wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek przedszkolny - Sześciolatki do szkół: pytania, dylematy, odpowiedzi

priya - 2012-11-01, 16:33

euridice napisał/a:
dla zrozpaczonych rodziców dzieci urodzonych w roku 2008
i po 2008 również ;-)
Ja wciąż się łudzę, że jeszcze się to pozmienia. Tak jak w przypadku Nata. Cały zeszły rok żyliśmy w niepewności, musieliśmy go na wszelki wypadek zapisać do szkoły. Na szczęście obowiązek przesunięto o kolejne 2 lata i Natek teraz jest w przedszkolnej zerówce. Kompletnie nie wyobrażam sobie go w szkole na tym etapie.
Może coś zrobią z tymi przepisami, żeby pozwoliły nam decydować czy chcemy wysyłać dzieci do pierwszej klasy jako sześcio czy siedmiolatki... Zyję taką nadzieją.

biechna - 2012-11-01, 16:53

euridice napisał/a:
myślę, że rozwój emocjonalny jest ważniejszy

Bo jest :-) Możesz też z samą panną Łucją porozmawiać. Ze mną rodzice ustalali, czy chcę iść do zerówki czy od razu do 1 klasy; niby to za wcześnie, by dziecko decydowało, ale u nas sprawdziła się zwyczajna rozmowa i cieszyłam się, że poszłam z dzieciakami z podwórka do zerówki, to wtedy było pewnie dla mnie lepsze, niż od razu kiblowanie w ławce, bo umiem czytać.

excelencja - 2012-11-01, 17:36

I to jest to, co mnie najbardziej przeraża. Nie uważam, żeby 7-latki były gotowe na szkołę, a co dopiero 5-latki.
Koleżanki córka - o rok od Li starsza chodzi do szkoły - do zerówki, bo w zeszłym roku ze względu na reformę zlikwidowano w jej gminie zerówki w przedszkolach i przeniesiono do szkół

Mam cichą nadzieję, że u Li zerówki nie zlikwidują, ale tak czy siak wychodzi na to, że będzie pierwszym rocznikiem, który zostanie zmuszony do pójścia do zerówki w wieku 5 lat. Koszmar. Koszmar.

A jeszcze bardziej mnie przeraża to, że rodzice nagminnie pakuję dzieci do starszych grup, do tych zerówek wcześniej niż muszą. Aaaaa

excelencja - 2012-11-01, 17:37

euridice, - a btw - czemu Ł jest w starszej grupie?
devil_doll - 2012-11-01, 18:56

moj plan jest prosty, adam jeszcze rok pochodzi do przedszkola (znaczy poltora), w przedszkolu zrobi zerowke a potem bedzie chodzil do szkoly w Kanadzie, zreszta juz jest zapisany. Polska rzeczywistosc rozwala mnie na lopatki i wole juz zeby tam chodzil do szkoly. zreszta szkola jest ok, maja vegan catering, jest eko w koncu patronem jest David Suzuki i jest niedaleko naszego domu.
rosa - 2012-11-01, 19:35

excelencja napisał/a:
Koleżanki córka - o rok od Li starsza chodzi do szkoły - do zerówki, bo w zeszłym roku ze względu na reformę zlikwidowano w jej gminie zerówki w przedszkolach i przeniesiono do szkół

twoim zdaniem zerówka w szkole jest gorsza od przedszkolnej?

moi synowie chodzili do zerówki w szkole - dla mnie to był wypas, za darmo, bez problemów z jedzeniem. oczywiście jako sześciolatki

devil_doll - 2012-11-01, 19:53

euri bez problemu, miejsca duzo :) nawet mamy kolezanke Jessie za plotem :) i calkiem spora wegan koalicje:D
znam n-li wczesnoszkolnych i nie zerowka dla 5latkaczy 6latka w szkole to masakra.
w ogole polska szkola mnie niezle przerazila :/

excelencja - 2012-11-01, 20:23

euridice napisał/a:
Ale jak to? A Lilka nie pójdzie aby za rok do grupy Średniaków (jako pięciolatek) i potem jako sześciolatek do pierwszej klasy?


tak, tylko w wielu przedszkolach likwidują zerówki i przenoszą je do szkół

euridice napisał/a:
(głupie pytanie? ;) )

nom :)

rosa napisał/a:
twoim zdaniem zerówka w szkole jest gorsza od przedszkolnej?

tak
Obce miejsce- w mieście moloch, dzieciaki maleńskie (5-letnie), nowa pani, brak żarcia, zajęcia do 13:00, a nie do 17:00 jak w przedszkolu. Zupełnie inne warunki.

euridice, wiem! Przeprowadź się do Grójca, będziesz uczyła ang. I zrobimy koalicję ED. To by było całkiem całkiem realne.

euridice napisał/a:
Załóżmy szkołę-spółdzielnię, co Wy na to? :P

that's my plan more less :P

devil_doll - 2012-11-01, 20:32

dlatego polska szkola przeraza, bo wtlacza wszystkich w schemat, w 1klasie masz prace domowe i nie kazda szkola jest total przystosowana do 6latkow.Juz wole kanadyjska edukacje na luzie na etapie wczesnej podst , dopiero w junior high zaczyna sie profilowanie etc. Poza tym tam n-l jest partnerem ucznia a nie Panem/Pania zycia badz smierci.
Cytat:

Pani: dzieci, róbcie to i to.
Łucja: robi to, ale trochę (albo bardzo) inaczej, po swojemu
Pani: Łucja, czemu nie robisz tak i tak? (z, do wyboru: pretensją, naganą, sugestią, że Ł. robi źle, nie słucha, ma gorszą pracę)
Łucja: wkurzona i przestraszona, niedoceniona, milczy

no wlasnie i to mnie wkurza , no Picasso nie bylby Picassem jakby robil tak jak wszyscy zreszta nienawidze schematycznego myslenia jest takie ograniczajace :roll: i te cholerne stempelki WTF ]:->

excelencja - 2012-11-01, 20:38

stempelki i naklejki rządzą edukacją - to przerażające
dżo - 2012-11-01, 20:49

devil_doll napisał/a:
te cholerne stempelki

Byłam raz na zajęciach tanecznych w domu kultury (czyli niby luz, zabawa) i tam pan nie omieszkał ostemplować dzieci za "ładny" taniec i współpracę :roll:

euridice, na Twoim miejscu znalazłabym dobrą poradnię psychologiczno-pedagogiczną i tam zasięgnęła opinii.
euridice napisał/a:
poza ten schemat wychodzi, już z założenia schematu nie przyjmuje.

Znam to doskonale, dlatego porada u sensownego psychologa mogłaby Ci trochę pomóc w podjęciu najlepszej z możliwych decyzji,

rosa napisał/a:
zerówka w szkole jest gorsza od przedszkolnej?

Jest przede wszystkim inna, panują tam zasady bardziej szkolne niz przedszkolne, od dzieci wymaga się dużo więcej (w negatywnym znaczeniu), muszą stykać się z ogromną jak dla nich ilością większych dzieci, muszą szybko i na czas jeść obiad - to tak z moich pracowych obserwacji.
Osobiście gdybym miała wybór zdecydowałabym się na oddział w przedszkolu.

rosa - 2012-11-01, 21:14

u nas w szkole dzieci z zerówki muszą przejść przez fragment budynku (z opiekunem) i dochodzą do drzwi zerówkowych, tam jest szatnia specjalnie dla nich, duża klasa, na połowie są stoliki, druga połowa wyłożona wykładziną, umywalki i mała toaleta, dzieci nie opuszczają tego pomieszczenia same
moi chłopcy nie chodzili do stołówki, więc nie wiem jak wyglada sprawa jedzenia
często jest tak, że grupa zerówkowa idzie dalej do 1-szej klasy w podobnym składzie (dochodzą dzieci z przedszkola)

ale i tak najwazniejszy jest nauczyciel - i moim zdaniem nie ma reguły, że w placówce prywatnej trafi się na lepszego

rosa - 2012-11-01, 21:22

dżo napisał/a:
od dzieci wymaga się dużo więcej (w negatywnym znaczeniu)

pod jakim względem? nauki?

devil_doll napisał/a:
no Picasso nie bylby Picassem jakby robil tak jak wszyscy

pewnie nie chodził do zerówki ;-)

excelencja napisał/a:
stempelki i naklejki rządzą edukacją - to przerażające

mnie to w ogóle nie przeraża, wole niż linijke i bicie dziennikiem, jak za moich czasów, dziwię się jak to możliwe, że udało mi się wyrosnąc na w miarę kreatywną osobę, skoro przez tyle lat uczestniczyłam w państwowej edukacji :-)

devil_doll - 2012-11-01, 21:55

nie mam sily sie rozpisywac, polska szkola mi sie nie podoba.nie podoba mi sie idea, ze 6latek ma siedziec w lawce,nie podobaja mi sie prace domowe dla takich maluchow i sorry jeden n-l na 20+ dzieci to duzo.
wole aby moje dziecko wchodzilo w edukacje latwiej w szkole , ktora jest na poczatku przedluzeniem przedszkola. w szkole gdzie n-l jest partnerem a ja jako rodzic mam wieksze pole manewru, moge wymagac wiecej a jak mi sie zachce moge byc nawet wolontariuszem i zobaczyc jak moje dziecko sobie radzi od srodka.
a poza tym niestety wygrywa tez naklad srodkow na edukacje .

excelencja - 2012-11-01, 22:07

rosa, jesteś wyjątkiem, jak większość z nas na tym forum.

Tak myślę, patrzę na moich kolegów z klas. I myślisz, że oni zawsze marzyli o tym by być trybikami? Przybijać pieczątki w urzędzie o 8 do 16? Bo ja myślę, że znaczna część marzyła o czymś inny, tylko nie mieli odwagi by to realizować.
A czemu?
no właśnie

Uważam, że system edukacji jest zrypany od początku do końca i nastawiony na produkcję 'dobrych' pracowników i przykładnych obywateli. Nie ze wszystkimi się udaje, that's right.

A mnie przerażają pieczątki za wszystko, bo dzieciaki przestają się jarać tańcem samym w sobie tylko starają się żeby dostać kretyńską pieczątkę.
Obrzydliwe nagradzanie za wszystko i odbieranie szansy na robienie czegoś dla przyjemności.

Naklejki tak samo- 'pani dała mi naklejkę' - i dzika radość. Pani dała naklejkę ZA COŚ a nie po prostu. A dzieciak zachowuje się jakby łaska boża na niego spłynęła.

O noł noł noł, takiej motywacji bardzo nie lubię.

dżo - 2012-11-01, 22:07

rosa, pod wzg. wymagań dotyczących samodzielności. Widziałam parę roczników siedmiolatków zupełnie zagubionych w szkolnej rzeczywistości. Przyzwyczajone do opieki przedszkolnej nie umiały odnaleźć się w szkole gdzie sporo rzeczy dzieje się na czas i pod dyktando nauczycieli. Pracując w szkole nigdy tak na to nie patrzyłam (jako bezdzietna) a teraz mam zupełnie inny odbiór. Dla większości dzieci jest to ogromny stres.

rosa napisał/a:
przez tyle lat uczestniczyłam w państwowej edukacji

Rozpoczynałaś naukę szkolną w wieku 7 lat a nie 5, a to jest różnica.
My tu rozprawiamy o najmłodszych, którzy są emocjonalnie nie gotowi do takiego przeskoku i to nie jest moje widzimisię wynikające z nadopiekuńczości, o tym piszę wielu psychologów, poza ty, 5, 6 latki nie są fizycznie gotowi na uczestnictwo w lekcjach szkolnych bo ich głównym zajęciem w tym wieku powinien być ruch, tak aby kościec prawidłowo się rozwinął (wspominają o tym ortopedzi).

excelencja - 2012-11-01, 22:08

rosa napisał/a:
wole niż linijke i bicie dziennikiem, jak za moich czasów


no to chyba nie podlega dyskusji.
Za moich czasów też były takie metody.
Ale cóż, generalnie zasada działania jest ta sama.

excelencja - 2012-11-01, 22:09

dżo napisał/a:
Rozpoczynałaś naukę szkolną w wieku 7 lat a nie 5, a to jest różnica.
My tu rozprawiamy o najmłodszych, którzy są emocjonalnie nie gotowi do takiego przeskoku i to nie jest moje widzimisię wynikające z nadopiekuńczości,


otototototo

majaja - 2012-11-01, 23:23

dżo napisał/a:
Osobiście gdybym miała wybór zdecydowałabym się na oddział w przedszkolu.
ale jeśli dziecko ma pójśc w ogole do szkoły to fundujesz mu rok w rok bardzo stresujące zmiany, chyba że on już do tego przedszkola od początku chodzi to tak, jako kontynuacja, sama tak zdecydowałam, ale gdyby moje chłopaczysko miało dopiero zaczynać edukację, albo chodziło wcześniej do przedszkola gdzie nie ma zerówki to wolałabym by miało ciągłość
A poza tym uważam, że cała rzecz sprowadza się do tego, że szkoły nie są gotowe, dzieci są, w wielu krajach zaczyna się edukację wcześniej. Moja siostrzeniaca z bratanicą mają do tego na koniec każdego semestru egzaminy z całości materiału i radzą sobie.
Zmiana między przedszkolem a szkołą dla każdego jest duża. Trzeba czasu by się przyzwyczaić. Gimnazjaliści przechodząc do liceum/technikum też sa początkowo w większości zagubieni.

majaja - 2012-11-01, 23:28

devil_doll napisał/a:
ze 6latek ma siedziec w lawce,nie podobaja mi sie prace domowe dla takich maluchow i sorry jeden n-l na 20+ dzieci to duzo.
u mnie akurat 7-latek, ale: nauczycieli jest dwóch, przynajmniej u nas, prace domowe są bardziej na przyzwyczajenie, M. zajmuje to mas 15 min jak mu sie bardzo nie chce, a że w ławce, a byłaby jakaś różnica gdyby to był stolik? Mnie się akurat wf, jego organizacja nie podoba

Euri Miron tę najstarszą grupę powtarzał, ale on te dzieciaki znał, nawet jak zlikwidują zerówki to ona chyba by średniaki powtarzała? dobrze liczę?

devil_doll - 2012-11-02, 07:52

roznica jest taka,ze dla 5lub 6 latka siedzenie w lawce jest porazka.zawsze mnie dziwily porownania do tzw zachodu. w Kanadzie dzieci ida do szkoly w wieku lat 6ciu ale to jest szkola taka jak w PL. Na poczatku to jest bardziej przedluzenie przedszkola a badz co badz na niwie naukowej maja wiecej osiagniec niz Polska. W Finlandii dzieci ida do szkoly w wieku lat 7 a edukacja stoi na o niebo wyzszym poziomie niz Polska.
gimnazjum to porazka systemu edukacyjnego :roll:

dżo - 2012-11-02, 10:18

majaja napisał/a:
szkoły nie są gotowe, dzieci są

ale do czego są gotowe?
jeśli masz na myśli naukę (tak ogólnie) to zgoda, ale jeśli wkroczenie do systemu to na pewno nie,

ag - 2012-11-02, 10:37

euri Łukasz jest rocznikiem 2007 więc my mamy jeszcze wybór, ale ja najpoważniej rozważam opcję, zeby zostawić go jeszcze przez rok w przedszkolu. Teraz jest w najstarszej grupie, więc będzie powtarzać - to prywatne przedszkole na Woli, ale tam jest nadal opcja zerówki w przedszkolu. Moim zdaniem nie jest gotowy na szkołę, ciężko mu się skupić, zająć jedną czynnościa - najbardziej lubi biegać i bawić się z kolegami. W zasadzie nie widzę powodu, żeby przyspieszać początek edukacji szkolnej. Co się ma nauczyć, to się nauczy....
neina - 2012-11-02, 13:24

Ja, gdybym zdecydowała się zostać w Polsce, na bank załatwiłabym papierek z poradni, że dziecko nie jest gotowe na szkołę. Inaczej tego nie widzę...
Kat... - 2012-11-02, 15:24

O matko, wcześniej nic nie pisałam bo ssak nie pozwala. Jest mi słabo lekko. Z nie wiem czy na dobrą sprawę jest gotowy na przedszkole, a co dopiero na szkołę. Wcześniej wydawało mi się, że chodził od 2 r ż do żłobka i świetnie się miał, potem lajtowo do przedszkola, ale w tym roku spędziłam z nim dużo czasu i już tak chętnie go nie oddaję. Ani fizycznie ani psychicznie nie jest gotowy. To o czym pisała excelencja u nas jest mimo mojego tłumaczenia rozwinięte do tego stopnia, że ja np dostaję nagrodę za to, że jestem ładna a jak zmyję przedszkolny stempelek to jest ryk :-/
No to mam dylemat.
Najchętniej bym go zostawiła w przedszkolu- jest malutki, wygląda jak 3latek, nasze przedszkole spoko aaale przeprowadziliśmy się i najlepiej by było poszukać mu czegoś jak najbliżej. No i nie wiem co lepsze- szukać przedszkola (a wtedy co z jedzeniem?) żeby jak najdłużej był w przyjaznych warunkach czy szkoły żeby mu fundować jak najmniej zmian (zaraz będziemy mieszkać w piątym mieszkaniu od jego urodzenia, myślę, że wystarczy już)?
Ja widzę, że on mało w siebie wierzy i w ogóle nie interesują go ani litery, ani cyfry, ani kolorowanie- no żadne prace plastyczne. On od razu mówi, że nie umie, że brzydko rysuje (ciekawa jestem czy wmówiło mu to jakiś dziecko czy pani? :evil: ) no nie odnajdzie się raczej.

renka - 2012-11-02, 18:46

Troche za bardzo demonizujecie temat wg mnie.
Tak naprawde nie ma znaczenia czy w pierwszej kslaie znajdzie sie 6 czy 7 latek. Na to, czy dane dziecko jest gotowe i czy sie odnajdzie w rzeczywistosci szkolnej ma wplyw wiele czynnikow.
Podstawa funkcjonowania dziecka w szkole jest osoba nauczyciela, szczegolnie w edukacji wczesnoszkolnej. I niestety zgodze sie, ze w placowkach szczegolnie publicznych trudno jest o "dobrego". Ale sie zdarzaja tacy ;-)
Ja mam porownanie funkcjonowania dziecka w zerowce przedszkolnej i szkolnej, bowiem obie moje corki w zeszlym roku przerabialy takowe: Ronja w szkole, Fiona w przedszkolu. Akurat nasza szkolna wypadla bardzo blado w porownaniu z przedszkolna, ale to wlasnie niestety za sprawa pani wychowawczyni, ktora za wiele z dzieciakami nie robila i jako rodzic uwazam ten rok zerowki szkolnej za zmarnowany (Ronji rozwoj praktycznie pozostal w miejscu). Teraz Ronka jest w pierwszej klasie i niestety okazalo się, iż nieco przecenilam swoje dziecko, bo pojawily się „problemy emocjonalne” (intelektualnie jest wysoko rozwinieta i doskonale radzi sobie z materialem). Nie chce tutaj pisac jakiego rodzaju to sa problemy, ale mam nadzieje, ze współpracując razem z wychowawczynia uda się ten „kryzys” zniwelowac (chyba, ze to jednak nie ma związku ze szkola, ale jest to diagnozowane). Minusem duzym jest to, iż Ronka ma sporo zadan domowych – to niestety ja zniecheca do szkoly (szczególnie kaligrafia).
Fionka powtarza zerowke przedszkolna, bo niestety w tym roku zbytnio nie było atrakcyjnej kady nauczycielskiej „zerowkowej”, a jako jedyny rodzic mogłam zadecydowac o pozostawieniu jej w przedszkolu, ktorego program jest zdecydowanie atrakcyjniejszy. No i będę mieć znow problem za kilka miesiecy, bo panie uwazaja, ze Fiona będzie mocno się nudzic (na wstępnych diagnozach wypadla najlepiej), gdy zdecyduje się na poslanie jej 3 raz do zerowki, choc tym razem szkolnej. Ale jakos jej jeszcze nie widze, pod katem emocjonalnym, żeby byla gotowa do pierwszej klasy. Na szczescie jeszcze kilka miesiecy na podjecie decyzji mamy.
Ale to tyczy moich dzieci. One ze wzgledu na swoja sytuacje zyciowa nie sa "stabilne emocjonalnie".
Obserwuje bowiem mnóstwo 6 czy 7 latkow, którzy sobie doskonale radza pod każdym względem, mimo iż poszli rok wczesniej do szkoly. Widze tez dzieciaki 8-9 letnie (czasem tez starsze), które ciagle nie mogą się w szkole odnaleźć.
Nieco chaotycznie, ale może jeszcze pozniej cos dopisze.

BTW. Od tego roku zerowki szkolne sie pozmienialy i funkcjonuja podobnie jak przedszkola.

excelencja - 2012-11-02, 18:53

renka napisał/a:
mimo iż poszli rok wczesniej do szkoly

ale po kiego wała grzecznie pytam? Po kiego wała mają trafić rok wcześniej na rynek pracy?

To teraz zapytam - jak to się stało że Fiona ma 3 razy zerówkę robić a nie normalnie
-czterolatki w przedszkolu
-pięciolatki
-zerówka

Jakiś taki system maci dziwny zerówkowy or what?



Ja widzę, że Li niczego się nie uczy w przedszkolu nowego, że to jej nie rozwija, ale cóż... nie chciałabym jej puszczać w trybiki systemu wcześniej niż 'ustawa przewiduje' :)

renka - 2012-11-02, 19:00

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
mimo iż poszli rok wczesniej do szkoly

ale po kiego wała grzecznie pytam? Po kiego wała mają trafić rok wcześniej na rynek pracy?



Bo rodzice mieli wybor? ;-)
Mnie osobiscie argument z wczesniejszym trafieniem na rynek pracy wcale nie rusza.

Co do Fiony to mamy system standardowy ogolnopolski ;-) Pisalam kiedys jakie mialam przeboje z pania dyrektor przedszkola i w koncu jedyne co mogla mi zaproponowac to umieszczenie 4 letniej Fiony w grupie 5 latkow. Tak wiec teraz chodzi w koncu ze swoim rocznikiem (przypadkowo przerabia akurat podobny material, ktory Ronka przerabiala w zerowce szkolnej, bo bazuja na tych samych podrecznikach).

renka - 2012-11-02, 19:04

dżo napisał/a:
majaja napisał/a:
szkoły nie są gotowe, dzieci są

ale do czego są gotowe?
jeśli masz na myśli naukę (tak ogólnie) to zgoda, ale jeśli wkroczenie do systemu to na pewno nie,


Glownie chodzi o wyposazenie sal, badz ogolnie o same sale.

renka - 2012-11-02, 19:10

devil_doll napisał/a:
roznica jest taka,ze dla 5lub 6 latka siedzenie w lawce jest porazka.


5 latki w polskiej szkole nie siedza "w lawkach" ;-) A jak ktos uwaza, ze siedza to tak samo wszystkie polskie przedszkolaki w nich siedza - nawet te 3 letnie;-) Bo co za roznica czy lawka czy stolik? Co do pierwszych klas to dzieci tez nie siedza na pupie ciagiem 45 min. W tych najmlodszych klasach nauczyciele sami staraja sie dostosowac system przeprowadzania lekcji pod katem ogolu klasy - nie maja obowiazku podlegac standardowym harmonogramom przerw w blokach edukacyjnych, ktore sami prowadza (wiadomo, ze jak na 3 lekcji jest lekcja muzyki z innym nauczycielem to ma sie ona odbyc w wyznaczonym przez plan lekcji czasie).

excelencja - 2012-11-02, 19:16

renka napisał/a:
i w koncu jedyne co mogla mi zaproponowac to umieszczenie 4 letniej Fiony w grupie 5 latkow.

aaaaaaano tak

renka napisał/a:

5 latki w polskiej szkole nie siedza "w lawkach" ;-)


prawda, 6-latki też nie siedziały. Ale to chyba nie jest najważniejszy argument.

renka - 2012-11-02, 19:20

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
i w koncu jedyne co mogla mi zaproponowac to umieszczenie 4 letniej Fiony w grupie 5 latkow.

aaaaaaano tak



Tu ja akurat po czasie zrozumialam - my nie bralysmy udzialu w rekrutacji, bo nie moglysmy (nie bylo miejsc), tylko sprawy zalatwialam poza nia. A niestety mieszkamy na takim olbrzymim osiedlu, gdzie przedszkole na 100 dzieciakow to zdecydowanie za malo i dlatego trudno o miejsce w nim. Poza tym jest to przedszkole integracyjne, wiec tez wymogi co do liczebnosci w grupach rzadza sie nieco innymi regulami.

renka - 2012-11-02, 19:26

excelencja napisał/a:


renka napisał/a:

5 latki w polskiej szkole nie siedza "w lawkach" ;-)


prawda, 6-latki też nie siedziały. Ale to chyba nie jest najważniejszy argument.


Mysle, ze zanim popadnie sie w panike dobrze przyjrzec sie pobliskim szkolom, a przede wszystkim nauczycielom od wychowania wczesnoszkolnego. Naprawde w duzej mierze to glownie od nich zalezy, czy dziecko sie odnajdzie w szkolnych realiach czy nie i czy jest na to gotowe czy nie. Ronji trafila sie ponoc "najlepsza" pani, ktora byla do dyspozycji w jej roczniku, ale Ronka jest specyficzna jednostka (bardzo wrazliwa indywidualistka, z ktora trudno nawiazac kontakt werbalny) i jednak pani, zupelnie nieswiadomie, najprawdopodobniej okazala sie jednym z czynnikow stresujacych dla niej. Na razie to rozpracowujemy wraz z owa pania i pania psycholog.

eMka - 2012-11-02, 20:58

w związku z tym, że i mnie temat dotyczy, to zaczęłam się ostatnio zastanawiać jak to u nas będzie. Czasu jest jeszcze trochę, ale już dziś spodziewam się, że Lu w wieku 6 lat nie będzie gotowa na szkołę. Jest wrażliwcem, długo adaptuje się w nowych miejscach, jeśli trafi na kiepskiego pedagoga, to nawet ie chcę myśleć co będzie. Pamiętajmy, że u tak małych dzieci rok w tą czy w tą ROBI RÓŻNICĘ. I uważam, że decyzja powinna być podejmowana u każdego dziecka z osobna wspólnie z rodzicami i pedagogami, którzy znają dziecko. Ostatnio mam przyjemność przeprowadzać diagnozy gotowości szkolnej wśród 6latków i przepaść rozwojowa między niektórymi dziećmi jest ogromna. I nie chodzi już o te cholerne ławki czy wysokość umywalek w klasie (chociaż to też oczywiście powinno być dostosowane), ale o gotowość emocjonalną dziecka. Dziecko, które nie jest jeszcze na tym etapie rozwoju to gotowy materiał na dziecko zestresowane, nienadążające, wycofane, a to już doskonała baza do pierwszych niepowodzeń szkolnych, które najczęściej procentują i ciągną się latami.
Oczywiście znajdzie się kupa dzieciaków, które będą sobie dobrze radzić (różnice rozwojowe u dzieci 7 letnich wynoszą 4 lata, czyli teoretycznie w jednej klasie może się spotkać dziecko, które emocjonalnie jest 5 latkiem z dzieckiem 9 letnim), ale to jedynie kolejny argument, że moment wysłania dziecka do szkoły powinien być rozpatrywany indywidualnie.

