wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wśród jedzących inaczej - Jak przekonać męża do wegetarianizmu?

Kasia B. - 2007-09-10, 15:23
Temat postu: Jak przekonać męża do wegetarianizmu?
Proszę Was o rady, wskazówki, własne doświadczenia.
Chciałabym przestawić mojego męża na wegetarianizm, bo męczy mnie
to jego jedzenie mięsa. Macie jakieś pomysły jak to w "dyplomatyczny"
sposób zrobić. Sprawa jest dosyć trudna, bo na wszelkie argumenty reaguje
typowo tzn.blokadą i nie przyjmowaniem niczego do wiadomości....

Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi :-)

Malroy - 2007-09-10, 15:26

napisz więcej, co próbowałaś, jakie mu argumeny przedstawiałaś, jaki on jest? Bo na Twoje pytanie to można tomiszcza pisać, na pewno parę osób przedstawi swoje historie, które btw są dostępne na forum, może z nich coś wywnioskujesz.


Ja bez szczegółów niey podejmuje się pisania bo by mnie ręce rozbolały.

Ewa - 2007-09-10, 15:29

Cytat:
Jak przekonać męża do wegetarianizmu?

Nie przekonywać. Im bardziej będziesz się starała, tym bardziej będzie stawać okoniem. Możesz jedynie z nim rozmawiać jakie to dla Ciebie trudne i dlaczego. On jednak sam musi podjąć swoją decyzję, a Twój nacisk będzie w tym przeszkadzał. Wyobraź sobie, że to on chciałby naciskać, żebyś Ty zaczęła jeść mięso. Jakbyś się czuła z takim naciskiem? Rozmawiaj z nim, ale nie przekonuj na siłę, że to Ty masz rację, a on się myli...

honey - 2007-09-10, 15:46

potwierdzam...
nie przekonywac..
po prostu naucz sie bardzo dobrze gotowac...:)
zdobadz wiedze nt. bycia i zycia wege ludzi ale nie argumentuj. z mezem ..to wiedza dla ciebie..
przyjdzie czas sam zapyta
nic na sile

Kasia B. - 2007-09-10, 15:56

Marloy przerabiałam już chyba wszystko, kupiłam książki-nie tknięte.
Ciągle nawijam o tym jakie mięso jest niezdrowe-nie trafia do niego, bo rośliny
też są nawożone, a soja modyfikowana itp. Czytałam mu sama w jakich
warunkach są trzymane zwierzęta w rzeżniach i na farmach itd. Generalnie opór totalny.
Wszyscy koledzy w pracy jedzą mięso, więc on nie chce być "dziwolągiem".
Ewa masz rację im bardziej naciskam, tym większy jest opór.
Honey też masz rację, gotować się uczę, ale nie zawsze mam czas, a poza tym nie mam wpływu na to co w pracy jada mój małżonek, chociaż staram się robić dla niego śniadanie...

Lily - 2007-09-10, 15:57

to nie nawijaj, że mięso jest niezdrowe, po prostu gotuj to, co uważasz za słuszne, a jemu pozostaw wolność wyboru. Jeśli chce jeść mięso to niech sam przyrządza, a poza tym i tak byś go nie przekonała, ni nie zmusiła. To niewykonalne, jest dorosły, sam decyduje.
pao - 2007-09-10, 17:03

nie wniosę nic nowego: nie przekonywać.

im bardziej starasz się przekonać tym większy budzi się w rozmówcy opór. to naturalne, ale w przypadku partnerstwa taki opór najczęściej odbieramy osobiście a to już boli. i to boli obie strony.

u mnie to bartek mnie nawracał z siłą i uporem maniaka. zasypywał mnie masą argumentów, badań, informacji że muszę jeść chociaż ryby. dodam, że bardzo martwił się przede wszystkim o dziecko co to dopiero się rozwijało. prosił, groził, błagał, straszył bym choć na czas ciąży chociaż ryby jadła. a ja ze stoickim spokojem odpowiadałam na każdy zarzut zgodnie z moją wiedzą, intuicją i przekonaniami.

nie agitowałam, nie przekonywałam, ot jadłam po swojemu, gotowałam po swojemu i spokojnie odpowiadałam na jego zarzuty. chwilami mogło to na wojnę wyglądać, z tym, ze była to walka jednostronna, bo ja jej nie podjęłam. po prostu stałam przy stanowisku a układ był jasny: ja mięsa nie spożywam, nie gotuje, nie chce w domu. zatem bartek walczył i co rusz tracił kolejne argumenty, a ze i tak ja gotowałam to jadł wegetariańsko, bo mu sie gotować dla siebie nie chciało ;)

wściekał się złościł ale efekt taki, ze po czasie (długim, nie ukrywam) sam zaczął zmieniać pewne rzeczy w swojej diecie. efekt taki, że dziś jest wegetarianinem i nie wyobraża sobie by wrócić do mięsa. i powiem, ze gdyby nie jego upierdliwość z nawracaniem mnie to pewnie by nadal mięso jadł, bo choć to mnie chciał zmienić, to nasłuchał sie tylu rzeczy, że w końcu sam sie zmienił :)

ale powtórzę po raz kolejny: nic na siłę, wszystko w swoim czasie :)
poszanowanie wyboru drugiego człowieka jest tym, czego każdy z nas pragnie zatem warto to okazywać innym :) uszanuj jego wybór i nie daj sie stłamsić z twoim.

Kasia B. - 2007-09-10, 17:16

pao dziękuję Ci bardzo za odpowiedź, zależy mi właśnie na takich odpowiedziach "z życia wziętych" :-)
Ja mięsa nie gotuję osobiście i nie mam zamiaru.
Ale wyeliminować mięsa z domu całkowicie nie mogę, właśnie dlatego że szanuję jego wybór. Ja robię zakupy i jak chce, żebym mu kupiła wędlinę to kupuję, bo co mam zrobić?
Ale z drugiej strony wkurza mnie widok kielbasy w lodówce. Oj ciężko ciężko ;-)

pao - 2007-09-10, 17:19

Cytat:
Ja robię zakupy i jak chce, żebym mu kupiła wędlinę to kupuję, bo co mam zrobić?


ja bartkowi raz kupiłam jakieś parówki. miałam opory, nie bardzo chciałam, ale w końcu uległam. kupiłam, przyniosłam i od razu powiedziałam, ze więcej tego nie zrobię. bardzo źle sie z tym potem czułam. aura jaka jest przy stoiskach mięsnych mnie niesamowicie uderza i to bardzo przykre dla mnie doznanie. nie był zbyt szczęśliwy ale uszanował.

a w domu mięso bywało, bo kupował sobie jakieś rzeczy, teraz sam woli o tym zapomnieć i sam sobie wymówki robi, że takie rzeczy do domu znosił.

w tej chwili jedyne mięso jakie jest to dla kota i ryb. choć żywymi robakami nie potrafimy nakarmić.

Humbak - 2007-09-10, 18:15

Kasia B. napisał/a:
a poza tym nie mam wpływu na to co w pracy jada

i bardzo dobrze Twój mąż to partner a nie marionetka którą należy kontrolować
gotuj gotuj gotuj i nie każ mu się nad tym zachwycać - z czasem będzie coraz więcej rzeczy które będzie lubił - na imprezie, wycieczce, pracy, domu... i wegetarianizm okaże się nie dziwactwem a jedzeniem innych potraw
jest wiele osób których partnerzy jadają mięso tylko od czasu o czasu np. u kogoś - dążenie najpierw do takiej sytuacji wydaje mi się bardziej naturalne. a czy mąż zostanie wegetarianinem czas pokaże :)

pao - 2007-09-10, 18:48

Cytat:
i wegetarianizm okaże się nie dziwactwem a jedzeniem innych potraw


bartek początkowo niemal obrzydzeniem reagował na moje obiady ;) ale nie dlatego że ja źle gotuję, ale dla zasady...

biechna - 2007-09-10, 19:37

...
Jagula - 2007-09-10, 19:51

u mnie ględzenie nic nie dało...nic tylko pysznie gotowac żeby zapomniał o kotletach :) w jakimś stopniu skutkuje...
pao - 2007-09-10, 19:53

Cytat:
że wpływa to na stopień "zrozumienia" i jedności między nami;


ja tak nigdy nie uważałam (przynajmniej nie świadomie) ale zaskoczył mnie bartek, gdy po jakimś czasie bez mięsa to on stwierdził, że jego wcześniejsza dieta i zachowania z nią związane niszczyły nasza relację. ja nawet o tym nie pomyślałam a on mi to postawił jako tezę.

Jagula - 2007-09-10, 20:10

szczerze Ci pao zazdroszczę i marzę o takiej refleksji od mojego mięsożercy
pao - 2007-09-10, 21:09

mój niemięsożerca (już od prawie 3 lat :) ) nie raz mnie zaskoczył... chyba najbardziej gdy zdecydował sie jednak nie jeść ryb, a sądziłam, że w jego wypadku to niewykonalne. już samo odstawienie czerwonego mięsa a potem drobiu było w moich oczach wielkim sukcesem :)

Jagula, życzę CI tego i jeszcze wielu innych pozytywnych zaskoków :)

majaja - 2007-09-10, 22:12

Mój mąz wege nie jest, ale aktualnie nawet jak sam robi sobie kanapki do pracy to bez mięsa, gdy moja ciotka obdarowała go 2 kg kiełbas - oddał, sam z siebie.
Nigdy go nie przekonywałam, zwłaszcza że czołowy argument- najpierw, że i tak nie dożyję 30, a jak dożył - że 40.
Staram się dobrze gotować, sam się przekonał, że bez mięsa da się żyć :)

Kasia B. - 2007-09-11, 10:25

Wielkie dzięki za Wasze odpowiedzi, wiem temat trudny jest bardzo.
Mam nadzieje, że mój mąż też kiedyś podejmie taką decyzję jak twój pao.
Szczerze Ci zazdroszczę :-) Narazie mój rzucił palenie, od 3 miesięcy nie pali. Może to będzie początkiem jego zmiany stylu życia, pożyjemy zobaczymy.
Tak poza tym, to bardzo Kocham mojego męża, żeby nie było :lol:

pao - 2007-09-11, 11:34

Cytat:
Narazie mój rzucił palenie, od 3 miesięcy nie pali.


mój też od tego zaczął :) choć musiałam mu trochę pomóc ;)

a co do trzech miesięcy to po tym czasie właśnie przyznał się że postanowił nie jeść mięsa. wpierw powiedział znajomym (badał teren czy co? ;) ) a na końcu mi ;)

Malinetshka - 2007-09-11, 13:21

Kasia B. napisał/a:
Narazie mój rzucił palenie, od 3 miesięcy nie pali.

To ogromny sukces - gratuluję! :)

Podpisuję się rękami i nogami pod: NIE PRZEKONYWAć.
Kiedy nie jesteśmy na coś gotowi to wszelkie urabianie przez kogoś naszej osoby jest męczące i z reguły przynosi odwrotny efekt.. Gdyby kilka lat temu ktoś mi wciskał dziesiątki argumentów i namawiał do niejedzenia mięsa - wkurzałabym się i na pewno byłoby mi bardzo ciężko z taką presją. Mimo tego, że wówczas już wiedziałam (rozsądkiem), że z mięsa lepiej by było zrezygnować. Ale najzwyczajniej w świecie nie byłam do tego wewnętrznie przygotowana. Wtedy miałam także zbyt małą wiedzę. Podświadomie byłam przekonana, że zasłabnę gdy odstawię mięso ;) i gdy próbowałam go nie jeść jakiś czas to tak się właśnie czułam ;) Potęga podświadomości :-P
Ja mieszkam jeszcze z rodzicami, jedzą mięso, ale uwielbiają moją kuchnię :mrgreen: i mięsa jedzą coraz mniej. Ale do niczego ich nie przekonuję, nie krzywię się widząc w siatce z zakupami udka kurczaka czy inne mięso.. Wiem, że po prostu tak na razie mają i może kiedyś przyjdzie dzień gdy sami całkowicie zrezygnują z mięsa, z własnej woli. Tata powiedział mi, że gdyby mu ktoś tak non-stop gotował to mógłby już w ogóle nie jeść mięsa ;) Ale wiem, że to póki co jest wykręt, bo gdyby naprawdę był na to już gotowy to zadbałby o bezmięsne potrawy wszędzie (praca, miasto czy kanapki własnoręcznie klecone itd.)
Staram się z bliskimi dzielić tym, co zakupię i przygotuję, gdyż wiem, że dam im wtedy coś dobrego od siebie. I jeśli tylko mają ochotę to zjeść (a mają zawsze :mrgreen: ) to jestem ukontentowana ;)
Kasiu B., spróbuj psychicznie odpuścić mężowi, a myślę, że zdziwisz się jego reakcją.. :) Z czasem może się okazać, że zacznie sięgać po książki, które kupiłaś, ale to nastąpi prędzej wtedy gdy nie będzie czuł nacisku :) (oj wiem to po sobie - nie cierpiałam sięgać po lektury szkolne głównie dlatego, że "pani kazała" :evil: ;) )

majaja - 2007-09-11, 20:13

Kasia B. napisał/a:
Narazie mój rzucił palenie, od 3 miesięcy nie pali.

To już coś, mój palenie rzucił dla skrzynki piwa :) , więc doceniaj kobieto - o ekologię dba :)

biechna - 2007-09-11, 20:55

A tak teraz coś zajarzyłam, że mój na mnie taką presję wywierał i tak mnie przekonywał, że wreszcie przestałam palić... dla świętego spokoju :shock:
pao - 2007-09-11, 21:04

mój bartek rzucał palenie odkąd go znam... próbowaliśmy wszystkiego ale nic nie działało i wciąż wracał. przynajmniej do dnia gdy powiedziałam:
rzucasz palenie to Cię zamelduję.
podziałało ;)

Jagula - 2007-09-11, 21:04

Temu mojemu łatwiej przyszło rzucenie palenia....może uzależnienie od kury jest silniejsze :mryellow:
pao - 2007-09-11, 21:09

wcale bym sie nie zdziwiła... różne rzeczy dodają do kur... ponoć kurczaki to najbardziej nafaszerowane świństwami mięso.
Jagula - 2007-09-11, 22:00

czerwone mięcho było łatwo obrzydzić (choć tu w Szkocji widze powrót bo popularna jest dziczyzna-jelenina :evil: ) w domu przyjdzie pora na kury...tylko jak??? propaganda mięsnych mówi ,że drób jest ok :-| matko...potem mi się przerzucą pewno na króliki :-?
pao - 2007-09-11, 22:07

jagula, w rozmowie z jednym z naczelnych wetów państwowych zapytałam o jakość mięsa, tak szczerze i po ludzku. w pełni nieoficjalnie dowiedziałam się ze najczystsze pod względem chemicznym itp jest wieprzowina zaś najbardziej zatoksycznione i zasyfione są właśnie kurczaki. zatem jeśli drób to indyki... kurczak to tablica mendelejewa, albo i trzy od razu...
Lily - 2007-09-11, 22:07

szybki tucz...
Ania D. - 2007-09-11, 22:13

Kiedyś kurczki rosły sobie miesiącami, a teraz wystarczy 7-8 tygodni i są "dorosłe". Zgroza, ile w ich jedzeniu musi być chemii.
Jagula - 2007-09-11, 22:39

co do świniny sie nie przyznam ,że wiem cokolwiek na jej (w sumie) niekorzyść ...czyli pora na indora :-|
alcia - 2007-09-12, 01:15

Kasiu B., ja równiez powtórzę; nie przekonywać! Robić swoje (gotować pyszne jedzonko), reszta sama przyjdzie z czasem.
Mój "na dzieńdobry" naszej znajomości oznajmił, mi, że mam nie oczekiwać od niego, że kiedykolwiek przestanie jeść mięso. Bo on uwielbia, chce je jeść i nigdy nie przestanie.
Więc nawet nie próbowałam go przekonywać. Po 3 m-cach stwierdził, że ja tak świetne rzeczy gotuję, że w sumie w ten sposób może jeść i mięsa nie potrzebuje. Metamorfoza trwa do tej pory, bo długo jadał mięso poza domem (w pracy, jak ktoś nas gościł, na grillach), do domu kupował czasem jakieś puszki rybne.
W tej chwili sytuacja wygląda już całkiem nieźle - w tym roku jadł mięso ze 2, 3 razy. Ostatni raz 3 m-ce temu (a dotychczas w wakacje jadał najwięcej, bo sezon grilowy był), być może już ostatni raz?? :)

Kasia B. - 2007-09-12, 09:27

alcia a powiedz mi jak wasze dzieci reagują kiedy tatuś siega po mięso? Dopytują się?
Powiedzcie mi tylko moi Drodzy jak ja mam gotować jak nie mam czasu? :-| Z pracy wracam o 18, zanim Fifek zaśnie to jest 21 i już padam z nóg. MAcie jakieś przepisy na szybkie potrawy kilkudniowe? ;-)

alcia - 2007-09-12, 09:48

Kasia B. napisał/a:
alcia a powiedz mi jak wasze dzieci reagują kiedy tatuś siega po mięso? Dopytują się?

Lenka jeszcze o nic nie pyta ;) A Kaja raz jak wsiadła na Karka za te ryby (zaczęła na niego krzyczeć, że to jest mięso, tatusiu, nie jedz mięsa!! nie wolno robić krzywdy zwierzątkom!), tak sobie biedny już całkiem darował (no przynajmniej przy niej).

martka - 2007-09-12, 09:51

alcia napisał/a:
tatusiu, nie jedz mięsa!! nie wolno robić krzywdy zwierzątkom!

brawo Kaja :-D

Jagula - 2007-10-27, 14:14

Pochwalę sie Wam !!!Pewnego razu mój mąż ni z tego ni z owego stwierdził,że spróbuje przejść na dietę wegetariańską (uzasadnił to etyką) byłam w takim szoku ,że nawet nie okazałam swojej radości :mrgreen:
Póki co minęło jakieś 5-6 tygodni i na razie idzie mu wyśmienicie, ja mam za to problemy bo o tym zapominam i np nie uprzedzam gospodarzy,że przybywa dwoje wege :mryellow: i robi się zamieszanie...

Ale będzie heca jak sie wybierzemy do teściów ]:->

Ewa - 2007-10-27, 14:53

Jagula napisał/a:
Ale będzie heca jak sie wybierzemy do teściów ]:->

Nie przejmuj się, zasilisz po prostu kręgi wrednych żon, które wywiodły "kochanego synka" na manowce :mryellow:

puma - 2007-10-27, 18:58

wg mnie nie przekonywac na sile, mozna podrzucic podrukowane jakies ciekawostki, pokazac filmy z rzezni i przede wszystkim smacznie gotowac ;-)
martka - 2007-10-27, 19:35

Ewa napisał/a:
zasilisz po prostu kręgi wrednych żon, które wywiodły "kochanego synka" na manowce :mryellow:

tak, tak....wiem coś o tym ;-) . ale ja też nie namawiałam, właściwie słowem o tym nie wspomniałam, sam podjął decyzję po miesiącu znajomości. ale to oczywiście moja 'wina' :mrgreen:

Camparis - 2007-12-28, 20:00

Ewa napisał/a:
Nie przejmuj się, zasilisz po prostu kręgi wrednych żon, które wywiodły "kochanego synka" na manowce

Czyżbyś pisała o mnie ???? ]:->
Ja miałam o tyle łatwiej, że jeszcze w trakcie randkowania zapowiedziałam, że szukam wege-partnera i w moim domu mięsa nie będzie. Skoro dalej ze mną randkował, to chyba zaakceptował :)
Może autorka wątku powinna po prostu porozmawiać z mężem, jak bardzo jej mięso śmierdzi i dyplomatycznie poprosić, aby mięso jadał tylko na mieście? U mnie to baaaardzo pomogło, a mężulek już od kilku lat jest prawie-wege (z wyjątkiem wpadki co kilka miesięcy). No i najważniejsze - mocno trzyma sztamę ze mną w obronie przed naszymi rodzicami, którzy nie mogą przeboleć, że dziecko też wege ;-)

Alispo - 2007-12-28, 20:53

pao napisał/a:
najczystsze pod względem chemicznym itp jest wieprzowina

moze i to prawda,ale chemizacja tuczu jest tragiczna..leki ida w tonach..jak to jest najlepsze to trudno mi sobie wyobrazic wiecej chyba;)

Lily - 2007-12-28, 21:47

Alispo, a niechemiczna gęś, która została zabita miesiąc temu jest zdrowsza? tak się pytam z ciekawości, ale na serio...
strzeszynek - 2007-12-29, 01:14

pao napisał/a:
bartek początkowo niemal obrzydzeniem reagował na moje obiady ale nie dlatego że ja źle gotuję, ale dla zasady...

Skąd ja to znam... Raz na obiad były kotlety sojowe z koperkiem. Mąż: ale ohyda! (nakładając sobie na talerz kolejnego...) :-D

[ Dodano: 2007-12-29, 01:23 ]
A poza tym mój mąż się zdaje być niereformowalny... Palenie też rzuca... od roku :-| Pali okazjonalnie, głównie jak ma nerwa. Jaką by tu wymyślić kartę przetargową, co by go przekonać??? (bo ze słusznością niepalenia się zgadza, tylko wytrwałości mu brak...)

bodi - 2007-12-29, 12:10

strzeszynek, powiem Ci z własnego doświadczenia żony ex-palacza, że on musi po prostu sam do tego dojrzeć i mieć wystarczająco silna motywację. Nikt inny tego za niego nie zrobi. jesli jest przekonany że palenie jest be, to już i tak dużo :)
oczywiście przy Vincencie nie pali?

