wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek szkolny - wege out

pepper - 2007-10-12, 01:40
Temat postu: wege out
Cóż z tego, że daliśmy dobre buty dziecku, kiedy ono zaczyna jeść mięso i zaczyna kroczyć własną drogą? Nasz syn na przednówku 16 lat stwierdził, że ma dość życia w mniejszości i się dostosował. Co zrobicie, jak dojdziecie do tego momentu?
Christa - 2007-10-12, 03:37

Musze przyznac, ze nie raz sie nad tym zastanawialam, co bedzie, jak nasze dziecko zdecyduje sie kiedys jesc mieso, pomimo iz od malego bedzie wiedzialo, ze to zwierzeta, a zwierzat sie nie je. I choc wiem, ze bedzie mi ciezko to zaakceptowac, to pewnie nie bede miala innego wyjscia. Tak samo, jak moi rodzice zaakceptowali 1000 moich (wedlug nich) dziwnych decyzji (za co jestem im naprawde wdzieczna).

To na pewno ciezki temat, ale az mi sie nie chce wierzyc, ze skoro rodzice nie jedza miesa z powodow etycznych i dziecko o tym wie, ono w koncu samo z wlasnej woli zaczyna jesc mieso! Wydaje mi sie, ze na etapie, na ktorym teraz jest Filip peppera, to moze byc zwykly bunt. Najprawdopodobniej (i oby tak faktycznie bylo!!!) Filip za jakis czas sam stwierdzi, ze to byla jednak zla decyzja i powroci do wegetarianizmu. Moze nawet lepiej byloby nie drazyc z nim az za nadto tego tematu, zeby go nie prowokowac do jeszcze wiekszego buntu i po prostu poczekac, jak sie sprawy rozwina. Byc moze jemu tylko o to chodzi, zeby podkurzyc rodzicow i zrobic im na zlosc. A jesli Wy sie dacie sprowokowac, to jego to tylko ucieszy.

pepper, rozwin tekst, ze on ma dosc zycia w mniejszosci. Tzn. jest to jego jedyny argument, zeby zaczac jesc mieso?

honey - 2007-10-12, 04:55

taki wiek...
cokolwiek by nie robil niech wie ze rodzice go kochaja i nie potepiaja...za wybory...
bycie wege naprawde nie jest najwazniejsze w zyciu...

Humbak - 2007-10-12, 06:48

pepper napisał/a:
Co zrobicie, jak dojdziecie do tego momentu?
Wegetarianizm to nie tylko niejedzenie mięsa - to kanon etyczny, empatia... jestem pewna, że Filip to od Was przejął, choć może o tym nie wiedzieć.
Trudno jest 16latkowi... w zależności od mixu character+otoczenie może być bardzo trudno... nie ma chyba co mu tego utrudniać. Ja bym mu pozwoliła na swój wybór i czekała... jestem pewna, że za lat ok. 5 dojdzie do tego kim jest i jakim chce być, a wtedy tak jakoś się dzieje że dzieci wybierają środowiska, zawody i sympatie na wzór tych wśród jakich zostali wychowani... :-> Filip ma wspaniałych rodziców i ciepły dom... czekałabym zatem spokojniutko aż będzie na tyle dorosły by dojrzeć do pewnych rzeczy także do tego kim i jaki chce być.

Nie sądzę natomiast by był to
Christa napisał/a:
zwykly bunt
ale troszkę za mało o tym napisałeś, pepper, a ja Filipa nie znam. Trudno powiedzieć.
zojka3 - 2007-10-12, 07:20

16 lat to wiek kiedy nie chce się odstawać. Popalamy, bo kumple palą, wagarujemy, bo kumple....
Potem nadchodzi czas, że stajemy się bardziej indywidualni, idziemy za swoim głosem a nie grupy. Potrzebne jest tylko wsparcie i akceptacja żeby dziecko miało odwagę wyrażać swoją indywidualność. Rodzice to 90% tego wsparcia reszta to praca dziecka na bazie wartości wpojonych przez rodziców.
Może się zdarzyć, że dojdzie do innych wniosków niż Ty uważasz za słuszne ale takie jego prawo jako samodzielnej jednostki.

rosa - 2007-10-12, 07:56

ja rozumiem Filipa, są ludzie którzy potrzebują być częścią grupy, ciężko jest odnaleźć się w nowym środowisku, nowej szkole.
może tam nie ma wegetarian i nie chce mu się tłumaczyć
może jest zmęczony byciem innym

bardzo trudno zaakceptować taką decyzję, ale nie ma innego wyjścia :-)
nie wyobrażam sobie zakazywania czegokolwiek 16-latkowi :-)

Ewa - 2007-10-12, 08:41

Myślę, że to nie tyle bunt nastolatka, co taki typ człowieka. Nie każdy chce i umie się wyróżniać. To jest właśnie coś nad czym ja się zawsze zastanawiam i powód dla którego nie przechodzę na weganizm i ścisły, że tak powiem reżim żywieniowy (zero cukru, białej mąki i nigdy w życiu niczego niezdrowego). Każdy człowiek jest inny i nie każdy radzi sobie z byciem indywidualistą. Dla mnie wegetarianizm jest fazą przejściową - biorę pod uwagę, że dzieci kiedyś same zechcą przejść na weganizm, ale też, że kiedyś zaczną jeść mięso (chociaż w tą drugą opcję po prostu wolę nie wierzyć ;-) ). Myślę, że to dla Was bardzo trudna sytuacja, ale jedyne co można w takim momencie zrobić, to uszanować jego decyzję. Jednocześnie zastrzegłabym sobie prawo do poszanowania moich decyzji i u nas w domu mięsa nadal by nie było.
Humbak - 2007-10-12, 09:24

Pepper, właśnie weszłam na Twoją stronkę (swoją drogą padłam ze śmiechu bo Siewodnia prazdnik maja... to my śpiewamy jak szefowie uniwersyteccy za bardzo się władzą przejmą kosztem czasu i kasy mojego męża... :-P )
czy Filip cały czas jest z Tobą? tiaaa... obudziłam się wiem... ale masz tu odpowiedź - daj mu czas na aklimatyzację do nowego otoczenia a dojdzie do tego że nie będzie musiał się skupiać na tym skąd jest i dlaczego mówi tak a nie inaczej. Na wszystko jest czas i miejsce - o Filipa byłabym spokojna :-D

Lily - 2007-10-12, 10:14

Może niech popróbuje i sam dojdzie do jakichś wniosków? Jest w takim wieku, że musi zacząć myśleć i podejmować decyzje samodzielnie. Chyba.
Karolina - 2007-10-12, 11:12

To jest wiek kiedy dziecko odcina się od rodziców, stara się identyfikacji szukać poza domem Za jakiś czas znowu zacznie być wege. Nie pozostaje nic jak dać mu spokój.
Ania D. - 2007-10-12, 14:19

Trudna sprawa. Mnie się podoba postawa Humbak, która mówiła swojej córeczce, ze jak chce mięso, to musi im powiedzieć, to je kupią dla niej (po tym, jak je jadła u sąsiadów - wolę już sama dawać je dziecku, niż miałoby jeść je ukradkiem u rodziny czy znajomych). Oczywiście dotyczyłoby to podobnej sytuacji, gdy dziecko zjada je ukradkiem. Najpierw zawsze rozmowa, jeśli dziecko bardzo chciałoby jeść mięso, to wolę mu je sama dać (chociaż obecność mięsa w lodówce byłaby dla mnie obrzydliwa) to dotyczy młodszych. Może sięgnęłabym wtedy też po wyroby sojowe typu wędlina czy parówki.
Filip jest starszy i może sobie sam przygotować mięso. Na pewno jest to czas, gdy dziecko, bez względu na wiek, potrzebuje ogromu miłości. Nie wystarczy tylko, że ta miłość jest, trzeba mówić o tym dziecko, że jest najważniejsze i bez względu na to, jak ono postąpi, będzie kochane i jest kochane. To bardzo, bardzo ważne. To są też banały, ale trzeba spędzać w nim dużo czasu. Sytuacja Was obu nie jest łatwa, nowe środowisko, oderwanie od wszystkiego, co znane. Kazdy potrzebuje akceptacji, niewiele jest osób, które mają naturę samotnika i mogą istnieć bez innych. Ile tylko można, to trzeba rozmawiac z Filipem, pytać go o zdanie w wielu sprawach, wspólnie robić wiele rzeczy. To pewnie jest wiek, że moze on mieć mniejszą chęć na rozmowę, ale przy dobrych warukach i przy dobrym, akceptującym słuchaczu, może się będzie otwierał. Akceptacja jest niezmiernie ważna.

Capricorn - 2007-10-12, 15:34

honey napisał/a:

cokolwiek by nie robil niech wie ze rodzice go kochaja i nie potepiaja...za wybory...
bycie wege naprawde nie jest najwazniejsze w zyciu...


sama nic mądrzejszego bym nie wymyśliła. Dobrze ujęte.

dynia - 2007-10-12, 16:40

Capricorn napisał/a:
honey napisał/a:

cokolwiek by nie robil niech wie ze rodzice go kochaja i nie potepiaja...za wybory...
bycie wege naprawde nie jest najwazniejsze w zyciu...


sama nic mądrzejszego bym nie wymyśliła. Dobrze ujęte.


I ja się zgadzam z powyższą wypowiedzią.Najistotniejsze,żeby poczuł,ze to jest jego życie,jego wybory i tez konsekwencje ,które ze soba niosa odpowiedzialnosć bierzecie nie Wy tylko własnie On sam,bo na tym polega dorosłość .

Tobayashi - 2007-10-12, 17:08

Kurcze, smutne :-? .
Najwyraźniej nie było mu do tej pory łatwo. Ta decyzja pewnie też go trochę kosztowała. Chyba najlepiej dać mu czas. Musi zobaczyć, czy to jest to, czego szukał, czy włączenie się w mainstream go uszczęśliwi, czy może wywoła odruch wymiotny po jakimś czasie.

kamma - 2007-10-12, 18:17

Bardzo smutne :(
No, ale nie ma wyjścia, przecież jest właściwie dorosły. Zastanawiają mnie jednak przyczyny. Bo samo primus inter pares to za mało, żeby wyjaśnić tak radykalną decyzję. Napiszesz coś więcej, pepper?
Może to dziwnie zabrzmi, ale chyba wolałabym, żeby moje dziecko zaczęło palić papierosy niż jeść mięso.

Agnieszka - 2007-10-12, 19:45

Zaakceptowałabym wybór Filipa ale posiłki niech sam sobie robi.
Moja Ada w większości jest sama z dietą, u dziadków dostaje wege jedzenie, w przedszkolu u mięsnych znajomych także. Liczę się z tym, że kiedyś powie: chcę spróbować innego/mięsnego jedzenia. Na razie jest mała i nie ma takich problemów ale z czasem zobaczymy.........
Z drugiej strony wielu z nas swoja przygodę z wegetarianizmem zaczęło jako nastolatki. Często bolał nas i boli dotychczas brak akceptacji bliskich.
Wiele rzeczy, które zaszczepiali we mnie rodzice (akurat dietę tu wyłączam) wracają i sama często mam świadomość jak blisko pada jabłko..........
Mam fajnych rodziców, rodzinę, przyjaciół i bliskie osoby wokół. Możemy się spierać, kłócić ale ważne jest oparcie i wsparcie.
Pamiętaj, że obecna decyzja Filipa może ulec zmianie.

k.leee - 2007-10-13, 01:47

pepper napisał/a:
Co zrobicie, jak dojdziecie do tego momentu?
A dojdziemy?
Od jakiegoś czasu pilnie przyglądam się Filipowi i podpytywałem Adrianę bo trochę się niepokoiłem o to jak to będzie z Kubą. Zarzeka się, że mięsa nie tknie. Ze swojej "inności" wykuwa wartość. Chyba jest dumny, że jest wege. Ale co będzie za kilka lat....Tym się nie martwię. Sporo rozmawiamy, jak czegoś nie wiem to na wegedzieciaka go odsyłam. Poza tym m.in dzięki forum widzi, że jest nas całkiem spora czeredka. Widzę jak sie cieszy na każde spotkanie wegedzieciakowe. Wsiąkł w wege klimat i to myślę, że rokuje wegańsko na przyszłość. Gdyby chciał spróbować, to bym Kubie oczywiście nie zabraniał. Gdyby chciał jeść to bym rozmawiał. Powiedział co ja o tym myślę ale decyzja była by jego. Nie wyobrażam sobie jednak , żeby w naszym domu było by mięso. Jeśli by chciał jeść to poza domem.
Mały OT, zastanawiałem się co by było gdybym ja zapragnął jeść mięso :evil: Chyba bym syna stracił, co najmniej na jakiś czas.

taniulka - 2007-10-13, 09:19

Myślę, że jeżeli doszłabym do takiego punktu to pozwoliłabym Nadii jeść mięso. Dokładnie rozumiem 16 latka w takiej sytuacji. Jestem przekonana,że po jakimś czasie, może miesiącach a może latach pewnie wróciłaby do wegetarianizmu/weganizmu. Ale w danym momencie dałabym sobie spokój gdyż 16-latkowi już nie ma co tłumaczyć on dokładnie wie co to jest mięso. Wypuścić go a pewnie i tak wróci :) Jak nie wróci to tez jego wybór. (Ale i tak myślę,że wróci :) W każdym razie dużo miłości i tyle.
adriane - 2007-10-13, 10:53

k.leee napisał/a:
Chyba jest dumny, że jest wege.


Filip był dumny tylko w okresie przedszkolnym, potem już raczej ukrywał swoj wegetarianizm, nie afiszował się z tym, bo nie chciał odstawać od kolegów. Tylko ci najbliżsi jego koledzy wiedzieli, że Filip jest wege.

- 2007-10-13, 16:49

myślę, że tak jak inni pisali- nie przejmować się, okazać akceptację i tyle. Ja nie będę stała na drodze Jag jeśli zechce jeść mięso. Jednak tak jak niektórzy tu już pisali, wolała bym aby nie jadła go w domu...i tu byłby problem, bo zależy mi na zdrowym odżywianiu Jag i jeśli miała by jeść poza domem, to w knajpie raczej zdrowo nie zje. A jeśli by chciała jeść w maku to bym miała chyba doła.. ale do konkretów-dzieci nie należą do nas i musimy się liczyć z tym, że będę szły własną drogą, czy nam się ona podoba czy nie. Warto jest szczerze pogadać, wyrazić swoje zdanie ale podkreślić, że akceptuje się wybór dziecka i najważniejsze by ono czuło się z tym dobrze a nie my.
Cytrynka - 2007-10-13, 21:51

Właśnie sobie pomyślałam, że dzięki temu, że moja rodzina jest wegetariańsko-mięsna, nie będę miała problemów z akceptacją. Moje dzieci czasem podjadają mięso tatusiowi.
Owszem, wolałabym, aby były wege, ale każda ich decyzja znajdzie w domu akceptację. Jeśli zdecydują się jeść mięso, nie będę tego im utrudniać, bylebym tylko ja nie musiała go szykować.

hans - 2007-10-13, 23:10

pepper napisał/a:
Co zrobicie, jak dojdziecie do tego momentu?

Nic, absolutnie nic...dziecię zrobi cokolwiek zechce (tak jak ja kiedyś)...i nie zamierzam karać ani siebie, ani jej za to, że wybiera inaczej niż ja...w żaden sposób

pao - 2007-10-14, 23:13

tu jest pytanie "jeśli dojdziemy do takiego momentu"

co prawda pewnie każdy chciałby by taki nie nadszedł ale jest to przecież w pełni realne.

nie podejrzewam moich dziewczyn o takie decyzje, ale nie mogę wykluczyć takiej możliwości. a co bym zrobiła? uszanowała. w końcu odpowiadam tylko za siebie a 16-latek całkiem świadomie kształtuje swoje życie. ale niewątpliwie odbyła by sie poważna rozmowa, bo nie chcę by dziecko nieświadomie sobie zaszkodziło. zatem jak wspieram dziecko przy wegetarianizmie tak i przy zmianie diety wsparła bym by odbyło sie to z jak najmniejsza szkoda dla organizmu. pewnie wewnętrznie czuła bym smutek, kto wie, może wręcz porażkę, ale w końcu najważniejsze co mogę dzieciom dać to jednak miłość i wsparcie i to niezależnie od wybranej drogi czy diety.

alcia - 2007-10-18, 16:19

Ja też bym uszanowała dziecka decyzję. Trudno...

Czy Filip miał w swoim otoczeniu jakichś wegetariańskich rówieśników?? Przyjaźnił się z jakimiś, spotykał?
Jeśli nie, to może to było przyczyną... źle się czuł ze swoją innością, bo nie jest typem indywidualisty?

Mala_Mi - 2007-10-18, 22:27

Ja od pojawienia się na świecie Jagódki staram się pamiętać o tym, że dziecko jest odrębną od nas rodziców osobą. Takie myślenie bardzo mi pomaga w codziennych relacjach z dziewczynami.
Myślę, że miarą naszej dojrzałości będzie to, że w stosownym czasie pozwolimy naszym dzieciom podejmować ich własne decyzje i będziemy je dalej niezmiennie kochać i wspierać, niezależnie od tego, co wybiorą.
Bo to jest ich własne życie. My je w nie wprowadzamy, dając to, co sami uznajemy za najlepsze. Ale przewodnikami naszych dzieci jesteśmy tylko na początku, później każde z nich dorośnie i samo weźmie odpowiedzialność za swoje życie.
Widać, właśnie doszliście do tego punktu (przynajmniej pod względem żywieniowym ;-) ).

kamma - 2007-10-19, 11:29

Co mnie smuci, to to, że Filip chce jeść mięso mimo że mu nie smakuje.
Ale papierosy też na początku nie smakują, a jednak dzieciaki palą, żeby się nie wyróżniać.

pepper - 2007-10-20, 00:37

Dziękuję wszystkim za udział w wątku, jeśli o mnie chodzi, to nie mam problemów z akceptacją wyboru Filipa. Kiedyś nie jadł, teraz je, kiedyś może znowu nie będzie jadł mięsa. Podobnie (może to zabrzmi okrutnie) zaakceptowałem próbowanie papierosów. Powiedziałem mu: chcesz palić to pal, ale wiedz, że ja nie mogę od tego uwolnić się od 20 lat. A inni jeszcze dłużej. Ten wątek założyłem, bo raczej grono nasze szczyci się przeważającą ilością dzieci młodszych, które nie chodzą jeszcze nawet same do szkoły.

Ja starałem się wraz z adriane wychowywać go w duchu poszanowania życia, właściwego odżywiania, sposobu myślenia, pewnych zachowań. Ale nie tylko rodzice wychowują dzieci, robi to też szkoła, dziadkowie, koledzy. Ludzie w wieku "przedtrądzikowym" zaczynają próbować rzeczy do tej pory nieznanych. Byłbym głupcem, gdybym na takie próby reagował zakazami. W takim wieku? He, he.

Nikt nie jest doskonały, a mnie dotyczy to w bardzo dużym stopniu, popełniłem w życiu sporo błędów, również wychowawczych. Oboje (jako rodzice) byliśmy w pewnym etapie może za bardzo skupieni na młodszych dzieciach, a odstęp między pieluchami wynosił ok. 10 lat, więc najstarszy miał więcej do czynienia z kolegami, niż z domem pachnącym mlekiem z cycka. Jak adriane napisała - kiedyś Filip doceniał swoją inność, ale potem zaczęła mu ona doskwierać. Był w klasie jedynym wegetarianinem, tym, który jest nieszczepiony i niefluoryzowany i jedynym, który na komunię nie dostał roweru, zegarka, plejstejszyn, nic. No nie wpadliśmy na ten pomysł, jak również na kilka innych. Wtedy nie było jeszcze wątku rebiego o sukience komunijnej :)

W czerwcu 2007 Filip poleciał do Irlandii i zaczął poznawać to emigracyjne bagienko i jego wątpliwe walory a ja chciałem go jak najszybciej odesłać do matki. Mimo, że widziałem jego przyszłość tutaj w czarnych barwach, bo wiedziałem już w co się wpakowałem, to posłuchałem stanowczych perswazji swojej żony oraz rad znanego wam kleee. On to przypomniał mi, że już w dawnych czasach chłopak w pewnym wieku wychodził spod ciepłych skrzydełek mamy i trafiał w twarde łapy ojca. I dlatego Filip pozostał w Irlandii i został zapisany do szkoły, gdzie znów jest jedyny (Polak) w klasie. W ramach walki ze swoją kolejną innością zaczął uczyć się angielskiego szybciej niż ja zdążę powiedzieć "ciastko z kremem". Żeby się zbytnio nie odróżniać od reszty klasy, przyniósł na lekcję gotowania mięso i zrobił bun-burgera, po czym go zjadł. Nie smakował mu. Ale wiem, że już wcześniej poznał inne, nowe smaki. Do niego będzie należał wybór - co jeść i co lubię.

