wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wiek szkolny - Mamo - chcę jeść jak inne dzieci...

ekoludek - 2014-08-26, 19:59
Temat postu: Mamo - chcę jeść jak inne dzieci...
Co robiliście aby nie usłyszeć "Mamo - chcę jeść jak inne dzieci"?

Zuza pierwszą klasę zaczęła z termosem, później były kanapki, w tym tygodniu usłyszałam, że chce być jak inne dzieci i jeść to co one na obiad w szkole (oczywiście opcji vege w szkole nie ma)... na samą myśl robi mi się słabo, aczkolwiek rozumiem jej potrzebę przynależności do grupy. Może ktoś miał podobny problem i udało się wyjść z opresji?

ps
w przedszkolu nie było problemu, bo 1. była opcjonalnie dieta wegetariańska, 2. Zuza miała kolegów na diecie wegetariańskiej, więc nie była jedyna "inna" (w szkole taka się czuje).

olgasza - 2014-08-26, 22:16

Ja bym zadziałała z dwóch stron - zarówno pogadała z córką o tym, dlaczego nie jecie mięsa, jak i ze szkołą, żeby jednak opcję wege wprowadzić. Niedawno pojawiła się książeczka "Tosia i Pan Kudełko", bohaterką jest dziewczynka z wege rodziny, która chce zrozumieć, dlaczego ona i jej bliscy jedzą inaczej niż wszyscy. Dobry punkt wyjścia zarówno do pogadania o diecie, jak i o inności.
A czy inne dzieci jej dokuczają albo jakoś zwracają uwagę, że nie chodzi z nimi na obiady albo że jest wegetarianką?
Bo może chodzi tylko o to, że one się dziwią, a ona nie potrafi im wytłumaczyć, dlaczego nie je mięsa i wtedy wystarczy przećwiczyć kilka krótkich odpowiedzi/wyjaśnień.

A z drugiej strony porozmawiałabym z panią dyrektor, czy jednak nie dałoby się wprowadzić wege opcji obiadowej. Czy to duża szkoła? Jest stołówka czy catering? Może jednak się da znaleźć jakieś rozwiązanie, gdyby się podeprzeć stanowiskiem Ministerstwa Zdrowia: hxxp://wegemaluch.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1338:odpowiedz-na-petycje-ministerstwo-zdrowia&catid=113:newsy&Itemid=411 . A może chociaż jakieś zajęcia kulinarne, na których córka mogłaby zabłysnąć znajomością 'egzotycznych' produktów typu soczewica czy ciecierzyca?

ekoludek - 2014-08-26, 22:25

Dzięki za podpowiedź z książką. Co do szkoły to jest spora, rozmawiałam z Paniami w kuchni i one "absolutnie" nie widzą takiej możliwości... U dyrekcji nie byłam jeszcze.

W całej tej sytuacji, zastanawiam się czy Zuzia w wieku 8 lat może sama podjąć decyzję czy chce jeść mięso czy nie? do kiedy jako rodzić mam za nią decydować w tak subtelnym w sumie temacie...

PS. Do całej sytuacji przyczyniają się jeszcze dziadkowie, którzy "nakręcają" w stronę jedzenia obiadów w szkole, bo dziecko by w końcu "normalnie" jadło.

ana138 - 2014-08-26, 22:43

olgasza, a czy w tej książce jest wyjasnione, ze mięso to zabite zwierzęta?
u nas się temat pojawił ostatnio, kiedy bylismy w PL u babci. babcia postawiła rybę wędzoną na stole, taką wiecie, w całości. Marcel wpadł w panikę normalnie. kazał babci rybę do wody wrzucić, bo ona chce pływać!! no i się skapnęłam, ze zaniedbałam temat i nie wytłumaczyłam dziecku, co i jak. chciałabym się wesprzeć jakąś książką.
ekoludek, cięzka sprawa, w sumie. a tata tez jest wege?

ekoludek - 2014-08-26, 22:47

Tata, ideologicznie wspiera, ale od czasu do czasu jada mięso.
olgasza - 2014-08-26, 22:48

ana138, tak, ale delikatnie. hxxp://urszulazarosa.natemat.pl/112499,wegetarianizm-w-swiecie-dziecka

Fajna do takich rozmów jest też "Dlatego nie jemy zwierząt", tylko tam nie ma fabuły (za to lepsze ilustracje IMHO), ale przedstawione jest każde zwierzę hodowlane w taki ludzki sposób.
hxxp://ulicaekologiczna.pl/umysl-i-cialo/dlatego-nie-jemy-zwierzat/

ana138 - 2014-08-26, 22:48

a co on o tym sądzi wszystkim?
Mimblabla - 2014-08-26, 23:19

Mogę bardzo polecić książkę:
hxxp://www.legolas.pl/9788375163483/Zdrowa-kuchnia-Lamelii-Szczesliwej.html?gclid=CNTimpPtscACFarpwgodypsACQ

Myślę, że dla 8 letniej dziewczynki super sprawa, zabawne historyjki o różnych aspektach jedzenia, od produkcji po układ pokarmowy, wszystko bardzo przystępnie podane, fajne ilustracje, przepisy dla dzieci. Jest bardzo delikatnie wspomniane, że bohaterka "nie jada zwierząt, bo to przyjaciele" czy jakoś tak. Ogólnie myślę, że książka wyposaży dziecko w wiedzę o zdrowym żywieniu i argumenty :) Ja się w niej zakochałam :)

ekoludek - 2014-08-27, 07:19

Zuza ma świadomość dlaczego nie jemy zwierząt, tutaj silniejsza jest jednak chęć bycia jedną z wielu w grupie...
Poli - 2014-08-27, 09:47

ekoludek, powiem ci jak wyglada sprawa u mnie z moim synem, ktory chce i chcial jesc mieso od zawsze.
Obecnie ma 14 lat i nie zmienia zdania, wie doskonale skad sie bierze mieso od dawnaaa, wie jak wyglada produkcja miesa, pokazywalam mu wiele filmow jutube z rzezni itp , aby zlapac go za serce .
Ale jego odpowiedz jest prosta , on wie o tym , ale on lubi jesc mieso i nic na to nie poradzi :-| i koniec.
Wiec u nas w domu nie ma miesa i obiady zawsze bezmiesne, ale jak wychodzimy do restauracji , czy jestesmy na jakiejs imprezie Filip jada mieso , nie zabraniam mu , poniewaz boje sie ze to da jeszcze gorszy efekt i w efekcie bedzie jadal mieso po kryjomu :roll: .

Ekoludek decyzja nalezy do Ciebie , czy zezwolic na te obiady szkolne z miesem ? Trudna decyzja, ale jest szansa ze te mieso nie bedzie jej smakowalo. Moja 3 letnia obecnie na kazde mieso mowi blee, no ciekawe co bedzie dalej :roll:

karmelowa_mumi - 2014-08-27, 10:33

moja 5-letnia spróbowała mięsa poza domem i twierdzi, że jest ble, ale to też jest typ, który generalnie jest na "nie", jeśli chodzi o nowe smaki.

ja bym tłumaczyła dlaczego ja nie jem mięsa, ale pozwoliła spróbować, skoro jest to w miarę świadomy wybór,
no i utrzymywać wege znajomości pozaszkolne - żeby dziecko wiedziało, że nie jest samo "inne"

jaskrawa - 2014-08-27, 10:52

chętnie podczytuję takie tematy.
bo sama nadal nie wiem co o tym myśleć. kiedy dziecku "zabraniać", a kiedy jednak pozwolić.

