wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Artykuły o rodzinie - [en] Dzieci coraz mniej wolne

bojster - 2007-10-23, 14:14
Temat postu: [en] Dzieci coraz mniej wolne
Ciekawy artykuł (po angielsku) i dająca do myślenia mapka. Z każdym pokoleniem, ośmioletnie dzieci mają coraz krótszą smycz – mogą pokonywać coraz mniejszy dystans od domu. Pradziadek swobodnie chodził po okolicy, nawet 6 mil do jeziora. Dziadek już tylko jedną milę – do lasu opodal domu. Matka miała pozwolenie na półmilowy spacer na basen, a dzisiejszy ośmiolatek nie może się oddalać bardziej niż do końca ulicy – zresztą nie ma po co, bo jego koledzy mają zakaz wychodzenia poza ogród...

hxxp://www.dailymail.co.uk/pages/live/articles/news/news.html?in_article_id=462091&in_page_id=1770

Jeszcze jeden znamienny komentarz (nie spod artykułu, więc wklejam osobno):
"A friend who used to be involved in transportation policy for the Senate would ask groups 'raise your hand if you walked, or rode your bike, to school... now keep your hand up if your kids walk or ride their bikes to school.' As we know, all(most) all of the hands went down."

I na koniec moja refleksja... Ja chodziłem pieszo do szkoły, łaziłem sam i z kolegami po całej okolicy, jeździłem rowerem za miasto, a autobusem na lody przy dworcu kolejowym. Czasem się skaleczyłem, czasem coś zbroiłem, może nawet się kiedyś zgubiłem. Ale żyję i mam się dobrze, a dzieciństwo wspominam z łezką w oku. Na ile będę skłonny spuścić z rodzicielskiej smyczy Antka – jeszcze nie wiem. Gdy o tym myślę, przychodzi mi do głowy wiele przeciwwskazań – wszechobecne samochody, żule pod blokiem, nieodpowiednie towarzystwo (dzieci owych żuli). Ale... czy kiedyś tego nie było? Samochodów na pewno mniej, ale ludzie chyba nie zmienili się aż tak bardzo. Czy trzymanie dziecka pod kloszem może być lepsze od pozwolenia na eksplorację, eksperymenty, popełnianie błędów i uczenie się na nich? Na pewno nie. Tylko jak poradzić sobie ze strachem o zdrowie i życie potomka?

Zapraszam do dyskusji.

pao - 2007-10-23, 14:38

ostatnio naszła mnie podobna refleksja. czytałam artykuł o dzieciach i ich samodzielności i odniosłam wrażenie, że dzieci są ubezwłasnowolnione... wedle artykułu moja mama była kompletnie nieodpowiedzialną osobą, ja także nią jestem. gabryśka od ponad 2 lat chodzi na zakupy. nie chodzi daleko, oto do kiosku czy warzywniaka nieopodal, ale chodzi. wedle artykułu to zdolność dopiero dla 7 letnich dzieci... pełno było takich rzeczy wedle których za wiele memu dziecku pozwalam. a ja po prostu pamiętam jak ja szalałam po okolicy i choć wiele z tego co robiłam było bardzo ryzykowne, to wspominam to z radością i nie wyobrażam siebie odbierać tej radości mym dzieciom.
Ewa - 2007-10-23, 15:35

pao napisał/a:
choć wiele z tego co robiłam było bardzo ryzykowne, to wspominam to z radością

Problem w tym, że na szczęście nic Ci się nie stało. Jeżeli dziecko poniżej 7 lat było poza domem samo i coś mu się stało, to rodzic odpowie za to prawnie. Jakoś nie mam ochoty na wyrok w zawieszeniu, bo jakiś rozwydrzony nastolatek rzuci w moje dziecko kamieniem i rozwali mu głowę albo pijany kierowca wjedzie w moje dziecko, które było pozostawione bez opieki. Nie wydaje mi się, żeby czasy były takie same. Inna była kultura już pomiędzy rówieśnikami. Jak byłam dzieckiem nie słyszało się o tylu pedofilach czy o takiej agresji wśród dzieci. Dziecko może być bardzo samodzielne i rozsądne, ale otoczenie niekoniecznie.

