 2012-08-06, 22:03

A u nas trochę jak z filmu. Na spacerku z pieskami w parku. Zaplątały się nam smycze, bo psy zaczęły ze sobą się bawić. Mi nie było do śmiechu, ale jemu tak :-)
Alispo - 2012-08-06, 22:27

vitka napisał/a:
A u nas trochę jak z filmu. Na spacerku z pieskami w parku. Zaplątały się nam smycze, bo psy zaczęły ze sobą się bawić. Mi nie było do śmiechu, ale jemu tak :-)

Ale super :-D

biały lis - 2012-09-14, 20:49

Impreza u znajomych. Byłam tam na randce z pewnym hiszpanem. Tam pojawił się on. Przegadalismy całą noc. Chyba nie musze dodawać, że hiszpańska randka się nie udała ;]
kalina.kot - 2012-09-19, 02:26

Ja swojego mężczyznę spotkałam na zawodach żużlowych. Ehhh piękne czasy...
kitteh - 2012-10-13, 07:21

Ja mojego na uczelni. Z drugiej strony katedry (czysta perwersja, nie?)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group