wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Nasze zdrowie - Utrata wagi po przejściu na wegetarianizm

Alutka - 2012-04-25, 14:46
Temat postu: Utrata wagi po przejściu na wegetarianizm
Około 5 miesięcy temu wybrałam, że nie będę już jeść mięsa i nie żałuję. Czuję się świetnie - zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jedyny mały problem jaki zauważyłam, to utrata wagi. Obecnie mam 22 lata, 168 wzrostu i przez te 5 miesięcy schudłam 4 kg - z 64 na 60 kg. Od dwóch tygodni waga już się ustabilizowała (nie spada), ale trochę mnie to martwim bo jem dosyć dużo - głównie warzywa, owoce i słodycze :) . Czy po przejściu na wegetarianizm też zaobserwowaliście u siebie utratę wagi?
Mikarin - 2012-04-25, 14:57

Alutka, wg Campbella wszystko w normie :) wiele osób tak ma, ja niestety nie. Przed ciążą miałam 172 cm i 71 kilo wagi i było mi super :)


zazdroszczę swoją drogą... ja mam 172cm i 80 kilo wagi po ciąży :(

gosia_w - 2012-04-25, 15:01

Alutka, a zboża też jesz?
neon.ka - 2012-04-25, 18:04

Ja schudłam po przejściu na wegetarianizm - przy 169 cm i 56 kg przed, ustabilizowała mi się waga na 52 kg po ok. pół roku na diecie wegetariańskiej. I tak zostało [oczywiście do momentu zajścia w ciążę ;-) ]. Niewątpliwie organizm się nieco oczyścił.
ja bym się nie martwiła jeśli dalej już nie chudniesz.

TinaM - 2012-04-25, 18:09

Ja nic nie schudłam po przejściu na wegetarianizm, chociaż u mnie to nie była raczej jakaś wielka rewolucja dla organizmu, bo po pierwsze nie jadłam dużo mięsa, a po drugie moje przejście było stopniowe, bo przez trzy m-ce jadłam jeszcze ryby. Schudłam dopiero po odstawieniu cukru ;-) .
Agnieszka - 2012-04-25, 18:25

Ja traciłam początkowo i sporo ale też popełniałam wiele błędów (to było ponad 20 lat temu), gabaryty zawsze miałam małe (no poza ciążą). Może warto żebyś wpisała jadłospis a włączenie do diety strączków, kasz oraz makaronów i mąk z pełnego zboża warto rozważyc. Obecny spadek, zwłaszcza, że stabilnie jest nie budzi moich zastrzeżeń.
Alutka - 2012-04-25, 18:29

Po Waszych wypowiedziach widzę, że za bardzo się tym martwię.
Myślę też, że zrobiłam właśnie błąd w diecie, bo za mało jadłam produktów zbożowych (szczególnie kasz i makaronów). Ale teraz to zmienię i powinno być dobrze :)

Agnieszka - 2012-04-25, 18:36

Alutka: wrzuc jadłospis. Wiele z nas staż ma długi, dietetyczki też obecne na forum i w razie co zapewne podpowiedzą, doradzą, zasugerują.
Agnieszka - 2012-04-25, 18:50

euri: :-D te orzechy, nasiona, oleje takie mi się oczywiste wydały
Alutka: masz podwójny doping z jadłospisem ale w przeciwieństwie do euri bym się upominała o tygodniowy (najlepiej wcześniejszy czyli taki "nie po ostatnich zmianach")

Lily - 2012-04-25, 19:17

Ja przytyłam, wiec mogę tylko zazdrościć ;) Niedowagi nie masz, nie ma się co martwić moim zdaniem.
idalianna - 2012-04-25, 19:22

Ja wcale nie schudłam, jak zawsze moja waga się wahała i... wcale schudnąć mi łatwo nie było. Ale to może (NA PEWNO) dlatego, że jako początkująca wege (jasne, jasne, początkująca przez kilka dobrych lat...; po prostu olewająca swoje ciało :oops: ) jadałam dużo junk foodów, cukru, pizzy, zupek chińskich ( :mryellow: ) i przeeeróżnych śmieci! Nie ma co się dziwić. Raz nawet próbowałam schudnąć taką dietą, że się je 6 posiłków dziennie, na każdy wybierasz sobie np. 3 produkty z jakiejś grupy... ale szybko zrezygnowałam, bo najczęstszym posiłkiem była grupa, w której było mięso, mięso, jaja, mięso, sery, mięso i jeszcze raz mięso. Także żarłam jaja z serem żółtym i to było na tyle ohydne, że szybko zrezygnowałam. Ale schudłam faktycznie. Do czasu, aż nie zaczęłam znów wpierdzielać zupek chińskich. Od jakiegoś czasu cały syf wyleciał z mojej diety (włącznie z cukrem! ;-) ), nabiału też ni ma, zamiast tego jem duuuużo fajnych, zdrowych i kolorowych rzeczy (w tym dość sporo ziaren, kasz, orzechów) i... chudnę. Może nie spektakularnie, ale powolutku objętość tłuszczyku pociążowego się zmniejsza. I jest CUDOWNIE! :-P )
jarzynajarzyna - 2012-04-25, 20:16

ja straciłam w ciągu jakichś 12 lat około 20 kilo :-P jako nastolatka nie byłam otyła, ale taka trochę obła tylko, a potem jakoś tak samo zeszło... zwłaszcza w ostatnich czasach wegaństwa, ale myślę, że to tez z racji tego, że już nie jestem na sytej maminej kuchni :-P
jazgottt - 2012-04-25, 22:19

Masz BMI ponad 21, czyli w normie. Musiałabyś schudnąć poniżej 53 kg żeby mieć niedowagę (wg najnowszych danych BMI poniżej 18,5 to niedowaga). Górna granica normy to BMI 25, jednak najlepiej jak ma się BMI max 23, takie jest najzdrowsze. Czyli masz idealne BMI, nawet jeśli jeszcze troszkę schudniesz, to będzie ok. Zdrowie jak wiadomo jest najważniejsze, więc póki masz zdrową wagę, nie ma się co w ogóle nad tym zastanawiać moim zdaniem. A oleje jako produkty rafinowane nie są wcale takie zdrowe, lepiej jeść nasiona i pestki w całości, szczególnie siemię lniane dla omega3:)
Powinnaś jeść pełnowartościowe produkty nie w celu utuczenia się, ale w celu dostarczenia wszystkich niezbędnych substancji odżywczych. Jeśli będziesz odżywiać się z głową i nie będziesz się głodzić, to waga sama z siebie powinna trzymać się w normie:)

gosia_w - 2012-04-26, 07:23

jazgottt napisał/a:
oleje jako produkty rafinowane
nie wszystkie oleje są rafinowane, można kupić też tłoczone mechanicznie, na zimno, bez chemii.
Alutka - 2012-04-26, 10:00

Mój jadłospis każdego dnia wygląda podobnie.

Rano jem jedną bułkę z masłem, a na masło kładę - jednego dnia jest to ser żółty, innym razem serek topiony, pasztet sojowy, pasta jajeczna, itp. Do tego jakiś owoc - zwykle banan lub jabłko.

Około godziny 10:00 jogurt lub serek.

Obiad jem około 15:30-16. Zwykle kotlety sojowy (lub pulpet sojowy) z ziemiankami. Do tego sałatka z warzyw.

Na kolacje jem zwykle kilka owoców.

Po posiłkach lubię również przejeść coś słodkiego.

Dziękuję za Wasze porady - wynika z nich, że najlepiej będzie jak będę pamiętała "o kaszach, ziarnach, orzechach, pestkach, makaronach i dobrych olejach" :)

Do tego zamierzam jeszcze pić siemię lniane.

Będę wdzięczna za wszelkie uwagi do tego mojego jadłospisu.

Lily - 2012-04-26, 10:05

Za mało warzyw, za dużo owoców, brakuje innych strączków niż soja, no i co to znaczy "pić siemię lniane"? Masz kłopoty z żołądkiem i chodzi o takie zaparzane mielone (odtłuszczone)?

No iw ogóle mało tego, ale co kto lubi ;)

Alutka - 2012-04-26, 10:11

Nie nie, problemów z żołądkiem nie mam żadnych.

W jednym z poprzednich postów jazgottt polecała siemię lniane:
"A oleje jako produkty rafinowane nie są wcale takie zdrowe, lepiej jeść nasiona i pestki w całości, szczególnie siemię lniane dla omega3:)"

Wcześniej polecały mi je dwie koleżanki, że "podobno bardzo zdrowe".