pao - 2007-10-23, 17:39

cóż, mając na względzie dziecięca radość dziecięcą radość odkrywania to jednak wolę zaryzykować :) zresztą tak naprawdę to nie ma tu ryzyka, chyba że jesteśmy przepełnieni lękami, bo w ten sposób sami możemy coś ściągnąć niejako na własne życzenie...

zatem na tyle na ile mamy zaufanie (nie tylko do dziecka ale i do świata, boga czy ludzi) na tyle swobody dzieciom dajemy :)

a co do "nie słyszałam o" to chyba tylko dlatego, że mniej o tym mówiono... teraz media szukają sensacji i nakręcają ludzkie lęki.

Lily - 2007-10-23, 17:41

Ostatnio rozmawialiśmy z mamą A. o jego bratanku, który zaczął chodzić do szkoły. A. chodził sam, z kluczem na szyi, ja też sama, ale tego chłopca sobie w ogóle nie wyobrażamy w takiej sytuacji. Z jednej strony dzieci niby coraz szybciej dojrzewają, z drugiej świat jakby mniej bezpieczny...
Capricorn - 2007-10-23, 18:01
Temat postu: Re: [en] Dzieci coraz mniej wolne
bojster napisał/a:
Z każdym pokoleniem, ośmioletnie dzieci mają coraz krótszą smycz – mogą pokonywać coraz mniejszy dystans od domu. Pradziadek swobodnie chodził po okolicy, nawet 6 mil do jeziora. Dziadek już tylko jedną milę – do lasu opodal domu. Matka miała pozwolenie na półmilowy spacer na basen, a dzisiejszy ośmiolatek nie może się oddalać bardziej niż do końca ulicy – zresztą nie ma po co, bo jego koledzy mają zakaz wychodzenia poza ogród...



Pojawia się tylko pytanie - ilu rówieśników pradziadka dożyło pełnoletności, a ilu przedwcześnie straciło życie wskutek chociażby kąpieli w rzece czy jeziorze, zabawy na kruchym lodzie, zaatakowane przez dzikie zwierzęta w lesie, czy, w pokoleniu dziadków czy rodziców, wskutek wypadku z udziałem pojazdu mechanicznego?

Lily napisał/a:
dzieci niby coraz szybciej dojrzewają


niby. Kilka pokoleń temu, mając przed sobą perspektywę życia co najwyżej przez 50 lat, trzeba było szybciej dorosnąć, szybciej osiągnąć samodzielność, szybciej mieć dzieci - żeby mieć szansę pomóc im w osiaganiu samodzielności.


Sama jestem za zachowaniem zdrowego rozsądku. mój dziewięciolatek sam przychodzi ze szkoły (co najmniej 2 km), ale rano jest wywożony. Czasem jedzie rowerem do sklepu (tez koło 2 km). Na pewno jeszcze długo nie będzie mógł po zmroku wychodzić poza naszą ulicę, głownie dlatego, że tam droga nieoświetlona, częsciowo bez chodnika.

Humbak - 2007-10-23, 22:39

Capricorn napisał/a:
Pojawia się tylko pytanie - ilu rówieśników pradziadka dożyło pełnoletności
Capricorn, wyjęłaś mi to z ust ;) - w artykule właśnie tej informacji zabrakło a śmiertelność dzieci była baaardzo duża z tego co pamiętam. Raz że wypadki i to nie tylko głównie na wsi jak ma to miejsce dziś, a dwa że choroby - może dziś szczepienia są be, ale kiedyś ich niemal nie było plus fatalna higiena i choroby to druga przyczyna ogromnego wskaźnika śmiertelności wśród dzieci najmłodszych.