Ja jestem jedynym wege wśród moich znajomych tu w Kellsie i nigdy się z tym nie kryłem. Teraz Filip ma okazję przyglądać się i przysłuchiwać, jak rozmawiam z ludźmi na ten temat. Dziś na przykład przybiłem naszego współlokatora sześciocalowymi gwoździami do futryny i podpalając go żywym ogniem wydusiłem z niego, że kota ani psa by nie zjadł, ale nie wie dlaczego je świnie i krowy. Innego, który twierdził, że mięso daje siłę położyłem na rękę na naszym kuchennym stole. Powtarzam tu wszystkim, że powinni jeść owoce (witaminy, szkorbut i inna ślepota), które pracowicie układam na półkach w supermarkecie, a nie tylko żłopać piwo po dniu na budowie. Więc Filip dostaje co drugi dzień sałatkę owocową i z coraz większą chęcią ją zjada. No i rozmawiamy też o różnych sprawach (a o seksie już rozmawialiście ze swoimi dziećmi?). Różnymi partyzanckimi sposobami staram się nadrobić to, co straciłem.

Dlatego - rodzice - bądźcie czujni, póki nie jest za późno! :mrgreen:

Lily - 2007-10-20, 00:40

Fajnie to napisałeś pepper :)
honey - 2007-10-20, 01:04

ee ja o sexie z moim siedmioletnim synem juz nie musze rozmawiac...
on sam mi niedawno oznajmil , ze wie co to jest sex.....
:shock: pewnie ktos go w szkole uswiadomil na przerwie...

powiedzial.... mamo ja wiem co to jest..... i przespelowal po literze, bo nawet mu glupio bylo slowo wymowic S.E.X.
...two naked people...
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

pepper - 2007-10-20, 01:08

Jemu było głupio wymówić SEX, a Tobie nie jest głupio napisać PRZESPELOWAĆ? He, he, też już tak mówię :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
k.leee - 2007-10-20, 01:58

O.K.... to przeze mnie zaczął jeść mięso ]:->
pepper - 2007-10-20, 07:26

k.leee napisał/a:
O.K.... to przeze mnie zaczął jeść mięso

Nie przypisuj sobie tej zasługi ;)

Capricorn - 2007-10-20, 09:13

pepper napisał/a:
(a o seksie już rozmawialiście ze swoimi dziećmi?)


ha! Filip ma 16 lat, przypuszczam, że sporo już wie i w teorii, i w praktyce (pracuję z ludźmi w tym wieku, to mogę wnioski jakieś wyciągnąć)

alcia - 2007-10-20, 15:22

Capricorn napisał/a:
ha! Filip ma 16 lat, przypuszczam, że sporo już wie i w teorii, i w praktyce (pracuję z ludźmi w tym wieku, to mogę wnioski jakieś wyciągnąć)

no właśnie.. Karko mi kiedyś opowiadał, że ojciec wziął go na taką rozmowę ze 2 lata za późno ;)

Capricorn - 2007-10-20, 15:42

alcia napisał/a:
Capricorn napisał/a:
ha! Filip ma 16 lat, przypuszczam, że sporo już wie i w teorii, i w praktyce (pracuję z ludźmi w tym wieku, to mogę wnioski jakieś wyciągnąć)

no właśnie.. Karko mi kiedyś opowiadał, że ojciec wziął go na taką rozmowę ze 2 lata za późno ;)


dobre, dobre :D

gosiabebe - 2007-10-20, 17:25

Capricorn napisał/a:
ha! Filip ma 16 lat, przypuszczam, że sporo już wie i w teorii, i w praktyce


też mi się tak wydaje, sama nie tak dawno (bo 5 lat temu) małam tyle lat ;-) gdy mama chciała ze mną rozmawiać o tym kiedy skończyłam 18 jedyne co czułam to zażenowanie :-> Maja jest jeszcze malutka ale ja na pewno postaram się ją uświadamiać co to jest ,żeby nie przeżyła szoku tak jak ja w pierwszej klasie podstawówki gdy kolezanka przyniosła do szkoły śwerszczyka od taty i wszystkim pokazała :shock:

- 2007-10-20, 18:12

myślę, że jeśli seks nie jest w domu tematem tabu to wszystko będzie naturalniej.
pepper - 2007-10-20, 18:35

Nasza rozmowa była raczej krótka:
- Filip wiesz wszystko o seksie?
- No
- Na pewno?
- No
- Może mi coś powiesz?
- Nie
:mrgreen:

rebTewje - 2007-10-20, 18:46

a tobie po co ta wiedza, dziadku? ;)
pao - 2007-10-20, 18:49

nie pamięta jak to było ;)
pepper - 2007-10-20, 21:05

rebTewje napisał/a:
a tobie po co ta wiedza, dziadku?

Musiały się chyba pojawić jakieś nowe pozycje przez te kilkadziesiąt lat :mryellow:

Wicia - 2007-10-21, 05:22

pepper napisał/a:
bo raczej grono nasze szczyci się przeważającą ilością dzieci młodszych

No właśnie i bardzo mi brakuje takich "filipowych" doświadczeń. Dzięki zatem za ten wątek. A co bym zrobiła? Przede wszystkim poczułabym porażkę i to nie dlatego, że dziecko spróbowało mięso, a dlatego, że nie zauważyłam wcześniejszych problemów z innością. Tego się chyba najbardziej boję. Nie jest prawdą, że maluchów to nie dotyczy. Moja Karolinka 2,5 letnia jakieś dwa miesiące temu krzyczała przez sen, że nie je mięsa :shock: Cholernie mi przykro. Wiem, że to pewnie wynik codziennych wizyt u dziadków. Widzi jak jedzą mięso, a my nie i ma swoje pierwsze dylematy. Nie są to "normalne" problemy dwulatków. Parę dni temu dziadek dał jej marcepana w czekoladzie i Karolinka przyszła do mnie zachwycona z tekstem "u dziadka słodycze są zdrowe".
Nie zgodzę się także ze stwierdzeniem, że u Filipa to tylko bunt 16-latka. Może tak, może nie. Ja ostatecznie skończyłam z mięsem w tym właśnie wieku. Rodzice byli przekonanim, że to przejściowa moda. Nigdy mi nie gotowali, nie zainteresowali się czy nie będzie mi czegoś brakować. "Moda" trwa do dziś, a we mnie pozostał żal, że ze mną walczyli (zwłaszcza ojciec) a nigdy nie zrobili mi np. wege uczty. Oczywiście z czasem mama zaczęła gotować, a raczej nie podawać mięsa na talerzu, ale to nie o to mi chodziło. Chciałabym umieć w takiej sytuacji kupić mięso i przygotować je dziecku. Wydaje mi się to trudne, ..., bardzo trudne, ale mam nadzieję, że będę mamą - fanką wszystkich decyzji swojej córki. Nie chciałabym kiedyś usłyszeć "mamo i tak jadłam mięso w tajemnicy aby ci przykrości nie robić" lub "mam traumę z dzieciństwa, bo całe życie byłam inna a chciałam bawić się w grupie".
Jesteśmy bliscy przeprowadzki. Poznaliśmy nowych sąsiadów. Na jednej ulicy mamy ich 4 więc każdy na wagę złota na tym odludziu. Sąsiedzi fajni, w naszym wieku, z dwójką świetnych dzieciaków, z którymi Karolinka bardzo lubi przebywać. No i .... fajnie było do czasu aż się dowiedzieli, że mięsa nie jemy. Nie wiedzieli co z nami zrobić, na grilla przecież nie zaproszą. Wogóle to jest to dla nich bariera nie do przejścia. Mam też wrażenie, że ograniczają dzieciom kontakty z nami :shock:
Życie pod prąd jest trudne dla nas dorosłych, a co dopiero dla dzieciaków, które potrzebują akceptacji w grupie. Ja zawsze byłam inna. Nawet jak jadłam mięso to nie piłam, nie paliłam i nie brałam. Na imprezach byłam jedyną trzeźwą. Czy takie życie będzie jednak odpowiadało Karolince? Nie chę wchodzić jej w drogę.
I ciągle zastanawiam się czy jako jedyna wege w przedszkolu to już nie za duża ingerencja z mojej strony...

Humbak - 2007-10-21, 06:30

Wicia napisał/a:
Nie wiedzieli co z nami zrobić, na grilla przecież nie zaproszą.
to jest standard czyli unikanie spotkań bo wege i tego nie tamtego nie... Ale wydaje mi się że to tak jak z mamą i ucztą wege - wystarczy chcieć. U nas to my zapraszamy na grilla czy ognisko... po miesiącach zaproszeń sąsiedzi już wiedzą co jemy
pao - 2007-10-21, 08:54

my wczoraj byłyśmy na przedszkolnym ognichu. jako jedyne z owocami zamiast kiełbasy... panie głupio sie czuły i przynajmniej bułkę z ziarnami dla gabi wynalazły, zaś dzieci z tęsknotą w oczach patrzyły na nasze śliwki...
Cytrynka - 2007-10-21, 09:22

Trudno jest być innym. Ja zawsze byłam inna, zawsze pod prąd, taka czarna owca. Nie miałam przyjaciół, właściwie koleżanek też nie miałam. Może Filip boi się tej inności, nie chce stać na uboczu.
Wiecie czego ja się boję, że mi dzieci kiedyś zarzucą obłudę. No bo mięso jest w domu i jak chcą je zjeść, to mówię im, że wolę, aby go nie jadły, ale jeśli zjedzą, nie będę się gniewać. Boję się, że będą miał żal, że im nie zabraniałam (zakładając, że będą wege).

Ania D. - 2007-10-21, 10:05

Trudno być czasem wege. Jest mi przykro, jak rodzina (troszkę dalsza) tylko nas nie zaprasza. Dla mnie nie byłobym problemem, gdyby dla nas były tylko ziemniaki i surówka, zresztą zawsze coś ze sobą bierzemy do jedzenia. Zależy mi na wspólnym byciu. Czuję się tak, jakbyśmy byli wykluczeni. Zresztą czasem widzę, że sa osoby, które się źle czują przy mnie, jak jedzą coś, czego ja nie jadam. od razu pojawia się tłumaczenie, że to tylko trochę, czasem... Nie da się ukryć, jesteśmy inni mimo tego, że nigdy się z tym nie afiszujemy, nie dajemy dobrych rad, nie patrzymy z wyrzutem na inne talerze. Jest to dla mnie przykre, ale nie wyobrażam sobie, byśmy mogli zmienić swoje nawyki jedzeniowe. Nastolatkowi jest jeszcze trudniej, zwłaszcza w nowym środowisku.
- 2007-10-21, 11:29

ja osobiście nie rozumiem tego zakłopotania, gdy chce się zaprosić, ale się nie zaprasza bo nie wiadomo co ugotować... :roll: przecież wystarczy zapytać co można przygotować, czy to aż tak trudne?? Przecież wege też jedzą rzeczy z grilla, tyle że nie jest to mięso.

my co jakiś czas chodzimy na obiady do babci Jacka, Ona jest starej daty, wiadomo, do tego nie jest jakimś asem w kuchni, więc zawsze jak nas zaprasza to się pyta co mogła by zrobić, albo wynajduje jakieś wege specjały w sklepie, przecież teraz prawie w każdym można coś sojowego kupić...

pao - 2007-10-21, 11:41

tu wiele zależy od rodziny właśnie... rodzina to ludzie a nie jedzenie. ja nie miałam takich kłopotów, zawsze rodzina starała sie bym coś dla siebie miała. duża w tym zasługa mojej mamy która zawsze stawała w mojej obronie i nikt nawet nie próbował mi dokuczać.

ze strony taty rodzina jest tylko papierkowa, ale ze strony mamy to Rodzina jak należy. niby tylko we trzy jesteśmy (Icia, mama i ja) ale każda na każda może liczyć. ten wzór przebił sie przez skorupę mojego taty (zasługa w tym gabryski) i mojego męża. zatem choć każde z nas jest inne jest dobrze. niewege akceptują nasze normy i zasady, my szanujemy ich i to jak jemy nie stanowi najmniejszego problemu.

mój mąż ostatnio od siostry usłyszał ze kiedyś był normalny, normalnie jadł i do normalnej rodziny należał. stwierdził w odpowiedzi, że woli te nienormalną. z domu nie wyniósł ciepła i miłości bo tego nie było, znalazł to tutaj (chwali teściową na każdym kroku :D ).

zatem pytanie o rodzinę jest specyficzne, bo jest rodzina z nazwy i jest rodzina z emocji. ta z emocji choćby była odmienna, miała sprzeciwy jest tą która jest nam bardzo potrzebna. ta z nazwy... cóż, czasem zapominam ze istnieje :)

ja jako nastolatka zawsze byłam inna. odbiegałam od normy chyba w każdym względzie poza zapędami do buntu i sprzeciwu ;) mnie ta odmienność nie przeszkadzała w wieku nastoletnim, bolesna była dla mnie jak miałam 5 czy 10 lat. wtedy była trudna, ale czułam ze robię jak należy i co należy zatem płakałam w poduszkę i gadałam do aniołów.

nigdy nie stałam sie podobna do rówieśników mimo ze był czas, że sie starałam. wyszło na to, że trzeba zaakceptować własną odmienność i tyle. niemniej rozumiem tych, którzy starają sie dopasować. zresztą chyba każde dziecko w pewnym momencie próbuje "przetestować" wartości rodziców. jeśli były słuszne, wcześniej czy później wrócą do nich najwyżej modyfikując w jakimś stopniu :)

- 2007-10-21, 11:46

Chęć przystosowania się Filipa jest tym bardziej zrozumiała, ze to kolejna zmiana w Jego życiu- najpierw mieszkał w Otwocku (które dużym miastem nie jest i napewno trudniej być innym) potem w Zabrzu a teraz do i Irlandii- wszystko pewnie działo się szybko i tyle zmian naraz w tak delikatnym wieku...trzeba zrozumieć, przeczekać, przecież teraz kształtuje się Jego osobowość. Myślę, że w końcu wybierze całkiem świadomie i będzie z tym szczęśliwy :)
pao - 2007-10-21, 11:50

Cytat:
zawsze rodzina starała sie bym coś dla siebie miała.


małe sprostowanie: zawsze się starała o ile nie zapomnieli ;) jak byłam na weselu u wa-wskiej familii to dopiero jak mnie zobaczyli to przypomnieli sobie że nie jem mięsa :D
niemniej poznosili mi wszystkie soki, wody niegazowane ciasta i owoce jakie były na przyjęciu ;)

Ania D. - 2007-10-21, 12:04

Pao, tylko z wegetarianami jest łatwiej. Ja nie miałam nigdy problemów, gdy byłam wegetarianką, żadne spotkania czy wesela nie były problemem. Są ciasta, sałatki i mnóstwo innego jedzenia. A przygotowanie posiłku dla wegan to dla wielu bardzo trudna rzecz. Nie ma jaj, śmietany, sera, majonezu i wielu innych produktów. Nie mówię, że się nie da, bo można zrobić kaszę, do tego pieczarki, soczewicę, kiszoną kapustę i obiad jest fanstastyczny. Nie wszyscy jednak chcą się źle czuć przy tych, co nie jedzą tak, jak oni lub nawet nie myslą, że można zrobić prosto i szybko smaczny posiłek.
pao - 2007-10-21, 12:08

Cytat:
A przygotowanie posiłku dla wegan to dla wielu bardzo trudna rzecz.


wiesz, myślę że to przychodzi z czasem :)
na początku rodzina sie głowiła czym mnie karmić, potem przestali bo zaskoczyli że to nie trudne. gdy przestałam jeść jajka pytanie wróciło ale teraz znów poszło w zapomnienie :)

dla mojej mamy największym wyzwaniem była Wielkanoc :) w końcu na stole właśnie jajka królują wtedy...

a co do "czucia" wiem że sa osoby które nieba pragną przychylić a nie zawsze wychodzi, ale tu już się kłaniają nasze zdolności dyplomatyczne. właśnie w takich sytuacjach mój skill szybko lvllował ;)

frjals - 2007-10-21, 13:48

Wicia napisał/a:
poczułabym porażkę i to nie dlatego, że dziecko spróbowało mięso, a dlatego, że nie zauważyłam wcześniejszych problemów z innością.

Dobrze napisane.
A zauważenie tego może wcale nie być łatwe... Ostatnio byliśmy u psycholożki, która po trzech spotkaniach z W. sam na sam zwróciła nam uwagę, że dieta jest dla niego czymś ważnym i że sam jej oznajmił, że nie je mięsa. Z tego (pewnie między innymi) wysnuła taki wniosek, że może jako "odmieniec" nie czuje się zupełnie komfortowo... no nie wiem co o tym myśleć, mi się wydawało, że nie mamy takiego problemu... a z drugiej strony, co moi rodzice wiedzieli o moich problemach... :roll:

adriane - 2007-11-02, 14:38

Cytat:
Chęć przystosowania się Filipa jest tym bardziej zrozumiała, ze to kolejna zmiana w Jego życiu- najpierw mieszkał w Otwocku (które dużym miastem nie jest i napewno trudniej być innym) potem w Zabrzu a teraz do i Irlandii


Filip w Zabrzu nie mieszkał wcale, od razu z Otwocka w czerwcu poleciał do Irlandii.

Tak jak pisze pepper coś przegapiliśmy, gdzies się zagapilismy, jak miał ok.10-12 lat zaczął się stopniowo odsuwać od naszego wpływu i naszego sposobu życia.

Ja osobiście wiem, ze odniosłam porażkę w związku z tym, że Filip je mięso (choć nigdy nie widziałam żeby je jadł).

- 2007-11-02, 22:31

adriane napisał/a:
Filip w Zabrzu nie mieszkał wcale, od razu z Otwocka w czerwcu poleciał do Irlandii.
sorki, wywnioskowałam, nie wiedziałam oczywiście napewno. Ale i tak był łańcuch jakiś zmian które napewno niosą ze sobą stres.
adriane dlaczego uważasz, że odniosłaś porażkę?

tomek - 2007-11-03, 10:07

Moje zdanie przedstawię dość obrazowo: dziecko to nie plastelina z której lepi się człowieka na własny obraz i podobieństwo. Rodzice niech świecą przykładem a dzieci i tak same zdecydują czy chcą podążać tą samą ścieżką, czy też wybrać inną, bardziej im odpowiadającą. Oczywiście, że te wybory mogą być bolesne; sam pamiętam reakcję rodziców, gdy w wieku 15 lat zakomunikowałem, że już więcej w niedzielę do kościoła nie pójdę, gdyż nie jestem katolikiem.
W sumie więc spożywanie mięsa przez dziecko zasmuciłoby mnie, ale szanowałbym tę decyzję,

adriane - 2007-11-03, 21:07

Cytat:
adriane dlaczego uważasz, że odniosłaś porażkę?


Myślałam, że wrażliwość mojego dziecka na zwierzęta będzie większa niż jego chęć przystosowania się do ogółu. Sporo rozmów jak był mniejszy poświęciliśmy tematowi jadania zwierząt przez ludzi i wydawało mi się, ze on to rozumie dlaczego nie jemy zwierząt, nawet płakał jak widział kurczaki w samochodzie jadące do fabryki śmierci.
Czuję, że moja porażka polega głównie na tym, że dopuściłam do tego, że straciłam kontakt z własnym dzieckiem (proces stopniowy).