Lily - 2007-12-29, 14:44

strzeszynek, podobno biorezonans działa rewelacyjnie (tak wynika z relacji mojej znajomej, która niekoniecznie wierzy w takie metody, a po 1 zabiegu zapomniała, że ma papierosy w ogóle :)
magdusia - 2007-12-29, 14:49

Lily napisał/a:
podobno biorezonans działa rewelacyjnie

albo hipnoza ;-)

Ewa - 2007-12-29, 15:32

Lily napisał/a:
podobno biorezonans działa rewelacyjnie (tak wynika z relacji mojej znajomej, która niekoniecznie wierzy w takie metody, a po 1 zabiegu zapomniała, że ma papierosy w ogóle
Mogę potwierdzić na przykładzie mojego męża, na którego nic innego nie działało.
Alispo - 2007-12-29, 17:53

Lily-nie wiem,a co sie z nia przez ten m-c dzialo?i tak raczej Ci nie odpowiem...
Lily - 2007-12-29, 18:17

leżała w zamrażalniku ;)
Alispo - 2007-12-29, 18:41

jak sie nadawala do zjedzenia(o ile mozna tak powiedziec w ogole..) to pewnie zdrowsza byla ;-)
Lily - 2007-12-29, 21:18

ja tam nie wiem, nie próbowałam :P 3 godziny siedziała w piecu, dużych wartości odżywczych pewnie nie miała :|
kofi - 2007-12-29, 23:34

Z czystej ciekawości pytam: dlaczego została zabita miesiąc wcześniej, skoro miała być zjedzona w święta?
Lily - 2007-12-29, 23:38

nie mam pojęcia - została kupiona od kogoś kto zabijał ("ze wsi"), na pytanie czemu zabijali odpowiedź była - bo po to hodują...
PiPpi - 2007-12-30, 14:57

Mam kolezankę, która nie je mięsa ale... od czasu do czasu przyżądza je swojemu chłopakowi. Podziwiałam Jej zrozumienie dla Jego wyboru. Teraz juz potrafię wejść razem z Nią do mięsnego i kupić coś dla kota. Kiedyś do takich sklepów podchodziłam tylko ze sprayem :-P
Lily - 2007-12-30, 19:30

Magda Stępień napisał/a:
Podziwiałam Jej zrozumienie dla Jego wyboru.
moje zrozumienie nie sięga tak daleko - choć akceptuję mięsożerstwo mojego partnera - nigdy mu jednak mięsa nie przyrządzę (on dla mnie też nie gotuje)
martka - 2007-12-30, 20:30

Lily napisał/a:
Magda Stępień napisał/a:
Podziwiałam Jej zrozumienie dla Jego wyboru.
moje zrozumienie nie sięga tak daleko

moje też nie. nie potrafiłabym komuś przyrządzić mięsa.

Capricorn - 2007-12-30, 20:41

ja nie kupuję, i nie przyrządzam. jak pan mąż chce jeść, sam kupuje, i sam przyrządza.
Malati - 2007-12-30, 20:42

martka napisał/a:
Lily napisał/a:
Magda Stępień napisał/a:
Podziwiałam Jej zrozumienie dla Jego wyboru.
moje zrozumienie nie sięga tak daleko

moje też nie. nie potrafiłabym komuś przyrządzić mięsa.


Ja również bym nie potrafiła.Miałabym chyba też problem z akceptacja trzymania miesa i wszelakich wyrobow z niego we wspólnej kuchni. A wogóle to podziwiam ludzi którzy decyduja sie na związek z osoba jedzącą mieso. Nie wiem czy bym potrafiła, na dzien dzisiejszy chyba nie.

martka - 2007-12-30, 21:02

Capricorn napisał/a:
ja nie kupuję, i nie przyrządzam. jak pan mąż chce jeść, sam kupuje, i sam przyrządza.
i jeżeli już to jest właśnie zdrowy układ.
Lily - 2007-12-31, 00:33

czarna96 napisał/a:
A w ogóle to podziwiam ludzi którzy decydują sie na związek z osoba jedzącą mięso. Nie wiem czy bym potrafiła, na dzień dzisiejszy chyba nie.
to raczej nie jest główne kryterium wyboru partnera jak sądzę, ja się przynajmniej nad tym nie zastanawiałam (choć tak po prawdzie to wybierać też w "czym" nie miałam), jednak na szczęście trafiłam na kogoś sympatyzującego i mającego za sobą epizod wegetariański (też za sprawą kobiety)
Capricorn - 2007-12-31, 00:46

Lily napisał/a:
czarna96 napisał/a:
A w ogóle to podziwiam ludzi którzy decydują sie na związek z osoba jedzącą mięso. Nie wiem czy bym potrafiła, na dzień dzisiejszy chyba nie.
to raczej nie jest główne kryterium wyboru partnera jak sądzę.


miałam tak samo jak Lily, sposób odżywiania nie był dla mnie decydujący przy wyborze partnera.

Cytrynka - 2007-12-31, 06:41

Ja przez lata gotowałam mężowi mięso, choć sama nie jadłam. Było to dla mnie okropne, ale nie potrafiłam powiedzieć NIE. Do tego NIE dojrzałam ze dwa lata temu. Na poczwątku były problemy, teraz co jakiś czas słyszę, że kiedyś to o niego dbałam i jadł dobre rzeczy. Ja nie przekonuję męża do wegetarianizmu, bo po pierwsze sama nie lubię, jak ktoś mnie namawia do jedzenia mięsa, po drugie, nie przyniesie to żadnego rezultatu. Mój mąż nie lubi żadnych kasz ani strączkowych, nie lubi warzyw, nie przepada za owocami (i je tylko wtedy gdy podam pod nos obrane i ewentualnie pokrojone, np. jabłko czy marchewkę).
Bardzo chciałabym aby mięso zniknęło z domu, ale wiem, że to nierealne. Pogodziłam się z tym, tak samo jak musiałam zaakceptować fakt, że dzieci domagają się kiełbasy i ryb. Póki co mężowi nie smakują moje dania, może brakuje mi kunsztu kucharskiego, nie wiem.

zojka3 - 2007-12-31, 08:04

Cytrynko nie jadłam ale nie wydaje mi się, że to o kunszt chodzi. Niektórzy tak mają i już. Ja mam dwie osoby w swoim otoczeniu, które prędzej dałyby się poćwiartować niż zjeść to co ja robię. Mój ojczym nie je dla zasady lub dla zasady mu nie smakuje. A jak nie wiedział, że smalczyk jest wegański to pół słoika zjadł i sie oblizywał.
Kolega, okrutny mięsożerca, unika wyzyty u nas w domu, bo boi się, że mu podam coś wegańskiego i on się "nie naje" :roll:

PiPpi - 2007-12-31, 09:36

Moja kumpela robi to mięsne jedzenie w gruncie rzeczy dość rzadko, chodzi jednak o tolerancję dla Jego wyboru, nie wiadomo, czy sie on nie zmieni, także dzięki temu, że nie ma presji ze strony dziewczyny, jest to układ ewidentnie partnerski/ On dla Niej także gotuje, oczywiście wege, i razem jedzą wege na codzień. btw, człowiek to istota społeczna i dobrze być elastycznym i wyrozumiałym. nie powiem są czasem fazy jak prosi o łopatke w sklepie mięsnym, a ja pytam gdzie grabki, bo jest swego rodzaju absurd w takiej sytuacji, niemniej jednak, uważam, ze warto szanować swoją autonomię.nawzajem.
martka - 2007-12-31, 10:28

wydaje mi się, że dużą rolę odgrywa tu kwestia: czym dla nas jest wegetarianizm tak naprawdę. poza tym ze strony wszystko/mięsożercy poświęcenie jest o wiele mniejsze. gotuje z produktów, których i tak w swojej kuchni używa, które i tak je. to tak jak by mnie ktoś poprosił, żeby mu ugotować bez marchewki czy cebuli (Lily ;-) ) - nie sprawy.

ale to tylko mój punkt widzenia, a ja jestem nietolerancyjna jak to moja mama twierdzi, przecież 'przymusiłam' gości na własnym poślubnym obiedzie do dań wegetariańskich. i inaczej sobie nie wyobrażam. na taką elastyczność i wyrozumiałość mnie nie stać. ograniczona jestem widocznie.

PiPpi - 2008-01-01, 12:56

moja postawa swego czasu wyglądała identycznie jak Twoja martko, byłam tak radykalna w swych przekonaniach, że kiedy to osiągnęło maksimum, zaczęłam powoli spuszczać z tonu bo wykończyłabym siebie i innych.
Lily - 2008-01-01, 13:07

Wg mnei to nie jest radykalna postawa. Zresztą facet może sobie coś przyrządzić sam, nie?
PiPpi - 2008-01-01, 13:16

może, i przyrządza
Lily:Wg mnie to nie jest radykalna postawa.- co masz na mysli?

Lily - 2008-01-01, 13:21

No że jeśli nie jem, to nie przyrządzam, to nie jest żaden radykalizm. Nie palę to nie kupuję papierosów. Dla mnie to zrozumiał i normalne.
PiPpi - 2008-01-01, 13:23

pisząc "radykalna" myślałam o sobie sprzed kilku lat, żaden mięsożerca nie chciałby mnie wtedy spotkać, nie myślałam o postawie martki, bo Jej nie znam. dzięki temu, że wyluzowałam poznałam kilka wartościowych osób, które jedzą mięso, a wcześniej do głowy by mi nie przyszło żeby z nimi słowo zamienić. w tej chwili faktycznie dostrzegam coś ograniczającego w nierespektowaniu prawa każdego człowieka do podążania własną Drogą, pojawia się tu pewna hipokryzja, to tak jak tekst mojej ciotki do siostry: "akceptuje Cię ale się zmień" żenada
martka - 2008-01-01, 13:28

Magda Stępień, większość moich znajomych je mięso. nigdy ode mnie słowa nie słyszą na ten temat. to ich sprawa. a że zarówno mąż i ja mięsa nie jemy nie wyobrażam sobie przyrządzania mięsa gościom. nikogo nie próbuję zmieniać. respektuję prawo każdego do podążania własną drogą i tego wymahgam też od innych. nic tu radykalnego ;-)
PiPpi - 2008-01-01, 13:34

zgadzam się, w tym, co piszesz nie ma niczego radykalnego;)
dobra, jakoś nie chce mi się tego wątku ciągnąc, idę nakarmić ptaki w parku, dla sikorek kule ze smalcu ]:->

moTyl - 2008-01-01, 17:55

A ja dla mojego poprzedniego partnera kupowałam i gotowałam mięso :evil: , ale wydawało mi się, że tak powinno być :shock: , dopiero teraz! widzę jak bardzo mnie to męczyło i wiem, że nigdy w życiu nie dam się na nic takiego namówić - na całe szczęście mój niemąż sam gotuje swoje ryby i mnie nie próbuje przekonywać. jedyne o co walczymy to o wprowadzenie ryby do diety Antosia :evil: :-(
Lily - 2008-01-01, 17:56

Magda Stępień napisał/a:
"akceptuje Cię ale się zmień" żenada
to akurat dobrze znam, choć z innej strony... (nie dotyczy mięsa)
tulku - 2008-01-25, 19:58

[/quote]
Nie przejmuj się, zasilisz po prostu kręgi wrednych żon, które wywiodły "kochanego synka" na manowce :mryellow: [/quote]

Moje chłopisko jak ze mną zamieszkało zostało od razu "skazane" na bezmięsną kuchnię,lodówka nie skażona!!Wiedział na co się decyduje,tzn wiadomo było w tym domu mięsa się nie je.Owszem, korzystał z tzw.okazji:imieniny,święta itd.Aż kiedyś było tak że zupełnie naturalnie przez ponad 3 miesiące nie sposobił się do kuchni pozadomowej i dopiero w święta podjadł sobie bigosu, albo fasolki po bretońsku-już nie pamiętam.Ale taki posiłek, po znacznym bezmięsnym czasie spowodował sensacje żołądkowe.Sam stwierdził, że mięsne pokarmy obciążają organizm, a chwilę później skwitował ile wegetariańska kuchnia może mieć przeróżnych smaków,zapachów..Cieszyłam się , że to JEGO wniosek :) ))

Kasia B. - 2008-01-25, 21:44

Wow!Ale wątek się rozkręcił, dawno tu nie zaglądałam.
Mój mąż nadal mięsożerny jest niestety, ale nie pali nadal, już 8 miesięcy (dobre i to :-) )
Gotuję bez mięsa i nie ma problemu ze zjedzeniem moich potraw przez meżulka.
Problem jakby pozostaje poza domem, co kupuje sobie w pracy nie wiem, nie wnikam.
Zobaczymy co będzie dalej, życie pokaże.
Ważniejsze dla mnie od jedzenia mięsa jest to, że jest dobrym człowiekiem, mężem i tatą.
Reszta sama się ułoży ;-)
Pozdrawiam wszystkie "mieszane" związki :-)

Lily - 2008-01-25, 21:52

Kasia B. napisał/a:
Gotuję bez mięsa i nie ma problemu ze zjedzeniem moich potraw przez meżulka.

mój niemąż może i by był wege, gdyby nie mamusia, która go pasie regularnie co 2 tygodnie, a on grzecznie zjada, choć ideologicznie mi przytakuje :)
no cóż, taki ludź :>

Kasia B. - 2008-01-25, 21:55

Lily napisał/a:
Kasia B. napisał/a:
Gotuję bez mięsa i nie ma problemu ze zjedzeniem moich potraw przez meżulka.

mój niemąż może i by był wege, gdyby nie mamusia, która go pasie regularnie co 2 tygodnie, a on grzecznie zjada, choć ideologicznie mi przytakuje :)
no cóż, taki ludź :>


Lily gdyby mamusia mojego męża mieszkała bliżej, to byłoby to samo.
A tak to na Święta go pasła "smakołykami", po których dostał pryszczy na twarzy :lol:

feminka - 2008-01-26, 14:49

Moi teściowie już wiedzą, że u nas w domu mięsa się nie je. I mój m u nich też nie ruszy mimo, że mu propoinują. Niestety jak jest w mieście czy na służbowym wyjeździe to sobie nie żałuje :( Ale cóż robić mam.
Lily - 2008-01-26, 14:50

feminka napisał/a:
I mój m u nich też nie ruszy mimo, że mu proponują.
a nie działa argument, że mamie będzie przykro? bo u nas działa :/
feminka - 2008-01-26, 21:23

Na szczęście nie wpadł na taki argument ani jego mamusia :-D Z resztą jemu bardziej zależy żeby mi nie było przykro niż jej. :-) ;-)
Lily - 2008-01-26, 21:26

feminka napisał/a:
Z resztą jemu bardziej zależy żeby mi nie było przykro niż jej.

no wiesz, jak ja tego nie widzę to czemu mi ma być przykro? W końcu świat jest pełen mięsożerców, nie będę mu zabraniać...

Alispo - 2008-01-26, 21:58

ale wiesz o tym..a ten miesozerca to nie jest jakis tam jeden przypadkowy czlowiek,ja bym to chyba tak widziala,ale to kwestia akceptacji..
Lily - 2008-01-26, 22:01

Alispo, to do mnie?
Kasia B. - 2008-01-28, 10:40

Alispo napisał/a:
ale wiesz o tym..a ten miesozerca to nie jest jakis tam jeden przypadkowy czlowiek,ja bym to chyba tak widziala,ale to kwestia akceptacji..


Niestety, ale jest za mało nie jedzących mięsa facetów i dla wszystkich nie wystarczy :-P
Pozostaje nam tylko próbować przekonać naszych , a to jest dłuuuugi i żmudny proces, ale bądźmy dobrej myśli ;-)

Kitten - 2008-01-28, 11:31

Cytat:
ten miesozerca to nie jest jakis tam jeden przypadkowy czlowiek,ja bym to chyba tak widziala,ale to kwestia akceptacji..

Dokładnie. Nawet pomijając etyczny aspekt wegetarianizmu, nie potrafiłabym spokojnie patrzeć, jak drogie mi osoby, systematycznie rujnują sobie zdrowie. Dlatego dręczyłam rodziców, aż ograniczyli mięso i inne paskudztwa niemal do zera (dobre i to :-P ). Dlatego dręczę mojego mężczyznę - skutek docelowy co najmniej taki, jak w przypadku rodziców. I, podobnie jak Kasia B., jestem dobrej myśli ;-)

Pozdrawiam wszystkie partnerki przyszłych wegusów :mrgreen:

Lily - 2008-01-28, 11:35

Kitten napisał/a:
nie potrafiłabym spokojnie patrzeć, jak drogie mi osoby, systematycznie rujnują sobie zdrowie. Dlatego dręczyłam rodziców, aż ograniczyli mięso i inne paskudztwa niemal do zera

po pierwsze mnie też trudno na to patrzeć, ale nie mam na to wpływu, a ciosać komuś kołków na głowie nie będę
po drugie - sama nie odżywiam się dobrze i nie jestem wzorem zdrowia, więc nie stanowię dobrego przykładu
po trzecie - nie uważam, żeby mięso w umiarkowanych ilościach było niezdrowe (pomijając mięso zwierząt z przemysłowej hodowli), ja sama nie jest z powodów etycznych

Kitten - 2008-01-28, 11:41

Lily napisał/a:
po trzecie - nie uważam, żeby mięso w umiarkowanych ilościach było niezdrowe (pomijając mięso zwierząt z przemysłowej hodowli), ja sama nie jest z powodów etycznych

Jeśli faktycznie są to UMIARKOWANE ilości (raz w tygodniu? rzadziej?), to rzeczywiście nie masz się czym martwić ;-) . Jednakże:

Lily napisał/a:
po pierwsze mnie też trudno na to patrzeć, ale nie mam na to wpływu, a ciosać komuś kołków na głowie nie będę

'Ciosać kołki' też trzeba umieć :-) . Zdziwiłabyś się, jak trudne były moje początki z rodzicami. Jestem z siebie dumna, gdy widzę, co ulepiłam z tak opornego materiału :mrgreen:

Lily napisał/a:
po drugie - sama nie odżywiam się dobrze i nie jestem wzorem zdrowia, więc nie stanowię dobrego przykładu

Ja zaczęłam od siebie. To działa, i jest chyba najlepszym sposobem ;-)

+ mnóstwo cierpliwości i wiary w siebie i 'urabianych' :-)

Lily - 2008-01-28, 11:44

Kitten, ale ja nie jestem za urabianiem i nie chce, aby mnie ktoś urabiał. A powiedzmy, że postanowiłby mnie urobić, żebym też jadła mięso, co wtedy?
Ja z rodzicami nie mieszkam, widuję ich parę razy do roku, trudno żebym im smsy z jadłospisem wysyłała. A zresztą - moja mama nie tyka warzyw i owoców prawie wcale, a surowych to już w ogóle, twierdzi, że jej szkodzą.

Kitten - 2008-01-28, 11:54

Lily napisał/a:
powiedzmy, że postanowiłby mnie urobić, żebym też jadła mięso, co wtedy?

Cóż, jeśli urabianie, to w kierunku rozwoju, nie regresu ;P

A na poważnie: każdy ma inne granice. Ja na przykład nie potrafiłabym być z mięsożercą, który nie rokuje nadziei na zmianę. Inna kwestia, ze z odpowiednim podejściem, takich 'beznadziejnych przypadków' jest naprawdę niewiele - vide co niektóre historie opisane na tym forum :-D

tako rzekę ja - Kitten-optymistka ;-)

pao - 2008-01-28, 12:14

przychylam sie do zdania Lily: nie urabiać. dawać dobry przykład, żyć wedle swoich zasad ale nie urabiać. gdybym próbowała urabiać bartka to do dziś jadłby mięso choćby mi na przekór... a tak: on mnie usiłował urobić i sam ma na statku ksywę Wegus ;)
Kasia B. - 2008-01-28, 12:17

Widzisz Kitten, problem polega na tym, że nasi mężczyźni są dorośli i to są ich wybory i decyzje, a często jest tak, że "urabianie" budzi straszny opór. Ja się pocieszam, że i tak je mniej mięsa niż gdyby mieszkał z mamą. Małymi kroczkami do celu.
;-)

Kitten - 2008-01-28, 13:14

Mam wrażenie, że rozbijamy się o słowa ;-) A konkretnie, o to nieszczęsne 'urabianie'... Tymczasem wygląda, że chodzi nam o to samo: dawanie dobrego przykładu, umiejętne dawkowanie informacji, podsycanie pojawiającej się iskierki zainteresowania/zrozumienia. Żadnego marudzenia & przymusu ;-)
Lily - 2008-01-28, 13:20

Kitten, mój niemąż miał w swoim życiu półtoraroczny epizod wegetarianizmu, bo miał dziewczynę wegetariankę. Sam wtedy gotował, nie jadł mięsa u mamy, nie jadł u niej zupy na kościach. Potem jak się z nią rozstał to wrócił do mięsa, zapisał się na stołówkę i tam jadł co dali.
Teraz jest ze mną, do mamy na mięso chodzi argumentując, że nie będzie jej narażał na kłopoty, odmówić jej nie chce, zupy z torebki je, choć ja takich rzeczy nie jadam, jest bardzo już dorosły i sam tak zdecydował. Gdyby chciał byłoby inaczej. Ale nie chce, na zdrowym odżywianiu mu nie zależy, jest zdrowszy ode mnie, choć odżywia się znacznie gorzej. Nie widzie powodu, by żyć inaczej i koniec, kropka.

strzeszynek - 2008-01-28, 18:31

Mój mięsolubny mąż też ma zdrowie...! No, ale on pracuje na dworzu, zahartował się, chłopina (rok temu niemalże non stop był chory). Lubi jeść różne takie, niekoniecznie zdrowo. Etykiet nie czyta i nie przejawia zainteresowania. Pół biedy, jak ja robię zakupy, ale jak mu kiedyś dałam listę i wysłałam do sklepu (a w dodatku kazałam etykiety czytać ;-) )... Nie spodobało mu się :-P
Sama trochę suszę mu głowę, ale o dziecko (zawczasu i profilaktycznie). Raz mi przyniósł do domu słoiczek dla niemowląt - jarzynki z królikiem :evil: (ale pomyliły mu się słoiki, bo chciał indyka)i jak nie będę tego kontrolować, to proporcje pójdą w złym kierunku (zakładając, że mięso w diecie małego zostanie). Mąż pochodzi z baaardzo mięsożernej rodziny, zresztą, może tak jadają rodziny mięsożerne - w mojej nawet tradycyjny rosól był bardziej na wodzie i warzywach niż mięsie. Dlatego mam zuuuuuupełnie inną wizję jedzenia (także diety z mięsem).

ina - 2008-01-29, 15:46

Mój m. chociaż nie vege, przy mnie nauczył się zdrowiej odżywiać. Obiadki je wege - sam też gotuje, a na zakupach sprawdza wszystkie etykietki. Ostatnio jogurt odłożył, i się skrzywił że z żelatyną ;-)
malva - 2008-02-13, 01:00

najwazniejsze jakim mąż ( lub "niemąż") jest człowiekiem!!
Kasia B. - 2008-02-16, 13:21

malva bardzo ładnie to ujęłaś, ja czuję tak samo :-) Też miałam wcześniej wege partnera i....no właśnie, wolę mojego nie wege mężusia ;-)
malva - 2008-05-29, 20:07

a i tak najważniesze kto jest jakim człowiekiem i nigdy jedzenie czy nie jedzenie mięsa nie zawazy na naszym związku,.amen. ;-)
Lily - 2008-05-29, 20:10

A mojego niemęża mama chciała ostatnio mięsem nakarmić, a on powiedział, że woli jajko i nie zjadł mięsa :shock: , choć do tej pory mamie nie odmawiał (na całkowite przekabacenie nie liczę).
malva - 2008-05-29, 20:26

Lily napisał/a:
A mojego niemęża mama chciała ostatnio mięsem nakarmić, a on powiedział, że woli jajko i nie zjadł mięsa :shock: , choć do tej pory mamie nie odmawiał (na całkowite przekabacenie nie liczę).


oo,fajnie :mryellow:

plastikman - 2009-02-26, 10:06
Temat postu: Re: Jak przekonać męża do wegetarianizmu?
Kasia B. napisał/a:
Proszę Was o rady, wskazówki, własne doświadczenia.
Chciałabym przestawić mojego męża na wegetarianizm, bo męczy mnie
to jego jedzenie mięsa. Macie jakieś pomysły jak to w "dyplomatyczny"
sposób zrobić. Sprawa jest dosyć trudna, bo na wszelkie argumenty reaguje
typowo tzn.blokadą i nie przyjmowaniem niczego do wiadomości....

Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi :-)


Nie ma sensu go przekonywac, jak lubi to niech je. Mogłaś wyjść za wegetariana, teraz go bedziesz zmuszac zeby nie jadł miesa.

[ Dodano: 2009-02-26, 10:08 ]
Ania D. napisał/a:
Kiedyś kurczki rosły sobie miesiącami, a teraz wystarczy 7-8 tygodni i są "dorosłe". Zgroza, ile w ich jedzeniu musi być chemii.

A co myslisz ze w warzywkach nie ma chemii ??

Focza - 2009-02-26, 15:40

Cytat:
Mogłaś wyjść za wegetariana, teraz go bedziesz zmuszac zeby nie jadł miesa.

A co powiesz o małżeństwie, gdzie mięsożerna żona po jakimś czasie od zawarcia małżeństwa sama z siebie podjęła taką decyzję?
Ludzie w różnych okresach swojego życia zostają wegetarianami.
A skoro nimi zostają, to nikt ich nie zmuszał, bo to daje odwrotny efekt.

Marcela - 2009-02-26, 16:25

plastikman napisał/a:
myslisz ze w warzywkach nie ma chemii ??

Oczywiście jest. Z tą tylko różnicą, że mięso posiada tej chemii wielokrotnie więcej niż warzywa, strączki, kasze itd. A to z tej prostej przyczyny, ze organizmy zwierząt (podobnie jak Twój organizm) kumulują w sobie przez całe życie wszystkie te chemiczne dodatki którymi są karmione. Więc dostajesz chemię w pigułce. Poza tym musisz wiedzieć, że decyzja o wegetariańskim stylu życia to coś więcej niż unikanie tylko chemii. W znaczącej większości przypadków chodzi o coś jeszcze. Nie musisz tego rozumieć, nie musisz podzielać zdania, ze wege to dobry wybór. Nikt Cię tutaj nie bedzie do tego zmuszał. Z zaczepnego tonu Twoich wypowiedzi wnioskuję, ze jesteś nastawiony na "nie". Możesz sobie być, ale może warto by przestać syczeć, ironizować i "kąsać jadem" przy każdej sposobności.

Jagula - 2009-02-26, 16:32

Nie ma co się stresować - trzymam kciuki żeby się nieprzytomnie zakochał w jakiejś nawiedzonej witariance 8-) :mryellow: :mryellow: :mryellow:
strzeszynek - 2009-02-26, 17:29

Jagula, :mryellow: :lol:
Lily - 2009-02-26, 17:31

Jagula napisał/a:
Nie ma co się stresować - trzymam kciuki żeby się nieprzytomnie zakochał w jakiejś nawiedzonej witariance 8-) :mryellow: :mryellow: :mryellow:
może lepiej w Tośku? 8-)
plastikman - 2009-02-27, 10:30

Focza napisał/a:
Cytat:
Mogłaś wyjść za wegetariana, teraz go bedziesz zmuszac zeby nie jadł miesa.

A co powiesz o małżeństwie, gdzie mięsożerna żona po jakimś czasie od zawarcia małżeństwa sama z siebie podjęła taką decyzję?
Ludzie w różnych okresach swojego życia zostają wegetarianami.
A skoro nimi zostają, to nikt ich nie zmuszał, bo to daje odwrotny efekt.

W takim razei to jej sprawa, zaczęła byc wege to niech nią bedzie. Nie zmusza sie drugiej osoby do takich rzeczy.

frjals - 2009-02-27, 11:29

Temat brzmi: "Jak przekonać męża do wegetarianizmu?". Czy to znaczy zmusić? :roll:
Jagula - 2009-02-27, 11:43

frjals napisał/a:
Temat brzmi: "Jak przekonać męża do wegetarianizmu?". Czy to znaczy zmusić? :roll:
jesteśmy bandą fanatyków więc pewno zmuszamy :mryellow:
dziwne,że ja - w innym wątku nazwana kibolem- jeszcze nie zmusiłam swojego :-> pewno muszę go pobić i upokarzać na każdym kroku - może w końcu przestanie podjadać rybulki i świneczki ;-)

strzeszynek - 2009-02-28, 23:49

Mój biedak musi jeść te wodniste zupki, kotlety-nie kotlety i jakoś żyje (o dziwo - dziecko też :lol: ). Co nie zmienia faktu, że jak zobaczy kawał mięcha, oczy mu się świecą...
bodi - 2009-03-01, 01:03

Cytat:
może lepiej w Tośku? 8-)

Lily :mryellow:

maryczary - 2009-03-03, 13:19

Ja się stałam wege-stworem w trakcie małżeństwa.
Mój S. je wszystko co mu ugotuje i ostatnio zakochaliśmy sie w sojowych wędlinach. Ale jest mięsożercą, bo kiełbasy z ogniska się nigdy nie wyrzeknie ]:-> :mryellow: To jego słowa. No i czasem podjada ryby i baaaardzo rzadko jakiegoś kurczaka. Nic na to nie poradzę ale świecę przykładem.

Na szczęście ja gotuję więc nie mamy kulinarnych dyskusji na temat domowego menu.
Mogę śmiało powiedzieć, że od kiedy jestem wege, S. spożywa mniej mięsa o jakieś 80%, to duuuuży sukces.

Aha, no i przymus nie działa żaden, tylko dawanie przykładu. Ale to powiedzieli już wszyscy.

moony - 2009-11-30, 10:42

Ja swojego nie przekonuje. Gotuję wegetariańskie obiady. Jak nie chce, nie zmuszam go do jedzenia. Ale jak chce zjeść mięso, musi sobie je sam przygotować. Jedyne do czego zmuszam męża to do szczerości w odpowiadaniu na pytanie czy wege obiad smakował. Coraz częściej słyszę 'tak'. Sakramentalne :)
pomarańczka - 2009-11-30, 23:01

Ciężka sprawa,ale możliwa do realizacji bo przez żołądek do serca :-P
malva - 2009-12-01, 13:59

wszystko możliwe ,ja mam bardzo mięsożernego kolegę którego inny kolega przekonał do wegetarianizmu-co prawda nie wytrwal przy diecie wege ow mięsozerny kolega -kilkanascie miesiecy nie jadł miesa -ale i tak byłam w pozytywnym szoku -bo to osoba tak konserwatywna w swoich poglądach ze NIGDY bym nie pomyslala ze moze nie jesc miesa-chocby przez jeden dzien..
gemi - 2010-04-01, 11:06

Jagula napisał/a:
jesteśmy bandą fanatyków więc pewno zmuszamy
jagula :mrgreen: :mryellow: :mrgreen: grande szacun :lol: :lol:
maryczary napisał/a:
Aha, no i przymus nie działa żaden, tylko dawanie przykładu. Ale to powiedzieli już wszyscy.
święta prawda :-) dotyczy nie tylko agitacji wegetariańskiej.
Ponoć własnym przykładem przekonałam mojego męża do przejścia na jarski tryb życia. Bo nigdy nie rzekłam słowa na jego mięsożerność, nigdy też niepytana nie mówiłam o pozytywach bycia wege, czy ciemnych stronach mięsożerności. Mam takie wrażenie, że większość ludzi nie lubi prawienia morałów, więc po prostu tego nie robię :-D

Yzma - 2011-01-23, 22:50

to ja się też wypowiem... mimo że początkująca jestem

moje chłopisko jest mięsożerne na potęgę, jak mi "odbiło" z niejedzeniem mięsa to jak niejedna z Was usłyszałam że "on zielska nigdy jadł nie będzie"

przyjęłam do wiadomości, nie skomentowałam ALE zabrałam do ze sobą do wege knajpki ostatnio i mieliśmy tam posiedzieć, ja miałam zjeść i potem w drodze do domu on miał dostać kebaba. Ja sobie jadłam spokojnie, on zgłodniał więc zamówił pierogi z soczewicą.
Zajadał aż mu się uszy trzęsły!!! I gdzieś tak między 5 a 6 pierogiem usłyszałam "pieprzyć kebaba" :mryellow: :mryellow: :mryellow:

malva - 2011-01-23, 22:52

Yzma, hehe,dobre :)
lilias - 2011-01-23, 23:10

Yzma, miło słyszeć ;-)
Pączuś - 2011-01-23, 23:43

maryczary napisał/a:
J

Na szczęście ja gotuję więc nie mamy kulinarnych dyskusji na temat domowego menu.
Mogę śmiało powiedzieć, że od kiedy jestem wege, S. spożywa mniej mięsa o jakieś 80%, to duuuuży sukces.



u mnie jest dokładnie tak samo ;) mąż je mięso właściwie tylko wtedy gdy wpada do taty, który uważa, że bezmięsny posiłek to nie posiłek :shock:
a w domu jak mąż gotuje to też praktycznie zawsze wege, żebym ja też mogła jesc.

Yzma - 2011-01-24, 06:13

hehe no ja też o mało z krzesła nie spadłam bo on jest mięsożerca niemożebny a kebaby to by zjadał najchętniej na śniadanie/obiad/kolację.

nie mieszkamy jeszcze razem bo ślubujemy w tym roku ale wiem że duuużo pracy jeszcze przede mną - myślę że jak we wszystkim - i tutaj najlepiej sprawdzi się taktyka biernego oporu - w końcu przestanie mu się chcieć gotować :mrgreen:

priya - 2011-01-24, 08:16

Yzma napisał/a:
między 5 a 6 pierogiem usłyszałam "pieprzyć kebaba"
:lol: :lol: :lol:
Yzma - 2011-01-24, 08:29

:mrgreen:

mam nadzieję że to dobrze rokuje na przyszłość ;)

Mia - 2011-01-24, 21:52

ja mam sposób "na cichą wodę", hehehe :mryellow: tzn. odkąd się poznaliśmy ani słowa wege-propagandy (chyba, że sam zapytał, a i wtedy odpowiadałam zdawkowo :-P ), tylko i wyłącznie sama, bez zbędnych słów świeciłam przykładem i... jak tylko zamieszkaliśmy razem, to z miejsca sam zdecydował, że będzie wege. A ja jeszcze go podpuszczałam i pytałam czy na pewno :oops: Wiem, wstrętna zołza ze mnie, ale z przekornym facetem tak trzeba, żeby nie poczuł się zmuszany i zdominowany ;-) (a że z lekka zmanipulowany, to już inna bajka :mryellow: :oops: )
alcia - 2011-01-24, 22:01

Mia napisał/a:
ja mam sposób "na cichą wodę", hehehe :mryellow: tzn. odkąd się poznaliśmy ani słowa wege-propagandy (chyba, że sam zapytał, a i wtedy odpowiadałam zdawkowo :-P ), tylko i wyłącznie sama, bez zbędnych słów świeciłam przykładem i... jak tylko zamieszkaliśmy razem, to z miejsca sam zdecydował, że będzie wege. A ja jeszcze go podpuszczałam i pytałam czy na pewno :oops: Wiem, wstrętna zołza ze mnie, ale z przekornym facetem tak trzeba, żeby nie poczuł się zmuszany i zdominowany ;-) (a że z lekka zmanipulowany, to już inna bajka :mryellow: :oops: )

u mnie było dokładnie tak samo :)

Yzma - 2011-01-24, 22:13

"ależ oczywiście kochanie że to Twoja decyzja" ]:-> ]:-> ]:->
Lily - 2011-01-24, 22:19

Ja zawsze mówię: "Jak masz ochotę na rybę to sobie kup", "Jak chcesz, to zjedz kotleta". Teściowa chyba myśli, że ja A. przekabaciłam,a tymczasem on się przekabacił sam ;)
AZ - 2011-01-27, 10:51

mam tak samo jak wyyyyyyy ;-)
gotujemy tak, żebyśmy oboje mogli wszystko zjeść (nie jadłam z tej okazji ziemniaków już 2 lata bo g ich szczerze nienawidzi) czasem się jeszcze g na jakąś szynkę skusi, ale to się dzieje coraz rzadziej 8-)

tak czy siak nasi ojcowie są przekonani, że wprowadziłam mu weganterror i jak chce sobie "chapnąć mięska" to musi się schować w łazience, żebym nie widziała. z tego powodu jak tylko się ojcowie pojawiają na chorymzoncie to jak jesteśmy na zakupach to zawsze jakieś parówki, szynki, kotlety wrzucą do koszyka niby przypadkiem :roll:

i nic z tłumaczeń, że on nie ma na to ochoty- wiadomo, mówi tak, żebym ja usłyszała, bo w głębi bardzo się boi mnie terrorystki. nie wiem czy się z tego śmiać czy płakać...

excelencja - 2011-01-27, 19:12

Yzma napisał/a:
nie mieszkamy jeszcze razem bo ślubujemy w tym roku


i tak na żywca ślub bez mieszkania razem uprzednio? :shock: WOWWWW

Lily - 2011-01-27, 19:13

excelencja napisał/a:
i tak na żywca ślub bez mieszkania razem uprzednio? :shock: WOWWWW
Co tam WOW, dawniej się tylko tak przecież robiło :P Będzie twarda weryfikacja ;)
MartaJS - 2011-01-27, 19:57

Jak mieszkałam tylko z mężem, to właściwie był prawie wege. Mięso jadł na wyjazdach. Teraz mieszkamy z mięsożernymi rodzicami i trochę mi się przez to mąż zepsuł ;-) ale wkrótce się to zmieni ]:->
seminko - 2011-01-27, 20:06

Yzma napisał/a:
"pieprzyć kebaba"

Yzma, słyszę to ;-) :lol:
To może być jakieś hasło na sztandar :-D

[ Dodano: 2011-01-27, 20:33 ]
Mam podobną sytuację ;-)
MężczyznaMojegoŻycia jest zaprzysiężonym schabożercą, ja jestem w połowie weganką (pracuję nad sobą 8-) , ale też słucham swojego organizmu- jeśli mam jazdę na ser, to chyba mi brakuje wapnia czy cuś :roll: , tylko, że wtedy wiem, że mielone migdały nie zaspokoją mojej żądzy ;-) , choć, tak sobie myślę, może brakuje mi po prostu sodu i wystarczy tę miazgę okrasić solą morska..? Sorry za OT
Mały jest pośrodku... Niestety lubi mięso (ja nigdy nie wiem, co w nim jest :-x , daję mu, bo białko, bo wit. B12), a strączkowymi pluje :-| Soi nie może, bo jest uczulony, takoż z mlekiem zwierząt innego gatunku, niż ludzki, jaj też nie...- taka dygresja ;-)
Nie namawiam do niczego...
Dziś MMŻ spróbował cieciorkowych placków, które zrobiłam dla nas wszystkich (choć miał swoj eintopf mięsno- grzybowy) i stwierdził, że może gdyby tak codziennie... :-D
Ale ja nic nie mówię 8-)
Ziarno zostało zasiane...

Yzma - 2011-01-27, 22:09

excelencja napisał/a:
Yzma napisał/a:
nie mieszkamy jeszcze razem bo ślubujemy w tym roku


i tak na żywca ślub bez mieszkania razem uprzednio? :shock: WOWWWW


i tak i nie

wiem że "pomieszkiwanie" to nie to samo ale uważam że miałam okazję dowiedzieć się do czego MMŻ jest zdolny tak samo jak i on wie o mnie co i jak. Dużo czasu spędzaliśmy razem w weekendy, pomieszkując razem kilka razy po tygodniu. Po pół roku bycia razem pojechaliśmy pod namiot na miesiąc z czego on 3/4 czasu przechorował na anginę ropną (wiecie jak się zachowuje chory facet? A chory facet pod namiotem? ]:-> ) no i dwa razy byliśmy ponad 2 miesiące w pracy w DE w TAKICH WARUNKACH że naprawdę nic mnie już nie zdziwi. Możecie teraz powiedzieć "eeeeeeeeeee dopiero po ślubie się dowiesz" a ja wiem że on mnie już niczym nie zaskoczy w sensie takim że znam wady mieszkania z nim a on zna wady mieszkania ze mną ;)

Tantra - ja też mam nadzieję że zasiałam to i owo - teraz tylko zostaję dbać o to co zasiane i dosiewać nowe :)

tora - 2011-02-15, 07:45

Dopiero 5 miesięcy jestem w pełni wegetarianką, więc wszystko jest u nas nowe. Moja dieta zmieniała się w związku przez te kilka lat, aż do tego etapu.

Agitacji na urządzam, przygotowuję mu wegetariańskie posiłki na które oczywiście kręci nosem. Choć kilka dni temu zachwalał moją makaronową zapiekankę, więc pierwszy sukces mam za sobą.

Brakuje mu mięsa - raz w tygodniu jedzie sam na zakupy i obławia się w kiełbasy, tatary, szynki. Mamusia obdarowuje go raz na jakiś czas pieczonymi schabami, więc cały czas ma zapas.

Widzę, że coraz mocniej interesuje go ten temat, wyłapuje informacje o wegetarianizmie, o szkodliwych produktach, również mięsie, więc jest tu potencjał. Po prostu wszystko musi iść swoim tempem. Podobnie jak ja dojrzałam do podjęcia decyzji, tak jak i on powinien sam ją podjąć.

Na razie dążę do tego, aby częściej chwalił bezmięsne dania. Muszę urozmaicić moją kuchnię, bo trochę ona kuleje. Poza tym muszę uzbroić się w konkretną wiedzę i pokazać mu, że wegetarianizm jest bezpieczny - jest to racjonalny typ i etyczne argumenty go nie przekonają. A że właśnie zaszłam w ciążę, to tym bardziej muszę się przygotować na takie rozmowy:)

zou - 2011-02-15, 09:35

heh. Tu temat jak przekonać męża. Ale jak się jeszcze nie ma meża i jest wegetarianką, to mówią i wmawiają od lat, od dzieciństwa: "męża nie znajdziesz. Mężczyzna musi jeść mięso" ( w domyśle - jak mu nie będzisz gotować mięsa to pójdzie do takiej co mu ugotuje tłuste i chrupiące). A Jak chłopak jest wege, to mówią mu, "żony nie znajdziesz. Kobiety lubią macho a nie wegusów zniewieściałych (jakby to zawsze i wszędzie szło w parze)". A i jedno nieprawda i drugie. I komu zależy aby takie wciskać kity młodym ludziom?
moony - 2011-02-15, 09:46

tora, nawet nie wiesz, jak bardzo Ci kibicuję i trzymam za Ciebie kciuki, choć znamy się od wczoraj :) Pewnie też dlatego, że sama przez to przechodziłam, może wyłączając "mamusię" i dalej ugotowanie nowego, eksperymentalnego obiadu bez mięsa, który by smakował mężowi to stawanie na rzęsach. Oczywiście, jest pewien zestaw dań, które mu smakują i w zasadzie mogłabym je robić co tydzień.

[ Dodano: 2011-02-15, 09:48 ]
zou napisał/a:
Kobiety lubią macho a nie wegusów zniewieściałych

Właśnie wczoraj przeczytałam, że w naszej kulturze empatia w stosunku do zwierząt jest uważana za wyraz niedojrzałości emocjonalnej :/

tora - 2011-02-15, 17:34

moony, dzięki za wsparcie, oj, przyda się, nawet wirtualne. Rozumiem, że przeszłaś przez ten etap bez szwanku?

