wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dziecko i cywilizacja - POTĘGA MŁODEGO KONSUMENTA!!!

k.leee - 2008-05-09, 08:22
Temat postu: POTĘGA MŁODEGO KONSUMENTA!!!
Oto maila, którego otrzymałem:

"POTĘGA MŁODEGO KONSUMENTA!!!

Polska wpisuje się w światową tendencję stawiania dzieci w centrum rodziny i wszechświata. Nie tylko rodzice, ale i dziadkowie, ciocie i wujkowie chcą dogodzić maluchowi. Skutkuje to z jednej strony rosnącymi wydatkami na produkty dziecięce i koniecznością rozbudowania komunikatu marketingowego z myślą o kolejnych odbiorcach, z drugiej zaś strony powoduje to wykształcenie bardzo wymagającego młodego rozpieszczonego klienta, którego wymagania stale rosną.

Wszystkich Producentów i Dystrybutorów, którzy chcą przygotować się do skutecznej walki o zainteresowanie młodego człowieka, zapraszamy na:
IIII Doroczne Forum

Potencjał rynku
dziecięcego

* Forum stanowi wyjątkową szansę, by poznać sprawdzone strategie marketingu dziecięcego i ich konkretne implementacje, stosowane przy wprowadzaniu na polski rynek produktów dla dzieci
* Wydarzenie to stanowi unikatową możliwość wszechstronnego poznania upodobań i zwyczajów nowego pokolenia młodych konsumentów, w świecie zdominowanym przez technologię i nadmiar komunikatów marketingowych
* Warto poznać metody dotarcia do dzieci, które nie tylko same kupują produkty na swój użytek, lecz mają też wpływ na decyzje zakupu podejmowane przez rodzinę, a także są potencjalnymi przyszłymi konsumentami "dorosłych" produktów i usług
* spotkanie w gronie liderów rynku dziecięcego to doskonała okazja do wymiany doświadczeń, podzielenia się sukcesami, jak i wspólnego poszukiwania skutecznych rozwiązań dla problemów i wyzwań związanych z marketingiem skierowanym do młodych konsumentów i ich opiekunów."


Od dawna nie mam złudzeń o bezwzględności i braku jakichkolwiek skrupułów korporacji a ten mail jest dla mnie tylko tego potwierdzeniem.

Rodzą mi się następujące pytania:

1. Jak chronić dzieci przed wpływem takich strategii? Czy dobre nawyki żywieniowe, akceptacja i bezpieczeństwo w rodzinie wystarczy? Jak silny będzie/jest wpływ środowiska rówieśniczego, sformatowanego przez strategie i jak "nasze" dzieci odnajdą się w takim środowisku?

2. Gdzie jest równowaga pomiędzy nie stawianiem dziecka na piedestale a jednocześnie danie mu poczucia, że jest ważne, kochane i akceptowane?

Karolina - 2008-05-09, 09:10

Nie rozumiem - pierwsza cześć jest przeciwko drugiej?
pao - 2008-05-09, 11:15

nie, to raczej informacja ze w polsce reklamy tworzy sie poo dzieci by te naciągały rodziców a będzie tego jeszcze więcej bo polacy są podatni...
kofi - 2008-05-09, 11:54

No właśnie dzisiaj zwróciłam uwagę na blok reklam w National Geographic
- wybierz Nissana Alteę
- wybierz notbook jakiś tam
- wybierz coś tam coś tam.
To sobie siedzi Polak i wybiera.

bodi - 2008-05-09, 15:22

Sławek, dzieki za temat :D

ja też od dawna się nad tym zastanawiam. Sytuacja jest trudna, bo nie chodzi tylko o reklamy. Jeszcze perfidniejszy jest franchising, sprawiający że bohaterowie popularnych filmow pojawiają sie na rozmaitych produktach, od zabawek po jedzenie czy - o zgrozo - lekarstwa!!!
(Ostatnio w aptece widziałam zawieszony na wysokości dziecięcych oczu plakat reklamujący multiwitaminę dla dzieci, w formie żelków, w dwóch opakowaniach - z Misiem Puchatkiem (oczywiście tym Disnejowskim) oraz jakimiś również Diskejowskimi księżniczkami) - już same kolorowe obrazki są dla dzieci przyciągające, a do tego tekst reklamy brzmi: "Zbierz je wszystkie" (chodzi zapewne o jakieś gadżety dołączone do lekarstwa). Zastanawiałam się nawet czy gdzieś nie napisac w tej sprawie, bo to dla mnie oczywiste przegięcie.

