wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Ciąża i poród - Rodzice Aniołów

squamish - 2012-07-06, 10:09

Jenny jak sie czujesz psychicznie?Jak sobie dajesz ,dajecie rade z Samkiem ,wiadomo on malutki ,nie rozumie Waszego bólu ,płaczu?
Przytulam...

- 2012-07-06, 12:38

Jenny, przykro mi bardzo [*]
Malati - 2012-07-06, 12:42

Jenny, przytulam Was mocno.
aga40 - 2012-07-06, 13:54

nie wiem jak jest w polsce, ale u nas prochow nie mozna w domu trzymac. moja tesciowa posadzila swojej corce sliczna biala roze w ogrodzie, aby zawsze byla kolo niej...
Paticzang - 2012-07-06, 14:27

Jenny napisał/a:
Bardzo boję się o życie Samka i Adama. Bo zawsze wiedziałam, że życie jest kruche ale dopiero teraz to sobie bardzo wyraźnie uświadomiłam.

Jak czytałam wczoraj to co napisała kkaachaa to właśnie o tym samym pomyślałam o czym Ty piszesz dzisiaj. Człowiek zaczyna patrzeć inaczej na życie, zastanawia się nad czymś takim jak życie... myślę że Twoje doświadczenie - to co Cię spotkało i to że dzielisz się Tym z innymi to nic innego jak uzmysłowienie tego co jest ważne - życie innych i własne!
Ciężko mi nawet pisać co czuję bo słowami nie da się tego wyrazić ale chyba każdy wie o co chodzi.
Jeszcze raz Jenny ściskam i przytulam mocno! Jagódka-Aniołek czuwa nad całą Waszą rodziną!

aga40 - 2012-07-06, 15:44

nie rozsypala, bo nie mozna. posadzila roze, bo corka jest na cmentrzu troche daleko od domu w grobowcu rodzinnym. takim sposobem corka jest z nia. wiesz, rok pozniej urodzila zdrowego syna!
moja mama tez stracila dziecko, ale moj brat jest pochowany 50 metrow od domu...

jagodzianka - 2012-07-06, 17:22

Jenny, a nie da rady jakoś ominąć tych przepisów? Ktoś sprawdza co zrobiłaś z prochami po odebraniu z krematorium? Jeśli nie da rady to może uda wam się zachować chociaż część?
Malati - 2012-07-06, 17:50

Jenny, właśnie a może uda się zachować część prochów? Mojego znajomego ojciec po śmierci też został spalony Część prochów pochowano resztę jego syn wziął i zawiózł do Indii żeby wrzucić do Gangesu. Jest to jakieś rozwiązanie.
Lily - 2012-07-06, 19:34

Jenny, współczuję...
Co do prochów to mój znajomy rozsypał prochy swojej mamy nad Morskim Okiem, więc chyba da się jakoś te przepisy ominąć... w końcu nie jest to już żadne zagrożenie epidemiologiczne.

martika - 2012-07-06, 21:40

Na razie rozsypywanie prochów i trzymanie ich w domu nie jest legalne. Dozwolony jest jedynie pochówek na cmentarzu, albo w szczególnych przypadkach (podczas rejsu) w morzu.

Podobno prawo w tej kwestii ma zostać niedługo zmienione, ale z tego co się orientuję to zezwoli jedynie na rozsypywanie prochów w tzw. ogrodach pamięci.

Nikt jednak nie sprawdza czy prochy faktycznie spoczęły na cmentarzu, więc możesz zaryzykować.

koko - 2012-07-07, 09:51

Dziewczyny, miałyście rację pisząc, że to temat tabu. W moim bliższym otoczeniu dwukrotnie zdarzyło się poronienie - raz dotyczyło to mojej mamy, raz - bratowej niemęża. W pierwszym przypadku 3 miesiąc ciąży, w tym drugim - niecały miesiąc przed planowanym porodem. Wybaczcie, nie myślę o was jak o "wprawce", ale być może nauczycie nas, jak rozmawiać o stracie dziecka tak, żeby nie tworzyć kolejnych tabu, a jednocześnie nie grzebać w otwartej ranie.
Szczerze i mocno wam współczuję.

ana138 - 2012-07-07, 11:59

ja nie byłam w stanie w ogóle rozmawiać o stracie dziecka (dzieci) chciałam się zaszyć gdzieś i uciec przed całym światem. cierpiałam bardzo długo i nawet się cieszyłam, że ludzie traktowali to jak temat tabu, bo przynajmniej nikt mnie nie przymuszał do rozmowy.
Teraz wiem, że to nie było dobre. Tylko ciężko mi odpowiedzieć na pytanie, jak "powinno się" zachowac w takiej sytuacji, co mówić, żeby nie rozgrzebywać ran. ludzie są różni, na pewno więc nie ma tu uniwersalnej recepty. jedno jest pewne - milczenie i omijanie tematu nie jest dobrym wyjściem.
jenny myślę o was często, przesyłam wsparcie i przytulam mocno.

Malena - 2012-07-07, 13:35

To i ja się przywitam w wątku - mama 2 aniołków: Kasi i Grzesia. I przyznam Wam rację, że mówienie o stracie jest bardzo ważne, a niestety, często jest to tematem tabu i bliscy zachowują się jakby dziecka w ogóle nie było. A przecież było i jest w sercu, zawsze będzie. Ja się nauczyłam rozmawiać, choć jak odeszła Kasia świat mi runął w jednej chwili. Wtedy nie chciałam widzieć nikogo i rozmawiać nawet o przysłowiowej pogodzie. Gdy odszedł Grześ już było prościej. Łatwiej było mi się z tym "pogodzić", choć zupełnie tego nie rozumiałam. I wtedy nauczyłam się głośno mówić, co czuję i czego oczekuję. A oczekuję pamięci po moich aniołkach, po moich dzieciach.

Jak się ogarnę bardziej czasowo i pogodowo (ta temp. mnie wykańcza), to opiszę moją historię, jak to u nas było. Zostawiam moc uścisków dla innych aniołkowych rodziców!

ana138 - 2012-07-07, 14:53

Jenny napisał/a:
ana138, nie miałam pojęcia, że Ty też to przeszłaś

Tak, trzy razy, jedna ciąża była bliźniacza.pisałam ci jakis czas temu pw, nie dostałas ?
nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę słowa poronienie. jest wstrętne i okropne i właśnie sugeruje, że to ja - ja to zrobiłam.
macie imiona dla swoich aniołków. ja nawet tego nie byłam w stanie zrobić. Myślę, że byłam w stanie jakiegoś kompletnego wyparcia, nie chciałam nawet pogrzebu ani nie chciałam znać płci.

ana138 - 2012-07-07, 15:26

oooo....a ja go w wysłanych też nie mam. musiało się coś pochrzanić.
Robi - 2012-07-07, 16:41

ana138, ja tez nie chcialam znac plci, dziecka, ani zabierac go ze szpitala, myslalam, ze tak bedzie mi latwiej i szybciej zapomne. Pierwsza dziecko stracilam w 5 miesiacu, drugie w 10 tygodniu. Jenny, mi tez bylo duzo lzej na sercu za kazdym razem jak komus opowiedzialam co nas spotkalo i wywalilam cale moje zale na zewnatrz.
ana138 - 2012-07-07, 21:59

Robi napisał/a:
Pierwsza dziecko stracilam w 5 miesiacu

o matko...aż mnie zatrzęsło. to musiało być straszne.
ja traciłam swoje ciąże jakoś koło dziesiątego tygodnia, blizniaczą na dwie raty - jedno dziecko około ósmego, drugie znowu w dziesiątym. wiem, że to boli niezależnie, czy ciaża trwała krótko czy dłużej, aczkolwiek,jak słyszę o stracie w piątym czy siódmym miesiącu, to aż mi łzy napływają same do oczu.
Robi, jak po tym wszystkim przeszłaś trzecią ciążę?

Robi - 2012-07-07, 23:23

ana138, trzecia ciaza to byl jeden wielki stres, zreszta nie bez powodu, okazalo sie, ze mam zespol antyfosfolipidowy (najprawdopodobniej dlatego stracilam wczesniej malenstwa). Codziennie robilam sobie zastrzyki, a ostatni miesiac spedzilam w szpitalu, bo na USG okazalo sie ze pepowina zle pracuje i w kazdej chwili moze byc konieczna cesarka. Udalo mi sie dotrwac do 30 tygodnia. Potem maly byl 6 tygodni w szpitalu wiec znowu nerwy. Ale teraz kawal chlopa z niego.
Kat... - 2012-07-07, 23:27

Ja nie pamiętam dokładnie ale to był maks 10 tydzień.
ana138 napisał/a:
wiem, że to boli niezależnie, czy ciaża trwała krótko czy dłużej, aczkolwiek,jak słyszę o stracie w piątym czy siódmym miesiącu, to aż mi łzy napływają same do oczu.
mi też :-(
ana138 - 2012-07-07, 23:48

Robi, u mnie też podejrzewali ten zespół antyfosfolipidowy, czy to chodzi o odmienne grupy krwi matki i dziecka, czy mi sie cos miesza? wiem, że testy miałam na to robione.
u mnie ciąża z Marcelem, to był też jeden wielki koszmar, miałam krwawienia i byłam pewna, że znowu się nie uda. chyba dopiero około siódmego miesiąca zaczęłam wierzyć w to, że być może będę miała dziecko.
a czy wam w ogóle podawano jakieś przyczyny straty dziecka? czy, tak jak ja, nie miałyście w ogóle pojęcia dlaczego? chodzi mi o jakies medyczne wyjaśnienia.

Robi - 2012-07-08, 00:19

Dzieki dziewczyny. ana138, nie to nie grupykrwi, tylko to znaczy, ze masz we krwi przeciwciala, ktore powoduja miedzy innymi powstawanie zakrzepow. U mnie przy pierwszej ciazy cala wine lekarze zwalili na nadcisnienie, na ktore sie leczylam. Lezalam miesiac w szpitalu, a oni mnie mieli gdzies. Jak sie skarzylam na plamienia to dostalam czopki przecwgrzybiczne! Zaczelam czuc skurcze zamiast ruchow dziecka i dalej slyszalam, ze wszystko ok. Na koniec wypisali mnie ze szpitala, a po kilku godzinach jak moj lekarz zrobil usg, okazalo sie, ze dziecko nie zyje. Nikt mi nie zlecil zadnych dodatkowych badan. po prostu sprawe zostawili.
Przy drugiej pojechalam do dobrego lekarza, prywatnie, tam dostalam zlecenie na rozne badania, ale kiedy wrocilam z wynikami bylo juz za pozno.

MartaJS - 2012-07-08, 08:32

Ja straciłam moją pierwszą ciążę ok. 7 tygodnia, czyli bardzo wcześnie. Nie miałam zabiegu, wszystko samo się oczyściło, więc też nie miałam traumatycznych przeżyć szpitalnych. Mimo to bardzo to przeżyłam - strasznie się oboje cieszyliśmy tą ciążą, myśleliśmy już o tej kropelce jak o naszym dziecku. Dopiero po jakimś czasie, kiedy się pozbierałam, nadałam tej kropelce imię - Wojtuś - i czasem zapalam mu lampkę na cmentarzu, wśród dziecięcych grobików, bo przecież takie małe coś nie może mieć grobu.

Jest to rzeczywiście temat tabu i dopiero kiedy sama straciłam ciążę, różne osoby z mojego otoczenia zaczęły o tym mówić. Naprawdę wiele osób przechodzi przez to, m.in. moja znajoma w 7 miesiącu. Dowiedziałam się też, że mam zmarłe rodzeństwo.

Mnie nie razi słowo poronienie ani strata, nie kojarzy mi się z moją winą.

Bardzo dużo informacji jest na tej stronie www.poronienie.pl. Również jest tam tekst o nietrafionych pocieszeniach. Ludzie mówią "to właściwie jeszcze nie było dziecko" albo coś w tym stylu - i ranią w ten sposób jeszcze bardziej.

Mia - 2012-07-08, 23:22

ana138 napisał/a:
a czy wam w ogóle podawano jakieś przyczyny straty dziecka? czy, tak jak ja, nie miałyście w ogóle pojęcia dlaczego? chodzi mi o jakies medyczne wyjaśnienia.
tak, ja i mąż rozmawialiśmy z super ginekologiem - bardzo profesjonalnym, a przy tym serdecznym, ciepłym, wyrozumiałym. Powiedział wtedy, że natura wie co robi - jest mądrzejsza od nas i z tego powodu często nie dochodzi do prawidłowego zagnieżdżenia zarodka w macicy, bo być może zarodek miał tak silne wady genetyczne, że dziecko nie przeżyłoby lub urodziło się bardzo chore... Ale moje poronienie (jedno na pewno, a mam powody przypuszczać, że było ich dwa, z tym, że za pierwszym razem nie spieszyłam się tak z robieniem testu ciążowego) to była tzw. ciąża biochemiczna (jak dla mnie też okropne określenie :-( ) :
Cytat:
O ciąży biochemicznej mówimy wtedy, gdy testy potwierdzają informację o zapłodnieniu, jest jeszcze jednak zbyt wcześnie, aby zaobserwować ją podczas badania ginekologicznego lub ultrasonografem.
hxxp://ciazabiochemiczna.info.pl/]stąd
U mnie wyglądało to podobnie jak u MartyJS - samo wszystko się oczyściło... test wyszedł pozytywny, a kilka dni później dostałam jakby spóźniony okres, więc to był maks. 5-7 tydzień, czyli 2-4 tygodnie od zapłodnienia, ale i tak bardzo to przeżyłam, bo przecież mogłam mieć dziecko :-( Natomiast domyślam się, że im później się to zdarzy jest tym ciężej, także przytulam Was wszystkie mocno!
Ja bardzo długo ukrywałam te wydarzenia i teraz żałuję, bo naprawdę bardzo przydałoby nam się wtedy dodatkowe wsparcie, mój mąż nie dawał rady w pojedynkę. Nawet rodzinie powiedzieliśmy dopiero, kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży z Romkiem i byłam na zwolnieniu praktycznie od samego początku do końca I trymestru - właśnie ze względu na wcześniejsze poronienie.
Ale zanim nie zaszłam w ciążę z Romkiem żadne zwierzenia, a tym bardziej słowo poronienie jakoś nie mogły mi przejść przez gardło, nawet w rozmowie z najbliższymi. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że było tak ze względu na potworny lęk, że to moja wina, że moje ciało do niczego się nie nadaje, że nigdy nie będziemy mieli dziecka... Dopiero kolejna ciąża mnie odblokowała, choć lęk o R towarzyszył mi jeszcze długo, jednak baaardzo starałam się być dzielna i spokojna, żeby nie zaszkodzić stresem maleństwu, pielęgnowałam w sobie nadzieję i mniej więcej po 20 tc zaczęłam wierzyć, że tym razem się uda i jak wiecie udało się. Ale nadal często wracam myślą do Maleństw z października i grudnia 2010 i zastanawiam się co by było gdyby...

squamish - 2012-07-09, 06:27

Dla osób z otoczenia to naprawde ciężki orzech do zgryzienia dlatego pewnie łatwiej łączyć sie duchowo w bólu niż o tym gadać pewnie zeby nie urazić ,nie powiedzieć coś głupiego, jeszcze bardziej nie zranić.Ale to taka nasza chyba mentalność martyrologicznego duszenia w sobie emocji i uczuć i zostawiania wszystkiego w czterech ścianach .Czas na zmiany!

