wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wśród jedzących inaczej - Czy podajecie mięso dla gości?

mini77 - 2012-02-06, 12:48
Temat postu: Czy podajecie mięso dla gości?
Razem z mężem jesteśmy wegetarianami. Na razie mieszkamy z moimi rodzicami. Ale już nie długo wyprowadzamy się do własnego mieszkania. Tak się właśnie zastanawiam czy na parapetówie na której oprócz nas będą sami mięsożercy podać dania wyłącznie wegetariańskie, czy przygotować również dania mięsne? Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przygotowywania mięsnych posiłków. Jak to wygląda u was kiedy przychodzą goście?
maharetefka - 2012-02-06, 12:50

mini77, u mnie w domu nie ma miesa. goscie wpylaja az im sie uszy trzesa weganskie posilki i nie marudza :mryellow:
malina - 2012-02-06, 12:51

mini77 napisał/a:
Jak to wygląda u was kiedy przychodzą goście?


U nas w domu nie ma mięsa i nie wyobrażam sobie bym mogła je przygotowywać.
NA forum znajdziesz masę przepisów na potrawy,które na pewno będą smakowały gościom :-)

szo - 2012-02-06, 13:17

mini77 napisał/a:
Jak to wygląda u was kiedy przychodzą goście?
nawet jak teściowie przyjeżdżają na 3 dni nic nie dostaną to jasna sprawa i tak od 15 lat :-D

malina napisał/a:
NA forum znajdziesz masę przepisów na potrawy,które na pewno będą smakowały gościom
zgadzam się
Lily - 2012-02-06, 13:20

Rzadko ktoś przychodzi, ale oczywiście nie. Wegetariańskie (a może raczej wegańskie) potrawy mogą jeść wszyscy, mięsnych nie.
gosia_w - 2012-02-06, 13:28

mój mąż nie jest wege, a mimo to kiedy mamy gości są zawsze dania wege lub wegan (bo mąż nie gotuje ;-) )
zou - 2012-02-06, 13:29

Hej malina :)
W moim domu, nie ma mięsa w żadnej postaci, ani moim Gościom ja go nie podaję. Jak mieszkała u mnie przyjaciółka, to gotowała sobie mięso (Dukan!), ale - przyznam - po dłuższym zyciu z wegelodówka... było to smutne doświadczenie, przygnębiało mnie, też zrowotnie, ale to była wyjątkowa sytuacja.
Natomiast jak byłam u Rodziców, to gdy ja gotuję na co dzień dla innych, to nie ma mięsa w moich daniach, natomiast jak poprosili na święta karpia, to kupiłam go dla nich i zrobiłam, także pieczone golonki.
Jednak wiem, że już tego więcej nie powtórze. Że to nie jest potrzebne, ani konieczne.

Odpowiedź na Twoje pytanie: Gdyby było to u mnie - to wegetariańskie. W końcu głodny nikt nie wyjdzie, ani niezdrowy. I jak są u mnie to wiedzą, że są u wegusa i już. Jednak to mi pomogło, że jak się zrobi taki kompromis, to jest błąd, bo to nie jest konieczne.

Pipii - 2012-02-06, 13:32

nie podałabym mięsa - zdrowsze i ciekawsze są potrawy wege :-)
MartaJS - 2012-02-06, 13:32

Wizytę gości traktuję jako okazję do kulinarnych popisów :-) W moim przypadku jest to dodatkowo satysfakcja z udowodnienia, że wege może być pyszne i sycące :-)
Agnieszka - 2012-02-06, 13:41

Nie podaję, nie kupuję, nie gotuję
Jak mieszkała ze mną przez jakiś czas znajoma z córką, to sprowadziła się z własną lodówką i garnkami. Jak mieszkałam z rodzicami ja gotowałam. Imprezy rodzinne jak u mnie (urodziny dziecka, komunia....) też wege i wegan jedzenie. Moja rodzina i znajomi przyzwyczajeni. Na imprezy rodzinne też wiele dań szykuję - jedzą i lubią

zou - 2012-02-06, 13:41

Ps. Parapetówka jest świetną okazją do zamanifestowania, "od zera' Waszego wspólnego stylu życia i tego czego goście mogą oczekiwać, gdy Was będą w przyszłości odwiedzać...Warto zaryzykować wege parapetówkę, niż potem tłumaczyć każdemu z osobna, i opierać się przynoszonej przez gości dla "was" prezentom typu kiełbaska lub kurczak...
excelencja - 2012-02-06, 13:48

mini77, neverrrr :)
My home my way, w moim domu szanujemy każde życie. Nie zjadamy zwierząt.
A i gdzieś ręki do tego nie przykładam. Szczytem poświęcenia było wiele lat temu odgrzanie mięsnego obiadu mojemu 1,5 rocznemu siostrzeńcowi.

rosa - 2012-02-06, 13:49

nie podaję
Mikarin - 2012-02-06, 13:55

Ja rozważałam kwestię też, ale w rezultacie, jak doszło do urodzin mojego J., to jak się goście zebrali to ostrzegłam, ze kuchnia wegetariańska, mięsa nie dostaną. Chcieli mi zjeść szynszyla, ale na szczęście pomysł spalił na panewce :D
Kuchnia wege była dla nich rewelacja - bo okazało się, ze można się świetnie smacznie bawić bez szynki na talerzu. Jeden kolega przyniósł sałatkę z mięsem, ale nikt jej nie zjadł - wszyscy wcinali moje, bo były lepsze :mryellow:
Jakkolwiek J. nie jest wege - nie gotował, nie podawał, nie wymuszał mięcha. I zabawa trwała do 6 rano ;-)

arahja - 2012-02-06, 14:32

Mikarin napisał/a:
Chcieli mi zjeść szynszyla, ale na szczęście pomysł spalił na panewce


Dobrze, że pomysł a nie szynszyl. :D

Nie podaję. Pozwalam gościom trzymać u mnie mięso, jak bardzo potrzebują, jeszcze nikt nie skorzystał.

mini77 - 2012-02-06, 15:04

Faktycznie macie rację zaczynamy od "O" jeśli ten jeden raz damy im dania mięsne to już po nas, będą zawsze chcieli. Może na początku troszeczkę pokręcą nosem, ale na pewno będzie im smakowało.
Agnieszka - 2012-02-06, 15:18

mini77: największy komplement dostałam od wuja, który jada mięso, kanapki ze smalcem, jajka no sezonowo pomidory czy ogórki jak chce mu się wyjśc po nie (spędzamy rodzinnie częśc wakacji i ja gotuję jak trzeba i dla robotników) a chłopaki zasuwają w polu, na budowie i padło: dobrze się czuje po twoim jedzeniu, zupa z wczoraj została może :-) Na zaś mu nagotowałam i nie pierwszy raz.
diancia - 2012-02-06, 16:45

MartaJS napisał/a:
Wizytę gości traktuję jako okazję do kulinarnych popisów :-)
ja tak samo :) Zawsze kombinuję przez pół dnia, co podać i jak podać, żeby niewegusy posmakowały PRAWDZIWEJ kuchni :)

Znajomi to wiadomo, reagują entuzjastycznie, ale i "starsze pokolenie" podchodzi z sympatią do nieznanych dań. Dla cioć i wujków zawsze staram się podać najpierw jakieś przekąski typu sambuseki (pierożki drożdżowe pieczone z przeróżnymi farszami), pasztet upieczony w małej foremce czy kotleciki, bo można intensywnie je przyprawić, dać dużo warzyw, ładnie kolorowo wygląda, czyli cieszy i oczy, i podniebienie :) Po przekąskach są zazwyczaj kupieni i nawet jaglankę mogę im dać :-P ;)

mini77, mieszkanie tylko we dwoje, zaczynanie od "0" to też dla Was okazja do przemyślenia i poukładania ważnych spraw, więc fajnie, że o tym myślisz! nie każdy zwraca uwagę na "uzgadnianie" stylu życia i potem kicha.

- 2012-02-06, 17:05

Pipii napisał/a:
zdrowsze i ciekawsze są potrawy wege
dokładnie :P
na rodzinnych spotkaniach wszyscy zawsze podjadają to co sobie przygotowujemy :)

plus fakt, że w domu trzymamy tylko koszerne naczynia i garnki i jesteśmy z tego dumni :mrgreen:

dodam jeszcze, że dopuszczam scenariusz w którym moje dzieci mogą zechcieć jednak jeść w przyszłości mięso i nic mi do tego, ale w naszym domu mięsa robić nie będę i kropka.
więc dla gości też nie gotujemy i nie kupujemy, przecież to się mija z sensem.

[ Dodano: 2012-02-06, 17:06 ]
MartaJS napisał/a:
Wizytę gości traktuję jako okazję do kulinarnych popisów :-) W moim przypadku jest to dodatkowo satysfakcja z udowodnienia, że wege może być pyszne i sycące :-)
:-D
moony - 2012-02-06, 17:11

Nie. Mężowi mięsa nie zrobię, a co dopiero gościom ;)
Kat... - 2012-02-06, 18:08

Ja robiłam wegańskie potrawy na święta, swoje i syna urodziny, tort na urodziny współlokatorki (nikt nie chciał wierzyć, że jest wegański- no muszę przyznać wyszedł wyśmienity :-D ) i nawet jeśli ktoś je również mięso to nic mu się nie stanie jak jednego wieczoru nie będzie go jadł a w zamian spróbuje nowych smaków czy wariacji na temat.
U mnie na urodzinach, parapetówie świetnie sprawdzał się hummus. Czosnek się dobrze komponuje z alkoholem, dobrze przyprawiony z chlebem i ogórkami kiszonymi (do samodzielnego nakładania) czy paskami warzyw znikał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
U mnie to jest normalne i oczywiste, że skoro mięsa nie jem to go u mnie nie ma. Podobnie jak wiem, że być może dzieci będą chciały kiedyś jeść. Ja im nie zrobię.
Jak już pisały wcześniej dziewczyny, zaczęcie od zera z własnymi, jasnymi dla wszystkich zasadami to świetny pomysł.

yuka66 - 2012-02-06, 18:09

Jak inni, mięsa nie kupuje i nie przyrządzam. Jednak u mnie w domu, jest to kością niezgody pomiędzy mną a mężem, który uważa, ze jego rodzina musi być ugoszczona mięsem. Także zazdroszczę Wam.
Jadzia - 2012-02-06, 18:10

Nie, nigdy :) Mój dom, moje zasady ;)
Mikarin - 2012-02-06, 18:53

yuka66 napisał/a:
Jednak u mnie w domu, jest to kością niezgody pomiędzy mną a mężem, który uważa, ze jego rodzina musi być ugoda żona mięsem. Także zazdroszczę Wam.
Współczuję. ja trafiłam kiedyś na takiego chłopaka, ze matka jego śmiała się ze mnie: "Biedny ten Janusz, ze ma taką dziewczynę. trawę będzie wpierdalał!" Dodam, ze dla niej jedyny dostępny scenariusz obiadowy to były ziemniaki i mięso, jakaś okrojona surówka, często kupna, z duża ilością majonezu lub śmietany.
Jak mieszkałam z kolejnym chłopem moim, Marcinem, zmusiłam się specjalnie dla niego i zrobiłam mielone. Ale to była walka ze sobą, żeby zanurzyć rękę w tej brei, brrr. Źle to wspominam...
Jak zamieszkałam ostatecznie z Jędrzejem, zapowiedziałam od progu, ze ja mięsa ni jadam i szykować nie będę, a jeżeli on jako mięsożerca chce jakieś kotlety - może je sobie zrobić sam, a potem dokładnie posprzątać i wywietrzyć, bo mnie takie coś cuchnie. Nawet mu kupiłam szklana deskę, żeby miał to mięcho na czym trzymać, bo drewniana by mi zaraz czymś podejrzanym nasiąkła.
I TO BYŁ STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ - nie mam mięsa w lodówce, J. się nie naprasza, jada poza domem, najwyżej sobie przyniesie pasztet czy wędlinę do kanapek, ale to jest ustępstwo jedyne, na które poszłam. Jak piszą dziewczyny wyżej, skoro obydwoje jesteście wege (aż się łza w oku kręci, wybacz, bo to taki ideał związku, o którym niektóre dziewczyny z niewegemężami często marzą) to trzymajcie kuchnię wege - to WASZA kuchnia ;) wasza parapetówa ;) i w razie czego to wy będziecie musieli wietrzyć smród smażonego miecha, którym wszystko przesiąka ;)

zou - 2012-02-06, 20:04

Dokładnie tak! Prócz oczywistych spraw etycznych, zapach, którego w Waszym domu unikniecie nie popełniając błędu - istny raj. W zamian za to, po pożegnaniu ostatnich wychodzących zostaniecie ze stosem aromatycznych skórek po mandarynkach :mrgreen:
To prawda, zapach ryby we włosach i w pościeli, ręcznikach...to przygnębiające i smutne...
Odwykłam u siebie i jak przyjaciółka tu gotowała, to kupiłam w aptece taki sztyft mentol do nosa, bo mi było słabo, a nie wypadało ziębić mieszkania wietrzeniem na oścież, poza tym to zostaje na dłuuugo.
Trzymam kciuki za Wasze domostwo na swoim :mryellow:

excelencja - 2012-02-06, 20:09

yuka66, no ale chyba Ty tego nie robisz tylko on?
yuka66 - 2012-02-06, 21:16

Żadne z nas nie gotuje mięsa, ale on nie zaprasza swojej rodziny do nas do domu.
excelencja - 2012-02-06, 21:39

no cóż, zatem nie ma problemu :P NO chyba, że ktoś z tego powodu cierpi. Myślę, że problem jest w głowie Twego męża i może warto to jakoś przepracować :)
Może pokaż Mu ten wątek, zobaczy, że wegetarianie generalnie nie raczą nikogo ciałami zwierząt- z natury :)

dżo - 2012-02-06, 21:45

Nie podaję, nie szykuję ale jeśli chcą mogą jeść swój mięsny prowiant.
mimish - 2012-02-06, 21:49

U nas mieso jest niemile widziane, nie kupujemy, nie przechowywujemy w naszej wege lodowce i nie serwujemy gosciom.
madam - 2012-02-06, 22:42

Nie ma opcji, ja nie umiem przyrządzić mięsa, nigdy tego nie robiłam.
Capricorn - 2012-02-06, 23:26

Kochanie, kupiłam wieprzowinę, proszę zrób schabowe, bo mamusia jedzie...

no jak dla mnie to przekracza granice absurdu.