Capricorn - 2012-11-02, 21:48

renka, z całym szacunkiem, ale na razie znasz tylko jedną stronę medalu, tj. edukację przedszkolną.


Dla mnie nie jest najważniejsze to, przy czym siedzi dziecko, gdy się uczy. Nie jest tez dla mnie najistotniejsze to, czy wychodzi na przerwy w innym czasie niż starsze klasy, czy tez nie. Ważne jest dla mnie to, że nie można przeskoczyć oceniania. Są - wiadomo - w edukacji wczesnoszkolnej oceny opisowe, ale w praktyce i tak wygląda to tak, że dziecko pisze test, który jest punktowany (np. 38/40), punkty zamienia się na literki (np. A=90% lub więcej), no i mimochodem rozpoczyna się wyścig szczurów. Bo po każdej klasie przeprowadza się sprawdzian całościowy - i to nie jest wymysł szkoły, tylko wymóg ustawowy. A żeby dobrze wypaść na teście całorocznym, dzieci mają test próbny, wcześniej test sprawdzający półroczny, a wcześniej - comiesięczne testy sprawdzające postępy. Pewnie, że taki test jest dla rodzica wiarygodnym kryterium informacyjnym o tym, co moje dziecko opanowało, a czego jeszcze nie. Ale to tez jest stresujące dla dziecka, kiedy w taki czy inny sposób da mu się do zrozumienia, że ktoś inny jest o kilka punktów lepszy. A każdej szkole potrzebny jest jak najlepszy wynik, jako że na ich podstawie tworzy się rankingi szkół.
Co więcej - wynik testu rocznego może być kryterium zakwalifikowania dziecka na zajęcia dodatkowe, np. kółko matematyczne w ramach programu unijnego. Itd, itp. Dla mnie to jest wyścig szczurów, i już.
I nie pisz, proszę, że jeśli rodzic zainteresuje się szkołą, pedagogami, to wystarczy. Ja byłam zachwycona wychowawczynią Wojtka - ale ona w połowie drugiej klasy odeszła na urlop macierzyński. Najpierw przez kilak tygodni były zastępstwa doraźne, potem pojawiła się pani, z którą dzieci robiły mnóstwo fajnych rzeczy - m.in. sudoku - ale jednocześnie pani lekko zlekceważyła podstawę programową, wskutek czego zdecydowana wiekszość klasy na teście końcoworocznym wypadła dużo słabiej niż w pierwszej klasie, pani nie przedłużono umowy o zastępstwo, wielu uczniów nie zakwalifikowało się na pozalekcyjne zajęcia unijne, a klasa ma trzecią z kolei panią. Gdybym miała kierować się tym, że to aj wybieram pedagoga, musiałabym Wojtka przenieść do innej klasy w oczekiwaniu na powrót jego regularnej wychowawczyni. A wiadomo, że nie należy pochopnie rozbijać więzi powstających w grupie rówieśniczej.
Żeby nie było: nie uważam, że moje dzieci są w jakiejś paskudnej placówce - wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że na naszym lokalnym rynku edukacyjnym lepiej nie mogłam wybrać. Ale jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że polska szkoła nie za bardzo radzi sobie z uczeniem pracy w grupach, za duży nacisk kładzie na efektywność wyrażaną w postaci wyników testów - i mamy to, co mamy. Dlatego, moim zdaniem, czym dłużej dziecku tego zaoszczędzimy, tym lepiej dla nas, i dla dziecka.

karmelowa_mumi - 2012-11-02, 22:12

Capricorn, dzięki za to, co napisałaś. Mnie osobiście odpycha od systemu - sposób ocen, traktowanie dziecka według jednego schematu odniesienia. ja generalnie mam postawę: robię swoje najlepiej jak potrafię, oceny mnie nie wartościują. Jak tu ustawić dziecko wobec systemu? (osobiście mam uraz do szkoły podstawowej, potem sobie wyrobiłam postawę wypiętą)

Ciekawią mnie więc opinie osób, mających starsze dzieci, jak to teraz wygląda w różnych placówkach.

Capricorn - 2012-11-02, 22:18

karmelowa_mumi, jak wiesz, ja też siedzę w tym systemie. I wiem, że indywidualizacja pracy to jedno, a uschematyzowanie tak, żeby to potem ładnie się przełożyło na wyniki testów czy matur to drugie. I naprawdę jest tak, że są takie momenty, kiedy uczy się "pod testy".

W przedszkolu najfajniejsze jest to, że przedszkolak może odmówić wykonania jakiegoś zadania, może go najprościej na świecie nie dokończyć - i nic się nie dzieje. Będzie zachęcany - ale nic poza tym. Nikt mu żadnej oceny nie wystawi, ani też tym bardziej żadnej oceny nie obniży. W szkole nie ma takiej opcji. Ja widzę też, że moje dzieci stresują się odrabianiem prac domowych, szczególnie, gdy tego samego dnia mają jeszcze treningi po południu - a nie są to dzieci, które mają problemy w nauce.

excelencja - 2012-11-02, 22:40

Capricorn napisał/a:
Nikt mu żadnej oceny nie wystawi, ani też tym bardziej żadnej oceny nie obniży.


niestety mylisz się.
Odkąd super niania wymyśliła tablice- są w prawie każdym przedszkolu - i owszem- dzieci są za wszystko oceniane i oceny są obniżane.
I za pracę dziecka i zachowanie.

Ale to chyba nie ten wątek. O pochwałach słownych nie wspomnę.
Albo wspomnę bo było śmieszne- dygresja

Nawet nie w przedszkolu, w którym 'uczę' a w Li przedszkolu. Gadam z dzieciakami, one chętnie ze mną. No i chłopczyk koloruje.

ja: co kolorujesz
on: kotka, ładnie?
ja (mam zasadę- nie wartościuję i bardzo tego pilnuję): ciekawych kolorów użyłeś
on:a ładnie?
ja: oooo i tu jak dokładnie pokolorowałeś, zobacz, musiałeś się bardzo napracować.
on: ładnie?
ja: no wiesz, nieważne czy ja uważam, że ładnie, ważne jak się Tobie podoba. Co o tym myślisz.
on: mnie się podoba. A ty myślisz, że ładnie???
ja: ładnie

i co? jestem looser

karmelowa_mumi - 2012-11-02, 22:51

Capricorn napisał/a:
Nikt mu żadnej oceny nie wystawi,
no właśnie czytam o tych wszystkich stempelkach, punktach na tablicy, kwiatuszkach, itp. bo dziecko namalowało czerwonego hipopotama zamiast różowego slonia.

no i trudno mi sie pogodzic mi sie z systemem, który wymaga ogólnego kształcenia się we wszystkich dziedzinach, i ocenach, a jakże, zwłaszcza w takich dziedzinach, gdzie uzdolnienia nie są "uczalne", tj. muzyka, plastyka, prace techniczne. Poza tym z założeniem z góry określonego modelu, do którego dzieci mają przystawiać.

Oświećcie mnie, jeśli się mylę, może to inaczej wygląda.

Niektórzy mówią, że dużo zależy od nauczycieli. Ale po pierwsze - skąd ja mam wiedzieć, kto będzie uczył moje dziecko, a po drugie, na ile, mogę zweryfikować wartości, którymi będzie je otaczać.

czy jedyną opcją traktowania naszych dzieci jako indywidualne istnienia jest wybór szkoły waldorfskiej/montessori/innej specyficznej?

excelencja - 2012-11-02, 23:10

obie ww mają podłoże religijne.
Zatem hmmmm już samo to ostro narzuca światopogląd.

eeeee jedyną opcją jest chyba homeschooling, ale niewielu na to stać.

Capricorn - 2012-11-02, 23:24

excelencja napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Nikt mu żadnej oceny nie wystawi, ani też tym bardziej żadnej oceny nie obniży.


niestety mylisz się.
Odkąd super niania wymyśliła tablice- są w prawie każdym przedszkolu - i owszem- dzieci są za wszystko oceniane i oceny są obniżane.
I za pracę dziecka i zachowanie.



ejże.

tak się składa, że ja tez pracuję w przedszkolu :) I u nas nie ma żadnych tablic motywacyjnych.

Naklejki stosowane są sporadycznie, najczęściej jako nagroda za dobrze wykonane zadania. Z tego, co zaobserwowałam, naklejki dostają wszystkie dzieci - chociaż czasami rzeczywiście jest tak, że niektóre dzieci dostają większe, a niektóre mniejsze naklejki, te mniejsze wychowawczyni wręcza tym, co do których miała jakieś zastrzeżenia.

W każdym razie - ja nie stosuję, i nigdy nie sugerowano mi stosowania.

Poli - 2012-11-02, 23:35

rosa napisał/a:
twoim zdaniem zerówka w szkole jest gorsza od przedszkolnej?


Moim zdaniem gorsza, w przedszkolu dzieci moga przebywac az do 17 z pelnym wyzywieniem, dodatkowymi zajeciami i wiadomo w klimacie przedszkolnej beztroski.

W szkole zajecia tylko do 14, szkolny klimac , 1500 dzieci na korytarzach i juz trzymane w ryzach nuuudnego systemu edukacji.

Rzeczywiscie ta nowa reforma to czysta masakra, 5 latki w ławkach :-/ , jakbym mieszkala w polsce to prosilabym o "kiblowanie" w przedszkolu :roll: i problem rozwiazany.

majaja - 2012-11-03, 00:36

dżo napisał/a:
ale do czego są gotowe?
jeśli masz na myśli naukę (tak ogólnie) to zgoda, ale jeśli wkroczenie do systemu to na pewno nie,
do tego systemu to nikt nie jest gotowy, bo on do dupy jest, jakcała polityka społeczna. Generalnie to przecież jest tak, że podobno mamy niż demograficzny, a szkołach zamiast sie rozluźniac to robi sie coraz bardziej ciasno
devil_doll - 2012-11-03, 08:29

capri dziekuje za Twoje slowa :)
ja mam doswiadczenie jako n-l w gimnazjum i liceum (ale sprzed kilku dobrych lat) i swojego zdania na temat polskiej szkoly nie zmienie.
btw u nas w przedszkolu nie ma tablic ani tego typu wynalazkow , na szczescie :)

excelencja - 2012-11-03, 10:03

Capricorn napisał/a:
I u nas nie ma żadnych tablic motywacyjnych.

toć napisałam, że prawie każdym.
u mnie w większości są, a jak nie ma, to chociaż naklejki - czerwone serduszka i czarne kropy (bo dostaniesz czarną kropę).
W jednym z warszawskich nie ma 'systemu motywacyjnego', w pozostałych jest

renka - 2012-11-03, 11:57

Capricorn napisał/a:
renka, z całym szacunkiem, ale na razie znasz tylko jedną stronę medalu, tj. edukację przedszkolną.




Nie do konca - bezposrednio tak, bo moje dzieci dopiero zaczynaja edukacje szkolna. Jednakze od kilku lat jestem wdrozona w pewnym sensie w srodowisko szkolne i mam codzienny kontakt zarowno z nauczycielami, jak i dziecmi i ich rodzicami. Tak naprawde to w ogole mozna napisac, ze polski system szkolny jest do d...., bo nie trudno sie z tym zgodzic, ze jest oparty na pewnych schematach i wytycznych, ktore wdrazaja dzieci w pewien trybik spolecznej machinerii. Ale zaledwie znikomy procent rodzicow stac na to, zeby poslac dziecko do jakiejs "bardziej rozwojowej" placowki, gdyz utarlo sie u nas, ze "prywatne" czesciej znaczy "lepsze" - w praktyce to roznie bywa jednakze.
Zmiany i "udoskonalenia" w systemie edukacji sa przeprowadzane dosyc czesto - z jakim skutkiem to kazdy ma swoje subiektywne odczucia odnosnie tego.
Wg mnie jednak szkola nie musi byc tym "zlem" i warto dziecku jednak pozytywne jej aspekty przedstawiac. Szkola jest jednym z elementow wychowawczych, ale wazne tez jest stanowisko rodzica/srodowiska pozaszkolnego i to, w jaki sposob pomaga dziecku interpretowac swiat szkolny i odnajdywac sie w systemie oceniania i wymogow edukacyjnych.
Ja pamietam, ze strasznie mocno dotykalo mnie, gdy wracalam do domu, chwalilam sie ocena i slyszalam: "Tylko czworke?". Nawet dzieci oceniane miernie mozna motywowac odpowiednio przez pryzmat nie oceny, ale poznania nowej wiedzy i zdobywania roznych doswiadczen.

Z checia poczytam Wasze ogolne pomysly nt. edukacji, bo ja jestem w takim punkcie, ze moja obecna sytuacja finansowa z trudem pozwala mi oplacac panstwowe przedszkole. Tak wiec publiczny system edukacji jest dla mnie nie do przeskoczenia, aczkolwiek ja i tak nie uwazam go za "totalne zlo". Sama w nim uczestniczylam, moi znajomi rowniez i wyroslismy na bardzo watrosciowych ludzi (nieskromnie piszac ;-) ), bo tak jak pisalam - szkola to tylko jeden (choc niestety dla niektorych glowny) z elementow wychowawczych i rozwoju oraz nabywania cech przystosowawczych do funkcjonowania w spoleczenstwie.

renka - 2012-11-03, 12:12

Poli napisał/a:


W szkole zajecia tylko do 14, szkolny klimac , 1500 dzieci na korytarzach i juz trzymane w ryzach nuuudnego systemu edukacji.


Moje dziecko w pierwszej klasie ma zajecia 3x do 11.40 a 2x do 12.30. Pozostaly czas spedza w swietlicy - codziennie min. do godz. 16.00 (swietlica czynna jest do godz. 17.00). W tym swietlicowym czasie ma codziennie jakies zajecia dodatkowe bezplatne organizowane przez szkole (kuchcikowo, tance, korekcyjna, plastyka, ekologia etc.). Wg mnie nasza szkolna swietlica to porazka, ale Ronka ma inne zdanie - jej sie bardzo podoba tam i mimo, iz ma mozliwosc po lekcjach przychodzic do mnie do biblio, to woli ten czas spedzac w swietlicy. Tak wiec nie zakladajmy z gory, ze nasze dziecko w danym miejscu bedzie sie czulo zle, bo jednak dzieci maja swoj sposob postrzegania swiata i to co wg nas moze byc dla niego niekorzystne, dla niego jednak z wielu roznych wzgledow jest atrakcyjne (tu odnosze sie akurat bezposrednio do tej naszej nieszczesnej swietlicy, gdzie jest chaos, halas i duchota, a jednak Ronka lubi tam bywac, bo ma kolezanki i kolegow - niekoniecznie z klasy, z ktorymi sie bawi).

I wcale system nauczania nie musi byc nudny i wybacz Capri - ale ja bede sie upierac przy swoim, ze podstawa w szkole jest osoba nauczyciela - sposob podejscia do dzieci, forma, w jakiej przeprowadza zajecia etc.

Capricorn napisał/a:

I nie pisz, proszę, że jeśli rodzic zainteresuje się szkołą, pedagogami, to wystarczy.


A tego to akurat nigdzie nie pisalam, tylko, ze jest to dosyc istotne wg mnie.
Co do systemu oceniania to owszem, czesto jest frustrujacy, ale czasami zastanawiam sie dla kogo bardziej: dla dziecka, czy dla rodzica? My jako rodzice zgodzilismy sie eksperymentalnie na stosowanie tradycyjnych ocen w pierwszej klasie, Ronka miala pierwszy sprawdzian z matematyki i nie kazde dziecko wypadlo "celujaco". Ale dla samych dzieci na tym etapie wazne bylo, w jakim zadaniu popelnily blad, za to rodzice bardziej komentowali same oceny i porownywali oceny swoich dzieci miedzy soba.

excelencja - 2012-11-03, 12:40

renka napisał/a:
dla dziecka, czy dla rodzica?


pewnie dla rodzica, bo z perspektywy czasu potrafi ocenić jak wielki ma to wpływ na człowieka dorosłego.

Dlatego mam podejście do edukacji jakie mam, bo doskonale wiem, jak w każdej placówce w jakiej byłam, wtłaczano mnie ze sporym zaangażowanie w schematy na które wcale nie miałam ochoty.
Nawet jeśli wtedy 'lubiłam przedszkole' - moja matka twierdzi, że lubiłam. Albo szkołę, też podobno do 3 klasy lubiłam.

Capricorn - 2012-11-03, 13:07

renka napisał/a:


I wcale system nauczania nie musi byc nudny i wybacz Capri - ale ja bede sie upierac przy swoim, ze podstawa w szkole jest osoba nauczyciela - sposob podejscia do dzieci, forma, w jakiej przeprowadza zajecia etc.



Nauczyciel rzecz nabyta ;-) Ponieważ środowisko nauczycielskie jest mocno sfeminizowane, często dochodzi do nieobecności z powodu ciąży, a potem urlopu macierzyńskiego. Nikt tego prawa kobietom nie odbierze, ani tez nikt nie będzie przesłuchiwał wychowawczyni pierwszoklasistów w klimacie: "czy w ciągu najbliższych trzech alt planuje pani urodzić dziecko / czy prowadzi pani życie seksualne bez dostatecznego zabezpieczenia?" Przykład klasy Wojtka pokazuje, że można mieć 3 nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej w ciągu trzech lat, z czego tylko pierwsza pani była nam znana przed objęciem wychowawstwa, dwie pozostałe zatrudnione są na zastępstwo. 14 miesięcy z wychowawca głównym, 5 z jedną panią zastępującą, i teraz od września druga pani na zastępstwie - do końca semestru co najmniej. Gdybym chciała się upierać na wybór nauczyciela najbardziej mi odpowiadającego, musiałabym co najmniej raz rozważać przeniesienie Wojtka do klasy równoległej, i tym samym wyrwanie go z grupy rówieśniczej.

Ja nigdzie nie napisałam, że szkoła jest nudna, nie napisałam też, że wszyscy nauczyciele są tacy sami. Wiadomo, że wspaniale jest, kiedy uczeń z pasją trafia na nauczyciela z pasją. Ale jest tez podstawa programowa do zrealizowania, są testy, są wskaźniki efektywności - trybiki w maszynie. I z tego powodu jestem za tym, aby nie przyspieszać wprowadzania dziecka w tę machinę.

Capricorn - 2012-11-03, 13:10

renka napisał/a:

Wg mnie jednak szkola nie musi byc tym "zlem" i warto dziecku jednak pozytywne jej aspekty przedstawiac. Szkola jest jednym z elementow wychowawczych, ale wazne tez jest stanowisko rodzica/srodowiska pozaszkolnego i to, w jaki sposob pomaga dziecku interpretowac swiat szkolny i odnajdywac sie w systemie oceniania i wymogow edukacyjnych.
Ja pamietam, ze strasznie mocno dotykalo mnie, gdy wracalam do domu, chwalilam sie ocena i slyszalam: "Tylko czworke?". Nawet dzieci oceniane miernie mozna motywowac odpowiednio przez pryzmat nie oceny, ale poznania nowej wiedzy i zdobywania roznych doswiadczen.


Przeciez nikt nie pisze, że szkoła to zuo.

Nikomu tutaj chyba nie zależy na tym, żeby jego dziecko niczego się nie nauczyło, z żadnej koncepcji edukacyjnej nie korzystało. Chodzi tylko o to, aby dzieciom zminimalizować ewentualny stres związany ze zmianą grupy rówieśniczej, zmianą wymagań, zmianą reguł. tylko tyle.

bronka - 2012-11-03, 13:48

euridice napisał/a:
W obecnym, państwowym przedszkolu, jak nie będzie różowego słonia, to nie dostają stempelka, który jest nagrodą, it scares the shit out of Łucja. Sorry za angielski, ale to najlepiej oddaje istotę rzeczy. Po polskiemu: Łucja znienawidziła "pracę w książkach", bo musi być DOKŁADNIE wg. schematu, a ona poza ten schemat wychodzi, już z założenia schematu nie przyjmuje.
Dzieci lubi i się dogaduje, zajęcia dodatkowe ją cieszą, ale tych zorganizowanych prac, gdzie każde dziecko ma zrobić dokładnie to samo nienawidzi, a ja nie wiem co robić.
I nie będę jej wpajać, że "ma malować jak każą", bo sama nie jestem za tym.


Feli realizuje program przygotowania przedszkolnego. Obejmuje on 5-6 latki w naszym przedszkolu.
Jeśli w książce jest polecenie pokoloruj krótszą belkę na różowo, a dłuższą na niebiesko to tak robi. Ma kolegę, który machnie czarną i zieloną na takie polecenie. Może jest indywidualistą, a może nie rozumie polecenia. Nie wiem nie wnikam.
Patrzę lekko bardziej perspektywicznie. Skoro jest jasne polecenie w książce/ od nauczyciela to należy je tak właśnie wykonać.
Potem dostanie za lat kilkanaście polecenie ostrożnego miareczkowania kwasem i co? Chlupnie ze zlewki ( bo taki ma indywidualny styl)?
Nie rozumiem naprawdę.

neina - 2012-11-03, 14:54

Ja w sumie też nie rozumiem, co jest złego w wykonywaniu poleceń nauczyciela, podręcznika? Niestety życie w społeczeństwie polega na dostosowaniu się do zasad jego funkcjonowania. Rzeczywiście rola nauczyciela jest kluczowa, powinien potrafić stworzyć przestrzeń dla indywidualności uczniów, a jednocześnie przygotować ich do życia i funkcjonowania w świecie. To na pewno niełatwe i podstawą musi być chęć pedagoga. Np. zajęcia plastyczne mogą dać duże pole do popisu, można dzieciakom pozwolić na pewien wybór i pokazanie swojej indywidualnej wizji. A oceniać tylko wtedy gdy jest to konieczne.
Dzieci są bardzo różne i nie ma jedynie słusznej drogi postępowania z nimi.
W polskiej szkole głównie przeraża mnie (tzn. tego nie lubiłam jako dziecko) tłum ludzi, chaos, hałas. Bywałam świadkiem przemocy w czasie przerw, np. dziewczyny z innej szkoły wywlokły moją koleżankę z klasy i w jakimś zaułku wybiły jej zęby. Nauczycielka była na korytarzu, ale udawała, że nie widzi, może sama się bała? Chłopcy bili się regularnie, cały czas ktoś kogoś popychał, raz jednemu koledze ściągnęli na przerwie spodnie razem z majtkami i wszyscy mieli niezły ubaw. Polskie szkoły to często molochy, gdzie często (nie zawsze) małe dzieci z tymi większymi na korytarzu muszą współegzystować.

devil_doll - 2012-11-03, 14:55

mam przyklad z bliskich znajomych gdzie notabene zdolny , inteligentny 6latek bardzo przezywal kazda ocene , kazda prace domowa. po cpo 6 latkom prace domowe :?:
BTW mialam przyjemnosc przejsc przez 2 systemy edukacyjne polski i angielski i zdecydowanie wolalam byc podmiotem w brytyjskiej szkole niz przedmiotem w polskiej. chodzilam do tzw dobrych szkol.
Kolega moze miec problem z rozroznianiem kolorow np :roll:
Cytat:
Skoro jest jasne polecenie w książce/ od nauczyciela to należy je tak właśnie wykonać.
a gdzie dialog :?: dlaczego, chce aby moje dziecko potrafilo zadawac pytania, zeby sie nie balo pytac czy kwestionowac rozne rzeczy.
neina - 2012-11-03, 14:59

devil_doll napisał/a:
po cpo 6 latkom prace domowe :?:

No właśnie, to też mi się nie podoba.

neina - 2012-11-03, 15:13

Kwestionować, zadawać pytania, ok, ale w uzasadnionych wypadkach. A nie na zasadzie, nie pokoloruję, nie napiszę, bo mi się nie chce. Nam, jako dorosłym, też często się czegoś nie chce (chyba, że tylko mi ;-) ), ale robimy to, np. dla pieniędzy. Dlatego myślę, że nagradzanie dzieci za ich wysiłek, np. naklejką ma swoje plusy i niekoniecznie musi być związane z ocenianiem. Nie każde dziecko odnajdzie przyjemność w kolorowaniu, pisaniu, dodawaniu, samą w sobie, ale jeśli będzie miało wizję efektu, to może być dla niego motywacją. Jasne, że im młodsze dziecko, tym zadania powinny być łatwiejsze, zabawniejsze, przyjemniejsze - dostosowane do wieku pod wieloma względami. Problem w tym, że nauczycielom najzwyczajniej się nie chce, wkładać w swoją pracę więcej wysiłku niż to konieczne. Podejście indywidualne jest kluczowe, ale często się tak nie da - np. z powodu liczebności klasy.
A po co w ogóle pomysł - sześciolatki do szkół? Wiadomo, z powodu kasy. Razem z reformą emerytalną to dodatkowo trzy do ośmiu lat dodatkowej pracy każdego obywatela. Ja bym w ogóle nie rozpatrywała tego w kategorii ewentualnego dobra dziecka.

renka - 2012-11-03, 15:25

Capricorn napisał/a:

Przeciez nikt nie pisze, że szkoła to zuo.



Tak wynika z niektorych odpowiedzi.
Rozkminianie tego tematu przywodzi mi dyskusje z tematu "Bez przedszkola".
Jak odnosnie przedszkola rodzic ma wybor, to edukacja szkolna w naszym kraju jest obowiazkiem i pomijajac niewielki procent ED to tego sie nie przeskoczy.

renka - 2012-11-03, 15:30

Capricorn napisał/a:
renka napisał/a:


I wcale system nauczania nie musi byc nudny i wybacz Capri - ale ja bede sie upierac przy swoim, ze podstawa w szkole jest osoba nauczyciela - sposob podejscia do dzieci, forma, w jakiej przeprowadza zajecia etc.



Nauczyciel rzecz nabyta ;-) Ponieważ środowisko nauczycielskie jest mocno sfeminizowane, często dochodzi do nieobecności z powodu ciąży, a potem urlopu macierzyńskiego. Nikt tego prawa kobietom nie odbierze, ani tez nikt nie będzie przesłuchiwał wychowawczyni pierwszoklasistów w klimacie: "czy w ciągu najbliższych trzech alt planuje pani urodzić dziecko / czy prowadzi pani życie seksualne bez dostatecznego zabezpieczenia?" Przykład klasy Wojtka pokazuje, że można mieć 3 nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej w ciągu trzech lat, z czego tylko pierwsza pani była nam znana przed objęciem wychowawstwa, dwie pozostałe zatrudnione są na zastępstwo. 14 miesięcy z wychowawca głównym, 5 z jedną panią zastępującą, i teraz od września druga pani na zastępstwie - do końca semestru co najmniej. Gdybym chciała się upierać na wybór nauczyciela najbardziej mi odpowiadającego, musiałabym co najmniej raz rozważać przeniesienie Wojtka do klasy równoległej, i tym samym wyrwanie go z grupy rówieśniczej.