Myślę że niestety presja rówieśników może byc duża, większosc matek-moich znajomych spoza wd ;) przyjmuje za rzcz oczywistą, że dziewczynka po rozpoczęciu przygody z przedszkolem zacznie domagac się kupienia np. barbi, "bo wszystkie koleżanki ją mają".

Nie ma na pewno idealnego rozwiązania, po prostu dlatego że presja rynku jest tak silna. Na pewno warto tłumaczyc dziecku od małego, czym są reklamy. Pokazywac, że "nie wszystko złoto, co się świeci". Ale jak będzie - czas pokaże. Chyba podobnie jak z byciem wege ważne jest dla dzieci by widziały że nie tylko one/ich rodziny są takie "dziwne/inne" (bo nie jedzą mięsa, bo nie poddają się konsumpcyjnej presji).

Myślę, że warto by w temacie wypowiedzieli się rodzice starszych dzieci. Rosa, capri, k.leee ;)

pao, myslisz że Polacy są bardziej podatni na reklamy niż inne nacje?

[ Dodano: 2008-05-09, 15:24 ]
jest nawet specjalne "fachowe" określenie na to, jak przemysł reklamowy wykorzystuje dzieci do swoich celów: "the nagging factor", czyli "czynnik wiercenia dziury w brzuchu" - jak dziecko po raz siedemdziesiąty w ciągu jednego dnia jęczy, żeby mu coś kupi, rodzic w końcu ulega, a reklamodawca liczy kasę :evil:

kofi - 2008-05-09, 17:29

bodi napisał/a:
(Ostatnio w aptece widziałam zawieszony na wysokości dziecięcych oczu plakat reklamujący multiwitaminę dla dzieci, w formie żelków, w dwóch opakowaniach - z Misiem Puchatkiem (oczywiście tym Disnejowskim) oraz jakimiś również Diskejowskimi księżniczkami) - już same kolorowe obrazki są dla dzieci przyciągające, a do tego tekst reklamy brzmi: "Zbierz je wszystkie" (chodzi zapewne o jakieś gadżety dołączone do lekarstwa). Zastanawiałam się nawet czy gdzieś nie napisac w tej sprawie, bo to dla mnie oczywiste przegięcie.

Właśnie ten plakat studiował wczoraj w aptece Daniel. Też zawieszony na wysokości jego wzroku - nawet troszkę niżej, więc to nie przypadek. :evil: Pomijam, że u lekarza bawił się takim misiem - reklamówką nurofenu - jak się pociągnęło za sznurek miś podnosił łapki do góry w środku brzuszka to czerwone kółeczko.
Daniel jest dość odporny na reklamy, bo zwykle celowo je komentuję. Poza tym on nie ogląda filmów dla dzieci, najwyżej będzie wybierał tego Nissana, albo noteboka ]:-> .

Capricorn - 2008-05-09, 20:00

bodi napisał/a:

Myślę, że warto by w temacie wypowiedzieli się rodzice starszych dzieci. Rosa, capri, k.leee ;)


ja Kacprowi dość dawno temu (w czasie potężnych "kup mi!") wyłożyłam teorie reklamy. O koncernach, nastawionych na zysk. O sztucznym nakręcaniu popytu, poprzez przekonywanie konsumenta, że tego czy innego produktu naprawdę potrzebuje. i takie tam. Podziałało do tego stopnia, że gdy czasem kupiłam produkt, którego reklamę młody gdzieś wczesniej widział, mówił do mnie z potężna dezaprobatą: "widzę, że dałaś się im wkręcić". ;-)

