wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Wśród jedzących inaczej - gdy mąż nie-wege chce by dziecko jadło mięso

gonia75 - 2008-01-29, 15:06
Temat postu: gdy mąż nie-wege chce by dziecko jadło mięso
Witajcie.Czy ktoś miał podobny problem?Mój mąż niestety nie wegetarianin (choć już mi to przestało przeszkadzać) chce by nasze dziecko jadło mięso!! Trudno mu odmówić prawa do decydowania o losie jego syna ale ja zawsze marzyłam że moje dziecię będzie wegetariańskie.Póki co ustaliliśmy że do roku mięsa nie dajemy (mały i tak ma problemy brzuszkowe) ale potem obawiam się że bedzie nalegał żeby coś z mięsa podać.Ze o dziadkach nie wspomnę-no ale z nimi to se poradzę.No i co zrobić pózniej gdy dziecko idzie do przedszkola i tam zetknie się z mięsem?Tu gdzie mieszkam brak przedszkoli wegetariańskich.
Alispo - 2008-01-29, 15:18

przejrzyj tematy o zwiazkach "mieszanych",tam to bylo poruszane,o przedszkolach tez jest sporo na forum:) powodzenia!
Kasia B. - 2008-01-29, 15:42

gonia u nas było tak, ze jeszcze przed ślubem była umowa, że dzieci będą wege.
Narazie mi się udaje nie dawac Filikowi mięsa, ale pewności nigdy nie mam, że będzie chciał spróbować, chociaż widzę że wcale go nie ciągnie. Jeśli Ty nie możesz przekonać męża co do tego, że dieta wege jest jak najbardziej odpowiednia dla dziecka to wybierzcie się do jakiegoś lekarza pediatry, który taką dietę popiera, może on go przekona że krzywda się dziecku nie dzieje ;-)

pao - 2008-01-29, 16:08

gonia, jak gabi była mała mieliśmy to samo. bartek całą ciążę prowadził krucjatę przeciw wege w ciąży... efekt taki że sam teraz nie je mięsa ;)

niemniej co do problemu:

powiedziałam tak:
ja gotuje, a mięsa gotować nie będę.
byle czego dziecku nie pozwolę dawać niezależnie od tego co to miało by być.

efekt taki, że zgodziłam sie w ramach kompromisu na podawanie ryb ale pod pewnymi warunkami: pewne źródło, świeże i przygotowane przez bartka. przyjął te warunki, bo w końcu nie mógł polemizować z tym, ze dziecko ma dostawać to co najlepsze.

jesli u was nie skończyło by sie na rybach to zażądaj by mięso pochodziło wyłącznie z upraw ekologicznych (drogie po cholerze ale bezpieczniejsze) i niech sam je przyrządza z myślą o dziecku. jeśli na co dzień jednak ty gotujesz, to skończy sie na bardzo okazyjnym jedzeniu mięsa.

niestety jeśli dziecko ma dwa wzorce żywieniowe a rodzice różnie patrzą na żywienie dziecka to potrzeba znaleźć kompromis.

Cela - 2008-01-29, 21:21

Gonia, nie jesteś na straconej pozycji, ponieważ wiążąc się z Tobą, Twój mąż zaakceptował (choćby podświadomie) Twoją "inność". Tak, jak i mąż pao - dlatego przy użyciu odpowiednich argumentów udało sie Jej Go przekonać. Z tego, co piszesz, wynika, że masz trochę czasu.
Ważne jest też to, czy jesteś osobą po prostu nie jedzącą mięsa, czy też prowadzącą zdowy tryb życia, a zatem i zdrową kuchnię. Jeśli to drugie, to będzie Ci łatwiej. Wprowadzaj męża w tajniki zdrowego odżywiania, odpowiedniego łaczenia pokarmów itd. ... a z czasem zrozumie, co w rzeczywistości jest szkodliwe.
Argument, że dokonujemy wyboru za dziecko nie jest właściwy, bo my je po prostu chronimy. Wyboru dokona ono samo, gdy już będzie tego świadome. Wtedy te lata zdrowego odżywiania nie będą dla niego przeszkodą.
To, że w Polsce poziom świadomości w tym względzie jest tak niski nie oznacza, że należy brać go sobie za wzór. Nasza córeczka urodziła się, gdy mieszkaliśmy w Niemczech. Tam nikogo to nie dziwiło. Nawet w szpitalu, już po porodzie, gdy zgłosiłam pielęgniarkom, że jestem wegetarianką, te (bez najmniejszych grymasów) pokazały mi na tablicy menu na cały tydzień, a w nim codziennie 3 potrawy do wyboru. Codziennie jedna z nich była wegetariańska (np. lasagne ze szpinakiem i warzywami). Byłam w szoku (nie tylko poporodowym :lol: )
Znajdź w sobie siłę, a wtedy i innym będzie łatwiej Ci ulec ;-) Zastanów się jakiego rodzaju argumenty przemawiają do Twojego męża - słowo pisane, mówione ...

tcioflove - 2010-11-30, 18:05

Jakiś czas temu mój chłopak wymyślił że jeśli bedziemy mieć córkę to może być wege ale syn ma jeść mięso żeby był silny. Ja jakoś nie widzę powiązania. A co najlepsze to chłopak tez nie potrafi podać powodu co takiego jest w mięsie że niby bedzie silnijszy.
moony - 2010-11-30, 18:14

To chyba jeszcze pozostałości po tradycyjnym wychowaniu, gdzie facet ma jeść dużo, tłusto i mięso ma być. Skądś to znam :roll: Niestety, z mojego doświadczenia wynika, że ciężko jest przestawić tory myślowe takiego delikwenta. Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem jest dokształcenie się w temacie i dawanie przykładu samą sobą (jestem wege, żyję i nawet mi z tym dobrze). U mnie zadziałało.
tcioflove - 2010-11-30, 18:19

Tylko ze wlasnie on wie ze to nie jest niezdrowe. Sam nawet wytrwal tydzien po tym jak pokazalam mu "earthlings". ppozniej jednak nie wytrzymal. mysle ze duzy wplyw miala tez rodzina. kiedys nawet przyznal mi sie ze mama powiedziala mu ze jeszcze sie rozchoruje. no i je do dzis...
Kaja - 2010-12-11, 23:15

pao dobrze radzi:)
Katioczka - 2010-12-11, 23:24

tcioflove, jak czytam o twoim chłopaku,
że tata mu obiad kazał zjeść albo mama nastraszyła, że się rozchoruje,
to ciśnie mi się na usta pytanie: GDZIE ON MA JAJA? (wybacz dosadność)
Poza tym wkurza mnie gadanie wszelkiej maści "ekspertów" nt. wege,
podczas gdy o diecie wege nie wiedzą NIC. Tak samo z tym gadaniem o żywieniu chłopca mięsem,
gdzie ci ludzie się wychowywali? W bunkrach????????
Ja bym takiemu chłopakowi powiedziała-dokształcisz się o diecie wege, wtedy pogadamy.
Nie widzę sensu polemiki z zupełnym abnegatem.
To jak rozmowa o Rubensie z malarzem pokojowym...

moony - 2010-12-12, 11:56

Katioczka napisał/a:
Nie widzę sensu polemiki z zupełnym abnegatem.
To jak rozmowa o Rubensie z malarzem pokojowym..

Love :D
Pozwolę sobie wykorzystać Twoje rady co do dokształcania się, katioczka. Na czas przy świętecznym stole będzie jak znalazł :->

Katioczka - 2010-12-12, 15:31

moony, proszszszsz... :)
mam nadzieję, że ci oszczędzą takich gadek w święta
;)

bronka - 2010-12-12, 21:11

tcioflove, przeraża mnie Twoja chęć wiązania się z człowiekiem bez własnego zdania. Pobierzecie się, a Jego rodzice powiedzą mu gdzie i ma żyć, co ma jeść, jak pomalować sypialnię i jak wychować dzieci. A Twoje zdanie będzie się liczyło, ale zaraz po mamusi. Współczuję :roll:
moony - 2010-12-13, 19:03

Katioczka napisał/a:
mam nadzieję, że ci oszczędzą takich gadek w święta

No nie wiem, wszyscy mięsożercy będą, jakże by mogli sobie odpuścić 8-) Mam nadzieję, że nie będą nic gadać, ale wolę przygotować sobie cięte riposty.

