wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wśród jedzących inaczej - karmienie przyjaciół naszych dzieci

margrete - 2013-11-25, 16:34
Temat postu: karmienie przyjaciół naszych dzieci
Moja 4,5 latka ma przyjaciółkę z klatki obok. Znamy się z jej rodzicami, bardzo się lubimy i często widujemy. Sąsiedzi wiedzą, że mięsa nie jemy, akceptują to, nie oceniają, są ciekawi tego co jemy, dopytują, próbują. I wszystko byłoby cudownie i sielankowo, gdyby nie to, że mam "problem" z nakarmieniem ich dzieci (4 letnia dziewczynka i prawie 7 letni chłopiec). Dzieci są niejadkami, przy czym chłopiec zdecydowanie większym. Są przyzwyczajone do konkretnego jedzenia - kolacja np. to zawsze bułeczka maślana plus serek typu Danio / gotowane jajko plus chleb(biały) z masłem. Często spędzają u nas wieczory i staram się wtedy coś fajnego wymyślić dzieciakom na kolację i zawsze te moje pomysły są totalną porażką.
W sezonie letnim przywiozłam z działki świeże maliny, które wmieszałam do serków, żeby przemycić coś zdrowego. Oczywiście dzieciaki nie zjadły, bo "coś pływa w środku" i "nie jest biały".
Raz zrobiłam też pasty do chleba i zorganizowałam dzieciakom zabawę w robienie kanapek - mogły smarować chleb, a potem wycinały sobie z niego kanapki foremkami do ciastek. Bawiły się cudownie, ale zrobiły po jednym gryzie i koniec.
I właściwie jestem w kropce. Bo niespecjalnie mam ochotę na to, żeby za każdym razem kiedy mają przyjść, biec do sklepu po bułki maślane i Danio (tu nie chodzi o lenistwo czy złe chęci, tylko po prostu wiem jaki syf siedzi w tych produktach). I jest mi też trochę przykro, jako osobie lubiącej gotować i karmić innych, jak sąsiadka przynosi ze sobą kolację dla dzieciaków. Oczywiście w takich sytuacjach moja Marcelina też chce zjeść taką bułeczkę i serek.

Mimo że moja córka jest dzieckiem jedzącym i lubiącym wszystko (no, oprócz sera feta), mam w sobie naprawdę dużo zrozumienia zarówno dla niejadków, jak i ich rodziców. Wiem też, że moi sąsiedzi mają świadomość tego, jaka chemia jest pchana do jedzenia, ale mimo to nie eliminują jej ze swojej kuchni - więc tym bardziej operowanie argumentami zdrowotnymi nie ma tu sensu.

I tak właściwie, to założyłam ten temat żebyśmy może powymieniali się refleksjami i doświadczeniami w karmieniu "cudzych" dzieci jedzących inaczej - bo nie sądzę, że istnieje jakieś idealne rozwiązanie takich sytuacji. Czy ktoś jeszcze ma może taki "problem" ? A może ktoś z Was ma jakiś sprawdzony patent na rozbrojenie niejadków? ;-)

Na koniec tego długiego wywodu jeszcze pozytywna iskierka - sąsiadka wzięła ode mnie przepis na placki z cukinii, które podobno posmakowały dzieciom :)

Aries - 2013-11-25, 17:34

margrete, znam ten ból, bo co prawda moje dzieci jedzą wszystko, to właśnie też mam sąsiadów, których syn je inaczej i bratanicę, która uznaje też jedzenie w stylu dzieci Twoich znajomych. No i tu jest problem, bo też przerabialiśmy różne rzeczy, które tamtym dzieciakom niekoniecznie podchodziły. Sądzę, że szanse w tym przypadku na zmianę są marne, chyba że dało by się "podrobić" to przetworzone jedzenie" czymś bardziej zdrowym, chociaż nie mam pojęcia jak podrobić bułkę maślaną :roll:
Serki typu danio robię sama (jak już muszę) z twarogu zblendowanego z czymś slodkim, jakimś owocem (bananem np.) albo dodaję kakao albo karob. Albo :idea: częściej pojawiają się twarożki z nerkowców, migdałów zamiast krowiego nabiału.

