wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dom rodzinny - Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso

Lenka - 2008-11-06, 18:56
Temat postu: Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso
Chyba już były podobne tematy... Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam problemów z otoczeniem w szkole (liceum) czy wsrod znajomych, kiedy mowie, ze jestem wege. Fakt, ze nie chodze z napisem WEGETARIANKA na czole, ale ogolnie moi znajomi wiedza, ze nie jem mięsa. Pytają dlaczego, co jem, kto mi gotuje, ile kosztuje wegedieta... Ale ogolnie są zainteresowani, zdziwieni i tyle. Jak ktoś zaczyna docinac, ze np. wsuwam kanapki z ciemnego chleba z kiełkami i pogryzam rzodkiewkę, jak głupio zartują i są zbyt namolni to czasami rzuce jakies hasło, ale ogolnie jestem delikatna :-D
Gorzej jest z rodziną... Moja mama, choc niby toleruje moje fanaberie, to wszedzie w towarzystwie mowi, ze ja tego jesc nie moge, ze zle sie czuje, ze zdrowotne problemy etc. Fakt, tak to sie zaczeło, ale nie ukrywam, ze po "ekologicznym miesie" nic mi nie było. Nie jem i nie bede jesc mięsa, ryb, jajek i nabiału. Kropka. Ale to nie tylko dlatego, ze nie moge. Nie chcę. I głupio mi, ze mama mnie tlumaczy ( bo nie chce zebym wyszła na dziwaczkę :lol: ) cóż... jestem dziwaczką :p
Tato tez jakos łyka fakt, że nie jem mięsa, ale czasami rzuci jakieś głupie hasło, że jestem królik, bo jem zielone, że mogłabym czasami coś normalnego zjeśc itp... Albo uzywam do tego moich argumentów albo mówię coś o "wywarze z trupa" (rosołku) itp. To go zamyka. :-P :-P
Siostra... hmm... Starsza ode mnie o 3 lata... Niewegetarianka. Nienawidzi, kiedy mowie cos o zdrowym zywieniu, co gorzej, zaczyna jakis temat, a ja sie rozkrece to sie czepia, ze ona nie lubi jak mowie o zdrowym jedzeniu. W towarzystwie, kiedy np. ktos czestuje cukierkami ( a wiem, ze są tam słodziki, zelatyna itp), albo zamawiają pizze, to nikt sie nie dziwi, ze nie jem. Mówię, ze nie chcę i tyle. A ona " No, bo ona tego juz nie zje, tam jest duzo chemii,hahahaha", " Moja siostra takich rzeczy nie je, ona ma swoją szafkę ze zdrową zywnoscią i tym się zywi..." Grrr... A jeszcze gorzej... Obie uwielbiamy dzieci, siostra ma staż w kiosku i często jak u niej jestem ,przegladam gazety dziecięce w poszukiwaniu czegos o zywieniu. Było pare razy cos o wege dzieciach. Czytałam czasami bzdetne informacje o zdrowej diecie itp. I to wywołało dyskusje... Ja miałam cała listę agrumentów przeciwko jedzeniu mięsa, przeciwko mleku, o deserkach dla dzieci, owocowych soczkach, kaszkach, o szkodliwosci cukru itp. Niestety, moglam mowic do sciany, bo siostra stwierdziła, ze ona uwaza, ze dziecko je bo potrzebuje, jakby bylo niezdrowe to by tego nie sprzedawali i nie miało by pozytywnej opinii IMiD... Ze ona by dziecku nie odmawiała słodyczy, bo dzieci lubią slodkie... Etc. Stwierdziła, ze biedne bedzie moje dziecko, bo dzieci się beda smiały, ze nie bedzie jadło słodyczy itp. Aha i ze bedzie chude i niedozywione :/ Eh ręce opadają... Jak to jest teraz tak czysto teoretycznie to co bedzie potem???

Napiszcie prosze, jak to u Was jest, z rodzenstwem, z rodzicami. Jakie macie argumenty, jakie mają oni. Jak sobie radzicie, czy utrzymujecie kontakt? Czy mają Was za wyrodnych rodziców, a dzieci za biedne...

Cytrynka - 2008-11-06, 22:43

Ja się nie tłumaczę już. Jest mi tyle łatwiej, że mieszkam zagranicą. Co prawda mój mąż nie podziela moich poglądów w kwestii żywienia, dzieci (starsze podjadają tacie mięso) też się buntują, ale mam spokój z narzekaniem reszty rodziny. Moja siostra ostatnio była bardzo zdziwiona dlaczego moje dzieci nie używają past z fluorem, że powinny bo to dla ich dobra. Kiedy wytoczyła argument o ochronnym działaniu, powiedziałam grzecznie, że nie wierzę. Owszem jest potrzebny, ale w małych ilościach (moje starsze dzieci miały dwa razy położony fluor na zęby - w moim mieście woda nie zawiera fluoru ponoć) i gdyby tak super działał to ja (całą podstawówkę regularnie miałam fluoryzację w szkole i używałam past z fluorem - przestałam ze 2-3 lata temu), nie miałabym tak zrujnowanych zębów.
Kitten - 2008-11-06, 22:54

Tak się składa, że ja musiałam sobie poradzić 'tylko' z rodzicami... Było to o tyle niełatwe, że mam w rodzinie antywzorzec - matkę i córkę, żyjące na bułach i czekoladzie, wiecznie chore na anemię i milion innych rzeczy. A że do niedawna w mediach nie mówiło się o wegetarianizmie, a już na pewno nie pozytywnie... Moje pierwsze próby, jeszcze w podstawówce, zakończyły się niepowodzeniem. Dopiero w liceum, zebrałam siły na merytoryczną dyskusję, zmusiłam mamę do przeczytania książki 'Wszystko o wegetarianizmie', no i się udało ;-) . Było trochę narzekania, wysyłanie na badania krwi, ale nie było zmuszania, czy przemycania mięsa w czymkolwiek. Drugim wyzwaniem była moja chęć odrzucenia jajek i nabiału. Na sakramentalne 'to co ty będziesz jadła?!' odpowiedziałam 'zobaczycie'. I tak nauczyłam się gotować, i to naprawdę dobrze :mrgreen: Rodzice, widząc, że moja dieta jest smaczna, urozmaicona i nieźle podbudowana teoretycznie, stopniowo pozbywali się obaw. Zresztą, wiedzieli pozytywny wpływ zmiany diety na moje zdrowie i figurę. Co więcej, przejęli nadspodziewanie wiele moich poglądów, i teraz jadają mięso raz na ruski rok, mówiąc o nim per 'ścierwo' :mrgreen:

Co najlepsze, po moich ostatnich wakacjach w domu (gotowałam sama lub z mamą, ale nadal w roli szefa kuchni ;-) ), znacznie podwyższony (mimo leków) cholesterol mamy, znalazł się w dolnych rejestrach normy, i leki można by,o odstawić :-D . Lekarka (gruba ]:-> )zrobiła chapeau bas, mama obiecała solennie, ze nadal będzie pilnowała diety, a oboje rodzice wyrośli na propagatorów wegetarianizmu. Czuję się spełniona jako dietetyk i & pedagog :mrgreen:

Podobną ewolucję obserwuję też u mojego faceta - oczywiście, nie jest to w całości moja zasługa, bo on jest otwarty na nową wiedzę, smaki i eksperymenty - ale perspektywy rysują się optymistycznie :-D

Co do reszty otoczenia - szanują. Spróbowaliby nie ]:-> :-P

kofi - 2008-11-07, 10:57
Temat postu: Re: Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso
Lenka napisał/a:
Jak to jest teraz tak czysto teoretycznie to co bedzie potem???

Istnieje szansa, że potem będzie lepiej - przyzwyczają się, znudzi im się, zobaczą, że nie umierasz, a nawet zyjesz coraz lepiej, uspokoją się.
Dzieci będą Twoje, nie ich, więc mogą sobie mysleć co chcą, nie ich sprawa.
Od pewnego czasu widzę pozytywne zainteresowanie znajomych moją dietą, mam koleżanki, które biorą przepisy, albo proszą żeby ugotować coś wege jak przychodzą.
Coraz więcej osób mówi mi tez (chociaż naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać), że ogranicza mięso, albo że chętnie w ogóle zrezygnowałoby z mięsa. - to głównie ze względu na to, że to mięso podobno ostatnio dosyć paskudne, ale mimo wszystko).

Malinetshka - 2008-11-07, 13:18

Cytat:
Od pewnego czasu widzę pozytywne zainteresowanie znajomych moją dietą, mam koleżanki, które biorą przepisy, albo proszą żeby ugotować coś wege jak przychodzą.
Coraz więcej osób mówi mi tez (chociaż naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać), że ogranicza mięso, albo że chętnie w ogóle zrezygnowałoby z mięsa. - to głównie ze względu na to, że to mięso podobno ostatnio dosyć paskudne, ale mimo wszystko).

Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege - zrobiłam takie oczy :shock: Potem dodał, że póki co odeszły w odstawkę wieprzowina i wołowina tylko ;) ale uśmiechnęłam się, gdy o tym opowiadał.. Uśmiecham się, gdy ktoś się tłumaczy przede mną, że "w sumie to on mało mięsa je" albo "zrezygnowałby też, ale..." :->
Bo ja również..
kofi napisał/a:
naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać

i raczej nie gadam o tym, chyba, że ktoś pyta (a pyta często :roll: )

Paticzang - 2008-11-07, 14:20

relacje? no coments...
Jezeli chodzi o moich rodziców to jest spokój (o tym sie nie rozmawia hehe, no chyba, że za naszymi plecami - ooo to napewno :evil: ) bo mieszkamy daleko i nie często się widzimy więc tematu nie ma. Chociaż jedno pamiętam - było to na święta wielkanocne, ja byłam wtedy w ciąży, moja mama specjalnie dla nas przygotowała wtedy jakieś potrawy wege a tata z tekstem: "To ty nie jesz mięsa? Ostatnio jeszcze jadłaś..." heheh ale się wtedy zezłościłam... no ale jak przyjeżdżał ktoś nas nawiedzał (znaczy się odwiedzał :) ) to zawsze było: ooo jakie dobre, smaczne, a co to... hehehe i zawsze była dokładka...
Ale później znów to samo- ja nie mogę żyć bez mięsa, przecież mięsko trzeba jeść Wy jesteście dziwni, a dziecku nie dać horror!
Także jeżeli chodzi o naszą dietę to lepiej nic nie mówić bo zostaniemy zeżarci heheh zresztą musielibyście posłuchać tych wszystich ludzi z którymi ja o tym rozmawiałam (najgorsi to znajomi) - byście się uśmiali. Teraz to jak już się pojawi ten temat to ja się lekko uśmiecham, zamykam i otwieram oczy i kiwam głowa i mówię yhmm, tak, yhmmm, tak.. Tym bardziej, że ja zawsze podkreślam- takie jest moje zdanie ja Cię do inczego nie namawiam i nie przekonuję. Mówię Ci to co Ja myślę. ;)
A najlepszy jest teściu... ale tego nie da się opisać. Chyba to nagram i puszcze na youtube :) heheh ale byście sikalii ze śmiechu.. ale ciiiii ;)

Ania D. - 2008-11-07, 14:52

Cytat:
Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege

Wspaniale, bardzo się cieszę :-D . To jest dopiero mądra decyzja!

Kashmiri - 2008-11-07, 15:29

Malinetshka napisał/a:
Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege -

mojej babci lekarz oficjalnie odradził mięsko :mryellow: Zawsze o tym wspomina, kiedy jakaś dalsza ciotka zaczyna nas krytykować (porządna babcia, przynajmniej wie, kogo ma bronić). Ale ona sama i tak podjada, jak myśli, że nikt nie widzi :roll: Za to babcia K. to wegetarianka pełną gębą, nawet cukru nie je, co dla mnie jest niewykonalne. I też wszyscy lekarze ją chwalą. Może tacy są wobec osób starszych i tylko na dzieci się rzucają z tym mięsem?

Malinetshka - 2008-11-07, 17:05

Aniu D., ja jestem daleka od entuzjazmu jednak :-> Dziadek to powiedział zapewne pod wpływem lekarza, który mu zakazał wieprzowiny. Nie były to więc raczej słowa wynikające z wewnętrznych zmian czy przemyśleń.. a szkoda.
Ale kto wie, kto wie... wszystko jest możliwe :) Czasem również takie "narzucone z góry" postanowienia mogą prowadzić do zmian w nas samych.
Nie zamykam się na to, co więcej - byłoby super, gdyby dziadkowie zmienili swoje żywienie, bo jedzą fatalnie... Czasem aż mnie to boli, bo myślę o ich zdrowiu, które coraz bardziej liche :/ ale nie odzywam się raczej, bo jeszcze bardziej mnie boli uderzanie głową w ścianę.. To więcej oni poruszają ten temat niż ja sama. Ale może tak to ma właśnie niekiedy wyglądać? Może niektórzy muszą przejść przez etap czepiania się/wyśmiewania/gadania.. itp. Może to prowadzi w rezultacie do czegoś dobrego? :roll:

kocham_tramwaje - 2008-11-07, 22:36

Lenka,
wybacz, ze zaczne od tego-jestes mlodziutka i zapewne Twoja rodzina zywi goraca nadzieje, ze kiedys z wiekiem po prostu zmadrzejesz. prosze Cie-badz wytrwala i nie madrzej :mryellow: .
ja jestem wege od 10 lat. pozno zaczelam-jako zbuntowana dziewietnastka :lol:
chcialam tego o wiele wczesniej (na starym forum pisalam o tym-jak mialam 11 lat czytalam "kalendarz szalonego malolata" i stamtad sie dowiedzialam, ze tak mozna :lol: ), ale wiedzialam, ze nie przejdzie. wychowalam sie w rodzinie, gdzie sie porzadnie gotowalo-tzn ojciec kultywowal kuchnie mojej babki, a do wege temu bylo baaardzo daleeeko. dopiero wiec jak osiagnelam pewien level w swoim zyciu, spokojnie moglam sobie stawiac na swoim. co nie oznacza, ze spotkalo sie to z otwartymi ramionami. moja mama do tej pory nie moze uwierzyc w to, ze nie jem ryb. zreszta jej to bylo latwiej lyknac-jak byla na studiach cwiczyla joge, jadla pokrzywy i takie tam, wiec dla niej moje wege bylo jakastam fascynacja do przyjecia.
ale piekielko przechodzilam-podobne do Twojego, tyle , ze nie jak bylam teenage, lecz dekade pozniej (nie wiem co gorsze :-/ )
jesli chodzi o dzieci, jak pisala kofi, beda Twoje i to Ty bedziesz za nie odpowiedzialna. poza tym-zobaczysz za pare lat-choc wierze, ze jest Ci teraz ciezko i jeszcze nie raz bedzie..- Ty bedziesz zdrowa, Twoje dzieci rozniez- wtedy po prostu sie przekonaja, kto w tym wszystkim mial racje :mryellow:
co do utrzymywania kontaktow-zrywanie nie jest rozwiazaniem. mialam jazdy, zeby wyjsc i zamknac drzwi za soba raz na zawsze. moi rodzice tak na prawde przekonali sie do wegetarianizmu(mojego-sami nie zamierzaja) teraz, kiedy zostalam mama. w ciazy bylam zdrowa, dziecko mam zdrowe (moj konkubent tez jest wege i tez jest zdrowy :mryellow: ), wiec to jest dla nich jakims takim dowodem na to, ze to nie jest cos zlego . kiedys moj ojciec bacznie mnie obserwowal jak gotowalam malej zupe. ot zwykla jarzynowka. ale jak zobaczyl oliwe, mnogosc warzyw i takie tam magiczne skladniki-chyba odetchnal z ulga :lol:
natomiast moja tesciowa nigdy tego nie zaakceptuje, ona jest na cudotworczej diecie optymalnej, pol lodowki zajmuje smalec, drugie pol twarog(serio) i co jakis czas dzwoni, by nas poinformowac, ze najwyzszy czas by Mala zaczela jesc mieso. na szczescie mieszka na drugim koncu kraju ]:->
jesli chodzi o znajomych-z tego co mi wiadomo-moje dziecko to jedyne wege-dziecko (nawet jesli niektorzy z rodzicow sa wege :-/ ), podchodza z rezerwa i potrzebuja zapewnienia, ze przedewszystkim lekarka nie widzi przeciwwskazan(zero zaufania do mnie :evil: )
musisz byc po prostu twarda. zamykanie sie na rodzicow czy rodzenstwo nic nie pomoze-cos o czym nie beda mieli pojecia bedzie dla nich zle/niebezpieczne/niezdrowe-jednym slowem tabu.
przykre, ze nie masz w nich oparcia, a jeszcze bardziej przykre, ze nie masz oparcia w swojej siostrze. przez to, ze jest starsza uwaza sie za madrzejsza, ale z takimi argumentami? nie chce pisac zle o niej, bo nie o to mi chodzi(przede wszystkim jej nie znam), ale ma troche wygodne podejscie.
no i tez bardzo niefajne jest tlumaczenie Twojej "diety" argumentami zdrowotnymi. az cos mi sie robi :evil:
o zesz, ale sie rozpisalam.
badz uparta, w koncu beda musieli to zaakceptowac i moze przestana traktowac to jako cos wstydliwego (co za podejscie??)

buziaki

majaja - 2008-11-08, 00:01

Ja tam zawsze byłam rodzinne dziwadło, bo czytałam książki, bo moją ambicją zyciową nie było nigdy sprzątanie, bo miałam własne zdanie, jak dołożyłam do tego dietę wege to już byłam przywyczajona. Jak urodził się Miron to swoje przeszłam i wysłuchałam mimo odległości sporej, ale przynajmniej w końcu się nauczyłam trzymać mamę na dystans. Nie ma tego złego. Moje dziecię skończyło 3 lata i nie musze do dentysty ewenement rodzinny :)
Lenka - 2008-11-08, 09:20

:-D Cieszę się, ze Wasze rodziny tak do tego podchodza, swego czasu mialam nadzieję, ze moja mama rzuci mięso, ale chyba nic z tego.