Czasami tez robię tak - gdy o coś szczególnie wiercą mi dziurę w brzuchu, bo widziały reklamę, że coś jest super-hiper-mega-wypas, to im to kupuję. Najpierw omawiamy tę reklamę, że jakie to ma być cudo na kiju, a potem - zazwyczaj - rozczarowanie. Na takim oto bolesnym przykładzie tłumaczę, że producent nie dba o nas, że w nosie ma nasze zadowolenie, że KŁAMIE, żeby na nas zarobić kasę. I że ja takim ludziom mojej kasy dawac nie chcę.

bodi - 2008-05-09, 21:20

kofi napisał/a:
Też zawieszony na wysokości jego wzroku - nawet troszkę niżej, więc to nie przypadek. :evil:

oczywiście że nie :evil:

Tobayashi - 2008-05-09, 21:59

Polacy są bardziej podatni na reklamy, bardziej niż społeczeństwa zachodnie. Tak przynajmniej było jeszcze parę lat temu. U nas przemysł reklamowy jest stosunkowo nowy w porównaniu z zachodem. Pamiętam zasłyszane w radiu wyniki badań - podczas gdy na zachodzie po kampanii reklamowej pewnych podpasek ich sprzedaż wzrasta o jakieś kilkadziesiąt procent, w Polsce nawet o 200%.

Jeśli zaś chodzi o dzieci, to mam podobne podejście jak Capricorn. Mój synek jest jeszcze mały, ale mamy zamiar mu uświadomić czym jest reklama i że chodzi wyłącznie kasę, nie o nasze zadowolenie. W zasadzie już teraz, kiedy przejeżdżam z Tobciem w wózku koło kasy w markecie, a na poziomie jego oczu i rączek są półki z batonikami (oczywiście mały próbuje je zabierać :evil: ), mówię mu, że my nie jemy takiego badziewia i że batoniki są niezdrowe i niedobre. Taka mała antyreklama, a co! :-D

A swoją drogą pusty śmiech mnie ogarnia, jak widzę reklamy jakiś żelków czy innych kolorowych pierdołek - jakiś dzieciak bierze jeden do ust i zaraz wybuchają fajerwerki, podkręca się muzyka, wszyscy skaczą, stają się weseli, a świat pięknieje. Potem kupujesz takie badziewie, wkładasz do ust, a tu żadnych fajerwerków :mryellow: Chyba żadne dziecko uświadamiane od małego nie nabierze się na tak prymitywny przekaz.

Karolina - 2008-05-10, 12:37

Tobayashi dlatego dziecie jak dorastają to zjadają inne rzeczy - te po, których są fajerwerki :mrgreen:
majaja - 2008-05-10, 16:16

Tobayashi napisał/a:
podczas gdy na zachodzie po kampanii reklamowej pewnych podpasek ich sprzedaż wzrasta o jakieś kilkadziesiąt procent, w Polsce nawet o 200%.

Ciągle jeszcze pamiętamy szaro-bury świat PRLu i puste półki.
Moje dziecko na razie jest dziwne, tzn. nie pyta czemu nie jemy mięsa, nie łapie za batoniki, najwyżej za plastelinę i czy książeczki, a jak pyta co to mówię że reklama, i że to nie jest prawdziwe, na razie starcza. Staram się zachowywać zdrową równowagę między jego potrzebami a swoimi, żeby wiedział, że nie jest pępkiem świata, ale czy to wystarczy?
A i są badania mówiące że większości polskich rodzin ostateczną decyzję o marce samochodu czy pralki podejmuje dziecko czy nastolatek, i tak na dobrą sprawę tu leży potęga młodego konsumenta, wiele reklam nie tylko zabawek jest robionych pod dzieci.

kofi - 2008-05-10, 16:20

Przeczytałam dziś w "Rzeczypospolitej" artykuł o różnych g...nych gadżetach dołączanych do śmieciowego jedzenia - jakichś nalepkach, kapslach, kółkach w czipsach, no i że dzieci właśnie to kolekcjonują, wymieniają się i te, które tego nie posiadają są skazane na wyobcowanie.
Noooo, to ja nie wiem co będzie, jak D. pójdzie do szkoły. On ma i tak ciągoty do alienowania się, a jak nieszczęśliwie dzieci w tej szkole będą to zbierały to klęska towarzyska będzie mu dana.

majaja - 2008-05-10, 16:34

A myślisz że to go unieszczęśliwia?