Jadzia - 2010-12-18, 15:03

Katioczka napisał/a:
moony, proszszszsz... :)
mam nadzieję, że ci oszczędzą takich gadek w święta
;)


mam nadzieję, że moony będzie miała spokojne Święta, bez takich gadek. Ale akurat moja rodzina właśnie w Święta uwielbia mnie nawracać. Już się boję :-?

moony - 2010-12-18, 15:38

Z mojego jeszcze małego doświadczenia wiem, że każdy spęd rodzinny, gdzie będzie mój szwagier i teść skończy się gadaniem. A skoro jestem w ciąży, to... Zamknę im usta wynikami :)
priya - 2010-12-18, 20:01

moony, usta to im zamknij czymś pysznym wegetariańskim ;-)
moony - 2010-12-18, 20:19

priya napisał/a:
usta to im zamknij czymś pysznym wegetariańskim

Racja :) Najpierw ich zatkam, a potem pokażę wyniki - spadną z krzesła.
A tak serio to mam nadzieję, że za tydzień będę mogła Wam napisać, że niepotrzebnie się tak obawiałam...

Alispo - 2010-12-19, 12:11

moony-trzymam kciuki.I w ogole wszystkim zycze braku gadaniny :-) Kurcze,ja mam naprawde szczescie do rodziny,powinnam ich bardziej doceniac :roll:
A.wlasnie przechodzi na weganizm i tez mamy wyzwanie na swieta,zeby uniknac gadaniny,chyba po prostu zrobimy sporo jedzenia w wersji vegan,zeby mial co zawiezc i czym zamknac usta ;-)

MartaJS - 2010-12-19, 12:25

moony napisał/a:
Z mojego jeszcze małego doświadczenia wiem, że każdy spęd rodzinny, gdzie będzie mój szwagier i teść skończy się gadaniem. A skoro jestem w ciąży, to... Zamknę im usta wynikami :)


Ja przez całą ciążę zbywałam wszelkie głupie gadki tekstem, że mój lekarz nie tylko zezwala, ale popiera. Opowiadałam o nowych badaniach, o jakości mięsa w dzisiejszych czasach i że może poważnie zaszkodzić dziecku. Oraz o koleżance, która była w ciąży i której lekarka zaleciła przejście na dietę wegetariańską. To ostatnie to zresztą autentyk.

moony - 2010-12-19, 12:29

Tak jak pisałam w innym wątku moja ginekolog jest "w zasadzie" (jak to ujęła) wegetarianką. Więc też mam kolejny argument :)
jaskrawa - 2011-09-03, 14:01
Temat postu: "gdy będzie duża to sama zdecyduje" - jak zbić ten
czytam sobie Wasze urocze forum od dłuższego czasu, bo znajduję tu jakąś otuchę, a teraz sama jestem w kłopocie i postanowiłam napisać.
od początku: trzy i pół miesiąca temu urodziłam dziecia (ciąża - niespodziewajka) i pojawił się problem żywienia. gdy się poznaliśmy kilka lat temu, ja byłam weganką, a tatuś dzidzi deklarował, że mięsa je bardzo niewiele. potem w praniu okazało się, że w sumie rzeczywiście specjalnie mięsny nie jest. nie lubi tradycyjnych obiadków, schabowych itd., aczkolwiek do kanapek często kupuje sobie wędlinkę, a jak go rodzina poczęstuje mięsem to też oczywiście je. nie ma nic przeciwko mojej diecie - teraz już "tylko" wegetariańskiej, zbyt trudno mi było utrzymać weganizm (wytrzymałam półtora roku) w burzy wizyt u rodziny, znajomych, wyjść na pizzę itd.. poza tym nie mam przyjaciół wegan, jedynie takie niby-wegetarianki, które jednak okazyjnie mięso jedzą, chociaż generalnie go nie lubią. zatem zero wsparcia :( (.
tak czy owak do tej pory było spoko. często żarliśmy różne kotlety sojowe, z kaszy, tofu itd., bo chłop to wszystko lubi. jak chciał sobie zjeść kurczaka, to sobie sam pichcił.
no ale teraz jest dziecko. na razie młoda jest oczywiście karmiona tylko moim mlekiem, ja przeszłam na prawie weganizm (czasem się skuszę na loda czy plasterek sera), bo strasznie ulewa gdy się najem nabiału. jednak za dwa i pół miesiąca zacznie się wprowadzanie stałych pokarmów, a potem "zupki" i te wszystkie nieszczęsne mięska - indyczek z pary itd.
ja NIE CHCĘ tego dawać dziecku, ale mój facet uważa, że powinnam, bo:
1. jak będzie duża, to sama zdecyduje, czy chce być wege, do tego czasu powinna jeść "normalnie" (czyli wiadomo... mleko-sreko, kurczaczek i inne padłe zwierza)
2. on też ma coś do powiedzenia (łel, tego nie kwestionuję)
3. łatwiej jej będzie potem w przedszkolu, poza tym będzie problem jak się pojedzie do babci (jesteśmy bardzo rodzinni i nie wyobrażam sobie izolowania dziecka od babć) czy innych takich

proszę o rady, co byście takiemu powiedzieli?
dodam jeszcze, że to "trudny" człowiek, bo ciężko się z nim pokłócić i podyskutować po ludzku. bardzo spokojny, introwertyczny trochę, pokojowo nastawiony do świata, w pozostałych kwestiach bardzo mądry facet i z reguły się z nim zgadzam, bo prawie zawsze ma rację. nie zna się na żywieniu, ale ja niestety też nie. tak naprawdę kilka lat temu miałam fazę na weganizm i niby-zdrowe żywienie, ale w sumie to i tak jadłam dość śmieciowo (głównie sojowe półprodukty i takie tam). z tym, że teraz jest córeczka i chciałabym wiele zmienić, dla niej i dla siebie.

Lily - 2011-09-03, 14:10

jaskrawa napisał/a:
ale mój facet uważa, że powinnam
Ty powinnaś? No to może niech on się tym zajmie po prostu. Tylko upieraj się, żeby mięso było eko, a nie ze sklepu czy słoika. Coś mi się zdaje, że nie pójdzie na taki układ :>
jaskrawa napisał/a:
jak będzie duża, to sama zdecyduje, czy chce być wege, do tego czasu powinna jeść "normalnie"
Tak czy siak Ty (Wy) decydujesz - z mięsem czy bez. Każda decyzja jest "narzuceniem" czegoś dziecku.
Agnieszka - 2011-09-03, 14:29

Nie wiem z jakiego miasta jesteście w niektórych są przedszkola wege, dietowe placówki. Fajnie jeśli decyzja dotycząca żywienia dziecka wspólna ale zgodze się z Lily, że warto dawac eko produkty nawet jeśli zostaniecie przy mięsnej diecie. Babcie... to Wasza pociecha i Wy powinniście ustalac zasady.
Może warto się się z nami zintegrowac np. na spotkaniach i zobaczenie dzieci wege/vegan przez męża: żartych, pełnych energii i wymiana doświadczeń o dziadkach, przedszkolach, radzeniem sobie w różnych sytuacjach będzie pomocna.

ag - 2011-09-03, 14:34

jaskrawa napisał/a:
proszę o rady, co byście takiemu powiedzieli?

lekko nie jest, my w domu nadal toczymy dyskusje - obecny kompromis jest taki, że Łukasz w domu nie je mięsa ale w przedszkolu i u dziadków - tak. Krowiego mleka nie dostaje ale jogurty naturalne tak. Sery żółte sporadycznie. Dodam, że to mój mąż widziałby Łukasza jako weganina.

