wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wśród jedzących inaczej - Wege w gościach...

Mada95 - 2012-07-29, 12:21
Temat postu: Wege w gościach...
Hej mam pytanie do was...co robicie gdy ktoś wam mimo wcześniejszych informacji ze nie jecie mięsa i jedzenia do którego użyto mięsa podaje wam np. zupę na kurczaku?

Co wtedy robić?

Nie jeść?Czy się zmusić z grzeczności?czy zrobić małą awanturę?

kitteh - 2012-07-29, 12:23

Grzecznie odmówić, wyjaśnić. Albo zrozumieją, albo nie
Gudi - 2012-07-29, 13:07

Mada95 napisał/a:
Nie jeść?Czy się zmusić z grzeczności?czy zrobić małą awanturę?


ja zazwyczaj mówię, że trudno nic się nie stało i nie jem. Nawet jak byłaby bardzo głodna to jakoś nie ciągnie mnie do mięsnych rzeczy, nawet jeśli to było moje ulubione.

MartaJS - 2012-07-29, 13:19

Generalnie wegetarianizm polega też na sztuce grzecznego odmawiania :-) Na pewno nie warto robić awantury. Ja zawsze dziękuję, przepraszam, a przede wszystkim pytam, pytam i pytam, zanim zupa znajdzie się w moim talerzu. Mówię, że nie ma problemu, nie muszę jeść zupy, przecież jest jeszcze drugie itp.

Ale są różne sytuacje.

Moja praca polega m.in. na tym, że jeżdżę samochodem po różnych nie zawsze dostępnych zakamarkach, jestem botanikiem. Niedawno próbowałam dojechać osobowym samochodem do łąki, która na mapie wyglądała na całkiem dostępną - szeroka polna droga - ale było po deszczach i niestety zakopałam się totalnie w błocie. Głodna byłam jak nie wiem co i ledwo żywa, po tej łące planowałam jechać coś zjeść. Do najbliższej miejscowości jakieś 7 km przez pola. Przez godzinę próbowałam jakoś się wydostać własnymi siłami, podkładać coś pod koła itp. ale nic to nie dało. W końcu spojrzałam na mapę, gdzie właściwie jestem i okazało się, że jakieś 20-25 km stąd mieszka moja dawno nie odwiedzana kuzynka. Szczęśliwie miałam do niej telefon. Po trzech próbach odebrała, po pół godzinie na miejscu był już jej ojciec z samochodem, trochę trwało zanim mnie wyciągnął, mało się sam nie zakopał :-P ale jakoś się udało. No i zaprosili mnie na obiad. Na miejscu jeszcze umyliśmy moje obklejone błotem auto (nie było nic widać przez prawą szybę) i siedliśmy do obiadu. Ledwo trzymałam się na nogach.

Kuzynka pamiętała, że jestem wege i przed moim przyjazdem specjalnie poleciała do sklepu po... rybę.

I spalcie mnie na stosie, ale ją zjadłam i podziękowałam.

Agnieszka - 2012-07-29, 15:18

odmawiam
zazwyczaj w każdym domu chleb, dżem, keczup, groszek w puszce i jajka.... (ostatecznie i jajecznicę pewnie bym zjadła na dużym głodzie albo kanapki z dżemem) a w sezonie pomidor czy inne warzywo. Z obiadu ziemniaki i surówka albo i same ziemniaki. Gdybym trafia z dzieckiem i zjadła rybę nie byłabym wiarygodna. Oczywiście piszę z własnej perspektywy, rodzinnie nie miałam takich sytuacji bo wiedzą ale w innych sytuacjach bywało.

kitteh - 2012-07-29, 15:55

z tą rybą jest o tyle problem, że rodzina jak nie rozumie wege, tak nie rozumie slowa WYJĄTEK i pewnie mogłoby to wywołać lawinę argumentów typu "a ostatnio ryba nie przeszkadzała" "taka z ciebie wegetarianka" itp.
Agnieszka - 2012-07-29, 16:28

mnie ryby nie proponują ale przez 20 lat przywykli, więcej problemów mam ze znajomymi niż z rodziną (nie jestem rodzinna ale jakoś odmienność zapamiętana)
Po rodzinnych wakacjach też wege w rodzinie Ada mówi a wiesz ten mój kuzyn to wege jak z koziej dupy trąba zjadł galaretkę no nie powiedziałam, że galaretki można na soku i agarze ale i kupne są bez żelatyny.

alken87 - 2012-07-29, 17:08

MartaJS napisał/a:


I spalcie mnie na stosie, ale ją zjadłam i podziękowałam.


palić na stosie nie będę, ale chyba bym nie była w stanie zjeść :-|
może gdybym była weganką to w drodze wyjątku bym zjadła kalafiora polanego masłem ale czegoś co było żywe to raczej nie.
ale zawsze się zastanawiałm co bym zrobiła gdybym np podrózowała po jakimś obcym kraju np. na bliskim wschodzie i została zaproszona na obiad przez jakiś biednych ludzi dla których mięcho to totalny luksus, nie rozumieją w ogóle czym jest wegetarianizm i by mnie częstowali. trudno wybrnąć z takiej sytuacji.
ostatnio się natknęłam w zapiekance na mieście na kawałeczek salami i tak mnie wykręciło że prawie mi się całe jedzenie cofnęło :shock: nawet się nie spodziewałam takiej reakcji po sobie bo w zajadam różne roślinne kiełbachy i zawsze mi się wydawało że to "zupełnie jek mięso" ale jak poczułam konsystencję tej prawdziwej kiełbachy to zrozumiałam że nie mają NIC ze sobą wspólnego :P

Mada95 - 2012-07-29, 19:43

Hmm..

ja własnie miałam sytuację bez wyjścia...ja z moją przyjaciółką byłam na spacerze z psami a potem poszłyśmy do niej na obiad ale jej ojciec jest uczulony na sierść, a mój pies źle (delikatnie mówiąc ) reaguje na rozstania ze mną...no i weszłam do domu kiedy mama koleżanki zajeła się moją Lejdi na dworze i na stole była już moja zupa. , ja miliony razy mówiłam że nie jem mięsnych rzeczy ,wtedy nic nie podejrzewając usiadłam obok przjaciółki i zaczełam zjadać z apetytem dopóki nie natknełam się na kawałek kurczaka...aż mnie zmdliło :roll:

neina - 2012-07-29, 21:50

Mada95, to zależy, czy jesteś skłonna zjeść mięsne danie, żeby nie urazić czyichś uczuć. Ja nie zjadłabym, choćby częstowała mnie królowa brytyjska ;) Podziękowała bym grzecznie i wyjaśniła, że od lat nie jadam mięsa, nawet w daniu z niewielkim jego dodatkiem.
Malinetshka - 2012-07-29, 21:55

Ja też sobie nie wyobrażam zjeść... z grzeczności, przymusu, czegokolwiek. Tylko w sytuacji bycia wprowadzoną w błąd, ale w chwili gdybym odkryła, że potrawa jednak nie jest wege, zdecydowanie bym podziękowała... Niejedzenie zwierząt to dla mnie coś, co wychodzi poza ramy "niesprawiania przykrości gospodarzom". Jeśli się pogniewają, ich problem. Dla mnie to nie może być powodem do ulegania. Nie jem i już. Równie dobrze ktoś mógłby mnie namawiać do jedzenia piasku.
Malati - 2012-07-29, 22:36

----
go. - 2012-07-30, 07:15

Ja też z tych odmawiających. Wszyscy przez ostatnie kilkanaście lat zdążyli się przyzwyczaić. Poza dwiema osobami, które zawsze pytają mnie "może kotleta?". Zawsze mówiłam, nie, dziękuję. W zeszłym tygodnoiu znów padło to pytanie, tym razem odpowiedziałam "poproszę". Ale była mina :shock: :mrgreen: :lol:
A i tak mi nie dali :lol:

diancia - 2012-07-30, 08:47

Ja też nigdy (świadomie) bym nie zjadła mięsnego posiłku. Gdy ktoś nie wie, że jestem wege, albo nagle odkrył, że ryba to też zwierzę i poda mi niewege danie, to grzecznie odmawiam. Robienie małej awanturki jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy ;)

Czasem, gdy widzę, że komuś bardzo bardzo zależy, żeby ugościć, że czuje się zażenowany, że nie ma nic dla mnie (bo nie wiedział, bo zapomniał, bo cokolwiek), to mówię, że nie jadłam mięsa 11lat i mogłabym się pochorować. Wiem, że to półprawda, ale ludziom jakoś lżej znieść, że nie mają czym ugościć, gdy w grę wchodzi zdrowie niż gdy chodzi o przekonania czy etykę... ciekawe, że dla zdrowia wyjątków robić nie można, ale dla światopoglądu to mały pikuś :-/

Alispo - 2012-07-30, 08:57

diancia napisał/a:
ciekawe, że dla zdrowia wyjątków robić nie można, ale dla światopoglądu to mały pikuś :-/

No właśnie,czasem sami taki swiat tworzymy wymyslajac takie bajki niestety..

Lily - 2012-07-30, 09:27

Nigdy mi się nie zdarzyło zjeść mięsa z grzeczności, choć miałam parę "wpadek" typu mrożona pizza, która się okazała zaprawioną bulionem z kurczaka :/ Tak więc odmawiam oczywiście, bo czemu by nie? Zresztą rzadko bywam "w gościach", a jeśli już, to zazwyczaj u ludzi, którzy wiedzą, że mięsa nie jem.
bronka - 2012-07-30, 09:44

Zdarzyło mi raz nie jeść nic prawie 24h i wylądować na mięsnej kolacji. Żołądek przykleił mi się do nerek, ale nie byłam w stanie ruszyć nawet ziemniaków, bo były polane tłuszczem ( wolałam nie pytać jakim).
Nie byłabym w stanie zjeść żadnego zwierza. Ani z grzeczności, ani z innego powodu.

Jeśli ktoś nie umie uszanować moich wyborów, to nie przejmuję się czy tej osobie sprawiam przykrość nie jedząc.
Zresztą odkąd mam dzieci zawsze zabieram prowiant jak wychodzimy na dłużej żeby uniknąć ich napadów głodu ( swoje moje znosić). Nie mam z tym problemu przynajmniej.

Największym hardkorem dla mnie jest zaprosić kogoś ( z jakimikolwiek ograniczeniami żywieniowymi) na planowany obiad i pytać- ojej co ty będziesz jadła :roll:

seminko - 2012-07-30, 09:45

Lily napisał/a:
okazała zaprawioną bulionem z kurczaka
Bywa. Chyba najbardziej podstępne ]:->
Nie byłabym w stanie zjeść z uprzejmości.
Choć BARDZO cenię relację "domownik+ gość= karmienie" :-)

bronka - 2012-07-30, 09:47

Tantra napisał/a:
Choć BARDZO cenię relację "gość+ domownik= karmienie" :-)

ja też :-)
Dlatego zawsze pytam o wszelkie ograniczenia żywieniowe i staram się coś smacznego uszykować dla wszystkich :-)

Mada95 - 2012-07-30, 10:44

Tak ,
Bardzo lubię matkę mojej przyjaciółki,ale mnie wkurza...mam wrażenie że dość często próbuje mi mięso przemycić do jedzenia :roll:
Kiedyś zrobiła nam kanapki ze zwykłym paszetetem i powiedziala mi że jest sojowy...ale po pierwszym kęsie byłam pewna ze nie jest i musiały słuchać mojego marudzenia że "zjadłam i śmierdzę zwłokami" :mryellow:

MartaJS - 2012-07-30, 11:07

Mada95 napisał/a:
Bardzo lubię matkę mojej przyjaciółki,ale mnie wkurza...mam wrażenie że dość często próbuje mi mięso przemycić do jedzenia :roll:
Kiedyś zrobiła nam kanapki ze zwykłym paszetetem i powiedziala mi że jest sojowy...ale po pierwszym kęsie byłam pewna ze nie jest i musiały słuchać mojego marudzenia że "zjadłam i śmierdzę zwłokami" :mryellow:


A tego nie cierpię. Co innego, kiedy ktoś się pomyli, zapomni, wtedy staram się jakoś załagodzić sytuację, ale jeśli ktoś próbuje mnie oszukać - o, wtedy potrafię być bardzo niemiła.

A teksty typu "śmierdzę zwłokami" nie nastawiają ludzi pozytywnie do wegetarianizmu.

moony - 2012-07-30, 12:11

mada95, a musisz u nich jeść? Jak oni Cię nie rozumieją, to po co chcesz im robić przyjemność i u nich jeść?

Ja wege krótko (3 lata), wegan jeszcze krócej (półtora miesiąca), jeszcze nie zdarzyło mi się być kogoś, kom musialam odmówić., Jak już gdzieś idę, to ten ktoś przeważnie wie.
Wpadki tez miałam, a jakże - np. jedząc barszcz biały, przekonana, że teściowa dla mnie specjalnie zrobiła, a po dwóch wizytach okazało się, że to z torebki (z dodatkiem zwierzęcym).

bronka - 2012-07-30, 12:41

Mada95, po co jesz u nich?
Gudi - 2012-07-30, 12:59

tak mi się kojarzy, że z grzeczności to jem u teściowej zupę jak nie jestem głodna i nawet jak nie mam ochoty... Bo robi specjalnie dla nas bez mięsa [co prawda ostatnio na kostce warzywnej winiary], ale tylko wtedy jem.
Mada95 - 2012-07-30, 13:23

ponieważ to moja najlepsza przyjaciółka...
Nocujemy u siebie i wgl ...więc chyba jak jestem u niej 2 dni ,to coś muszę jeść?
Oczywiście wtedy byłam chwilę ,ale nie wiedziałam że zupa jest na mięsie :roll:

Lily - 2012-07-30, 13:25

Mada95 napisał/a:
więc chyba jak jestem u niej 2 dni ,to coś muszę jeść?
Weź swój prowiant? Albo razem coś ugotujcie?
ana138 - 2012-07-30, 13:50

ja tez z odmawiających. ostatnio na imprezę ciotka zrobiła "specjalnie dla mnie" dwie sałatki - jedną z tuńczykiem, drugą z paluszkami krabowymi.
i jeszcze próbowała mnie przekonać, że kraby to przecież prawie rośliny.... :roll: :evil:
odmówiłam grzecznie, zrobiła mi na szybko jajca w sosie czosnkowym i jakąś sałatkę bez prawie-roślin.
Lily napisał/a:
Weź swój prowiant?

no właśnie...ja w takiej sytuacji pakuję zawsze jakieś parówy sojowe albo jakiś inny wege - fast food ;-)

bronka - 2012-07-30, 13:51

Mada95 napisał/a:
Nocujemy u siebie i wgl ...więc chyba jak jestem u niej 2 dni ,to coś muszę jeść?


Ciężko mi uwierzyć, ze ktoś kto zaprasza Ciebie do siebie ( nie tak znienacka) nie uszykuje jedzenia, które byś zjadła :roll: Dla mnie przynajmniej jest to bardzo niegrzeczne i nie do przyjęcia, żeby stawiać gości w takiej sytuacji. Jeśli jednak tak się dzieje to zabrałabym swoje jedzenie lub ugotowała coś z gospodarzem.
Albo zjadła suche ziemniaki.

No chyba, ze Ci to nie przeszkadza. Jedz wtedy mięso w gościach i nie zakładaj tak absurdalnych tematów na WD :->

Mada95 - 2012-07-30, 14:41

bronka napisał/a:
Mada95 napisał/a:
Nocujemy u siebie i wgl ...więc chyba jak jestem u niej 2 dni ,to coś muszę jeść?


Ciężko mi uwierzyć, ze ktoś kto zaprasza Ciebie do siebie ( nie tak znienacka) nie uszykuje jedzenia, które byś zjadła :roll: Dla mnie przynajmniej jest to bardzo niegrzeczne i nie do przyjęcia, żeby stawiać gości w takiej sytuacji. Jeśli jednak tak się dzieje to zabrałabym swoje jedzenie lub ugotowała coś z gospodarzem.
Albo zjadła suche ziemniaki.

No chyba, ze Ci to nie przeszkadza. Jedz wtedy mięso w gościach i nie zakładaj tak absurdalnych tematów na WD :->


Źle mnie zrozumiałaś.....

ja mówię ze nie jem mięsa jeżeli odkryję że jest mięso to też nie jem...
Ale jeżeli ktoś nałożył i zrobił "specjalnie dla mnie" to wtedy nie wiem co robić :roll:

Ale dzięki za pomoc ;-)

Już wiem w czym problem..jestem mało asertywna :oops:

bronka - 2012-07-30, 15:00

Mada95 napisał/a:
Już wiem w czym problem..jestem mało asertywna :oops:

pewnie tak ;-)

Mada95 napisał/a:
Ale jeżeli ktoś nałożył i zrobił "specjalnie dla mnie" to wtedy nie wiem co robić :roll:

postępuj zgodnie ze swoimi sumieniem. Tak, żebyś nie musiała niczego żałować. I nie przejmuj się aż tak :-P

Agnieszka - 2012-07-30, 15:33

Zatem może faktycznie nad asertywnością warto popracować.
Robaki morza dla mnie też mięso zatem nie jadamy. Ja w torebce noszę zwłaszcza jak z dzieckiem się poruszam np. wafle ryżowe, bakalie, dodam, że nie jestem mobilna samochodowo i oczywiście mnie ratują papierosy (też mam zawsze).
Każdy ma swoje granice tolerancji, opcje na które się zgodzi. Dla mnie jest tak że o ile ktoś tradycyjnie jadający zje wege jedzenie (dużo takich potraw jest także i opcje wegan również) to odwrotnie nie jest tak. Jedna z moich babć usiłowała przemyty stosować i skończyło się podziałem czasu kuchennego (mieszkaliśmy wielopokoleniowo) a jej tworów nie brałam do paszczy.
Może jeszcze dodam, ze w kontaktach dieta nie jest dla mnie/dla nas wyznacznikiem u przyjaciółki mam co zjeść a jak jej mama wchodzi w przestrzeń mówię "nie dziękuję bo jadam/ jadamy inaczej"
Jeszcze jedna rzecz: moja przyjaciółka wie jak jadamy i nawet jak zabiera moje dziecko pyta czy to, i to może padać albo mówi naszykuj jakieś jedzenie ale sporo bo pewnie wciągniemy zbiorowo

Malinetshka - 2012-07-30, 19:38

Cytat:
Ale jeżeli ktoś nałożył i zrobił "specjalnie dla mnie" to wtedy nie wiem co robić :roll:

Jeżeli zrobił "specjalnie dla Ciebie", a wiedząc że jesteś wege - wsadził do dania zwierzę... to jest to zwykła złośliwość lub próba manipulacji :/ bo nie wiem co innego... Wtedy to ja dziękuję za takie "specjalnie dla Ciebie"..

zou - 2012-07-30, 21:00

wśród niereformowalnych osób- po prostu kłamie w zywe oczy, że WŁASNIE zjadłam sniadanie/obiad i nie jetem głodna. Tylko proszę herbatę itd, udaję obżartą osobę i udaję, że ta herbata to istny cud na przejedzenie...- to u babci, która na 88 lat i bardzo sie przejmuję jak odmawiam poczęstunku, oszczędzam tłumaczeń, bo tylko się zamartwia...
W innej części rodziny stosuję wykoncypowana organoleptycznie zasadę TRZECH - nakladam na talerz rzeczy wehe w 3 kupkach- np. ziemniaki, surówka i chleb - zauwazyłam że jak sa te magiczne 3 elementy to mniej sie czepiaja jakby były tylko 2 np ziemniory, surówa i BRAK MIĘSA. Nie zgłebiam - ale działa. W rodzinie kpiąco-agresywno- drążącej, kiedy ktoś nie jest pelnoletni zalecam własnie metodę szybkiego zapchania talerza metodą "3" aby nie było gdzie wepchnąc miesa. Czasem trzeba wystartować do kuchni niby po pomoc w noszeniu naczyń i sobie nałozyć pyry bez tłuszczu zanim poleją itd...No a w życzliwych zbiorowiskach ludzkich sama gotuję...i przynoszę. W dyskusje przy stole sie nie wdaje, chyba że ktoś zacznie na MOIM terenie i sam zacznie...

kamma - 2012-07-30, 21:14

zou, masz niezłe strategie :) Zwłaszcza zasada "3" mi się podoba :)
jagodzianka - 2012-07-30, 21:42

zou, dobra te metoda "3". Szczerze mówiąc to ja też mam jakieś skrzywienie, że na obiad trzeba zjeść 3 rzeczy.
kitteh - 2012-07-31, 00:18

ale ziemniaki z chlebem? ziemniaki z ryżem, to rozumiem, ale z chlebem? (pyta ta bezglutenowa :P )
Lily - 2012-07-31, 07:16

kitteh napisał/a:
ziemniaki z ryżem, to rozumiem
A ja nie :P A pieczywo zawsze można dodać do posiłku, chociaż ja nie praktykuję ;)
Mada95 - 2012-07-31, 10:06

Ja raczej nie jem chleba do obiadu, zupełnie mi to nie pasuje...no chyba że jem kanapkę :-P

No w każdym m razie kiedy mogę sobie wybrać jedzenie to nie mam z tym problemu , a kpiny olewam a na pytania odpowiadam zdawkowo :-)

gorzej jak dostaje zupę na talerzu..no właśnie sobie uświadomiłam że tylko w zupie mogą mi ukryć mięso ,więc mogę nie jeść zupy :mryellow:

jazgottt - 2012-07-31, 10:09

Jak byłam na weselu u koleżanki, to wzięłam podwójną porcję pieczonych ziemniaków i do tego mnóstwo surowych, różnych warzyw i też gotowane z pary mi podano (specjalnie dla nas ugotowali). Czyli talerz pełen po brzegi i w dodatku była dokładka, bo nam nawet posmakowało i w ogóle takich rzeczy to dużo jemy:) A koleżanka (nie panna młoda, inna) patrzy na nas i mówi: biedni jesteście, tylko ziemniaki jecie. Śmieszą mnie takie komentarze bardzo, jasne, nie ma kotleta, nie ma jedzenia;)
Malati - 2012-07-31, 10:37

Ja pamiętam że zawsze na większych imprezach brałam wałówkę ze sobą. Ja miałam naście lat zawsze moja mama dbała żeby na rodzinnych zjazdach było wege jedzenie . Jak miałam studniówkę moja mama przygotowała mi dużo pysznego jedzenia i póżniej wszycy chcieli jeść tylko to co ja :-P .

Na weselach wielu na szczęście nie byłam. Na weselu mojej przyjciółki mieliśmy sporo wege jedzenia bo panna młoda była wegetarianką. Na ostatnim na którym byłam chyba 3 lata temu miałam prowiant ze sobą,inaczej byśmy głodowali :roll:

Teraz większość przyjaciół to wegetarianie więc jak się spotykamy jedzonko jest przepyszne. Przyjaźnimy się z małżeństwem które stosuje tradycyjną polską kuchnie i dla nich jest problemem szykowanie jedzenia dla nas.Ja zaproponowałam że będziemy przyjeżdżać z własnym jedzeniem.Zgodzili się.Chyba odetchneli z ulgą :-P A dla mnie takie rozwiązanie jest najlepsze jJestem pewna że to co jem jest wege i czysto zrobione. A przy okazji mogę innych poczęstować naszym jedzeniem i pokazywać że wege jedzenie potrafi być kolorowe urozmaicone i smaczne :-)

jazgottt - 2012-07-31, 11:10

My jemy tak prosto, że jak mam kogoś karmić u siebie, to mam wątpliwości, czy będzie smakować;) musiałaby to być osoba nie uzależniona od cukru, soli, ostrych przypraw, która ma zdolność odczuwania naturalnego smaku potraw tak jak np. niemowlak. Bardzo dbam o świeżość i jakość jedzenia, więc jak ktoś spełnia wyżej wymienione kryteria to na pewno by mu smakowało. nie mamy często gości, ale czasem ktoś wpadnie, więc wtedy trzeba kombinować. Kupuję np. smalczyk cebulowy i migdałowy zwergenwiese - są bardzo dobrze smakowo "zrobione". Takie kanapeczki od razu znikają:)

Częściej u nas bywa siostra moja lub siostra mojego chłopaka. Wtedy jedzą z nami zielone szejki lub owoce lub soczewicę/kaszę/ziemniaki z warzywami itp. i im smakuje:) Sól też stawiam na stole, bo zazwyczaj nie solę potraw, choć rzadko korzystają.

Malati - 2012-07-31, 11:44

jazgottt, ja bym mogła u Ciebie w gościach tylko zielone szejki pić,uwielbiam je! :-D
Mada95 - 2012-07-31, 16:56

Gdzie jest przepis na zielony szejk?

Trzeba spóbowac ,skoro takie dobre :mryellow:

Malati - 2012-07-31, 22:08

Mada95, zrobienie szejka jest proste.Wrzucasz do blendera zieleninę( szpinak.pokrzywę,natkę pietruszki itd) słodkie owoce ,wodę i wszystko miksujesz.Pychota :-)
kitteh - 2012-08-01, 00:32

Lily napisał/a:
A ja nie :P

ale nie same^^ przekonałam się, jak dostałam od znajoemgo Chińczyka ryż z warzywami, w tym właśnie ziemniakami

jazgottt - 2012-08-02, 22:03

czarna96 napisał/a:
jazgottt, ja bym mogła u Ciebie w gościach tylko zielone szejki pić,uwielbiam je! :-D


Też je uwielbiam, mój szejk idealny to dojrzałe banany (=całe żółte, łącznie z ogonkiem, najlepiej z brązowymi kropkami) + zielone (np. szpinak, natka pietruszki) + woda dla konsystencji ulubionej (dużo, jeśli do picia, mało, jeśli ma być gęsty i do jedzenia łyżką).
Szejk wzbogacony to: szejk idealny plus do wyboru: len, mleko ryżowe z wapniem, świeże organiczne daktyle, suszone figi organiczne, truskawki.

Czasem ląduje tam coś jeszcze, np. gruszka, dojrzała śliwka, dojrzała nektarynka. Niektórzy dodają też mango zamiast banana, ale jak mam dojrzałe, miękkie mango, to zjadam samo, szkoda mi psuć smaku dodatkami;) Zresztą jak zjem takie naprawdę idealnie dojrzałe, rozpływające się w ustach, to się nim z reguły umażę jak małe dziecko i muszę przemyć twarz:)

zou - 2012-08-06, 09:34

jazgottt - dobre! Myslałam, że tylko ja tak mam z mango. I jeszcze czasem jak pestka z ręki "wystrzeli" po tym obgryzaniu - haha, wprost pod nogi kogoś kto nie wie co to własnie slizga się po kaflach kuchni... :lol:
jazgottt - 2012-08-06, 10:23

zou napisał/a:
jazgottt - dobre! Myslałam, że tylko ja tak mam z mango. I jeszcze czasem jak pestka z ręki "wystrzeli" po tym obgryzaniu - haha, wprost pod nogi kogoś kto nie wie co to własnie slizga się po kaflach kuchni... :lol:


Pestka mi wypada najdalej na talerz. Okulary muszę zdjąć do jedzenia takiego rozpływającego się w ustach mango:) Jakie te owoce muszą być pyszne jak dojrzewają do końca na drzewie, mam na myśli takie dostępne na miejscu, tam, gdzie rosną (gdziekolwiek to jest;).

Tak sobie pomyślałam, że śmiesznie by było przynieść i pałaszować takie mango idąc do kogoś w odwiedziny;p pewnie gospodarze gapiliby się jak na małpę w zoo;)

Szejki zielone uwielbiają moje szczurki jak się okazało:) wiedzą, co dobre:) póki co nie piją za dużo, bo im daję odrobinkę, ale już chyba najstarsza kuma o co chodzi, bo jak słyszy blender, potem wkładam miseczkę, to od razu jest przy niej i zajada:)

dundunkini - 2012-08-09, 11:57

zou napisał/a:
jazgottt - dobre! Myslałam, że tylko ja tak mam z mango.


Ja tez tak mam.