Dorzucam wywiad z supernianią, jakoś bez kamer bardziej do rzeczy gada ;)
hxxp://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53581,5155546.html

kofi - 2008-05-10, 16:37

majaja napisał/a:
A myślisz że to go unieszczęśliwia?

Nie, ale nie jest to wygodne. Znam z autopsji ]:->
Już czytam supernianię. :-)

PiPpi - 2008-05-10, 23:56

majaja napisał/a:


Dorzucam wywiad z supernianią, jakoś bez kamer bardziej do rzeczy gada ;)


a no do rzeczy, fargment była nawet o wychowaniu dziewczynek, mają być GRZECZNE, jakby tak się dobrze zastanowić to GRZECZNE= NIE SPRAWIAJĄCE KŁOPOTÓW :evil: z resztą,chłopcy też..dla niektórych mam najlepiej żeby dzieci nie oddychały, ostatnio widziałąm np. mama dziecko malutkie po szczepieniu wyjące(to nie był płacz) utuliła poprzez dokładne narzucenie pieluchy tetrowej na buźke, leżało w wózku :-/ dzieci i ryby...bardzo często

YolaW - 2008-05-12, 14:33

kofi napisał/a:
Przeczytałam dziś w "Rzeczypospolitej" artykuł o różnych g...nych gadżetach dołączanych do śmieciowego jedzenia - jakichś nalepkach, kapslach, kółkach w czipsach, no i że dzieci właśnie to kolekcjonują, wymieniają się i te, które tego nie posiadają są skazane na wyobcowanie.

przeszłam w pracy przez wiele takich modnych gadżetów: dzieciaki mają tego mnóstwo!! (ite to paczek chipsów strach pomyśleć :shock: ): kapsle, karty itp. Na każdej przerwie w to grają, stuka toto o podłogę aż w mózgu mam eksplozje! A jak się któremuś parę odbierze, bo się np. bije o kapsla to jest histeria, wrzask itp. Straszne jak dzieci są manipulowane przez wielkie firmy produkujące śmieciowe jedzenie!

[ Dodano: 2008-05-12, 14:34 ]
A z tymi witaminami to juz mega-przegięcie! :evil:

Lily - 2008-05-12, 14:36

YolaW napisał/a:
A z tymi witaminami to juz mega-przegięcie! :evil:
wczoraj słyszałam w tv, że teraz dzieci na kolonie biorą torbę leków - witamin i innych suplementów oraz przeciwbólowych przede wszystkim
rosa - 2008-05-12, 15:20

moje dzieci często wyjeżdżały na zielone szkoły i nie zauważyłam żeby dzieci miały tony leków :roll: oczywiście te które mają astmę, alergię i chorobę lokom. miały lekarstwa, które oddawały pani wych. może to nie jest zjawisko ogólnopolskie :-D a z resztą w TV kłamią

moje dzieci nie miały zbyt dużo gadżetów, chyba się tym nie interesowali,
oni mieli/mają bzika na punkcie lego i w zasadzie 70% prezentów to klockowe zestawy,lub kasa aby kupić coś większego za uciułane pieniążki (bo te większe do tanich nie należą) pozostałe podarki to książki
wczoraj F np. na rocznicę komunii dostał od chrzestnych album gady, płazy i bezkręgowce. ZACHWYCONY, cały wieczór gdy sprzątałam podczytywał mi co ciekawsze fragmenty :-D

oczywiście książek, komisków i klocków jest w naszym domu zatrzęsienie :-D

YolaW - 2008-05-12, 15:35

rosa napisał/a:
oni mieli/mają bzika na punkcie lego i w zasadzie 70% prezentów to klockowe zestawy

mój brat tak miał, ciągle dokupowaliśmy mu nowe zestawy, nawet niewielkie, ale uzbieralo się tego sporo...budował z tego cuda, potem podłaczał kabelki, baterie i tak teraz nie ma dla niego elektronicznej/ elektrycznej/ mechanicznej rzeczy nie do zrobienia. Ma 23 lata i wszystko wykombinuje. Te klocki rewelacyjnie rozwijają zmysł techniczny :)