To tez mi sie nie podoba. Ronka juz w zerowce doswiadczyla zmiany nauczycielki (2 pierwsze wazne miesiace z jedna pania "na zastepstwie", a reszta juz z ta "wlasciwa"). Jak zaczynalam prace w przyszkolnej biblio to jedna z owczesnych klas 6 mocno terroryzowala szkole i kazdy mowil, jacy to oni sa tacy i smacy i kazdy tylko mowil "byle do czerwca". Ale czy ktos sie zastanowil dlaczego? Oni mieli non stop zmienianego wychowawce i skutki tego byly takie, a nie inne.
Ja na temat swojej szkoly publicznie wole sie nie wypowiadac, ale zarzadzanie nią i kadrą nauczycielską pozstawia duzo do zyczenia :-> Oczywiscie rzutuje to na ogolny niekorzystny wizerunek szkoly.

excelencja - 2012-11-03, 15:43

neina napisał/a:
Ja w sumie też nie rozumiem, co jest złego w wykonywaniu poleceń nauczyciela, podręcznika?


Nic, o ile stanową one tylko niewielką część edukacji.
Ale w dużej mierze do tych książkowych poleceń ogranicza się edukacja.
I właśnie zajęcia plastyczne polegają na wypełnianiu podręczników.

I ja akurat uważam, że poza nielicznymi wyjątkami- szkoła to zuooo.
Ja w mojej karierze szkolnej trafiłam na dwie świetne nauczycielki.
Tylko dwie.

Agnieszka - 2012-11-03, 16:54

Moje dziecko chodzi do molocha. Po 3 przedszkolach perspektywa grupy podwórkowej, w starszych klasach tez znajomi (dodam, że mam filigranowa istotę i dopiero w tym roku siedzi w normalnej ławce - dotychczas ławki dostawiane, niższe) wygrała. Lubi swoją szkolę choć obecnego wychowawcy nie bardzo. Z poprzednią klasą zaliczyła długie zastępstwo bo Pani chorowała. Były kropki, była wymagająca ale dzieci bardzo ją lubiły a zastępstwa nie wyszły na dobre.
W roczniku mojego dziecka klas równoległych jest chyba 5, każdy niższy rocznik więcej. Na świetlicę uczęszczała ale poza zjęciami dodatkowymi średnio lubiła bo tłoczno, hałas (żeby odrobić tam lekcje trzeba było zgłaszać bo stolików brakowało). Okoliczne przedszkola (państwowe) nie mają zerówek bo 8-10 kandydatów na miejsce spowodowało, że starsze dzieci wywalane do szkół. Była w tym roczniku że mogłam decydować przedszkole czy szkolna klasa 0 (ja woziłam dziecko do innej dzielnicy więc jako 6 latek przedszkole) i tu poszła do I klasy (też zmieniałam bo nie pasował mi nauczyciel i zależało mi ze względów organizacyjnych na dzieciach z podwórka). Szkoła rozbudowywana maluchy zajmują inną część niestety przejście do stołówki to wyjście poza budynek i były gubiące się maluchy.
Natomiast lubi swoją szkołę, klasę po 3 przedszkolach stabilność i osadzenie w jednym miejscu jest dla niej b ważne (nie ma kłopotów z nawiązywaniem znajomości, jest kontaktowa). Placówka nasza pracuje w systemie zmianowym, nawet świetlica jest czynna do 18. We wcześniejszych latach zatrudniałam opiekunkę do odbioru, podania obiadu i odprowadzenia na zajęcia, z których ja odbierałam wracając z pracy.
Zajęcia plastyczne u nas nie były wypełnianiem podręcznika.
Co do określenia dorosłości dziecka psycholog nam odradzał bo leworęczna i za mała gabarytowo :-/ Się nie zastosowałam. Przedszkolnie już czytała i nieźle liczyła więc posłuchałam własnej intuicji i pogadałam z przedszkolanką a wybór placówki należał do dziecka, poszła zgodnie ze swoim rocznikiem. Planowałam zmiany miejsca zamieszkania i tym samym pdst, ze strony córki opór i niechęć więc tu dobrniemy do końca.

devil_doll - 2012-11-03, 17:49

Cytat:
Nic, o ile stanową one tylko niewielką część edukacji.
Ale w dużej mierze do tych książkowych poleceń ogranicza się edukacja.
I właśnie zajęcia plastyczne polegają na wypełnianiu podręczników.
<otoz to, poza tym polska szkola nie uczy samodzielnego myslenia, niestety :-/
lilias - 2012-11-03, 17:55

[quote="excelencja"]
neina napisał/a:
...
Ja w mojej karierze szkolnej trafiłam na dwie świetne nauczycielki.
Tylko dwie.


o dwie :-) czyli wiesz jak może i jak powinno być :) uważam, że też dzieki temu jesteś jaka jesteś i dzieciaki o tym wiedzą :-) co czujesz i masz z tego niemałą satysfakcję.

devil_doll, dialog ok, ale wtedy kiedy czegoś dotyczy, a nie jest stosowany np. celem rozbawienia grupy i rozwalenia zajęć, albo zwrócenia na siebie wyłącznej uwagi dorosłych. dialog, tak, ale każdy dialog ma swój koniec jak rozmowa, czy monolog. :-) dialog w grupie, wymiana informacji szukanie rozwiązań to mi bardziej pasuje do szkoły czy przedszkola niż dialog dwuosobowy małe dziecko-nauczyciel.

osobiście znam kilkoro już dorosłych "dzieciaków" uczęszczających kiedyś z moimi dziećmi do przedszkoli, a potem do szkół, które to "dzieci" miały zwyczaje, tzw. "od zawsze": dziewczyna- pogardliwie wypowiadała się o nauczycielach i do nauczycieli (dziwne, bo matka jej jest nauczycielką, ale przestałam się dziwić, kiedy mama stwierdziła głośno, że sama uczyła swoje dzieci "walki" o swoje, a moim zdaniem wyszło po prostu chamstwo zza którego już nie widać niestety potencjalnego intelektu) i dwóch chłopców (w różnym wieku), którzy byli w stanie rozwalić każdą lekcję i robili z siebie błaznów (sikanie na tablicę pamiątkową i jeszcze parę podobnej jakości typów zachowań, skakanie po ławkach, itp.). dzieci te są dzisiaj dorosłymi i uważam, że największy wpływ na ich rozwój mieli jednak rodzice. szkoła była tylko dodatkiem (i chyba tak ją należy traktować).

Zresztą jestem pewna, że największym dobrem i największym problemem dzieci są rodzice ze swoim bagażem frustracji i doświadczeń.

cieszę się, że macie różne zdania co do systemu ED, to wymusi zmiany na lepsze. bardzo proszę tylko pamiętać, że dziecko do życia przygotowujemy wyłącznie my i nauczycielom (nas wspomagającym) należy się szacunek za ciężką pracę (zaznaczam, że nie jestem nauczycielką). dzieci nie muszą ich kochać, ale muszą umieć z nimi funkcjonować, tak jak z dziadkami, wujkami, kolegami, itd. Poza tym wyznaję zasadę, że jeżeli wymagam szacunku dla siebie to szanuję innych (również i bezdyskusyjnie w stosunkach rodzic-dziecko). nie wyobrażam sobie, że dziecko bierze w domu udział w dyskusji na temat głupoty, czy niedouczenia swoich nauczycieli ze szkoły, ale wiem, że takie sytuacje są w domach i to często przy małych dzieciach. one natomiast powtarzają, buntują się, reagują agresywnie. w tym przypadku to nie dziecko jest niedojrzałe, a kto inny :roll: analogicznie są sprawy dotyczące stosunków rodzinnych.

no i może powiem herezję, ale nie uważam, żeby dziecko 5-cio czy 6-cioletnie było za głupiutkie czy niedojrzałe do tego by pewnych zachowań od nich wymagać. dla niektórych rodziców ich dzieci niedorosły, żeby samemu się najeść, ubrać buty (rzepy to świetny wynalazek jednak), zapakować worek z kapciami, ale wierzcie trochę w te swoje dzieci. to są małe bomby intelektualne, gejzery energii, a w życiu głównymi bodźcami do nauki są stres/bodziec i potrzeba. stres to nie tylko zło
hxxp://pl.wikipedia.org/wiki/Stres

a my musimy tylko (i aż) nauczyć dzieci sobie z nimi radzić. nie nauczymy malucha to duży też nie będzie potrafił, co widać np. po szacownej większości z nas jako użytkowników tego forum i jednocześnie rodziców.

może i stara jestem, ale pewien przekrój czasowy to niezła perspektywa. prosze nie lekceważcie uczenia swoich dzieci radzenia sobie ze stresem. izolacja wrażliwców to robienie im krzywdy, ten świat trzeba im przetłumaczyć na ich język. wiem, że ten wątek dotyczy małych dzieci, ale jeden z kolegów mojego syna już nie żyje- nie poradził sobie, a inni nie zdążyli.

p.s. coś z cytatem nie tego wyszło

bronka - 2012-11-03, 18:33

euridice, chodzi mi o wykonywanie konkretnych poleceń. Nie mijanie się z nimi. Czterolatek to rozumie.
Gwoli ścisłości - nie jestem fanką naszego systemu edukacji, a dzieci moje uczęszczają do przedszkola,które nie tępi ich. A wręcz przeciwnie.

lilias - 2012-11-03, 18:37

euri, widzisz stres jako coś co paraliżuje, ja widze stres też jako motywację, czyli np. dziecko chce coś sięgnąć. kiedy jest malutkie płacze, krzyczy, kiedy rośnie zaczyna wstawać, i chodzić żeby sięgnąć to czego w danej chwili chce, a nie tylko po nowe i ciekawe. w moim pojęciu motywuje stres dziecko do pewnych działań. dziecko nie analizuje co będzie gdy wsadzę paluszki między drzwi, ani co za nimi jest , dziecko nie chce żeby te drzwi się zamknęły, nie lubi ograniczeń )pytanie kto lubi?). oczywiście możemy impulsy do nauki nazywać jak chcemy, ale ja właśnie tak to odbieram i nie przenoszę własnych domysłów w pewniki, to jest wyłączznie mój subiektywny odbiór danego problemu.

co do szacunku. należy on się każdemu człowiekowi i każdej żywej istocie. nie muszę mówić dziecku że ktoś jest beznadziejnym nauczycielem (odsetek nie odbiega od innych grup zawodowych, tylko nauczycieli lepiej widać), ale mogę podjąć pewne kroki, żeby dziecko trafiło do dobrego nauczyciela. mówienie dziecku (a o tym pisałam powyżej) że nauczyciel jest głupi nie nauczy go niczego dobrego.

p.s. należę do abstrakcyjnych nielinearnych i pewno dlatego nie zawsze wychodzi mi przekaz od razu taki jaki chciałabym żeby był :-)

devil_doll - 2012-11-03, 19:44

Cytat:
dialog w grupie, wymiana informacji szukanie rozwiązań to mi bardziej pasuje do szkoły czy przedszkola niż dialog dwuosobowy małe dziecko-nauczyciel.

nie zgadzam sie.
ja nie pisalam o chamstwie, nie rozumiemy sie niestety :->
znam realia szkoly w UK i w Kanadzie i moj maz tez. Nie kojarze chamskich uczniow ale ped do wiedzy i dialog z n-lem. Brakuje mi tego w polskich placowkach, niestety. Nikt mnie nie przekona , ze polska szkola to rewelka. Niestety . Mam szacunek do n-li. Sama nia bylam i uwazam, ze sa niedoinwestowana grupa zawodowa i ich prestiz powinien byc wiekszy. Zamiast szczebli zawodowych odsiewanie plew od ziaren.
Cytat:
no i może powiem herezję, ale nie uważam, żeby dziecko 5-cio czy 6-cioletnie było za głupiutkie czy niedojrzałe do tego by pewnych zachowań od nich wymagać.

wiesz kanadyjska podst . nawet french immersion (wyzszy poziom klas wykladowy franc) na poczatku to takie przedluzenie przedszkola a wyniki w nauce i tak maja wyzsze i o czym to swiadczy :?: Na Edukacje potrzeba duzych nakladow pieniedzy a nie kolejnych reform.

lilias - 2012-11-03, 20:39

devil_doll, "dialog", a "dialog" są różnice w rozumieniu, bo i nieidentycznie rozumiemy definicje i różne przypadki każdy spotyka (akurat ten mi się przypomniał).

zgadzam się z Tobą, że brak w edukacji pieniędzy i zamiast szczebli lepszy byłby odsiew, natomiast w każdym przedszkolu (czy w szkole)dzieci spotykają sie z wymaganiami (w domu nie zawsze). tempo powinno być dostosowane do dzieci (indywidualizacja to się teraz nazywa), ale działa wszystko na zasadzie oczekiwania, możliwości, dostosowanie, próby, wyniku, itd... w taki czy inny sposób, ale dziecko się rozwija, zmienia, usamodzielnia. pozazdrościć kanadyjskiej szkole, że robią to lepiej, ale myślę, że więcej pożytku będzie jak będziemy naśladować dobre, a nie tylko psioczyć na swoje (chyba, że konstruktywnie), prawda? nie mam pojęcia jak przez samo dofinansowanie bez reform nasze szkoła czy przedszkole same by się zmieniły. obecny system jest w stanie zagospodarować każde środki, niekoniecznie idąc do przodu :roll:

Capricorn - 2012-11-03, 21:01

dopiero zauważyłam: w temacie wątku są "szczesciolatki" zamiast sześciolatków :) :) :)
excelencja - 2012-11-03, 21:50

lilias napisał/a:
że dziecko bierze w domu udział w dyskusji na temat głupoty, czy niedouczenia swoich nauczycieli ze szkoły, ale wiem, że takie sytuacje są w domach


czemu ? Nie rozumiem Twojego oburzenia. Jeżeli nauczyciel jest idiotą, to czemu niby mam mojemu dziecku wmawiać, że tak nie jest. Nigdy w życiu.

lilias napisał/a:
ja widze stres też jako motywację


i to chyba zasadnicza różnica, bo ja też nie

dżo - 2012-11-03, 22:07

euridice napisał/a:
ćwiczenia gdzie jest kilka przedmiotów, a pokolorować trzeba wybrane, Łucja szybko koloruje to co trzeba i nie może wytrzymać żeby nie kolorować reszty

miałam kiedyś okazję usłyszeć historię 5 letniej dziewczynki, które pokolorowała wszystkie ptaszki (zamiast kilku wybranych) ponieważ nie chciała aby nie pokolorowanym było smutno, nie wykonała polecanie, ale wykazała się swoistą empatią, zapewne takich przykładów można byłoby podać wiele, prawdopodobnie w szkole nauczyciel uznałby to za niezrozumienie zadania, ale to takie OT

eMka, a napisałabyś skąd taka różnica w dojrzałości szkolnej u dzieci (4 lata to bardzo dużo) ?

dżo - 2012-11-03, 22:11

renka napisał/a:
szkola to tylko jeden (choc niestety dla niektorych glowny) z elementow wychowawczych i rozwoju oraz nabywania cech przystosowawczych do funkcjonowania w spoleczenstwie.

tylko dlaczego ma rozpoczynać się tak wcześnie? nie wierzę w to aby dzieci na tym zyskały, wręcz przeciwnie,

lilias - 2012-11-03, 22:31

exce, nie wyobrażam sobie żebyś dziecku coś wmawiała. głośne komentowanie i ocenianie negatywne osoby z którą nasze dziecko ma codzienny kontakt nie wpływa pozytywnie na radzenie sobie dziecka nie tylko w kontaktach w tym człowiekiem, ale i przedmiotem, którego naucza. rozwija się wtedy właśnie ten "negatywny" stres i dziecko nie ma przekazu jak sobie poradzić z sytuacją, ale jak trwać w stanie silnego, negatywnego wzburzenia. destrukcja. nie wiem czy aż się oburzam, nie widzę w tym niczego pozytywnego poza odreagowaniem przez dorosłego frustracji. dziecku jest nadal źle.

trochę interesowałam się pojęciem stresu i jak samemu nauczyć się sobie z nim radzić. stres to stres i nic więcej. towarzyszył istotom myślącym i czującym zawsze, i raczej się w tym względzie nic nie zmieni. nie ma takiego klosza spod którego się nie wylezie. wystarczy sobie przypomnieć naszych rodziców i nas jako ich dzieci, tylko jeden wyłazi szybciej, a drugi później.

Capricorn - 2012-11-03, 22:40

devil doll, ja nie wiem, czy wpompowanie dużych pieniędzy w edukację na pewno przyniosłoby oczekiwane rezultaty - przykłady ze służba zdrowia nie są nic a nic budujące (duża kasa jest w nfz i rozbudowanym systemie biurokratycznym, a na podstawowe badania czy konsultacje trzeba czekać miesiącami jesli nie latami).

Na pewno model nauczania nie nadąża za szybko zmieniającymi się warunkami życia. "Za naszych czasów" podstawowym problemem było dotarcie do informacji (przesiadywanie w bibliotekach, czytelniach, itp), obecnie wystarczy kliknąć. Programy trzeba układać tak, aby uczyły rozpoznawania wiarygodnych źródeł informacji i kładły ogromny nacisk na analizowanie danego zjawiska. Jeśli polonista zada pracę domową, no nie wiem, na przykład: "Nie unikniesz przeznaczenia - omów na podstawie losów Edypa" to w zasadzie można mieć pewność, że prace będą mniej lub bardziej umiejętnie zerżnięte z netu, cały wysiłek ucznia to kopiuj - wklej. Taki uczeń nie będzie umiał dyskutować, bronić swoich poglądów, bo nie będzie ich miał, po prostu. Podpisuje się pod zlepkiem wycinków z internetu, których nawet nie przeczytał.

Więc jeśli gdzies pompować kasę, to z pewnością w szkolenia dla nauczycieli dotyczące wykorzystania najnowszych technik w edukowaniu. I nie chodzi mi o to, żeby uczyć nauczycieli jak zrobić prezentację w pp ;-) Nie jesteśmy w stanie ignorować tego, że żyjemy w świecie globalnej komunikacji - musimy więc wykorzystać Internet jako sprzymierzeńca w nauczaniu.
Przywróciłabym tez empiryczny charakter zajęć z chemii, biologii i fizyki. Nie napiszę co mnie trafia, gdy w planie lekcji szkoły średniej widnieje jedna chemia, jedna biologia i jedna fizyka w tygodniu - tuż obok dwóch godzin religii :evil: Jak się ma tak okrojone godziny, to ma się okrojoną podstawę, eksperymenty zniknęły ze szkół juz jakiś czas temu, bardzo to dobijające.


Podsumowanie: najwięcej wysiłku należy skierować na nauczanie dociekliwości, umiejętności samodzielnego myślenia, analizowania, wyciągania wniosków. Zarówno nauczyciel, jak i rodzic, ma ucznia w tym wspierać - ale musi tez wymagać.

lilias - 2012-11-03, 22:43

Capricorn napisał/a:
...
Przywróciłabym tez empiryczny charakter zajęć z chemii, biologii i fizyki. Nie napiszę co mnie trafia, gdy w planie lekcji szkoły średniej widnieje jedna chemia, jedna biologia i jedna fizyka w tygodniu - tuż obok dwóch godzin religii :evil: Jak się ma tak okrojone godziny, to ma się okrojoną podstawę, eksperymenty zniknęły ze szkół juz jakiś czas temu, bardzo to dobijające.


Podsumowanie: najwięcej wysiłku należy skierować na nauczanie dociekliwości, umiejętności samodzielnego myślenia, analizowania, wyciągania wniosków. Zarówno nauczyciel, jak i rodzic, ma ucznia w tym wspierać - ale musi tez wymagać.


mam podobnie :roll:

excelencja - 2012-11-03, 22:51

lilias napisał/a:
nie wyobrażam sobie żebyś dziecku coś wmawiała. głośne komentowanie i ocenianie negatywne osoby z którą nasze dziecko ma codzienny kontakt nie wpływa pozytywnie na radzenie sobie dziecka nie tylko w kontaktach w tym człowiekiem, ale i przedmiotem, którego naucza.


tu nie chodzi o wpływanie pozytywne czy negatywne tylko o PRAWDĘ. Jeżeli moje dziecko nie lubi nauczyciela i ja uważam, że to debil, to z przyjemnością powymieniam sobie z moim dzieckiem uwagi na ten temat.
Nie widzę ani jednego powodu dla którego miałabym udawać, że szanuję człowieka, którego nie szanuję.

lilias napisał/a:
rozwija się wtedy właśnie ten "negatywny" stres i dziecko nie ma przekazu jak sobie poradzić z sytuacją, ale jak trwać w stanie silnego, negatywnego wzburzenia.


what?
Chyba raczej: 'nauczyciel jest debilem, zachowuje się jak debil, to nie moja wina tylko jego, olać'...
Stres się rodzi raczej gdy wmawiamy dziecku, że nie ma racji, że nauczyciel powinien być autorytetem mimo, iż jest 'debilem' (debil- słowo klucz)...
Stres jest wtedy, kiedy dzieciak nie ma wsparcia, kiedy jest niezrozumiany.

Dzieci nie są idiotami, momentalnie wyłapują dobrych nauczycieli od złych. Te 4-letnie też.
Dziś moje dziecko mi się uzewnętrzniło: "Wolę panią x, ma dla nas czas, bawi się z nami, ma dużo pomysłów, a pani y to ciągle ma jakąś robotę przy biurku albo pije herbatę"

I co? Mam mówić: "córeczko, wykaż zrozumienie, pani widocznie musi przez 5 h dziennie wypełniać dziennik". No way!

excelencja - 2012-11-03, 22:53

excelencja napisał/a:

Polać wina temu koziorożcowi! :D

owszem

Capricorn - 2012-11-03, 23:01

excelencja, można kogoś odbierać negatywnie bez konieczności używania inwektyw. Mogę powiedzieć dziecku, że nie zgadzam się z jego nauczycielem w takiej czy innej kwestii, że nie pochwalam takiej czy innej reakcji nauczyciela na czyjeś słowa, zachowanie, czy sposób pracy na zajęciach - ale nie muszę tytułować takiego człowieka debilem czy innym równie miłym mianem. Żadnego ucznia nie nazwę debilem, żadnej koleżanki z pracy tak nie nazwę, ba! nawet członkom mojej dalszej rodziny tego oszczędzę ;-) - a przecież nie znaczy to od razu, że ich uwielbiam i podziwiam.
Capricorn - 2012-11-03, 23:04

euridice napisał/a:
Polać wina temu koziorożcowi! :D


dziękuję, na mnie wino BARDZO źle działa. Ale, w sumie zlotowa mikstura w wykonaniu dyni była niezła niezła :)

neina - 2012-11-03, 23:12

Capricorn, to może wolisz szejka z jarmużu? ;-)
Capricorn - 2012-11-03, 23:14

neina napisał/a:
Capricorn, to może wolisz szejka z jarmużu? ;-)


no przecież kury teściowej jarmuż wyżarły ;-) Oczywiście właścicielce jarmużowego poletka bardzo współczuję.

lilias - 2012-11-03, 23:16

nigdzie nie sugeruję, że exce zostawiłaby Lilkę bez przekazu. napisałam tylko, że przy ograniczeniu się do określenia, że ten czy tamten jest debilem nie rozwiązuje się problemu z jakim zetknęło się dziecko.

moje dzieciaki zetknęły się również z nauczycielami, o których próbowały mówić do mnie "debile". zdecydowanie nie lubię tego słowa, jakoś tak kaleczy stosunki międzyludzkie. nie zgadzam sie z tym, więc wyjaśniłam, że nie muszą ich kochać, ani się z nimi zgadzać. powiedziałam, ze to tylko ludzie ze swoimi wadami i zaletami jak każdy. mają się skupić na przedmiocie i nie tracić energii na ewentualne gierki i odgrywanie się bo to niczego nie zmieni. nie mogłąm nic innego zrobić jak zlikwidować konflikt w zarodku i przypomnieć, że przez życie nie przejdą w towarzystwie wyłącznie lubianych, miłych i sympatycznych ludzi. dzieciaki miały swoje racje i nie zrobiłam z nich głupków, ale nauczyciela nikt nie zmieni w szkole bo jedna czy druga mama mają do niego zastrzeżenia. pracujecie w większości w edukacji to wiecie jak to wygląda.

krótko: dziecko ma prawo nie lubić tego czy tamtego człowieka tak jak inni mają pełne prawo nie lubić mnie czy mojego dziecka, ale funkcjonować obok też trzeba umieć.

lilias - 2012-11-03, 23:18

zanim spłodziłam posta Capri mnie ubiegła i lepiej to napisała ode mnie :-P
excelencja - 2012-11-03, 23:21

Capricorn napisał/a:

excelencja, można kogoś odbierać negatywnie bez konieczności używania inwektyw.


ale ja nie mówię o używaniu inwektyw. Specjalnie napisałam debil=słowo klucz, żeby ktoś nie wpadł na twórczy pomysł, że siadam sobie z dzieckiem i nazywam debilami wszystkich, którzy mi nie pasują.

Poli - 2012-11-03, 23:35

Capricorn napisał/a:
no przecież kury teściowej jarmuż wyżarły ;-) Oczywiście właścicielce jarmużowego poletka bardzo współczuję.


ha ha to ja :mryellow: ale wiadomosci tutaj sie szybko rozchodza, jak w kurniku :-P

Dobra co do szkoly , przeszlam przez caly polski system edukcji i spotkalam sie tylko z dwoma dobrymi nauczycielami :-> dodam ze ja jeszcze chodzilam za tych czasow ze bicie dzieci w przedszkolu i piewszych 3 klasach bylo norma :-/ Tak tak, nie raz oberwalam szczegololnie w przeszkolu, bylismy takze zamykani za zle zachowanie w pokoju bez okien i po ciemku :roll: .

Mam porownanie teraz do dunskiego systemu edukacji , syn chodzi do 6 klasy, nadal nie ma ocen w szkole :-P ja mowie ze szkola podstawowa to jak wypoczynek , syn mowi czasem ze nie chce chodzic tylko dlatego ze sie tam nudzi :lol: zadania domowe zaczal dopiero dostawac od 4 klasy i to naprawde bardzooo malo zadan domowych. Stres ?? zapomij , wychowca tutaj wspiera niesamaowicie dzieci i motywuje pozytywnie do dzialaniai przede wszystkim szanuje .
Moze to dziwne , ale moj syn czesto gada z wychowawczynia i zali sie np na nas itp sprawy, nie raz robi jej kawaly i sami smieja sie na lekcjach z tego . Czy u nas w szkole to jest mozliwe ?