A jesli chodzi o jedzenie w gosciach, to ja najbardziej mile zaskoczona bylam rok temu w czasie wizyty w Polsce. Odwiedzilam wtedy dwie kumpele, ktore mieszkaja w Sosnowcu. Zjechalo tam sie nas 4, mieszkalysmy u jednej z tych miejscowych, a mama tej drugiej, M., zaprosila nas wszystkie w niedziele na obiad. W pewnym momencie M. przypomniala sobie, ze przeciez zapomniala powiedziec mamie, ze ja jestem wege. Mimo moich przekonan, ze nie ma problemu, ze zjem same ziemniaki z surowka, ze przeciez i tak milo z jej strony, ze nas wszystkie zaprasza, ona zadzwonila do mamy, by jej o tym powiedziec. I jej mama, mimo ze obiad byl juz gotowy (rosol, ziemniaki, mieso, kapusta wege zasmazana, surowka) powiedziala w jednej chwili: "Nie ma problemu, zrobie jej fasolke w bulce tartej.". I zrobila, fasolka byla przepyszna. Dodam jeszcze, ze mama M. w ogole mnie nie znala.

anyanka - 2012-10-09, 17:07

Niedługo do mnie przyjeżdża rodzina. Jeszcze nie wiedzą chyba ze nie jem mięsa. Ja przynajmniej im o tym nie mówiłam. Może szoku nie będzie jeśli chodzi o mnie gorzej bedzie jak dowiedzą sie że dziecku też nie daję :-) Pewnie zaczną mówic jakie to zdrowe, itd. I ze mały nie urośnie, itd. Widać jak nie rośnie ;-)
U dziadków jeszcze na obiedzie nie byłam, a tam niestety zawsze jest głównie mięso i wszystko na mięsie :-( Żadne z nich nie zrozumie mojego wyboru. Jedynie muszę znaleźć sensowny argument na moje i dziecka wege, który zrozumieją dlaczego...

MartaJS - 2012-10-09, 17:13

anyanka, napiszę tutaj coś, co powtarzam ostatnio często w takich sytuacjach: możesz mieć tysiąc mądrych argumentów za wegetarianizmem, ale tak naprawdę nie musisz przekonywać ich do wegetarianizmu, ale do tego, że masz prawo decydować o tym, co jesz i co podajesz swojemu dziecku :-)
anyanka - 2012-10-09, 19:06

MartaJS ja nie chcę ich przekonywać do wegetarianizmu, ale żeby uszanowali moją decyzję a z tym w tej rodzinie jest kiepsko tzn z akceptowaniem moich decyzji
Agnieszka - 2012-10-09, 19:57

anyanka: nie bardzo chyba zrozumiałam Twoją wypowiedź. Jak rozumiem goście u Ciebie a zatem Twój dom, Twoje zasady, Twoje dziecko i decyzje co jadasz/ jadacie i jak żyjecie również Wasze/Twoje. Możesz zaserwować potrawy wege, zgodzić się na zakup, robienie mięsnych potraw, konsumpcje albo nie. Wcześniej czy później przy kontaktach rodzinnych wyjdzie co/jak jadacie zatem rozmowy, sugestie, odmienność poglądów a nawet konfliktów pewnie będzie mieć miejsce. Pytanie co Ty na to i na co się zgadzasz. Nie sądzę, żeby istniała czarodziejska różdżka, za której machnięciem rozwiążesz kwestie, argument odmieniający świadomość rodziny, tu chodzi o konsekwencje wyborów, asertywność albo kompromisy zwłaszcza jeżeli istnieje np. zależność finansowa (wówczas zapewne trudniej). Jeśli obok mąż/partner wspierający z pewnością będzie łatwiej.
Sylwia8 - 2012-10-09, 21:42

anyanka, i co rodzina będzie u Ciebie jeść? to co Ty im przygotujesz czy będą mieć swoje jedzenie czy jak?

Ja właśnie w tym temacie ostatnio stanęłam przed trudną dla mnie decyzją i szczerze mówiąc, ciągle nie wiem jak zrobić dobrze...

WSTĘP:

Nasza rodzina z obu stron, jak dowiedziała się, że nie jemy mięsa, najpierw próbowała z nami dyskutować o słuszności tej decyzji, potem z zaciekawieniem pytała jak teraz jemy, aż w końcu wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego.
Teraz jak jesteśmy u nich w gościach (i to bez wyjątku, u moich rodziców, męża rodziców, rodzeństwa, itd.) to są na tyle wspaniali, że zawsze są dania specjalnie dla nas przygotowane i to nie jedno ale różne i jeszcze za każdym razem coś innego, więc naprawdę szacunek dla nich za to mam ogromny.

I TERAZ PROBLEM MÓJ:

Do tej pory jak robiliśmy imprezę rodzinną u nas, wszystko było wegetariańskie.
Nikt nie miał o to żadnych pretensji, wszyscy zawsze z zainteresowaniem częstowali się bezmięsnymi smakołykami i było ok, nie wychodzili od nas głodni, ewentualnie żartowali, że się trawy najedli za cały rok...
Teraz będziemy robić chrzciny i przy okazji zapraszania rodziców chrzestnych wyszła taka sytuacja: pyta się mnie przyjaciółka czy będę mieć jakieś mięso dla gości, bo jej syn je tylko mięso albo szynkę/kiełbaskę albo coś takiego i jak nie ma mięsa to on nie zje obiadu, kolacji, itd. I że jak nie, to nie ma problemu ale czy ona może przynieść dla niego jakiegoś kotleta na obiad. No a poza tym pewnie inni goście też by chętnie zjedli, bo przecież teście, brat itd. są mięsożerni bardzo i że przecież jak my idziemy do nich to też dostajemy specjalnie dla nas bezmięsne potrawy więc teraz jak zapraszamy ich to też moglibyśmy ich sposób jedzenia uszanować i jakieś mięso gościom zapodać...
Zabiła mi tym klina strasznego, i wiecie co, z powodu tego dzieciaka i tego wszystkiego co powiedziała, zgodziłam się, żeby mi chłop przygotował (catering) jedno mięsne danie dla gości mięsożerców a teraz miotam się z tym strasznie, że na moje zamówienie jakaś biedna kura zostanie stracona i wyląduje na moim stole, żeby goście poczuli, że też ich szanuję, tak jak oni mnie, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

JAK SOBIE RADZICIE W TAKICH SYTUACJACH???

Lily - 2012-10-09, 21:45

Sylwia8, może bym zrobiła ustępstwo dla dziecka, ale dla reszty nie, bo to moja impreza. To już wolałabym nikogo nie zapraszać niż mięsem karmić wbrew sobie.
Gudi - 2012-10-09, 22:04

Sylwia8, współczuję sytuacji i wjeżdżania na ambicję, że też musisz coś dla kogoś... bez sensu moim zdaniem, że się zgodziłaś. Najgorzej, że teraz Cię to męczy. Już po imprezie? Może da rade jeszcze to jakoś odkrecić?
Agnieszka - 2012-10-09, 22:17

Za mną m.in komunia córki i mój dom to moje zasady więc wersja wgan/wege. Rodzinę mam tradycyjnie jedzącą wszyscy przeżyli, głodni nie wyszli i małe dziecko również. Czasem jest to kwestia: doprawienia lub nie, wbicia się z typem potrawy, konsystencją, opcją podania więc może i w tym aspekcie warto porozmawiać, przeanalizować menu zwłaszcza mając dylemat, że robisz coś wbrew sobie/ etyczny....
Sylwia8 - 2012-10-09, 22:36

Impreza za tydzień, wszystko już zamówione. Męczy mnie to strasznie i wiem, że już nigdy więcej tego nie powtórzę, zresztą całe te chrzciny to też taka mała szopka, ale to nie na temat... Zrobiłam tak, że zamówiłam jakieś drobiowe kotleciki na obiad tylko dla dzieci (bo z 5 dzieci 4 total mięsożernych jak się okazało, tylko moja córka nie) i zgodziłam się na jakąś drobiową szynkę do kolacji; uparłam się, że jak już coś musi być to przynajmniej ptactwo a nie ssak i że tylko dla dzieci... W zasadzie zrobiłam to tylko dlatego, że nie chciałam "odwdzięczyć się" brakiem szacunku dla nich (dla ich dziecka właściwe), którzy mnie podejmują u siebie zawsze czymś bez mięsa (chociaż sami kotleta popychają drugim), wiecie o co mi chodzi...

Pocieszam się, że ktoś to kupi, przygotuje i poda a potem jeszcze posprząta ale i tak jest mi jakoś przykro, że w ogóle muszę takie dylematy przerabiać...

Lily - 2012-10-09, 22:38

Sylwia8 napisał/a:
W zasadzie zrobiłam to tylko dlatego, że nie chciałam "odwdzięczyć się" brakiem szacunku dla nich (dla ich dziecka właściwe), którzy mnie podejmują u siebie zawsze czymś bez mięsa (chociaż sami kotleta popychają drugim), wiecie o co mi chodzi...
No tak, tylko "mięsożercy" jedzą też bezmięsne potrawy,a na odwrót to już nie bardzo... Ale dylematy rozumiem...
Sylwia8 - 2012-10-09, 22:42

No tak, mogłam powiedzieć, że ja mięsa nie podam ale jak chce to niech sobie kotleta dla dziecka przyniesie, tylko co by powiedzieli rodzice pozostałych dzieci, które też jedzą głównie "mięsko i szyneczkę" a ich dzieci musiałaby jeść obiad wege bo nie wpadli na to, żeby sobie własne przynieść, już widzę jak się jeden dzieciak z drugim pyta dlaczego F. ma mięsko a on nie, no byłaby to trochę paranoja,
Kat... - 2012-10-09, 22:47

Sylwia8, trudna sytuacja. To bardzo miłe ze strony Twojej rodziny, że tak o Was dbają, szanują, jednak może nie rozumieją, że dla Ciebie jest to problem natury etycznej, nie smaku. Jeśli coś budzi Twój wewnętrzny sprzeciw, to trudno żeby wymagali tego od Ciebie. W tej sprawie nie da się szanować się po równo i wymagać wzajemności bo jak było wspomniane oni jedzą to co Ty, na odwrót już nie. Teraz jak dzieciom podasz, to mogą oczekiwać w przyszłości, że też będzie. Współczuję dylematów.
Sylwia8 - 2012-10-09, 23:02

Na szczęście następna taka impreza nieprędko a do tego czasu na pewno nabiorę mocy, żeby powiedzieć kategoryczne NIE. Najgorsze jest w moim odczuciu to, że taki Franio lat 4, faktycznie przy stole się pyta "a jest mięso?" i jak nie ma to nic innego nie je... Biedne dziecko. Acha, zupę pomidorową jeszcze je w każdych ilościach. I mięso. A jak nie mięso to mięso. Mdli mnie już od tego słowa...
yuka66 - 2012-10-10, 07:26

To jest bardzo trudna sytuacja, bo rodzice sie zasłaniają tym, że dziecko je TYLKO mięso. Trudno w to uwierzyć, ... albo wypada współczuć dziecku.
Ja mam w rodzinie podobną sytuację, bo jeden ze szwagrów podobno nie trawi błonnika i też je tylko mięso. Plus chleb, kartofle i pomidory. Na bierzmowaniu mojej córki nie podałam mimo to mięsa. Nie był zachwycony, cos tam tylko dziubał w talerzu. Nie wiem jak wybrnąć z takiej sytuacji, żeby obie strony były zadowolene - chyba się nie da. Ale nie podałabym mięsa, gdybym miała decydować drugi raz. Podobnie jak nie podałabym mięsa z psa, gdybym gościła u siebie dziecko z Korei, ktore je tylko psy :)

ps.
Może rozwiązaniem tutaj byłyby kotlety, które mogłyby udawać mięso.

Lily - 2012-10-10, 07:39

yuka66 napisał/a:
Ja mam w rodzinie podobną sytuację, bo jeden ze szwagrów podobno nie trawi błonnika i też je tylko mięso. Plus chleb, kartofle i pomidory.
Zabawne - co to znaczy nie trawi błonnika? Błonnika się nie trawi... on ma wyjść z drugiej strony :P A chleb ziemniaki i pomidory to też błonnik. Owszem, są diety ubogoresztkowe, np. we wrzodziejącym zapaleniu jelit, ale tam się też większość mięs eliminuje.
Mikarin - 2012-10-10, 09:40

Sylwia8 napisał/a:
Najgorsze jest w moim odczuciu to, że taki Franio lat 4, faktycznie przy stole się pyta "a jest mięso?" i jak nie ma to nic innego nie je... Biedne dziecko. Acha, zupę pomidorową jeszcze je w każdych ilościach. I mięso. A jak nie mięso to mięso. Mdli mnie już od tego słowa...
Mój brat tak miał. tak go wychowano. Zresztą, u mnie w domu biło się dziecko po głowie, jak mięsa jeść nie chciało, więc nie dziwię się, ze mój brat, który każdemu chciał przypasować, wcinał tylko mięso. Potrafił cała michę gotowanego z wodnistym sosem zjeść z chlebem. ALE jak zobaczył cebulę pływającą w tym sosie to już nie zjadł. mama musiała wszystkie warzywa ścierać na mega drobnej tarce do czosnku i dopiero wtedy dodawała do potraw. nawet jabłka mój brat nie gryzie normalnie jak człowiek i zostawia ogryzek tylko musi sobie obrać ze skórki, inaczej nie zje. Tacy ludzie są (PRZEPRASZAM ZA OKREśLENIE!) nieco upośledzeni pod kątem dietetycznym. Jeszcze raz przepraszam za określenie, wiele osób może się o to obrazić, ale fobia na warzywa nie jest zdrowa. (Mój brat do tej pory nie jada ciast z owocami. Jak był mały mówił, że takie ciasto jest "spaprane". teraz mówi, że nie lubi, asertywnie, ale i tak na jedno wychodzi :P )
Sylwia8, może się okazać, że to biedne dziecko skończy jako otyłe bądź z dużą nadwagą, jak mój brat. Nie podałabym mu kotleta. NIGDY. Na takim białku się nie rośnie. Zrobiłabym mu sojowe i wmówiła, że to nuggetsy. Zjadłby i nawet się nie zorientował.

Figa - 2012-10-10, 20:26

Mikarin napisał/a:
Zrobiłabym mu sojowe i wmówiła, że to nuggetsy. Zjadłby i nawet się nie zorientował.

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: zaloze sie, ze by sie nie kapnal!

ja ostatnio bylam na imprezie urodzinowej mojej siostrzenicy, gdzie wszyscy wiedza, ze dzieci nie tylko nie jedza nabialu, ze wzgledu na alergie. bylam gorzko rozczarowana tym, ze moglismy tylko zjesc suchy bialy ryz. nawet nie bylo dla dzieci zadnego bezmlecznego ciastka. wkurzylo mnie to, bo przeciez to nie moje widzimisie, ze dzieci nie moga jesc inaczej, chyba ze mam ochote, zeby wymiotowaly cala noc. zwarzywszy, ze jestesmy w londynie, o weganskie slodycze nie trzeba za bardzo wysylac poszukiwan, w byle supermarkecie zawsze cos jest. wiec mnie nerw szczelil. cale szczescie, ze tknieta przeczuciem i nauczona doswiadczeniem zabralam troche prowiantu z domu niach niach. a jak dante zobaczyl galaretke i sie zainteresowal, to wystarczylo powiedziec, ze to taka zupka. od razu sie odechcialo! ]:->

a za to tydzien pozniej poszlismy na urodziny dzieci lightfeather i fylwia i moja cora wykrzyknela: mamo, nareszcie moge jesc tort urodzinowy! ach, wegedzieciaki, dobrze, ze jestescie!!!

MartaJS - 2012-10-10, 20:36

Mikarin napisał/a:
Sylwia8, może się okazać, że to biedne dziecko skończy jako otyłe bądź z dużą nadwagą, jak mój brat. Nie podałabym mu kotleta. NIGDY. Na takim białku się nie rośnie. Zrobiłabym mu sojowe i wmówiła, że to nuggetsy. Zjadłby i nawet się nie zorientował.


A ja bym nigdy w życiu tak nie zrobiła. To jest oszustwo. Jak się czujemy, kiedy mięsożerna część rodzinki robi to samo nam i naszym dzieciom? "Biedne dziecko, skończy jako szkielet, na pewno nie dam mu soi, na takim białku się nie rośnie, zrobię mu kurczaczka i powiem że to soja - zje i nawet się nie zorientuje..." Brrrr :-?

Mikarin - 2012-10-11, 07:58

MartaJS, wybacz, dwadzieścia lat mieszkałam z facetem, który jadł TYLKO MIĘSO. Posunęłabym się do oszustwa. Zdaję sobie sprawę, że to działa w obie strony, ale nie chciałabym przykładać ręki do takiego żywienia jakiegokolwiek dziecka. Albo powiedziałabym mamie, żeby przyniosła dziecku mięso, skoro "warzywa gryzą w zęby". Ja bym mojemu przyniosła jedzenie wege.
Reaguję tak a nie inaczej, ponieważ widziałam, co się stało z moim bratem, jak wygląda, jakie ma problemy ze zdrowiem, jaką ma nadwagę, której nie potrafi się pozbyć, jak nie może dopiąć spodni... Jaką był kluseczką za dziecka i jak się z niego rówieśnicy śmiali. Bolesne? Pamiętam, jak płakał jak był w gimnazjum, kiedy przezywali go "Pączek". A kiedy widzę, że kolejnemu dziecku coś takiego jest fundowane, to mnie wewnętrznie trzepie :-?

Lily - 2012-10-11, 08:10

Mikarin, naprawdę myślisz, że jednorazowe oszustwo uchroni go od otyłości? Zresztą smażone sojowe coś tam i tak jest tłuste i tuczące.
Mikarin - 2012-10-11, 08:15

Lily, :-? no ja wiem, że nie. I wiem też, że MartaJS ma 100% racji w tym, co pisze, ale dla mnie taka sytuacja jest impasem, z którego wyszłabym albo każąc matce przynieść kotleta dziecku, albo mówiąc jej, że dziecko dostanie soję i zostanie oszukane (albo nie zje nic). Kurczę, wiecie, taka sytuacja jest dla mnie zbyt osobista... :-?
Sylwia8 - 2012-10-11, 08:46

MartaJS napisał/a:
Mikarin napisał/a:
Sylwia8, może się okazać, że to biedne dziecko skończy jako otyłe bądź z dużą nadwagą, jak mój brat. Nie podałabym mu kotleta. NIGDY. Na takim białku się nie rośnie. Zrobiłabym mu sojowe i wmówiła, że to nuggetsy. Zjadłby i nawet się nie zorientował.


A ja bym nigdy w życiu tak nie zrobiła. To jest oszustwo. Jak się czujemy, kiedy mięsożerna część rodzinki robi to samo nam i naszym dzieciom? "Biedne dziecko, skończy jako szkielet, na pewno nie dam mu soi, na takim białku się nie rośnie, zrobię mu kurczaczka i powiem że to soja - zje i nawet się nie zorientuje..." Brrrr :-?


NO WŁAŚNIE. Ja też nigdy w życiu bym tak nie zrobiła, nie oszukuję nigdy nikogo w niczym, brzydzę się oszustwem i też bym nie chciała, żeby mi ktoś podał np. zupę na mięsie mówiąc, że na wodzie...

Sylwia8 - 2012-10-11, 08:52

Mikarin: dla mnie taka sytuacja jest impasem, z którego wyszłabym albo każąc matce przynieść kotleta dziecku, albo mówiąc jej, że dziecko dostanie soję i zostanie oszukane (albo nie zje nic).


Gdyby miało być tylko to jedno dziecko, to bym powiedziała ok, przynieś sobie kotleta dla Frania ale pisałam, że dzieci będzie więcej, też żywiących się mięskiem i szyneczką więc jaką sytuację stworzyłabym w ten sposób??

MartaJS - 2012-10-11, 09:00

Mikarin, wiesz, ktoś z mojej rodziny mógłby powiedzieć, że nie może patrzeć na to, jaka jestem blada i chuda i też tylko dla mojego dobra oszukują mnie, serwując zupkę na kościach.
Mikarin - 2012-10-11, 09:35

:-? to w sumie lepiej dla dobra gości schować swoje przekonania do kieszeni... nie wiem. Ja nie widzę jakiejś jedynej słusznej drogi w tej sytuacji, bo każde rozwiązanie będzie dla kogoś krzywdzące - albo dla dziecka, albo dla krowy. Eh :-?
No ale w tej sytuacji to co? Za każdym razem jak będą przychodzić na wiece rodzinne mięsożerne dzieci to będzie lądował jakiś schab na stół? Bo jak teraz się powie OK, w imię argumentu, że to dziecko, no to potem nie będzie wypadało już odmówić, bo skoro człowiek zgodził się raz, w imię dobra cudzego dziecka, to status quo trudno będzie zmienić.
A jak się odmówi, to się obruszy większość z dzieci i matek.
Tym samym albo serwujemy mięcho wszystkim, albo nie serwujemy nikomu.
A pamiętam dyskusję z innego wątku, jak pytanie brzmiało, czy podajemy mięso gościom - i większość opowiedziała się za "nie". Więc jakim wyjątkiem jest teraz dziecko? Bo taka trochę schizofrenia wyszła. Niby nie podajemy, bo jesteśmy wege z przekonaniami, a potem się okazuje, ze "dla dzieci robimy wyjątki". :-? przepraszam za bałagan, trochę się już w tym pogubiłam. Wiem, że Sylwia8 wolałaby pewnie coś bardziej konstruktywnego...
Iw mój brat ma 24 lata.

śliwka - 2012-10-11, 09:38

Mikarin, a ile lat teraz ma Twój brat? Ja też byłam bardzo źle żywiona w dzieciństwie, głównie słodyczami. Teraz mogę nie jeść słodyczy w ogóle, chociaż trochę ciągnie. Jeśli Twój brat jest dorosły, ma swój rozum, jeśli mu nie pasuje bycie grubym, niezdrowym to przecież może zmienić nawyki żywieniowe, zacząć jeść warzywa itp. Skoro tego nie robi to widocznie nie przeszkadza mu to jak wygląda. Narzekasz na teściową, że wtrąca się w Twoje sprawy i chce Cię zmieniać na siłę, a Ty robisz to samo ze swoim bratem. Jego życie i ciało- jego sprawa.
Ja też nie mogłabym tak oszukać kogoś, właśnie ze względu na to, że nie chciałabym sama być oszukiwana. Lepiej delikatnie wspominać o zaletach diety wegetariańskiej, jedzeniu warzyw itd. niż na siłę i oszustwem narzucać coś komuś.

Mikarin - 2012-10-11, 09:42

Iw, przepraszam, z moim bratem nie rozmawiałam od 4 lat, nigdy nie robiłam mu uwag na temat jego diety i nigdy nie zachęcałam go do wegetarianizmu. Nie posądzaj mnie o sterowanie życiem mojego brata. W to, co widzę, niekoniecznie muszę ingerować :/ Stwierdzenie takie jest krzywdzące dla mnie pod katem osobistym :/
Gudi - 2012-10-11, 09:43

Iw napisał/a:
. Skoro tego nie robi to widocznie nie przeszkadza mu to jak wygląda.

to czasem wygląda trochę inaczej. Mnie też przeszkadza jak wyglądam, ale silnej woli brak - choć przecież trwam w byciu wege bez problemu, więc sama już nie wiem gdzie u mnie problem ;/

Sylwia8, naprawdę współczuje, że ktoś postawił Cię w takiej sytuacji. Ja osobiście nie wyobrażam sobie bym zgodziła się na coś takiego na MOJEJ imprezie.

śliwka - 2012-10-11, 10:00

Mikarin napisał/a:
Iw, przepraszam, z moim bratem nie rozmawiałam od 4 lat, nigdy nie robiłam mu uwag na temat jego diety i nigdy nie zachęcałam go do wegetarianizmu. Nie posądzaj mnie o sterowanie życiem mojego brata.
Ok, przepraszam, może i tak. Może źle zrozumiałam Twoją wypowiedź. Pisałaś, że posunęłabyś się do oszustwa. Zrozumiałam, że wobec swojego brata. Rozumiem, że się martwisz o dzieci, które są tak żywione jak Twój brat, ale to ich rodzice za to odpowiadają i to ich można delikatnie uświadamiać, najlepiej dając dobry przykład. Tak jak Lily pisała, jednorazowym oszustwem nie zmienisz nawyków.
Sylwia8 - 2012-10-11, 10:31

Gudi, dzięki, jakoś będę musiała ten jeden raz przeżyć...
Z góry zakładam, że drugiego nie będzie, za dużo mnie to kosztuje.

Ok, ja też jadłam kiedyś mięso bo rodzicie mnie nim karmili a potem człowiek z rozpędu karmił się nim sam dalej. Ale skoro już doszłam do tego, żeby przestać (i to z mężem, więc mam wsparcie), z powodów wielu różnych a jednym z nich jest też niechęć do zabijania zwierząt dla mnie, to koniec z tym w moim domu w ogóle.
Nie chcę już teraz mieszać tydzień przed imprezą bo facet mnie oleje i zostanę sama z tym wszystkim (a ciężko u nas o wege catering, bardzo cieżko), następnego razu dłuuuuugo nie będzie a jak już będzie to żadnych wyjątków, dla nikogo.

Dzięki Wam za zaangażowanie, mogłam się przekonać, że w jedności siła i grunt to twardym być, nie miętkim...

Przykre jest tylko to, że faktycznie, albo się zrobi dobrze gościom albo tej biednej kurce, a że goście dla mnie są ważni i staram się ich traktować z szacunkiem, stąd te dylematy moje. Jakbym miała ich w d... to bym się nie przejmowała czy czyjeś dziecko ma coś do jedzenia czy nie ale nie mam ich tam...

Wiecie, w zasadzie to WSZYSCY goście byliby przeszczęśliwi, że dostaną kotleta w końcu ale oni już wiedzą, że nie ma takiej opcji. Z tym dzieciakiem to mi pierwszy raz takie coś wyskoczyło no i trudno już, powiedziałam że mięsko dla dzieci będzie to będzie ale wiem też, że nigdy więcej na takie coś się nie zdecyduję.

kitteh - 2012-10-11, 10:49

Sylwia8 napisał/a:
Gudi, dzięki, jakoś będę musiała ten jeden raz przeżyć...
Z góry zakładam, że drugiego nie będzie, za dużo mnie to kosztuje.

Ok, ja też jadłam kiedyś mięso bo rodzicie mnie nim karmili a potem człowiek z rozpędu karmił się nim sam dalej. Ale skoro już doszłam do tego, żeby przestać (i to z mężem, więc mam wsparcie), z powodów wielu różnych a jednym z nich jest też niechęć do zabijania zwierząt dla mnie, to koniec z tym w moim domu w ogóle.
Nie chcę już teraz mieszać tydzień przed imprezą bo facet mnie oleje i zostanę sama z tym wszystkim (a ciężko u nas o wege catering, bardzo cieżko), następnego razu dłuuuuugo nie będzie a jak już będzie to żadnych wyjątków, dla nikogo.

Dzięki Wam za zaangażowanie, mogłam się przekonać, że w jedności siła i grunt to twardym być, nie miętkim...

Przykre jest tylko to, że faktycznie, albo się zrobi dobrze gościom albo tej biednej kurce, a że goście dla mnie są ważni i staram się ich traktować z szacunkiem, stąd te dylematy moje. Jakbym miała ich w d... to bym się nie przejmowała czy czyjeś dziecko ma coś do jedzenia czy nie ale nie mam ich tam...