"Za mało warzyw, za dużo owoców, brakuje innych strączków niż soja"

Zgadzam się, to też zmienię.

moony - 2012-04-26, 10:45

Alutka, też schudłam, jakieś trzy, cztery kilo, nie przejmuj się. Teraz waga mi stoi, aczkolwiek widzę, że organizm mi się mocno oczyszcza - od ponad dwóch tygodni jem tylko wegańsko.
Co do jadłospisu, włączyłabym więcej past warzywno-strączkowych (ugotowane, zmiksowane, doprawione) i to możesz posypać zmielonym świeżo siemieniem, nie musisz od razu pić ;) Możesz zrobić też masełko z siemienia, tzn. zmielić, wymieszać z dobrym olejem i już.

neon.ka - 2012-04-26, 11:14

I tylko ważne, żeby trzymać siemię w ciemności. Takie zmielone [w młynku do kawy] można trzymać koło tygodnia i korzystać codziennie po trochu. Można je dodawać też do sałatek i surówek. Zapotrzebowanie dzienne to jedna łyżka stołowa.
Kotlety możesz też robić z różnych warzyw i np. z kaszy czy ryżu i zajadać po prostu z sałatkami/surówkami.

moritura - 2012-04-26, 18:09

Ja chudłam regularnie przez pierwsze wegańskie miesiące, ale potem stanęło - i, odpukać, stoi. Może po prostu nauczyłam się jeść kaloryczniej, dosypywać pestki dyni/słonecznika/sezam do wszystkiego, wkrajać suszone owoce do porannej owsianki/jaglanki, kotlety robić kaszowe na obiad (milion możliwości), dolewać oleju lnianego do surówek itp.

Och, jak ja się świetnie bez nabiału czuję, nie macie pojęcia ;) (tzn. większość z Was zapewne ma :P ). I kondycję mam bez porównania lepszą, a zimę spędziłam w pracy (za biurkiem), na uczelni i w dojazdach (zero ruchu...).

gosia_w - 2012-04-26, 18:21

neon.ka napisał/a:
trzymać siemię w ciemności
oraz w lodówce
Agnieszka - 2012-04-26, 19:38

Alutka: dziewczyny napisały już wiele i fachowo. Mam wrażenie, że nieco po omacku się poruszasz ale wszystko można ulepszyc, poszerzyc. Czego potrzebujesz?: przepisów, ułożenia jadłospisu - tu też wszystko można (niezależnie czy preferencje wege czy wegan) ale próbując doradzic warto znac Twój tryb życia, dyspozycyjnośc czasową na gotowanie (obierasz ziemniaki jak mniemam a z kaszą/ryżem/ makaronem wg mnie szybciej, to zaś kolejnego dnia można użyc do placków/ kotletów/ zapiekanek, sałatki itp), preferencje kubków smakowych, doświadczenia/umiejętności kulinarne a nawet sprzęty, którymi dysponujesz czy budżet. Lada moment będzie sezon na warzywa i owoce więc i szerszy repertuar do zagospodarowania w menu. Mnie także zabrakło zup w Twoim jadłospisie (ok, nie każdy jest zupożercą ale jest to opcja przemytu różnych rzeczy a w gorące dni sprawdzają się i chłodne warianty tego dania).
W najbliższych dniach szykują się obchody dni wege (pewnie informacje będą się pojawiac na forum), może warto się wybrac, popatrzec i spróbowac różności nie tylko na bazie nabiału czy sojowych tworów.
ps. Już doczytałam skąd jesteś więc może zerknij: hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=12426

jazgottt - 2012-04-26, 22:13

gosia_w napisał/a:
jazgottt napisał/a:
oleje jako produkty rafinowane
nie wszystkie oleje są rafinowane, można kupić też tłoczone mechanicznie, na zimno, bez chemii.

Miałam na myśli to, że olej jest produktem rafinowanym sam w sobie. Tak jak biała mąka i cukier. Jest to w z grubsza sam tłuszcz oddzielony od reszty ziarna/orzecha/pestki. Jest produktem sztucznie otrzymanym i nienaturalnym, więc jak ma się wybór olej albo pestki, z których olej został wykonany, to zawsze lepiej zjeść pestki. W Carolina Medical Center na wykładzie o tym była mowa w kontekście chorób układu krążenia, że pestki/ziarna zdrowsze są o wiele i zawierają całość cennych składników, nie tylko tłuszcz, często jest to cynk, żelazo, węglowodany i wartościowe białko plus błonnik i coś tam jeszcze na pewno też:) olej nie jest w ogóle potrzebny w zdrowej diecie, lepiej zjeść len/orzechy/pestki dyni/awokado/kokos czy coś tam jeszcze innego. Nie znaczy to, że łyżeczka oleju dziennie na pewno zatka tętnice;) Jednak im mniej oleju, tym lepiej, optymalnie to 0 oleju i więcej pełnych ziarenek oleistych:)

[ Dodano: 2012-04-26, 23:19 ]
neon.ka napisał/a:
I tylko ważne, żeby trzymać siemię w ciemności. Takie zmielone [w młynku do kawy] można trzymać koło tygodnia i korzystać codziennie po trochu. Można je dodawać też do sałatek i surówek. Zapotrzebowanie dzienne to jedna łyżka stołowa.
Kotlety możesz też robić z różnych warzyw i np. z kaszy czy ryżu i zajadać po prostu z sałatkami/surówkami.

Mnie się obiło o uszy, że powinno się każdego dnia jeść siemię świeżo zmielone, można dodawać do szejków, nie trzeba mielić osobno. Po dobie, a tym bardziej tygodniu, sporo tych kw. omega3 się podobno utlenia. Sama mielę siemię własnymi zębami - wkładam łyżkę siemienia do buzi i żuję długo aż zrobi się z tego "żelek" i będzie bardzo dobrze pogryzione. Jak sobie szykuję posiłek to zanim się zrobi akurat zdążam przeżuć siemię:) Jak ktoś woli mielić w młynku, to Małgorzata Desmond mówiła na wykładzie, że zapas najlepiej zamrozić i każdego dnia sobie porcję odsypywać. Mroziłam z ciekawości - rzeczywiście się nie zbryla i można łatwo wyjąć małą porcję.

gosia_w - 2012-04-27, 06:00

Rafinacja to dla mnie proces opisany tutaj hxxp://www.technologiazywnosci.w8w.pl/rafinacja_oleju.htm Olej tłoczony na zimno nie jest poddany takim procesom, więc rafinowany nie jest. Jest natomiast produktem przetworzonym, czyli nie występującym w naturze.
Jak to w dietetyce są różne szkoły - w niektórych lepiej nie używać oleju, bo to produkt przetworzony, w innych nie należy zjadać zbyt dużo pestek/orzechów, gdyż dostarcza się w ten sposób za dużo białka (oraz w przypadku większości pestek/orzechów zbyt dużo Omega 6, o tym też pewno p. Desmond mówiła).
Czy były robione badania naukowe dotyczące wpływu używania oleju na układ krążenia przez osoby na diecie wegańskiej?
Moim zdaniem nie wiadomo, czy olej w zdrowej diecie jest potrzebny, czy nie jest, natomiast wiadomo, że jest praktyczny w zastosowaniu. Trudno coś upiec lub usmażyć bez oleju (nie mówię, że to niemożliwe).

Jeżeli chodzi o siemię lniane, to również są różne "szkoły" (są opisane na forum). Jest szkoła, że tylko świeżo zmielone ma Omega 3 i że po kilku godzinach od zmielenia Omega 3 nie ma już wcale oraz taka że można przez kilka dni przechowywać w zamkniętym słoiku w lodówce. Co do tej drugiej, to były robione badania i tu są wyniki hxxp://www.flaxrd.com/Documents/Flax%20Stability.pdf Według tego materiału nawet podgrzewanie nie szkodzi.

jazgottt - 2012-04-27, 10:22

Gosiu w (moja imienniczko:) - zdaję sobie sprawę, że oleje dzieli się na rafinowane i nie rafinowane, jako, że mówiłam o olejach jako o całości, a nie o ich dalszych podziałach, oraz wyjaśniłam co miałam na myśli, tzn. że wszystkie oleje są produktami w pewnym sensie rafinowanymi (czy też przetworzonymi, i tak wiadomo o co chodzi:) jak cukier czy biała mąka. W znaczeniu żywności rafinowanej, czyli czegoś pozbawionej, nie pełnowartościowej.

Przetworzona żywność nie musi być rafinowana, np. zupa w słoiku z całych warzyw, ziaren zbóż i pełnoziarnistej mąki jest przetworzona a nie rafinowana. Jeśli wciąż mylę pojęcia to trudno, bym musiała sobie w głowie wszystko od nowa poukładać, żeby mi się zgadzało, jeśli miałabym zacząć inaczej rozumieć te terminy;)

Jeśli chodzi o pestki, to na obu wykładach, to jest o chorobach nowotworowych oraz o chorobach ukł. krążenia była wyraźnie mowa o tym, że należy jeść nie oleje, a ziarna/pestki, z których zostały wytworzone, przy czym nie trzeba jeść ich dużo, na pewno nie po paczce dziennie. W przypadku szczupłej osoby trzeba zazwyczaj po prostu dużo jeść, niekoniecznie dużo pestek, raczej dużo wszystkiego plus trochę więcej pestek niż osoba o wadze prawidłowej. Kw. omega 3 zawiera len, ale też zielone warzywa liściaste i surowe owoce, możesz sobie sprawdzić, co konkretnie zawierają jakie produkty spożywcze na stonie hxxp://cronometer.com/ , niestety jest po angielsku. Czyli jak się je dużo świeżych warzyw i owoców plus len, to jak się zje też troszkę słonecznika, to kw. omega 6 się nie przedawkuje.