Humbak - 2007-11-03, 23:27

Adriane, jeśli mogę coś dodać... nie możesz czuć się odpowiedzialna za wybory swoich dzieci...
jako rodzice staramy się przekazać dzieciom określone priorytety i hierarchię wartości...
Twoj syn jest mądry, jest dobry, jest wrażliwy... i ma 16 lat! dopiero szuka... nie można tych jego poszukiwań z góry obarczać naszym cierpieniem, poczuciem klęski... trzeba mu pozwolić na poszukiwania - on je dopiero zaczął... a na tego typu odczucia pozwolić sobie dopiero gdy zacznie docierać do tego kim jest i gdzie jest jego miejsce.

Wydaje mi się że uczucia i myśli o których piszesz Ty i pepper są duuużo za wcześnie to raz i są za dużym obciążeniem przez to i dla Was i dla Filipa to dwa. I stracić kontakt z nim to można właśnie przez ten balast który jak narazie niepotrzebnie sobie wszystkim - bo i jemu też - nałożyliście.
Nie mam jeszcze doswiadczenia z tak dużymi dziećmi ale na dzień dzisiejszy tak myślę ;-)

Flippi - 2008-01-08, 15:15

Adriane, dzieciaki muszą się zbuntować przeciwko rodzicom ;-) Poczuć, że są odrębnymi istotami, oddzielić się. Ale jeśli mają wpojone dobre zasady (a przecież Filip ma), to prędzej czy później do nich powrócą. Dajcie mu czas...
adriane - 2008-01-08, 23:03

No więc daję mu ten czas :) Ale jak nawet nic z tego nie wyniknie w kwestii wege, to i tak oczywiście ma prawo iść własną drogą.
rosa - 2008-01-08, 23:34

a nadal vege out?

powiedz Ada, czy w irlandii wegetarianizm jest popularny?

adriane - 2008-01-09, 00:23

rosa napisał/a:
a nadal vege out?

powiedz Ada, czy w irlandii wegetarianizm jest popularny?


W sumie nie wiem, trzeba by pytać peppera, ale nie sądzę żeby był ten wegetarianizm tam jakoś szczególnie popularny. To chyba bardziej kraj mleka i mięsa.

A czy Filip nadal wege out, to też nie wiem, bo ja w sumie go nigdy jedzącego mięso nie widziałam i tak do końca nie jestem przekonana czy on je mięso. Może bardziej się droczy ze mną i mówi, że je, próbował może, ale mu nie posmakowało...

rosa - 2008-01-09, 08:22

też może tak być
pepper - 2008-03-05, 20:58

Mam za mało informacji o wegetarianach w Irlandii, ale wygląda na to, że w rolniczych okolicach, takich jak ja mieszkam jest to coś nieznanego i niezrozumiałego. To prawda, że tu króluje mięso i mleko.
Natomiast ciekawostką jest, że prawo wymaga, by na opakowaniach żywności gotowej był znaczek V wraz z adnotacją "suitable for vegetarian" (albo i vegan). Na innych opakowaniach są ostrzeżenia typu "wyprodukowane na linii pakującej również produkty zawierające orzechy, mleko itp." Takich gotowych produktów przeznaczonych dla wegetarian nawet w wiejskim supermarkecie można znaleźć kilka, ale zostały one przetestowane na pepperze i są niedobre.

Co do Filipa - ja też nie widziałem go jedzącego mięso, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Moi rodzice nie widzieli mnie z papierosem, a paliłem przez ponad 20 lat :)

Na zajęciach kuchennych w szkole Filip przygotowuje również potrawy z kurczaka, ale ich nie je. Mówi, że nie lubi kurczaka. Inni jedzą. A on nie je, bo nie lubi.

Jagula - 2008-03-05, 21:49

A prawda jest taka,że opakowania pięknie wyglądają lecz niestety w placówkach zbiorowego żywienia różnie wygląda z rzetelnością deklaracji co to wegetariańskości potraw...a ponoć 10% brytyjczyków jest wege :evil:
Kreestal - 2008-03-05, 22:58

No cóż, w Anglii wege jest się często "na pokaz", gdyż taki styl odżywiania jest tam modny. Zresztą, lepszy taki wegetarianizm niż żaden. Zwierzęta na pewno na tym zyskają. Choć, gdyby szerzej na to spojrzeć, to trzeba przyznać, że nie jest to zbyt dobra reklama :/
ewatara - 2008-03-07, 20:31

Kreestal napisał/a:
No cóż, w Anglii wege jest się często "na pokaz", gdyż taki styl odżywiania jest tam modny. Zresztą, lepszy taki wegetarianizm niż żaden. Zwierzęta na pewno na tym zyskają. Choć, gdyby szerzej na to spojrzeć, to trzeba przyznać, że nie jest to zbyt dobra reklama :/


czy ja wiem, tam gdzie ja byłam, było trochę wege, ale nikt się tym specjalnie nie chwalił, nie zauważyła takiej mody, część innych reagowała normalnie lub robiła sobie ze mnie jaja (tzn. z wegetarianizmu), ale prawda, że większość produktów jest oznaczona - wege czy nie i to mi się podobało.

kasienka - 2008-03-07, 20:40

Zuzia też zaczęła jeść mięso...Sporadycznie, trochę pewnie przez te sterydy które dostaje, kompletnie zmienił jej się smak, trochę może przez urabianie przez lekarzy...Nieczęsto jej się zdarza ale zdarza. Bała się chyba, czy to zaakceptujemy i nie wiem, czy nie czuje się winna, choć nie dajemy jej odczuć w żaden sposób chyba, że to co robi jest złe. Spytała ostatnio, co by było, gdyby już wyzdrowiała i urosła i nie chciała być już wegetarianką? Powiedziałam, że to jej wybór i my jej absolutnie nie będziemy oceniać. Ale to niełatwe wszystko... :roll:

Chociaż teraz widzę, że przez ostatnich parę dni właściwie nie tknęła mięsa, raz zjadła panierkę od kotleta ;) i raz kawałek jakiejś kiełbasy(frankfurterki). Może dlatego, że zmniejszają jej dawki tych leków...

Nie wiem, jak by było gdyby była zdrowa...myslę, że jeszcze długo w ogóle nie przyszedł by jej do głowy pomysł spróbowania mięsa...Ale myślę, że zachowalibyśmy się podobnie...

Malinetshka - 2008-03-07, 21:11

kasienko, lepiej nie możecie się zachować. Jestem całkowicie za daniem wolnej ręki dziecku.., choć domyślam się, że to niełatwe.....
Malati - 2008-03-07, 21:16

Zgadzam się z tym co napisała Malinetshka.Jeżeli Zuza chce jeść mięso to niech je,wcale to nie oznacza że tak już pozostanie ......
Humbak - 2008-03-09, 11:55

Kasienko, myślę, że tak naprawdę zuzia nie pyta o pozwolenie na mięso ale o waszą akceptację na jej decyzje. :-D Jest teraz w wyjątkowej sytuacji i tak jak powiedziałaś to wszystko sprawia że i ona czuje się zagubiona... no a przede wszystkim głodna ;-) i chyba dlatego sięga po wszystko
co do urabiania przez lekarzy się nie wypowiem bo po co :evil:
Sama mam dzieciątko które fazami przeskakuje ze skrajnego wegetarianizmu na skrajne mięsożerstw ;-) dlatego też widzę jak ważna jest akceptacja i tyle.
Myślę jednak, że przy wrażliwości zuzi nie zapowiada się by wybrała inną drogę niż wy :-)

bajka - 2008-04-03, 17:11

To i niestety moje dziecko dołącza do tematu...Okazało się bowiem, ze z dziadkami mięso je, zarówno u jednych, jak i u drugich, jej tatuś ukochany też zaczął jeść mięso...w przedszkolu, gdy zdarzyło mi się zapomnieć przynieść jej np. parówkę sojową, gdy inne dzieci jadły, to wyła, że też chce. Argumenty, ze to mięso to zwierzęta itp. nie trafiają zupełnie. Od pewnego czasu sępiła mięsko od dziadka czy chciała, gdy inni jedli...więc koniec zakłamania i niejedzenia mięsa jako kara, bo tak to w tym momencie wygląda. W przedszkolu je z innymi dziećmi, u dziadków też, w domu jak do tej pory, czyli prawie nic... :-/ A ja nawet nie mam siły sie już tym zdołować, za wiele mam innych zmartwień.
Humbak - 2008-04-04, 00:09

bajka, u mnie cały czas jest tak z natalią. Ale oswoiła się z faktem że w domu nie ma mięsa do tego stopnia, że nawet gdy daję to najczęściej zjada pies. Natalia jakoś pogodziła się z brakiem mięsa w domu, a w szkole i u dziadków zwyczajnie je je. Wszystko co ma wiedzieć na temat jako 6,5latek wie, kto wie więc co będzie w przyszłości... ja już dawno przestałam się tym martwić, w sumie jakoś się wszystko poukładało, może nie idealnie, ale poukładało. Mam nadzieję, że u Ciebie też dojdziecie z tym do ładu.
szo - 2008-04-04, 09:29

czytam, czytam to co piszecie i mam obawy ale również wiarę w mojego 8-letniego syna, do tej pory jakoś to było, Jovan w zeszły roku szkol. przyznał się iż spróbował od kolegi kanapkę z szynką, powiedział, że mu smakowało, odbył rozmowę z nami po której stwierdził, że już tego nie zrobi i jak do tej pory dotrzymuje słowa, oby tak dalej.
co do dziadków stosujemy z mężem tzw. krótką piłkę, oni wiedzą, że jeżeli bez naszej wiedzy podaliby by mu mięso, ryby, jaja skutek byłby taki, że już nigdy samego u nich go nie zostawimy i ograniczymy wizyty u nich. Jasne i czytelne komunikaty do ludzi dorosłych otwartych przynoszą oczekiwane zachowania czyli babcia kupuje dla wnuka wszystko w ekologiczno - wege sklepie a jak nie to czyta sumiennie skład oraz posiada już wiedzę, których E nie możemy

adriane - 2008-04-04, 09:43

Ostatnio babcia - wegetarianka podpytywała Filipa czy jada mięso...zapierał się, że nie :)
Humbak - 2008-04-04, 10:09

adriane napisał/a:
babcia - wegetarianka
oj szczęściarze ;-)
- 2008-04-13, 23:43

Humbak napisał/a:
adriane napisał/a:
babcia - wegetarianka
oj szczęściarze ;-)
my też mamy taką :)
Karolina - 2008-04-14, 18:35

Tez mam nadzieję przekabacić moją mamę i teściową. Obie są niezłym na wege materiałem. Już ja im na starość zorganizuję dietę;)
Humbak - 2008-04-14, 20:06

Moja mama na całe żarcie wegetariańskie się przekabaca i nawet robi je super smacznie, tylko na niejedzenie mięsa się nie da :lol:
bajka - 2008-04-14, 22:16

Humbak napisał/a:
Moja mama na całe żarcie wegetariańskie się przekabaca i nawet robi je super smacznie, tylko na niejedzenie mięsa się nie da

To identyko jak moja...i podobne story mamy z naszymi córami ;-)

Humbak - 2008-04-15, 00:11

;-)
qqewer46 - 2008-09-14, 18:45

k.leee napisał/a:
rokuje wegańsko na przyszłość.

Nieźle wyrokowałeś jestem wega od 1-2 miesiące

Karolina - 2008-09-14, 23:01

Melduję, ze moja mama powiedziała, że mięso będzie jadła sporadycznie i rezygnuje z nabiału ( zmieniło jej się podejście do tych produktów po oczyszczaniu watroby ]:-> )
Kilmeny - 2009-12-22, 21:20

A ja się wstydziłam. Bo czemu miałam mówić o mojej niechęci do mięsa, skoro z nią walczyłam? Uważałam, że to jest nienormalne, że w przypadku dorosłych wegetarianizm jest kontrowersyjny, a w moim wieku to już w ogóle trzeba jeść mięso... I nie miał mnie kto wyprowadzić z błędu, gdybym parę lat temu natknęła się na WD czy inną skarbnicę wiedzy... Gdybać to sobie mogę. Chodzi o to, że nie chciałam mówić o tym. Na pytanie, co lubię z grilla zmyślałam jakieś mięso, jeśli chodzi o Wigilię, kłamałam, że spróbowałam wszystkich potraw (czyli rybnych też). To nie był jakiś świadomy wybór, po prostu pewnego dnia przełknięcie kawałka mięsa było męczarnią. A że nie umiałam tego wytłumaczyć w najmniejszym stopniu, to wolałam nie mówić. Gdyby tak ktoś z moich znajomych był wege... Znaczy teraz to jest koleżanka, ale jej nie lubię, więc w sumie to się nie liczy.
Agnieszka - 2009-12-22, 22:09

Kilmeny: nie klasyfikuję ludzi po tym co jedzą i wielu moich bliskich znajomych nie jest wege.
w rozmowie z tatą dowiedziałam się, że jako nastolatek miał epizod wege (i wylądował w szpitalu, moje jada ale sceptyk jest) - może mimo wszystko rodzinna przypadłość :-)
moje dziecko wychowuję po swojemu, jeśli zmieni dietę i tak nie przestanę jej kochać

ja mówię otwarcie i zawsze tak było, nie każdy rozumie ale teraz to łatwiej, inne czasy........... no stara baba jestem ;-)

k.leee - 2009-12-25, 04:18

Agnieszka napisał/a:
Kilmeny: nie klasyfikuję ludzi po tym co jedzą i wielu moich bliskich znajomych nie jest wege.

A ja chyba tak, znaczy wege-faszysta jestem. Tak chyba naturalnie wyszło, pewnie z wygody , żeby przy żeberkach nie siedzieć na spotkaniach. Chyba też jest więcej wspólnych tematów itp.
Kilimeny, trzymam kciuki za Ciebie i Twój wegetarianizm, ja dość późno przejrzałem na oczy.

Kilmeny - 2009-12-25, 12:47

k.leee napisał/a:
Agnieszka napisał/a:
Kilmeny: nie klasyfikuję ludzi po tym co jedzą i wielu moich bliskich znajomych nie jest wege.

A ja chyba tak, znaczy wege-faszysta jestem. Tak chyba naturalnie wyszło, pewnie z wygody , żeby przy żeberkach nie siedzieć na spotkaniach. Chyba też jest więcej wspólnych tematów itp.

Ja tam nie klasyfikuję, bo szkoda by było tak się z nikim nie spotykać. A poza tym i tak muszę spędzać z takimi osobami parę godzin z przymusu. Że koleżanka wcina kanapkę z szynką na przerwie - jej sprawa, ba, nawet mogę pójść do innego budynku, jak mi to przeszkadza (nasza szkoła to budynki A, B i C). Ale kiedy zaczynają na lekcji rozmawiać o ulubionych kiełbasach to jest mi po prostu przykro. Co z tego, że się utnie taką dyskusję, jak za parę dni zaczną znowu :-/ . A na moje nieszczęście to jest jeden z ulubionych tematów mojej klasy jako ogółu. A tak normalnie: zazwyczaj nie mówię o tym, co jem (nie żebym to ukrywała, ale są inne, ciekawe tematy), więc nie wiem, co to za różnica, czy w takiej sytuacji rozmawiam z wegetarianinem czy mięsożercą.
k.leee napisał/a:
Kilimeny, trzymam kciuki za Ciebie i Twój wegetarianizm, ja dość późno przejrzałem na oczy.

A dziękuję :-) .

kasienka - 2009-12-26, 00:55

k.leee, kurcze, dla mnie to przykra postawa, nie rozumiem jej...Ale to nie moja sprawa, może tak jest wygodniej. :roll:
dynia - 2009-12-26, 11:14

kasienka napisał/a:
k.leee, kurcze, dla mnie to przykra postawa, nie rozumiem jej...Ale to nie moja sprawa, może tak jest wygodniej. :roll:

Kurdę dla mnie też ,szczerze powiedziawszy trochę obawiam się takich wege faszystów :->

renka - 2009-12-26, 13:58

Ja bylam kiedys wege faszystka.
Z perspektywy czasu widze, ze bardzo to bylo uposledzajace i ograniczajace.
Poza tym przekonalam sie, ze wartosc czlowieka nie idzie w parze z tym co zjada.
Poza tym bardzo denerwuja mnie wszelkie przejawy sekciarskosci, co niestety wielu wegetarian/wegan wykazuje. Na tym forum takze doskonale to widac niejednokrotnie..

Takie sa moje odczucia :->

Ja jestem wegetarianka dlugoletnia i jakos przestaly mnie sie marzyc wegetarianskie wioski czy tez weganskie wioski, zycie wylacznie wsrod wege/wegan spolecznosci etc.

Poza tym zauwazylam wieksza tolerancje u siebie odnosnie wielu spraw, ktore wczesniej - co tu duzo sie rozpisywac - wlasnie ograniczaly moje kontakty z ludzmi (np. rodzaj sluchanej muzyki, sposob ubierania sie).

Mimo pewnych trudnosci nie zwiazanych z wegetarianizmem calkiem dobrze mnie sie zyje w tej spolecznosci, ktora mnie otacza obecnie (choc nie ukrywam, ze jezeli chodzi o mieszkanie z moimi rodzicami to przeskadza mi zapach smazonego czy gotowanego miesa).

Zaczynajac wegetarianizm w szkole podstawowej nigdy nie czulam sie na out sidze, mimo, iz moi najblizsi znajomi/przyjaciele jadali mieso i czesto bylam jedyna wegetarianka w moim owczesnym towarzystwie.

Nigdy mnie to nie ograniczalo (przynajmniej jezeli chodzi o zawieranie znajomosci), nawet wowczas, gdy bylam radykalna w swoich dzialaniach poprzez aktywne uczestnictwo w roznych ogranizacjach czy tez wszelakich dzialaniach prozwierzacych.

Ja popuscilam ograniczenia w sferze wege, bo coraz trudniej mnie sie z nimi zylo, za to pojawily sie ograniczenia w innych sferach.
Pojawienie sie dzieci w moim zyciu to juz w ogole dla mnie wielka nauka dokonywania wyborow, ktore wczesniej bylyby zupelnie nie do przyjecia przez mnie.
Ale staram sie az tak gleboko nie analizowac wszystkiego, bo meczy mnie ciagle utrudnianie sobie i tak dosyc nielatwego zycia.
Moze stalam sie bardziej wygodnicka, ale nie czuje sie z tym zle.


Ale oczywiscie kazdy ma prawo do wyboru swoich ograniczen, bo dla mnie np. wegefaszyzm jest po prostu zamykaniem sie w wege klatce ;-)

Kilmeny - 2009-12-26, 15:09

Jak mogę sobie tak pogadać np. WD, to już sprawa inaczej wygląda. Widzę, że u innych również nie zawsze otoczenie akceptuje wegetarianizm. Ba, bywa dużo gorzej niż u mnie! A jednak sobie radzicie. Jakoś tak milej i łatwiej :-> .

A co do wegefaszystów, jak już napisałam nie mam zamiaru rezygnować z rozmową w drodze ze szkoły z koleżanką, która nie wyobraża sobie wegetarianizmu, bo jej tata jest rzeźnikiem (czy z podobnymi osobami). Może w tej właśnie chwili je na obiad schabowego albo rosół, ale nie przypominam sobie sytuacji, kiedy poprosiłam ją pomoc, a ona zawiodła.

karmelowa_mumi - 2009-12-26, 19:18

Kilmeny napisał/a:
Może w tej właśnie chwili je na obiad schabowego albo rosół, ale nie przypominam sobie sytuacji, kiedy poprosiłam ją pomoc, a ona zawiodła.
otóż to, są rzeczy najważniejsze, ważne, mniej ważne i nieważne. Brawo!
bodi - 2009-12-26, 23:12

a ja chyba rozumiem k.lee choć wege-faszystką bym sie nie nazwała.

Jeśli czytaliście "Żywoty zwierząt" Coetze, to jest tam opowiadanie o starszej pani profesor która przyjeżdża do syna i jego mięsożernej rodziny z wizytą; bohaterka opowiadania jest wegetarianką, bardzo empatycznie odczuwającą i postrzegającą obecność produktów zwierzęcych wokół niej. Patrząc na skórzany fotel myśli o Auschwitz i abażurach z ludzkiej skóry. To sprawia jej wręcz fizyczny ból. Kiedyś być moze nie wiedziałabym o co jej chodzi, uważała takie zahcowanie za przesadę, ale dziś po prostu je rozumiem. Zmieniłam się i też czuję ten ból.