Moja babcia straciła synka kilka dni po porodzie.Rzadko mówiła o wujku Krzysiu ,zawsze ze łzami w oczach,ból nosiła w sobie.

seminko - 2012-07-09, 08:51

MartaJS napisał/a:
przecież takie małe coś nie może mieć grobu.

Formalnie?

Ja straciłam pierwszą ciążę, na wczesnym etapie rozwoju. Na razie nie chcę o tym pisać.

MartaJS - 2012-07-09, 09:01

Tantra, formalnie pewnie może. Moje poronienie to był właściwie taki większy i bardziej bolesny okres. Więc trudności byłyby raczej, hmm, techniczne.

Czasem przyczyny nie da się określić. Kiedyś napisałam tekst o tym, właśnie wtedy, miałam taką potrzebę - żeby z biologicznego punktu widzenia napisać, sama dla siebie... Może znajdę go i wkleję tutaj.

seminko - 2012-07-09, 09:04

MartaJS napisał/a:
Moje poronienie to był właściwie taki większy i bardziej bolesny okres

Rozumiem. Ja trochę później.

Jeśli znajdziesz, wklej swój tekst.

MartaJS - 2012-07-09, 09:11

Kiedy studiowałam biologię, na ćwiczeniach z genetyki robiliśmy doświadczenia na muszkach owocowych – tych samych, które latem pojawiają się w naszych domach nad koszykiem z owocami. Zamykaliśmy w słoju z pożywką parę dorosłych, zdrowych muszek i czekaliśmy, aż pojawią się młode. Zwykle po dwóch tygodniach w słoju latało już spore stadko. Ponieważ po wykładach byliśmy przygotowani teoretycznie, wiedzieliśmy, jakich kombinacji genów możemy się spodziewać, jakie muszki pojawią się w słoju i w jakich proporcjach. Na przykład – że będzie to połowa samców i połowa samic, ale analizowaliśmy też inne cechy, które dawały się zauważyć pod lupą. Na ćwiczeniach jednak okazywało się, że proporcje w stadku młodych muszek nie są dokładnie takie, jak rozrysowaliśmy sobie w tabelce w zeszycie. Nie wszystko było zgodne z naszym teoretycznym modelem. Zupełnie tak, jakby pewnej części muszek brakowało. I rzeczywiście tak było – nie wszystkie muszki wylęgły się z jajek, nie wszystkie przeżyły stadium larwy, chociaż miały do tego najlepsze warunki. Niektóre kombinacje genów, które mieliśmy rozrysowane w naszej tabelce i które rzeczywiście zaistniały wśród muszego potomstwa, okazały się letalne, czyli śmiertelne, mimo że znakomita większość muszek z tej samej pary rodzicielskiej zdrowo latała po słoju.

Ludzie to nie muszki owocowe, choć pod względem budowy molekularnej i ogólnych zasad funkcjonowania biologicznego jesteśmy do muszek bardzo podobni. Muszki mnożą się szybko i mają dużo młodych jednocześnie, ludzie oczekują na upragnione dziecko miesiącami, a czasem latami. Ale bezlitosne prawa genetyki i statystyki działają tu tak samo. Nasze maleństwa, choć zwykle rodzą się żywe i zdrowe, czasem też trafiają do tej zupełnie przypadkowo dobranej grupy z taką pechową kombinacją genów, która nie pozwala im przeżyć.

Najważniejszym nośnikiem informacji o wyglądzie i funkcjonowaniu naszego ciała jest cząsteczka DNA (kwas dezoksyrybonukleinowy). W chemiczny sposób zapisana jest tu informacja o tym, w jaki sposób z prostych związków – aminokwasów - tworzyć złożone struktury białkowe o najróżniejszych funkcjach, które są podstawą życia. Gdyby rozwinąć DNA z jednej komórki, miałoby ono łączną długość 2 metrów, więc musi być w bardzo skomplikowany sposób pozwijane w specjalne pakiety, zwane chromosomami. Każda (prawie każda, ale o tym za chwilę) komórka w naszym ciele ma dwa bliźniacze zestawy takich pakietów, dwa zestawy genów – jeden od ojca, drugi od matki. Genów jest bardzo wiele, tak jak wiele jest białek odpowiedzialnych za różne rzeczy w naszym organizmie – trawienie, oddychanie, wydalanie, odporność, przekazywanie informacji, budowę tkanek – ale każdy występuje w postaci pary. Pary te mogą być identyczne lub różne (np. jedno z rodziców przekazuje do pary odpowiedzialnej za kolor oczu gen niebieskich oczu, a drugie - brązowych), mogą współegzystować na wiele sposobów, mogą maskować się nawzajem albo działać równolegle, ujawniając się jako cechy pośrednie. Każdy z nas jest niepowtarzalną kombinacją dwóch zestawów rodzicielskich genów, odpowiedzialnych za prawidłowe działanie naszych ciał. Jednak rzadko zdajemy sobie sprawę, że część z nich mogą stanowić geny, które w nieco innym zestawieniu nie pozwoliłyby nam przeżyć. Tylko po prostu szczęśliwie trafiliśmy na inną kompozycję. Para genów, w której jeden jest letalny, a drugi nie, może być zestawem niezbędnym do prawidłowego działania organizmu, jednak gdy trafią się w tej parze dwa takie same geny letalne – mały organizm nie może się prawidłowo rozwijać i umiera.

Jak już wspomniałam wcześniej, komórki naszego ciała mają po dwa zestawy pakietów DNA, czyli chromosomów. Wyjątkiem są komórki rozrodcze, czyli komórki jajowe i plemniki – one mają tylko po jednym zestawie. Kiedy łączą się ze sobą przy zapłodnieniu, nowa komórka, będąca pierwszą komórką dziecka, ma znów dwa zestawy. Ten magiczny, niesamowity akt jest bardzo złożony na poziomie molekularnym i komórkowym, uczestniczy w nim mnóstwo ważnych substancji i struktur. Chromosomy muszą wykonać bardzo wiele skomplikowanych ruchów, tańców, przetasowań – najpierw podczas wytwarzania komórek jajowych i plemników, potem podczas zapłodnienia. Pakiety informacji wędrują holowane na specjalnych mikroskopijnych niciach, rozwijają się i skręcają na nowo, sklejają się i znów rozdzielają, wymieniają się genami między sobą... Procesy te od milionów lat odbywają się tak samo w każdym żywym organizmie, od pantofelka do słonia, od muszki owocowej do człowieka. Jednak komórka to nie komputer, a przecież nawet komputery czasem się psują. Im bardziej złożony organizm, tym większe prawdopodobieństwo pomyłki. Czasem pęknie nić, na którym holowany jest chromosom. Czasem jakieś białko nie dotrze na czas, żeby skleić rozdzielone części genetycznych pakietów. Czasem coś zostanie przymocowane nie tam gdzie trzeba. Czasem zestaw chromosomów podzieli się nierówno, jeden plemnik dostanie ich za mało, a drugi za dużo, i zaniesie taki nietypowy pakiet do komórki jajowej. Takie błędy noszą nazwę aberracji chromosomowych. Nie wszystkie z nich są śmiertelne, niektóre powodują upośledzenie (przykładem aberracji chromosomowej jest zespół Downa), niektóre drobne błędy mogą nie mieć większego znaczenia, zwykle jednak nowy organizm z takim niepełnym lub nieprawidłowym zestawem informacji nie może żyć długo.

Natura wydaje się okrutna i rozrzutna. Tyle małych istnień powołuje do życia, żeby chwilę później umarły. Ale jednocześnie jest oszczędna. Nigdy nie niszczy więcej, niż to konieczne. Na najmniejszy błąd odpowiada całym zestawem mechanizmów naprawczych. Zdziwilibyśmy się, jak wiele białek w naszych komórkach odpowiada za reperację uszkodzonych chromosomów, usuwanie mutacji, wykrywanie nieprawidłowości, kontrolę właściwego działania. Bez nich ten kosmicznie skomplikowany mechanizm, dzięki któremu na świecie ciągle dzieje się cud narodzin, nie mógłby działać. Jednak czasem i one zawiodą. Czasem już nie da się nic naprawić.

Ale przecież tak często się udaje.

seminko - 2012-07-09, 09:42

Dzięki za ten tekst.
Moja matka mnie "wyklęła" za moje poronienie. Bo moja wina.

koko - 2012-07-09, 21:11

Tantra napisał/a:

Moja matka mnie "wyklęła" za moje poronienie. Bo moja wina.

:shock:

MartaJS - 2012-07-09, 21:19

Tantra, współczuję.

Myślę, że są rzadkie sytuacje, kiedy to jest faktycznie "wina" kobiety, no nie wiem, jak matka chleje itp. Jednak w większości przypadków nie ma w tym żadnej naszej winy. Przyczyną są wady wrodzone u dziecka, czyli to co napisałam, czasem jakieś niewykryte/niewykrywalne problemy zdrowotne u matki, czasem, zwłaszcza w pierwszej ciąży, coś tam nie zadziała jak trzeba, szlaki jeszcze nie przetarte.

A jednak jest w społeczeństwie jakieś piętno na tym, nadal wielu ludzi utożsamia poronienie z aborcją :shock:

kamma - 2012-07-10, 09:00

MartaJS napisał/a:
nadal wielu ludzi utożsamia poronienie z aborcją

myślę, że masz baardzo dużo racji. Do tego pewnie dochodzi ukryte gdzieś w czeluściach nieświadomości zbiorowej przekonanie, że kobieta, która poroniła, jest kobietą niepełnowartościową, nie spełniła swojej zasadniczej roli. A prawdą jest przeważnie to, co pisałaś wcześniej: natura wie, co robi.
Współczuję z całego serca mamom wszystkich Aniołków. To jest dla nie niewyobrażalny ból.
Nie straciłam wprawdzie żadnego dziecka, ale od początku obu ciąż mówiono mi, że mam się do nich za bardzo nie przywiązywać. Ten strach jest straszny. Życzę Wam, aby kolejne dzieciątka, które powołacie na świat, uśmiechały się wo Was co rano.

mimish - 2012-07-10, 09:10

Moj ginekolog zawsze uzywa slowa zarodek, plod. Dziecko mowi po porodzie. W pierwszej ciazy strasznie tego nie lubilam, teraz rozumiem coraz bardziej. Spotkalam wczoraj w szpitalu kobiete, ktora wlasnie stracila dziecko/plod, powiedziala, ze to juz 3 raz i ze jest ciezko ale tez latwiej nie nastawiajac sie od poczatku na dziecko. Mowila, ze bedzie probowac za 3-4 miesiace, byla spokojna, pelna nadzieji.
MartaJS - 2012-07-10, 10:13

mimish napisał/a:
Moj ginekolog zawsze uzywa slowa zarodek, plod. Dziecko mowi po porodzie. W pierwszej ciazy strasznie tego nie lubilam, teraz rozumiem coraz bardziej.


Kiedyś w jednym tekście na temat praw kobiet, a dokładnie macierzyństwa, tekście o takim raczej feministycznym przekazie, użyłam słowa "dziecko" właśnie w kontekście poronienia. Jedną z moich znajomych bardzo to zdziwiło, zwłaszcza że kilka zdań wyżej pisałam o prawie do wyboru, o legalnej aborcji. Napisałam jej, że to nie jest takie proste. Też mnie irytuje, jak politycy - dla czysto politycznych celów - nazywają "dzieckiem" zapłodnioną komórkę jajową. Ale wszystko zależy od sytuacji. Jeśli kobieta pragnie dziecka, jeśli od początku czuje, że ta drobinka w macicy jest jej dzieckiem, nikt nie ma prawa mówić jej, że to nie jest, nie było dziecko. Dla niej to zmarłe dziecko, a nie obumarły zarodek. Cała ta tematyka i nazewnictwo zostało zawłaszczone przez dyskurs pro-life kontra pro-choice i naprawdę można się pogubić.

Nie wiem czy znacie książkę Justyny Bargielskiej "Obsoletki". To taki nieduży zbiorek opowiadań na pograniczu groteski (a może nawet nie na pograniczu), właśnie m.in. o utracie dziecka, o poronieniu, o macierzyństwie, chociaż nie tylko o tym. Pisana z humorem, choć często czarnym. Wydaje mi się, że Justyna w tym zbiorku w pewnym sensie odzyskuje ten temat, wyzwala go z ideologicznego sporu, znajduje język, jakim można o tym mówić. Bardzo polecam.