Niektóre dzieci chyba tak mają, że jedzą tylko to co rodzice dają i dopóki oni nie zaczną wprowadzać zmian w domu, to dzieci nie zaczną jeść nic innego.
Mojej bratanicy robiłam kiedyś koktajl - moje dzieciaki się nimi zajadają, a ona jeden wypiła (nawet z dolewką), a drugi na bazie trochę innych owoców już jej nie smakował.

Z chęcią poczytam jakieś fajne rady w tym temacie :-)

priya - 2013-11-26, 07:34

margrete, do ans też czasem przychodzi sąsiad, kumpel mojego starszego syna. Ale zdaje się, że jemu wszystko smakuje :-)
Może Twoi goście zjedliby np. musli? Albo jakieś sojowe parówki czy coś. Chociaż jeśli zależy Ci, żeby było zdrowo, to niekoniecznie Cię ten pomysł przekona ;-)
Może naleśniki lub makaron jakiś?

lilias - 2013-11-26, 07:44

margrete, myślę, że nie masz się czym przejmować. robisz kolację, podajesz na stół i je kto chce :) wcześniej żadnych chipsów, chrupek czy słodyczy. u mnie hitem były kolorowe kanapki (zwłaszcza z pokrojonym "w serwetkę") ogórem kiszonym. podejrzewam, że przeszłaby pizza, sojowe parówki na ciepło (z ulubionym ketchupem) czy coś na słodko, typu leniwe. fast food dla niektórych dziecków to codzienność :roll:
Maple Leaf - 2013-11-26, 10:34

Ja pamiętam, że moja Mama, jak byliśmy dzieciakami na każde urodziny czy inne skupiska dzieci przygotowywała "jeża" (i zapewniam, że nie był to mięsny jeż ;-) ). Niedużą białą kapustę (albo połówkę, żeby stabilniej stała na stole) nabijała owocowymi szaszłykami (na wykałaczki powbijane były różne pokrojone owoce). I to był hit! Znikało w oka mgnieniu i nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek kolega/koleżanka wybrzydzał. Zwłaszcza, że to był przecież JEŻ :-D
malwiska - 2013-11-26, 10:39

Maple Leaf, ja jeszcze daleko od karmienia kolegów, ale na przyszłość to fajny pomysł, słyszałam o takim jeżu, a dokładniej o nabijaniu na kapustę i zapomniałam kompletnie.
Maple Leaf napisał/a:
i zapewniam, że nie był to mięsny jeż ;-)
hyhyhyhy taaa ;-)
margrete - 2013-11-26, 21:53

Kobity, świetne te wasze pomysły - też sobie przypomniałam o "jeżu", którego podstawę u mnie stanowił zazwyczaj okrągły chleb, ale.. te dzieci nie jedzą surowych warzyw i owoców. Przy kreatywnej akcji kanapkowej proponowałam im pomidora, ogórka, ogórka kiszonego, rzodkiewkę, szczypior, sałatę i odmawiały. Sama jestem, że tak powiem "fetyszystką" kanapkową, bo uwielbiam kanapki na bogato: z warzywami, kiełkami, fajnie przyprawione. I po prostu taka kanapka z samym żółtym serem wydaje mi się maksymalnie smutna i niefajna.
Także, szaleństwa warzywna i owocowe szaszłyki odpadają - chyba, że z samych bananów :roll: Proponowaliśmy im wielokrotnie inne owoce, nasza córa przy nich je wcinała, ale myślę, że problem leży w nawykach żywieniowych wyniesionych z domu. Wydaje mi się, że jak dziecko nie widzi w domu na co dzień rodzica jedzącego jabłko czy surową marchewkę, to nie bardzo samo chce jeść takie rzeczy.