Jeśli jestem wegetarianką z powodów etycznych (nazywanych niekiedy ideologicznymi ;) ), to znaczy że uważam zabijanie zwierząt w imię ludzkiej wygody i przyjemności za zło.

Czym ma być tolerancja wobec zła? Gdzie są jej granice?

Wśród moich znajomych jest wiele osób jedzących mięso, tutaj w UK nie znam ani jednego wegetarianina (oprócz znajomości z wd). Utrzymuję z nimi relację ponieważ to jak jedzą nie jest jedynym wyznacznikiem który ich definiuje (moja najbliższa tutaj przyjaciółka je mięso, ale ma bardzo eko poglądy na świat i bliskie mi rozumienie tego czym jest rodzicielstwo i wychowywanie dzieci, mamy o czym rozmawiać choć dzieli nas dieta).

Każdy człowiek ma wiele wymiarów, nikt nie jest tylko dobry ani tylko zły. To konkretne czyny sa takie (choć nawet je często trudno oceniać w kategoriach czarne - białe).

Mogę moich znajomych lubić i cenić, uważać ich za wartościowych ludzi, ale nadal uważam że jedzenie przez nich mięsa jest złem.

Jedyna moja na to recepta: "nienawidź grzechu, kochaj grzesznika" ;)


Renka, pisałaś o tym że kiedyś oceniałaś ludzi wg tego czy jedzą mięso, jakiej słuchają muzyki i jak się ubierają. Jeśli nie-jedzenie mięsa jezt wyborem etycznym, to jego waga jest zupełnie inna niż estetyczny / społeczny wybór dotyczący stylu życia, muzyki, stroju etc.

renka - 2009-12-27, 09:39

bodi napisał/a:


Renka, pisałaś o tym że kiedyś oceniałaś ludzi wg tego czy jedzą mięso, jakiej słuchają muzyki i jak się ubierają. Jeśli nie-jedzenie mięsa jezt wyborem etycznym, to jego waga jest zupełnie inna niż estetyczny / społeczny wybór dotyczący stylu życia, muzyki, stroju etc.


Ja jestem wegetarianka z przyczyn ideologicznych, ale pewne rzeczy w moim zyciu jednak ulegly przewartosciowaniu. Moze niektorym dobrze sie zyje posiadajac zelazne zasady, od ktorych nie odstapia za nic w swiecie. Mi nie.
Ja nadal nie jem miesa, nie nosze skory, sprawdzam sklady tabletek, produktow etc. etc.
W stosunku do dzieci jednak poluzowalam jezeli chodzi o niektore wegetarianskie aspekty w ich zyciu.
Dla mnie priorytetem sa dzieci i ich potrzeby - takze zdrowotne, ale takze nie ukrywam - latwosc zycia.
I wlasnie dieta wegetarianska dzieci stanowi ostatnio dla mnie pewne utrudnienie.

Wegetariaznim nadal jest wazny w moim zyciu, ale chyba juz nie najwazniejszy.

Alispo - 2009-12-27, 11:00

bodi napisał/a:

Jedyna moja na to recepta: "nienawidź grzechu, kochaj grzesznika" ;) .

Właśnie..to chyba trochę 2 sprawy..mozemy nie tolerować jedzenia miesa,ale tolerować daną osobę,ba,nawet ją kochać,też chyba tak to widzę..można się zamknąc w symbolicznej eko-wiosce itp.ale co to zmieni?Myśle,że trzeba życ wsrod ludzi,i pozytywnie ich zarazac swoim spojrzeniem na swiat,a jak sie nie da to sie nie da,nie na wszystko mamy wplyw.

bodi - 2009-12-27, 12:16

renka, to co napisałam nie miało byc personalnym atakiem na Ciebie, mam nadzieję że tak tego nie odebrałaś.

Chciałam wyrazić to jak ja czuję w tym temacie. w realnym życiu też zdatrzyło mi sie kupić skórzane buty Jagodzie z braku dostępu do innych. Niestety, jeśli jedyny nieskórzany model jest dla niej niewygodny, kupię jej takie w których będzie mogła chodzić. Jeśli zaszłaby taka potrzeba na pewno podaabym niewege lek Jagodzie, jeli nie byloby wegan/cruelty free odpowiednika.

Życie jest pełne nie-czarno-białych wyborów.

alispo, dzięki za zrozumienie :)

Kilmeny - 2009-12-27, 12:59

bodi napisał/a:
Jeśli czytaliście "Żywoty zwierząt" Coetze, to jest tam opowiadanie o starszej pani profesor która przyjeżdża do syna i jego mięsożernej rodziny z wizytą; bohaterka opowiadania jest wegetarianką, bardzo empatycznie odczuwającą i postrzegającą obecność produktów zwierzęcych wokół niej. Patrząc na skórzany fotel myśli o Auschwitz i abażurach z ludzkiej skóry. To sprawia jej wręcz fizyczny ból. Kiedyś być moze nie wiedziałabym o co jej chodzi, uważała takie zahcowanie za przesadę, ale dziś po prostu je rozumiem. Zmieniłam się i też czuję ten ból.

Ja nie czytałam, ale rozumiem, o co w tym chodzi. Wczoraj zeszłam, by zrobić sobie kanapkę, a obok, przy zlewie, leżała ryb, wpół obdarta, widać było jej mięśnie (i niech ktoś mi teraz powie, że ryba to nie zwierzę), no, jak to wnętrze ryby :-| . Skoro jestem wegetarianką (o weganizmie już nie piszę), to faktycznie, mnie to boli. Ale trzeba pamiętać, że jestem w mniejszości: rodzice, brat, pies - wszystkożercy, i jeszcze ryby, one to już w ogóle mięsożerne :roll: (nie żeby miały na to wpływ). Ja mam prawo do fragmentu lodówki z dżemami czy paprykarzami, ale ogółem to nie ja rządzę.
bodi napisał/a:
Jeśli jestem wegetarianką z powodów etycznych (nazywanych niekiedy ideologicznymi ;) ), to znaczy że uważam zabijanie zwierząt w imię ludzkiej wygody i przyjemności za zło.

Czym ma być tolerancja wobec zła? Gdzie są jej granice?

Owszem, uważam to za zło. Ale sytuacja wygląda (w uproszczeniu) tak, że "mięsożercy" tolerują moje dziwactwa, a odpłacanie im nietolerancją... Po prostu wydaje mi się bezsensu. Może ktoś by się przekonał, ale z pewnością zostaliby nie-wegetarianie. I do tego zniechęciliby się jeszcze bardziej do wege. Gdzie są granice tej tolerancji? Moim zdaniem wtedy, kiedy ktoś mi na okrągło mówi, że "mięso jeść trzeba" i niemal wpycha kawałek kiełbasy do ust.
bodi napisał/a:
Każdy człowiek ma wiele wymiarów, nikt nie jest tylko dobry ani tylko zły. To konkretne czyny sa takie (choć nawet je często trudno oceniać w kategoriach czarne - białe).

Mogę moich znajomych lubić i cenić, uważać ich za wartościowych ludzi, ale nadal uważam że jedzenie przez nich mięsa jest złem.

Jedyna moja na to recepta: "nienawidź grzechu, kochaj grzesznika" ;)

Jeśliby ktoś mnie zapytał, co o czymś sądzę, to powiem. Na ogół jednak nie oceniam ani ludzi, ani ich czynów (na głos). Chyba, że coś już mnie naprawdę poruszy.

tęczówka - 2009-12-27, 13:08

bodi, ,mądrze prawisz :-)
bodi napisał/a:
Mogę moich znajomych lubić i cenić, uważać ich za wartościowych ludzi, ale nadal uważam że jedzenie przez nich mięsa jest złem

zgadzam się w 100%.
tak się składa,że przyszło mi spędzić młodość :mrgreen: na zabitym dechami miasteczku położonym na skraju Podlasia i Lubelszczyzny-mimo że do Warszawy tylko 100 km :lol: ,to zacofanie u nas straszne :-> (ale zmienia się na lepsze ostatnimi czasy).
jestem jedyną znaną mi weganką w okolicy i czuję się niejako w obowiązku rozmawiać z ludźmi o zwierzętach,o ich losie,o jedzeniu...
gdy ktoś się zapomni i podsuwa mi pod nos kanapkę z serem czy kiełbą,zawsze udaję że zbiera mi się na wymioty 8-) można to podciągnąć po vege/vegan faszyzm?
gdy znajomi zaczynają gadać o tym jaki fajny model najków widzieli,ja zaczynam opowiadać o wyczynach firmy,która je produkuje.jestem z koleżanką w sklepie,ona wybiera szampon,ręka już leci po garniera czy cuś w ten deseń,a mi uaktywnia się mantra o testach na zwierzakach-to chyba najbardziej typowe z moich "ataków" :lol:
gdy mam gości i pytam ich co chcą jeść,a oni z premedytacją :-P odpowiadają że chcą kanapki z szynką to najczęściej kończy się tak,że nie dostają nic(no,ewentualnie marchewkę :mryellow: ).
aha,dodatkowo unikam wszelakich spędów,obfitujących w atrakcje typu mięso,alkohol itp.
na łukowskie standardy jestem zarówno dziwakiem,jak i vegan faszystką-i bardzo dobrze się z tym czuję.co ciekawe-znajomi też nie narzekają,jasne jest po prostu,że ja+veganizm+upierdliwe,albo raczej konsekwentne ;-) ględzenie to po prostu całość.
pozdrawiam!

renka - 2009-12-27, 13:14

bodi napisał/a:
renka, to co napisałam nie miało byc personalnym atakiem na Ciebie, mam nadzieję że tak tego nie odebrałaś.


Nie odebralam :-)

Dla mnie wegetarianizm/weganizm nigdy nie byl trudny.
Problemy rozne na wege sciezce pojawily sie wraz z pojawieniem sie moich dzieci na swiecie ;-)

I jest cos, czego ostatnio nie umiem zatolerowac bardziej niz np. jedzenia miesa - a mianowicie sekciarstwa w jakiejkolwiek sferze zycia.

P.S. nie odnosze tego akurat do osob wypowiadajacych sie w tym watku (chyba, ze cos mi umknelo) - zeby nie bylo niedomowien :->

[ Dodano: 2009-12-27, 13:21 ]
tęczówka napisał/a:

gdy ktoś się zapomni i podsuwa mi pod nos kanapkę z serem czy kiełbą,zawsze udaję że zbiera mi się na wymioty 8-) można to podciągnąć po vege/vegan faszyzm?



Mysle, ze nie wazne, jakby to mozna bylo nazwac, ale wydaje mnie sie, ze po prostu mozna w bardziej kulturalny sposob i na poziomie wyrazic swoja dezaprobate.
Sama w podobny sposob reagowalam jeszcze kilka lat temu (w domu nadal czasami zatykam nos jak moja mama gotuje cos niefajnego, ale nie staram sie tego robic ostentacyjnie), ale warto tez pod uwage wziac uczucia innej osoby, bo niekoniecznie ktos, kto czestuje nas kanapka z szynka czy innym daniem, ktorego niejadamy, robi to by nas urazic. Wiec dobrze by bylo zadzialac tak, zeby odmowa nie urazic tez osoby, ktora nie miala zlych intencji.

dynia - 2009-12-27, 14:28

renka napisał/a:


I jest cos, czego ostatnio nie umiem zatolerowac bardziej niz np. jedzenia miesa - a mianowicie sekciarstwa w jakiejkolwiek sferze zycia.


Ja tak samo mam ,wszelakie formy ekstremizmu ,fanatyzmu etc.działają na mnie odstraszająco,powiem więcej nawet ,budzą wręcz agresję :->

kasienka - 2009-12-27, 14:35

ciekawe, bo u mnie też, choć od dość dawna już. Może weszłyśmy w jakiś trudny wiek, czy coś :roll: :mrgreen:
renka - 2009-12-27, 16:23

kasienka napisał/a:
Może weszłyśmy w jakiś trudny wiek, czy coś :roll: :mrgreen:


Wapniary z nas - czas sie do tego przyznac :mrgreen:

lilias - 2009-12-27, 17:13

Jak wy wapniary, to co ja mam o sobie powiedzieć? wykopalisko? ;-)

To chyba nie wiek, mnie bardzo zmieniło macierzyństwo i dlatego każdy fanatyzm odbieram jako zagrożenie.

Agnieszka - 2009-12-27, 21:19

ideologicznie zaczynałam ale czy ktoś kto pali może o tym mówić
z wiekiem nie nawracam, nie przekonuję i szanuję tych co mnie szanują i pamiętają nawet o niedoskonałości

lilias:bywam zwana mamutem i lubię to ;-)

lilias - 2009-12-27, 21:47

Agnieszka, no to jest nas więcej :mryellow:
excelencja - 2009-12-27, 21:55

A ja mimo mojego totalnego antyfanatyzmu wege (takie środowisko :) ) ani pół wege w promieniu 30km) bardzo boję się momentu, kiedy Lilka spróbuje mięsa, mimo wszelkich racjonalnych przesłanek (dziecko = odrębna istota) będzie to dla mnie ogromna porażka.
Dziecko ma swój charakter, ale i tak to MY je kształtujemy i MY popełniamy błędy- tylko kwestia gdzie je popełnimy.
Boję się, bo to byłaby moja porażka.
Całe życie uczę dziecko, że nie wolno kraść, a ono zostaje złodziejem.
Całe życie uczę, że zabijanie jest złe, a ono zaczyna jeść zwierzęta...
no boję się swojej własnej reakcji... kochać z pewnością jej nie przestanę i z domu nie wyrzucę, ale bolało będzie...
oby nie.

Chociaż widzę, że skubana ma mój podły charakterek, więc inność raczej mocno jej doskwierać nie będzie.

[ Dodano: 2009-12-27, 21:56 ]
Agnieszka napisał/a:
z wiekiem nie nawracam, nie przekonuję i szanuję tych co mnie szanują i pamiętają nawet o niedoskonałości


śmiesznie to się zmienia w człowieku...
ja jestem pod wrażeniem jak sobie przypomnę mój radykalizm sprzed 10 lat ... :D :D

Agnieszka - 2009-12-27, 22:46

radykalizm mi znany
oczywiście chciałabym by Ada wyznawała poglądy które zaszczepiam ale można na nich dostać w przysłowiową "d"
Ta Wigilia i spotkania ze znajomymi dały mi wiele do myślenia. Mimo odmienności wszyscy się szanowaliśmy

a spotkania wd bardzo dla mnie ważne, lubiane i doceniam tolerowanie mnie :-)

kamma - 2009-12-28, 06:54

excelencja napisał/a:
Dziecko ma swój charakter, ale i tak to MY je kształtujemy i MY popełniamy błędy-

ale tylko do pewnego momentu. W końcu dziecko dochodzi przecież do takiego etapu w życiu, że dom rodzinny przestaje być dla niego wyrocznią, punktem odniesienia. Mało tego - ten kryzys rozwojowy jest podstawą tworzenia się autonomicznej tożsamości dziecka, jest więc niezbędny w prawidłowym rozwoju. Coraz silniejszy wpływ będą mieć na dziecko inne grupy odniesienia: klasa szkolna, grupa zainteresowań (hobby), subkultura. W pewnym momencie dziecko zaczyna myśleć samodzielnie i udział rodzica jest tu już nieznaczny, a z czasem całkowicie zanika. My możemy dać jedynie pewne podwaliny pod dalszy, samodzielny rozwój. Ale co z tym zrobi, powiedzmy, nastolatek, to już pozostaje poza naszym wpływem.

excelencja - 2009-12-28, 22:11

kamma, ale i tak wartości, które mi wpajali od początku najbliżsi są najważniejsze, podświadomie wychodzą i powielam wzorce wyniesione z domu do pewnego stopnia, kręgosłup moralny i system wartości, który wyniosłam z domu jest podstawą tego, który budowałam sama. I zawsze - nawet w okresie w moim przypadku hard corowego buntu- te wartości odgrywały znaczną rolę.
Jasne, że można zniszczyć te fundamenty, ale to nie takie proste.
Wierzę, że tworzę tego człowieka i praca, jaką w niego włożę - zaowocuje (sadowniczo zabrzmiało)

renka - 2009-12-28, 22:44

A Ronka dzis w przedszkolu znow zjadla zupe najprawdopodobniej na miesie (nie przewidzialam, ze dzis zupa bedzie podana wczesniej).
I wyjatkowo byla ucieszona, ze tym razem jadla to co "wszystkie" dzieci :->
Czyli zaczyna na to juz zwracac uwage i to staje sie dla niej wazne, bo o tym sama informuje.
Nie mam pomyslu jeszcze, jak ewentualnie to rozegrac, gdy bedzie chciala jadac to co inne dzieci.
Z drugiej strony sama rozwazam opcje dopuszczenia jedzenia przez nia (i Fione tez) czesci miesnych posilkow w nowym przedszkolu od przyszlego roku...
Zastanawiam sie tylko, czy w przypadku tak malych dzieci czytelna bedzie informacja, ze MY (czyli ja i one) W DOMU NIE JADAMY MIESA, wyjatek stanowi przedszkole z przyczyn niezaleznych do konca od nas.
Bo nie chcialabym takiego scenariusza, zeby pozniej moje dzieci podjadaly mieso w domu, od dziadkow... :-?

Judyt - 2009-12-28, 23:10

Jak zaczną jeść mięso w przedszkolu, to jak oddzielisz to, że w domu mięso jest be, a w przedszkolu dobre? Albo w prawo albo w lewo.
excelencja - 2009-12-28, 23:29

renka, ja bym poszukała albo przedszkola wege albo chociaż takiego, żeby były inne dzieci wege i wychowawcy przyjaźni wege.
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji...

A mówiłaś jej, że w tej zupie są martwe zwierzęta?

maryczary - 2009-12-29, 00:29

excelencja napisał/a:
renka, ja bym poszukała albo przedszkola wege albo chociaż takiego, żeby były inne dzieci wege i wychowawcy przyjaźni wege.
A na pewno takowe są bo nawet w Legnicy (z doświadczeń Jaginki) są przedszkola przyjazne wege, czym jestem zaskoczona, mam nadzieje ze za rok jak Ada pójdzie do przedszkola ta sytuacja się nie zmieni. Ale zdaje sobie sprawde, ze taraz nie bedzie Ci łatwo zmienic placówkę. Chociaż mówiłaś, ze jedziesz do prszedszkola autobusem, nie ma czegos blizej? Jako samotna matka z 2 dzieci masz pierwszeństwo we wszystkich pacówkach. Spróbuj
excelencja napisał/a:
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji...
ja też sobie nie wyobrazam, no bo jak to dziecku wytłumaczyc?
Judyt napisał/a:
jak oddzielisz to, że w domu mięso jest be, a w przedszkolu dobre?
No nie jest to proste.
nika - 2009-12-29, 00:55

U nas to tak jakoś jest że jedzenie mięsa wogóle nie wchodzi w rachubę ani w przedszkolu, ani u Babci ani zupełenie nigdzie, Ala wie czemu je co innego niż dzieci w przedszkolu czy u sąsiadów. Jakoś sensownie udało mi sie wytłumaczyć nawet to, że jej kolezanki i koledzy nie są źli przez to że jedzą zwierzęta. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, żeby z własnej woli sięgnęła po mięso, zwłaszcza że jej reakcją na mięsne posiłki jest zwykle głośne komunikowanie (czyt. darcie się) ŚMIREDZI!!!.