ostatnio, wyobraźcie sobie, ciekawą rozmowę miałam z szefową przedszkola, do którego na jesieni idzie młoda. zapytałam czy jest opcja wege - czy mają jakichś małych wegetarian. usłyszalam wypowiedziane ze śmiechem "na szczęście już nie". zapytałam dlaczego na szczęście, a ona na to, że mieli problem z dwójką małych, bo ciągle chcieli jeść to, co reszta i personel nie bardzo wiedział jak sobie poradzić z tą sytuacją. chcieli uszanować wolę rodziców (dzieci dostawały obiady przyniesione z domu), ale codziennie musiały zmagać się z płaczem maluchów, bo one chciały jeść to, co inne dzieci. nie wiem, jak zakończyła się ta sytuacja, chyba tak, że dzieci tylko rok tam chodziły...
i teraz częściowo rozumiem niechęć personelu do "wegedzieciaków". zwłaszcza jeśli chodzi o przedszkole - bo oni chcą po prostu, by młode w spokoju zjadły obiad i najedzone bawiły się potem, a nie płakały i czuły, że ktoś im krzywdę robi, zabrania tego, co mogą rówieśnicy. być może takie maluchy są zbyt małe by zrozumieć (niektóre). pewnie częśc zrozumie, część nie. moja córka nie rozumie jeszcze takich spraw.
ja bym chyba w takiej sytuacji pozwoliła. dziecko to przecież odrębna osoba, jej sumienie, jej wola i jej sprawa. tlumaczę sobie, że nie ma powodu, dla któego miałabym rozciągać mój wegetarianizm na dziecko. czy przez to, że moje dziecko je mięso, ja sama jestem gorszą wegetarianką? tak sobie tłumaczę to.

moja córka je mięso - w postaci parówek, za innym nie przepada, czasem to jest gryz jakiegoś kotleta od taty, ale to wszystko. trudno. gdy będzie starsza, będę z nią rozmawiać. jeśli to nic nie da, trudno się mówi. a, gotować i przyrządzać mięsa jej nie zamierzam. jeśli ona będzie chciała jeść mięso to jej sprawa, ale nie może też wymagać ode mnie, żebym się w tym babrała. może jeść w przedszkolu. generalnie tak bym zrobila jak Poli.

Mycha89 - 2014-08-27, 12:29

Mój syn generalnie nie ma z tym problemu. Bynajmniej nic nie mówi na temat
alcia - 2014-08-27, 14:21

U mnie było tak:
W przedszkolu jadły inaczej, z domu przynoszone. Ale dzieci były małe, jak do tego przywykały, później było to tak normalne, że nikomu nie przeszkadzało, niczyjej uwagi nie zwracało.

jednak podstawówka, to inna bajka - człowiek musi się czuć akceptowany przez grupę, łatwo stać się pośmiewiskiem. Kaja ma charakter, potrafi wiele robić nie patrząc na innych, trzymając się swojej ideologii czy sumienia. Ale jednak są granice. Od samego początku zapowiedziała mi, że ona nie chce jeść swoich obiadów w szkole. Uszanowałam. Jedzie na kanapkach (tyle, że przed szkołą staram się nie dawać jej chleba, by za wiele go nie wyszło w dziennym bilansie posiłków ;) ), obiad ma w domu po szkole. Chciałam jej urozmaicić - dawać czasem do pojemnika czy to sałatkę, czy jakies naleśniki, czy inne rzeczy dające się zjeść na zimno i nie będące kłopotliwe w transporcie - tu też się sprzeciwiła. Uszanowałam. czuła po prostu "obciach", że dostaje dziwaczne w oczach innych rzeczy.
Minął rok, dwa.. sama zaczęła mieć tych swoich kanapek powyżej uszy i nagle sama zaczęła się domagać, czy może jednak dałabym jej kawałek tarty, skoro została (-a co, nie wstydzisz się już? -nie, czemu... ;) ), coraz bardziej kombinuje z tym jedzeniem, czyli w kierunku - tego co dla nas normalne.
zwyczajnie - dzieci ją już znają, pozycja jakaś tam społeczna jest już ustalona, przestaje też mieć dla niej znaczenie to, co mówią dzieciaki z bardziej zaciśniętym światopoglądem.

Także może warto czasem odpuścić, dać dziecku decydować, bo to na prawdę trudna sprawa, takie początki w szkole i walka mentalna z bestiami-rówieśnikami (oj, wiecie jak niektóre dzieciaki potrafią być bezwzględne i brutalne w osądach, wyszydzaniu innych).. dziecko złapie później grunt pod nogami i będzie łatwiej.

A może Twojej Zuzi właśnie nie tyle chodzi o jedzenie takiego obiadu co inni, co po prostu nie wychylanie się ze swoimi innościami..? Nie wiem jak u Was, ale u nas nie za wiele je dzieci obiady w szkole, więc nie jedzenie obiadu, to nic dziwnego.

ana138 - 2014-08-27, 15:01

ja też z ciekawością podczytuję, bo sama nie raz się zastanawiam, co zrobię kiedyś w takiej sytuacji.
pytałam się ekoludek o zdanie ojca, bo u nas np opinie sa podzielone. oboje jestesmy wege, ale ja - pozwoliłabym, jesli dziecko by chciało jesc (oczywiście po wcześniejszej indoktrynacji ]:-> ), mój mąż nie.
raz była taka sytuacja, że Marcel capnał szynkę babci przez przypadek. wypluł. ale - tak jak u karmelowej mumi, to chyba niechęć do innych smaków po prostu.

jaskrawa przymierzacie się już do jakiejs rozmowy ? ja czuję, że muszę i mam stresa ]:->

renka - 2014-08-27, 15:16

To ja napisze, jak u nas jest ;-)
Ronja nigdy nie miała mięsnych ciągot, Fiona charakter buntowniczy - im wieksza niezgodę u mnie widziala, tym bardziej miesa laknela. Stwierdzilam, ze nie będę wlaczyc o zarcie z własnym dzieckiem, wyluzowałam, pozwoliłam. Jak zauwazyla, ze mi ciśnienie spadlo, to jej tez i mieso przestalo być kuszącym owocem zakazanym. W przedszkolu miały diete wege, w szkole - na zapytanie czy chcą jesc to co inne dzieci, czy jednak wola opcje wege - wybraly to pierwsze. W zeszlym roku do szkoły poszla corka mojej koleżanki - oni sa jaroszami. Mloda dostaje zamienniki inne (czasami tym zamiennikiem jest ryba). Pogadalam z dziewczynami znow na ten temat, ze jest tez dziewczynka w szkole, która jako takiego miesa nie jada i czy jednak by nie chciały podobnej diety - obie nie chciały.
Ale dziewczyny sobie same radza - potrafią poprosić o same ziemniaki bądź kasze, jak nie chcą mięsnego sosu, kotletow nie ruszają. Bywaja u koleżanek, dalam im wolna reke - chcą zjeść u ktorejs np. rosol - proszę bardzo, nie to nie. Jak bywamy gdzies w jadłodajniach to zawsze wybierają wersje wege. Taki układ nam pasuje - widze, ze dając im wolna reke, one tak naprawdę po mieso sporadycznie siegaja, a jak maja możliwość wyboru to zawsze wybierają wersje wege.
Zaznacze, ze moje dziewczyny doskonale wiedza skad się bierze mieso - do dziś te tematu poruszamy. I to im jednak nie przeszkadza na tym etapie funkcjonowania, jednak od czasu do czasu cos mięsnego zjeść (o nieszczęsnych zelkach i galaretkach już nie wspomnę).

jaskrawa - 2014-08-27, 17:53

ana138 napisał/a:


jaskrawa przymierzacie się już do jakiejs rozmowy ? ja czuję, że muszę i mam stresa ]:->