No ale ja jestem dziwna.

emiwa - 2012-02-07, 10:31

nie, choćby nie wiem, kto miał przyjść...
priya - 2012-02-07, 10:47

NIe ma w ogóle takiej opcji byśmy podali komukolwiek mięso w naszym domu.
Mikarin - 2012-02-07, 12:44

Capricorn napisał/a:
Kochanie, kupiłam wieprzowinę, proszę zrób schabowe, bo mamusia jedzie...
Jakby do mnie wyskoczono z takim tekstem, to bym wyśmiała w żywe oczy.
alken87 - 2012-02-07, 13:13

w życiu bym nie podała mięsa, z resztą sama jak idę w gości to wolę żeby nie robili dla mnie niczego specjalnego, mogę zjeść ziemniaki z surówką.
i to wcale nie z wrodzonej skromności, tylko dlatego, że ile się jeden z drugim potem nagada, co on za traumy przeszedł żeby przygotować te niezwykle pracochłonne kotlety sojowe, albo że musiał po kalafiora do sklepu iść, nie mówiąc już o tym, ze po zjedzeniu dowiaduję się że w tym czymś było jajko, albo siedzę i patrzę się na sałatkę z tuńczykiem "specjalnie dla mnie". nie mówiąc już o poradach że mogę sobie wygrzebać truchło z sałatki albo zdjąć z kanapki.

dundunkini - 2012-02-07, 20:00

ja na ogol nie podaje miesa. Nie mowiac juz o tym, ze nawet nie umialabym go przyrzadzic, nie wiedzialabym jak doprawic, i jak sprawdzic, czy dobrze przyprawione bez probowania? Jak bylam w Angli niania to podawalam dzieciom mieso, ale to byly takie kupne gotowe kotleciki. Ich mama tez byla wege wiec rozumiala, ze innego miesa nie przyrzadze.

Mam jakies szczescie, bo wiekszosc moich znajomych mnie rozumie i jak przychodza albo zapraszaja do siebie to nigdy nie ma na stole miesa. Mam taka mala mieszana wege i nie-wege grupe znajomych, czesto spotykamy sie u kogos i kazdy ktos przynosi i tez jest zawsze wege jedzenie. Ostatnio mialam tylko smieszna sytuacje - zaprosilam na kolacje mezczyzne, z ktorym sie spotykalam. On jak najbardziej miesozerny, z Senegalu, nie rozumiejacy wegetarianizmu. Zrobilam takie wegetariaskie spaghetti bolognese - z produktow Quorn - mieszkancy UK beda wiedziec o co chodzi. Kupilam tez na wszelki wypadek rybe (czekala w zamrazalce). Myslalam ze moje danie nie przejdzie, jak sie okazalo, bardzo smakowalo. Odetchnelam z ulga, bo te ryby w zamrazalniku to jedyny kompromis na jaki bym sie zgodzila (ryby zjadla ostatecznie moja miesozerna siostra i jej znajomy).

Malati - 2012-02-07, 23:26

Nie kupuję mięsa , nie podaję , nie trzymam w domu. Nie zgodziłabym się nawet na to żeby ktoś przyniósł swój własny prowiant w postaci mięsa. Moja rodzina jest fanatyczna po dtym względem. ;-) Zawsze gotujemy dla gości, z wielką przyjemnością szykujemy jedzenie dla innych. I nigdy nam się nie zdarzyło żeby ktoś narzekał na brak mięsa na stole ;-)
lilias - 2012-02-07, 23:31

my jesteśmy rodziną mieszaną, tzn. ja nie jem mięsa (dopiero od kilku lat), reszta je. mąż robi i jestem mu za to wdzięczna, że nie muszę robić tego co robiłam jeszcze kilka lat wcześniej. goście mają wybór wege i niewege.
Mia - 2012-02-08, 11:54

My też nigdy nie podajemy mięsa i w ogóle sobie tego nie wyobrażam. Jest to świetna okazja, żeby na maksa popisać się daniami wege 8-) Wszyscy wychodzą najedzeni, miło zaskoczeni, często proszą o przepisy itd. Trzymałam się tego również kiedy aż na 2 tygodnie przyjechał do nas mięsożerny dziadek - wtedy dopiero miałam pole do popisu, codziennie jadł jak w restauracji, więc nie miał powodów do marudzenia :mryellow:
Natomiast w kwestii ogrzewania mięsnych potraw jeden jedyny wyjątek zrobiłam, gdy rodzice przyjechali do nas na Wigilię - wyraziłam zgodę na 1 danie - karpia, ale mama musiała go sobie odgrzać na własnej patelni, po czym nastąpiło wielkie wietrzenie ]:->

fylwia - 2012-02-08, 14:40

Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek przy zdrowych zmysłach spodziewał się mięsnego posiłku w wegetriańskim domu. Ale może się mylę, bo wydawało mi się też oczywiste, że do takiego domu nikt mięcha nie przyniesie, a zdarzyło nam się mieć gości z własną "wałówką", do dziś mnie wzdryga na ten smród :evil: . Zdarzył nam się trudny przypadek, który nie tylko przyjechał z siatą padliny, ale jeszcze palił nocą papierochy (w domu bez popielniczek), nie uchylając nawet okna i zapijając żubrówką :shock: . Ech, szkoda słów - zwłaszcza, że nie była to długo oczekiwana wizyta, tylko kolega, który korzystał z naszej uprzejmości i wolnego pokoju na czas szukania mieszkania.

Od tego czasu mówimy odwiedzającym zanim się u nas pojawią, żeby czasem nic takiego nie przywozili, bo w naszym domu się tego nie jada, ale nich się nie martwią, nie pozwolimy im głodować. Goście mają obowiązek uszanować zasady domu gospodarzy, tak jak my mamy obowiązek zadbać o gości.

Oczywiście jak jadamy poza domem to każdy zamawia co chce - nic nam do tego (choć zauważyłam, że niektórzy zamawiają wtedy dania wege ;-) ).

majaja - 2012-02-08, 15:10

Capricorn napisał/a:
Kochanie, kupiłam wieprzowinę, proszę zrób schabowe, bo mamusia jedzie...
Po tylu latach to nawet nie wiedziałabym z której strony się do tego zabrać, nigdy nie miałam okazji nauczyć się przyrządzać mięsa, od razu jak gotowałam to wege. Ale gdy mam w domu starszą wiekowo rodzinę, tak 50+ to przymykam oko jak kupią sobie coś na kanapki, jak wtedy gotuje obiad staram się by było to coś w miarę tradycyjnego, np. placki ziemniaczane, bigos z grzybami albo spagetti z sosem pomidorowym ;) i wszyscy zadowoleni :)
neina - 2012-02-08, 18:22

fylwia napisał/a:
a zdarzyło nam się mieć gości z własną "wałówką", do dziś mnie wzdryga na ten smród :evil: . Zdarzył nam się trudny przypadek, który nie tylko przyjechał z siatą padliny, ale jeszcze palił nocą papierochy (w domu bez popielniczek), nie uchylając nawet okna i zapijając żubrówką
No dla niektórych to całkiem normalne niestety.
Jak mieszkałam jeszcze z tatą Frania to mięso bywało dla gości, W. gotował. Teraz już sobie tego nie wyobrażam.

Husar - 2012-02-11, 13:05

U mnie żadnego mięsa nie ma, co wydaje mi się oczywiste. Zawsze marzyłem, że gdy zamieszkam bez rodziców to nie będzie u mnie mięsa i tak właśnie mam. No za pierwszym razem jak mama mnie odwiedzała to chciała sobie przytarabanić jakiś mięsny posiłek, ale po małej wojnie dała sobie spokój. ;) Goście u nas zawsze jedzą nasze i nigdy nikt nie marudził. Wigilia również jest bezmięsna i nikt nigdy nie miał z tym problemu.
Nie wyobrażam sobie jak można w ramach jakiegokolwiek kompromisu trzymać rybę w zamrażarce. :/ No ale różnie ludzie mają.
Jedyna rzecz która mnie denerwuje to to, że moja żona jest troszkę jak chorągiewka i zgodziła się, żeby jej ojciec palił u nas papierosy.

moritura - 2012-02-11, 14:57

Trochę Wam zazdroszczę. Ja jeszcze nigdy własnego mieszkania nie miałam, najpierw z rodzicami, potem stancja, potem ze znajomymi, potem znowu stancja. Wszędzie mięsożerność daleko posunięta. Znieczulona jestem na to zupełnie - nie patrzę na szynkę/mięso w lodówce jak na jedzenie, tylko właśnie jak na szczątki martwego zwierzęcia, tylko po prostu mnie to nie rusza. Chyba bym oszalała, jakbym miała przeżywać każdą wizytę w kuchni...

Oczywiście gościom mięsa nie podam. Jak idę do kogoś na imprezę "składkową", przygotowuję więcej, niż ktokolwiek, żeby mieć pewność, że będę miała co jeść (tak było na ostatniego sylwestra - jadłam w zasadzie tylko "własne", z rzeczy wegańskich tylko grzybki marynowane zastałam). Nie kupiłabym tez w sklepie mięsa, jakby mnie ktoś prosił. Ale już nabiał kupuję (podkreślam: jak robię komuś zakupy, np. chorej znajomej) - kupiłaby i tak, także hipokryzji chyba w tym nie ma, a nic w tym obrzydliwego nie widzę. Ba! Sama bym się mleczka napiła czy też zjadła jajecznicę, wciąż, niestety :(

Figa - 2012-02-13, 00:54

arahja napisał/a:
Dobrze, że pomysł a nie szynszyl


o boze az sie poplakalam ze smiechu...

watek akurat jest w temacie mojej niedawnej rozmowy z bratowa, ktora nie moze zrozumiec, dlaczego nikt nie moze jesc w moim domu miesa. Nawet jak moje dzieci dorosna i beda chcialy jesc mieso, to smialo, ale nie w moim domu. Dla mnie to nazywa sie "wyznaczanie granic". Jesli wierzysz w cos calym sercem i dusza, wyznajesz poglad i zyjesz wedlug niego, to dlaczego nie mialabyc oczekiwac od innych szacunku dla tegoz wlasnie? W jednych domach sie nie pali, w innych zdjemuje buty przy progu, w innych nie pije alkoholu. A w naszym nie je sie miesa.
Dla mnie nie ma roznicy, czy za lada w supermarkecie lezy noga swini czy ludzka, dla mnie to jedno i to samo mieso.
Cale szczescie moja rodzina jest vegan, ale wyobrazam sobie te kompromisy, kiedy partner je mieso. CHoc szczerze mowiac to chyba nie bylabym w stanie pocalowac kogos, kto wlasnie przelknal szynke...
sumujac, w moim domu miesa nie zje nikt, nawet papiez ]:->

[ Dodano: 2012-02-13, 01:03 ]
fylwia napisał/a:
Zdarzył nam się trudny przypadek, który nie tylko przyjechał z siatą padliny, ale jeszcze palił nocą papierochy (w domu bez popielniczek), nie uchylając nawet okna i zapijając żubrówką


o boszsz znow sie poplakalam ze smiechu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Herba - 2012-02-27, 13:08

nieźle się uśmiałam czytając wątek:)
Choć jestem wegetarianką od kilku lat w moim domu gości mięso i wszelkie jego podroby. Wynika to z faktu, że bardzo kocham zwierzęta i w związku z tym przygarnęłam do domu już 3 koty (2 z nich oddadzą życie byle dostać surową pierś z kurczaka) i 2 duże psy (tzn. nie były takie duże jak je brałam z ulicy :) ). Trudno jest mi sobie wyobrazić żebym psy lub koty zmuszała do wegetarianizmu (a tym bardzieć weganizmu!), w związku z czym codziennie każde z nich dostaje ok. kg mięsa+ dodatki typu marcheweczka albo pomidorki itp. (w końcu to psy wegetarianki ;-) ). Oczywiście koty nie dostają po kilogramie każde :)
Oprócz mięsożernych zwierząt mam w domu mięsożernego męża, który na szczęście nie gotuje i grzecznie je wszystko co przygotuję.
Odnośnie gości to zawsze podaję tylko wegetariańskie dania, a jak ktoś grymasi to pokazuję mu gdzie stoją psie miski i mówię, że jak bardzo chce to może psy się z nim/ nią podzielą :lol:

Pipii - 2012-02-27, 13:54

Herba napisał/a:

Odnośnie gości to zawsze podaję tylko wegetariańskie dania, a jak ktoś grymasi to pokazuję mu gdzie stoją psie miski i mówię, że jak bardzo chce to może psy się z nim/ nią podzielą :lol:

dobre! ale mocne!

lilias - 2012-02-27, 13:59

Pipii napisał/a:
Herba napisał/a:

Odnośnie gości to zawsze podaję tylko wegetariańskie dania, a jak ktoś grymasi to pokazuję mu gdzie stoją psie miski i mówię, że jak bardzo chce to może psy się z nim/ nią podzielą :lol:

dobre! ale mocne!


lepiej gości uprzedzić, żeby nie oczekiwali mięsa niż niegrzecznie kazać im częstować się z psiej miski. nie chciałabym, żeby kazano mi częstować się od świń czy kur jeżeli odwiedzę wszystkożerców, którzy po prostu o mnie zapomną. przykrość, ale i upokorzenie. więcej bym kogoś takiego nie odwiedziła.

