wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

Dom rodzinny - O rodzicach

Humbak - 2007-07-15, 21:19
Temat postu: O rodzicach
Capricorn napisał/a:
Mój cudny ojciec miał postawę typu: "nie chce jeść tego, co my - to nie musi jeść nic" - pamiętam całe tygodnie na chlebie z pomidorem i cebulą.

I jaki był efekt? ;-)
A tak pytam tylko dlatego, że na poprzednim kropkowcu rozmawiałam z wegedzieciakami o tym, że tak powinnam robić wobec natalii, która je mięso bo chce. ;-) Więc ta postawa nie dotyczy tylko jedzących mięso :-P

Capricorn - 2007-07-15, 23:32

Humbak napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Mój cudny ojciec miał postawę typu: "nie chce jeść tego, co my - to nie musi jeść nic" - pamiętam całe tygodnie na chlebie z pomidorem i cebulą.

I jaki był efekt? ;-)
A tak pytam tylko dlatego, że na poprzednim kropkowcu rozmawiałam z wegedzieciakami o tym, że tak powinnam robić wobec natalii, która je mięso bo chce. ;-) Więc ta postawa nie dotyczy tylko jedzących mięso :-P


Efekt był taki, że - jak napisałam - z powodu niedożywienia załapałam się na potezną niedokrwistość w okresie dorastania.

Jeżeli chodzi o skutki psychiczne - to jeszcze przed tą deklaracją ze strony mojego protoplasty wiedzialam, że nie zostanę z nimi ani chwili dłużej, niż jest to niezbędne (tj. do 18 urodzin, kiedy to mogłam odejść stamtąd bez konsekwencji prawnych). Tak tez się stało, nie utrzymujemy ze soba kontaktów, nawet kurtuazyjnych, mój wegetarianizm nie był głownym powodem takiego stanu rzeczy.


Humbaku, moje dzieci też jedzą mięso, bo je ich tata - a ja nie chciałam im fundować moich jazd z dzieciństwa w negatywie. Czyli - skoro ja musiałam jeść, to im nie wolno. I wiesz co? Kacper od dłuższego czasu sam rezygnuje z mięsa.

kasienka - 2007-07-15, 23:52

Capricorn napisał/a:
Jeżeli chodzi o skutki psychiczne - to jeszcze przed tą deklaracją ze strony mojego protoplasty wiedzialam, że nie zostanę z nimi ani chwili dłużej, niż jest to niezbędne (tj. do 18 urodzin, kiedy to mogłam odejść stamtąd bez konsekwencji prawnych).

witam w klubie, choć akurat moi sie wegetarianizmu nie czepiali ;) Efekt był taki, że wyprowadziłam się kilka miesięcy przed 18 urodzinami, bo...byłam w ciąży :-P

Chociaż ja kontakty utrzymuję, ale łatwe to one nie są... :roll:

Capricorn - 2007-07-15, 23:55

kasienka napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Jeżeli chodzi o skutki psychiczne - to jeszcze przed tą deklaracją ze strony mojego protoplasty wiedzialam, że nie zostanę z nimi ani chwili dłużej, niż jest to niezbędne (tj. do 18 urodzin, kiedy to mogłam odejść stamtąd bez konsekwencji prawnych).

witam w klubie, choć akurat moi sie wegetarianizmu nie czepiali ;) Efekt był taki, że wyprowadziłam się kilka miesięcy przed 18 urodzinami, bo...byłam w ciąży :-P

Chociaż ja kontakty utrzymuję, ale łatwe to one nie są... :roll:


Ja jeszcze kilka razy dałam szansę, zupełnie niepotrzebnie, bo nic to w nich nie zmieniło, i tylko znów zaczęli sobie pozwalać na nieczyste zagrania. Zastosowałam moją ukochaną metodę - palenie mostów. I dobrze mi z tym, problem z głowy.

Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować mojego czteroletniego syna - DOROSLY CZLOWIEK NIE POTRZEBUJE RODZICOW. ;-)

Lily - 2007-07-16, 11:10

Nie potrzebuje, ale oni są i raczej nie da się o tym zapomnieć... i nawet uważam, że się nie powinno. Zresztą - nosimy ich w swoich umysłach, sercach - nawet jeśli są to myśli i uczucia pełne bólu. Ja na rodziców już dawno nie liczę...
Capricorn - 2007-07-16, 11:28

Lily napisał/a:
Nie potrzebuje, ale oni są i raczej nie da się o tym zapomnieć... i nawet uważam, że się nie powinno. Zresztą - nosimy ich w swoich umysłach, sercach - nawet jeśli są to myśli i uczucia pełne bólu. Ja na rodziców już dawno nie liczę...


tyle, że roztrząsanie "myśli i uczuc pełnych bólu" do niczego nie prowadzi. A tak - dziękuję, do widzenia, nie znam tej pani, nie znam tego pana, skupiam się na WAZNYCH sprawach, na MOJEJ rodzinie.

Humbak - 2007-07-16, 11:30

Capricorn napisał/a:
I wiesz co? Kacper od dłuższego czasu sam rezygnuje

to najbardziej pocieszająca rzecz jaką ostatnio usłyszałam :-D
ostatnio bylismy z nią w sklepie i zwykle pytam wtedy czy chce na obiad rybę - popatrzała na leżące ciała i powiedziała, że jeśli ma ją zjeść to niech je kupuję beze mnie bo ona tego nie kupi. Zapytałam, czy jak wybiorę w takim razie teraz to zje na obiad - stwierdziła że nie i trzeba iść dalej bo zakupy czekają :-D :-D

Capricorn - 2007-07-16, 12:22

Humbak napisał/a:
Capricorn napisał/a:
I wiesz co? Kacper od dłuższego czasu sam rezygnuje

to najbardziej pocieszająca rzecz jaką ostatnio usłyszałam :-D


a ile lat ma Twoja córka? Kacper zaczął się samonawracać gdzieś koło szóstego roku życia.

Humbak - 2007-07-16, 13:47

Capricorn napisał/a:
ile lat ma Twoja córka?

niedługo 6 :mryellow: i narazie oscyluje - ma lepsze i gorsze dni ;-)

Capricorn - 2007-07-16, 14:48

Humbak napisał/a:
Capricorn napisał/a:
ile lat ma Twoja córka?

niedługo 6 :mryellow: i narazie oscyluje - ma lepsze i gorsze dni ;-)


sorry, przez ten upał nie zauważyłam suwaczka :D Albo - przez masło... ;-)

Capricorn - 2007-07-22, 21:33

neoaferatu napisał/a:
Capricorn, a czy twoi rodzice próbowali cię odzyskać? Czy tylko próbowali cię np. podporządkować i wykorzystywać znowu? Pytam bo ja tez mam podobnych rodziców.


Nie było mowy ożadnych próbach odzyskiwania, bo nie było też poczucia straty. Moi rodzice mieli dzieci z powodów utylitarnych, jeśli pojawiały się jakieś emocje, to miały charakter wybitnie negatywny i wyniszczający.

Sytuację "nieco" komplikuje fakt, że uważają się za dziadków moich dzieci - od czasu do czasu zmuszona jestem wyprowadzić ich z błędu.

Lily - 2007-07-22, 22:09

Niestety, są też rodzice tego typu, że jeśli ich dziecko próbuje się zabić to się śmiertelnie obrażają i każą się przepraszać... jak to jest, że ludziom na własnych dzieciach nie zależy nawet w skrajnych sytuacjach? Nie wyobrażam sobie tego...
Capricorn - 2007-07-22, 22:31

Ja się spod wpływu ich toksycznego jadu wyzwoliłam dość dawno. Ale niczego nie zapomniałam. Wiele rzeczy wraca. Zwłaszcza, że na moją strategię pt "zero kontaktu" oni mają reakcję "zrobimy wszystko, zeby wyprowadzić ją z równowagi".