Duzo jej dał chyba ten zlot Wegedzieciakowy, bo czasem pyta czy te wszystkie dzieci tam naprawdę nie jedzą mięsa :-D oglądamy sobie czasem galerię WG i to jej chyba daje jakieś takie poczucie, że nie jest jest jedyna, sama na świecie z matką wariatką. No bo my tutaj to znamy tylko jedną wege osobę . :-(

Agnieszka - 2009-12-29, 01:12

renka: już wcześniej pisała

moje dziecko nie jedno przedszkole i szkolnie jest opiekunka. Nie zmienia poglądów, silna jest, zasadnicza i raczej nawraca dzieci ale nastolatką jeszcze nie jest więc wszystko przede mną (oby zostało czego sobie i innym wege rodzicom życzę)

kamma - 2009-12-29, 06:24

renka, a wchodzi w grę donoszenie posiłków? Bo u nas było tak, że Irma jęczała, że chce jeść to, co inne dzieci, ale po głębszym wywiadzie okazało się, że chce, żeby inne dzieci jadły to, co ona. Ostatecznie robię tak, że zanoszę do przedszkola jej ulubione potrawy - obowiązkowo raz w tygodniu pierogi ;)
Może dziewczynom nie przeszkadzałaby "inność" ich posiłków, gdyby to były posiłki ulubione.

renka - 2009-12-29, 10:58

maryczary napisał/a:
excelencja napisał/a:
renka, ja bym poszukała albo przedszkola wege albo chociaż takiego, żeby były inne dzieci wege i wychowawcy przyjaźni wege.
A na pewno takowe są bo nawet w Legnicy (z doświadczeń Jaginki) są przedszkola przyjazne wege, czym jestem zaskoczona, mam nadzieje ze za rok jak Ada pójdzie do przedszkola ta sytuacja się nie zmieni. Ale zdaje sobie sprawde, ze taraz nie bedzie Ci łatwo zmienic placówkę. Chociaż mówiłaś, ze jedziesz do prszedszkola autobusem, nie ma czegos blizej? Jako samotna matka z 2 dzieci masz pierwszeństwo we wszystkich pacówkach. Spróbuj


Wlasnie obecne przedszkole, do ktorego Ronka uczeszcza jest przyjazne wege diecie (mimo tych nielicznych wpadek zupowych). I ja jestem z niego osobiscie ogolnie zadowolona. Ale niestety dojazdy do niego sa meczace - szczegolnie teraz w okresie zimowym istna maskara jezeli o korki chodzi, a na dodatek, o czym juz pisalam, Ronka czasami za dobrze sie nie czuje rano jadac autobusem tyle czasu - kilka razy mi zwymiotowala.
Sama zreszta mowi, ze chcialaby miec blizej przedszkole, mimo iz lubi panie i dzieci z obecnego przedszkola (bylysmy w tym nowym u mnie na osiedlu i jej sie spodobalo).
A jest to najblizsza placowka od naszego miejsca zamieszkania wyluskana z moich zmudnych poszukiwan, ktora respektuje diete wege.

I dlatego chce je od przyszlego roku zapisac do nowego przedszkola na moim osiedlu, co jest oczywiscie uzaleznione w duzej mierze, czy jednak bede miec prace kolo niego, co do marca powinno byc juz wiadomo.

Jezeli chodzi o diety ogolnie, to wiem, ze jest z tym problem - nawet jezeli chodzi o diety bezglutenowe etc. jest to nowe przedszkole, dopiero sie organizuje, wiec z czasem byc moze bedzie bardziej przyjazne pod tym katem dla dzieci i rodzicow (z tego co slyszalam, to nie ma mozliwosci donoszenia wlasnych posilkow - byc moze dyrektorka nie ejst jeszcze "wyrobiona" w temacie i boi sie kontroli sanepidu; mnie zawsze zastanawialo jak to jest, ze w jednych panstwowych placowkach dyrektorzy godza sie na donoszenie posilkow przez rodzicow, a w innych nie - wszak placowki publiczne powinny radzic sie podobnymi prawami).
Oczywiscie bede podejmowac proby rozmowy na temat diety wege, ale tutaj sie nie ludze zbytnio.
I na dzien dzisiejszy dla mnie wazniejszy jest powrot do pracy, do "normalnosci spolecznej", niz to, czy moje dzieci beda jadaly w przedszkolu jakies miesne posilki.

[ Dodano: 2009-12-29, 11:08 ]
maryczary napisał/a:
excelencja napisał/a:
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji...
ja też sobie nie wyobrazam, no bo jak to dziecku wytłumaczyc?
Judyt napisał/a:
jak oddzielisz to, że w domu mięso jest be, a w przedszkolu dobre?
No nie jest to proste.


Nad tym sie wlasnie zastanawiam.
Ale chocby jakos rodzice, z ktorych jedno jest wege, a drugie je mieso radza sobie w rozny sposob i dzieci maja raczej jasny przekaz czy same jedza mieso czy nie (kwestia dogadania sie rodzicow co do diety dziecka).
My tez mieszkamy z moimi rodzicami, ktorzy mieso jedza codziennie i jak na razie dla dziewczyn jest jasne, ze babcia z dziadkiem mieso jedza, ale my nie.
Zreszta mysle, ze Ronka by zrozumiala, ze w przedszkolu mieso moze jadac, a w domu nie - kwestia pozniejszego jej wyboru, czy mieso by chciala jadac. Ona bardzo mi ufa i generalnie to co powiem, jest dla niej wazne. Jak na razie wie, ze mieso na drzewach nie rosnie tylko jest to martwe zwierze, co nie przeszkadza sie jej poczestowac sie chocby zelkiem z zelatyna wiedzac, ze wlasnie jest tam zelatyna i skad sie ona bierze.
Bardziej zastanawiam sie nad Fionka i jej pojmowaniem tych tematow, bo jak na razie jest ona dla mnie nieodgadniona jeszcze. Na codzien nie tyka miesa poduwanego jej przez dziadka szczegolnie, mowi, ze mieso jest "be", ale na kolacji Wigilijnej zrobila scene, ze chce kotleta rybnego, co wczesniej nigdy jeszcze nie mialo miejsca.

[ Dodano: 2009-12-29, 11:17 ]
kamma napisał/a:

Może dziewczynom nie przeszkadzałaby "inność" ich posiłków, gdyby to były posiłki ulubione.


Ja mysle, ze jak na razie Ronce ta "innosc" jakos mocno nie przeszkadza, mimo wczorajszego wydarzenia. Ja co jakis czas zapytuje je, czy chce jadac to co dzieci, czyli np. zamiast warzyw kotleta etc., ale ona mowi, ze nie.
U niej problem ogolnie jest taki, ze jako prawie 4-latka nadal jest karmiona (w domu tez ja karmie, mimo, ze juz roznych metod probowalam, zeby usamodzielnic ja w tym). Panie w przedszkolu tez ja karmia. I w sumie wczorajsza zupa to byl pierwszy posilek od dlugiego czasu, ktory jadla sama, a drugim daniem, ktore juz bylo w wersji wege, pani ja karmila - moze to nie ma zwiazku, ale wg mnie warto na to tez zwrocic uwage.

[ Dodano: 2009-12-29, 11:29 ]
nika napisał/a:
U nas to tak jakoś jest że jedzenie mięsa wogóle nie wchodzi w rachubę ani w przedszkolu, ani u Babci ani zupełenie nigdzie, Ala wie czemu je co innego niż dzieci w przedszkolu czy u sąsiadów. Jakoś sensownie udało mi sie wytłumaczyć nawet to, że jej kolezanki i koledzy nie są źli przez to że jedzą zwierzęta. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, żeby z własnej woli sięgnęła po mięso, zwłaszcza że jej reakcją na mięsne posiłki jest zwykle głośne komunikowanie (czyt. darcie się) ŚMIREDZI!!!.


I to jest kolejny temat, nad ktorym pracuje.
Nie chcialabym wiecej dzieci uczyc wlasnie takich reakcji na mieso jak powyzsza, albo zatykania nosa czy innych tego typu form wyrazania swojej dezaprobaty. Bo u nas tez tak bylo. Ale doszlo swego czasu do wydarzenia, ze babcia jest "be" bo je mieso i od tego momentu ja staram sie miec na bacznosci, zeby moje rekacje nie byly przesadzone. Takich mocnych zachowan ze strony dziewczyn nie toleruje i jak widze tylko cos podobnego, to staram sie spokojnie porozmawiac, wytlumaczyc etc.
I nie chcialabym wlasnie takich sytuacji, zeby moje dziecko nie jedzace miesa czulo sie lepsze od innych i wykazywalo w stosunku do osob jedzacych mieso jakakolwiek niechec.

[ Dodano: 2009-12-29, 11:44 ]
Judyt napisał/a:
Jak zaczną jeść mięso w przedszkolu, to jak oddzielisz to, że w domu mięso jest be, a w przedszkolu dobre? Albo w prawo albo w lewo.


Tak w ogole sama masz dzieci?
Bo czasami jednak nie ma wyborow tylko w lewo czy w prawo.

Judyt - 2009-12-29, 12:44

renka napisał/a:
Tak w ogole sama masz dzieci?

Tak, wożę je autobusami, więc nie jest to dla mnie nic, czego bym nie znała.
Jak wytłumaczysz dorastającym dzieciom, że dla Ciebie mięso jest nie do przyjęcia, nigdy go nie zjesz, ale dzieciom pozwalałaś je jadać - a one się przecież tego nie domagały. Nikt nie mówi, że życie wegetarian z dziećmi jest łatwe, sama tego doświadczam każdego dnia. Ale albo w prawo, albo w lewo - jak pisałam. Wybory są, tylko wymaga to wysiłku, czasem dużego.

nika - 2009-12-29, 14:50

renka napisał/a:
I nie chcialabym wlasnie takich sytuacji, zeby moje dziecko nie jedzace miesa czulo sie lepsze od innych i wykazywalo w stosunku do osob jedzacych mieso jakakolwiek niechec.

no ja też bym takich reakcji nie chciała widzieć, nie jestem wcale dumna z tego, ze Ala tak robi (jak pisałam Ala rozumie czemu ludzie jedzą mięso i że to nie umniejsza im w niczym). U niej takie zapachy po prostu wzbudzają wstręt, bo ich nie zna (a nie należą do przyjemnych) i nas w domu nie ma mięsa i przed pójściem do przedszkola nie miała prawie z nim kontaktu. Jedyne co, to mam nadzieję to że ta nichęć do mięsa (nie do ludzi) gdzieś zostanie w niej i nie będzie jej ciągnęło do "wege out:

Co do wyborów"prawo-lewo" to doskonale Cię rozumiem, choć na razie staram się unikać sytuacji w której musiałabym wybierać pomiędzy byciem wege a życiem w przyzwoitych warunkach, to wiem że czasami wyboru nie ma, zwłaszcza że chodzi głównie o dzieci.
Może w naszych czasach i miejscu nie musimy walczyć o przetrwanie i zdobywać jedzenia niezbędnego do przeżycia, ale mamy ,chyba nawet trudniejsze zadanie, zapewnić dzieciom i sobie godne życie, a teraz oznacza to coś więcej niż pełny brzuch i dach nad głową.
Ja choć staram się jak mogę żyć w zgodzie ze sobą jeżeli chodzi o jedzenie to czasem mam wrażenie, że poświęcam w tym celu więcej z siebie niż to jest warte, no ale dopóki daję radę to jest ok :-?
Może to drastycznie zabrzmi, ale przyszło mi do głowy, że jako człowiek i jako matka byłabym w stanie zabić gdyby od tego zależało przeżycie moje i najbliższych ( przy czym przeżycie w moim wypadku oznacza coś więcej niż zachowanie podstawowych funkcji organizmu).

Judyt napisał/a:
Jak wytłumaczysz dorastającym dzieciom, że dla Ciebie mięso jest nie do przyjęcia, nigdy go nie zjesz, ale dzieciom pozwalałaś je jadać - a one się przecież tego nie domagały.

Ja bym powiedziała prawdę, dzieci to mądre stworzenia, zrozumieją.

Judyt - 2009-12-29, 14:53

nika napisał/a:
Może to drastycznie zabrzmi, ale przyszło mi do głowy, że jako człowiek i jako matka byłabym w stanie zabić gdyby od tego zależało przeżycie moje i najbliższych

Jeśli jest sytuacja bez wyjścia, to różne rzeczy człowiek może zrobić.

renka - 2009-12-29, 15:09

Judyt napisał/a:
renka napisał/a:
Tak w ogole sama masz dzieci?

Tak, wożę je autobusami, więc nie jest to dla mnie nic, czego bym nie znała.
Jak wytłumaczysz dorastającym dzieciom, że dla Ciebie mięso jest nie do przyjęcia, nigdy go nie zjesz, ale dzieciom pozwalałaś je jadać - a one się przecież tego nie domagały. Nikt nie mówi, że życie wegetarian z dziećmi jest łatwe, sama tego doświadczam każdego dnia. Ale albo w prawo, albo w lewo - jak pisałam. Wybory są, tylko wymaga to wysiłku, czasem dużego.


Mysle, ze nie mialabym wiekszego problemu z wytlumaczeniem tego dzieciom, bo po prostu powiedzialabym jak jest i tyle.
Z Ronka juz teraz niejednokrotnie rozmawialam o tym, ze jezeli chce chodzic do przedszkola u nas to bedzie musiala jesc tam najprawdopodobniej mieso, co nie oznacza, ze w domu bedzie je dostawac. Wie, ze mieso jest martwym zwierzeciem czy tez kojarzy je z zywymi stworzeniami. Jak na razie jej to nie przeszkadza, ze moglaby jesc mieso w przedszkolu, jak w obecnym przedszkolu zjadla zupy to tez dostala ode mnie info, ze raczej byly one na miesie czy kosciach i jakos nie zrobilo to na niej wiekszego wrazenia.
No, ale moze to ja jestem rodzicem wegetarianskim, ktory po prostu nie porusza nachalnie miesnych tematow, wiec Ronka moze nie miec az takiego cisnienia na awersje do niego.

[ Dodano: 2009-12-29, 15:21 ]
Judyt napisał/a:
Ale albo w prawo, albo w lewo - jak pisałam. Wybory są, tylko wymaga to wysiłku, czasem dużego.


Dla mnie nie ma wyborow tylko w dwie strony.
Poza tym zycie zweryfikowalo mi pewne sprawy i jak juz pisalam kiedys - wegetarianizm nie jest juz moim zyciowym priorytetem, tak jak to mialo miejsce, gdy nie mialam dzieci.
Tak naprawde moim obecnym priorytetem jest spokojne i jak najmniej problemowe zycie. Jezeli sie to wiaze z tym, ze dzieciaki w przedszkolu beda jadac mieso przezyje to. Po prostu.
Sa to moje wybory i calkiem swiadome.

Jezeli ten fakt komus moze przeszkadzac to i tak nie opuszcze wegetarianskiego forum i bede propagowac diete wege na swoj sposob :->

Mam tylko nadzieje, ze ewentualny miesny epizod przedszkolny nie spowoduje u moich dzieci checi na jedzenie miesa w ogole.
Poza tym, tak naprawde nie wszsytko jest przesadzone i moze cos jednak uda mnie sie wywalczyc odnosnie diety wege w nowym przedszkolu.
No i jak nie dostane tam pracy to bede wtedy wiedziec, ze Opatrznosc czuwa nam zyciem wegetarianskim moich dzieci ;-) i wtedy bede kombinowac co dalej.
Choc wolalabym nie musiec kombinowac, bo jestem zmeczona obecnym zyciem.
Chce wyrwania sie z pampersowni, chce powrotu do pracy, powrotu do rzeczywistych ludzi.

excelencja - 2009-12-29, 16:09

renka napisał/a:
Z Ronka juz teraz niejednokrotnie rozmawialam o tym, ze jezeli chce chodzic do przedszkola u nas to bedzie musiala jesc tam najprawdopodobniej mieso,



dżizasssss...
znam wiele przedszkoli niewege i w ogóle nie słyszałam nawet o pomyśle, żeby zmuszać dziecko do jedzenia zwierząt...
Albo spoko gotują wege posiłki albo proszą rodziców, żeby donosili...
zapewne się zgodzą renka,

renka - 2009-12-29, 17:31

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Z Ronka juz teraz niejednokrotnie rozmawialam o tym, ze jezeli chce chodzic do przedszkola u nas to bedzie musiala jesc tam najprawdopodobniej mieso,



zapewne się zgodzą renka,


Jezeli dyrektorka nie zgodzila sie w tym roku, zeby rodzice dziecka na diecie bezglutenowej donosili posilki to tym bardziej nie pojdzie na respektowanie diety wege, ktorej sanepid nie uznaje, nie oszukujmy sie.

orenda - 2009-12-29, 17:32

renka, u nas w przedszkolu Liwia jest jedynym dzieckiem, co nie je mięsa. Pani w te 3 dni, kiedy inni mają kotlety robi dla niej takie gotowce sojowe, jajko sadzone lub jakiś placuszek. Przynosiłam przepisy, ale stwierdziła, że dla jednego dziecka to jej się nie opłaca. Spoko. Ja jestem zadowolona z takiego rozwiązania, może u Was też się tak uda dogadać.
renka - 2009-12-29, 17:37

excelencja napisał/a:
renka napisał/a:
Z Ronka juz teraz niejednokrotnie rozmawialam o tym, ze jezeli chce chodzic do przedszkola u nas to bedzie musiala jesc tam najprawdopodobniej mieso,



i w ogóle nie słyszałam nawet o pomyśle, żeby zmuszać dziecko do jedzenia zwierząt...


No widzisz, a dla mnie jakos to przestalo byc jakims waznym problemem...
Wystarczajaco mam innych.
Mysle, ze zwiazek z gosciem jedzacym mieso tez bym byla w stanie teraz zaakceptowac, jezeli w innych sferach bylby wartosciowy i szanowal mnie.
Ojciec moich dzieci dzieki mnie przeszedl na diete weganska i jakos nie klasyfikuje go to do bycia wartosciowym czlowiekiem przez to, ze nie jadal zwierzat i innych produktow pochodzenia zwierzecego.
Naprawde sa dla mnie inne cenne wartosci niz sam wegetarianizm/weganizm, ale o tym wole nie pisac na tym forum, zeby nie byc zjedzona, szczegolnie przez wegefaszystow/wegefaszystki.

nika - 2009-12-29, 17:42

orenda, a co z zupą?
renka - 2009-12-29, 17:47

orenda napisał/a:
renka, u nas w przedszkolu Liwia jest jedynym dzieckiem, co nie je mięsa. Pani w te 3 dni, kiedy inni mają kotlety robi dla niej takie gotowce sojowe, jajko sadzone lub jakiś placuszek. Przynosiłam przepisy, ale stwierdziła, że dla jednego dziecka to jej się nie opłaca. Spoko. Ja jestem zadowolona z takiego rozwiązania, może u Was też się tak uda dogadać.


Ronja w tym przedszkolu, do ktorego chodzi tez jest jedynym dzieckiem na diecie wege i nie ma zadnego problemu z przygotowywaniem posilkow dla niej. Dostaje fajnie skomponowane posilki, ma najbardziej kolorowy i apetyczny talerz.
Ale zeby moje dziecko dowozic do tego przedszkola szczegolnie w zimie to musze sie nastac w korkach prawie godzine, gdy normalnie trase pokonujemy w kwadrans.
To duzo, biorac pod uwage to, ze Ronce czasami zdarza sie rano zwymiotowac w autobusie - byc moze jakies formy choroby lokomocyjnej przejawia, albo sfera emocjonalna wchodzi w gre. To dyskomfort dla nas obu jakby nie bylo.
Nie mam tez mozliwosci wynajecia mieszkania w okolicy, zeby jeszcze dodatkowo znalezc prace w poblizu, bo takie rozwiazanie tez rozpatrywalam (poza tym dopiero teraz zaczelam doceniac fakt mieszkania z rodzicami, gdy moje dziewczyny ostatnie 2 miesiace ciagle przechorowywaly - kurwicy bym dostala, gdyby miala byc sama z chorymi dziecmi przez taki okres czasu).


Mowa jest o innym przedszkolu (nie ma tam kuchni jako takiej - jest catering), ja wiem jakie mam alternatywy, ale tematu juz nie kontynuuje, bo to ja w konsekwencji podejme wszelakie decyzje.
Moze to dla niektorych wydac sie szokiem, ale mysl, ze moje dzieci moga jesc chocby zupe na miesie w przedszkolu nie spedza mi jakos szczegolnie snu z powiek .
Przynajmniej na dzien dzisiejszy.
Moze do wiosny cos sie pozmienia wraz z moim nastawieniem do zycia.

[ Dodano: 2009-12-29, 17:52 ]
nika napisał/a:
orenda, a co z zupą?