Herba - 2012-02-27, 14:41

Wszyscy moi goście są zawsze uprzedzani o rodzaju menu jakiego mogą się u mnie spodziewać. I każdą osobę pytam czy to czy tamto jada aby nie okazało się, że np. w deserze znajdują się rodzynki, których ktoś z gości nie jada itp.
Natomiast mnie samą u niektórych z osób które goszczę spotkało np. to że po kolacji wyszłam głodna, ponieważ nie uszanowano mojego sposobu odżywiania (wegetarianizmu) i np. z sałatki z kurczaka miałam sobie "powyjmować to co mi nie odpowiada". Jeśli przychodzi się do kogoś kto nie jada mięsa i wie się o tym z wyprzedzeniem to można np. powiedzieć, że "nie umawiajmy się na obiad, bo ja bezmięsnych obiadów nie jem, ale spotkajmy się na kawę" i po problemie, w przeciwnym razie komentarze i uwagi są nie na miejscu, tak samo jak propozycja jedzenia z miski.

Mikarin - 2012-02-27, 14:49

Ale moim zdaniem to jest logiczne, ze przychodzi się do wegetarianina na obiad - oczywiście wiedząc, że to wege i zrobi wege jedzenie - więc tym bardziej marudzenie w stylu "Bo mi tu schabowego brakuje" jest nie na miejscu. Spotkałam się z czymś takim i bardzo mnie to jako gospodynię zabolało. I też chciałam coś odpyskować gościom, ale nie miałam jak. Poza tym było to tak z nienacka (wieloletni znajomi), że chyba słów mi zabrakło :(
Z drugiej strony - wiedziałam, że moi goście nie są wege. Czy z tego powodu miałam im szykować mięso? A oni wiedzieli, że kuchnia jest wegetariańska. Czy z tego powodu mieli podstawy, żeby marudzić, że na stole nie ma kotleta?

diancia - 2012-02-27, 14:55

Mikarin napisał/a:
wiedziałam, że moi goście nie są wege. Czy z tego powodu miałam im szykować mięso?
moim zdaniem, nie! Dla mnie sytuacje wege na obiedzie u niewege i niewege na obiedzie u wege nie są takie same. Zasadnicza różnica tkwi w tym, że niewege nie ma (najczęściej ;) ) etycznych/zdrowotnych przeciwskazań do jedzenia warzyw, więc śmiało można mu je podać na obiad, natomiast wegus mięsa nie zje - nawet z tzw. grzeczności, bo mu na to sumienie/zdrowie nie pozwala i należy to uszanować. Po prostu wegus z zasady wyklucza mięso, a o wszystkożercach wykluczających warzywa jeszcze nie słyszałam ;)
Herba - 2012-02-27, 14:58

Mikarin masz rację- dla gospodyni takie uwagi są zawsze przykre. Na szczęście znajomi to nie rodzina i sami ich sobie wybieramy:)
Poza tym jeśli proponujemy do picia np. wino, a ktoś powie że jest abstynentem (albo należy do AA) to czy z tego powodu należy czynić mu przykre uwagi i komentować? Chyba każdy zgodzi się, że w takiej sytuacji niepicie alkoholu jest respektowane, dlatego zupełnie nie rozumiem braku akceptacji jeśli ktoś nie je zwierząt.

lilias - 2012-02-27, 14:59

mój sposób odżywiania również jest często ignorowany przez zapraszających, ale w tej chwili już się nie krępuję i jak wychodzę to zostawiam czysty talerz. najczęściej gospodarzowi jest głupio, ale przestałam się tym przejmować. nie lubię, kiedy ktoś lekceważąco każe wydłubywać "sobie" mięso z sałatki albo częstować się z miski. dla mnie oba teksty są równorzędnie niefajne. przy stole jednak lubię jak ludzie są wobec siebie nawzajem (a nie wobec tego co jedzą) życzliwi. staromodna jestem i czasem nie potrafię odgryźć się na poziomie, który mi zaserwowano, a czasem nie chcę niech kto inny wychodzi na gbura. :roll:

[ Dodano: 2012-02-27, 15:01 ]
to nie chodzi o robienie komuś mięsa tylko o kulturalne odnoszenie się wego do niewege i nawzajem. jak komuś brak kultury to nie znaczy, że ja mam się zachowywać jak prostak.

[ Dodano: 2012-02-27, 15:03 ]
diancia, uprzedzisz to marudzenie kwitujesz "uprzedzałam, wiecie, że mięsa nie przyrządzam". a wdawanie się w pyskówki nic nie daje.

Herba - 2012-02-27, 15:09

lilias zgadzam się, że propozycja o poczęstowaniu się z miski jest niegrzeczna; niestety nie zawsze można powstrzymać nerwy- szczególnie jeśli przez większość wizyty mocno zaciska się zęby. Poza tym mam wrażenie, że na obiadki/ kolacyjki/ podwieczorki itp. zaprasza się bliskich znajomych lub rodzinę, a nie przypadkowych ludzi, w związku z tym można by oczekiwać szacunku, a nie komentowania każdej rzeczy.

Ps. propozycję skorzystania z psich przysmaków złożyłam raz- mojemu teściowi, który pomimo iż wielokrotnie próbowałam z nim rozmawiać, a później prosiłam aby będąc u nas nie komentował i nie czynił pod moim adresem złośliwych uwag nadal nie umiał się powstrzymać- wówczas właśnie nie wytrzymałam :oops: . Generalnie goście dobrze się u nas bawią i mamy przeciętnie w tygodniu co najmniej 2-3 wieczory z gośćmi na kolacji, którzy bardzo sobie chwalą moją kuchnię.

lilias - 2012-02-27, 15:18

Herba, ale przecież rozumiem Ciebie, że szlag Cię trafił i nie wytrzymałaś. taki ideał, żeby czasem czegoś nie chlapnąć jęzorem to ja nie jestem ;-) podejrzewam, że świetnie gotujesz wege (i z dłuższym stażem wege niż ja) . :-)
teściowi zasugeruj, żeby przez wizytą u Was zjadł mięso to potem zostanie Wam już tylko przyjemność z jego wizyty ;-)
tak w ogóle to lubię jak ludzie są dla siebie życzliwi, ale inteligentnie "załatwić" złośliwca i humoru nie dać sobie zepsuć oto jest wyzwanie :-D

Herba - 2012-02-27, 15:24

No z teściem to już problemu nie mam-odszedł 2 m-ce temu. Ogólnie to był kochany facet i strasznie mi żal, że go już nie ma, tylko te jego uwagi doprowadzały mnie do szału.
Z osób, które mają dziwny stosunek do mojego wegetarianizmu pozostała mi jeszcze teściowa i moja babcia. Pierwsza z nich stosuje metodę, że jak mięsa nie widać (np. w zupie albo kapuście) to właściwie go nie ma :lol: No i babunia, która choć stara się specjalnie dla mnie osobno gotować (mieszkamy w innym mieście, więc rzadko ma taką sposobność), to i tak proponuje szyneczkę, bo taka pyszna... :mrgreen:

a powiem Wam jeszcze, że niedawno spotkało mnie mega miłe zaskoczenie ze strony mojej sąsiadki:
mieszkamy na nowym osiedlu domków jednorodzinnych i powoli poznajemy się z nowymi sąsiadami; Jakiś czas temu nasza najbliższa sąsiadka wychodziła za mąż i zaprosiła kilkoro z sąsiadów na ślub i wesele. Wiedząc, że nie jem mięsa zamawiając menu specjalnie do mnie dzwoniła żeby się zapytać czy jadam ryby, bo dla mnie zamawia osobne menu! Obca osoba, którą dopiero co poznałam- w życiu bym się nie spodziewała takiego wyczucia (szczególnie, że dziewczę jest jeszcze bardzo młode)

diancia - 2012-02-27, 15:29

lilias, u mnie póki co nikt nie marudzi, pewnie mam szczęście ;) Dużo wśród moich znajomych i rodziny jest niewegusów, ale mimo to nikt mnie nie zmusza do jedzenia mięsa, jak jestem u nich w gościach - najczęściej zawsze jest coś bez mięsa, choćby kanapka z dżemem, ani też nikt się mięsa nie domaga, jak jest u mnie, właśnie w myśl zasady, o której pisałam - jeśli ktoś mi poda mięso to ja go nie zjem i wyjdę głodna, ale jeśli ktoś zje u mnie warzywa bez mięsa to nic mu się nie stanie, a nawet będzie mu lepiej :)

Współczuję sytuacji, w których dochodzi do nieprzyjemnych uwag pod adresem wegusów. Moim zdaniem to czy ktoś szanuje moje zasady i przekonania świadczy o tym, czy szanuje mnie. I nie wiem, czy byłabym na tyle "wyszczekana", żeby coś od razu ostro odpowiedzieć, czy prędzej by mnie zatkało z zaskoczenia i niezrozumienia...

Mikarin - 2012-02-27, 15:52

Chociaz powiem wam, ze zdarzają się przypadki... innego kalibru ;)
Przyszłam kiedyś na posiadówę do koleżanki, dostałam talerzyk i zastawiony stół :D Sięgnęłam po sałatkę, na co Gosia do mnie "tej nie ruszaj, bo jest z mięsem!" Zamarłam wpół ruchu, bo mi się głupio zrobiło. A Gosia: "Zaraz ci przyniosę taką bez mięsa, żebyś miała co zjeść" - i sałatka była tylko dla mnie :D
Podobnie było jak przyjechało to samo towarzystwo do nas na urodziny J. Dwie michy sałatki wylądowały na stole, obie wege. I kolega przyniósł jedną, niewege. Moje zniknęły, jego została - nie była najgorsza, jak się potem okazało, tylko niedoprawiona ;) Co nie zmienia faktu, że słówkiem mi nikt nie pisnął o braku mięcha, nie było marudzenia - bo wszyscy i tak się najedli :D
Faktem jest też to, że wege ma większe pole do popisu w sensie kulinarnym, jakkolwiek może się to wydać dziwne.
diancia napisał/a:
Dla mnie sytuacje wege na obiedzie u niewege i niewege na obiedzie u wege nie są takie same.
Ludzie nie-wege często nie zdają sobie spawy z tego, że można gotować bez użycia mięsa. Ich menu (zwykle, nie mówię, że wszędzie) ogranicza się do kilku potraw, z których tylko te wigilijne są jarskie, a reszta... cóż... Stąd często uprzedzenie w stylu: "To co ty będziesz jeść?" Wszystko rozbija się o brak wiedzy (i często szczypty dobrych chęci).
Co nie zmienia faktu ze chamstwo przy stole jest karalne, a przynajmniej powinno być :-/

lilias - 2012-02-27, 15:57

u mnie póki co teściowa lat 78 'mogłabyś jeść już normalnie" ]:-> ale na imprezach u niej mam zawsze kotlety sojowe ;-) zresztą do dzisiaj głośno ją wychwalam, że najlepszy obiad u niej " w gościach" jadłam ziemniaki, kalafior z bułeczką i surówka, mniam. reszta z zazdrością patrzyła jak pochłaniam tego kalafiora prawie w całości bo oni po mięsie już nic dobrego nie mogli zmieścić więcej ]:->
diancia - 2012-02-27, 16:22

hihi, a ja na imprezach u teściów mam zawsze poza sałatkami specjalne wege słoiki made by teściowie :) w tych słoikach jest leczo (papryka, cebula i cukinia w sosie pomidorowym) i chili (to co w leczo + czerwona fasola i trochę przyprawy do chili). I kiedy inni mają tzw ciepłe danie, czyli jakiś ciężki gulasz mięsny najczęściej, po którym przez godzinę rozmowa się nie klei, bo wszyscy śpią ;) ja i ostatnio też Mąż mamy te wege słoiki eko, bo większość warzyw jest z ogródka teściów :) można? można :)
Gudi - 2012-02-27, 16:23

Figa napisał/a:
Odnośnie gości to zawsze podaję tylko wegetariańskie dania, a jak ktoś grymasi to pokazuję mu gdzie stoją psie miski i mówię, że jak bardzo chce to może psy się z nim/ nią podzielą :lol:


mina gości zapewne bezcenna :)

Lily - 2012-02-27, 20:07

Upierać się przy mięsie u wegetarianina to tak, jak u kogoś, kto nie pali, ostentacyjnie wyciągnąć papierosa... i jeszcze się upierać, żeby był tolerancyjny.
Fiku - 2012-02-28, 12:06

Nasi goście na szczęście nie grymaszą u nas, ale to dlatego, że moja luba jest świetna kucharą ;) I tez mieliśmy sytuację, że ktoś zadzwonił z pytaniem, co dla nas może zawrzeć w menu weselnym - szalenie miło nam było!
Maple Leaf - 2012-02-28, 18:59

Ja akurat nie mam takiego dylematu moralnego, bo nie mam dosłownie nikogo w swoim kręgu, kto byłby wege, a mieszkam też z mięsożercami. Praktycznie nigdy nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś o mnie specjalnie pomyślał, przygotował coś bez padliny (nie licząc najlbiższych). Jak już jestem "w gościach" i ktoś ku własnemu zdziwieniu przyzna "ano rzeczywiście, ty nie jesz mięsa!", to zazwyczaj niewiele mi pozostaje prócz chleba i jakiegoś smętnego pomidorka. Przyzwyczaiłam się do tego, że mogę liczyć tylko na siebie. Ale najbardziej zdenerwowałam się na komunii kuzynki (córka siostry mojej mamy, więc bliska osoba). Impreza była w restauracji, ja oczywiście na obiad dostałam schabowego, chociaż rok wcześniej wege-kuzynka ze strony wujka dostała mega wypaśny obiad specjalnie dla niej (owa kuzynka już wegetarianką nie jest, bo jak zaszła w ciążę, to stwierdziła, że przecież to niezdrowe). W połowie obiadu popatrzyła tylko na mnie, powiedziała "ooo.. a ty tylko surówkę jesz" , wzruszyła ramionami i powróciła do konsumpcji. Było mi po prostu przykro, że tak bliska osoba wogóle nie uszanowała mojego wyboru.