Jenny, przykro mi, że nie znajdujesz tu pocieszenia, ale wiem, że masz się do kogo zwrócić. Trzymajcie się.

squamish - 2012-07-10, 12:23

Jenny w każdym razie powodzenia!
Lily - 2012-07-10, 12:36

Jak widać z każdego ludzkiego nieszczęścia można zrobić pole do konfliktu i pretekst do udowadniania, czyja racja jest lepsza... Czy nie lepiej się skupić na przeżyciach, emocjach, a nie na ideologii? :roll:
go. - 2012-07-10, 13:05

Jenny, taka jest rola forum- różni ludzi wymieniają się swoimi poglądami, doświadczeniami, łączy nas tematyka forum.
Dziewczyny chciały dobrze. Chciały rozmawiać. Ty zresztą też
Przywyknij, że jesteśmy różni
Uszanuj prawo do własnego zdania/religii/filozofii etc., tak jak sama chcesz być szanowana
Wszystkich nas dotykają rzeczy dobre, złe, tragiczne. Nikogo z nas to nie omija.
Bóg (jakkolwiek by go nie nazwać)powinien być wszystkim wyżej pojętymdobrem, a nie prowodyrem wojen religijnych


MartaJS, z mojej strony szacun za przemyślenia i fakt, że się nimi podzieliłaś!

mimish - 2012-07-10, 13:22

W moim zyciu nie ma tego Boga co u Jenny, nie znaczy to ze nie zyczylam dobrze, wspolczulam, modlilam sie. Przykro sie robi, ze takie sztywne podzialy sa wciaz obecne, nawet w tak smutnych chwilach..
gemi - 2012-07-10, 13:28

Jenny, jeśli czujesz, że tak będzie dla Was lepiej, to idź za tym głosem. W zeszłym roku odsunęłam się od forum m.in. z religijnych powodów (choć wyznaję Boga nieco inaczej, niż Ty). Wróciłam. Ale z przekonaniem, że lepiej będzie, gdy WD pozostanie przestrzenią wielokulturową, różnorodną politycznie i religijnie (włączając w to ateizm). I lepiej dla tego miejsca, gdy nie będziemy wzajemnie przekonywać się do wyznawanych opcji politycznych i wiary, bo to rodzi niepotrzebne konflikty - niejeden taki konflikt miałam okazję prześledzić.

A tak w temacie - podczytywałam wątek z racji trudnych początków ciąży. Niepokojące bóle i kompletna niemoc wzbudzały refleksję, czy wszystko w porządku. A mam tendencję do brania wszelkiej winy na siebie. Poza tym kilka moich znajomych straciło dzieci i szukałam wskazówek, jak być z nimi w takich sytuacjach, gdy mi o tym opowiadają.
Dziękuję Wam.

Lily - 2012-07-10, 14:41

Moja koleżanka z dzieciństwa straciła dziecko w 5 miesiącu, już nigdy nie zaszła w ciążę... nie wiem, czy nie mogła, czy nie chciała :( Smutne to wszystko...
- 2012-07-10, 23:17

MartaJS, swietny jest Twój tekst. Bardzo ciepły i delikatny, choć mówi o czasem tak cieżkiej do zaakceptowania prawdzie :*
Tantra, :( masakra. Kobiety przechodzace przez taką stratę chyba najbardziej potrzebują wsparcia i zrozumienia własnej matki..
Jenny, trzymajcie się. Trochę nie rozumiem tego, że odmawiasz ludziom prawa do wspierania Cię na swój własny, wolny sposób :/

seminko - 2012-07-10, 23:35

i wszystkie kochane, które mnie o to zahaczyły:*, moja matka to ... hmm... typ kukułki.
Lubi wyrzucać z gniazda i żalić się, że nie ma--- yyy.... partnerów do gry w szachy ;-) nic już publicznie nie powiem na jej temat.
Ja tez nie byłam łatwym dzieckiem, przemaglowałam rodziców na wszystkie sposoby (w tym wyskakiwanie przez okno)
Wiem, co znaczy słowo: ciężko :->

gemi - 2012-07-11, 12:18

Tantra napisał/a:
Ja tez nie byłam łatwym dzieckiem, przemaglowałam rodziców na wszystkie sposoby (w tym wyskakiwanie przez okno)
Tantra, wszystko jedno, co miałaś na koncie. Są sytuacje, w których nikomu nie powinno się odmawiać wsparcia. Może więc i dobrze, że się choć trochę podzieliłaś i doświadczyłaś kobiecej troskliwości :-)
seminko - 2012-07-11, 16:23

gemi, masz rację. Dziękuję Wam za dobre słowa:*
- 2012-07-11, 20:15

gemi, racja
seminko - 2012-07-11, 20:50

Ale teraz, po tych doświadczeniach, na świecie gości mój wspaniały syn, który rozwija się cudnie, a ordynator stwierdził, że jestem stworzona do rodzenia :-D Czego i Wam, dziewczyny, które będziecie pisać jeszcze w tym wątku (oby jak najmniej), życzę i wierzę, że tak będzie:*

Z matką kontakt sporadyczny i przeważnie kończy się kłótnią albo innymi świństwami, wylałam przez to morze łez, może właśnie dlatego czasem lepiej dać spokój, tym bardziej, że nie zostawiłabym dziecka pod jej opieką, jakkolwiek bolało mnie, że nie będzie miał takiej troskliwej Babci, jak inne dzieci. Ma cudowną "Ciocię- Babcię" i to grunt :-D

[ Dodano: 2012-07-11, 20:53 ]
"nic już publicznie nie powiem na jej temat"
Nie jestem konsekwentna ;-) Ale już koniec OT, przepraszam Was. Po prostu chciałam wyjaśnić, dopowiedzieć.

[ Dodano: 2012-07-11, 21:08 ]
Jenny napisał/a:
nie mogę czytać, że ktoś śle mi dobre myśli

Jenny: słanie dobrych myśli nie jest wbrew Bogu, ani chrześcijańskiemu, ani jakiemukolwiek innemu. Twoje odczucia są Twoimi, Twoje łzy też i tak samo prawo do interpretacji tego, co inne Kobiety Tobie mówią/ piszą. Masz prawo być wściekła nawet na cały Bogu ducha winny świat:* Ale ten świat nie życzy Ci źle. Ani ludzie na forum.
Bardzo mnie wzruszył Twój opis, dziękuję Ci za niego, pomógł mi trochę określić się wobec tego, co sama przeżyłam, a co trochę wypierałam ze świadomości...

Jakkolwiek jesteśmy różne, na poziomie kobiecej współtożsamości myślę z Tobą równolegle, wspieram Cię myślami i dobrze, że masz oparcie w Bogu: ja nie mam takiej wiary, straciłam ją, choć sama kiedyś wierzyłam, SAMA uwierzyłam(w domu nie było tematu Boga, byłam chrzczona na własne życzenie w wieku 15 lat).

Myślę o Was i o pozostałych, dotkniętych tym doświadczeniem:*

squamish - 2012-07-13, 06:29

Tantra napisał/a:
słanie dobrych myśli nie jest wbrew Bogu, ani chrześcijańskiemu, ani jakiemukolwiek innemu. Twoje odczucia są Twoimi, Twoje łzy też i tak samo prawo do interpretacji tego, co inne Kobiety Tobie mówią/ piszą. Masz prawo być wściekła nawet na cały Bogu ducha winny świat:* Ale ten świat nie życzy Ci źle. Ani ludzie na forum.
Bardzo mnie wzruszył Twój opis, dziękuję Ci za niego, pomógł mi trochę określić się wobec tego, co sama przeżyłam, a co trochę wypierałam ze świadomości...

Jakkolwiek jesteśmy różne, na poziomie kobiecej współtożsamości myślę z Tobą równolegle, wspieram Cię myślami i dobrze, że masz oparcie w Bogu: ja nie mam takiej wiary, straciłam ją, choć sama kiedyś wierzyłam, SAMA uwierzyłam(w domu nie było tematu Boga, byłam chrzczona na własne życzenie w wieku 15 lat).
Tantra świetnie to napisałaś!
Współczuje relacji z mamą Moje też nie są lepsze :-/ Więc rozumiem...
MartaJS świetny tekst!

Często myśle o Myślozbrodni.Straciła synka w zaawansowanej ciązy.Ciekawe co u niej i jak sobie radzi.Tak troche konspiracyjnie usunęliśmy ją z listy ,chciałyśmy uszanować jej 'cisze' w temacie ,ale nie wiem czy nie było to właśnie takie 'uciszenie' sprawy .Bo przecież jesteśmy tu też po to zeby sie wspierać w trudnych chwilach choćby wirtualnie.

machok - 2012-07-13, 06:45

@Euri jeśli masz koleżankę w takiej sytuacji, zapytaj czy chce porozmawiać. Ja mam dwoje dzieci, w ciąży byłam 4 razy. I jakoś tak jest, że jeśli mnie pyta bliska osoba, z ciepłym zainteresowaniem to zawsze chcę mówić. To jest dziedzina ogromnej samotności. Poza matka, po pewnym czasie, nikt już nie pamięta o tamtych dzieciach. A one są dziećmi. I w najmniej odpowiednich momentach zdarzają się fale żalu, przykrości czy niezrozumienia sytuacji czemu mi to się przydarzyło
Dla mnie najgorsze w reakcjach były namawiania, żeby probowac jeszcze. Namawiania namolne, optymistyczne i... bezduszne.
Kto nie przeżył nie zrozumie. Mam dwójkę dzieci i dość trudną syt materialną, nie chce ryzykować trzeciej straty. Moja sprawa. Wiem, ze tak źle finansowo nie jest, żeby się nie wykarmiło, czy coś... Ale to wszystko daje wybór na niepróbowanie wiecej. A tu takie hura optymistyczne poganianie.
Opowiadać się chce. Strach tylko, czy inne matki to zniosą.
Czy nie ocenia: pojechalas do szpitala z koleżanką, nie z mężem??? Tak chciałam. Nie on odmówił, ja. Dla mnie to kobiece sprawy, pewne tabu. Rozmawialam z nim dużo, okazał
wsparcie jak nikt. Ale nie chciałam.
Czasem chce się opowiedzieć, czego się nie da, jak to jest chodzić ze zmarłym dzieckiem
w brzuchu, bo lekarze mówią ze lepiej czekać na "samoistne oczyszczenie". Co przy tym
wieku ciążowym oznacza, ze i tak będzie zabieg tylko czekają na start. Ja wytrzymalam tak tydzień. Potem zażądałam zabiegu. Czułam się jak żywa trumna. Ciąża rośnie, a dziecko nie...
Koszmar.
Za drugim razem było podejrzenie zaśniadu, nowotworu łożyska. Szczęście niepotwierdzone. Po histopatologie szłam sama. Zaznaczam, ze tak chciałam.
Ta ulga, ze to TYLKO poronienie była aż nieprzyzwoita. Ale tak się cieszę, ze żyje dla dwójki starszych dzieci. Sytuacje są rozne. Ale wydaje mi się, ze większość kobiet ma moment, ze chce pogadać. Najlepij na żywo, ze by ktoś łapał łzy spod rzęs, a nie tylko klawiatura wiecznie słona....

[ Dodano: 2012-07-13, 07:00 ]
Przepraszam, za błędy. Nie mam siły poprawiać

ana138 - 2012-07-13, 15:37

squamish, co z myślozbrodnią??? nic nie wiem.
machok, straszny, straszny koszmar. kiedy to wszystko się stało? Aniołki są młodsze, tak?
masz rację z tym, że czasem by się chciało o tym porozmawiać, ale strach, czy inne matki to zniosą, czy inni chcą o tym słuchać. Czy nie palną czegoś, co zaboli.
ja długo rozmawiać nie mogłam, z nikim, nawet z mężem nam nie szło. dopiero chyba się przełamałam, jak Marcel się urodził, nie wiem, czemu. ale to też, nie z każdym.
Tantra napisał/a:
Jenny: słanie dobrych myśli nie jest wbrew Bogu, ani chrześcijańskiemu, ani jakiemukolwiek innemu. Twoje odczucia są Twoimi, Twoje łzy też i tak samo prawo do interpretacji tego, co inne Kobiety Tobie mówią/ piszą. Masz prawo być wściekła nawet na cały Bogu ducha winny świat:* Ale ten świat nie życzy Ci źle. Ani ludzie na forum.

dokładnie, podpisuję się.

machok - 2012-07-13, 16:49

Ana138 własnie, że tak dziwnie było. Moje urodzone dzieci są starsze. Dwoje najmłodszych straciłam. Może gdyby była inna kolejność to prób byłoby wiecej...
- 2012-07-13, 22:27

machok, :*
co do Myślzbrodniej, wysłaliśmy w parę osób pw do Niej, ale chyba już się nie logowała od tamtego czasu, moja wiadomość wciąż jest nieprzeczytana przez Nią :/ mam nadzieję, ze wszystko u Niej sie pomału układa

koko - 2012-07-14, 12:47

, si, moja wiadomość też jest nieodebrana. Mam nadzieję, że po prostu odcięła wszystko, co jej się źle kojarzyło (w tym nas), a że poza tym u niej wszystko dobrze.
sylv - 2012-07-16, 19:37

MartaJS napisał/a:
Ja straciłam moją pierwszą ciążę ok. 7 tygodnia, czyli bardzo wcześnie. Nie miałam zabiegu, wszystko samo się oczyściło, więc też nie miałam traumatycznych przeżyć szpitalnych. Mimo to bardzo to przeżyłam - strasznie się oboje cieszyliśmy tą ciążą, myśleliśmy już o tej kropelce jak o naszym dziecku. Dopiero po jakimś czasie, kiedy się pozbierałam, nadałam tej kropelce imię - Wojtuś - i czasem zapalam mu lampkę na cmentarzu, wśród dziecięcych grobików, bo przecież takie małe coś nie może mieć grobu.