W przedszkolu, do ktorego chodzi Ronka ona zup nie jada. Ja daje ja tylko na 5 godz. - przywoze po sniadaniu, ktore je w domu, zostaje na II daniu, a zupa jest podawana wraz z podwieczorkiem, wiec na nia sie nie lapie.

Wroclaw jest duzym miastem i tak naprawde poszukiwanie przedszkola przyjaznego diecie wege, ktore nie byloby na drugim krancu miasta, okazalo sie wcale nie latwym zadaniem, co mnie osobiscie zdziwilo.
Tak wiec wieksze miasto cale nie oznacza latwiejszego zycia w tym zakresie.
Mysle, ze w mniejszych miastach sa nawet wieksze ulgi odnosnie tego, mimo iz wegetarianizm moze byc mniej znanym "wytworem"..
Dziewczyny z Wro, ktore swego czasu udzielaly sie na forum, tez nie mialy tak latwo, udawalo sie im znalezc przedszkola, ktore czesciowo respektowaly diete wege czy donoszenie posilkow przez rodzicow, ale problem najczesciej stanowily zupy wlasnie.

Judyt - 2009-12-29, 23:06

Renka, zagalopowałam się, przepraszam. Nie chciałam Cię urazić, tak naprawdę to nie patrzę na ludzi w ten sposób. Sory.
Kat... - 2009-12-30, 00:17

renka napisał/a:
wole nie pisac na tym forum, zeby nie byc zjedzona, szczegolnie przez wegefaszystow/wegefaszystki
wiesz, to zależy od sytuacji, w której się człowiek znajdzie. Ja mam ogromne zapędy w stronę skrajności, radykalizmu i jeszcze niedawno się zarzekałam, że albo weganin albo spędzę życie jak Violetta Villas z 17 kotami a tu mi życie zweryfikowało :-D Oceniać jest łatwo...
renka, jesteś wielka i tak. Radzisz sobie świetnie i nie znikaj pliiiiis

malina - 2009-12-30, 10:38

Czasy gdy chcialam nawracac innych juz mi minely.Nie wtracam sie w zycie innych i oczekuje tego samego.
A teraz z innej strony - co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?

maryczary - 2009-12-30, 10:41

malina napisał/a:
co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?
zawsze się nad tym zastanawiam, na razie nie musiałam wybierać.
biechna - 2009-12-30, 11:33

malina napisał/a:
co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?

Ja akurat nie miałabym wątpliwości i - o ile nie byłoby alternatywy - podałabym. Ale mam podobnie, jak renka:
renka napisał/a:
Naprawde sa dla mnie inne cenne wartosci niz sam wegetarianizm/weganizm

karmelowa_mumi - 2009-12-30, 11:40

malina napisał/a:
A teraz z innej strony - co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?
ja nie miałabym dylematu - podałabym
renka - 2009-12-30, 11:55

Judyt napisał/a:
Renka, zagalopowałam się, przepraszam. Nie chciałam Cię urazić, tak naprawdę to nie patrzę na ludzi w ten sposób. Sory.


Nie przesadzajmy, ja sie nie czuje urazona ;-)
Mnie tylko zycie nauczylo, ze nie ma wylacznie "biale" lub "czarne" i to, co kiedys mnie sie wydawalo takie bardzo wazne, stanowilo podwaliny mojego zycia (czyli ideologiczny wegetarianizm z etapami ostrego radykalizmu) przez rozne wydarzenia w moim zyciu jakos usunelo sie nieco w cien.

Poza tym mam powazny kryzys zimowy i wyjatkowo bardzo mi teskno do pracy, do ludzi :->
Kocham swoje dzieci, ale nie jestem typem czlowieka, ktory moze dlugie lata spedzic na "siedzeniu" w domu i wykonywaniu glownie obowiazkow domowych.
Jak mantre powtarzam, ze moze wraz z nadejsciem wiosny cos sie zmieni.

[ Dodano: 2009-12-30, 12:20 ]
excelencja napisał/a:
i w ogóle nie słyszałam nawet o pomyśle, żeby zmuszać dziecko do jedzenia zwierząt...
,


Wroce jeszcze do tego.
Niektore dzieci maja silna potrzebe identyfikacji z grupa, co przejawia sie m.in. checia jadania tego, co inne dzieci. Ronka wykazuje tendencje do tego, choc czasami mam wrazenie, ze w jakis sposob czuje opor przed jasnym powiedzeniem mi tego.
Wczoraj poruszylam ten temat, bo dawno o tym nie rozmawialysmy i ona powiedziala cos w stylu, ze w tym przedszkolu to jej tak bardzo nie przeszkadza, ze je cos innego niz reszta dzieci (jej trafila sie akurat taka grupa, ze nie ma zadnego dziecka z problemami dietowymi), ale ze w nowym przedszkolu by chciala jesc to co inne dzieci.
A ma swiadomosc tego, czym jest mieso, bo juz niejednokrotnie to wykazala (poza tym ja swego czasu mocno je uswiadamialam odnosnie tego). A jednak na dzien dzisiejszy nie przeszkadzaloby jej to, ze zjadla by np, miesnego kotleta z innymi dziecmi (ja takiego scenariusza i tak nie dopuszczalam, bo myslalam o zupach na miesie/kosciach i ewentualnie jakichs polmiesnych daniach, jakby nie dalo rady oddzielic miesa od calosci, albo podac czegos zastepczego).
Tak wiec pytanie: co w takiej sytuacji mialo by byc przymusem?
Dac szanse dziecku sprobowac tego, co jedza inne dzieci, czy jednak w sposob ofensywny przeprowadzac zmasowane akcje uswiadamiajace?

Dodam tylko, ze Ronka jest dzieckiem stojacym nieco na uboczu w wiekszej grupie (bardzo chetnie uczestniczy w zabawach grupowych) i ma opory przed wyjsciem z inicjatywa chocby zabawowa w stosunku do innych dzieci (bardzo czesto bawi sie sama, podczas, gdy inne dzieci juz na tym etapie lacza sie w grupy). To jeszcze naturalne zachowania w tym wieku, ale dla mnie wazne jest, zeby trzymac reke na pulsie i sluchac przede wszystkim sygnalow od niej naplywajacych, zeby Ronka w zaden sposob nie czula sie wyalienowana wsrod grupy rowiesniczej.

Ja wiec odnosnie tego wyboru dylematow zadnych bym nie miala.

P.S. Nie wiem zupelnie jak to z Fiona bedzie, bo na dzien dzisjeszy moje mlodsze dziecie to wymuszajacy worek roznych sprzecznosci. Ale jak tak patrze na nia, to widze, ze na tym etapie zachowania, w ktorym obecnie sie znajduje i z takim charakterem to nie mialaby oporow przed silowym zabraniem chocby kotleta z talerza innego dziecka, gdyby sama czegos w tym stylu nie dostala na wlasnym.

Kamm - 2009-12-30, 13:26

biechna napisał/a:
malina napisał/a:
co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?

Ja akurat nie miałabym wątpliwości i - o ile nie byłoby alternatywy - podałabym. Ale mam podobnie, jak renka:
renka napisał/a:
Naprawde sa dla mnie inne cenne wartosci niz sam wegetarianizm/weganizm


Dokladnie , ja rowniez nie mialabym wątpliwosci , czy chodziloby to o dziecko ( chociaz nie posiadam ) siebie , męza .. itd.
Jestem juz wege ponad 11lat w tym vegan kilka dobrych i czasy radykalizmu , nawracania innych zdecydowanie mam juz za sobą , szczegolnie ostatnie lata bylo sporą rewolucją , u mnie choroba wiele zweryfikowala i poprzestawiala pewne wartosci . Naprawde uwazam ze mam o wiele wazniejsze problemy na glowie niz konflikty wege nie wege :-> Myslę ze kazdego ksztaltują inne doswiadczenia , mi np wiele dalo to jak z vegan przeszlam niedawno na wege i na wlasnej skorze odczulam dogryzki i dezaprobate męza z tego powodu , od tej pory nachalny wegetarianizm czy weganim zaczely mi przeszkadzac :-> Na szczęscie mamy to juz za sobą , malz musial się odnalesc w tej sytuacji i tez spuscic troszke cisnienia , bo co innego sobie teoretyzowac a co innego naprawde tak funkcjonowac . Chociaz przyznam ze na początku bylo ostro , wymagal np ode mnie mycia zębow po kazdym nie vegan posilku bo inaczej nie bylo by buzi itd :mryellow:

Renia ja akurat doskonale Cię rozumiem i nie widzę nic dziwnego w tym ze rozwazasz taką opcję ;-)

Jagienka - 2009-12-30, 14:23

biechna napisał/a:
malina napisał/a:
co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?

Ja akurat nie miałabym wątpliwości i - o ile nie byłoby alternatywy - podałabym. Ale mam podobnie, jak renka:
renka napisał/a:
Naprawde sa dla mnie inne cenne wartosci niz sam wegetarianizm/weganizm


Mam dokłdnie tak samo :-)

excelencja - 2009-12-30, 21:44

malina napisał/a:
Czasy gdy chcialam nawracac innych juz mi minely.Nie wtracam sie w zycie innych i oczekuje tego samego.
A teraz z innej strony - co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?


własnymi zębami i pazurami rozszarpałabym krowę, jeśli miałoby to pomóc mojemu dziecku :D

bajka - 2010-01-01, 22:25

Jako mama, już nie wege dzieciaka- Gabi od prawie 2 lat je mięso...niejedzenie,niepodawanie go zaczęła traktować jako karę i w przedszkolu czuła się gorsza, bo ie jadła tego co inne dzieci, widzę, że faktycznie lepiej jej z tym, że je to samo co rówieśnicy, ma frajdę jadąc np. na ognisko z pieczeniem kiełbasek, uwielbia jeść to co gotuje jej ukochany dziadziuś ( a gotuje różne mięsne potrawy)...Na pewno też ja mam łatwiej nie biegając z obiadkami do przedszkola, nie gotując dzień wcześniej... i powiem Wam(ja to dopiero pewnie zjechana zostanę przez radykalnych wege/vegan...ale mam to w sumie gdzieś), że gdy będę miała kiedyś drugie dziecko to od początku będzie mogło próbować wszystkiego...pewnie sama nie podam mięsa, ale nie będę protestować gdy dziadkowie, może tata dziecka itp będzie podawał...Wkładałam dużo serca, energii w Gabrysi wege dietę a wyszło tak, że w sumie jakby przeciwko niej to było, a za plecami i tak dziadkowie ją podkarmiali...Ja zrobiłam się bardzo tolerancyjna, moim mężem i ojcem dziecka był wegetarianin, spotykałam się z wege facetami i wychodziły różne niefajne rzeczy z nich...teraz jestem z cudownym człowiekiem jedzącym wszystko(mięso je w małych ilościach, kilka lat nie jadł w ogóle bo nie lubił, nie czuł potrzeby)i nie ma dla mnie znaczenia co kto je, ważne jakim jest człowiekiem. Podobnie z dzieckiem...
babaaga - 2010-01-02, 00:01

ja w sumie też się zrobiłam bardziej tolerancyjna,niż kiedyś...ale nie do końca was czaję,szczerze mówiąc. przechodziłam przez wszystkie podobne problemy kiedyś i one są do pokonania, jeśli się tylko tego chce-mam dzieci, które nie jedzą i nie chcą jeść mięsa. czy to nie jest kwestia tak naprawdę waszego przekonania i tego,ze dla was to jest ok?jedzenie mięsa? ja rozumiem,że z miłości do dziecka się różne rzeczy robi,ale..może po wielu latach bycia wege może niektórym łatwiej zapomnieć, skąd mięso się bierze i jak powstaje.
i czy jest to powód, by kogoś nazywać wegefaszystą? kogoś, wcale nie uważa,że życie zwierząt jest mniej warte niż ludzkie? rozumiem,że starsze dzieci same decydują, czy chcą jeść mięso, czy nie. ale w przypadku małych dzieci ważna jest po prostu konsekwencja. to ona daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. wiele dzieci będzie próbowała testować wytrzymałość rodziców w różny sposób..zakazany owoc kusi,a dzieci nie do końca jeszcze czają o co chodzi ze śmiercią itp.ale ulegać im z tego powodu?

- 2010-01-02, 11:16

Alispo napisał/a:
bodi napisał/a:

Jedyna moja na to recepta: "nienawidź grzechu, kochaj grzesznika" ;) .

Właśnie..to chyba trochę 2 sprawy..mozemy nie tolerować jedzenia miesa,ale tolerować daną osobę,ba,nawet ją kochać,też chyba tak to widzę..można się zamknąc w symbolicznej eko-wiosce itp.ale co to zmieni?Myśle,że trzeba życ wsrod ludzi,i pozytywnie ich zarazac swoim spojrzeniem na swiat,a jak sie nie da to sie nie da,nie na wszystko mamy wplyw.
dokładnie tak czuję :)

ale szczerze mówiąc wegefaszyzm mnie odrzuca, to trochę krecia robota :/ nie lubię akcji "my jesteśmy lepsi bo nie jemy mięsa"

Alispo - 2010-01-02, 11:17

babaaga napisał/a:

i czy jest to powód, by kogoś nazywać wegefaszystą? kogoś, wcale nie uważa,że życie zwierząt jest mniej warte niż ludzkie?

Właśnie..a tolerancja to co innego niż poparcie..wychodzi na to,że sporo osób nie widzi tu nic złego we wspieraniu zabijania.Tak jakby ten wegetarianizm był wazny tylko dla nas,a to co robi reszta juz nas nie obchodzilo.To zrozumiale oczywiscie, jesli ktos jest vege z powodow innych niz etyczne.

- 2010-01-02, 11:19

excelencja napisał/a:
malina napisał/a:
Czasy gdy chcialam nawracac innych juz mi minely.Nie wtracam sie w zycie innych i oczekuje tego samego.
A teraz z innej strony - co byscie zrobili w sytuacji gdy dziecko na cos choruje i preparat odzwierzecy moze by pomogl i zlagodzil ojawy?


własnymi zębami i pazurami rozszarpałabym krowę, jeśli miałoby to pomóc mojemu dziecku :D
ja również.
renka - 2010-01-02, 14:21

babaaga napisał/a:

i czy jest to powód, by kogoś nazywać wegefaszystą? kogoś, wcale nie uważa,że życie zwierząt jest mniej warte niż ludzkie?


To pozostaje do scislejszego zdefiniowania.
Wegefaszysta to nie ten, ktory uwaza, ze zycie zwierzat jest mniej warte niz ludzkie, ale ten, ktory uwaza sie za lepszego, wlasnie z tego wzgledu, ze nie jada produktow odzwierzecych i unika uzywania ich w zyciu codziennym (to jego priorytet zyciowy), co potrafi wykazywac w rozny demonstracyjny wrecz sposb, poza tym zamyka sie glownie w wege swiatku nie wykazujac zbytniej tolerancji dla ludzi o innych postawach/wyborach zyciowych.

[ Dodano: 2010-01-02, 14:33 ]
babaaga napisał/a:
mam dzieci, które nie jedzą i nie chcą jeść mięsa.

(...)

rozumiem,że starsze dzieci same decydują, czy chcą jeść mięso, czy nie. ale w przypadku małych dzieci ważna jest po prostu konsekwencja. to ona daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. wiele dzieci będzie próbowała testować wytrzymałość rodziców w różny sposób..zakazany owoc kusi,a dzieci nie do końca jeszcze czają o co chodzi ze śmiercią itp.ale ulegać im z tego powodu?.


No tak, ale co w przypadku, gdy jednak kilkulatek chce jesc to co inne dzieci - tak jak to chocby pisala bajka o Gabi?
Moze Twoje dzieci nie mialy potrzeby utozsamiania sie z grupa rowiesnicza chocby przez jadanie tego samego co reszta. Ale sa dzieci, ktore wykazuja tego typu potrzeby.
I tu konsekwencja wg mnie nie zadziala - mozna tlumaczyc, tluumaczyc etc., ale wiem, ze czasami tlumaczenia przynosza odwrotny skutek. Bo co ma byc w tym momencie dzialaniem konsekwentym? Odizolowanie dziecka od tego grona rowiesniczego, gdy ono pomimo tlumaczen, wciaz ono chce jadac to co inne dzieci chocby wlasnie z tego wzgledu, ze na tym poziomie swiadomosci nie kojarzy w sposob jednoznaczy pojmowania "smierci", "cierpienia", a na swiat patrzy przez pryzmat zachowan rowiesniczych?

Znam pare, ktora od malego uswiadamiala swoim dzieciom "skad bierze sie mieso" w bardzo dosadny sposob, a mianowicie puszczajac juz od malego filmy z rzezni czy inne hardkorowe. To jest wg mnie wyrzadzanie dziecku olbrzymiej krzywdy, gdy w jego dzieciecy swiat zbyt doslownie wprowadza sie tak mocna tematyke. Chyba wieksza, niz np. pozwolenie dziecku zjesc mieso zaproponowane chocby przez dziadka.
To moje osobiste zdanie.


Ja rozwazam jak na razie posilki miesne w przedszkolu z wygody i ze zmeczenia zyciowego, w ktorym obecnie sie znajduje.
Ronka bowiem w sposob niescisly jeszcze konkretyzuje potrzeby w tej sferze, choc zauwazam, ze w jej przypadku grupa rowiesnizca staje sie coraz bardziej istotniejsza.

Ale co w przypadku rodzicow, ktorych juz kilkuletnie dzieci jasno sa w stanie okreslic co jest dla nich wazne w danym czasie?
Gdzie jest granica pomiedzy poszanowaniem wyborow dziecka i daniem mu szansy sprobowania czegos, z czym sie nie zgadzamy, ale co tak naprawde nie wyrzadzi mu bezposrednio jakiejs szkody czy to fizycznej czy psychicznej (pomijajac zaglebianie sie w aspekty zdrowotne w stylu czym tak naprawde mieso jest, bo podobnie to mozna odniesc do warzyw czy innych produktow roslinnych niewiadomego pochodzenia - chodzi tu m.in. o toksyny zawarte w nich),a miedzy przymusem zwiazanym z naszym swiadomym wyborem diety wegetarianskiej/weganskiej?

Nigdy nie pomyslalabym nawet, ze takie rozwazania bede kiedykolwiek podejmowac.

Dla mnie sprawa jest jasna - ja wybralam wegetarianizm i sie dobrze z tym czuje.
Nie zamierzam rezygnowac z niego.

Ale nie mam pewnosci, co do wyborow podejmowanych przeze mnie wzgledem dzieci. Co jest sluszne, co moze je w jakis sposob zbyt ograniczac spolecznie? Czy za kilka lat one beda zadowolone z moich wyborow wzgledem nich, czy podziekuja mi za konsekwencje w miare mozliwosci, czy tez beda mi dziekowac za to, ze dalam im mozliwosc sporobowania roznych rzeczy? A moze czy tak czy siak beda ogolnie niezadowolone ze wszystkiego, co bedzie zwiazane z moja osoba i z moimi dzialaniami, ze stylem zycia? :->


Mozna snuc przerozne dywagacje na ten temat, ale po co?
kazdy zadziala po swojemu, w zgodzie z wlasnym sumieniem.
Ja na pewno bede starac sie wsluchiwac w przerozne potrzeby moich dzieci i tak ukladac zycie swoje i ich, zeby zapewnic im maxymalne poczucie bezpieczenstwa i wygody w spolecznosci, w ktorej zyja, nawet kosztem rezygnacji ze swoich wczesniejszych idealow, jezeli nie beda one szly w zgodzie z ich potrzebami, ktore to oczywiscie nie beda stanowily zadnego zagrozenia dla ich zycia.
Nie chcialabym, zeby moje dziecko w jakikolwiek sposob czulo sie wyalienowane z grupy rowiesniczej z powodow, na ktore oczywiscie mozna wplynac.

agus - 2010-01-02, 15:26

Alispo napisał/a:
a tolerancja to co innego niż poparcie..wychodzi na to,że sporo osób nie widzi tu nic złego we wspieraniu zabijania.Tak jakby ten wegetarianizm był wazny tylko dla nas,a to co robi reszta juz nas nie obchodzilo.
Więc jak można wyrazić to, że tolerujemy a nie popieramy? Czy to nie jest tylko pułapka słowna?