Wiecie, w zasadzie to WSZYSCY goście byliby przeszczęśliwi, że dostaną kotleta w końcu ale oni już wiedzą, że nie ma takiej opcji. Z tym dzieciakiem to mi pierwszy raz takie coś wyskoczyło no i trudno już, powiedziałam że mięsko dla dzieci będzie to będzie ale wiem też, że nigdy więcej na takie coś się nie zdecyduję.


ale wiesz, to jest dziwne. Rodzice twierdzą, że dziecko czegoś nie lubi, bo raz nie chciało zjeść (nie chce = nie lubi, chociaż nie próbowało nigdy/ wcześniej objadło się marchewką/ woli układać klocki albo iść do kolegi) i nawet nie fatygują się aby podejść drugi raz do warzywa. I takie dziecka kończą jako znerwicowani, chorzy ludzie żyjący o frytkach i nuggetsach, może ketchupie. Co ciekawe, większość dzieci nie grymasi, kiedy widzą, że rówieśnicy coś jedzą, mało tego, jakby zapytać malucha, okaże się, że lubi np. nalesniki z jabłkami, albo barszczyk, który dostaje w przedszkolu,a w którym nie pływa martwe zwierzę. Nieodpowiedzialność rodziców jest przerażająca, szkoda,że nie widzą, jaką krzywdę robią własnym dzieciom

śliwka - 2012-10-11, 10:58

Zgadzam się z tym co napisałaś, kitteh.
Sylwia8, no trudno stało się. Ja też bym nie zamawiała mięsa dla nikogo. W moim domu jeśli ja przyrządzam, można liczyć tylko na wegańskie. Jedną imprezę goście jakoś by przeżyli. Dzieci tak samo, nawet jakby tylko szczyptę zjadły albo nic . A może jednak zjadłyby warzywne kotleciki? Pewnie mamy byłyby w szoku.

Sylwia8 - 2012-10-11, 11:02

NO I WIECIE CO?...

Dzwoniłam teraz do gościa, żeby zapytać czy mogę jeszcze namieszać w menu żeby nie miał ochoty mnie zabić, stwierdził, że spoko, WIĘC powiedziałam mu, że ŻADNEGO MIĘSA dla dzieci i wieczorem dam mu znać co w zamian. Dowiem się, co F. zje innego niż mięso na obiad, bo MUSI coś takiego istnieć, i to właśnie dostaną wszystkie dzieci.

UFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF..............................
Czuję się jakby mi ktoś 10 kg z ramion zdjął. I to jest prawdziwy sukces tego Forum...

DZIĘKI :)

śliwka - 2012-10-11, 11:08

Sylwia8, no to super! Gratuluję. Zdaj potem relację jak się udała impreza.
Lily - 2012-10-11, 11:46

Sylwia8, a może coś na słodko? Jakieś jabłka w cieście? Naleśniki?
kitteh - 2012-10-11, 13:20

najgorsze jest to, żeby w takich sytuacjach nie popaść w skrajność dietetycznego terroru, takiego, jakiego dopuszczają się dorosłe, rozumne osoby nierozumiejące wegetarianizmu. Trzeba jak najbardziej dążyć do porozumienia, spotkać się gdzieś w połowie drogi (nie ma bata żeby ktoś jadł wszystko z mięsem, no fuckin' way) i wszyscy będą szczęśliwi.
Kurczę, powodzenia życzę!

Sylwia8 - 2012-10-11, 20:56

No i jest coś, za co kochany F. dałby się zabić - kluski :) I to nie nadziewane mięsem tylko takie normalne kluski, z sosem albo masłem, do tego gotowane warzywa - marchewka, brokuł i tyle. Czyli nie jest totalnym kosmitą ;) Za kluski moja córka też dałaby się zabić, więc tym chętniej je dzieciom zaserwuję, niech się napchają nimi po uszy, a co! ;)
Gudi - 2012-10-11, 21:00

Sylwia8, super! wilk syty i krowa cała!!
evel - 2012-10-11, 21:08

Dzieci nie są głupie, wiedzą, co dobre. Kluchy mogłabym jeść kilogramami!
Cieszę się, Sylwia8, że udało Ci się rozwiązać tę sytuację. :-)

Agnieszka - 2012-10-11, 22:22

kitteh: szacunek dla własnych zasad nie musi być terrorem. Mikarin napisała, że "...u mnie w domu biło się dziecko po głowie, jak mięsa jeść nie chciało..." - to nie terror ? Tak powinnam wstawić cytat ale czasem ktoś chce usunąć wpis więc tak zacytuję.
Sylwia8: są makarony w kształcie literek, zwierzątek... może to być dodatkowa atrakcja (swojemu dziecku nawet taki bezglutenowy kupowałam). Ja staje do garów na rodzinne imprezy, wszyscy wiedzą, że mięsa nie robię, nabiału fan nie jestem, na wsi wuj (mięsny) pilnuje odrębności moich garów zatem wszystko jest możliwe albo mam farta do rodziny, albo przez te wszystkie lata przywykli. Jak do deseru/ciasta będzie potrzebna galaretka bez żelatyny jest dostępna
Powodzenia :-) i zdaj relację. W dziale kuchennym jest o okazjach specjalnych, warto zerknąć szukając pomysłów lub utwierdzić się, że jednak można.

kitteh - 2012-10-12, 01:00

Agnieszka napisał/a:
kitteh: szacunek dla własnych zasad nie musi być terrorem. Mikarin napisała, że "...u mnie w domu biło się dziecko po głowie, jak mięsa jeść nie chciało..." - to nie terror ? Tak powinnam wstawić cytat ale czasem ktoś chce usunąć wpis więc tak zacytuję.
Sylwia8: są makarony w kształcie literek, zwierzątek... może to być dodatkowa atrakcja (swojemu dziecku nawet taki bezglutenowy kupowałam). Ja staje do garów na rodzinne imprezy, wszyscy wiedzą, że mięsa nie robię, nabiału fan nie jestem, na wsi wuj (mięsny) pilnuje odrębności moich garów zatem wszystko jest możliwe albo mam farta do rodziny, albo przez te wszystkie lata przywykli. Jak do deseru/ciasta będzie potrzebna galaretka bez żelatyny jest dostępna
Powodzenia :-) i zdaj relację. W dziale kuchennym jest o okazjach specjalnych, warto zerknąć szukając pomysłów lub utwierdzić się, że jednak można.


terror wlasnie. dlatego ktos musi byc madrzejszy

Mikarin - 2012-10-12, 07:11

Sylwia8 napisał/a:
No i jest coś, za co kochany F. dałby się zabić - kluski
]:-> ]:-> ]:-> ]:-> ]:-> ]:-> ]:-> Wspaniale :)
Sylwia8 - 2012-10-12, 10:08

Agnieszka, dzięki wielkie za podpowiedzi ale wydaje mi się, że gdzieś po drodze rozmył się główny problem... Ja nie szukam inspiracji na jedzenie dla dzieci, sama mam już jedno starsze i nawet je karmię ;) Makarony o kształtach wszelkich są u nas zawsze i nawet mam w domu agar :mryellow:

Mój dylemat zrodził się z połączenia kwestii: impreza u mnie jak zawsze wege + dziecko gościa jedzące wszystko o ile to jest ten przysłowiowy kotlet + argument o WZAJEMNYM poszanowaniu preferencji kulinarnych

Na szczęście mam już ten problem rozwiązany, impreza będzie 100% wege a mały gość i jego mama również usatysfakcjonowani, amen :)

Dzięki Wam jeszcze raz.

Sylwia8 - 2012-10-22, 09:51

Hej,hej,
miałam zdać relację więc proszę bardzo :)

OCZYWIŚCIE dzieci były tak zajęte zabawą, że o jedzeniu w ogóle nie myślały, zaciągnięte do stołu wciągnęły kilka klusek z masłem (szybko-szybko), potem napchały się sernikiem i o kolacji już w ogóle nie było mowy.

I super, i tylko śmiać mi się chciało, że tyle hałasu o nic, bo przecież dzieciaki jadły cokolwiek tylko dlatego, że ktoś kazał w końcu coś zjeść i wszystko jedno co, byle już wracać do zabawy :)

Dorośli goście zadowoleni a ja najbardziej - gołąbki z kaszą jeszcze mam pomrożone a inne rzeczy = dwa dni wyciągania gotowego jedzenia z lodówki :)

Hity zimnej płyty - jajka w sosie tatarskim hand-made i pasta z soczewicy z orzechami.

Zaskoczenie - sałatka z buraków - to z tego się robi sałatki też? :-P

Oprócz tego druga sałatka, druga pasta (twarogowa), jajka faszerowane, sery wszelakie i marynaty, krem z grzybów z grzankami, piramidki warzywne zapiekane, koreczki, ciepłe "paszteciki" z ciasta francuskiego ze szpinakiem i suszonym pomidorem, no i nade wszystko -kołocze takie jak weselne - było pysznie :)

anyanka - 2012-11-11, 20:59

Z urodzinami Bartka uratowałam sie w ten sposób, że zrobiłam na słodko. Zresztą trwały tylko 2 godz. Gdyby miał być obiad to pewnie raczej dania wege niż coś z mięsem czy na mięsie
zou - 2013-03-04, 08:43

Chciałam sią pochwalić, jaką wielką radość sprawiła mi wczoraj Przyjaciółka! Nie jest wegetarianka ale opowiadałam, że ja najpierw wegetarian a od jakiegoś czasu wegan....No i zaprosila do siebie mnie i jeszcze jedna nasza przyjaciółkę, na takie wiosenne spotkanko - i zobaczcie co przygotowała! Normalnie gały mi wylazły jak to zobaczyłam! Jeszcze nigdy w życiu, nikt kto sam nie jest wegetarianinem - tak nas nie ugościł! Cukinia była specjalnie z ciastem wegańskim! Wyszło pyszne, chrupiące! Były jeszcze boczniaki w tym cieście, ale nie zdązyłam uwiecznić, bo zaczęliśmy się zajadać i zapomniałam! Siedziałyśmy, gadałyśmy, i zniknęło wszystko co zielone a słodycze zostały :)
ropuszka - 2013-03-04, 11:23

zou, ale cudnie :mrgreen:
diancia - 2013-03-04, 11:25

zou, ale fajowo! Nie dość że rzadko się zdarza wśród mięsożerców, co by tacy kreatywni byli, to jeszcze najadłyście się pewnie przednio i można było o pysznym i nietrudnym weganizmie pogadać... wspaniale! :D
go. - 2013-03-04, 12:42

zou, superaśnie! Też chcę taką przyjaciółkę! :mrgreen:
sunflower_ren - 2013-03-04, 13:22

zou, super! Bardzo pozytywnie :-)
dundunkini - 2013-03-04, 21:26

Figa napisał/a:

a za to tydzien pozniej poszlismy na urodziny dzieci lightfeather i fylwia i moja cora wykrzyknela: mamo, nareszcie moge jesc tort urodzinowy! ach, wegedzieciaki, dobrze, ze jestescie!!!


Przerobiłam cały wątek i chociaż to jest stare, musiałam się odnieść. Ja wcale nie muszę być dzieckiem, by na spotkaniach wegedzieciakowych u lightfeatger zachowywać się prawie jak Twoja córa :) )) Tam jest zawsze pysznie. Mam nadzieję, że kiedyś się tam poznamy :)

zou, super, pozazdrościć takiej przyjaciółki :)

zou - 2013-03-05, 10:09

Dziewczyny! Dzięki! Noooo, ja też sobie zazdroszczę! Tym bardziej, że się nie spodziewałam zupełnie, chociaz mnie mailowo pytała czego ja nie jem, to napisałam że " jem wszystko tylko że wszystko z roslin"! A wczoraj w domu zrobiłam te cukinię, dla Siostry a Mama zamówiła ją na kolejne spotkanie z kolei z jej koleżankami, aby zrobić taki włanie "stół". Naprawdę jest super pyszna!
Majanna - 2013-03-25, 10:02
Temat postu: idę w gości
W tym wątku wegetarianin w gościach .
Pamiętajcie zawsze ale to zawsze przy zaproszeniu należy powiedzieć o diecie .Koniecznie ! Jeżeli to jest rozmowa tylko ogólna to do informacji , że nie jecie mięsa dodać ( i tu znowu koniecznie!) , że pod żadną postacią - czyli rosołów , wywarów bo z tego "wynikają" często zupy na rosole i , że ryba to też mięso - to bardzo ważne bo powszechne rozumienie mięsa wyklucza ryby jako mięso.
Brak takich informacji rodzi kłopoty po obu stronach zarówno gospodarzy jak i was gości a poza tym możecie być na imprezie po prostu głodni.

Lily - 2013-03-25, 10:23

Majanna napisał/a:
Brak takich informacji rodzi kłopoty po obu stronach zarówno gospodarzy jak i was gości a poza tym możecie być na imprezie po prostu głodni.
Gospodarze mogą mieć w... poważaniu, że ktoś takich rzeczy nie jada ;)
Majanna - 2013-03-25, 10:38

Ja się nie spotkałam z takim przypadkiem przynajmniej w oficjalnej wersji.Pewnie , że to wpędza w stres wielu ale jakoś sobie dają radę.Często trzeba coś podpowiedzieć albo.... nie bywać.
Paradoksalnie te informacje o których pisałam wyżej najważniejsze są w restauracjach czy innych publicznych stołówkach.Tam niewiedza okrutna.
Jak nie podkreślisz , że ryba to też mięso to sto na sto wjedzie na stół łosoś jako wegedanie.

Alispo - 2013-03-25, 10:41

Majanna napisał/a:
Jak nie podkreślisz , że ryba to też mięso to sto na sto wjedzie na stół łosoś jako wegedanie.

Mam zupelnie inne doswiadczenia,nawet z weganizmem,jest coraz lepiej ze swiadomoscia chociaz oczywiscie warto sie upewniac.

kulla - 2013-03-25, 10:54

Majanna napisał/a:
Jak nie podkreślisz , że ryba to też mięso to sto na sto wjedzie na stół łosoś jako wegedanie.


Ostatnio z takim "wege" daniem spotkałam się na konferencji doktorantów. Byłam w niemałym szoku, bo przecież wśród takich ciągle się kształcących, jakaś świadomość powinna już zagościć. Oprócz rybki był jeszcze, uwaga, rosół. Bajka ]:->

Majanna - 2013-03-25, 11:05
Temat postu: wege w restauracji
Ja mam również dobre doświadczenia restauracyjne i inne wyjazdowe .Ulubione knajpki tu i tam.
Jednak bez wywiadu strach jeść, nawet ruskie, bo w środku mogą być skwarki.
Generalnie w dużych miastach lepiej.A za granicą bywa jeszcze lepiej.
Gdyby tu i tam byli zawodowcy czyli mający pojęcie o dietach to wystarczyłoby jedno słowo.
A dzisiaj hasło zupa nie na rosole najczęściej jest nie do przyjęcia.Ze smutkiem piszę to ja - wielbiciel zup.

malwiska - 2013-03-25, 13:57

Pracowałam kiedyś w restauracji- nie wege, i jak się ktoś trafił kto oświadczał mi, że jest wegetarianinem i co ja mu mogę zaproponować (za dużo propozycji nie było, ale się starałam) to i tak prawie zawsze wybierał rybę, a jak nie rybę to zupę na rosole bardzo chętnie. Raz obsługując wesele był pan, który "był" wege, oczywiście rybę wsunął, a i rosołem nie pogardził, gdyż sztuki mięsa nie było w talerzu :shock: Takie jakieś dziwne zwyczaje. Innym razem z kolei ja byłam gościem na weselu, moja mama rozmawiając z parą młodą zamówiła dla mnie wege jadło i dowiedziała się, że wśród gości jest jeszcze jedna wegetarianka (mamie oczywiście przez myśl nie przeszło, że kucharz może nie wiedzieć, że ryby niet) i oczywiście, że wjechał łosoś na stół- ta druga wsunęła ze smakiem, a ja czekałam, aż ugotują mi makaron. Z takimi przypadkami spotykałam się notorycznie i mam wrażenie, że długo tego nie wyplenimy- może tylko w większych miastach jest lepiej.
Kamyk - 2013-03-25, 18:27

Ja bym sie az tak nie obrazala, na tych "wegetarian". Mnie na warszawskim SGGW na zywieniu czlowieka uczono o pesco-ovo wegetarianizmie i sama uzywalam tego sformulowania, az nie zostalam "upomniana" na forum przez purystow ;-) za co bardzo dziekuje. Poszperalam i znalazlam, ze powinno sie taka diete nazywac pescetarianizmem. Sformulowanie niepopolurane, wiec moze zamiast sie boczyc warto by kogos uswiadomic na jakiej jest diecie by nam sie slownictwo bogatsze stawalo i by uniknac w przyszlosci serwowania ryb dla wegetarian :roll:
Lily - 2013-03-25, 18:39

Kamyk napisał/a:
az nie zostalam "upomniana" na forum przez purystow
Wegetarian.
Kamyk - 2013-03-25, 19:30

Lily, ja o tych purystach to w dobrej wierze ;-) Lubie, gdy rzeczy nazywane sa prawidlowo i gdy jezyk jest bogaty.
Mysle tez, ze warto do pseudo-wegeterian podchodzic raczej z poblazaniem. Juz dieta bez miesa ssakow i ptakow jest w naszym kraju dosc nietypowa i mysle, że ich niewlasciwe stosowanie slowa wegetarianin nie pochodzi od zlej woli, a z niewlasciwego stosowania pojecia przez wieksza czesc spoleczenstwa i tu moze pomoc edukacja i rozpowszechnienie slowa pescetarianizm.
A zeby nie bylo, ze tylko off-topic. Mialam w liceum kolezanke wegetrianke i moja mama zawsze robila dla nas uczte fasolowo-warzywna, bez zadnych zbednych komentarzy, a ze kolezanka internatowa to jeszcze dostawala spora walowke na wynos :mryellow:

Alispo - 2013-03-25, 21:21

taa..są i beefarianie..nie wiem po co te nazwy zahaczające jednak o wegetarianizm...może i przez to potem nieporozumienia a na pewno nie służą one zwierzętom.jak dobrze że moj brat siebie nie nazywa pescecośtam a wręcz odcina się od takich rzeczy.
panikanka - 2013-05-11, 11:32

No a my właśnie dostaliśmy zaproszenie na wesele kuzynki. To rodzina mojego faceta i oni wiedzą że jestem wege, więc specjalnie dla mnie w menu wybrali jakieś ryby, żebym też mogła coś zjeść :-| :-? Nie znoszę takich imprez i staram się zaplanować coś na ten weekend, żeby nie móc iść i podać ładny okrągły powód ]:->
Kilka miesięcy temu byliśmy na wiejskim weselichu, po którym mam weselną traumę. Uzbroiłam się w cierpliwość, dobry humor, super kieckę. Pomyślałam a co mi tam. Nic mi się nie stanie jak raz pojem kartofil i surówek, potańczę, pogadam i zleci, w końcu będę z moim ukochanym a z nim mi wszędzie dobrze. Niestety gdzieś od połowy zaczęłam się robić mega głodna, rozdrażniona i było mi zzzzzimno. Mogłam raczyć się jedynie letnimi kartoflami, zimnymi wysychającymi surówkami i letnią herbatą. I było coraz gorzej, bo zaczął mnie drażnić widok tych wszystkich ludzi naokoło opychających się mięchem z wypiekami na twarzy od zabawy i wódki. I miałam wrażanie, że się patrzą na mnie jak na księżniczkę wybrzydzającą :-/ hehe No ale wiecie jak to człowiek głodny to zły i rozdrażniony. Myślałam, że dam radę, ale się nie udało. Wyszliśmy z wesela jako jedni z pierwszych i jak dotarłam do domu ciotki u której nocowaliśmy to napchałam się kanapek z niedobrym żółtym serem, bo tylko to było w lodówce niemięsnego i wypiłam wrzącą herbatę z cukrem i się popłakałam, bo tak mi było źle. To nie ma moje nerwy, więc teraz staram się unikać takich imprez, bo wiem że jestem za mało odporna na brak ciepła fizycznego i ciepłego jedzonka i ciepłych rozmów :mryellow:

koko - 2013-05-11, 11:57

Też byłam na weselu, gdzie specjalnie dla wegetarian (czyli nas dwojga wtedy) przygotowano ileś dań z ryb :roll:
Byłam też na takim przyjęciu ślubnym, gdzie ślub był na 12.00 w innym mieście (wyjazd o 10.00), a obiad (makaron z sosem) dostaliśmy o 16.00, bo gospodarze zapomnieli, że jesteśmy wege (przypominaliśmy, ale pewnie byli w ferworze przygotowań przedślubnych). Nic złego by się nie stało gdyby nie to, że syn miał wtedy 2 miesiące a ja bardzo intensywnie karmiłam go piersią. Było mi zwyczajnie słabo, czułam, że zemdleję, jeśli czegoś nie zjem (wyżarliśmy innym gościom bułeczkę podaną do flaczków). Poważnie zastanawiałam się nad wyskoczeniem do spożywczaka, ale w końcu przeczekałam. Przyznam, że dałabym się pokroić wtedy za letnie ziemniaczki i surówkę.

Capricorn - 2013-05-11, 12:03

hm. Ja na takie przypadki mam opracowane dwa rozwiązania: albo idę do obsługi sali zapytać, co mogą dla mnie przygotować, albo googluję najbliższa pizzerię i zamawiam pizzę na adres imprezy.

No, ale ja jestem franca.

panikanka - 2013-05-11, 12:16

Capricorn, no to jest jakiś pomysł :mryellow: Ja się właśnie jeszcze zastanawiam czy by nie przygotować sobie czegoś do odgrzania, nie wiem bigosu, barszczu, wegekotlata ale jakoś mi głupio. Zresztą myślę, że jak podziękuję za zaproszenie, to na moje miejsce zaproszą kogoś innego, kto się będzie się cieszył wielką wyżerką i będzie zadowolony :-> A nie jakieś wege dziwaki ;-)
Agnieszka - 2013-05-11, 12:28

A czy Twój partner nie może powiadomić kuzynki, że jadasz warzywa a nie ryby, krewetki, kostki knora, wywary mięsne itp. Sądzę, ze do imprezy jeszcze trochę czasu i menu można zmodyfikować.
Przykre są takie takie sytuacje ale pamiętaj, że ludzie często nie mają świadomości co to wege/wegan a czasem jeśli bardziej przykre okoliczności np. stypa zwyczajnie nie mają głowy. Już padło wcześniej jeśli nie są gospodarze świadomi poinformuj bo nic nie mówiąc utwierdzamy innych w przekonaniu m.in ryba to nie mięso. Ktoś, kto gotuje a mniemam, że imprezę robi jakaś firma czy restauracja wie, że nawet staropolska kuchnia ma potrawy nam sprzyjające i ciepłe: kapusta wigilijna pachnąca śliwką, grzybami, jałowcem, pierogi, nawet zupy np. barszcz czerwony czysty (z makaronem też jadalny)....
Dziwność? a gdyby trafił się muzułamanin, ktoś jadający koszernie to co względy religijne maja wyższą rangę albo osoba z celiakią?

TinaM - 2013-05-11, 14:54

Nie miałam okazji być jeszcze na weselu od kiedy jestem wege, ale za tydzień kuzynka urządza chrzciny dziecka, obiad ma być w restauracji. I już kilka miesięcy temu wypytywała się mnie co jem, żeby mogła dla mnie zamówić. :-) W ogóle mam chyba jakieś szczęście w tym względzie, szczególnie do młodych osób w moim otoczeniu, starszym zdarzają się wpadki ("ale ta zupa to na chudziutkim rosołku.." :-> ). Na szczęście bywa też pozytywnie.
:-)

Agnieszka - 2013-05-11, 19:00

Ja chyba też z tej opcji co mają farta rodzinnego (nie jestem szczególnie rodzinna i parszywy mam charakter). Jedyna porażka to stypa po moim kuzynie w knajpie. Jego mama zawsze dla mnie czy córki coś przygotowywała na imprezy rodzinne, grzyby dla nas zbiera i suszy itd ale w takich okolicznościach nie miała głowy myśleć i nie dziwię się bo to nie jest impreza którą planujesz z wyprzedzeniem i inne emocje towarzyszą. Nie mam pretensji, urazy i tak bym nie byłam w stanie jeść (gdybym była z dzieckiem pewnie bym coś zabrała na wynos i/albo pogadała w kuchni).
oszum - 2013-05-11, 20:46

TinaM napisał/a:
Nie miałam okazji być jeszcze na weselu od kiedy jestem wege, ale za tydzień kuzynka urządza chrzciny dziecka, obiad ma być w restauracji. I już kilka miesięcy temu wypytywała się mnie co jem, żeby mogła dla mnie zamówić. :-)

Nie chcę straszyć ale ja byłam ostatnio na chrzcinach mojego bratanka, gdzie mój brat również zaznaczył w knajpie, że jestem wegan i wytłumaczył im co jem a czego nie, ja od siebie zaproponowałam kilka przykładowych prostych dań, a jak przyszło co do czego to dostałam wielką michę zwiędłej, suchej sałaty lodowej z ćwiartką pomidora :mrgreen: . A knajpa należała do niby takich ekskluzywnych :-P .

Kat... - 2013-05-11, 22:08

oszum napisał/a:
ostatnio na chrzcinach mojego bratanka, gdzie mój brat również zaznaczył w knajpie, że jestem wegan i wytłumaczył im co jem a czego nie, ja od siebie zaproponowałam kilka przykładowych prostych dań, a jak przyszło co do czego to dostałam wielką michę zwiędłej, suchej sałaty lodowej z ćwiartką pomidora
ja po zapewnieniach, że dostanę wegańskie żarcie dostałam zupę z masłem i paprykę faszerowaną zółtym serem :-)
TinaM - 2013-05-11, 22:39

Kat..., oszum, no właśnie tego się prawdę mówiąc trochę obawiam. :roll:
Zobaczymy jak w tym przypadku restauracja się popisze :-P .

majaja - 2013-05-13, 10:50

panikanka napisał/a:
Ja się właśnie jeszcze zastanawiam czy by nie przygotować sobie czegoś do odgrzania,
mi się zdarzyło pójść za wesele z własnym żarciem, i na szczęście, szłam wówczas z małym dzieckiem, na miejscu okazało się że para młoda o nas zapomniała a na stole nawet tradycyjna sałatka jarzynowa nie była wege. Dzieć wyżarł przygotowaną przeze nie fasolę, a ja wyjadłam wszytskim pieczywo.
W restauracjach też bywa śmiesznie. Prosto z gór zaszliśmy kiedyś do właśnie otwartej restauracji w Kielcach. Lista dań wegetariańskich głownie pierogowa, ale za to długa. Ale gdy po raz trzeci podeszła kelnerka by oznajmić że tego też nie ma, to myślałam, że ją uduszę. A na koniec dostaliśmy z dzieckiem porcje polane skwarkami. NAwet nie zdążyłam zaprotestować, widząc moją minękelnerka złapała za talerze wróciła do kuchni i przyniosła te pierogi z powrotem już umyte; dosłownie umyte, ktoś wsadził je pod kran i obmył z tych skwarek.

Gudi - 2013-05-13, 19:20

majaja napisał/a:
dosłownie umyte, ktoś wsadził je pod kran i obmył z tych skwarek.
podziękowałaś? :>
MartaJS - 2013-05-13, 20:36

majaja napisał/a:
widząc moją minękelnerka złapała za talerze wróciła do kuchni i przyniosła te pierogi z powrotem już umyte; dosłownie umyte, ktoś wsadził je pod kran i obmył z tych skwarek.


Ale użyli płynu do naczyń? Bo bez tego tłuszcz nie zejdzie :-P

malwiska - 2013-05-14, 14:18

panikanka napisał/a:
ktoś wsadził je pod kran i obmył z tych skwarek.



o fuuuj, łeee- po co to czytałam? :-P

ropuszka - 2013-05-14, 14:43

MartaJS napisał/a:
majaja napisał/a:
widząc moją minękelnerka złapała za talerze wróciła do kuchni i przyniosła te pierogi z powrotem już umyte; dosłownie umyte, ktoś wsadził je pod kran i obmył z tych skwarek.