U mnie jeszcze wiedza kuleje. Wczoraj połowa zapytała się mnie dlaczego aktor Orlando Bloom, który w trakcie kręcenia Władcy Pierścieni miał po jakimś wypadku problem z kręgosłupem, dostał od lekarza nakaz jedzenia schabowego raz w tygodniu, co powinno uśmierzyć ból. I mimo iż Bloom był wegetarianinem, schaba jadł i poczuł olgę.
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.


zou, a może to odwieczny lobbing branży mięsnej:)?

moony - 2011-02-15, 17:52

Sorry, ale jakoś nie rozumiem, co ma schab do bólu, może poza tym, że pochodzi się w bólu.
W czasie ciąży kilka razy usłyszałam (mama, teściowa, teść, wujek), że powinnam "może" jeść mięso. Zagadałam ich, zasypałam argumentami i wiedzą, których nie byli w stanie odeprzeć. Także - zdobywaj jak najwięcej wiedzy.
Co do posiłków - u nas jest tak, że mój mąż wie, że jeśli chce zjeść mięso, to musi je sobie sam przygotować, ale ofc te słowa nie padły tak prosto w twarz. To raczej był wynik jego stopniowych obserwacji.
Zacznij może od najprostszych dań typu kasze z gulaszem (mój uwielbia fasolę, więc robię z fasolą i np. krajanką sojową, która dobrze przyrządzona mi nieustannie przypomina wołowinę), naleśniki z serem/ szpinakiem...

Pączuś - 2011-02-15, 18:49

tora napisał/a:
U mnie jeszcze wiedza kuleje. Wczoraj połowa zapytała się mnie dlaczego aktor Orlando Bloom, który w trakcie kręcenia Władcy Pierścieni miał po jakimś wypadku problem z kręgosłupem, dostał od lekarza nakaz jedzenia schabowego raz w tygodniu, co powinno uśmierzyć ból. I mimo iż Bloom był wegetarianinem, schaba jadł i poczuł olgę.
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.


trzeba było powiedzieć, ze to jakiś bullshit ;) albo jak męża będzie coś bolało to powiedzieć, żeby zamiast lekarstwa przeciwbólowego zrobił sobie schabowego, wtedy zobaczy jak to działa ;) nie dajmy się zwariować ;)

co do gotowania to mam na szczęścia męża, któremu wszystko smakuje ;) mimo, że mięso je (ale rzadko ;-) to ostatnio stwierdził, że nie doceniał kasz i strączków i że moje wegańskie dania są pyszne, zdrowe i sycące. To ostatnie chyba dla niego najważniejsze, bo ma ciągle apetyt ;) i chyba rzeczywiście mu smakuje, bo zawsze wszystko chętnie je ;)

Lily - 2011-02-15, 18:58

tora napisał/a:
Wczoraj połowa zapytała się mnie dlaczego aktor Orlando Bloom, który w trakcie kręcenia Władcy Pierścieni miał po jakimś wypadku problem z kręgosłupem, dostał od lekarza nakaz jedzenia schabowego raz w tygodniu, co powinno uśmierzyć ból. I mimo iż Bloom był wegetarianinem, schaba jadł i poczuł olgę.
To kiepski był z niego wegetarianin i miał kiepskiego lekarza. Co za bzdury. Już pomijam fakt, że czerwone mięso nasila stany zapalne, a nie leczy.
moony - 2011-02-15, 19:12

Może bardziej by mu pomogło, gdyby świnka się do niego przytuliła albo kot chociaż...? :roll: Od razu by pomogło.
tora - 2011-02-16, 09:12

Ale wiecie, mimo iż moja połowa nie zna się na zdrowym odżywianiu, ode mnie oczekuje naukowego uzasadnienia lub obalenia takich informacji. Stwierdzenie, że to bullshit, go nie satysfakcjonuje.
No nic, będę musiała nabrać pewności w takich rozmowach.
A wracają do głównego tematu:
U mnie kluczem będzie dobra kuchnia. Obrałam wczoraj nową strategię, czyli łączenia obiadów z pocieszkami. Wczorajsza pocieszka, ciasteczka muesli na deser, wszystkie braki mu zrekompensowały.

bodi - 2011-02-16, 12:31

tora, nabieranie pewnosci to dobra rzecz :)
jakos tak jest ze wege, zwlaszcza poczatkujacy i otoczeni przez samych miesozercow, czesto czuja sie w defensywie i obowiazku dostarczania naukowych wyjasnien podczas gdy druga strona posilkuje sie opowiesciami rodem z kolorowych pisemek (jak ta o aktorze i schabowym, litosci ;) )

ogolnie sprawdza sie chyba zalozenie, ze przekonywanie na sile nie ma sensu, Jesli juz drugie polowki dawaly sie "przekabacic", to zwykle dzialal przyklad a nie propaganda ;)

tora napisał/a:
U mnie kluczem będzie dobra kuchnia.

dobry plan :D
powodzenia :D

Pączuś - 2011-02-16, 12:51

tora napisał/a:
Ale wiecie, mimo iż moja połowa nie zna się na zdrowym odżywianiu, ode mnie oczekuje naukowego uzasadnienia lub obalenia takich informacji. Stwierdzenie, że to bullshit, go nie satysfakcjonuje.


no tak ale ciężko jest naukowo potwierdzić albo obalić informację, która wcale nie musi być prawdziwa. Skąd twoja połowa ma takie informacje?? Bo wg mnie to jakaś plotka po prostu bez składu i ładu. Jaka jest wiarygodność tej informacji??Mi się wydaje, że naukowo to można się odnosić do poważnych informacji, a schabowy jako środek przeciwbólowy raczej nie jest poważny. Ja mogę powiedzieć, że od marchewki można wyleczyć HCV i niech mi to ktoś naukowo obala. To tak nie działa.
Zawsze można zaproponować aby ukochany empirycznie sprawdził jakie jest działanie przeciwbólowe kotleta schabowego ;) Przyznam szczerze, że sama bym tą metodę zastosowała ;)
Ale Dobra kuchnia i dobry przykład to najlepsza metoda.

tora - 2011-05-10, 16:46

Doniesienia z mojego frontu kulinarnego: jako że moja połowa ma coraz większe ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, ma nakaz wprowadzenia ścisłej diety bogatoresztkowej, co m.in. skutkuje wyeliminowaniem wszelkich smażonych i duszonych mięsiw, kabanosów, oraz ukochanych pasztetów od jego mamusi. Uchuchu, witajcie strączki!
alken87 - 2011-05-10, 19:50

Pączuś napisał/a:

Zawsze można zaproponować aby ukochany empirycznie sprawdził jakie jest działanie przeciwbólowe kotleta schabowego ;)


nakarmic kotletem a potem trzasnąć tłuczkiem do kotletów :mrgreen:

Poli - 2011-07-12, 14:27

Ja moge napisac jak to wyglada u mnie ;-) Maz miesozerca i na pewno nie ma co namawaic na sile na wege , poniewaz przyniesie to skutek odwrotny.

U nas jest tak,ze ja gotuje obiady, jeden dla calej rodziny , wiec maz jada obiady bezmiesne i nie marudzi . Mamy zasade w domu, ze to co stoi na stole podczas obiadu ma byc wszystko zmiecione bez marudzenia,a jak sie nie podoba to trzeba sobie samemu ugotowac :mryellow:

Wciagam meza w rozne inicjatywy , najdluzsza z ktorej jestem najbardziej dumna byl festiwal w tamtym roku z kregu surowego zywienia ( hxxp://freshfoodfestival.com/ ), gdzie byli wykladowcy z usa i roznych czesci swiata, super zarcie prze 3 dni :-D
Moj maz wie, ze to jest zdrowsze itp itd. Ale jednak jak jestesmy u znajomych moj maz jada mieso i nie robie mu z tego powodu wyrzutów. Wiem , ze jest to dla niego mega trudne zrezygnowanie 100% z miesa i pozwala sobie u znajomych czy na imprezach.

Mylse, ze najwazniejsze, aby akceptowac siebie wzajemnie :->

Gudi - 2011-07-12, 21:23

U mnie różnie jest i było. Ja dawno temu jadłam wszystkie mięso, a T nie wszystko odpowiadało, później coraz bardziej eliminowałam mięso i sama przez jakiś czas jadłam z mięs tylko kurczaka, rybę i owoce morza, teraz luby jest na takim etapie. W sensie z wołowiny i wieprzowiny zrezygnował, nawet na jogurtach patrzy czy nie ma żelatyny :) )

Ja nic mięsnego mu nie ugotuję i o tym dobrze wie. Ostatnio jego mama zaprosiła nas na obiad mówiąc przez telefon (a że głośno mówiłam, to usłyszałam) "chodź zjesz porządny obiad"). Aż na głos powiedziałam, że ja robię porządne obiady! Później dostałam smsa z przeprosinami, ale co się nadenerwowałam to moje ;/

Nie wiem jak wam się udaje z tą tolerancją, ale odkąd zupełnie zrezygnowała z mięsa ciężko mi przegryźć to, że on je nadal je... mało bo mało, ale je... Staram się nie krytykować, ale chyba czasami widzi mój wzrok smutku, tylko wiem, że nie tędy droga.

Mam też straszny problem z gotowaniem... Robiłam niektóre rzeczy z WD, ale np. pulpety, które się nikomu nie rozpadały mi się rozpłynęły :/ Sos jakiś tam nie podpasował T... Ja też się nie trzęsłam. Ale za to bigos się udał.

Przez żołądek do serca - myślę, że w tym największa rzecz by przekonać do bycia wege...

No to się wyżaliłam..

rosa - 2011-10-13, 22:08

VegaButik napisał/a:
eśli o facetów chodzi to z nimi raczej ciężko. Mięso uzależnia

a kobiety sie nie uzależniaja?

Mikarin - 2011-10-14, 09:20

Ja walnę wam link, co by wątku nie zaśmiecać: hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?t=4712&postdays=0&postorder=asc&start=1225#top
Mój na początku miał ostrą propagandę: że śmierdzi, ze cuchnie, że padlina, ze gnije, że niedobre etc. Ale potem mi sie przypomniało, jak mój (dzięki Bogom!) eks-chłopak wrócił z Niemiec na dwa tygodnie i namówiłam go, żeby mi zrobił zupę z selera. Nie mam przepisu, zupa była pyszna, ale jak mi dał do spróbowania łyżeczkę, to od razu na też łyżce poczułam, że na mięsnym wywarze. Na moje stwierdzenie, że tu jest mięso, zakrzyknął: "Oczywiście! Najlepszy kawałek boczku dla ciebie wybrałem! Boże, a człowiek już myślał, że ją z tego wegetarianizmu wyleczył, a tu taki afront!" Więc z moim kochanym Jędrusiem teksty o szkodliwości mięsa poszły w odstawkę. Jak to dalej wyglądało, macie w linku.
Temat powrócił przy ciąży mojej. Ja sie trzęsłam o niedobory, bo mało co mogłam jeść, a mój myślał, ze się trzęsę, bo nie jem mięsa. WSZYSCY moi znajomi, rodzina, mama, nawet koleżanka ze skazą białkową, łącznie z pielęgniarką z działu noworodków łazili za mną i mówili, ze MUSZĘ jeść mieso, gin mi zarzucał, ze to tylko filozofia, a na moje argumenty, ze mnie po mięsie żołądek napierdala, a potem mam zaparcie przez trzy dni - kwitowali, ze mięsko jest potrzebne dziecku, bo teraz nie jem sama i tylko dla siebie. Moja idealna morfologia, świetne wyniki nie były dla nich wystarczającym argumentem - mieso musi być, bo mi dziecko się urodzi z niedorozwojem, zajęczą wargą, wadami wymowy, upośledzoną odpornością i innymi strasznymi opowieściami. Powiem wam, że płakałam kilka nocy, bo moje argumenty w stylu: "Przecież to chemia" = "A warzywa to nie?" "Białko roślinne lepiej się przyswaja"="Właśnie, więc nie musisz sobie tego syntetyzować sama, bo zwierze zrobi to za ciebie" były zbijane od razu, a ja nie miałam siły walczyć. Nawet na pokaz dwa razy się zmusiłam do zjedzenia parówek, a potem żołądek bolał mnie trzy dni (kara boska, na pewno :( ) W końcu, zdesperowana, poszłam do dietetyczki. Tam dowiedziałam się, że mięsa jako mięsa jeść nie muszę, bo można to wyrównać innymi składnikami, a dla mnie nie jest ważne MIĘSO tylko BIAŁKO. Poszłam na ustępstwo i raz na tydzień wcinam ryby, ale już mi parcie przechodzi i spokojnie mogę zastępować tego tuńczyka innymi potrawami bezmięsnymi, i z tego się cieszę. Choć wstyd się przyznać, że aż mnie ślinianki bolały, jak widziałam puszkę tuńczyka. Narobiłam sobie niedoborów i się zemściło...
Dietetyczka zrobiła mi dietę indywidualną, dla kobiety w ciąży, z uwzględnieniem białek, wapnia, żelaza i innych - od razu się wszystkim pochwaliłam, i temat się skończył. O tuńczyku nic nie wspominałam, a wszyscy wiedzą, że niedoborów w tej diecie nie mogę mieć, bo mam wszystko policzone, łącznie z kaloriami.
A co do mojego... po tej mojej diecie, jak dwa razy zrobiłam pastę z tuńczyka - dużo, dużo, dużo twarogu i pół puszki ryby - odstawił wędliny. Wiem, na razie to tylko substytut, ale ilość białka zwierzęcego w jego diecie stopniowo się zmniejsza. I wcale nie płacze z tego powodu. Dalej wcina kebab na mieście, ale coraz częściej mi płacze o jakieś naleśniki ze szpinakiem czy inne wegetariańskie cudo, więc postęp jest duży. I , o dziwo! zakochał się w tofu, taką szczerą, żarłoczną miłością... Aż się łezka w oku kręci, jak wyjada tofu z lodówki ;)
Przedmówczyniom z kłopotami kuchennymi mogę powiedzieć tyle, że ja się uczyłam gotować sama. Jak miałam 17 lat usłyszałam, ze dla mnie nikt dwóch obiadów gotował nie będzie, skoro nie jem mięsa, to nie jem w ogóle :D Na początku umiałam nawet przypalić jajecznicę. Potem się nauczyłam kilku zasad w kuchni, wkłada się trochę uwagi, dużo serca w prostą, nieskomplikowana potrawę, np. ryż z warzywami, a sosik sobie gdzieś tam delikatnie pyrka - i obiad z głowy. Pracowałam po 12 godzin dziennie i gotowałam sobie i J., więc wiem, ze to jest do zrobienia. Buziaki dla wszystkich pań z partnerem mięsożernym - gotujcie im z sercem, a zdobędziecie ich żołądki :D :D :D

tora - 2011-11-18, 09:00

Ja tylko dodam, poza tym, co napisała Mikarin, że w naszym przypadku decydują względy zdrowotne. Mój chłop ma problem z jelitem grubym i od maja tego roku bardzo się pilnuje, aby nie jest niczego smażonego czy pieczonego, szczególnie mięs. Chcąc nie chcąc w jego diecie pojawiało się coraz więcej warzyw, kasz i strączków. Teraz, owszem, nadal je mięso, raz-dwa razy w tygodniu, ale na jego talerzu zajmuje marginalną powierzchnię, na tle kopy innych produktów. Wędlin nie je, ryby tak, ale i tak jest o niebo lepiej niż jeszcze rok temu.

Co mnie jednak najbardziej ucieszyło, to moja mama, która w tym tygodniu przyznała mi rację co do zasadności bycia wege czy vegan. Powiedziała, że dzięki mnie na poważnie zaczęła się interesować zdrowym odżywianiem. Zaopatrzyła się w kasze, strączki, orzechy, suszone owoce. Praktycznie odstawiła nabiał, a jeśli już je mięso, to 1-2 razy w tygodniu i bardzo się pilnuje, aby było eko. Jak na osobę, która w każdą niedzielę robiła kotlety schabowe na obiad, to jest ogromny postęp :-)

seminko - 2011-11-18, 21:52

Mikarin napisał/a:
Buziaki dla wszystkich pań z partnerem mięsożernym - gotujcie im z sercem, a zdobędziecie ich żołądki

:-)
... a mój niemąż powoli przekabaca się sam :mryellow: . Na wyjeździe służbowym będąc, oznajmił mi przez telefon, że oto zjadł bardzo dobrą zupę dahl w jakiejś knajpce. Moje zupy, gdzie głónym ilościowo źródłem białka jest kasza jaglana, wcina z wdzięcznością. Dał się nakarmić ostatnio marynowanym tofu z kaszotto i sałatką (uwielbia moje sałatki :-D ) i tylko tym na obiad :-)
Odkryciem dla niego była wegańska grochówka z torebki z tzw. zdrowej żywności, którą może brać na wyjazdy, do zalania wrzątkiem :->
Kapuśniak z cieciorką też pozytywnie zaistniał w jego świadomości :-) .
I tak dalej.
Wege nadal nie jest (a jego wege, już nawet nie wegan, byłoby szczytem moich marzeń, ale wie już przynajmniej, jaki syf jest przy masowej "produkcji" mięsa, nabiału, jaj... Wybiera "lepsze", ekhm, mięso i MNIEJ)
Małymi kroczkami... ... ... ;-)

fylwia - 2011-11-18, 23:50

Polecam wszystkim książkę "Nowoczesne zasady odżywiania" T.C.Campbella czyli polskie wydanie słynnego "China study": hxxp://merlin.pl/Nowoczes.../1,945266.html. W skrócie: wielka pochwała weganizmu na podstawie wieloletnich badań naukowych dotyczących wpływu sposobu odżywiania na stan zdrowia. Gdybym wcześniej nie była weganką to ta książka by mnie przekonała ]:-> .

Oczywiście jestem przeciwniczką "siłowego" przekabacania mięsojadów, ale przecież wiedzy nigdy za wiele (chyba, że ktoś i tego sobie nie życzy - cóż, trzeba uszanować ]:-> .

Mikarin napisał/a:

Poszłam na ustępstwo i raz na tydzień wcinam ryby, ale już mi parcie przechodzi i spokojnie mogę zastępować tego tuńczyka innymi potrawami bezmięsnymi, i z tego się cieszę. Choć wstyd się przyznać, że aż mnie ślinianki bolały, jak widziałam puszkę tuńczyka. Narobiłam sobie niedoborów i się zemściło...


A według angielskich oficjalnych wytycznych dla kobiet w ciąży należy unikać tuńczyka i innych ryb morskich ze względu na wysoką zawartość metali ciężkich, głównie rtęci.
Jesteś pewna tych niedoborów skoro pisałaś o dobrych wynikach badań krwi? Mi się wydaje, że takie rzeczy czasem siedzą w głowie - ja np w ciąży bałam się niedoborów i łykałam witaminy, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że zupełnie niepotrzebnie i pewnie następnym razem sobie daruję (oprócz standardowej B12 dodawanej do pieczenia chleba i D2 w porze deszczowej, pewnie rozważyłabym jeszcze kwas foliowy) ;-) .

seminko - 2011-11-27, 20:40

Ha, kolejny bastion ;-) zdobyty! Dahl zagościło w menu mięsożernego niemęża na stałe, będziemy tylko eksperymentować z rodzajami :-)

I następne zaskoczenie: robimy listę zakupów przed wyjazdem NM; wzdycham: "Czy ja dożyję czasów, że będziesz brał kanapki z tofu do pracy..? ;-) " Odpowiedź: "Czemu nie?", wypowiedziana zupełnie naturalnym tonem, sprawiła, że omal nie spadłam z krzesła...

an - 2011-11-27, 20:43

Tantra - super :-D gratuluję niemęża :)
seminko - 2011-11-27, 21:04

an, :-D
Puchnę z dumy, no! 8-)

moony - 2011-11-27, 23:25

U nas dahl, zupa dyniowa i falafle są hitami. Niestety, do kanapek z tofu daleko. Chociaż, chociaż, jak kroję, to przychodzi i wyjada :mryellow:
seminko - 2011-11-28, 13:55

moony, mój niemąż jest z tych, co na propozycję jajek (np. sadzonych) na obiad dla niego zawsze pytają: "a będzie tam jakieś mięso?" ]:-> - niereformowalny mięsiarz :-|

Ale. Od jakichś dwóch miesięcy zauważam zadziwiającą zmianę w przeciwnym kierunku i jest ona wynikiem jakiejś osobistej refleksji, nie moich nacisków (które, jak wiadomo, często odnoszą odwrotny efekt).
Stąd taka moja radość :-) .

A jeśli Twoja druga połowa podżera Ci tofu, to myślę, że jesteście na dobrej, dooobrej drodze! :mryellow:

diancia - 2012-01-02, 20:19

A mój Mężu to normalnie mądrzeje od ślubu! :mrgreen: Od zawsze zdeklarowany mięsojad, choć przenigdy nie pogardził jedzeniem serwowanym przeze mnie (a od ponad 6 lat mu gotuję), ale jednak mięso musiał czasem zjeść. Ja go nigdy przesadnie nie namawiałam na wege, on mnie też nigdy nie krytykował. Generalnie, szanowaliśmy nasze wybory.
Jakiś rok temu w ciągu ok miesiąca zobaczyliśmy 3-4 filmy o eko-jedzeniu, bestialskim traktowaniu zwierząt w hodowli przemysłowej itp. Leciały na kuchnia.tv i hbo,sam chciał oglądać. i ku mojej rozpaczy zaczął mi po ich obejrzeniu jakieś groźby rzucać "zawsze będę jadł mięso!", "nigdy mnie nie przekabacisz!" - choć ja mu nic nie sugerowałam, no totalny absurd... ale daliśmy sobie spokój z emocjonalnymi dyskusjami, bo do niczego nie prowadziły.
Aż tu nagle jakieś 2 tygodnie temu gadamy sobie o jedzeniu, co będzie na Wigilii itp. Prosi mnie o konkretne potrawy, choć jedziemy do jego rodziców na Wigilię, gdzie mamusia króluje ;) No to sobie zażartowałam, że 2 miesiące po ślubie jesteśmy, a już go przekabaciłam. A Mężu mi na to, że jego rodzice jedzą beznadziejnie (choć zawsze sobie chwalił kuchnie mamy), że nie rozumie, jak można w kółko jeść to mięso, że nudy i niezdrowe. I tu padł tekst "Bo wiesz, najgorsze w tym mięsie to chemia i smak" :mryellow: I miał coś jeszcze mówić, jakieś "ale" się czaiło, ale mu nie pozwoliłam, nie chciałam psuć klimatu ;-) No po prostu nagle znowu zapragnęłam zostać jego żoną-tak mi na sercu ciepło było :mryellow: A na Wigilii się rozpływał na temat kuchni roślinnej, jaka pyszna i zdrowa i fajna i ciekawa... i nawet kiełbasy nie wziął w tradycyjnej wyprawce od Rodziców :mryellow: Aż mu zaczęłam gotować z jeszcze większą miłością i częstotliwością :) Do dziś jestem w szoku i zachodzę w głowę, co mu się stało?
Wow, ale się rozpisałam! No ale bardzo chciałam się z Wami podzielić moją radością. Taki mądry mąż mi się trafił, choć się nie zapowiadał ;) Życzę wszystkim Wegusom, żeby ich niewegowi partnerzy też w dobrym kierunku zaczęli podążać!

gosia_w - 2012-01-02, 20:33

diancia, fajnie :-D Życzę dalszych sukcesów na tym polu :-)
yuka66 - 2012-01-02, 20:37

Szczerze gratuluję i Tobie i mężowi. I zazdroszczę, bo ja się chyba nigdy nie doczekam.
diancia - 2012-01-03, 10:58

gosia_w, dziękuję :)
yuka66, dzięki, mogę Ci tylko napisać to, co już tu wielokrotnie padło: nie namawiać, smacznie gotować, a będzie dane ;) Życzę cierpliwości!