Pamietam jak syn chodzil pol roku do pierwszej klasy w polsce , codzinenie dostawal zadan domowych na 2 godziny :shock: To jest chore, a ci co nie umieli jeszcze czytac to musieli sie uczyc na pamiec calej czytanki :shock: zajebiscie ! Jak mielismy zaczac odrabiac lekcje to syn dostawal histerii i napadu placzu , sory ale tyle wymagac od 7 latka ???
Pamietajmy ze system tworza takze ludzi i wg mnie wiekszosc nauczycieli nie nadaje sie do tego , po cholere sa nam potrzebni magr historii, biologii itp , w szkole powinien byc pedagog z fakultetem np historii i tak powinno byc w normalnym kraju :!:

Po cholere w szkole jest naukowiec 1 stopnia to ma byc osoba ktora nadaje sie przedewszystkim do pracy z dziecmi i ma wlasciwe podejscie do nich, glownym wyksztalceniem powinna byc pegagogika, a nie przedmiot.

gosia_w - 2012-11-04, 06:36

excelencja napisał/a:
Jeżeli moje dziecko nie lubi nauczyciela i ja uważam, że to debil, to z przyjemnością powymieniam sobie z moim dzieckiem uwagi na ten temat.
excelencja, czy dobrze rozumiem, że nie rozmawiasz o konkretnym zachowaniu nauczyciela, tylko o jego osobie?

My posłaliśmy dziecko do szkoły w wieku lat 7 (wcześniej zerówka w przedszkolu, do którego chodziła) i uważam, że to była dobra decyzja (mieliśmy wybór).

devil_doll - 2012-11-04, 08:06

Cytat:
Więc jeśli gdzies pompować kasę, to z pewnością w szkolenia dla nauczycieli dotyczące wykorzystania najnowszych technik w edukowaniu. I nie chodzi mi o to, żeby uczyć nauczycieli jak zrobić prezentację w pp Nie jesteśmy w stanie ignorować tego, że żyjemy w świecie globalnej komunikacji - musimy więc wykorzystać Internet jako sprzymierzeńca w nauczaniu.
Przywróciłabym tez empiryczny charakter zajęć z chemii, biologii i fizyki. Nie napiszę co mnie trafia, gdy w planie lekcji szkoły średniej widnieje jedna chemia, jedna biologia i jedna fizyka w tygodniu - tuż obok dwóch godzin religii Jak się ma tak okrojone godziny, to ma się okrojoną podstawę, eksperymenty zniknęły ze szkół juz jakiś czas temu, bardzo to dobijające.

zgadzam sie :)
Cytat:
Mam porownanie teraz do dunskiego systemu edukacji , syn chodzi do 6 klasy, nadal nie ma ocen w szkole ja mowie ze szkola podstawowa to jak wypoczynek , syn mowi czasem ze nie chce chodzic tylko dlatego ze sie tam nudzi zadania domowe zaczal dopiero dostawac od 4 klasy i to naprawde bardzooo malo zadan domowych. Stres ?? zapomij , wychowca tutaj wspiera niesamaowicie dzieci i motywuje pozytywnie do dzialaniai przede wszystkim szanuje .
Moze to dziwne , ale moj syn czesto gada z wychowawczynia i zali sie np na nas itp sprawy, nie raz robi jej kawaly i sami smieja sie na lekcjach z tego . Czy u nas w szkole to jest mozliwe ?

wypisz wymaluj szkola w CA czyli sie da.

excelencja - 2012-11-04, 10:06

gosia_w napisał/a:
że nie rozmawiasz o konkretnym zachowaniu nauczyciela, tylko o jego osobie?


NIE ROZMAWIAM
Gosia - mój przekaz był taki: nie wmawiam dziecku, że coś jest OK jeśli takie nie jest, tylko dlatego, że istnieje (moim zdaniem nie istnieje) coś takiego jak autorytet nauczyciela.
I nie zamierzam tworzyć żadnego wspólnego frontu z nauczycielem, tylko z moim dzieckiem- chociaż chore jest, że w ogóle trzeba jakiś front tworzyć jako na wojnie.

Taki starałam się przekazać sens mniej więcej, a tu jak nie do debila się baby przyczepiły, co do teoretyzowania na temat przyszłych rozmów :P

Po raz kolejny powtarzam, że debil miało być słowem- hasłem, ot po prostu, żeby nie musieć pisać za każdym razem tego:

Capricorn napisał/a:
Mogę powiedzieć dziecku, że nie zgadzam się z jego nauczycielem w takiej czy innej kwestii, że nie pochwalam takiej czy innej reakcji nauczyciela na czyjeś słowa, zachowanie, czy sposób pracy na zajęciach

gosia_w - 2012-11-04, 13:43

ok, rozumiem :-)
lilias - 2012-11-04, 14:56

exce, ugryzę Cię chyba :-P ;-) nie wmawiaj dziecku (bez względu na jego wiek) nigdy niczego bo głupie nie jest, nie baw się w żadne fronty z kimś przeciwko komuś. takie działania są krótkowzroczne i rodzic prędzej czy później wyjdzie na , za przeproszeniem, idiotę. nie wciągałam moich dzieci w takie gierki, bo rozmowy, o których piszesz "przyszłe" u mnie są już "przeszłe". piszę z praktyki nie z teorii. dzieci to są ludzie i muszą żyć wśród nich, dlatego starałam się więc żeby miały normalne dzieciństwo i zdrowe podejście do tego co za drzwiami mieszkania. nie sądzę żebyśmy się tak bardzo różniły :-) tylko jesteśmy w dwóch różnych etapowo miejscach w stosunkach rodzic-dziecko-reszta świata :-)
excelencja - 2012-11-04, 15:17

lilias napisał/a:
nie wmawiaj dziecku (bez względu na jego wiek) nigdy niczego bo głupie nie jest, nie baw się w żadne fronty z kimś przeciwko komuś. takie działania są krótkowzroczne i rodzic prędzej czy później wyjdzie na , za przeproszeniem, idiotę. nie wciągałam moich dzieci w takie gierki



o matko, w ogóle Cię nie rozumiem. Tzn to o gryzieniu owszem, reszty nie :)

lilias - 2012-11-04, 15:38

exce, noż kurde jak by to przystępniej... :roll: odniosłam się do Twojego posta powyżej, że Ty nie wmawiasz i ja nie wmawiam dziecku głupot, że nie przyjmuję (i nie sugeruję nikomu)wspólnego frontu z nauczycielem przeciwko dziecku i z dzieckiem przeciwko nauczycielowi. staram się umożliwić współistnienie z ograniczeniem strat po obu stronach. dla ostudzenia emocji czasem najpierw robię pranie w rękach ;-) :-P

co do "debila" to był przykład, bo innym razem używa się słów równie niecenzuralnych, o negatywnym wyrazie, które należy zdecydowanie "wypipać" :-P prawda? :-)

cholera nie umiem jaśniej :roll:

dort - 2012-11-04, 18:08

przyłącze się do renki polska szkoła nie jest taka zła - Oskar chodzi drugi rok jest szczęśliwy, uśmiechnięty i awanturuje się jak go za szybko zabieram

przedszkola i szkoły są różne - współpracuje z dwoma przedszkolami i nie ma tam żadnych tablic, ocen i znaczków, z kolei w nauczaniu wczesnoszkolnym - nie ma ocen - i to od wielu lat, jest tylko pod koniec roku tzw. ocena opisowa, a na świadectwie są wymienione różne umiejętności (np. tolerancja, dodawanie itd.) i nauczyciel zaznacza plusami na jakim poziomie jest w danym momencie dziecko, poza tym jest przerwa na wspólne drugie śniadanie i wyznaczone miejsce na podłodze do zabawy i nauki "nie w ławkach"

tak naprawdę najważniejszy jest nauczyciel i jego podejście do dzieci, bo nawet w fajnym systemie beznadziejny nauczyciel będzie więcej szkodził niż wspierał dzieciaki

rosa - 2012-11-04, 23:00

doczytałam, dyskusji powyższej nie ogarniam, też nie rozumiem lilias, o co ci chodzi

mam siostrzeńca w zerówce, naszej zielonkowskiej szkolnej, zapytałam o prace domowe, bo moi chłopcy nie mieli, no ale milion zmian programowych od tego czasu było, więc nadal nie ma. oczywiście Piotruś chodzi do tej samej pani co moi synowie i pozostali siostrzeńcy - pani jest rewelacyjna

aha, nasza szkoła to około 400 dzieci, po dwie duże, albo trzy małe klasy na roku. jakby to był moloch - osiem zerówek, to pewnie też bym rozważała przedszkolną, mimo iż fanką przedszkola nie jestem zupełnie,

jarzynajarzyna - 2012-11-05, 10:57

excelencja napisał/a:
debil miało być słowem- hasłem

:mryellow: tak mi się przypomniało,
w dawnych latach sześćdziesiątych moja prababka powiedziała o ówczesnej wychowawczyni mojej ciotki (wczesna podstawówka), że to "tako dziołcha". na drugi dzień ciotka podeszła w szkole do pani i powiedziała, że "proszę pani, a moja babcia to mówi, że pani to tako dziołcha jest" :mryellow:

co do wtłaczania w ramy zaś, to bardzo dobrze było to widać u mnie w podstawówce, pamiętam dużo takich absurdalnych momentów, a jeden był szczególnie niewygetariański.
na lekcji o przymiotnikach, pani: dzieci, a jaka może być świnka?
dzieci kolejno: różowa, tłusta, duża
pani: jaka jeszcze?
koleżanka ania: miła!
pani: nie, świnka nie może być miła!
inne dziecko - pupilka pani: brudna!
pani: bardzo dobrze, brudna.
:evil:

albo wciskanie do bani dzieciom kompletnych głupot. lekcja o częściach mowy. pani mówi słowa, a dzieci mówią, co to jest.
pani: ciepło
dzieci: przysłówek!
pani: doskonale!
jarzyna: ale to może być też rzeczownik, bo co? ciepło.
pani: nie może być rzeczownik, tu pytamy "jak?" i odpowiadamy, że ciepło.
:evil:

nie byłam specjalnie wybitnym uczniakiem, niemniej takie kretyńskie sytuacje doskonale zauważałam i sporo tego było. co dziwne, w liceum miejsca na taki absolutny brak dialogu nie było. nauczyciele byli zadowoleni, jak ktoś dopytywał, twierdził inaczej, nawet kłócił się.

excelencja - 2012-11-05, 11:29

jarzynajarzyna napisał/a:
w liceum miejsca na taki absolutny brak dialogu nie było. nauczyciele byli zadowoleni, jak ktoś dopytywał, twierdził inaczej, nawet kłócił się.


tak, przynajmniej znaczna część.
I dlatego moje liceum uwielbiałam. Podstawówkę nienawidziłam.
Ale to też może kwestia tego, że w liceum po prostu byłam względnie pewna siebie, a w podstawówce mała przerażona z etykietką dziwadła.

W liceum moja 'inność' była plusem i generalnie byłam lubiana, w podstawówce wprost przeciwnie.

majaja - 2012-11-05, 22:19

Wiecie, za tą całą refomę edukacji ostatnią, sposób jej wprowadzenia to rządowi polskiemu należy się antynobel ze złotymi malinami w pakecie.
śliwka - 2012-11-06, 13:24

A propos nagradzania. W przedszkolu moich dzieci, w grupie dzieci 2-3 letnich wisi tabelka z imionami dzieci, dniami tygodnia. Są tam wstawiane buźki , albo uśmiechnięte, albo smutne albo płaczące.Jeśli będą same buźki uśmiechnięte w całym tygodniu to na koniec będzie nagroda ( nie dopytałam jaka, dla mnie to nie ma nawet znaczenia), ale szczerze mówiąc, przeraziła mnie ta tabelka. Zabieram dzieci z tego przedszkola, jak tam takie metody wychowawcze.

edit. A dziś Agatka dostała pieczątki na rączkę, bo zjadła deser a Antoś nie dostał bo nie zjadł. ]:->

neina - 2012-11-06, 22:49

Dzisiaj mój brat - lat 6 dostał w przedszkolu nagrodę za to, że najszybciej ze wszystkich dzieci zjadł zupę :roll:
Capricorn - 2012-11-06, 22:54

śliwka, neina, :roll: :roll: :roll: :roll:
ropuszka - 2012-11-07, 00:38

widzę, że w przedszkolach niestety niewiele się zmieniło od kiedy tam byłam :-/

pamiętam dobrze karne jedzenie na stojąco przy biurku przedszkolanki, czy w osobnej ławce oraz jedzenie drugiego dania "do porzygu" bo opcji niezjedzenia nie było

renka - 2012-11-07, 09:56

ropuszka napisał/a:
widzę, że w przedszkolach niestety niewiele się zmieniło od kiedy tam byłam :-/



Oj, naprawde nie demonizujcie tak edukacji przedszkolnej jak i szkolnej.
Czy naprawde nikt z Was nie napotkal naprawde przyzwoitych przedszkoli/szkol?

Mam wrazenie, ze przesadnie sie czepiacie roznych metod stosowanych w przedszkolach/szkolach. Faktycznie momentami moga byc zbyt "szablonowe", ale nie zapominajcie, ze chodzi o wypracowanie pewnych metod, ktore obejmowalyby cala grupe czesto w mega liczebnosci (25-30 dzieciakow), a okielznanie takiej grupy i zmotywowanie do wspolpracy tylu roznych osobowosci do latwych nie nalezy.
Niejednokrotnie pisujecie tutaj jako rodzice, ze trudno Wam okielznac zachowania swojego wlasnego dziecka/dzieci - tak wiec wczujcie sie w role nauczyciela, ktory chcac konstruktywnie poprowadzic zajecia musi zmotywowac do dzialania tak olbrzymia grupe.
Zdarzaja sie przegiecia - nie powiem, bo sama rozne obserwuje (sama liczebnosc, np. 30 dzieciakow w jednej klasie to juz wg mnie "przegiecie", a na to co ropuszka opisala to w ogole brak slow) - ale naprawde wiekszosc polskich szkol/przedszkoli jest przyzwoitymi placowkami i wychodza z nich bardzo madre i kreatywne dzieciaki, a nie wylacznie zaprogramowane "trybiki". Tak jak pisalam wczesniej - szkola jest jednym z elementow (dla niektorych dzieciakow niestety glownym) ksztaltujacych dziecko, ale poza nia wplyw na dziecko ma szereg innych czynnikow, w tym nadrzednie my - rodzice.

renka - 2012-11-07, 10:17

excelencja napisał/a:


W liceum moja 'inność' była plusem i generalnie byłam lubiana, w podstawówce wprost przeciwnie.


Wlasnie wg mnie to jest najgorsze - takie uprzedzanie sie do szkoly poprzez pryzmat swoich doswiadczen i kalkowanie "na wyrost" na dziecko zalozen, ze ono tez bedzie doswiadczac tego co my - szczegolnie, gdy dla nas szkola zachowala sie w pamieci jako swoistego rodzaju "piekielko".

Ja akurat szkole podstawowa bardzo dobrze wspominam (poza wydarzeniami incydentalnymi, ktore akurat bezposrednio mnie nie dotyczyly). I mimo iz od 6 klasy jechalam na zachowaniu "nieodpowiednim", przez co nie mialam wiecej szans na "czerwony pasek" to nie czuje sie poszkodowana przez nauczycieli, ktorzy mi to "nieodpowiednie" wlepiali.

excelencja - 2012-11-07, 10:18

renka napisał/a:
Czy naprawde nikt z Was nie napotkal naprawde przyzwoitych przedszkoli/szkol?

ja - tak - prywatne - w których pracuję. Część.
Państwowych- nie. Ale podobno takie są.


Moje dziecko dziś otrzymało wieczystą karę- nie może podczas posiłków siedzieć ze swoją przyjaciółką Lenką (z którą siedzi ponad rok) bo 'rozrabiają'.

Nigdy nie widziałam mojego dziecka tak zagubionego i głęboko zasmuconego.
A to dopiero przedszkole

renka - 2012-11-07, 10:24

excelencja napisał/a:

Państwowych- nie. Ale podobno takie są.



Sa, naprawde ;-) - zapraszam do swojego panstwowego przedszkola liczacego ok. 100 dzieciakow (srednio po 25 dzieciakow w grupie) - mimo iz dzieciaki dostaja tam stempelki i naklejki ;-) Do podstawowki niekoniecznie swojej (chyba, ze do konkretnych klas, bo jest kilku super nauczycieli), ale znam "niedaleko" (bo nie posiadajac samochodu dojazd do nich to nie takie hop siup) dwie bardzo fajne podstawowki.

Taki przyklad "naklejkowego nagradzania" w moim przedszkolu: panie przygotowywaly z dzieciakami przedstawienie, dzieciaki mocno rozenergetyzowane na samym finiszu, wspolpraca mocno przez to utrudniona i pani zaproponowala, ze jak sprawnie uda im sie odbyc probe generalna to kazdy dostanie nagrode (nagroda byla naklejka). Dzieciaki tez sa nagradzane za posprzatanie po zabawie.
A np. za aktywnosc i "nie przeszkadzanie" na jezyku angielskim (prowadzi jakas pani z zewnatrz) dostaja stempelki.
Ale jakos nigdy nie poczulam, zeby tego typu metody mialy wyrzadzic mojemu, badz ktoremukolwiek dziecku, "krzywde". Byc moze jestem niedoedukowanym rodzicem spod szyldu "drastycznych" metod "super niani".

renka - 2012-11-07, 10:48

excelencja napisał/a:



Moje dziecko dziś otrzymało wieczystą karę- nie może podczas posiłków siedzieć ze swoją przyjaciółką Lenką (z którą siedzi ponad rok) bo 'rozrabiają'.


Exce
, a pomyslalas, co sama bys zrobila, gdybys dzien w dzien zapraszala Lene na obiad i dzien w dzien Lilka mialby za przeproszeniem gdzies Twoje prosby o skupieniu sie na posilku, bo jedyne co ja w danym momencie kreci to wyglupy z kolezanka?
Ja niestety bardzo czesto jako matka dwojki dziewczyn w podobnym wieku przezywam tego typu sytuacje - dziewczyny maja mega radoche przy wyglupach przy jedzeniu i w konsekwencji, gdy mocno przeginaja, to tez je "rozsadzam" - jedna je posilek w kuchni, druga w pokoju.

śliwka - 2012-11-07, 10:51

Nagradzanie za posprzątanie, za aktywność na zajęciach to rozumiem, ale za zjedzenie to już dla mnie niezrozumiałe. Albo za niepłakanie. Panie nie chcą poznać przyczyny płaczu, jakoś umiejętnie się zająć tymi dzieciaczkami (to 2-3 letnie dzieci przecież) tylko jeszcze większe stresy im dowalają. Dziecko często po prostu nie może przestać płakać, bo jest mu straszliwie smutno i wg mnie te "buźki" to nie jest dobra motywacja. Nie zostanie zrozumiane, pocieszone, zaopiekowane i jeszcze na dokładkę dostanie płaczącą buźkę na tablicy. Super.
devil_doll - 2012-11-07, 10:53

wiesz renka, prowadze zaj z ang w przedszkolu mojego dziecka , bo zalezy mi, zeby mieli w.w zajecia. nie wyobrazam sobie dawania naklejki bo ty jestes grzeczny a ty nie, ty sluchales a ty nie etc.
naklejke dostaje kazdy nie mam problemu z grupa , jej rozrabianiem.
Jak ktos ma dosc , chce odejsc na bokm polozyc sie na dywanie , po prostu sie wylaczyc na chwile prosze bardzo.
Z kazdym dzieckiem da sie porozumiec tylko trzeba chciec.

excelencja - 2012-11-07, 11:02

renka napisał/a:
Exce, a pomyslalas, co sama bys zrobila, gdybys dzien w dzien zapraszala Lene na obiad i dzien w dzien Lilka mialby za przeproszeniem gdzies Twoje prosby o skupieniu sie na posilku, bo jedyne co ja w danym momencie kreci to wyglupy z kolezanka?



Zapraszam Lenę owszem - i dziewczynki śmieją się i wygłupiają podczas jedzenia.
I co?
Porozmawiałabym? Ale raczej nie powiedziałabym 'od teraz aż do końca przedszkola będzie siedzieć przy osobnych stolikach'. A Ty?

renka - 2012-11-07, 11:06

devil_doll napisał/a:

Z kazdym dzieckiem da sie porozumiec tylko trzeba chciec.


Nie do konca zgodze sie z tym zdaniem, szczegolnie, gdy zajecia prowadzi nauczyciel "dochodzacy" i nie ma wowczas czesto mozliwosci "terapeutyzowania", gdyz traci na tym ogol grupy. A czesto checi sa
Zreszta nigdy nie zauwazylam, zeby np. na angielskim u Fiony rozdawanie stempelkow odbywalo sie poprzez podkreslanie negatywnych zachowan dzieci na zasadzie: "Ty nie dostaniesz, bo jestes niegrzeczny", tylko bardziej w stylu:" Dzis stempelki dostanie X, Y, Z, bo najchetniej wspolpracowaly podczas dzisiejszych zajec". Chyba zasadnicza roznica jest.

excelencja - 2012-11-07, 11:08

renka napisał/a:
Chyba zasadnicza roznica jest.

jaka?

renka - 2012-11-07, 11:16

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Exce, a pomyslalas, co sama bys zrobila, gdybys dzien w dzien zapraszala Lene na obiad i dzien w dzien Lilka mialby za przeproszeniem gdzies Twoje prosby o skupieniu sie na posilku, bo jedyne co ja w danym momencie kreci to wyglupy z kolezanka?



Zapraszam Lenę owszem - i dziewczynki śmieją się i wygłupiają podczas jedzenia.
I co?
Porozmawiałabym? Ale raczej nie powiedziałabym 'od teraz aż do końca przedszkola będzie siedzieć przy osobnych stolikach'. A Ty?


Trudno jest mi oceniac sytuacje bezposrednio nie majac z nia stycznosci, ale sa "wyglupy" i "WYGLUPY". W grupie czesto niestety jest tak, ze jak jedno dziecko cos zacznie to masowo przenosi sie to na reszte. Na pewno porozmawialabym z pania i dowiedzialabym sie, czy "ta kara" - bo rozumiem, ze to mialobyc zastosowane jako "kara" - jest rzeczywiscie zasadna i czy nie mozna tego problemu rozwiazac innymi metodami.
Ale jako osoba, ktora prowadzi zajecia z dzieciakami zdarza mnie sie "rozdzielac" dzieciaki, gdy mocno "fisiuja" (fakt, ze mowa o nieco starszych) i wtedy mowie: "Wolalabym, zebys dzis pracowal/-a z X, Y niz z A i Z". Niejednokrotnie wywiazuje sie dialog, ktory nie zawsze jednak ma pozadany przez mnie skutek, choc nigdy jeszcze nie zdarzylo mnie sie niepoprowadzic zajec do konca ;-) Tylko, ze ja nie mam do czynienia z tymi dzieciakami dzien w dzien przez kilka godz., wiec moja "cierpliwosc" jest inna.

renka - 2012-11-07, 11:21

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Chyba zasadnicza roznica jest.

jaka?


Dla mnie jest roznica pomiedzy pomiedzy pochwala za wspolprace, a wytknieciem, czy wrecz napietnowaniem kogos, ze byl "niegrzeczny".

devil_doll - 2012-11-07, 11:22

ja jestem dochodzaca i moja cierpliwosc nie jest inna. w metodyce juz dawno podwazono positive reinforcement.
wiesz dzieci sa rozne. moje dziecko ma SI i wyzszy stopien pobudliwosci dla niego naprawde duzym wysilkiem jest wysiedziec cale zajecia bo duzo go rozprasza. dzieci nie sa takie same , maja inny bagaz i co dla jednego jest proste dla drugiego jest b.trudne.

excelencja - 2012-11-07, 11:28

renka napisał/a:
Na pewno porozmawialabym z pania i dowiedzialabym sie, czy "ta kara" - bo rozumiem, ze to mialobyc zastosowane jako "kara" - jest rzeczywiscie zasadna i czy nie mozna tego problemu rozwiazac innymi metodami.


boję się, bo jak usiłowałam zapytać panią, delikatnie dała mi do zrozumienia 'bo tak powiedziałam!'.
Ja lubię tą panią, ale mam poważny opór żeby z nią porozmawiać. Czuję się jak trzęsący gaciami podwładny, mimo, że czuję, że skrzywdziła moje dziecko.
To trochę te uczucie, które towarzyszyły mi w szpitalu przy porodzie. Wiedziałam, że ktoś robi coś niewłaściwego, ale nie miałam śmiałości się sprzeciwić.

renka - 2012-11-07, 11:39

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Na pewno porozmawialabym z pania i dowiedzialabym sie, czy "ta kara" - bo rozumiem, ze to mialobyc zastosowane jako "kara" - jest rzeczywiscie zasadna i czy nie mozna tego problemu rozwiazac innymi metodami.


boję się, bo jak usiłowałam zapytać panią, delikatnie dała mi do zrozumienia 'bo tak powiedziałam!'.
Ja lubię tą panią, ale mam poważny opór żeby z nią porozmawiać. Czuję się jak trzęsący gaciami podwładny, mimo, że czuję, że skrzywdziła moje dziecko.
To trochę te uczucie, które towarzyszyły mi w szpitalu przy porodzie. Wiedziałam, że ktoś robi coś niewłaściwego, ale nie miałam śmiałości się sprzeciwić.



Akurat tutaj Ciebie doskonale rozumiem, bo sama mam problem z komunikacja z wychowawczyniami swoich dzieci i dla mnie kazda rozmowa, ktora jest dociekaniem danych zachowan moich dzieci i "zwrocenie uwagi pani" zazwyczaj mnie stresuje. Zawsze jednak wychodze z zalozenia "raz kozie smierc", przelamuje sie i "dociekam" (nie raz ryczac przy tym, bo profesjonalniej nie umiem sie zachowac, gdy w gre wchodza emocje moje) - na razie jeszcze ani moje dzieci na tym nie ucierpialy, ani ja, ale zawsze jak mam jakies uwagi to staram sie dopytywac w sposob lagodny, nie atakujacy, wiec moze to ma wplyw na to.
Ostatnio Ronka miala duze problemy, przelamalam sie, poszlam do wychowawczyni na najtrudniejsza dla mnie dotychczas rozmowe i powiedzialam jej, czy pewne zdarzenia nie wynikaja z tego, ze ona jej sie najzwyczajniej w swiecie boi, a moje dziecko jest duzym wrazliwcem, mocno pozamykanym na swiat, gdy cos ja przytlacza i stresuje. Pani mnie wysluchala, powiedziala, ze nie brala tego pod uwage. Efekty rozmowy bede mogla obserwowac jak tylko Ronka wroci do szkoly, bo na razie jest chora.

renka - 2012-11-07, 11:44

devil_doll napisał/a:
ja jestem dochodzaca i moja cierpliwosc nie jest inna. w metodyce juz dawno podwazono positive reinforcement.
wiesz dzieci sa rozne. moje dziecko ma SI i wyzszy stopien pobudliwosci dla niego naprawde duzym wysilkiem jest wysiedziec cale zajecia bo duzo go rozprasza. dzieci nie sa takie same , maja inny bagaz i co dla jednego jest proste dla drugiego jest b.trudne.