bojster napisał/a:
Ale... czy kiedyś tego nie było?
w sensie faktu było. w sensie ilości nie było. Samochodów w mieście wojewódzkim tyle, że jedną z naszych zabaw było zgadywanie pojazdu po rodzaju nadjeżdżającego odgłosu silnika - był to tak wyselekcjonowany dźwięk pomimo środka dnia. Nie było nawet tyle nas ludzi a zatem nie było tylu włamań, kradzieży itd bo ich jest zawsze więcej w tłumie. Było nas mniej i łatwiej było zapamiętać sąsiada ;) itd itd

Nie zwalałabym wszystkiego na 'smycz' i nie nazywałabym smyczą rozsądek. Czasem widzę wałęsające się dzieci na dzielnicy. Nie tylko ja, ale i odnoszę czasem wrażenie że i oni mają ochotę na tą smycz.

hans - 2007-10-23, 22:53

Humbak napisał/a:
Nie zwalałabym wszystkiego na 'smycz' i nie nazywałabym smyczą rozsądek.

otóż to...najważniejsze jest w tym wszystkim dziecko...tak właśnie dziecko, nie jakieś hipotetyczne "dobro dziecka"...
Powinniśmy obserwować je i dawać im wolność gdy tego potrzebują, ale i dawać wsparcie kiedy to konieczne...i przede wszystkim powinniśmy słuchać dzieci one naprawdę nie są głupie i znają swe możliwości...

bojster - 2007-10-23, 23:07

Humbak napisał/a:
Nie zwalałabym wszystkiego na 'smycz' i nie nazywałabym smyczą rozsądek. Czasem widzę wałęsające się dzieci na dzielnicy. Nie tylko ja, ale i odnoszę czasem wrażenie że i oni mają ochotę na tą smycz.


Rzeczywiście, ów pradziadek tak naprawdę po prostu wałęsał się po okolicy, więc z pewnością nie jest alegorią dziecięcej beztroski. ;-) Ale mnie nie chodzi o puszczanie dzieci samopas, tylko właśnie o poluzowanie tego „rozsądku”, bo wydaje mi się że niektórzy trochę z tym przeginają (zobaczymy jak będzie ze mną...). Być może prościej zabronić dziecku wyjść poza ogród niż wytłumaczyć mu jakie niebezpieczeństwa czyhają na sąsiedniej ulicy i jak ich uniknąć? Często chyba o to chodzi bardziej niż o szeroko pojęte „dobro dziecka”...

Iwona - 2007-10-23, 23:34

Cytat:
Powinniśmy obserwować je i dawać im wolność gdy tego potrzebują, ale i dawać wsparcie kiedy to konieczne...i przede wszystkim powinniśmy słuchać dzieci one naprawdę nie są głupie i znają swe możliwości...

Podpisuję się całą gębą. Np. my staramy się usamodzielniać małego (ma 3,5 roku) jak najbardziej, ale widzę, że on nie chce tak szybko i musimy trochę spasować. Chce np., żebym siedziała przy nim na placu zabaw, nie zaś na ławce 1-2 m dalej. Zastanawiam się, czy zrobiliśmy coś nie tak, ale staramy się zapewniać mu poczucie bezpieczeństwa zawsze, a jednak on nie jest gotowy na większe wyzwania.

bojster napisał/a:
Być może prościej zabronić dziecku wyjść poza ogród niż wytłumaczyć mu jakie niebezpieczeństwa czyhają na sąsiedniej ulicy i jak ich uniknąć?