Spróbuj negocjować spokojnie - zaproponuj np. że jeśli Ty gotujesz to bez mięsa (bo nie warto robić czegoś wbrew sobie), a jeśli mąż chce "normalnie" to niech sam dziecku zupkę ugotuje. no chyba, że w ogóle nie dopuszczasz takiej opcji, ze dziecko je mięso - to wtedy trzeba się mocno merytorycznie przygotować. Na facetów działają argumenty logiczne, fakty, badania. Wybierz się z nim do lekarza przychylnego wege - np. dr Klemarczyk z poradni gastroenterologicznej w w-wie, ktory mu wytlumaczy ze diecko może się zdrowo odżywiać na diecie wege. pani Desmond też robiła badania dzieci wegańskich, są na pewno międzynarodowe badania.

gosia_w - 2011-09-03, 14:37

U nas też jest taki kompromis - mięso w przedszkolu i u dziadków tak, w domu - nie. Nabiału dziecko nie je z własnego wyboru (chyba że w cieście, wtedy tak - ale ja piekę wegańskie).
majaja - 2011-09-03, 17:17

jaskrawa napisał/a:
1. jak będzie duża, to sama zdecyduje, czy chce być wege, do tego czasu powinna jeść "normalnie" (czyli wiadomo... mleko-sreko, kurczaczek i inne padłe zwierza)
Ja miałąm łatwiej bo ja gotuję, praktycznie wyłącznie ja, więc ustaliliśmy, że skoro tak, to dziecko je normalnie czyli wege, a jak będzie dość duże to samo zdecyduje czy chce jeść padlinę. W końcu nie będę przecież kilku obiadów codziennie robić.To wszystko jest na moją odpowiedzilaność znaczy ja pilnuję by Młody miał wszystko co potrzebuje w diecie, jak dotąd rozwija się w górnych granicach normy, więc mąż też stał się wege. Na kompromis poszłąm gdy pozwoliłam by po odstawieniu od cyca Młody dostawał mleko w proszku, ale już żadnych kaszek typu Nestle.
A co do dziadków, ja nie widzę tematu do dyskusji, dziadkowie nie są od ustalania zasad, ale tego trzeba się trzymać od początku. Przedszkolem będziesz sie martwić jak będzie szło do przedszkola, nie wiem gdzie mieszkać, ale ja już w żłobku nie miałam problemu z dietą, anjpierw nosiłam ściagniete z cyca mleko, a potem ugotowane przeze mnie dodatki do obiadu.

jaskrawa - 2011-09-04, 16:01
Temat postu: re
dzięki za cenne rady.
co do babć to kłopot nie polega na tym, że będą się wtrącać (z tym sobie już teraz radzę i jeśli mi któraś zaczyna truć np. coś w stylu "ubierz ją cieplej (przy upale 30 stopni...) albo "chyba powinnaś ją zacząć dokarmiać butelką, bo pewnie jest głodna", to konsekwentnie i grzecznie tłumaczę, dlaczego mam w dupie ich rady), ale raczej na tym, że "technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
z przedszkolem nie powinno być problemu, bo mieszkamy w stolycy, pytanie tylko czy będzie to przedszkole gdzieś nie na drugim końcu miasta. jeszcze nie wiem, gdzie będziemy mieszkać za te 2-3 lata, więc teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. ale jeśli przedszkole wege będzie dalej niż zwykłe, to już będzie "i trzeba by jednak ją uczyć jeść mięso".
argument pt. "sam gotuj" nie przejdzie, bo on jest taki, że rzeczywiście sam pojedzie do eko sklepu, kupi i ugotuje :D
no nic, mam jeszcze trochę czasu, może uda mi się go jakoś przekabacić :D
dzięki.

[ Dodano: 2011-09-04, 17:01 ]
dzięki za cenne rady.
co do babć to kłopot nie polega na tym, że będą się wtrącać (z tym sobie już teraz radzę i jeśli mi któraś zaczyna truć np. coś w stylu "ubierz ją cieplej (przy upale 30 stopni...) albo "chyba powinnaś ją zacząć dokarmiać butelką, bo pewnie jest głodna", to konsekwentnie i grzecznie tłumaczę, dlaczego mam w dupie ich rady), ale raczej na tym, że "technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
z przedszkolem nie powinno być problemu, bo mieszkamy w stolycy, pytanie tylko czy będzie to przedszkole gdzieś nie na drugim końcu miasta. jeszcze nie wiem, gdzie będziemy mieszkać za te 2-3 lata, więc teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. ale jeśli przedszkole wege będzie dalej niż zwykłe, to już będzie "i trzeba by jednak ją uczyć jeść mięso".
argument pt. "sam gotuj" nie przejdzie, bo on jest taki, że rzeczywiście sam pojedzie do eko sklepu, kupi i ugotuje :D
no nic, mam jeszcze trochę czasu, może uda mi się go jakoś przekabacić :D
dzięki.

Agnieszka - 2011-09-04, 16:42

Zanim młoda pójdzie do przedszkola (wnioskuję, że żłobek nie jest planowany) to jeszcze trochę czasu minie. Z własnych doświadczeń wiem, że szukając mieszkania warto brac pod uwagę ilośc przedszkoli, przychodni, szkoły, komunikację itp (tez jestem z Wawy i z pewnością wybierając kolejne mieszkanie bym uwzględniła powyższe i swoją córkę woziłam do innych dzielnic).
Nie wiem co Ci odpowiedziec, że przyniesienie jedzenia do babci będzie fanberią, że babcia nie będzie wiedziała co podac (polska kuchnia też posiada wiele potraw bez udziału mięsa).... Wiele z nas miała mniejsze lub większe problemy z najbliższą rodziną związane z dietą (no przynajmniej musieli przywyknąc, oswoic się). A jak się okaże że dziecko jest alergikiem, ma jakąś nietolerancję (czego nie życzę), to pozwolisz na podawanie dziecku alergizujących produktów?
Nie odbieraj mojego postu jako ataku. Wychodzę z założenia, że każdy wybiera sam a rodzic przynajmniej do pewnego etapu kieruje dzieckiem a tyczy to sposobu życia, diety, wyznania..... Mieszanych związków i różnych kompromisów związanych ze sposobem żywienia m.in dzieci wśród naszych forumowiczów jest wiele, osób jedzących i wychowujących dzieci wegetariańsko czy wegańsko także.

arahja - 2011-09-04, 17:56

Chyba dla dwóch wegów łatwo coś przygotować, gdy się już jednemu coś robi? ;)
neina - 2011-09-05, 10:52

Co do babci, to myślę, że ugotowanie bezmięsnego posiłku zależy tylko od jej dobrej woli. Ostatnio Frankiem przez dwa miesiące opiekowała się bardzo "mięsna" babcia i nie było to dla niej problemem. Codziennie gotowała coś innego: zupy, pierogi, naleśniki, makaron/kaszę/ryż z warzywami, krokiety, pizzę itp.
A co do męża, to może podsuwaj mu informacje o szkodliwości mięsa, szczególnie takiego z przemysłowych hodowli, a z takim mamy do czynienia w sklepach, o tym, jak hodowla zanieczyszcza środowisko, w którym przyjdzie żyć waszemu dziecko, o tym, że udowodniono, że dzieci na diecie wegetariańskiej/wegańskiej rozwijają się tak samo jak dzieci na tradycyjnej diecie (CZD), a niektóre nawet lepiej ;-) Może zachęć męża do poczytania wegedzieciaka i obejrzenia zdjęć z listy wegedzieciaków ;-)
Powodzenia :-)

Pipii - 2011-09-05, 13:33

neina napisał/a:
że udowodniono, że dzieci na diecie wegetariańskiej/wegańskiej rozwijają się tak samo jak dzieci na tradycyjnej diecie (CZD), a niektóre nawet lepiej ;-)

większość zdecydowanie lepiej, gdy oczywiście ich Mamusie i Tatusiowie dbają o różnorodność serwowanych dań :-)

jaskrawa - 2011-09-05, 17:07

Agnieszko, nie odbieram tego jako atak, zgadzam się w stu procentach. Generalnie z babciami, tak jak napisałam, radzę sobie. Problemem jest raczej to, że niejedzenie mięsa zawsze jest postrzegane jako "problem", a jedzenie go już nie; babcia będzie musiała "bardziej" pokombinować. Ja, jadąc do niej na obiad, po prostu zjadam pyry i surówkę, bez kotleta. A te niedzielne obiadki tak właśnie wyglądają. No i tak trochę gupio niby. To samo z przedszkolem. Chodzi o to, że jeśli "bez mięsa" to będzie trzeba pokombinować ze tym czy owym, a gdy "z mięsem" to trzymamy się "normy" i nie ma kłopotu. To go zniechęca. Bo mnie nie. Będę negocjować :)
Agnieszka - 2011-09-05, 18:02