Przeraza to, jak łatwo doprowadzić do dewiacji w sytuacji, gdy jedna ze stron (rodzic) ma całkowitą i bezwzględną przewagę nad drugą (dziecko). I jak trudno zbudować relacją pozytywną.

Lily - 2007-07-22, 22:57

Czasem na pozytywną nie ma co liczyć, druga strona musiałaby mieć dużą determinację do pracy nad sobą. Oby choć zawieszenie broni osiągnąć... choć i to bywa trudne...
Ja od 10 lat praktycznie nie rozmawiam z ojcem i czasem chciałabym już nigdy z nim nie rozmawiać (nie była to moja inicjatywa...), z drugiej strony jest mi smutno, że tak się to wszystko ułożyło. Tyle że ja tu nie widzę możliwości "naprawienia" tego. Mogą być jakieś relacje, ale na pewno nie ciepłe i otwarte...

Capricorn - 2007-07-22, 23:04

wg mnie opcja bez relacji jest czystsza, bez złudzeń. W każdym razie, ja się z taką opcją czuję bezpieczna. Byłoby mi szkoda życia na czekanie na to, że zrozumieją, że przejdzie im przez gardło, że żałują. Bo tak nie będzie.
DagaM - 2007-07-23, 10:48

Capricorn napisał/a:
wg mnie opcja bez relacji jest czystsza, bez złudzeń
Jestem tego samego zdania, zreszta, tak jest łatwiej. Ja mam w miarę dobre relacje z matką, ale widzę ze im jest starsza, tym bardziej apodyktyczna. Nie będę rozpisywać się o toksynach jakie ja (i mój brat) wyniosłam z domu rodzinego, ale cieszy mnie to, że nie tylko ja mialam nienormalnie (o tym, ze u mnie w domu jest "nie halo" dowiedzialam sie widzac jak jest w innych domach, natomiast do mnie do domu nikt nie mógł przychodzi, a gdy rodzice w końcu zgodzili się, aby odwiedzały mnie koleżanki, te po jednym razie, nie chcialy juz więcej przychodzic, bo się bały :-( ale to jest kropla w morzu innych gorszych sytuacji i zachowań)

Trzymajcie się dziewczyny, bo złe wspomnienia mogą prześladować latami, a brak wiary w siebie i zaszczepiony pesymizm, moga zrujnować życie. Teraz mam własne dziecko i chce dać jej wszystko co najlepsze, a najważniejsze - poczucie bezpieczeństwa, miłości i zaufania. Sporo pomógł mi mąż, który jest niezłym psychologiem.

Capricorn - 2007-07-23, 10:57

neo, bardzo mi przykro. I witaj w klubie.

Miałam dość podobnie - na wszystko trzeba było sobie: a. zasłużyć, b. zarobić. Już jako pięcio- czy sześcioletnia dziewczynka słyszałam często: "może już nawet zasłużyłas, ale jeszcze nie zarobiłaś" :shock: Ja przez nich w ogóle nie miałam dzieciństwa, zeby przetrwać, musiałam być od dorosła. Zimna, trzeźwo myśląca, pozbawiona emocji. I to ja, kilkuletnia, wykrzykiwałam im wielokrotnie, ze takie metody obróca się przeciwko im. Ale w ich mniemaniu dzieci były tak głupie, ze nie należało w ogóle słuchać co mówią - miały być posłuszne i pracować.

I powiem Wam, że gdy ostatnio moi pseudorodzice wpadli na pomysł, że chyba jednak sa dziadkami, i chcieli wznowić (w przypadku najstarszego syna) lub nawiazać (w przypadku młodszych dzieci) "relacje rodzinne", to z niekłamaną satysfakcją i namaszczeniem w głosie oświadczyłam, że "ani nie zasłuzyli, ani nie zarobili na to, żeby byc dziadkami dla moich dzieci". Szkoda, że min nie widziałam, bo przez telefon.