Ja nie. Wiesz, u Was jest inaczej, bo M jest wege i Twój mąż też. Więc naturalne, że masz większe ciśnienie, żeby młode też były wege. Kurde, szczerze mówiąc też bym miała. I muszę to przyznać, ale gdybym miała od początku taką prawdziwą wege (a najlepiej vegan) rodzinę, to walczyłabym jak lwica, zeby moje młode nigdy nawet nie nadgryzło żadnej padliny :mrgreen:
Ale skoro LUZ już nastąpił i mięcho wkradło się w moje życie (bo i tak jest w mojej lodówce, bo chłop, cóż, taki się trafił i nie zmienię tego), mentalnie przestawiłam się na opcję "pieprzyć to" i skupiam się na SOBIE, a reszta niech robi co chce. Wiecie, jak ktoś wstawi but w drzwi to nie da się ich trzymać zamkniętych, skoro wszyscy napierają z drugiej strony.
Młoda je te swoje parówki. Cieszy mnie to, że poza nimi nie rzuca się na mięso - w sensie na kurczaka czy inne tam kotlety. Najczęściej nawet odmawia, chyba, że jesteśmy u którejś z babć, jest obiad i jest wygłodniała po lataniu na dworze z kuzynem. Kilka miesięcy temu stary zrobił jej kanapeczki z szynką - pozdejmowała szynkę i zjadła z masłem.
Więc rozmowy się nie boję (no dobra, przyznaję, będzie mi nieco przykro, jeśli moja córka do końca życia będzie nie-wege i nawet mając lat 10-15-20 nie zostanie wege), bo ona może coś zmienić jedynie na lepsze. A jeśli młoda, gdy osiągnie wiek w którym cokolwiek zakuma (teraz nie kuma, bo nie spotkała się ze śmiercią, po prostu, a ja nie chcę jej na siłę uszczęśliwiać takimi rozmowami, skoro sama nie pyta) przestanie jeść swoje parówki, to spoko. A jeśli nie przestanie, trudno, nadal będę ją kochać :mrgreen: jak kocham chłopa-mięsożercę. I będę odmawiać mantry za ich podłą karmę :mrgreen:

ana138 - 2014-08-27, 19:19

hehehehehe

ja się bardziej stresuję tym, jak on to przyjmie. bo reakcja na tę rybę u babci mnie trochę powaliła.
boję się, że będzie przeżywał, że będzie mu się śniło.

a czytałyście "Dlaczego nie jemy zwierząt" ??
hxxp://merlin.pl/Dlatego-nie-jemy-zwierzat_LTW/browse/product/1,1254745.html
jest tam to jakoś wytłumaczone, skąd się bierze mięso?

majaja - 2014-08-27, 20:17

ekoludek napisał/a:
jeść to co one na obiad w szkole (oczywiście opcji vege w szkole nie ma)...
a próbowałaś rozmawaić w szkole? bo ja akurat się dogadałam, rewelacji nie ma i wiadomo, że to "zgniły kompromis" bo zwykle jest to jajko sadzone zamiast kotleta i generalnie mało zdrowe te żarcie, ale niedłogo będzie sam wychodził i wracał do domu, więc mam nadzieję że w domu bedzie sobie robił.
jaskrawa - 2014-08-27, 20:20

Aaa, o taki lęk Ci chodzi... Hmm.. Rozumiem. Więc cóż, jakoś delikatnie trzeba... Nie zastanawiałam się nad tym. Marysia nie jest typem wrazliwca, widziała ostatnio martwego gołębia. Przestraszylam się, że to już ten moment i w panice zaczęłam sobie w głowie układać jakieś kawałki o odchodzeniu. A było tak: M - a co to jest? Ja - martwy gołąb. M: Aha. Koniec tematu. Nie wie co to znaczy martwy, ale jej nie interesują słowa. Interesują ją liczby i kształty dopytuje ile lat ma tata, ile mama itd, ale martwe gołębie ma gdzieś.
Książki nie czytałam.

majaja - 2014-08-27, 20:32

Sorry, doczytałam że rozmawiałaś. Przykre.
Ja dałam wybór, powiedziałam, że jest duży, że jak chce jeść w szkole obiady jak wszyscy z mięsem to ok, będzie jadł, tyle że ja w domu nic mu nie zrobię, bo nie chcę i nie umiem, ale szkole może. Stwierdził, że nie chce mięsa. I u nas obiady w szkole wynikły z tego, że on nie jadł kanapek, ani orzeszków, ani kaszy, nic kompletnie, a w szkole jest długo, więc lepszy już taki byle jaki obiad niż słodycze bądź czipsy, które u nas stały sie nie do opanowania. Może to też wynika z tego, że chce byc jak wszyscy, więc obżera się słodyczami. :cry:

ekoludek - 2014-08-27, 21:50

alcia Zuzia w przedszkolu też super, dieta vege i jeszcze wsparcie grupy, bo u nas w przedszkolu były jeszcze inne dzieci wege, a do tego inne też miały swoje diety bezglutenowe, bezmleczne, bezjajeczne, więc każdy miał "jakąś"... Szkoła to faktycznie zupełnie inna bajka, a chęć bycia lubianą przez grupę ogromna - bycie innym w oczach Zuzi nie jest COOL...

Rozmawiałam dzisiaj z Zuzią, bo dla niej ważnym argumentem w rozmowach jest zdrowie - dobre samopoczucie, więc jak słyszy, że koniec ze 100% frekwencją, że będzie z gilem musiała zostać w domu, to zaczyna łapać dystans do jedzenia mięsa... zobaczymy czy na długo.

ana138 my oboje wolelibyśmy aby Zuza nie jadła mięsa, choć ja mam z tym większy problem, w Marcinie jest więcej otwartości dla tematu..

Co do ksiażki, to jej tytuł brzmi "DLATEGO nie jemy zwierząt" i porusza bardziej temat jak żyją zwierzątka, są tam m.in. porównania życia zwierząt wolnożyących z tymi z chowu przemysłowego...

ana138 - 2014-08-27, 22:37

aha, czyli nie do konca o to mi chodzi.
no nic, jakoś muszę rozgryźć temat.
jaskrawa napisał/a:
martwe gołębie ma gdzieś

]:-> ]:-> ]:->

jagodzianka - 2014-08-27, 22:40

ana138 napisał/a:
hehehehehe

a czytałyście "Dlaczego nie jemy zwierząt" ??
hxxp://merlin.pl/Dlatego-nie-jemy-zwierzat_LTW/browse/product/1,1254745.html
jest tam to jakoś wytłumaczone, skąd się bierze mięso?


Samego zabijania nie ma, ale są płaczące kurczaczki w klatkach. Czytaliśmy z Fifkiem, ale popłakał się na tym obrazku i powiedział coś w stylu "ja nie lubię żeby one były w klatach". Co mnie mega zdziwiło bo wrażliwość ma podobną do Marsi jaskrawej. Dużo razy widział martwe zwierzątka, nawet mysz do połowy zjedzoną i żadnego wrażenia na nim nie zrobiło.

ana138 - 2014-08-27, 22:49

Aaaaaa.....to może jednak od tego zacznę, a potem przejdę do najgorszego.
Biedny Fifi!!

jagodzianka - 2014-08-28, 14:59

ana138 napisał/a:
Biedny Fifi!!

Mi tam bardziej żal kurczaków niż Fifa. Ale boję się żeby się nie uodpornił. :P

jaskrawa - 2014-08-28, 16:38

jagodzianka napisał/a:
ana138 napisał/a:
hehehehehe

a czytałyście "Dlaczego nie jemy zwierząt" ??
hxxp://merlin.pl/Dlatego-nie-jemy-zwierzat_LTW/browse/product/1,1254745.html
jest tam to jakoś wytłumaczone, skąd się bierze mięso?


Samego zabijania nie ma, ale są płaczące kurczaczki w klatkach. Czytaliśmy z Fifkiem, ale popłakał się na tym obrazku i powiedział coś w stylu "ja nie lubię żeby one były w klatach". Co mnie mega zdziwiło bo wrażliwość ma podobną do Marsi jaskrawej. Dużo razy widział martwe zwierzątka, nawet mysz do połowy zjedzoną i żadnego wrażenia na nim nie zrobiło.