Z moich doświadczeń wynika, że menu przedszkolne bywa zaskakujące (były tematy na forum o tym i chyba jakiś temat o możliwości zgłaszania do Sanepidu - państwowe podlegają).
Dietetyk w przedszkolach czasem w dietowych i prywatnych bywa, pozostałe placówki nie mają raczej.
Zjedzenie obiadu raz na jakiś czas złożonego z ziemniaków i surówki zapewne nie będzie szkodliwe a podanie do tego kalafiora, fasolki szparagowej, jajka sadzonego (jeśli jadacie) itp raczej nie jest mocno kłopotliwe.
Jeśli myślisz inaczej niż mąż negocjuj, jak proponowały dziewczyny poszukaj informacji i pokazuj, rozmawiaj. Powodzenia.

excelencja - 2011-09-05, 19:56

jaskrawa napisał/a:
No i tak trochę gupio niby.


no to nie jest najlepszy powód żeby porzucać ideologię... przynajmniej moim zdaniem :)

jaskrawa napisał/a:
Problemem jest raczej to, że niejedzenie mięsa zawsze jest postrzegane jako "problem"

i naprawdę Mu/Wam to tak przeszkadza, że Twoje poglądy będą raz na 3 tygodnie postrzegane jako problem? eee

A przedszkola - moje dziecię zalicza drugie przedszkole- w żadnym weganizm nie był problemem i nikt nawet krzywo nie patrzy- tyle, że swoje żarcie noszę .

rosa - 2011-09-05, 20:24

jaskrawa, na prawdę babcia którą widzisz raz na 2-3 tyg uważa za problem ugoszczenie cię czymś bezmięsnym - chociażby wspomnianym przez Agę kalafiorem lub jajem? to przykre, ale
dla dziecka zaberasz ugotowaną w domu zupę, a na drugie zjadacie ziemniaki i jest git :mryellow:
mój sredni chodził do zwykłego przedszkola w małym mieście i to już dosyć dawno temu, nie uczyłam go jeść mięsa, więc nie jadł :mrgreen: żyje do dzisiaj
tezy twojego męża są łatwe do obalenia :-)
ale jestem jak najbardziej zdania, że obydwoje rodzice decydują o sposobie żywienia dziecka, kompromisy są konieczne w takim przypadku, przemyśl co dla ciebie jest najważniejsze a z czego jesteś w stanie zrezygnować i negocjujcie
powodzenia :-)

majaja - 2011-09-05, 21:27

jaskrawa napisał/a:
"technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
Szczerze mówiąc nie rozumiem tego podejścia, rozumiem, że nie chodzi o zostawianie dziecka na wakacje u babci tylko wizyty raz w miesiącu? I to taki straszny problem? Mój dzieć od niemowlaka własciwie spędza część wakacji i babcia sobie radzi, kurna ja bym nie jeździła tak często do kogoś dla kogo jestem takim wielkim problemem. :mrgreen:
Agnieszka - 2011-09-05, 22:35

Sądzę, że u męża jaskrawa chodzi o pewną wygodę, łatwośc (nie wiem jak to zgrabniej nazwac). Pobliskie przedszkole (nie zawsze to takie proste w państwoych placówkach - przynajmniej ostatnimi latami), brak problemów przy rodzinnym stole. Dzieci rosną więc dochodzą pobyty u znajomych dzieci, wycieczki klasowe, kolonie/obozy, zielone szkoły, zapewne wyjazdy wakacyjne itd. Większośc tak je a dziecko jak będzie chciało wyboru dokona samo kiedyś. Można i tak. Jak to się nazywa konfiktorodna sprzecznośc oddziaływań wychowawczych - jakoś tak. Debatowac możemy ale to rodzice powinni razem podjąc decyzję, szanując własne poglądy i przekonania. Wspólne ustalenia z pewnością są lepszą alternatywą niż rodzinna wojna podjazdowa czy konflikty. Jak widac da radę chowac wege/vegan dzieci, dobrze jeśli decyzje będą zbieżne i mam nadzieję, że uda się wypracowac wspólny, jednolity wariant.
Lily - 2011-09-05, 22:38

jaskrawa, ale trzeba też wziąć pod uwagę to, że dzieci bywają okropnie wybredne i nawet jeśli teoretycznie Twoje dziecko będzie jadło "wszystko", to się może okazać, że 90% menu babciowego czy jakiegokolwiek innego będzie odrzucane ;) A więc tak czy siak mogą być "kłopoty" - choć w sumie nie wiem, po co ludzie robią problem z takich drobiazgów jak to, że jeden nie je kurczaka, a drugi arbuza (ja np. nie jadam cebuli).
jaskrawa - 2011-09-06, 11:29

Agnieszko, trafiłaś w sedno. Oczywiście to nie jest największy problem, że raz na 3 tygodnie dziecko nie zje (czy zje) u babci kotleta, ale o SUMĘ tych wszystkich problemów, o to, że będą one się pojawiały co chwila - w szkole, u cioci józi, u kolegi na kinderbalu, etcetera, etcetera. Ja sama widzę, jak to w tej chwili wygląda ze mną. Idziemy w jakieś nowe miejsce, a tam do jedzenia - sałatka z tuńczykiem, sałatka z kurczakiem, paszteciki, a wieczorkiem grill. A ja jem tylko surówkę, albo przynoszę pojemnik z jedzeniem. Nie czuję się z tym źle, absolutnie nie. Przywykłam przez lata. Problem w tym, że dziecko to trochę inna historia, bo przecież dzieci zawsze chcą raczej być takie, jak rówieśnicy, a nie INNE. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko można tak wychować, by miało duże poczucie własnej wartości, odwagę do wypowiadania własnego zdania, odwagę by się bronić, by umieć odpowiedzieć innym dzieciom dlaczego nie zjada takiego samego obiadu, jak reszta i nie czuć się z tego powodu źle, ba, nawet uczynić z tej swojej inności atut, coś, co sprawi, że inne dzieci też będą tak chciały :D :D:D:D
Jednak mój niemąż nie podziela mojego zdania. Uważa, że dziecku trzeba takich "problemów" oszczędzić. Bo doskonale wiecie, że to nie jest kwestia jednej babci (skądinąd bardzo fajnej, ale po ludzku i po polsku - i jak najbardziej życzliwie - martwiącej się o bliskich, że nie jedząc mięsa napytają sobie biedy), ale całego bezmięsnego dzieciństwa i mnóstwa sytuacji z wegetarianizmem związanych.

To samo z przedszkolem. Niestety nie mamy tyle forsy, by szukać mieszkania w takiej dzielnicy, jaka nam odpowiada, raczej będziemy kierować się ceną i odległością do pracy. Przykładowo - jeśli mam dowozić dziecko do wegeprzedszkola i ma mi to zająć pół godziny więcej - to jest dziennie godzina - godzina, która w dzisiejszych zagonionych czasach mogłaby być spędzona z dzieckiem w parku, na placu zabaw czy w domku z fajną książeczką. Oczywiście nie musi tak być, ale... Trudno, żeby przedszkole miało być kluczowym argumentem w wyborze mieszkania, w którym prawdopodobnie spędzimy resztę naszego żywota (a dziecko pochodzi do tego przedszkola pewnie ze 2 lata). Prawdopodobne jest zatem, że jednak dziecko pójdzie do zwykłego przedszkola, zatem "problem" opisany powyżej pewnie się pojawi. Piszę "problem" w cudzysłowie, bo dla mnie jednak to jest do przeskoczenia, a dla niego to po prostu niepotrzebne gromadzenie trudności.