Tak też się zdarza pewnie nierzadko. Jak się słyszy słowa babć: "nie idź, bo tam są samochody (parking), bo się wybrudzisz, bo się uderzysz, ..." itp. to to jest przesada. Zgadzam się z opinią, że kiedyś były też różne niebezpieczne sytuacje (osobiście miałam z tym styczność niestety), to jednak nie było tego chyba aż tak dużo. Poza tym jednak swoje robi nagłaśnianie tego i ludzie się po prostu boją.

puszczyk - 2007-10-23, 23:47

A co z zagrożeniami typu: pędzące samochody, agresywne psy, złodzieje i zboczeńcy. Czy nie macie wrażenia, że takich zagrożeń jest więcej niż kiedyś?
No chyba, że to moje skrzywienie zawodowe i mój obraz świata jest wypaczony. :roll:
Na pewno chętniej wypuściłabym dziecko na wsi niż w miejską dżunglę.

bojster - 2007-10-24, 00:05

puszczyk napisał/a:
A co z zagrożeniami typu: pędzące samochody, agresywne psy, złodzieje i zboczeńcy. Czy nie macie wrażenia, że takich zagrożeń jest więcej niż kiedyś?


Gdy ja biegałem wolno po okolicy, też co i rusz słyszało się o gwałcicielach, „wampirach”, morderstwach (nad rzeką, gdzie często chodziłem, co jakiś czas kogoś zadźgali, powiesili albo utopili). Od psów nie raz trzeba było uciekać, a i pod samochód czasem ktoś wpadał. Nie wiem czy teraz jest tego więcej, ale na pewno jest to dobra pożywka dla mediów. Ktoś tam kiedyś (chyba Moore) zastanawiał się jak to jest, że Amerykanie w północnych Stanach patrzą na siebie wilkiem i noszą broń za pasem, a Kanadyjczycy po drugiej stronie jeziora zawsze się uśmiechają i nawet nie zamykają domów na noc. Sytuacja szybko się wyjaśniła gdy spędził trochę czasu w barach. Jak wiadomo, w każdym barze jest telewizor włączony na jakiś popularny kanał. W barach amerykańskich w telewizorze cały czas były wiadomości o zabójstwach, gwałtach, wypadkach i innych „ciekawostkach”. W barach kanadyjskich przeważały wiadomości o lokalnych festiwalach, największej wyhodowanej dyni i aktualnych cenach żywności. Komentarz chyba zbędny.

Cytat:
Na pewno chętniej wypuściłabym dziecko na wsi niż w miejską dżunglę.


Tu się całkowicie zgadzam, wilcy są dużo mniej groźni niż ludzie, a i ludzie na wsi są dużo mniej zagęszczeni, więc dziecko ma więcej przestrzeni dla siebie. Oczywiście nadal pozostają takie zagrożenia jak upadek do studni (zamiast na głowę z trzepaka), skonsumowanie muchomora (zamiast miejskiego psiaka) czy złamanie nogi przy skoku z dachu stodoły (zamiast z garażu)... Generalnie wypadki są chyba częstsze wśród dzieci na wsi, tak mi się wydaje...

rosa - 2007-10-24, 08:53

moje dzieci gdy miały 8 lat jeździły do szkoły, na angielski, do sklepu itp na rowerach i nadal jeżdżą
w małych miastach, gdzie nie ma publicznej komunikacji nie jest to jakieś specjalne wydarzenie, prawie wszyscy tak robią

pao - 2007-10-24, 10:40

Cytat:
W barach amerykańskich w telewizorze cały czas były wiadomości o zabójstwach, gwałtach, wypadkach i innych „ciekawostkach”. W barach kanadyjskich przeważały wiadomości o lokalnych festiwalach, największej wyhodowanej dyni i aktualnych cenach żywności. Komentarz chyba zbędny.


jesteśmy tym czym sie karmimy, również duchowo i intelektualnie... mnie zatem w tym względzie bliżej do kanadyjczyków ;)

oczywiście wszędzie ważny jest zdrowy rozsądek i zachowanie równowagi, niemniej wystarczy wysłuchać dziecka by wiedzieć czy jest gotowe na nowe wyzwania (takie pójście do sklepu to przecież coś dla malucha).

widzę że gabryśka z przyjemnością spędza czas na trzepaku. niestety podwórko mamy koszmarne i ciężko nawet je podwórkiem nazwać. miałam spore opory przed wypuszczeniem gabi właśnie z tego względu: nie ma miejsca dla dzieci, dzieci wałęsają sie pomiędzy zaparkowanymi samochodami lub siedzą właśnie na trzepaku. ale z drugiej strony nie siedzą same, siedzą z innymi dziećmi i widzę że to dla gabi jest ważne.