Przy zalecanych ilościach pestek białka się z całą pewnością nie przedawkuje, przy oleju bardzo łatwo przedawkować tłuszcz. Gorąco Ci polecam te wykłady (jako osobie z Warszawy), są darmowe, niestety trzeba często długo czekać, więc warto się od razu zapisać: hxxp://carolina.pl/pacjent/700-cykl_wykladow_przez_zoladek_do_zdrowego_serca.html

Smażenie ogólnie jest nie polecane, ewentualnie podpiekanie na suchej patelni bez tłuszczu. Olej jest praktyczny w zastosowaniu, tak samo jak cukier w wypiekach i mąka biała, ale to nie powód, aby był dla ludzi naturalnym, zdrowym pożywieniem. Pełnowartościowa dieta roślinna opiera się na produktach spożywczych w naturalnej postaci. Nie chodzi o to, żeby łapać psychozę i bać się użyć oleju, ale warto mieć świadomość, że im bardziej się go nie używa, tym lepiej.

Wyszperałam notatki z wykładu o chorobach serca. Będę cytowała swoje notatki, więc mam nadzieję, że nie ma tam błędów, skoro spisywałam słowa dietetyk. Tam była mowa o tym, że spożyte białko roślinne zmniejsza, a zwierzęce zwiększa stężenie cholesterolu we krwi niezależnie od spożytego tłuszczu i wynika to z różnicy w układzie aminokwasów między białkiem zwierzęcym a roślinnym, że mają tak odmienne właściwości.

Nadmiar spożytego tłuszczu, szczególnie pod postacią olejów (oraz smalcu, masła itp. również oczywiście;) sprzyja procesom zapalnym w organizmie, w tym również w tętnicach, zmniejsza przepływ krwi i zwiększa ryzyko zawału, efekt ten jest podobny do tego, jaki wywołuje nadmiar węglowodanów przetworzonych typu biała mąka. Wyraźnie było podkreślone, że każdy olej powoduje wzrost stanów zapalnych w organizmie, bo jest mniej tlenku azotu wtedy, są zwężone naczynia krwionośne. Dieta wysoko tłuszczowa powoduje, że krew jest lepka zaraz po posiłku.

Pestki nie powodują aż tak dużego efektu prozapalnego w organizmie jak uzyskane z nich oleje. Była też mowa o tym, że u dzieci po 2 roku życia też ograniczać warto tłuszcz nasycony (nie było mowy, co konkretnie to oznacza i do jakiego stopnia ograniczyć), choć jak wiadomo dzieci z powodu małych żołądków potrzebują więcej tłuszczu, np. pestek czy masła orzechowego, więc nie trzeba ograniczać tłuszczu jako takiego, szczególnie jak pochodzi z pełnowartościowych produktów.

Mam też i inne uwagi z wykładu, ale już nie będę pisać, bo na wykład najlepiej pójść jak ktoś ma możliwość, bo streszczenie to nie to samo co pełen obraz najnowszych badań w tym zakresie, no i będąc na wykładzie można zapytać o coś po wykładzie, wszelkie wątpliwości mogą być rozwiane.

Prowadząca podkreślała, że dieta wegetariańska czy nawet czysto wegańska nie chroni sama w sobie przed chorobami serca, jeśli nie jest oparta na produktach pełnoziarnistych, nisko przetworzonych. Od siebie dodam, że weganie też mogą cierpieć z powodu udarów lub zawałów jeśli brakuje im kw. foliowego (o to trudniej, szczególnie jak się je świeże jedzenie) lub witaminy b12 (o to łatwo), bo wtedy rośnie poziom homocysteiny.

gosia_w - 2012-04-27, 15:43

Dziękuję imienniczko :-) za szczegółowe wyjaśnienia. Ja się po prostu nie do końca zgadzam z podejściem p. Desmond. Akurat w moim przypadku mała ilość pestek/orzechów i brak tłuszczu w postaci oleju nie wchodzi w grę, gdyż po warzywach i zbożach (pełnoziarnistych oczywiście) jestem głodna. A jem tyle, ile mi się w żołądku mieści.

Normy białka są moim zdaniem zawyżone, ale ja z innej szkoły żywieniowej jestem ;-) Tak więc dla mnie rezygnacja z oleju (tej łyżki-dwóch, czasami 3, które codziennie spożywam z różnymi protrawami), oznaczałaby nadmiar białka z pestek i orzechów. Albo głód ;-)

Jeżeli chodzi o terminologię, dla mnie rafinowane i przetworzone to nie to samo, ale już rozumiem, co miałaś na myśli.

Co do smażenia - dodaję olej do ciasta naleśnikowego, bez tego mi nie wychodzą, może z powodu mąki pełnoziarnistej, nie wiem. Kotleciki zawsze piekę, ale bez tłuszczu są niedobre - strasznie suche. Ciasto robię akurat bez cukru i z mąki razowej, ale za to z olejem :-P Oczywiście można jeść tylko surowe i gotowane, pewno tak jest najzdrowiej.

Poli - 2012-04-29, 21:18

Co do stanowiska pani desmond w sprawie olejow i tluszczow zgadzam sie w 100% z jej stanowiskiem, zgadzaja sie takze inni dr i prof zajmujacy sie odzywianiem , sa na to badania, oleje nie sa zdrowa zywnoscia ! nawet te nierafinowane.

gosia_w napisał/a:
Akurat w moim przypadku mała ilość pestek/orzechów i brak tłuszczu w postaci oleju nie wchodzi w grę, gdyż po warzywach i zbożach (pełnoziarnistych oczywiście) jestem głodna. A jem tyle, ile mi się w żołądku mieści.


Gosia bylas glodna bo jadlas za malo i uwierz mi mozna pomiescic wiecej w naszym zoladku tylko trzeba to potrenowac ;-) Obecnie nasza dieta jest mega nienaturalna i nasze zoladki sa pokurczone, jemy zywnosc wysokokaloryczna , przez to nie mozemy zjesc duzo , poniewaz bedziemy mega otyli. Natomiast jedzac "naturalne pozywienie" nalezy jesc bardzoo duzo, aby dostarczyc odpowiednia ilosc kalorii.
Sama jak przeszlam na odzwyianie frutarianskie "trenowalam " zoladek aby zmiescil wiecej i po ok miesiacu potrafilam zjesc ok 1 kg na raz owocow, co wczesniej bylo nie do pomyslenia zjedzenie takiej objetosci przeze mnie ;-)

alken87 - 2012-04-30, 15:06

no cóż, ja mam rozepchany żołądek do którego mieści się sporo a i tak chodzę wiecznie głodna :P
trochę nie rozumiem tej teorii, wychodzi na to że powinnam mieć wielki żołądek, odżwiać się jak krowa, czyli non stop jeść i wydalać.

Gudi - 2012-04-30, 17:17

alken87, ja mam tak samo... megaaaa wielki żołądek, który prawie nigdy nie czuje nasycenia - teraz z młodą trochę mniejszy chyba jest, bo potrafię powiedzieć dość, ale po chwili znów jestem głodna niestety....

chciałabym mieć problem chudnięcia i stabilizowania się wagi..

seminko - 2012-04-30, 18:06

Poli napisał/a:
potrafilam zjesc ok 1 kg na raz owocow

Jaki problem? :-P Tylko... problematyczne bywają skutki ;-) Chyba, że na czczo albo po odpowiednio długiej przerwie od poprzedniego posiłku.
Ad meritum: nie zauważyłam różnicy w mojej wadze przed i po ""przejściu". Zauważyłam natomiast większą radość i chęć jedzenia :-)

jagodzianka - 2012-04-30, 19:07

Ja nie wiem bo na wege przechodziłam jak jeszcze rosłam, a na wegan zaraz po ciąży więc waga mi się tak czy siak zmieniała.
Ale wiem jedno, potrafię pomieścić duuużo i jestem głodomorem jakich mało. Zazdroszczę takich zmartwień.

Poli - 2012-04-30, 22:10

alken87 napisał/a:

trochę nie rozumiem tej teorii, wychodzi na to że powinnam mieć wielki żołądek, odżwiać się jak krowa, czyli non stop jeść i wydalać.


to nie tak, jesli jemy male ilosci to czesto, jednka zyjac naszym zyciem jest to niemozliwe, jak spojrzymy na malpy to one jedza caly czas, ale spokojnie po trochu . W naszym przypadku pisalam o jedzeniu duzej ilosci na jedene posilek, przyklad: 3x 1000 kalorii , prawidlowo wydalac powinnismy wydalac po kazdym pislku, czyli jedzac 3 razy dziennie 3 razy ;-)

Tantra napisał/a:
Tylko... problematyczne bywają skutki ;-) Chyba, że na czczo albo po odpowiednio długiej przerwie od poprzedniego posiłku.