Och, Dziewczyny........... :cry:
Nie wchodziłam na wd od dawna, dziś MArtuś opowiedziała mi o tym wątku...

Straciłam nasze dziecko niedawno, bardzo wcześnie, ale tak jak pisze Marta, przeżyłam to strasznie - wciąż przeżywam. Moja radość i energia odeszła, nie wiem, kiedy znowu będzie tak jak wcześniej. Jest mi wciaż jeszcze ciężko, tak długo czekaliśmy.... I dalej czekamy, chociaż nadzieja we mnie gaśnie.

Niewielu osobom do teraz mówiłam, rodzina nie wie. Najgorsze są pocieszenia pt. "to przecież było tak krótko", "przynajmniej wiesz, że możesz zajść".

NO i znowu się poryczałam...
Ściskam Was.

Salamandra*75 - 2012-07-16, 20:22

dziewczyny ściskam Was mocno ...myśle o Was ciepło
Malati - 2012-07-16, 20:23

sylv, tak bardzo mi przykro :-( Przytulam
MartaJS - 2012-07-16, 20:58

sylv, bardzo mi przykro. Trzymajcie się!
Mada95 - 2012-07-16, 21:11

Przykro mi sylv..te "pocieszenia" brzmią okropnie :roll:
Gudi - 2012-07-16, 21:12

ja wpadłam i poroniłam około 7 tygodnia, było to około 2-3 lat temu... Termin wychodził mi tak jak teraz... identycznie [+/- 2-3 dni]... Już zawsze będę liczyć ile to dziecko miałoby lat itp. Ale pogodziłam się z tym, ale ja też taka jestem, w miarę szybko radzę sobie ze stratą... Brzmi strasznie, ale o wiele bardziej ryczałam, gdy się już staraliśmy o dzidzie kilka miesięcy okres jednak przychodził, ale w pewnym momencie się spóźniał - okazała się ciąża biochemiczna [hormony wychodziły, ale spadały...]. Tylko, że dzięki temu wiem, że udało się Jagódce zagnieździć w następnym cyklu, bo chyba miałam problemy z grubością endometrium... Dlatego teraz nie smucę się z tego powodu - wiem, że tak musiało być.
Mada95 - 2012-07-16, 21:58

jesteście silne..ja bym się chyba całkiem załamała...

jeszcze nie zaczełam się starać o potomstwo a już się boję takich sytuacji....

olgasza - 2012-07-16, 22:13

sylv, :-*
seminko - 2012-07-16, 23:45

sylv, przytulam...

[ Dodano: 2012-07-16, 23:48 ]
Gudi napisał/a:
wiem, że tak musiało być.

Myślę o tym podobnie..

notasin - 2012-07-16, 23:54

sylv, tak mi przykro :-( :*
ana138 - 2012-07-17, 10:54

sylv, niech twoja nadzieja nie gaśnie. my tez czekaliśmy długo -8 lat. jak mi ktoś mówił, że trzeba mieć nadzieję, to myślałam, że pogryzę. ale wychodzi na to, że jednak to prawda . trzymaj się, nie poddawajcie się.
- 2012-07-17, 11:08

sylv, cholera, nie wiedziałam, strasznie mi przykro kochana :* trzymam mocno kciuki by szło wszystko ku lepszemu. Nie wyobrażę sobie nawet Twojego bólu i zagubienia. Tym mocniej będę o Was myślała
Mia - 2012-07-17, 13:15

sylv, bardzo mi przykro :-( przytulam Cię mocno!
czułam się podobnie 1,5 roku temu i to był najgorszy okres w moim życiu, długo z tego wychodziłam, chyba z 10 miesięcy. To może brzmi okropnie i jest oklepane, ale czas naprawdę leczy rany, a donoszenie kolejnej ciąży i urodzenie dziecka je zabliźnia. Ale tak jak Gudi już zawsze będę liczyć ile lat miałoby obecnie to pierwsze maleństwo. Chociaż wtedy nie mielibyśmy Romka... ech, skomplikowane to wszystko...

Malati - 2012-07-17, 14:42

sylv, napewno Ci ciężko ale proszę nie poddawaj się ,walcz !!! Warto mieć nadzieję nawet kiedy czujesz się tak jakby cały świat był przeciwko Tobie. Wierzę że w końcu będziesz mamą. Ściskam.
Malena - 2012-07-17, 16:54

Aktualizacja do mojej wypowiedzi z pierwszej strony - właśnie się dowiedziałam, że zostałam mamą trzeciego aniołka :cry:
Malati - 2012-07-17, 16:58

Malena, nie wiem co napisać.Tak bardzo mi przkro :-(
Jadzia - 2012-07-17, 18:06

Malena, przykro mi :( Nie jestem sobie w stanie wyobrazić co teraz czujesz...Przytulam :*
kkaachaa - 2012-07-17, 18:11

Malena, tak bardzo mi przykro... Dokładnie wiem, co teraz czujesz. Ja 2 tygodnie temu straciłam córeczkę w 34 tc i do tej pory do mnie to nie dociera...
Przytulam Cię i płaczę z Tobą. Jak będziesz chciała pogadać, to jestem.

Lily - 2012-07-17, 18:15

Dziewczyny :-(
Strasznie mi przykro :cry:

priya - 2012-07-17, 18:24

:-( :-( :-(
sylv - 2012-07-17, 19:05

kkaachaa, Malena, nie będę się rozpisywać, bo i tak Was nie pocieszę... Mimo wszystko wydaje mi się, że Wam jest dużo trudniej niż mi. Nie mówię tu o samej ciąży, bo nieważne, ile trwała, każda z nas zdążyła poczuć się matką. Mnie jest łatwiej o tyle, że niewiele osób wiedziało, mogę uniknąć pytań, "pocieszeń", "dobrych rad". Przytulam i życzę Wam siły i spokoju.
- 2012-07-17, 19:13

oj dziewczyny..trudno mi to pojąć..dlaczego tak sie dzieje? :cry:
ana138 - 2012-07-17, 22:04

dziewczyny, brak słów. malena, tak strasznie mi przykro. Jeśli będziesz miała siłę i potrzebę, to napisz, co się stało. kkaachaa, nie sledziłam waszego wątku, więc nie miałam pojęcia, że straciłaś Misię. to wszystko jest okropne, nie mogę tego ogarnąć.
Malena - 2012-07-19, 14:08

Dziękuję dziewczyny.

kkaachaa, dziękuję, powoli dochodzę do siebie. Na razie ciężko mi rozmawiać, choć po porodzie jest łatwiej.

ana138, nie wiem co się stało - synek umarł. Wczoraj go urodziłam. Lekarz ze szpitala podejrzewa, że to przez mój układ krzepnięcia. Brałam acard, ale mógł być za słaby. Nie wiem, pomimo badań, jakie zrobiłam, nie wykryto niczego w mojej krwi. Może przyczyna była inna? Nie mam pojęcia. Za 3 tyg. będzie wynik z badania his-pat łożyska.

ana138 - 2012-07-19, 15:23

Malena, straszne to, bardzo ci współczuję. Myślę o was często, strasznie mi smutno.
Dziewczynki, a jak w ogóle sytuacja w szpitalu? Straciłam pierwsze dziecko 9 lat temu w Polsce i pamiętam, że szpital, lekarze i ich podejście, to był największy koszmar. Czy coś się w naszym kraju pod tym względem zmieniło?
Kolejne dziecko straciłam w Irlandii i doświadczenia szpitalne były już trochę lepsze, nie leżałam na sali z kobietami w ciąży, pielęgniarki były delikatne i współczujące. Trzeci raz był największym koszmarem, bo trafiłam w nocy do szpitala na dyżur lekarza pakistańskiego, który potraktował mnie okropnie, powiedział między innymi, żebym nie histeryzowała i, że powinnam być już do tego przyzwyczajona, skoro to moje trzecie poronienie :shock:

- 2012-07-19, 16:11

Malena, :cry:
dort - 2012-07-19, 16:26

dziewczyny bardzo mi przykro :-(
seminko - 2012-07-19, 16:33

Malena, przytulam i myślę:*
maharetefka - 2012-07-19, 19:10

dziewczyny, przytulam mocno :-(
dodam jeszcze, ze moja najlepsza przyjaciolka stracila ciaze przy mnie (obie bylysmy wtedy w ciazy, tydzien roznicy tylko), bardzo dlugo nie potrafilam o tym normalnie z nia rozmawiac, a moje slowa pocieszenia byly pewnie banalne i denerwujace. minelo juz 6 lat, teraz bol minal, no i pojawila sie na swiecie dlugo wyczekiwana coreczka :-) a my czasem rozmawiamy o tamtym malenstwie, ze byloby w wieku mojego josha...

Malena - 2012-07-19, 22:49

Odpowiadam na pytanie - nie dla osób o słabych nerwach...

ana138 napisał/a:
Dziewczynki, a jak w ogóle sytuacja w szpitalu?


Szpital to przykra konieczność, z każdym pobytem coraz mniej mnie zaskakuje. Czy rodziłam dziecko żywe, czy martwe, miałam (i mam) kolejne, coraz bardziej negatywne wspomnienia. Jak teraz rodziłam, to owszem na IP była bardzo sympatyczna i ciepła lekarka. Na oddziale lekarz też wykazał się ogromnym taktem. I fajnie było do 12:00 - do zmiany. Osoby, które potem się pojawiły, to z powołaniem nie miały nic wspólnego. Jak się wszystko zaczęło i skurcze były już bolesne, spytałam położną, czy mogę gdzieś urodzić w spokoju, gdzie będę mogła skupić się na oddychaniu, a nie na powstrzymywaniu jęków i stęków. Powiedziała, że jęczeć mogę wszędzie, a na sam poród zabierze mnie do zabiegowego. Pół godz. później przyszedł czas na ponowienie dawki leków i lekarz (gwiazdor szpitala) przy badaniu stwierdził "szyjka to jakaś masakra" i zamilkł. Dobrze, że znam swój organizm, to zorientowałam się, że nadal jest szczelnie zamknięta. Na moje pytanie jedynie "odchrząknął łaskawie. Więc poszłam z tą moją masakryczna szyjką i silnymi bólami z gabinetu na salę. Po drodze jeszcze raz poprosiłam o jakieś miejsce, w którym będę mogła w spokoju urodzić. Ze strony położnej zlewka totalna, po lekach dodatkowo musiałam wracać do łóżka i na godzinę się położyć, żeby tabletka nie wypadła. Leżałam i walczyłam sama ze sobą żeby nie krzyczeć. Przerwa między skurczami trwała zaledwie minutę i na nowo walka o ciszę. Koszmar. Jedynym miejscem, gdzie czułam się swobodnie i mogłam pojęczeć, była toaleta. Gdy minęła godzina, wstałam z łóżka i strasznie ze mnie pociekło, że aż wylewało się bokiem. Kaczym krokiem doszłam do wc i tam wszystko wyleciało mi na podłogę. Przysiadłam na muszli, żeby ogarnąć podłogę i nagle coś poczułam, więc szybko się poderwałam, a ze mnie wyskoczył Krzyś. Ułamki sekundy dzieliły go przed zanurkowaniem w muszli. Podtrzymując malucha (żeby nie dyndał na pępowinie między moimi nogami) drugą ręką z grubsza ogarnęłam podłogę, otworzyłam drzwi na korytarz i zawołałam położną. Ta przyszła, sprawdziła, że faktycznie urodziłam i "zaprosiła" mnie do zabiegowego. Na pomoc nie mogłam liczyć, więc wolną ręką zgarnęłam swoje rzeczy, w drugiej ciągle trzymając dziecko i poszłam korytarzem jakieś 10 metrów do gabinetu. Tam została odcięta pępowina, a później było łóżko, zapinanie pasów, anestezjolog. W tym czasie gwiazdor stał cały czas tyłem do mnie i raczył mi tylko odpowiedzieć na pytanie o rodzaj znieczulenia. Mam nadzieję, ze chociaż do zabiegu się obrócił.
Po wszystkim była zmiana personelu i znowu pojawiły się jakieś ludzkie, wrażliwe i cierpliwe osoby.

Przepraszam za tak szczegółowy opis, ale tak to u mnie wyglądało.

MartaJS - 2012-07-19, 22:54

Malena, przykro mi :-( Dobrze, że już masz to za sobą.
seminko - 2012-07-19, 23:15

Malena, bardzo mi przykro, że musiałaś przez to przejść.:*

Ja straciłam ciążę na wcześniejszym etapie, ale podobnie to u mnie wyglądało. Też urodziłam w toalecie (taka klitka z prysznicem, brodzikiem, sedesem, paroma wieszakami- miałam się tam przebrać do zabiegu, no i w sumie wtedy większość tego, co miało się dziać, przebiegła)
Lekarz mógł już tylko przeprowadzić kosmetyczne czynności, pod narkozą.
Był miły, ciepły.
Pamiętam, że pytałam, czy można było określić płeć dziecka, kształt, wygląd, cokolwiek. Mówiąc dosadnie- czy było do czegokolwiek podobne (trzeci mc) (bo ja nie chciałam patrzeć). Pokręcił głową.

Ale ta ciąża była właśnie taka: dziecko się właściwie nie rozwijało. Sama miałam wątpliwości, czy chcę doczekać końca ciąży, skoro... tak wygląda sytuacja. Gin mnie pocieszał, że może jeszcze się zmienić, ale ja czułam, że wszystko zmierza ku jednemu rozwiązaniu.

Urodziłam nazajutrz po wielkanocnym poniedziałku, cóż za ironia.

Malati - 2012-07-19, 23:31

Malena, po prostu nie wiem co napisać. Kochana tak bardzo bardzo mi przykro.. Trzymaj się :-(
evel - 2012-07-19, 23:37

Malena, co to był za szpital?

Bardzo mi przykro...