MartaJS - 2012-01-03, 11:09

diancia napisał/a:
nie namawiać, smacznie gotować, a będzie dane ;)


Podpisuję się obiema rękami :-) I nogami :-)

jaskrawa - 2012-01-03, 11:28

chyba nie w każdym przypadku :( (
ja gotuję chyba smacznie, a jest coraz gorzej. nie bardzo już wiem, co mogłabym gotować, skoro on - nie lubi żadnych kotletów warzywnych ani z tofu ani z kaszy ani nawet z jajka ani nawet sojowych...
żadnych "leczo", potrawek warzywnych.
pierogów innych niż z mięsem lub białym serem też niet.
zup w ogóle. od czasu do czasu zje pomidorową.
za kaszami nie przepada. jedynie biały ryż toleruje.
lubi różne zapiekanki, ale zazwyczaj marudzi, że bez mięsa są słabe. poza tym mamy kiepski piekarnik, wszystko wysycha na małym ogniu, na średnim szybko się przypala.
nie pomaga podstawienie pojemnika z wodą.

jeśli ma się faceta kochającego jedynie czekoladę, mc royala, kiełbasę parmeńską czy jakąś tam i w ogóle nie będącego fanem jedzenia (je, bo musi), to chyba jest to przypadek niereformowalny :( (
przynajmniej ja nie widzę dla niego ratunku :( (

[ Dodano: 2012-01-03, 11:31 ]
mam nadzieję, że chociaż dziecko uratuję przed zatraceniem :D

yuka66 - 2012-01-03, 14:00

Mój mąż uwielbiał moją kuchnię dopóki robiłam mu mięso. Cała jego rodzina się zachwycała jak smacznie gotuję. Niestety od kiedy odmówiłam kupowania i przyrządzania mięsa wszystko się zmieniło - nagle moje jedzenie jest bez smaku, czasami wręcz niejadalne. Największy komplement jaki usłyszałam to, że coś tam było "jadalne". Swojej rodziny do nas nas do domu już nie zaprasza, tylko chodzimy do restauracji.
MartaJS - 2012-01-03, 14:19

jaskrawa, yuka66, współczuję. Mój chłop przed poznaniem mnie był bardzo mięsożerny i wydawało mu się, że nie może żyć bez mięsa. Teraz jest prawie wege. Prawie, bo czasem jakieś tam mięso skubnie od święta, ale generalnie jak jest kiełbasa w lodówce, to on je taki nieduży kawałek przez dwa tygodnie. Aż w końcu oddaje psu, bo się psuje. Najbardziej lubi moje gęste zupy, eintopfy różne, makarony z sosem :-)
diancia - 2012-01-03, 14:31

Dziewczyny, też współczuję :-/
tak sobie myślę, że może trzeba tym mięsożernym chłopom jedzenie bardziej przyprawiać? Może się łudzę i w sumie to już nie pamiętam, ale chyba nikt nie lubi mięsa jako takiego-pamiętam, że zawsze mocno się je przyprawiało, a już na pewno w fastfoodach dają kilogramy przypraw i glutaminianu. Więc gdyby np. robić kotlety potraktowane intensywnymi mieszankami przypraw (od biedy nawet takimi do mięs, ryb czy np. pysznymi masalami), to może bardziej im posmakuje?
Kombinujecie, kochane, a traficie w ich gust na pewno! Ja bym starała się na maksa w takiej sytuacji, bo dla mnie karmienie innych to okazywanie im miłości, a jak tu chłopowi nie okazać... ;)

lilias - 2012-01-03, 14:33

jaskrawa, yuka66, mój wcale nie lepszy, a wydawałoby się, że starszy i mądrzejszy, e tam
MartaJS - 2012-01-03, 14:45

Ja na początku naszej znajomości waliłam gdzie popadło chilli. Jak paliło, to smakowało ;-) Do tego czosnek, pieprz, majeranek, czerwona papryka... Teraz przyprawiam bardzo łagodnie, a i tak je ;-)
diancia - 2012-01-03, 14:48

MartaJS, no właśnie, czyli to działa :) może nie tylko na Twojego?
MartaJS napisał/a:
czosnek, pieprz, majeranek, czerwona papryka
mocna mieszanka :D
Mikarin - 2012-01-03, 15:07

diancia, bo to prawda. Mięso bez przypraw niemal nie ma smaku, a tak naprawdę to smakuje jak wata. I nawet nie wystarczy tego po prostu przyprawić, tylko całosć musi się przegryźc w ziołach, żeby w ogóle nie cuchnęło przy dalszej obróbce. Koszmar... Dwa razy J. robił w kuchni jakieś martwe szczątki i nigdy więcej, zrobiłam mu sromotną awanturę, że wszystkie drewniane łyżki, szpatułki, nawet patelnia po umyciu cuchną trupem, bo zapach nie ziół, tylko wysmażonego tłuszczu po prostu jest nie do usunięcia ;(
MartaJS, ja mojemu waliłam pieprz, czosnek, cayenne... wszystko, co piekące. Jadł aż płakał, że już nie może więcej wcisnąć, a takie dobre, ze szkoda na talerzu zostawić :)

Ale mieszkałam też z takim, który postawil sobie za punkt honoru "wyleczenie mnie z tego chorego wegetarianizmu". Nie byliśmy ze sobą długo ;)

yuka66 - 2012-01-03, 15:51

Dziewczyny, widzę sens w waszych radach, ale powiedzcie jak to pogodzić z tym, ze ja i moja córka nie chcemy jeść potraw doprawionych aż tak. Ja nie używam niczego co zawiera glutaminian sodu i nie używam dużo soli i myśle, ze to jest to, czego mojemu mężowi brakuje. Gdyby jadł tylko w domu, to już by się pewnie przyzwyczaił, ale on je lunche na mieście albo dostaje jakieś mięso od swojej mamy - i w jednym i w drugim pełno polepszaczy smaku. Ja pracuje i nie mam czasu się pieprzyć z dwoma rodzajami sosów, pasztetów czy czego tam. Nie wiem czy posypanie jego porcji tuż przed podaniem wystarczy?
Mikarin - 2012-01-03, 16:37

yuka66, ja jak robiłam dosze z nadzieniami, to najwazniejsze było to, żeby porcja mojego chłopa była suto doprawiona. Oczywiście w granicach przyzwoitości, bo nawet sute doprawianie ma swoje granice. J. zawsze wciągał. Zawsze możesz mieć na podorędziu dla małża na stole sól, pieprz, maggi czy inne cuś, czym może sobie sypnąć do smaku - wtedy nie będzie ci marudził. sprawdzony sposób. Mój zawsze doprawia suto na talerzu i nie marudzi, ale mój zdaje sobie sprawę, że co dla niego lekko doprawione mnie wypala kubki smakowe :) Ja rozwiązałam kwestię w taki sposób, ze jak robię obiad, wszystko laduje na stole w michach, każdy bierze ile chce i doprawia jak i czym chce - i zwykle wszyscy są zadowoleni. Nawet, jeżeli to są tylko ziemniaki i surówka. Zainwestuj sobie w ładny ustrojnik na stół, taki jak w bufetach - z pojemniczkiem na sól, pieprz i inne przyprawy - i stawiaj na stół zawsze do obiadu. Przestanie marudzić. Ach, i jedno... jeżeli on MUSI walnąc sobie do talerza coś z glutaminianem sodu, to mu na to pozwól. Trzeba pójść na jakieś ustępstwo... czasami i na jakiś czas ;)
jaskrawa - 2012-01-03, 18:12

yuka66, u mnie TO SAMO :( ( jeśli już je coś wege, to mówi w najlepszym razie "może być". rodziny też nie zaprasza do nas. pewnie się wstydzi, że nie ma schabu na obiad. jedyne, co mu naprawdę smakowało i domagał się jeszcze było spaghetti bolognese w którym zamiast mięsa użyłam tych kotletów a la mielone, taki sojowy półprodukt. z reguły tego nie kupuję, ale nie miałam pomysłu, czym tak dobrze zastąpić mielone.
a - jeszcze jedno danie - sam je wymyślił :) - na patelnię wrzuca się szpinak, ciemne oliwki i suszone pomidorki w oliwie. je się z makaronem. pyszne :) ale ostatnio twierdzi, że mu się przejadło. i to by było na tyle.
mocne doprawianie odpada, bo on sam tego nie lubi. pieprz i chilli i inne takie odpadają. twierdzi, że po mocnych przyprawach wyskakują mu pryszcze. a co do soli to chyba ja jej nawet więcej używam...
najgorsze jest to, że na początku naszej znajomości twierdził, że je bardzo mało mięsa i w ogóle za nim nie przepada... nie przeraził się też tego, że byłam wtedy weganką. i rzeczywiście - cokolwiek wtedy ugotowałam, było spoko. jadł, próbował ze mną kombinować coś w kuchni, był ciekawy. chodziliśmy nawet do wegetariańskiej knajpy, nawet mamę tam zabrał raz. a potem z czasem, stopniowo, coraz mniej chętnie tam chodził, coraz bardziej kręcił nosem.
dzisiaj dla przykładu zrobiłam sobie na obiad duszoną potrawkę z bakłażana, marchewki, z podrumienioną na oliwie cebulką, pestkami, ziołami, leciutko zaprawiłam pomidorkami i zjadłam z kaszą. pyszne! a ten wyciągnął kupne mrożone pyzy z mięsem. bez komentarza :(
tak poza tym to kochany człowiek, więc nie mogę narzekać. nie namawia mnie, by mu gotowała mięso, nie próbuje też mnie "leczyć" z wegetarianizmu. chyba nawet w jakiś sposób cieszy się, że staram się zdrowo odżywiać, chętnie kupuje mi pestki, suszone owoce, warzywa ekologiczne, tofu itd. na gwiazdkę kupił mi sokowirówkę :)

jarzynajarzyna - 2012-01-03, 21:16

yuka66, zaopatrzcie się w przyprawy różnorakie i niech se sam doprawia wedle uznania. są takie gotowe mixy do mielonego, do gyrosa, do gulaszu, też bez gluta, oszukańczo przypominają mięsne klimaty.
Mikarin - 2012-01-03, 21:35

jarzynajarzyna napisał/a:
są takie gotowe mixy do mielonego, do gyrosa, do gulaszu, też bez gluta, oszukańczo przypominają mięsne klimaty.
Zrobiłam kiedyś placki z ryżu. I dodałam przyprawę do mielonego, bo tylko to miałam pod ręką. Siedzi kolega mój, je i kmini.... "Smakuje jak mielony... ale to nie mielony... wygląda niemal jak mielony... ale to nie mielony... to ryż... ;-( " Udławiłam się ze śmiechu. Ale to dobry przykład na to, jak przyprawa potrafi zaimitować inną potrawę ;)
jaskrawa - 2012-01-03, 22:12

tak, mi kiedyś takie wyszły pierogi z soczewicą i kuskusem, mąż kuzynki (zagorzały katolik) myślał, że na wigilię pierogi z mięsem przywiozłam :D
próbowałam powtórzyć ten sukces w tym roku, ale wyszły zwykłe pierogi z soczewica, za cholerę nie dałoby się ich pomylić z mięsnymi. nie pamiętam, co wtedy dodałam..

yuka66 - 2012-01-03, 22:16

Ok, wypróbuję na pewno :)
Mikarin - 2012-01-04, 10:41

jaskrawa, tymianek, majeranek, bazylie, oregano, trochę ziół prowansalskich, sól i pieprz. Zestaw przypraw wykorzystywanych najczęściej do mięs. Pytałam mojego chłopa i potwierdził :)
jaskrawa - 2012-01-04, 23:03

Mikarin, używam wszystkich tych przypraw (lub bez pieprzu, bo go nie chce). nie działa :( on chyba w ogóle nie przepada za ziołami ani też za daniami zbyt skomplikowanymi. potrafi zjeść kurczaka obsmażonego na patelni niemal bez soli. w ogóle bez niczego. do tego frytki z mrożonki i obiad gotowy.
nie chodzi o to, jak coś smakuje. ważne, by było w tym mięso. wyjątkiem są tu naleśniki z serem lub ze szpinakiem, makaron ze szpinakiem, zupa pomidorowa. i to chyba by było na tyle. żadne kotlety "udające" mięso nie wzbudzają zainteresowania.

Mikarin - 2012-01-05, 10:05

jaskrawa, więc masz do czynienia z człowiekiem pokroju mojego brata. Mama zawsze dzieliła lodówkę na 3 partie: na 1 półce martwe szczątki zjadane przez mojego brata, na drugiej półce sery, masło i jajka, którymi raczyliśmy się we dwójkę, na trzeciej półce moje warzywa, których brat kijem przez szmatę nie tykał. Niektórzy po prostu tak mają, że MUSZĄ sobie to martwe zwierzę zjeść - i to nie zawsze da się przeskoczyć :( niestety... Mojego brata na wegetarianizm nie przestawionoby siłą, przez jakiś czas żywił się TYLKO mięsem i makaronem, jakimś żółtym serem. nawet jak widział cebulę w sosie, to go nie jadł, bo mu sos "śmierdział" cebulą :-/
Lily - 2012-01-05, 10:08

Mikarin napisał/a:
nawet jak widział cebulę w sosie, to go nie jadł, bo mu sos "śmierdział" cebulą :-/
No i racja, cebula to zuo :mrgreen:

Ale to prawda, niektórzy ludzie (także dzieci) są bardzo mięsożerni i nie potrafią się bez tego obejść, czują się głodni i źle ;) Nie wiem, może to taka konstytucja po prostu, człowiek-myśliwy, a nie człowiek-zbieracz ;)

Mikarin - 2012-01-05, 10:15

Lily, jak się przyjrzysz np. chińskim przyporządkowaniom diety wg grup krwi, to wychodzą cuda. Z tego, co pamiętam, moja grupa krwi A (czynnika RH nie bierze się pod uwagę) to grupa roślinożerców, natomiast grupa krwi mojego brata, czyli 0 to grupa typowo mięsożerców. Opiera się to na tym, ze skład krwi i kształt poszczególnych składników krwi danej grupy w moim przypadku jest dostosowany do transportu cząsteczek pochodzenia roślinnego, od zwierzęcych się zapychają, sklejają i w ogóle jest niefajnie, natomiast u mojego brata jest w drugą stronę - on ma krew dostosowaną do transportu cząsteczek oddzwierzęcych, i jemu to nie szkodzi.
mnie jestem w stanie przytoczyć konkretnego źródła, bo już dawno nie mam tej książki (zmieniła właściciela w niecny sposób), ale jak znajdę coś podobnego w necie, to uzupełnię o link.

Lily - 2012-01-05, 10:16

Ale to nie zmienia faktu, że są też wegetarianie z grupą 0 i wcale ich do mięsa nie ciągnie...
MartaJS - 2012-01-05, 10:18

Moja mama to taki typ, że nie może żyć bez mięsa. Próbowała kilka razy przejść na wege i po kilku tygodniach rezygnowała. Teraz je drób i ryby, nie je ssaków, ogólnie je mało mięsa, ale twierdzi, że od czasu do czasu musi. Nie lubi kasz, nie lubi rzeczy razowych, warzywa też nie wszystkie, ale ogólnie wege kuchnia jej smakuje.

Mój mąż zawsze był przekonany, że on też jest taką osobą, która nie może żyć bez mięsa... a potem spotkał mnie ]:->

Lily - 2012-01-05, 10:20

Ja mam za to chłopa fasolożernego :P No i wielbiciela glutaminianu...
Mikarin - 2012-01-05, 11:09

MartaJS napisał/a:
Mój mąż zawsze był przekonany, że on też jest taką osobą, która nie może żyć bez mięsa... a potem spotkał mnie
Zuoooo......
Lily napisał/a:
Ale to nie zmienia faktu, że są też wegetarianie z grupą 0 i wcale ich do mięsa nie ciągnie...
Też prawda, choć medycyna chińska tak to klasyfikuje. Zresztą każdy z nas jest inny,, a tabeleczki, jak wszyscy wiemy, można sobie wsadzić :D
yuka66 - 2012-01-05, 14:26

Mój mąż ma grupę krwi A, więc dlaczego ja mam z nim takie problemy?
Kat... - 2012-01-05, 14:47

yuka66, ja mam 0 i nie mam problemu. To chyba nie od tego zależy jednak.
jaskrawa - 2012-01-05, 15:10

też sądzę, że nie zależy. moja sio była przez wiele lat wege, a ma 0. teraz nie jest wege nie dlatego, że ją ciągnęło do mięsa, ale dlatego, że ją przekabacił facet na spółę z teściową. tzn. nie tyle ją namówili, co życie ją zmusiło - praca, małe dziecko... a jeszcze jej facet bardzo dużo pracuje (w tym część roboty to fizyczna praca), więc cały dom jest na jej głowie i nie ma czasu gotować dwóch obiadów.
ale mój chłop też ma 0...
ja A... więc może...?
ale nie! mój były facet miał 0, a był weganinem wiele wiele lat i miał się świetnie.
to chyba nie zależy od grupy krwi.
ja myślę, że tu główną rolę grają jednak nawyki i jakieś indywidualne czynniki. np. u mnie mięsa jadło się w domu mało, więc łatwo mi było zrezygnować. znam osoby, u których mięcho było codziennie i dużo i po prostu miały tego dość serdecznie, a do tego poznały kogoś/grupę, która wkręciła ich w filozofię wege - więc miały silną moralną (i towarzyską, nie ukrywajmy) motywację.
mój facet z kolei jest skrajnie pragmatyczny - u niego są i nawyki (w domu dużo mięsa), a jednocześnie brak pobudek etycznych - on uważa, że ludzie są z natury mięsożerni i już. drapieżniki też jedzą mięso i jest to naturalne wg niego, że i ludzie jedzą, skoro potrafią sobie to mięso zorganizować i smakuje im.
mój były - nawyki złe i mięsne, ale jest buddystą, więc wiadomo.
tak to chyba wygląda.
kobiety częściej też chyba ulegają modzie na wegetarianizm. zwłaszcza takie w typie hippiski. wiadomo - pokój, miłość, empatia. facetów chyba rzadziej ruszają takie klimaty. a jeśli w dodatku dziewczyna pozna faceta wegetarianina, to najczęściej też przechodzi na wegeżarcie, bo jak to tak? on - facet - nie je mięsa, a dziewczyna, istota, która powinna być "delikatna i dobra" ma jeść mięso? zresztą, z obserwacji moich wynika, że kobieta dla faceta zrobi więcej, niż facet dla baby :D
który facet wydepilowałby sobie bikini woskiem? :D

maharetefka - 2012-01-05, 15:18

hmm, moze daj mu do przeczytania to?
hxxp://www.naukowa.pl/Poradniki-inne,200kt/Nowoczesne-zasady-odzywiania,363135ks

Mikarin - 2012-01-05, 15:30

jaskrawa napisał/a:
mój były - nawyki złe i mięsne, ale jest buddystą, więc wiadomo.
Ja akurat otarłam się ostro o buddyzm i pierwsze słyszę, żeby buddyzm=mięsożerność. Tak samo, jakbyś powiedziała, że katolik=mięsożerca. To akurat trochę nie w porządku, nie na miejscu i nic do rzeczy właśnie nie ma :(
Jagula - 2012-01-05, 16:10

Cytat:
jaskrawa napisał/a:
mój były - nawyki złe i mięsne, ale jest buddystą, więc wiadomo.
Ja akurat otarłam się ostro o buddyzm i pierwsze słyszę, żeby buddyzm=mięsożerność. Tak samo, jakbyś powiedziała, że katolik=mięsożerca. To akurat trochę nie w porządku, nie na miejscu i nic do rzeczy właśnie nie ma :(
_________________

mikarin, myślę,że źle to zrozumiałaś - gość mimo złych nawyków jest wege dlatego ,że jest buddystą ;-)

A z tymi grupami krwi to osobiście mam spokój u części rodziny "zainteresowanej" w tematyce podziału na owe grupy właśnie jako posiadaczka "A" (jak i moi chłopcy ).