Devill_doll - doskonale Ciebie rozumiem, bo sama w domu mam 2 bieguniaste egzemplarze - Fiona mocno nadpobudliwa, Ronka nazbyt spokojna - to duze uogolnienie i uproszczenie, ale np. Fiona je posilek w 10 min., Ronja w pol godz., Fionka jak "przysiada" do kolorowania to sto tysiecy razy wstanie, pobiega, wykona sto tysiecy innych czynnosci, a Ronka jak usiadzie to nie wstanie dopoki nie skonczy.
Ty jestes po prostu swietna nauczycielka*, majaca zrozumienie dla dzieci byc moze poprzez pryzmat swojego dziecka. Dlatego moze prowadzenie zajec dla Ciebie to bulka z maslem i przyjemnosc dla dzieci. I wlasnie szkoda, ze jednak w polskich szkolach takich nauczycieli* za wielu nie ma, bo wowczas mit o beznadziejnym polskim szkolnictwie szybko by zostal rozwiany.

P.S. Tam gdzie gwiazdki sa uzylam wczesniej slowa "pedagog", ale sie poprawilam, bo byc moze wlasnie problemem w szkolnictwie jest to, ze nie kazdy nauczyciel jest pedagogiem i nie kazdy ma przygotowanie do pracy z dziecmi. Byc moze, gdyby wiekszy nacisk stawialo sie na "doszkalanie" pedagogiczne nauczycieli, to szkolna rzeczywistosc nie bylaby taka przytlaczajaca.

lilias - 2012-11-07, 12:06

devil_doll, przepraszam, a ile trwają takie zajęcia i jak liczna jest grupa?

exce, pogadaj z Lilką, podpowiedz jak można wyjść z takiej sytuacji :) nie ma czegoś takiego jak "wieczysta kara". dobrze jest pogadać rozbierając problem na części, nazwać je i pokazać jak najprostsze rozwiązanie. polecam (jak kiedyś) książeczki Adele Faber i E. Mazlish. u mnie pomogły.
exce, zatroskanie (czyli to co czujesz właśnie) na twarz i w te pędy z babeczką porozmawiać. nie ugryzie i założę sie o każde pieniądze, że Lilkę lubi :-) zapytaj co w tej sytuacji by sugerowała bo dziecko bardzo się martwi i jest mu źle bez Lilki pogadajcie)

wiecie co? przecież każda z nas kocha swoje dziecko/ dzieci najmocniej na świecie i to jest naturalne, że chciałybyśmy, żeby ten świat był dla nich przyjazny, ale jest jaki jest, czyli różny.

wiecie co mi przypomina takie wyliczanie: "ten ma naklejkę, ten ma pieczątkę, ten ma słoneczko, a ja nie mam..." ? coś takiego : "dlaczego ta małpa dostała awans, a nie ja", "czym niby zasłużył na podwyżkę, a ja niby nie", "jakim prawem ona dostała umowę o pracę na czas nieokreślony, a ja nie"? takie użalanie się, przepraszam Was bardzo, ale w jakiś sposób programuje dzieci na ofiary, a nie na ludzi, którym w danej chwili jest przykro i są wkurzeni, ale potrafią pójść dalej i pokazać w czym są świetni. :roll:

lilias - 2012-11-07, 12:10

devil_doll napisał/a:
ja jestem dochodzaca i moja cierpliwosc nie jest inna. w metodyce juz dawno podwazono positive reinforcement.
wiesz dzieci sa rozne. moje dziecko ma SI i wyzszy stopien pobudliwosci dla niego naprawde duzym wysilkiem jest wysiedziec cale zajecia bo duzo go rozprasza. dzieci nie sa takie same , maja inny bagaz i co dla jednego jest proste dla drugiego jest b.trudne.


prawda

renka napisał/a:
excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Chyba zasadnicza roznica jest.

jaka?


Dla mnie jest roznica pomiedzy pomiedzy pochwala za wspolprace, a wytknieciem, czy wrecz napietnowaniem kogos, ze byl "niegrzeczny".


podobnie myślę

devil_doll - 2012-11-07, 12:12

lilias trwaja niestety tylko 40 min grupy ok 10 jesli mam pelny sklad.
prowadzilam zajecia dla grup 25 , ktore trwaly godzine. doswiadczenie mam serio uczylam prawie 13 lat , kazda grupe wiekowa 2+ ( od lat 2 do 60 ) jestem filologiem i metodykiem wiec mysle, ze cos tam wiem na temat nauczania jezyka i pracy z ludzmi :)

lilias - 2012-11-07, 12:15

devil_doll, no przecież wiem :-D sama bym do Ciebie na lekcje chodziła, żebyś była gdzieś w zasięgu , ale sama przyznasz, że z dziećmi mniejszymi praca daje efekty i zadowolenie obu stron kiedy grupy są niewielkie i da sie podejście zindywidualizować :-)
excelencja - 2012-11-07, 12:31

lilias napisał/a:
le w jakiś sposób programuje dzieci na ofiary, a nie na ludzi, którym w danej chwili jest przykro i są wkurzeni,


nie nie, to jednak nie to samo.
Praca to nie szkoła, w pracy jest hierarchia w szkole nie.
Naklejki dla niektórych rozwalają motywację i pasję nauki dla nauki, dla przyjemności chłonięcia świata.
Zapominamy o tym po co się uczymy, zaczynamy uczyć się nie dla zaspokojenia żądzy poznawania świata, a zaczynamy uczyć się dla innych - czyli dla nagrody, dla głasknięcia.

Don't like it

śliwka - 2012-11-07, 12:41

excelencja, dzięki za Twoje słowa.
dort - 2012-11-07, 12:47

a propos dzieci (zresztą to samo dotyczy dorosłych) to w pełni zgadzam się z devil z każdym da się dogadać nawet w dużej grupie, ale potrzeba do tego umiejętności, których niestety co niektórym nauczycielom brakuje

exe współczuje, ta kobieta zachowała się super nieprofesjonalnie i ja bym jednak jej tego nie odpuściła, a wymówka w stylu "bo tak powiedziałam" żenująca - ona przed tobą jako rodzicem ma obowiązek się wytłumaczyć

a jeżeli chodzi o nagrody to w świetlicy szkolnej Oskara jest raz w miesiącu wywieszana lista "dzieci miesiąca" i z dumą co miesiąc stwierdzam, że nie ma tam naszego syna :-P

excelencja - 2012-11-07, 12:56

dort napisał/a:
a wymówka w stylu "bo tak powiedziałam" żenująca - ona przed tobą jako rodzicem ma obowiązek się wytłumaczyć

nie nie nie, ona tego nie powiedziała, ale dała do zrozumienia nie chcąc mi odpowiedzieć na pytanie 'dlaczego' i specyficznie się uśmiechają. Aż mi się gorąco zrobiło wtedy:)

dort - 2012-11-07, 12:58

nie daj się, jesteś poważną osobą a nie przedszkolakiem, więc nie masz powodów obawiać się pani przedszkolanki :-P
excelencja - 2012-11-07, 13:04

wiesz - boję się tego samego, czego przy porodzie- że 'zemści' się na Lilce
dort - 2012-11-07, 13:20

ale jak z nią porozmawiasz, bo powiesz, że martwisz się o córeczkę to nie będzie miała powodu aby się mścić
excelencja - 2012-11-07, 13:26

Dorota, kurczę, oni mają utarte przekonania i nagrody i kary są w powszechny użyciu. Dziś jak wyszłam ze łzami w oczach - wyszła stażystka i mówi 'my nie robimy krzywdy dziecku'
No właśnie, tylko kto określa co jest krzywdą, a co nie...

lilias - 2012-11-07, 14:02

exce, idź pogadaj kobieto. przecież nie chcesz podważać autorytetu pani tylko rozwiązać problem i daj sobie czas na rozmowę, czyli, że nie spiesz się nigdzie ;-) no wiesz, jak sie wgryziesz to nie popuszczaj, spokojnie i w kierunku tzw.obranym. no i wiesz, może ona ma jakieś sugestie co do naprawy sytuacji :-) trzymaj się ciepło :**

z drugiej strony rzeczywiście nie chcą zrobić dziecku krzywdy, może podejdź do tego, że macie jeden cel tylko różnicie się sposobami dochodzenia do niego. wiesz, nikt nie będzie dla Lilki taki jak Ty i nigdzie nie będzie jej tak jak z Tobą. teraz przeżywasz strasznie, a co dopiero jak będzie miała lat trochę więcej i nie uchronisz jej przez często wrednymi i niesprawiedliwymi ludźmi (i to niekoniecznie jej nauczycielami :-P ) :roll: wyrycz się w domu i z nadzieją w sercu na rozmowę do pani. z jednej strony niech wie, że ją lubisz, ale z drugiej strony nie daj się potraktować pretensjonalnie (tego nie lubię wrr).

zobaczysz dzisiaj Lilka będzie weselsza, a w Tobie ta zadra będzie jeszcze długo, długo (znam z autopsji).
co do nalepek to mam inne zdanie, bo nie ma takiej nalepki dla której dzieci zrobią wszystko ;-) nie są ani tak opanowane ani tak wyrachowane. nalepka jest na chwilę, a dzieciaki jakoś nie wartościują "patrz ta co ma tyyyle nalepek" ;-) :-P

dort - 2012-11-07, 14:02

excelencja napisał/a:
No właśnie, tylko kto określa co jest krzywdą, a co nie...
no, właśnie :roll:
lilias - 2012-11-07, 14:05

przestańcie z tą krzywdą, proszę :->
dla każdego krzywda znaczy trochę (albo bardzo) co innego :roll:

dort - 2012-11-07, 14:13

i właśnie o tym piszemy - przynajmniej ja ;-)
devil_doll - 2012-11-07, 14:43

lilias tak :) zgadzam sie ale z doswiadczenia a przerobilam kazda grupe wiekowe i tzw trudne dzieci powiem, trzeba miec serce do czlowieka i tyle. Jak sie go nie ma to nic sie nie wskora. Nie chodzi o pozwalanie innym na wszystko ale o szacunek i sympatie do osoby z ktora pracujesz czy to dorosly czy dziecko :)
biechna - 2012-11-07, 14:46

excelencja napisał/a:
Naklejki dla niektórych rozwalają motywację i pasję nauki dla nauki, dla przyjemności chłonięcia świata.
Zapominamy o tym po co się uczymy, zaczynamy uczyć się nie dla zaspokojenia żądzy poznawania świata, a zaczynamy uczyć się dla innych - czyli dla nagrody, dla głasknięcia.

Don't like it

Mnie też to wkurza, na wszystko jednak nie mamy wpływu, a nagrody-kary preferuje zdecydowana większość rodziców, so, jesteśmy na straconej pozycji, jeśli chodzi o kształtowanie systemów nauczania i pedagogicznych, ale exce, mnie jakoś jednak uspokaja to, że najbardziej na stosunek do nauki może wpływać DOM - ja się uczę z chęcią, z chęcią uczę też moje dziecko, jeśli coś jego/nas zainteresuje, potem szukamy informacji, książek, ludzi, wnikamy w temat i to daje nam prawdziwą przyjemność. Jeśli trafi w szkole na system naklejkowy, omówię to z nim w domu i niech sobie i ma same smutne buźki/ czarne kółka/ zero "nagród". Autorytetu nauczycieli nie zamierzam sztucznie tworzyć (chyba że trafi się ktoś godzien) i w razie "naklejek" mój syn dowie się, co ja o tym myślę i że absolutnie nikt z nas od niego nie oczekuje "nagród" za naukę i że to nie ilość naklejek/nagród wskazuje, czy głowa mądra, czy nie. A uczyć się, mam nadzieję, będzie lubił ze zwykłej ciekawości świata.
dort, gratuluję Oskarowi nieznalezienia się na tablicy 8-)

excelencja - 2012-11-07, 15:23

lilias napisał/a:
co do naprawy sytuacji :-)


rozmawiałam z Lilką. Okazało się, że dziewczynki tylko rozmawiały.
Wierzę jej.
Ja nie wiem co mam naprawiać, bo dla mnie to szczyt idiotyzmu, żeby dzieci miały tylko łyżkami wiosłować podczas jedzenia i nie odezwać się do siebie słowem.

Ale oczywiście zapytam jaki jest punkt widzenia pani.

george napisał/a:
nagrody-kary preferuje zdecydowana większość rodziców, so, jesteśmy na straconej pozycji, jeśli chodzi o kształtowanie systemów nauczania i pedagogicznych, ale exce, mnie jakoś jednak uspokaja to, że najbardziej na stosunek do nauki może wpływać DOM - ja się uczę z chęcią, z chęcią uczę też moje dziecko, jeśli coś jego/nas zainteresuje, potem szukamy informacji, książek, ludzi, wnikamy w temat i to daje nam prawdziwą przyjemność. Jeśli trafi w szkole na system naklejkowy, omówię to z nim w domu i niech sobie i ma same smutne buźki/ czarne kółka/ zero "nagród". Autorytetu nauczycieli nie zamierzam sztucznie tworzyć (chyba że trafi się ktoś godzien) i w razie "naklejek" mój syn dowie się, co ja o tym myślę i że absolutnie nikt z nas od niego nie oczekuje "nagród" za naukę i że to nie ilość naklejek/nagród wskazuje, czy głowa mądra, czy nie. A uczyć się, mam nadzieję, będzie lubił ze zwykłej ciekawości świata.



ohhhh yeeeeaaaaah!!!

lilias - 2012-11-07, 19:56

george, od zawsze twierdzę, że największy wpływ na dziecko i jego rozwój ma DOM, a szkoła (przedszkole) to tylko wspomagacz. uważam też, że na autorytet każdy sam musi zapracować, zwłaszcza rodzic, a nauka szacunku dla wszystkich ludzi i zwierząt to dla mnie norma. jak widać mniej popularna niż sądziłam. :roll: wystarczy widać kogoś nie lubić i już samo leci. za to całym sercem jetem za tym, żeby uczestniczyć w życiu dziecka i uczyć radzenia sobie w sytuacjach delikatnie mówiąc niekomfortowych (przysłowiowe naklejki, nieprzyjemne koleżanki,...).

excelencja, za "naprawę sytuacji" rozumiem znalezienie rozwiązania i poprawienie samopoczucia dziecka (i Twojego), a nie tylko ewentualne stwierdzenie, że problemem jest pani.


devil_doll, 100/100 tylko wiesz , że to utopia, żeby wszyscy byli tacy ? :->

dziwnie się czuję w tym wątku. jak ktoś komu przypisano rolę obrońcy państwowych szkół i przedszkoli, a mi chodzi tylko o zachowanie zdrowego rozsądku w stosunku do własnego dziecka i uczciwy obiektywizm (kiedy emocje wynikające z danych sytuacji nieco opadną). wiem, że wszystko co dotyczy naszych dzieci jest silnie emocjonalne, ale chyba nie tylko :roll:

czasem mam wrażenie, że brakuje większości rodziców umiejętności tzw. przyjrzenia się sobie i temu co robimy "z boku". jakoś ginie zależność między tym co "sprzedajemy" własnemu dziecku i jaki to ma wpływ na jego późniejsze życie i relacje z ludźmi.

dort - 2012-11-07, 20:01

lilias napisał/a:
dziwnie się czuję w tym wątku. jak ktoś komu przypisano rolę obrońcy państwowych szkół i przedszkoli,


równiez staję w obronie tych placówek, także spoko nie jesteś sama :-D

renka - 2012-11-07, 20:23

dort napisał/a:
lilias napisał/a:
dziwnie się czuję w tym wątku. jak ktoś komu przypisano rolę obrońcy państwowych szkół i przedszkoli,


równiez staję w obronie tych placówek, także spoko nie jesteś sama :-D


Lilias, ja takze sie dolaczam :-)
Poza tym w wielu punktach mam zblizone spojrzenie do Twojego.

excelencja - 2012-11-07, 20:49

lilias, to nie chodzi tylko o nasze dzieci.
Tak są traktowane wszystkie dzieci.
I to jest straszne- dla mnie. Ale rozumiem, że rence, dort i lilias to pasuje- ok. Mnie nie za bardzo.

rosa - 2012-11-07, 21:30

ja również za państwowymi szkołami :mrgreen:
zauwazyłam, że najbardziej przerażeni sa rodzice, których dzieci jeszcze nawet nie liznęły państwowej szkoły :-) mnie przeażają szkoły prywatne, dla wyselekcjonowanych grubością portfela

excelencja - 2012-11-07, 21:33

rosa napisał/a:
mnie przeażają szkoły prywatne, dla wyselekcjonowanych grubością portfela

mnie też :)

ROsita, ale nie tylko nasze dzieci chodzą do szkół. Moi siostrzeńcy chodzą. Ja też w sumie niedawno chodziłam :P :P:P

dort - 2012-11-08, 08:47

exe jednak był nie uogólniała tak bardzo, bo tak jak pisałyśmy wcześniej są przeróżne szkoły czy przedszkola państwowe i prywatne i nie masz żadnej, ale to żadnej gwarancji że jak poślesz dziecko do prywatnej placówki to będzie ekstra a jak do państwowej to będzie do kitu - Oskar chodzi do państwowej szkoły która jest super, bo ma takich nauczycieli i dyrektorkę, a pamiętam jak znajomi posłali swojego syna do prywatnego przedszkola i po kilku dniach zorientowali się, że panie olewają kompletnie dzieci i nie przeszkadza im, że maluch gania cały dzień zasrany i zasikany :-> ich syn koniec końców dzięki tej super prywatnej placówce dostał zapalania płuc, poza tym u mnie w okolicy są przedszkola gdzie w każdym praktycznie pomieszczeniu gdzie przebywają dzieci poinstalowano kamery i rodzice mogą sobie oglądać relacje z przedszkola na żywo :roll:

także wszystko zależy od podejścia ludzi, którzy pracują w danej placówce, a nie od tego czy jest państwowa czy prywatna

renka - 2012-11-08, 09:23

excelencja napisał/a:
lilias, to nie chodzi tylko o nasze dzieci.
Tak są traktowane wszystkie dzieci.


Czyli jak traktowane? Bo nie do konca rozumiem.
Wg mnie sa roznie traktowane, bo zalezy to w duzej mierze od nauczyciela i tego jakie ma podejscie do dzieci.
Takie negatywne uogolnienia sa krzywdzace zarowno nauczycieli, dzieci jak i rodzicow.
To, czy mi pewne rzeczy nie przeszkadzaja czy przedzkadzaja to jedno. Drugie to sposob w jaki ja rozmawiam z dziecmi w domu i jak im tlumacze rozne rzeczy, ktore w szkole/przedszkolu nie sa dla nich zrozumiale, bo np. mamy inny rodzinny sposob funkcjonowania w danej sytuacji, a czesc sytaucji po prostu u nas nie wystepuje.
Wiele rzeczy mnie sie nie podoba jezeli chodzi o funkcjonowanie relacji miedzy ludzkich i ogolnie pojetego "swiata" - tzn., ze mam swoje dzieci pozamykac w domu i przedstawiac im wylacznie rzeczywistosc widziana moimi oczami?
Uwazanie, ze szkoly to zlo, a nauczyciele nie posiadaja odpowiednich kompetencji, a wrecz ich rola polega glownie na "krzywdzeniu" dzieci powoduje, ze dzieci pozniej nie znaja zadnych regul/granic, nie czuja respektu przed nikim/niczym, uwazaja, ze im wszystko wolno i fakt, ze ktos wrecz smie cos od nich wymagac doprowadza do tego, ze np. taki drugoklasista nie ma oporow, zeby dyrektorce powiedziec, ze "ma ja w dupie" albo nauczycielce, ze "gada same bzdury" - akurat u nas bywaja tego typu uczniowie i sa to najczesciej dzieci tzw. wychowane bezstresowo (albo w ogole nie wychowywane), dodatkowo gdy np. taki gosc uderzy kolege i nauczyciel wymierza jakies konsekwencje takiemu delikwentowi to przybiega oburzony rodzic z pretensjami do nauczyciela - to jest chore dla mnie. Funkcjonowanie spoleczne opiera sie bowiem na pewnych zasadach i warto miec obiektywizm co do danej sytuacji i wlasnego dziecka. Wg mnie nie ucieknie sie od pojec typu: dobre-zle, wlasciwe-niewlasciwe. A pozniej statystyki dotyczace przemocy w szkole pomiedzy uczniami wzrastaja.

excelencja - 2012-11-08, 16:04

Nie renka nie o to chodzi, ale wybacz, nie mam ochoty w to wnikać tu.

dort, ja nie pisałam, że publiczne szkoły są złe tylko cały system edukacji.

Nie podoba mi się od A do Z niezależnie od formy własności. Względnie akceptuję system montessoriański bo system jest inny.


Nie chcę generalizować
"Tak" są traktowane nasze dzieci= czyli nie tak jakbym chciała alby były traktowane. A chciałabym by byli traktowani jak ludzie z pełnym szacunkiem, poszanowaniem ich praw, wyborów i wolności.

Oczywiście, że są nauczyciele wspaniali, wspaniali pedagodzy. Czy ktoś zaprzecza?
Ale są też ci nie wspaniali i to oni się bardziej w oczy rzucają i nas to boli, dlatego raczej o tym piszemy.

lilias - 2012-11-08, 16:33

excelencja napisał/a:
...
Nie chcę generalizować
"Tak" są traktowane nasze dzieci= czyli nie tak jakbym chciała alby były traktowane. A chciałabym by byli traktowani jak ludzie z pełnym szacunkiem, poszanowaniem ich praw, wyborów i wolności. ...


ok, a kto i kiedy nauczy nasze dzieci, żeby traktowały "ludzi z pełnym szacunkiem, poszanowaniem praw, wyborów i wolności..." ? bo rozumiem, że w domu usłyszy słowo-klucz i po zupie ;-) :-P

excelencja - 2012-11-08, 22:00

lilias napisał/a:
kto i kiedy nauczy nasze dzieci, żeby traktowały "ludzi z pełnym szacunkiem, poszanowaniem praw, wyborów i wolności..."


hmmm .... no nie wiem zupełnie, nie mam pojęcia, jakoś nic mi do głowy nie przychodzi.
No tego są w stanie nauczyć tylko nauczyciele szkolni, bo w domach to sama patologia! Racja!

lilias - 2012-11-08, 23:19

excelencja napisał/a:
lilias napisał/a:
kto i kiedy nauczy nasze dzieci, żeby traktowały "ludzi z pełnym szacunkiem, poszanowaniem praw, wyborów i wolności..."


hmmm .... no nie wiem zupełnie, nie mam pojęcia, jakoś nic mi do głowy nie przychodzi.
No tego są w stanie nauczyć tylko nauczyciele szkolni, bo w domach to sama patologia! Racja!


mówisz? nieee, no coś Ty ;-) słowo klucz w domu załatwia sprawę :-P (czemu ten jęzor nie lata, hę? :-D )

Salamandra*75 - 2013-02-19, 11:29
Temat postu: rocznik 2008 do szkoły???
Dziewczyny rocznika 2008- jak to jest dzwonilam do szkoły i Pani mi powiedziała ze ma isc do przedszkola, ... koleżanka która ma dziecko w podobnym wieku mówi że do zerówki...mam mętlik w głowie i prosze o pomoc.. :-/
Lily - 2013-02-19, 11:32

Cytat:
Czy dziecko z rocznika 2008, które od września 2013 r. odbywać będzie obowiązek przedszkolny w przedszkolu, może w 2014 r. kontynuować wychowanie przedszkolne w szkole?

Wedle aktualnego stanu prawnego, od września 2014 r. wszystkie dzieci sześcioletnie zostaną objęte obowiązkiem szkolnym. Kontynuowanie wychowania przedszkolnego jest możliwe w stosunku do dzieci sześcioletnich, które nie rozpoczynają nauki w klasie I w latach szkolnych 2012/2013 i 2013/2014. Zatem dziecko urodzone w 2008 r., we wrześniu 2013 r. rozpocznie realizację rocznego obowiązkowego wychowania przedszkolnego w przedszkolu, oddziale przedszkolnym w szkole podstawowej lub w innej formie wychowania przedszkolnego, a we wrześniu 2014 r. rozpocznie obowiązkowo naukę w klasie I szkoły podstawowej.


Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. z 2004 r.Nr 256, poz. 2572, z późn. zm.)

Stąd: hxxp://www.ore.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1968:pytania-i-odpowied..

amudabi - 2013-02-19, 12:47

Lily, nie wiesz może czy nic się w tej sprawie nie robi, czy nie ma żadnej petycji jako wyraz sprzciwu rodziców którzy nie zgadzają się na wcześniejszy obowiązek szkolny??
arete - 2013-02-19, 13:20

hxxp://wyborcza.pl/1,126565,13422752,Szesciolatek_w_szkole__Dyrektor_zacheca__a_nauczyciel.html
Lily - 2013-02-19, 16:57

amudabi napisał/a:
Lily, nie wiesz może czy nic się w tej sprawie nie robi, czy nie ma żadnej petycji jako wyraz sprzciwu rodziców którzy nie zgadzają się na wcześniejszy obowiązek szkolny??
Na facebooku coś tam się przewija... Zresztą hxxp://www.ratujmaluchy.pl/
amudabi - 2013-02-19, 18:23

Dzięki.
Ka.ja - 2013-02-20, 00:12
Temat postu: help
Od grudnia Młody jest ze mną w domu. Wcześniej dużo chorował i mało korzystał z przedszkola, więc uznaliśmy, że lepiej wzmocnić jego odporność przed obowiązkową zerówką.
W najbliższych dniach muszę podjąć decyzję, czy do zerówki pójdzie do przedszkola czy do szkoły. Do przedszkola, do którego chodził, sam deklaruje, że nie chce iść... Czy szukać mu nowego przedszkola na jeden rok czy raczej wybrać fajną szkołę, w której pójdzie od razu do zerówki i za rok będą mu zaoszczędzone zmiany.
Co byście zrobiły na moim miejscu?

evel - 2013-02-20, 08:32

Ja bym spróbowała znaleźć szkołę miłą i przyjazną dziecku, z dobrą zerówką, żeby zaoszczędzić mu stresu - w końcu każda zmiana środowiska niesie go za sobą.
W naszej szkole dzieci, które przeszły z zerówki do 1 klasy lepiej się odnajdywały na początku roku niż ich koledzy, którzy przeszli z przedszkola. ;-)

rosa - 2013-02-20, 09:23

Ka.ja, moi chłopcy chodzili do zerówki w szkole i to było jak dla mnie bardzo dobre rozwiązanie, u nas szkoła jest fajna, poza tym za darmo (a przedszkole wcale nie tanie) odpadał problem z przedszkolnym wyżywieniem. Chłopaki nie chodzili na swietlicę, bo przy pierwszym ja jeszcze nie pracowałam, a przy drugim korzystałam z pomocy mamy
renka - 2013-02-20, 10:15

Ka.ja - ja prawdopodobnie w takiej sytuacji zdecydowalbym sie na zerowke w szkole. My mamy taki komfort, ze przedszkole jest przy szkole, wiec Fiona szkole i tak zna (oprocz tego, ze bywa w niej codziennie, jak Ronke odstawiamy i odbieramy, to dodatkowo dzieciaki z przedszkola uczestnicza czasami w jakichs szkolnych apelach etc.).
Btw. dzis mamy z przedszkolu zebranie odnosnie wstepnych diagnoz i deklaracji czy dzieciaki damy do zerowki czy do pierwszej klasy.

dynia - 2013-02-20, 10:36

renka i jak decydujesz?
Ziemek w podobnym wieku jak Fionka .My się zastanawiamy nad szkołą,Ziemek chce bardzo iść ,trochę się nudzi w przedszkolu.Nie wiem co robić :roll: Dodam ,że nie mamy zerówki w podstawówce.

renka - 2013-02-20, 11:44

Ja jestem w 99% zdecydowana na 1 klase. W pozostalym procencie zawieraja sie dylematy zwiazane z 4 kwestiami:
- Fiona ciagle ma jeszcze dzidziusiowa wymowe, dla innych nie zawsze w pelni jest zrozumiale co ona mowi - ma cwiczenia z logopedka przedszkolna, w domu tez cwiczymy, ale jakis taki sredni efekt jest, albo go w ogole nie ma (jak sie stara to wtedy efekt jest slyszalny, ale w codziennej wymowie slabo),
- po raz pierwszy dobrze sie zintegrowala z obecna grupa przedszkolna (od poczatku co roku musiala na nowo sie adaptowac z nowa grupa), wiec szkoda mi troche ich rozdzielac - dlatego bardzo ciekawi mnie, ilu rodzicow zdecyduje sie poslac dzieci do 1 klasy z Fiony grupy; z drugiej strony nie ma gwarancji, ze nawet gdyby jednak cala grupa zdecydowalaby sie na pierwsza klase, to w pelni by do niej przeszla (w zeszlym roku celowo rozdzielono dzieciaki z jednej grupy przedszkolej i przydzielono je do dwoch roznych klas),
- nieco stresuje mnie fakt, do jakiej nauczycielki by trafila, bo wiem, kto w tym roku obejmuje wychowawstwo pierwszych klas i tylko jedna pani mi w pelni odpowiada,
- przeraza mnie wizja odrabiania lekcji z dwojka dzieci wczesnoszkolnych ]:->

biechna - 2013-02-20, 22:39

Ka.ja napisał/a:
Czy szukać mu nowego przedszkola na jeden rok czy raczej wybrać fajną szkołę, w której pójdzie od razu do zerówki i za rok będą mu zaoszczędzone zmiany.
Co byście zrobiły na moim miejscu?