staram sie znaleźć równowagę tak by nie siedziała tam całymi dniami, niemniej kiedy chce iść na dwór zazwyczaj nie widzę przeszkód. oczywiście też wolała bym by wybiegała sie na wiejskim podwórzu (choć tam też sporo zagrożeń, mam koleżankę co to na własnej skórze zapoznawała się kolejno z różnymi urządzeniami i co roku kończyła na pogotowiu ;) ) no ale mieszkam w mieście a do najbliższego placu zabaw jest kawałek i tam jednak samej jej nie puszczę...

zagrożenia były, są i będą. dzieciaki kochają włazić na dachy, drzewa i wszędzie tam gdzie rodzice by zabronili. ile to razy tata na mnie krzyczał że na drzewa włażę?

zatem wolę dziecko przestrzec przed pewnymi rzeczami tak by miała świadomość zagrożeń, niż zamykać w domu przez mój strach przed nimi.

rosa - 2007-10-24, 12:42

no tak w dużym mieście, to rzeczywiście inaczej wygląda
dla mnie bardziej przerażająco, pewnie byłabym znacznie ostrożniejsza

hans - 2007-10-24, 12:50

pao napisał/a:
dzieciaki kochają włazić na dachy, drzewa i wszędzie tam gdzie rodzice by zabronili

jedne tak...inne nie :-D

pao - 2007-10-24, 13:01

pewnie tak, ja znam chyba tylko takie dynamiczne ;)

no ale ponoć podobne przyciąga podobne ;)

alcia - 2007-10-24, 14:08

Ja myślę, że dużo zależy od tego, gdzie mieszkamy. W moim Oświęcimiu nie będę miała zbytniego problemu z dawaniem moim córom okazji do samodzielności. Wokół wszędzie place zabaw, pod oknami bloków, w pobliżu ławek z poczciwymi staruszkami. Drogi do szkół w tychże klimatach, do sklepów również.
Staram się dawać Kai tyle samodzielności, ile może bezpiecznie przyjąć. Gdy podchodzimy do ulicy, nie łapię jej panicznie za rękę 20 metrów wcześniej, tylko (czasem ze zgrozą) pozwalam jej biec swobodnie i zatrzymać się samodzielnie przed krawędzią drogi. Ufam jej, znam ją i wiem na co ją stać. Na tej zasadzie zwiększam jej pole do samodzielności i buduję moje zaufanie. Naturalnie te granice będą się rozrastać; w jakim tempie - zależy od niej.

Moje podejście byłoby nieco inne, gdybym mieszkała w centrum dużego miasta i raczej nie byłaby to kwestia mojej potrzeby skracania smyczy.

Tobayashi - 2007-10-24, 14:51

Samo bezpieczeństwo dziecka to jedna sprawa, a druga - jak dany sposób wychowania i chronienia go wpłynie na niego już w dorosłym życiu.

Niedawno miałam się przekonać o tym, kiedy dorosła osoba (pod 40!!!), niby normalnie funkcjonująca w życiu, odwiedziwszy nas, bała się wsiąść do tramwaju (była z nim nieobyta), a kiedy po godzinie 22 miała wrócić do nas z centrum komunikacją miejską, wpadła w panikę :-| . Wiem, że może nie tyle była trzymana pod kloszem, co straszona różnymi niebezpieczeństwami czyhającymi out there :evil: .

Straszenie uważam za najpodlejszą metodę wychowawczą, gorszą nawet od bicia. I nie podoba mi się to, co robią obecnie media - z jednej strony promują wycyckany świat konsumpcji w reklamach, nędzną rozrywkę w różnych 'szołach', a z drugiej - straszą, straszą, straszą. Dlatego tv nie mam od lat :mryellow: Słyszę oczywiście o tych wszystkich wypadkach, pedofilach itp i tak sobie myślę, że przecież nigdy nie mieszkaliśmy w kraju, gdzie nie ma agresji i zbrodni. To zawsze było. (Nota bene pedofil nie musi czyhać na ulicy; jeden przecież z najsławniejszych uwił sobie gniazdko w chórze słowików, a drugi w gabinecie terapeuty...)

