| |
wegedzieciak.pl forum rodzin wegańskich i wegetariańskich |
 |
Ogólne rozmowy - Skarbnica zabaw z naszego dzieciństwa
Cela - 2009-06-29, 15:44 Temat postu: Skarbnica zabaw z naszego dzieciństwa Tak sobie ostatnio wspominam i pomyślałam, że jest wiele fantastycznych zabaw z naszego dzieciństwa. W sumie nie było wówczas tak wiele w sklepach (właściwie to niewiele było), ale za to wyobraźnia nadrabiała wszystkie braki.
Dziś, gdy półki sklepowe uginają się pod ciężarem zabawek, często nie zauważamy, jak sami odbieramy naszym dzieciom możliwość rozwoju ich nieograniczonej wyobraźni. Nowoczesne zabawki zamykają je w sztywnych, plastikowych ramach jaskrawych kolorów i doskonałych pod każdym względem kształtów ... Do tego komputery i telewizja ... i zanim się obejrzymy nasze dzieci zmieniają się w cyborgi, które zostają wciągnięte w wir sztucznie wykreowanego świata.
Z jednej strony cudownie jest, że mają znacznie więcej niż my, jednak z drugiej strony "w dobrej wierze" zabijamy ich wrażliwość.
Pomyślałam, że to dobre miejsce, abyśmy stworzyli wspólnie taką " skarbnicę zabaw z naszego dzieciństwa". Może uda nam się wskrzesić coś, co wydaje się, że już prawie umarło i dzięki temu ofiarować naszym dzieciom coś więcej, niż tylko to, co ofiaruje wykreowany świat.
Prawdopodobnie wielu z nas myśli o tym codziennie i dlatego warto się tym podzielić
Ewa - 2009-06-29, 16:31
Ha, właśnie w zeszłym tygodniu pokazałam dzieciakom zabawę z mojego dzieciństwa, gdy znudzone rowerami szwędały się po podwórku bez pomysłu na zabawę. Kilka kapsli od butelek i kreda. Rysuje się długą trasę z zakrętami, zawijasami plus start i meta. Odwrócone kapsle to kolarze (mogą być auta, ale to zabawa dzieciaków z czasów Wyścigu Pokoju ) i każdy porusza swoim kapslem za pomocą pstryknięcia palcami. Nie można wyjść za linię trasy, wygrywa kto pierwszy dotrze do mety.
Pokazałam tą zabawę moim dzieciakom, a już za chwilę razem z nimi na ziemi leżały też starsze dzieciaki sąsiadów, w tym nawet 14 letnia dziewczyna
Inna zabawa abstrakcyjna, na której sama spędzałam mnóstwo czasu to klamerki. Obaj moi chłopcy załapali swego czasu bakcyla i łączyli klamerki tworząc różne kształty. Do tego odrobina dziecięcej wyobraźni i zabawa można naprawdę długo potrwać
Cela - 2009-06-29, 17:52
O tak, wyścig pokoju Przyklejaliśmy w środku kapsla narysowane i wycięte flagi różnych państw
A laleczki z włóczki? Babcia mnie tego nauczyła Taka prosta i w sumie już dziś mało atrakcyjna laleczka, a jak pokazałam to znajomym dzieciakom, to za chwilę już wszystkie takie miały i zawieszały je sobie na szyjach (no, zależy od rozmiarów)
nika - 2009-06-29, 20:19
Ja ostatnio dziewczynkom na podwórku gumę do skakania zorganizowałam. Trochę jeszcze chyba na to za małe się okazały ( najmłodsza 4lata) i średnio im wychodziło, ale podobało się strasznie, dołączył nawet chłopak 11 lat. A potem jeszcze graliśmy w klasy. Najdziwniejsze, że część dzieci nawet o takich zabawch nie słyszała.
Ewa - 2009-06-29, 20:53
| nika napisał/a: | | A potem jeszcze graliśmy w klasy | A to ja jakiś czas temu nauczyłam ich grać w chłopa. Ktoś to zna z dzieciństwa?
Lily - 2009-06-29, 20:56
| Cytat: | | A to ja jakiś czas temu nauczyłam ich grać w chłopa. | opisz, to powiem bo mogę znać pod inną nazwą
My bawiliśmy się w takie coś "wywołuję wojnę naprzeciwko..." - zna ktoś? No i oczywiście guma, klasy, A. za młodu grał namiętnie w kolarzy
No i w chowanego, poza tym papierowe kółko i krzyżyk, państwa - miasta, statki i już w tej chwili nie pamiętam co jeszcze
kamma - 2009-06-29, 21:05
U nas w szkole prym wiodła zabawa w drzewa. Coś w rodzaju... hmmm... "głupiego Jasia"? (głupia nazwa ). Na podwórku szkolnym mieliśmy 4 drzewa w kwadracie, zatem w zabawie uczestniczyło 5 osób: 4 przy drzewach, 1 na środku. Te, które były przy drzewach, zamieniały się miejscami tak, aby ta na środku ich nie "podsiadła". A ta na środku oczywiście stara się zająć wolne drzewo. Zamiast drzew mogą być inne obiekty, ale najlepiej, żeby były duże i bezpieczne przy ewentualnym zderzeniu
Ewa - 2009-06-29, 21:11
| Lily napisał/a: | opisz, to powiem | Na zasadzie gry w klasy, ale rysuje się chłopa
Oczywiście też graliśmy w państwa -miasta i w statki, ale to raczej już dla starszych dzieci. Na przerwach w szkole najczęściej była guma albo kabel. Na podwórku badminton lub odmiana chowanego, ale nie pamiętam jak się to nazywało. Jedna osoba siada na piłce, reszta ustawia się w ogonku za nim. Osoba siedząca podaje cyfrę, np. 4, wstaje, wtedy osoba czwarta w ogonku wykopuje piłkę najdalej jak umie i wszyscy się chowają. Osoba siedząca na piłce/szukająca jednocześnie idzie po piłkę, przynosi na to samo miejsce i zaczyna szukać. Musi jednocześnie pilnować piłki, bo jeżeli komuś kto jeszcze nie został znaleziony uda się tą piłkę ponownie wykopać, to znów wszyscy mogą się schować od nowa. Graliśmy w to namiętnie.
Jak zaczynała się wiosna, to zaczynały się też nasze wyprawy na wrotkach. Po całej okolicy jeździliśmy całym tabunem podwórkowych dzieci. Pierwsze wycieczki były zawsze po bazie
A, i jeszcze w zbijanego lub dwa ognie graliśmy
Lily - 2009-06-29, 21:13
| Ewa napisał/a: | Na zasadzie gry w klasy, ale rysuje się chłopa | aaa, to u mnie na to też mówiło się klasy
kamma - 2009-06-29, 21:18
co roku, gdy przychodził czas przycinania orzechów włoskich (lipiec), braliśmy większe gałęzie i budowaliśmy szałas
frjals - 2009-06-29, 21:33
A takie zabawy "gąski gąski do domu" albo "raz dwa trzy babajaga patrzy"?
kamma - 2009-06-29, 21:39
frjals, o, to to to!