W takiej sytuacji wybrałabym zerówkę w szkole, w której będzie kontynuował naukę. Jeszcze na 2 lata pewnie wybrałabym przedszkole, ale jeśli tylko na rok, to już chyba fajniej od razu znaleźć się w gronie, z którym będzie się potem dłuższy czas.

Humbak - 2013-02-20, 23:23

My na pewno we wrześniu idziemy do szkoły... (rocznik 2007) - w przedszkolu podejrzewam że pierwsze pół roku byłoby ciekawie, a drugie nudno... ja się zastanawiam czy do zerówki czy 1 klasy. Wiedzą Kubuś nadaje się do 1 klasy, ale emocjami - sama nie wiem... z drugiej strony wiem, że jak będzie się nudził w zerówce, to zacznie najpierw rozrabiać a potem unikać szkoły... też jestem w kropce
evel - 2013-02-21, 07:55

Humbak, jeśli w tej szkole jest klasa pierwsza sześciolatków to pomyśl o kl. 1.
W takich klasach zazwyczaj wszystko jest naprawdę dopięte na ostatni guzik, dzieci mają troszkę inną organizację niż pozostałe pierwsze klasy, a panie są świadome tego, że są to dzieci młodsze (w tym wieku 1 rok, jak wiemy, robi różnicę ;) ).

Jeśli Kuba będzie się nudził w zerówie to nie wyjdzie mu to na dobre, mam w grupie w świetlicy chłopca, który właśnie powinien być w 1 klasie, a rodzice wysłali go do zerówki, żeby mu dzieciństwa nie skracać. No i mały P. się nudzi.

A co Twój syn o tym myśli? Gdzie on by wolał iść?

renka - 2013-02-21, 08:32

evel napisał/a:
Humbak, jeśli w tej szkole jest klasa pierwsza sześciolatków to pomyśl o kl. 1.


U nas sa wylacznie laczone klasy 6 i 7 latkow i bardzo dobrze dzieciaki w nich funkcjonuja i 6 latki wcale nie odstaja od 7 latkow (gdyby ktos nie zagladal do ich metryki urodzenia to nie byloby zadnej granicy miedzy tymi dzieciakami). Dla mnie osobiscie wydzielanie klas samych 6 latkow nie jest dobrym pomyslem i moze wloze kij w mrowisko, ale szczerze powiedziawszy nie rozumiem calego szumu odnosnie 6 latkow w szkole. Problemy emocjonalne badz z nauka czesto nie sa zalezne od wieku, tylko sklada sie na nich szereg roznych czynnikow.

Salamandra*75 - 2013-02-21, 08:57

Ja uważam że powinien byc wybór jak dziecko nie nadaje się do pierwszej klasy to po co na siłe je pakować i zabierac mu dzieciństwo, nie każda szkoła jest do tego przystosowana...mam nadzieję,że coś sie zmieni w tej sprawie zanim za rok nasze dzieciaki trafią do szkolnej ławy.. :-/
amudabi - 2013-02-21, 10:16

Salamandra*75 napisał/a:
Ja uważam że powinien byc wybór jak dziecko nie nadaje się do pierwszej klasy to po co na siłe je pakować i zabierac mu dzieciństwo, nie każda szkoła jest do tego przystosowana...mam nadzieję,że coś sie zmieni w tej sprawie zanim za rok nasze dzieciaki trafią do szkolnej ławy.. :-/


Całkowicie się zgadzam.
Trzeba podpisywać na hxxp://www.ratujmaluchy.pl/

renka - 2013-02-21, 10:56

To ja dla zrownowazenia:

www.men.gov.pl/mam6lat

;-)

dynia - 2013-02-21, 11:07

Ja się jednak skłaniam ku posłaniu Ziemowita do szkoły od września.Sam zainteresowany jest bardzo podekscytowany ;-)
Humbak - 2013-02-21, 11:13

renka napisał/a:
zczerze powiedziawszy nie rozumiem calego szumu odnosnie 6 latkow w szkole.
tak ogólnie to ja też nie - patrząc na dzieci w tym wieku one aż lgną do szkoły i to rodzice na siłę wmuszają im jakieś ichnie koncepcje dzieciństwa, tak jakby uczenie się dzieciństwo odbierało... taki trochę bzdurny paradoks, bo przecież od urodzenia nic nie robią tylko się uczą :-P

ale... nasze szkolnictwo świetnie karmi takie teorie, bo jak pomyślę, że mój syn będzie wtłoczony w szkołę która nie jest dostosowana do jego wieku, to z innych przyczyn ale podzielam obawy.
Cytat:
bardzo dobrze dzieciaki w nich funkcjonują i 6 latki wcale nie odstają od 7 latków
no właśnie o to mi chodzi - nie wszędzie tak dobrze funkcjonują. Bo jeśli w klasie jest przewaga 7latków, jak u mojej koleżanki, to pani "ignoruje" 6latków zmuszając ich swoimi metodami pracy do zaadoptowania rozumowania i sposobów postępowania reszty klasy. Boję się też klasycznego traktowania per noga z uśmiechem - czyli z uśmiechem do rodziców i per noga do dzieci za ich plecami. Kiedyś byłam świadkiem (bo jak się nie jest rodzicem to więcej można zobaczyć... ]:-> ) jak w klasie sześciolaków podchodzi chłopczyk do pani i grzecznie pyta "proszę pani czy mogę się przesiąść do tamtego stolika?" a pani grzecznym, uśmiechniętym i stanowczym głosem "nie ma takiej potrzeby, wracaj do 'swojego' stolika". Uciekłam stamtąd gdzie pieprz rośnie... W innej placówce, też obok mnie, dzieci wychodziły na spacer i zaczęły hałasować w szatni a pani wrzaskiem "to wy nie wiecie jak trzeba się zachowywać w szatni? Ciszej!!" i uśmiech do mnie w stylu "och te dzieci" :evil:

Jakoś rodzinnie nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej komunikacji mówiąc delikatnie...

Nie boję się o gotowość sześciolatków, ale z tego co widzę, szkoły bardzo się starają żeby pokazać wszystkim że nie są gotowe na sześciolatki - i boję się, że mogę na taką trafić. :-(

evel napisał/a:
jeśli w tej szkole jest klasa pierwsza sześciolatków
najczęściej są tu klasy mieszane, 6 i 7 latków... no i mam zagwostkę.
evel napisał/a:
co Twój syn o tym myśli? Gdzie on by wolał iść?
wszędzie. Chce zostać w przedszkolu i iść do szkoły :lol:

Chyba tak naprawdę wszystko zależy od nauczyciela, ale jak go dobrze poznać zanim się mu powierzy pociechę...?

priya - 2013-02-21, 11:26

A ja widzę, że mój syn (6,5) nie jest gotowy i bardzo się cieszę, że miałam jeszcze wybór i mogłam go zostawić w przedszkolnej zerówce. I jestem za tym by rodzicom pozostawić możliwość wyboru.
renka - 2013-02-21, 11:28

Wiecie co, ten wybor faktycznie jest koszmarem dla rodzica, bo gdyby ten wymog 6 latkow w szkolach nie zostal 2 lata temu przesuniety to sprawa nie nabieralaby takich rumiencow.
Po wczorajszym zebraniu naszla mnie taka refleksja, ze to my rodzice zniechecamy nasze dzieci do instytucji szkolnej, przez co uczniowie pozniej ida do szkoly z nastawieniem: "Znow musze isc do tej budy". To rodzic odgrywa duza role w tym, czy ulatwi swojemu dziecku start w edukacji szkolnej czy jednak z gory nalozy na nie pietno szkoly jako cos strasznego.

Moja starsza corka miala w pazdzierniku duzy kryzys (poszla do szkoly jako 6-latka) - ale z pomoca wychowawczyni udalo nam sie ten kryzys przetrwac. Teraz chodzi do szkoly chetnie (pomijajac to ranne wstawanie, ktore szczegolnie w porze jesienno-zimowej jest zmora) i lubi szkole.

Fiona jest innym dzieckiem, tez o bardzo duzej wrazliwosci i nie wiem jak u niej przebiegnie adaptacja szkolna, ale na pewno bede staral sie ja wspierac, bo kryzysow nie sposob uniknac na przestrzeni calej edukacji, gdyz nauczyciele sa bardzo rozni i maja rozne metody edukacyjne.

Humbak - dokladnie, wszystko zalezy od nauczyciela, co niejednokrotnie zostalo tutaj pisane. Wg mnie nie sposb poznac w pelni nauczyciela wczesniej, dopoki to nasze dziecko nie trafi pod skrzydla jakowegos. Ja jestem przy szkole, czasami mam wrazenie, ze robie za szkolny konfesjonal dla niektorych rodzicow - duzo slysze, swoje widze etc. Ale rzeczywistosc moze zaskoczyc. O wychowawczyny Ronki slyszalam same superlatywy, ucieszylam sie, gdy jej zerowka zostala przydzielona pod wychowawstwo w pierwszej klasie do niej, ale okazalo sie, ze moja Ronka sie jej boi. Teraz mam mniej wiecej oglad do jakich nauczycieli moze trafic Fiona i wiem, do kogo chcialabym, zeby trafila, a do kogo nie.

renka - 2013-02-21, 11:31

priya napisał/a:
A ja widzę, że mój syn (6,5) nie jest gotowy i bardzo się cieszę, że miałam jeszcze wybór i mogłam go zostawić w przedszkolnej zerówce. I jestem za tym by rodzicom pozostawić możliwość wyboru.


A wg mnie wlasnie rodzic nie powinien miec wyboru, tylko odgornie powinna byc ustalona granica - tak jak kiedys to bylo. I nie wazne juz, czy bylaby to granica 6 czy 7 lat, ale obecna sytuacja, gdy rodzic ma wybor, powoduje mase niepotrzebnego chaosu.

priya - 2013-02-21, 11:35

renka, możliwe. Głównie skupiłam się na tym, że ja nie chcę mieć obowiązku posyłania sześciolatków do szkoły. Ale jak czytam Wasze zadowolone głosy, to widzę, że inni nie chcą mieć obowiązku posyłania siedmiolatków ;-) Stąd uznałam, ze kompromisem byłoby zachowanie możliwości wyboru. Choć nie chciałabym być nauczycielem klas 1-3 zmuszonym do prowadzenia zajęć z klasą dzieci w różnym wieku.
Lily - 2013-02-21, 11:37

W sumie to obowiązek szkolny może być przecież realizowany poza szkołą, więc obowiązku posyłania do niej nie ma ;)
Mnie by to na dobre wyszło, gdyby mnie wcześniej posłali, ale nie dla każdego to jest dobre. I rzeczywiście, nie powinni kombinować z wyborem ani mieszać w jednej klasie 6- i 7-latków...

Salamandra*75 - 2013-02-21, 14:31

hxxp://www.ratujmaluchy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=418&Itemid
właśnie przeczytałam... :-/

renka - 2013-02-21, 14:46

Salamandra*75 napisał/a:
hxxp://www.ratujmaluchy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=418&Itemid
właśnie przeczytałam... :-/


Dla mnie osobiscie takie historie nie sa wiarygodnym argumentem przeciwko posylaniu dzieci wczesniej do szkoly. Znam ze swoich czasow kilkoro dzieci, ktore byly np. jedynymi osobami rocznikowo mlodszymi w klasie i radzily sobie swietnie. Rozmawiam z rodzicami, ktorzy poslali dzieciakiw czesniej do szkoly - te dzieciaki sa juz w 3 klasie - i zarowno dzieci jak i rodzice sabie to chwala. Znam dzieciaki, ktore rocznikowo sa odpowiednie w danej klasie i maja szereg problemow emocjonalno-edukacyjnych. Ci rodzice tez nie maja gwarancji czy to efekt wczesnego poslania do szkoly, czy jednak po prostu ich syn jest taki, a nie inny - ma wolniejsze tempro pracy, jest wrazliwcem etc. Jedyne co razi w tym to postawa nauczyciela, ktory nie wspiera, wrecz doluje - i to jest przykre.

amudabi - 2013-02-21, 18:17

Histerią bym tego nie nazywała, ja osobiście odkąd zostałam matką, mam dość stawiania mnie przed jakimiś faktami które ktos ustala w swoim interesie a nie w interesie matki i dziecka, a w Polsce tak jest ze wszystkim, począwszy od porodu w szpitalu, po rejestrowanie dziecka w urzędzie, korzystanie z poradni, czy stając przed wyborem szczepienia, wszędzie, dziecko jest postrzegane nie jako nowy obywatel, któremu nalezy się godne życie i równy start, ale po prostu jest źródłem zarobkowania dla firm farmaceutycznych i całej tej systemowej machiny min wcześniejsze wkrecenie dziecka w przymus szkolny tez ma to na celu, nie można dawać się zwodzić, trzeba otworzyć oczy, po prostu uwazam że dobro dziecka jest nadrzędną wartością, i to ja jako matka mam prawo decydować o swoim dziecku bo ja znam je najlepiej, nie jakas pani ze złobka czy przedszkola. (!) Takie podejście wkurza niestety. Rodzic powinien być świadomy, potem się dziwimy, tak? dlaczego moje dziecko tak się do mnie odzywa, skąd ma takie nawyki,albo dlaczego stres i depresja u mojego dziecka itd...
Nie dziwmy się zatem, zgadzajmy się na wszystko co proponuje rząd, bądźmy łatwym i dobrze lepnym materiałem , takim łatwo manipulowalnym ;)
Ale ja się na to nie zgadzam i takie jest moje prawo jako Matki.

Agnieszka - 2013-02-21, 20:18

W mojej dzielnicy przedszkola nie maja zerówek więc dzieci od dawna szły do szkolnej 0. Córkę woziłam i 0 skończyła w placówce przedszkolnej bo raz: mniej wolnego, dwa zżyła się się z ludźmi i miejscem, trzy: opcja diety, cztery: w swojej dzielnicy bym musiała odbierać o 17 i nie było to dla mnie wykonalne (od 2 lat szkoła zmieniała godziny bo system zmianowy związany z ilością dzieci).
W przedszkolnych badaniach (poradnia pod którą podlegała placówka) nie posyłać do I klasy bo niskorosła, pod opieka logopedy. Posłałam i klasę też zmieniłam bo nie bardzo pasowała mi przydzielona wychowawczyni klas I-III i opcja koleżanek z podwórka wygodna dla nas wszystkich na wypadek wycieczki, nieobecności, organizacji przy zaprowadzaniu/odbieraniu itp.
Kiedyś dzieci szły do I klasy albo powtarzały grupę 0 jeśli nie były gotowe ale warto decyzje poradni/psychologa porównać z opinią wychowawcy (szkoła czy przedszkole) i czasem nie ulegać presji zdając się na własne obserwacje i czucie.
Szkoda że Ewa nie pisuje u niej była odwrotna sytuacja bo młodszemu synowi w I klasie zmieniała klasę na rok wyżej.
Moje dziecko chodzi do molocha i trudna była dla niej zmiana podobnie jak przejście z klasy III do IV. Ważny jest wychowawca. Szkoły moje potomstwo zmieniać nie chce więc podstawówkę kończymy tu a dalej zobaczymy.
renka: u nas zerówka była grupą w klasie I to ja zmieniałam dziecku klasę (dzieci z zewnątrz były przydzielane do innych klas, zazwyczaj takich zbieranych). My się zasymilowałyśmy choć nie było to proste i jestem zadowolona. W IV klasie też wystosowaliśmy pismo, że dzieci maja iść razem i nie zgadzamy się na dzielenie klasy (i tak jest a rodzice dzieci z opcją klasy sportowej też się nie wyłamali).
Patrząc z perspektywy to mój brat był osobą której zapewne by pomogło rok dłużej w przedszkolu lub klasa 0 w szkole ale poszedł swoim rocznikiem i dał radę.

Magdalena - 2013-02-21, 20:30

Ja osobiście zostawiłam mojego 6 latka w zerówce w przedszkolu. Uważam ze jest niedojrzały emocjonalnie. I to jest b. ważne - częśc znajomych z Macka grupy zdecydowało się na szkołę i żałują właśnie z tego powodu - niedojrzałości emocjonalnej. A już jak szkoła nie dzieli dzieci rocznikami to masakra dla mnie bo w klasie mogą być dzieci ze stycznia 2006 i z grudnia 2007.....czyli 2 lata różnicy.
orenda - 2013-02-21, 21:51

Mając obecnie doświadczenie z 1 klasą mojej 7 latki, chciałabym, żeby młodsza nie musiała iść za wcześnie do szkoły. I nawet nie o dojrzałość chodzi, gotowość, a po prostu o to, że w przedszkolu jest fajnie, nie rozumiem, jak dziecko może się tam nudzić. Może my mamy wyjątkowo fajne przedszkole.
Mam nadzieję, że wycofają się z pomysłu 6latków w szkole. Wiadomo, chodzi o pieniądze: "Koszt pobytu 6-latka w przedszkolu pokrywają gminy. W momencie wysłania 6-latka do pierwszej klasy szkoły podstawowej, gminy dostają na niego subwencję oświatową. W ten sposób powstał mechanizm finansowy, który wypycha 6-latki do szkół, bo tam przede wszystkim tworzy się dla nich wolne miejsca. Gmina dzięki temu oszczędza, a rząd trwa w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wyrównywania szans edukacyjnych i spełniania unijnych norm." stąd hxxp://wpolityce.pl/artykuly/11289-po-20-latach-polska-oswiata-nie-doczekala-sie-prawdziwej-reformy-choc-byla-polem-nieustannego-politycznego-eksperymentu-edukacyjnego

amudabi - 2013-02-21, 22:01

orenda napisał/a:
Mając obecnie doświadczenie z 1 klasą mojej 7 latki, chciałabym, żeby młodsza nie musiała iść za wcześnie do szkoły. I nawet nie o dojrzałość chodzi, gotowość, a po prostu o to, że w przedszkolu jest fajnie, nie rozumiem, jak dziecko może się tam nudzić. Może my mamy wyjątkowo fajne przedszkole.
Mam nadzieję, że wycofają się z pomysłu 6latków w szkole. Wiadomo, chodzi o pieniądze: "Koszt pobytu 6-latka w przedszkolu pokrywają gminy. W momencie wysłania 6-latka do pierwszej klasy szkoły podstawowej, gminy dostają na niego subwencję oświatową. W ten sposób powstał mechanizm finansowy, który wypycha 6-latki do szkół, bo tam przede wszystkim tworzy się dla nich wolne miejsca. Gmina dzięki temu oszczędza, a rząd trwa w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wyrównywania szans edukacyjnych i spełniania unijnych norm." stąd hxxp://wpolityce.pl/artykuly/11289-po-20-latach-polska-oswiata-nie-doczekala-sie-prawdziwej-reformy-choc-byla-polem-nieustannego-politycznego-eksperymentu-edukacyjnego

I stąd własnie obrzydzenie mnie bierze na ten cały system który ma w d*pie dzieci.

elenka - 2013-02-28, 07:40

W naszym otoczeniu ten temat też wzbudza mnóstwo emocji. Podobnie jak renka uważam, że zostawianie wyboru rodzicom robi największe zamieszanie, bo właśnie z tego powodu dzieci są w mieszanych rocznikowo klasach.
Ja obserwując mojego Krzysia (2008) myślę, że poradzi sobie w szkole. Mam wrażenie, że właśnie nudzi się czasami w przedszkolu, bo jego interesuje liczenie i literki, a na zajęciach dostaje kolorowanki do wypełnienia :roll:
Ale wiem też, że nie wszystkie dzieci są takie, ale to też są i 7-latki które teoretycznie też się jeszcze do szkoły np. emocjonalnie nie nadają.
My też mamy fajną szkołę, zaraz obok bloku z małą ilością dzieci w klasie.
Ogólnie temat rzeka i jak niestety dużo spraw u nas załatwiany "od d..." strony.

excelencja - 2013-02-28, 22:24

elenka, to wina przedszkola, że ogranicza się do kolorowanek...
elenka - 2013-03-01, 08:11

excelencja zgadzam się, ale rozumiem też, że Panie muszą dostosować zajęcia do ogółu, a dzieci jest 25 na grupie i niektóre nie potrafią kredki trzymać.
My dużo plastycznych rzeczy robimy w domu po prostu.
W swoim poście chciałam napisać, że może niepotrzebnie demonizujemy szkołę, podobnie pisała renka, że sami naszym dzieciom dajemy taki przekaz.
A przecież są w Europie kraje gdzie 5-latki a nawet 4-latki idą do szkoły ;-)

Kat... - 2013-03-01, 09:18

elenka napisał/a:
Ja obserwując mojego Krzysia (2008) myślę, że poradzi sobie w szkole. Mam wrażenie, że właśnie nudzi się czasami w przedszkolu, bo jego interesuje liczenie i literki, a na zajęciach dostaje kolorowanki do wypełnienia :roll:
elenka napisał/a:
ale rozumiem też, że Panie muszą dostosować zajęcia do ogółu, a dzieci jest 25 na grupie i niektóre nie potrafią kredki trzymać.
no różnice między dziećmi są ogromne. I właśnie dlatego, i ze względu na wzrost i moim zdaniem ogólną gotowość będę chciała Zygmusia posłać jako siedmiolatka. On ma totalnie gdzieś litery, cyfry, nawet kolorowanie średnio mu idzie. Wolę żeby sobie 2 razy w zerówce pobiegał i się wyszalał niż żeby ciągle jęczał, że nie umie, nie chce i się na zawsze zraził.
MartaJS - 2013-03-01, 09:26

W ogóle głupi jest system, w którym dzieci klasyfikuje się do szkoły i potem do kolejnych klas ze względu na "datę produkcji". Każde dziecko jest inne i inaczej rozwija umiejętności w różnych dziedzinach.

Zresztą wszystkim zainteresowanym alternatywami wobec "tradycyjnej" edukacji i koniecznymi zmianami w szkolnictwie polecam ten filmik-wykład, świetny jest:
hxxp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=_wxcXd5Cnv8

bronka - 2013-03-01, 11:43

elenka napisał/a:
excelencja zgadzam się, ale rozumiem też, że Panie muszą dostosować zajęcia do ogółu, a dzieci jest 25 na grupie i niektóre nie potrafią kredki trzymać.
My dużo plastycznych rzeczy robimy w domu po prostu.

U nas są grupy mieszane - od 3 do 6- latków. Też jest 20-25 dzieciaków, a potrafią jednocześnie dostosować zajęcia dla maluchów, starszaków i jeszcze prowadzić przygotowanie przedszkolne ( z podręcznikami). Więc zależy to od dobrej woli, odrobiny organizacji i pomyślunku ;-)

lilias - 2013-03-01, 14:47

Kat... napisał/a:
...Wolę żeby sobie 2 razy w zerówce pobiegał i się wyszalał niż żeby ciągle jęczał, że nie umie, nie chce i się na zawsze zraził.


i tak będzie jęczał, zwłaszcza jak wyczuje, że pojęczy, a mama za niego zrobi ;-) :-D

zgadzam się z renką i bronką, ale to juz pisałam dawno temu. myślę, że nic tak dziecka nie ogranicza jak utrwalanie, że "nie potrafi", "nie rozumie", "nie musi", "jest za malutkie" i rodzic lepiej zrobi to za nie. nadopiekuńczość to "wada" większości mam. ja ze swoją walczę od kiedy pamiętam :-) :-P co do "dojrzałości" wybaczcie ale znam sporo dorosłych, którzy nie mają niczego wspólnego z dojrzałością, a jednak jakieś szkoły pokończyli :mryellow:

Kat... - 2013-03-01, 14:52

lilias napisał/a:
nic tak dziecka nie ogranicza jak utrwalanie, że "nie potrafi"
ale to nie ja jemu to mówię, to on tak myśli a robimy wszystko żeby przestał. Zachęcamy, mobilizujemy, pokazujemy i nic. Ja widzę, że on nie jest gotowy. Zrobię co mogę żeby kiblował w zerówce. Szkoła z ławkami, nauką czytania, liczeniem itd to jeszcze nie dla niego. Są dzieci, które nudzą się w przedszkolu bo prościzna podobno, no Z się do nich nie zalicza.
bronka - 2013-03-01, 16:10

Gwoli ścisłości- ja mojego syna nie posyłam do szkoły.
Poradziłby sobie z nauką, z siedzeniem w ławce, z zadaniami ( nawet na wyrost), ale emocjonalnie by było ciężko.
Szkoły nie są przygotowane do nauki 6-latków moim zdaniem.

lilias - 2013-03-01, 16:11

Kat..., proszę, nie odpuszczaj synkowi. po prostu musisz być konsekwentna. wiem, ze niełatwo, wiem, że on woli żeby ktoś inny za niego robił różne rzeczy, ale tak się nie da o ile oczywiście ma się on rozwijać. będzie się buntował, wrzeszczał i tupał, ale to nie jest dziecko chore ani opóźnione. teraz zrobisz wszystko, żeby powtarzał zerówkę to co będzie dalej? co zrobisz, żeby nie odrabiał lekcji, nie chodził do szkoły i nie robił tego czego sobie nie życzysz, albo on sobie nie będzie życzył? nie można tylko zachęcać, trzeba konsekwentnie wymagać i doceniać. :roll: :roll:

może dobrze by było pójść z synkiem do poradni psychologiczno-pedagogicznej. tam są kompetentni ludzie, którzy pomogą w zrozumieniu co się z dzieckiem dzieje i jak można mu pomóc. dowiesz się może nie tego czego byś chciała (że dziecko na pewno nie nadaje się do szkoły), ale tego co będzie przydatne dla całej Waszej rodziny :roll: :roll:

bronka, program klasy pierwszej już dawno został zrównany z zerówkowym, specjalnie z powodu sześciolatków. zrobisz co uważasz, ale tylko dlatego, że masz wybór i możesz sobie na to pozwolić. może być tylko problem, że przyjaciele synka pójdą, a on zatęskni za nimi i może mieć żal, że mama mu nie pozwoliła z nimi iść. może warto z synkiem porozmawiać, zapytać?

dżo - 2013-03-01, 16:12

elenka napisał/a:
A przecież są w Europie kraje gdzie 5-latki a nawet 4-latki idą do szkoły

A jakie to ma znaczenie? Mamy robić podobnie bo gdzieś tam już tak jest?
Poza tym w tzw. Europie panują zapewne trochę inne standardy uczenia.
Mnie osobiście przeraża wtłaczanie dzieci w szkolne tryby w tak wczesnym wieku.

lilias - 2013-03-01, 16:19

to jest szkoła dla dzieci, a nie dla nas. co nas przeraża nie powinno mieć wpływu na ograniczanie samodzielności, możliwości i umiejętności dziecka inaczej mogą być duże problemy, bo dziecko jest sfrustrowane i uczy się z nami walczyć, a nie współpracować, dogadywać się :roll:
bronka - 2013-03-01, 16:30

lilias napisał/a:
bronka, program klasy pierwszej już dawno został zrównany z zerówkowym, specjalnie z powodu sześciolatków. zrobisz co uważasz, ale tylko dlatego, że masz wybór i możesz sobie na to pozwolić. może być tylko problem, że przyjaciele synka pójdą, a on zatęskni za nimi i może mieć żal, że mama mu nie pozwoliła z nimi iść. może warto z synkiem porozmawiać, zapytać?