Ale za to jak na jakiejś imprezie przygotowuję dania wege, to nawet zatwardziali mięsożercy wcinają i chętnie próbują nowości z różnych kuchni świata, bo wachlarz ich dań jest bardzo ograniczony.

majaja - 2012-02-28, 20:34

Lily napisał/a:
jak u kogoś, kto nie pali, ostentacyjnie wyciągnąć papierosa... i jeszcze się upierać, żeby był tolerancyjny.
no przesadzasz, to nie jest to samo, gdy ktoś u ciebie, przy tobie pali to zmusza cię do wdychania trucizny i do tego najgorsze świństwa trafiają do twoich płuc. Mięso do twojego przewodu pokarmowego nie trafia. Dlatego u mnie ktoś starszy może se przyjechać/kupić szynkę na kanapki i skorzystać z lodówki (ma byc opakowane), ale z paierosem wszyscy bezwzględnie wychodzą na korytarz.
jarzynajarzyna - 2012-02-28, 21:14

przeczytałam "czy PODJADACIE mięso dla gości?" :mryellow: omamy i zwidy... :mryellow:
Mikarin - 2012-02-28, 21:25

jarzynajarzyna napisał/a:
"czy PODJADACIE mięso dla gości?"
:shock: Freud byłby zachwycony... :lol:
Gudi - 2012-02-28, 21:30

majaja napisał/a:
no przesadzasz, to nie jest to samo, gdy ktoś u ciebie, przy tobie pali to zmusza cię do wdychania trucizny i do tego najgorsze świństwa trafiają do twoich płuc.


może skrajnie to brzmi, ale pozwalanie prowadzić komuś po jednym piwie też jest nie haloo, dlatego jedzenia mięsa pod moim dachem - to pozwalanie na zabicie kolejnego zwierza... jak ktoś przyjdzie i naje się wege to zawsze kawałek zwierza mniej...

porównanie dość skrajne, ale ja to tak czuję. Dlatego ja też staram się nie kupować rodzinie mięsa [nieraz dla dziecka nie swojego się zlituję...], bo jak nie kupię to nie zjedzą i zjedzą mój obiad :P

LucySky - 2012-02-29, 21:27

jarzynajarzyna napisał/a:
"czy PODJADACIE mięso dla gości?"

:mryellow: :mryellow: :mryellow: padłam :-D
a w temacie - nie przyrządzam mięsa dla żadnych, nawet najznakomitszych ;-) gości

alken87 - 2012-02-29, 21:46

Maple Leaf napisał/a:
Praktycznie nigdy nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś o mnie specjalnie pomyślał, przygotował coś bez padliny (nie licząc najlbiższych).

mi było dośc przykro na sylwestra gdzie współlokatorka zrobiła kanapki i wszystkie były z serem i szynką...jakby tak trudno było nie położyć szynki na dwie kromki :roll: ("jak chce to niech se zdejmie")

moritura - 2012-03-01, 09:54

Alken87, ja przyszłam na sylwestra z siatą zakupów i wzięłam się za robienie jedzonka :) (u dobrego znajomego). Przyniosłam też sporo owoców; nawet z sokami własnymi przyszłam (oczywiście do ogólnego użytku), żeby nie być skazana na słodzone sklepowe koszmarki.

Poza tym, co sama zrobiłam, miałam do dyspozycji jeszcze marynowane grzybki :D

maga - 2012-03-01, 10:53

alken87 napisał/a:
mi było dośc przykro

Proponuję nie nastawiać się, że będzie coś specjalnie dla nas na jakiejś imprezie, a zabierać jedznie ze sobą. Mięsożercy nie są w stanie pojąć, że opcja zdejmowania szyneczki z kanapki jest dla nas nie do przyjęcia. Nie piszę tego złośliwie w stosunku do nich, wiem, że nie mieści się to w ich głowach (sama kiedyś podchodziłam podobnie do tematu, dziś nie zjem takiej kanapki). Przestałam już wchodzić w dyskusje na ten temat, po prostu odmawiam i ucinam gadkę. Wolę sie skupiać na innych pozytywnych kwestiach przebywania ze znajomymi niż jedznie :-)

Mikarin - 2012-03-01, 11:25

alken87 napisał/a:
"jak chce to niech se zdejmie"
jak byłam taka malutka, chyba z 5 lat miałam, byłam u babci kilka dni. Kanapki z żółtym serem, pomidorem etc się zjadało. Ale tak w kwestii mięsa na kanapce... Dokładnie to samo robiłam w szpitalu, jak byłam mała z kanapka z mięsem - brało się kanapkę, ogryzało ze skórki, spod kanapki wygryzało chlebek i... resztę odkładało na talerz z tekstem, ze niedobre albo już się nie chce jeść :roll: miałam wtedy 5-7 lat i dla mnie takie zachowanie było na porządku dziennym - oni mi mięso, to tak załatwiłam tę kanapkę, że nie zjadłam ja ani nikt inny :roll:
Kat... - 2012-03-01, 11:27

maga napisał/a:
Mięsożercy nie są w stanie pojąć, że opcja zdejmowania szyneczki z kanapki jest dla nas nie do przyjęcia. Nie piszę tego złośliwie w stosunku do nich, wiem, że nie mieści się to w ich głowach
bardzo trudno nagle zrobić coś inaczej niż zwykle, jeśli całe życie robiło się tak samo. Wegetariańsko to jeszcze, ale ja sama pamiętam jakie trudne z kombinowaniem były moje wegańskie początki, więc wiem jakiego przestawienia to. Szczególnie dla kogoś jedzącego tradycyjnie smażącego na maśle, zabielającego automatycznie zupy śmietaną, piekącego z jajami. Nie oczekuje jedzenia jak do kogoś idę, chyba, że jestem zaproszona na obiad. Wtedy tak. Mi łatwiej bo ja zawsze z dzieckiem też niejedzącym (uczulenie na mleko i jaja) więc nie każą mu sobie powyjmować. Zawsze pytam co będzie i co mam przynieść. Np jeśli będą ziemniaki to proszę o odłożenie dla mnie części bez masła, kotleciki przynoszę sama a surówka zawsze się jakaś znajdzie. Albo mi odkładają przez dodaniem majonezu. Ale i tak jeśli ktoś mnie chce zaprosić zawsze kombinuję żeby to był podwieczorek. Zapraszającemu łatwiej i mniej stresująco zrobić herbatę niż obiad, a ja przynoszę pyszne ciasto lub ciasteczka i wszyscy są happy :-)
moritura - 2012-03-01, 11:43

Poza tym, co dla mnie istotne, to żeby wszystko załatwiać z humorem :) Wolę wyjść na pozytywnego dziwoląga, która chodzi z własną wałówą (smaczną, a w dodatku jadalną dla wszystkich), niż dawać do zrozumienia znajomym, jak to strasznie mnie urazili, a ja się brzydzę ich jedzenia (stąd chyba większość konfliktów - to mięsożercy czują się urażeni wegańską zniewagą: "nie zjem tej sałatki, bo marchewka była gotowana w kostce rosołowej" - to dla większości ludzi zupełnie niepojęte).

Mam też kilka osób, które zawsze się starają, żeby dla mnie coś zrobić :) Dwie dobre przyjaciółki, które stają na głowie, byle mi dogodzić (aż mi czasem głupio) i potrafią po sto razy pytać, czy jem to czy tamto, kiedy do którejś z nich przychodzę. No i babcię ;)

Choć w innych domach bywają i niemiłe sytuacje (no ale zjedz, co Ci szkodzi, to tylko łyżeczka majonezu, zjedz, bo się obrażę - itd.), to zawsze staram się obrócić sytuację w żart albo np. mówię, jaką pyszną herbatę zrobili ;)

koko - 2012-03-02, 10:18

Mięsa nie serwuję, ale jeśli mam mięsożernych gości, to robię mięsopodobne potrawy (za którymi sami nie przepadamy).
Gia - 2012-06-07, 18:25

A ja mam inne pytanie dotyczące gości - co jecie "w gościach" ?
Szczególnie moje pytanie kieruję do weganek, ponieważ bardzo trudno jest na obiadkach u rodziny itp zjeść coś wegańskiego - czasem nawet nie wynika to ze złej woli, po prostu wątpię wręcz, żeby moja rodzina miała jakikolwiek wegański pomysł na jedzenie dla mnie, jajka to już szczyt "pójścia na rękę" jest. Jestem ciekawa jak radzicie sobie poza domem u znajomych itp.

yuka66 - 2012-06-07, 22:17

Ja zwykle proponuję, że przyniosę coś ze sobą.
machok - 2012-06-08, 07:05

Moi goscie, a mam dużo i często, po dwóch miesiącach zaczęli się orientowac, ze to nie przypadek - brak mięsa. Zdziwienie ale bez przesady. Raczej akceptują. Mój dom, miej reguły. Ale staram się podawać rzeczy, kt nie dziwią, np. makaron ze szpinakiem czy pesto...
Ogólnie dużo jest smacznych dań bez mięsa... Takich "zwyczajnych" :D

ropuszka - 2012-06-08, 10:02

machok napisał/a:
Ogólnie dużo jest smacznych dań bez mięsa... Takich "zwyczajnych" :-D


a mogłabyś podać trochę przykładów... najlepiej bez strączków, mało znam osób które je lubią...

Lily - 2012-06-08, 10:03

Pierogi, makarony, lazanie, bigosy (z grzybami), sałatki, zapiekanki itp., itd.
yuka66 - 2012-06-08, 13:20

Jeśli to ma być wegańskie i takie zwyczajne to już trudniej, bo co zostaje - pierogi z kapustą i grzybami i makaron z sosem pomidorowym.
kofi - 2012-06-08, 13:31

Można zrobić ruskie z tofu zamiast sera, ostatnio jadłam pierożki z tofu wędzonym, też pyszne, pieczone ziemniaki z ziołami i jakimiś warzywami, naleśniki też z warzywami, albo z owocami, zupy-kremy...
yuka66 - 2012-06-08, 14:49

Pewnie, że wiele potraw można zweganizować, ale chodzi o potrawy w polskiej kuchni, które są wegańskie same w sobie, które ludzie nie będący weganami znają i umieliby przygotawać dla swoich weganskich gości bez wertowania internetu. Będę na przykład w wakacje odwiedzać swoją chrzestną (grubo po 60-dziesiątce, tradycyjna polska kuchnia) i ona się mnie pyta "To co ty jesz? Co ja mogę dla ciebie przygotować ?" Czy jest naprawdę tak dużo potraw, które mogę wymienić?
oszum - 2012-06-08, 15:04

yuka66 napisał/a:
Jeśli to ma być wegańskie i takie zwyczajne to już trudniej, bo co zostaje - pierogi z kapustą i grzybami i makaron z sosem pomidorowym.

Ja bym mimo wszystko nie demonizowała. Pierogi można zrobić np. z soczewicą, szpinakiem, ileś wariacji z owocami, z kapustą i grzybami. To samo jeżeli chodzi o naleśniki. Do makaronu pieczarki, mieszanka warzywna na patelnię, czy jakieś leczo. Latem sałatki, czy nawet zwykłe młode ziemniaki z koperkiem odwalają robotę. Może to nie jest szczyt wykwintności ale przynajmniej nikt nie zarzuci, że weganizm to jakaś egzotyka z kosmosu :-> .

Lily - 2012-06-08, 15:31

Ojej, ale są też potrawy naprawdę proste, np. ryż z warzywami, fasolą, pieczarkami, to umie przyrządzić każdy. To samo z makaronem czy kaszą. Młode ziemniaki z koperkiem i duszona młoda kapusta plus podsmażone pieczarki to równie proste danie, które też każdy głupi za przeproszeniem może zrobić, o ile tylko zapamięta, żeby nie dawać śmietany, masła i kostek rosołowych.
Jagula - 2012-06-08, 16:23

Lily napisał/a:
o ile tylko zapamięta, żeby nie dawać śmietany, masła i kostek rosołowych.
czyli pamięta żeby ugotowac w prostszy sposób nie podbijając smaku "masełkami i śmietankami"
Kat... - 2012-06-08, 21:21

Ja jak idę do rodziny to jem ziemniaki (jeśli robią z masłem to odkładają mi przed dodaniem), sałatkę/surówkę lub jakieś warzywo i ugotowaną fasolę. Oczywiście to opcja, w której nic nie przynoszę. Zawsze się wcześniej umawiam i wiem co będzie, co mogę zrobić. Czasem jak jest sałatka jarzynowa to donoszę swój majonez a mi zostawiają taką bez majonezu i jajka, albo kotlety własne donoszę ale ogólnie ugotowana po prostu fasola zamiast mięsa jest najwygodniejsza i w pełni akceptowana przez obie strony. Mają poczucie, że zjem porządnie bo w fasoli jest dużo białka.
machok - 2012-06-08, 21:24

Miałam na myśli rożne kasze, kluski śląskie, pyzy ziemniaczane, kluski z makiem, placki ziemniaczane, pierogi z kaszą gryczana, ziemniakami, większość zup można bez mięsa zrobić, marchewka z groszkiem + ziemniaki, duszone warzywa, gryka + buraczki, perlowa + boczniaki+ surówka, pizza wege, zapiekanki makaronowe z warzywami.
Pewnie, ze trudniej z weganizmem, ale chyba da radę wbić do głowy ze jem TYLKO rośliny...
Młodsze pokolonie pewnie samo zna mnóstwo przepisów na np. włoskie pasty, większość sosie jest bez mięsa...

alken87 - 2012-06-08, 21:38

machok napisał/a:
Miałam na myśli rożne kasze, kluski śląskie, pyzy ziemniaczane, kluski z makiem, placki ziemniaczane, pierogi z kaszą gryczana, ziemniakami, większość zup można bez mięsa zrobić, marchewka z groszkiem + ziemniaki, duszone warzywa, gryka + buraczki, perlowa + boczniaki+ surówka, pizza wege, zapiekanki makaronowe z warzywami.
Pewnie, ze trudniej z weganizmem, ale chyba da radę wbić do głowy ze jem TYLKO rośliny...
Młodsze pokolonie pewnie samo zna mnóstwo przepisów na np. włoskie pasty, większość sosie jest bez mięsa...


opcji jest dużo, tylko weź tu wtłocz takiemu do głowy że pewne rzeczy da się zrobić bez np. jajek...niektórzy dodają jajka do ciasta na pierogi albo do masy na placki ziemniaczane i nie przetłumaczysz, że bez też wyjdzie

a niektórzy mają problem z klasyfikacją produktów niewegańskich i na przykład powiesz że nie jesz nabiału, jajek, mięsa i ryb to zrobią sałatkę z fetą ale ryżu nie dostaniesz bo z jakiś niezrozumiałych powodów został uznany za niewegański.