KasiaQ - 2012-07-20, 00:06

łzy się cisną do oczu.... przesyłam ciepłe myśli i życzę dużo siły! jesteście bardzo dzielne dziewczyny, naprawdę....
excelencja - 2012-07-20, 00:10

sylv, przykro mi
wierzę mocno ale to wiesz

[ Dodano: 2012-07-20, 00:10 ]
Malena, bardzo mi przykro

[ Dodano: 2012-07-20, 00:12 ]
kkaachaa, przykro mi


Dobrze, że powstał ten wątek, tak silna potrzeba na tym forum do tej pory nie miała ujścia.

- 2012-07-20, 00:47

Malena..normalnie nie wierze ze tak to wyglądało.nie wiem jak dałas rade przez to przejść..bez pomocy...w takich warunkach... :cry:
Gudi - 2012-07-20, 01:04

Malena, cholernie dzielna jesteś! niesamowicie... a takich patafianów lekarzy to się powinno za .... wieszać...
moTyl - 2012-07-20, 01:13

sylv, bardzo mi przykro :cry:


Malena, słów brakuje! :cry: Przesyłam ciepłe myśli :*

squamish - 2012-07-20, 06:09

sylv :-(
Malena życze Ci jeszcze więcej sił niż masz żeby ogarnąć rzeczywistość.I przytulam...

Malena - 2012-07-20, 13:57

sylv, Tantra, przykro mi z powodu Waszych maluszków. Kasia i Grześ odeszli też wcześnie (11 i 10 tc), a teraz jak widzicie...

Tantra, o śmierci Grzesia dowiedziałam się przed Wielkanocą i po świętach pojechałam do szpitala.

evel, a jakie ma znaczenie szpital? Takich ludzi, jak pielęgniarka i lekarz z tej feralnej zmiany można znaleźć w każdej placówce. Tylko ja niestety mam jakiś wyjątkowy dar do przyciągania "ewenementów". Dla zaspokojenia ciekawości mogę powiedzieć, że to przy Starynkiewicza. Ale naprawdę chyba najlepiej, jak można zajęli się mną inni lekarze (dr Luterek na IP i dr Dziadecki na oddziale - i za to jestem im bardzo wdzięczna). Pozostałe położne, poza tą przy porodzie, były bardzo pomocne, cierpliwe i życzliwe. Potrafiły dyskretnie wkroczyć, gdy jeszcze nie wiedziałam, że ich potrzebuję. Zdecydowanie gorsze zdanie mam o Madalińskiego - tam już nigdy się nie pojawię.

A czy jestem silna? Pewnie na tyle, na ile życie mnie "przetestowało". Jakby nie patrzeć, wyjścia nie miałam. Nie mogłam wstać, powiedzieć "to nie dla mnie" i wrócić do domu. Musiałam stawić temu czoła. Teraz jakby troszkę lżej - o tyle, że nie jestem chodzącą trumienką dla Krzysia. Poród to dla mnie pierwsza faza pożegnania. Takiego, które jest już odczuwalne na sercu. Wiem, że jeszcze długo będzie bolało. Dopiero co (11 lipca) opłakiwałam 4 rocznicę pożegnania z Kasią. Ale wiem też, że dam radę przez to przejść. Mam dla kogo żyć - mam Nelkę i Sebka. Mamy siebie. Miłość dodaje sił, jak nic innego. I wiem też, że jeszcze kiedyś spróbujemy zostać rodzicami. Jest w nas wola walki. Z każdą "stratą" jakby mniejsza, ale ciągle jest.

dort - 2012-07-20, 14:15

Malena współczuję i podziwiam i nawet nie potrafię sobie wyobrazić ogromu bólu w takiej sytuacji, ja byłam na początku ciąży (12tc.) i czułam się jakby walec po mnie przejechał - ściskam
adriane - 2012-07-20, 15:04

Chciałam tylko powiedzieć, że po poronieniu nie zawsze trzeba udać się do szpitala na łyżeczkowanie. Tak jak i w przypadku porodu, natura sama sobie umie poradzić, macica oczyści się sama. Znam osoby, które pozwoliły, aby wszystko toczyło się naturalnym trybem i do szpitala nie poszły (12-13 tydzień).
Sama przechodziłam poronienia 3 razy i nie jest to temat tabu dla mnie. Dwa razy byłam w szpitalu na łyżeczkowaniu, bo nie wiedziałam, że można bez tego się obejść.

Uściski dla wszystkich doświadczonych w ten sposób.

Paticzang - 2012-07-20, 15:28

Malena fatalne przeżycie, łzy cisną się do oczu a słów brak... mocno Cię przytulam!
Malena - 2012-07-23, 10:01

Zgadza się adriane, nie zawsze trzeba. Niestety, albo stety raczej, ale moja szyjka w ciążach trzyma bardzo mocno - nie skraca się i nie rozwiera. Nawet 3 tyg. po obumarciu dzidziusia, po kilku dawkach leków, potrafi być "niewzruszona". Dzięki temu po Grzesiu dorobiłam się stanu zapalnego macicy. Ból nie do opisania, przez 2 miesiące ryczałam, jak bóbr. Więc natura nie dla każdego...

Dziewczyny z doświadczeniem, mam do Was pytanie - jak powstrzymać laktację? Dzidzi nie ma, a ze mnie leje się strumieniami. Biorę piguły, które nic nie dają. Może potrzeba więcej czasu... Ale moje piersi są jak kamienie, bolą, swędzą. Boję się, że pozatykają mi się kanaliki i będę musiała odciągnąć mleko, a później jeszcze ciężej będzie to zahamować. Nie wspominając już, jak to działa na moją psychikę - ciało chce, a tu nie ma kogo nakarmić :-(

MartaJS - 2012-07-23, 10:16

Malena, jeśli piguły nic nie dają, to nie wiem czy naturalne metody pomogą, ale ja przy odstawianiu Stacha piłam szałwię. Zmniejszało laktację. I ściągałam takie minimum, żeby tylko poczuć ulgę. Strasznie mi przykro, że przechodzisz takie coś :-(
kkaachaa - 2012-07-23, 10:20

Malena, też 'walczę' z pokarmem. Po porodzie dostałam Bromobergon na zahamowanie laktacji. Nic mi się nie działo, piersi miękkie. Ale brałam przez 10 dni, jak mi kazali (tyle, że po pół tablety, bo mi słabo po tym się robiło). Odstawiłam po tych 10 dniach i 2 dni pózniej obudziłam się rano z mega cycami, twardymi jak kamień. Zadzwoniłam do znajomej położnej. Powiedziała, że w tej sytuacji piersi trzeba opróżnić, żeby nie doszło do zapalenia. Jak nie masz temperatury, to wypróbuj to, co ja. Ugotuj ziemniaki w łupinach (najlepiej stare), roztłucz i takie ciepłe (tylko się nie poparz) nałóż na piersi, owiń się folią i poczekaj aż się to wystudzi. Potem, takie ciepłe piersi trzeba rozmasować, tylko bardzo delikatnie, zeby nie uszkodzić tych kanalikow. Jak rozmasujesz, to delikatnie opróżnij, aż zmiękną. Jak się coś przytyka, to poproś swojego faceta żeby przetkał (zassał czyli - serio - to pomaga). i tak do skutku.Ja 2 dni sie meczyłam, zanim piersi zmiękły. Z powrotem zaczęłam brać leki i na 3 dzień juz były miękkie. Pomagał mi też termofor. Rozgrzewałam i takie cieple opróżniałam. U mnie nie lało się strumieniem, ale tak kapało powoli, dlatego moze 2 dni mi zeszło.
Oprócz tego, jak już piersi zmiękną, to pomaga ciasne obwiązywanie się bandazem elastycznym. Trzeba mocno ścisnąć. Do tego ze 3 szklanki dziennie szałwii. Ponoć hamuje laktację. Mnie to wszystko pomaga, póki co jest dobrze. Mam nadzieję, że Tobie tez pomoże.
Trzymaj sie, kochana, wiem, co czujesz. Straszne to jest. Mnie też to dobija. Mleko kapie, a wraz z nim łzy...

Malena - 2012-07-25, 13:47

MartaJS, kkaachaa, dziękuję za rady - dzisiaj już to dobrze wygląda, nawet odważyłam się nie zakładać wkładek laktacyjnych. Załapałam się po drodze na gorączkę i laktator poszedł w ruch. Po jako takim opróżnieniu piersi i ich rozmasowaniu wszystko zaczęło się normować, z herbatką z szałwii przepijaną oczywiście.
- 2012-10-12, 13:59

Jenny, dzięki za te słowa, to cenne. Na szczęście coraz głośniej sie mówi problemie jakim jest traktowanie rodziców utraconych dzieci. Cieszę się z tego, bo dotknąć to może każdego i każdy z nas się w końcu styka z kimś kto stracił dziecko, dzięki takim dyskusjom możemy się uwrażliwić

co u Was? mam nadzieje, że macie się dobrze

- 2012-10-12, 21:04

Jenny napisał/a:
Teraz robię dwa kroki naprzód a potem jeden w tył. Ale jestem coraz bliżej świata.
cieszę się, życzę Wam najlepszego!
Mikarin - 2012-10-13, 14:38

Jenny napisał/a:
Ich trywialność, beztroskość, niedelikatność lub obojętność była dla mnie jeszcze niedawno niemalże zabójcza.
Może to kwestia tego, że w jakiś sposób nabrałaś dystansu do rzeczy mało istotnych. Dlatego zachowanie innych może Cię razić. Bo kiedy staje się w obliczu prawdziwego życia i prawdziwej śmierci zawsze człowiek staje się ponadczasowy i nabiera dużego dystansu do wszystkiego innego.
Trzymam za Was kciuki. Bo w sumie człowiek to taka istota, która upada i się podnosi. Buziak ode mnie.

lilias - 2012-10-13, 18:29

Mikarin napisał/a:
Jenny napisał/a:
Ich trywialność, beztroskość, niedelikatność lub obojętność była dla mnie jeszcze niedawno niemalże zabójcza.
Może to kwestia tego, że w jakiś sposób nabrałaś dystansu do rzeczy mało istotnych. Dlatego zachowanie innych może Cię razić. Bo kiedy staje się w obliczu prawdziwego życia i prawdziwej śmierci zawsze człowiek staje się ponadczasowy i nabiera dużego dystansu do wszystkiego innego.
Trzymam za Was kciuki. Bo w sumie człowiek to taka istota, która upada i się podnosi. Buziak ode mnie.


ode mnie również

machok - 2012-10-16, 15:31

Jenny!
Mam nadzieje, ze badania wyjadą dobrze. Mimo wszystko lepiej chyba dowiedzieć się, ze jest się zdrowym i nie wiadomo dlaczego tak się stało, niż usłyszeć wyrok o jakimś strasznym chorobsku...
Przechodzilam przez to dwa razy. I dwa razy bardzo traumatycznie. Oba bardzo trudne, jeden raz z podejrzeniem rakowacenia łożyska. I wiem jak to jest czuć tą paskudną ulgę: to tylko dziecko umarło, a nie ja stoję w kolejce do trumny. Wiem jak to czekac na wynik hist.pat. i myśleć, ze jeśli odejdę to dwójka starszych tego nie zrozumie...
Tez jestem wierząca, prawdopodobnie chodzimy do podobnych kościołów, jeśli możesz to nie zniechecaj się do forum. W końcu to miejsce o tematyce zywieniowej, nie religijnej. I nikt nie chciał zrobić Ci przykrosci. Tak myśle...
Bardzo miło, ze się odezwłas. Jeśli pozwolisz będę modlić się Ciebie. Do Jezusa, w/g Pisma sw.

ana138 - 2013-04-08, 22:26

Jenny, przykro mi, że znowu spotkała was tragedia.
- 2013-04-09, 08:11

Jenny, przykro mi ogromnie, że straciliście dzieciątko kolejne :(
lilias - 2013-04-09, 11:46

:( (
AZ - 2013-04-09, 14:31

9tydzień.

testy wychodziły mi w cały świat bo kolejno: pozytywny, negatywny, nieważny, pozytywny. ostatecznie negatywny i cholernie bolesny okres.
przez to, że testy wariowały ja dostawałam jeszcze większego świra.

przeczytałam cały ten wątek, i jakkolwiek okropnie to nie brzmi jakoś mi... raźniej? lepiej? lżej? nie wiem sama. nikt prócz taty mojej fasoli nie wie.

faktycznie chodzą po głowie różne dziwne rzeczy, bo jak może pamiętacie na przełomie lipca i sierpnia chciałam podjąć idiotyczną próbę kupienia od tutejszych ciężarówek pozytywnych testów. już sama nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło.


trzymam za was i za siebie kciuki dziewczyny.

ana138 - 2013-04-11, 20:47

AZ napisał/a:
jakkolwiek okropnie to nie brzmi jakoś mi... raźniej?

to wcale nie brzmi okropnie. współczuje i też trzymam kciuki za ciebie.

lilias - 2013-04-12, 16:02

ana138 napisał/a:
AZ napisał/a:
jakkolwiek okropnie to nie brzmi jakoś mi... raźniej?

to wcale nie brzmi okropnie. współczuje i też trzymam kciuki za ciebie.


ja również :**

MartaJS - 2013-04-12, 16:09

AZ napisał/a:
przeczytałam cały ten wątek, i jakkolwiek okropnie to nie brzmi jakoś mi... raźniej? lepiej? lżej? nie wiem sama.


Bo to pomaga - kiedy wiesz, że nie jesteś sama, że spotyka to wiele kobiet, w tym znajomych. Kilkadziesiąt tysięcy rocznie w Polsce, 10-15% ciąż...
Jest taka strona i forum
www.poronienie.pl
Trzymaj się...

Jenny, przykro mi, bardzo Ci współczuję.