Problematyczne skutki ?

Poniewaz ja doswiadczam tylko lekkiego zoladka, szybieko, bezproblemowego trawienia, bez wzdec itp, no chyba ze ktos wzial sobie za cel zjedzenia 1 kg czeresni na raz , to wtedy moze byc ciezko :mrgreen:

dundunkini - 2012-04-30, 22:16

Ja jestem od zawsze szczupla, wrecz chuda osoba i moja waga jest mniej wiecej zawsze taka sama. Nie pamietam, bym bardzo schudla przy przejsciu na wege, jesli tak to niewiele. Odkad pamietam, zawsze probowalam przytyc, ale nie udaje mi sie, a wydaje mi sie, ze zawsze jadlam sporo. Wszystko idzie w brzuch, a np. nogi jak mialam tak mam cienkie...
Lily - 2012-04-30, 22:18

Żołądek ma 1-1,5 litra pojemności, ale to nie znaczy, że tyle trzeba jeść. I moim zdaniem nie powinno się go rozpychać jeszcze bardziej, po co?
Gudi - 2012-04-30, 22:27

Lily napisał/a:
I moim zdaniem nie powinno się go rozpychać jeszcze bardziej, po co?

bo się czuje takie wielkie, jedne, ogromne ssanie... ;/

Lily - 2012-04-30, 23:18

No właśnie, jak się rozepchnie, to będzie tylko gorzej ;)
seminko - 2012-05-01, 08:58

Poli napisał/a:
Problematyczne skutki ?

Wzdęcia :-P Kiedyś jakoś niedługo po obiedzie zjadłam ok. kilograma jabłek. No, nic, moja głupota. Nie powtarzałam podobnych wybryków ;-)

Malinetshka - 2012-05-01, 09:23

Gudi napisał/a:
Lily napisał/a:
I moim zdaniem nie powinno się go rozpychać jeszcze bardziej, po co?

bo się czuje takie wielkie, jedne, ogromne ssanie... ;/

pytanie brzmi "po co?", nie "dlaczego?" ;)

Ale wiem wiem, że trudno to ssanie opanować.. Jednak warto przetrzymać żołądek przez parę dni podając mu mniejsze ilości jedzenia niż by tego chciał.
Jestem teraz na odwyku słodyczowym plus znacznym zmniejszeniu ilości jedzenia i po paru dniach burczenie mi przeszło. Teraz najadam się kilkoma łyżkami posiłku. Naprawdę - da się :) I mówi to żarłok aka łasuch ;)

Ja w pierwszym roku po przejściu na wege schudłam. Potem już było tylko gorzej :P (czyt. coraz więcej mnie)

Maple Leaf - 2012-05-01, 12:21

Hmmm, mnie niestety problem utraty wagi po przejściu na wegetarianizm nie objął :-> Jako, że od wielu lat jestem zaznajomiona BARDZO dokładnie ile co ma kalorii, to automatycznie mój mózg przestawił się na większe porcje. Waga mi spadła w sposób niezamierzony podczas mojego 4-miesięcznego epizodu wegańskiego i wtedy się trochę gorzej czułam ze sobą. Ale jadłam wtedy totalnie zdrowo, zero białej mąki, zero pszenicy, zero przetworzonych produktów, zero cukru, zero kupnych słodyczy (prócz gorzkiej czekolady). Nauczyłam się jeść regularnie i wartościowo. Teraz właściwie jem tak samo, tylko więcej pestek i orzechów, ale niestety jem też słosycze niewegańskie (własnej roboty). Waga też wróciła, nawet z nawiązką :roll:
Poli - 2012-05-01, 21:40

Lily napisał/a:
I moim zdaniem nie powinno się go rozpychać jeszcze bardziej, po co?


Po to żeby wepchac wiecej owocow i warzyw na raz , aby pokryc dzienne zapotrzebowanie na mineraly i witaminy ,a to jest naprawde ciezko pokryc 100 %, jakis czas temu sprawdzalam kazdy dzien w cronometrze i ile czego mam ;-)

Alispo - 2012-05-01, 21:45

Poli napisał/a:
a to jest naprawde ciezko pokryc 100 %, jakis czas temu sprawdzalam kazdy dzien w cronometrze i ile czego mam ;-)

A to dziwne,bo ja generalnie jem niezbyt rozsadnie,byle wegansko,i w cronometer zwykle mialam problem jesli juz to z mala iloscia kalorii(bo ja jem jak sobie przypomne,ze warto by bylo;) niz z wartosciami.

Lily - 2012-05-01, 21:51

Poli napisał/a:
Po to żeby wepchac wiecej owocow i warzyw na raz , aby pokryc dzienne zapotrzebowanie na mineraly i witaminy ,a to jest naprawde ciezko pokryc 100 %, jakis czas temu sprawdzalam kazdy dzien w cronometrze i ile czego mam ;-)
I zjeść 4000 kalorii? :>
alken87 - 2012-05-01, 21:54

Poli napisał/a:
W naszym przypadku pisalam o jedzeniu duzej ilosci na jedene posilek, przyklad: 3x 1000 kalorii , prawidlowo wydalac powinnismy wydalac po kazdym pislku, czyli jedzac 3 razy dziennie 3 razy ;-)

i jesteś w stanie tak funkcjonować? ile musisz zjeść żeby pokryć zapotrzebowanie na kalorie jeśli nie jadasz olejów? i co z czasem pomiędzy posiłkami (gdy sa tylko 3 jest mocno wydłuzony), roślinne pożywienie trawi się szybko, nawet jeśli jest go dużo, więc taki rozepchany żołądek dość szybko daje o sobie znać.

gosia_w - 2012-05-02, 19:21

Poli, ja nie twierdzę, że oleje są zdrowe, uważam, że są tak po środku, tzn. na jednym krańcu są chipsy, na drugim warzywa, a oleje po środku ;-)
Poli - 2012-05-02, 21:56

alken87 napisał/a:

i jesteś w stanie tak funkcjonować? ile musisz zjeść żeby pokryć zapotrzebowanie na kalorie jeśli nie jadasz olejów? i co z czasem pomiędzy posiłkami (gdy sa tylko 3 jest mocno wydłuzony), roślinne pożywienie trawi się szybko, nawet jeśli jest go dużo, więc taki rozepchany żołądek dość szybko daje o sobie znać.


Alken to byl przyklad z tymi trzema posilkami,kalorie czerpie z owocow, lub jesli chodzi o obiad( to obecnie jadam gotowane, chociaz takze chce wrocic do surowych) to ziemniaki, kasze itp.
Miedzy posilkami jadam owoce jesli czuje potrzebe.

alken87 - 2012-05-03, 08:20

Poli napisał/a:
kalorie czerpie z owocow

to tym bardziej jestem ciekawa jak Ty to robisz, przecież owoce są mało kaloryczne. kilo bananów? :mryellow:

Poli - 2012-05-03, 11:10

alken87 napisał/a:

to tym bardziej jestem ciekawa jak Ty to robisz, przecież owoce są mało kaloryczne. kilo bananów? :mryellow:


Podam przykladowe posilki sniadanie, lunch- zawsze owoocowe, a obiad to warzywa:

1. pol ananasa, 5 bananow, garsc truskawek, jagod, zblendowane
2. 5 bananow, dwa jablka, 5 daktyli, cynamon, zmiksowane na crunch
3. 8 bananow, 3 pomarancze, jazmuz, zblendowane
4. 5 mango
5. pol arbuza (oj juz niedlugo sezon na arbuzy :-> )
6. 5 bananow, garsc wisni, 3 daktyle
itp


Alispo to chyba mamy rozne cronometry ;-) wapno i zelazo jest pokryc ciezko w 100 % przy jedzeniu malej iloci weganskiego jedzenia, chyba ze zje sie sloik tahini albo masla migdalowego :-P Ale przy spozyciu duzej ilosci tluszczu przyswajalnosc wit i miner, jest uposledzona.