Ale użyli płynu do naczyń? Bo bez tego tłuszcz nie zejdzie :-P


może umyli wodą z octem :mrgreen:

Fatty - 2013-05-14, 16:46

Byłam na szkoleniu, zakwaterowano mnie w hotelu poszłam na obiadek i zgłaszam, że dla mnie coś bezmięsnego, na co kelnerka rozpływa się w uśmiechach, że żaden problem bo dzisiaj piątek więc podają rybę -> kolejna wyznawczyni teorii iż ryba to nie mięso :P

Generalnie, będąc laktoowo nie było zbyt kolorowo, jeżeli chodzi o skomponowanie posiłku(śniadanie typu stół szwedzki), będąc wegan żarłabym chyba tylko dekorację ;)
Wracając po paru dniach do domu, marzyłam o czymś ciepłym,obiadowym- co nie jest ziemniakiem ;)


A i zaliczyłam wtopę tam z bułeczką na śniadanie - jak wspomniałam szwedzki stół,dania po-podpisywane, sałatkę grecką sobie nałożyłam, chlebek wzięłam ale jeszcze cosik by zeżarł... a tu w takim srebrnym podgrzewanym pojemniku podpisane iż są tam "Bułeczki z pieczarkami" - wszystko mi się w środku ucieszyło, ciepłą bułeczkę wzięłam. Zasiadłam, papusiam, z rozkoszą bułkę haps - a tu suprajs! Pod kołderką pieczarek ukryto posiekane parówki. Brakło im literek albo miejsca na kartce aby podpisac iż są to bułeczki z pieczarkami i z parówkami? ;)

zou - 2013-05-14, 17:04

Fatty, czy Ty nie za dużo oczekujesz szczęści na raz :) Ziemniaki były bez skwarek już ;)

U mnie niedawno tak: zamawiamy z siostrą pizzę:
- czy można na połówce bez sera> - tak- o, to cudownie, i jeszcze dodatkowo jalapeno na całosci.
- ok, nie ma problemu
Siedzimy, czekamy, majtamy nogami pod stołem, zadowolone obie, w kuchni widać, ze ekipa zajada włąsne dania - znaczy, świeże robią, bo inaczej by nie tknęli. (miałyśmy widok na zakuchnię).
po 20 minutach słyszymy zza kulis "nosz ja pioerdolę połowa miała być bez sera, mówiłam ?!"
No, to już wiemy, że drugie 20 minut nas czeka. Pani przyniosła sosiki, aby umilić i skrócić nam oczekiwanie (nie powiedziała o pomyłce). Sosiki też pomyliła, ale to łatwo zamienić. Czekamy, w końcu po 50 minutach, (ale nie szkodzi, oby tylko była) pizza wjeżdza na stół, bez sera na połówce, ale ...mdła...nosz, nie ma jalapeno (a obie kochamy pikantne) wołam więc panią i jednak prosze o to jalapeno....Pani zbladła, pyta czy zapiec na pizzy jeszcze raz...
- nie no bez przesady, można na spodeczku posiekane to sobie pododajemy.

Jalapeno wjeżdza. Szamiemy :) Ale jakoś tak nie wchodzi ta pizza, cieżka jakaś...Tak gmeram w niej, odsunęłam warzywka, a tam się coś ciągnie, no ale nie ser...tylko spód zupełnie surowy...Wołam panią, ze przepraszam,no ale nie można, mimo chęci, tego spożyć, bo zupełnie surowe ciasto....(pewnie chcieli szybko pokryć opóźnienie).
Pani nas przepraszała, strasznie miła, nie jej wina i proponuje że zrobi 3-cią pizzę, że poprosi kogoś bardziej doświadczonego....No ale już nie miałyśmy czasu, powiedziała, ze płacimy tylko za wodę...No i tak żal było zostawić to jalapeno...szkoda, ze już tak suto ta pizza pokryta cebulą, i warzywami na 2 cm grubo, ze nawet dopiec jej nijak nie było...No i wyszłyśmy głodne. Ale były dobre chęci. ;)

go. - 2013-05-14, 21:20

zou, napisz której to knajpy mamy unikać? :mryellow:
fila - 2013-05-14, 22:05

O, to my niedawno na weselu byliśmy.
(Jestem z tych co szybko robią się głodni, do tego mały na cycku, więc dużo jem.)

Zgłoszeni byliśmy, obiadu nie dostaliśmy, raczyłam się ziemniakami i surówką wmawiając sobie, że bez nabiału. W końcu sobie o nas przypomnieli i dostaliśmy talerz warzyw na parze bezsmakowych. Na kolację puścili wodze fantazji i podali ryż z warzywami z puszki okolony mieszanką sałat, a na drugą kolację była... ryba z potrawką warzywną :P No, ale starali się.
Później okazało się, że na mięsnym stole były swojskie wegepasztety, więc na koniec pojedliśmy sobie zagryzając kiszonymi i one oczywiście zostały na drugi dzień, to mieliśmy co jeść :)
Zawsze można objeść się owocami.
A korzyścią bycia wege na weselu jest dla mnie fakt, że nie trzeba jeść tych wszystkich ciast i tortu, więc nie ma rozczarowań :)

zou - 2013-05-14, 22:10

Kochani, szczerze - to ja bym tam drugi raz spoko zamówiła, więc wybaczcie, ale nie naskarżę na ten ba, bo pizza (brzeżki) była super, sosiki pycha, dodatkow dużo, po prostu nie zanotowali zamówienia, ale nie wzięli kasy, ja nawet tej pani kelnerce napiwek zostawiłam, bo mi jej tak było szkoda, strasznie sie kobita martwiła za każdym razem. Podejrzewam, że jakby pizza była cała bez sera, to by było ok, a to takie nietypowe było.

Kiedyś tak samo zamawiałyśmy w innej pizzerii, i z serem na cienkim ciście a bez sera druga na grubym, zamawiałyśmy te gigantyczne pizze (bo na 2 dni żarcia, bo grałyśmy w Skyrim i się dekowałyśmy na chacie na weekend) to intuicyjnie zrobili z serem na grubym a bez sera na cienkim (jakby dla odchudzających się). No biedna siostra musiała sie obeżreć, a ja miałam mniej...No ale też ciezko się awanturować, jak pizze upieczone. Szkoda mi tylko marnowania produktow...Ale czasem nie ma czasu czekać.

Pani w tamtej pizzerii była naprawdę spoko, to na kuchni zawalili. na naprawde chciała dla nas tę 3 pizze piec.

Za to polecam z czystym sumieniem pizzerię Sempre w Sopocie i w Gdansku na Dlugiej.
Z pieca drzewnego, włoska, cieniutka pizza, lekka, oliwy smakowe w cenie na stół. Za 15 zł jest foccacia z rozmarynem, 28 cm. Dla mnie pychota, lekkie, nie zapychajace, pachnące. Mozna samemu zjeśc calutka i człowiek nadal oddycha i chodzi ;) , tylko zaznaczyć aby była mniej wypieczona, bo mają zwyczaj dopiekac na twardy brzeżek, a to bardzo cienkie ciasto.

Alispo - 2013-05-15, 08:57

W Trojmiescie to teraz gdzies jest nawet taka z zasady weganska,z tofu chyba:)
zou - 2013-05-15, 19:15

Ale na przykład wiadomo, gdzie? ;)
Może kiedys się wybiore do Avocado, jak już będą mieli knajpkę we Wrzeszczu!

oszum - 2013-05-16, 08:04

Chyba chodzi o hxxp://www.mmtrojmiasto.pl/443373/2013/3/21/pizzeria-panino-genuino-gdynia-prawdziwie-wloska-restauracja-zdjecia?category=biznes]Panino Genuino :-) . Na fanpejdżu Gelati Giuseppe jest więcej info.
zou - 2013-05-16, 08:21

Dziękuję! To nawet fajnie, bo nam z Gdańska pralnia tania uciekła do Gdyni, a tak będą już 2 powody aby tam pojechać raz na miesiąc :)
ropuszka - 2013-05-16, 16:44

dzisiaj byłam w przeniesionej w moją okolicę pizzeri pytam się o ciasto, najpierw kucharz mówi, że tajemnica, a pani kelnerka mówi coś w stylu " a jak pani ma alergię ?" :-P więc spytałam się czy nie ma mleka albo innych produktów pochodzenia zwierzęcego i czy można zamówić pizzę bez sera ;-) a potem było już zupełnie miło bo jeszcze zapytał które oliwki wolę i czy posypać oregano :-)

pizza pycha :-> najlepsze ciasto jakie jadłam - cieńkie - nawet na brzegach , do buły zupełnie niepodobne :-D

pizzeria nazywa się 71Pizza

śliwka - 2013-06-03, 08:36

Byliśmy w ostatnią sobotę na weselu kuzynki męża, w Białej Podlaskiej. Cały czas jeszcze jestem w szoku. Ciocia i kuzynka wiedziały, że jesteśmy weganami ale nie spodziewałam się, że coś dla nas przygotują. Było chyba ponad 130 osób, więc tym bardziej niczego szczególnego dla nas się nie spodziewaliśmy wiedząc, że przygotowanie tak dużego wesela to nie jest łatwa sprawa. Braliśmy pod uwagę pomysł z zamówieniem pizzy. A tu zaskoczenie bo dostaliśmy do jedzenia: na obiad zupa-krem z brokułów z czosnkowymi grzankami, kotlety z grzybów z ziemniakami i z surówką z młodej kapusty (dla wszystkich gości surówka była wegańska), później makaron ze szpinakiem i tofu, potem kotlety sojowe z gotowanymi warzywami (brokuł, kalafior, marchewka mini), następnie gulasz meksykański z czerwoną fasolą, kukurydzą, papryką, a na koniec kapusta z grzybami z barszczem czystym. Do tego jeszcze bardziej byliśmy zszokowani jak zastaliśmy na stole dwa ciasta wegańskie (oznaczone karteczkami), ciocia je poprzedniego dnia sama piekła, były pyszne. Na stole regionalnym jeszcze były przepyszne ogórki małosolne i kiszone i nimi się opychaliśmy w międzyczasie, bo zimnych przekąsek nie było dla nas, ale nie było to konieczne, bo najedliśmy się tymi ciepłymi. Wszystko było bardzo smaczne. Jestem bardzo wdzięczna, bo dla wielu ludzi zrobienie nawet zupy wegańskiej, czegokolwiek wegańskiego dla nas na obiad stanowi nie lada wyzwanie i trudność nie do pokonania.
dynia - 2013-06-03, 08:41

No widzisz Iw mozna ?Można! Brawa dla cioci,postawa naprawdę godna naśladowania.
Ja niestety często (nawet wśród znajomych w naszym wieku) spotykami się z uwagami kąśliwymi :-/

śliwka - 2013-06-03, 08:49

dynia, ja też często tak mam ze znajomymi i rodziną.
Ciocia do tego pilnowała, żeby na pewno do nas trafiły te nasze dania. Niektórzy goście obok mówili, że chcieliby dostać to, co my :)

zou - 2013-06-03, 09:08

Śliwka - Tyle pyszności, ktoś (pewnie Ciocia) musiał nieźle przypilnować kuchni. No i ciasta - domowe! Gratuluję to taka miła wiadomość!

Ciekawe te słowa "nie lada wyzwanie" - to pewnie głównie chodzi o wiedze, jak coś zrobić. Ale już "trudnosć nie do pokonanioa" to chyba jest sedno, bo nawet jak ludzie wiedzą, to nie chcą. Np wiedzą jak zrobić wegańskie sałatki, ale nie mogą pokonać przymusu dodania tej łyżki śmietany do mizerii. Czasem to jest właśnie nie do pokonania. Tak samo do zupy, czy majonezu do sałatki, czy masła do puree.

priya - 2013-06-03, 09:51

śliwka, ale fajnie! Ja na weselu byłam (poza swoim) 2 razy tylko. Raz sami sobie ugotowaliśmy (i inni goście z zazdrością spoglądali na nasze talerze ]:-> ), a drugi raz całe przyjęcie było wegetariańskie :-D
Niedawno odwiedziliśmy rodzinę i choć mówiłam szwagierca żeby sobie nami głowy nie zaprzątała, ugościła nas pyszną wegańską zupą, warzywami curry (świetnie jej to wyszło!) a do tego był ryż na sypko i kasza jęczmienna z cebulką i siemieniem lnianym oraz kompot z winogron. Pycha!

kulla - 2013-06-03, 10:54

śliwka, mogę się założyć, że większość mięsożerców spoglądała na Wasze talerze z zazdrością ]:-> Mój mąż wyjadał mi na własnym weselu wege posiłki, teraz częściowo się nawrócił (muszę jeszcze zwalczyć z jego menu ryby :roll: ). A sama byłam w odwrotnej sytuacji. Na majowym weselu uraczono nas jednym posiłkiem obiadowym dla nas, a później wszystko było z dodatkami. Nawet sałatki były z mięsem. Oczywiście zostały... a gdyby były bez, schrupałabym wszystkie. Dopiero w okolicach 01:00 pojawił się barszcz na wywarze warzywnym. Dobrze, że owoców było sporo, powyjadaliśmy z okolicznych stołów :mryellow:
Agnieszka - 2013-06-03, 12:36

śliwka: super :-D fajna ciocia :-D
machok - 2013-06-04, 07:00

Fajnie. Bardzo miło. Ja niestety miałam ostatnio kuriozalną sytuację. Z koleżanka (tez wege) byłyśmy u kogoś przez dwa dni. Dziewczyna zna nas od lat. I od lat nie moze nauczyć sie, co jemy... Bo wy nie solicie, a przypraw nie używacie... Wieziemy ze sobą bagażnik żarcia, prosimy nic nie gotuj. Uparła sie. Kotlety sojowe kupiła. Mówimy, ze nie bardzo, bo 1. Mamy jedzenie 2. Nie jesteśmy głodne(uprzedzalysmy)3. ja nie lubię, przyjaciółka jest surowa weganka...
Było przykro przez chwile. Z trasy dzwonilysmy, nic nie rób. Ew. kasza i buraczki. I ona nam potem mówi, ze nie wierzyła, ze my tak prosto jemy...
Dla B. Toi tak kompromis, bo to gotowane było. Czasami mam wrażenie, ze my jakąś poztywistyczną pracę nad umysłem społeczeństwa wykonujemy. I bardzo opornie to idzie.
Ktoś nas zaprasza: co wy jecie? Ja spghetti tylko nie daj sera. Niemożliwe - pada odpowiedz. Chyba sama lepiej wiem co jem!
Prosze, ugotuj gryke, zrób buraczki tylko nie doprawiaj, daj takie, i ogórki kiszone. Ee, to jakos tak biednie... Komentarz. Pocieszajace jest to, ze nikt nie mówi, ze wybrzydzamy. Raczej ze prostacki gust mamy... A to wszystko dlatego, ze nie chce sprawiać kłopotu. Ludziom trudno uwierzyć, ze prosto jemy...

jaskrawa - 2013-06-04, 08:24

Przypomina mi się wesele, na którym byłam, będąc jeszcze weganką. W dodatku nie pijącą alkoholu i nie tańczącą. Tzn. ja to bym nawet potańczyła, skoro wesele, ale byłam wtedy z totalnie nietańczącym facetem (też niepijącym weganinem).
Patrzyli na nas z ogromnym współczuciem (głównie chyba o ten alkohol chodziło) mimo że bawiliśmy się dobrze, bo ten mój gość to była dusza towarzystwa.
Pamiętam, że specjalnie dla nas było "wegańskie" menu, ale byliśmy pewni, że makaron, który dostaliśmy w jakiejś zupie czy tam sałatce, był jajeczny. Popatrzylismy na siebie porozumiewawczo i zeżarliśmy wszystko, bo stwierdziliśmy, że lepiej czasem zjeść to jajo niż zrobić przykrość paniom kucharkom, które naprawdę musiały włożyć w nasze talerze dodatkową pracę, więc wybaczyliśmy im przeoczenie tego "niekoszernego" makaronu.
Ja mam w ogóle takie podejście - lepiej czasem zjeść coś, czego nie jem, niż zrobić przykrość komuś, kto się starał, ale czegoś tam nie wiedział (nie mówię przecież o zjedzeniu kurzej nogi), tak w kwestii weganizmu.
Zresztą, te "gościowe" i rodzinne problemy z żarciem były jedną z przyczyn, dla których odpuściłam sobie weganizm. Niestety :(

machok - 2013-06-04, 19:22

@jaskrawa rozumiem. Prowadzę kuchnię wegańską ale nie jestem uparta, jajeczne kompromisy popelniam. Raczej chciałam sie pozalic, ze są osoby, kt nijak nie mogą opanować tego, co to jest weganizm. Znamy sie wszystkie dość długo, nie pierwsza wizyta nasza...
qetrab - 2013-06-04, 21:48
Temat postu: Re: Wege w gościach...
Mada95 napisał/a:


Nie jeść?Czy się zmusić z grzeczności?czy zrobić małą awanturę?


ja to zwykle robię awantury, ale dlatego, że lubię :P

ropuszka - 2013-06-04, 22:25
Temat postu: Re: Wege w gościach...
qetrab napisał/a:
ja to zwykle robię awantury, ale dlatego, że lubię :P


ja nie lubię awantur, ale wraz z rosnącym głodem, jestem bardziej nerwowa i mnie korci żeby rzucić tekstem w stylu " a dla cioci to odkładaliście sałatkę bez kukurydzy!"

jaskrawa - 2013-06-05, 12:23

machok napisał/a:
@jaskrawa rozumiem. Prowadzę kuchnię wegańską ale nie jestem uparta, jajeczne kompromisy popelniam. Raczej chciałam sie pozalic, ze są osoby, kt nijak nie mogą opanować tego, co to jest weganizm. Znamy sie wszystkie dość długo, nie pierwsza wizyta nasza...

jasna sprawa, gdy się idzie w gości do znajomych... to nie to samo co wesele, gdzie gotują jakieś tam panie kucharki, nie mające pojęcia o tych "nowomodnych wybrzydzaniach" :D

machok - 2013-06-06, 07:28

Dobre "nowomodne wybrzydzanie". Ostatnio trochę zmieniłam zdanie w kwestii moich gości... Otóż, kiedy wpadają na obiad czy na kolacje, nie popelniam żadnych kompromisów. Ale często zdarza sie, ze nocuję ludzi przez kilka dni, np. bo są w interesach w mieście. Wtedy pytam czy maja ochotę na ser, ew. wedlinę. Nie podam sama, ale daje znać, ze jeśli bardzo muszą to ze stołu im tego nie zrzucę. I nie przygotuję mięsnego posiłku, ale mogą zrobić to sami. Sama ogromnie nie lubię być zmuszana czy terroryzowana, więc nie będę gości zameczac. Są u mnie i trochę nie maja wyjścia, jeśli będę wredna przez te kilka dni. I skutkuje otwartoscią. Często rzeczywiście chcą ser, wedlinę- sami kupują, a obiady jedzą z nami. Wegańskie.
jaskrawa - 2013-06-08, 11:31

Moim gościom nie smakują żadne wege rzeczy, albo ja nie umiem gotować. Podziwiam Waszą bezkompromisowość. Gdybym się tak stawiała, to już dawno nie miałabym żadnych kontaktów z rodziną faceta.
Ostatnio była taka akcja - na obiad zrobiliśmy zapiekankę warzywną, z serem żółtym ogromne ilości, żeby było tak "tłusto" i "syto", a szwagierka powiedziała, że jej mąż będzie głodny, jak nie dostanie mięsa, wyciągnęła z zamrażalki jakieś filety z kurczaka (mój chłop je mięso, więc mamy takie rzeczy) i mu usmażyła do tej zapiekanki.
Co miałam zrobić? Wyrzucić ich?
Nie ma opcji, by zjedli jakiekolwiek kotlety "udające" mięsne, wyśmieją mnie, że mieliby to jeść.
Jak jesteśmy u nich, szwagierka czy teściowa robią mi wegetariańskie żarcie - gołąbki z kaszą albo kotlety z jakichś pieczarek. Naprawdę pyszne. Ale oni to traktują jak przystawkę, na obiad muszą mieć mięso.
Teściowa, przyjeżdżając do nas, i tak przywozi ze sobą masę żarcia, mimo moich protestów.

Dlatego jak przyjeżdżają goście od strony faceta, najczęściej pizzę zamawiamy, bo przynajmniej nie mam problemu, co im jeść dać. Dobrze, że moja mama chętnie je wege żarcie i siostra też, z nimi nie ma żadnego kłopotu. Ale tamci to bez mięsa po prostu się poobrażają.
I mam wyjście - albo olewać ich, niech sobie przywożą i sami robią (co nie jest przeszkodą, bo i tak mój facet mięso je, więc przywykłam do obecności mięsa w domu) albo zaryzykować utratę kontaktu z tamtą rodziną (bez sensu, bo generalnie są w porządku, dzieciaki się uwielbiają wzajemnie itd.)

neina - 2013-06-08, 11:55

jaskrawa, jeśli Twój mąż je mięso, to goście czują się pewnie usprawiedliwieni. Bo skoro on może, to czemu nie oni? Znam takie typy mocno mięsne, ciężko z takimi, ale np. u mojej mamy, gdzie nie ma mięsa nigdy pod żadnym pozorem nikt nie odważył by się nawet zaproponować ;-) Ja też bym dla gości nie zrobiła, chociaż W jada czasem (sporadycznie, nie mamy żadnych zapasow w zamrazarce) w domu rybę albo kurczka.
jaskrawa - 2013-06-08, 19:07

Fajnie mieć taki niemięsny dom. No ale cóż, cause and effect. Takiego chłopa sobie sama znalazłam, więc nie mogę narzekać :) .
Masz rację, neina, to byłby absurd, że skoro w domu w ogóle jest mięso, to dlaczego goście mieliby nie jeść. Ja od początku się wykręcam faktem, że nawet nie potrafię go przyrządzać, żeby nie mieli pretensji, że im nie robię :P

dżo - 2013-06-08, 20:45

jaskrawa napisał/a:
niech sobie przywożą i sami robią

Ja tak robię jeśli ktoś inaczej sobie nie wyobraża. Czasami komentuję żartobliwie, że to profanacja mojej kuchni, ale generalnie wolę mieć kontakt z rodziną mięsożerną niż go zaprzepaścić narzucając mój światopogląd (nawet na moim terenie)

qetrab - 2013-06-08, 21:41

No jak ja mam gości np. na kilka dni, to im mówię, wiecie gdzie jest sklep jak chcecie jeść mięso to z lodówki nie powyrzucam :)
Gościom nic mięsnego nie robię i nie narzekają, a jak narzekają to mogą sobie upichcić co im się podoba :)

koko - 2013-06-09, 17:44

dżo napisał/a:
generalnie wolę mieć kontakt z rodziną mięsożerną niż go zaprzepaścić narzucając mój światopogląd (nawet na moim terenie)

Też tak myślę.
Gdy urządzaliśmy pierwsze urodziny młodego (tu obchodzi się je dość poważnie), to zrobiłam dużo wege żarcia, dodatkowo kupiłam im jakąś zapakowaną kiełbasę i poprosiłam, żeby sobie sami obsługiwali grilla. Wszyscy byli zadowoleni.

KasiaQ - 2013-06-09, 20:27

Do mnie jak przyjeżdżają goście na kilka dni, to przeważnie jedzą moje obiady wege ale tak max 2 dni, bo cytuję: co to za obiad bez mięsa :roll: Więc w kolejne dni albo mąż (mięsny) szykuje coś, albo ktoś inny. A na większe imprezy proszę mamę o pomoc, wpada z dzień wcześniej i szykuje. Przerabiałam kiedyś swoją imprezę ur. tylko wege. Pierwszy i ostatni raz :-P Z kolei jak ja idę do kogoś, to zazwyczaj coś tam uda mi się zjeść, a i nieraz specjalnie dla mnie nie wrzucą do sałatki szynki ;-) i wiem, że jakbym przyszła ze swoim papu, to by się poobrażali.
Alispo - 2013-06-09, 20:59

W sumie z tego co tu czytam to czasem trudno oczekiwac szanowania vege-wyborow, gdy rownoczesnie robi sie odstepstwa od swojego sposobu zycia "dla gości".
dżo - 2013-06-09, 21:17

Alispo napisał/a:
robi sie odstepstwa od swojego sposobu zycia "dla gości".

Odstępstwem byłoby jedzenie mięsa, a nie akceptacja wyboru drugiego człowieka.
Prosząc o zaakceptowanie mojego światopoglądu i nie podawanie mi do jedzenia zwierząt tym samym zostawiam wolność wyboru wszystkożercom, nawet jesli mi to nie w smak.
Nie chciałabym, aby moje dziecko było izolowane od rodziny tylko dlatego, że różni nas zawartość talerza.

Martuś - 2013-06-09, 21:46

Ja też tego nie rozumiem i nijak nie uważam, żeby wymiana uprzejmości była w tym wypadku symetryczna - kiedy jestem u kogoś, kto zrobi jedzenie wege dla mnie, to moja miska w żadnym aspekcie mu nie 'zawadza'. A gdyby ktoś u mnie przygotowywał i jadł mięso, to pomijając już inne aspekty - obrzydzałoby mnie to i śmierdziało, byłby to dla mnie znak, że ta osoba ma moje zasady w zadzie. Dodam, że mój mąż nie jest wege, ale z ww. powodów mięsa w domu nie gotuje. Każdy wszystkożerny człowiek jest w stanie wytrzymać bez mięsa parę dni, a jak uważa, że nie jest, to może sobie iść do najbliższego Maca, i skrajnym nietaktem jest dla mnie wygłaszanie w towarzystwie wegetarian tekstów o tym, jak to wytrzymać nie można bez mięcha. Moim zdaniem to w ogóle nie jest kwestia 'psucia relacji rodzinnych' tylko umiejętności bycia asertywnym i oczekiwania obopólnego szacunku - bo to, że ktoś smaży sobie mięcho w wege domu to dla mnie nic z szacunkiem kogokolwiek do kogokolwiek ma wspólnego (oczywiście sytuacja jest diametralnie różna w domach 'mieszanych', gdzie mięso jest na co dzień przygotowywane, ale wtedy to imo osoba mięsożerna powinna czuć sie odpowiedzialna za menu, a nie biedny wegetarianin).
lilias - 2013-06-09, 23:18

"obopólny szacunek" to pojęcie nie jest równoznaczne z "wyłącznie na moich warunkach"

nie podoba mi się protekcjonalne traktowanie ludzi wege, którzy szanują wybory pozostałych członków swoich rodzin. jeżeli ktoś nie szanuje innych to i niech nie spodziewa się od nich szacunku- proste

dynia - 2013-06-10, 07:40

Ja z kolei miło zaskoczona ,byliśmy na osimnastce-obiedzie mojego kuzyna i szok przezyłam.Zupa szparagowa na oleju specjalnie dla nas ,dla nich na jakimś mięsie.Leczo,3 rodzaje sałatek wytrwanych,jedna owocowa,makaronowe muszle faszerowane szpinakiem ,no WOW ,dodam ,że oni jedli swoje mięsne potrawy,więc to wszystko było przygotowane specjalnie dla nas :-D
koko - 2013-06-10, 08:10

Martuś, no tak samo ty masz zasady mięsożerców w zadzie. "ja nie jem", "mnie by przeszkadzało", ktoś "ma moje zasady w zadzie". Albo akceptują moje zasady, albo relacja rodzinna nie jest warta utrzymania. A gdzie miejsce na kompromis jakiś? Tak samo, jak u ciebie mięsa nie dostaną, tak samo ty u nich nie dostaniesz żarcia wege. Tak to ma wyglądać?
Też nie przygotowuję mięsa na imprezy, ale jeśli nie mogą wytrzymać bez tego (a okazuje się, że nie mogą :roll: ), to proponuję, żeby się obsługiwali grillem i kiełbasą.