Od nas dzieci idą do różnych szkół.
Jeden przyjaciel w zeszłym roku poszedł wcześniej i mama bardzo żałuje ( ale jak się już wdroży w system to odwrotu nie ma).
Gdybym miała na oku taką szkołę, która nie odbiegałaby poziomem i podejściem do dzieci od naszego przedszkola to bez wahania posłałabym synka tam nawet w tym roku.

Kat... - 2013-03-01, 16:31

lilias, w czym mam być konsekwentna? W zmuszaniu małego dziecka do nauki czytania, pisania, rysowania? No błagam.
lilias napisał/a:
teraz zrobisz wszystko, żeby powtarzał zerówkę to co będzie dalej? co zrobisz, żeby nie odrabiał lekcji, nie chodził do szkoły i nie robił tego czego sobie nie życzysz, albo on sobie nie będzie życzył?
a to przepraszam na jakiej podstawie piszesz? Pokaż mi gdzie ja napisałam, że nie chcę żeby poszedł jako sześciolatek do szkoły bo on sobie tego nie życzy?
lilias napisał/a:
może dobrze by było pójść z synkiem do poradni psychologiczno-pedagogicznej. tam są kompetentni ludzie, którzy pomogą w zrozumieniu co się z dzieckiem dzieje i jak można mu pomóc
ależ ja wiem co się z nim dzieje, mój syn stawia teraz na rozwój fizyczny. Nie zalicza się do grupy dzieci wyrywających się do szkoły i na nią gotowych.
dżo napisał/a:

Mnie osobiście przeraża wtłaczanie dzieci w szkolne tryby w tak wczesnym wieku.
mnie również.
lilias napisał/a:
dziecko jest sfrustrowane i uczy się z nami walczyć, a nie współpracować, dogadywać się
tak się może stać też dlatego, że wymagamy od niego czegoś, na co jest za małe, niegotowe.
priya - 2013-03-01, 16:31

lilias napisał/a:
może być tylko problem, że przyjaciele synka pójdą, a on zatęskni za nimi

e no, bez przesady! Pewnie będą tacy co pójdą i tacy co nie pójdą. Mam się teraz zastanawiać za którymi szybciej zatęskni??
lilias napisał/a:
może warto z synkiem porozmawiać, zapytać?
rozmawiać zawsze warto, ale przecież pięciolatek nie bardzo wie o czym mowa gdy rozmawiamy o szkole. Nawet jak się zdeklaruje czego chce, to i tak wszystko wydzie w praniu dopiero.
lilias - 2013-03-01, 16:34

bronka napisał/a:
...
Gdybym miała na oku taką szkołę, która nie odbiegałaby poziomem i podejściem do dzieci od naszego przedszkola to bez wahania posłałabym synka tam nawet w tym roku.


rozumiem Twoje podejście. naprawdę nie ta takiej fajnej placówki w Waszej miejscowości? może po prostu w innej dzielnicy? pytam tak z ciekawości. wiem, ze u Was są świetne przedszkola (pewno nie wszystkie ;-) ). koleżanki z pracy wnusia chodzi do takiego z prawdziwego zdarzenia właśnie w B. u nas o takim nie słyszałam :->

bronka - 2013-03-01, 16:35

lilias napisał/a:
naprawdę nie ta takiej fajnej placówki w Waszej miejscowości?

chyba nie :-/

lilias - 2013-03-01, 16:40

priya napisał/a:
...rozmawiać zawsze warto, ale przecież pięciolatek nie bardzo wie o czym mowa gdy rozmawiamy o szkole. Nawet jak się zdeklaruje czego chce, to i tak wszystko wydzie w praniu dopiero.


czyli ma polegać na naszych wyobrażeniach, lękach i fobiach? bo jak będzie naprawdę tego nikt nie wie, dopóki dziecko nie pójdzie. nie wiem czy o przyjaźniach również nam decydować dlatego polegałam na zdaniu swojego dziecka. jesteśmy dorośli łatwo dziecko wtłoczyć w jedne ramki, niby wyzwalając je od innych.

arahja - 2013-03-01, 16:44

lilias, ale Kat... bardzo rozsądnie pisze, to chyba nie taki przypadek jak te, o których piszesz.
Rozpoznanie dziecka jest bardzo ważne, ja chodziłam do zerówki w szkole, od początku bez najmniejszych problemów, płaczu, szkoła mnie ciekawiła zawsze - do matury. Za to pamiętam oceny rodziny, durne pytania: "co, będziesz płakać za mamą?", "co, musisz czytać, te Dzieci z Bullerbyn to taka gruba książka", "co, teraz to się zacznie, nie?", a ja w wakacje się zawsze szkoły doczekać nie mogłam. I kompletnie, kompletnie nie kumałam, o co im w ogóle chodzi z tymi pytaniami.
A siostra moja najpierw przeżywała zerówkę w przedszkolu, potem znów szkołę, zanim się jakoś przyzwyczaiła. Nigdy nie rozumiałam jej emocji. A niby ten sam dom, pokój i wychowanie.

priya - 2013-03-01, 16:46

lilias, nasze poglądy różnią się widać. Tak, uważam, że pięcioletnie dziecko po to między innymi ma rodziców żeby na nich polegać. Czy na ich lękach i fobiach? To od nas zależy. Ja nie mam szkołofobii. Uważam po prostu, że lepiej będzie gdy moje dzieci trafią tam mając 7 lat. Tak czy siak, pięciolatek nie potrafi samodzielnie podejmiować ważnych decyzji i ja uważam, że nie należy ich na niego zrzucać.
Salamandra*75 - 2013-03-01, 16:52

Kat

bardzo dobrze Cie rozumiem i wiem o czym piszesz, ja znam swoje dziecko które chetniej sie bawi skacze dokazuje niż ćwiczy szlaczki,ale od nauki też nie stronimy ale w formie zabawy,kompletnie nie widze go wczesniej w szkole

lilias - 2013-03-01, 16:52

Kat..., ja nie jestem specjalistą w określaniu kiedy dziecko jest na co gotowe. wg mnie to ono poprzez chęć poznawania świata i własne codzienne eksperymenty, decyduje kiedy, na co jest gotowe. jestem zdania, że dziecku trzeba umożliwić rozwój, obserwować i wspierać, a nie ograniczać i wyręczać. może ci się nie podobać co napisałam, ale w sprawie szkoły, czy czegokolwiek innego co dotyczy dziecka najważniejsze jest właśnie dziecko, a nie co nam się wydaje, albo co byśmy chciały. zrobisz jak zechcesz. natomiast co do wymagań w stosunku do dziecka to nie uważam, ze są one równoznaczne z krzywdą dziecka, np. wymagasz mycia rąk po korzystaniu z toalety, np. wymagasz, żeby jadło przy stole z całą rodziną, wymagasz, żeby powiedziało dzień dobry i do widzenia, żeby papierki wyrzucało do śmieci. dla mnie to normalność, a nie jakaś kaźń :roll:
co do wyręczania znam takich rodziców, którzy nawet w szkole średniej sprawdzali lekcje dziecku. ich wybór...

orenda - 2013-03-01, 16:53

Te szkoły, do których dzieci chodzą od 5 roku życia, jak w UK, nieco się różnią od naszych podstawówek. Mam wieści od jednej koleżanki, to takie przedszkole trochę, w dodatku całkowicie bezpłatne (w tym podręczniki również). Owszem mają naukę literek i liczb, dużo poprzez zabawę, piosenki itd. U nas państwo niezbyt jest troskliwe o dobro dzieci, raczej myśli ekonomicznie niż pedagogicznie.
dżo - 2013-03-01, 16:53

Warto to przeczytać:
hxxp://www.fakt.pl/Nie-posylajcie-6-latkow-do-szkoly,artykuly,148359,1.html

orenda - 2013-03-01, 16:56

dżo, z tego artykułu
Cytat:
Polska szkoła w ogóle nie jest przygotowana na to, żeby dzieci mogły w niej przebywać, a co dopiero się uczyć. Jest ponura, odrapana, stara. Bardzo często wywołuje odczucie przygnębienia. Tylko nieliczne placówki są piękne, odremontowane. Gmachy szkół są przygnębiające, brudne, załatane. Hitem są ciemnobrunatne korytarze i ciągnący się sznureczek starych drzwi pomalowanych tu i ówdzie farbą, aby zamalować odprysk, i nagle jedna salka na całą szkołę z nowymi futrynami, drzwiami i naklejkami – Unia Europejska, Kapitał Ludzki i te bajery. Za drzwiami nowiutkie stoliki, krzesełka i kilka komputerów. Ma się wrażenie, że te nowe stoliki i krzesełka są po to, aby nowy komputer dobrze się prezentował. Tak to niestety w rzeczywistości wygląda. Jeżeli na 14 tysięcy szkół nawet 5000 byłoby ładnych i przytulnych, to i tak nie mielibyśmy jeszcze warunków do uczenia się na poziomie europejskim dla wszystkich dzieci. Przedszkola są natomiast piękniejsze, logistycznie bardziej przygotowane i zorganizowane do profesjonalnej edukacji. I to jest odpowiednie miejsce do nauki małych dzieci."
całkowicie się zgadzam
lilias - 2013-03-01, 16:56

arahja, tu nie chodzi o wychowanie tylko o wsparcie w chwili kiedy tego się potrzebuje. jeden lubi szkołę inny czuje się niepewnie i potrzebuje wsparcia. jeden ma tak ze szkołą inny z wakacyjnymi wyjazdami, albo samodzielnym zrobieniem nawet drobnych zakupów. my nie jesteśmy od wytyczania ścieżek, ale od wspierania, uczenia i oczywiście kochania :-)
lilias - 2013-03-01, 17:04

priya napisał/a:
...Tak czy siak, pięciolatek nie potrafi samodzielnie podejmiować ważnych decyzji i ja uważam, że nie należy ich na niego zrzucać.


nawet pięciolatek zasługuje na naszą uwagę i szacunek. rozmowa to piękna sprawa, uczy wzajemnego szacunku i komunikacji. decyzje obgadane wcześniej wspólnie nie drażnią tak, nie złoszczą i nie ograniczają. tak myślę i korzystam w praktyce od dawna. jak najbardziej uważam, ze możemy się, a nawet powinniśmy się, różnić. starcie sie różnych poglądów na tą samą sprawę pozwala na spojrzenie na problem z zupełnie z innej, niż dotychczas, strony.

priya - 2013-03-01, 17:09

lilias napisał/a:
rozmowa to piękna sprawa, uczy wzajemnego szacunku i komunikacji.
z tym się zgadzam i nigdzie nie napisałam, że tak nie jest, co więcej, również stosuję ;-)
lilias - 2013-03-01, 17:10

[/b][quote="Kat..."]...
lilias napisał/a:
teraz zrobisz wszystko, żeby powtarzał zerówkę to co będzie dalej? co zrobisz, żeby nie odrabiał lekcji, nie chodził do szkoły i nie robił tego czego sobie nie życzysz, albo on sobie nie będzie życzył?
a to przepraszam na jakiej podstawie piszesz? Pokaż mi gdzie ja napisałam, że nie chcę żeby poszedł jako sześciolatek do szkoły bo on sobie tego nie życzy?...
nie napisałaś, za to ja napisałam w czasie przyszłym i nie musi to dotyczyć akurat szkoły[b]

coś pochrzaniłam przy cytacie :->

priya - 2013-03-01, 17:11

lilias napisał/a:
nawet pięciolatek zasługuje na naszą uwagę i szacunek.
szacunek dla pięciolatka w moim wydaniu to również nie zrzucanie na niego decyzji czy pójdzie do szkoły czy nie. Od decydowania jestem ja. A decyzuję m.in na podstawie obserwacji i rozmów o których pisałam wyżej
lilias - 2013-03-01, 17:16

priya napisał/a:
... Od decydowania jestem ja. A decyzuję m.in na podstawie obserwacji i rozmów o których pisałam wyżej


akurat to nie podlega dyskusji :-) wysłuchałaś, rozmawiałaś i podjęłaś decyzję razem z dzieckiem

renka - 2013-03-01, 17:18

Tak z ciekawosci zapytam: kiedy dziecko przestaje byc malym dzieckiem/maluchem?
Rozumiem, ze 6-latek jest maluchem, a 7-latek?

renka - 2013-03-01, 17:20

lilias napisał/a:
łatwo dziecko wtłoczyć w jedne ramki, niby wyzwalając je od innych.


Bardzo mi sie to zdanie podoba.

Swoja droga w poniedzialek bedzie u nas goscic pani Szumilas - pewnie dlatego, ze nasza szkola jest tak super nowczesnym i reprezentatywnym budynkiem. Pozdrowie zatem ja od Was i przekaze gratulacje odnosnie kampanii "Mam 6 lat" :-P

priya - 2013-03-01, 17:21

renka, kogo pytasz? Ja nie wiem. Moje jeszcze nie przestały ;-) Uważam, że w wieku przedszkolnym na pewno nie. Choć słowo 'maluch' kojarzy mi się z dzidziusiem ;-) A "małe dziecko" to dla mnie przedszkolak. Póki co. Potem zobaczę :-P
priya - 2013-03-01, 17:25

Cytat:
lilias napisał/a:
łatwo dziecko wtłoczyć w jedne ramki, niby wyzwalając je od innych.


Bardzo mi sie to zdanie podoba.
_________________
ale to działa w obie strony. To znaczy można wtłoczyć w ramkę prawą wyzwalając od lewej, ale również w lewą wyzwalając od prawej. Przecież nie ma ideału, a rodzice zawsze działają w zgodzie z własnymi poglądami. Wszystkie one mogą być nazwane "ramkami". Czasem mi się wydaje, że dyskusja nie ma sensu bo i tak każdy będzie miał swoje racje.
renka - 2013-03-01, 17:27

priya napisał/a:
Cytat:
lilias napisał/a:
łatwo dziecko wtłoczyć w jedne ramki, niby wyzwalając je od innych.


Bardzo mi sie to zdanie podoba.
_________________
ale to działa w obie strony. To znaczy można wtłoczyć w ramkę prawą wyzwalając od lewej, ale również w lewą wyzwalając od prawej. Przecież nie ma ideału, a rodzice zawsze działają w zgodzie z własnymi poglądami. Wszystkie one mogą być nazwane "ramkami". (...) każdy będzie miał swoje racje.


Dokladnie tez tak mysle :-)

lilias - 2013-03-01, 17:33

priya, wydaje mi sie, ze w tej dyskusji nie chodzi o to, żeby bezkrytycznie przyjąć argumenty innych, tylko żeby popatrzeć na siebie i swoje przekonania trochę szerzej :roll: z innej strony. czas zrewiduje nasze poglądy i przekonania. inaczej chyba się nie da, no może czasem czytając człowiek coś sobie przetrawi i może wykorzysta w jakiejś sytuacji.

to dyskusja, a nie agitka polityczna, nie? ;-) :-D

co do ramek to myślę, że im szersze tym lepsze bo więcej miejsca na dziecko takie jakie jest ;-) :-)

MartaJS - 2013-03-01, 17:52

Mnie rodzice posłali do szkoły w wieku 6 lat i myślę, że to chyba nie był najlepszy pomysł. Fakt, umiałam dość płynnie czytać i pisać drukowane litery. Ale nie ze wszystkim tak było. Pamiętam, jak dostałam wielką czerwoną dwóję, bo zamiast 40, 50, 80 itp. napisałam w zeszycie ćwiczeń 04, 05, 08. Długo nie rozumiałam, co jest źle - widocznie umysł jeszcze nie dojrzał do tego, to był problem z lateralizacją. Inny problem to było to, że byłam zawsze najmniejsza i na końcu. Na WF ostatnia wychodziłam z szatni, pani musiała pomagać mi w ubieraniu, bo zaraz wchodziła następna grupa. Ten problem pojawił się też w okresie dojrzewania.

Przy czym to były problemy wynikające głównie z różnicy wiekowej, tego że byłam inna, młodsza niż cała grupa. Gdyby cała grupa miała 6 lat, gdyby program i tempo były dostosowane... może tych problemów by nie było.

Tylko czy nasze szkoły, program, nauczyciele są przygotowani na przyjęcie sześciolatków?

renka - 2013-03-01, 17:59

MartaJS napisał/a:

Przy czym to były problemy wynikające głównie z różnicy wiekowej, tego że byłam inna, młodsza niż cała grupa. Gdyby cała grupa miała 6 lat, gdyby program i tempo były dostosowane... może tych problemów by nie było.



Marta, a moze jednak przyczyny byly inne?
Ja poszlam do szkoly rocznikowo wlasciwie, bylam piatkowa uczennica (do czasu), ale bylam powolna, mialam problemy z samoobsluga etc. Duzo rzeczy wynikalo z tego, ze bylam wyreczana przez babcie, a inne rzeczy wynikaly z tego, ze bylam niesmiala.
Ronja ma tempo pracy powolne, ale nie sadze, zeby wzroslo ono jakos zauwazenie w przeciagu roku, gdyz takie obserwuje od poczatku. Pamietam jak na poczatku zwracalam jej uwage, ze np. nie miesci literek w linijkach - poprawiala to bez slowa, a teraz jak zwracam jej czasami uwage, to w odpowiedzi slysze "a co mnie to obchodzi". Tak wiec wyrabia sie w tej szkole :-P

lilias - 2013-03-01, 18:05

MartaJS, kiedyś sześciolatek na kilka klas pierwszych to był dosłowny "rodzynek" teraz jest sześciolatków sporo i nie czują się wyizolowane. za moment będą to tylko 6-ciolatki w pierwszej klasie :) nie wiem czy szkoły, program i nauczyciele są przygotowani na przyjęcie sześciolatków. dzieci chodzą do szkoły, nauczyciele pracują z nimi, a rodzice nie składali jeszcze żadnej skargi (od dwóch lat są w naszej szkole sześciolatki). czasy się zmieniły, wymagania nam wzrosły i każdy chyba jakoś inaczej wyobraża sobie to przygotowanie na sześciolatki :)
excelencja - 2013-03-01, 21:57

Jakie plusy może mieć wywalenie dzieci do szkoły wcześniej?

Bo ja nie dostrzegam ani jednego.


Moja siostra poszła do szkoły rok wcześniej. I matka nauczona doświadczeniem nawet nie wpadła na pomysł, żeby mnie tak wysyłać.
Mimo, że mając 4 lata płynnie czytałam i pisałam (pisałam nie płynnie :P ).
Bo... po co pchać te dzieciaki w kierat? Po co mają trafić na rynek pracy tak wcześnie?

Nie rozumiem...

dynia - 2013-03-01, 22:11

Wiem ,wiem .To jest argument,króry za mną przemawia najbardziej.Dlatego jednak Ziom chyba zostanie w kołchozie ;-)
bodi - 2013-03-01, 22:18

Jak nie wiadomo o co chodzi,to na pewno chodzi o pieniadze ;) wypchnac dzieci rok wczesniej do szkoly to saybciej pojda do pracy I zaczna placic podatki :p

Jeszcze odnosnie szescio- I siedmiolatkow,to jako mama siedmiolatki wyraznie widze ze to jest moment transformacji,przejscie na zupelnie inny etap dziecinstwa.

Uwazam ze dopiero teraz j jest gotowa do szkoly. Jako siedmiolatka, a ma juz za soba trzy I pol roku w szkole.

I wcale nie jestem przekonana,ze system brytyjski tak dobrze odpowiada potrzebom dziecka.teoretycznie program nauczania oparty jest na zabawie,ale q praktyce jest wielki nacisk na wczesna nauke pisania I czytania,matematyke... Niby wszystko prze zabawe,ale tak naprawde program jest tak zbiurokratyzowany,z mnostwem papierologii,ze dziecko w tym wszystkim jest gdzies na koncu.I pisze to wszytko na podstawie obserwacji w bardzo dobrej szkole,ktorej ofsted (tutejszy odpowiednik kuratorium oswiaty) wystawil najlepsza mozliwa ocene...

elenka - 2013-03-02, 07:22

A ja czytając ten wątek mam cały czas wrażenie, że większość z nas przenosi mniej lub bardziej świadomie swoje doświadczenia z czasów szkolnych na swoje dzieci.
A czy potrafimy obiektywnie podejść do sprawy?
Czy to że przekazujemy naszym dzieciom negatywne emocje związane ze szkołą, to im w czymś pomoże? Wydaje mi się, że nie. :roll:

priya - 2013-03-02, 08:19

Nie każdy przeciwnik posyłania sześciolatków do szkoły ma negatywne doświadczenia z własnych czasów szkolnych. Ja np. wspominam szkołę podstawową bardzo dobrze we wszystkich aspektach. Jednak obserwując swoje własne dziecko widzę, że do szkoły się nie nadaje jeszcze. To wszystko.
excelencja - 2013-03-02, 15:44

elenka napisał/a:
A czy potrafimy obiektywnie podejść do sprawy?


obiektywnie nie ma żadnych plusów posłania dziecka do szkoły o rok wcześniej...
to jest obiektywnie.

Przekazujemy negatywne emocje?
Skoro system jest zrypany od podstaw to mamy udawać, że jest pięknie?

Hipokryzja.
Brzydzę się.

lilias - 2013-03-02, 19:44

dla tych którzy się brzydzą jest nauczanie domowe :-|
obiektywizm to coś na co nie każdego stać w sprawach, które bardzo mu się nie podobają i chyba to bardziej pasuje do hipokryzji :roll:

nie chce ktoś, niech nie posyła, ale niech uczciwie powie, że nie chce, a nie, że to czy tamto. nie mam pojęcia, dlaczego uważa się, że matka uzna bez oporu, że jej dziecko staje się odrębnym i coraz bardziej samodzielnym bytem. to zawsze boli.

jest tu parę wątków, w których przewija się motyw rodziców, babć i ciotek, którzy do dzisiaj próbują wpływać na życie Wasze czy Waszych partnerów. nienormalne??? niby tak, ale przecież Was kochają, tylko, że zawsze wszystko wiedzą lepiej i lepiej potrafią :roll: ciekawe, która z Was przysięgała sobie, że nie będzie taka jak jej mama? ja sobie to obiecałam i słowa dotrzymuję :-)

Humbak - 2013-03-02, 20:03

excelencja napisał/a:
Po co mają trafić na rynek pracy tak wcześnie?
one trafiają na rynek już w momencie pójścia do pierwszej placówki edukacyjnej - czy jest to żłobek, czy przedszkole. W kalkulacji rządu one są pierwszym etapem "produkcji", dzięki którym nie tylko wtłacza się w nie pewne schematy (potocznie nazywane "socjalizacją"), ale też rodzice mogą znów stać się pełnoprawnymi płatnikami podatków... :-|

Dla mnie osobiście rozmowa o tym, czy dzieci są gotowe do szkoły to mydlenie oczu i odwracanie kota ogonem. To nie ma znaczenia, czy nazwiemy 6 czy 7latka maluchem, starszakiem, dzieckiem czy kimś innym. Jest 6 czy 7 latkiem na swoim - I TYLKO SWOIM - etapie rozwoju (żadnym tam określonym w książeczkach, normach i innych...)

Szkoda trochę (dla mnie), że ludzie w ogóle rozmawiają o gotowości dzieci do nauki - przecież dzieci od narodzin to robią! I uwielbiają to robić, uwielbiają uczyć się, dowiadywać nowych rzeczy, doświadczać. Ale po swojemu, a nie tak jak to sobie ubzdurał mądry dorosły. Oczywiście, że dzieci są gotowe do szkoły, jeśli to znaczy "są gotowe na naukę". Ale takie sytuacje:
MartaJS napisał/a:
dostałam wielką czerwoną dwóję, bo zamiast 40, 50, 80 itp. napisałam w zeszycie ćwiczeń 04, 05, 08.
świadczą o tym, że nauczyciele zupełnie nie są gotowi na dzieci w tym wieku i nie mają o nich pojęcia. A jeszcze mam wrażenie że nie chcą mieć pojęcia, chcą przekonywać wszystkim wokół jaki to zły pomysł, bo to im pozwoli na dalsze lenistwo.

Ostatecznie, chcą zrobić wszystko, żeby to dzieci dostosowały się - rok wcześniej - do ich wymysłu, jak powinno się uczyć... :-?

Byłam ostatnio na spotkaniu poświęconym temu problemowi i usłyszałam, że dzieci, których rozwój emocjonalny "nie dorósł do szkoły" - STANOWIĄ DLA NICH, NAUCZYCIELI, NAJWIĘKSZY PROBLEM W SZKOLE !!!! I dlatego te dzieci nie powinny iść do szkoły. Tej pani do głowy nie wpadło, że to DZIECI mają problem nie ONI. :evil:

Nie muszę dodawać, że dzieci mniej samodzielne też są problemem DLA NICH i ICH kierowania grupą. W ogóle odnoszę wrażenie, że dzieci poza "normą" jaką sobie wymyślił dorosły, stanowią dla nauczycieli problem. I że dzieci generalizując, przeszkadzają im w pracy :roll:

Na pytanie, co szkoła robi z 6latkami, które muszą iść do zerówki, a emocjonalnie nie są na to gotowe, usłyszałam, że to jest JAK GRYPA, trzeba przez nią przejść, optymalnie 1-3 miesięcy!!! NIC nie usłyszałam o tym, że nauczycielka obserwuje dziecko, że dziecko jest pod obserwacją psychologa szkolnego, COKOLWIEK. Po prostu im się nie chce.