Musimy akceptować to, że większość ludzi mięso je, bo póki co tak niestety jest, i o ile sami chcielibyśmy, by nasz wegetarianizm był tolerowany a my nie zmuszani do jedzenia mięsa, o tyle musimy się z tym pogodzić. Każdy z nas wg własnych możliwości zmienia świat na wege wokół siebie, niektórzy robią to nawet z większym rozmachem poprzez różne akcje, programy tv, książki, własne firmy, gospodarstwa itd i chwała im za to i oby jak najwięcej.

Osobiście jednak razi mnie ocenianie ludzi przez pryzmat (nie)jedzenia mięsa, choć przeszłam przez fazę, kiedy było to dla mnie bardzo ważne. W miarę upływu lat zrozumiałam, ze nie tędy droga do współczucia i żadna zatwardziałość w stosunku do innych nie przysłuży się sprawie wegetarianizmu tak, jak mogłaby życzliwość. Oczywiście, są typy, z którymi nie da się inaczej, np. atakujące i ośmieszające, wtedy lecą czasem iskry. :->

Jak Ada była młodsza, bardzo mnie bolała myśl, że pewnego dnia będzie miała okazję spróbować mięsa i - o zgrozo! - może to zrobić, ale również zmieniłam swój stosunek do tej sprawy. Ona ma świadomość, czym jest bycie wege, rozmawiamy o tym, nieraz sama pierwsza zwraca mi uwagę na różne rzeczy (np. wypatrzyła pantofle ze skór węża i innych dzikich zwierząt w pewnym sklepie, który od razu przestał być fajny :evil: ), i wiem, że w ten sposób mam większą szansę uświadomić jej coś, niż stosując metodę nakazów i zakazów, co rodzi tylko opór, no i od pewnego wieku przestaje się sprawdzać...

A samej siebie z okresu radykalnego miałabym ochotę teraz spytać, czy równie surowo oceniałam inne aspekty życia, w których mniej lub bardziej nieświadomie przyczyniałam się do ginięcia żywych istot, choć oczywiście nie tak bezpośrednio jak jedzenie mięsa?
Używanie sprzętu, którego produkcja wymaga ingerowania w ziemię i jej zasoby? Poparcie dla 'ekologicznych' biopaliw w postaci np. rzepaku, pod produkcję którego wycina się lasy i zużywa masę chemii? itd, itp, to tylko przykłady, mam nadzieję, ze wiecie, o jaki rodzaj konsekwencji mi chodzi... łatwo byłoby mnie wtedy 'zagiąć', gdyby ktoś próbował ;)

devil_doll - 2010-01-02, 15:37

ja opisze przyklad z mojej rodziny. siostra mojego meza jest wege maz nie ale nigdy nie je miesa w domu tylko czasami w pracy w czasie lunchu.
dzieci byly uswiadamiane skad jest mieso jest super ksiazeczka Please Dont Eat Me (nie mylic z ta o Fair Trade). Do czego zmierzam , przez x lat najstarszy z 3ki wrecz chwalil sie tym ze jest wege je zdrowe rzeczy az pewnego razy (mial lat 9) powiedzial ze chce jesc mieso :shock: byly rozmowy etc dlaczego nie jedza etc etc etc i okazalo sie ze maly podjadal mieso w szkole od innych dzieciakow w czasie lunchu :roll: bo oni jedza a ja nie itd itp ja chce tak jak oni itd.
koniec koncow jak w szkole maja jakies mieso to je ale w domu miesa niet. tu pojawia sie pytanie jak dlugo mozemy wplywac na dziecko ? przeciez nie da sie cale zycie :roll: wiem jak sister mojego meza jest ciezko etc wiec ja nie oceniam bo sama nie wiem co mi dziecko powie za x lat choc mam nadzieje, ze wzor i pewne normy jakie staram mu sie przekazac cos mu dadza.

biechna - 2010-01-02, 16:51

babaaga napisał/a:
przechodziłam przez wszystkie podobne problemy kiedyś i one są do pokonania, jeśli się tylko tego chce-mam dzieci, które nie jedzą i nie chcą jeść mięsa.

I są osoby, które chcą, by ich dzieci mięsa nie jadły, a dzieci jednak chcą i na pewnym etapie zaczynają. Uważam, że to nie zależy od tego, czego my chcemy. Ja chcę, by Staś pozostał wegetarianinem, a jednak dopuszczam myśl, że może - nawet z całą świadomością, czym jest mięso - zachcieć je jeść (przecież każdy mięsożerca wie, czym mięso jest i nie rezygnuje z niego, może mój syn pójdzie tą drogą? mogę mu wskazać dobry kierunek, ale nie jestem od wybierania mu dróg).
Może będzie chciał być jak inne dzieci (każdy rodzic sam wyznacza granicę, poza którą dziecko nie może wkroczyć mimo chęci upodobnienia się do rówieśników, czy będzie to pozwolenie na pójście do komunii, gdy średnio się wierzy, czy to będzie dieta). Jeśli miałby cierpieć katusze, być wyśmiewany, czuć się dziwakiem, to ja mu mięsa jeść nie zabronię (inaczej sprawa ma się z komunią, bo widzę różnicę między podjęciem przez dziecko decyzji o jedzeniu mięsa a o przyłączeniu się do kościoła i wg mnie tą pierwszą może podjąć - będąc świadomym konsekwencji - dużo wcześniej niż tę drugą). Ale mam inną sytuację niż chyba większość Was, mój mąż je mięso i może je dziecku przygotowywać, jeśli ono zacznie je jeść. W takich rodzinach "mieszanych" kwestia żywienia też inaczej chyba wygląda. Ja nie oczekuję od męża udawania przed dzieckiem, że nie je mięsa.
babaaga napisał/a:
i czy jest to powód, by kogoś nazywać wegefaszystą? kogoś, wcale nie uważa,że życie zwierząt jest mniej warte niż ludzkie?

Inaczej odczytywałam tu zwrot "wegefaszyta" - raczej jako osobę pogardzającą ludźmi żyjącymi/jedzącymi inaczej.
A co do życia zwierząt i ludzi...
Może to kwestia poukładania wartości w jakąś hierarchię. U mnie wiele zmieniło pojawienie się Stasia na świecie: tak, nawet jego zdrowie, nie od razu życie, jest dla mnie ważniejsze niż życie zwierzęcia. Bez zawahania podałabym lek odzwierzęcy, gdybym nie miała alternatywy.

pomarańczka - 2010-01-02, 17:53

Mam podobne odczucia do babyagi i nic nigdy tego nie zmieni :-) jestem stała w swoich wyborach nie lawiruję,nie ściemniam,nie upraszczam,nie idę na łatwiznę, poprostu jestem sobą,ale każdy jest jaki jest :-P Moja córka ma 16 lat i twierdzi iż mięsa jeść nie będzie :-) Owszem to ja początkowo zdecydowałam za nią, wskazałam jej drogę,mój były mąż też przestał jeść mięso i inni ,którzy zarazili się wegetarianizmem ku mojej uciesze.No cóż dziwne są dla mnie niektóre wybory,ale jestem dość ortodoksyjną wegetarianką i już :-P moje życie,mój wybór :-D
excelencja - 2010-01-03, 00:18

Kilka osób pisało o tym, że w d... z wege, że mają inne priorytety, błagam renka nie traktuj tego personalnie, nie do Ciebie piję, tylko generalizuję.

Ok, teraz dla nas prioryetem, a przynajmniej dla mnie, jest wychowania DOBREGO i SZCZĘŚLIWEGO człowieka.
sądzę, że dobry i szczęśliwy się nie wykluczają.

A jeżeli na czele moich wartości moralnych jest NIE ZABIJAJ a w szczególności NIE ZABIJAJ DLA FANABERII, to chcę to przekazać mojemu dziecku.
Jeżeli będzie chciała jeść mięso, tak jak pisałam- nie wyrzucę, ale nie powiem, że wisi mi to, bo to tak nie jest, jeżeli dziecko łamie jedną z najważniejszych zasad. I to nie chodzi o samo wege, a o budowanie kręgosłupa moralnego w ogóle.
I nie o radykalizm ani wegefaszyzm.
Co innego jak nie jemy zwierząt ze względów zdrowotnych, ale jeśli ideologicznych no to nie kumam postawy.

Kocham moje dziecię nade wszystko, ale mam nadzieję, że uda mi się ją kochać i nie zabijać z tej miłości dziesiątek zwierząt, żeby moje dziecko poczuło się lepiej w grupie...
Między innymi z tego powodu zdecydowałam się zostać wege, a nie przechodzić na wegan, żeby to była Lilki decyzja za jakiś czas.

A może to jest tak, że z czasem przestaje się być wege dla niezabijania, a zaczyna się być z przyzwyczajenia (luźne stwierdzenie faktów) - na czym sama się łapie, że zapominam dlaczego w zasadzie przestałam jeść mięso.

[ Dodano: 2010-01-03, 00:22 ]
renka napisał/a:
Ale co w przypadku rodzicow, ktorych juz kilkuletnie dzieci jasno sa w stanie okreslic co jest dla nich wazne w danym czasie?
Gdzie jest granica pomiedzy poszanowaniem wyborow dziecka i daniem mu szansy sprobowania czegos, z czym sie nie zgadzamy, ale co tak naprawde nie wyrzadzi mu bezposrednio jakiejs szkody czy to fizycznej czy psychicznej (pomijajac zaglebianie sie w aspekty zdrowotne w stylu czym tak naprawde mieso jest, bo podobnie to mozna odniesc do warzyw czy innych produktow roslinnych niewiadomego pochodzenia - chodzi tu m.in. o toksyny zawarte w nich),a miedzy przymusem zwiazanym z naszym swiadomym wyborem diety wegetarianskiej/weganskiej?


Ale jakie wybory, skoro dziecko nie wie co to jest to mięso???
powiedzenie "to martwe zwierzę" niewiele daje.
To może jednak lepiej pokazać ten film z rzeźni, skoro już pozwalamy dziecku ŚWIADOMIE wybierać, to niech ma świadomość.

Dając dziecku mięso pewnie nie wyrządzamy krzywdy dziecku, tylko wyżej wymienionemu MIĘSU, o co chyba właśnie w wege chodzi, o nie krzywdzenie mięsa, czyli pozwalanie temu mięsu biegać sobie dalej na 4 lub na 2 zależnie od gatunku.

Judyt - 2010-01-03, 10:52

Cytat:
Dając dziecku mięso pewnie nie wyrządzamy krzywdy dziecku

Nagromadzone homony, środki ochrony roślin, dodatki wprowadzane przez przemysł i inne - to mało dla rozwijającego się organizmu?

renka - 2010-01-03, 12:22

Judyt napisał/a:
Cytat:
Dając dziecku mięso pewnie nie wyrządzamy krzywdy dziecku

Nagromadzone homony, środki ochrony roślin, dodatki wprowadzane przez przemysł i inne - to mało dla rozwijającego się organizmu?


ja wlasnie nie chcialam tego tematu rozwijac, ale tez o tym wspominalam - to tez mozna odniesc do roslin czy innych produktow roslinnych niewiadomego pochodzenia (moze nie hormony, ale roznego rodzaju toksyny etc.).

Swoja droga podoba mnie sie powyzsza wypowiedz excelencji :-)

Judyt - 2010-01-03, 19:37

Mięso kumuluje wszystko, co jest w roślinach chemicznego. Grodecka podawała, że bywa to dawka kilkutysięcznie większa niż tak w roślinach. Rosliny nie dostają sterydów, antybiotyków, zwierzęta tak. Popatrzcie na kobiety np. w Niemczech, jak wyglądają ich biodra i pupy (za przeproszeniem). Ogromne. Kłaniają się jedzone kurczaczki. Wg mnie mięso nie nadaje się do jedzenia, chyba że sporadycznie i z bardzo sprawdzonej hodowli (nie łudźmy się, że przedszkola mają je z takiego miejsca - kupują tam, gdzie najtaniej, czyli w marketach).
Mala_Mi - 2010-01-03, 21:07

renka napisał/a:
zauwazam, ze w jej przypadku grupa rowiesnizca staje sie coraz bardziej istotniejsza.
renka napisał/a:
Nie chcialabym, zeby moje dziecko w jakikolwiek sposob czulo sie wyalienowane z grupy rowiesniczej z powodow, na ktore oczywiscie mozna wplynac.
biechna napisał/a:
Jeśli miałby cierpieć katusze, być wyśmiewany, czuć się dziwakiem, to ja mu mięsa jeść nie zabronię (inaczej sprawa ma się z komunią, bo widzę różnicę między podjęciem przez dziecko decyzji o jedzeniu mięsa a o przyłączeniu się do kościoła i wg mnie tą pierwszą może podjąć - będąc świadomym konsekwencji - dużo wcześniej niż tę drugą)
Nasze dzieci w swoim życiu spotkają wielu ludzi, bardzo różnych...
A co jeśli trafią się i tacy, którzy będą namawiali je do różnych złych rzeczy? Czy wtedy też zgodzimy się na dopasowanie do grupy rówieśniczej? :roll:
Kiedy myślę o niejedzeniu mięsa przez nasze dzieci, czasem traktuję je jako swoisty trening asertywności - mam prawo mieć własne zdanie, własne upodobania, nie muszę robić tego co wy, żeby móc się z wami bawić/spotykać itp.. Nie myślałyście o tym w ten sposób?
Nasze dzieci akurat nie mają póki co problemów z niejedzeniem mięsa, po prostu my nie jemy mięsa, inni jedzą, możemy żyć obok siebie, szanując się wzajemnie
A fanatyczna nie jestem - chodzę na przykład w butach ze skóry, leki odzwierzęce też bym podała w razie potrzeby.

renka - 2010-01-03, 21:39

Mala_Mi napisał/a:
Nasze dzieci w swoim życiu spotkają wielu ludzi, bardzo różnych...
A co jeśli trafią się i tacy, którzy będą namawiali je do różnych złych rzeczy? Czy wtedy też zgodzimy się na dopasowanie do grupy rówieśniczej? :roll:
.


Ja juz napisalam o tym, ze jezeli nie bedzie to zagrozeniem dla zycia dziecka to dla mnie nie stanowi to wiekszego problemu, zeby pojsc na pewne ustepstwa.
Jedzenie miesa nie stanowi zagrozenia dla zycia, tak zywi sie wiekszosc populacji ludzkiej i niejeden czlowiek jedzacy mieso dozywa w zdrowiu pozniej starosci.
Dla mnie tak najwazniejszy w tym wszystkim jest aspekt etyczny - i z tym mam zwiazane ewentualne dylematy.
Swoja droga dla mnie nie ma wiekszej roznicy pomiedzy jedzeniem miesa a noszeniem skory/futer etc.


[ Dodano: 2010-01-03, 21:45 ]
Mala_Mi napisał/a:

Kiedy myślę o niejedzeniu mięsa przez nasze dzieci, czasem traktuję je jako swoisty trening asertywności - mam prawo mieć własne zdanie, własne upodobania, nie muszę robić tego co wy, żeby móc się z wami bawić/spotykać itp.. Nie myślałyście o tym w ten sposób?
.


Asertywnosc dla wielu doroslych stanowi dosyc istotny problem, dlatego nie wymagam od swoich dzieci asertywnosci w tym wszystkim, co dla mnie jest wazne.
Jednym dzieciom podoba sie "innosc", ale inne nie czuja sie z nia dobrze. I warto tez o tym pamietac.
Bardzo fajnie, ze u wiekszosci Was swiatopoglad Waszych dzieci idzie w parze z Waszym, ale znam rodziny - wege rodziny - w ktorych tak kolorowo nie jest.
I ponownie mnie wtedy nurtuja pytania: co jest przymusem, co wolnym wyborem etc.?

excelencja - 2010-01-03, 21:50

dla skóry nikt świni nie zabija - to a propos butów ze skóry. Ja nawet nie wiem jak się odróżnia skórę, oprócz tego, że po cenie :D
Futra to trochę inna bajka.

[ Dodano: 2010-01-03, 21:51 ]
Cytat:
I ponownie mnie wtedy nurtuja pytania: co jest przymusem, co wolnym wyborem etc.?



synku zdecyduj sam, czy chcesz zabić babcię czy nie? Bo wiesz, to Twój wolny wybór czy wbijesz nóż w plecy babci czy w chleb.
I co z wolnym wyborem?

renka - 2010-01-03, 21:56

excelencja napisał/a:
dla skóry nikt świni nie zabija - to a propos butów ze skóry. Ja nawet nie wiem jak się odróżnia skórę, oprócz tego, że po cenie :D
Futra to trochę inna bajka.



Ale oba przemysly sa scisle ze soba polaczone, wiec jednak w pewnien sposob lacza sie ze soba. Przynajmniej w moim odczuciu.
A cena to zaden wyznacznik w tym przypadku :->

[ Dodano: 2010-01-03, 21:57 ]
excelencja napisał/a:


synku zdecyduj sam, czy chcesz zabić babcię czy nie? Bo wiesz, to Twój wolny wybór czy wbijesz nóż w plecy babci czy w chleb.
I co z wolnym wyborem?


Wiadomo, ze nie o takie wybory chodzi.

W ogole fajnie mnie sie czyta ten temat :-)

devil_doll - 2010-01-03, 22:13

Fajnie jak dziecko jest asertywne etc ale nasze rodzicielskie macki siegaja do jakiegos momentu . Mozna dziecku nie podac miesa w domu wsrod znajomych nie miec go w zasiegu reku tlumaczyc przekonywac uwrazliwiac a co jesli sie zawezmie ? pytam serio bo mam taki przyklad we wlasnej rodzinie :roll: matce nie jest do smiechu miesa w domu nie ma nie bylo nie bedzie ale w szkole nie upilnujesz :-| oni probowali zabranic prosic tlumaczyc i nic :roll: teraz jest etap "olewania" na zasadzie moze jak zobaczy, ze nie zwracamy uwagi moze przestanie bo mu sie znudzi moze to bunt 9latka na marginesie.
Zgadzam sie z Renka odnosnie futer skory . Nie nosze skorzanych butow etc i chcialabym zeby moj syn byl empatycznym wspolczojacym weganinem wiem tez tylko to ze moj rodzicielski wplyw kiedys sie skonczy........ sledzic go przeciez nie bede.
Ja tez znam wegew rodziny gdzie jest roznie sa dzieci asertywne a inne nie.

renka - 2010-01-03, 22:17

devil_doll napisał/a:
Mozna dziecku nie podac miesa w domu wsrod znajomych nie miec go w zasiegu reku tlumaczyc przekonywac uwrazliwiac a co jesli sie zawezmie ? pytam serio bo mam taki przyklad we wlasnej rodzinie :roll: matce nie jest do smiechu miesa w domu nie ma nie bylo nie bedzie ale w szkole nie upilnujesz :-| oni probowali zabranic prosic tlumaczyc i nic :roll: teraz jest etap "olewania" na zasadzie moze jak zobaczy, ze nie zwracamy uwagi moze przestanie bo mu sie znudzi moze to bunt 9latka na marginesie.


Ja osobiscie nie znam takiej sytuacji, ale znam kilka odnosnie chocby slodyczy, gdzie dzieci do pewnego momentu nie mialy bezposredniego kontaktu ze slodyczami "sklepowymi", ale w momencie pojscia do przedszkola/szkoly zrobil sie z tego dosyc duzy problem, bo jak tylko takie slodycze pojawialy sie w zasiegu reki to niektore dzieci rzucaly sie wrecz na nie bez opamietania.

[ Dodano: 2010-01-03, 22:22 ]
devil_doll napisał/a:

Zgadzam sie z Renka odnosnie futer skory . Nie nosze skorzanych butow etc i chcialabym zeby moj syn byl empatycznym wspolczojacym weganinem wiem tez tylko to ze moj rodzicielski wplyw kiedys sie skonczy........ sledzic go przeciez nie bede.


Ja odnosnie siebie samej nadal jestem dosyc radykalna, ale jezeli chodzi o dzieci to jakos nie mam takiego pedu. Swego czasu nawet uznawalam za wielka swoja porazke fakt, ze moje dzieci nosza skorzane buty, mimo iz - szczegolnie u Ronki - byly do tego wskazania zdrowotne. Byc moze ten fakt byl jakims przelomem w moim mysleniu o wegetarianizmie wzgledem dzieci. To co dla mnie bylo zawsze oczywiste i proste okazalo sie wcale nie takie proste w odniesieniu do dzieci.