I wszelkie zabawy słowem, niektóre nadają się już dla trzylatków, na przykład "to, co widzę, jest..."
(albo "ryby z rękami", prawda, eenia? )
Ewa - 2009-06-29, 21:40
| frjals napisał/a: | | A takie zabawy "gąski gąski do domu" albo "raz dwa trzy babajaga patrzy"? | Też I jeszcze pomidor czy głuchy telefon oraz kolory. Kolory - jedna osoba po kolei rzuca piłkę do wszystkich mówiąc przy tym kolor. Nie wolno piłki złapać gdy osoba rzucająca powie kolor czarny. Ten kto złapał na czarnym albo nie złapał innego koloru po kolei klękał na kolanko, drugie kolanko, siadał, kładł się itp. Mógł zmienić o jedną pozycję w górę przy dobrym złapaniu piłki. My z dziewczynami zmieniliśmy zabawę w kolory na angielski. Rzucało się piłkę mówiąc jakieś słówko po angielsku, a osoba łapiąca musiała szybko przetłumaczyć. Jeżeli dobrze powiedziała, to odrzucała piłkę komuś innemu samemu podając słówko. W ten sposób na boisku np. robiliśmy powtórkę do szkoły
bojster - 2009-06-29, 21:46
| Ewa napisał/a: | Ha, właśnie w zeszłym tygodniu pokazałam dzieciakom zabawę z mojego dzieciństwa, gdy znudzone rowerami szwędały się po podwórku bez pomysłu na zabawę. Kilka kapsli od butelek i kreda. Rysuje się długą trasę z zakrętami, zawijasami plus start i meta. Odwrócone kapsle to kolarze (mogą być auta, ale to zabawa dzieciaków z czasów Wyścigu Pokoju ) i każdy porusza swoim kapslem za pomocą pstryknięcia palcami. Nie można wyjść za linię trasy, wygrywa kto pierwszy dotrze do mety.
Pokazałam tą zabawę moim dzieciakom, a już za chwilę razem z nimi na ziemi leżały też starsze dzieciaki sąsiadów, w tym nawet 14 letnia dziewczyna |
Kapsle były największym hitem na naszym podwórku, ale nie jakieś tam rysowane kredą na asfalcie – między blokami była wielka piaskownica, robiło się trasę na większość tej piaskownicy: najpierw nogą 'szkic', a potem profilowało się zakręty, robiło odcinki specjalne, zwężenia, tunele, pułapki, skocznie, wilcze doły, i co jeszcze do głowy przychodziło. A następnie do gry przystępowało nawet i kilkunastu graczy, każdy ze swoim kapslem, niektórzy mieli wyszlifowane, niektórzy wypełniali styropianem, niektórzy obciążali plasteliną, każdy miał jakiś swój styl. Zabawa na cały dzień gwarantowana. To były czasy.
Inne fajne zabawy jakie pamiętam to:
duca/banczek – rzucanie monetami do małego dołka, najpierw każdy na zmianę rzucał, a potem monety niedorzucone pstrykało się w kolejności kto bliżej dorzucił – najpierw swoje, potem innych graczy. Nie pamiętam dokładnych zasad, chyba było tak że kto ostatnią monetę wpstryknął, ten zgarniał pulę.
państwa – rysowało się duże koło i dzieliło na tyle części ilu było graczy (najczęściej na 4) i te części otrzymywały nazwy państw; potem, nie pamiętam jak, wyłaniało się rozpoczynającego, on wtykał patyk w środek "kuli ziemskiej" i mówił "małe piwko na przeciwko, wywołuję (np.) Niemcy!", po czym rzucał patyk wymachem od ziemi. "adresat" biegł po patyk, a reszta się rozbiegała. po złapaniu patyka krzyczał "stop", wszyscy się karnie zatrzymywali. Następnie odliczał kroki od miejsca gdzie spadł patyk do środka kuli, tyle też kroków mógł potem przejść w dowolną stronę aby dotrzeć do jednego z uciekinierów. Następnie mógł rzucić w tę osobę patykiem (ale tylko podrzucając patyk dwiema rękami, łukiem – nie można było rzucać z za głowy, ani w inny niebezpieczny sposób), jeśli trafił, to mógł zagrabić kawałek jego państwa, jeśli nie trafił - było odwrotnie. Zabór polegał ma stanięciu rozkrokiem na granicy i zakreśleniu takiego fragmentu jaki dał radę (nie można było przy tym upaść, bo traciło się szansę); oczywiście w trakcie gry nieraz jedno państwo uwzięło się na inne, czasem tworzyły się koalicje i inne sojusze; normalnie polityka.
wybijak – praktycznie gra w chowanego, ale z dodatkowym smaczkiem. Na kamieniu kładło się deskę, a na jednym jej końcu układało patyki. Na początku wyłaniało się kto pierwszy szuka i kto pierwszy wybija. Rozpoczęcie gry polegało na wybiciu patyków z deski tak by się rozsypały – wtedy wszyscy ruszali się schować, a szukający zbierał patyki i układał je z powrotem na desce. Po ułożeniu krzyczał 'szukam', no i szukał. Kogo zobaczył, tego wymieniał, a ten musiał przyjść i stanąć przy desce; jeśli się pomylił, nastąpiło ponowne wybicie, a znalezieniu mogli się znów rozbiec; najefektowniejsze było jednak wybicie patyków przez kogoś kto się niezauważenie podkradł lub był szybszy – gdy szukający zbyt oddalił się od deski; oczywiście wtedy znalezieni mogli się znów rozbiec. po znalezieniu wszystkich, pierwszy znaleziony przejmował rolę szukającego, a szukający wybijał
To chyba najciekawsze gry jakie pamiętam z dzieciństwa, jak coś sobie przypomnę to dopiszę. Prócz tego, wiadomo – podchody, guma, klasy, berek, jedno podanie, król strzelców, włażenie na drzewa, granie w planszówki w namiocie i miliard innych.
Uświadomiłem sobie właśnie, że dawno już nie widziałem dzieci grających w którąś z tych gier. Może to dlatego, że mieszkam teraz w innym mieście, w innym blokowisku... a może to po prostu znak czasów, hegemonia komputera i telewizora nad wszelkimi zachowaniami społecznymi?