Kurde, może też to kupię. Chociaż obawiam się, że to raczej JA się poryczę przy płaczących kurczaczkach, a młoda powie coś w stylu "o, siedzą w więzieniu. niedobre kury, pewnie były niegrzeczne" :mrgreen: I zaraz: "Mamoo, chcę parówkę!!! " :mrgreen:

majaja - 2014-08-28, 21:25

To sobie porozmawiały mamy 3-latków ;) :mrgreen: Obawiam się, ze najlepsze przed wami :)
ana138 - 2014-08-28, 22:55

no cooo....przygotowujemy się :mrgreen:
jagodzianka - 2014-08-28, 23:01

Cytat:

To sobie porozmawiały mamy 3-latków ;) :mrgreen: Obawiam się, ze najlepsze przed wami :)

:mrgreen: I to obawiam się, że szybciej niż myślimy.

jaskrawa - 2014-08-28, 23:59

majaja napisał/a:
To sobie porozmawiały mamy 3-latków ;) :mrgreen: Obawiam się, ze najlepsze przed wami :)


Ja się nie mogę doczekać :mrgreen:

jagodzianka - 2014-08-29, 00:11

jaskrawa, masochistko. :P
jaskrawa - 2014-08-29, 10:43

:mrgreen: nie lubię, gdy jest nudno :D
a tak serio, wydaje mi się, że ja wolę WSZYSTKO tylko nie użeranie się z niemowlakiem, z którym nie da się rozmawiać. poza tym po okresie buntu dwulatka mojej Marysi (to był naprawdę total-hardkor i ryczałam po nocach z bezsilności, przez półtora roku żyliśmy zaszczuci przez własne dziecko, sterroryzowani i zalęknieni jak owce - co ona jeszcze wymyśli) już nic mi nie jest straszne. przyjmuję na klatę ewentualne problemy, chociaż zdaję sobie sprawę, ze zabawa się dopiero zaczyna.

w ogóle doszłam ostatnio do "odkrywczych" wniosków (obserwując moją niemal doskonałą relację z matką), że najważniejsze to by mieć z własnym dzieckiem kontakt. by nie przestało mnie traktować jak przyjaciela, byśmy nie stali się wrogami. ale przecież ma prawo do własnych wyborów i najważniejsze by nie były to jakieś naprawdę złe wybory (w stylu - "rzucam szkołę i zajmuję się sprzedażą kradzionych ajpodów"). moja mama miała problem z akceptacją mojego wegetarianizmu. martwiła się o mnie, wiadomo. wydawało jej się, że wydziwiam, kombinuję, po co to. ale jakoś, po latach, ale w końcu, przeszło jej. sama nigdy nie jadła dużo mięsa, a teraz je go jeszcze mniej, prawie wcale.
zależy mi, by młode nie odcięły się ode mnie i były dobrymi ludźmi, tak w ogóle. na to mam wpływ, na resztę, ostatecznie, i tak nie będę miała. co z tego, że mogę na nią wpływać teraz - czy nawet zabronić jej jedzenia mięsa? przecież kiedyś i tak sama wybierze. chyba nie o to w tym wszystkim chodzi.
ja jako nastolatka była gorliwą katoliczką. mama, mimo że sama nie była specjalnie gorliwa :D , cieszyła się. no i co z tej mojej wiary zostało? nic. zupełnie nic.
no i z tym też musiała się pogodzić, biedactwo. udało jej się, kurde. to dla mnie jest naprawdę wspaniałe dzwonimy do siebie codziennie, jesteśmy jak najlepsze przyjaciółki - a kluczem wydaje się fakt, że mama nigdy nie zmuszała nas do niczego. za to jestem jej cholernie wdzięczna. ona żyje po swojemu, ja też. nigdy nas specjalnie nie karała za nic (chociaż owszem, klapsy były czasem - symboliczne raczej i raczej na palcach jednej ręki policzyć - i czasem się na nas wydarła, ale wybaczam jej to, matka też człowiek, wiadomo, że nie raz wyprowadziłam ją z równowagi - i te sytuacje to był czysty spontan, a nie wynik wyrachowanego "systemu wychowawczego", nigdy nie było za to żadnych poważniejszych i długotrwałych okresów szlabanu, kar, gniewania się na siebie czy prób manipulacji, krzywych akcji jak u niektórych moich koleżanek, gdzie rodzice dosłownie mścili się na dzieciach za ich przewiny, zabraniali kontaktów z niektórymi koleżankami, jakieś skomplikowane systemy represji wymyślali).
moim zdaniem do bycia wege można "przekonywać" w jeden sposób - samemu będąc wege - i- jeśli dziecko zacznie pytać - mówić mu o swoich poglądach. a i to nie daje żadnej gwarancji.
i nie mówię o małych dzieciach, one wiadomo, mogą naśladować, ale to nie jest prawdziwy, świadomy wybór. ostatnio Poli pisała, że jej syn chce jeść mięso. cóż, co zrobić. może teraz chce, a z czasem mu przejdzie (czego im życzę, oczywiście), ale przecież nawet jeśli czasem zje, nie jest przez to "gorszym" synem i na pewno nie to jest najważniejsze. przynajmniej dla mnie. pewnie inaczej bym na to patrzyła, gdyby dieta była dla mnie jakimś rodzajem religii... cóż, kiedyś była. ale nawet gdyby było tak do tej pory, to z faktem, że moje dziecko mojej religii nie wyznaje też trzeba umieć się pogodzić (jak moja mać z moim ateizmem musiała. można).

Agnieszka - 2014-08-29, 19:08

ekoludek: moją 13 latkę nie kręcą mięsne potrawy, obiad w stołówce szkolnej (z tego co dzieci mówią mało smaczne) ale chce jeśc nabiał (tort u koleżanek, pizza...) i słodycze (czyta składy więc koszelina, żelatyna... odpada) jednak wegan już nie jest i na ten moment nie chce byc. Mam nadzieję, że na tym się skończy a jeśli nie... przykro mi będzie ale uszanuję wybór i wykupię obiady w szkole bo nie gości u nas mięso, nie znam się, nie chcę. Równie dobrze nastolatek może się zakochac tak, że czyjeś zdanie będzie najważniejsze i zmieni wybory, przyjąc opcję tradycyjnie jedzącego rodzica, grupy odniesienia. Nie wiem. Z drugiej strony będzie łatwiej z tradycyjnie jedzącym dzieckiem przy wycieczkach szkolnych (może tu mamy niefarta a dziec z opcjij żarłoków), wyjazdach wakacyjnych itp.
Nie jedna/jeden z nas stykał się z brakiem akceptacji bliskich a to także fajne nie jest i czasem warto sobie o tym przypomniec, podobnie jak o akceptacji, gdy wybory dotyczące naszego stylu życia (ogólnie ujmując) zostały pozostawione naszym decyzjom i nie stanowiły powodów konfliktów (ja decydując się na zmianę diety nie byłam pełnoletnia a finansowo i mieszkaniowo zależna od rodziców).

jaskrawa - 2014-08-29, 19:49

Agnieszka napisał/a:
ekoludek: moją 13 latkę nie kręcą mięsne potrawy, obiad w stołówce szkolnej (z tego co dzieci mówią mało smaczne) ale chce jeśc nabiał (tort u koleżanek, pizza...) i słodycze (czyta składy więc koszelina, żelatyna... odpada) jednak wegan już nie jest i na ten moment nie chce byc.