Cytat:
To mi się podobało :-D

Wiem, ze jestem mloda, nie planuje w najblizszym czasie dziecka :-D , ale coraz czesciej o tym myslalam, jak to bedzie itp. Bardzo lubię dzieci, jak bylam młodsza "nianczyłam" duzo dzieciaków. Kiedy zaczelam interesowac sie psychologią, przeczytałam sporo o psychologii i rozwoju niemowlat i dzieci. Wiem, ze nie musze Was do tego przekonywac, ale nie bylo tak nic na temat jedzenia miesa czy cukru do prawidlowego rozwoju dziecka... :-) Czytam tez informacje o "zdrowym zywieniu" dzieci i czasami nie wiem czy sie smiac czy plakac, jak czytam o zdrowych serkach, ciasteczkach itp. Ale czytam to, zeby wiedziec, o co chodzi :lol: Chociąz powiem Wam, ze to zalezy od czytania ze zrozumieniem, nie nadaramnie sa testy kompetencji :lol: Pisze w artykule jak byk - nie dawac dziecku słodyczy, slodkich serków itp, a obok reklama Danone... Wystarczy nie zwracac uwagi na reklamy ]:->
Non stop szukam czegos o wegetarianizmie, o szkodliwosci miesa, ryb, nabiału, o tym, jak i co jesc, ogolne rady, przepisy... Chyba wiekszosc wege ma tendencję do studiowania ksiazek dietetycznych i ma duzo wiedzę o zdrowym zywieniu i gotowaniu :mryellow:
Denerwuje mnie to, ze ludzie uwazają wegetarianizm za chorobe. Uwazają nas za dziwaków, mysla, ze glodujemy, ze jestesmy niedozywieni, bladzi itp. Szkoda, ze tylko tych, ktorzy nie jedzą mięsa... Ciagle musimy udowadniać, ze robimy to dla siebie, ze nie zmuszamy sie do tego, nikt nam tego nie narzuca... A Wy, rodzice wegedzieci to juz macie całkiem pod górke, w koncu głodzicie je, odmawiacie im tego, co jest im niezbędne do zycia i szczescia ( mowa tu o pozywnym mięsku i pottrzebnym białym cukrze), zabieracie im dziecinstwo... :evil: Pomijając fakt, ze wegetarianie znają sie na zywieniu, chca jak najlepiej dla swoich dzieci, nie narzucają im swoich racji, tylko chcą robic to co uwazaja za dobre dla swoich pociech. Nie naduzywają leków, nie dają dziecku slodyczy... Staraja sie uzywac produktow ekologicznych, bez chemii, naturalnych, gotują zdrowe potrawy...
A mimo to sa wyrodnymi rodzicami... Nie to co "normalni rodzice". Dają dzieciom zdrowe i delikatne paróweczki, chrupiące białe bułeczki z margaryna z witaminami niezbednymi do prawidłowego rozwoju, słodycze polecane przez IMiD, cukier, który krzepi, wzbogacane w wapn serki dla dzieci, o i przede wszystkim bogate w pełnowartościowe białko mięso... Nikt się ich nie czepi, że trują dzieci... :-|
Moi rodzice mowią czesto, ze moze i oni jedza niezdrowo, ale zarowno oni jak i reszta (normalnych) ludzi, nie chorują. Tzn mama ma poblemy z trawieniem, cerą, tato pali, tez ma problemy z trawieniem, siostra z cerą...., ale nic im nie jest. Za to ja ciągle choruję i mam problemy z brzuchem, a tak zdrowo sie odzywiam. Ja tłumaczę to sobie tym, ze bralam tonę leków, antybiotyków i inhalatorow na astme, ktorej nie miałam, bo lekarze wciskali mi to wszystko, z grozba dla rodziców, ze to konieczne... Zniszczyło mi to układ immunologiczny, jelita, zolądek itd...
Co do mojej siostry, tez nie chce jej obgadywac, choc nie powiem ze ona tego nie robi :-D
A. ma zupełnie inny charakter niz ja, choc jestesmy z tych samych rodziców :-> Choc naprawde w potyczce "Kto Wie Wiecej" powiem nieskromnie, ze wygrywam ja i zaginam ją jakimis informacjami o zdrowiu, diecie, dzieciach itp. to ona jakos tego do siebie nie bierze. Nie, zebym sie przed nią chwaliła, popisywala, nie nie! Ja po prostu duzo czytałam, zeby miec uzasadnione argumenty nie do zbicia :-D Czasami sama sie mnie pyta, co jest dobre na jakas dolegliwosc, co jesc na ładne włosy etc. ale rzadko...
Dziekuje za rady, jak to dobrze, ze jest takie forum, podobnych do mnie "dziwaków", ktorzy mają takie same problemy i mysla podobnie. GDyby nie takie internetowe forum to byloby mi ciezko. Choc kiedys w sklepie ze zdrową zywnoscią, własciciele, wegetarianie od kilkunastu lat, ktorzy jak sie dowiedzieli ze jestem wege powiedzieli " Witamy kolejnego dziwaka, takiego jak my" :-D Pogadalam z nimi o moim jedzeniu, wreszcie nikt nie wytrzeszczał oczu jak mowilam karob, orkisz, amarantus czy quinoa. Dowiedziałam sie wielu fajnych rzeczy, wyszłam z mala siatka pełną jedzonka, a moja mama z portfelem lzjeszym o 150 zł, dostalam ksiązke B. Żak - Cyran... :lol:
Dobrze, ze wydusiłam to z siebie, w razie czego wchodze na wegedzieciaka i nawet jak nie znajdę porady to znajde wsparcie i ludzi ktorzy mnie rozumieja ;-)


[ Dodano: 2008-11-08, 09:22 ]
Ojj... przepraszam chcialam cytowac tylko to, co napisała walaija a wyszło jakbym wszystko kopiowala :-/

arahja - 2008-11-08, 09:54

Bywało i śmieszno, i straszno. Gadanie o zdrowotnych właściwościach mięsa mnie straszliwie irytowało, a zawsze przy obiedzie wypływał ten temat. Mama w służbie zdrowia, ale w końcu ona chyba najlepiej to wszystko przyjęła. Nie zmuszała, chyba nawet dużo nie komentowała. Teraz to ja przywożę nowinki do domu i zostaję szefem kuchni, więc nie mam żadnego problemu (ale ja rzadko przyjeżdżam ;) ). Kuchnia domowa jest niesamowicie uproszczona, nie jadłam (dopóki się nie wyprowadziłam na studia) wieeeelu warzyw, kasze raz od święta (siostra nie lubi, choć nigdy nie spróbowała), głównie potrawy mączne i to nieszczęsne mięso. Wiedzą oczywiście, że to ich mięsko jest faszerowane wszystkim, co się da i ze zdrowiem nie ma wiele wspólnego - starają się zwykle zamówić u kogoś pół świniaka i biorą wyroby. To dla nich jest zdrowsze niż zakup w mięsnym i na tym kończy się refleksja. Lubią smak mięsa i nie chcą z niego rezygnować.
Mama ostatnio zauważyła, że mam ładną cerę, jak nigdy, i przyznała, że to może być zasługa mojej diety. :)
Też mam siostrę, tylko młodszą - mógłby ją zaadoptować Ronald McDonald. Chodzące junk food z milionem problemów, które tuszuje coraz to nowszymi kosmetykami. Skóra nie taka, włosy nie takie, paznokcie nie takie. Nasze obszary żywieniowe praktycznie się nie pokrywają. Wydaje mi się, że na niej powinno się skupić ostrze mądrych rad, ale wegetarianka to zawsze większe zło, no nie?

Tak więc Lenka, nie łam się, wszystko będzie dobrze :-) Najlepiej po prostu przekonywać rodziców empirycznie: gotować im to, co sami chcemy zjeść :)

Lenka - 2008-11-08, 16:25

No, moja siostra podobnie, tzn moze nie az całkiem, ale wlasciwie co weekend chodzi na gyrosa, pizze lub hamburgera, do pracy nosi drozdzówki itp. Tyle dobrego dla niej ze jest szczupła, ale cos mi sie widzi, ze to jakies pasozyty, bo uwielbia cukier... Coz, na badania jej nie zmusze :-(
Amanii - 2008-11-08, 16:55

A co to ma wspólnego zdrowy/niezdrowy tryb życia z jedzeniem/niejedzeniem mięsa? :roll:
Ja też uwielbiam cukier, jem w szkole drożdżówki, pizze i knysze zdarza mi się zjeść, a zwłaszcza w weekend, kiedy jestem w knajpie/knajpach prawie do rana i raczej greenway już zamknięty a nie samym piwem człowiek żyje :D No i też jestem szczupła jakimś cudem. Wszyscy mówią że to dlatego, że nie jem mięsa, ale teraz już wiem - pasożyty! :lol: :lol: :lol:

Lily - 2008-11-08, 16:59

Ja ostatnio byłam z A. u rodziców moich i tam w lodówce leżały różne zwłoki, włożyłam tam winogrona na talerzu - całe prześmierdły tym zapachem, normalnie nas to obrzydziło strasznie :/ Tak bardzo odwykłam od tych klimatów, że już się w ogóle do ludzi nie nadaję, zwyczajnie mi się chce wymiotować, nic na to nie poradzę. No i co z tym fantem zrobić?
Lenka - 2008-11-09, 14:31

Nie chodzi o to, ze jak ktos jest szczuply to ma od razu pasozyty, Amanii. Moja siostra ogolnie nie ma apetytu, mało je, a jak juz to tylko słodkie, ogolnie ma objawy jak przy pasozytach (wiem, bo sama je miałam).
Cytat:
Cukier. Lubią go pasożyty. To dla nich najlepsza pożywka, dzięki niej się rozwijają. Nie wierzysz? Popatrz na drożdże, które rosną gdy dodasz do nich mleko i cukier. W przewodzie pokarmowym dzieje się to samo!