Ewa - 2009-06-29, 21:48
| kamma napisał/a: | | I wszelkie zabawy słowem | Gabryś uwielbia wszelkie zabawy słowem od zawsze. Wymienianie rzeczowników na przemian, kolejna osoba mówi słówko zaczynające się na ostatnią literę słówka osoby poprzedniej (jak Gabryś był mały, to po prostu mówiliśmy jedną literkę i na przemian wymienialiśmy jak najwięcej słów na tą literę). Zabawę w rymy - na przemian podaje się słowa, a druga osoba musi wymyślić rym (ulubiona zabawa Gabryśka, którą jest w stanie zamęczyć ) I jeszcze zabawa w zakupy - pierwsza osoba zaczyna "idę do sklepu i kupuję..." ( i tu podaje rzecz którą kupuje). Druga osoba powtarza "idę do sklepu i kupuję... " (podaje to co podał poprzednik i dodaje swój produkt) i tak na przemian wymieniając w odpowiedniej kolejności wszystkie kupione produkty i dodając zawsze jeden nowy. Przegrywa ten, kto już nie potrafi powtórzyć całej listy. Świetnie ćwiczy pamięć i uczy koncentracji.
[ Dodano: 2009-06-29, 22:51 ]
| bojster napisał/a: | | państwa – | O mamo, bojster, dzięki za przypomnienie. Faktycznie grywaliśmy w coś takiego
| bojster napisał/a: | | wybijak | I tu też dzięki za przypomnienie, zabawę w chowanego z piłką, którą opisywałam wyżej nazywaliśmy "wybijany"
Humbak - 2009-06-29, 22:02
| bojster napisał/a: | | może to po prostu znak czasów | może. U nas bloki są od siebie oddzielone i mają swoje miniplacyki zabaw. Gdy Natalcia chciała raz się pobawić na jednym z nich została ofuknięta przez tamtejsze ciocie klocie pijące kawkę na podwórku przy swoich bawiących się dzieciach, że to ich podwórko, oni za to płacą i niech idzie na swoje podwórko. Ich dzieci to powtarzają na każdym kroku, przy mnie mówiły to nawet do natalci, mimo że staliśmy u siebie a oni stali u siebie po drugiej stronie siatki 'wy tu nie możecie wchodzić, to jest nasze podwórko' - wszelkie ofuknięcia nic nie dają uciekają do rodziców którzy tylko swoje znów powtarzają. W ten sposób podane wyżej gry są niedostępne dla mojej córci - nie ma tu takiej liczby dzieci... ma jedną koleżankę która czasem jest czasem nie. Na codzień jest sama, bo tamte to nie jej place zabaw
Myślę że ona bardzo chętnie zrezygnowałaby z komputera i samotnych zabaw w pokoju na rzecz zabaw z koleżankami...
kamma - 2009-06-29, 22:24
Humbak, to straszne, o czym piszesz Ale to chyba rzeczywiście znak czasów. Ja mieszkam w dzielnicy domkowej, brak tu placów zabaw, bo każdy ma swoje podwórko, ale dostać się na te podwórka to też trudna sprawa. Trzeba dzwonić, umawiać się, cała ceremonia
Humbak - 2009-06-29, 22:32
kamma, jak widać do tego domków nie potrzeba... wszędzie trzeba się umawiać, wszędzie podjechać, wszędzie kasę na autko wydać, choć dzieci wokół jak mrówków...
mamy szczęście o tyle, że niedaleko jest niewielki park i tam się spotykają maluszki tak do ok.4 roku życia. Ale starszych dzieci już nie widzę... więc pewnie gdzieś na swoich placykach siedzą albo przed komputerem. Szczęśliwcy to ci którzy zostali zamknięci w większym komplekcie 3-4 budynków. Pojedyncze jak my mają pecha... ale nie robię OT, tylko tak mi się nasunęło po westchnięciu bojstera...
bojster - 2009-06-29, 22:37
| kamma napisał/a: | Humbak, to straszne, o czym piszesz Ale to chyba rzeczywiście znak czasów. Ja mieszkam w dzielnicy domkowej, brak tu placów zabaw, bo każdy ma swoje podwórko, ale dostać się na te podwórka to też trudna sprawa. Trzeba dzwonić, umawiać się, cała ceremonia |
To z kolei piętno naszej mentalności planistyczno-finansowej. Miasto planując dzielnicę domków nie jest zainteresowane utrzymywaniem w jej części placu zabaw, skweru, parku czy innego miejsca spotkań i wypoczynku (bo raz, że nie ma z tego kasy, dwa, że trzeba to utrzymywać, a trzy, to „po co to komu”), a prywatni właściciele ziemi którzy sprzedają działki pod domy tym bardziej się tym nie zainteresują.
U nas był jeden duży plac zabaw na 4 punktowce po 20 mieszkań każdy, dzieci w moim wieku (+/- 1 rok) mieszkało w nich ponad 20, może nawet ze 30(!), więc towarzystwo zawsze się zebrało do dowolnych gier. Teraz ani nie ma już takich placów zabaw (ten „mój” jest obecnie zasiany trawą, zabawek żadnych, jedynie została nowa niewielka piaskownica w narożniku dawnej), ani takiego przyrostu naturalnego, ani w ogóle takiej atmosfery...
PS. Oczywiście my też nie mieliśmy wstępu na inne place zabaw czy piaskownice, ogólnie na 'terytorium wroga'.
Z kolei teraz z Antkiem mam swobodne wejście na dowolny plac zabaw na całym osiedlu, może i dzielnicy, widzę że inne dzieci też są 'wędrujące', no ale co to za place – na jednym karuzela, na innym huśtawka, na jeszcze innym zjeżdżalnia, i tylko piaskownica 'się powtarza'.
frjals - 2009-06-29, 23:02
| bojster napisał/a: | | Uświadomiłem sobie właśnie, że dawno już nie widziałem dzieci grających w którąś z tych gier |
to prawda, te zabawy wyginęły jak dinozaury
A gra w noża?
kamma - 2009-06-29, 23:17
| bojster napisał/a: | | piętno naszej mentalności planistyczno-finansowej |
Ale również mentalności "separatystycznej" W myśl zasady "mój dom, moja twierdza", organizuje się ludziom te twierdze, wmawiając im, że w tych niebezpiecznych czasach właśnie tego im trzeba. Monitorowane osiedla, mury zamiast płotów...Mają dać ludziom poczucie bezpieczeństwa, a tymczasem powodują coraz dalej posuniętą izolację.
| frjals napisał/a: | | A gra w noża? |
piruety nożem z poszczególnych części ciała, aby na koniec wbił się w piasek?