Mikarin - 2012-01-05, 17:21

Jagula, a bardzo możliwe. Tak jakoś dziwnie było to sformułowane... :oops:
jaskrawa - 2012-01-05, 19:46

Mikarin napisał/a:
jaskrawa napisał/a:
mój były - nawyki złe i mięsne, ale jest buddystą, więc wiadomo.
Ja akurat otarłam się ostro o buddyzm i pierwsze słyszę, żeby buddyzm=mięsożerność. Tak samo, jakbyś powiedziała, że katolik=mięsożerca. To akurat trochę nie w porządku, nie na miejscu i nic do rzeczy właśnie nie ma :(


aj nie nie - odwrotnie - on jest buddystą i dlatego nie je mięsa! bo ma taką motywację dobrą, że mimo złych nawyków od dziecka i tak z tego mięsa zrezygnował :)

ta moja wypowiedź o nim to był taki trochę niezręczny skrót myślowy najwyraźniej :) , sorry :)

[ Dodano: 2012-01-05, 19:51 ]
Mikarin napisał/a:
Jagula, a bardzo możliwe. Tak jakoś dziwnie było to sformułowane... :oops:


fakt :D
musiałam szybko kończyć mój nudny elaborat nt wpływu środowiska na dietę, bo mi się dzieć obudził. a nie mogłam też pisania przerwać i dokończyć później, bo z reguły zapominam zamknąć laptopa, a na nim kot się kładzie, żeby ugrzać dupę :)
jeśli kiedyś napiszę jakiegoś posta bez sensu np. "fqsc dSE7q3#R%T%@" to znaczy, że kot pisał :D
dzisiaj po kocim posiedzeniu klawiatura mi przestała działać... na szczęście po resecie jest ok.

Agnieszka - 2012-01-05, 19:55

W gr krwi nie wierzę. Jestem 0 i już jakiś czas temu weszłam w pełnoletnośc wege. Mój tata 0 i też miał epizody (on jada co mu się podaje epizody miał zakończone szpitalem).
Natomiast spotykałam się z mężczyznami nie wege i najczęściej problem przy rodzinnych/ towarzyskich spotkaniach jak robię śledztwo czy kostka i jaka, jak robione... Zdecydowanie był to problem w kontynuacji znajomości (byłam dziwna).
Mimo tego jak jest mam szacun do teściowej i ex. Teściową za szanowanie preferencji a ex za zmianę diety kiedyś i dotrzymywanie kroku w wersji wegan.

Mikarin - 2012-01-05, 20:29

Agnieszka, ja jak miałam być zapoznana z matką chłopa mego obecnego, to zaprosili mnie na obiad. tylko żeby nie robić nikomu przykrości (pieczesz jakiś schab przez pół dnia, a gość ci mówi, że nie jada, a na stole nic więcej, to trochę przypał...) uprzedziłam, że jak będzie mięsko na stole to nie zjem, bo jestem wege. Ile ta kobieta się nakombinowała z obiadem... ponoć w książkach kucharskich siedziała dwa dni, bo chciała się przypodobać :D I tak nie było zjadliwe, bo przesadziła ze wszystkimi przyprawami i dała do wszystkiego duuuużo masła, śmietan i innych podbić - więc kolejne dwa dni bolał mnie brzuch, ale mój nic o tym nie wiem do tej pory ;)
Agnieszka - 2012-01-05, 21:00

Mikarin: nie zaskakuję, powiadamiam jak jem. Przy rodzinnym stole wącham i mówię ładnie pachnie więc poproszę o szczegóły ;-) i najczęściej leci jak robione, jakie przyprawy, czy kostki....
Nawet z obwarowaniami dietowi teściowa sobie radziła albo dawałam dziecku na wynos. A mężczyźni... zdecydowanie wolę wege (jeśli rodzinni) bo przynajmniej rodzina przywykła do preferencji albo mało się dziwi, że tak można.
Moja teściowa wiedziała od początku i jeszcze przestawiłam jej najbliższych. Ale co by nie mówic pod względem kulinarnym była ok. Niestety marne szanse na odbudowanie relacji ale to już inna historia.

lilias - 2012-01-06, 20:43

Agnieszka napisał/a:
Mikarin: nie zaskakuję, powiadamiam jak jem. Przy rodzinnym stole wącham i mówię ładnie pachnie więc poproszę o szczegóły ;-) i najczęściej leci jak robione, jakie przyprawy, czy kostki....


dobre, dobre, dobre :-D zapożyczę, dobrze?

Agnieszka - 2012-01-06, 22:44

lilias: jasne i oby się sprawdziło :-)
margot - 2012-01-07, 10:07

Kat... napisał/a:
yuka66, ja mam 0 i nie mam problemu. To chyba nie od tego zależy jednak.

ja mam 0 i nigdy mnie nie ciągnęło do mięsa ,wegę jestem ponad 20 lat ,a w dzieciństwie tez nie jadłam tzn tyko co mi wcisnęli

Gia - 2012-05-16, 13:43

nie wiem, czy dobrze wybrałam wątek, ale postawiłam sobie zadanie, żeby namówić chłopaka na ograniczenie nabiału (mięso już ograniczył, a calkowicie nigdy go nie wyeliminuje).
I teraz pytanie, czy macie jakieś naukowe źródła potwierdzające, że nabiał jest niezdrowy?
Szczególnie chodzi mi o śmietanę, której chłopak pija dużo, ponieważ jest szczupły i chce przytyć, a nie przepada za objadaniem się - śmietana ze swoją kalorycznością jest więc bardzo skuteczna i nie jest słodyczem czy czipsami.
Czytam forum i widzę, że wspominacie o szkodliwości nabiału (nie chodzi i o mleko, bo o mleku jest masa materiałów), ale o jakieś info dotyczące szkodliwości pozostałego nabiału.
Czy też może reszta nabiału jest ok pod kątem zdrowotnym, a wyeliminować należy ją ze względów etycznych? Nie chcę go całkowicie "nawracać" sama z resztą jem ekonabiał w małych ilościach, ale ciekawią mnie względy zdrowotne.

Lily - 2012-05-16, 13:55

Kazeina jest obecna także w śmietanie, a ponoć może przyczyniać się do chorób serca. Więcej tu hxxp://www.astromagia.pl/zdrowie-i-uroda/79-na-chorob-ci-mleko
alken87 - 2012-05-16, 20:14

nabiał jest przecież z mleka, więc ma podobne właściwości co samo mleko, tyle, że może łatwiej się go trawi.

a jedzenie tłustych rzeczy (szczególnie tłuszczu pochodzenia zwierzecego) to chyba nie najlepszy pomysł żeby nabrać masy - w ten sposób to co najwyżej otłuści sobie narządy wewnętrzne. jak nie lubi się objadać to niech sobie walnie zamiast tej śmietany raz dziennie koktajl z dwóch bananów, awokado z jakimiś orzechami albo z dodatkiem tofu, to będzie miał białko, węgle i tłuszcz w odpowiednich proporcjach plus witaminy i mikroelementy z w/w owoców.

Gia - 2012-05-16, 21:39

kwaśna śmietana, kefiry i maślanki z tego co czytałam w antymlecznych artykułach to coś zupełnie innego niż samo mleko, bo poddane obróbce,fermentacji i lepiej strawne, generalnie odradza się w mainstreamowych artykułach jedynie samo mleko

Liczyłam prawdę mówiąc na coś "konkretniejszego", bo szczupły chłopak ze zdrowym sercem i dobrymi wynikami nie przejmie się raczej możliwością chorób serca, częstszych jednak u ludzi grubszych, niezdrowo jedzących z podwyższonym cholesterolem i brakiem ruchu.

A śmietana jest bardzo wygodna i mniej zamulająca (przynajmniej go ;) ) od orzechowo-awocadowych specjałów, ktorych też próbował.

ale poszukam jeszcze na ten temat

gosia_w - 2012-05-16, 21:42

Maślanka jest fermentowana? Myślałam, że to jest to, co powstaje po ubiciu śmietany na masło, czyli jest słodka.
Warto poczytać Campbella "Nowoczesne zasady odżywiania".

Lily - 2012-05-16, 21:47

Gia napisał/a:
kwaśna śmietana, kefiry i maślanki z tego co czytałam w antymlecznych artykułach to coś zupełnie innego niż samo mleko, bo poddane obróbce,fermentacji i lepiej strawne, generalnie odradza się w mainstreamowych artykułach jedynie samo mleko
To dotyczy tylko nietolerancji laktozy, natomiast produkty mleczne wszystkie są mniej więcej podobne.
Gia, a dlaczego chłopak jest zbyt szczupły? Za mało je? Czemu śmietana, a nie np. makaron? Śmietana to raczej bomba cholesterolowa.

alken87 - 2012-05-16, 21:48

Cytat:
Maślanka powstaje w wyniku poddania oddzielonego mlecznego płynu od zmaślonej śmietany, procesowi homogenizacji, pasteryzacji i ukierunkowanej fermentacji.


hxxp://www.polishdairy.com.pl/napoje-mleczne/

no własnie, a cholesterolu sie nie boi? ja znam mnóstwo szczupłych ludzi którzy mają wiecznie podwyższony cholesterol. może teraz jak jest młody to nie, ale szybko się na nim zemści to zamiłowanie do tłuszczu.

gosia_w - 2012-05-16, 21:52

dzięki alken87 za uświadomienie :-)
alken87 - 2012-05-16, 22:36

spoko, sama siebie też uświadomiłam bo w sumie też myślałam że maślanka to to co się zbiera jak się robi masło ;-) aczkolwiek zastanawiałam się dlaczego jest kwaskowata
Gia - 2012-05-17, 00:14

Lily napisał/a:
Gia napisał/a:
kwaśna śmietana, kefiry i maślanki z tego co czytałam w antymlecznych artykułach to coś zupełnie innego niż samo mleko, bo poddane obróbce,fermentacji i lepiej strawne, generalnie odradza się w mainstreamowych artykułach jedynie samo mleko
To dotyczy tylko nietolerancji laktozy, natomiast produkty mleczne wszystkie są mniej więcej podobne.
Gia, a dlaczego chłopak jest zbyt szczupły? Za mało je? Czemu śmietana, a nie np. makaron? Śmietana to raczej bomba cholesterolowa.


bo śmietanę łatwiej przęłknąć, a ma trochę trudności z przełykaniem i im mniej i bardziej płynnie tym lepiej. Cholesterol ma idealny, więc trudno będzie "tym grać" ;)

maślanka jest kwaśna

czaję się na tę książkę właśnie :)

alken87 - 2012-05-17, 16:26

no takich wyników badań, ze coś jest tak niezdrowe, że od razu się od tego choruje to nie dostaniesz. żaden pokarm, choćby najbardziej niezdrowy, nie skutkuje natychmiastowym pogorszeniem zdrowia, na to się pracuje latami.
Lily - 2012-05-17, 16:33

Gdyby coś powodowało natychmiastowe negatywne skutki zdrowotne (nie tylko u alergików), nie byłoby tego w sprzedaży. Dlatego wszelka żywność w sklepach jest "bezpieczna" - jeśli chodzi o zawartość toksyn, bakterii itp. Oczywiście ta właściwie przechowywana.
alken87 - 2012-05-17, 17:41

no wiadomo, bardziej mi chodzi o to że cięzko jest kogoś przekonać że coś jest niezdrowe jeśli nie powoduje żadnych objawów. szczególnie jeśli jest to produkt powszechnie uważany za zdrowy, albo chociaż neutralny. łatwiej jest uwierzyć w niezdrowość chipsów czy hamburgera niż niezdrowość śmietany.
np. jak ktoś po mleku ma rozwolnienie czy migreny albo chociaż nie przepada za mlekiem to nie trzeba mu dwa razy powtarzać że mleko jest niezdrowe, natomiast jesli ktoś uwielbia mleko pija litr dziennie i jest zdrowy jak ryba to na wieść o szkodliwości mleka postuka się w czoło.

Gia - 2012-05-17, 20:47

przekonałam go chyba dość mocno względami moralnymi, nie wiedział do tej pory, że żeby krowa dawała mleko musi być w ciąży (myślał że zawsze ma mleko!), a jako że słodkiej śmietanki ekologicznej nigdzie nie ma, to chyba z niej zrezygnuje, co bardzo mnie cieszy :)

A ja mu w zamian mleko kokosowe go koktailu zaproponuję jutro

Gudi - 2012-05-17, 20:56

Gia, bardzo fajno, że się udało:) oby tak dalej!
Gia - 2012-05-22, 01:27

Teraz mam inny dylemat moralny :)
Moja mama je mięso i nie ma mowy żeby z niego zrezygnowała. Powiedziała, że jak będę jej kupować ekologiczne, to owszem - będzie jadła takie.
Czy mając do wyboru kupienie komuś mięsa "od chłopa" czy też z ekogospodarstwa lub też pozwolenie żeby taka osoba kupowała sobie "zwykłe" mięso, kupowałybyście dla takiego mięsożercy mniejsze zło?

yuka66 - 2012-05-22, 07:56

Ja bym nie kupowała. A czemu ty musisz być włączona do tego procederu?
Może uda ci się mamę przekonać, do znacznego ograniczenia ilości spozywanego mięsa. Ja z moją mamą rozmawiałam o aspektach zdrowotnych weganizmu i gotowałam dla niej wegańskie potrawy, bo to jest często problem, ze starsi ludzie nie wiedzą jak gotować inaczej.
Teraz, po trzech latach jest prawie weganką - prawie, bo sama nabiału nie kupuje, ale jak jest gdzieś np teraz w sanatorium to o ile jeszcze wegetarianizm jest do przełknięcia przez kuchnie, to weganizm to już totalnie czarna magia.

Lily - 2012-05-22, 08:43

Gia napisał/a:
Czy mając do wyboru kupienie komuś mięsa "od chłopa" czy też z ekogospodarstwa lub też pozwolenie żeby taka osoba kupowała sobie "zwykłe" mięso, kupowałybyście dla takiego mięsożercy mniejsze zło?
Nie, nie kupowałabym. Zabijanie to zabijanie. Poza tym ja nie biorę odpowiedzialności za decyzje żywieniowe innych osób.
diancia - 2012-05-22, 09:04

Gia napisał/a:
Powiedziała, że jak będę jej kupować ekologiczne, to owszem - będzie jadła takie.
Wiem, że to zabrzmi brutalnie, ale Twoja Mama jest dorosła i sama musi ponosić konsekwencje swoich decyzji. Jeśli sama nie zrozumie, jaka jest faktyczna różnica między hodowlą zwierząt na mięso w zakładzie przemysłowym i ekogospodarstwie (poza ceną), a tym bardziej, co daje światu-nie jedząc mięsa, a co zabiera-jedząc, to jej przemiana może być tylko na chwilę. Jeśli Ty nie kupisz jej eko-mięsa, to ona kupi sobie zwykłe w sklepie, a na koniec to i tak będzie zabijanie...

Współczuję, że postawiła Cię przed takim dylematem :-?

ja co prawda "pozwalam" gadać Mężowi te dyrdymały, że on oczywiście je mięso, tylko że ekologiczne, ale on nigdy mnie nie zaszantażował "jak mi nie kupisz eko, to sam kupię przemysłowe". Uznał, że zwierzęta w chowie przemysłowym są traktowane koszmarnie i pewnie ich mięso jest b. niezdrowe, więc on będzie jadł eko. Powiedziałam mu "ok, to sam jest sobie kup i przyrządź". Rezultat jest taki, że od kilku miechów mięsa nie jadł, bo to jednak wymaga zachodu, a w domu zawsze bezmięsny, pachnący i kolorowy obiadek jest ;)

Malinetshka - 2012-05-22, 09:30

Gia, ja myślę podobnie jak dziewczyny. Nie dałabym się wciągnąć w coś takiego.. Bycie wege czy eko, z jakichkolwiek by nie było powodów, musi płynąć od osoby jedzącej. Warunkiem nie może być osoba trzecia, która kupi czy ugotuje.. To moje zdanie.
Gia - 2012-05-22, 14:03

chyba macie racje, może moje męczenie i przemowy skłonią ją do samodzielnego kupowania lepszego mięsa, wszelkimi środkami straszę rakiem i obrazowymi opisami cierpienia zwierząt, z jajkami bądź co bądź podziałało (co prawda z 3 zeszła na 2, ale to już coś)
Jadłonomia - 2012-05-22, 15:56

Gia jestem podobnego zdania co dziewczyny powyżej, ale też myślę sobie, że im więcej się straszy i przekonuje tym często bardziej się kogoś przestrasza i oddala od przejścia na wegetarianizm. Ja sama nigdy nikogo nie nakłaniałam i może dlatego obydwoje moi rodzice pewnego dnia sami przeszli na wegetarianizm :-D
Chyba zostawienie marginesu na samodzielne podejmowanie decyzji żywieniowych ma czasem dużo lepszy wpływ.

alken87 - 2012-05-22, 18:08

moja rodzicielka kiedyś trafiła na filmik o krowach u mnie na kompie, straszliwie sie przejęła, płakała itp. i stwierdziła że mięsa nigdy nie tknie. jadła ryby co prawda, ale chyba jej się te "biedne krowy" zatarły w pamięci bo znowu stopniowo wróciła do mięsa.
moim zdaniem każdy musi podjąć decyzję sam, na podstawie swoich (nieco głębszych niż emocje towarzyszące oglądaniu okrucieństwa) przemysleń, na poziomie intelektualnym, bo ludzki umysł ma niesamowitą zdolność wyparcia i racjonalizacji pewnych rzeczy. my jako "uświadomieni" możemy nienachalnie dostarczyć pewne źródła wiedzy, ale nie ma sensu kogoś zmuszać i na siłę nawracać.
bycie dobrym przykładem też wiele daje ;)

AneczkaK - 2012-05-22, 18:23

Gia a może jakieś napoje z dodatkiem masła orzechowego?
Mój mąż je bardzo lubi ;) Kiedyś był bardzo chudy ale teraz już przytył :P

Do różnego rodzaju napojów na bazie mleka sojowego dodajesz 2-3 łyżki masła orzechowego (np banan, pomidory + papryka - kombinacji jest niemalże nieograniczona ilość)
Też jest kaloryczne a do tego masz trochę bardziej wartościowy pod wzgledem witamin i minerałów napój ;)

Jakby coś to mój przepis na masło orzechowe:
hxxp://potomek-kontra-obiad.folog.pl/2012-04-25/maslo_orzechowe

Jak dodasz do masła oleju to masz jeszcze bardziej kaloryczne :P


Co do mięsa. Może spróbuj zamienniki? Teraz wszystko praktycznie można dostać "a'la" mięso. Na przykład parówki, kotlety itp. Proteina sojowa przyprawiona przyprawami do kurczaka + jakieś sztuczki ponoć rzeczywiście smakuje jak kurczak ;)

Malinetshka - 2012-05-22, 18:52

Ja strasznie nie lubię jak mi się mówi co mam robić ;) więc staram się nie być taka dla innych.. Jedynie rozmawiam, dyskutuję i przedstawiam swoje racje, ale tylko jeśli ktoś drugi chce rozmawiać, zadaje pytania bądź nawet rzuca oskarżeniami ;) (bywa, że nie milczę, bo dla wielu milczenie oznacza zgodę z przedmówcą). Czasem jednak nie ma sensu kontynuować dialogu i wtedy po prostu ucinamy rozmowę.
W moim przejściu na wege ani grama udziału nie miały filmy z rzeźni ani obrazowe opisy okrucieństwa wobec zwierząt. Nikt też nie musiał tłumaczyć mi, że od mięsa mogę mieć raka. Szczerze mówiąc gdyby tak powiedział to bardzo bym się zdenerwowała :> bo to prawie jak wieszczenie komuś co złego go czeka jeśli nie zmieni swojego stylu życia... A wcale tak być nie musi.
Poza tym z rakiem to jest duża niewiadoma. Są wieloletni wege, którzy mają nowotwory. Są też malutkie dzieci, które przez to przechodzą, a przecież ich organizmy jeszcze nie zdążyły się zaśmiecić... Inna sprawa, że badania udowodniły iż dieta ma wpływ na rozwój tego typu chorób. Ale nie musi mieć.

Majaa - 2012-06-28, 08:49

Ja również swojego nie przestawiłam swojego męża na wegetarianizm, ale za to serwuję mu mięso z sosami warzywnymi, soczewicą itp. Nie mam wielkiej potrzeby by go namówić na wege, ważne by jadł zdrowo i dużo warzyw i owoców.
Lily - 2012-06-28, 09:31

Majaa napisał/a:
ale za to serwuję mu mięso z sosami warzywnymi, soczewicą itp.
Współczuję :| Btw, mięso z soczewicą to nie jest dobre połączenie, bardzo ciężkostrawne połączenie różnych białek.
diancia - 2012-06-28, 09:56

Majaa napisał/a:
za to serwuję mu mięso
ja też jakiś czas przygotowywałam mięso dla bliskich (głównie dla wtedy-jeszcze-nie-męża lub gości), ale pewnego dnia coś mnie tknęło i pomyślałam, że jeśli ja nie uważam tego za etyczne i zdrowe, to czemu we własnym domu mam to robić, dla najbliższych? No i zakomunikowałam Mężowi, że z tym koniec, że odmawiam przyrządzania zwierząt i jeśli już musi je jeść, to niech załatwia to we własnym zakresie. Równocześnie postarałam się o pyszne obiadki, niezawsze zdrowe, ale zawsze bezmięsne, żeby miał na talerzu to, co mu smakuje. Efekt taki, że od kilku ładnych miechów mięsa nie je, nawet jak ma okazję (grill u rodziny, znajomych, restauracja, w której jest mięso itp) :mryellow:

teraz wiem, że się oszukiwałam. Jednak było mi z tym źle, że babram się w mięsie, chociaż go nie jadłam. Też chciałam, żeby Mąż miał wybór, żeby nie czuł się ograniczany, ale w gruncie rzeczy taka sytuacja ograniczała mnie, czyli też kiepsko ;)

AneczkaK - 2012-06-28, 09:59

Można powołać się na klauzurę sumienia ;) (skoro lekarzom przysługuje to czemu nie żonom ;) w końcu my też dbamy o zdrowie najbliższych)
diancia - 2012-06-28, 10:01

AneczkaK napisał/a:
Można powołać się na klauzurę sumienia ;)
dokładnie to zrobiłam, choć innymi słowami. Przetestowane :)
alken87 - 2012-06-28, 22:03

tż ogląda mecz ze współlokatorami w drugim pokoju i słyszę "no, dobre jest to wegetariańskie jedzenie tylko trzeba się napracować" :roll:

nie wiem co miał na myśli, nie pamiętam żebym ostatnio gotowała coś czasochłonnego :-P to on jest ekspertem od wielogodzinnego smażena tony placków :lol:

jazgottt - 2012-06-29, 00:03

diancia napisał/a:
AneczkaK napisał/a:
Można powołać się na klauzurę sumienia ;)
dokładnie to zrobiłam, choć innymi słowami. Przetestowane :)


Dziewczyny, chyba jest też tak, że mężczyźni wcale nie oczekują aż takiej uległości od swoich wybranek, jak jest im oferowana. Jak macie swoje zdanie i nie boicie się, co on na to, to w sumie będzie miał do was większy szacunek. Gorzej, jak na siłę się przekonuje męża czy chłopaka do wegetarianizmu - oni po prostu nie znoszą ględzenia i tłumaczenia, jacy mają być. Względnie krótka i konkretna rozmowa polegająca na poinformowaniu wybranka, że z pewnego powodu (podać powód, np. sumienie, obrzydzenie) nie będziecie osobiście gotowały mięsa z reguły załatwia sprawę tylko kobiety jak to kobiety - lubią gmatwać i dużo sobie wyobrażać co to będzie;) Zresztą tego typu "strajk" dla większości facetów, czyli dla tych, którzy lubią być dokarmiani, to pierwszy krok w stronę wegetarianizmu lub choćby ograniczenia mięsa.