majaja - 2011-09-06, 13:09

jaskrawa napisał/a:
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko można tak wychować, by miało duże poczucie własnej wartości, odwagę do wypowiadania własnego zdania, odwagę by się bronić, by umieć odpowiedzieć innym dzieciom dlaczego nie zjada takiego samego obiadu, jak reszta i nie czuć się z tego powodu źle, ba, nawet uczynić z tej swojej inności atut, coś, co sprawi, że inne dzieci też będą tak chciały :D :D:D
Jednak mój niemąż nie podziela mojego zdania
Ok, rozumiem Jaskrawa, w każdym razie ciebie, twojego męża dalej nie :) . Jak dla mnie to dzieci trzeba, powinno się wychowywać tak by miały poczucie własnej wartości i umiały mówić nie, i jakoś zawsze uznawałam takie dążenie za oczywiste, ale widocznie wydawało mi się. :)
jaskrawa - 2011-09-06, 14:25

majaja, hehe, trochę skrótowo to ujęłam - to nie jest tak, że on nie chce wychować dziecka w poczuciu własnej wartości (generalnie zapowiada się na rewelacyjnego tatę :D , już teraz to widzę). jednak akurat w tej kwestii wolałby, aby jego dziecko było takie jak inne. chodzi mu o to, że skoro mamy w tej chwili wybór to po co sobie dodatkowych kłopotów dorzucać.
Agnieszka - 2011-09-06, 15:48

jaskrawa: my jakoś przedszkolnie, szkolnie, podwórkowo... poradziłyśmy, rodzina przywykła bo staż mam długi a na imprezy rodzinne ja wiele szykuję (ciotki robią pasztety strączkowe, placki warzywne i pytają o różne przepisy a jak wyjeżdżam z tatą żywię pozostałych zatwardziałych mięsnych po swojemu np. dodatkowo 2 stryjów i nie marudzą). Oczywiście niektórzy musieli przywyknąc do naszej "odmienności" ale było miło mi, że gdy planowałam przeprowadzkę szkolni rodzice namawiali do zostania, nauczyciele brali przepisy na potrawy, rodzice podwórkowych dzieci jak poczęstuję naszym jedzeniem ich pociechy sprzeciwów nie zgłaszają i pytają jak robiłam a moja córka, jak gości lub bywa na urodzinach ma co zjeśc). Moja córka ma lat 10. Z wycieczkami klasowymi dałyśmy radę, zielona szkoła przed nami, kolonie/obóz poszukam wariantu wg naszego sposobu jedzenia. Z teściową nie utrzymuję kontaktów ale gdy był przygotowanie posiłków nie stanowiło problemu, jak dawałam domowe jako afront nie odbierane. Dziec nocuje czasem u przedszkolnej koleżanki, bywa że moja przyjaciółka (tradycyjnie jadają) porywa na pół dnia i też nie ma problemu. Była i opiekunka - nie chodzi o wariant płacę i wymagam, poznała co to soczewica, gołąbki nie muszą byc mięsne itd. Najgorzej w szpitalu ale też dałyśmy radę.
Alispo - 2011-09-06, 17:11

jaskrawa-juz chyba ktos to pisal,moze warto by mąż poznal inne podobne rodziny,ktore mimo roznic wychowuja dzieci vege i nie jest to problem ktory przerasta,moze tędy droga :-)
rosa - 2011-09-06, 17:14

jaskrawa, wpadnijcie na spotkanie wegedzieciakowe kiedyś, Alis mądrze prawi :-)
jaskrawa - 2011-09-06, 19:35

zbieram te wszystkie argumenty, zbieram :)
co do spotkania, to dziękuję, kiedyś bardzo chętnie, może jak nam już dzieć trochę podrośnie :)

któraś z Was napisała słusznie, że do chłopa to mogą konkretne argumenty trafić - że ze względów zdrowotnych wege-dieta jest nawet lepsza niż tradycyjna.

Agnieszka - 2011-09-06, 19:58

Zaglądaj w dział "Spotkania" może jakiś termin i miejsce będzie pasowało.
rosa - 2011-09-06, 20:16

jaskrawa, no co ty, z takim maluchem to spotkania najprostsze, możesz gadać do woli, bachor nie ucieka, więc nie latasz po całym placyku, ani nie bujasz pół godziny na huśtawce podczas gdy inni oddaja się miłej konwersacji. jedzenie też zawsze pod reką, nie trzeba całej siaty prowiantu targać, luz dziewczyno, korzystaj, mówię ci prawde :-)

[ Dodano: 2011-09-06, 21:18 ]
że nie wspomnę o starszych wiecznie znudzonych i naburmuszonych które nie będą siadziały i słuchały wiecznie o tym samym, nuda i kiedy pojedziemy do domu, może już byśmy pojechali i czy ty musisz tyle gadać ;-)

majaja - 2011-09-06, 21:21

jaskrawa napisał/a:
majaja, hehe, trochę skrótowo to ujęłam - to nie jest tak, że on nie chce wychować dziecka w poczuciu własnej wartości
nie, no ok, naprawde rozumiem, po prostu jakos nigdy nie widziałam w tym problemu. Zawsze bałam sie czegoś odwrotnego, że jak ustąpię w jednym miejscu to będe musiała ustępować i ustepować, bo skoro raz to co ci szkodzi i ani sie obejrzę jak będę listę obecności na mszy podpisywać, bo dzieć do kumunii idzie, brrrr ;)
a poza tym słuchaj ciotki Rosy, doświdczenie ma, wie co gada ;)

jaskrawa - 2011-09-07, 08:39

majaja, rację masz z tym ustępowaniem. a jeśli chodzi o komunię pierwszą i inne chrzty, to NA SZCZĘŚCIE tu niemąż stoi po tej samej stronie barykady.

co do spotkania - będę obserwować terminy. z tym, że pewnie sama musiałabym się wybrać (aj min - tylko z dzieckiem), bo z nim będzie ciężko. od razu dopatrzy się mojej próby zindoktrynowania go i zadziała to jeszcze gorzej :D
no chyba, że wtedy, gdy już go przekonam (nie wątpię, że mi się uda) :)

[ Dodano: 2012-02-10, 00:25 ]
tak tylko chciałam się pochwalić, jak się moja historia dalej toczy.
póki co - wychodzi na moje. jakiś czas temu napisałam mu maila - czasem tak mi łatwiej się komunikować - długi elaborat o tym, jak bardzo mi zależy, by dziecko było wege. list szczery i prosto z serca. napisałam, że trudno o zdrowe mięso bez dodatków, że dziecko jak najbardziej można bez mięsa wychować, że wegetarianizm to dla mnie nie tylko jedzenie, ale życiowa filozofia, tym samym nie mogę wychowywać dziecka na diecie mięsnej, bo to będzie niezgodne z zasadami jakimi się w życiu kieruję. bo na przykład - jak mogę uczyć ją, by nie ciągnęła kotka za ogon, skoro potem daję jej zabitą krowę do zjedzenia? dodałam jeszcze, że gdy mała skończy roczek i na dobre rozszerzymy jej dietę, możemy iść do lekarza po skierowanie na morfologię, żeby miał pewność, że nie ma anemii itd.
na mail doczekałam się tylko "ok", wypowiedzianego w taki sposób, że nie jestem pewna, czy dotyczyło ono tego maila :D :D tak czy owak mała jest na razie głównie na moim mleku, kaszach, warzywach i owocach. niemąż nie nalega na mięso, a ja w ogóle nie poruszam tego tematu, karmię ją po swojemu, a on się w ogóle nie wtrąca w żywienie. ma swoje domeny, w których świetnie sobie radzi - to on wybiera córeczce ciuszki, kąpie ją, mają wspaniały kontakt ze sobą.

Asioka - 2012-03-16, 21:58

Podczytuje forum od pewnego czasu (fantastyczna skarbnica przepisów!), a teraz temat skłonił mnie do odezwania się.