Urania - 2012-07-27, 13:43

Ja nigdy nie podaję mięsa. Nie jem już go od lat, nie wyobrażam sobie go kupować czy przyrządzać (nawet patrzeć na nie nie mogę).
kitteh - 2012-07-29, 01:34

nie podaję.
w końcu oni też jadają warzywo, nie? jednocześnie szanuję ich upodobania i jak ktoś nie lubi pomidorów, to mu pomidorowej nie podam

evel - 2012-08-01, 18:45

Nie podaję mięsa, ale próbuję zachwycić gości kuchnią wegańską. I udaje się! Ostatnio hitem były calzone i tort czekoladowy. :-)
Herba - 2012-08-02, 18:42

Dziewczyny, niedługo nastąpi wielce mi niemiła (nie z powodów żywieniowych:)) wizyta teściowej, o której już w tym wątku wspominałam; teściowa ma przyjechać do nas na weekend i niestety spodziewam się, że przywiezie ze sobą stosy mięcha :( Zawsze jest to samo tłumaczenie- to dla niej i jej synusia (czyli mojego męża-mięsożercy). Jeśli przywiozła by jedno danie to trudno- starsza kobieta, gość do tego, jakoś to trzeba przeżyć, niech sobie zjedzą, ale niestety tego jest ilość taka, że w mojej (na prawdę wielkiej!) lodówce ciężko wszystko pomieścić. Co zrobić żeby kobita opanowała się i najlepiej nic ze sobą nie przywoziła? Może macie jakiś sprawdzony tekst?
Pomóżcie, bo termin koszmarnej wizyty zbliża się nieubłaganie!

MartaJS - 2012-08-02, 19:27

Herba, współczuję. Nie wiem jakie macie relacje, nie mam też żadnego gotowego tekstu, ale dla mnie przywożenie żarcia przez gości to jeden z dowodów złego wychowania, mało co mnie tak wyprowadza z równowagi i zwykle jestem bardzo złośliwa w takich przypadkach. Wszystko jedno, czy jest to mięso, czy nie.
Kat... - 2012-08-02, 19:38

MartaJS napisał/a:
dla mnie przywożenie żarcia przez gości to jeden z dowodów złego wychowania, mało co mnie tak wyprowadza z równowagi i zwykle jestem bardzo złośliwa w takich przypadkach. Wszystko jedno, czy jest to mięso, czy nie.
poważnie? A w drugą stronę? Jeśli wege/diabetyk/alergik przywozi ze sobą jedzenie bo wie, że nie dostanie nic swojego to też? Bo tak zabrzmiało. Ja do swojej jednej babci absolutnie muszę wozić swoje jak jadę w gości bo tam dla mnie nie ma dosłownie nic.
Herba - 2012-08-02, 19:46

Kat...ale u mnie teściowa z pewnością dostanie coś "jadalnego", szczególnie, że wiem iż jest cukrzykiem i musi jeść bardzo regularnie.
MartaJS owszem- moja teściowa jest źle wychowana i niestety starszego syna również nie umiała nauczyć kultury. Na szczęście na wychowanie mojego męża bardzo duży wpływ miał jego śp. ojciec i chwała mu za to :)
Jednak jestem coraz mocniej zdecydowana na poważną rozmowę z mężem aby wcale nie zapraszać jego matki. Wówczas problem jedzeniowy by zniknął, bo pozostali goście zawsze z przyjemnością do nas przychodzą głodni aby skosztować co tam Wege w kuchni wymyśliła :)

MartaJS - 2012-08-02, 19:48

Kat..., w drugą stronę też. Nigdy nie wożę swojego jedzenia w gości. Oczywiście są wyjątki - jeśli jadę do kogoś, o kim wiem, że jest to starsza, niezaradna osoba albo nie ma kasy (ale wtedy jakoś razem robimy zakupy), to wtedy to jest inna sytuacja. Ale jeśli przyjeżdża do mnie ktoś i przywozi karton żarcia, który rozkłada po mojej lodówce, to dla mnie to jest - no nie wiem, obraźliwe. Jakby zakładał z góry, że moje jedzenie będzie niesmaczne albo że nie mam za co kupić, albo nie wiem co jeszcze. W każdym razie że nie jestem w stanie ich odpowiednio ugościć.

Ludzie zwykle robią to pewnie z dobrego serca, żeby "nie objadać" swoich gospodarzy.

Lily - 2012-08-02, 19:52

MartaJS napisał/a:
Ludzie zwykle robią to pewnie z dobrego serca, żeby "nie objadać" swoich gospodarzy.
Albo żeby coś zjeść, bo przecież u wegetarian nie ma nic do jedzenia :-? Niestety spotkałam się z czymś takim.
Może trzeba tak wypakować lodówkę jedzeniem wege, żeby absolutnie już nic nie wlazło. Niech sobie teściowa trzyma... na balkonie? :P

Herba - 2012-08-02, 20:06

Lily napisał/a:
Może trzeba tak wypakować lodówkę jedzeniem wege, żeby absolutnie już nic nie wlazło. Niech sobie teściowa trzyma... na balkonie?


hahha, żeby zapchać moją lodówkę wege jedzeniem to później musiałabym pół osiedla karmić żeby to się nie zmarnowało- pisałam że mam wielką lodówkę; z drugiej strony nie pracuję i nie mam pieniędzy żeby AŻ TYLE kupić :)
Balkonu nie mam ale taras owszem... moje psy byłyby żywo w niebo wzięte :mrgreen:

MartaJS trafiłaś w sedno :
MartaJS napisał/a:
zakładał z góry, że moje jedzenie będzie niesmaczne

Chociaż tak się składa, że jeszcze nie usłyszałam abym ugotowała coś niezjadliwego (owszem, na początku zdarzały się wpadki z nieodpowiednim doprawieniem, ale od lat już mi się nie trafiają ;) ).

Hmm, a moze poradzicie co zrobić żeby jędza nie przyjeżdżała?

diancia - 2012-08-02, 20:08

ja też tak czuję, jak pisze MartaJS, ale przede wszystkim w drugą stronę - dziwnie bym się czuła, wioząc swoje jedzenie do kogoś - jakbym mu nie ufała, że da mi coś jadalnego.

Herba, moim zdaniem zanim pogadasz z Teściową o jej "podróżniczych" zwyczajach, warto porozmawiać o tym z Mężem. Wytłumaczyć, że przeszkadza Ci przywożenie mięsa do Waszego domu, może Mąż zrozumie, zareaguje. Gdyby doszło do rozmowy między Tobą i Teściową, to warto mieć Męża po swojej stronie ;)

Teraz doczytałam, że w ogóle nie chcesz Teściowej u siebie. Ze względu na mięso czy coś więcej? Bo to chyba kluczowe...

Lily - 2012-08-02, 20:11

Herba napisał/a:
nie mam pieniędzy żeby AŻ TYLE kupić :)
Kup worek ziemniaków i powiedz, że absolutnie muszą tam leżeć, bo gdzie indziej jest za ciepło :P
Agnieszka - 2012-08-02, 20:27

Ja z tych co zabierają zwłaszcza jak z dzieckiem jeżdżę bo ugoszczenie mojego potomstwa np. faszerowaną cukinią, leczo, słodyczami nie jest tym co lubi /zje/powinna.
Namawiam do rozmowy z mężem (to już padło i najważniejsze wg mnie w całej sytuacji) może ślubny nie wszystko lubi i z części giftów możne zrezygnować ale przede wszystkim ustaw swoje granice w relacjach (może coś zamrozić, zapasteryzowane do piwnicy wysłać, jadać na mieście np. wspólny obiad czy kolacja i każdy zamawia to co lubi, zaproponować własne alternatywy a aura sprzyja lekkiemu jedzeniu itd).

[ Dodano: 2012-08-02, 20:33 ]
W terminie przyjazdu poszukać alternatywy (są opcje grupona i innych) spa, wczasy.... :lol:

Herba - 2012-08-02, 20:35

diancia nie chcę jej oglądać z powodu zupełnie innego niż żywieniowy- wydziedziczyła mojego męża na rzecz drugiego syna- poczekała z tym do śmierci męża, bo ojciec w życiu by na coś takiego nie pozwolił; po czym stwierdziła że ma ochotę nas odwiedzić i mamy ją przywieźć do siebie (mieszkamy 70km od niej i musiałaby tłuc się pks'em). Nie umiem zrozumieć takiego postępowania- jeszcze chyba nie ochłonęłam po tym co zrobiła.
Na różne moje argumenty mój mąż odpowiada że "zaprasza ją" (właściwie to ona się wprosiła) bo należy jej się szacunek za to że jest jego matką i mieszkał pod jej dachem 32 lata (całe dzieciństwo spędził u dziadków, bo matka nie miała dla niego czasu, więc w sumie to nie 32...). O obecnym postępowaniu nie ma mowy, bo przecież jako matka miała prawo ukarać go(wydziedziczenie) za to że się od niej wyprowadził (to była długa batalia na początku małżeństwa bo teściowa łapała się różnych rzeczy żebyśmy z nimi zamieszkali).
Odnośnie jedzenia to mój mąż absolutnie akceptuje mój sposób gotowania, ale z matką nie będzie na ten temat dyskutował, bo... nie wiem, chyba mu sie nie chce.

Agnieszka też myślę nad wyjazdem jeśli nic nie wymyślę

MartaJS - 2012-08-02, 20:36

Herba napisał/a:
nie mam pieniędzy żeby AŻ TYLE kupić :)


Eee, kapusta jest tania :-) Arbuzy ostatnio też ]:->

diancia - 2012-08-02, 20:41

Herba, przykro mi, czytam, że trudna sprawa u Was rodzinnie... Mąż chyba nie do końca czuje się dorosły przy swojej mamie i na dużo jej pozwala dla "świętego spokoju", tak to rozumiem... wiem z doświadczenia, że Twoje ewentualne potyczki z Teściową na jakikolwiek temat (jej przyjazdów, jej zwyczajów żywieniowych itp) mogą niewiele dać (poza nerwami) jeśli Twój Mąż a jej Syn się nie postawi i nie zajmie jasnego stanowiska w spornych kwestiach... moim zdaniem, jeśli rozmowa, to przede wszystkim z Mężem, musicie mieć wspólny front.

Jest szansa na spokojną rozmowę z Mężem na tematy, które Cię martwią?

Herba - 2012-08-02, 20:43

Powody niechęci do teściowej to taki OT, a tu zasadnicze pytanie w temacie- czy podajecie mięso gościom? No więc zasadniczo nie podaję, ale co uczynić z gośćmi przyjezdnymi przywożącymi swoje zapasy mięsa (bo chyba nie sprecyzowałam że teściowa te straszliwe ilości jedzenia to przywozi tylko mięso- już przetworzone, żeby u mnie nie musiała gotować [nie umie posługiwac się płytą indukcyjną :mryellow: ])?

[ Dodano: 2012-08-02, 20:48 ]
diancia rozmowy były, bo ja z tych co to woli każdy temat przegadać, a nie dusić w sobie, ale mąż choć przyznaje mi rację to się matce nie postawi. A domyślam się jak się musiał się poczuć gdy dowiedział się o jej decyzji (dowiedział się już jak przeprowadziła to notarialnie) i w związku z tym wolę być tą stroną w której ma oparcie. Bo że na swoją rodzinkę liczyć nie może to czywiste :-(

Kat... - 2012-08-02, 21:15

MartaJS napisał/a:
Jakby zakładał z góry, że moje jedzenie będzie niesmaczne albo że nie mam za co kupić, albo nie wiem co jeszcze.
albo żeby nie robić kłopotu. Jak np moja babcia zaprasza mnie na święta, to ja jej nie chcę dokładać roboty. Wiem, ze dla tradycyjnie gotujących nagłe nakarmienie wegan może być kłopotliwe. Mam nadzieję, że oni tego nie odbierają jako niegrzeczne :-/ Z tradycyjnej lodówki to dla mnie na głupią kanapkę nic nie ma. I nie w formie zarzutu to mówię- spotkałam się z tym, że ludziom niezmiernie głupio było nie mogąc nam dać NIC. A jako karmiąca czy z dzieckiem przez ileś godzin na samej herbacie nie mam zamiaru siedzieć.
Oczywiście rozumiem Herbę. Mi było okropnie gdyby mi ktoś w domu zawalał lodówkę mięsem, szczególnie, że miałby co jeść, ja bardzo lubię gotować dla gości. Nie rozumiem jednak co niegrzecznego jest w zabraniu swojego jedzenia w sytuacji kiedy u gospodarzy nikt dla nas nic nie zrobi, nie ma jedzenia.