Tak więc namawiam - śmiało rzucajcie gotowanie mięsa bliskim. Jak chcą, to sami sobie ugotują:) Da to na pewno lepszy efekt niż gadanie. Chyba, że wam się akurat jakiś oryginał trafił, który reaguje na opak i zezłości się oraz zacznie jeść 3 razy więcej mięsa niż wcześniej;p W takim przypadku przynajmniej macie taką korzyść, że mniej się namęczycie z gotowaniem;)

MartaJS - 2012-06-29, 07:58

jazgottt, podpisuję się pod każdym słowem :-)
alcia - 2012-06-29, 08:36

ja również.
Nawet jak ktoś baaardzo lubi mięso i nie chce go rzucać- co za problem czasem kebaba sobie zamówić, czy "poszaleć" na grillu u znajomych. Przecież nie musi chyba mieć akurat w domu, z garnka żony podanego...

zou - 2012-07-01, 14:16

Mały przykład jak to może być jak facet ma sam sobie ugotować mięso....W naszym domu rodzinnym mięso je (łaknie) już tylko Tata (się domaga delikatnie albo mistycyzuje na grillu, że mięso, mieso...awrhh....). Nikt inny nie kupuje, a na wakacjach przez kilka miesięcy ja gotuję wege w domu. Tata ostatnio kupił piersi z kurczaka, z Biedronki, zapakowane...i zafoliowane surowe ryby. Jak wypakowywałam zakupy, które przyniósł, to pytałam "a po co mięso, kto je będzie robił?, no bo ja bym wolała nie" a poza tym dla kogo kupił, bo o za dużo bo inni nie jedzą. itd. Tata powiedział, że on chciał aby babcia miała coś do zjedzenia ...no tak sie tłumaczył. No i tak jak przyniósł, tak leżały w tej lodówce dwa dni. W końcu - wiem, że to debilne i niekonsekwentne - ale wrzuciłam je na patelnie grillową i dodałam do taty obiadu. I wiecie co? Nie dość, że sam ich nie przyrządził, to jeszcze ich NIE ZJADŁ. Zjadł wszystko inne, mięso częsciowo poskubał i zostawił. No to schowałam do pojemniczka i przy kolejnym obiedzie mięso wróciło na jego talerz, skoro kupił niech chociaż zje, bo mi szkoda tego zabitego zwierzęcia zmarnować. W końcu życie oddało a Tata się z tym w ogóle nie liczy! I powiedziałam, że prosze naparwdę bardzo proszę więcej aby nic nie kupował jeśli sam nie dopilnuje aby zrobił. Tak się przejął, że rybę która kupił do smażenia, zamiast usmażyć...schował zaraz...w zamrażarce. I tak się skończył na razie temat gotowania mięsa w domu przez tatę. Czasem sobie kupi gumowe mięso zasysane próżniowo, ale opowiedziałam,z ę to jest tylko malowane farbą bejcą jadalną i aromatyzpowane dymem wędzarniczym a nie prawdziwym...i ostatnio wrócił dumny, że NIE KUPIŁ golonki w Biedronce. Mięso sobie czasem robi na działce na grillu, kiełbasę i wtedy babcia sie poczestuje. Więc akurat u mnie było tak. jednak ostatni raz już zrobiłam to mięso. Może ten fakt, ze sam go nawet nie chciał jeśc da coś do myślenia. I kiedyś mi się żalił po jednym z grillów że go strasznie wątroba boli. Tylko pokiwałam głową, no bo co mam powiedzieć. Także trzeba w końcu raz a dobrze się wymiksować z tego gotowania co ktoś przyniesie i mam nadzieję, ze mężczyźni zostawieni sami sobie,z lenistwa zaczną jeść mięso na mieście albo poza domem. A dla nas to już połowa spokoju i zdrowia i lodówki bez zalegających rzeczy. No i zjedzenie takiego "mięęęęsa" z grilla, po tygodniu zdowego lekkiego jedzenia też pokazuje odczuwalnie dla faceta w odczuciu jakie to ciężkie, niezdrowe itd...
struna - 2012-07-01, 22:33

mój mąż jest mięsojadem ale ja mu mięch nie podaję. Nie gotuję, nawet przygotowanie kanapki z szynką dla niego jest ponad moje siły. Podzieliliśmy się więc - ja gotuję obiadki on robi kolacje bo on nie ma oporów podczas robienia wegekanapeczek :mryellow: Od przeszło roku chyba ze 3 razy usmarzył sobie kotlety a tak wcina mięcho podczas wizyt u rodziców. Ostatnio przez kilka dni bylismy u jego rodziców, jego mama prowadzi dośc cięzką kuchnię, mięcho jest codziennie, w zupie, na drugie, no i na kanapkach wiec mógł się nasycić. Tyle tylko,ze po powrocie błogosławił mój styl odżywiana bo miał dolegliwościo gastryczne ]:-> widzę więc światełko w tunelu.
alcia - 2012-07-02, 10:01

struna - u mnie był dokładnie taki scenariusz jak u Ciebie, z sytuacją żywieniową męża. Parę razy coś sobie kupił, potem przestał, bo po co, skoro to co ja robię jest smaczne. Parę razy pojadł mięcho przy różnych okazjach rodzinnych, ale z czasem rzucał się na nie z coraz mniejszym impetem, bo potem odchorowywał. Aż doszedł do tego sam, że woli być wege.
diancia - 2012-07-02, 10:09

Mój Mąż ostatnio przeszedł samego siebie w swojej niechęci do etykietowania i szufladkowania :mryellow: wybieramy się we wrześniu na wesele mojego Kuzyna i zawsze trzeba wcześniej zawiadomić o preferencjach żywieniowych. Generalnie wszyscy wiedzą, że ja jestem wege i że nie, nie jem ryby, bo to też zwierzę, ale niejedzenie mięsa mojego W. to temat świeży i nie do końca wszystkim znany. No i oto rozmowa:

Ja: jaką chcesz wersję obiadu: z mięsem czy wege?
On: Ale ja nie jestem wege!
Ja: Czyli chcesz z mięsem?
On: No przecież nie jem mięsa! Nie zauważyłaś?!
Ja (zgłupiałam): czyli chcesz wege, tak?
On (poirytowany kobiecym brakiem logiki): kobieto, mówię, że nie jem mięsa, ale nie jestem wege. Nie rozumiesz?

Nie rozumiem. Ale co mi tam, ważne, że nie zjada zwierząt :mryellow:

go. - 2012-07-02, 10:27

diancia, :lol: :lol:
alcia - 2012-07-02, 10:56

:lol: rewelacja, jak mój k.
Tzn teraz już się nazwie wegetarianinem, jak się go przyciśnie, ale woli wersję, że nie je mięsa. Zresztą - ja tez zawsze taką preferowałam.

Fatty - 2012-08-12, 08:37

Męża ni mam, a chłopinę, dodatkowo sprawa świeża bardzo, więc się jeszcze nie przywiązuję- facet z gatunku tych wybitnych mięsożerców, mięso na każdy posiłek oprócz deseru, gdy jadąc gdzieś widzi krowę mruczy do niej, aby nie była leniwa i nabierała masy ;)
Na materiał na wegeterianina wybitnie nie rokuje, ale może? ;)

jazgottt - 2012-08-12, 22:39

Fatty napisał/a:
Męża ni mam, a chłopinę, dodatkowo sprawa świeża bardzo, więc się jeszcze nie przywiązuję- facet z gatunku tych wybitnych mięsożerców, mięso na każdy posiłek oprócz deseru, gdy jadąc gdzieś widzi krowę mruczy do niej, aby nie była leniwa i nabierała masy ;)
Na materiał na wegeterianina wybitnie nie rokuje, ale może? ;)


Fatty
, jak pozanałam swojego chłopaka to był fanem kiełbasy, serów, schabowych, wątróbki itp. przysmaków, wysłany do sklepu po warzywa musiał pytać sprzedawcy, gdzie leży cukinia czy por, bo nie wiedział, jak wyglądają. Bób też jadł pierwszy raz w życiu (!) ze mną, nie posmakował mu i jakiś czas nie jadł. Teraz jak się pytam, czy na coś ma ochotę, to na bób - smaruje sobie musztardą tak jak kiedyś kiełbasę;) Sałatę chyba jadał, jak mu ktoś w gościach podał. A teraz, po niewiele ponad 3 latach, uzależniony jest od sałaty i jak go zapytać, co przynieść ze sklepu, to prosi o "zielsko", bo się skończyło;) Nie prosi o nic więcej, oby było zielsko przeżyje. No i banany:)

Mianował się weganinem, co je jajka (w odróżnieniu ode mnie, czyli weganki, co jajek nie je;), ale i tak je tylko eco zielononóżki, bo inne mu nie smakują. Zanim mnie poznał, nie wiedział, że jajka mogą mieć lepszy lub gorszy smak. Przeszedł przez etap zapoznania się z ekologiczną kiełbasą, szynką, serem białym (za którym czasami tęskni, ale ma nietolerancję na mleko, więc nie chce, aby mu gile do pasa wisiały i brzuch puchł i nie je go sam, z własnej woli, nawet jakbym go zapytała, czy mu kupić).

Sprawę przypieczętowało obejrzenie forks over knifes oraz nawet bardziej wykłady prowadzone przez dietetyk kliniczną Małgorzatę Desmond o wpływie żywienia na występowanie chorób ukł. krążenia i nowotworów. Nawet już nie czytał "Nowoczesnych Zasad Odżywiania" Campbella, bo już był zdecydowany bez tego:) Nie namawiała, dawałam tylko dostęp do wege jedzenia, sprawdzonych informacji, dobrego przykładu:)

Tak więc jak najbardziej z typowych mięsojadów smakoszy kiełbaski mogą powstać mężczyźni o skłonnościach owocowo-warzywnych:) Nie ma gwarancji, choć większą nadzieję dają panowie o otwartych umysłach lub ewentualnie nie lubiący sami gotować. Mój to taki model, że obie cechy reprezentuje:)

Gudi - 2012-08-13, 00:40

jazgottt napisał/a:
Nie prosi o nic więcej, oby było zielsko przeżyje.

rewelacja :)

jazgottt - 2012-08-13, 02:48

Gudi napisał/a:
jazgottt napisał/a:
Nie prosi o nic więcej, oby było zielsko przeżyje.

rewelacja :)


Jeszcze do niedawna był uzależniony od migdałowego smalczyku wegańskiego Zwergenwiese. Już mu zbrzydł, woli hummus Primaviki (i mój jak zrobię). Cieszę się, bo bardziej wartościowy i mniej tłusty:)

alken87 - 2012-08-13, 17:40

jakbym pokazała mojemu forks over knives to pewnie by powiedział że to jakaś nieobiektywna propaganda :P zawsze tak mówi jak widzi jakis dokument podwazajacy to co wie o rzeczywistosci :P
i tak przy mnie je o wiele mniej mięsa niż dawniej, i ma o wiele bardziej urozmaicony jadłospis, ale nie wierzę żeby kiedykolwiek przestał jeść w ogóle, głównie z tego powodu że w domu by się nie przyznał ze jest wege, przed znajomymi pewnie też nie. generalnie w kontakcie z ludźmi. a może go nie doceniam :P sam to mięsa prawie w ogóle nie kupuje, najwyzej przetwory miesne czasami (bo surowego to by mu się nie chciało przyrządzac)za to z domu zawsze przywozi słoiki z mięsem i bigosem, parówki, kiełbę, kotlety, zamrożone tego typu wiktuały, co znacząco podnosi jego spożycie padliny :P

jazgottt - 2012-08-13, 22:45

alken87 napisał/a:
jakbym pokazała mojemu forks over knives to pewnie by powiedział że to jakaś nieobiektywna propaganda :P zawsze tak mówi jak widzi jakis dokument podwazajacy to co wie o rzeczywistosci :P
i tak przy mnie je o wiele mniej mięsa niż dawniej, i ma o wiele bardziej urozmaicony jadłospis, ale nie wierzę żeby kiedykolwiek przestał jeść w ogóle, głównie z tego powodu że w domu by się nie przyznał ze jest wege, przed znajomymi pewnie też nie. generalnie w kontakcie z ludźmi. a może go nie doceniam :P sam to mięsa prawie w ogóle nie kupuje, najwyzej przetwory miesne czasami (bo surowego to by mu się nie chciało przyrządzac)za to z domu zawsze przywozi słoiki z mięsem i bigosem, parówki, kiełbę, kotlety, zamrożone tego typu wiktuały, co znacząco podnosi jego spożycie padliny :P


alken87, co innego film, a co innego wykład prowadzony przez dietetyk kliniczną i współfinansowany przez Biuro Profilaktyki i Promocji Zdrowia m.st Warszawy:) ten wykład wpłynął na mojego najbardziej, na mnie zresztą też. Można było zadać pytanie prowadzącej pod koniec, lub porozmawiać z nią chwilę:)
Być może Twój to akurat niereformowalny model, choć forks over knifes warto mu mimo wszystko pokazać. Nawet pod pretekstem, że nie lubisz sama filmów oglądać, dla towarzystwa. Nie musisz przecież komentować, co widzieliście, jak ileś tam razy usłyszy z w miarę wiarygodnych źródeł, że wege papu jest cacy, to może coś mu tam zaświta;)

Chłopom można też dla motywacji pokazać tych chłopaków - hxxp://www.vegancalisthen-x.com/. Oni nawet mnie motywują do ćwiczeń (nieregularnych, ale zawsze:) i ich przepisy są też apetyczne, przynajmniej jak dla mnie. Naoglądaliśmy się tej strony z moim chłopakiem, podchodził z ciekawości zobaczyć, nad czym tak pieję z zachwytu, że też bym tak chciała umieć;) kupiliśmy książkę Paula Wada "skazany na trening" i on już ćwiczy regularnie, a ja z doskoku:) Faceci się też czasem boją schudnąć, przybrać wizerunek wegetarianina-słabeusza, ale na to ratunek jest jeden - jeść często i ćwiczyć:)

smazone.tofu - 2012-09-01, 09:30

AneczkaK napisał/a:
Można powołać się na klauzurę sumienia ;) (skoro lekarzom przysługuje to czemu nie żonom ;) w końcu my też dbamy o zdrowie najbliższych)


zgadzam się
jak mozna komus serwowac holokaust na talerzu

moritura - 2012-09-01, 10:06

Ja tam jestem gatunkistką - mimo weganizmu, sto razy wolałabym, żeby zginęła jakaś krowa niż np. mój dziadek. Porównania przemysłu mięsnego do Holokaustu uważam za - lekko mówiąc - niepotrzebne.

A w temacie: nikt nie przekona męża do odstawienia schabowego, mówiąc mu o Treblince.

moony - 2012-09-01, 14:19

moritura napisał/a:
Porównania przemysłu mięsnego do Holokaustu uważam za - lekko mówiąc - niepotrzebne.

Jestem tego samego zdania. Wydaje mi się, że takie porównanie ludzi jeszcze bardziej nastawia antywegetariańsko. jest za mocne.

theloudestsound - 2012-09-01, 20:29

Cytat:
ciągu ok miesiąca zobaczyliśmy 3-4 filmy o eko-jedzeniu, bestialskim traktowaniu zwierząt w hodowli przemysłowej itp. Leciały na kuchnia.tv i hbo
Pamiętasz może jakie to dokładnie były programy?
diancia - 2012-09-01, 21:08

theloudestsound, mniemam że pytanie do mnie ;) napiszę o tych, które pamiętam, że widzieliśmy, ale niestety nie pamiętam, czy były przed czy po decyzji oglądane.

1. Świat wg Monsanto na kuchnia.tv trochę trudny na początek
2. Rewolucja smaku na kuchnia.tv
3. Food Inc na hbo i kuchnia.tv akurat dziś premiera :)
4. Food miles na kuchnia.tv
5. Co masz na talerzu na kuchnia.tv
6. Co z tą żywnością organiczną? na kuchnia.tv
7. Kto hoduje Twoje jedzenie? na kuchnia.tv

warto też przeczytać książki pollana - on pisze dużo o polityce żywnościowej w stanach, trochę to zawiłe, ale otwiera oczy na pewne sprawy.

theloudestsound - 2012-09-01, 23:16

Tak, tak do Ciebie, dziękuję za odpowiedź ;-)
Mikarin - 2012-09-03, 08:33

Jak ktoś zna angielski:
hxxp://www.youtube.com/watch?NR=1&v=qWHmfg7WXgY
hxxp://www.youtube.com/watch?v=GpckZUD874c&feature=relmfu

i chyba najlepsze - o SERZE ŻÓŁTYM :D ]:->
hxxp://www.youtube.com/watch?v=5VWi6dXCT7I&feature=related

kitteh - 2013-07-26, 00:40

mój Miły znów o krok bliżej wegetarianizmu!

płakał mi, że nie ma pomysłów na kanapki, bo w sumie tylko zmienia ser na inny ser, a kupne pasty-elle już mu obrzydziłam, podobnie jak smarowidła z mom.
ja na to: zrobię ci pastę, albo pasztet. z soczewicy.
zrobiłam.
dostałam odzew, że przepyszne i że śniadania znowu są przyjemne:>
go veg!

qetrab - 2013-07-26, 09:15

Najlepiej zawsze przekonać kogoś używając argumentów zdrowotnych, mało kogo rusza los zwierząt... bo to tylko zwierzęta i są po to by je jeść
Alispo - 2013-07-26, 10:05

Zawsze tak bedzie jesli bedziemy w ten sposob tematu unikac.Poza tym nie zgodze sie,zalezy z kim masz do czynienia.
diancia - 2013-07-26, 10:19

qetrab, ja też się z Tobą nie zgodzę. Pierwszy przykłąd z brzegu: moja kuzynka miesiąc temu przestała jeść zwierzęta właśnie po obejrzeniu filmu z rzeźni, akurat argumenty zdrowotne nie robily na niej najmniejszego wrażenia. Do różnych ludzi różne argumenty trafiają.
malva - 2013-07-26, 11:40

to róznie bywa, ja czesto odwołuje się do argumentów racjonalno -obrzdzajacych, wczoraj obrzydziłam kolezance żelki wieprzowe raz na zawsze, mówiąc " kiedyś jadłam żelki ,ale zobaczylam jak one są robione ,góra kości i ścięgien i to przerzuca kopara ,bleeeeee" i wystarczyło
o miesie- no tak jak nie zjem martwego ciała ludzkiego tak nie zjem zwierzęcego , jednak trup to trup ,blee
o jajkach z fermy mówię " nie mogę tego jeśc ,jak sobie pomyslę ,ze te kury nie mają dziobów i oczu..." no bo taka prawda..
o mleku =" widziałam film z farmy mlecznej ,tylko minutę ,facet rzucił cielaczkiem o ziemie i połamał mu butem nózki" -co gorsza wciąz nie mogę tego obrazu wywalić z pamięci :(
no i tak to idzie..nie kazdy jest w stanie obejrzeć film z rzeźni ,ja np nigdy nie widziałam..i nie obejrzę..

tak wogle to czesto zaczynam od argumentów zdrowotnych a potem przechodzimy do obrzydzania ;)
ja zresztą zawsze odkreslam- nie musisz być od razu wegetarianinem , po prostu ogranicz mięso ,na pewno to bedzie z pożytkiem dla zdrowia i na dzien dobry mówię o antybiotykach i hormonach, jest zresztą jeden dobry dowód na to ,hodowcy mnie przestrzegali ( mam adoptowanego rasowego psa) bym nie dawała psu miesa drobiowego bo tak jest naszpikowane hormonami że potrafi wywołac cieczkę u suki..

kiedyś nie namawiałam ludzi do wegetarianizmu wogle nie wspominałam o tym ale zaczełam ze wzgledu na dobro ludzi własnie ,ze współczucia ..bo jest tyle chorób na świecie spowodowanych jedzeniem miesa i złym odzywianiem.. ludzie tak cierpią a wystarczyłoby zmienić dietę.. ..i w dodatku z tym złym jedzeniem związane jest cierpienie zwierząt.. to jest po prostu bezsensu :(

myslę ,ze w kazdej rozmowie ważna jest motywacja, jeśli nie wciśniemy meża w szuufladkę pt "kto je mieso ten mój wróg" to wszelkie rozmowy będą przebiegały zupełnie inaczej :D

qetrab - 2013-07-26, 13:01

ok faktycznie macie racje, zależy od ludzi
widać ja stykałem się tylko z takimi, na których tylko argumenty zdrowotne działały, nawet filmy typu 'earthlings' nie robiły wrażenia...