No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
Cytat:

Lily - 2008-11-09, 14:32

Lenka napisał/a:
No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
tylko niektórzy :)
Capricorn - 2008-11-09, 15:42

Lily napisał/a:
Lenka napisał/a:
No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
tylko niektórzy :)


ano, tylko niektórzy.

hathayoga - 2008-11-09, 18:43

W sumie to większość z nas ma pewnie podobne historie rodzinne w temacie bycia wege.
Pamiętam czas 8 lat temu, gdy pojechałam do rodziny na Mazury i po raz pierwszy dowiedzieli się, że nie jem mięsa. Ile się nasłuchałam, ile sobie pożartowali... ten jeden raz, za rok kolejny, za dwa... aż do teraz. Ciocia i wujek, już w podeszłym wieku, z polecenia lekarza musieli zmienić swoje nawyki żywieniowe, zamiast schabowych kotlety sojowe, zupki na warzywach, dużo surówek, mało tłuszczu, mało cukru. Co ciekawe, smakuje im :) Przekonali się, że nie taki ten nasz wege diabeł straszny, jak się mięsożercom wydaje. Kwestia dobrego kucharzenia i jako takiej świadomości. Czuję się teraz przy nich, jakbym wygrała jakąś walkę o zdrowie, dla nas wszystkich ;)

kiszony - 2008-11-09, 19:15

nie ma to jak rodzinny obiadek! :D
a zwłaszcza wtedy gdy połowa rodziny to służba zdrowia...
wszystko wiedzą lepiej, bo bo przecież są na studiach i nawet jak przyniesiesz książka profesora doktora habilitowanego inżyniera to i tak poglądów nie zmienią.

a co do tematu ... moje relacje z najbliższymi nie są wcale takie złe.
wszyscy w rodzinie jedzą mięso ale są różne postawy co do niejedzenia mięsa..
mama - (służba zdrowia), poooooowoli to akceptuje ale czasem najdzie ją na wykład o tym że niezdrowo jem. wtedy jest dłuuuga dyskusja i na 2-4 tygodnie spokój.
ojciec (rodzice rozwiedzeni), jak mu powiedział to ... był ze mnie dumny :shock: :D jak do niego jeżdzę tak co około miesiąc to zawsze wymyśli coś fajnego na obiad i sobie pogadamy na temat odżywiania. jedna z niewielu osób które znam, które to po prostu interesuje.
brat (starszy, mieszkający z ojcem) - chcesz, to sobie nie jedz mięsa. :D nie ma mnie z tego powodu za dziwoląga ale jakoś na ten temat nie rozmawiamy.
ciocia + wujek (służba zdrowia, 5 minut drogi ode mnie.) co 2-3 tygodnie rodzinny obiadek. na początku bywało różnie czasem ciocia się wkurzała że jem tylko ziemniaki i surówki, teraz albo jest dla mnie specjalnie 3-4 rodzaje surówek albo jakieś coś odmiennego, czyli wszyscy jedzą 'niedzielny' obiad a ja naleśniki.
babcia, dziadek, ciocia, wujek - których widzę 4 razy w roku nie mają nic przeciwko, ale bywają dyskusję typu: co będę jadł na obiad itd. ostatnio na wyjazd zrobiłem sobie kotlety dla siebie to nikt niczego nie komentował.

nie źle, ale na nadmiar wsparcia ze strony rodziny nie narzekam :D
z resztą... jestem uparty więc dopóki nie wyląduje w szpitalu to raczej z byle powodu nie zrezygnuje.

btw. przez pierwsze dwa miesiące w lodówce była jakaś wędlina czasami, ale dzisiaj sa tylko serki przeróżne, pasztety sojowe a z mięsa to jedynie są skwarki i smalec. :D

Silverka - 2008-11-24, 10:12

kiszony skad ja to znam, u mnie tez sporo lekarzy, w tym siostra, ktora byla kiedys wege i zywila sie tylko serkiem ze szczypiorkiem i pomidorem na kanapce i jest wielkim przeciwnikiem wege bo kiedys popadla prawie w anoreksje dopuki sie nie ocknela. Oj jak ciezko bylo ja przekonac do wegetarianizmu na szczescie, juz mam to za soba po ponad 2,5 roku bycia wege siostra zobaczyla czym sie odzywiam w porownaniu do niej, zamknela sie ale dogryza mi jeszcze nieraz. Babcie dalej nie moga przywyknac do bycia wege i sie dziwia, ze jestem taka biedna bez mieska. ach :mrgreen: ale probuja juz nawet moich potraw niektore smakuja inne wybrzydzaja bo niby niedosolone. Ale mam to w nosie ;) ciesze sie, ze rodzice jedza wiecej warzywek, mama zaczela brac b12 dzieki mojej namowie przekonalam ja ze jej tez sie przyda, i nawet kielki probuje inne niz rzodkiewki. Ciesze sie bardzo ta zmianą. taty raczej nie przekonam, je takie warzywa co zna i juz. Ale i tak fajnie ;)

a dalsze otoczenie, przywykli . Rodzinka sie dziwi tylko ze moge tylko roslinki wcinac i nic mi nie ejst. Nieraz sie dziwia ze zyje wogole hehe ale juz nauczylam sie przemilczeć ten fakt bez dogryzania. Niech sie tylok nie wcinaja w moj sposob odzywiania a ja nie bede sie w ich wcinać, chyba ze beda sie pytac sami o to ;)

lilias - 2009-02-18, 16:16

Lily napisał/a:
Ja ostatnio byłam z A. u rodziców moich i tam w lodówce leżały różne zwłoki, włożyłam tam winogrona na talerzu - całe prześmierdły tym zapachem, normalnie nas to obrzydziło strasznie :/ Tak bardzo odwykłam od tych klimatów, że już się w ogóle do ludzi nie nadaję, zwyczajnie mi się chce wymiotować, nic na to nie poradzę. No i co z tym fantem zrobić?

Zostają tylko hermetyczne pojemniki i pozytywne nastawienie :) można do lodówki słoik (otwarty) z sodą oczyszczoną. Powinna wciągnąć zapachy

Lily - 2009-02-18, 17:02

lilias napisał/a:
Zostają tylko hermetyczne pojemniki i pozytywne nastawienie :) można do lodówki słoik (otwarty) z sodą oczyszczoną. Powinna wciągnąć zapachy
nie potrzebuję tego, nie mam w domu zwłok, to była jednorazowa sytuacja ;) z pojemnikami raczej nie jeżdżę w podróże ;)
lilias - 2009-02-18, 17:54

to masz super, bo ja się wspomagam pojemnikami :mryellow:
Malinetshka - 2009-02-18, 20:07

lilias napisał/a:
coś skopałam przy odpowiedzi dla lily

lilias, wejdź w edycję postu i usuń ten "/" z pierwszego "[quote]"
Sorki za OT :P

lilias - 2009-02-19, 12:07

Malinetshka. Dzięki wielkie już poprawiłam :-D
Brzoza - 2009-03-02, 22:21

Mnie, ze względu na wegetarianizm, nikt nie krytykuje. Mam może łatwiej, bo minęły już trzy lata, więc rodzina zdążyła się oswoić. Bardzo sporadycznie zaczynają się jakieś wynurzenia, szczególnie ze strony ojca, mama na ten temat w ogóle się nie wypowiada, bo posiłki robię sobie sama i ona nie jest obciążona dodatkowym spędzaniem czasu w kuchni. Ostatnio mojemu fraterowi zamknęłam usta stwierdzeniem, że skoro w szpitalu pytali mnie, czy jestem na jakiejś diecie i na moje wyznanie, że jestem wegetarianką, pielęgniarka się nie zdziwiła i personel dbał o to, bym miała posiłki bezmięsne, to nie ma o czym mówić.
Co do znajomych - temat ten nie jest po prostu poruszany, każde z nas już dawno ustaliło, jakie ma zdanie i nie wracamy do tego. Mogę tylko usłyszeć zdanie, że dla nich jest to niezrozumiałe, może i głupota, ale to przecież moja sprawa.
Nie mam w sobie też tej zapalczywości, by perswadować innym swoje racje. Każdy ma prawo żyć jak chce. Po prostu i nie ma tu nic do rzeczy, że ja jestem wegetarianką. Świat trzeba zmieniać poczynając od siebie i już teraz wiem, że moje dzieci będą wege i nikomu nic do tego. Reszta niech pochłania, co chce.

Anja - 2009-03-03, 08:59

Kurcze, ja też mam jakiegoś farta, że nikt mojego wegetarianizmu nie krytykuje (a to już 12 lat...), przynajmniej otwarcie. ;-)
Wegetarianizm jest dla mnie cały czas bardzo ważną sprawą - zupełnie tak, jakbym wege została wczoraj - więc, choć nie wszczynam jątrzących dyskusji, staram się, by wszyscy naokoło wiedzieli, że jestem wege. Np. chodzę do pracy w koszulce z napisem wegetarianizm albo częstuję jakąś "dziwną" potrawą. :-) No i ostatnio o mało z krzesła nie spadłam, jak mój dyro (facet 70-letni, mocny konserwatysta) zaczął mnie przepytywać, "co ja jem", bo jemu się mięso znudziło... :-o (Chociaż, nie łudzę się, że został wegetarianinem...) Wierzę (naiwnie?) w "dawanie przykładu" swoją postawą i tak sobie myślę, że może powoli świat się będzie zmieniał...

mandy_bu - 2009-03-03, 09:44

Z moich osobistych obserwacji wynika, że starsi ludzie obecnie dość często przechodzą na dietę bezmięsną. Tak bardzo często zalecają lekarze, a np: moja babcie ,źle się czuje po daniach mięsnych. Natomiast druga moja babcia (już ś.p.) Byla dość dlugo świadomą wegetarianką, ale niestey przesadziła z wiarą w medycynę naturalną :cry: .