Myślę, ze nie taki diabeł straszny, jak go malują i nieraz wyolbrzymiamy w swojej wyobraźni problemy, jakie może mieć nasze dziecko w związku z taką czy inną "innością". Moje dzieci, 9 i 11 lat, nie dość że są wegetarianami, to jeszcze ateistami. Wyprowadziliśmy się na wieś i spodziewałam się kłopotów, braku tolerancji, jakiś niemiłych zachowań ze strony rówieśników.
Mile się rozczarowałam. :) Jak na razie wegetarianizm moich dzieci spotykał się zawsze z brakiem zainteresowania bądź życzliwym zainteresowaniem ze strony innych dzieci. Z przedszkolankami, nauczycielami (wycieczki!) tez nigdy nie było problemu. Szczerze mówiąc jedynie niefajne zachowania otoczenia miały miejsce wśród najbliższej rodziny - krytyka takiego sposobu żywienia dzieci, próby przekabacania. Nigdzie indziej wegetarianizm nie był problemem. Rodzina bliższa i dalsza też już się przyzwyczaiła (mieli na to 20 lat ;>) i w ogóle nie ma tematu, pomimo, że na początku było bardzo ciężko. Dodam, że mój syn pomimo, że w życiu nie jadł mięsa jest zdrowy, wyjątkowo silny i wyrośnięty. :) )
I to jest chyba to - rodzina nie dawała mi spokoju, kiedy przeszłam na wegetarianizm, ale po tylu latach czego się można czepiać? Żyję, mam zdrowe dzieci, które niemal nie chorują. Gołym okiem widać, że nam wege służy. :D Ale nie byłoby widać, gdybym dla świętego spokoju ustępowała wciąż otoczeniu. Warto przeczekać nawet rok-dwa marudzenia rodziny przy wegediecie dzieci, bo po tym okresie nasze racje staną się oczywiste. :)

I drugi temat, trochę obok, ale podobny - religia. Moje dzieci nie są ochrzczone, nie chodzą na lekcje religii. Przez te wszystkie lata tylko raz się zdarzyło, ze jakiś chłopak coś tam dogadał mojej córci w tym temacie, zaczął się naśmiewać. Usłyszała to jakaś przypadkowa kobitka i zaraz go pogoniła za takie zachowanie.

Nie wydaje mi się, żebyśmy żyjąc po swojemu skazywali automatycznie nasze dzieci na nie wiadomo jakie nieprzyjemności i kłopoty związane z "innością". Moim zdaniem nie ma sensu wychowywać dzieci wbrew własnym przekonaniom, żeby były "takie jak wszyscy" i miały "łatwiej". Nauczyłam się też nie ustępować rodzinie w ważnych dla mnie kwestiach - jeśli ustąpię, wymuszają tym bardziej kolejne ustępstwa...

jaskrawa - 2012-03-19, 15:24

Asioka, dzięki za ten pozytywy post :) napawa optymizmem. ja też nie chcę chrzcić dziecka i również planujemy przeprowadzkę poza miasto. i zastanawiam się nad tym mocno - jak to będzie? czy nie chrzcząc nie narażamy się na jakieś nieprzyjemności ze strony rówieśników, ich rodziców itd.. gdybyśmy mieli mieszkać w Warszawie, sprawa byłaby prostsza, jestem pewna, że moja córka nie byłaby jedyną "poganką" ;) w klasie. no ale planujemy się wynieść do mniejszego miasta w pobliżu stolicy i trochę obaw mam.
ale i tak chrzcić nie zamierzałam.
muszę pokazać Twój post post mojemu facetowi, tak w temacie wegetarianizmu. na szczęście co do chrztu jesteśmy raczej jednomyślni.

Gudi - 2012-03-19, 18:36

Asioka, swój post przeklej do działu powitań, bo wypada:P My też nie mamy zamiaru chrzcić i zasilać szeregi i tak później niewierzących. Mam problem z mamą i siostrą - bo one silnie wierzące - nie fanatyczki, po prostu wierzące... Ale mam nadzieję, że się nie ugnę. Ale OT się robi :)
kahunka - 2012-03-19, 21:47

Asioka, moje dzieci: córka lat 10 i synek 7 miesięcy. Nie ochrzczone, bez szczepeiń, wege i również się dobrze mają!
Pozdrawiam i Witam :-D
Gudi ma racje.

adriane - 2012-03-19, 22:40

jaskrawa napisał/a:
no ale planujemy się wynieść do mniejszego miasta w pobliżu stolicy i trochę obaw mam.


My mieszkaliśmy w takim właśnie mniejszym mieście, konkretnie w Otwocku pod Warszawą przez 16 lat i w zasadzie nigdy nie mieliśmy jakichś nieprzyjemności z powodu niejedzenia mięsa, niechrzeczenia itp. Więc bądź dobrej myśli :)

jaskrawa - 2012-03-20, 09:28

adriane, super :) my planujemy przenieść się do Grodziska Maz., ale to jeszcze nic pewnego i ewentualnie Otwock i okolice też wchodzą w grę :)
adriane - 2012-03-20, 11:24

Otwock polecam ze względu na lasy sosnowe.
Tu w Irlandii nie mamy prawie nic lasopodobnego i brakuje mi tego, o!

Asioka - 2012-03-20, 11:58

jaskrawa, moje dzieci są jedynymi poganami w szkole i nie ma problemu. :lol:
jaskrawa - 2012-05-03, 11:18

ostatnio rozmawiałam z koleżanką, której dzieci też niechrzczone. podobno ich koledzy z klasy (wczesna podstawówka) małym poganom trochę zazdroszczą, tego że ci na religię nie muszą chodzić ;) widocznie słabo prowadzona...
jagodzianka - 2012-05-03, 11:52

jaskrawa, ja byłam dzieckiem jedynym niechrzczonym w szkole i nie spotkałam się z jakimiś nieprzyjemnościami. Jedyne co to nie wiedziałam co za sobą zrobić podczas religii (bo ofc nie dało się zrobić na końcu lub początku zajęć ;/).
U mnie była trochę inna sprawa bo moi rodzice są protestantami. Kiedyś jedna dziewczynka mi powiedziała, że moja wiara to kocia wiara, ale ja się nie za bardzo tym przejęłam bo nie wiedziałam o co chodzi, a lubiłam koty (miałam tak z 8 lat w tedy) więc pomyślałam, że spoko.
No i za pierwszym razem jak zobaczyłam księdza to się go przestraszyłam. :P

[ Dodano: 2012-05-03, 12:55 ]
A jeszcze jedno. Myślę, że warto w okresie komunijnym dać dziecku jakieś prezent bo w tedy dzieciaki nie gadają o niczym innym i pamiętam, że było mi trochę smutno, że nic nie dostałam.

Jadłonomia - 2012-05-03, 12:37

Ja co prawda nie mam swoich dzieci, ale wcale nie tak dawno byłam w liceum i pamiętam naszą koleżankę, która nie dość, że była ateistką, to jeszcze wegetarianką i pochodziła z Indii :) I nigdy nie miała żadnych nieprzyjemności, wręcz przeciwnie - często spotykała się z życzliwymi pytaniami i serdecznym zaciekawieniem. Nie taki diabeł straszny :)

Zgadzam się z pomysłem jagodzianki odnośnie komunii, niektórzy rodzice moich znajomych tak właśnie zrobili i dzięki temu nikt nie czuł się gorzej.

Maple Leaf - 2012-05-03, 18:17

jaskrawa napisał/a:
podobno ich koledzy z klasy (wczesna podstawówka) małym poganom trochę zazdroszczą, tego że ci na religię nie muszą chodzić

No, ja co prawda z podstawówki wyszłam parę temu, ale chodził ze mną do klasy wtedy chłopak, który na religię nie chodził. Strasznie mu zazdrościliśmy, że nie musi się z nami męczyć na lekcjach i nie musi wkuwać jakichś regułek i biografii Świętych, gdy przygotowywaliśmy się do komunii, a potem bierzmowania. A w dodatku był wege od urodzenia i jak pojechał z nami na zieloną szkołę, to miał osobne menu. Z otwartymi paszczami patrzeliśmy mu w talerz, bo gdy my na śniadanie dostawaliśmy okropne szaro-bure kanapki z puszkowaną mielonką (bleee), to on miał np. jajka sadzone, jakieś kolorowe warzywa, sałatki i inne cuda. Podsumowując: wszyscy mu zazdrościli 8-)

alken87 - 2012-05-03, 18:25

my też zazdrościliśmy tym co nie chodzili, aczkolwiek oni i tak czuli się wykluczeni, szczególnie na święta, gdy były mikołajki i wigilia, no i wtedy gdy my szliśmy na rekolekcje a oni musieli siedzieć w szkole na jakichś zajęciach dodatkowych które trwały tyle ile normalne lekcje :P
w liceum z kolei sporo osób nie chodziło na religię głównie dlatego, że nie mieliśmy żadnych zajęć zamiast religii i mogliśmy sobie w szkolnym "klubie" posiedzieć.