Karolina - 2008-05-12, 19:51

Moim zdaniem w szkołach powinien być zakaz przynoszenia zabawek,gadżetów itp. W co poniektórych szkołach i przedszkolach już to funkcjonuje. Podobają mi się totalnie mundurkowe szkoły, gdzie dzieciaki dostają całe wyposażenie łącznie z tornistrami. Ale to za granicą.
kofi - 2008-05-12, 22:16

rosa napisał/a:
wczoraj F np. na rocznicę komunii dostał od chrzestnych album gady, płazy i bezkręgowce. ZACHWYCONY, cały wieczór gdy sprzątałam podczytywał mi co ciekawsze fragmenty :-D

Się nie dziwię. D. uwielbia oglądać atlasy ostatnio.
Klocki jakoś go specjalnie nie kręcą, chociaż odziedziczył po Igorze spore pudło. Tylko książki zbiera i ekscytuje się, że "naukowe" już się nie mieszczą na 1 półce.
Karolina dzieci jakoś by przeżyły ten zakaz, ale wytłumacz rodzicom. :roll:

Humbak - 2008-05-12, 22:35

Capricorn napisał/a:
gdy o coś szczególnie wiercą mi dziurę w brzuchu
moja córcia bardzo rzadko mnie o coś prosi, ale i tak jeśli już jest to zazwyczaj to co miała koleżanka (ta najbogatsza i rządząca klasą :roll: ) albo kolega (ten starszy i fajny). Czasem sa to rzeczy od których ręce opadają - niektóre wyperswaduję, ale są takie które kupię, bo choć o nie nie prosi sama, to gdy pytam mówi że to to...
ja dla mnie to koszmar. zero poszukiwania tego co dla niej najlepsze, co ona lubi, co jej się podoba... wszystko to otoczenie i reklamy a ona gdzieś zagubiona pomiędzy wszystkim... ja mam nadzieję że to przejsciowe... :-| ale gdy rozmawiam ze znajomymi mamami u nich jest to samo :-?

Tobayashi - 2008-05-12, 22:55

A gdyby tak to nasze dzieci "rządziły" i "trzęsły klasami" propagując alternatywne zainteresowania? Fajnie by było :mryellow:
Lily - 2008-05-12, 23:01

Za moich czasów niektóre dzieci miały krewnych w USA, mówiło się o nich, że "mają Amerykę" i otaczało nabożną czcią. Do dziś pamiętam jak koleżanka przyniosła do szkoły trójwymiarowe widokówki i cała klasa (oprócz mnie :P ) koło niej stała. Ja to odbierałam jako wywyższanie się, zwłaszcza że miałam kompleks niższości z powodu biedy i odmienności światopoglądowej mojej rodziny. Potem ta dziewczyna stała się moją dobrą koleżanką, ale to już dużo później było ;)
rosa - 2008-05-13, 09:09

"rządzenie klasą" w żadnym wypadku nie wydaje mi się pozytywne, przecież to narzucanie komuś swojego światopoglądu :shock:
co do przynoszenia do szkoły, to np. nie wiem czy komórka jest gadżetem ale 90% dzieci je posiada. moim zdaniem to jest przegięcie. przecież w szkole jest telefon, jest wychowawca. po co 10-latkowi komórka?
moje dzieci są jednak sporo starsze i ja inaczej patrzę na wiele spraw

Lily - 2008-05-13, 11:30

Jak mieszkałam w Krakowie to słyszałam kiedyś rozmowę syna sąsiadów z kolegą na klatce schodowej. Jeden z nich opowiadał o sensacyjnym fakcie, że jego siostra miała pierwszą komórkę w wieku 20 lat. A on w 4 klasie już komórkami handlował :shock:
Humbak - 2008-05-13, 11:34