[ Dodano: 2009-03-03, 09:47 ]
Acha i u mnie w domu każdy je co chce, mąż się nie czepia mojego talerza, ani ja jego ;-) .

agaB - 2009-04-16, 15:09

Pamiętam jak w szkole średniej była, podczas matury wszyscy dostawali kanapki z wędliną, a mi jednej nieśli specjalną kanapkę. Wszyscy słyszeli, że "to ta, co nie je mięsa". Traktowali mnie jakoś dziwnie.
Później miałam problemy zdrowotne, no i znajomi przekabacili mnie, aby jadła mięsko. Niestety posłuchałam ich, ale teraz już nikt nie wmówi mi, że moje choroby wynikają z jedzenia mięsa ]:-> Nie dam się.
A komentarze odnośnie wegetarianizmu próbuje nie słyszeć, a jak ktoś mnie wkurzy, to mówię mu co takiego złego jest w mięsie i jak to działa na organizm. Przeważnie dyskusja kończy się szybko i obrzydzam jedzenie mięska :lol:

gemi - 2009-05-11, 12:57

Brzoza napisał/a:
Każdy ma prawo żyć jak chce. Po prostu i nie ma tu nic do rzeczy, że ja jestem wegetarianką. Świat trzeba zmieniać poczynając od siebie i już teraz wiem, że moje dzieci będą wege i nikomu nic do tego. Reszta niech pochłania, co chce.

Brzoza, bardzo podoba mi się to, że w tak swobodny sposób o tym piszesz. Dla mnie taka postawa jest niestety tylko teorią, gdyż odkryłam u siebie właśnie taką skłonność do "nawracania". Wolałabym po prostu wyrazić swoje zdanie bez próby zmiany kogoś. Więc pracuję teraz nad tym, by powiedzenie "my home is my castle" był u mnie praktyką i sposobem życia a nie tylko znaną mi teorią.

U mnie jakiegoś wielkiego halo nie było. Najpierw jakieś 6 lat temu zrezygnowałam z jedzenia świnek, później z mojego jadłospisu wyleciały krówki, kurki i inne zwierzątka. Co do ryb to dałam się wkręcić, że to "jakby nie mięso" (sama się dziwię teraz temu poglądowi) i jadłam je. Jednak wcale nie czułam się wege. W ciąży dałam się kilka razy wkręcić w jedzenie mięsa ze swojej hodowli. Co dziwne - poczułam jakąś większą akceptację ze strony rodziny (dziś na myśl o takiej pseudoakceptacji jest mi po prostu przykro) Ale już od pół roku żyję w zgodzie z wszelką zwierzyną i ze sobą. (może za wyjątkiem połknietego komara, co zdarzyło się przedwczoraj na spacerze po parku. Ale on sam się tam wepchał ;) ) Ostatnio podczas obiadu mama zapytała się: "to ryb też już nie jesz? Dlaczego?" Odpowiedziałam, że nie jem, bo ryba to przecież też zwierzę a poza tym uważam mięso rybie dostępne u nas za bardzo niezdrowe. Wzruszyła tylko ramionami i nie komentowała.
Największe boje toczę z siostrą, ale są to bardziej dyskusje naukowe na czyste argumenty. Moja siostra studiuje zootechnikę i uczy się m.in. o (uwaga...) humanitarnym uboju trzody chlewnej i bydła (jak ja nie znoszę tego określania uboju humanitarnym). No, ale przynajmniej jest ciekawie, bo nie idzie między nami na złośliwość i noże, tylko na wymianę źródeł poglądów. Przy niej naprawdę ugruntowuję się w swoich racjach. Przy okazji znosi mi różne nowinki dotyczące aktualnie prowadzonych badań nad żywnością. Okazuje się, że we Wrocku jeden doktor bada temat activii i actimela i zbiera dowody na to, że one wcale nie są cacy. Więc cenie sobie takie rozmowy i chętnie je prowokuję wybierając z tych debat to co dla mnie najcenniejsze. Mimo uszu puszczam ten "humanitarny ubój", czy "bezantybiotykowe mięso".
Moja teściowa przywykła już do mojego sposobu żywienia. Przedtem też nigdy mi niczego nie narzucała. Pytała się tylko zawsze co takiego mi ugotować, żebym zjadła ze smakiem. Dzwoni, co mi kupić i przygotować, gdy się do niej wybieramy. bardzo to miłe, przyznaję :) Sama z wielką chęcią próbuje wszystkiego, co ja ugotuję i później zachwala. Czasem spyta tylko: "kotlecika pewnie nie zjesz?" ale to bardziej z rozpędu, bo złośliwości nigdy w niej nie widziałam żadnej. Teść twierdzi, że każdy je, co mu smakuje i dla niego nie ma problemu.
Dwa dni temu opadły mi jednak ręce. Mój tato - złoty człowiek swoją drogą, westchnął sobie i wyrzekł magiczne słowa, które w mig zapaliły moją czerwoną alarmową lampkę: "kiedy się nawrócisz?" Zdębiałam. Wiedziałam, że nie chodzi o wiarę, bo z domu to w sumie jestem z tych bardziej religijnych. Żeby nie zaogniać i nie dyskutować, palnęłam z żartem: "Na Hari Kriszna :?: " "Nie, na jedzenie" - usłyszałam. Powiedziałam, co następuje: "z jedzeniem się nie pogniewałam, wprost przeciwnie - uwielbiam jeść" i wywaliłam wieeelkiego rogala na pyszczku. W duchu myśląc: głęboko wierzę, że na mięso już nigdy się nie "nawrócę". Kurcze, usłyszałam od człowieka, który ma ze 20 dolegliwości o nawracaniu się na poprzedni styl jedzenia... Może po prostu chciałby, bym była bardziej "swoja"..?? Tato często też komentuje zawartość talerza mojego męża, gdy serwuję moje posiłki: "Siła za 3 dni". Na co mówię: "Siła na 3 dni" delikatnie się uśmiechając.
Póki co oświadczyłam, że mój Pacio chowany na wegemleczku (co mu z resztą służy, bo nie mieści się nawet w górnej granicy siatki centylowej jeśli chodzi o wagę) będzie wegedzieciakiem. I na dodatek zero słodyczy. Jakoś rodzice nie podjęli dyskusji. Mama tylko zastanawiała się nad słusznością eliminacji słodyczy. Tato stwierdził, że trzeba dać dziecku spróbować kiełbasy, czy schabowego. Teściowa boi się odwapnienia kości, bo powiedziałam jej, że Pawcio przynajmniej do końca 2 r.ż. nie spróbuje nabiału. Ale żadnych kazań nie usłyszałam. Widać, że mimo odmiennych poglądów mam u nich grande szacun. Poza tym chyba boją się merytorycznej dyskusji, bo o żywieniu wiedzą bardzo niewiele a sami dobrym zdrowiem pochwalić się nie mogą.
Jeśli ktoś pyta, dlaczego jestem wege (zazwyczaj ma to miejsce akurat przy jedzeniu), mówię, że ze względów zdrowotnych i ideologicznych. Gdy próbują dociekać ideologii, proponuję, byśmy najpierw zjedli obiad, bo po moich uzasadnieniach mogliby już nic nie włożyć do ust :-P

Się wzięłam i rozpisałam :mryellow: :mrgreen: :mryellow:

Aha - mój mąż powooooli też przechodzi na wege. Deadline będzie w momencie przeprowadzki na swoje (czyli za jakiś miesiąc). Ciekawe co na to rodzina 8-)

gosia_w - 2009-05-11, 14:44

gemi, fajnie się rozpisałaś. Inspiracja do przemyśleń :-D
koko - 2009-05-11, 15:22

Mnie przytrafiło się spotkać z nieprzychylnym traktowaniem z powodu mojego niejedzenia mięsa. Nie wiem, dlaczego, ale wegetarianizm wzbudza w ludziach jakąś agresję, od razu chcą udowodnić, że to nie ma sensu i że jest się "nawiedzonym" (może zagłuszają jakieś swoje wyrzuty sumienia? jak myślicie?).
Zauważyłam też dwie rzeczy: lepiej mówić "nie jem mięsa" niż "jestem wegetarianką", a na pytanie "dlaczego nie jesz mięsa?" (zwykle to sposób prowokacji, zauważyłyście to?) odpowiadać po prostu "bo nie lubię". Jeśli odpowiadam: "bo nie pasuje mi to z powodów etycznych, ekonomicznych, zdrowotnych" czy jakichkolwiek - jest atak, jeśli odpowiadam "bo nie lubię" odpowiedzią jest krótkie i polubowne "acha".

[ Dodano: 2009-05-11, 15:25 ]
Mnie przytrafiło się spotkać z nieprzychylnym traktowaniem z powodu mojego niejedzenia mięsa. Nie wiem, dlaczego, ale wegetarianizm wzbudza w ludziach jakąś agresję, od razu chcą udowodnić, że to nie ma sensu i że jest się "nawiedzonym" (może zagłuszają jakieś swoje wyrzuty sumienia? jak myślicie?).
Zauważyłam też dwie rzeczy: lepiej mówić "nie jem mięsa" niż "jestem wegetarianką", a na pytanie "dlaczego nie jesz mięsa?" (zwykle to sposób prowokacji, zauważyłyście to?) odpowiadać po prostu "bo nie lubię". Jeśli odpowiadam: "bo nie pasuje mi to z powodów etycznych, ekonomicznych, zdrowotnych" czy jakichkolwiek - jest atak, jeśli odpowiadam "bo nie lubię" odpowiedzią jest krótkie i polubowne "acha".