Alispo - 2012-05-03, 11:28

O matko,nikt by mnie nie zmusil do choc 1 takiego posilku(pomijajac kwestie etyczne-staram sie nie jesc bananow/ananasow)
Wow :mrgreen:
co do cronometra-hm..tak,jem tahini,albo sezam w jakiejs innej wersji,tofu i mleko roslinne wzbogacane wapniem,generalnie totalnie inaczej,niezbyt owocowo.I zdrowo raczej nie,ale jesli chodzi o cronometer to pare razy sprawdzalam i raz tylko mialam za malo ktorejs wit.B,5 chyba.a wchlanialnosc to inna kwestia,moj jadlospis na pewno nie jest wzorcowy,a wrecz przeciwnie.
Podziwiam za ta owocozernosc w takich ilosciach,kompletnie nie moja bajka.

alken87 - 2012-05-03, 11:32

hehe, ja też podziwiam, szczerze mówiąc owoce traktuję bardziej jako deser albo dodatek do śniadania, ew. sok lub źródło płynów (arbuz) ale nie jako posiłek. fee ;-)
jazgottt - 2012-05-05, 23:56

Uważam, że ciężko wytłumaczyć, jak można się najeść w dużej mierze owocami, jeśli się tego nie wypróbuje na własnej skórze. Oczywiście nie trzeba tego robić, szczególnie, jak ktoś owoców nie lubi - to byłoby bez sensu. Sama kocham owoce, więc wypróbowałam, a co ciekawe im więcej ich jem, tym bardziej zaczynam ich łaknąć - to samo z zieleniną. Mimo to jem też sporo innych rzeczy - nie zawsze tylko z chęci, czasem też przez świadomość, że łatwiej mi będzie w ten sposób pokryć dzienne zapotrzebowanie na składniki odżywcze, nawet jak zjem mniej kalorii. Soczewicę, bób, grykę, ziemniaki itp. też lubię, jednak kilogram soczystych, dojrzałych pomarańczy czy szejk banan+truskawka to dla mnie idealne w smaku i w trawieniu pożywienie do którego czuję naturalny pociąg że tak się wyrażę:).

Co do owoców to ważne są moim zdaniem 2 rzeczy - żeby jeść je dojrzałe, w miarę możliwości ulubione (niekoniecznie krajowe) oraz żeby nie jeść ich na pełny żołądek - zbyt szybko się trawią i jak nie mogą od razu "przejść dalej", to zaczynają fermentować.
Co do najadania się bądź nie - w moim przypadku o ile jem w miarę często, i w miarę możliwości "do pełna" (oczywiście nie do przepełnienia;) jestem syta. Co prawda przy ograniczeniu olejów (które wciąż sporadycznie jadam) na początku miałam wrażenie mniejszej sytości, ale szybko zniknęło pod naporem częstszych posiłków:) Obecnie nawet jedząc mniej/rzadziej niż zwykle pozostaję syta dość długo, widocznie organizm się przyzwyczaił, że teraz paliwem są węglowodany:) Po przejściu kuracji lekami przeciw pasożytom jakby zmniejszył mi się apetyt, jednak wciąż nie narzekam na jego brak, jest taki w sam raz:) Nawet tak się zastanawiałam, czy mając te potworki w przewodzie pokarmowym nie miałam większego apetytu, aby wykarmić nie tylko siebie, ale i te wstrętne szkodniki. Brr

Wagę zawsze miałam w normie, tylko teraz BMI mam ok. 20, wcześniej było BMI ok 22. Jestem bardziej zwinna i mogę dłużej iść / biec bez zmęczenia - zasługa nie tyle lżejszego ciała, co lżejszego żołądka. Jeść staram się na tyle dużo, ile daje radę bez uczucia przepełnienia - bowiem o niedobory najłatwiej na wegańskiej diecie, jeśli ogranicza się kalorie. Moim zdaniem zdrowy człowiek powinien mieć BMI w normie o ile je wystarczającą ilość kalorii (=nie odmawia sobie jedzenia i nie zapomina o posiłkach) oraz o ile posiłki są pełnowartościowe, w miarę możliwości jak najmniej przetworzone. Czyli obejmują pełnoziarniste produkty, warzywa, owoce, strączkowe, pestki i/lub orzechy w mniejszej ilości, oleje i inne substancje dodane ograniczone do minimum (w tym sól, cukier też oczywiście). Wtedy zdrowie jest w normie, a co za tym idzie waga też. Dlatego osoby z długo utrzymującą się niedowagą/nadwagą albo mają coś w organizmie spsute, albo jedzą nienaturalne pożywienie, które zaburza optymalne funkcjonowanie organizmu, co skutkuje nie optymalną wagą, albo jedzą po prostu za mało/za dużo. Przy czym o za dużo przy założeniu spożywania żywności roślinnej pełnowartościowej raczej trudno.

Lily - 2012-05-06, 09:14

Mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby to była opcja dla każdego. Bo np. ja, o ile łaknę nawet zimą jednego owocu dziennie (inaczej nabawiam się chronicznej zgagi), to po większej ilości mam dziwne uczucie w żołądku, jakbym obżarła się trawą, a jednocześnie nic nie zjadła. Nie dałabym rady zjeść kilograma, no może truskawek tak ;) Albo arbuza. Ale to nie jest dla mnie normalny posiłek.
Alutka - 2012-05-06, 12:52

Minęło kilka dni od początku dyskusji, zastosowałam się do rad mi tutaj udzielonych i o spadku wagi nie ma mowy :) Wręcz waga poszła nieco do góry :)
alken87 - 2012-05-06, 15:53

Lily napisał/a:
to po większej ilości mam dziwne uczucie w żołądku, jakbym obżarła się trawą, a jednocześnie nic nie zjadła.


ja mam podobnie, tylko że się czuję jakbym się najadła kamieni :-P

jazgottt - 2012-05-06, 20:29

alken87 napisał/a:
Lily napisał/a:
to po większej ilości mam dziwne uczucie w żołądku, jakbym obżarła się trawą, a jednocześnie nic nie zjadła.


ja mam podobnie, tylko że się czuję jakbym się najadła kamieni :-P


Dziewczyny - dlatego napisałam, że jak ktoś nie lubi owoców to jedzenie ich w dużych ilościach jest bez sensu - po co się tak męczyć, nawet dla witamin nie warto:) Gdzieś kiedyś dawno temu też bym tak napisała jak wy. Tylko mało uważnie wtedy wybierałam owoce, na pewno nie zastanawiałam się, czy są dojrzałe, no i jadłam kiedy popadnie i z czym popadnie. Wielu nawet nie próbowałam, jak papaja, świeży ananas, melon, persymona(kaki) itp. a jak próbowałam to teraz zdaję sobie sprawę, że np. mango jadłam potwornie niedojrzałe, twarde niczym stal;) Takie cuś nie może się dobrze trawić ani tym bardziej zachwycać smakiem. Kiedyś uważałam również, że strączkowe powodują u mnie wzdęcia - przestały jak zaczęłam jeść je solo z warzywami i bez dodatków typu olej itp. Teraz gotowana soczewica czy cieciorka jest wg mojego żołądka lekko strawna nawet jak jem z ryżem:)


Jeśli ktoś lubi owoce i chciałby ich jeść więcej, ale wydaje mu się, że mu szkodzą, może spróbować jeść banany, szczególnie, że są kaloryczne dość, najlepiej rano jako pierwszy posiłek. Może być w formie szejka z wodą, konsystencja jak budyń lub jak gęsty napój - jak kto woli. Zdecydowanie lepiej jeść dojrzałe, to jest całe żółte, mogą mieć brązowe kropki. Takie łatwo się strawią i są słodsze. Niedługo potem, powiedzmy po 45 min. czy godzinie, spokojnie wejdzie i standardowy posiłek. Często tak jem, jak chcę rano dużo zjeść i mieć na jakiś czas z głowy:)

U nas jest ciężko dostać owoce dojrzałe i smaczne poza jabłkami oczywiście. Dlatego kombinuję, wącham je i macam przed kupnem, a w domu leżakują sobie zanim zostaną pożarte:) W międzyczasie nabierają smaku i aromatu, eh:)

[ Dodano: 2012-05-06, 21:31 ]
Alutka napisał/a:
Minęło kilka dni od początku dyskusji, zastosowałam się do rad mi tutaj udzielonych i o spadku wagi nie ma mowy :) Wręcz waga poszła nieco do góry :)

Alutka - bo chcieć to móc:)
Gratuluję szybkiego sukcesu. Mam również nadzieję, że waga zatrzyma się na jakimś zdrowym poziomie;)

Maple Leaf - 2012-05-07, 18:29

Ja też kiedyś czułam się dość dziwnie po zjedzeniu owoców (często musiałam sobie po zjedzeniu np. jabłka coś przekąsić, choćby jednego orzeszka), ale teraz już tego nie doświadczam. Nie wiem dlaczego, nie zmieniłam za bardzo pór ich jedzenia- zazwyczaj jem je jako pierwszy posiłek wogóle albo na zupełnie pusty żołądek i zawsze tak było. Może po prostu układ trawienny mi się przywyczaił do owoców? Ale w tym roku jakoś szczególnie mam ochotę na smoothies, zwłaszcza po bieganiu :shock: Jakaś owocowa rewolucja.

Alutka, gratuluję ;-)

jazgottt - 2012-05-07, 21:25

Maple Leaf napisał/a:
Ja też kiedyś czułam się dość dziwnie po zjedzeniu owoców (często musiałam sobie po zjedzeniu np. jabłka coś przekąsić, choćby jednego orzeszka), ale teraz już tego nie doświadczam. Nie wiem dlaczego, nie zmieniłam za bardzo pór ich jedzenia- zazwyczaj jem je jako pierwszy posiłek wogóle albo na zupełnie pusty żołądek i zawsze tak było. Może po prostu układ trawienny mi się przywyczaił do owoców? Ale w tym roku jakoś szczególnie mam ochotę na smoothies, zwłaszcza po bieganiu :shock: Jakaś owocowa rewolucja.