Tobayashi napisał/a:
A gdyby tak to nasze dzieci "rządziły" i "trzęsły klasami" ... Fajnie by było
a oglądałaś 'planetę małp'? ;-)
Capricorn - 2008-05-13, 15:37

rosa napisał/a:

co do przynoszenia do szkoły, to np. nie wiem czy komórka jest gadżetem ale 90% dzieci je posiada. moim zdaniem to jest przegięcie. przecież w szkole jest telefon, jest wychowawca. po co 10-latkowi komórka?
moje dzieci są jednak sporo starsze i ja inaczej patrzę na wiele spraw


aha, a co w sytuacji, w której nie możesz swojego dziesieciolatka namierzyć PO SZKOLE? ;-) pisała matka dziesieciolatka z komórką ;-)

Ewa - 2008-05-13, 16:18

Cytat:
aha, a co w sytuacji, w której nie możesz swojego dziesieciolatka namierzyć PO SZKOLE?

A co z 10-latkami z czasów "przedkomórkowych"? Ja się chwilami zastanawiam jak ja dzieciństwo przeżyłam... :roll: 8-)

Capricorn - 2008-05-13, 16:27

Ewa napisał/a:
Cytat:
aha, a co w sytuacji, w której nie możesz swojego dziesieciolatka namierzyć PO SZKOLE?

A co z 10-latkami z czasów "przedkomórkowych"? Ja się chwilami zastanawiam jak ja dzieciństwo przeżyłam... :roll: 8-)


u mnie w domu matka była niepracująca, siedząca w domu. Ja mam inaczej. pracuję dużo. Kończę o różnych porach. często zmienia mi się rozkład dnia. Mój Kacper już jako osmiolatek czasem siedział sam w domu, jakąś godzinkę, czy półtorej. meldował mi się telefonicznie po powrocie do domu.

Po przeprowadzce za miasto jeszcze bardziej sprawy się pokomplikowały, czasem muszę go poinformować, żeby poczekał na mnie na świetlicy, albo poszedł do babci. Taki los dzieci matek pracujących...

Tobayashi - 2008-05-13, 17:30

Od czasu kiedy byliśmy w szkole i jakoś przeżyliśmy bez komórek i innych gadżetów minęło wiele lat niesamowitego rozwoju techniki. Nie tylko dzieci mają komórki, wszyscy je mają - coraz częściej widuję np. nobliwe babcie z telefonami przy uchu. One większość swojego życia przeżyły bez nich, ale świat się zmienił. Skoro babcie nie są izolowane od zmian czyli tzw. postępu, to czemu dzieci miałyby być?

Cytat:
"rządzenie klasą" w żadnym wypadku nie wydaje mi się pozytywne, przecież to narzucanie komuś swojego światopoglądu :shock:


"Rządzenie klasą" w cudzysłowie ujęte to dla mnie posiadanie wpływu, nie narzucanie światopoglądu. Tak jak większość ludzi dorosłych, tak i większość dzieci w klasie biernie, bezmyślnie naśladuje swoich liderów. Gdyby owymi liderami były dzieci takie jak nasze - czyli od małego uwrażliwiane na innych, patrzące szerzej i głębiej, bardziej świadome różnych aspektów naszej rzeczywistości, płynęły by z tego same pożytki :mryellow:

Powiedzmy, że 'trzęsąca klasą', czyli mająca wielki autorytet dziewczyna lansowałaby okazywanie szacunku dla wszystkich i potępiała wszelkie akty poniżania, znęcania się itp. Fajnie by było, co nie? Albo sam fakt, że jest wegetarianką prowokowałby i dzieci i rodziców do dyskusji na temat żywienia - zatwardziałe głowy i tak nic nie ruszy, ale tych bardziej otwartych można by pozyskać na rzecz lepszego, zdrowszego odżywiania. Albo gdyby mówiła głośno, że te wszystkie gadżety dołączane do chrupek ( i same chrupki) i leków to badziewie i trzeba nie myśleć, żeby się na to nabierać. Jak dla mnie - super wizja.