MartaJS - 2013-06-10, 08:17

Ja tak samo. Mięsa nie robię, ale toleruję w lodówce (chłop mięsożerny, czasem jakiś salceson sobie kupi jak ja nie mam czasu dobrych wege past do chleba robić), jak ma być ognisko to też kiełbasę do lodówki wpuszczę. Na ogniskach u nas kiełbasa jest legalna. W kuchni własnej bym zrobić gościom nie dała, ale ja generalnie nie daję nikomu nic robić w mojej kuchni, mam trochę świra na tym punkcie.
Lily - 2013-06-10, 09:00

Hmm, jak dla mnie szanować wybory to jeszcze nie znaczy kupować dla nich czy przyrządzać mięso...
Kamyk - 2013-06-10, 09:14

Alispo, Martuś, nie sadze, aby to bylo tak proste, ze "wege miska miesozerca nie zawadza". Z tego watku wynika jednoznacznie, ze jestesmy mile polechtani, gdy ktos pojdzie o krok dalej niz nie poleje ziemniakow skwarkami (a czasai nawet to jest uklonem w nasza strone). Oczekujemy, ze zainteresuje sie nasza dieta, ze specjalnie dla nas wykaze sie inicjatywa i powiekszeniem meniu o dania wegaterianskie/weganskie i wielu wypadkach tak wlasnie sie dzieje. Wydaje, mi sie, ze symetria tu jak najbardziej dziala i nie powinnismy "terroryzowac" naszych gosci naszymi nawykami zywieniowymi i jesli ktos chce/"musi" przemycic w nasze otoczenie cos miesnego to albo powinnismy mu ta to pozwolic, albo rzeczywiscie zastanowic sie nad zasadnoscia takiej relacji.
koko - 2013-06-10, 09:17

O właśnie, Kamyk, ładnie to napisałaś.
Alispo - 2013-06-10, 09:25

Kamyk napisał/a:
Oczekujemy, ze zainteresuje sie nasza dieta, ze specjalnie dla nas wykaze sie inicjatywa i powiekszeniem meniu o dania wegaterianskie/weganskie i wielu wypadkach tak wlasnie sie dzieje. .

A z tym jest różnie,ja np.oczekiwan nie mam a rownczesnie swoją konsekwencją pokazuję,że nie ma tu dla nie miejsca na kompromisy i w sumie nikt by nawet na to nie wpadl by przyniesc do mnie jakies mieso.Rozumiem natomiast,że w domach"mieszanych" goscie moga patrzec na sprawe inaczej,to logiczne.

dżo - 2013-06-10, 09:31

Martuś, to o czym piszesz dotyczy domów, w których jasno i stanowczo określa się zasadę, że tu mięsa jeść/przygotowywać nie wolno.
U mnie np. tak nie ma, wolałabym, aby mięsa nie było, ale nie zakazuję gdy ktoś musi/chce zjeść, inaczej musiałabym się odizolować od całej rodziny.

Poza tym bardzo często mięsożercy nie rozumieją o co nam chodzi, wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, gdy ktoś zaczął opowiadać o jakimś daniu mięsnym, jaką piękną kupił wołowinę itp i nie było to złośliwe, pozbawione szacunku tylko po prostu bezmyślne . Ludzie traktują mięso na równi z innymi produktami spożywczymi, nie widzą w nim zabitego zwierzęcia.

bronka - 2013-06-10, 09:41

Tak właśnie sobie zdałam sprawę, że jedynymi gości goszczącymi u nas na dłużej jest rodzina siostry. Są wege więc nie ma problemu.
Od wielkiego dzwonu na jeden dzień męża siostra z partnerem. Nie są wege. Jedzą u nas ze smakiem. Szwagierka zaproponowała swojemu mężowi, że jak by miał jakieś problemy z menu to mogą iść zjeść co na mieście. Uważam takie podejście za bardzo naturalne.
Kiedyś na jakąś imprezę mąż przygotował jakieś mięsa. Ubodło mnie to i już więcej z takimi akcjami nie wyskakiwał.

dżo napisał/a:
Poza tym bardzo często mięsożercy nie rozumieją o co nam chodzi, wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, gdy ktoś zaczął opowiadać o jakimś daniu mięsnym, jaką piękną kupił wołowinę itp i nie było to złośliwe, pozbawione szacunku tylko po prostu bezmyślne . Ludzie traktują mięso na równi z innymi produktami spożywczymi, nie widzą w nim zabitego zwierzęcia

pod tym wypada mi się tylko podpisać :->

qetrab - 2013-06-10, 09:43

koko napisał/a:
Tak samo, jak u ciebie mięsa nie dostaną, tak samo ty u nich nie dostaniesz żarcia wege. Tak to ma wyglądać?

Sytuacja wygląda trochę inaczej, bo to nie jest przecież tak, że mięsożercy wyrzekają się jedzenia roślin :P
Jakby przyszedł do mnie na obiad ktoś, kto by orzekł, że je tylko i wyłącznie mięso, to ja bym mu to mięso przyrządził.

zou - 2013-06-10, 10:05

Co dom - to obyczaj, jak widać...
Ja to sobie ustawiałam dłużej- jak z alkoholem- gdy oboje z partnerem byliśmy podczas odwyku, to było wiadomo,z ę do nas się nie wnosi wódki ani nawet piwa, ani nie przychodzi się na gazie, ani u nas w domu nie pije przy nas. (wiadomo alkoholizm to choroba, w tym domu alkoholu nie było nawet dla nie-al;koholików- cześć znajomych "od kieliszka" się wykruszyła z automatycznie|). Potem rzuciliśmy palenie- no i tak samo inni znajomi zaczęli rzucać i w ich domach też poprzestawało się palić. Teraz już bardzo mało osób pali, ale jednak. Jak przychodzą do domu, w którym nikt nie pali- to nie zapalają papierosa w tym domu, w pokoju czy kuchni i wiedzą, że nie wypada kopcić komuś, kto ma dom niezasmrodzony, tak samo przy dzieciach się nie pali. Jak ktoś chce to wychodzi sobie na dwór. ( i to sami palący zaproponowali, bo ja jeszcze miałam popielniczkę i otwierałam okno w drugim pokoju dawniej). Ja przestałam chodzic na domowe spotkania gdzie były alkohole i faje, jak ktoś woli to proszę- ja nie muszę. (ja zrezygnowałam od lat mnie już nikt tym głowy nie zawraca). I Wracając do mięsa - jest tak samo- w tym domu się nie je go, nie podaje, nie wnosi i nie przechowuje i jak ktoś przychodzi - to nie proponuje że się z nim rozgości w tym akurat domu (tak , jak z fajkami w domu u osób niepalących - można mieć ale się ich nie zapala). Z paleniem jest nawet gorzej, bo to nałóg straszny, trudno wytrzymać a bez mięsa ten pobyt w gościach da się wytrzymać, to tylko zależy od osób będących w gościach, czy chca uszanować zasadę danego domu.

Jest u nas też drugi dom, rodzinny gdzie Tata je mięso, i w tym domu jest mięso dla taty i na stole, jak przyjdą goście mięsożerni to jest i dla nich. Ale w tym drugim domu- nie ma. Można zjeść, napić się i zapalić na zewnątrz, na mieście itd. A w domu gospodarz tego nie zapewni. Chyba, ze ktoś sam wyciągnie kabanosa i da swojemu dziecku np. przy stole wege, to nie każę mu wyjść jeść na klatce.

H... Teraz sobie myślę,że w z rodzinami, bliskimi - to kwestia proporcji- tzn. np. jak ktoś wyjmie bułki z szynką, albo ma ze sobą danonki, to wstawię do lodówki, na chwilę itd. Bo przyniósł ze sobą a jedziemy np. wszyscy na wycieczkę, już np. zakupy kurczaka i gotowanie rosołu u mnie, albo smażenie ryb, rąbanie żeberek w mojej kuchni przez gości, ogólnie mięsożerne kucharzenie ponad miarę szanowania obopólnych wyborów- - no way. Tzn. jest jakiś takt w tym, że obie strony wiedzą gdzie jest ustępstwo i nie zaglądanie sobie w talerz, a gdzie zaczyna się deptanie czyichś wyborów podczas goszczenia w jego domu.

lilias - 2013-06-10, 11:17

zou, na każdą próbę terroru reaguję alergicznie. nie wyobrażam sobie narzucenia mi co mam i kiedy jeść, dlatego nie robię tego innym. musiałam sobie swoją wolność w tym względzie wywalczyć i dlatego ją szanuję. poza tym moja wolność nie jest jedynie słuszną i "jedyną" na świecie :roll:

dynia, :-) mili ludzie ta Twoja rodzina

jaskrawa - 2013-06-10, 11:18

Myślę, że wiele też zależy od rodzaju relacji z tymi gośćmi. Jeśli wpadają do mnie przyjaciele, nie przynoszą żadnego mięsa. Inna sprawa, że b. rzadko się zdarza, żeby wpadali na dłużej, np. na oficjalny obiad, raczej jemy wtedy jakieś paluszki czy orzeszki. Czasem jednak zamawiamy pizzę - wtedy oni sobie zamawiają mięsną i dla mnie nie ma problemu.
Któraś z Was napisała o przeszkadzającym zapachu i obecności mięsa. No dobra, ja to doskonale rozumiem, ale z drugiej strony, gdybym chciała tak konsekwentnie unikać mięsa, wypadałoby mi w ogóle nie bywać u żadnych mięsożernych ludzi (co w moim przypadku oznaczałoby ograniczenie niemal wszystkich kontaktów rodzinnych i towarzyskich, ewentualnie mogłabym wpadać do mamy która chętnie przygotowuje mi wege obiady, lub do siostry, która kiedyś sama była wege, więc też mi wegetariańsko gotuje. Jest jeszcze jedna bliższa przyjaciółka, która mięso je baaardzo okazyjnie (w gościach lub na wakacjach, gdy nie ma nic innego). Poza tym aby "nie narażać się" na zapach i widok jedzonego mięsa, musiałabym ograniczyć kontakty z rodziną do wpadania na kawę, co, w przypadku przyjaciół z mojego miasta jeszcze by przeszło, ale w przypadku rodziny z innego miasta (zarówno moja jak i faceta rodzina), byłoby wręcz niemożliwe, bo jeździmy do nich/oni do nas na cały weekend z reguły. I nie wyobrażam sobie, żebym z powodu narażenia swojego wegetariańskiego nosa i oczu na widok mięsa miałabym ograniczyć kontakty z nimi jedynie do telefonicznych :D .
Nie wyobrażam sobie też, że miałabym wychodzić do drugiego pokoju w trakcie obiadu w domu rodziny :D . No a skoro wytrzymuję jakoś fakt, że oni obok mnie wbijają zęby w biedną kurę, to zniosę to jakoś i w moim domu raz na kilka miesięcy :)
Jestem po prostu przyzwyczajona do widoku mięsa. Nie oszukujmy się - jest wszędzie. W pobliskim sklepie ze zdrową żywnością, gdzie czasem wpadam, też jest mięso - jakieś niby eko wędliny i takie tam. Cóż, widzę je co kilka dni, słyszę jak rozmawiają, jak moja teściowa mówi "kupiłam ładną wołowinkę" też słyszę. Trudno. Ignoruję to. Żyjemy w świecie pełnym mięsożerców. Gdzieś we mnie jest bunt przeciwko temu, no ale co mogę zrobić? Odciąć się i nie wychodzić z domu? Rozstać się z facetem, bo je mięso? Dla mnie wegetarianizm jest bardzo ważny, ale nie wyobrażam sobie, że miałby mnie ograniczać w rodzinnych czy przyjacielskich relacjach.
To dla mnie nie jest kwestia szacunku, raczej niezrozumienia ze strony tych ludzi. Niezrozumienia tak totalnego, że nawet mojej mamie (nie wspomnę o teściowej) zdarza się rzucić tekstem "a może i ty byś zjadła tego kotleta?". Im się po prostu nie chce zmieścić w głowie myśl, że mięso aż tak mnie "boli". Jeśli chciałabym od nich wymagać, by to rozumieli, musiałabym każde spotkanie rozpoczynać długą pogawędką w cztery oczy, coś w stylu "Mamo, witaj, żeby nie było nieporozumień, oświadczam, że będzie mi bardzo przykro, jeśli podczas naszej wizyty u ciebie wspomnisz cokolwiek o mięsie lub też zaproponujesz mi zjedzenie go. Oświadczam też, że widok mięsa i jego zapach przeszkadza mi, zatem bądź łaskawa nie jeść go zbyt ostentacyjnie. Dziękuję za uwagę, zrozumienie i szacunek dla moich poglądów". I tak za każdym razem - i z każdym członkiem mojej mięsożernej rodziny (poza siostrą może) :D .

qetrab - 2013-06-10, 12:06

zou napisał/a:
już np. zakupy kurczaka i gotowanie rosołu u mnie, albo smażenie ryb, rąbanie żeberek w mojej kuchni przez gości, ogólnie mięsożerne kucharzenie ponad miarę szanowania obopólnych wyborów- - no way. Tzn. jest jakiś takt w tym, że obie strony wiedzą gdzie jest ustępstwo i nie zaglądanie sobie w talerz, a gdzie zaczyna się deptanie czyichś wyborów podczas goszczenia w jego domu.


Słuszna uwaga.

zou - 2013-06-10, 12:23

lilias - ja też nie lubię terroru, także mego ciała pod względem dymu i hałasu (mam astmę zawodową, od opracy za barem w czasach gdy można było palić w pubach). Ale jak miałam sytuację, że bardzo bliska przyjaciółka po dramacie rodzinnym nie miała gdzie mieszkać, to mieszkała ze mną w kawalerce, kupowała królika z głową, gotowała go i dusiła, leżał potem w galarecie w lodówce, do tego paliła papierosy bo jej pozwoliłam, bo straciła ona swój dom i swoje nawyki, i to co dawało jej poczucie bezpieczeństwa, ale wytrzymałam tak 2-3 dni, potem już nie mogłam, bo jeszcze do tego piła, i siedziała nocami przy filmach ( a ja ide głównie wczesnie spać i wstaję ok 4, bo zmieniłam swój tryb życia). I zdecydowałąm się wyjechać wtedy, na końcówkę jej pobytu, do Rodziców a jej zostawić klucze. Gdybym musiała zostać z powodu akurat pracy, to bym poprosiła aby się jednak ograniczała, bo nie dawałam już rady. (miałam balkon, można tam palić, a filmy można wziać na słuchawki, niestety odoru alkoholu i podpicia niczym się nie da wymazać). Potem jak wróciłam, wyprałam sobie wszystko po kolei- zasłony, pościele, narzuty itd. Nie marzucam i nie terroryzuje, ale w miłych, swobodnych sytuacjach, jednak oczekuję aby dom był domem, także i moim azylem, nie wyrządzam krzywdy innym, bo możemy wyjść na miasto na pizze czy do sfinksa, choć zawsze jak proponuzję z mojej strony- to mówię " do grenwaya czy do biowaya"? :P Tak samo nie pozwolę aby ktoś u mnie w domu darł się na dziecko czy je szarpał w imię swoich zasad. Mam jednak granice i nie sądzę ze to jest terror. Ci ludzie nie są ode mnie zależni w 100% abym im mogła cokolwiek narzucić terrorem. Po prostu im to "nie robi". Mówią "acha, ok". Jak idziemy na grilla to mamy dwa grille jeden wege, drugi miesny aby jedno na drugie nie kapało. Chodzi o to że ta słuszna prawda nie jest jedna jedyna w świecie i nie zrzucam miesożercom talerzy w restauracjach, ale mój dom jest domem własnie dlatego, że sa w nim wartości którymi staram się opiekować, i jednak trochę też ich nie odpuszczać jak sytuacja nie jest w 100% wymagająca porzucenia swojego "ego" na rzecz innej, bardziej cierpiącej osoby.
Dodam, ze w drugą stronę to nie zawsze działa, bo jak pojecvhałam potem do nije to miała gości, i chciała aby było "ładnie i miło" i włączyła do kontaktu odswieżacz, po którym mnie brała astma ale go nie wyłączyła. (ale byłam na to przygotowana i miałąm inhalator, choć oczywiście w duchu było mi przykro...i...chciałm być już "w domu"). Ale olewam takie sprawy, biorę inhalator jak jadę w gości, bo wiem, zę JA będę od tych ludzi zależna.Posiedziałam z nimi trochę przy stole (sama sobie zrobiłam żarcie wegan i deser podobny do tego co oni mieli, to jest środowisko emigrantów w UK - akurat robili coś s tylu ugotowani dla tamtejszej polonii -kilka rodzin). To potem jak pili i palili, to się wyeksmitowałam do ostatniego pokoju po angielsku i czytałam nabyte w charity shopie wegańskie ksiażki kucharskie :P ). Także spoko- terroru nie sieję. Ale też bez przesady. U mnie w domu nikt nie choruje od moich "przyzwyczajeń" i krzywdy nimi też nie robię. Powtarzam- w domu.
ps. I pomiowem, Wam, zę i tak nasze drogi się gdzies oddalają, bo w sumie, gdybym odkryła wszystkie karty- co naprawde lubię, zdrowie, spokój, trzeźwość, wege żarełko, marsze nordik- to nieeiele wspólnego zostaje. łatwiej się przyjaźnić "ich" życiem niż Im "moim". No i to jet kompromis, ale dom to dom...Tak niewiele jest tych miejsc, gdzie można odkryć się i nie zasłaniać przed innymi, ze czasem warto to przedstawić jako wartość, jako coś innego co przecież też nie zieje pustą lodówką, często jako wege bardzo się staramy aby nie-wege zapewnić coś dobrego w "zamian"...

Kat... - 2013-06-10, 13:29

Kamyk napisał/a:
Wydaje, mi sie, ze symetria tu jak najbardziej dziala i nie powinnismy "terroryzowac" naszych gosci naszymi nawykami zywieniowymi i jesli ktos chce/"musi" przemycic w nasze otoczenie cos miesnego to albo powinnismy mu ta to pozwolic, albo rzeczywiscie zastanowic sie nad zasadnoscia takiej relacji.
no i to jest sedno sprawy- dla naprawdę wielu osób to nie są nawyki żywieniowe a styl życia, fundamentalne przekonania i wartości. Tego nie da się przez chwilę nie widzieć, przymknąć oka, zapomnieć. Wielu parząc na kawałek mięsa na talerzu nie widzi zamiennika soi a wszystko to, co się z tym naprawdę wiąże: ból, strach, cierpienie. Wie jak to wyglądało zanim stało się obiadem. Jeszcze gdzieś, gdzie się nie ma na to wpływu da się to znieść, ale nie u siebie w domu. Porównanie z papierosami w domu niepalących bardzo trafne.
Ludzie nie jedzą mięsa z wielu powodów, tym, którym po prostu nie smakuje czy brzydzi trudno będzie zrozumieć tych, dla których względy etyczne są najważniejsze.

Pisałam to ja, mająca lodówkę mieszaną za to kuchnię wyłącznie wegańską (mięsne są tylko gotowce niewymagające obróbki zamknięte w szczelnym pojemniku). Nie wyobrażam sobie żeby tu kiedykolwiek na jakimś obiedzie, świętach pojawiło się mięso. W końcu to ja gotuję.

priya - 2013-06-10, 13:38

A ja myślę, że nie da się tu mówić, ze "powinniśmy to, nie powinniśmy tamtego". Kazdy nieco inaczej na to patrzy, inne ma priorytety i inną sytuację. Osobiście mogę się podposać pod ostatnim postem Alispo i tak samo jak ona jestem kosekwentna w swoim podejściu. mięsa sobie w moim domu i mojej lodówce w ogóle nie wyobrażam. Ale mnie jest łatwo. Mąż i dzieci wege, rodzina ze spokojem tolerująca a nawet lubiąca wege kuchnię, a wśród bliższych znajomych conajmniej 95% to wegetarianie.

No i jeszcze podpiszę się pod słowami dżo - ludzie jedzący mięso czasem opowiadają nam o nim bez najmniejszej złośliwości, chyba czasem nadinterpretujemy ;-)

lilias - 2013-06-10, 13:42

zou, dom to może być fajne miejsce, o ile oczywiście przebywanie w nim nie będzie dla nikogo udręką. no i jakoś tak chyba wolę jak dom jest "nasz" niż tylko "mój" :)
zou - 2013-06-10, 13:47

priya- spoko, co do opowiadania o przepisach na 'miesko" - znajomi czasem dzielą się przepisami, a po chwili sami się stopują| "oj przepraszam, ty nie jesz a my tu..." - ale zawsze korzystam z okazji aby odpowiedzieć, że bardzo chętnie wysłucham przepisu, przeciez kiedyś jadłam mięso, bo ja te pomysły sobie zweganizumję po swojemu (zazwyczaj jest to układ przypraw i sposób obróbki), a wtedy nawet czasem ktoś spyta " a jak" - to mogę zaprosić do siebie na porównanie wersji lub po prostu powoiedzieć. I tak sobie gadamy o kuchni.
Zauważyłam, ze naweyt znajomi biorąc przykłąd z moich gadek o zdrowym jedzeniu zaczęli kupować "świniaka od chłopa" a nie parówki i z marketu...no ale - cóż mam powiedzieć, skoro tak sobie to wytłumaczyli, że "zdrowe" mięso to "inne mięso". No.

lilias - 2013-06-10, 13:50

Kat..., u mnie gotuje również J. i dzięki temu nie mam zbyt wiele kontaktu z mięsem. nauczył się m.in. dla mnie i przeze mnie :) nauczył się też jeść wiele innych fajnych rzeczy. nie naciskam, a ewoluuję. podejrzewam, że z mięsa całkowicie nie zrezygnuje, ale ile to zwierząt mniej będzie(!) :) to mnie cieszy
zou - 2013-06-10, 13:50

lilias - zgadzam się, dlatego przyjaciółka właśnie "do mnie" uciekła od innych przyjaciół, którzy mieli więcej pokoi, a nawet dom duży, i mięsożernych, którzy ją strofowali z powodu papierosów (gorliwość neofity, który rzuciwszy palenie jest większym upierdliwcem niż kogoś kto nigdy nie palił), albo tego ze gwiżdźe w domu :roll: i zagranicznych - tutaj już w pgóle, różnice lkulturowe nie do przejścia w tej sytuacji, i od byłego F.- grzebanie po kompie itd! , i od nawet mamy własnej - no komments!. Inni ludzie też przesiadują u mnie, choć już nie pijani. I kilku nie-pijących alkoholików wie, że może liczyć na tę "bazę" np. na wakacje i ze tam na pewno będa jak w domu. ;) Nie znajdą po szafkach trefnych fantów ;) , które ich w chwili słabości pociągną znów na dno albo w nowym miejscu się "wyluzują".
Ale to specyficzny dom, fakt. Jednak części osób na świecie chyba potrzebny, no świat jest różny i są nadal warne, wesołe domy, z grillem, piwem i też bez dramatów, pokojowe i zwykłe.
U mnie jest tak i tyle. Na tym polega różnorodność- dlatego się tu odezwałam bo co dom- to obyczaj. Tymże kończe bo już się nawywnętrzałam, aż mi wstyd :oops:

koko - 2013-06-10, 14:14

qetrab napisał/a:
koko napisał/a:
Tak samo, jak u ciebie mięsa nie dostaną, tak samo ty u nich nie dostaniesz żarcia wege. Tak to ma wyglądać?

Sytuacja wygląda trochę inaczej, bo to nie jest przecież tak, że mięsożercy wyrzekają się jedzenia roślin :P

No, niekoniecznie. O ile moja rodzina jest normalna, mimo, że są mięsożerni to np. gdy my przychodzimy do nich w gości, to wszyscy z zadowoleniem jedzą specjalnie dla nas przygotowane wege żarcie, o tyle w rodzinie mojego chłopa - rolniczej, gdzie połowa żyje z chowu świń, taka sytuacja już nie ma miejsca. Jedynym warzywem jakie oglądają, jest cebulka uduszona w mięsie, albo ozdoba z pomidora na półmisku. No i ziemniaczki.
Kiedy my przychodzimy do nich w gości, zawsze jest dla nas przygotowane jakieś danie na ciepło i sałatki, ale 90% stołu jest zastawiona mięchem.

Kamyk - 2013-06-10, 14:26

Porownanie z papierosami troszke mnie w moim mysleniu stemperowalo, bo rzeczywiscie nie bardzo toleruje palenia. Po glebszym przemysleniu nie jest jednak chyba do konca trafne, bo przy miesozernych gosciach raczej nie doswiadczymy biernego spozywania "szynki", wiec nie do konca wplywa to na nasz swiatopoglad czy nasze wybory.
riku17 - 2013-06-10, 14:33

Cytat:
Po glebszym przemysleniu nie jest jednak chyba do konca trafne, bo przy miesozernych gosciach raczej nie doswiadczymy biernego spozywania "szynki", wiec nie do konca wplywa to na nasz swiatopoglad czy nasze wybory.


wg. mnie to tak samo jak mało kto pozwoliłby aby goście wywalili nogi na stół w Naszym domu tylko dlatego, że tak się zachowują u siebie.

U Nas mięsa nie ma i nie pozwalam, co nie zmienia faktu, że jak ktoś wpada do Nas w odwiedziny to nie staram się wszystkim w sposób bez-mięsny dogodzić. Jak gdzieś idę to też zawsze mamy co zjeść - a jak nie, to zawsze specjalnie zrobione zakupy i kuchnia do dyspozycji. Nikt nie czuje się urażony i tyle - wydaje mi się, że jak jasno nie postawimy granicy co toleruje a co nie to będzie tylko gorzej 8-) Wyjątkiem są jedynie moi rodzice, gdzie żeby się napić wody musimy sobie ją z kranu nalać 8-) I te uwagi "przecież cola też jest na wodzie - czemu tego nie wypijesz????" 8-) 8-) 8-) 8-)

Anja - 2013-06-10, 14:37

zou napisał/a:
Co dom - to obyczaj, jak widać...