A kamyki? Jeden podrzucasz, drugi podnosisz z ziemi, a następnie łapiesz ten podrzucony? Uwielbiam
bojster - 2009-06-29, 23:26
| frjals napisał/a: | A gra w noża? |
Znam dwie – jedna to rzucanie nożem postawionym na dłoni, ramieniu, nosie, czole itp., druga to rzucanie nożem koło stopy stojącego w rozkroku kolegi, tak aby ten musiał poszerzyć rozkrok. Tę pierwszą znam z podwórka, tej drugiej nauczyli mnie harcerze (czy jacyś inni „koloniści”). Nauczyli jej także przebywających w tym samym czasie nad tym samym jeziorem Belgów, by nazajutrz odkryć, że Belgom się spodobało i z upodobaniem grali w tę grę... siekierą.
Kiedyś z kolegą wymyśliliśmy też „grę” polegającą na rzucaniu rzutkami w stopę, zadanie było proste: rzucający miał pocelować jak najbliżej stopy, a stojący miał wytrzymać napięcie. skończyło się na tym że mama kolegi weszła do pokoju akurat w trakcie któregoś rzutu, ja się odwróciłem, kolega rzucił, no i rzutka wbiła mi się centralnie w stopę. Nic nie poczułem, mama nic nie zauważyła, powiedziała coś i wyszła, odwróciłem się i powiedziałem że możemy kontynuować, wtedy zobaczyłem najpierw jego twarz, a potem swoją stopę i powiększającą się czerwoną plamę na skarpetce. Prawie nic nie bolało, jakoś tak ładnie między kości i ścięgna weszła, trochę poczułem przy wyciąganiu dopiero. A „stygmat” mam do dziś.
@kamma: a po co nam sąsiedzi skoro mamy Internet?
Ewa - 2009-06-30, 05:52
| bojster napisał/a: | | rzucanie nożem postawionym na dłoni, ramieniu, nosie, czole itp. | O tak, znamy
| bojster napisał/a: | Kiedyś z kolegą wymyśliliśmy też „grę” polegającą na rzucaniu rzutkami w stopę, zadanie było proste: rzucający miał pocelować jak najbliżej stopy, a stojący miał wytrzymać napięcie. skończyło się na tym że mama kolegi weszła do pokoju akurat w trakcie któregoś rzutu, ja się odwróciłem, kolega rzucił, no i rzutka wbiła mi się centralnie w stopę. Nic nie poczułem, mama nic nie zauważyła, powiedziała coś i wyszła, odwróciłem się i powiedziałem że możemy kontynuować, wtedy zobaczyłem najpierw jego twarz, a potem swoją stopę i powiększającą się czerwoną plamę na skarpetce. Prawie nic nie bolało, jakoś tak ładnie między kości i ścięgna weszła, trochę poczułem przy wyciąganiu dopiero. A „stygmat” mam do dziś. | Ratunku, ja mam dwóch synów! Co mnie jeszcze czeka?
kamma - 2009-06-30, 07:38
| Ewa napisał/a: | | Ratunku, ja mam dwóch synów! Co mnie jeszcze czeka? |
a ja mam jedną Irmę i też ratunku
gosza - 2009-06-30, 10:15
Fajne te zabawy były, też pamiętam te wszystkie, które wymieniłyście, najbardziej lubiłam podchody, strzałki i inne tajemnicze znaki, wiele niespodzianek po drodze. Uwielbiałam też gry planszowe, najbardziej chińczyka, bierki, Piotrusia
Cela - 2009-06-30, 13:47
Nieźle
Ja pamiętam jeszcze grzyba - to była gra pilnikiem (takim wielkim ). Nie wiem, jak to się kończyło, ale wiem, że każdy, kto rzucał, robił to tak, aby pilnik wbił się jak najdalej od poprzednio zaznaczonego miejsca. Chodziło o to, żeby już nikomu po nim nie udało się tego powtórzyć. Ale oczywiście udawało się i dzięki temu zabawa trwała godzinami. Raz taki pilnik też wbił mi się w stopę Na szczęście też na tyle sprytnie, że nic groźnego się nie stało.
[ Dodano: 2009-06-30, 14:49 ]
A pamiętacie może coś takiego jak krosno? Ostatnio nawet znalazłam to w sklepie (tylko malutkie). Pamiętam, że moja babcia mi sama zmajstrowała krosno i robiłam godzinami jakieś kolorowe dywaniki dla lalek
[ Dodano: 2009-06-30, 14:52 ]
A jak się nazywała ta zabawa sznurkiem (lub gumką) - zaplatało się odpowiednio sznurek na palcach obu dłoni i wtedy druga osoba musiała go sobie tak przejąć, że na jego dłoniach powstawał całkiem nowy wzór. Oczywiście wzór był symetryczny.
Humbak - 2009-06-30, 14:13
zabawa która robiła duuużo hałasu i trwała dłuuugo był rzut łyżeczką do celu - coś jak dzisiejsze skoczki, trzeba było ułożyć łyżeczkę trzonkiem od celu a zegłebieniem do i huknąć łapką tak by odskoczyła w wybranym kierunku i wylądowała - u nas w zlewie... metalowym więc decybeli było
Tusia - 2009-06-30, 14:19
Pamietam kilka zabaw z mojego podwórka, bawiliśmy się "blokiem",czyli dzieci z jednego bloku, a było nas, hm... masakrycznie dużo.
Świnia: jedna osoba ustawiona na ulicy (bezpieczny parking z wąskim przejazdem z daleka od ruchliwej ulicy) grupka dzieci po jednej stronie. Zadaniem grupy było przebiegnięcie a drugą stronę ulicy, a świnia miała nas łapać. Gdy kogoś łapała trzymając sie za ręce polowali na przebiegających.
Krowa: Na trawniku stawała jedna osoba i wyciągała przed siebie dwie ręce z rozcapierzonymi palcami. Za każdy palec łapała inna osoba, i "piła w ten sposób mleko z wymienia" Krowa mówiła jakaś rymowankę, niestety nie pamiętam jaką, o tym że cielaki piją mleko, i na końcu mówiła: a mleko jest koloru... Wymieniała kolory. Gdy mówiła: biały, cielątka uciekały. Krowa je goniła. Gdy dotknęła jakiejś osoby, stawała ona w rozkroku i nie mogła uciekać przed krową. Aby odczarować cielaka, trzeba było przejść na czworaka pod jego nogami.
Halihalilihop (nazwa zmyślona przez nas chyba): Rzędem siadaliśmy na ławce, a jedna osoba z piłką mówiła: Rzecz na literę np. B i kolejno trzeba było zgadywać. Można było zdawać pytania pomocnicze. Gdy kolejka minęła bez odgadnięcia słowa, osoba z piłką dodawała literę. Jeśli ktoś zgadł hasło szedł za osobą prowadzącą na płaską drogę, osoba prowadząca rzucała piłkę za siebie mówiąc: "Hali hali dom się pali " trzeba było łapać piłkę i z miejsca w którym się ją złapało potoczyć ja tak aby wpadła między nogi. Wtedy można było prowadzić następną rundę.