Jestem za tym, żeby dziecko zdobywało swoją niezależność w swoim tempie, nie miało świadomości ofiary - nie bało się na dzień dobry, umiało o siebie zadbać i się obronić. Bardzo poważnie myślę o jakiejś sztuce walki dla Tobisia, jeżeli tylko będzie zainteresowany. I o tym, żeby kształcić w nim UWAżNOść. Zobaczymy jak będzie :mryellow:

rosa - 2007-10-24, 14:59

łatwo się wypowiadać teoretycznie, potem za kilka lat w praktyce często zupełnie inaczej to wychodzi :-)
pao - 2007-10-24, 15:39

no to ja jestem przykładem praktyki ;)
Ewa - 2007-10-24, 18:10

Wiecie, tak mi się coś przypomniało. A propo nadmiernego pilnowania dziecka. Ostatnio gdy odprowadziłam Gabryśka na karate postanowiłam zostać na treningu i poobserwować. Większość rodziców po prostu odprowadza dziecko i zostawia, ale spora część kłębi się pod zamkniętymi drzwiami i podgląda przez szybę. Nie otwierają, bo podobno podczas treningu nie wolno :shock: . Ponieważ miałam akurat wolne (miałam wtedy babcię w domu, która zajęła się na tą godzinę Natim) zwyczajnie wzięłam sobie krzesełko, wniosłam na salę i zasiadłam do oglądania. Rodzice rozdziawili buzie, trener tylko spojrzał i nic nie powiedział. Siedziałam cały trening. Widać było, że trener był trochę spięty i jak musiał zdyscyplinować któregoś łobuziaka, to popatrywał na mnie ;-) . Pod koniec treningu wyluzował :-D . Czy według Was to też już nadopiekuńczość i zbyt krótka smycz? Ja zazwyczaj też zostawiam Gabryśka na zajęciach, ale jak miałam okazję, to zostałam. Nie rozumiem, jak rodzic może sądzić, że nie może wejść na salę, gdzie trenuje jego dziecko. Pewnie, można wyjść z założenia, że dziecko jest samodzielne. Można zostawić i pójść do domu, ale dla mnie to jednak nienaturalne, aby tak bezgranicznie ufać jakiejś obcej osobie i zostawiać dziecko bez żadnej kontroli, dając sobie wmówić, że nie może mieć żadnej kontroli, bo nie wolno mu otworzyć drzwi.
Humbak - 2007-10-24, 21:30

Ewo ten sam problem był na aikido u Natalki tzn dorośli siedzieli wprawdzie na ławeczkach obok ale ja rozmawiałam z prowadzącym i właściwie z moich obserwacji wynika że ma rację - po prostu dzieci kiedy nie ma rodziców jakoś zbierają się w sobie i ćwiczą, choć się boją - bo w przypadku sztuk walki wiele dzieci się boi, moja tak bardzo że zrezygnowała ;-) Kiedy są rodzice, dzieci się często rozpłakują i biegną do rodziców w ramiona, reszta to widzi i też jakoś się rozkleja, nie jest skupiona na tym co robią. Gdy rodziców nie ma - pełna mobilizacja i pokonywanie strachów, lepszy kontakt trener-dziecko.