Dokładnie. Nasz dom jest wege, więc nawet kiełabasy gościom nie kupię, ale staję na rzęsach, żeby smacznie ugotować. Niektórym jest łatwiej dogodzić, innym trudniej (i nie zawsze rozumieją niesymetryczność tej "gościnności"). ;-)
Dla mnie dużym zaskoczeniem było to, że jak nasz syn miał 3 lata i pojechaliśmy do rodziny na długi weekend, to w ogóle nie było mięsa na stole. A dla teścia i szwagra to było poświęcenie. Jestem bardzo wdzięczna szwagierce, która tak (nie na naszą prośbę) postanowiła (sama zresztą jest, ekhm, semiwegetarianką). Akurat wtedy Artek miał fazę, ze chciał jeść mięso, bo traktował je na równi z innymi produktami spozywczymi, więc...
No ale róznie bywa, różne są umowy. My na temat własnego wegetarianizmu trochę w rodzinie żartujemy i jakoś leci, nikt z niczym nie wyskakuje, wszyscy wiedzą, żeśmy w tej sprawie beton. 8-) Ja tez zawsze dużo żarcia przywożę, żeby "nie robić problemu". ;-)

zou - 2013-06-10, 14:52

Kamyk - podam przykład z mojego domu rodzinnego: Tata lubi śledzie i mięso ale bez przesady i nigdy nie gotował. Mama jest wege jak i siostra, dla Babci ja gotuje, ale czasem mięso zje jak jest w domu kupione. Ale: zrobili remot kuchni, od podstaw> Wszystko nowe, zmywarka, zlew, piekarnik, nawet garnki- do indukcji i noże. I gotujemy wege. Czasem Tata kupi śledzie lisnera w oleju i jak je zje to nieuważnie (nagminnie) wylewa olej do zlewu - na gąbeczkę, oraz stojące tam szkło. (Mogłby wylać do kibelka i zawinać słoik w siatkę i do koszza, ale nie zrobi tego i już bo zapomina). Zatem wszystko śmierdzi, mimo, że nie jem ryb, musze się ubabrać w tym rybim oleju, poustawiac naczynia, ustawiając zmywarkę a następnie czyścić z tego oleju zlew, filtr w zmywarce itd itp. nie mówić już o zapachu w kuchni, która jest pokojem mieszklanym mojej siostry też. Drugi przypadek Tata kupił steka. Ale nie umie go zrobić. Naoglądał się Gordona Ramseya. Stek leżakuje któryś tam dzień. Dobra - ja zrobię. Zrobiłam- przyprawiłam, usmazyłam na patelni- ale krew pryska w tłuszcz i naokoło kuchenki wszędzie, nawet na panelach oraz na jeszcze nie zakończonej ścianie- mięsne, tłuste drobinki krwi ze steka wraz z tłuszczem. Potem Oczywiście zapach na cały dom, no i trzeba to posprzątać - jak pryska oliwa z oliwek, to nawet można w deskę wetrzeć, a krwi nie wolno. Trzeba też wyrzucić użyte do tego celu zatłuszczone gąbeczki (aby nimi nie umyć potem przez pomyłke blatu), umyć wrzątkiem patelnie po mięsie itd itp. A strasznie pryskało. I tak było kilka razy- od tego czasu rodzice oboje zdecydowali po tym remoncie, że w domu z mięs to tylko jakieś prosciutoo "na sucho", a stek- w restauracji, golonka - w Ikea. Reszta - ryby, grille - na działce, na powietrzu. Takze niestety dla osób, które nie jedzą mięsa ubabranie kuchni, zlewu, naczyń, gąbek, zmywarki, filtrów itd. jest dużym ambarasem. Osoby jedzące mięso, mają to na co dzień, ale jak ktoś ma kuchnie wege to jest to kłopot. Już chyba łatwiej wywietrzyć po gościach papierosy. Rodzice sami tak postanowili, jak widzieli ile jest czyszczenia kuchni po tym wszystkim. Tata robi sobie jeszcze w piekarniku w brytfannie kaczkę lub perliczkę, ale to jest zamknięte, a tłuszcz wylewa się do wc, brytfanne myje na osobnym biegu w zmywarce. Dodam, ze to wszystko zobaczyli "nowymi oczami" dopiero na nowej kuchni, w starej sprzed 30 lat, to nie robiło takiego wrażenia. Ja nie narzekam, - jak mówię, jak już jest ten stek, to żal mi zwierza wolę aby chociaż tego ciałą jego nie zmarnować i czasem przyrządzam, jak już kupione. Nie umiem się z tego wymiksować. Więc w tym sensie gdy ktoś wejdzie do mojej kuchni i pozostawia te odpadki, tłuszcz głównie, kładzie w lodówce kiełbasę na szkło a ja tam mam np. warzywa ...to jednak jest to dodatkowa robota, wyznaczyć pudełeczka, pojemniczki itd. Lepszym wyjściem jest mała lodówka mięsna stawiana na duzej, no ale az tak Tacie nie zależy i mamy osobne pojemniczki na mięso w lod. (Dodam, ze Mama ni Tata u nas nie gotujuą, a gotujące osoby to ja i siostra obie wege, więc nie było bojów o serce kuchni. Wszyscy sa tu zgodni.
Martuś - 2013-06-10, 15:16

dżo napisał/a:
Martuś, to o czym piszesz dotyczy domów, w których jasno i stanowczo określa się zasadę, że tu mięsa jeść/przygotowywać nie wolno.
U mnie np. tak nie ma, wolałabym, aby mięsa nie było, ale nie zakazuję gdy ktoś musi/chce zjeść, inaczej musiałabym się odizolować od całej rodziny.

No to przecież napisałam, że jeśli gdzieś jest ogólnie mówiąc ' dom mieszany', tzn, nie ściśle etycznie wege, to jest co innego. A problemu odizolowania od rodziny nadal nie rozumiem, jeśli ludzi dzielą takie rzeczy jak to, co mają na talerzach, to moim zdaniem problem musi leżeć gdzieś głębiej, ale już raz napisałam, powtarzać się nie będę.
koko napisał/a:
Martuś, no tak samo ty masz zasady mięsożerców w zadzie.

Tzn. jakie zasady? Konkretnie? Jest jakiś dekalog mięsożercy?
Bo za cholerę nie kumam. To, że ktoś WSZYSTKOŻERNY (mięso+niemięso) poda mi jedzenie wege (czego nawiasem mówiąc nigdy nie oczekuję) to nie złamie przez to żadnych swoich zasad, ani etycznych, ani estetycznych, BO TAK SAMO ZJADA CZASEM WEGE JEDZENIE - NIE ŻYWI SIĘ TYLKO MIĘSEM (choćby ziemniaki - nie ma mięsojada, co nie lubi placków ziemniaczanych czy frytek, albo alternatywnie makaronu z serem, mi to wystarczy). W zbiorze pożywienia wszystkożerców zawiera się zbiór z jadłem wege. Gdzie tu symetria??
Natomiast jeśli ktoś wejdzie mi do kuchni i zacznie pichcić mięcho, to będzie to po pierwsze łamanie zasad panujących w moim domu, sprawi mi to przykrość (pomijając fakt, że nie zniosłabym panoszenia się kogokolwiek w mojej kuchni), a po drugie wywoła u mnie to obrzydzenie. Napisałam to już zresztą wyżej. Ja toleruję zasadę, że u ciebie w domu mięso się jada, nie komentuję tego w żaden sposób i zasiadam z tobą przy twoim stole nikomu w talerz nie zaglądając (chociaż nie widziałam nigdy domu, w którym jadałoby się tylko mięso i nigdy nie byłam w syt., żeby nawet na mięsny grillu nie mieć co zjeść - miałam sałatki i ciasta), a ty toleruj zasadę, że u mnie się mięsa nie jada, nie przynoś go i przygotowuj. Dość trafne jest porównanie z papierosami - w domu palaczy, gdy do niego przychodzę, to akceptuję sytuację mimo, że mi to śmierdzi i co gorsza truje, ale w u mnie w domu palący goście wychodzą na zewnątrz, bo dym śmierdzi dla mnie nie do wytrzymania. W domach innych ludzi naginam się do ich zasad, nawet, gdy nie są mi w smak (czy zapach), w swoim chcę mieć komfort. Jestem ważna w swoim własnym domu i nie rozumiem, czemu miałabym każdemu dogadzać do granic absurdu, łamiąc przy tym swoje zasady i schodzić każdemu z drogi. Gdybym np. była muzułmanką, to jakoś nie sądzę, żeby ktokolwiek wpadł na pomysł przynoszenia do mnie i przypiekania nie halal świniaka, ale zasady religijne są na ogól nie wiedzieć czemu bardziej szanowane, niż indywidualne poglądy etyczne nie mające podłoża odgórnego, religijnego.

Aha, dobrze wiem, że mięsożercy nie traktują mięsa tak, jak ja, b. często się zdarza, że ludzie mówią przy mnie czy do mnie o mięsie (poza Jasiem i mną 100 proc. mięsożerna rodzina, tak samo otoczenie w pracy), nigdy się w żaden sposób na to nie obruszam, rozumiem, że maja inne nawyki i inny światoopgląd, co najwyżej mówię "ja tą potrawę przyrządzam tak i tak, wiadomo, bez mięsa'. Ale co innego rozmawiać czy wymieniać poglądy, a co innego włazić z butami (mięsnymi) do cudzej kuchni.

Generalnie podpisuje się pod postem zou, lepiej bym tego nie ujęła.

Dodam jeszcze, że zawsze staram się szanować się styl życia moich gości restrykcyjny bardziej, niż mój - tzn. kiedy mam gości wegan, nie podaję nabiału dla nie-wegan, bo nikt z braku sera przez parę h nie umrze, gdy np. przychodzą do mnie goście z malutkimi dziećmi, zawsze staram się przeorganizować moją przestrzeń w taki sposób, by była dla nich bezpieczna. A gdy przychodzą mięsożercy, to staram się podać jak najbardziej przypadające im do gustu wege żarcie.

koko - 2013-06-10, 17:17

Martuś, no tak, wszystko ładnie i pięknie, teoria i idea jest piękna, ale co zrobić, gdy w musisz stykać się z prostymi ludźmi, z wykształceniem podstawowym, hodujący świnie na mięso?
Uważam, że danie im torby z kiełbasą i poproszenie, żeby sobie zrobili grilla gdzieś na dworze to dobre wyjście i nie jest to tożsame z tym, że gotują w twojej kuchni kotlety.
Wiesz, twoja teoria niestety (szczere niestety) odpada, gdy trafiasz na przepaść kulturową ;-)

Martuś - 2013-06-10, 17:58

koko napisał/a:
Uważam, że danie im torby z kiełbasą i poproszenie, żeby sobie zrobili grilla gdzieś na dworze to dobre wyjście i nie jest to tożsame z tym, że gotują w twojej kuchni kotlety.

Zgadza się, nigdzie nie napisałam, że jest tożsama i w ogóle nie odnosiłam się do nikogo personalnie :P

koko - 2013-06-10, 18:52

Acha, ostatnio byliśmy na przyjęciu komunijnym i mieliśmy taką sytuację, że mięsożercy zjedli nasze kotlety, chyba przez pomyłkę. W każdym razie załapaliśmy się na kartofle ;-)
qetrab - 2013-06-10, 19:04

priya napisał/a:
a wśród bliższych znajomych conajmniej 95% to wegetarianie.

Gdzie Ty takich ludzi znajdujesz ? :shock: :shock: Ja w swoim całym życiu poznałem tylko jedną wegetariankę i to na studiach. (która i tak potem przestała być wege jak zmieniła chłopaka :P )

Martuś touche :)

dynia - 2013-06-10, 19:13

lilias napisał/a:


dynia, :-) mili ludzie ta Twoja rodzina

Myśliwi ]:->

arahja - 2013-06-10, 20:02

qetrab napisał/a:
Gdzie Ty takich ludzi znajdujesz ? :shock: :shock: Ja w swoim całym życiu poznałem tylko jedną wegetariankę i to na studiach. (która i tak potem przestała być wege jak zmieniła chłopaka :P )


Są wyznania wymagające wegetarianizmu, więc wiesz... ;)

Alispo - 2013-06-10, 21:15

ja w sumie też nie mam za bardzo znajomych nie-wegan a rodzibe kumającą moj wybor więc może też jakos inaczej patrzę.No ale własnie to też z czegos wynika..jak sobie poscielesz tak sie wyspisz;)
lilias - 2013-06-11, 07:40

dynia napisał/a:
lilias napisał/a:


dynia, :-) mili ludzie ta Twoja rodzina

Myśliwi ]:->


o żesz Ty orzeszku :shock: niezły kontrast z gotowaniem wege dla swoich ]:->

ja jestem jedyna wege w swoim otoczeniu. kocham i szanuję moich mięsożerców, pomimo, że nie zawsze rozumiem :-)

zou - 2013-06-11, 08:37

Kat...
Cytat:
Pisałam to ja, mająca lodówkę mieszaną za to kuchnię wyłącznie wegańską (mięsne są tylko gotowce niewymagające obróbki zamknięte w szczelnym pojemniku). Nie wyobrażam sobie żeby tu kiedykolwiek na jakimś obiedzie, świętach pojawiło się mięso. W końcu to ja gotuję.


Właśnie z czasem u nas tak się porobiło drogą ewolucji a nie "wygnania" mięsożerców.

Zagdzam się z Kat... co do uwarunkowań związanych z etyką. Z czasem, gdy nie wychodzę długo poza swoją kuchnię i otoczenie wege domowe, to potem, np. w tradycyjnie mięsnych domach jestem zaskoczona i docieraja do mnie mnie zaskakujące refleksje, na widok ciał, albo wyrzucanych kości, jak rzecz,a przecież to stworzenie było. I odruch mam że to nie jest "śmieć" a coś np. do zakopania. Szczatki. I pojawia się jakiś dualizm w rozmowie, tak jak Kat... piszesz - ale tego oczywiście nie okazuję na co dzień. Jednak obie z siostra zauwazyłyśmy, ze często toczymy rozmowy o wege-niewege podczas gotowania, i zauważamy zmiany w sobie, ale także naszego zachowania w gościach -nie wege. Też czasem trzeba uważać aby zakładać taką znieczulicową maskę, i np. ostatnio jak koleżanka u siebie rozdawała innym i dzieciom te kabanosy, to potem wszyscy nimi machali, (bo się ubierali do wyjścia), takimi długimi, i przez kilka sekund się poczułam osaczona i ze dwie sekundy mi zabrało aby opanować chęć "uchylenia się" ciałem, od otaczającego mięsa, jakby do zatłoczonego tramwaju wsiadła wycieczka z lodami. Takie małe detale mogą sprawić, że ktos inny się poczuje urażony, albo dzieci się zaczna dopytywać, a ja nie chce uświadamiać jeśli Rodzice nie mają takiej potrzeby lub wprowadzania metliku do dziecięcych głów.

Nie wiem jak to będzie w tym już "moim " domu, ale póki co wszyscy wiedzą , że tutaj nic z mięsa nie uświadczą i się po prostu nie nastawiają. Jednak mam sposób na kręcenie ze mnie beki - i może się utrzeć że u mnie jest przygoda, z której można sie ponabijać, "mięso z tektury, mleko z trawy"... Najwyżej z ulgą wrócą do siebie, ale jest to życzliwe i z przymrużeniem oka. Akurat u mnie takie środowisko, że niby ponarzekają (tak aby nie chcieć ich czasem przekabacić na stałe), ale w sumie to nie stanowi to w ogóle większego tematu rozmów z nimi.

Pewnie w środowisku starszych ludzi, z nieprzezwyciężonymi nawykami oraz pod zerwania ryzykiem rodzinych więzi bym postepowała podobnie jak Wy, bym zapraszała, użyczyła kuchni, dla mięsnych dań, potem bym sprzątneła po odjechaniu gości. No ale wychowała mnie wielokulturowa i ekumeniczna rodzina, która szanuje etyczne wybory, troche rozumie dlaczego i z czego to może wynikać, więc tylko sobie żartuja czasem z tych zamiennikow typu "mleko z roślin". Czasem nawet znajomym opowidają.

priya - 2013-06-11, 08:41

qetrab, no tak jakoś wyszło. Jestem wege 20 lat, czyli od kiedy miałam 16. Wtedy dopiero zaczęłam nawiązywać te relacje, które teraz są dla mnie ważne i poznawać ludzi, którzy teraz są mi bliscy. Najlepsza przyjaciółka z liceum została wege razem ze mną. Potem przeniosłam się do innego liceum - z najlepszej kumpeli zrobiłam wegetariankę ]:-> Potem - tak jak pisze arahja, - związałam się z wegetariańskim wyznaniem i do dziś to włąśnie te osoby stanowią pewnie z 60 albo i 70% znajomych z którymi utrzymuję stały kontakt (na zasadzie wzajemnych odwiedzin czy wspólnych wyjść i wyjazdów - a więc front jedzeniowy mamy ten sam, czyli bez problemu). A potem i w tzw. międzyczasie układało się jakoś tak, że spotykałam wielu wegan i wegetarian również poza moją grupą wyznaniową. W przedszkolu dzieci, w organizacjach ekologicznych, na wegedzieciaku ;-) Wśród moich znajomych, którzy jedli mięso też kilka bliskich mi osób po czasie zmieniło styl odżywiania. Nawet moja mama została lata temu zwolenniczką wegetarianizmu, choć sporadycznie pozwawla sobie na rybę czy inne ustępstwo (nie jest wegetarianką i nie głosi, że jest, ale bardzo przyjaźnie nastawiona i na codzień mięsa nie jada) Rodzina ze strony męża mięsozerna, ale akceptująca nasze wybory, bardzo dbająca byśmy mieli na stole zawsze coś co jadamy i godna zaufania jeśli chodzi np. o karmienie naszych dzieci. No nie wiem, może mam szczęście po prostu.
qetrab - 2013-06-11, 10:29

priya fantastycznie :) cieszę się :)
kulla - 2013-06-11, 11:55

Jak tak sobie czytam, to narzekać nie mogę. Wszyscy, którzy przychodzą w odwiedziny akceptują to, że moja kuchnia jest wege. Nawet mąż, kiedy jeszcze jadł 'w gościach' mięso, wiedział, że nie będę akceptować w lodówce żadnych wędlin, kiełbas, itd. Mimo, że teraz sięga po ryby jeszcze, to też okazjonalnie i tylko 'w gościach' właśnie.

Mięsożernych gości traktuję trochę tak, że ich wizyta jest impulsem do rozmowy o nawykach żywieniowych, mogę wystosować kilka argumentów za porzuceniem okrucieństwa. Chociaż na początku było ciężko, to widzę, że jednak gdzieś te słowa trafiają i czasem zdarza się zaduma. Oczywiście tych opowiadających o 'pysznych cielęcinkach' nie brakuje. Nie tępię, nie terroryzuję, ale rozmów na temat wege nie unikam.

priya, odsetku procentowego wege znajomych szczerze zazdroszczę :mryellow:

jaskrawa - 2013-06-11, 12:29

Priya, ja też zazdroszczę. Muszę też przyznać, że rację ma Alypso - w kwestii znajomych czy partnera to trochę niestety tak jest, że "jak sobie pościelesz". Nie mogę narzekać, że mam mięsożernego faceta, bo od początku wiedziałam, że je mięso. Zgodziłam się na jego mięsożerność, co więcej, byłam wtedy weganką, gdy go poznałam. Do tego - po zakończonym moim wielkim cierpieniem związku z weganinem (long story and complicated :D ). Więc, gdy poznałam normalnego, fajnego chłopa, który w podobny sposób lubił spędzać czas, wakacje; muzycznie i filmowo też się zgraliśmy i jeszcze mieliśmy mnóstwo tematów do rozmów - weszłam w to, bo miałam dosyć dziwacznych relacji, w które wpadałam wcześniej. Inna sprawa, że ten facet (mój obecny) ROKOWAŁ - szanował i pewien sposób podziwiał mój weganizm, podkreślał, że nie jest typowym Polakiem, który musi mieć mięso na obiad. Nie ukrywam, że liczyłam na to, że wkręci się w moją dietę. Nawet gotowaliśmy razem, co ułatwił fakt, że zaczęłam jeść nabiał, między innym dlatego, że chciałam dać naszej kuchni więcej "możliwości" uczynienia jej atrakcyjnej dla mięsożernego faceta. Nie ukrywajmy - ser żółty i jaja ułatwiają wiele spraw, nie chciałam, by się facet zrażał koniecznością "zastępowania" wszystkiego roślinami. Glut z siemienia... Eh, znacie temat, nie brzmi to zachęcająco dla neofitów :D , tylko ktoś, kto w tym siedzi, sięgnie po takie wynalazki bez żadnego pukania się w czoło.
Inna sprawa, że nie byłam jakąś super doświadczoną weganką i nigdy specjalnie nie umiałam gotować. Wstyd przyznać, ale jadłam wiele byle czego.
No a potem związek wszedł w fazę "normalności", po pierwszych trelach i motylkach i dotarło do mnie, że gość raczej wege nie będzie, bo widziałam z jakim entuzjazmem rzucał się na mięso, gdy szliśmy np. do "normalnej" włoskiej knajpy.
No ale za bardzo już mi zależało wtedy.
A co do znajomych - ja też nie wiem, skąd Wy tych wege bierzecie :D . Mam kilkoro bliskich przyjaciół i to poznanych już w czasach, gdy byłam wegetarianką. I cóż, prawie wszyscy jedzą mięso. Tak to sobie pościeliłam.
Z rodziną faceta mam chyba największy problem, bo to tak strasznie Typowi Polacy, że po prostu nie umiem im powiedzieć, żeby nie przywozili mięcha. Znam ich, wiem, że do nich nie dotrze. Nie zrozumieją, obrażą się, będzie niepotrzebne piekło. Szwagierka może by zrozumiała, dziewczyna chyba najbardziej otwarta z całego tego towarzystwa... Ale jej mąż - gdybym kazała mu jeść kotleta warzywnego, ostentacyjnie zamówiłby pizzę ze świńską głową na wierzchu. I byłaby awantura, syf, wojna jakaś. No i tak. Nie jestem gotowa na wojnę... Niestety :( Chociaż może chciałabym być. Ale ja już taka jestem, potrafię odszczeknąć, bronić się, ale nie aż tak...
Priya, czy Ty jesteś buddystką może? Wybacz, że pytam, jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj...
Kolejna kwestia, gdybym miała więcej buddyjskich znajomych... pewnie też byłoby inaczej, no ale mam zaledwie kilku, w innych miastach, widujemy się sporadycznie. Tu w Warszawie nie jestem związana z żadną grupą.

Alispo - 2013-06-11, 12:42

jaskrawa napisał/a:
A co do znajomych - ja też nie wiem, skąd Wy tych wege bierzecie :D . .

U mnie to sie tak samo robi,nie pozostalo mi zbyt wiele znajomosci ze szkol czy poprzednich prac,tym bardziej ze jestem teraz w innym miescie.Obracam sie wsrod aktywistow =wegan,facet weganin,ci znajomi sa wspolni.Pozostaje jeszcze praca i rodzina.W rodzinie wszyscy jedza "tradycyjnie',poza moim bratem ktory z mięsa je "tylko" ryby.Ta rodzina tez nie jest wielka i malo utrzymuje kontaktow poza najblizsza rodziną,tak wychodzi.W pracy moj 3-osobowy dzial to oprocz mnie: wegetarianka prawie-weganka ;-) i dziewczyna wszystkozerna ale po 10 latach vege,wiec kuma czacze.Kolejna osoba z ktora mam codzienny kontakt to dziewczyna wszystkojedzaca ktora ma dzieci alergiczne i zdrowo zywione,wiec wymieniamy sie ciagle info o weganskich produktach.
No czasem nie mam kogo uswiadamiac poza aktywizmem ;-) Tak wychodzi,absolutnie nie odcinam sie od nie-wegan zeby bylo jasne,po prostu jakos tak wychodzi ze nas niewiele łączy przez to że ja jestem monotematyczna(nie wiem co sie gra w kinach czy czyta poza "srodowiskiem' ;-) )

Martuś - 2013-06-11, 13:01

kulla napisał/a:
Jak tak sobie czytam, to narzekać nie mogę. Wszyscy, którzy przychodzą w odwiedziny akceptują to, że moja kuchnia jest wege. Nawet mąż, kiedy jeszcze jadł 'w gościach' mięso, wiedział, że nie będę akceptować w lodówce żadnych wędlin, kiełbas, itd. Mimo, że teraz sięga po ryby jeszcze, to też okazjonalnie i tylko 'w gościach' właśnie.

O, to u mnie podobnie :) A jak się poznaliśmy, to oboje byliśmy dzieciakami jedzącymi mięso.

Na ilość wege znajomych nie mogę narzekać, co jest też pewnie kwestią tego, że mieszkam w dużym mieście i studiowałam na b. specyficznym kierunku gdzie wege było czymś powszechnym. Nie dzielę ludzi na wege i niewege, gdy ich poznaję, ale nie ukrywam, że z 'wegetarianinem etycznym' (btw jak to brzmi) łatwiej mi jest nawiązać potem bliższą relację ze względu na spójny w wielu pktach światopogląd.

jaskrawa - 2013-06-11, 13:21

Alispo, przepraszam serdecznie za przekręcenie Twojego nicka.

Ja swojego czasu poznałam trochę wegan i wegetarian, gdy pracowałam w greenpeace, ale niestety, znajomości nie przetrwały próby czasu. A potem "sami się zjawiali" kolejni ludzie - mięsożerni, ale tak fajni, że jakoś zostali w moim życiu na dobre. Cóż, chciałabym, by nie jedli mięsa, ale raczej marne szanse, by cokolwiek się w tej kwestii zmieniło.
Chociaż starałam się swojego czasu znaleźć sobie faceta wege. Zaczęłam bywać na jakimś randkowym forum dla wegetarian. To było jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu, bo poznałam jakiegoś weganina-psychopatę, wyznawcę teorii spiskowych i paranoika :D , który nękał mnie potem wiadomościami. Zastanawiam się zawsze czy to nie ta sama osoba, co wegedyniak czy tam Tosiek, bo ten sam styl :D Chociaż tamten był chyba bardziej poczciwy jednak.

Szkoda, że do "moich buddystów" mam daleko ;(

Alispo - 2013-06-11, 13:27

jaskrawa napisał/a:
Ja swojego czasu poznałam trochę wegan i wegetarian, gdy pracowałam w greenpeace, ale niestety, znajomości nie przetrwały próby czasu.

kiedy pracowalas i jak?moze kojarze ;-)

jaskrawa - 2013-06-11, 13:38

2006 i 2007, jako fundraiser na ulicy :D
Alispo - 2013-06-11, 13:39

a to ja pozniej i we Wro,sorry za offtop;)
jaskrawa - 2013-06-11, 13:41

we Wro prowadziłam rekrutację fundraiserów i szkolenie w 2006 :D
ale z tamtej grupy pewnie wszyscy się wykruszyli... generalnie z tej roboty prawie wszyscy się wykruszali po sezonie, wiadomo, jak jest.

Anja - 2013-06-11, 15:10

jaskrawa napisał/a:
Tu w Warszawie nie jestem związana z żadną grupą.

Zwiąż się z wegedzieciakiem. :-P

priya - 2013-06-11, 20:25

jaskrawa, nie buddystką, choć i buddystów mam sporo wśród znajomych ;-) A sama jestem krysznaitką.
riku17 - 2013-06-12, 06:02

Cytat:
choć i buddystów mam sporo wśród znajomych ;-)


Fajnie Ci..... :-( Ja po próbie wkręcenia się w takie środowisko mam wciąż niesmak :-( :-(

priya - 2013-06-12, 08:19

riku17, :?: zdziwiłaś mnie. Ale nie dopytuję, bo się OT nam zrobi straszny ;-)
go. - 2013-06-12, 09:54

jaskrawa napisał/a:
w kwestii znajomych czy partnera to trochę niestety tak jest, że "jak sobie pościelesz"


trochę tak, ale oni jednak też świadomie "decydują się" na nasz weg... Mój gość myślał, że będzie problem, ale jak pierwszy raz poszliśmy do wege-knajpy to tak mu jadło zasmakowało, że zapytał czy czegoś takiego w domu nie zrobimy. Zrobiliśmy, potem były kotlety szpinakowo-brokułowo-gryczane, potem gołąbki z soczewicą, tortilla z falafelkami, nauczył się jeździć na rolkach, a potem nawet dzieci z szmacie zaczął nosić :mrgreen: Mnie też dużo rzeczy nauczył (choć najbardziej to chyba cierpliwości :lol: ). Wydaje mi się, że inne dwa fronty też mogą poszerzyć nawzajem swoje horyzonty, chociaż potrafią być też bardzo wkurwiające...
Ze znajomymi niewege już nie jest tak łatwo. Moja b.bliska dwójka pokazuje prostactwo ciągle mi i S. proponując parówki i waląc głupimi tekstami :roll: (+oni z warzyw chyba tylko ziemniaki jedzą...)
Za to inni znajomi z ktorymi na rolkach śmigam ostatnio zrobili wegrilla niespodziankę, były bułeczki z oliwą i pietruchą i faszerowane papryki. Dawno nie byłam w tak pozytywnym szoku i chyba z 15 minut węszyłam w tych paprykach mięcho :oops: :-P

qetrab - 2013-06-12, 11:19

w sumie to buddyzm nie narzuca wegetarianizmu z założenia, wiele zależy od mistrza.
Kiedyś mi się wydawało, że mógłbym być buddystą :P

Mnie najbardziej dobija coś takiego:
Ktoś je mięso no i oczywiście czy jednak się nie skuszę, ja że nie.
- Nie wiesz co tracisz - wypowiedziane z prychnięciem.

tcioflove - 2013-06-12, 12:36

Nie wiem czy tu czy na innym forum ktos napisal swoja odpowiedz na " nie wiesz co tracisz"- "wiem, trupa na talerzu" ]:->
moony - 2013-06-12, 13:08

Z tym śieleniem sobie mam zupełnie inne doświadczenia. Jestem wege od 4 lat, wegan od roku. Nie jestem mistrzynią kuchni, ale staram się zadowolić wszystkich, a mam w rodzinie trzy różnie jedzące osoby. I nic z tego, ciągle "to nie jest to". Znam swojego męża na tyle, że wiem, że raczej nic nie ugram cierpliwością, przekonywaniem, jakimikolwiek argumentami.
Mogę jedynie gotować nadal po swojemu.
Znajomi nieco inaczej do tego podchodzą, zjedzą, smakuje im, ale sami sobie podobnego nie zrobią, bo im się nie chce. Do rego wciąż napotykam próby zjedzenia czegoś niewegańskiego.

go. - 2013-06-12, 14:03

qetrab napisał/a:

w sumie to buddyzm nie narzuca wegetarianizmu z założenia, wiele zależy od mistrza.
Kiedyś mi się wydawało, że mógłbym być buddystą :P


tak mi się jeden z moich ulubionych cytatów Osho przypomniał:
"Nie nauczam wegetarianizmu, on jest produktem ubocznym medytacji. Gdziekolwiek ludzie medytują, stają się wegetarianami. Zawsze, od tysięcy lat."
:-D

moony, ale generalnie dobrze -wbrew Twoim przypuszczeniom- że się jednak z Tobą nie rozwiódł jak na vegan przeszłaś :mrgreen:

qetrab - 2013-06-12, 14:16

Osho to oszust, wielki wegetarianin, który chodził w futrach, jeździł tylko rols royce'm(koniecznie, ze skórzana tapicerka :P ) i nosił złote rolexy :P
go. - 2013-06-12, 14:26

ee dla mnie gość mega pisze, w sensie powtarza się w kółko, ale tak już się z /psychologami/ ;)
Wiesz to tak jak ze zbuntowanymi muzykami itp., którzy mają w tekstach, że są super zbuntowani, a kasa ich wali, bo ją mają i nie mają problemu, że im do pierwszego nie starczy

Anja - 2013-06-12, 14:38

priya napisał/a:
wśród bliższych znajomych conajmniej 95% to wegetarianie

U nas tak samo. A wśród przyjaciół 100%. :->

moony - 2013-06-12, 14:41

gosia z badylem napisał/a:
generalnie dobrze -wbrew Twoim przypuszczeniom- że się jednak z Tobą nie rozwiódł jak na vegan przeszłaś

Mój vegan coming out był paradoksalnie łatwiejszy niż ten wegatariański.Niemniej jednak osobiście muszę walczyć o swoje poglądy wśród wszystkożerców, a nie przekonywać ich.

jaskrawa - 2013-06-12, 15:19

priya napisał/a:
jaskrawa, nie buddystką, choć i buddystów mam sporo wśród znajomych ;-) A sama jestem krysznaitką.