No tak, ale z najbliższymi jest wszystko ok, co więcej - moja mama też przestała jeść mięso. Inaczej jest u mojego chłopka - jego ojciec twierdzi, że przez wegetarianizm na pewno jest impotentem.

gemi - 2009-05-11, 15:39

koko napisał/a:
Zauważyłam też dwie rzeczy: lepiej mówić "nie jem mięsa" niż "jestem wegetarianką", a na pytanie "dlaczego nie jesz mięsa?" (zwykle to sposób prowokacji, zauważyłyście to?) odpowiadać po prostu "bo nie lubię".

koko, to jest wersja dla osób, którym faktycznie mięso nie smakuje. Ja byłam kiedyś fest mięsożerna i mi to smakowało. W ciąży, gdy kilka razy jadłam mięso, też było dla mniw smaczne.
Dlatego mówię wprost bez owijania w bawełnę, bo ściemniać nie lubię. Skoro jestem wege, nie zgadzam się z zabijaniem zwierząt, to o tym jasno komunikuję.
Fajnie masz z mamą wege - u mnie to niewykonalne chyba ;-)

devil_doll - 2009-05-11, 15:43

Cytat:
No tak, ale z najbliższymi jest wszystko ok, co więcej - moja mama też przestała jeść mięso. Inaczej jest u mojego chłopka - jego ojciec twierdzi, że przez wegetarianizm na pewno jest impotentem.


:lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

koko - 2009-05-11, 15:48

gemi, racja, warto mówić prawdę a nawet uświadamiać ludzi przy różnych okazjach, tyle że często jest to dla przeciwników wegetarianizmu wspaniała pożywka, dzięki której mogą udowadniać godzinami, że człowiek to drapieżnik, a my pomrzemy na anemię dbając o świnki i motylki. Czasem brak sił na takie jałowe dyskusje z ludźmi, którzy nie chcą słuchać i rozmawiać, a tylko udowodnić nasz brak racji.
gemi - 2009-05-11, 16:16

koko napisał/a:
my pomrzemy na anemię dbając o świnki i motylki.

dobre :D z drugiej strony wolałabym z czystym sumieniem umrzeć na anemię niż na raka jelita grubego lub zawał mając na sumieniu wiele niepotrzebnych i brutalnych śmierci ;-)

koko - 2009-05-11, 16:20

Gemi, no co Ty, pierwsza zasada nie-wegetarian: zawał, rak jelita grubego, okrężnicy, żołądka, choroby nerek itd. nie mają nic wspólnego z dietą, a już przede wszystkim z jedzeniem mięsa. Te choroby powstają na skutek tego, że tata je miał i sąsiad też.
sylv - 2009-05-11, 16:24

koko napisał/a:
Te choroby powstają na skutek tego, że tata je miał

to akurat nie jest nic nowego. za raka jelita grubego i nerek oraz tarczcy i narządów rodnych jest m.in. odpowiedzialna mutacja genu, którą posiadam - z tego powodu regularnie badam się onkologicznie. I TAK, Tata raka też miał. i dziadek też. i drugi dziadek też (i tak, mieli te same mutacje co ja). :/

koko - 2009-05-11, 16:32

sylv, mam podobną sytuację - troje dziadków i ojciec zmarło na choroby nowotworowe. Jednak jak sama pewnie wiesz, zwiększone ryzyko dziedzicznych chorób nowotworowych nie oznacza jeszcze, że na tą chorobę zapadniemy. Wiadomo, że będąc w grupie podwyższonego ryzyka musimy szczególnie o siebie dbać, ale to nie jest jeszcze wyrok śmierci :)

A chodziło mi bardziej o to, że często ludzie nie łączą swojego sposobu życia i diety ze swoimi chorobami, tak, jakby choroby brały się z powietrza, wiesz, o co chodzi.

gemi - 2009-05-11, 16:42

koko napisał/a:
Te choroby powstają na skutek tego, że tata je miał i sąsiad też.

i listonosz ;-) :-D
a tak na poważnie: z tym dziedziczeniem i zachorowalnością zgadezam się z Tobą koko. Też mi się w spadku dostała niezła genetyczna mieszanka chorób, które zaczęły mi się dawać we znaki jako nastolatce. Ale dzięki nietoksycznemu trybowi życia (dieta, ruch i pozytywne relacje) wyszłam na prostą

koko - 2009-05-11, 18:31

gemi i sylv, no właśnie a nie wiecie jak to jest z badaniami w centrach onkologii dla osób z grupy ryzyka? Można zrobić te badania genetyczne i inne profilaktyczne w ramach ubezpieczenia? Jak to jest?
Jagula - 2009-05-11, 20:28

koko napisał/a:
gemi i sylv, no właśnie a nie wiecie jak to jest z badaniami w centrach onkologii dla osób z grupy ryzyka? Można zrobić te badania genetyczne i inne profilaktyczne w ramach ubezpieczenia? Jak to jest?
skierowanie od lekarza musisz mieć
mandy_bu - 2009-05-11, 20:46

w niektórych ośrodkach wymagają diagnozy lekarskiej chorych członków rodziny, bądź ich wypisu ze szpitala, (tam w sumie też jest diagnoza)
Malati - 2009-05-11, 20:48

koko napisał/a:
Można zrobić te badania genetyczne i inne profilaktyczne w ramach ubezpieczenia?


Z tego co wiem są darmowe.Przynajmniej tak było jakieś 4 lata temu kiedy moja koleżanka je robiła.Mam nadzieje że sie to nie zmnieniło :-/

mandy_bu - 2009-05-11, 21:01

tak robią te badania w ramach ubezpieczenia, no i oczywiście za pieniądze: koszt to około 400 zł
koko - 2009-05-12, 06:47

Dziewczyny, dzięki za informacje :)
sylv - 2009-05-12, 11:15

koko napisał/a:
gemi i sylv, no właśnie a nie wiecie jak to jest z badaniami w centrach onkologii dla osób z grupy ryzyka? Można zrobić te badania genetyczne i inne profilaktyczne w ramach ubezpieczenia? Jak to jest?

muszę zapytać Mamy, bo to w zasadzie ona załatwiała to dla nas wszystkich (bo u nas takie sympatyczne pakieciki są z obu stron - i od Mamy i Taty). Na pewno jest to bezpłatne dla osób z grupy ryzyka - robią Ci badania na określone typy mutacji, jeżeli masz, to dostajesz rozpiskę badań kontrolnych i częstotliwość ich wykonywania. i te badania są darmowe - różne typy usg, TK, kolonoskopia, gastroskopia, etc.
a u Ciebie jest taka poradnia genetyczna? (bo w Sz-nie jest przy szpitalu-klinice). Jeżeli tak, to najlepiej przedzwoń tam, powiedzą Ci jak zostać pacjentem. ale wydaje mi się, że do poradni kieruje lekarz rodzinny.

koko napisał/a:
Jednak jak sama pewnie wiesz, zwiększone ryzyko dziedzicznych chorób nowotworowych nie oznacza jeszcze, że na tą chorobę zapadniemy. Wiadomo, że będąc w grupie podwyższonego ryzyka musimy szczególnie o siebie dbać, ale to nie jest jeszcze wyrok śmierci

oczywiście. ale też mało osób wie, że mutacje mogą zachodzić podczas naszego życia. fakt, że dbamy o siebie i swoją dietę niczego nam nie gwarantuje.
To działa tak: w momencie, kiedy ma się skopany gen, nowotwór może uaktywnić się na 2 sposoby: albo poprzez czynnik zewnętrzny: np. palenie papierosów, syfy z pożywienia albo wewnętrzny: kolejna mutacja genowa. Dlatego zdrowa dieta oczywiście zmniejsza ryzyko nowotworu, ale niczego nie gwarantuje.

gemi - 2009-05-12, 11:21

sylv napisał/a:
oczywiście. ale też mało osób wie, że mutacje mogą zachodzić podczas naszego życia. fakt, że dbamy o siebie i swoją dietę niczego nam nie gwarantuje.
To działa tak: w momencie, kiedy ma się skopany gen, nowotwór może uaktywnić się na 2 sposoby: albo poprzez czynnik zewnętrzny: np. palenie papierosów, syfy z pożywienia albo wewnętrzny: kolejna mutacja genowa. Dlatego zdrowa dieta oczywiście zmniejsza ryzyko nowotworu, ale niczego nie gwarantuje.

sylv, sama bym tego lepiej nie ujęła :) i tym bardziej dieta i tryb życia są tak szlenie ważne. Bo na to, co wewnętrzne wpływ mamy już duuuużo mniejszy.

koko - 2009-05-12, 15:19

To co tak naprawdę możemy zrobić, żeby uniknąć tego dziadostwa wywołanego wewnętrznie na skutek kolejnej mutacji?
Wiecie, mój znajomy teraz leczy nowotwór żołądka, trzustki i wątroby. Lekarz onkolog powiedział mu, że dieta, owszem, miała w pływ na uaktywnienie się nowotworu, ale że tak naprawdę takim nowotworem reaguje organizm na latami tłumioną złość i brak odreagowywania codziennych stresów.
Jak myślicie, jak silny jest taki wpływ czynników natury psychicznej na zapadalność, przebieg i umiejscowienie się choroby nowotworowej?