MartaJS - 2012-08-02, 21:46

Kat... napisał/a:
albo żeby nie robić kłopotu. Jak np moja babcia zaprasza mnie na święta, to ja jej nie chcę dokładać roboty.


Ale jeśli ktoś mnie zaprasza, to jednak założenie jest takie, że da mi coś do jedzenia. Inaczej by nie zapraszał.

Być może to jest inna sytuacja, jeśli jedziesz do babci, wiesz że do żarcia nic nie będzie i nigdy nie było. To jest - powiedzmy - kwestia złych doświadczeń, ale też może jakiejś umowy - nie wiem, gdyby miał mnie odwiedzić ktoś na jakiejś bardzo szczególnej i wymagającej diecie i umówiłby się ze mną wcześniej, że przywiezie coś do jedzenia, no to ok. Ale jeśli ktoś odwiedza mnie, zdrową, sprawną i gotującą osobę, i przywozi ze sobą cały prowiant i zgrzewkę wody (bo u nas pewnie tylko taka ze studni i z pijawkami ;-) ) no to raczej jest mi przykro. Szczególnie jeśli cały dzień siedzę przy garach.

Kat... - 2012-08-02, 22:03

MartaJS napisał/a:


Ale jeśli ktoś mnie zaprasza, to jednak założenie jest takie, że da mi coś do jedzenia. Inaczej by nie zapraszał.
i tu się nie zgodzę- to zależy od człowieka (i celu spotkania. Bo chyba nie mówimy wyłącznie o proszonym obiedzie?). Ludzie czasem w ogóle o jedzeniu nie myślą. Ja jem regularnie, głodnieję i głodu wytrzymać nie potrafię i spotykam się czasem ze zdziwieniem. Znam ludzi jedzących byle co, nie myślących o tym w ogóle, palących żeby oszukać łaknienie, takich co to bez śniadania na batonie wytrzymują w pracy i pierwszy posiłek jedzą 17-18.
MartaJS napisał/a:
jest mi przykro. Szczególnie jeśli cały dzień siedzę przy garach.
i być może przywozi żeby Cię odciążyć? Może nie chce żebyś stała dzień przy garach? Ile ludzi tyle myśli, różne rzeczy mogą siedzieć takim gościom w głowie: od pijawek w wodzie :-) - do nierobienia kłopotu przez moje mi lepiej smakuje, wege to jakieś sekciarskie wymysły i inne.
I nie mówię też o braniu wszystkiego łącznie z własnym makaronem ale tego, czego u gospodarza nie ma.

Lily - 2012-08-02, 22:07

Kiedyś moi rodzice dzwonili do mojej siostry, że chcieliby ją na drugi dzień odwiedzić i ja też wpadnę z nimi na chwilę, nie było mowy o obiedzie (zadowolilibyśmy się kawą), a ona od razu zaczęła krzyczeć przez telefon: "Ale dla niej nie będę gotować!". No cóż, stwierdziłam, że przyjdę się przywitać i pójdę sobie na autobus, i pojadę do domu, bo nie prosiłam o nic, a tu takie "przywitanie"... To tak a propos przyjmowania gości i przywożenia własnego prowiantu bądź nie... Na dzień dobry sugestia, że się stanowi straszny kłopot, bo nie wiadomo, co gotować.
MartaJS - 2012-08-02, 22:37

Na pewno są takie sytuacje i dlatego nie mówię, że zawsze, bezwarunkowo jest to niekulturalne. Ale dla mnie jako gospodarza coś takiego jest zwykle przykre, szczególnie kiedy ktoś przyjeżdża na kilka dni i przywozi karton prowiantu.

Oczywiście czym innym jest przywiezienie winka czy czegoś słodkiego jako czegoś w rodzaju "prezentu" dla gospodarzy, ale chyba mówimy o czymś innym. Ja przywożę czasem wiejskie jajka albo pomidory, ale nie jako żarcie dla siebie, nie mam nic przeciwko jeśli gospodarze schowają i zużyją jak już sobie pojadę - to jest dla nich.

jazgottt - 2012-08-03, 00:41

My z reguły albo zamawiamy w gościach konkretne jedzenie, np. gotowane ziemniaki plus sałata, cytryna, pomidor, banany, gotowana z mrożonki marchewka z groszkiem (na nasz ulubiony zestaw, bo łatwy do zorganizowania przez goszczącego;). Zaznaczamy, że zjemy dużo, ze dwa razy tyle, co standardowo.

Albo deklarujemy, że przyjedziemy ze swoim jedzeniem i tak robimy najczęściej. Chleb zawsze swój, bo piekę taki, który ma skład, jakiego w żadnym sklepie się nie spotka. Jemy tak prosto i z pominięciem tylu produktów, że nie chciałabym, aby ktoś próbował mi coś w ciemno upichcić. Oprócz mojego weganizmu, a ovowegetarianizmu mojego chłopaka oraz nietolerancji pokarmowych (wspólne mamy tylko na mleko, soję i zboża glutenowe, ja mam ich więcej) są jeszcze problemy z metabolizowaniem pewnych substancji u mojego chłopaka, to jest salicylanów. Teraz już je sporo salicylanów, ale przez prawie rok był z tym problem i musiał unikać. Wciąż jak naje się za dużo borówek np. to się gorzej czuje.

Dla nas nasze żywienie nie stanowi najmniejszego problemu, jemy dużo, smacznie, jednak będąc w gościach trudno liczyć na inwencję zapraszających.

Do tego dochodzi jeszcze to, że mi najzwyczajniej w świecie jedzenie zrobione przez innych nie bardzo smakuje, chyba, że akurat trafię na kogoś, kto ma podobny gust żywieniowy oraz tak samo dba o jakość i świeżość składników, może jakiś niemowlak miałby podobny gust;) Nie uznaję jedzenia wbrew swoim kubkom smakowym dla ucieszenia gospodarza. Jak jedzenie mi nie smakuje, to mi też nie będzie służyć zresztą zazwyczaj. Jak zwierzę rozpoznaję, co jest moim pokarmem. Dlatego na widok tortu mnie albo mdli, albo wygląda mi na tak mało apetyczny jak tekturowa makieta.

W ogóle nie rozumiem tego schizowania na tle jedzenia. Papu to papu, je się aby żyć. W gości jak jadę, to chcę porozmawiać, a nie się nażreć;) Z reguły coś tam zresztą podskubię, np. powyjadam owoce, które u innych ludzi z reguły zalegają, a ja je jak ten odkurzacz potrafię wymieść;) miałam też raz ochotę obskubać taką ładną bazylię z parapetu, ale miałam świadomość, że była długo uprawiana i po kilka listków na raz zużywana, nie chciałabym, aby po mojej wizycie zostały same kikuty bez liści na parapecie;)

Goszczący często silą się kombinując nie wiadomo jakie połączenia składników psując wg mnie potrawy. Jak powiem, co chcę zjeść i zażyczę sobie to, na co mam ochotę, to jest dla przykładu wielkiego szejka z kilograma bananów i paczki mrożonych truskawek, bo to jest dla mnie pyszota, to jeśli nawet to dostanę, to i tak goszczący narzeka, że nic nie zjadłam, nawet jak mój posiłek miał pojemność małego wiaderka i kaloryczność typowego obiadu;)

Nie jest mi też wcale miło, jak ktoś marnuje pół dnia na kombinowanie jedzenia. Skoczyłby do sklepu po jakieś fajne warzywa, owoce, bób mi ugotował, roboty mało a ile szczęścia;)

Kawonka - 2012-08-03, 09:17

Jazgott, z dedykacją dla ciebie :-) .

A wracając do tematu. Z rodziną na razie bez problemów się obywa. Zwłaszcza z mamą, która wyhodowała tę piękną bazylię.

MartaJS - 2012-08-03, 11:48

jazgottt napisał/a:
W ogóle nie rozumiem tego schizowania na tle jedzenia. Papu to papu, je się aby żyć. W gości jak jadę, to chcę porozmawiać, a nie się nażreć;)


No to ja mam zupełnie inne podejście. Gotowanie, karmienie jest dla mnie elementem gościnności. Może to przez wschodnie korzenie ;-)

Malati - 2012-08-03, 13:29

Kawonka, bazylia wspaniała. Uwielbiam tą roślinę,zwłaszcza jej intensywny zapach. Mam w domu dwie duże doniczki bazylii,jadam codziennie w sałatkach, na kanapkach i w zielonych szejkach pychota ;-) :-)
MayoNika - 2012-08-03, 13:30

Herba napisał/a:
ale co uczynić z gośćmi przyjezdnymi przywożącymi swoje zapasy mięsa


To, co przywiozła na jej oczach wyrzucić do worka na śmieci i wynieść do zsypu. Może przy okazji zyskasz brak odwiedzin przez jakieś 10 lat. Nie jest to godne traktowanie szczątków, ale wyjście pośrednie.

Herba - 2012-08-03, 16:51

MayoNika u mnie jest sposób łatwiejszy i przynajmniej z pewną korzyścią dla jednej strony- 5 futrzatych mięsożerców w postaci 2 dużych psów i 3 kotów :-P
Jednak byłoby to wyjście ostateczne (choć nie powiem, że go nie rozważałam ;-) )
Na szczęście chwilowo wymyśliłam nam tak dużo zajęć, że nawet gdyby teściowa chciała to mój mąż nie ma jej kiedy przywieźć (lista zadań na lodówce na dwóch kartkach :) )- na razie to jedyna metoda by jej nie podejmować u siebie na jaką wpadłam. A za jakiś miesiąc czy dwa może ciśnienie na tyle mi opadnie, że sobie jakoś z tym poradzę :roll: (chociaż nie opada od 7 miesięcy, więc nie wiem czy miesiąc więcej coś da ]:-> )

Kawonka bazylia godna tej, która rośnie w moim zielniku

jazgottt - 2012-08-03, 17:20

Kawonka napisał/a:
Jazgott, z dedykacją dla ciebie :-) .

A wracając do tematu. Z rodziną na razie bez problemów się obywa. Zwłaszcza z mamą, która wyhodowała tę piękną bazylię.


Najciekawsze jest to, że teraz mam taką ładną bazylię na oknie i jeszcze nie zeżarłam (być może dlatego, że od środy mam szczurki z adopcji i bardzo skupiają moją uwagę, więc bazylia może sobie rosnąć). Ale wtedy byłam bardzo zmęczona, dość głodna, i na samej "suchej karmie" od jakiegoś czasu, więc taki zew mnie wziął na tę bazylię;) Normalnie lubię w szejku lub z pomidorem, albo tak sobie zjeść tylko kilka listków, a wtedy chciałam zjeść całą, ale się nie zdradziłam z tym chceniem:)

MartaJS, też jestem ze wschodu Polski, mieszkałam z rodzicami w Chełmie, czyli Ukrainę miałam blisko:) U mnie w domu było zawsze goszczenie jedzeniem, i to tak, że można było mieć problemy ze wstaniem z krzesła po takiej gościnie. Rodzice przeszczęśliwi jak gość się przejadł, najlepiej zresztą mięchem i ciastami lubili częstować, mnie się niedobrze robiło od samego patrzenia na to obżarstwo i to jak jeszcze byłam wszystkożerna. Za tłusto się u mnie jadało, wiecznie wieprzowinę, kurczak lub ryba to były takie ciekawostki od czasu do czasu.

Sądzę, że z gośćmi w miarę kontaktowymi i kulturalnymi da się dogadać i jakoś z góry ustalić co z jedzeniem, tzn. czy będą jeść, co będzie. Wystarczy zapytać:) Gorzej z taką teściową niereformowalnie mięsożerną:/ To musi być koszmar, taka lodówka pełna zwłok. Jakby ktoś do mnie przyjechał i chciał sobie przyrządzić mięso, to bym się pewnie zgodziła, ale wyparzyłabym zlew i na pewno nie zgodziłabym się na zawalenie górą mięsa lodówki:/

alken87 - 2012-08-03, 19:06

jazgottt napisał/a:

(być może dlatego, że od środy mam szczurki z adopcji i bardzo skupiają moją uwagę,


zawsze możesz poświęcić bazylię i z uwaga obserwować jak szczury ją rozczłonkowują :mryellow:

ja to się zawsze spotykam z tym że gospodarz zawsze niezadowolony z tego co zjadłam, nawet jesli zjem górę z dokładką :roll: bo kto to widział się tak najeść warzywem :P
ja tylko informuję że jestem wegetarianką, nie wyszczególniam akurat moich domowych nawyków żywieniowych, czyli zjem co mi dadzą (byle nie mięso) nawet jesli na codzień tego nie jem.
fakt faktem nie lubię jeść u kogoś, szczerze mówiąc nawet u przecietnego wegetarianina też nie, bo ładowanie wszędzie różnych gatunków sera i całej reszty nabiału oraz jajek nie jest mi w smak.

gotować dla innych (poza konkretnymi osobami) też nie lubię, bo zazwyczaj padają jakieś gadki o mięsie, albo wątpliwe komplementy w stylu "nawet dobre jak na bezmięsne" i zawsze się zastanwiaam skąd się biorą ci ludzie, co oni jedza mieso codziennie i na każdy posiłek? to ja już wolę zeby ktoś przywiózł ze sobą tonę mięsa niż jadł z łaską to co przygotowałam.

jagodzianka - 2012-08-03, 20:12

alken87 napisał/a:
gotować dla innych (poza konkretnymi osobami) też nie lubię, bo zazwyczaj padają jakieś gadki o mięsie, albo wątpliwe komplementy w stylu "nawet dobre jak na bezmięsne" i zawsze się zastanwiaam skąd się biorą ci ludzie, co oni jedza mieso codziennie i na każdy posiłek?