Łał, ja się na religii nie znam, ale słyszałam wieeeele dobrego o Waszej kuchni :D


qetrab napisał/a:
w sumie to buddyzm nie narzuca wegetarianizmu z założenia, wiele zależy od mistrza.

Buddyzm niczego nie narzuca, raczej powiedziałabym swoimi słowami, że to nauki o tym, że wszystko, co robimy, ma konsekwencje.
Co do mistrza - cóż, moim jest przede wszystkim Budda... :D ciężko mi sobie wyobrazić zaufanie mistrzowi, który twierdzi, że jest uczniem Buddy, ale kwestionuje jego nauki.

jaskrawa - 2013-06-12, 15:23

Anja napisał/a:
jaskrawa napisał/a:
Tu w Warszawie nie jestem związana z żadną grupą.

Zwiąż się z wegedzieciakiem. :-P


Eh, jakoś mi to nie wychodzi. Jestem chorobliwie nieśmiała niestety, kilka razy chciałam się wybrać na jakieś wegedzieciakowe spotkanie, ale - cholera, przyznam, że często po prostu mi termin nie odpowiadał, albo dowiadywałam się za późno. Albo nie miałam odwagi po prostu.
W zeszłym roku chciałam jechać na zlot wegedzieciaka, ale niestety okazało się, że nie było dobrej opcji transportowej. Facet musiałby mnie zawieźć, a potem przyjechać po mnie. Kilkaset zł na benzynę, nie udało mi się złapać nikogo do dzielenia tych kosztów. I tak o :( .

qetrab - 2013-06-12, 16:40

gosia z badylem napisał/a:
ee dla mnie gość mega pisze, w sensie powtarza się w kółko, ale tak już się z /psychologami/ ;)


Zgadzam się teksty ma dobre, bardzo trafne, ale taki z niego był oświecony jak ze mnie Napoleon :)

Kat... - 2013-06-12, 16:47

jaskrawa, no weeeeź, nie gryziemy :-) . Rzuć w cyklicznych spotkaniach jakiś termin, który Ci pasuje. Może w przyszłym tygodniu? Hę?
jaskrawa - 2013-06-12, 18:43

Kat... no widzisz. Chciałabym napisać "Jasne, może być przyszły tydzień", no ale co zrobić, skoro nadal rzygam kilka razy dziennie i końca nie widać :( ( Nie wiem, czy do przyszłego tygodnia przejdzie.
Nie wykręcam się, serio rzygam :D

Bardzo chcę jechać na eko piknik w Raszynie w tę niedzielę, będzie Rosa, a wraz z nią jej ekstra spodnie, co to naszyła niedawno, a ja chcę nabyć :)
No ale kurde, jeśli będę się czuła tak jak choćby dzisiaj, to dupa blada.
Nie chcę rzucać terminami, bo ja się zawsze boję, że mój post zostanie zignorowany. Wiem, że to brzmi jak paranoja, no ale.. kurde, przepraszam, ale tak już mam :/

zou - 2013-06-12, 19:43

jaskrawa - nie będzie, nie będzie....Fakt, że w niecie nie widać usmiechu, ale nawet jak nie ma odpisania to ktoś tam czyta i się raduje z rozmowy.
ps. ja własnie na spotkaniu z forumkami wegedzieciaka byłam w Toruniu, to było pierwsze jakiekolwiek moje i jedyne spotkanie z netu, też się denerwowałam, ale sobie powiedziałam że nigdy nie będzie "tego właściwego dnia, albo nastawienia i że dla mnie to niezdrowo było zbyt długo takie incognito na forum ludzi których naprawdę lubię", bo jest tylko teraz no i jak było spotkanie to zwyczajnie poszłam powiedzieć "cześć" i było sympatycznie, na kawce i w parczku i na jarmarku eko. Ja co prawda mieszkam daleko od Ciebie, no ale życzę Ci abyś się kiedyś lepiej czuła i skorzystała z jakiegoś spotkania, a jak Ty, albo inny podróżny/a/ni z wegedzieciaka będziecie w Gdańsku to też zawsze zapraszam na szejka :) do zou.
pps. mam nadzieję, że to nie offtopik bo wątek jest o gościach ;)

Mnemozyne - 2013-06-12, 21:41

No OT się zrobił wypaśny, ale sympatycznie się to czyta... :-P
malwiska - 2013-06-12, 22:25

zazdroszczę wam wege znajomych. Ja nie mam niestety, jedna koleżanka z liceum, kiedyś jak jeszcze (matkoboska) jadłam ryby, sama namawiała mnie na rezygnację z nich, ale teraz niestety sama wróciła, sporadycznie, ale jednak. Jestem wege odludkiem :mrgreen: i jestem z tego dumna. Z koleżankami często wymieniamy się przepisami, które ja modyfikuję na swoje albo ja daję przepis jak coś komuś posmakuje mojego- a zdarza się dość często, że smakuje. Moja przyjaciółka (wielki mięsożerca niestety) woli jednak mnie odwiedzić i zjeść niż z sama robić na moim przepisie- faktycznie tak jest łatwiej :-P

Przeważnie niestety rozumiana nie jestem, choć mam wielkie wsparcie chłopa, (sam mięso jada) w gościach nie da mi podać nic puki sam się nie upewni, że nie było żywe i strasznie się złości jak mnie ktoś "namawia na kotlecika" albo po prostu nie rozumie, że nie jem- u niego w rodzinie często pada pytanie czy już jem mięso, tak jak by wiedzieli, ze w końcu zacznę.

Ale zdarzają się miłe chwile, ostatnio byłam na urodzinach koleżanki, grill tez był i sałatki chyba 3. Sałatki bez zwłok i szaszłyki warzywne. Największe zdziwienie, gdy koleżanka nagle oświadczyła mi, że warzywka dla mnie kroiła na osobnej desce- nie na tej na której kroiła mięso. To mnie zatkało :mryellow:

Anja - 2013-06-13, 07:40

jaskrawa, rzuć terminem. :-) teraz taka piękna pogoda, można się umówić na jakimś placu zabaw . no i pomyśl o córce. :-P wege znajomości się potem dzieciakom przydają. 8-) bo kiedy zaczynają chodzić do przedszkola, nagle okazuje się, że wkoło wszyscy koledzy jedzą mięcho... no ale to tak na marginesie. ;-)
qetrab - 2013-06-13, 09:22

jaskrawa napisał/a:
ciężko mi sobie wyobrazić zaufanie mistrzowi, który twierdzi, że jest uczniem Buddy, ale kwestionuje jego nauki.


Buddyzm ma wiele odłamów... jeszcze więcej mistrzów w różnych, czasem dziwnych ośrodkach, niestety zorganizowana religia zabija pierwotnego ducha, który był podstawą tejże religii wieki temu... i to jest w sumie ze wszystkimi religiami, nie tylko z buddyzmem. Dlatego wydaje mi się, że zawsze trzeba umieć dotrzeć do tej pierwotnej nauki (w każdej religii) i ją stawiać sobie za wzór :)

PS: Minus małego miasta - prawdopodobnie jesteśmy tutaj jedyną rodziną wege :D

jaskrawa - 2013-06-13, 09:35

Dziewczyny, macie rację.
Idą wakacje, bardzo chętnie porzucam terminami na świeżym powietrzu :)
... Jak już się lepiej poczuję. Mieszkam b. blisko jordanka przy Wawelskiej np.

Co do wege znajomych dzieci... łel, obawiam się, że mojego dziecka ten problem nie dotyczy, bo młoda uwielbia mięso. W lodówce, z racji mięsożerności chłopa, leży często jakaś wędlina, on sam jada w domu od czasu do czasu jakieś kotlety z kurczaka przywiezione od matki. Kupuje parówki (specjalnie dla małej bez konserwantów). Więc jak on je kanapki z szynką, częstuje małą, bo ona się domaga, mówi "dobre" i śmieje się diabelsko. Jest za mała by ją zindoktrynować "na biedne zwierzątka". Jak czytam o dzieciach, które same nie chcą jeść mięsa, to mi przykro, bo wiem, że moja córka mogłaby tylko mięsem się żywić.
Ja jej tego mięsa nie daję, no chyba, że nic w domu nie ma, a są te parówki, to jej daję, bo sama prosi. I tak je je, więc nie robię szopek. Więc głównie żywi się m.in. wege zupami, kotletami warzywnymi czy kaszowymi, marchewką, fasolką teraz w sezonie, jogurtem nat. z mielonymi ziarnami, kanapkami najwyżej z serem i od czasu do czasu ta wędlina czy parówki albo kotlet w gościach u babć lub gdy mój facet je. Cóż, nic na to nie poradzę, nie jestem w stanie zabronić dwulatce jedzenia czegoś, co jej smakuje, gdy mam w dodatku przeciwko sobie całą rodzinę. Nie wyobrażam sobie, że np, jesteśmy na obiedzie u teściowej, mała sama sięga łapą po kotleta, a ja siłą odciągam płaczące dziecko, przy protestach wszystkich dookoła. Co innego, gdy sięga po colę, bo wiadomo, że tego dzieciom nie wolno i wszyscy będą zgodni co do tego, więc nikt się nie oburzy, gdy rzeczywiście dziecku zabronię. Kolejny długi temat nt. szacunku dla cudzej filozofii życiowej... Smutne, nie? U mnie w rodzinie nikt mojej filozofii ani religii nie rozumie. Mam przeciwko sobie wszystkich (poza moją siostrą), włącznie z moim własnym mięsożernym dzieckiem.
Oczywiście (i nie widzę w tym NIC złego), gdy mała zacznie już tak serio rozmawiać i zadawać pytania, nie będę niczego przed nią ukrywać i ściemniać i nie powiem jej, że mama nie je mięsa, bo nie lubi albo coś tam. Powiem jej, że mama nie je mięsa bo to są zabite żywe istoty, które tak samo zasługują na życie jak kotek czy piesek. Gorąco liczę na to, że młodą uda mi się wychować na istotę wrażliwą na los innych istot.
Hmm... i wtedy wege dzieciaki BARDZO mi będą potrzebne, żeby widziała, że Jaś czy Małgosia jedzą marchewkę zamiast parówki. A jak jeszcze czyjeś dziecko rzuci tekstem w stylu "przyjaciół się nie je", to już w ogóle ave :D :D

Anja - 2013-06-13, 09:43

jaskrawa napisał/a:
Mieszkam b. blisko jordanka przy Wawelskiej np.


To jest b. fajny plac zabaw, często się tam spotykałyśmy. :-)

jaskrawa - 2013-06-13, 09:54

Ja często tam chodzę. Zimą też fajnie, bo jest górka do zjeżdżania :)
jaskrawa - 2013-06-13, 10:15

qetrab napisał/a:
jaskrawa napisał/a:
ciężko mi sobie wyobrazić zaufanie mistrzowi, który twierdzi, że jest uczniem Buddy, ale kwestionuje jego nauki.


Buddyzm ma wiele odłamów... jeszcze więcej mistrzów w różnych, czasem dziwnych ośrodkach, niestety zorganizowana religia zabija pierwotnego ducha, który był podstawą tejże religii wieki temu... i to jest w sumie ze wszystkimi religiami, nie tylko z buddyzmem. Dlatego wydaje mi się, że zawsze trzeba umieć dotrzeć do tej pierwotnej nauki (w każdej religii) i ją stawiać sobie za wzór :)


Temat na dłuższą dyskusję. Masz rację, co do tych mistrzów. I "mistrzów". Ale jest też druga strona medalu - "pierwotny" buddyzm wcale nie był tak bardzo związany z wegetarianizmem. Dopiero buddyzm Mahajany zaczął bardzie na to "nalegać". Ja to, skrótowo rzecz ujmując, tłumaczę sobie tak - Budda nie nawoływał wprost do wegetarianizmu, bo to wynikało m.in. z konstrukcji społeczeństwa w Indiach, ze zwyczajów oraz samych zasad życia mnisiego. Nie mógł raczej zabraniać mnichom jedzenia mięsa, skoro zasadą było, że to świeccy ludzie karmili mnichów (co nadal ma zastosowanie w theravadyjskich klasztorach, które najczęściej wege nie są) i przynosili właśnie to, co sami jedli i mnisi nie mogli stawiać im warunków. Zapewne reguła ta powstała dlatego, żeby mnisi nie mogli sobie wybrzydzać, że oni to zjedzą, a tamtego nie lubią, przecież praktyka mnicha miała polegać na dążeniu do oświecenia, a nie uprawianiu takiej czy innej diety. Żarcie było najmniej istotne, jedli, co dostali w jałmużnie i tyle. Poza tym - w Indiach, o ile się nie mylę, wszyscy rzeźnicy pochodzili z jednej kasty, pogardzanej oczywiście przez resztę społeczeństwa. Oni nie mogli sobie wybrać innego życia. Zabijali zwierzęta, taką mieli karmę, taki los, nie mogli od tego uciec. Myślę sobie więc, że jedzenie mięsa przez buddystów nie było związane z wyborem, tylko koniecznością w pewnym sensie. Musieli zjeść, co im przyniesiono - a przynoszono im, bo to mięso tak czy owak było - nikt nic nie zmieniał, nikt nie zabijał mięsa specjalnie dla tych mnichów. A niedopuszczalne było właśnie jedzenie mięsa zabitego "specjalnie dla mnie".
Ale potem buddyzm rozprzestrzenił się na inne rejony, gdzie klasztory zaczęły funkcjonować inaczej, więc nauka, powiedzmy skrótowo, o współczuciu i odpowiedzialności za inne istoty, miała warunki, by się rozwinąć.
Żeby nie przedłużać - w dzisiejszych czasach mamy wybór i, ponieważ doskonale wiemy (i nie jest możliwe, aby tego nie wiedzieć), że mięso jest produkowane (bo tylko tak to można określić) specjalnie dla konsumentów, jako konsekwencja wyboru tych konsumentów, że będą mięso jeść oraz wyboru samych rzeźników, że będą to mięso produkować. Po obu stronach jest intencja, powstała w wyniku wyboru - zabijać zwierzęta, bo ktoś kupi ich mięso, mimo że nie musi, a ja na tym zarobię. I - jeść mięso, zabite specjalnie po to, bym mógł je kupić i zjeść, a więc dla mnie. A skoro ta intencja jest - to spożycie mięsa wg zasad nawet pierwotnego buddyzmu jest w dzisiejszych niedozwolone. I tego się trzymam, również w wyborze mistrza, dlatego pisałam o zasadzie spójności nauk mistrza z naukami Buddy.
W czasach Buddy tak naprawdę ani rzeźnicy ani sami mnisi tego wyboru nie mieli.
Opisałam to skrótowo, może przez to trochę nieudolnie, ale mam nadzieję, że zrozumiale.

EDIT: Sorry za gigant off top, ale w pewnym sensie - to jest na temat mogący służyć jako "uzupełnienie" do potencjalnej rozmowy pt. "Nie jem mięsa, bo mi religia zabrania" - tekstu, który przecież przy stole w gościach może być świetnym argumentem :D

qetrab - 2013-06-13, 10:44

Akurat mając na myśli pierwotną naukę buddyzmu nie miałem na myśli wegetarianizmu, tylko właśnie samo dążenie to tego o czym mówił budda.
Oczywiście masz całkowitą rację:)

Ja szczerze powiedziawszy nie lubię stwierdzenia, nie jem bo mi religia zabrania... to tak jakby ktoś był zniewolony przez tę religię.
Często ludzie mnie pytają:
- A możesz jeść krewetki?
- Mogę, wszystko mogę jeść. Nie jem mięsa, nie dlatego, że nie mogę, tylko dlatego, że nie chcę.

jaskrawa - 2013-06-13, 10:56

qetrab napisał/a:
Akurat mając na myśli pierwotną naukę buddyzmu nie miałem na myśli wegetarianizmu, tylko właśnie samo dążenie to tego o czym mówił budda.


Ooo, pewnie, że nie tylko wegetarianizm jest tu kwestią, co do której różnią się odłamy.
Np. seks jest tutaj kolejnym tematem - rzeką, co do którego buddyści nadal się nie pogodzili :D


Cytat:
Ja szczerze powiedziawszy nie lubię stwierdzenia, nie jem bo mi religia zabrania... to tak jakby ktoś był zniewolony przez tę religię.
Często ludzie mnie pytają:
- A możesz jeść krewetki?
- Mogę, wszystko mogę jeść. Nie jem mięsa, nie dlatego, że nie mogę, tylko dlatego, że nie chcę.

Racja, że to głupie stwierdzenie i w przypadku buddyzmu wcale nie jest prawdziwe, bo buddyzm niczego nie zabrania w taki sposób jak np. islam czy chrześcijaństwo.
Ale mówię o tym, bo "zwykli" ludzie w naszej kulturze z reguły myślą właśnie kategoriami chrześcijańskimi typu "Bóg nam zabronił" (tak jest i nie oceniam tego jako głupie czy mądre, proszę, chrześcijanie kochani, nie obrażajcie się, bo ja bardzo szanuję chrześcijaństwo i mam masę przyjaciół-katolików :D ) i wydaje się, że tki argument może być dla nich bardziej zrozumiały niż "nie jem bo nie chcę". Bo nie chcę? Co to z argument? Ty nie chcesz? No i co z tego? I w ogóle dlaczego nie chcesz, skoro mięso jest dobre, może spróbuj kotleta cioci Basi, to zachcesz od razu". A jak ktoś powie "Nie mogę, bo jestem religijny", to pomyślą "Aha, no tak, nam też nie wolno jeść mięsa w piątek, rozumiem to".
:) O to mi chodzi.

qetrab - 2013-06-13, 14:48

Wiem, rozumiem i uważam, że masz rację :)
czasem ludziom jest po prostu łatwiej zaakceptować, gdy użyje się argumentu religijnego :)

Mały offtop :D :
Cytat:
Ooo, pewnie, że nie tylko wegetarianizm jest tu kwestią, co do której różnią się odłamy.
Np. seks jest tutaj kolejnym tematem - rzeką, co do którego buddyści nadal się nie pogodzili


Dlatego właśnie po większym zagłębieniu się w buddyzm odszedłem od tej drogi, zawiodłem się, że w gruncie rzeczy buddyzm stał się ''usztywniony'' religijnymi zasadami i powstały odłamy, które nie zgadzają się co do pewnych zachowań. Wybrałem trudniejszą drogę - samotnych poszukiwań :D

jaskrawa - 2013-06-13, 15:40

qetrab Rozumiem. Można się w tych wszystkich "buddyzmach" pogubić strasznie. Może po prostu nie trafiłeś na nic, co by Ciebie do końca przekonało? Wcale nie jest łatwo znaleźć mistrza i może właśnie dlatego ja obecnie nie praktykuję z żadną grupą w okolicy, bo żadna z warszawskich czy okołowarszawskich grup po prostu mi nie odpowiadała. Nie chodzi oczywiście o przesympatycznych ludzi z tutejszych ośrodków, ale o samą linię przekazu, o zasady.
Ja lubię proste opcje, właśnie najbardziej zbliżające się do "rdzenia". Temat na dłuższą dyskusję, nie chcę robić już tu offtopu. Jeśli jesteś ciekaw mojego Mistrza, napisz mi wiadomość na priv, wyślę Ci linki. A jeśli czytanie o buddyzmie już za bardzo Cię nie interesuje, to rozumiem i pozostaje mi życzyć owocnych poszukiwań indywidualnych, które przecież mogą być ciekawą drogą :)

go. - 2013-06-13, 16:56

qetrab napisał/a:
Wybrałem trudniejszą drogę - samotnych poszukiwań :D


trochę brzmi jak kwintesencja buddyzmu ]:->

qetrab - 2013-06-13, 17:40

Jeszcze tylko jedno i już kończę offtop (jak ktoś by miał ochotę to możemy kontynuować w innym temacie :D - zawsze fascynowa)
Już w sumie nic nie czytam o buddyzmie, dużo się naczytałem jeszcze więcej nasłuchałem wykładów i się nasyciłem intelektualnie, owszem pewnie mógłbym jeszcze temat zgłębiać i zgłębiać, ale większa ilość wiedzy w temacie tak naprawdę niewiele by mi dała :) Myślę, że czas czytania się skończył :)

A wracając do wątku głównego. Ostatnio gościliśmy przyjaciół na 3 dni. Wszyscy mięsożercy i od nas otrzymywali tylko wegańskie posiłki, specjalnie komponowane tak, żeby były sycące i w sumie obyli się bez mięsa i nie narzekali. Wiele zależy od ludzi których się gości, bo to nie jest tak, że ktoś nie może wytrzymać bez mięsa - w to nie uwierzę. Ludzie, którzy tak twierdzą to bardziej chcą podkreślić to, że nie zgadzają się z naszym podejściem i narzucić swoje przekonania.
"Ja nie będę jadł jakiejś trawy! Gdzieś to mam, co wy uważacie" - coś w tym stylu, posiłki wegańskie naprawdę można skomponować tak, by były sycące i zadowoliły nawet najbardziej zatwardziałych mięsożerców.

kitteh - 2013-06-13, 18:51

To ja podam miłe zaskoczenie.
UWAGA - ŚLĄSKIE WESELE siostry mojego K
jak śląskie, to wiadomo, mięso na mięsie i popić rosołem.
Natomiast
mój K, złoty chłopiec, uświadomił siostrę, że nie jem mięsa i jego produktów, także że mam multum nietolerancji.
Siostra napisała do mnie przemiłego maila, że zależy jej bardzo, żebym nie była głodna i potem się nie pochorowała i czy może być ryż z warzywami, bo będzie więcej wegetarian i dla bezpieczeństwa wybrali menu wegańskie i bez glutenu :)
Poza tym, że warzywa z pary były przesolone, było ok i strasznie się wzruszyłam.
Do picia dostaliśmy wodę z limonką i melisą.
Nikt nikomu nie patrzył w talerz, nie robił problemu, ani głupich docinków.
K, co prawda mięsny, jak wyszliśmy tylko spytał, czy może przychodzić do mnie na obiady, bo mięsa ma dosyć do końca roku, a ja robię takie dobre wegetariańskie :)

Lily - 2013-06-13, 18:57

qetrab napisał/a:
Wiele zależy od ludzi których się gości, bo to nie jest tak, że ktoś nie może wytrzymać bez mięsa - w to nie uwierzę.
Tak im się tylko zdaje, ALE są tacy, którzy nie ruszą niczego, czego nie znają. Znam osoby, które na propozycję skosztowania kotleta z ciecierzycy reagują jak diabeł na święconą wodę. Musiałyby głodować i to tak całkiem serio, żeby się skusić. Myślę, że to wiele mówi o postawie wobec życia w ogóle...
kitteh - 2013-06-13, 19:01

Lily napisał/a:
qetrab napisał/a:
Wiele zależy od ludzi których się gości, bo to nie jest tak, że ktoś nie może wytrzymać bez mięsa - w to nie uwierzę.
Tak im się tylko zdaje, ALE są tacy, którzy nie ruszą niczego, czego nie znają. Znam osoby, które na propozycję skosztowania kotleta z ciecierzycy reagują jak diabeł na święconą wodę. Musiałyby głodować i to tak całkiem serio, żeby się skusić. Myślę, że to wiele mówi o postawie wobec życia w ogóle...

to niech nie ruszają, proste.

qetrab - 2013-06-13, 19:05

Lily napisał/a:
Tak im się tylko zdaje, ALE są tacy, którzy nie ruszą niczego, czego nie znają. Znam osoby, które na propozycję skosztowania kotleta z ciecierzycy reagują jak diabeł na święconą wodę. Musiałyby głodować i to tak całkiem serio, żeby się skusić. Myślę, że to wiele mówi o postawie wobec życia w ogóle...


Ja kilka razy okłamałem gości :P Zrobiłem kotlety sojowe "po grecku" i powiedziałem, że to ryba. Robiłem to dziadkowi, który jadł praktycznie tylko mięso, warzywa ble, soja ble, wegetarianizm ble.... jak zjadł to był zachwycony i pytał co to za ryba była. Kopara mu opadła jak się dowiedział, że to soja :P
Kilka razy też kupiłem mięso podobne produkty wege, zalałem jakimś sosem i też myśleli, że mięso :P

Lily - 2013-06-13, 19:08

qetrab napisał/a:
Lily napisał/a:
Tak im się tylko zdaje, ALE są tacy, którzy nie ruszą niczego, czego nie znają. Znam osoby, które na propozycję skosztowania kotleta z ciecierzycy reagują jak diabeł na święconą wodę. Musiałyby głodować i to tak całkiem serio, żeby się skusić. Myślę, że to wiele mówi o postawie wobec życia w ogóle...


Ja kilka razy okłamałem gości :P Zrobiłem kotlety sojowe "po grecku" i powiedziałem, że to ryba. Robiłem to dziadkowi, który jadł praktycznie tylko mięso, warzywa ble, soja ble, wegetarianizm ble.... jak zjadł to był zachwycony i pytał co to za ryba była. Kopara mu opadła jak się dowiedział, że to soja :P
Kilka razy też kupiłem mięso podobne produkty wege, zalałem jakimś sosem i też myśleli, że mięso :P

U mnie by to nie przeszło - nie uwierzyliby, że przyrządziłam mięso, poza tym nawet gdyby, to i tak nie byłoby takie, do jakiego są przyzwyczajeni. Soja nie ma kości chociażby...