Ja mam schizofrenię, bo będąc sama nauczycielem :-> uważam że poza mniejszością chlubnych wyjątków, większość nauczycieli stanowi masa ludzi leniwych i samolubnych, którzy zrobią wszystko, by im było łatwiej PRZEPROWADZIĆ ZAJĘCIA - bo to jest celem, nie rozwój dziecka, nie dziecko. A takie spotkanie jak to na którym byłam, mnie tylko w tym utwierdzają... :-/

Wybaczcie, ale dopiero co byłam na tym spotkaniu i oburzenie moje sięga zenitu. Nauczycielom się po prostu nie chce. Bo nie ma tego, nie ma tego, nie ma tego. Rośnie lista wymówek, czego nie ma, dzięki czemu nie muszą robić. A wszystko "bo dziecko nie jest gotowe do szkoły". Do TAKIEJ szkoły w ICH wydaniu to i 9latek nie będzie gotowy :-/

lilias - 2013-03-02, 20:11

Humbak napisał/a:
...
Byłam ostatnio na spotkaniu poświęconym temu problemowi i usłyszałam, że dzieci, których rozwój emocjonalny "nie dorósł do szkoły" - STANOWIĄ DLA NICH, NAUCZYCIELI, NAJWIĘKSZY PROBLEM W SZKOLE !!!! I dlatego te dzieci nie powinny iść do szkoły. Tej pani do głowy nie wpadło, że to DZIECI mają problem nie ONI. :evil:

Na pytanie, co szkoła robi z 6latkami, które muszą iść do zerówki, a emocjonalnie nie są na to gotowe, usłyszałam, że to jest JAK GRYPA, trzeba przez nią przejść, optymalnie 1-3 miesięcy!!! NIC nie usłyszałam o tym, że nauczycielka obserwuje dziecko, że dziecko jest pod obserwacją psychologa szkolnego, COKOLWIEK. Po prostu im się nie chce.

Ja mam schizofrenię, bo będąc sama nauczycielem :-> uważam że poza mniejszością chlubnych wyjątków, większość nauczycieli stanowi masa ludzi leniwych i samolubnych, którzy zrobią wszystko, by im było łatwiej PRZEPROWADZIĆ ZAJĘCIA - bo to jest celem, nie rozwój dziecka, nie dziecko. A takie spotkanie jak to na którym byłam, mnie tylko w tym utwierdzają... :-/

Wybaczcie, ale dopiero co byłam na tym spotkaniu i oburzenie moje sięga zenitu. Nauczycielom się po prostu nie chce. Bo nie ma tego, nie ma tego, nie ma tego. Rośnie lista wymówek, czego nie ma, dzięki czemu nie muszą robić. A wszystko "bo dziecko nie jest gotowe do szkoły". Do TAKIEJ szkoły w ICH wydaniu to i 9latek nie będzie gotowy :-/


mam podobne spostrzeżenia :roll: i jest to cholernie smutne, ale jako nauczyciel wiesz, że nie do końca jest możliwe wybranie sobie kadry z prawdziwego zdarzenia :-( chociaż od niedawna rodzice patrzą, reagują, zgłaszają gdzie trzeba (i nie trzeba :-P ) i już nie tak łatwo o błogie lenistwo jak kiedyś

edit spostrzeżenia zbieżne, ale jak tak pogrzebałam w pamięci to na swoim podwórku widać takie sytuacje więcej w klasach 4-6.słowo honoru :roll:

z pozostałą częścią wypowiedzi również się zgadzam

bodi - 2013-03-02, 20:11

Humbak, 10/10 trafione niestety... Smutne to strasznie :-|

I rownie dobrze mozna to odniesc do szkol brytyjskich,gdzie do zerowki ida czterolatki :/

majaja - 2013-03-04, 12:43

A ja jestem ciekawa z czego to wynika. Bo tak jak żłobek i przedszkole mego syna oceniam pozytywnie (nie znaczy że w samych superlatywach, ale pozytywnie) tak szkoła to jedno wielkie rozczarowanie, mimo tego że staraliśmy się dość swiadomie wybrać tą dla syna, by sie jakoś jednak rozwijał. A skoro wybralismy jedną z lepszych i mniejszych to co się dzieje w tych molochach o nizszym poziomie?
lilias - 2013-03-04, 12:49

majaja napisał/a:
A ja jestem ciekawa z czego to wynika. Bo tak jak żłobek i przedszkole mego syna oceniam pozytywnie (nie znaczy że w samych superlatywach, ale pozytywnie) tak szkoła to jedno wielkie rozczarowanie, mimo tego że staraliśmy się dość swiadomie wybrać tą dla syna, by sie jakoś jednak rozwijał. A skoro wybralismy jedną z lepszych i mniejszych to co się dzieje w tych molochach o nizszym poziomie?


obawiam sie, ze to chodzi chyba jednak personalnie o tego, a nie innego nauczyciela klas I-III :roll: tam też są, przepraszam jeżeli kogoś to urazi, ale ostatnio usłyszałam i to w formie pochwały jednej z koleżanek, mercedesy i trabanty ;-) sama szkoła to nie wszystko, kombinacja ludzi po drodze jest różna i nic na to nie można poradzić

bodi - 2013-03-04, 13:22

A ja sie zastanawiam czy moze nie ma tu korelacji miedzy liczba dzieci przypadajacych na doroslego,a jakoscia opieki? w przedszkolach nie ma chyba 1 opiekunki na 30 dzieci, moze to jest czesciowo odpowiedz.
lilias - 2013-03-04, 14:39

bodi napisał/a:
A ja sie zastanawiam czy moze nie ma tu korelacji miedzy liczba dzieci przypadajacych na doroslego,a jakoscia opieki? w przedszkolach nie ma chyba 1 opiekunki na 30 dzieci, moze to jest czesciowo odpowiedz.


nie wiem jak gdzie indziej ale u nas dzieci coś około 22 sztuki ( ;-) ) w klasie i tez sobie myślę, że warto by było więcej ludzi do opieki :roll: żeby szkoły wróciły pod ministerstwo, a nie były pod samorządami to pewno by to lepiej wyglądało :roll: wiadomo, że samorządy pozadłużane i oszczędzają również na edukacji :-(

excelencja - 2013-03-06, 20:28

W przedszkolach jest jedna pani na 26 sztuk, tylko trzylatki mają pomoc.
olgasza - 2013-03-06, 20:34

excelencja napisał/a:
W przedszkolach jest jedna pani na 26 sztuk, tylko trzylatki mają pomoc.

e, chyba nie wszędzie, u nas praktycznie cały czas są w grupie 2 panie (przedszkolanka i pomoc), grupa 5-latków, chyba 25 dzieci.

excelencja - 2013-03-06, 21:09

jak przedszkola sobie załatwią i zdobędą kasę to mają- my też mamy teraz dwie bo jest stażystka.
Ale ustawowo nie przysługuje.

priya - 2013-03-07, 09:21

U nas dwie panie na 15 dzieci, ale my to w ogóle inna bajka ;-)
Powiem Wam, ze patrząc na moje dziecko (starsze) niewymownie się cieszę, że nie musiało iść do szkoły jako sześciolatek, och! nawet nie wiecie jak bardzo!! Co więcej, zdaje się że nawet jako siedmiolatek będzie miał spore problemy. Chciałabym żeby nasze przedszkole wraz z paniami najpierw mogło się sklonować, a potem żeby klon przekształcił się w szkołę. To by mnie pozbawiło obaw :mryellow:

lilias - 2013-03-07, 13:13

priya, :mryellow: rozumiem Cię. Synek sobie świetnie poradzi :-) ogólnie to dzieci lubią szkołę ;-)
majaja - 2013-03-08, 07:05

bodi napisał/a:
A ja sie zastanawiam czy moze nie ma tu korelacji miedzy liczba dzieci przypadajacych na doroslego,a jakoscia opieki?
w klasie jest bodajże 23 dzieci, dwie osoby do opieki, bo zawsze jest też dziewczyna na stażu
lilias napisał/a:
ogólnie to dzieci lubią szkołę
moje lubiło przedszkole, szkołę nie bardzo. W szkole ma atmosferę rywalizacji, w przedszkolu - raczej nastawienie, że każdy jest w czymś dobry. Generalnie mam wrażenie, że on odczuwa dużo większą presję, mimo że ich pani nie nadużywa ocen.
W przedszkolu też się uczyli tylko w wolniejszym tempie, no i ten wf na korytarzu, mało na dwór wychodzą, bardzo mało :(

rosa - 2013-03-08, 11:20

moi nienawidzili przedszkoli, szkołę lubili, podstawówkę
lilias - 2013-03-08, 16:15

majaja, zaraz dzieci odetchną i będą przerwy na boisku :) chłopaki z reguły jak wylatane to szczęśliwe ;-)
rosa, u mnie podobnie, no może niekoniecznie "nienawidzili" przedszkola, ale tolerowały je moje dzieciaki. pozostałe szkoły, tj. podstawówka, gimnazjum i ogólniak spokojnie :)

efcia - 2013-03-18, 19:25

Jeszcze jedna kwestia chyba jest istotna: Im młodsze dzieci poślemy do szkół tym większe będą różnice rozwojowe między dziećmi z końca i początku rocznika, a to podobno rzutuje na cale życie. Znacie te badania?
hxxp://www.portalmaturzysty.pl/aktualnosci/data-urodzenia-wplywa-na-kariere-zawodowa,1475,1.html]Data rodzenia wpływa na karierę zawodową? A sześcio i siedmiolatki w jednej klasie to już makabra.

rosa - 2013-03-18, 19:27

hxxp://www.rp.pl/artykul/10,990980-6-latki--Szumilas-zmienia-zdanie.html?p=1
renka - 2013-03-19, 08:52

efcia napisał/a:
A sześcio i siedmiolatki w jednej klasie to już makabra.


A dlaczego tak uwazasz?
Moja Ronja jest w mieszanej klasie i bardzo dobrze tam dzieciaki funkcjonuja. W innych klasach mieszanych tez nie widac, zeby to byla "makabra". Dla kogo?

Efcia - zrobilam rekonesans wsrod swoich znajomych odnosnie tych badan i jakos nie potwierdza sie ta teoria.

Ale np. ten artykul bylby zbiezny z tym, co pisalas:

hxxp://www.rp.pl/artykul/19,989096-Szybciej-do-szkoly--6-latki-przegrywaja.html

renka - 2013-03-19, 08:59

rosa napisał/a:
hxxp://www.rp.pl/artykul/10,990980-6-latki--Szumilas-zmienia-zdanie.html?p=1


Cytat:
"Że we wrześniu 2014 r. do szkół trafi 70 proc. rocznika dzieci urodzonych w 2007 r. i cały rocznik 2008, czyli te najliczniejsze w ostatnich latach. W sumie ok. 700 tys. uczniów, w sytuacji, w której w ostatnich kilkunastu latach roczniki pierwszoklasistów liczyły ok. 400–450 tys. dzieci."


U nas na spotkaniu Szumilas otwarcie o tym powiedziala, ze we wrzesniu 2014 r. bedzie przepelnienie w szkolach. Nie wiem, czy akurat ten argument dla kogos byl istotny, ale rozmawiajac z rodzicami dzieci z grupy Fiony coraz wiecej rodzicow deklaruje, ze posle swoje dziecko do pierwszej klasy, nie do zerowki. Jutro mamy spotkanie otwarte w szkole z nauczycielami.

rosa - 2013-03-20, 12:40

hxxp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=0ZwgFHLOCI0 spot akcji ratuj maluchy
excelencja - 2013-03-20, 13:49

to się biorę za zbieranie podpisów.
Wg tego debilnego pomysłu Li jest w najgorszym możliwym roczniku eksperymentalnym :/ No way, że się na to zgodzę.

justyna1982 - 2013-03-20, 14:23

Ja dzisiaj oglądałam w tvn o akcji i kazałam mężowi wydrukować podpiszemy bo u nas Tym wg założenia ma iść jako 5 latek bo rocznik a to ich nic nie obchodzi, że parę godzin go dzieliło od 2010 roku
renka - 2013-03-21, 09:27

rosa napisał/a:
hxxp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=0ZwgFHLOCI0 spot akcji ratuj maluchy


Fajny spot i niektorzy moi ulubieni aktorzy ;-)
Ja akurat z tej opcji, co nie boja sie poslac 6 latka do pierwszej klasy, wiec podpisow zbierac nie bede (plakac tez nie bede, gdy reforma zostanie znow odwolana, a obie moje corki sa/znajda sie rok wczesniej w szkole), ale zgadzam sie z tym, ze "pani minister jest na jakis czas, a rodzicami jest sie zawsze". U nas w szkole byla pani minister, ale nie do konca udalo jej sie osiagnac cel (choc chyba calkiem mila kobieta z niej ;-) ). Mnie ciagle zastanawiaja dane statystyczne, ktore pokazywala, bo znajac realia pobliskich szkol i opinie rodzicow oraz nauczycieli nie wydaje mnie sie, zeby jednak bylo "tak kolorowo", jak to pani Szumilas nam przedstawila.

lilias - 2013-03-22, 00:04

renka, w sprawach ludzkich nie lubię określenia "danych statystycznych". wg nich mnie i Ciebie nie ma :-> tak jak lubiłam statystykę jako przedmiot, tak uważam, że do interpretowania wyników i przekładania je na zrozumiały język dla normalnych ludzi, nie każdy się nadaje. łatwo danymi statystycznymi manipulować i traktować je wybiórczo, stosownie do zapotrzebowania. to taki OT

co do reformy lub jej zmiany ciekawi mnie kolejna zmiana programu. ten co jest został tak zmieniony, że w pierwszej klasie przerabia się program dawnej zerówki

Pączuś - 2013-03-24, 10:41

Nie jestem mamą, ale pracuję w szkole i powiem wam, że są okropne naciski na dyrekcję przedszkoli, żeby wypychać zerówkowiczów do szkół a w szkołach, żeby przyjmować 5-latki do zerówki nawet kosztem tworzenia 1 klas. I do tego straszą rodziców, że jak teraz nie poślą 6-latków do 1 klasy to za rok będzie sajgon, więc rodzice ze strachu zapisują te dzieci.
A najlepsze jest to, że w szkolnictwie są teraz ogromne cięcia kosztów (Warszawa musi się jakoś pozbierać po Euro) i nikogo nie interesuje czy szkoła ma miejsce czy kasę czy dostosowanie klasy do młodszych dzieci. naszej dyrektorce w Wydziale Oświaty powiedzieli, że nie interesuje ich że nie ma miejsca na zerówkę, ma ją zrobić choćby na dachu, ale ma być, bo tak chce burmistrz.
Więc jak ktoś miał jakieś wątpliwości co do intencji reformy to je rozwiewam. Chodzi o to, żeby można było odtrąbić sukces reformy a nie o rozwój dzieci :/

renka - 2013-03-24, 11:36

Pączuś napisał/a:

Więc jak ktoś miał jakieś wątpliwości co do intencji reformy to je rozwiewam. Chodzi o to, żeby można było odtrąbić sukces reformy a nie o rozwój dzieci :/


Cala ta sytuacja namieszala wszystkim zainteresowanym i dopoki nie bedzie definitywnego zamkniecia calej sprawy to wciaz mieszac bedzie. Jak rozmawialam ostatnio z rodzicami, to nawet wsrod tych, ktorzy za reforma nie sa, wiekszosc twierdzila, ze dobrze by bylo, gdyby ministerstwo juz sie nie wycofywalo, mimo szeroko rozpowszechniajacej sie kampanii "ratuj maluchy", bo takie odraczanie ciagle bedzie mieszaniem w glowie zarowno rodzicom, jak i dzieciom, a takze nauczycielom. Chyba, ze jednak ministerstwo zrezygnuje z tego, co jednak raczej malo prawdopodobne, patrzac na budzet, ktory juz zostal wywalony na te zmiany (caly program tak naprawde zostal obnizony, wiec dodatkowe koszta to pociagneloby np. kolejna zmiana podrecznikow, materialow dydaktycznych etc.).
Nasze panie przedszkolne bardzo dobrze przygotowuja dzieciaki do pierwszej klasy i osobiscie mi szkoda by bylo Fione "uziemic" kolejny rok w zerowce tylko dlatego, ze dopiero w sierpniu skonczy 6 lat (zreszta ona to specyficzny przypadek, bo by zerowke wowczas 3 raz robila).

arete - 2013-03-24, 12:24

Pączuś napisał/a:
są okropne naciski na dyrekcję przedszkoli, żeby wypychać zerówkowiczów do szkół

Potwierdzam, robi się to m.in. poprzez mniejsze dotacje jakie dostają przedszkola na szcześciolatki. Dyrektorom przedszkoli ma się opłacać wypchnięcie sześciolatków do szkół.

lilias - 2013-03-24, 19:37

arete napisał/a:
Pączuś napisał/a:
są okropne naciski na dyrekcję przedszkoli, żeby wypychać zerówkowiczów do szkół

Potwierdzam, robi się to m.in. poprzez mniejsze dotacje jakie dostają przedszkola na szcześciolatki. Dyrektorom przedszkoli ma się opłacać wypchnięcie sześciolatków do szkół.


nie słyszałam o tym, ale nie bardzo rozumiem jak niby dyrektorzy mają "wypchnąć" te dzieci skoro decyzję podejmują rodzice? dyrektor nie ma żadnego "narzędzia" do takich nacisków. :roll: o mniejszych pieniądzach dla wszystkich jednostek oświatowych za to słyszałam, ale ma to związek z zadłużeniem samorządów oraz z brakiem środków w ogóle :roll:

arete - 2013-03-24, 21:29

lilias, oczywiście, że decyzję podejmują rodzice, ale dyrektorzy stosują różne formy perswazji, zachęcają do zapisywania dzieci do konkretnych szkół podstawowych, np. u nas w przedszkolu Montessori zachęca się do zapisywania dzieci do szkoły Montessori, sugerując, że pozostawienie dzieci w zerówce w przedszkolu to błąd, bo - tak jest w naszym wypadku - dzieci w zerówce są uczone w sposób przygotowujący do systemu tradycyjnych szkól publicznych i przeciwny pedagogice Montessori. Chciałabym mieć poczucie, że mogę zaufać paniom z mojego przedszkola, bo w końcu kto wie lepiej jak funkcjonuje moje dziecko w grupie, ale mam niestety świadomość, że interes mojego dziecka niekoniecznie pokrywa się z interesem instytucji. Ostatnio uczestniczyłam w zebraniu dotyczącym możliwości jakie mają rodzice dzieci z roczników 2007 i 2008 i niestety bardzo wprost rodzice byli namawiani do zapisywania dzieci do konkretnej szkoły podstawowej.
lilias - 2013-03-25, 19:04

arete, :roll: dziwne, u nas do przedszkoli szli dyrektorzy z różnych szkół na spotkania z rodzicami i zachęcali do zapisywania dzieci, każdy do swojej :-)
mada - 2013-03-28, 07:24

Moze Was to zainteresuje
Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców 8 stycznia 2013 roku rozpoczęły zbiórkę podpisów pod wnioskiem o ogólnopolskie referendum edukacyjne "Ratuj Maluchy i starsze dzieci też!".

Jednym z głównych celów inicjatywy jest ostateczne odwołanie przez rząd reformy obniżenia wieku szkolnego.
Celem zbiórki podpisów jest również umożliwienie obywatelom podjęcia decyzji w innych ważnych tematach edukacyjnych.
Konstytucja przewiduje, że w sprawach ważnych dla państwa obywatele mogą podjąć decyzję bezpośrednio, w formie referendum.

rzecznikrodzicow.pl/referendum-edukacyjne-ratuj-maluchy-i-starsze-dzieci-tez#overlay-context=materialy-do-referendum-edukacyjnego

jest szansa, ze uda sie zebrac wystarczajaca ilosc podpisow
_________________

lilias - 2013-03-28, 12:06

mada, co do referendum to jak nie przegłosują w sejmie, że ma się odbyć to się nie odbędzie bez względu na ilość zebranych podpisów. chore, ale tak to obecnie działa :roll: a tak w ogóle to petycja/akcja mi się podoba z jednym małym wyjątkiem dot. dzieci 5cioletnich, że nie mają być objęte obowiązkiem przedszkolnym. sorry, ale nie przemawia to do mnie.
Kawonka - 2013-03-28, 17:16

lilias napisał/a:
z jednym małym wyjątkiem dot. dzieci 5cioletnich, że nie mają być objęte obowiązkiem przedszkolnym. sorry, ale nie przemawia to do mnie.

Wtedy 6-latki będą nim objęte, więc tak czy siak roczne obowiązkowe przygotowanie przedszkolne będzie.

lilias - 2013-03-28, 19:36

chodzi mi o to, żeby rodzice mieli dostęp do państwowego przedszkola dla dzieci przynajmniej od 5 lat. bez jakiejkolwiek łaski i nie wiadomo jakich pieniędzy.
Kawonka - 2013-03-28, 20:56

Dostęp, czyli prawo, jestem za, natomiast obowiązek - nie.
zorro - 2013-04-21, 15:12

W gminie Centrum (Wwa) już w zeszłym roku nie zezwolono na zerówkę w przedszkolu. Mimo że nasze przedszkole jest "eksperymentalne" i cały program od zawsze rozłożony był dla grup wiekowych 3-6. Zatem TRZEBA posłać dziecko do zerówki szkolnej.
--
A jeśli chodzi o samą edukację. Oczywiście, że wpompowanie do szkół pieniędzy NICZEGO NIE ZMIENI, bo zmienić trzeba samo pojmowanie edukacji. W edukacji dziecko jest podmiotem. Jeśli określa się jego prawa, są one właściwie jego obowiązkami. Podstawą edukacji winien być SZACUNEK DO DZIECKA. Niestety słowo "szacunek" pojawia się także jako kolejny dziecięcy obowiązek - dziecko ma szanować szkołę, nauczyciela, swój strój, zeszyt itp. Nauczyciel nie ma żadnych obowiązków, prócz "nauczania". To jest chory model z założenia. Dołączę się do głosów, które mówią o dialogu pomiędzy dzieckiem, a nauczycielem. Tego brak w szkole tradycyjnej polskiej, bo dorośli boją się utraty twarzy, nie umieją się przyznać do błędu, nie traktują ucznia po partnersku. Długo nie wiedziałam do końca, co jest nie tak. Sama nie znosiłam przedszkola i szkoły, choć oczywiście DOSKONALE SOBIE W NIEJ RADZIŁAM. Nie wylądowałam w 'sosie', w każdym razie, czyli w znanym warszawskim szkolnym ośrodku socjoterapii. Czyli było git. A nie było. Umiałam się po prostu dostosować, zakamuflować i łykać gorycze. Uczyłam się dwulicowości, okopywania na swoich pozycjach. Były dwie strony - ONI i MY. Oni - nauczyciele, dorośli, my - wiadomo. Tymczasem sensowna edukacja zbudowana jest na wspólnocie. Bycie nauczycielem to ogromnie wymagający zawód, jego rolą jest nie tylko przekazywanie swojego doświadczenia (życiowo-wiedzowego), ale zdobywanie zaufania dziecka, szanowanie go i postrzeganie jako istoty osobnej, która jest nie tyle uczniem, co drugim człowiekiem, którego trzeba szanować.
Miałam szczęście, bo wkręciłam się w odpowiednim czasie w "edukację alternatywną", w naszym przypadku waldorfską i powiem, że rzeczywiście dużo zależy od konkretnego człowieka i jego zdolności interpersonalnych, ale ten człowiek musi mieć szansę działania we właściwych strukturach. Widzę teraz (mój syn jest w czwartej klasie, po przedszkolu waldorfskim), co daje ta edukacja. Dzieci nie boją się dorosłych, wręcz ich lubią i garną się do nich. Dostrzegają błędy nauczyciela, ale wybaczają mu, bo on wybacza im. Nie boją się, słuchają, bo go szanują. A szanują, bo nauczyciel ich szanuje - potrafi z nimi rozmawiać i rozwiązywać problemy, których jest dużo, bo dzieci są wszędzie takie same i w procesie dojrzewania obijają się o podobne przeszkody. Nauczyciel jest więc partnerem. Dzieci wchodzą do szkoły z podniesioną głową. Gdy do szkoły mojego syna wchodziłam z dziećmi znajomych, bały się. Nie chciały obejrzeć klasy, nie chciały w szkole być. Szkoła im się kojarzyła, jako instytucja odległa i straszna. Szkoła, która bazuje na szacunku jest drugim domem - naprawdę, a nie fikcyjnie. Nie znaczy to, że dzieci "są wychowane bezstresowo", czegoś takiego nie ma. Nie są chowane w strachu i absurdalnych "zasadach". Oczywiście nie ma ocen, praca jest nagradzana pochwałą ustną nauczyciela - nie gwiazdkami, czy piątkami. Uczeń WIE, co zrobił dobrze, a co źle, dzieci przecież jednak porównują się ze sobą, ale klasa dobrze prowadzona przez pedagoga jest wspólnotą, takim minispołeczeństwem, w którym każdy czuje się ważny i potrzebny na swój sposób. Dzieci same potrafią przydzielać sobie zadania, umieją pracować w grupie bez nadzorcy i "wyznaczacza zadań". Wiedzą, kogo na co stać, wiedzą, jak rozdzielić zadania między sobą. Długo by o tym pisać. Ze zdziwieniem odkrywam, jak niewiele (a wiele) jednak trzeba, by osiągnąć tak wiele. I z każdym rokiem coraz bardziej podziwiam wychowawczynię mojego syna. Przedszkole to jeszcze inna bajka. To wyjątkowe miejsce. Nie rozumiem zupełnie głosów, które mówią o 'nudzącym się w przedszkolu sześciolatku'. Patrzę na to, co musi robić w przedszkolu codziennie dziecko - praca w grupie, rozwiazywanie konfliktów międzyludzkich, pomaganie przy posiłkach, "omawianie świata", tkanie, rysowanie, rozwijanie wrażliwości ruchowo-słuchowej, pieczenie chleba i mądrze wymyślony schemat dnia, w który się trzeba wpisać. Gdzie tam czas na nudę. Przygotowanie do szkoły to coś innego niż "zainteresowanie literkami". Ale to temat na całą rozprawę. Jednak na początku jest słowo SZACUNEK. Także wolność. Da się dać dziecku wolność i nie otrzeć się o anarchię. Tego nie rozumie polska edukacja. A tylko wolna edukacja jest w stanie wypuścić ludzi, którzy stworzą szanujące się społeczeństwo. Z tym u nas jest największy problem.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group