Alutka, gratuluję ;-)


Jabłka surowe wchodzą mi dobrze dopiero od niedawna, odkąd przeszłam na 100% niskotłuszczowy weganizm, mam poleczone (w zeszłym roku) Candidę i pasożyty, to też chyba pomaga. Wcześniej ananas, banan czy dobrze dojrzała mandarynka (czyli z sezonu, nie takie kwasidło, które teraz sprzedają) wchodziły mi bez trudu i apetyt zawsze prawie na nie miałam. Jabłka mi nie smakowały i jakoś się "przewracały" w brzuchu. Teraz jem już jabłka dość często i jest ok, choć po np. bananie jeszcze lepiej:)
Wiele osób w Polsce kiedy mówi, że im źle się trawią surowe owoce ma na myśli te najbardziej dla nas typowe, czyli jabłka czy gruszki, a one rzeczywiście mogą być wyzwaniem dla nie do końca uregulowanego trawienia.

alken87 - 2012-05-07, 23:10

jazzgot, a jak się odrobaczałaś, lekami czy naturalnie? w dzieciństwie mnie mama odrobaczała jakąś taką miksturą z oliwy i jakichś ziół ale nie pamiętam przepisu, pamiętam tylko że było megaskuteczne. w sumie nie wiem czy mam robale ale biorąc pod uwagę, że głaszczę wszystko żywe co mi się nawinie - to pewnie mam :P
edit: aczkolwiek objawów nie mam

jazgottt - 2012-05-08, 00:14

alken87 napisał/a:
jazzgot, a jak się odrobaczałaś, lekami czy naturalnie? w dzieciństwie mnie mama odrobaczała jakąś taką miksturą z oliwy i jakichś ziół ale nie pamiętam przepisu, pamiętam tylko że było megaskuteczne. w sumie nie wiem czy mam robale ale biorąc pod uwagę, że głaszczę wszystko żywe co mi się nawinie - to pewnie mam :P
edit: aczkolwiek objawów nie mam

Lekami - na początku chciałam się odrobaczyć w ciemno, bo samo to, że od podstawówki mam alergie różnorakie mnie do wypróbowania tego skłoniło. W końcu zdecydowałam się pójść na wizytę do lekarki, która sprawdziła to biorezonansem i wypisała recepty. Standardowych badań nie robiłam, bo i tak chciałam się odrobaczyć, nawet, gdyby nic nie wykazały, a bo moja Mama pracuje na oddziale dziecięcym i mówiła kiedyś, że pasożyty nie zawsze w badaniach wychodzą. Dodać do tego 3-krotne pobieranie próbek kupy - a fe;) Dietę mam samą w sobie nie sprzyjającą robakom, więc tu niewiele musiałam zmieniać, leki wystarczyły:)

Również głaszczę każdego zwierzaka, który się nawinie i nie ma nic przeciwko;) Zawsze też był w domu kot, który spał często ze mną w łóżku. Mama nas odrobaczała czasem profilaktycznie gdy kot miał robaki, także to dla mnie nie nowość. Teraz pracuję z dzieckiem w wieku przedszkolnym, a wiadomo, że dzieci w tym wieku najłatwiej to łapią. Jem arbuzy razem z pestkami oraz pestki z jabłek i winogron. Zawsze to robiłam, ale doczytałam się w różnych książkach na ten temat, że pestki owoców często mają odrobaczające działanie, więc te pestki rozgryzam z lubością:)

Nie miałam pewności, jak to jest z tym biorezonansem, jednak miałam w planie się odrobaczyć więc stwierdziłam, że w ten sposób przynajmniej nie będę tego robić całkowicie w ciemno. Poza tym potrzebowałam kogoś, aby mi recepty wypisał. Po kuracji jestem pewna, że te wredoty we mnie siedziały. Mój chłopak miał lamblie (ja nie miałam) wg biorezonansu oraz wg objawów, miał np. taki, charakterystyczny podobno dla lamblii, ból w prawym podżebrzu. Ból minął jak ręką odjął po leczeniu, w zasadzie już w trakcie było lepiej. Ten ból miał od dawna, nie można mu było ręki położyć na boku np. przy zasypianiu, bo nawet bez nacisku go to bolało, samo położenie ręki.

Z reguły nie chwalę się, w jaki sposób byłam diagnozowana i leczona, bo nie chcę, aby ktoś pomyślał, że promuję biorezonans, bo tak nie jest:) Gdyby nie to, że standardowy sposób, w jaki bada się obecność pasożytów w przewodzie pokarmowym, jest niepewny i nieco obleśny oraz upierdliwy w wykonaniu, badałabym się oficjalnie zatwierdzonymi metodami.

W ogóle dziwi mnie, że lekarze wcale nie mówią o pasożytach, jak gdyby nie istniały. Wśród patogenów mogących powodować infekcje (czy ostre, czy przewlekłe) są grzyby, bakterie, wirusy, pasożyty/robaki. Reklamy i lekarze udają, że grzyby i pasożyty nie istnieją. Biznes kręci się tylko wokół bakterii i wirusów. Zawsze mnie to zastanawiało.

alken87 - 2012-05-08, 08:50

no ja też się zastanawiam czemu nie ma większego zainteresowania pasożytami, podobno ponad 50% społeczenstwa jest zarażona.

o, a wiesz co jeszcze ma odrobaczające działanie z pokarmów? ja słyszałam jeszcze o pestkach dyni i chyba kapuście?
wolałabym się odrobaczyć jakimiś natualnymi sposobami, nie chcę się faszerować lekami.

Lily - 2012-05-08, 08:55

Marchew, ale trzeba dużo zjeść i pić dużo soku. Olejki eteryczne z niej nie są lubiane przez robaki. Kapusta kiszona. Czosnek. Wypróbowałam też to hxxp://www.herbapis.pl/para-farm-krople-odrobaczanie-pasozyty,p803.html , ale nic nie wyszło, może nic nie było ;)
alken87 - 2012-05-08, 09:08

czosnek :-D no to na bank ciężko by miały te moje robale, jeśli je mam
ale chyba poszukam tych kropli, pamiętam że w tej miksturze ci ją piłam tez był piołun. ja wtedy miałam lamblie i glisty, od lamblii bolała mnie głowa i byłam zmęczona, po kuracji przeszło (a glisty wyszły)

Lily - 2012-05-08, 09:13

alken87 napisał/a:
czosnek :-D no to na bank ciężko by miały te moje robale, jeśli je mam
Surowy? Robi się rozmaite nalewki i wyciągi olejowe. Ale te środki naturalne działają raczej na pasożyty jelitowe, jeśli coś siedzi np. w wątrobie to może tego nie ruszyć.
jazgottt - 2012-05-08, 09:26

Leków zasadniczo unikam, wolę, żeby jedzenie było lekarstwem:) Jednak na pasożyty wolałam wziąć lek, żeby szybko i jak najbardziej skutecznie się tego pozbyć, tym bardziej, że nie planowałam kontrolować, czy "wychodzą";)
Jako osłona na wątrobę piłam gotowaną na małym ogniu przez 5 minut łyżeczkę zmielonego ostropestu. Wody dawałam około szklankę. Bardzo mi to pomaga, o wiele bardziej, niż sam mielony ostropest. Moja wątroba zawsze się burzy na leki, podobno mam zespół Gilberta. Ta herbatka z ostropestu plus oczywiście lekkie jedzenie załatwia sprawę:)
Jestem anty-lekowa, jednak na myśl o niepowodzeniu w zwalczaniu tych małych potworków zdecydowałam się na ostrą amunicję. Sok z marchwi też piłam, nawet ząbek czosnku dodawałam, bo wydawało mi się, że tak będzie jeszcze lepiej:)

alken87 - 2012-05-08, 09:27

surowy na kanapeczce nom nom :mrgreen: tylko, że do ludzi już się nie da wyjść :P

jelitowe mnie chyba bardziej przejmują, co mi będzie jakiś dziad zjadał moje jedzenie ;-)

jazzgot - no właśnie leki czasem bywają mało skuteczne, mojej mamy koleżanki dzieciak przerobił chyba z 4 rożne rodzaje, dopiero jak mama dała koleżance przepis na tę miksturę mały się wyleczył praktycznie w tydzień.
edit: oczywiście cała rodzina się leczyła, bo inaczej to nie ma sensu

jazgottt - 2012-05-08, 09:35

U mnie leki załatwiły sprawę, mój chłopak musiał po lekach dobijać jakiś czas lamblie ziołami z tatarakiem (taka gotowa mieszanka, bardzo podobno niesmaczna). One mu się podobno pochowały gdzieś, chyba w drogach żółciowych, on od dziecka miał dość wyniszczony organizm i być może miał je już bardzo długo. Nam lekarka nie leczyła pasożytów jednorazowym podaniem leku, braliśmy najpierw pierwszą dawkę, potem po jakimś czasie, chyba po miesiącu, kolejną, potem kontrola czy na pewno się wybiły. Moja Mama i ta lekarka u której się leczyliśmy twierdzą, że nie podaje się leku w dawce jednorazowej, tylko trzeba po jakimś czasie dobić też niedobitki.