Też mnie to dziwi. Przecież normalni mięsożercy nie jedzą TYLKO mięsa. Co oni pierogów czy naleśników nigdy nie widzieli? Jak byś im zaserwowała wege danie, bez wzmianki, że to wege, to by szamali bez gadania i bez problemu się najedli.

Lily - 2012-08-03, 20:25

alken87 napisał/a:
bo ładowanie wszędzie różnych gatunków sera i całej reszty nabiału oraz jajek nie jest mi w smak. To u mnie byś mogła, bo ja nie seruję za bardzo ;)
alken87 napisał/a:
wątpliwe komplementy w stylu "nawet dobre jak na bezmięsne" i zawsze się zastanwiaam skąd się biorą ci ludzie, co oni jedza mieso codziennie i na każdy posiłek?
To mi przypomina tekst mojej "teściowej": "Wygląda ładnie, ale czy smakuje tak jak wygląda?" :?
alken87 - 2012-08-03, 20:35

dodam jeszcze ja to się w ogóle pytam gościa zanim ugotuję, czy jest coś czego nie lubi, nie je bo jest uczulony czy nie je z jakichkolwiek innych powodów,i uważam że wszyscy powinni tak robić. nie chciałabym postawić kogoś w sytuacji w której nie może nic zjeść z tego co jest na stole (albo co gorsza jest uprzejmy i się zmusza), i nawet jeśli ktoś ma jakieś dziwne nawyki żywieniowe niezwiązane z nietolerancją pokarmową czy ideologią (np nienawidzi pomidorów, nie je owoców) to staram się to uszanować.
excelencja - 2012-08-04, 20:27

MartaJS napisał/a:
le jeśli przyjeżdża do mnie ktoś i przywozi karton żarcia, który rozkłada po mojej lodówce, to dla mnie to jest - no nie wiem, obraźliwe.

eeeeeej
ja zawsze podróżuję z kartonami mleka sojowego i musli. Bo
a) sojowe jest trudno dostępne
b) musli/płatki jemy na śniadanie zawsze

moritura - 2012-08-05, 09:55

Moi rodzice, jak przyjeżdżają, niezmiennie zabierają ze sobą mięso, głównie kiełbachę - jakby się nie dało bez niej przeżyć 2 dni (zwykle są na jedną noc). Oczywiście u mnie jest co jeść i zawsze coś ugotuję (ostatnio wielki gar pierogów quasi-ruskich - jadłam je potem przez tydzień). Jak protestuję, dowiaduję się, że wydziwiam, przesadzam itp. - i już mi się nie chce kłócić zwyczajnie. Niby mój dom, ale wolę pocierpieć w milczeniu. Komu innemu powiedziałabym f*ck off, ale w tym przypadku tak mi jakoś głupio :P

Mięsa gościom oczywiście nie podaję, w sklepie nie kupuję nawet babci, jak mnie prosi o zrobienie zakupów - bo zwyczajnie nie jestem w stanie. Natomiast mimo weganizmu (świeżego - raptem rok za mną) nie mam problemu z tym, żeby jej kupić jajka czy mleko do kawy.

Moja druga babcia, którą się teraz trochę zajmuję, uwielbia jogurty owocowe - jest nieprzytomnie chuda, 90% czasu leży, prawie nic nie je; no to nie będę jej tłumaczyć, jak podły jest los mlecznych krów, tylko kupuję jej te jogurty, wsypuję do środka otrębów, zmielonego siemienia, jakichś owoców i cieszę się, jak coś w ogóle zje. Może ktoś to nazwie hipokryzją, trudno, moje sumienie siedzi cicho.

Ja sama, jak przyjeżdżam do jednej koleżanki w gości - mieszkamy w różnych miastach - to w rzeczy samej popełniam ten haniebny czyn i robię wielkie siaty zakupów. Ale to inna sytuacja: ona, jak jest u mnie, robi tak samo, poza tym mieszkałyśmy kiedyś razem - i wiadomo, że to nie są takie zakupy "ja jem fajniejsze rzeczy, niż masz mi do zaoferowania", tylko: "kupuję na wspólne konto, nie musimy się rozliczać, fajnie znowu się poczuć, jakbyśmy mieszkały razem". Ale to jeden taki przypadek. Poza tym - kupuję jakieś ciastka, żeby były do kawy. Czasem wezmę ze sobą kartonik mleka sojowego (nie znoszę czarnej), ale ujawniam się z nim dopiero wtedy, gdy wiadomo, że gospodarz/-dyni nie ma takowego w lodówce (czasem ktoś dla mnie kupi :) ). Z obiadami własnymi nie latam, ale przez ten rok częstotliwość kłamania: "ale się najadłam przed przyjściem do Ciebie" - wzrosła niezmiernie. Nie wiedziałam, w jakiej komfortowej sytuacji się znajduję, jak byłam lakto-ovo ;)

Pamiętam jeszcze mój pierwszy wyjazd po zostaniu wege. Miałam wtedy 14 lat i weszłam w mało kontaktowy - wręcz zupełnie niekomunikatywny - etap mojego życia. Mimo że wystarczyło zgłosić w stołówce, czego się nie je - i bez narzekania i pytania sporządzali osobne posiłki dla odmieńców - to mnie paraliżowało na samą myśl o tym, że mam wejść do kuchni i obcym kobietom tłumaczyć, że mają osobno dla mnie gotować bez zwierząt (było kilka osób jedzących co innego, ale raczej z przyczyn zdrowotnych, uczuleń itp.). Sprawy nie poprawiał fakt, że musiałabym to zrobić po angielsku, a wtedy z tym było mocno tak sobie. W rezultacie przez pierwszy tydzień - nie znając składów, na wszelki wypadek - nie jadłam prawie nic, dopóki jedna dziewczyna - jakaś Azjatka, jedząca inaczej - nie zwróciła na mnie uwagi. Wtedy dokonałam pierwszego w życiu (poza rodziną) wege-comming outu. Okazało się, że to całkiem miłe uczucie - a dziewczyna poszła za mnie do kuchni i powiedziała, żeby mi oddzielnie gotowali ;) Na drugi dzień dostałam naleśniki z gigantyczną porcją warzyw na parze.

mimish - 2012-08-05, 11:58

U mnie zasada jest prosta, nie ma miesa dla nas ani d'a gosci. Nie zgadzam sie na przynoszenie miesa ani potraw z miesa. Do tej pory wszyscy tp respektowali. Na moim profilu couch-surfingowym zaznaczylam wyraznie, ze jak ktos ma ochote na mieso i podobne to raczej na miescie musi zjesc. W kwietniu tego roku odwiedzila mnie mama (nie je miesa ) ze swoim partnerem (wielki zjadacz miesa), kebaba kupionego na miescie konczyl na ulicy w dyskretny sposob, zeby mnie nie urazic. Raz zrobil zakupy z salami w skladzie, kanapke przygotowal i zjazdl na balkonie. Dodam, ze nie musialam nic mowic on sam tak z siebie zdecydowal.
yuka66 - 2012-08-05, 12:59

Och, też bym tak chciała. Ale muszę jeszcze trochę poczekać - mój mąż się jeszcze nie otrząsnął po informacji, że nie będę już piekła jagniąt dla jego rodziny. A minęły już dwa lata.
zou - 2012-08-07, 09:47

Moritura - zastanowiło mnie to co pisalas we fragmencie i wnoszeniu siat z własnymi zakupami do czyjegoś domu... To bardzo ciekawe, że są osoby, ktore mogłoby cos takiego urazić...Nie wpadłabym na to. Kompletnie! A przecież warto znać taki punkt widzenia.
Może dlatego, że w rodzinnym domu, jak przyjeżdzam i gotuję po wegetar. lub częściej juz wegańsku, to nikt nic nie ma mi za złe, bo oni sami w domu 9oprocz siostry) nie gotują. Więc się nie oburzają na to inne, tylko ciesza z podanej ciepłej kolacji itd... Jednak dopiero jak się czyta Wasze opowieści, można sobie uświadomic, ze to co u jednych jest normą np. "aga przyjechała, zaraz na stole pojawią się siaty z warzywami i poleci na rynek i do biedry po sojowe" - to u innych jest oburzającym czynem, odmową ich kuchni itd. Kurcze, ale wiecie co--- ostatnio jestem tym naprawdę zmęczona...tym domyslaniem się, obrażaniem kogoś własnym jedzeniem itd...Kurcze..jakby nie mogło być na luzie...A już interpretowanie zakupów "ja jem lepsze rzeczy niż Ty"- że ktoś mógłby tak pomyśleć, że to dlatego (oprocz oczywistego faktu, że często są to zdrowsze rzeczy ;) )...czasem to się naprawdę obawiam siegać w umysły innych ludzi...Może lepiej czasem tego nie wiedzieć?, Wpadać, gotować, częstowac, zajadać, gadać przy stole, cieszyć się nic nie zauważajac...? Biesiadować jak we Włoszech - stól pelen różności, każdy coś tam przynosi, każdy siega po co lubi...Kiedyś pisalam tn watek kochanie przez gotowanie, ale im dłużej czytam inne wątki, tym bardziej dochodzę do wniosku, że emocjonalnie to jest nie do przeskoczenia czasem...i że serdecznośc i gotowanie z miłoscia, bez przemocy i zdrowo może nie wystarczyć...Tym bardziej podziwiam tych co sie wydostali w swojej kuchnia na pozycje swoich pogladów, a tych co się zmagają z poglądami rodziny, jeszcze bardziej, że nie idą na ostro...Czasem to jest naprawdę ślepa uliczka.
U mnie w domu, nie podaję mięsa dla gości, ale jak przyjezdzam na świeta,to Tat czasem prosi abym zrobiła "tradycyjnie" cos np jakies mięso czy karpia, ale od roku juz odmowiłam, tyle, że poruszam to nie podczas swiąt tylko wcześniej, teraz latem, przy okazji jak Tata kupuje kiełabsę, to ja jej nie wkrajam do potraw itd, ani nie kupuje już żadnych tego typu produktów na prosbe kogoś. Powoli sie przyzwyczaili...A w zeszłym roku po świetach zapowiedzialam że to już byl naprawde ostatni raz i żeby jak ktoś chce , to te dwa dania zrobił jednak sam. Mam nadzieje, że zadziałało, na razie nikt mnie o nic takiego juz nie prosi. Więc chyba zadziałało.

jazgottt - 2012-08-08, 00:00

zou napisał/a:
Kurcze, ale wiecie co--- ostatnio jestem tym naprawdę zmęczona...tym domyslaniem się, obrażaniem kogoś własnym jedzeniem itd...Kurcze..jakby nie mogło być na luzie...A już interpretowanie zakupów "ja jem lepsze rzeczy niż Ty"- że ktoś mógłby tak pomyśleć, że to dlatego (oprocz oczywistego faktu, że często są to zdrowsze rzeczy ;) )...czasem to się naprawdę obawiam siegać w umysły innych ludzi...Może lepiej czasem tego nie wiedzieć?, Wpadać, gotować, częstowac, zajadać, gadać przy stole, cieszyć się nic nie zauważajac...? Biesiadować jak we Włoszech - stól pelen różności, każdy coś tam przynosi, każdy siega po co lubi...


Otóż to, otóż to:) też mi się marzy, że ludzie po prostu jedzą na luzie i nie emocjonują się tym. Że umieją się dogadać. Papu to papu, każdy je co lubi i co mu służy i nie ma czego roztrząsać:)

yuka66 - 2012-08-08, 00:07

No tak, ale weganie wykluczają pewne produkty ze swojej diety nie dlatego, ze nie lubią, tylko dlatego, ze spożywanie ich wydaje im się nieetyczne. A to budzi emocje, bo ci inni czują się hmmmm ... mniej etyczni :)
kitteh - 2012-08-08, 01:28

ja mam w ogóle na odwrót. tzn, ja robię wywiad co kto i ile. wszystko wzięło mi się z tego, że kiedyś koledze dałam kanapkę z ogórkiem (zielonym, surowym) i on to zjadł, mimo że nie lubi. jak się dowiedziałam o poświęceniu, to się prawie popłakałam, bo był przeze mnie w niekomfortowej sytuacji
zou - 2012-08-08, 11:22

Yukka66 - no właśnie...to wszystko jest oparte m.in. na poczuciu winy i takie pokomplikowane emocjonalnie...Ale przecież każdy odpowiada za siebie na dany czas. Nie wszystko da się na raz...Nie wszystko trzeba na raz. Czasem mi sie wydaje, że najlepiej nic nie mówić, aby tego gigantycznego pytania przy stole nie zadawać. czasem 'Spławiam" ludzi, jak sie pytają dlaczego to nie mówię o etyce (nigdy, tylko z najbliższymi osobami czasem) a właśnie o zdrowiu, po o etyce to zaraz to, co mówisz i obrona, agresja, ofensywa argumentów...A po co każdy i tak zrobi po swojemu.Albo się do tego dojrzało albo nie. Najbardziej jednak dziwi, że "tak się da i się nie umiera od tego" - takmówia w rozinie kiedy w końcu sie zaiteresowali moimwegetarianizmem i odhaczyli spostrzeżenie, że jeszcze zyję.. Parę lat jednak na to trzeba... Umiem usiaśc do stolu z ludzmi co jedzą mięso. Bo dla każdego na wszystko jest czas. Kiedyś mnie zadziwił wywiad Dalajlamy, gdzie mówił, że zjadlby mięso jakby go ktoś poczęstował. heh - mądry człowiek. Tyle, że nikt tego nie robi - taki roztacza wokół siebie szacunek do własnych wartości...Dużo nad tym myslałam, czemu tak powiedział. I jak ja mam sprawić aby nikt mnie nie częstował...
mimish - 2012-08-08, 13:46