Karolina - 2008-05-13, 18:03

Tobayashi - przecież po szkole dzieci mogą sobie mieć te komórki. Zresztą uważam, ze sa one szkodliwe, zwłąszcza dla rozwijająceych się dzieciaków. A tu w jednej klasie 30 takich szkodliwców.
Ewa - 2008-05-13, 18:54

A ja nie zapomnę widoku chłopca, tak na oko właśnie 9-10 letniego z komórką w ręce. Byliśmy wtedy z mężem i naszą trójką łobuziaków (Nataniela jeszcze nie było na świecie) na placu zabaw. Dzieciaki dokazywały równo. Chłopiec stał obok huśtawek. Na jednej z nich huśtała się jego siostra lub koleżanka. Chłopczyk też chciał się pohuśtać, ale nie wiedział co ma zrobić ze swoją komórką. Z kieszeni przy huśtaniu mu wypadała. W końcu zapytał nieśmiało koleżanki, czy jak skończy się huśtać, to potrzyma mu telefon, bo on też by chciał trochę na huśtawkę.
Skomentowaliśmy to z mężem jedynie słowami "uszczęśliwianie dzieci na siłę". Zawsze byliśmy przeciwko komórkom dla dzieci, a ta scenka nas tylko w tym utwierdziła. Żal nam było tego chłopca. Chciał się wyszaleć na placu zabaw, ale przecież już był "duży" i musiał odpowiadać za swój "sprzęt" :roll:

Tobayashi - 2008-05-13, 20:58

Cytat:
przecież po szkole dzieci mogą sobie mieć te komórki


Zgadzam się, że dzieciom komórki nie są potrzebne do życia, tak samo jak mi, ale bywają przydatne :-D . Nie są również potrzebne w szkole - pewnie służą głównie do robienia zamieszania, szpanowania (jeszcze tak się mówi? :oops: ) itp. To kwestia ustaleń wewnątrz szkoły - myślę, że podczas lekcji telefony powinny być wyłączone, po zajęciach można je włączać. Ale, tak jak w przypadku dziecka Capricorn i pewnie wielu innych, służą także słusznym celom :-D

A co do chłopaka z komórką przy huśtawce - nie generalizujmy i nie przesadzajmy. Może ten telefon był tylko zbędnym gadżetem. Ale mógł być także niezbędny chociażby tylko w tym dniu, bo na przykład chłopak czekał na swoich rodziców, którzy nie wiadomo kiedy mieli wrócić i potrzebowali być w kontakcie z synem. Przecież sytuacji mogło być mnóstwo. A to, że nie miał go gdzie włożyć - niedopracowana kwestia praktyczna. Założę się, że setkom dzieci ich komórki nie przeszkadzają w huśtaniu się :-)

Gdybym miała 10-letnie dziecko i komórka miałaby nam coś ułatwić, kupiłabym mu ją - prostą, wytrzymałą, służącą do dzwonienia. I tyle.

Lily - 2008-05-13, 21:47

Tobayashi napisał/a:
Nie są również potrzebne w szkole - pewnie służą głównie do robienia zamieszania, szpanowania
niestety dzieci nie mające najnowszego modelu mogą czuć się gorsze...
k.leee - 2008-05-13, 22:49

Ewa - historia robi wrażenie.
rosa - 2008-05-14, 10:21

Lily napisał/a:
Tobayashi napisał/a:
Nie są również potrzebne w szkole - pewnie służą głównie do robienia zamieszania, szpanowania
niestety dzieci nie mające najnowszego modelu mogą czuć się gorsze...