Nie wiem, na ile lamblie są zaraźliwe, czy łatwo się zarazić od osoby nimi zainfekowanej, ale u mnie ich nie ma a badaliśmy się po 2 latach wspólnego mieszkania. Mój chłopak na pewno miał je cały ten czas, te bóle w prawym podżebrzu miał zanim mnie poznał. Objawów nie mam zresztą, więc się nie zdziwiłam.

Jak na ironię mój chłopak miał zawsze wręcz obsesję na tle umytych rąk, mył je o wiele częściej niż ludzie to standardowo robią, a miał tych gadzin więcej niż ja. Może ta jego obsesja na tle mycia rąk jakoś z tego się wzięła, że czuł, że ma kiepską odporność i to jego jedyna linia obrony.

alken87 - 2012-05-08, 09:47

o ziołach też myślałam, muszę popytać w zielarskich. i chłopa muszę namówić bo on ma jakieś dziwne alergie. i w domu psa który nie jest odrobaczany i saneczkuje dupskiem po podłodze.
jazgottt - 2012-05-08, 11:23

Żeby nie robić kompletnego off-topicu, dodam na koniec, że mój chłopak schudł na zbliżonym do wegańskiego pożywieniu, a i tak był dość chudy, chociaż jak się poznaliśmy jadł strasznie dużo, tłusto i niezdrowo. Normalnie powinien mieć ze 100kg przy takim odżywianiu, tym bardziej, że pracuje w domu przy komputerze, więc mało kalorii spala, a miał "tylko" normę i to wcale nie górną granicę. Tylko miał brzuch wydatny i nie pozwalał go dotykać po jedzeniu, co nie jest normalne. Nie chodzi o ucisk, tylko zwykłe dotykanie.

Od razu pomyślałam o potencjalnych pasożytach, tylko nie wyskakiwałam z tym tematem tak od razu, najpierw się poznaliśmy lepiej. Potem rozmawialiśmy wiele razy na ten temat i wspólnie zdecydowaliśmy się odrobaczyć. Wygłówkowałam, że skoro on je dużo, a chudnie, nawet jeśli jest to w dużej mierze roślinne, ale kaloryczne pożywienie, to coś jest nie halo i albo ma pomocników, którzy mu podjadają i dlatego ma apetyt za dwoje, albo celiakię (miał większość objawów celiakii) czy inną chorobę układu trawiennego. Badanie na przeciwciała i genetyczne wykluczyły celiakię, wzięliśmy się za pasożyty. Nie minął rok od rozpoczęcia kuracji, a on już powolutku tyje, przy czym jego jadłospis jest bardziej wegański i mniej jest w nim wysokokalorycznego tłuszczu. Samopoczucie jest świetne, brzuch jak balon zniknął. Dość długo zażywał też probiotyk, żeby mieć w jelitach właściwe towarzystwo:)

Czyli jeśli ktoś pomimo zjadania dużo więcej kalorii niż norma wciąż ma niedowagę, warto rozważyć badania na pasożyty lub choroby układu pokarmowego. Jednak jeśli ktoś jest ogólnie zdrowy i ma się dobrze, a jedyne, co mu dolega to niedowaga, która cofa się przy zwiększeniu ilości kalorii pobieranych z pożywienia, to moim zdaniem nie ma co kombinować i szukać na siłę przyczyny. Trzeba więcej jeść po prostu i to jest remedium:)

machok - 2012-06-05, 20:42

Mój maz po 2 mies wege schudl 4 kg, ja zupełnie nie... Raczej przytyłam:(
arahja - 2012-06-10, 15:25

trochę ponad dwa miesiące weganizmu - dokładnie tak jak zawsze, czyli jak się nie pilnuję, to nie dopinam spodni, a jak się przypilnuję, to lecą z tyłka. i wieczny balans od do.
gemi - 2012-07-09, 20:41

Ale potężna dygresja :-D :lol:
Aż się dołączę

Jak widać - co szkoła, to obyczaj... i teoria.

Jakoś mi bliżej do tego, co napisała gosia_w. Może dlatego, że przez prawie rok jeździliśmy z naszym synkiem do lekarza - dietetyka. Jej zalecenia wprowadziliśmy na talerz wszystkich członków rodziny i każdy z nas odczuł dobroczynne skutki zmian.

Przede wszystkim zrezygnowaliśmy z regularnego zjadania surowych owoców zimą i wiosną. W zimnym okresie stanowią one jedynie urozmaicenie, ot taką okazjonalną zachciankę. Jeśli pojawia się ochota na owoc, sięgamy raczej po nasze bezcukrowe przetwory, ew. owoce suszone. Poza tym zbyt duże spożycie owoców, oznacza duże spożycie fruktozy. A fruktoza jest cukrem prostym. Jej nadmiar źle wpływa na gospodarkę cukrów we krwi.
I nadrzędna zasada u nas - ograniczenie do minimum wszelkich owoców spoza naszej strefy klimatycznej - mam tu na myśli przede wszystkim owoce południowe. Wzmagają one produkcję śluzu w organizmie i działają wychładzająco. Latem to jeszcze przejdzie, ale w innych porach roku to świetna okazja do kataru, kaszlu i problemów z trawieniem (np. u dzieci stolce ze śluzem).

Następnym punktem jest ograniczenie produktów wysokoglutenowych i zastąpienie pieczywa kupnego domowym chlebem na zakwasie. Dowiedziałam się, że proces fermentacji mający miejsce podczas rośnięcia chleba "rozkłada" gluten obecny w mące do formy lekkostrawnego białka.

Zasada - oleje najlepszej jakości, szczególnie dla dzieci. Ja wykorzystuję je do marynowania warzyw przed przyrządzaniem zup, sosów, sałatek, itp. W procesie maceracji następuje rozpuszczanie w tłuszczach witamin A, D, E i K, co staje się już niemożliwe w procesie obróbki cieplnej i utrudnione po posoleniu.

W temacie pestek - powinny być namoczone, lub domieszane tylko do gorących zup w celu ich "ożywienia". Oczywiście mogą być też dokładne pogryzione i zmielone w ustach (ale trudno to wdrożyć u dzieci 8-) ). Chodzi o to, że samo zmielenie w młynku i posypanie potrawy powoduje, że pestki działają przeczyszczająco, bo organizm w procesie trawienia nie zdąży ich przerobić do postaci strawnej i przyswajalnej.


Oczywiście, nasza szkoła żywienia z pewnością może stać się przedmiotem polemiki (i o to przecież tu chodzi :-) ). Do nas przemawia fakt, że odkąd trzymamy się tych zasad, jesteśmy odporni jak stonka :mryellow:

A propos odrobaczania: przechodziliśmy przez cały proces w zeszłym roku. Nasz synek dostawał cyklicznie preparaty ziołowe: Vernicadis i Parafarm. Całe leczenie trwało długo. Trzeba pamiętać o tym, że jaja pasożytów są odporne na działanie wszelkich leków, więc dlatego leczenie powinno być cykliczne (tzn. trwać kilka cykli rozwojowych posiadanych pasożytów).

jazgottt - 2012-07-20, 22:38

U mnie na odwrót - jak w zimie mnie coś próbuje brać, to sięgam po kilo pomarańczy, najlepiej na pierwsze śniadanie, i z reguły po kłopocie. Jak nie, to powtarzam procedurę;) bezglutenowo-bezcukrowo-bezsojowo-bezmleczna jestem, chleb jak najbardziej sama piekę i jem dość proste potrawy oparte na pełnowartościowych produktach i ograniczam tłuszcze, ale nie jestem dzieckiem, więc za wiele tłuszczu nie potrzebuję, chyba że do podsycania stanów zapalnych w tętnicach lub do występowania insulinooporności;). Wyjątek od ograniczania tłuszczy to siemię lniane - mielę sobie je na świeżo własną buzią:) Teorii różnych od lekarzy i innych się nasłuchałam, ale większość z tych teorii traktuję dość wybiórczo - to znaczy, jak coś mi się sprawdza i ma sens, to zapożyczam, jak nie, to nie:) Bardzo wzoruję się za to na wykładach o żywieniu w profilaktyce chorób serca i nowotworów prowadzonych przez dietetyk kliniczną Małgorzatę Desmond - to jest porcja solidnej, aktualnej, ugruntowanej w badaniach wiedzy, to lubię najbardziej:) czyli mamy już 2 ścieżki prowadzące do zdrowia i odporności - czyżby klucz tkwił w mało przetworzonym jedzeniu a inne szczegóły są mniej ważne? Taka mi się myśl nasuwa:)