AZ - 2013-04-12, 17:16

jak się zorientowałam co się dzieje z moim ciałem to mi się momentalnie przypomniało zdanie, które moja mama powiedziała RAZ, jak miałam może z 8-9lat...
że miałabym jeszcze jedną siostrę/brata pomiędzy mną a kaśką (między nami jest rok i 9mcy różnicy)
nie wiem w którym tygodniu ciąży była, nie wiem czy chcę wiedzieć i, przede wszystkim, czy powinnam/mogę dopytywać?

moja ciotka (czarna owca w rodzinie, bo zawsze chciała żyć po swojemu) lat 37, bardzo się starała zajść w ciążę, była w ciąży, poroniła. też nie wiem kiedy. z zeznań mamy wiem, że na którymś tam zlocie rodzinnym mój ojciec palnął "ojtam, przecież nic się nie stało" nie wiem czy wypada się teraz "zgłosić" do niej, żeby jej powiedzieć jak cholernie mi z tego powodu przykro.
niemniej cieszę się, że on nie wiedział, bo po usłyszeniu czegoś takiego chyba tylko sobie można w łeb strzelić :-(

MartaJS - 2013-04-12, 17:41

AZ, ja myślę że warto. Jeśli mama czy ciotka nie będą chciały o tym gadać, to powiedzą, że nie chcą o tym gadać. Moja mama też miała jeszcze trzecie dziecko, utracone w 3 miesiącu. I w sumie pogadałyśmy o tym dopiero kiedy mnie samą to spotkało. Myślę, że wiele kobiet nosi w sobie ten ukryty żal i nawet po latach dobrze o tym z kimś pogadać.
ana138 - 2013-04-12, 18:49

AZ, jeśli czujesz taką potrzebę, porozmawiaj. ja straciłam 3 ciąże i, choć to bolesne, jeśli ktos chciałby rozmawiać na ten temat, na pewno bym to zrobiła. tak jak pisze Marta, takie rzeczy siedza w człowieku latami. moje najstarsze dziecko w tym roku w lipcu miałoby 9 lat. będę o tym pamietac całe życie.
faf - 2013-04-12, 19:02

dushka, czuję do Ciebie dużą dozę sympatii i nieraz przesyłałam wiele ciepłych myśli w Twoim kierunku między innymi z powodu tego co się wydarzyło. Stratę dziecka jak każdą żałobę trzeba "przepracować", dobrze że pozwalasz łzom płynąć i że nie boisz się o tym mówić. dzielna jesteś.
bodi - 2013-06-11, 13:33

Jenny napisał/a:
Życie nie jest obowiązkiem i wyczekiwaniem na jakieś znaczące momenty. Życie to każda chwila


amen, Jenny :) pieknie to napisalas :*
ciesze sie ze odbilas sie od dna :)

mimish - 2013-06-11, 22:43

Jenny, dziekuje Ci za ten post. Jest pelen milosci i daje nadzieje.
kulla - 2013-06-12, 16:03
Temat postu: Re: Kawałeczek pamiętnika
Jenny napisał/a:
Życie nie jest obowiązkiem i wyczekiwaniem na jakieś znaczące momenty. Życie to każda chwila i przywilej.

Kotwica jest zarzucona a sztorm ucichł.


Jenny, bardzo się wzruszyłam tym fragmentem. Myślę, że ten pamiętnik jest bardzo ważny nie tylko dla Ciebie, ale i dla innych. Pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na takie wydarzenia w życiu. Pięknie piszesz o miłości.

kulka2010 - 2013-06-17, 08:14

Dziekujemy wszystkim za ten wątek - to jest bezcenna Prawda o Życiu!
Nie mam powodu do zmartwień i zgryzoty, ale wiem - pod każdą jabłonką leża opadłe przedwcześnie jabłka...
powodzenia!
lece z większą radością serwować sniadanie swojej gadzinie...

EwaKonewa - 2013-08-12, 22:19

NIe wiem, czy chcę, nie wiem czy tego mi potrzeba, ale napiszę i na koniec zdecyduję czy opublikuję..
POnad tydzń temu po roku starań praktycznie na rocznice slubu, pierwszą, dostalismy przesliczne dwie kreseczki na teście, płakałam ze strachu dopiero po chwili ze szczęścia.. byłam przeszczęśliwa, nie umiem i nie lubię tłumić emocji, zawsze musze wzssttko szczególnie co dobre opowiedzieć bliskim, dlatego tez wiele osób sę dowiedziało, dlatego tez praktycznie od razu dołączyłam na WD do watku ciążowego aby móc się z innymi dzieić moim szcześciem.. Świadomie w ciąży byłamr ówno tydzien, to był 7 tydzień cąży..najpierw brązowe plamienie, od razu Was pyałam o rade co mam robic, jeszcze nie czulam sie zle... ale strach , panika .. rano krawienie bylo juz czerwone, szybko do szpitala, bóle z krzyza, łzy, nerwy, brzuch... Pierwsze badanie usg i widzieilismy nasza fasolke , lekarz na pytanie czy zyje odpowiedział ze nie widać, nie jest w stanie stwierdzic, my dostalismy nadzieję, my to jako dobra monete odebralismy.. powrót do domu i straszen skórcze, ale nie krwawilam, wiec myslałam ze jednak bedzie dobrze, ze moze to jakis krwiak, pekł i juz, pisałście mi o takich rzeczach.. po całym dniu lezenia, wieczorem mocniej odkaszlnęłam wtedy pozułam ze poleciało wiecej krwi, wizyta w toalecie i nie wiem jak powiedizec... nasza fasolka wyleciała. Zawołalam Męża, bałam sie patrzec, nie wiedziałam co zrobic, strasznie sie bałam.. jest jeszcze bardzo swieżo po, ale jak zamykam oczy widze to wszystko jeszcze raz i wyrzucam sobie ze sie bałam, bo to było moje dziecko, a ja nie wiedziałam co mam zrobić z nim..... teraz mysle ze powinnam sie przelamac i wziaść je, pochowac jakos, ale tgo nie zrrobilam... strsznie mi z tym...
Potem juz nic mnie nie bolało, spłakana sybko zasnęłam , nastepnego dnia w szpitalu, zbadali mnie nie czyscili, odpowiedzieli na pytania... ogółem -tak bywa, podsumowali. mija drugi dzień, myslam ze ja sobie to poukladam, zaraz wróce do normalnosci, bo przeciez ja raczej twarda jestem, ale niejest tak jak myslalam. nie wiem jak bedzie jutro, nie wiem co mam zrobic ze soba dzis, placzę, leże z otwartymi oczami i myslę i placzę..

ana138 - 2013-08-12, 22:58

Ewa bardzo mi przykro. nie miej wyrzutów sumienia przez to, ze nie pogrzebałaś fasolki. ja straciłam moją w podobnych okolicznościach i nie byłam w stanie tego zrobić, też nie mogłam nawet spojrzeć. Zawsze, jeśli będziecie na to gotowi, możecie zrobić jakiś pogrzeb symboliczny, nadać dziecku imię, pożegnać się. to pomaga.
trzymaj się. nadejdzie dzień, w którym znajdziesz siłę, żeby walczyć dalej,a teraz masz prawo płakać i nie wracać od razu do normalności.

Kamyk - 2013-08-13, 06:43

EwaKonewa, przytulam mocno! To dobrze, ze nie umiesz tlumic emocji i ze pozwalasz sobie takze na zal.
lilias - 2013-08-13, 09:20

przytulam :( :**
biechna - 2013-08-13, 10:19

Ewa, przykro mi.
sylv - 2013-08-13, 10:28

Ewa, ja po stratach nie mogłam się pozbierać bardzo długo. Płacz i smutek dopadał mnie w różnych momentach, zwłaszcza wieczorem, kiedy nie było czym zająć myśli i kiedy byłam sama. Pomogło mi wsparcie innych osób, które straciły ciąże, bo niestety, ale miałam ochotę zabić za teksty w stylu "przynajmniej wiesz, że możesz zajść", chociaż wiem, że były powiedziane w dobrej wierze... Nie dziwię CI się, że nie byłaś w stanie udźwignąć widoku, nie ma w tym żadnej Twojej winy. Jak ana pisała:
ana138 napisał/a:
nadejdzie dzień, w którym znajdziesz siłę, żeby walczyć dalej,a teraz masz prawo płakać i nie wracać od razu do normalności.

Obojętnie, czy byłaś świadoma ciąży tydzień, czy miesiąc, czy dłużej, masz prawo do żałoby po niej.

bajka - 2013-08-13, 10:50

EwaKonewa, tak mi przykro...Tulę...
Malena - 2013-10-15, 14:18

15 października - Dzień Dziecka Utraconego


Choć na cmentarzu już zapaliłam znicze i na grobie moich dzieciaczków i przy pomniku, to jeszcze tutaj zostawię wirtualne światełko - dla Kasi, Grzesia, Krzysia i wszystkich malutkich Aniołków...


sylv - 2013-10-15, 19:19

Dzięki Malena, że napisałaś... Ja za bardzo nie jestem w stanie myśleć teraz o swoich stratach, bo uruchamia mi się dziki, paniczny lęk o tę ciążę, to mi bardzo źle robi na głowę... Ale myślałam często w inne dni, mimo wszystko. Moje dziecko miałoby rok w styczniu lub lutym. Ale wtedy nie byłoby tego synka... Nie ogarniam w tej chwili tego tematu w swoim sercu, chyba nie mój czas.
ana138 - 2013-10-15, 22:05

Malena, dzięki za twój post.
Moje dzieci miałyby 9, 7, 5 lat, często o nich myślę.
Sylv jak ja cię rozumiem.
aniołek zawsze będzie miał miejsce w twoim sercu. a teraz myśl tylko o Aleksandrze, ( :?: :?: )
(To taki trik, żeby wypytać o imię ;-) )

go. - 2013-11-13, 09:53

dushka, dałabyś radę podrzucić linka do tej przedsprzedaży?
go. - 2013-11-13, 10:25

dushka, dzięki:* , nie pomyślałam o mamania :oops:
Chyba inne wszystko już przerobiłam ichnie, dzięki jeszcze raz!

ana138 - 2013-11-13, 11:18

dushka, dzieki. nareszcie jakas książka na temat straty.
ja chyba nie dam rady przeczytać, bo juz czytanie samego opisu mnie rozwala.
Ale dobrze, że jest coś takiego.

sylv - 2013-11-13, 12:36

ana138 napisał/a:
ja chyba nie dam rady przeczytać, bo juz czytanie samego opisu mnie rozwala.

ja na pewno przeczytam, ale za kilka miesięcy najwcześniej, teraz nie ma mowy, chyba bym umarła :roll:
dushka napisał/a:
nawet pojawienie się Misia nie wypełniło pustki,

to chyba nigdy tak nie działa, dziura w sercu zostanie zawsze. ale chyba czyni znośniejszym...
dushka napisał/a:
Poniosło mnie ale musiałam gdzieś takich słów się wyzbyć tu i teraz..

pisz dushka, trzeba to wywalić, żeby nie truło i nie dusiło. ściskam :*

sylv - 2013-11-13, 16:14

dushka napisał/a:
nie byłam zapalić w święta świeczki, czułam potrzebę nie miałam odwagi...

dushka, ja też nie. nie poszłam nawet 1.11 na cmentarz, dopiero następnego dnia.

mariaaleksandra - 2013-12-03, 00:00

W ostatnim cyklu podjelismy z małżem aktywną próbę starań o kolejnego potomka (taka z mierzeniem temepratury i swiadomym nastawieniem, ze jestemy gotowi na następne). Szczerze, to nie widzialam szans na powodzenia, bo J sukcesywnie ciagnie piers, wg mnie hamujac owulację.
I tak 23 dnia cyklu dostalam okresu, ktory okresem nie byl (choc intensywniejszy itd). Cos mnie tknelo i chyba w 34 dc zrobilam test z moczu, okazalo się- ciążą. Bylam scepytczna, ciaża zaczynająca się okresem nie moze wrozyc nic dobrego. Parę dni pózniej zrobilam beta-hcg (mdlosci mialam okropne...), beta wyszla ciazowa.
Potem wizyta u ginekolog, zlecila badania (progesteron i bete), dala duphaston zaniepokojona "okresem".
Powtorzona beta pieknie przyrastala. Ale ja dostalam krwawienia, potem krwotoku. Bylam na izbie przyjec, tam zobaczylam pecherzyk ciazowy na usg, uslyszalam ze to raczej nie poronienie i mam się stawic jak krwawienie sie nasili. Juz czulam, ze cos jest nie tak... Dwa dni pozniej (dzis) powtrzylam bete (trzeci raz) i zmalala... Poronilam. To byla wczesna ciaza 6-7 tydzien. Ale bardzo wyczekiwana i chciana...
Strasznie mi przykro, choc probuje byc mocna :(
Staram sie umniejszyc swoje cierpienie, bo domyslam sie ze pozniejsza strata boli duzo bardziej, niemnije jednak ta "zlamana" nadzieja boli.
Szczegolnie po pierwszej ciazy, ktora byla super ksiazkowa.

ana138 - 2013-12-03, 00:27

mariaaleksandra, nie umniejszaj swojego cierpienia, strata we wczesnym etapie jest bardzo bolesna. Bardzo mi przykro, że straciliście swoje dzieciątko.
Współczuję i przytulam.

sylv - 2013-12-03, 08:47

mariaaleksandra, wczesne straty bardzo, bardzo bolą właśnie dlatego, że są umniejszane. Nikt nie rzuci lekko do kobiety, która poroniła późno tekstu w stylu "przynajmniej wiesz, że możesz zajść", albo "nie ty pierwsza" (bynajmniej nie w celu podzielenia się własnym doświadczeniem). :-/
Przytulam mocno.

dorothea - 2013-12-03, 09:33

mariaaleksandra, bardzo mi przykro i bardzo mocno Cię przytulam :* :*
diancia - 2013-12-03, 10:47

mariaaleksandra, pozwól sobie na to cierpienie, na odczuwanie straty... ładnie dushka napisała o tej duszy, mam nadzieję, że Wasze maleństwo szybciutko do Was wróci. Mocno przytulam :*
nemain - 2013-12-03, 10:51

mariaaleksandra przytulam. nie umniejszaj swojego bolu i swoich odczuc. daj sobie czas żeby się wypłakać.
nic nie wynagrodzi straty ale z czasem będzie łatwiej.

ja do dziś jak sobie przypomnę, że B. miał mieć bliźniaka to mam łzy w oczach. niby minęło już sporo czasu ale ciągle tego nie przetrawiłam - chyba właśnie przez teksty znajomych i rodziny, że to wczesna strata, że przecież jest B., że mam być silna dla dziecka itp.