Maple Leaf - 2012-05-03, 18:34

alken87 napisał/a:
w liceum z kolei sporo osób nie chodziło na religię głównie dlatego, że nie mieliśmy żadnych zajęć zamiast religii i mogliśmy sobie w szkolnym "klubie" posiedzieć.

U mnie w liceum była trochę patowa sytuacja. Bo praktycznie połowa uczniów chciała rezygnować z religii, ale w zamian mieliśmy obowiązek chodzenia na lekcje etyki. Tylko, że lekcje etyki odbywały się raz w tygodniu, w czasie innych lekcji. Więc mieliśmy do wyboru: albo chodzić na religię, siedzieć ze słuchawkami na uszach i ją ugodowo "zaliczać" jedynie poprzez pojawianie się na zajęciach; albo uczęszczać na etykę w czasie lekcji języka angielskiego.
Powiem tylko tyle, że w efekcie lekcje etyki co roku były odwoływane z powodu zbyt małej liczby chętnych... :roll:

rosa - 2012-05-03, 18:45

Szymek chodzi do liceum w stolicy i tam jest etyka w godzinach niekolidujących z innymi lekcjami, i religia na początki lekcji, więc nie ma okienek. Na etykę z 6 klas na poziomie chodzi około 20 osób.
jagodzianka - 2012-05-03, 18:59

U mnie w LO nie zrobili etyki bo było za mało chętnych. Na początku było nawet z 10, ale okazało się, że etykę ma prowadzić kobieta która była postrachem całej szkoły to cała klasa oprócz mnie wolała religię. Ja w czasie religii musiałam łazić albo do mojej wychowawczyni na lekcję albo do równoległej klasy.
alken87 - 2012-05-03, 19:00

no to u nas religia była specjalnie "w środku" bo gdyby była na początku lub końcu to by może z 10% najwyżej przyszło ;-)
w dodatku wielu szkołach etyka jest równa z religią, bo prowadzona przez księdza albo katechetkę :roll:

Lily - 2012-05-03, 19:03

Etykę prowadzi co 20. szkoła ==> hxxp://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/men-chce-wprowadzic-etyke-online
nana. - 2012-05-03, 19:47

w mojej szkole na szczęście jest etyka. i to nie po lekcjach w piątek, a w czwartek rano! prowadzi pani od polskiego z liceum, jedna godzina etyki jest dla gim, a druga dla lo. i na każdą chodzi około dwudziestu osób.
Gudi - 2012-05-03, 20:52

alken87 napisał/a:
aczkolwiek oni i tak czuli się wykluczeni, szczególnie na święta, gdy były mikołajki i wigilia


hmmm dla mnie tego typu święta to nie kwestia religii tylko tradycji i tyle. I tak mam zamiar dziecku tłumaczyć - bo szkoda tego ubierania choinki, strojenia domu i spędzania czasu z rodziną.

[ Dodano: 2012-05-03, 22:03 ]
aha a w LO mimo iż na religię nie chodziło sporo osób to wszyscy brali udział w wigilii, nawet nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej.

Maple Leaf - 2012-05-03, 21:29

Gudi napisał/a:
hmmm dla mnie tego typu święta to nie kwestia religii tylko tradycji i tyle.

Jestem tego samego zdania. U mnie w domu z resztą też w praktyce wychodzi taka właśnie koncepcja. Niby wszyscy po chcrzcie, komunii, bierzmowaniu, ale mało kto do kościoła zagląda. Kwestia wiary w Boga jest czymś zupełnie innym. Każdy członek naszej rodziny ma inne zdanie na temat Kościoła, Boga i duchowości. Dodatkowo rodzina nam się powiększa, a okazuje się, że nowi to osoby albo niewierzące wogóle albo "niepraktykujące". Ale wszelkie Święta traktujemy po prostu jako okazję do wspólnego spędzania czasu, pielęgnowania tradycji, celebrowania chwil spędzonych razem, zjedzenia dobrego posiłku razem itd. I ja to uwielbiam, zawsze wyczekuję z niecierpliwością Świąt, bo dla mnie jest to mimo wszystko czas bardzo szczególny :-)

alken87 - 2012-05-03, 21:36

Gudi napisał/a:
alken87 napisał/a:
aczkolwiek oni i tak czuli się wykluczeni, szczególnie na święta, gdy były mikołajki i wigilia


hmmm dla mnie tego typu święta to nie kwestia religii tylko tradycji i tyle. I tak mam zamiar dziecku tłumaczyć - bo szkoda tego ubierania choinki, strojenia domu i spędzania czasu z rodziną.

[ Dodano: 2012-05-03, 22:03 ]
aha a w LO mimo iż na religię nie chodziło sporo osób to wszyscy brali udział w wigilii, nawet nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej.


no tak, ale to były akurat dzieci z innej wiary, więc choinka i prezenty i tak nie wchodziły w grę.

a w liceum na wigilię klasową przychodzili wszyscy, aczkolwiek jedna koleżanka z innej wiary nie dzieliła się opłatkiem i ja - bo nie chciałam.

jagodzianka - 2012-05-04, 05:54

Hahaha tak nie teraz naszło: Czy aby na pewno opłatki są wegańskie? :mryellow:
Maple Leaf - 2012-05-04, 10:14

jagodzianka napisał/a:
Czy aby na pewno opłatki są wegańskie?

Chyba tak. Jako dziecko zabrali nas na wycieczkę szkolną do muzeum chleba i tam pan piekarz pokazywał, że to takie ciasto, jak na chleb. Albo bułki, nie pamietam. Tylko jest wlewane do takiej maszynki specjalnej, jakby gofrownicy ;-)

jaskrawa - 2012-05-04, 13:26

pozytywnie brzmią Wasze opowieści.
ja na religię chodziłam, bo w liceum jeszcze uważałam się za katoliczkę. religia była całkiem fajna, księdza mieliśmy młodego, sympatycznego. co prawda trochę naiwny był, chłopcy się z niego trochę nabijali. przed klasówkami śpiewali "nie boję się, gdy ciemno jest", tak dla zgrywy, a ksiądz się cieszył, że to śpiewają, bo myślał, że oni tak serio serio dodają sobie otuchy :D
raz ksiądz się rozchorował, mieliśmy lekcję religii z panią od fizyki, która jednocześnie była etyczką lub katechetką, nie pamiętam. i zamiast religii miała być "etyka" (to było w czasach, gdy jeszcze oficjalnie jej nie wprowadzono i to były takie pierwsze próby). w każdym razie babka miała jakieś dodatkowe studia, filozofię czy teologię... zajęcia z nią to był jakiś koszmar. przyniosła czerwoną różę i kazała każdemu zerwać po jednym płatku. na koniec pokazała nam goły badyl i mówi, że dziewczyny, które oddają się byle komu są jak te oberwane róże... no niby fajnie, że chciała nas nauczyć, że seks to poważna sprawa i tak dalej, no ale... przesłanie generalnie było takie, że seks tylko po ślubie, a jeśli nie, to już kurwienie się, wyraźnie dała nam to do zrozumienia, bo nawet jeden zerwany płatek oznacza, że za nim zapewne będą następne itd.
wyszliśmy z lekcji zdegustowane zupełnie. chyba nie chciałabym, aby moje dziecko na taką "etykę" chodziło...

bronka - 2013-07-27, 21:52

Wątek o wakacjach bez dzieci i dylematów z tym związanych został wydzielony tu: hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?p=609993#609993
zlotooka - 2014-01-12, 09:54

U mnie temat ten sam (wracając do głównego wątku). Mąż mięso je - chociaż w domu jedynie ryby, resztę w stołówce w pracy lub u rodziny. Żadne z nas nie wtrąca się do menu drugiego, jak jemy coś wspólnie (średnio 1-2 razy na tydzień), to wege, i nie ma problemu.
Jednak teraz dziecko w drodze, i jego zapowiedzi są takie, że on mięso będzie mu dawał. Ja z kolei obstaję przy tym, że ja na pewno nie. Pomijając wszelkie mniej i bardziej racjonalne argumenty, kluczowe wydaje mi się to, że nie mogę mu przecież zabronić uczestniczenia w żywieniu własnego dziecka (chociaż podejrzewam, że to ja głównie będę gotować, tak jak i jest w tej chwili).