Oczywiście były też zabawy z piłką np. gra w zbijaka czy dwa ognie, w króla-odbijanie o ścianę, chowanego, podchody, zabawy na kocyku w dom, malowanie kredą po asfalcie, ciuciubabka na trzepaku (przed komunią ułamała mi się stała górna jedynka podczas takiej zabawy ), zabawy w warzywniak...
Fajne to były czasy,a le dzieci było wtedy mnóstwo, w samej mojej klatce w 15 mieszkaniach mieszkało około 25 dzieci w podobnym wieku. A blok ma 6 klatek, bloków mnóstwo.
Agnieszka - 2009-06-30, 19:41
Mam wewn podwórko, dzieci cała masa, z zewnątrz i goście też bywają.
Dzieci jeżdżą na rolkach, wrotkach, hulajnogach, rowerkach, starsi idą na druga stronę lub wakacyjnie wieczorami bywają.
Z zabaw takich na wiek mojego dziecka to: klasy, bańki zbiorowe, guma, kolory, chowanego, "szczur", "baba jaga patrzy",malowanie kredą
Nad wejściem do klatek mamy prześwity zadaszone więc w razie upału, deszczu dzieci wynoszą koce, zabawki i bawią się pod dachem.
Na placu są huśtawki, zjeżdżalnia, piaskownica i jest to teren wydzielony dodatkowo i wyłożony matami - taki dla mniejszych dzieci. Dalej jest kostka, chodniki, trawniki (zakaz wyprowadzania psów) więc na zielonym też dzieci mogą zagościć z kocami.
Nasze podwórko fajne jest (Ci co widzieli wiedzą) być może tym, co dzieci nie mają hałas i gwar przeszkadza, ja mam nad tym placykiem balkon, aktywnego użytkownika podwórka więc dla mnie mega wygodne rozwiązanie.
frjals - 2009-07-01, 13:46
A robienie sekretów pamiętacie?
Humbak - 2009-07-01, 13:52
frjals, możesz opisać?
frjals - 2009-07-01, 13:57
Chodzi o robienie obrazków z kwiatków, sreberek, komiksów z gumy itp. Przykrywało sie je kawałkiem szkła i zagrzebywało w ziemi. I potem można było komuś w tajemnicy pokazać taki "sekret" .
gosia_w - 2009-07-01, 15:29
ja sobie przypominam te sekrety... świetna zabawa!
Malinetshka - 2009-07-02, 12:37
Ale fajny temat budzi masę wspomnień.
Na naszym podwórku było towarzystwo z 2 bloków, właściwie same dziewczyny
Poza grą w gumę, w kolory, w państwa, zabawę w sklep/restaurację w piaskownicy, zabawy na kocach (lalki, ubranka itp.), fikołki na trzepaku to pamiętam jeszcze "pożegnanie lata" to był taka coroczna zabawa, pod koniec sierpnia. Zwykle ktoś z naszej grupy to "organizował" Robiłyśmy sobie takie wewnętrzne zawody sportowe, biegi itp. festiwal piosenki i inne.
Niezapomniane dla mnie są "wybory miss". Zwykle jedna z dziewczyn ogłaszała, że np. kolejnego dnia to ona organizuje wybory i zbierała chętne uczestniczki Przygotowywała konkurencje (żeby nie było - również intelektualne), nagrody, szarfy (z papieru toaletowego, a jakże ) no i któraś z nas ów wybory wygrywała. A ponieważ najczęściej byłyśmy w liczbie 4-5 to gdy jedna była organizatorką - pozostałe zazwyczaj dostawały jakieś wyróżnienie Poza I-szą vice miss, mogły być jeszcze II-ga i II-cia itd.
Z zabaw z piłką pamiętam stawanie po dwóch stronach chodnika (obowiązkowo takiego z krawężnikiem - im wyższy tym lepszy). Trzeba było odbijać piłką o krawężnik po przeciwnej stronie, czyli przed przeciwnikiem, tak, aby piłka wróciła w nasze ręce. Te odbite i złapane się naliczało do swojej puli. Jak piłka poleciała w innym kierunku to przejmował ja przeciwnik i odbijał o drugi krawężnik. Zdarzały się osoby odbijające po kilkadziesiąt razy pod rząd, a nie było to łatwe wówczas osoba po drugiej stronie chodnika trochę się wynudziła
Jeszcze były jakieś zabawy, z kredą i nie tylko...ale nie mogę sobie przypomnieć
Fajnie wspominam też prowadzenie ogródka. Za zgodą dozorcy zaopiekowałyśmy się jednym skwerkiem, na którym rosła trawa i posadziłyśmy na nim kwiaty, dalie, tulipany itp. Nasze angażowanie nie trwało długo ale kwiatki na jakiś czas przyozdobiły podwórko..zarastając chwastami coraz bardziej
Lenka - 2009-07-02, 13:36
A ja bawiłam się często z rówieśnikami w NOC-DZIEŃ. 1 osoba zamyka oczy mówiąc NOC (albo ma chustkę, opaskę na oczach) i chodzi z wyciągniętymi rękami, łapiąc inne dzieci. Jak podbiega do ustalonego miejsca (np. sciany, drzewa, krzesła) i mówi DZIEN, sciagajac chustkę lub otwierając oczy, dzieci nie mogą stać na ziemi. Musza być np. na dużym kamieniu, pienku drzewa, hustawce, krzesle, łozku itp. Zabawa ta jest fajna na podwórku, jesli są rzeczy, na ktore mozna wejsc lub w domu, jesli dzieci mogą połazic po stole i krzesłach
W przedszkolu bardzo fajną gra było MEMORY, trzeba odwracać obrazki i znalezc 2 jednakowe. Swietne na pamiec. Mam takie 2 gry w domu ( 1 po angielsku z prostymi ilustracjami,a drugą trudniejsza ze zdjeciami). Rok temu, kiedy bardzo padało na wakacjach, razem z siostra, kuzynem i kuzynką bawilismy sie tym jak dzieci Ale fajnie było, tak wrocic do dziecinstwa
Jak byłam w podstawowce, dostalam od cioci z USA dłuuugą skakankę w kolorze tęczy. Nosiłam ją do szkoły i na podwórku lub długim korytarzu, dwie osoby kręciły, a kilka skakało Można też kręcic skakankę w koło i dzieci muszą przez nią skakać (SZCZUR)
Jak jest dużo dzieci to można wytyczyć boisko (kwadrat) i dwie osoby stoją naprzeciwko siebie( my na taką osobe mówiliśmy MATKA) i toczą (po ziemi) piłkę. Reszta osób jest w "kwadracie" i musi skakać. Piłka nie może podskakiwać, musi się toczyć po ziemi. Dzieci muszą unikać kontaktu z piłką A jeżeli kogoś dotknie, to schodzi z boiska. Wygra ta matka, która wiecej osob skuła.