Zdarzylo mi sie zjesc mieso w trakcie pobytu w Mongolii. Warzyw i owocow tam raczej nie doswiadczysz, podrozowalam z wlasnymi zapasami. Mieszkalam przez kilka dni u wspanialej rodziny, ktora specjalnie przed moim wyjazdem zabila jaka i wyprawila uczte na moja czesc. Dostalam maly kawalek i nie wyobrazam sobie abym mogla wtedy odmowic. Nie skorzystalam z dokladki tlumaczac sie moim wegetarianizmem. Oczy jaka ofiarowalam najstarszemu mezczyznie z rodziny i zostalo to bardzo dobrze odebrane (a ja nie musialam ich jesc...).
yuka66 - 2012-08-08, 14:22

No tak, ale czy te przykłady mają nas przekonać do tego, ze powinnismy jeść mięso, żeby nie urazić gospodarzy. Prawdę mówiąc robiłam tak przez wiele lat, w domu wegetarianka, w gościach taka niechcąca sprawiać problemów. Tymbardziej się teraz wszyscy oburzają, jak nagle zapragnęłam żyć w zgodzie z sobą, myślą, że nagle mi odbiło.
mimish - 2012-08-08, 14:25

Przyklad, ktory podalam nie mial przekonywac nikogo do niczego. Nie jestem z tego powodu dumna, nieszczesliwa tez nie. Zjadlam mieso jeden raz przez 16 lat. Chodzilo o to, zeby nie miec poczucia winy na codzien rowniez wtedy gdy odmawiamy.
jagodzianka - 2012-08-08, 15:03

mimish, z jednej strony rozumiem, że inna kultura, że oni to w dobrych intencjach, że dla ciebie, że tam wszystko inaczej i roślinek do żarcia mało.
Ale... co oni pomyśleli o wegetarianach kiedy właśnie na ich oczach wegetarianka zjadła mięso, a odmówiła dokładki bo jest wegetarianką czyli nie jada mięsa?

yuka66 - 2012-08-08, 15:44

Sytuacja Mimish była zupełnie wyjatkowa, nam się raczej zdarzają teściowe lub ciocie zachęcające do spróbowania tylko maleńkiego kawałeczka :)
bronka - 2012-08-08, 15:50

Dla mnie hardkor jakiś :shock:
Nie zjadłabym żadnego zwierza, żeby nie urazić gospodarza. Tak samo jak nie pobiłabym swojego dziecka ani nic w ten deseń. Ale ja mało światowa jestem...

evel - 2012-08-08, 16:06

jagodzianka napisał/a:

Ale... co oni pomyśleli o wegetarianach kiedy właśnie na ich oczach wegetarianka zjadła mięso, a odmówiła dokładki bo jest wegetarianką czyli nie jada mięsa?


Też o tym pomyślałam, ale to musiała być bardzo niezręczna sytuacja. Bo co by było gorsze - powiedzieć, że nie smakuje? Bo pewnie w "najadłam się" by nie uwierzyli i próbowali wcisnąć tę dokładkę. Takie różnice kulturowe dla mnie są nie do ogarnięcia.

mimish - 2012-08-08, 16:19

jagodzianka, Oni nie zrozumieli mojego tlumaczenia. Mimo jasnego dla mnie obrazu sytuacji mysleli iz nie bylam juz glodna..w ich garnku byl tylko ten kawalek jaka i widzialam jak dzieci nan patrzyly. To bylo tak jakbym widziala siebie w latach 80 patrzaca na czekolade. Prowadzilam badania terenowe do doktoratu u tej rodziny (dziadek szaman), byloby obraza tych ludzi gdybym odmowila. Na cale szczescie jak juz wspomnialam raz jedyny przez te 16lat bylam poddana takiemu dylematowi moralnemu. Sytuacja byla ekstremalna i dlatego wybralam szacunek dla drugiego czlowieka. Jak zostal zabity zgodnie z mongolska tradycja (gospodarz patrzyl mu w oczy, odmowil modlitwe, otworzyl klatke piersiowa i przekrecil serce przepraszajac wychowanego przezen od malego zwierze). Hardcore owszem ale nie porownywalabym tego do pobicia wlasnego dziecka..
jagodzianka - 2012-08-08, 17:09

mimish napisał/a:
Jak zostal zabity zgodnie z mongolska tradycja (gospodarz patrzyl mu w oczy, odmowil modlitwe, otworzyl klatke piersiowa i przekrecil serce przepraszajac wychowanego przezen od malego zwierze).

O fuck, ciary mnie przeszły. Dla mnie to żadna różnica czy z tradycją czy bez.
Też bym raczej nie porównywała do pobicia własnego dziecka, aczkolwiek chyba bym nie zjadła, nie dałabym rady przełknąć.

alken87 - 2012-08-08, 17:32

jagodzianka napisał/a:

Ale... co oni pomyśleli o wegetarianach kiedy właśnie na ich oczach wegetarianka zjadła mięso, a odmówiła dokładki bo jest wegetarianką czyli nie jada mięsa?


myślę że nic sobie nie pomyśleli bo w pewnych warunkach i w pewnych kulturach bycie wege, i w ogóle etyka względem zwierząt nie istnieje, jest abstrakcją. nie wydaje mi się też żeby odmowa dokładki została odebrana jako hipokryzja czy niekonsekwencja, zapewne w ich mniemaniu zjedzenie tego czym nas częstują jest ważniejsze niż nasze osobiste dylematy ;)

oczywiście to się absolutnie nie przekłada na nasze "zachodnie" warunki, ciocia Basia mówiąca po polsku i żyjąca w kulturze europejskiej powinna i musi zrozumieć, i respektować.

jazgottt - 2012-08-08, 21:59

mimish napisał/a:
jagodzianka, Oni nie zrozumieli mojego tlumaczenia. Mimo jasnego dla mnie obrazu sytuacji mysleli iz nie bylam juz glodna..w ich garnku byl tylko ten kawalek jaka i widzialam jak dzieci nan patrzyly. To bylo tak jakbym widziala siebie w latach 80 patrzaca na czekolade. Prowadzilam badania terenowe do doktoratu u tej rodziny (dziadek szaman), byloby obraza tych ludzi gdybym odmowila. Na cale szczescie jak juz wspomnialam raz jedyny przez te 16lat bylam poddana takiemu dylematowi moralnemu. Sytuacja byla ekstremalna i dlatego wybralam szacunek dla drugiego czlowieka. Jak zostal zabity zgodnie z mongolska tradycja (gospodarz patrzyl mu w oczy, odmowil modlitwe, otworzyl klatke piersiowa i przekrecil serce przepraszajac wychowanego przezen od malego zwierze). Hardcore owszem ale nie porownywalabym tego do pobicia wlasnego dziecka..


Mimish
, sama się czasem zastanawiam, czy gdybym znalazła się w dziczy wśród tubylców, gdzie do jedzenia mają głównie mięso, i w dodatku z którymi ciężko mi się dogadać, to czy czasem bym nie zjadła, nie wykluczam tego. Na szczęście u mnie to takie raczej teoretyczne rozważania, bo nie wybieram się w dzicz i wypoczywam na urlopie w Polsce z własnego wyboru, choć mogłabym gdzieś dalej pojechać:) Mój weganizm jest więc niezbyt zagrożony;)

Co do odmawiania ludziom, którzy przywykli, że kiedyś tam nie odmawiałam, to trochę mam w nosie, co gadają. Ich wolę zawsze szanuję i oczekuję wzajemności:) tłumaczyć zaczynam się dopiero zapytana zazwyczaj, zwięźle i nie wchodzę w dyskusje zbędne:)

moritura - 2012-08-09, 11:37

Cytat:
Mimish, sama się czasem zastanawiam, czy gdybym znalazła się w dziczy wśród tubylców, gdzie do jedzenia mają głównie mięso, i w dodatku z którymi ciężko mi się dogadać, to czy czasem bym nie zjadła, nie wykluczam tego.


Jestem jak najdalsza od osądzania cudzych wyborów życiowych i wcale nie uważam, że nie można być świętym człowiekiem, jadając krowy - ludzie mają różną wrażliwość i w różnym tempie dorastają do swoich decyzji (sama byłam 10 lat wegetarianką, zanim z dnia na dzień przeszłam na weganizm - i teraz, po roku, nie mogę zrozumieć, z czym tyle czekałam). ALE! Nigdy, przenigdy nie tknęłabym mięsa z uprzejmości czy dobrego wychowania. Po prostu: nie. Jakby mnie ktoś częstował kredą czy łożyskiem, z dobrego serca, i miał się czuć OKROPNIE urażony, gdybym tego nie spróbowała - to jest dla mnie analogiczna sytuacja.

Zwierzęta NIE SĄ do jedzenia. Są do przytulania i karmienia, to tak :) I to nie jest teoretyczna teza z dziedziny etyki, tylko obraz świata, to, kim jestem, co czuję, kim chcę być. Nie wyrzeknę się swojej tożsamości dla savoir vivre'u czy nawet: żeby nie zranić czyichś uczuć.

Natomiast co innego np. z jajkami. W dzień dziecka przyszedł do mnie dziadek (86 lat) ze świeżo własnoręcznie upieczonym piernikiem (na pewno na jajkach, ale bez np. masła), specjalnie dla mnie. Gdyby nie to, że podał mi go i nieco speszony zrobił od razu od drzwi odwrót do domu, to bez większych dylematów bym tego piernika zjadła.

Tak, mam niespójny światopogląd, zdaje się. Ale uczucia spójne i to mi wystarczy.

jazgottt - 2012-08-10, 01:19

moritura napisał/a:
Cytat:
Mimish, sama się czasem zastanawiam, czy gdybym znalazła się w dziczy wśród tubylców, gdzie do jedzenia mają głównie mięso, i w dodatku z którymi ciężko mi się dogadać, to czy czasem bym nie zjadła, nie wykluczam tego.


Jestem jak najdalsza od osądzania cudzych wyborów życiowych i wcale nie uważam, że nie można być świętym człowiekiem, jadając krowy - ludzie mają różną wrażliwość i w różnym tempie dorastają do swoich decyzji (sama byłam 10 lat wegetarianką, zanim z dnia na dzień przeszłam na weganizm - i teraz, po roku, nie mogę zrozumieć, z czym tyle czekałam). ALE! Nigdy, przenigdy nie tknęłabym mięsa z uprzejmości czy dobrego wychowania. Po prostu: nie. Jakby mnie ktoś częstował kredą czy łożyskiem, z dobrego serca, i miał się czuć OKROPNIE urażony, gdybym tego nie spróbowała - to jest dla mnie analogiczna sytuacja.

Zwierzęta NIE SĄ do jedzenia. Są do przytulania i karmienia, to tak :) I to nie jest teoretyczna teza z dziedziny etyki, tylko obraz świata, to, kim jestem, co czuję, kim chcę być. Nie wyrzeknę się swojej tożsamości dla savoir vivre'u czy nawet: żeby nie zranić czyichś uczuć.

Natomiast co innego np. z jajkami. W dzień dziecka przyszedł do mnie dziadek (86 lat) ze świeżo własnoręcznie upieczonym piernikiem (na pewno na jajkach, ale bez np. masła), specjalnie dla mnie. Gdyby nie to, że podał mi go i nieco speszony zrobił od razu od drzwi odwrót do domu, to bez większych dylematów bym tego piernika zjadła.

Tak, mam niespójny światopogląd, zdaje się. Ale uczucia spójne i to mi wystarczy.


Moritura, mnie bardziej chodziło o sytuację, że nie bardzo mam co jeść i jestem wśród ludzi, którzy nie jedzą tego co ja i mnie nie poczęstują wegan papu. Albo gdzie jest tylko jakiś busz, a ja nie mam pojęcia, co jest jadalne, nie znam języka tubylców i jedyne co mogę zrobić, aby cokolwiek zjeść, to zjeść razem z nimi. Beata Pawlikowska czasem nawiązuje do tego typu sytuacji, to jest, że co innego jest upolować zwierza i go zjeść wędrując w dżungli z tubylcami i ledwo zipiąc z powodu wycieńczającej wędrówki wśród deszczu. Dżungla to miejsce, gdzie każdy może zjeść każdego, samemu można zostać zjedzonym. Co innego zjeść zwierza, żeby nie zrobić komuś przykrości. To co innego:) Najgorsze to i tak zjeść zwierza z wielkopowierzchniowej fermy:/ Gdy tak łatwo o bezmięsne pożywienie:/

Tanpopo - 2012-08-27, 15:41

Myślę, że przed większą imprezą kultura i uprzejmość wymagają tego, by uprzedzić gości o tym, że mięsa na przyjęciu nie będzie. Najlepiej w taki sposób, który zachęci gości do spróbowania czegoś nowego, żeby wujkowie i ciocie nie pojawiali się tylko z poczucia obowiązku.

moritura, mimish, Wasza postawa jest dla mnie wzruszająca. :D Mój wegetarianizm został pokonany przez problemy z odżywianiem, więc pewnie dlatego łatwiej mi uznać, że bywają sprawy ważniejsze niż twarde obstawanie przy swojej ideologii.

jazgottt napisał/a:
Jestem jak najdalsza od osądzania cudzych wyborów życiowych i wcale nie uważam, że nie można być świętym człowiekiem, jadając krowy - ludzie mają różną wrażliwość i w różnym tempie dorastają do swoich decyzji


Kiedyś doznawałam ogromnego rozczarowania, kiedy osoby, które uważałam za wyjątkowo wrażliwe i bardzo wartościowe mówiły, że nie uznają wegetarianizmu, że to głupi pomysł i jest zupełnie bez sensu. Spodziewałam się, że usłyszę "Uważam, że to szlachetne i to rozumiem, ale z jakiegoś powodu nie przyjmuję tego stylu życia". Potem doszłam do wniosku, że niektórzy wegetarianie nie dorastają do pięt niektórym samozwańczym drapieżnikom, ich system wartości po prostu nie uznaje jedzenia zwierząt, ale złota w tym jest niewiele.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group