Kamyk - 2013-12-03, 15:50

mariaaleksandra, bardzo mi przykro, przytulam cieplutko
ana138 - 2013-12-03, 17:21

no własnie, przez to, że ludzie tak to umniejszaja, rodzice po stracie czuja się jeszcze gorzej. wszyscy mówili mi, że widocznie tak miało byc, że to jeszcze wcześnie, że przynajmniej wiem, że nie jestem bezpłodna :evil: :-(
a najbardziej w pamięc zapadły mi słowa znajomej z pracy, które jako pierwsza powiedziała - Anka, ty przezyłas straszną tragedię. bardzo ci współczuję.
Wtedy pozwoliłam sobie na żal i płacz. i to mi pomogło.
dushka pieknie to napisałaś.

mariaaleksandra - 2013-12-03, 21:21

Dzieki za cieple slowa.

Dzis odbebnilam izbe pryzjec, o dziwo lekarze byli delikatni i wrazliwi, co mnie ujelo. Nie trzeba zabiegu, dali tylko cos na kurczenie macicy...

Ja mam pretensje do.siebie ze J za wczasu nie odstawilam i wdaje mi sie ze to przez to sie nie udalo...

koko - 2013-12-03, 21:27

mariaaleksandra napisał/a:

Ja mam pretensje do.siebie ze J za wczasu nie odstawilam i wdaje mi sie ze to przez to sie nie udalo...

Wiesz co, ja karmiłam syna do początku 7 miesiąca obecnej ciąży (czyli do 2 i pół roku wieku syna). Nie obwiniaj się, nie sądzę, żeby nieodstawienie miało wpływ.
Współczuję ci przejścia, straty, dołączam do życzeń dziewczyn o tym, żeby dziecko szybko do was wróciło.

jaskrawa - 2013-12-03, 21:34

mariaaleksandra napisał/a:
Dzieki za cieple slowa.

Dzis odbebnilam izbe pryzjec, o dziwo lekarze byli delikatni i wrazliwi, co mnie ujelo. Nie trzeba zabiegu, dali tylko cos na kurczenie macicy...

Ja mam pretensje do.siebie ze J za wczasu nie odstawilam i wdaje mi sie ze to przez to sie nie udalo...


Bardzo współczuję takiej straty... Przytulam, trzymajcie się oboje.

I nie obwiniaj, pod żadnym pozorem, to nie tak chyba działa. Mnóstwo kobiet karmi i jednak rodzi, mnóstwo też nie karmi wcale, a jednak dochodzi do poronień. Gdyby ten mechanizm był taki prosty, lekarze już dawno by to odkryli i zalecali odstawianie przed rozpoczęciem kolejnych starań.

Kat... - 2013-12-03, 21:49

mariaaleksandra, :*
EwaKonewa - 2013-12-03, 22:20

mariaaleksandra, Bardzo mi przykro, współczuję, i mocno przytulam..
-kreska- - 2013-12-06, 10:21

mariaaleksandra, przykro mi. Tulę. Oby spokój wrócił do Was... i szczęście z czekania na kolejnego potomka :!:
malva - 2013-12-06, 11:35

w buddyzmie tybetańskim czytałam ,ze wszystkie poronienia to dusze ludzi którzy tragicznie zmarli przed czasem i te dni,tygodnie cczy miesiące zabrakło im do dopełnienia swojego zycia i dzieki temu króciótkiemu przyjściu na świat mogą przejśc do następnego etapu
nie trzeba w to wierzyć ,lecz ja wierzę ,ze wszystko jest po cos mnawet jesli nie jestesmy w stanie sensu wychwycicc
strata to strata, cierpienie to cierpienie,przez wszystko trzeba przejsc
trzymajcie sie dziewczyny:*

lilias - 2013-12-06, 21:29

malva napisał/a:
...ze wszystko jest po cos mnawet jesli nie jestesmy w stanie sensu wychwycicc
strata to strata, cierpienie to cierpienie,przez wszystko trzeba przejsc
trzymajcie sie dziewczyny:*


podzielam i przytulam mocno do serducha :*

mariaaleksandra - 2013-12-07, 18:12

Nie wiem na ile to kwestia wczesnego poronienia ale mam wrazenie ze moie cialo szaleje hormonalnie(sadzac po samopoczuciu, nastroju, wadze itd). Czy ktoras z Was tez tak miala? Kiedy to minie?
ana138 - 2013-12-08, 01:37

mariaaleksandra, nie pamiętam, szczerze mówiąc, ale pewnie tak właśnie jest. trzymaj się, fizycznie powinno niedługo powrócić do normy.
ana138 - 2013-12-19, 00:04

euridice, świetny tekst. Podoba mi sie ta pani :-> tez nie lubię powiedzenia: ":co nas nie zabije, to nas wzmocni"
nie wiem, czy odważę sie przeczytac tę ksiązkę, ale chyba ja sobie kupię.
może kiedyś...

arete - 2013-12-19, 09:13

Niesamowita jest ta mała książeczka, tragizm i groteska zestawione obok siebie, napisana niezwykłym językiem, jakby stare, utrwalone w języku frazy i zwroty nie nadawały się do opisania nieopisanego.
sylv - 2013-12-19, 10:23

euridice napisał/a:
Pewnie może dać dużo do myślenie osobom, które miały/ mają skłonności do trywializowania poronienia (jeśli takie osoby po tę książkę sięgną).

Bliska mi osoba straciła właśnie dwójkę. Lekarka wysłała ją do szpitala na łyżeczkowanie ze słowami "taki krótki, prosty zabieg". K....., inteligencja, wykształcenie i wiedza naprawdę nijak się mają do bycia ludzkim :evil: Rozwaliło mnie to, wszystko mi wróciło :-/

Książki czytałam fragmenty, kiedyś też całą przeczytam.

ana138 - 2013-12-19, 10:30

ja tez lubie pogmatwanie i ksiązki pisane specyficznym jezykiem.
obawiam się jednak, że by mnie po prostu za bardzo rozwaliła.

a zachowanie lekarzy jest naprawdę koszmarne. ja wiem, że oni się muszą uodpornić na pewne rzeczy, ale kur.... mogliby chociaż udawać :evil:

gemi - 2013-12-19, 11:00

sylv napisał/a:
inteligencja, wykształcenie i wiedza naprawdę nijak się mają do bycia ludzkim
sylv, ja zauważyłam jakiś czas temu tendencję do odcinania się od uczuć u osób bardzo wykształconych. Czasem jest to nawet wprost proporcjonalne do zajmowanego stanowiska, lub tytułu naukowego. Większość z tych osób bardziej ufa rozumowi, niż sercu. Czasem po wsparcie lepiej wybrać się do sklepu...
Gdyby ludzie wiedzieli, jak mocno ich naukowe komunikaty potrafią zranić, pewnie trzymaliby język za zębami.
Życzę Ci, sylv, by Cię nikt nie poczęstował taką złotoustą gadaniną właśnie wtedy, gdy nie masz na to siły.

a mi jakoś ta Bagierska (jej styl) nie podchodzi. Może dlatego, że mój wewnętrzny głos klnie nieco inaczej.

lilias - 2013-12-19, 12:29

tak naprawdę to nie wiem co musiałby powiedzieć lekarz, żeby po takim nieszczęściu człowieka pocieszyć :roll: trauma to jedna wielka rozbabrana rana, gdzie nie dotknąć tam boli. samo łyżeczkowanie przy tym wszystkim co w głowie i sercu to rzeczywiście prosty, krótki zabieg :roll:

sylv, bardzo współczuję znajomej

arete, "opisanie nieopisanego" chol...e trafne

sylv - 2013-12-19, 13:02

lilias napisał/a:
tak naprawdę to nie wiem co musiałby powiedzieć lekarz, żeby po takim nieszczęściu człowieka pocieszyć

może najlepiej nic :roll: Mnie raz lekarz pocieszał w stylu, "przynajmniej nie musi Pani mieć zabiegu" (samoistnie się oczyściła macica) i "dobrze, że nie pozamaciczna", a drugi raz inny powiedział po prostu "była Pani w ciąży, wiem, że cokolwiek powiem, nie pocieszę Pani" - jestem mu wdzięczna za to, że mimo rutyny, bo pewnie widział to 1000 razy, potrafił jeszcze dostrzec coś poza medycznym przypadkiem :-/

martwię się o nią, napisałam, że jestem do dyspozycji 24h, podziękowała, ale nie chce nic, tak mi smutno za nią :-(

ana138 - 2013-12-19, 15:36

sylv napisał/a:
może najlepiej nic :roll:

czasem chyba naprawdę byłoby lepiej, żeby nic nie mówili.
mi raz pielęgniarka powiedziała - przykro mi. dotknęła mnie jakoś tak, nie, że przytuliła, ale tak wiecie - zrobiła taki pocieszający gest. zapytała, czy chcę porozmawiać z psychologiem i czy chcę wiedzieć, czy to był chłopiec czy dziewczynka, czy chcę zrobic pogrzeb itp...
to było naprawdę ok.

o pozostałych dwóch razach lepiej nie mówić ;/

lilias - 2013-12-20, 08:54

sylv, empatia i wyobraźnia to nie jest naczelna cecha charakteryzująca lekarzy :roll: ten "jeden" mądrym człowiekiem jest.

może zadzwoń (jeżeli będziesz się czuła na siłach) pogadać tak o , za przeproszeniem, "d...pie Maryni". sama wiesz, jak będzie chciała poruszyć ten temat to go zacznie. nawet chwila oderwania myśli jest cenna. może odbierze, może nie, ale będzie wiedziała, że myslisz o niej. :*

ana138 - 2013-12-20, 11:25

lilias napisał/a:

może zadzwoń (jeżeli będziesz się czuła na siłach) pogadać tak o , za przeproszeniem, "d...pie Maryni"

gadanie o dupie maryni chyba nie jest najlepszym pomysłem. tak mi się przynajmniej wydaje.

lilias - 2013-12-20, 12:31

ana138, każdy we własnym tempie dochodzi do siebie. najważniejsze to chyba być obok i przyjąć, że komuś jest po prostu źle.
sylv - 2013-12-20, 14:19

Ja ją bardzo dobrze rozumiem, że nie chce gadać o niczym, ani o tym co się stało, anie niczym innym. Chcę, żeby wiedziała, że nie jest sama, napisałam, że myślę o niej cały czas i że jestem obok. Jesteśmy w kontakcie z jej mężem, jak wrócą po świętach zaproponuję spotkanie, tylko nie wiem, jak to rozegrać bez małego :-/ Myślę, że wszystko na co ona teraz ma chęć, to włożyć głowę pod koc i przestać istnieć :-(
Kat... - 2013-12-20, 15:36

sylv napisał/a:
lilias napisał/a:
tak naprawdę to nie wiem co musiałby powiedzieć lekarz, żeby po takim nieszczęściu człowieka pocieszyć

może najlepiej nic
ale dla części taka reakcja byłaby też zła. Wiecie co? Ja sama dłużej po pierwszej ciąży płakałam niż w niej byłam ale po tym co piszecie to zupełnie nie wiem jak się zachować żeby nie być odebrana jako beznadziejna. Każda ma inaczej, każda potrzebuje innej ilości czasu, inaczej przez tą stratę przechodzi. Pomijając osoby totalnie znieczulone i bagatelizujące nie ma dobrych słów, które można by wypowiedzieć w takim czasie. A te osoby, które opisujecie myślę, że po prostu są strasznie zagubione, nie wiedzą jak się zachować, nie sądzę, że wszyscy mają złe intencje.

sylv też nie wiem jak to rozegrać, podejrzewam, że już samo patrzenie na Twoje pełne mleka piersi może być dla niej bardzo trudne :-/

ana138 - 2013-12-20, 15:39

lilias, oczywiście, wcale nie twierdzę inaczej. pamietam tylko, jak do mnie do szpitala przyszła koleżanka i rozmawiała właśnie o dupie maryni, kompletnie omijając TEN temat. bardzo niefajne to było. czułam się, jakby zupełnie olała moje cierpienie.
sylv dobrze, że ma kogoś takiego, jak ty.

moony - 2013-12-20, 16:02

Mam pytanie, trochę z innej beczki: czy uważacie, że na osoby długo starające się o dziecko, znajoma kobieta z dzieckiem też jest "trudnym" widokiem?
ana138 - 2013-12-20, 16:17

moony, ludzie sa różni, więc pewnie róznie to bywa. dla mnie było to bardzo ciężkie.
wręcz unikałam znajomych z dziećmi.

moony - 2013-12-20, 16:32

Byłam w takiej sytuacji, tylko tu w grę wchodziła rodzina - kuzyn z żoną. Byłam wtedy w ciąży. Mieliśmy okazję się spotkać na neutralnym gruncie, po kilku miesiącach niewidzenia. Nie przyjechali, podali jakiś powód zupełnie wydumany, a wszyscy i tak wiedzieli o co chodzi.
Poczułam się jakbym była winna i w nieodpowiednim czasie i miejscu.

ana138 - 2013-12-20, 17:04

moony, nie czuj się winna ani nic takiego. tak po prostu jest. ja to doskonale rozumiem. nie ma nic gorszego, kiedy człowiek zyje w cierpieniu i ciągłej schizie, bo latami stara się o dziecko, a tu musi się z kimś spotkac i udawać, że cieszy się jego ciążą, pytać o nią, uśmiechać się. dla mnie to było nie do przejścia.
też zawsze wymyślałam jakieś głupie wymówki.

ps. długo się starają?

moony - 2013-12-20, 17:36

ana138 napisał/a:
ja to doskonale rozumiem. nie ma nic gorszego, kiedy człowiek zyje w cierpieniu i ciągłej schizie, bo latami stara się o dziecko, a tu musi się z kimś spotkac i udawać, że cieszy się jego ciążą, pytać o nią, uśmiechać się. dla mnie to było nie do przejścia.