Ale przecież tak naprawdę dzieci u Was - z tego co zrozumiałam - są za oszklonymi drzwiami co oznacza jednak wgląd w sytuację. Trener też nie wyprosił Cię z sali czyli dopuszcza fakt bycia kontrolowanym, choć jest to dla niego niewygodne i rozpraszające :-D

Ewa - 2007-10-24, 21:50

Wiesz, z moich obserwacji wynika, że jeżeli rodzic któregoś dziecka stoi za drzwiami, to dziecko ćwiczy. Gorzej właśnie jak tego rodzica nie ma. Tu naprawdę jest tylko garstka dzieci, które chcą ćwiczyć, reszta totalnie leseruje. Gabryśkowi zapowiedziałam wówczas, że zostaję, żeby zobaczyć czy się stara i mu zależy czy też nie bardzo mu się chce (oczywiście starał się jak najlepiej ;-) ). Naprawdę nikt się nie boi, raczej wręcz przeciwnie. Jest chłopiec, który ma wyraźne ADHD i kompletnie dekoncentruje grupę i totalnie przeszkadza trenerowi. Przydałoby się, żeby mamusia została raz na treningu, ale ona woli się szybko zmyć. Poza tym ja mam w pamięci historię treningów jakiejś sztuki walki w Boguszowie i w życiu nie dałabym sobie wmówić jakiegokolwiek powodu zabraniania kontroli treningów.
Humbak - 2007-10-24, 21:54

Ewa napisał/a:
jeżeli rodzic któregoś dziecka stoi za drzwiami, to dziecko ćwiczy.
ja miałam na myśli rodzic na sali czy nie :) u nas można było być na sali tyle że trener tłumaczył dlaczego lepiej za drzwiami. ja chyba niedzisiejsza jestem bo o tym ze rodzica wcale może nie być nie pomyślałam
Tobayashi - 2007-10-24, 22:46

Obserwowanie treningu, na którym ćwiczy dziecko to raczej kontrola trenera, nie dziecka :mryellow:

A co do pilnowania dzieci - ponieważ mam za małe dziecko, żeby mieć wyrobione zdanie - czy nie uważacie, że plusem obecnych czasów jest to, że mnóstwo dzieci ma teraz komórki, więc jest z nimi kontakt, gdy biegają po podwórku czy wychodzą gdzieś dalej? W układzie pracodawca-pracownik bycie pod komórką nazywa się często "byciem na smyczy". W układzie rodzic-dziecko to bardziej asekuracja, moim zdaniem całkiem sensowna, o ile dziecko oczywiście podchodzi do tego poważnie i nie stosuje jakichś sztuczek, żeby uniknąć kontaktu z rodzicem.

alcia - 2007-10-25, 00:01

A'propos dzieci i komórek;
Słyszeliście o tym zajściu sprzed dwóch dni?
Coś się stało mamie (nie wiem dokładnie co, ale była nieprzytomna) i 3-letni malec wziął jej komórkę, zadzwonił na 112, powiedział co się stało i tak się dogadał z Panią policjantką (to też w dużej mierze jej zasługa), że udało jej się dojść do tego, gdzie mieszkają - i pomoc dotarła :)

Cytrynka - 2007-10-25, 06:07

Alciu, hxxp://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?kat=1342&wid=9322340&rfbawp=1193139053.192&ticaid=14b2b]tu
jest artykuł.
Mądre dziecko i mądra mama.
Ja uczę moje dzieci przechodzenia przez ulicę. Ostatnio się wystraszyłam. Mąż był z Julcią i Adasiem na placu zabaw. Ja z Domisiem spacerowałam po pobliskiej łące (w sumie rzut beretem od domu). Julci zachciało się siusiu, więc tata wysłał ją do mnie. Julcia mnie nie zauważyła i pobiegła do domu. Piotr krzyknął do mnie i pobiegł za Julcią, żeby otworzyć dom. Ponieważ wiało to zrozumiałam, że mąż mówi, że Julcia gdzieś pobiegła i mam pilnować Adasia. Bardzo się zdenerwowałam i poplakałam :oops: . Po niedługim czasie idzie z tatą Julcia i widząc moją strapioną minę mówi: nie martw się, wszystko będzie dobrze. Mąż powiedział, że Julcia pochwaliła się, że pamiętała, żeby spojrzeć w prawo i lewo czy samochód nie jedzie.
Ja jestem kwoką i dużo mnie kosztuje dawanie dzieciom wolności. Wychodzę z założenia, że nie tylko dzieci, rodzice też muszą dojrzeć do tego, by dzieciom dać wolność. I tak jak rok temu pierwszy raz dzieci spały w innym pokoju i przez jakiś czas w drzwiach zakładałam bramkę, coby nie poleciały na schody (bo schody to była ogromna atrakcja i niezbyt uważnie z nich schodziły), potem zdjęłam bramkę, Domiś dostał "doroślejsze" łóżko, to od niedawna pozwalam im samym bawić się na górze, co z uwagi na sejsmiczność terenu mnie nieco stresuje.
Myślę że jednak że jeszcze długo moja Julcia sama nie zostanie na podwórku (zostaje w naszym zamkniętym ogródku). Tłumaczę dzieciom jak powinny się zachowywać w różnych sytuacjach, widzę, że ta wiedza zostaje, choć nie zawsze bywa wykorzystana.