Agnieszka, szczerze mówiąc to ja ją rozumiem.
Bardzo dobrze to dalej ujęłaś - przypomnijmy sobie, jak to z nami było, gdy ktoś nie szanował naszych wyborów. Rzeczywiście, przypomnijmy sobie, gdy sami byliśmy nastolatkami. Jedzenie i to, by się wyróżniać w tej kwestii było ostatnią rzeczą, którą bym chciała w tamtym czasie. Wszystko chciało się robić razem, tak samo, kupowanie tych samych ciuchów co koleżanki itd.. A tu idziesz na urodziny i nawet kawałka torta, w zasadzie nic, w sałatkach majonez, na kanapkach masło, ser... Z mięsem jest inaczej, można ominąć sałatkę z kurczakiem, można nie zjeść kanapek z szynką, coś wege zawsze się znajdzie. Ale wegan... Sama przestałam być wegan m.in z tego powodu. Bo dookoła morze nabiału.
Czy w ogóle jest na forum ktoś, kto ma nastoletnie wegańskie dzieci? Jeśli są takie, to szapo ba dla nich i serio - to muszą być młodzi ludzie o nieprzeciętnej osobowości i sile wewnętrznej.
(Chociaż może tu byłaby dobra opcja "semi-vegan" ;) (oczywiście ta nazwa to żart - trochę nabijka z "semi-wegetarian" jedzących kurczaka. Ale opcja tak serio - gdy idzie dziecko w gości, niech je nabiał itd., skoro nie ma wyjścia (nie mówię, że mięso), ale w domu i jedzeniu z domu, które i tak każdy swoje przynosi - w sensie "kanapki" - to już vegan. Czyli tam, gdzie wybór jest nasz. lepsze to niż całkowita rezygnacja z vegan diety przykładowo. może to jest i zgniły kompromis, ale jakieś wyjście...?)

Agnieszka - 2014-08-29, 20:22

i jeszcze powinnam dopisac jedną rzecz-czy tak małe dziecko powinno samo podjąc decyzję... otóż przyjaciółka przedszkolna mojej córki zdecydowała, że będzie wege (nie pamiętam ile miała 8,9 lat) i mama uszanowała wybór i nie jada mięsa.
ana138 - 2014-08-29, 23:11

jaskrawa napisał/a:
Rzeczywiście, przypomnijmy sobie, gdy sami byliśmy nastolatkami. Jedzenie i to, by się wyróżniać w tej kwestii było ostatnią rzeczą, którą bym chciała w tamtym czasie. Wszystko chciało się robić razem, tak samo, kupowanie tych samych ciuchów co koleżanki itd..

no właśnie... ale tak było chyba tylko do pewnego momentu, nie? czy tylko u mnie? bo jak już miałam te 16-17, to już chciałam się wyróżniać, już chciałam jeśc inaczej, mieć inne ciuchy. więc może trzeba pozwolić i przeczekać, a nasiąknięta za młodu wege/wegan skorupka i tak w koncu wejdzie na właściwą drogę? ;-)
może nie w stu procentach przypadków, ale....przecież ich nie zmusimy...
Agnieszka napisał/a:
otóż przyjaciółka przedszkolna mojej córki zdecydowała, że będzie wege (nie pamiętam ile miała 8,9 lat

wooow!!!!

jaskrawa - 2014-08-30, 08:38

ana138 napisał/a:

no właśnie... ale tak było chyba tylko do pewnego momentu, nie? czy tylko u mnie? bo jak już miałam te 16-17, to już chciałam się wyróżniać, już chciałam jeśc inaczej, mieć inne ciuchy. więc może trzeba pozwolić i przeczekać, a nasiąknięta za młodu wege/wegan skorupka i tak w koncu wejdzie na właściwą drogę? ;-)


Ano jasne, jasne. Ale potem już też się rodzą "nowi" wege - nawet tacy "nienasiąknięci" :mrgreen: . Chociaż psychika nastolatków jest pokrętna i buntownicza - obawiam się, że właśnie ci, którzy nie nasiąkną, mają (zgaduję) większe szanse zarazić się weganizmem czy wegetarianizmem od kogoś z zewnątrz, w naturalny sposób buntując się zaś przeciwko matce :D . Czyli na pewno nie trzeba naciskać i indoktrynować.
Ja z kolei byłam indoktrynowana przez koleżankę wege. Dopóki ona mi truła, dopóty nie przechodziłam na wegetarianizm. Po prostu nie mogłam tego znieść i myślałam sobie "po moim trupie". Nie chciałam, by wyglądało to tak, że jestem pod jej wpływem. Tak strsznie byłam przekorna i miałam potrzebę niezależności. Dopiero gdy mocno wyluzowała z tym gadaniem, stwierdziłam, że doznałam wege oświecenia i przechodzę :mrgreen:

vanilia - 2014-09-03, 16:33

Ja bym na Twoim miejscu prozmawiala jeszcze z corka o aspekcie zdrowego odzywiania. Tak bylo z moja corka, teraz jest w drugiej Klasie, oprocz tego dlaczego nie jemy zwierzat tlumaczylam ze nawet jakbysmy jedli wolalabym zeby jadla w domu, z uwagi na to ze na stolowkach jest slabe jedzenie, oczywoiscie trzeba to rzeczowo dziecku wyjasnic. Ja tez ma czasem takie dylematy na ile mam ingerowac a kiedy nie, ale pamoetaj ze Ty jestes rodzicem i mimo wszystko czas Ty musisz cos dziecku narzucic co uwazasz dla niego za najlepsze bo jak Ty tego nie zrobisz to zrobia to np. Kolezanki. Dziecko mam oczywiscie prawo rowniez popelniac bledy, ale ptzede wszystkim musisz jej uswiadamiac, ze niczego nie musii nikomu udowadniac ani robic tak jak inni robia z obawy odrzucenia bo to bedzie rzutowalo rowniez na inne dziedziny zycia, nie tylko w temacie odzywiania. Pozdrawiam.
aquella - 2014-09-03, 18:40

Ja mam problem nie tłumaczenia dziecku ale tłumaczenia się ! Dziecko je parówki, ja już kotleta nie zrobię mięsnego, w zupie skrzydełko też już nie popływa ani pieczeni nie będzie ale mimo, że jest mięsny to ma wege reakcje - na reklamę lidla z królikiem krzyknął - mamo, masz pojęcie? oni jedzą królika, jak tak można ? Co ja mam mu powiedzieć jeśli parówka to świnka, tak samo czujące zwierzę jak królik , którego by nie tknął z własnej woli ?
Pamiętam jak miał 3latka i w mięsnym patrzył na mnie i mówił- mamo tu jest krew zobacz obcięli śwince nogi, mamo jak to?? Ja stałam i klepałam - no tak już musi być!! W głowie mi się nie mieściło jak można nie jeść mięsa, dziś nie mieści mi się w głowie jak można stać po nogę świnki w kolejce.
Nie wiem jak się wytłumaczyć dziecku, a w zasadzie żyję w hipokryzji, z drugiej strony przeraża mnie wizja niedoborów -żelaza np, u dziecka, on nienawidzi zielonego..

jaskrawa - 2014-09-03, 20:57

aquella, moje dziecko nie przepada za zielonym, a niedoborów nie ma. żelazo jest nie tylko w szpinaku :) . jest go sporo w kaszy, pestkach, orzechach, np. w mące amarantusowej ok. 7mg na 100 g. jeśli dziecko lubi potrawy mączne, placki, kluski itd., wystarczy dosypać trochę takiej mąki choćby do zwykłej mąki i już ze 2 mg dziecku wpadną :) . w zwykłej mące, nawet takiej białej też coś tam jest. i w większości rzeczy, które dziecko zjada też. to można przecież policzyć. od ilości żelaza w pożywieniu ważniejsza jest zdolność wchłaniania go.
ja mam taką zdolność, nigdy się specjalnie nie starałam o to żelazo, a będąc wege od ponad 10 lat nigdy nie mialam anemii, nawet w ciąży. i moje dziecko, totalny niejadek też nie ma. a znam "mięsne" mamy i dzieci, które te niedobory mają, mimo mięsa.

moja młoda wprawdzie też je parówki (mamy mięsnego tatę, który te parówki po prostu jej kupuje, a ona je je, więc nie robię afery, bo już nie chce mi się po raz sto milionowy tłumaczyć, że wolę by była wege), ale z mięsa w zasadzie tylko to. nie je ich codziennie, poza tym nie wierzę by w takiej parówce było specjalnie dużo żelaza.
wejdź sobie do działu "niejady" - tam występują naprawdę wege-bohaterowie, którzy tez żywią się za pomocą fotosyntezy i jakoś żyją :)

aha, poza tym legendarnym żelazem nie znajdziesz w mięsie nic, czego mogłoby dziecku zabraknąć. aby "wyrobić normę" białka wystarczą same rośliny, a jeśli jeszcze dojdzie nabiał to nie ma żadnego absolutnie ryzyka, że białka będzie za mało.