Przy najbliższej okazji spróbuję z naleśnikami - wiem, że lubią takie z białym serem. My co prawda od jakichś 3 miesięcy wegan, ale spróbuję zakombinować z twarożkiem z nerkowców. (Możecie sobie wyobrazić, jak to jest nie mieć w lodówce ani grama nabiału i przyjąć znienacka takich gości?:D)

Kat... - 2013-11-27, 00:41

margrete napisał/a:
Wydaje mi się, że jak dziecko nie widzi w domu na co dzień rodzica jedzącego jabłko czy surową marchewkę, to nie bardzo samo chce jeść takie rzeczy.
pewnie tak ale nie zawsze to jest przyczyną. Mój Z w domu je normalnie ale jak gdziekolwiek wychodzimy to robi się jakoś jedzeniowo nieśmiały i wszystkiego odmawia. Może jakoś mu się wryło, że na zewnątrz zwykle nie mamy co jeść, ale nawet na vegan brunchach gdzie mógł wszystko nie chciał. Może oni boją nie nowości, boją się, że im nie posmakuje i głupio będzie zostawić albo boją się, że się skrzywią i gospodyni przykrość zrobią? Tak chyba też może być?
MartaJS - 2013-11-27, 07:45
Temat postu: Re: karmienie przyjaciół naszych dzieci
margrete napisał/a:
Czy ktoś jeszcze ma może taki "problem" ? A może ktoś z Was ma jakiś sprawdzony patent na rozbrojenie niejadków? ;-)


A ja jako matka niejadka piszę: a po co rozbrajać? Nie chce - niech nie je. Zje więcej w domu, tego co matka przygotuje. Albo i nie zje. Dajesz różnorodne rzeczy, jeśli chce niech sobie coś z tego wybierze. Jeśli typowy niejad, to zje dwa małe kawałki i to mu wystarczy.

priya - 2013-11-27, 07:53

Nat ma tak jak Zygmunt, tzn. w domu je chętnie i sporo, a u kogoś raczej odmawia.

Skoro dzieci sąsiadów jedzą kanapki z serem i banany, to postaw na stole talerz z różnymi kanapkami, w tym te z serem (niech chociaz widzą, że można inaczej ;-) ), a "jeża" zrób z różnych owoców, w tym z bananów - wybiorą co będą chciały, a może kiedyś w koncu się skuszą na nowości.
Nawyki wyniesione z domu z pewnością grają tu kluczową rolę, choć np. nasz sąsiad w domu karmiony zupełnie inaczej niż my jemy, a zjadał u nas chętnie i zupy i różne kotleciki, w zasadzie jeszcze niczego nie odmówił :-)

margrete - 2013-11-29, 18:53

Kat... napisał/a:
Może oni boją nie nowości, boją się, że im nie posmakuje i głupio będzie zostawić albo boją się, że się skrzywią i gospodyni przykrość zrobią? Tak chyba też może być?


Nie, tę możliwość wykluczam - mam z tymi dziećmi bardzo dobry kontakt, zawsze mi wprost mówią, że czegoś nie chcą zjeść, czy że nei lubią. A i ja za każdym razem pytam czy mają ochotę zjeść, a nie podstawiam pod nos do zjedzenia.

I absolutnie też nie karmię ich na siłę, nie namawiam, jak nie mają ochoty to po prostu nie jedzą mojego, tylko przyniesione przez ich mamę bułki i serki.

Tak teraz myślę, że problem chyba leży w tym, że zbyt poważnie i ambitnie do tematu podeszłam. Myślałam, że może jak dzieciaki u nas popróbują nowych rzeczy, smaków, różnorodności, to będą chętniej jeść. Zwłaszcza, że widzę, że ten temat jest bardzo stresujący dla taty dzieciaków i potrafi przez to bardzo zestresować syna przy jedzeniu. No i wiecie, chciałam chyba pokazać mu fajną stronę jedzenia, mniej nerwową, twórczą :oops:

Dzięki Wam wielkie za udział w dyskusji, propozycje wszelkie i sugestie :) Może jeszcze pojawią się tu jakieś ciekawe głosy w temacie, a może scenki rodzajowe z podobnych sytuacji ;)

jaskrawa - 2013-11-30, 13:58

Heh, u mnie taka sytuacja ma miejsce we własnym domu... Moje dziecko za cholerę nie chce jeść żadnego "roślinnego" nabiału - past do chleba, humusów, past z sezamu itd.. Na szczęście je wszelkiej maści orzechy, je też owoce, więc już przestałam się martwić jej niejadkostwem, ale fakt jest taki, że większości zdrowych wynalazków nie ruszy.
Myślę, że trzeba sobie odpuścić. Niech jedzą przyniesione z domu, może jak będą starsze, włączy im się jakaś smakowa ciekawość czegoś innego i zaczną u Was próbować. Takie same nadzieje mam co do mojego własnego dziecka.

Salamandra*75 - 2013-12-01, 12:23

A może zrobić z dzieciakami ciasteczka? pokazać im,że można np. z ziarnami,daktylami itp.?Jak same upieką zdrowe ciasteczka może chętniej zjedzą? Pewnie mama im tego nie daje, a często nowości zrobione własnoręcznie są nie lada pokusą..
powodzenia

margrete - 2013-12-01, 14:00

jaskrawa napisał/a:

Myślę, że trzeba sobie odpuścić. Niech jedzą przyniesione z domu, może jak będą starsze, włączy im się jakaś smakowa ciekawość czegoś innego i zaczną u Was próbować. Takie same nadzieje mam co do mojego własnego dziecka.


Też na to liczę :) Że może z czasem będą ciekawe, spróbują.

Co do ciasteczek, to mam taki plan na najlbliższe spotkanie - obawiam się tylko, że jak dzieciaki zobaczą daktyle, orzechy itp. to niekoniecznie będą zachęcone. Trudno mi po prostu przeskoczyć to, że one nie znają niektórych produktów żywnościowych, a nawet jeśli wiedzą co to jest, to nigdy nie jadły i boją się próbować. No ale, trzeba próbować :)

Agnieszka - 2013-12-02, 17:14

Tydzień temu miałam party dla nastolatek. Koreczków (część z serem,) sałatki owocowej nie tknęły. Zrobiłam gofry + bita śmietana kokosowa, wafle przekładne wegańskim kremem z orzechów, dla chętnych grzanki z serem + popkorn, tort (zamawiałam).
Przy noclegu/ dłuższym czasie pobytu staram się wypytać co jadają. Z zup sprawdza się pomidorowa, ogórkowa, czasem dyniowa (dobrze jak ma atrakcyjny makaron i bezglutenowy może mieć kształt np. kaczuszek), frytki, kanapki małe, makaron z sosem itd
Niestety są dzieci, że nic nie przejdzie, synek mojej kuzynki jest wege ale nie jada nic poza domem i zrobionym przez mamę (chyba że słodycze lub czipsy).

qetrab - 2013-12-02, 19:22

Nie mam doświadczenia co do karmienia cudzych dzieci, ale mogę wtrącić swoje 3 grosze :P

Smak jest w dużej mierze kwestią przyzwyczajenia, a bardzo często dochodzą też kwestie psychologiczne jak. np W danio coś pływa więc na pewno nie będzie mi smakować.

Bardzo często tak jest, że jak dzieci (i w sumie dorośli też) zjedzą coś nowego to im nie smakuje - choć bardziej nie akceptują nowości. Dla dzieci żywionych białymi bułkami i danio wszystko co zdrowe jest nowością, więc nie smakuje.

Ja np. swojej córce mówię żeby spróbowała jeszcze raz, chociaż jednego kęsa, może tym razem posmakuje
I tak za każdym razem zjada odrobinę większą porcję, aż nagle, pewnego dnia zaczyna smakować :)

Wydaje mi się, że podobnie trzeba postępować z takimi dziećmi, stopniowo przyzwyczajać to zupełnie nowych smaków i wyglądu potraw.

Ale jak pisałem na początku nie przemawia przeze mnie doświadczenie, tylko pewne przemyślenia :D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group