No własnie ja nigdy nie byłam po tej drugiej stronie i dlatego staram się zrozumieć, ale mi to nie wychodzi za bardzo.
Starali się 7 lat, teraz są już rodzicami - samo z siebie dzieciątko niespodziewanie się pojawiło :D

sylv - 2013-12-20, 19:39

Kat... napisał/a:
Ja sama dłużej po pierwszej ciąży płakałam niż w niej byłam ale po tym co piszecie to zupełnie nie wiem jak się zachować żeby nie być odebrana jako beznadziejna. Każda ma inaczej, każda potrzebuje innej ilości czasu, inaczej przez tą stratę przechodzi. Pomijając osoby totalnie znieczulone i bagatelizujące nie ma dobrych słów, które można by wypowiedzieć w takim czasie. A te osoby, które opisujecie myślę, że po prostu są strasznie zagubione, nie wiedzą jak się zachować, nie sądzę, że wszyscy mają złe intencje.

dokładnie tak, jak piszesz, każdy przeżywa inaczej i nie ma uniwersalnych rozwiązań, dlatego myślę, że jak nie wiemy, co robić w takiej sytuacji spotykającej kogoś nam bliskiego, to trzeba po prostu być obok, dać odczuć, że się jest gotowym - na rozmowę, przytulenie, albo właśnie oderwanie -wypad do kina, cokolwiek. Najgorsze są pocieszenia w stylu znalezienia "dobrej strony" tego doświadczenia - no NIE MA dobrej strony i koniec... To nie o to chodzi, żeby na siłę pocieszyć, tylko żeby być i słuchać, albo po prostu zapytać, czego potrzeba, co możemy zrobić. OK, intencje mogą być dobre, ale to nie jest sytuacja, w której się myśli racjonalnie, tylko zazwyczaj ma okrutne, zabijające poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.

ana138 napisał/a:
moony, nie czuj się winna ani nic takiego. tak po prostu jest. ja to doskonale rozumiem. nie ma nic gorszego, kiedy człowiek zyje w cierpieniu i ciągłej schizie, bo latami stara się o dziecko, a tu musi się z kimś spotkac i udawać, że cieszy się jego ciążą, pytać o nią, uśmiechać się.

Dokładnie. TO nie jest tak, że ta dziewczyna próbuje Ci dokopać, żebyś się źle poczuła. Prawdopodobnie to jest dla niej za trudne. W takiej sytuacji ja bym napisała, że rozumiem, że może za jakiś czas, że nic na siłę. Mogę Ci powiedzieć na swoim przykładzie: starałam się razem z koleżanką, zaszłyśmy prawie jednocześnie, jak do mnie zadzwoniła się podzielić nowiną, to u mnie już wszystko się skończyło i ona mnie właśnie w taki bezduszny sposób pocieszała "nie Ty pierwsza" i "wiesz, że możesz". potem w zasadzie przez całą ciążę mnie unikała, nawet smsa o narodzinach dziecka wysłała do mojego męża. Teraz wiem, że po prostu nie wiedziała, co zrobić, jak się zachować, ale ja czułam się tak potwornie odrzucona wtedy.... Jak się pozbierałam, nawiązałyśmy relację ponownie, ale raczej nie ma co oczekiwać po kobiecie, która straciła ciążę, że będzie potrafiła cieszyć się cudzą i nie ryczeć dwa dni po każdym spotkaniu, nawet jeżeli wystarczy sił, żeby udawać, że wszystko ok. To nie chodzi o zazdrość, zawiść, tylko żałobę, tak po prostu.

ana138 - 2013-12-20, 23:23

sylv miałam podobną sytuację. moja przyjaciółka prawie w tym samym czasie, co ja, zaszła w ciążę. mi się nie udało. ona urodziła synka. spotkania z nią były dla mnie straszną męczarnią. starałam się zachowywać normalnie, a potem ryczałam.

moony "staż" podobny do mojego. po siedmiu latach można mieć już niezłą schizę. ja naprawdę nie mogłam się spotykać z koleżankami, przyjaciółkami w ciązy. zbyt bolało. nawet jak czytałam książkę albo oglądałam film i nagle okazywało się, że główna bohaterka spodziewa się dziecka, nie mogłam już tego czytać/oglądać. tak jak sylv napisała, to nie jest zazdrość czy chęć dokopania, tylko cierpienie, żałoba.
ciężko zrozumiec, jak się nie było w takiej sytuacji, na pewno. ja miałam wrażenie, że tylko mój mąż, on jeden jedyny na całym świecie, mnie rozumie ;)

fajnie, że w końcu im się udało :mrgreen:

moony - 2013-12-20, 23:41

Dziękuję Wam za głosy, teraz rozumiem to trochę lepiej.
To było już jakiś czas temu, więc ówczesny staż wynosił 5 lat. Widzieliśmy się kilka miesięcy wcześniej i nie było "problemów", widać było, że K. się interesuje, czyta, wie dużo o ciąży i mnie o ciążę pytała.
Potem wyszła ta sprawa i poczułam się tak dziwnie... Oczywiście nie odebrałam tego personalnie jako zazdrość, tylko właśnie trudno było mi to zrozumieć, bo, jak pisałam, nigdy nie byłam po tej drugiej stronie.

ana138 - 2013-12-21, 00:04

aa, bo to wiesz, rózne są fazy. czasem masz przypływ nadziei, zachowujesz się normalnie. potem coś nie wychodzi - znowu schiza.

a ja dziękuję, że poruszyłąs ten temat ;-)

kulka2010 - 2014-01-10, 10:15

jestescie najlepsza 'wiedzą o społeczeństwie' i 'wychowaniem seksualnym' - dzieki!
dzieki za szczerosc /z samą sobą/!

- 2014-01-27, 16:43

malva napisał/a:
w buddyzmie tybetańskim czytałam ,ze wszystkie poronienia to dusze ludzi którzy tragicznie zmarli przed czasem i te dni,tygodnie cczy miesiące zabrakło im do dopełnienia swojego zycia i dzieki temu króciótkiemu przyjściu na świat mogą przejśc do następnego etapu
nie trzeba w to wierzyć ,lecz ja wierzę ,ze wszystko jest po cos mnawet jesli nie jestesmy w stanie sensu wychwycicc
strata to strata, cierpienie to cierpienie,przez wszystko trzeba przejsc
trzymajcie sie dziewczyny:*
mam dokładnie to samo przeczucie
mabo85 - 2014-02-18, 22:02

Czytalam ten watek od samego poczatku.. i bylo mi bardzo smutno ze musialyscie przechodzic przez taka strate. Okazalo sie ze i mnie ta strata spotkala.

Pisze bo musze sie wygadac, choc mam bliskie osoby z ktorymi o tym rozmawialam.. ale to caly czas jest w mojej glowie..
Poronilam w 7+3tyg.
Nie moge spac. Mysle ciagle o tym co sie stalo. Analizuje. Zdrowy rozsadek mowi ze pewnie bylo cos nie tak i tak musialo byc. Zrobilam wszystko co moglam zeby ta ciaze utrzymac. Bralam Luteine, odpoczywalam.. Luteina nie pomagala. Krawilam coraz wiecej. W dniu umowionego USG, siedzac na fotelu u gina lekarz wyciagnal moje dzieciatko..

Oczywiscie staram sie pocieszac ze mam juz jedno piekne, zdrowe dziecko. Ze ciaza przebiegala idealnie. Ale to nadal boli...
Bylam bardzo pewna ze tym razem tez wszystko bedzie super... a tu o masz...
Tak bardzo sie cieszylam..

Momentami mam ochote tylko siedziec w domu. Z nikim nie gadac i przespac caly ten czas do kiedy bede w nastepnej ciazy... az do 24 tyg. wtedy bede spokojniejsza...
oby nam sie udalo kolejnym razem.

mariaaleksandra - 2014-02-18, 23:12

Mabo wspolczuje bardzo. w takich sytuacjach czas najlepiej goi rany. ja tez sie pocieszalam tym ze mam juz.jedno , zdrowe dziecko- nie wyobrazam sobie straty jak se nie ma dzieci i nie ma gdzie skierowac tych macierzynskich emocji.


u u mnie juz mija prawie 3 moesiac po poronieniu i jest naprawde dobrze, mam nadzieje ze ty tez szybko dojdziesz do siebie.

mabo85 - 2014-02-22, 13:31

Dziewczyny po jakim czasie od poronienia dostalyscie miesiaczke? tak jakby normalny cykl minal?
AZ - 2014-02-22, 21:16

u mnie 32dni. mam cykle 28dniowe
mariaaleksandra - 2014-02-22, 22:04

Chyba powinno byc miedzy 2-6 tyg. u mnie bylo 13 dni, lekarz mowil ze to nie okres tylko oczyszczanie macicy, ale to byl na pewno okres.
Pipii - 2014-02-23, 09:25

mabo85 napisał/a:
Dziewczyny po jakim czasie od poronienia dostalyscie miesiaczke? tak jakby normalny cykl minal?

po około 14 dniach

adamiko - 2014-03-13, 13:37

podczytywałam ten wątek, aż pewnego dnia stał się mi "przydatny"... . Minęły 3 tygodnie i chyba sobie jakoś radzę.

Raz wydaje mi się, ze jest normalnie, a czasami strasznie tęsknie za kimś kogo prawie, że nie było...tzn. był, ale tak krótko... .

Kamyk - 2014-03-13, 13:39

adamiko, tak strasznie mi przykro. Przytulam mocno!
adamiko - 2014-03-15, 10:09

dzieki Kamyku :*
mabo85 - 2014-03-15, 11:55

adamiko trzymaj sie!!! wpolczuje Ci bardzo :( niestety nie ma takich slow ktore moga pomoc, ani uniwersalnej metody zeby bol minal. Obys miala wsparcie w najblizszych.
Jedynie co to czas leczy rany, ale blizna i tak zostaje...

nemain - 2014-03-15, 14:23

adamiko łączę się z Tobą w bólu. przykro mi bardzo... cokolwiek powiem to nie ukoi Twojego serca, ale wiedz, że zawsze wysłucham. nie musisz być dzielna itp, czasem płacz pomaga.
mabo85 - 2014-03-22, 22:22

Mam pytanie do dziewczyn ktore po poronieniu urodzily juz bobaska...
Jak to jest z seksem w ciazy po poronieniu? Mieszkam w Norwegii i wiem ze tutaj lekarz mi powie ze mozna bez przeciwwskazan, bo jesli ma byc wszystko dobrze to bedzie i pierwszy trymestr zalezy tylko od matki natury. Jakie jest podejscie lekarzy w Polsce? Chyba sa bardziej ostrozni w tym temacie? Jakie macie doswiadczenia?

MartaJS - 2014-03-22, 22:41

mabo85, dużo zależy od tego, na jakim etapie poronienie, czy było łyżeczkowanie itp.
mabo85 - 2014-03-22, 22:49

U mnie byl to 8 tydz. Bez lyzeczkowania. Jeszcze w ciazy nie jestem ale wpadlo mi takie pytanie.
sylv - 2014-03-24, 10:05

mabo, u nas też wszystko oczyściło się samoistnie i mogliśmy się starać od kolejnego cyklu.
mariaaleksandra - 2014-03-24, 19:53

Mabo ale pytasz o seks juz w ciazy? mi nawet w pierwszej ciazy gin odradzala w pierwszym trymestrze, potem ok. teraz (po poronieniu) to samo. chociaz jak jest tendencja skurczowa (u mnie jest) i gin na razie odradza. chyba wszystko zalezy od przypadku, przyczyny i okresu poronienia.
mabo85 - 2014-03-24, 20:48

Tak pytam o seks juz w ciazy. Dzieki za odpowiedzi. Bede w Polsce to pojde do gina i zapytam poprostu.
Kat... - 2014-03-25, 03:21

Słuchajcie ja nie wiem jak tam mechaniczne ale chemicznie może być różnie, moja szyjka okazała się być bardzo wrażliwa na prostaglandyny z nasienia i reagowała skurczowo. Sam seks ok ale w prezerwatywie.
eM - 2015-07-14, 09:35

...
adamiko - 2015-07-14, 10:45

eM...strasznie mi przykro....duzo duzo dobrych myśli Ci przesyłam...
Salamandra*75 - 2015-07-14, 11:02

eM ściskam Cie mocno
Kasumi - 2015-07-14, 11:11

eM, jestem z Tobą i bardzo współczuję. Wiem, co to znaczy długo starać się o dziecko, a potem drżeć przed każdą wizytą u lekarza. Płacz pomaga, więc płacz...
majczi - 2015-07-14, 12:26

eM, przesyłam uściski. to ogromna strata i daj sobie prawo do wypłakania się, nie hamuj tych emocji w sobie. czas w końcu zaleczy tę ranę...
dynia - 2015-07-14, 20:34

Ten zabieg jest bardzo szybki i bezboleśnie ale sadzę,że bez niego będzie niemożliwe samooczyczszenie.Trzymaj się Kochana,daj sobie czas na smutek .Zaufaj naturze, tego się trzymam od kwietnia...:*
bleach - 2018-02-22, 15:40

Czy jest ktoś kto służyłby rada w prywatnej wiadomości? Nie chodzi o mnie osobiście ale o bliska mi osobę.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group