MartaJS - 2014-09-03, 21:07

jaskrawa napisał/a:
wejdź sobie do działu "niejady" - tam występują naprawdę wege-bohaterowie, którzy tez żywią się za pomocą fotosyntezy i jakoś żyją :)


I jakie wyniki mają ;-)

aquella - 2014-09-04, 10:02

[quote="jaskrawa"]aquella, moje dziecko nie przepada za zielonym, a niedoborów nie ma. żelazo jest nie tylko w szpinaku :) .

Szpinaku to i ja nie jadam bo nie znoszę, ale zieloną pietruszkę i inne zielone uwielbiam, a dziecko moje orzecha też nie zje a już na pewno nie suszone owoce - po prostu zdaję sobie sprawę, że to złe przyzwyczajenia wyrabiane przez 7lat, ale uparłam się i próbuję na różne sposoby zmienić to powoli bez przymusu.
Czyli mamy dzieci o podobnej diecie, bo mój oprócz parówek też nie je mięsa, a że parówka nie ma żelaza to oczywiste ale z pewnością ma B12, które pozwoli złapać żelazo z innych źródeł, a jest nawet w płatkach śniadaniowych.
Białkiem nawet się nie martwiłam :) Zajrzę na "niejady" chociaż u mnie to bardziej problem wybredności

alcia - 2014-09-04, 10:15

aquella napisał/a:
ale z pewnością ma B12

talkie zwykłe parówki?? Oj, nie liczyłabym na to ;) Ani na to, że pomogą wchłaniać żelazo z innych źródeł.

aquella - 2014-09-04, 10:19

Cytat:
talkie zwykłe parówki?? Oj, nie liczyłabym na to



to na co mam liczyć w takim razie ? bo nie wiem, a są jakieś niezwykłe parówki? ;-)

alcia - 2014-09-04, 11:37

w zwykłej parówce jest wiele różnych składników, za wyjątkiem mięsa. A niezwykłe - mam na myśli takie, niby wysokiej jakości, na pewno znacznie droższe i ze składem bardziej "kontrolowanym".
jaskrawa - 2014-09-04, 13:33

alcia, nie chcę na forum wege gadać o parówkach, ale my kupujemy właśnie takie "lepsze", bez konserwantów i glutaminianu. ale moje dziecko je je nie dlatego, że wierzę w jakieś ich możliwości, lecz jest to zgniły kompromis ze starym, który, kupując parówki, ma złudne poczucie "dobrze spełnionego obowiązku nakarmienia dziecka mięsem), a ja nie muszę się babrać w mięsie. parówki podaję prosto z lodówy i tyle.

poza tym moje dziecko je lubi i już. a lubi niewiele rzeczy.

aquella
, a lubi jajka? nabiał? tam też jest B12 o ile mi wiadomo.

aquella - 2014-09-04, 16:58

Cytat:
lecz jest to zgniły kompromis ze starym, który, kupując parówki, ma złudne poczucie "dobrze spełnionego obowiązku nakarmienia dziecka mięsem), a ja nie muszę się babrać w mięsie. parówki podaję prosto z lodówy i tyle.



Jaskrawa, mam dokładnie te same odczucia, i jeśli chodzi o parówki to nie ma mowy żeby czymś nie były konserwowane, nic co ma datę ważności ponad trzy dni ( a parówki mają ok 2tyg/miesiąc) nie będzie bez chemii.
Jajka jada i nabiał z laktozą rozbitą przez bakterie, czasami prosi o serek smarowny- ale nabiał gdyby lubił orzechy chętnie bym wywaliła, a parówek nie pokonam bo nie boję się o braki B12 tylko jak już pisałam żelaza, spiruliny z sokiem nie wypije, nawet jest informacja na pudełku żeby dzieciom nie podawać :-( . Poza tym jak już ktoś tu ładnie napisał - dziecko to odrębny byt i trzeba szanować jego wybory

jagodzianka - 2014-09-04, 19:12

aquella, w spirulinie tym bardziej nie ma B12. Parówki to produkt wysoko przetworzony, skąd możesz wiedzieć ile witamin tam się ostało?
Jedyne pewne źródło B12 to tabsy.

jaskrawa - 2014-09-04, 19:27

Czy ja wiem? Przecież sól też konserwuje... Na opakowaniu jest napisane, że bez konserwantów, w składzie nie ma nic poza mięsem, przyprawami, wodą... Są "ważne" przez około dwa tygodnie.
Moje dziecko nie je ich codziennie, nie sądzę, by rzeczywiście te parówki były istotnym źródłem żelaza, bo skoro jedzone nieregularnie i w niewielkich ilościach...? U nas młoda jest zdrowa raczej dzięki orzechom wlaśnie, pestkom, które ładuję, gdzie się da. Je też jaja. Nabiału nie wywalam, bo lubi jogurt naturalny, poza tym boję się o wapń. Gdyby jadła jakieś hummusy, mleko z sezamu chciała pić itd., ale nie lubi typowo "wapniowych" roślin i po prostu nie mam odwagi z tych jogurtów zrezygnowć.

aquella - 2014-09-05, 08:16

jaskrawa Podobno jest tak , że nie trzeba/ nie ma konieczności wypisywać całego składu ale cóż chemii nie unikniemy, ja jem suszone owoce - to niby takie zdrowe a wszystko obsypane dwutlenkiem siarki, namaczam zawsze zmieniam wodę ale nie wiem czy się tego pozbywam.

A próbowałaś mleko z migdałów lub nerkowców córce podawać? Bo sojowego raczej bym nie polecała ze wzgl na fitohormony.

jagodzianko ale w spirulinie jest dużo żelaza, w soku pomarańczowym nie czuć jej smaku tylko ten kolor :-|

Alispo - 2014-09-05, 08:33

W fitohormonach nie ma nic zlego,czemu ten mit wciąż krąży..
jaskrawa - 2014-09-05, 11:11

aquella, ale oni specjalnie na opakowaniu wielkimi literami zaznaczyli, że nie zawiera żadnych subst. konserwujących. myślisz, że aż tak perfidnie by ściemniali? bez przesady...
i mimo że "chemii nie unikniemy" (nie stać mnie na to, by kupować wszystko ekologiczne), nie podałabym dziecku niczego, co konserwanty zawiera, a już na pewno nie coś tak totalnie zbędnego jak parówki. ale postaram się to sprawdzić i - doprawdy - ucieszę się, jeśli się okaże, że masz rację :mrgreen: bo to będzie pretekst do wywalenia tego śmiecia z naszej lodówy :D
co do mlek, nie wypije nic poza ryżowym. sojowe tak, ale jako kakao.
Alispo, wcale nie jestem przekonana, że to mit. Ciągle chyba się spierają o to... Masz link do jakiegoś w miarę wiarygodnego artykułu nt. temat? Chętnie uwierzę, że to mit, ale nie mogę znaleźć nic mądrego w necie.