Fajne jest też "CO by było gdyby". Są dwie osoby. Jedna pisze na kartce (na gorze strony) jakieś zdanie np. " Co by było gdyby... na swiecie zabrakło wody?( im bardziej absurdalne, tym smieszniej). I zagina kartkę tak, żeby zakryć zdanie, przekazuje kartke koledze. DRuga osoba też pisze jakieś zdanie np. "Co by było gdyby.. przestano produkować słodycze?". I też składa kartkę i daje koledze. Na kartkach, ktorymi dzieci się wymieniły piszą odpowiedz, ale do swojego pytania. I tak kilka razy (aż braknie kartki). I potem czytamy. Wychodze smieszne głupoty (ale dzieci takie lubią, nie? ):
" Co by było gdyby... na swiecie zabrakło wody?
- Grubasy by się załamały.
"Co by było gdyby.. przestano produkować Słodycze?
- Umarlibyśmy!!!
I tak to wyglada.
agus - 2009-07-02, 14:27
My jeszcze lubiliśmy grać w "ciepło-zimno", "kamień-nożyce-papier".
A tę grę z przekładaniem sznureczka/nici w dłoniach znam, bardzo lubiłam, ale tez nie znam nazwy...
kamma - 2009-07-02, 22:22
| Lenka napisał/a: | | "CO by było gdyby". |
To ja znam trochę inną wersję tej gdy, również można zejść ze śmiechu. Jedna osoba zadaje słówko pytające: (kto? Co? Jak? Kiedy? Dlaczego? Ile? Gdzie? Po co? Czy?) i wszyscy piszą na swoich kartkach pytanie zaczynające się od tego słowa. Potem zaginamy kartkę, żeby nie było widać pytania, wymiana kartek i wszyscy piszą odpowiedź na swoje własne pytanie. Znowu zaginamy, znowu wymiana... i tak aż do wyczerpania słów pytających. A potem rozwijamy i rżymy
Lenka - 2009-07-03, 11:17
Hehe, no to nawet Twoja wersja jest ulepszona, Kamm
Ale ogolnie można posmiać ( zawsze z kolezzanką gralysmy to na godzinie wychowawczej i była kupa smiechu )
arahja - 2009-07-03, 12:46
My graliśmy w coś podobnego do państw, które opisał bojster, tyle że u nas nazywało się to kamykiem. Rysowaliśmy tak duże pole, na jakie pozwalała droga (żwirowa, więc granice się oznaczało patykiem), dzielilismy obszar na tyle państw, ile było uczestników - każdy się tam jakoś nazywał. Smaczkiem było morze wokół środka okręgu
Bierze się płaskiego kamyka, nie za dużego, nie za małego i pierwsza osoba kopie go na obszar wroga. Jeśli kamyk wypadnie poza linię, zabiera się atakującemu część ziemi (rozkrok na granicach i zatoczenie koła ręką z patykiem ), jeśli zaś kamyk uderzy w czyjeś buty, to za karę zabiera się mu część terytorium. I wiadomo, gramy, aż ktoś zdobędzie cały świat
To był nasz numer jeden przez długi czas.
No i frakcje indian i rewolwerowców
eloo - 2009-07-03, 13:05
| bojster napisał/a: | A „stygmat” mam do dziś. |
Ja dostałam rzutką w piszczel. Nie pamiętam czy sama tak rzucałam, czy też mój brat
Wiem, że nie bolało.
Z gier pamiętam w króla na trzepaku, król stał za trzepakiem, a kolejka rzucała, chodziło o to by się odbiła, a nie przerzuciła trzepaka w ręce króla. Liczyło się punkty, każda "skucha" zerowała punkty. Określona liczba punktów powodowała zmianę króla.
Masa gier karcianych. Jako, że graliśmy na murku przy schodach pod blokiem, weszła na w krew gra" w króla, ministra, popycha i chama. Na murku przy ścianie (mógł się oprzeć) siedział król, z naprzeciwka minister, na schodach popych i cham stał. Nie pamiętam dokładnie zasad, ale też zbierało się punkty i zamiana ról.
Z jeszcze nie wymienionych, to na placu stał domek. Sam domek był nudny, ale zabawę zorganizowaliśmy szybko, jedna osoba stała pod domkiem, reszta na, chodziło o to by osoba pod domkiem dotknęła kogoś na domku. Wiele krzyku, śmiechu.
Między blokami stała też nieczynna fontanna więc wykorzystana była do tego, ze jedna osoba stała po środku, a reszta ustawiona na murku od fontanny i chodziło o to by się zamieniać miejscami, przebiegać, a berek łapał.
Uff sporo tego i kilka mało fajnych, których nie chciałabym by ktoś brał za przykład. Wiem jedno, że wczoraj jak siedział na balkonie i oglądałam robaczki, przez nas zwane "gązami" to miękko mi się zrobiło na sercu, że to nie wróci
aranus - 2009-07-03, 13:52
miło się czyta ten watek - też masa wspomnień wróciła.
ostatnio idąc przez osiedle doszłam do wniosku, że podwórka .... opustoszały.
to nie tak jak w latach 70tych - 80tych pełno było dzieciarni.
teraz pustki. tez macie takie wrażenie?
mam małego Syna, ale mam zamiar nauczyć go dobrze się bawić bez komputera i telewizora. Niech ma chłopak kapitał na przyszłość w postaci wyobraźni
Najbardziej mnie rozczuliło wspomnienie "sekretów" = ile to się człowiek naganiał po krzakach w dzieciństwie, aby je dobrze ukryć.
mienta - 2009-07-13, 18:30
Ja, mimo że mam tylko 16 lat, to też już znam zabawy, o których dzieci nie wiedzą niestety... Niegdyś baardzo popularny ,,Diabeł" ( puk, puk - kto tam? i tak dalej ) oraz ,,Kamyczek". Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby siedzieli na ławce i zamykali oczy robiąc jednocześnie ,,dzióbki" z dłoni. Osoba, która nie siedziała brała kamyk i przechodziła po kolei koło każdego wkładając swoje ręce do ,,dzióbków". Jednemu wybrańcowi dawała kamyk. Potem każdy po kolei zgadywał kto ma kamyk. Gdy padło dobre imię, osoba mająca kamień uciekała jak najszybciej, a ten, kto zgadł, gonił ją. Jeśli ,,kamyk" zdążył wrócić na swoje miejsce na ławce, to soba goniąca rozdawała kamyk w nastepnej kolejce,a jeśli nie - to odwrotnie ; > Nie wiem, czy wystarczająco jasno to objasniłam, ale kochałam tą zabawę!
k.leee - 2009-07-15, 00:18
Pewnie tej zabawy nie znacie.