Wracając do tematu - mojego chłopaka udało się z wielkim trudem utuczyć już o 5kg, to wielki sukces:) tym bardziej ważne jest to, że przybiera stale, ale powoli, co przemawia za utrzymaniem się wagi i że nie jest to chwilowy kaprys jego organizmu:) Ma wciąż małą niedowagę, chyba z 2 czy 3 kg mu zostało do minimum zdrowej wagi. Walnie przyczyniły się do sukcesu banany (dojrzałe), podjadane z reguły na w miarę pusty żołądek, żeby się szybko strawiły a potem jazda z kolejnym posiłkiem. Oraz inne owoce. Na początku jadł owoce nieśmiało, 1 lub 2 sztuki na raz, potem się mu spodobało i się rozsmakował i zaczął wcinać równo, czasem dochodząc do 4 czy 5 (dla niego to dużo, ja potrafię zjeść więcej;). Żeby nie było problemów z Candidą (z którą problemy były) oraz żeby metabolizm cukru miał się dobrze, ograniczamy tłuszcze, szczególnie oleje, przy czym pestki i orzechy są spożywane dość regularnie powiedzmy po garści dziennie. Nie przeze mnie, tylko przez potrzebującego kalorii do przyrostu masy ciała mojego Lubego:)

Banany upodobaliśmy sobie z wielu powodów - po pierwsze, bo to nieprzetworzone jedzenie i bo lubimy:) Po drugie dlatego, że są bardzo odżywcze i mają oprócz kalorii też sporo magnezu, omega3, b6, potasu. Mój Luby wciąż jest pod kontrolą bardzo dobrej lekarki wyznającej też medycynę chińską (choć nie fanatycznie;) i za jej radą ograniczał przez prawie rok owoce, szczególnie banany. W tym czasie dostał od niej suplement z wit. b6 - drogi, bo w formie dobrze przyswajalnej. Cóż, 5 średnich bananów pokrywa 167% (wg cronometru) dziennego zapotrzebowania na tę witaminę i na pewno wchłania się świetnie w porównaniu z suplementami... Odkąd zaordynowałam len i banany każdego dnia ma się dobrze, przytył. Lekarka też zalecała mu witaminę C w dużej dawce oraz wit. A+E. Nie bardzo mi się podobało to przewlekłe pobieranie syntetycznej wit. A i E, więc znalazłam zamiennik - tzw. rzyg, czyli śmierdzący, ale super zdrowy sok z rokitnika. Od tamtej pory sama lekarka twierdzi, że on już nie potrzebuje tych witamin, że się unormowało. Ta lekarka jest ogólnie dobra i bardzo nam pomogła, on miał od dzieciństwa zdrowie w kiepskim stanie i teraz jest ok w dużej mierze dzięki jej leczeniu i wskazówkom. Choć jakbym jej ślepo słuchała ciężko by było utuczyć go jednocześnie nie narażając na podwyższenie ryzyka chorób cywilizacyjnych i złe samopoczucie. Ona ma dużą wiedzę ale nie jest nieomylna i nie zna się najzwyczajniej na diecie wege ani na najnowszych osiągnięciach w dziedzinie wiedzy o żywieniu, zatrzymała się w dużej mierze na wiedzy ze starożynych Chin;p. Ta wiedza też jest warta zapoznania się z nią ale świat się bardzo od tamtej pory zmienił i jakieś aktualizacje typu China Study warto przeglądać i się dokształcać:) Zbagatelizowała też temat wit. D a oboje bardzo zyskaliśmy na zbadaniu jej poziomu i suplementacji (bo oczywiście tak jak podejrzewałam był niedobór). Nasza lekarka ma swoje wady ale i tak jest najlpeszym lekarzem jakiego znam i dopiero miks jej wiedzy z tym, co sama wiem, dał efekt zdrowia i cofania się niedowagi mojego chłopaka.

Jeśli zagląda tu wciąż ktoś, kto ma niedowagę na wege diecie i chce się jej pozbyć, to dla otuchy dodam, że jeśli udało się utuczyć mojego chłopaka to da się każdego doprowadzić do przybierania na wadze:) Bardzo opornie to szło ale się udało:)

Mikarin - 2012-09-18, 07:33

A ja, tak w sumie w temacie i podnosząc - powiem, ze jak zaczęłam robić wegańskie obiady (słodycze trochę też były w ruchu, ale już coraz mniej) to waga zaczęła lecieć. Dwa dni zjadłam na obiad pierogi - waga stanęła, czy nawet podniosła się o pół kilo.
Więc w sumie wegetarianizm, a potem nawet weganizm raczej pomaga w zgubieniu niepotrzebnych kilo :) Organizm chyba sam się normuje :)

Lily - 2012-09-18, 07:38

Mikarin napisał/a:
A ja, tak w sumie w temacie i podnosząc - powiem, ze jak zaczęłam robić wegańskie obiady (słodycze trochę też były w ruchu, ale już coraz mniej) to waga zaczęła lecieć. Dwa dni zjadłam na obiad pierogi - waga stanęła, czy nawet podniosła się o pół kilo.
Więc w sumie wegetarianizm, a potem nawet weganizm raczej pomaga w zgubieniu niepotrzebnych kilo :) Organizm chyba sam się normuje :)


Tak? Ja mam w większości wegańskie obiady i nic mi się nie normuje :P Chyba po prostu trzeba mało jeść ;)

agus - 2012-09-18, 08:27

Lily napisał/a:
Chyba po prostu trzeba mało jeść ;)
Też nie zawsze działa, zależy jaki kto ma metabolizm.

jazgottt i gemi, doczytałam uważnie Wasze posty, dzięki za cenne uwagi. :) Chciałam się też pochwalić, że przytyłam w te wakacje do wagi, jakiej w życiu jeszcze nie miałam (57 kg przy 165 cm wzrostu). Wyglądam i czuję się dobrze. Jadam sporo młodych ziemniaków i ryżu, nie opuszczam posiłków, za sugestią alergologa unikam glutenu, masła i jogurtu krowiego (innych przetworów nie jem i tak), a jako słodycze jem głównie suszone owoce, no i brak stresu studiowania pewnie też się przyczynił. Zobaczymy, jak będzie, jak się semestr zacznie.
Problem mam tylko jakby większy ze wzdęciami, i na to już naprawdę nie wiem, co zaradzić, bo wydaje się raczej niezależne od tego, co jem...

Lily - 2012-09-18, 09:56

agus napisał/a:

Też nie zawsze działa, zależy jaki kto ma metabolizm.
Teoretycznie każdy normalny metabolizm działa tak, że jak je się mało, to się chudnie lub trzyma wagę, dużo - tyje się. Jeśli ktoś chudnie czy tyje z powodu samego metabolizmu, to jest to zazwyczaj chorobowe.
Podejrzewam, że mój metabolizm jest świetny, bo paznokcie rosną mi niesamowicie szybko, to samo włosy, ale wpieprzam jak dzika świnia i się nie zdziwię, jak po zimie w końcu przekroczę magiczne 70.

Malinetshka - 2012-09-18, 11:31

Zgadzam się z teorią: jesz mało = chudniesz.
Jak wszystko jest w miarę w porządku w organizmie to nie ma bata, żeby to nie zadziałało...czasem z pewnym opóźnieniem, ale działa. Bez ćwiczeń. ;-)

Lily - 2012-09-18, 11:34

Malinetshka, jestem pełna podziwu, mój rekord to było 8 ;) Też bez ćwiczeń :P
Malinetshka - 2012-09-18, 14:08

Lily, 8 to też mega dużo :) wszystko kwestia tego od czego się zaczynało ;) u mnie było naprawdę źle...
Lily - 2012-09-18, 16:27

Tylko ja wróciłam do "normy" :P I już drugi raz nie umiem.
Malinetshka - 2012-09-18, 16:37

Ech...ja bym chciała ustanowić swoją nową "normę" :P
Lily - 2012-09-18, 16:44

Malinetshka napisał/a:
Ech...ja bym chciała ustanowić swoją nową "normę" :P
Moja z wiekiem się przesuwa :/ W górę oczywiście.
agus - 2012-09-18, 17:59

Lily napisał/a:
Moja z wiekiem się przesuwa :/ W górę oczywiście.
Kurcze, to może u mnie to też wiek, a ja się cieszę jak głupia?
anyanka - 2012-10-06, 20:37

Na diecie jeszcze zwykłej przed ciążą ważyłam 68kg (wzrost 164cm). W ciąży przybyłam 7kg, jedzenie mięsa można policzyć na palcach jednej ręki, ponieważ wszelkie mdłości i wymioty były przez mięso. Po porodzie zrzuciłam to co mi przybyło podczas ciąży a jak przeszłam na wege to straciłam 3/4 kg :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group