Lily - 2009-05-12, 15:22

koko napisał/a:
Jak myślicie, jak silny jest taki wpływ czynników natury psychicznej na zapadalność, przebieg i umiejscowienie się choroby nowotworowej?

hxxp://www.germanska-nowa-medycyna.pl/index.php (ciekawa teoria)
oraz polecam książki B. Siegela - "Miłość, medycyna i cuda" oraz "Żyć, kochać, uzdrawiać"

sylv - 2009-05-12, 15:31

koko napisał/a:
Jak myślicie, jak silny jest taki wpływ czynników natury psychicznej na zapadalność, przebieg i umiejscowienie się choroby nowotworowej?

jako że dotyka mnie ta kwesta, czytałam o tym trochę w pismach medycznych i naukowych. na pewno stwierdzono wpływ psychiki, nastawienia na proces leczenia nowotworów (i innych chorób przewlekłych). natomiast nie ma dowodów na to,
koko napisał/a:
że tak naprawdę takim nowotworem reaguje organizm na latami tłumioną złość i brak odreagowywania codziennych stresów.

gemi - 2009-05-12, 16:16

ale nam się ciekawy OT zrobił :mrgreen:
Lalka - 2009-07-01, 13:22

stres ma pośredni wpływ, to jest tak:

długotrwały stres -> obniżenie odporności organizmu -> czynnik zewnętrzny -> choroba

Kilmeny - 2009-12-24, 12:08

Moja mama akceptuje... Hmm, może nie do końca, wolałaby, żebym jadła "normalnie", ale już nie zmusza do jedzenia tego, czego ja nie chcę. Mój tata chyba nie jest nawet do końca zorientowany w sytuacji z moim jedzeniem - wie, że nie jem mięsa, i tyle. Mój brat - za mały chyba, by się w tym połapać. Wie, ale jest to dla niego zupełnie nieważna informacja. A, i rodzina ogółem - babcia się martwi, że nic nie jem (według niej), dziadek mówi, że jak przyjadę do nich, to będzie dyscyplina i będę musiała jeść mięso, reszta podobne zdanie.
dmv - 2010-01-08, 02:35

agaB napisał/a:
Pamiętam jak w szkole średniej była, podczas matury wszyscy dostawali kanapki z wędliną, a mi jednej nieśli specjalną kanapkę. Wszyscy słyszeli, że "to ta, co nie je mięsa". Traktowali mnie jakoś dziwnie.


rany juz prawie zapomnialam, a wychowawczyni sugerowala ze pojdzie na boisko i mi trawy nazrywa.... :shock:

oj powialo nostalgia, a tu w Uk nawet mnie do dietetyka nie chcieli wyslac z Ida nawet gdy skaze bialkowa podejrzewalam bo wegetarianizm to przeciez normalne zywienie... :mryellow:
moim rodzicom ponownie uaktywnilo sie po narodzinach Idy - nie dosc ze pod moja nieobecnosc dali jej mielonego :evil: bo mama 'myslala ze ja z tym miesem to tak tylko' no a dlugo dlugo przed swietami na ktore jechalismy do PL mama opowiadala mi przez Skypa jakie to rybne paszteciki na wigilie dla Idy szykuje bo wciaz jej sie 'zapominalo' ze Ida 'ciagle jeszcze' ryb i miesa nie je. A jak jej wyslalam linki do przepisow wegetrianskich to jakos nie umiala ich otworzyc :cry:

no ciezko jest

ech, moze z czasem znow przywykna....

gemi - 2010-01-10, 22:11

dmv, może mamie listem wyślij? Może będzie umiała otworzyć ;-) ]:->

na szczęście mnie nikt do mięsa nie namawia. Może to ze względu na pewną moją cechę charakteru: upartość :-) Rodzina wie, że jak się zatnę, to nie ma na mnie silnych.
Poza tym mama ostatnio pytała się o jakieś zdrowe przepisy, które stosuję w kuchni. Może wege z niej już nie będzie, ale fajnie, gdyby zjadała mniej zwierząt niż do tej pory.

Arielka.v - 2010-01-10, 22:32

od kiedy jestem wege u mnie w domku drastycznie zmniejszyła się ilość spożywanego mięsa.
średnio raz w miesiacu pojawi sie pare deko wędliny albo filet z ryby a czasami jeszcze rzadziej.
w kazdym badz razie obiadki wege o wiele chętniej są jedzone niż do tej pory mięsne i wcale tak ciężko nie było z osiągnięciem tego :mryellow:

a pozostali czlonkowie rodziny tez raczej toleruja, czasami tesciowa wciska i cos z miesem ale rzadko sie z nią spotykam.
pozostali akceptują aczkolwiek nikt nie przygotowuje dla mnie specjalnych dan wege.
najczesciej zostaja dla mnie ziemniaki i jakas surówka.

maga - 2010-01-11, 12:42

dmv napisał/a:
nie dosc ze pod moja nieobecnosc dali jej mielonego bo mama 'myslala ze ja z tym miesem to tak tylko' no a dlugo dlugo przed swietami na ktore jechalismy do PL mama opowiadala mi przez Skypa jakie to rybne paszteciki na wigilie dla Idy szykuje bo wciaz jej sie 'zapominalo' ze Ida 'ciagle jeszcze' ryb i miesa nie je. A jak jej wyslalam linki do przepisow wegetrianskich to jakos nie umiala ich otworzyc

Normalnie jakbym czytała o swojej matce :evil: Ja dostaję białej gorączki w takich sytuacjach....
Przed urodzinami Ziomka chciała piec jakieś mięsa, na co twardo i kategorycznie powiedziałam jej, że nie życzę sobie na imprezie mojego syna żadnych mięs. Niestety moja mama podczas kolacji nagle wyszła z kuchni z półmiskiem wędlin ze słowami:" proszę, częstujcie się!" na co ja oczywiście wpadłam w szał i zjechałam ją. A ona mi na to, że nic nie wiedziała, że ja nie chcę wędlin. Jak jej przypomniałam naszą rozmowę, to powiedziała, że mówiłam o mięsach :-x No przecież wędlina to nie mięso :evil:

Kahela - 2010-01-23, 22:09

maga napisał/a:
A ona mi na to, że nic nie wiedziała, że ja nie chcę wędlin. Jak jej przypomniałam naszą rozmowę, to powiedziała, że mówiłam o mięsach :-x No przecież wędlina to nie mięso :evil:
:lol: :lol: ale znam to, przerabiałam, tylko u mnie było tłumaczenie że przecież rosołemk na kurczaku to przecież z mięsem nie ma nic wspólnego albo królik pływającyw żurku to też przecież nie mięsne :roll: na szczęście po kilku latach się przyzwyczajono :-P nawet babcia na wigilję robi kotleta sojowego :mrgreen: :mrgreen:
Arielka.v napisał/a:
od kiedy jestem wege u mnie w domku drastycznie zmniejszyła się ilość spożywanego mięsa.
to też u siebie zauważyłam, ale nie widze w tym nic nadzwyczajnego, bo albo ja gotujędla wszystkich albo mama :-D
Kilmeny - 2010-02-01, 20:02

Kahela napisał/a:
maga napisał/a:
A ona mi na to, że nic nie wiedziała, że ja nie chcę wędlin. Jak jej przypomniałam naszą rozmowę, to powiedziała, że mówiłam o mięsach :-x No przecież wędlina to nie mięso :evil:
:lol: :lol: ale znam to, przerabiałam, tylko u mnie było tłumaczenie że przecież rosołemk na kurczaku to przecież z mięsem nie ma nic wspólnego albo królik pływającyw żurku to też przecież nie mięsne :roll:

Swoją drogą: co w takim razie jest mięsem? Ryba nie, rosół nie, wędlinka nie...

Arielka.v - 2010-02-01, 22:10

Kahela, Twoja mama tez jest wege?
Kilmeny, pewnie tylko schabowy i surowe mięso.
gdzieś tu czytalam kiedys, ze drób to też nie mięso :-/

Kahela - 2010-02-02, 08:31

Arielka.v napisał/a:
Kahela, Twoja mama tez jest wege?
nieeee, ona jest rasowy padlinożerca, tyle tylko że sie martwi że nie wyrabiam z robienie sobie korytka, więc wspaniałomyslnie mi gotuje od czasu do czasu :mrgreen:
Zreszta babcia robi podobnie, żeby z głodu nie umarła, to notorycznie przywozi mi jedzienie, aleee na przykład ostatnio dostałąm od niej pierogi z miesem, bo stwierdziła, że miesa tam tyle co kot napłakał, a poza tym nawet nie wyczuje, ech.. ;-)

z jednej strony to fajne, bo jak mi matuś zrobi obiad na tydzien, to jak wracam z pracy i padam na pysk, to nie musze sie martwic, z drugiej, coraz częściej myslę o przejściu na weganizm (na przykład i tak nie jem jajek bo ich nie lubię), ale wtedy to by jż ostrzejsza przeprawa była. Uroki nie miaszkania samemu :-/

yolin - 2010-02-03, 19:18

gemi napisał/a:
na szczęście mnie nikt do mięsa nie namawia. Może to ze względu na pewną moją cechę charakteru: upartość :-) Rodzina wie, że jak się zatnę, to nie ma na mnie silnych.

gemi oswiecilo mnie :mryellow: zawsze sie dziwilam czemu nie mialam w domu zadnych problemow z niejedzeniem miesa, teraz wiem: tez jestem uparta 8-)

nast - 2010-02-05, 22:03

jeśli chodzi o rówieśników, uważają że jestem 'dziwna' i w ogóle nie wyobrażają sobie jak mozna być weganką .
jeśli chodzi o najbliższych to moja ukochana mamusia akceptuje to, jest dumna i często zasmakuje w wegańskim jedzeniu :D

della - 2010-02-11, 17:25

ha, mnie połowa rodziny chce leczyć na głowę, druga połowa jest w miarę neutralna. na uczelni też już przywykli, że zawsze śmigam z czymś dziwnym, także nie czuję się jak ufoludek;)
nie wiem czy jestem uparta, ale mama po intensywnych atakach nieco złagodniała, co uważam za swój sukces:)