Ustawialiśmy z bratem poduszkę i rzucaliśmy w nią nożem. Potem biliśmy się o nóż, ja złapałem z a trzonek on za ostrze. Siknęła krew ale, że był młodszy to miał siedzieć cicho.
Mama jednak zauważyła, że coś się dzieje i tak nadal nie jestem jedynakiem.
A tak serio to chyba o wszystkim już napisaliście.
Uwielbiałem robić sekrety, grałem w gumę, w kapsle, w noża, na pieniądze : na spuszczane, do dołka i w linię, w syfa - tak jak berek tylko jak kogoś dotkniesz to nie uwalniasz się od syfa tylko razem gania się resztę. Najwięksi twardziele uciekali na ogromne drzewa, na wysokość 3-4 piętra.
Największą chyba frajdę sprawiały mi te nitki, które przekładało się przez palce.
A ten pierwszy komputer to była Amiga?
Apulejusz - 2009-07-15, 09:55
Nieee noo wątek super extra odlotowy! Aż się łezka kręci w oku:)
Pomyśleć tylko jak dzieciaki potrafiły sobie świetnie radzić w trudnych czasach:) U mnie na podwórku oprócz wielu już zabaw wymienionych wcześniej grało się w bejzbol (co denerwowało wszystkich rodziców bo emocje były tak duże, że krzyczeliśmy - co ja piszę wrzeszczeliśmy - na siebie a było nas sporo:), poza tym kręciło się hula hop -0 były nawet swoistego rodzaju zawody w kręceniu, graliśmy w "kości" - tzn kośćmi były małe kamyczki, które się podrzucało i musiały się zatrzymać na zewnętrznej stronie dłoni: najpierw jeden, potem dwa i tak do sześciu. Urządzaliśmy wszędzie nasze kryjówki - tzw "bazy" bo mieszkaliśmy na osiedlu, które dopiero powstawało, więc naszym placem zabaw był plac budowy... ech to były czasy - wyprowadzanie stróża w pole to było coś!!!:) W zabawach często wykorzystywaliśmy hmmm że tak to nazwę "materiały budowlane" - obrzucanie się suchym cementem było hitem i radochą, która kończyła się po przyjściu do domu (zwątpienie rodziców!). Oczywiście zbieraliśmy też szklane puste butelki i zanosiliśmy do punktu skupu a za otrzymane pieniądze kupowało się picie w woreczkach:) Zawody w zbieraniu butelek to też była dobra zabawa - nieświadomy recykling:)
Capricorn - 2009-07-15, 13:15
| k.leee napisał/a: |
Ustawialiśmy z bratem poduszkę i rzucaliśmy w nią nożem. Potem biliśmy się o nóż, ja złapałem z a trzonek on za ostrze. Siknęła krew ale, że był młodszy to miał siedzieć cicho.
Mama jednak zauważyła, że coś się dzieje i tak nadal nie jestem jedynakiem.
|
wow chociaż - mi kiedyś brat wypadł z wózka, i też dostał polecenie, ze ma cicho siedzieć
| Cytat: | | A ten pierwszy komputer to była Amiga? |
u nas akurat tak, choć to już nie czasy dzieciństwa. A500. a potem A1200.
Humbak - 2009-07-15, 22:19
jako dziewczynki bawiłyśmy się też w 'łapane klaskane' - nie pamiętam dokładnie całej zabawy - polegała na odbijaniu piłki o ścianę budynku i mówieniem z pokazywaniem różnych wersów zanim się tą odbitą piłkę złapało - jak ktoś nie dał rady odpadał. I tak było po kolei - łapane, klaskane, w tył ręce, na serce... nie pamiętam co dalej, ale klaskało się też pod kolanem, łapało za guzik, obracało wokół osi i inne... do rymu ale nie pamiętam niestety wszystkiego żeby dokładnie opisać.
A ja dziś zapomniałam jak się grało w gumę i nie mogłam pokazać córci
Cela - 2009-07-16, 18:52
| Humbak napisał/a: |
A ja dziś zapomniałam jak się grało w gumę i nie mogłam pokazać córci |
No i właśnie po to powstał ten wątek - ja też ostatnio chciałam pokazać to znajomym dzieciaczkom, ale ...
Czy ktoś z Was pamięta? Prosimy o instrukcję
A czy ktoś wspomniał o podchodach? Pewnie tak, tylko mi jakoś umknęło.
Kurczę, czasy dzisiaj rzeczywiście trochę inne - kiedyś dzieciaki bawiły się razem. Tak naprawdę razem ! A dziś każdy idzie w swoja stronę. Ludzie się wzajemnie krytykują, nie akceptują, nie wspominając już o zaufaniu.
Pamiętam, jak za moich czasów każdy chciał czegoś innego, wszyscy mieli już dosyć tego, że jak już coś pojawiło się w sklepach, to wszyscy to od razu mieli. Nie było wielkiego wyboru i chciało się czy nie, miało się takie same szaliki, takie same kurtki ... itd. Ale poza tym aspektem ludzie szli ramię w ramię. Była jakaś jedność. Nie krytykowało się kolegów i koleżanek, oni po prostu byli i to był powód do radości! Teraz za to dzieciaki muszą mieć to, co mają wszyscy pozostali - trendy wyznaczane są przez bajki, gazety i seriale. Kucyki pony, gazetki i wszystko, co tylko można sobie wyobrazić z wizerunkiem Puchatka, czy dla starszych dzieci Witch, jakaś tam Hannah Montana (nie wiem czy tak to się pisze). Jedyne, co dzieci mogą sobie dziś wyobrazić, to ... kolejny gadżet, albo kolejną grę komputerową. To wszystko zaprawione toną chipsów i słodyczy i mamy dziecko z głowy
Tylko mimo tego, że dziś wszyscy chcą biec w tłumie, to tak naprawdę każdy biegnie osobno i w dodatku strasznie się rozpycha łokciami. Innych chcemy zauważyć głównie po to, żeby ich skrytykować, a siebie przez to utwierdzić.
Z jednej strony wydaje mi się, że właśnie dlatego dziś trudniej nauczyć dzieciaki zabaw z naszego dzieciństwa, bo brak tej jedności, a co za tym idzie, gruntu do ich zaszczepienia. Trudno bawić się w zbijanego, chowanego, sekrety, itd. samemu. Z drugiej strony jednak myślę, że to jedyna szansa, aby w dzisiejszym świecie jeszcze nauczyć je takich pozytywnych rzeczy, jak wzajemny szacunek, jedność grupowa, czy po prostu budowania relacji międzyludzkich.