I zdaje sobie sprawe, ze do pewnego momentu praktycznie wszystko tak naprawde zalezy od nas - rodzicow, od tego co tak naprawde jest dla nas samych wazne.
Wiem, ze moge nadal wozic dziecko do najblizszego przedszkola, gdzie nie ma wiekszych problemow z wege dieta i spedzac poranki z dzieckiem, ktore czasami zwymiotuje w zatloczonym autobusie na zakorkowanych drogach. Ale wiem tez, ze moge wybrac najblizsze mozliwe przedszkole, ktore nie respektuje wege diety, ale nie narazac dziecka na podobne sytuacje, szczegolnie, ze dostaje jasne informacje od wlasnego dziecka, ze jest to dla niego meczace.
Dla mnie w tym przypadku nastepuje oczywiste przewartosciowanie priorytetow, szczegolnie, jezeli w gre wchodzilaby jeszcze dodatkowo praca obok przedszkola, do ktorego moglyby uczeszczac moje dzieci, gdy jako samodzielny rodzic zalezy mi tez na jak najbardziej efektywnym wykorzystaniu czasu - szczegolnie spedzanego z dziecmi - niekoniecznie stojac kazdego dnia w korkach (pomijajac juz czy bylby to autobus, czy wlasny samochod, bo swoje "wystac" trzeba).

No i pomijam juz fakt, ze dla Ronki staje sie chyba coraz wazniejsza przynaleznosc do grupy.

Dla mnie wegetarianizm przestal oznaczac "za wszelka cene" - staram sie robic tyle, na ile obecnie jestem w stanie poswiecic wlasne interesy i interesy swoich dzieci, zeby zminimalizowac cierpienie zadawane zwierzetom.
Egoistyczne?, ale dla mnie ostatnio bardzo zyciowe.

***

W sumie bez sensu zakladac nowy temat, ale ciekawi mnie w jaki sposob zaszczepiacie idee wege swoim dzieciom i jak czesto w Waszym domu pojawiaja sie rozmowy na tematy z tym zwiazane?

Agnieszka - 2010-01-03, 23:10

a my gadamy dużo (nasze rozmowy nie każdemu pasują - chodzi o formę i język ale to nasze, wspólne) i pobyt wśród osób inaczej niż my jedzących problemem nie jest, jedynie wakacje ale miewamy i sprawdzone miejsca i znajomych
nie pokazuję filmów ale zwierzęta obok nas (dużo i więcej będzie) i nie tylko świnki dziewczynki
i póki co wystarcza
mam ok rodzinę (nawet byłych teściów, gdy dzieć bywał), znajomych, sąsiadów i póki co b silne ideologicznie dziecko. Wie, że u nas nie jada się mięsa ale u innych siadamy wspólnie do stołu choć wolimy stoły wege.

Ada tłumaczy innym dzieciom, dziadkom itd. W II przedszkolu czuła się źle i to chyba ja bardziej bałam się zmiany placówki. Jak powiedziałam, że będzie inne (III przedszkole) usłyszałam "fajnie"

Bardzo chciałabym aby reszta ludzi czuła i myślała jak ja, my. No nie ma tak lecz jeśli szanują to bardzo dużo i doceniam. Okres buntu i określania siebie przed nami i wówczas będę mogła powiedzieć czy odniosłam sukces w zakresie diety.

agus - 2010-01-04, 05:43

Podoba mi się, co napisała renka, choć nie ze wszystkim się zgadzam. Wiele osób, które pisały, że cała ich rodzina włącznie z dziećmi jest wege, mają dzieci przeważnie małe, więc tak naprawdę prawdziwa próba wychowawcza w tej kwestii przed nimi...

Ten wątek dał mi jednak sporo do myślenia, przede wszystkim przypomnienie, dlaczego 10 lat temu zdecydowałam się być wege, co mi jakoś przez wejście w nawyk i w zwykłej codzienności nieraz umykało... Dzięki :)

biechna - 2010-01-04, 10:59

Mala_Mi napisał/a:
Nasze dzieci w swoim życiu spotkają wielu ludzi, bardzo różnych...
A co jeśli trafią się i tacy, którzy będą namawiali je do różnych złych rzeczy? Czy wtedy też zgodzimy się na dopasowanie do grupy rówieśniczej?

Oczywiście, że nie chodzi mi o to, by zgadzać się na wszystko, co zaproponuje Stasiowi grupa. I nie chodzi mi zupełnie o to, że będę przyklaskiwała jego próbom stania się takim, jak inni. Pisałam o tym, że jeśli będzie wyśmiewany z powodu diety wege (a w domu jednoznacznego przekazu nie otrzyma, bo jego tata je mięso), to ja go do niej nie będę zmuszała, umówi się z tatą co do gotowania posiłków, a ja będę po prostu dalej świeciła przykładem, bo tylko w taki 'przekaz moralności' wierzę. Uważam, że gdy będzie wiedział już, że jedzenie mięsa wiąże się z zabiciem zwierzęcia, które wolałoby przecież żyć, biegać, fruwać, pływać, a mimo tego będzie chciał je jeść, to nie będę mu robiła scen, zakazów. I naprawdę nie chodzi tu o to, że będę chroniła dziecko przed wszelkiego rodzaju stresem, czy że chcę go uczyć konformizmu. Przed komunią się nie ugnę, w domu na pewno nauczy się odmawiać i wyrażać swoje zdanie, bo (jak widzicie :-P ) moja tolerancja dla wszechrzeczy jest dość duża i jestem - podobno nawet zbyt - daleka od głoszenia jedynych słusznych prawd. Chętnie przedstawię swoją prawdę. I dopóki uważam, że decyzja co do diety mojego syna należy do mnie, dopóty mięsa jadł nie będzie; ale przyjdzie czas, że ta decyzja będzie musiała wypłynąć już od niego i ja uszanuję inny wybór niż mój, choć wiem, że mało kto (nikt? 8-) ) mnie tu nie zrozumie.
Być może moje podejście byłoby inne, gdyby Staś miał prosty i jasny przekaz w domu. Ale nie ma.
Mala_Mi napisał/a:
Kiedy myślę o niejedzeniu mięsa przez nasze dzieci, czasem traktuję je jako swoisty trening asertywności - mam prawo mieć własne zdanie, własne upodobania, nie muszę robić tego co wy, żeby móc się z wami bawić/spotykać itp.. Nie myślałyście o tym w ten sposób?

Tak, myślałam, ale trening ten nie odbywa się tylko względem rówieśników; względem nas także i pewnie nie raz usłyszę "nie muszę robić tego, co ty, mamo". Może akurat to, co Staś wybierze jako swoje pożywienie będzie jego buntem. No cóż, dopuszczam to, choć będzie mi przykro i żal. Ale wiem, że nie każdy człowiek ma przecież identycznie rozwinięte współczucie/sumienie. I że nie tylko od rodziców to zależy, mam głębokie przekonanie, że do pewnego momentu owszem, kształtuję swoje dziecko, ale uważam, że nie należy ono, dziecko, do mnie, uważam, że należy, hm, samo do siebie, w pewnym momencie odda się światu, będą na niego wpływały przeróżne, słabe i potężne siły. I nie wiem, jak on się w tym odnajdzie ani jaką wybierze drogę. Może uzna, że mam rację, że moja droga jest dobra, a może nie. To dla mnie trochę podobny wybór, jak wybór religii. W pewnym punkcie odpuszczam i zostawiam wolny wybór. Widocznie u mnie ten punkt jest przesunięty nieco bliżej niż u Was.
Względem siebie chyba faktycznie jestem dość radykalna, nie założyłabym skóry, nie realizuję recepty, gdy okazuje się, że kapsułka jest żelatynowa.
Mi też się podoba ten temat, ale chyba już go sobie daruję, bo zabiera mi za dużo czasu :->

- 2010-01-04, 11:10

renka, zgadzam się z Tobą i mam takie same podejście do wegetarianizmu w kwestii dzieci. I bardzo rozumiem Twoje podejście do sprawy związanej z przedszkolem. Tym bardziej, że narazie jesteś dla dziewczynek jedynym rodzicem.


u nas generalnie Jaga chodziła już dwa lata do przedszkola(, no, raz pół roku a drugi raz tylko miesiąc)-były kwestie tego,ze je co innego, ze dzieci to widzą itd. Kiedy na początku było Jej głupio, ze jak dzieci jadły zupę z mięsa to Ona nie jadła(odbierałam ją wtedy z przedszkola, ale czasem zaczynali wcześniej)- wytłumaczyłam Jej raz jeszcze z czego jest ta zupa, i wyjaśniłam Jej tez, ze dzieci mogą się na Nią patrzeć bo nie wiedzą dlaczego Ona tej zupy nie musi jeść. A z zebrania w przedszkolu wiedziałam,ze jest w tej grupie problem z zupami-tj.dzieci nie chcą ich jeść - więc wykorzystałam to i powiedziałam Jej o tym, dodając, ze prawdopodobnie te dzieci tez by chciały nie musieć jeść zupy ;) odwróciłam sytuację pokazując Jej, że to nie tak,ze patrzą na Nią jak na odmieńca tylko Jej zazdroszczą :)

poza tym generalnie nasz styl życia składa się z eliminacji rzeczy ogólnie dostępnych i zwyczajnych w innych domach, bo poza tym, że mięsa nie jemy, to staramy się eliminować słodycze kupne, staramy się jak najmądrzej wybierać zabawki dla Nich, oraz bajki do oglądania itd itd. Więc na tapecie z Jagą mamy rozmowy o tym,z ę Ona by coś tam chciała bo ktoś tam ma i tłumaczenie dlaczego nie kupimy tego-> generalnie cały czas uświadamiam Jej że rzeczy które można kupić jest mnóstwo, i trzeba umieć wybrać to co jest dobre i naprawdę fajne a nie kupować wszystko co się pod rękę nawinie. Staramy się też uczyć tego wszystkie nasze dziadki, bo niestety nie było tyle jak Oni dorastali a nawet jak byli już dorośli i zwyczajnie się gubią w tym morzu dóbr, które są często pozorne, tylko nikt się nad tym nie zastanawia.

no generalnie podpisuję się pod każdym słowem małej_mi :)

[ Dodano: 2010-01-04, 11:15 ]
biechna, też mam podejście ,z ę dzieci w pewnym momencie same zadecydują i nie będziemy Im stali na drodze. Jednak dbam o to by były świadome czym jest mięso odf poczatku do końca, żeby sprawa nie spowszedniała-czyli żeby nie doszło do sytuacji kiedy wolą nie myśleć z czego mięso jest...

Jagienka - 2010-01-04, 11:52

ań napisał/a:

poza tym generalnie nasz styl życia składa się z eliminacji rzeczy ogólnie dostępnych i zwyczajnych w innych domach, bo poza tym, że mięsa nie jemy, to staramy się eliminować słodycze kupne, staramy się jak najmądrzej wybierać zabawki dla Nich, oraz bajki do oglądania itd itd. Więc na tapecie z Jagą mamy rozmowy o tym,z ę Ona by coś tam chciała bo ktoś tam ma i tłumaczenie dlaczego nie kupimy tego-> generalnie cały czas uświadamiam Jej że rzeczy które można kupić jest mnóstwo, i trzeba umieć wybrać to co jest dobre i naprawdę fajne a nie kupować wszystko co się pod rękę nawinie. Staramy się też uczyć tego wszystkie nasze dziadki, bo niestety nie było tyle jak Oni dorastali a nawet jak byli już dorośli i zwyczajnie się gubią w tym morzu dóbr, które są często pozorne, tylko nikt się nad tym nie zastanawia.

zgadzam się z tym w 100%
dzięki Ań za te słowa, bo poczułam, że nie jestem sama.

- 2010-01-04, 17:56

Jagienka napisał/a:
poczułam, że nie jestem sama.
:-D
malva - 2010-01-06, 23:15

myślę że niezwykle ważny jest charakter dziecka,jego usposobienie,radzenie sobie w grupie itd,
moja córka jest osobą niezwykłą i niezwykle asertywną, jak była mała określała się względem mnie własnie pod kątem jedzenia mięsa "mamo,mamo -ty nie jesz mięsa? a JA jem"(chociaz wcałe nie jadła)
w piątym roku zycia zaczeła chodzić do przedszkola i nie jadała tam obiadów więc problem nie istniał,ale około 5 roku zycia zaczęła mięso jeść u dziadków-bardzo chciała a w jej przypadku wszelkie zakazy i robienie z mięsa"zakazanego owocu" miałyby zatrważający efekt (obawiałam się że jak podrosnie i sama bedzie decydowała co jesć, moze stać się mięsożerna bardzo)
zawsze mówiłam jej dlaczego nie jem mięsa i Kalina znałą aspekty i zdrowotne i moralne
ogolny efekt jest taki że w ubiegłym roku ( czyli po 6 latach sporadycznego ale jednak nieprzerwanego jedzenia mięsa) przed wakacjami sama powiedziała mi że chce być wegetarianką więc zrobiła klasyczne "wege-in" :-D


naprawdę uważam że wszystko zależy od dziecka
bo np u Kalinki opinia rówiesników się nie liczyła, i nie ze względu na rówieśników to mięso jeść chciała, a wiem że są dzieci które bardzo źle znosza konfrontacje z rowieśnikami (ja taka bylam, bardzo cierpiałam z powodu swojej innosci-ale to juz inny,bardzo długi temat)

notasin - 2010-01-06, 23:49

no wlasnie odnosnie cie rpienia z powodu innosci - przeciez nie jestesmy w stanie temu w pelni zapobiec, pamietam, jak z nas sie dzieci na podworku smialy, ze mamy dziwne, "ruskie" nazwisko - idac takim tropem myslenia musielibysmy zmienic nazwisko :) mysle, ze na takie dylematy pomoc moze dziecku jedynie silna wiez z rodzicami i zaufanie do nich, do tego co dziecku przekazuja, to tak po sobie sadzac ;)
malva - 2010-01-07, 00:00

notasin, też masz rację-co kto czuje,co ma w sercu ,co przeżył, nasze wybory nie są wzięte nie wiadomo skąd, ot tak,nie pstrykamy palcami przecież i nie stwierdzamy nagle"ach-moje dziecko wychowam tak i tak", całe nasze życie stoi za nami i zgodnie z tym postępujemy,każdy postępuje inaczej,każdy najlepiej jak może.
LucySky - 2010-01-07, 00:21

malva napisał/a:
każdy postępuje inaczej,każdy najlepiej jak może


:mryellow: dokładnie tak. :-)

bardzo mi się podoba historia Twojej córeczki malva, dobrze wiedzieć, że są dzieci, które samodzielnie wybierają wege, ja najchętniej zaszyłabym się z facetem i dzieciakiem w jakiejś wege-eko-krejzi-wiosce, gdzie nie ma ciasteczek do częstowania dzidziusiów, ani "a czekoladki też mu nie pozwalasz?" . Wiecie, fajnie by było mieć wokół ludzi, którzy wiedzą dlaczego nie daję dziecku białego cukru, mięsa i masy innych rzeczy, które dla innych są najzwyczajniejsze w świecie. W ogóle często nie wiem, czy nie przeginam, z jednej strony jak Tyciek raz na czas zje trochę ciasta cukrowo-białomąkowego to się nic nie stanie, z drugiej, wolałabym, żeby nie znał takich smaków, takie tam dylematy - chodzić na te kompromisy czy nie chodzić... sama sobie muszę odpowiedzieć.

excelencja - 2010-01-07, 00:26

notasin, a jakie masz to ruskie nazwisko??
no dzieci są podłe... ...
wrr

nika - 2010-01-07, 05:56

LucySky napisał/a:
W ogóle często nie wiem, czy nie przeginam, z jednej strony jak Tyciek raz na czas zje trochę ciasta cukrowo-białomąkowego to się nic nie stanie


No nic się nie stanie- teoretycznie, bo praktycznie to zależy chyba od tego gdzie zje. Bo ludzie , szczególnie najbliżsi, mogą wykorzystać to, że ustąpiłaś i momentalnie władują w dziecko ze dwa kilo cukru (raz Babci pozwoliłam dać Ali bułę słodką, zaraz się okazało że sześć zjadła :shock: ), no i skoro uległam w sprawie cukru to pojawiła sie nadzieja, ze zmądrzeję też w innych sprawch i całe tłumaczenie i wszystkie dyskusje od nowa :evil:
Co do powrotu do mięsa to mi się czasem śni, że z różnych powodów (zwykle ekonomicznych) jestem zmuszona żywić się (czasem mieszkać) u kogoś mięsożernego i jakoś tak wychodzi w tych snach że nie mam wyboru i muszę Ali dać krupnik z mięsem jakimś i jak jej nalewam do miseczki to się budzę tak zdenerwowana, ze aż ciężko opisać.
Jedzenie mięsa to dla mnie ostateczna ostateczność, mam nadzieję, że dla mojej córki też (przynajmniej się staram).
Na szczęście odkąd przeczytałam o wege przytulisku śpię spokojniej.

excelencja - 2010-01-07, 10:47

No ja przy rodzinie raczej nie ulegam ze słodyczami, bo skończyłoby się na 6 ciastkach a nie jednym, ale sama jej daję jakieś paskudztwo raz na jakiś czas.
notasin - 2010-01-07, 12:58

excelencja, ono nawet nie jest ruskie, ale tak sie kojarzylo tam, gdzie sie wychowywalam. mysle, ze kluczowe bylo to, ze tego typu nazwiska tam nie wystepowaly, bylo inne, wiec dziwne i dlatego smieszne.
sadze, ze warto tlumaczyc dzieciom, ze nie jest madrze smiac sie z tego, ze ktos inaczej wyglada, je, czy ma niespotykane nazwisko, zamiast probowac je dostosowywac za wszelka cene do grupy rowiesniczej (jezeli zmieniamy diete, bo ktos sie z tego smieje, to troche tak, jakbysmy stwierdzali, ze to faktycznie smieszne odzywiac sie inaczej niz wszyscy).
pamietam, ze moi rodzice bardzo nas uczulali na to, by nie isc z tzw. "owczym pedem", by refleksyjnie podchodzic do tego, co grupa rowiesnicza proponuje, do tego jak postepuje.
i tak mi zostalo :)
na pewno przez to czesto nie bylo mi latwo, ale przynajmniej bylo "po mojemu", to znaczy raczej nie dawalam sie wmanewrowac w cos, co mi nie do konca odpowiadalo, dlatego, ze wiekszosc "fajnych" ludzi tak robila. i nie oznaczalo to odciecia sie od tych ludzi! :)

- 2010-01-07, 13:34

notasin napisał/a:
pamietam, ze moi rodzice bardzo nas uczulali na to, by nie isc z tzw. "owczym pedem", by refleksyjnie podchodzic do tego, co grupa rowiesnicza proponuje, do tego jak postepuje.
fajnych masz rodziców :)
malina - 2010-01-07, 15:14

ań napisał/a:
fajnych masz rodziców :)

Dokładnie :-)

W zeszłym roku zrobiłam dzieciakom w szkole - 8latki - zajęcia dotyczące akceptacji/odmiennosci itd.Po tym co usłyszałam od dzieci byłam w ciężkim szoku.Straszne co niektorzy rodzice przekazują swoim dzieciom ]:->

notasin - 2010-01-07, 21:44

malina napisał/a:
ań napisał/a:
fajnych masz rodziców :)

Dokładnie :-)


dzieki :)

LucySky - 2010-01-07, 22:47

nika napisał/a:
no i skoro uległam w sprawie cukru to pojawiła sie nadzieja, ze zmądrzeję też w innych sprawch i całe tłumaczenie i wszystkie dyskusje od nowa

no właśnie, tu jest problem. Takie ciągłe tłumaczenie tego samego to dosyć męczące jest. Moja rodzina cały czas ma nadzieję, że ja, jak to mówi moja babcia, w końcu "dojrzeję" do tego, żeby jeść mięso. Specyficzna definicja dojrzałości. :roll:

maga - 2010-01-08, 12:49

malina, Opowiedz trochę. Jestem bardzo ciekawa, co takie dzieciaki mówią na ten temat.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group