rosa - 2007-10-25, 08:46

Ewa napisał/a:
Jest chłopiec, który ma wyraźne ADHD i kompletnie dekoncentruje grupę i totalnie przeszkadza trenerowi. Przydałoby się, żeby mamusia została raz na treningu, ale ona woli się szybko zmyć.

też bym zmyła, godzina kiedy ktoś inny zajmie się moim dzieciakiem z ADHD jest błogosławieństwem

a komórki to dzieci już w zerówce mają :-)
nam na razie nie są potrzebne, a jak nie potrzebne to nie kupujemy

Humbak - 2007-10-25, 10:24

alcia napisał/a:
Coś się stało mamie (nie wiem dokładnie co, ale była nieprzytomna)
Alciu, miała cukrzycę i niedocukrzenie. Kobieta mówiła w wiadomościach że uczyła go co ma robić w takiej sytuacji. U nas też Natalia pod tym względem jest przeszkolona. Szczęście w nieszczęściu że u nas pierwszy taki atak niedocukrzenia Przemek miał gdy wszyscy byli w domu, Natalia miała okazję zobaczyć co się robi i jak się zachować, teraz już wie. Uroki chorób przewlekłych. :-/ Ale zawsze zadziwia mnie jak cudownie dojrzale potrafia sie zachowywac dzieci w takich okolicznościach :-)
pao - 2007-10-25, 11:08

Cytat:
Tu naprawdę jest tylko garstka dzieci, które chcą ćwiczyć, reszta totalnie leseruje.

żebyś ty widziała jak ja leserowałam trenując kung-fu... ale mimo tego nie wyobrażałam sobie nie iść na trening ;) uwielbiałam to :)

frjals - 2007-10-25, 11:47

Ewa napisał/a:
Jeżeli dziecko poniżej 7 lat było poza domem samo i coś mu się stało, to rodzic odpowie za to prawnie.

Też mam to w pamięci. W. jest dość mały, więc jak idzie w oddaleniu odemnie to widzę jak ludzie się oglądają za jego opiekunem.
Mam opory, żeby zostawić go na podwórku samego, zresztą czy to można nazwać podwórkiem? Kilka bloków dalej jest nowy placyk zabaw, od kiedy powstał jest na nim pełno dzieci, ale to mi się wydaje za daleko... Mieszkamy na 3 piętrze, okna wychodzą na tył, a W. nawet nie dosięgnie do domofonu w razie czego, ani nie otworzy drzwi.

Czasami miałabym ochotę wysłać go do kiosku, ale nie dosięga do lady i niechętnie odzywa do obcych (żeby nie napisać, że się boi... :roll: ), nic by z tego nie wyszło...
Gdybym mu kupiła komórkę to bym sie bała, że mu zabiorą :-?
U nas od przyszłego roku jest w planach kung-fu, nawet myślałam, że od tego, ale uznaliśmy, że jeszcze jest za mały, tzn nie umiał by zastosować sie do poleceń trenera.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group