Droga dzieci jest wypadkową drogi pokazywanej im przez świat i przez nas. Jeśli my nie wskazujemy im innej (chciałoby się powiedzieć lepszej), to zostaje im tylko ta pierwsza - wiemy dobrze jaka ona jest i w jakim kierunku zmierza.
frjals - 2009-07-16, 21:37
| Cela napisał/a: | | Nie krytykowało się kolegów i koleżanek, oni po prostu byli i to był powód do radości! |
chyba trochę idealizujesz... (co zresztą zupełnie normalne jest i powszechne), sama pamietam jak będąc posiadaczką kurteczki moro (nabytej legalnie w normalnym sklepie ) byłam nazywana szkopem
Poza tym taka "jednosć", zabawa w grupie jest fajna dla dzieci (i dorosłych), które potrafią się w tej grupie znaleźć i dobrze sie w niej czują. Jak słyszę takie teorie to w pierwszym odruchu się z nimi oczywiście zgadzam, a w chwilę później uświadamiam sobie, że ja sama jestem z obecnego stanu rzeczy zadowolona . W społecznościach wirtualnych czuję się jak ryba w wodzie, w rzeczywistych, delikatnie mówiąc - niekoniecznie .
Cela - 2009-07-17, 13:42
| frjals napisał/a: |
chyba trochę idealizujesz... |
Może idealizuję ... a może mamy inne doświadczenia. Mnie nikt nigdy nie przezywał ... ja tego również nie robiłam.
| frjals napisał/a: |
Poza tym taka "jednosć", zabawa w grupie jest fajna dla dzieci (i dorosłych), które potrafią się w tej grupie znaleźć i dobrze sie w niej czują. [...]
W społecznościach wirtualnych czuję się jak ryba w wodzie, w rzeczywistych, delikatnie mówiąc - niekoniecznie . |
No i to mnie właśnie smuci Nie piję oczywiście do Ciebie, ale do rzeczywistości trzeba się trochę przyłożyć, postarać. Chodzi o pewne zasady moralne, uczucia, wyrozumiałość itd. W świecie wirtualnym są one zbędne. Jesteś kim chcesz, nawet wówczas, gdy w głębi duszy jesteś kimś zupełnie innym. To nie ludzie, tylko ich kreacje.
"Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono” napisała Szymborska. A na ile możemy zostać sprawdzeni w sieci? To nie jest życie.
frjals - 2009-07-17, 14:04
| Cela napisał/a: | | do rzeczywistości trzeba się trochę przyłożyć, postarać. Chodzi o pewne zasady moralne, uczucia, wyrozumiałość itd. W świecie wirtualnym są one zbędne |
hm, chciałam odpowiedziać, ale nie odpowiem, bo rzeczywiście nie do mnie pijesz .
Cela - 2009-07-17, 15:56
frjals, oczywiście, że nie. Mam nadzieję, że jesteś o tym przekonana.
Chodzi mi o pewne zjawisko, a nie o ocenianie poszczególnych osób - zwłaszcza, gdy nie znam ich w realu.
majaja - 2009-07-17, 18:15
| frjals napisał/a: | | Poza tym taka "jednosć", zabawa w grupie jest fajna dla dzieci (i dorosłych), które potrafią się w tej grupie znaleźć i dobrze sie w niej czują. Jak słyszę takie teorie to w pierwszym odruchu się z nimi oczywiście zgadzam, a w chwilę później uświadamiam sobie, że ja sama jestem z obecnego stanu rzeczy zadowolona | Znam to uczucie, na podórko czasami trzeba było mnie wyganiać, szczególnie że musiałam zazwyczaj pilnować młodszych bachorów które wiecznie mi gdzieś ginęly (bo np taka polazła nad bajoro - w normalnych częściach kraju zwane stawem - i pogubiła wszystkie buty, za co obrywałam).
A zabaw pamiętam manię ping ponga, na stole, w małym pokoju, siatką były zazwyczaj kasety, paletki zazwyczaj były prawdziwe, godzinami graliśmy.
I manię gotowania, kiedyś z kuzynką słodkie placki robiłyśmy i cały sufit w cieście był, do dziś nie wiem jak to zrobiłyśmy.
A z utarczek międzyrodzeństwowych to pamiętam jak pożarłam się z bratem zwiałam do pokoju a ten wziął krzesło i walnął w szybę w drzwiach, które trzymałam, po tym wydarzeniu wzystkie szyby w drzwiach zostały wymienione na dykty.
nika - 2009-07-17, 18:32
| frjals napisał/a: | | A gra w noża? |
teraz to się chyba dzieciom noży nie daje, noże nie mają atestów żadnych
Też mieszkam w domku a w pobliżu są jeszcze 3 domy z dziećmi i te dzieci wszystkie bawiły sie same i było im nudno i smutno. W zeszłym roku się zebrałam i poszłam do sąsiadów (wszystkich po koleji) i pozapraszałam te dzieci do siebie, najpierw trzeba było ich pilnować, ale teraz juz bez problemu można je gdzieś zostawić. I tak łażą czesem pomiędzy wszystkimi podwórkami, a czesem ustalemy z sąsiadmi gdzie dzis będą. Przy okazji poznałam sąsiadów i też czasem łazimy z domu do domu i umówilśmy sie że wpadamy do siebie bez umawiania i dzwonienia, a jak komuś nie pasuje cokolwiek to odrazu mówi.
Warto wyjść z inicjatywą, bo nie każdy ma odwagę sam zagadać.
majaja - 2009-07-17, 22:23
| nika napisał/a: | | można je gdzieś zostawić. | A nas zawsze można było zostawić. Paliśmy ogniska, pamiętam jak chłopacy z podwórka mało się nie potopili na wlasnoręcznie zrobionej tratwie, łowienie kijanek, pamiętam też pogrzeb dwuletniego mojego kuzyna, który utopił się w jeziorze, dlatego nie jestem pewna czy kiedy było lepiej, dla dzieci na pewno ciekawiej.
nika - 2009-07-17, 23:04
Ja na punkcie bezpieczeństwa, to jestem mocno przeczulona. "Gdzieś zostawić " to znaczy nie siedzieć z nimi i nie organizować im zabaw, tylko zostawić i pozwolić się samym zorganizować. Zawsze ktoś widzi dzieci no i mają obowiązek meldować jak zmieniają podwórko.
U nas naszczęście nie ma dużych zagrożeń typu jezioro, albo droga, ale widziałm dzieciaki bawiące się przy drodze bez opieki, albo jeżdżące sobie same na rowerkach z bocznymi kółkami i to takie mniej więcej pięcioletnie
|
|