moi synowie nie mają wcale i nie czują sie gorsi, wszystko zależy od tego jak to dziecku przedstawisz
oczywiście jeżeli S dostanie się do wymarzonego gim., które jest w innym mieście, pewnie się okaże że komóra jest potrzebna. nie wiem jak to będzie, razem podejmiemy decyzję.
na razie do szkoły mają 5 min na rowerze, w domu jest telefon stacjonarny, dzwonią do mnie jak wrócą ze szkoły. chociaż często kończą lekcje o 15, więc wracamy razem :-) na zieloną szkołę pożyczyliśmy komórkę, ale niespecjalnie się przydała

nie jestem technofobką, a nawet wprost przeciwnie :-) ale staram się zachować umiar
na wykładzie na temat cyberprzestrzeni był również poruszany temat komórek, nie są one takie świetne dla dzieciaków

YolaW - 2008-05-14, 13:44

muszę powiedzieć, że podczas lekcji komórki nie są problemem - nigdy nie zdarzyło mi się żeby któraś zadzwoniła, albo żeby dziecko klepalo pod ławką smsy (uczę w podstawówce). Wiem, że większość z nich ma komórkę, ale to już nie taka nowość, emocje opadły i myślę, że dzieci traktują je już bardziej jak przydatny sprzęt. Potrafię zrozumiec rodziców, którzy chcą mieć z dziećmi kontakt, choć wiele z nich spokojnie by sie bez komórki obeszło.
Nie wiem jak to jest z rywalizacją między dzieciakami - czy faktycznie ten kto ma lepszą komórę ten ma więcej uznania...takiej rywalizacji nie widzę, ale nauczyciel nie widzi wszystkiego, więc trudno mi oceniać...
Mieliśmy raz przypadek, że dziewczyna z jednej klasy wywoływała kolegę smsem w czasie lekcji na takie niby randki (on wychodził niby do toalety), ale szybko się wydało i był koniec romantycznych schadzek :-P
Dużo większym problemem są chyba jednak te gadżety w chipsach...tak na moje oko...

antonik - 2010-03-12, 11:21

Tobayashi napisał/a:

A swoją drogą pusty śmiech mnie ogarnia, jak widzę reklamy jakiś żelków czy innych kolorowych pierdołek - jakiś dzieciak bierze jeden do ust i zaraz wybuchają fajerwerki, podkręca się muzyka, wszyscy skaczą, stają się weseli, a świat pięknieje. Potem kupujesz takie badziewie, wkładasz do ust, a tu żadnych fajerwerków :mryellow: Chyba żadne dziecko uświadamiane od małego nie nabierze się na tak prymitywny przekaz.


To nawet nie chodzi o to, że dziecko oczekuje jakiegoś czary-mary. Reklama nie ma obiecywać tak naprawdę skutków, a raczej dopasowywać się do odbiorcy, nieważne od specyfiki produktu. Taka Coca-Cola - co ona ma wspólnego ze świętami? Nic, kompletnie nic - nigdy nie będzie potrawą wigilijną, ale najwyraźniej aspiruje;)
Niemniej jadą ciężarówki, są światełka, ba! Reklama Coli jest bardziej świąteczna niż same święta! Chodzi o sprzedanie emocji.

Tak samo z zabawkami/słodyczami - chcesz być taki? Zjedz batonik.
Nie mniejszy jest wpływ innych dzieci - inni jedzą, to ono też chce i prawdę mówiąc chyba ten aspekt jest najważniejszy. Można wytłumaczyć, że reklama ma zbajerować, można pozbyć się telewizji, ale dziecko prędzej czy później zobaczy kogoś wcinającego czekoladę i koniec. Też chce - nie dla czekolady, a dla "splendoru". Kiedy chodziłem do podstawówki była moda na "oryginalne" produkty odzieżowe, jak czapeczki "Chicago bulls", tudzież buciory - pewnie dalej jest. Reklama Adidasa ma pomniejsze znaczenie, jeśli dzieci zrobią sobie z tego świątynię;) Rodfzice chcą kupić dziecku porządne buty - kupują adidasy, bo są droższe. Dziecko natomiast będzie się nimi chwaliło i szpanowało - kolega więc też będzie chciał mieć takie oryginalne buty.
Nie mówiąc już o swego rodzaju wykluczeniu społecznym: "Nie jesz czekolady? Z księżyca jesteś? Rodzice ci nie pozwalają? Czekolada jest niedobra? Weź się w łeb puknij".


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group