Arielka.v - 2010-02-12, 08:23

jesli chodzi o znajomych z uczelni to najblizsze koleżanki zawsze pytają np. z czym mam kanapki albo co jem itp.
kolezanka miała kilka tygodni temu urodziny i nie bardzo wiedziala co mi może przygotować na sniadanie a chciala wypaść jak najlepiej. przygotowała specjalnie dla mnie kotleciki sojowe do kanapek więc aż mi sie cieplo na sercu zrobilo. :-P
no i ogólnie są bardzo wszystkim zainteresowane, a ostatnio nawet poprawiają innych.
w związku z tym iż od jakiegoś czasu odstawiłam wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego (jak szaleć to szaleć :mryellow: ) oczywiście o wszystko mnie wypytały.
i teraz jak ktoś kto jeszcze nie wie o moim stylu zycia ze zdziwieniem pyta : jestes wegetarianka? one chórem odpowiadają: "NIE, A. JEST WEGANKĄ" :mryellow:

jesli chodzi o inne osoby, to czesc uwaza ze wegetarianizm to przegiecie a weganizm to juz totalny odchył i jak w ogóle można żyć bez białego sera. jedna nawet tak ze mną rozmawiała iż najzwyczajniej w swiecie poczułam się urażona :-?
a jeszcze inni albo nie wiedzą albo ich to nawet za bardzo nie interesuje.
nawet dobrze, bo co im do mojego talerza ;-)

ale tak właściwie to nie jest źle,
nawet rodzina mojego D. to przyjela na spokojnie łącznie z tym, ze on tez został wege.
przy poprzednim poscie zapomniałam dopisać że
moja rodzina by tego nie zaakceptowała nigdy, podobnie jak nie zaakceptowała kilku moich wcześniejszych wyborów. dla nich to co nieznane i niezrozumiane to od razu sekta :roll: nawet nie widzą o tym, że jestem wege.
nieświadomość ludzka aż boli, dobrze być w takich sytuacjach na swoim i sie nie przejmowac gadaniem i zaglądaniem do garnka.

maryczary - 2010-02-12, 13:24

Arielka.v napisał/a:
nieświadomość ludzka aż boli, dobrze być w takich sytuacjach na swoim i sie nie przejmowac gadaniem i zaglądaniem do garnka
święte słowa :!: :mryellow: :!:
bronka - 2010-02-12, 16:11

Ja w domu rodzinnym miałam naprawdę dobrze. Dwie starsze siostry ( ja+ jedna siostra wege, a druga jadła raczej wege) Mama z natury roślinożerna.
Jedzenie było więc prawie wegetariańskie. Czasem jakaś ryba Mamie wpadła, czy coś innego, ale było to raczej sporadyczne. W gościach mięso jadła :->
Jak tak sobie teraz o tym myślę to moja Mama powinna ozłocona zostać.
Gówniary dwie jej lodówkę sterroryzowały, a ona jeszcze nam dogadzała :-/

Teraz w moim domu gotujemy bezmięsnie.
Mąż nie jest wege i jest w mniejszości. Kocha nas :-D więc się dostosował.
Czasem jak coś od teściowej dostanie to chowa i zjada jak dzieci śpią, żeby nie widziały.
Teściowie mają mnie za ufo. Znajomi uważają, że jam "zdrowo" czyt. niesmacznie.

della - 2010-03-05, 17:51

thehoneypot napisał/a:
Mąż nie jest wege i jest w mniejszości. Kocha nas :-D więc się dostosował.

ha! u mnie w domu to ja jestem w mniejszości, co ostatnio jakby boleśniej odczuwam:( nie żebym miała wracać do mięsa, co to, to nie, ale bywa ciężko. czasami jak wracam styrana po całym dniu nauki i pracy to nawet nie chce mi się jeść, na samą myśl, że musiałabym jeszcze coś przygotować. od kiedy jestem wege mama RAZ zrobiła mi obiad - nie żebym miała jakiekolwiek pretensje, bo moja dieta to mój świadomy wybór i ponoszę wszystkie jego konsekwencje, ale po prostu byłoby miło, żeby ktoś się zatroszczył raz na jakiś czas. zwłaszcza że ja dla nich oprawiam zwłoki, jak trzeba - z obrzydzeniem, bo z obrzydzeniem, ale jednak.
ła, dzisiaj chyba jestem maruda...

angienunia - 2010-03-05, 17:56

u mnie sytuacja w domu znacznie sie poprawila. mieso u nas bywa juz tak bardzo rzadko (tylko dla ojca). moja mama przeszla na weganizm. a pamietam, ze byla straszna przeciwniczka, krzyczala, mowila, ze umre i takie tam :) . po przejsciu na weganska diete sama zauwazyla znacza poprawe zdrowia, zanikly problemy trawienne, cera sie polepszyla. mieso przygotowuje sobie moj tata sam, wiadomo, nie za bardzo lubi gotowac wiec kupuje mieso baardzo rzadko.

I naprawde jestem zadowolona. licze jeszcze na tate, jak on przejdzie na wegetarianizm chociaz to bede juz w siodmym niebie :D

della - 2010-03-05, 18:01

moja rodzina nie wydaje się reformowalna. zresztą nie będę ich na siłę zmieniać. każdy powinien żyć w zgodzie ze sobą.
Angienunia, powiedz mi jeszcze jak Ci się udało tak zaczarować mamę?

angienunia - 2010-03-05, 18:36

widziala po mnie. mnie dzieki weganizmowi zniknely wszystkie alergie, tradzik, dziwne wysypki, problemy z astma i takie tam ;)
della - 2010-03-05, 18:51

ha! więc aspekt zdrowotny zadziałał. u mnie problem z resztą rodziny tkwi raczej w dogadzaniu sobie...
Arielka.v - 2010-03-14, 20:04

della napisał/a:
u mnie problem z resztą rodziny tkwi raczej w dogadzaniu sobie...


akurat u mnie o wiele bardziej sobie dogadzamy będąc wege niż za "mięsnych czasów".
jest tyle różnych możliwości gotowania naprawdę pysznych i kolorowych dań że szkoda czasu na smażenie ciężkiego, tłustego schabowego.
jesli o mnie chodzi jakoś nigdy nie odbierałam tego w ten sposób, że jedząc mięso sobie dogadzam.
Daj rodzinie czas, nie przekonuj, może w koncu sami w drodze obserwacji Ciebie do tego dojdą. A co do tego ze gdy wracasz do domu nie ma obiadu - u mnie też by nie było gdyby nie fakt że zakupiłam jakiś czas temu ogromny garnek i gotuje nam na kilka dni.
część zamrażam i wyjmuje w te dni, kiedy mam dużo zajęć na uczelni. w pozostałe dni robie coś prostego na szybko. jakoś trzeba sobie radzić :-)

della - 2010-03-14, 20:14

Arielka.v, ja w sumie robię tak samo. smażę zapas kotletów warzywnych/krokietów robię sosy etc. i wyjmuję po porcji. moja rodzina czasami coś tam mi podjada i widzę, że imponuje im moja wytrwałość. tata ostatnio wyjadł mi makaron z sosem, brat wsuwa moją soczewicę, tylko mama obstaje przy swoim, co martwi mnie najbardziej, jako że jej by się przydała zmiana diety ze względu na zdrowie.

a jak robię zakupy z bratem albo gotuję przy nim to zadaje całe multum pytań. i dobrze - ciekawość pierwszym krokiem do ... wegetarianizmu? :-P

karusia - 2010-12-10, 16:56
Temat postu: Re: Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso
muszę się gdzieś wyżalić. :cry:
jutro jest impreza w domu, przychodzą goście i tak dalej.

Kiedy idę do kogoś, to nie oczekuję że przygotuje coś specjalnie dla mnie, chociaż ok, bywa trochę przykro, kiedy na stole jest samo mięso (łatwiej zrobić sałatkę niż specjalnie robić dla mnie ciasto).

Wracając do jutra: okazało się, że niebywałym problemem jest zrobienie ciasta i kremu bez mleka, śmietany i masła. Mówię, że luz, ja robię dwa ciasta, które powodują opad szczęki u wszystkich, a jeżeli Mama chce zrobić coś z bitą śmietaną, czy czymkolwiek, to luz z tym, że ja tego jeść nie chcę. Nie, bo ona todla mnie robi, a nie dla gości. I że ewentualnie do tego biszkopta kupię mleko kokosowe rano i ubiję (rano, bo na razie mnie nie ma w domu). Zaproponowałam kilka rzeczy. I się nasłuchałam, jaki to jest problem, cudowanie i że ze mną to same takie...

Malinetshka - 2010-12-10, 17:23

karusia, trzymaj się.. Ludzie nie lubią inności, bo inność=dziwność :|
moony - 2010-12-10, 18:37

Niestety, inność jak widać jest problematyczna - bo wymaga dodatkowej pracy i inwencji, pomysłowości. Ale łatwiej zrzucić odpowiedzialność na weganizm, niż wykazać troszkę dobrych chęci i dobrej woli...
karusia, nie ma chyba weg*nina, który by przez to nie przechodził. Zaciśnij zęby i rób swoje :)

pomarańczka - 2010-12-13, 15:46

karusia na drugi raz sama sobie przygotuj co Ci najbardziej smakuje, a wtedy inni zobaczą ,że tak też można żyć i cieszyć się dobrym zdrowiem. Trzymaj się cieplutko :-)
karusia - 2010-12-14, 10:47

Dziewczyny, dziękuję bardzo.
Aisha, to musiało być bardzo przykre.

Chyba muszę przemyśleć niektóre sprawy.

pomarańczka - 2010-12-14, 16:02

Aisha napisał/a:
z obrzydzeniem oglądałam jak większa część mojej rodziny po pogrzebie je, jakby to były urodziny, a nie.. stypa :/

to mnie też zawsze napawało mieszanymi uczuciami :-?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group