Chciałabym jednak, żeby dziecko jadło w miarę możliwości zdrowo... a jak na razie żadne z nas nie ma pojęcia o żywieniu niemowląt. Podejrzewam jednak, że ja się szybciej dokształcę w tym temacie, niż małżonek, bo jego jakoś takie dzieciowe dokształcanie nie korci... Więc pewnie siłą rzeczy będę tą osobą kontrolującą, co dziecko je... a jakoś nie widzi mi się dokształcanie w kwestii mięs :-(

No nic, mam nadzieję, że wszystko jakoś "wyjdzie w praniu", na razie przeżyliśmy razem kilka dobrych lat pod wspólnym dachem bez konfliktów o jedzenie (ku zdumieniu znajomych).

lenka86r - 2014-01-23, 06:59

zlotooka, też to przerabiałam z mężem i rodziną mięsożerną bardzo, która na święta mi zakomunikowala że kupiła i zamroziła dla mojego dziecka królika :shock: :shock: oświadczyłam, że ja nie będę tak karmić dziecka, i się zaczęlo, że jak sama nie jem mięsa to nie musze zabraniac dziecku, bo może jej będzie smakować :evil: powiedziałam, że owszem jeżeli dziecko będzie się domagać mięsa w wieku kilku lat to je jeść będzie okazjonalnie u nich i pewnie z mężem :evil: (mąż je mięso w domu) ale przez pierwsze lata ja będę decydować co ona będzie jadła, bo chcę żeby system odporności miała silny i żadne mięsa, szczepionki, antybiotyki, slodycze, cukierki nie wchodzą w grę i powiedziałam że jeżeli tego nie uszanują to nie będziemy do nich jeździć :-/ na co mama powiedziała "biedne dziecko" :oops: jakoś tak przykro trochę się zrobiło
Jadzia - 2014-01-23, 09:45

lenka86r napisał/a:
na co mama powiedziała "biedne dziecko" :oops: jakoś tak przykro trochę się zrobiło

Jak zobaczą, że mała normalnie się rozwija, jest zdrowa, uśmiechnięta itd to powinni trochę odpuścić. U nas przez całą ciążę jęczeli, że jem tak a nie inaczej, potem była wielka ulga, że urodziłam normalne (w sensie zdrowe) dziecko, potem dalej czekanie aż będzie można powiedzieć "no jak nie je mięsa to dlatego tak jest". Teraz jak widzą, że dzieciak zdrowy, żywy, duży, z niesamowitym apetytem i wygadany itd to prawie odpuścili (nieszczęsnego nabiału przeboleć nadal nie mogą :evil: ).

alken87 - 2014-01-23, 17:05

lenka86r napisał/a:
kupiła i zamroziła dla mojego dziecka królika

no ale to mięso będzie STARE zanim dziecko urośnie, nie mozna pewnych rzeczy mrozić w nieskończoność :shock:

Maple Leaf - 2014-01-23, 20:36

Ha! A to ja Wam powiem, że ja nie mam jeszcze dzieci, ani nawet w ciąży nie jestem, ale jak przypadkiem zeszło na temat ewentualnego wychowania potostwa, to od razu dowiedziałam się, jaką dziwną matką będę. No, bo jak to? Bez mięsa? Kto to widział! A dlaczego to ja/my mamy podejmować decyzję za dziecko, że będzie wege? A może dziadkowie też mają coś do powiedzenia i też chcieliby wnukowi podać rosół, jak ich dzidzia odwiedzi? Na koniec dyskusji nawet zgadzali się z większością argumentów (i chyba najtrafniejsze okazało się uświadomienie, ile świństwa jest mięsie i sami nie chcieliby tego w dzieciaka ładować), ale informacji o prawdopodobnym braku chrztu nie byli już w stanie wytrzymać ]:->
A niby tacy nowocześni rodzice... :mryellow:

alken87 - 2014-01-24, 19:13

Maple Leaf napisał/a:
ale informacji o prawdopodobnym braku chrztu nie byli już w stanie wytrzymać ]:->

idąc za ich logiką - a dlaczego decydować za dziecko że ma być katolikiem? ;-)

Lily - 2014-01-24, 19:20

"Bo tak było zawsze"? :) To często jest podstawowy argument w wielu sprawach ;)
zlotooka - 2014-01-24, 20:48

U mnie mam nadzieję, że problemów z rodziną nie będzie. Chociaż kto wie... Przynajmniej królika nikt chyba nie zaserwuje, skoro trzymamy jednego jako zwierzątko domowe :-)
Natomiast trochę mam niepokój, jak to będzie w naszej małej rodzinie, biorąc pod wzgląd zapowiedzi małżonka. Uważam, że dziadkowie nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia, ale jednak to oboje rodzice mają prawo decydować o wychowaniu (a w tym odżywianiu) dziecka.

Maple Leaf - 2014-01-25, 15:40

alken87 napisał/a:
Maple Leaf napisał/a:
ale informacji o prawdopodobnym braku chrztu nie byli już w stanie wytrzymać ]:->

idąc za ich logiką - a dlaczego decydować za dziecko że ma być katolikiem? ;-)

Taki właśnie argument Im podsunęłam, bo też tak uważam. Skoro chrzczę dziecko, to dla mnie automatycznie wiąże się z deklaracją, że wychowam je w wierze katolickiej. A nie wychowam. Przekażę Mu/Jej wartości chrześcijańskie, na pewno. Ale nie będę jak statystyczny Polak hispokrytką i nie ochrzczę dziecka tylko dlatego, że tak się robi i już. No, ale jednak to było zbyt wiele dla Nich do udźwignięcia, chociaż do Kościoła sami nie chodzą ]:->

lenka86r - 2014-02-03, 19:04

alken87, a wierz,że o tym to ja nie pomyślałam wtedy ;-)
koralina1987 - 2014-02-09, 15:31

U nas z moimi rodzicami sytuacja w miarę opanowana, mama zdaje sobie sprawę, że naszego potomstwa nie będziemy karmić mięsem (oboje jesteśmy wege). Natomiast teściowie JESZCZE nie skomentowali tego, że w ciąży nie jem mięsa, ale tylko czekam aż poprawi się moje ogólne samopoczucie i apetyt to pewnie zaproponują rosołek na wzmocnienie; choć jak teraz niedomagam w kwestii gotowania i kucharzenia to teściowa nawet przygotowuje standard wegetariański - ziemniaki, surówka i kotlety sojowe - co mnie cieszy i napawa wiarą że może jednak przez 18 lat bez mięsa mojego męża a ich syna w końcu ogarniają temat, że jednak nie przymieramy z wycieńczenia.


Jednakże co do chrztu (jesteśmy po ślubie cywilnym, kościelnego nigdy w planach nie było) to podejrzewam będzie ostry bój z obu stron - a oboje uważamy, że skoro nie chodzimy to nie będziemy robić szopki, że nagle tacy z nas poprawni chrześcijanie...nie chciałabym, żeby ktoś z jakiejkolwiek wiary robił sobie "jaja"...po co okłamywać innych?

saara - 2016-01-02, 14:14

Ja uważam że musicie dać dzieciakowi wybór. Całkiem możliwe, że wcale mu mięso nie będzie smakowało. Póki co uważam, że bezpieczniej dawać dziecku mięso, bo jednak posiada składniki które sprzyjają rozwojowi dziecka a jak będzie trochę starszy to porozmawiaj z nim o wege.
Lily - 2016-01-02, 14:25

saara, to jest forum o wegedzieciakach, a nie o podawaniu mięsa dla bezpieczeństwa. Może dla bezpieczeństwa i wyboru nośmy dzieci do różnych kościołów, chrzcijmy itd.?
zojanka - 2016-01-03, 10:13

powinno się też na wszelki wypadek dziecko obrzezać, bo tak niektóre religie głoszą i szprycować toną suplementów diety - przecież w reklamach mówią, że te zdrowe. Ze tacy ludzie się trafiają, to rozumiem, ale skąd się biorą na tym forum?:-/ Imho żeby specjalnie wątek sprzed roku odgrzebywać żeby na wegetariańskim forum mięso promować to jednak trzeba mieć coś z głową...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group