Alispo - 2013-06-13, 19:15

ee..są już takie imitacje z koscmi z bambusa;)
qetrab - 2013-06-13, 19:50

hahaha, no tak, wygląda na to, że na niektórych nie ma rady ;)
go. - 2013-06-13, 20:48

Alispo napisał/a:
ee..są już takie imitacje z koscmi z bambusa;)

no nie wierze :mrgreen: ]:-> :shock: :mryellow:

Alispo - 2013-06-13, 20:57

w Evergreeniw były udka z koscią;) a istnieją też żeberka,albo cały sojowy kurak z głową nie zapominając o czerwonyn grzebieniu.Chyba już wszystko zostało podrobione.
Sylwia8 - 2013-06-13, 21:53

Alispo napisał/a:
ja np.oczekiwan nie mam a rownczesnie swoją konsekwencją pokazuję,że nie ma tu dla nie miejsca na kompromisy i w sumie nikt by nawet na to nie wpadl by przyniesc do mnie jakies mieso.Rozumiem natomiast,że w domach"mieszanych" goscie moga patrzec na sprawe inaczej,to logiczne.


słowo w słowo powiedziałabym tak samo.

Jeszcze rok temu miałam dylematy w kwestii co zrobić z gośćmi, dziś już nie ma dyskusji, nie kupuję dla nikogo, nie przyrządzam, nikt by nie wpadł na to, żeby coś do mnie przynieść. Nie wyobrażam sobie też nie jeść mięsa a żeby mój mąż jadł, nie mieści mi się to w głowie i szczerze współczuję dziewczynom, które takie dylematy w domu mają. My teraz staramy się nasz weganizm wykorzystywać pozytywnie dla naszych znajomych czy rodziny - nie robimy z tego problemu żadnego, nie tłumaczymy im że krowy płaczą, staramy się mówić pozytywnie - że mamy teraz więcej energii, lepiej się czujemy, lepiej wyglądamy, nasze jedzenie jest kolorowe i radosne, samo zdrowie po prostu i ludzie w to idą. Różni ludzie potrzebują różnych sposobów tłumaczenia sprawy ale stawiamy na aspekt pozytywny i to naprawdę działa, wiele fajnych rozmów już mamy za sobą z osobami z rodziny czy znajomych, których nie podejrzewalibyśmy o inne myślenie a oni nawet próbują coś tam sami u siebie zmieniać... I to nawet totalni mięsożercy i mlekopijcy, którzy nie wyobrażali sobie inaczej - wystarczy trochę inaczej kwestię przedstawić, żeby zapalić innych, naprawdę :)

moony - 2013-06-13, 22:14

Sylwia8 napisał/a:
krowy płaczą

Gdy powiedziałam, ze nie piję mleka, bo to pokarm dla cielaka, podobnie jak ja miałam dla swojego dziecka, usłyszałam tylko głośne "buahahahaha" :roll:

qetrab - 2013-06-13, 23:05

Fascynuje mnie jedna rzecz. 99% ludzi czuje obrzydzenie na samą myśl o piciu ludzkiego mleka, a zachwycają się krowim. O co chodzi?
Dajcie komuś szklankę z mlekiem (mięsożercy przeważnie) i powiedzcie, że to ludzkie to zwykle reakcja jest taka sama... "Ludzkieeee ? łeee, obrzydlistwo"
:shock: :shock: :shock:

jaskrawa - 2013-06-14, 07:22

Sylwia8 - Niestety uważam, że nie każdego się przekona, by nas choć trochę zrozumieli i by zjedli kotleta z ciecierzycy. Są ludzie, z którymi nawet nie da się rozmawiać na ten temat. Czytałam, chyba w tym wątku, jakiś starszy już trochę post, w którym dziewczyna żaliła się, że poszła na jakąś rodzinną imprezę czy obiad, przyniosła wegetariańskie danie i nikt o nie nawet nie zapytał ani nie spróbował, jeszcze chyba ktoś skomentował paskudnie (nie pamiętam dokładnie) a potem teściowa jej to wege jedzonko zapakowała i powiedziała, żeby wzięła z powrotem, bo oni tego nie zjedzą. Coś takiego było. Zapamiętałam, bo mnie to poruszyło, może też dlatego, że jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację w rodzinie mojego faceta. Zresztą, nie raz się już takie sytuacje zdarzały. Moja rodzina na szczęście jest bardziej przyjazna (też się kiedyś przy wigilii zachwycali moją "soją po grecku", a mąż kuzynki zeżarł bez krępacji ;) prawie wszystkie pierogi z soczewicą, które przywiozłam, mi jakieś może trzy zostały, nie mówiąc o reszcie rodziny; jadł i piał, jakie to pyszne :) było mi super miło, chociaż żałowałam trochę, że więcej nie zrobiłam :/ ). Ale w rodzinie faceta jest tak, że teściowa, owszem, robi mi wege kotlety czy gołąbki, ale sama ich nie zje, w zasadzie tylko szwagierka czasem skubnie. Resztę mi pakują do domu (biorę w sumie z radością, bo dobre). To samo jest, gdy ja coś przywiozę - nikt tego nie je, patrzą kpiarsko i z politowaniem. Brat faceta nabija się z tego mojego jedzenia, nie ma mowy, żeby tknął cokolwiek. Tak jakby sam nie jadł nic poza mięsem, co przecież nie jest prawdą. Próby rozmowy na ten temat, zagadnięcia, dlaczego itd. już dawno sobie odpuściłam. Jak można dyskutować z kimś, kto z założenia uważa wegetarian za wariatów, do tego szkodliwych, skoro śmią narzucać bezmięsną dietę swoim dzieciom. Teściowa ciągle marudzi, żebym jednak może spróbowała jakiegoś tam "mięska", bo takie dobre i świeże kupiła (tu szczegóły anatomiczne). Dawno machnęłam na nich ręką, niech robią, co chcą. Oczywiście, na jakieś wielkie przyrządzanie mięsa, wymagające wielu śmierdzących prac w kuchni bym się nie zgodziła, ale jak przywożą sobie coś do odgrzania, albo, tak jak ostatnio, ogranicza się to do odsmażenia fileta z kurczaka, to mogę to zaakceptować, bo i tak bywają u nas raz na pół roku.
zou - 2013-06-14, 07:26

jaskrawa - to co poniżej akurat napisałam jak Ty pisałaś swój post, to nie pisze w celu "udowadniania" bo doskoale potrafię sobie wyobrazić taka reakcję, obronno-alergiczną nie wegetarian prewencyjnie oddających Wam z powrotem Twoje dania. Po prostu mi przez przypadek to danie wyszło, bo kupiłam dla taty zamiast tej kaczki którą on sobie robi w tej brytfannie kaczkę seitanową (bo zauważyłam w sklepie) i wyszło bardzo mięsne....
Robiłam makaron chinski (6 porcji za 10 zł, Bomi), z przyprawą 5 smaków kamis i innymi na ostro, miesznką "chiską" z biedronki (2.99) i puszką seitana (10 zł) z Bomi. W sumie na 5 osób danie za 25 zł, wieeeelka patelnia makaronu (na dwa dni). A ten seitan to podsmazyłam na osobnej patelni z sosem sojowym i miodowo-czosnkowym, kupnym i potem dodałam do makaronu. Całkiem podobna wyżerka do sieci Asia Chung. Tyle,z e seitan nam został, bo była za podobny do mięsa. Myśle, że w wgościach dla nie-wegetarian (chcących porównać mięso i nie mięso) by się sprawdził...tym bardziej, że dużo przypraw jest w tym daniu.
taka puszka seitana dokładnie:
hxxp://en.wikipedia.org/wiki/Wheat_gluten_(food)

qetrab - bardzo trafne, bardzo odświeżająca perspektywa...

jaskrawa - 2013-06-14, 07:33

Zrobię bratu mojego starego ten seitan i powiem mu, że specjalnie dla niego "mięsko". Ciekawe, czy się połapie :D
zou - 2013-06-14, 07:40

Ilośc tłuszczu dla kaczki seitanowej ma znaczenie i przyprawy jakie się doda. Jak się dobrze obsmaży, i ciut wchłonie olej to jest baaardzo podobna. A tak saute, z puszki to w smaku trochę jak ten gęsty miaższ koło skórki od chleba namoczony w sosie sojowym. Za to konsystencja, te ciagi mięśni i skóra...dla mnie, nie do odróżnienia. Może będa jakieś przyprawy tupu Fix do kaczki, to wtedy aromat murowany...Nie mogłam sie oprzeć tej nowince tym bardziej,z e nie kosztowała fortuny a tata tak ciagle gada o kaczce. Są z tej marki jeszcze inne puszki typu kurczak itd do chińszczyzny wegańskiej. Ale nie sądzę aby to weszło u nas do kuchni na stałe, raczej 'dla beki" właśnie raz i starczy. Ta puszka trochę straszy...
jaskrawa - 2013-06-14, 07:49

zou napisał/a:
jaskrawa - to co poniżej akurat napisałam jak Ty pisałaś swój post, to nie pisze w celu "udowadniania" bo doskoale potrafię sobie wyobrazić taka reakcję, obronno-alergiczną nie wegetarian prewencyjnie oddających Wam z powrotem Twoje dania. Po prostu mi przez przypadek to danie wyszło, bo kupiłam dla taty zamiast tej kaczki którą on sobie robi w tej brytfannie kaczkę seitanową (bo zauważyłam w sklepie)


A spoko, ja wcale nie odebrałam postu o seitanie jako próby udowadniania :D
Dzięki za fajny pomysł :)

jaskrawa - 2013-06-14, 08:02

Zdałam sobie właśnie sprawę (ze smutkiem), że im więcej ktoś je mięsa, tym mniej tego kogoś lubię. To nie zawsze tak prosto działa, ale zdałam sobie sprawę, że ludzie, którzy wydają mi się mniej sympatyczni, z reguły okazują się być zapalonymi mięsożercami, takimi, którzy nawet do sałatki warzywnej wrzucają szynkę. Świat mojej rodziny i znajomych można podzielić na mięsożerców "normalnych", którzy po prostu jadają mięso - kilka razy w tygodniu, ale nawet nie codziennie i "fanatycznych", którzy mięso jedzą przy każdym posiłku. I ci normalni są z reguły fajniejsi. Nie umiem tego zdefiniować. Poznałam niedawno osobę (nie chcę mówić jaka relacja nas łączy, grunt, że jest to relacja, która z założenia ma trwać tylko przez jakiś czas), która je bardzo dużo mięsa i wydaje mi się po prostu w pewien sposób odpychająca; odkryłam, że po prostu nie lubię jej obecności, mimo że w sumie jest osobą raczej sympatyczną. Nie umiem tego dokładnie opisać. Mam na mśli jakieś negatywne emocje czy "fluidy", które się "unoszą" wokół tego kogoś...
zou - 2013-06-14, 09:34

Jaskrawa a jakie to pierogi z soczewica takie dobre? Podzielisz się przepisem, proszę, dla gości - oczywiście, jak na ten wątek przystało :) ?
Wiesz, moja kuzynka urodziła córeczkę i to jest takie dziecko, że je tylko mięso. Takie "Daj! daj!" jak te mewy z Nemo. Tez miałam dziwne uczucie, bo nie znam dzieciaka i widze raz na rok. I też "nie mam energii" z tym dzieciaczkiem wspólnej, ale może to przez wychowanie raczej.

bronka - 2013-06-14, 09:35

zou, dokładnie to kupiłaś? A gdzie?


zaciekawiłam się :-P

zou - 2013-06-14, 09:38

Jeny Bronka, no po oczach bez ostrzeżenia taką skórą walić :p ... !
W sieci Bomi stoi na dziale z wschodnim żarciem, na dole całkiem na półkach, tak poupychane. To jest taka mała puszka, mniejsza od puszki groszku ale większa od małego mleka koko.

qetrab - 2013-06-14, 09:42

:shock: :shock:
To ja nie wiedziałem, że takie rzeczy robią :shock: :shock:
W sumie dla siebie bym nie kupił, ale może znów oszukam jakiegoś mięsożercę :D

jaskrawa - 2013-06-14, 10:46

zou napisał/a:
Jaskrawa a jakie to pierogi z soczewica takie dobre? Podzielisz się przepisem, proszę, dla gości - oczywiście, jak na ten wątek przystało :) ?

Kurde, z tym problem bo to było ze dwa lata temu, a ja z reguły improwizuję. Pamiętam jedno - wtedy te pierogi WYSZŁY rewelka, a jak próbowałam powtórzyć - wychodziły zupełnie przeciętne i zwyczajne. Ostatnimi czasy nie jem raczej zielonej soczewicy, bo mnie po niej za bardzo wzdyma.
Wiem, że były jakieś bardzo proste i wegańskie. Podsmażona na oleju cebulka, ugotowana zielona soczewica, sporo przypraw typu kminek, zioła prowansalskie, pieprz, sól, do farszu dodawałam też chyba trochę sosu sojowego. I na sto procent była tam jakaś kasza, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, czy to była jaglana czy gryczana czy jeszcze jakaś. Wiem, ze kluczem była duża ilość pieprzu, soli, tego oleju ze smażenia cebulki... Grunt, że farsz wyszedł taki dość ostry, słony i tłusty, przez co sprawiał wrażenie "mięsnego". Przepraszam, ale nie przypomnę sobie, a nigdzie nie zapisałam wtedy przepisu :( .

zou - 2013-06-14, 10:57

jaskrawa - oj szkoda! Ale opowieść zrobiła swoje, dobrze, że jem przy kompie (kapusta młoda zasmażana, ziemniaczki w mundurkach) bo bym padła z głodu - już kumam, co to mogło być! Czyli przyparawić dobrze farsz i "na ludowo" podać. A zieloną soszcewicę właśnie wczoraj kupiłam. No, to za jakiś czas zrobię. Dla gości, oczywiście! ;)
jaskrawa - 2013-06-14, 11:16

Otóż to - dobrze przyprawiony i sporo oleju i porządnie zeszklonej cebulki. I ta sama cebulka potem do "okraszenia" pierogów. Można zrobić też "skwarki" ze smażonych z sosem sojowym malutkich kostek tofu :D . Z doświadczenia wiem, że smak farszu pierogowego zawsze musi być intensywny, bo przy gotowaniu i tak z reguły "blednie". I pierogi powinny być nim maksymalnie wypchane, żeby nie wyszły takie płaskie jak kawałki ścierki :D

Kapustkę tez bym zjadła, oj.

ropuszka - 2013-06-14, 11:24

dobrze strączkom i sosom robi "bulion wegetariański" - do zup nie używam, ale do sosów i farszy jest mega (zamiast vegety itp.)
Martuś - 2013-06-14, 11:58

jaskrawa napisał/a:
Brat faceta nabija się z tego mojego jedzenia, nie ma mowy, żeby tknął cokolwiek.

Jaskrawa, to potwierdza moją teorię, że jakiekolwiek kwestie sporne przy stole mają znacznie głębsze podłoże w relacjach rodzinnych. Co na to Twój mąż?? Rozmawiałaś z nim o tym? Nie wyobrażam sobie, żeby rodzeństwo mojego męża drwiło ze mnie i on by na to pozwolił!

jaskrawa napisał/a:
Świat mojej rodziny i znajomych można podzielić na mięsożerców "normalnych", którzy po prostu jadają mięso - kilka razy w tygodniu, ale nawet nie codziennie i "fanatycznych", którzy mięso jedzą przy każdym posiłku. I ci normalni są z reguły fajniejsi.

Może to dlatego, że generalnie 'normalni' ludzie są bardziej normalni niż jacykolwiek fanatycy? ;) Wszystko jedno , czego ten fanatyzm dotyczy. Ja wolę już znajomość z 'normalnym' mięsojadem, niż z fanatycznym wege-faszystą, boję się skrajności i widzenia świata na czarno-biało. Także znowu - przy tej gradacji sympatii pewnie nie chodzi tylko o to, co i ile jedzą, a ogólnie o stosunek tych ludzi do życia i tolerowania wyborów innych.

Lily - 2013-06-14, 12:34

Wow, sztuczna kaczka robi wrażenie ;)
jaskrawa - 2013-06-14, 15:43

Martuś napisał/a:
jaskrawa napisał/a:
Brat faceta nabija się z tego mojego jedzenia, nie ma mowy, żeby tknął cokolwiek.

Jaskrawa, to potwierdza moją teorię, że jakiekolwiek kwestie sporne przy stole mają znacznie głębsze podłoże w relacjach rodzinnych. Co na to Twój mąż?? Rozmawiałaś z nim o tym? Nie wyobrażam sobie, żeby rodzeństwo mojego męża drwiło ze mnie i on by na to pozwolił!

Całkowita racja z tymi relacjami. Można spokojnie powiedzieć, że jest regułą, że osoby, z którymi mam relacje bardzo dobre, bardziej rozumieją i akceptują mój wegetarianizm. Skoro są to ludzie łagodni, bardziej otwarci i przyjaźni ludziom - z reguły po prostu lubię ich bardziej (z wzajemnością). Więcej jest takich osób w mojej własnej rodzinie, która - dla mnie jedno z drugim się wiąże - jest mniej mięsożerna, bardziej taka "wiejska" - jedząca zupy, kasze, dużo warzyw, a przede wszystkim klusek, mleka, naleśników, makaronu z serem (proste opcje).
A rodzina faceta jest mięsna. Mięso wszędzie. I brat mojego chłopa jest jej typowym przedstawicielem (chociaż mój chłop już nie, na szczęście).
I wiesz, to nie było tak, że gość sobie ZE MNIE drwi i wyśmiewa, gdyby było naprawdę źle, mój facet zareagowałby. Mam taką pewność, bo ostatnio zareagował (mnie przy tym nie było, ale opowiadał mi), jak jego brat w wyjątkowo paskudny sposób zachował się w stosunku do swojej żony (podniósł na nią głos, coś jej wyrwał z ręki). Mój chłop po prostu wziął nasze dziecko pod pachę, powiedział, że nie będzie tolerował takiego chamstwa i wyszedł od nich. Dumna jestem z niego. Bo prawdą jest, że brat jest gościem ciężkim we współpracy. Gdyby nie był bratem mojego chłopa - na sto procent nie bylibyśmy przyjaciółmi. No ale jest rodziną. Nic na to nie poradzę. Nauczyłam się go w pewien sposób lubić, akceptować, nie mieszam się do ich spraw. Nie muszę go uwielbiać, nie widujemy się też wcale tak bardzo często. Nasze dzieci się uwielbiają, co mnie cieszy, bo wiadomo. Dzieci to dzieci, niewinne stworki.
Co do mnie i mojego jedzenia - ten gość po prostu sobie żartuje z moich "udawanych kotletów", ale wobec mnie nigdy nie zachował się tak naprawdę niegrzecznie. Wszystko się odbywa na zasadzie wzajemnych, niegroźnych, żartobliwych docinek. Ja nie skarżę się tu, że mnie to straszliwie boli (jasne, że wolałabym, zeby tez byli wege, no ale nie są i pogodziłam się z tym w pewien sposób) i nie mogę z nimi wytrzymać. Po prostu podaję przykład niereformowalności, niezrozumienia, a nie wskazuję, że mi ktoś krzywdę robi. Mnie nie przeszkadzają jego żarty, sama sobie z niego żartuję, gdy jest okazja.

Cytat:
Może to dlatego, że generalnie 'normalni' ludzie są bardziej normalni niż jacykolwiek fanatycy? ;) Wszystko jedno , czego ten fanatyzm dotyczy. Ja wolę już znajomość z 'normalnym' mięsojadem, niż z fanatycznym wege-faszystą, boję się skrajności i widzenia świata na czarno-biało. Także znowu - przy tej gradacji sympatii pewnie nie chodzi tylko o to, co i ile jedzą, a ogólnie o stosunek tych ludzi do życia i tolerowania wyborów innych.

Otóż to.

Martuś - 2013-06-14, 17:06

jaskrawa, rozumiem. A braciszkowi faktycznie przydałoby się podać wege kaczkę i potem solidnie go 'obżartować', że się nabrał ]:->
jaskrawa - 2013-06-14, 18:45

Martuś, no :D
Muszę toto zakupić przed następną okazyją. Wygląda imponująco :D

hon-jan - 2013-06-19, 11:27

rzeczywiście wegetarianizm jest sztuką odmawiania. Ja często rezygnuje z jakiś wyjść, na miasto cos zjeść, bo jednak nie chce mi się wszystkim tlumaczyc ze nie jem mięsa i ze jestem weganka. Wole i lubie przygotowywać potrawy w domu, brakuje mi teraz tylko robota kuchennego, bo chce zrobić wegańskie kotlety sojowe. Chciałabym kupic taki philipsa, ktory mial tez w zestawie blender, tez sie przydaje – szczegolnie teraz jak jest sezon na owoce. Ten model ktory widzialam ma duza moc i pionową konstrukcje, wiec nie zajmie mi duzo miejsca w kuchni
zou - 2013-07-12, 15:58

Ostatnio na wakacjach byłam, i jadę w aucie znajomych. Ich auto, na ich zaproszenie jadę z nimi. I w pewnym momencie się pytają mnie czy ja nie mam nic przeciwo temu, że oni by zjedli coś w drodze ale mają kabanosy i czy by mi nie przeszkadzało...
To tak a'propos wege w gościach. Pomyślałam, że skoro ktoś sam z siebie, na swoim terenie się upewnia czy nie popełni niektaktu, nie chce wegetarian urazić spożywaniem mięsa,to chyba tym bardziej w wege domu by też nie wymagał wege jedzenia podawanego. Oczywiście odpowiedziłam, ze spoko, przecież jesteśmy " u nich" :) czyli są u siebie i że przecież kiedyś też jadłam mięso ale ża bardzo dziękuję ża zapytali.
Przez to zaczęłam się zastanawiać, czy u siebie w domu jednak bym była taka radykalna, co innego to gotowanie w kuchni, a co innego te mało inwazyjne np, kanapki czy jajka. Chyba bym nie zabraniała gościom jeść u mnie kanapki z szynką czy przysłowionego już kabanosa.
Jednak mam takich widać znajomych, co chyba sami by nawet nie spytali czy mogą u mnie gotować np. rosół, bo oni nawqet jak u siebie w domu ćwiartują kurę, to przepraszają, ze ją przy mnie sprawiają...Także sama już nie wiem. Jak ktoś byłby nachalny to bym odmówiła, ale jak ktoś jest uprzejmy i stara się mieć wzgląd to i ja nie jestem wtedy radykalna w domu, a ramach pewnych granic obopólnej próby uznania wartości drugiej strony.

Maple Leaf - 2013-07-12, 16:28

zou, bardzo miło ze strony Twoich znajomych, że zapytali :-) Niestety niewiele jest osób, które pomyślą w ten sposób. Mi taka sytacja przytrafiła się właściwie tylko raz, kolega zapytał czy nie mam nic przeciwko, jeśli kupimy sobie herbatę na wynos w KFC. Tak mnie tym rozczulił, że aż zaniemówiłam :->
zou - 2013-08-26, 07:29

Maple Leaf - rzeczywiscie rozczulające i opiekuńcze to zapytanie. Czasem myślę, ze od takich małych kroczków zaczyna się przestrzeń dzielona z innymi bez przemocy.

Kilka dni temu byłam u znajomych a spotkaniu powakacyjnym, i ta sama przyjaciółka przed wysyłała esemesy "co my jemy i czy może być makaron" i zapytywała czy to a to może być ! Ja napisałam,z ę może być makaron z czosneczkiem i oliwą. I OK. Ale inni goście zaś są bezglutenowi częścią rodziny i teraz każde spotkanie to duża kombinacja. Ale jest naprawdę fajna atmosfera.

Na kolacje zaś... były pieczarki faszerowane szpinakiem z cząstkami pomidorów suszonych z oliwą. (Jak wyciągneła z piekarnika to z drżeniem zapytałam czy to czasem nie boczek...? Ale z uśmiechem odpowiedziała "Nieeeee ...:) to pomidorki suszone kochana" :) ) Do tego brzoskwinie, dla innych sosiki wegetariańskie, i oscypek na tych pieczarkach. A ta Pani Domu nie jest absolutnie wege. Przy kolacji rozmawiałyśmy o tym jaka pyszna ta kolacja, i uchyliła mi rąbka tajemnicy, że jak kupiła szpinak dopiero w domu zauważyła, że on już ma w skłądzie zasmażkę z masła i mleka, i myślała sobie "oj tam, nie wyczuje tego" no ale wzięła synka za rękę i powędrowała do sklepu po drugą paczkę szpinaku bez dodatków...Niesamowita osoba, mówię Wam! Czułam się ...nawet nie wiem jak. No po prostu mile widzianym gościem w tym domu. Naprawdę nie wiem czym sobie zasłużyłam na taką troskę, ale akurat tego dnia miałam końcówke remontu kuchni i NIC nie jadłam a to była 19-ta, więc taka piekna, pachnąca, lekkostrawna uczta na którą moza się rzucić, to zostaje w pamięci na zawsze! I do tego były jeszcze grzaneczki też ze szpinakiem, i oliwki, owoce.

Tofucznica84 - 2015-06-26, 11:42

Też mam problem jak kogoś odwiedzam ale najczęściej (niestety) ze swoimi rodzicami.... oklepane teksty typu "a może jednak jajeczko byś zjadła' albo "ooooh jak ten kurczak cudownie smakuje" :P No niestety. I zwykle u rodziców nie mam co jeść jeśli nie przygotuje wcześniej nic sama na drogę :(

Znajomi natomiast zawsze się pytają co mogą przygotować, czy by mi pasowało i pamiętają o tym że jestem na diecie wegańskiej :) Co jest bardzo miłe. Teraz idę na urodziny znajomej i dużo wcześniej pytała czy jest coś co lubię najbardziej, bo przygotowuje kolację dla wszystkich znajomych i chciałaby zrobić danie także dla mnie ale z podobnych składników na tyle ile to jest możliwe :)

Trinity - 2015-06-29, 15:44

Tofucznica- to fajnie masz... "jajcarską" rodzinkę. ;)

Mnie już zmęczyły pytania i odpowiadam, jak mam siłę, a jak nie, to jakoś próbuje się wymigać.
W każdym razie, co powiedzieć, jak ludzie pytają o wege, jakby sami od rana do wieczora jedli tylko smalec, albo zażerali się kurczakami. :D Matko boska, jak ktoś zje płatki z mlekiem na śniadanie, to nie płacze, że w nich świnka, czy wół nie pływa, a nad brakiem kotleta w życiu potrafią kontemplować cały wieczór.

kalarepka - 2015-07-06, 14:59

U mnie w rodzinie już się przyzwyczaili, że nie jem mięsa, zresztą nawet za czasów jak jadłam, to i tak niewiele. Zawsze wolałam co innego, wiec ten wegetarianizm przyszedł tak dość naturalnie:) mama też nie jest taka bardzo mięsna, wiec czasem mi towarzyszy po prostu i razem jemy jakies bezmięsne danie, sama tez lubi poeksperymentować w kuchni, wiec u nich zawsze sie coś dobrego znajdzie dla mnie do zjedzenia. U znajomych bywa róznie, bo ci dalsi nie wiedzą,a mnie nie zawsze chce się tłumaczyc co i jak. wiec czasem po prostu na impreze biore ze sobą jakas przekąskę na wszelki wypadek :)
Fatty - 2015-07-08, 07:16

Przypomniała mi sie znajoma, która jak się okazało miała gościć u siebie na imprezie weganina - tylko pojęcie nikle miała, weganin=wegetarianin a ryba to wszak nie mieso ;) i specjalnie dla niego przygotowała sałatkę z majonezem i tuńczykiem i obruszona była, ze nie raczył nawet spróbować tylko chleb skubał :P
Trinity - 2015-07-09, 12:26

Mi się zdarzył tradycyjny obiadek z rosołem, gdzie każdy miał na talerzu kawał kurczaka, a mój miał ekstra marchewki. Tylko to był ten sam rosół co reszty, ale że bez miecha w kawałkach, czyli zdaniem znajomej - wege. :D
Fatty - 2019-07-01, 19:54

Szkolenie. Mój szef się orientuje, że ja z mięsem na bakier zapytał mnie ci chcę. Znam menu tej restauracji i wybrałam sobie pierogi ruskie.

Gdy przyszło co do czego, dostałam sandacza :mrgreen: Otóż panie na kuchni stwierdziły, że nie przystoi aby reszta grupy miała wypasione schabowe z kurkami, a ja skromne pierogi i w dobroci serca wymyśliły inna wege opcje


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group