Alispo - 2013-07-26, 13:02

ja glownie odwrotnie ;)
Mnemozyne - 2013-07-26, 16:15

Jest jeszcze argument globalny, o którym niestety większość zapomina. Jak tak dalej będziemy wcinać zwierzęta i produkty od nich pochodzące to zabraknie nam wody. Nawet naukowcy przyznają już oficjalnie, że jeśli nie tyle nie przestaniemy zwiększać co wręcz zmniejszymy o połowę spożycia mięsa to w okolicach 2040 roku nie będziemy mieli co pić. No a zważywszy tą okoliczność to co jemy przestaje być naszą prywatną sprawą, bo szkodzimy tym innym. Pół żartem pół serio chciałabym zobaczyć minę mięsożercy do którego podchodzi mama ze słodkim bobaskiem i mówi: "Przez to, że jesz kotlety moje dziecko nie będzie miało co pić!". Może zabawne, ale niestety takie są realia.
moony - 2013-07-26, 16:34

Mnemozyne, absolutnie nie jest to zabawne, ale raczej do mas to nie przemówi. Zdrowie w przyszłości czy globale ocieplenie wydaje się być dla wielu abstrakcją. Do tego zasada, że "po nas choćby potop"...
Alispo - 2013-07-26, 16:39

Chociaz znam tez troche osob ktore ze wzgledow ekologicznych wlasnie nie jedza miesa,wiec tych powodow po prostu jest sporo.
moony - 2013-07-26, 16:46

Alispo, mam do Ciebie pytanie, trochę związane z tematem, ale zawsze chciałam o to zapytać ;) : ilu masz wszystkoerców w otoczeniu?
Alispo - 2013-07-26, 16:54

oj,kwestia wzgledna co rozumiec jako otoczenie,rodzinę całą(-brat "tylko rybny") i ludzi z pracy
A co?

moony - 2013-07-26, 16:59

Tak z ciekawości pytam - Ty masz dookoła dużo wegan (pewnie też przez aktywizm), świadomych i rozumiejących chociażby powyższe kwestie, a dookoła mnie, poza klientami, wszyscy się z tego śmieją i pukają w czoło
Alispo - 2013-07-26, 17:03

moony napisał/a:
Tak z ciekawości pytam - Ty masz dookoła dużo wegan (pewnie też przez aktywizm),

Tak,zdecydowanie przez to,wsrod takich ludzi bywam poza pracą(i rodziną dalszą)

jaskrawa - 2013-07-26, 17:27

Jest naprawdę różnie z tymi argumentami. To też kwestia jakiejś otwartości umysłu, kurczę, czynników jest tak wiele...
Na mojego chłopa nic nie działa np.. Nawet argument "wodny". Jego zdaniem - takie analizy nie mają specjalnie sensu, bo przecież pół wieku temu - czy np. sto lat temu przepowiadano nam inne kataklizmy, które jednak nie zdarzyły się, bo naukowcy nauczyli się radzić sobie z tymi problemami. On myśli zatem, że wobec problemu z wodą, z pewnością znajdzie się jakaś tam metoda odzysku wody (nie wiem, z morza, z atmosfery, skądkolwiek, nie będę wchodzić tu w absurdalność tych teorii, bo nawet sam chłop nie próbuje odgadnąć, skąd mądrzy ludzie wezmą wodę, ale jest przekonany, że skądś będzie :) a jeśli nie woda - to sztuczne mięso z probówki i problem się rozwiąże - innymi słowy - wszystko, tylko nie weganizm).
Czasem tak sobie dyskutujemy w domu na różne tematy. Nawet jeśli uda mi się go "przegadać" (niełatwe, bo jest cholera prawnikiem), to niewiele z tego wynika.

Poza tym - niewiele mam do powiedzenia jako hipokrytka-wegetarianka, która zdradziła swój weganizm z czystego konformizmu (bo kurde nie mam czasem sił wymyślać tych pysznych past do chleba, skoro moje dziecko i tak żadnej nigdy nie zaakceptowało, facet też nie, a w lodówce jest ser... a potem jeszcze znajomi pizzę przytaszczą, specjalnie dla mnie - wegetariańska z podwójnym serem. i lody kuźwa).

Smutno mi z tego powodu i ciągle planuje ponowne nawrócenie, ale ciągle odkładam to na wieczne później.

Powinnam założyć nowy wątek. Jak przekonać SIĘ do weganizmu. Jestem przekonana, że sama jakoś dałabym radę (jak i dałam radę kiedyś), ale gdy ma się dziecko, które waży bardzo mało i nie chce jeść - a uwielbia zarówno parówy jak i nabiał - jajka, twaróg, jogurty... Past warzywnych nie chce tknąć, bo nie... Rozdarta jestem, bo przecież tak często się cieszę, że ona w ogóle cokolwiek zjadła - czyli np. jajecznicę. I smutno mi, bo wegańskiej zupy to kilka łyżeczek jedynie, a potem - na kolację - ogromną, jak na nią, ilość twarożku, jajek, nie wspomnę o tym, jak okazyjnie dorwie się do wędliny i wsuwa z błogą miną, mówiąc "dobe! dobe!"

Musiałam się wypłakać, przepraszam.

malva - 2013-07-26, 20:52

jaskrawa, nie martw się , moje dziecko przez jakiś czas jadło mieso - z własnej woli ( bo wegetarianką była od poczęcia0 a teraz jest nastoletnia i nie je mięsa z własnej woli -sama doszła do tego i to jest super

jak przekonać się do weganizmu,hmmm ja 20 lat byłam wegetarianką i jak obliczyłam zjadąłam co najmniej 8kg żółtego sera rocznie wychodzi na to że zjadłam 160 kg zóltego sera- MASKARA! więc po prostu moze ogranicz naibał ,tylko tyle ,tak by nie jeśc 8 kg zótlego sera rocznie ;) mnie od razu trzeba byc weganinem ;)
a co do wegańskiej motywacji
wklejam film obejrzyj sobie sam początek filmu a potem tak od 58 minuty zaczyna się film z farmy mlecznej "U mamy i taty " ja daje radę 30 sek ogladac , nie mogę tego znieść :!:
od razu się odechciewa mleka! W dodatku targają mną wyrzuty sumienia straszliwe ,ze brąlm w tmy udział ,ale pracuję nad tym , wyrzyty sumienia w niczym nie pomagają ,trzeba uznać co się żle zroibło i pracowac nad poprawą.
co do twojego chłopa-niech chłop tez obejrzy tego youtuba- Garego tez trudno przegadać :D
a tu wspomniany film:
hxxp://www.youtube.com/watch?v=D_Y4anT88qo]filmik

malva - 2013-07-26, 20:53

p.s a wpgle tp ja lubię związki wege- z miesnym partnerem , nawet jak partner jest 'nieprzekonywalny' to zawsze tego mięsa mniej je , to dobrze, ja się umiem cieszyć z najmniejszych rzeczy :-D
Bellis_perennis - 2013-07-27, 11:06

Alispo napisał/a:
Chociaz znam tez troche osob ktore ze wzgledow ekologicznych wlasnie nie jedza miesa,wiec tych powodow po prostu jest sporo.

Świetny sposób na przyrodników. Zwykle to ludzie wrażliwi i są otwarci na argumenty tylko trzeba spokojnie i nie wyjeżdżać od razu z etyką.
Podobnie jest z "obrońcami piesków i kotków" tylko część weg(etari)an popełnia ten błąd, że od razu wyzywa ich od hipokrytów.

qetrab - 2013-07-27, 11:51

no do niektórych żaden argument nie trafi... trzeba po prostu wyczuć z jaką osobą mamy do czynienia i wtedy poprowadzić rozmowę na odpowiednie tory
ja argumentami zdrowotnymi przekonałem kilka osób do wegetarianizmu
i zwykle zaczynałem tak
- a wiesz co w tym jest ? (do osoby jedzącej kebaba czy inne dziwne coś)
- nie wiem i nie chcę wiedzieć
- i tak ci powiem
:D

to taka moja standardowa rozmowa z pracy :D

MartaJS - 2013-07-27, 12:10

Ja zdecydowanie wolę argumentację pokojową. Kiedy ktoś mi coś obrzydza, straszy, nastawia mnie to raczej negatywnie do tej osoby, a więc również do tego co reprezentuje. Pokazywanie alternatywy - to jest moim zdaniem droga najskuteczniejsza :-) Wiele osób nie jadłoby mięsa, gdyby wiedziało, co w takim razie jeść.
qetrab - 2013-07-27, 12:37

otóż to, wielu ludziom się wydaje, że jak zabiorą mięso ze swojego talerza to zostaną im tylko surówki i ziemniaki ;)
MartaJS - 2013-07-27, 13:15

No dokładnie. Choćby moja mama, przechodzi właśnie na wege i mimo że zna moją kuchnię od lat, od lat sama jest dość blisko wegetarianizmu, je dość mało mięsa, to jednak często nie ma pomysłów na kanapki, obiady.

A argumenty etyczno-zdrowotno-obrzydzające... Może to zależy od człowieka. Ale jak ktoś komuś mówi - nawet jeśli ubiera to w ładne słowa - "jesteś mordercą, to co jesz jest obrzydliwe, umrzesz na raka i dobrze ci tak" - to raczej trudno odpowiedzieć "ok, świetnie, no to przechodzę na wege", tylko raczej "spie*dalaj", nawet jeśli też ubierze się to w ładne słowa ]:->

jaskrawa - 2013-07-27, 13:30

MartaJS, święte słowa. Pokojowe metody zawsze będą skuteczniejsze - chociaż jestem w stanie wyobrazić sobie wyjątki - są ludzie, którzy mają wojowniczą naturę i może do nich trafić argument "Eee, ty nie wytrzymasz bez tego syfu nawet dnia, bo jesteś cienias i słabiak" :D . I wtedy ten ktoś mówi "Ja nie wytrzymam? Ja? Ja ci jeszcze pokażę!" I zostaje wojującym wegusem. Znam taki przypadek z opowieści. Nie wiem niestety, jak ta historia się zakończyła i czy to nie była taka krótkoterminowa 'poprawa".

Filmów o zwierzętach nie będę oglądać. Myślę, że mimo wszystko nie muszę, bo już kiedyś oglądałam (gdy zostałam weganką i kręcił mnie fakt, że jestem teraz "taka w porządku" (no i słusznie w sumie). Ale teraz jestem w ciąży, wszystkie doniesienia o cierpieniu jakichkolwiek istot przeżywam pięć razy mocniej niż normalnie. Oszczędzę sobie jednak.

Radę o ograniczeniu nabiału staram się stosować, ale tak czy owak - działa to przez jakiś czas, a potem znowu mam fazy na sery, lody... Znam siebie i wiem, że jeśli nie dokonam radykalnego postanowienia - że NIE i już - to guzik z tego weganizmu wyjdzie.

Alispo - 2013-07-27, 13:43

Malva dała link do Yourofskiego,tam jest tylk okawalek filmu,mozna ominac,sam wyklad inspirujacy dla wielu,wiec jesli nie znasz,polecam!W kolko slysze,ze kogos przekonal.
zou - 2013-07-27, 14:22

Ale co do obrzydzania mam taka refleksję: obrzydzając kosztem opisu entropii, zgnilizny, flak ów, trupa, ...jednocześnie moim zdaniem zasiewamy w drugim zochydzony stosunek do tych kategorii samych w sobie. A przecież potrzebny jest nieemocjonalny stosunek do tych spraw: opieka nad starymi ludźmi, stosunek nas samych do wydalin, wydzielin, do cielesności i nieuniknionego rozpadu, starzenia się...To tak jakby mówić głównie, że "wojna jest zła, bo urywa nogi, a ludzie srają ze strachu pod siebie"...jak zwierzęta w rzeźni...
Wiem, że na różnych ludzi jako "wege starter" działają rózne wyzwalacze, nie potepiam, ale obrzydzanie komuś może wyewoluować potem w ortoreksję i nieakceptację brzydoty, cielesności i śmierci.
(akceptujemy ładnych, młodych, zdrowych - kontra chorych, śmierdzących, tłustych, trupojadów, umierających...)

Tez mi bliskie jest podejście jak jaskrawa, MartaJS

Ja dawniej obejrzałam filmy, bo chciałam znać prawdę. Nawet jak nie wierzyłam że to jest norma ( w pierwszym odruchu nie mogłam się z tym pogodzić), to weszłam natychmiast na fora drobiarskie i chowu przemysłowego,i sklepy netowe gdzie sprzedaja sprzęt, ubojowy, klatki- i wszystko jasne...

Ale tak mi żal tych zwierząt, że nie mogę o nich mówić z obrzydzeniem "kupa flaków" "Trupy" - bo przecież to nie jest ich wina, to człowiek je tam zamknął i tak z nimi postapił.

kulla - 2013-07-27, 15:23

MartaJS napisał/a:
Ja zdecydowanie wolę argumentację pokojową. Kiedy ktoś mi coś obrzydza, straszy, nastawia mnie to raczej negatywnie do tej osoby, a więc również do tego co reprezentuje. Pokazywanie alternatywy - to jest moim zdaniem droga najskuteczniejsza Wiele osób nie jadłoby mięsa, gdyby wiedziało, co w takim razie jeść.


Podpisuję się dwoma łapami. Na jednych działają argumenty zdrowotne, na innych ekologia, na innych jeszcze etyka, ale kiedy zacznie się kogoś atakować, to jedyne czego można się spodziewać to kontratak. Mam taką metodę na Rodziców i Teściów, że ciągle w kółko mielę temat (w ich przypadku działa ten zdrowotny). Cieszę się każdą najmniejszą zmianą. Chociażby i to, że zaczynają myśleć skąd biorą mięso, w jakich warunkach zwierzęta z przemysłowych hodowli się znajdują... I myślę, że najczęściej 'kropla drąży kamień' jest najskuteczniejsza, ale nie można przestawać, poddawać się i nie dyskutować, rozmawiać i przekonywać.

Swoją drogą dalej nie mogę przekonać mojego M., żeby zaczął przynajmniej unikać żelatyny w produktach i przestał jeść ryby (ze względu na moje rządy w kuchni je tylko na wychodnym, ale i tak...). Wierzę, że z czasem zmieni zdanie. Mocno w to wierzę.

malva - 2013-07-27, 16:18

MartaJS napisał/a:

A argumenty etyczno-zdrowotno-obrzydzające... Może to zależy od człowieka. Ale jak ktoś komuś mówi - nawet jeśli ubiera to w ładne słowa - "jesteś mordercą, to co jesz jest obrzydliwe, umrzesz na raka i dobrze ci tak" - to raczej trudno odpowiedzieć "ok, świetnie, no to przechodzę na wege", tylko raczej "spie*dalaj", nawet jeśli też ubierze się to w ładne słowa ]:->

nigdy bym tak do kogoś nie powiedziała, malo tego ,coś takiego mi do głowy nie przyszło..byc może dlatego właśnie moje różne przemowy spotykają się ze świetnym odbiorem..tzn w realu :) bo ja tak po prostu nie myslę i moi rozmówcy to czują. Cokolwiek mówię kieruję się współczuciem. I nigdy nie czuję się lepsza bo nie jem mięsa. I nigdy też nie czułam się że och jestem super bo nie jem mięsa.

co do wskazywania alternatywnych pomysłów na obiad -zgadzam się w 100 procentach!! często najwiekszym problemem jest brak pomysłu na gotowanie

malva - 2013-07-27, 16:29

zou napisał/a:
Ale co do obrzydzania mam taka refleksję: obrzydzając kosztem opisu entropii, zgnilizny, flak ów, trupa, ...jednocześnie moim zdaniem zasiewamy w drugim zochydzony stosunek do tych kategorii samych w sobie. A przecież potrzebny jest nieemocjonalny stosunek do tych spraw: opieka nad starymi ludźmi, stosunek nas samych do wydalin, wydzielin, do cielesności i nieuniknionego rozpadu, starzenia się...To tak jakby mówić głównie, że "wojna jest zła, bo urywa nogi, a ludzie srają ze strachu pod siebie"...jak zwierzęta w rzeźni...
Wiem, że na różnych ludzi jako "wege starter" działają rózne wyzwalacze, nie potepiam, ale obrzydzanie komuś może wyewoluować potem w ortoreksję i nieakceptację brzydoty, cielesności i śmierci.
(akceptujemy ładnych, młodych, zdrowych - kontra chorych, śmierdzących, tłustych, trupojadów, umierających...)

musze przyznać ,ze kompletnie nie rozumiem o czym piszesz ..bo ja akceptuję choroby ,śmierć , starzenie się itp ,jedncześnie dla mnie oczywiste jest- martwe ciało to martwe ciało ,to nie jest nic łAdnego ,przyjemnego ani fajnego ,rzeczy obrzydliwe tak samo jak piękne są częścią życia i nic pieknego w mięsie leżacym na pólce w sklepie nie widzę . .

zou napisał/a:
Ale tak mi żal tych zwierząt, że nie mogę o nich mówić z obrzydzeniem "kupa flaków" "Trupy" - bo przecież to nie jest ich wina, to człowiek je tam zamknął i tak z nimi postapił.

NIGDY nie mówę o martwych zwierzętach w kategoriach kupa flaków, przykro mi że tak napisałaś ,bo ja tak nie myslę .
Z kolei nic złego nie widze w słowie trup , to tak jakby udawac ,ze nie ma śmierci i martwej materii w którą się zamieniamy po smierci. Ale tez nie rzucam 'trupami' na prawo i lewo

malva - 2013-07-27, 16:32

Na koniec dodam od siebie ,ze to też nie jest tak ,ze nagle wyszłam na ulicę i kto chce lub ie chce to musi mnie wysłuchać.
W ciągu ostatnich paru tygodni rozmawiałam z 3 osobami na ten temat. W jednej rozmowie wylacznie punkt widzenia zdrowotny . Pozostałe dwie to było obrzydzanie -trochę przez przypadek to wyszło ,ale rozmwy poszły w fajnym kierunku :)

zou - 2013-07-27, 17:01

hej malva -absolutnie nie miałam Ciebie na myśli, nikogo też z w/w wypowiedzi także nie cytowałam. To taka luxna refleksja po "łażeniu" w necie po forach i dietach, romowach "młodzieży" - bez precyzyjnego wskazania na wiek...Chodzi mi o radykalizm (miałam takie syt. w pracy np. wypowiedzi ludzi, a Ci którzy je wypowiadali sami popadali potem w tę drugą skrajność, "czystości", albo łączenia wege z anoreksją, albo własnie brzydzenia się rzeczy, które każdy z nas ma w środku ciała bardzeij lub mniej czyste, ale to wymaga dojrzałości i wiedzy, takze o fizjologii itd. i obrzydzanie jedzenia tą droga łączyło się z nieakceptowaniem tego o czym pisałam z perspektywy b. młodych osób).
Miałam też w pracy przypadkową propozycje wege animacji polegających np. na zawiezieniu na wies stołu i rozłożeniu na nim martwych zwierząt, aby uświadomić hodowcom jakie to straszne. Mnie samej było dziwnie zadać pytanie " a skąd weźmiecie te martwe zwierzęta"... Młodzi ludzie czasem sa krótkowzroczni bardzo. No ale to już jest offtop od tematu watku o męzu ;)

ps. pomijając fakt, ze ludzie ten stół wezma za staragan i zaraz podejda KUPOWAĆ a nie się zastanawiać co tam leży...i czemu. :roll:

malva - 2013-07-27, 19:56

zou, o brr ,to teraz rozumiem o co ci chodziło ,dzięki za odpowiedź :*
zou - 2013-07-27, 22:24

Malva - spoko, dzięki też, że zwróciłaś mi uwagę.

Tak osobno: Wśród młodzieży potem są takie nożyce pingpongowe "mięso to morderstwo" kontra 'moje jedzenie sra na twoje jedzenie"...
Ludzie czasem chca dobrze, ale nie mają podstawowej wiedzy, a jedni czują się lepsi od drugich (jak w tej syt. co opisałam powyżej w poście). Może dla tych co naprawdę sa uzależnieni od smaku mięsa, i trudno im się pozbyć tego nawyku, to obrzydzanie po kolei porodkuktów działa jak hipnoza na palacza. Np. powtarzanie "kurza owulacja" jako nazwa na jajko, "mleko dla cieląt" zamiast "mleko od krowy", "noga kury" za miast "udko" które już nie oznacza kończyny do chodzenia...w ogóle te żeberka, watróbki...zdrobnienia...Co innego jest prawda po prostu "watroba świni" a nie wątróbka wieprzowa bo na to drugie już jest znieczulica i jest to produkt, rzecz.
Może ma to obrzydzanie jakiś sens, ale bardziej chyba rodzi złość i gniew...a ludzie nieczęsto je spontanicznie zaskoczeni przeżywają w pełni. Raczej uczono nas aby je tłumić. I kręcimy się w kółko. No bo czy rzeczywiście ktoś w końcu wybucha "to CO mam jeść?!" i rzeczywiście się zmienia, dajemy przepisy, książki, linki? Ja ie mówię, że to jest niemożliwe, a raczej, że często kończy się a słownych bitwach młodych, na agresji i wywyższaniu sie poszczególnych grupek i takiej zależności przez negację- jedni wzmacniają drugich istnienie.Często oznacza to tyle co wyszukanie sobie wroga z którego się naśmiewa, osacza i pogardza; a z innej strony niektórzy wege lubują się w byciu "wygnańcami", takimi piętnowanymi narcystycznymi męczennikami.

Lily - 2013-07-27, 22:28

Z obrzydzeniem to czasem bywa na odwrót - ja przestałam jeść mięso właśnie po to, by nie zjadać zwierząt, a obrzydzenie do mięsnych zapachów i widoków przyszło dopiero potem. Nie planowałam tego, choć różne błony, żyły itp. szczegóły obrzydzały mnie od zawsze.
MartaJS - 2013-07-27, 22:41

A ja przeciwnie, nie brzydzi mnie to do tej pory. A nawet może teraz brzydzi mniej niż kiedyś. To jest ciało zwierzęcia. Nie jest obrzydliwe.
Lily - 2013-07-27, 22:45

Niestety zapach podsmażanego z cebulą zwierza wywołuje u mnie autentyczne mdłości.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group