Ja mam wątpliwości co do soi jako do silnego alergenu raczej, poza tym nie do końca wierzę komukolwiek w temacie fitoestrogenów. Produkty sojowe stały się już dawno "mainstreamem" i zarabiają na nich wielkie koncerny. Nie wierzę badaniom sponsorowanym przez nich tak jak nie wierzę w badania "nabiałowe" czy "mięsne".
Dlatego ograniczam soję do rozsądnych, niewielkich ilości, jako urozmaicenie. Nie jemy przetworzonych sojowych produktów (bo to od razu zwiększyłoby spożycie tego jednak kontrowersyjnego strączka), poza mlekiem z kartonu - ale w "niecodziennych" ilościach. Z raz w tygodniu robię to kakao sojowe, z raz w tygodniu jakieś tofu (a ostatnio rzadziej) i starczy, a myślę, że takie ilości nie zaszkodzą. Aha, no i sos sojowy dodaję do zup np. Ale to przecież malutka ilość.

Spiruliny nie używam, nie mamy problemów z żelazem, więc nie chce mi się kombinować z takim paskudztwem i przemycać je w czymkolwiek, jestem przekonana, że Mary nie dałaby się nabrać, nie zje niczego o "podejrzanym" kolorze.

aquella - 2014-09-05, 13:39

>> ale oni specjalnie na opakowaniu wielkimi literami zaznaczyli, że nie zawiera żadnych subst. konserwujących. myślisz, że aż tak perfidnie by ściemniali? bez przesady...
i mimo że "chemii nie unikniemy" (nie stać mnie na to, by kupować wszystko ekologiczne), nie podałabym dziecku niczego, co konserwanty zawiera

jaskrawa prędzej to ja podaję chemiczne parówki dziecku bo u mnie jawnie bezczelnie na opakowaniu jest napisane ile chemii mają no i ile mięsa, albo jego resztek mom :cry: także może podaj namiar na swoje a ja swoje wyrzucę tym bardziej, że jak się okaże dawać je będę nie ze wzgl. na braki tylko przyzwyczajenia :-(

a jeśli chodzi o wapń to słyszałaś o morelach suszonych,że go zawierają tylko najwięcej nie te pomarańczowe, bo są siarkowane, takie bez siarki ciemniejsze (ale 25zł za kg) ??

gosia_w - 2014-09-05, 14:18

aquella, suszone morele są bogatym źródłem żelaza, a wapń znajdziesz w suszonych figach.
koralina1987 - 2014-09-05, 14:39

aquella, gdzie znalazłaś morele niesiarkowane za 25 zł? Jakiś sklep internetowy? Bo w moim dotychczasowym podrożały i teraz są po 35 zł więc z chęcią się przerzucę na inne źródełko :)
eM - 2014-09-05, 15:02

jaskrawa, ja też z chęcią dowiem się co to za parówki (nie dla siebie, ale dla rodziny :evil: )
bronka - 2014-09-05, 15:03

Dziewczyny pogadajcie o parówkach na pw :->
eM - 2014-09-05, 16:04

ok, to jaskrawa jak możesz napisz na pw ;-)
Alispo - 2014-09-05, 16:32

Co do soi-metaanalizy wszelkie,pojedynczym badaniom czy pseudobadaniom mozna wierzyc do pewnego stopnia a i tak są korzystne zwykle.Przyklad czegoś wiecej: hxxp://www.ncbi.nlm.nih.gov/m/pubmed/19524224/
aquella - 2014-09-05, 18:24

karolina 1987 znalazłam na www.misiontek.pl ale optymistycznie pomyliłam cenę/wagę, 25zł jest za 400g także raczej się nie przerzucisz, przepraszam za wprowadzenie w błąd :-/

gosia_w morele także zawierają wapń, choć może mniej niż figi, a figi surowe są podobno w promocji w Kauflandzie obecnie

Alispo poglądy swoje o fitohormonach wykształciłam po lekturze książki : Soja na menopauzę i nie tylko.
W krajach wysokiego spożycia soi przykre objawy menopauzy nie występują, więc wpływ na to muszą mieć owe fitohormony, zresztą i w Polsce tabletki z soją są sprzedawane na niedogodności przekwitania.
Tak więc nie przestanę myśleć, że można podawać soję dzieciom bez ograniczeń.

Poli - 2014-09-05, 19:50

Alispo napisał/a:
Co do soi-metaanalizy wszelkie,pojedynczym badaniom czy pseudobadaniom mozna wierzyc do pewnego stopnia a i tak są korzystne zwykle.Przyklad czegoś wiecej: hxxp://www.ncbi.nlm.nih.gov/m/pubmed/19524224/


Ja jakos nie boje sie fitohormonow w soi ale czegos innego , i takze ograniczam :
hxxp://www.pepsieliot.com/soja-produkt-not-to-eat/

jaskrawa - 2014-09-05, 20:16

bronka napisał/a:
Dziewczyny pogadajcie o parówkach na pw :->

Absolutnie nie miałam zamiaru o nich w ogóle gadać, pociągnięta za język wysłałam priwy, to było dla mnie dość oczywiste, że nie będę tu reklamować jakiegoś mięsa na forum. peace :)

Poli, super artykuł.
Myślisz, że ograniczanie wystarcza? Zastanawiam się co z tofu... Wydawało mi się, że ono też należy do tych "dobrych" produktów made of soya...

A, czekaj, doczytałam do końca :D . O tofu też jest. Cóż, nie jemy go ostatnio jakoś dużo, ale bywały momenty, że masami...
Może przez to jestem chora bo jelito mi się rozszczelniło...
Dobrze, że niedługo idę do p. Desmond poradzić się w sprawie "co wywalić". Zapewne pójdzie nabiał i gluten, ale zastanawiam się czy ja w ogóle cokolwiek będę mogła jeść, co zważywszy na fakt, że karmię wielkie dziecko, wykończy mnie do kości... :mrgreen:

jagodzianka - 2014-09-05, 21:45

aquella, soi się boisz, a analogów b12 w spirulinie już nie?

Dzięwczęta nie dajmy się zwariować, zjadłam dziś frytki na kolację, a zaraz idę po tofu bo woła do mnie z lodówki.

aquella - 2014-09-06, 07:53

>>soi się boisz, a analogów b12 w spirulinie już nie?

jagodzianka, a gdzie napisałam, że soi się boję?
Ja mam w lodówce ser z nerkowców, polecam. A jak mam się bać spiruliny to postrasz jakimś linkiem bo szukam i nie znajduję, pastylki dla kosmonautów ze spiruliny robią - to wyczytałam i opinię lekarza na temat obecności antyB12
hxxp://dobrydietetyk.pl/forum/spirulina/5762/

a po wpisie z bloga przytoczonym przez Poli powinnam się tylko cieszyć, bo tofu mi nie wychodzi, mleka sojowego nie lubię ( zresztą żadnego pasteryzowanego) ani wędlin, a jedyne co mi się udało to kotlety z okary, która stała dwa dni i się kisiła w słoiku

Alispo - 2014-09-06, 09:12

Naprawdę polecam dobre zrodla ,i zapytac Desmond o soje ;) co do menopauzy to jest to zupelnie inna kwestia. pepsieliot to strona potworek,polecam w kwestii Np.ww.spiruliny sci-fitness ,tam są zawsze źródła z metaanaliz,nie z internetowego New Age....
gosia_w - 2014-09-06, 09:22

Ostatnio na Wiemy co jemy było info, że to nieprawda, że nabiał szkodzi, więc aktualnie nie wiem, komu wierzyć.
Co do soi, to inne produkty tez zawierają substancje antyodżywcze, większość roślin ma, może nawet wszystkie. Ja jem soję tylko fermentowaną, bo niefermentowana mi szkodzi.

Poli - 2014-09-06, 09:27

Alispo napisał/a:
pepsieliot to strona potworek,polecam w kwestii Np.ww.spiruliny sci-fitness ,tam są zawsze źródła z metaanaliz,nie z internetowego New Age....


Alipso mozesz wytlumaczyc o co ci chodzi (strona potworek) :?:

Sama z produktow sojowych jadam tempeh, czasem tofu ze wzgledu na wapn, i mleko sojowe tylko jak nie moge dostac innego roslinnego ;-) .

Alispo - 2014-09-06, 09:40

No tam jest mnostwo mitów,poza tym jak dla mnie to tego sie nie da w ogóle czytac,ale to juz co kto lubi.Wiemy co jemy ma zawsze rzetelne info,o nabiale tez,zadna z niego trucizna.
jagodzianka - 2014-09-06, 10:09

gosia_w napisał/a:
Co do soi, to inne produkty tez zawierają substancje antyodżywcze, większość roślin ma, może nawet wszystkie.

Właśnie, a słonecznik i brokuły "wzmacniają męskość" i co kobiety mają ich w ogóle nie jeść?

jaskrawa - 2014-09-06, 16:40

A Campbell z kolei straszy nabiałem...
No i komu wierzyć?

Może to jest tak jak ze wszystkim. Jedni będą żyli setkę, pijąc setkę codziennie i żrąc golonki i schaby, popalając jeszcze papieroski (cóż, znałam taką babkę - w dalszej rodzinie - dożyła prawie setki, mimo że całe życie jadła beznadziejnie, jarała i nie stroniła od wódy), a będą tacy co choćby nie wiem jak się starali, zachowują na jakieś autoimmuno w wieku lat 30tu (jak ja).. C'est la vie.
Może trzeba by jakieś testy robić po prostu - jednym nie służy gluten, innym białko zwierzęce w nabiale czy mięsie, a jeszcze inni mogą wszystko.

Ostatnio rozmawiałam o tym z fajnym lekarzem kardiologiem, który mówił, że jedzenie w ogóle SZKODZI. W każdej roślince jest coś, co przeszkadza wchłaniać coś innego (wszyscy to znamy - psiankowate to coś tam, szpinak to szczawiany, soja - jak pisze ta cała pepsi, zboża to fityniany itd). Mięso i zwierzęce tłuszcze zapychają układ krwionośny itd.. Mówił, że badał kiedyś grupę alkoholików, takich bezdomnych, kompletnych meneli. Wszyscy chudzi, za chudzi, żyli chyba na tanich winach tylko i czym popadło. Wątroby rozwalone, ale serca i żyły mocne jak dzwon. Dlaczego? Bo oni po prostu NIE JEDZĄ. Więc się nie mają czym zatruć. Ale wiadomo, wtedy, jeśli nie umrą na wątrobę, to z powodu niedoborow powypadają im zęby, a układ odpornościowy nie poradzi sobie z zapaleniem gardła.
Z powodu ogólnej szkodliwości jedzenia, lekarz polecał jeść tak mało jak się da, robić głodówki i uprawiać sport regularnie :)

Fatty - 2014-09-06, 17:12

jaskrawa napisał/a:
Mówił, że badał kiedyś grupę alkoholików, takich bezdomnych, kompletnych meneli. Wszyscy chudzi, za chudzi, żyli chyba na tanich winach tylko i czym popadło. Wątroby rozwalone, ale serca i żyły mocne jak dzwon.


to samo! ;) W czasie szkolenia miałam zajecia z patomorfologiem: mówił właśnie, że przekleństwem naszych czasów jest miażdżyca, nawet Ci co nie wyglądają mają pozapychane naczynia krwionośne, aż chrzęści(faktycznie chrzęści) ...ale, gdy przyszło mu robić sekcje zwłok tzw meneli, spostrzeżenie miał jedno organizm może i wyniszczony ale żyły i tętnice czyściusieńkie, żadnych zmian miażdżycowych, najmniejszych!


To co baby? Te co nie karmią, to driny dzis wieczorem walą i kielichy, stadnie :P

Lily - 2014-09-06, 17:18

jaskrawa napisał/a:
Mięso i zwierzęce tłuszcze zapychają układ krwionośny itd.
A teraz nie jest modna teoria, że duże cząstki tłuszczy nasyconych niczego nie zatykają, a cholesterol jest potrzebny (no bo jest)? To chyba "paleolodzy" tak twierdzą. Nie wiem, co na to kardiolodzy...
Fatty napisał/a:
ale żyły i tętnice czyściusieńkie, żadnych zmian miażdżycowych, najmniejszych!
No bo oni mało jedzą, generalnie przejadanie się szkodzi zdrowiu...
jagodzianka - 2014-09-06, 17:21

jaskrawa napisał/a:
Z powodu ogólnej szkodliwości jedzenia, lekarz polecał jeść tak mało jak się da, robić głodówki i uprawiać sport regularnie :)

Fajnie to brzmi.
Któryś mistrz zen też zalecał odchodzić od stołu kilka kęsów przed uczuciem sytości.

Lily - 2014-09-06, 17:27

jagodzianka napisał/a:
Któryś mistrz zen też zalecał odchodzić od stołu kilka kęsów przed uczuciem sytości.
Ale skąd to wiadomo? :P Ja chyba nigdy czegoś takiego nie mam...
Fatty - 2014-09-06, 17:56

Ja to samo ;)
Ba, gdy jestem mocno napchana jedzeniem(ale zawsze znajdę miejsce by dopchać) to przepełnia mnie uczucie błogości, poczucie szczęścia i bezpieczeństwa... moje biedne żyły, nie wróżę im dobrze :P



Btw - jako 5 latka zaliczyłam szpital z powodu przejedzenia :oops:

malwiska - 2014-09-06, 20:36

Ja mam 2 żołądki, na słone i na słodkie osobno ;-) nawet jak już ani kęs obiadu nie wejdzie to wielki deser jak najbardziej. I razem z moja mamą śmiejemy się, że my jemy raz dzienne, zaczynamy rano a kończymy wieczorem.
jagodzianka - 2014-09-06, 22:13

Lily, w sensie czego nie miałaś? Nie pamiętam, czytałam pewnie w jakiejś książce o buddyzmie, ewentualnie o zdrowym odżywianiu. Utkwiło mi w pamięci bo też mam tendencję do przejadania. Ale wiesz jak to jest z tymi sentencjami mistrzów zen... Niektóre nawet koło mistrza nie stały.
jaskrawa - 2014-09-06, 23:19

malwiska napisał/a:
Ja mam 2 żołądki, na słone i na słodkie osobno ;-) nawet jak już ani kęs obiadu nie wejdzie to wielki deser jak najbardziej. I razem z moja mamą śmiejemy się, że my jemy raz dzienne, zaczynamy rano a kończymy wieczorem.


O, to Wy jestescie również moją rodziną :D . Też mam dwa żołądki, a deser... cóż... jak jestem gdzieś w gościach to jedyne co mnie hamuje to wstyd, że potrafię wpierdzielić tyle ciasta na raz.

Z tym miszczem zen to mogła być prawda, bo buddyzm raczej nie zaleca obżarstwa :D , w klasztorze z którego pochodzi mistrz, u którego ja przyjęłam schronienia, jedzą jeden posiłek dziennie (i to wcale nie taki, o jakim piszesz, malwiska :D ).

Lily, też mi się coś obiło o uszy, że teraz jest moda na jakiegoś tam Kwaśniewskiego (co mi się kojarzy z kapuśniakiem), który chyba zaleca jedzenie kiełbas i golonek ile wlezie, ale ja nie wiem jak się to ma do cholesterolu, bo z wiadomych względów nie czytałam zbyt wiele o tej diecie :mrgreen: .

jagodzianka - 2014-09-07, 17:51

malwiska napisał/a:
I razem z moja mamą śmiejemy się, że my jemy raz dzienne, zaczynamy rano a kończymy wieczorem.

Ja często mam problem przy przyjmowaniu jakiś leków, gdzie zalecają ileś czasu przed lub ileś czasu po jedzeniu. Jakoś u mnie to trwa non stop.

alcia - 2014-09-08, 20:28

Ja się o wiele lepie czuję, jak mało jem. A ostatnio staram się właśnie to praktykować - cudowna sprawa :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group