Strasznie się pilnuję w relacjach z moimi dziećmi, zeby ich żadnym jadem nie podtruwać. Nie jestem matką idealną. Popełniam błędy. Ale kiedy widze, że moje dzieci potrafią się śmiać, cieszyć, radośnie i beztrosko bawić, to wiem, że nie jest źle.

Lily - 2007-07-23, 11:05

Ja z mamą podobnie jak Daga mam w miarę dobre relacje, jednak to od niej nałapałam różnych nawyków, które mi cholernie utrudniają życie. Po pierwsze krytycyzm wobec siebie i innych, kiedy to wbrew własnym chęciom wyszukuje sobie wady w wyglądzie i we wszystkim, w czym się da. Drugie to poczucie winy, gdy się nic nie robi, no bo przecież COŚ zawsze powinnam robić. Wiem, że ona to przejęła od babci i przekazała mi.
Przykro mi to stwierdzić, ale nie lubię moich rodziców i myśl, że miałabym znów z nimi zamieszkać (a nie jest to niemożliwe) przeraża mnie i prześladuje odkąd wyprowadziłam się z domu. I czuję się przez to strasznie niewdzięczna i winna.

DagaM - 2007-07-23, 11:08

Capricorn napisał/a:
to z niekłamaną satysfakcją i namaszczeniem w głosie oświadczyłam, że "ani nie zasłuzyli, ani nie zarobili na to, żeby byc dziadkami dla moich dzieci".

Gratuluję odwagi! Zawalczyłaś ich bronią. A jaka była odpowiedź z ich strony?
Capricorn napisał/a:
I to ja, kilkuletnia, wykrzykiwałam im wielokrotnie, ze takie metody obróca się przeciwko im.
Jakbym slyszala siebie. Ja wykrzykiwalam, ze tak jak oni mnie traktuja, tak ja ich potraktuję na ich starość i że aby bylo zupelnie bez emocji, wsadze ich do domu starców. Tymczasem sami wybudowali sobie piekny ogromny dom (naprawde cudny), w ktorym beda sami mieszkac, kiedy ja i moj brat nie mamy gdzie mieszkac. Oboje z bratem stwierdzilismy, że ten ich piekny dom, bedzie ich samotna twierdzą, w ktorej beda zjadac tynk z samotnosci - sami wybudowali sobie dom starcow.

[ Dodano: 2007-07-23, 11:10 ]
Lily napisał/a:
Drugie to poczucie winy, gdy się nic nie robi, no bo przecież COŚ zawsze powinnam robić. Wiem, że ona to przejęła od babci i przekazała mi.
u mnie to samo, ja nie potrafie wypoczywac.
Lily napisał/a:
I czuję się przez to strasznie niewdzięczna i winna.
daj spokoj, zamknij tamten etap swojego zycia.
Capricorn - 2007-07-23, 11:22

DagaM napisał/a:
Capricorn napisał/a:
to z niekłamaną satysfakcją i namaszczeniem w głosie oświadczyłam, że "ani nie zasłuzyli, ani nie zarobili na to, żeby byc dziadkami dla moich dzieci".

Gratuluję odwagi! Zawalczyłaś ich bronią. A jaka była odpowiedź z ich strony?


łatwa do przewidzenia. Ojciec, bo to z nim rozmawiałam, zaczął grać ofiarę, i usiłował wzbudzić we mnie poczucie winy. Rozwalił mnie pseudoapelem "tylko nie rób takich samych błędów, jak twoja matka". Ha. Posmarkałam się ze śmiechu. Bo on przecież błędów żadnych nie ma na sumieniu - nigdy nic nie zrobił, trzymał się kurczowo doopy swojej żony, tylko na tym mu zależało. Albo chlał.

Cytat:
Capricorn napisał/a:
I to ja, kilkuletnia, wykrzykiwałam im wielokrotnie, ze takie metody obróca się przeciwko im.
Jakbym slyszala siebie. Ja wykrzykiwalam, ze tak jak oni mnie traktuja, tak ja ich potraktuję na ich starość i że aby bylo zupelnie bez emocji, wsadze ich do domu starców. Tymczasem sami wybudowali sobie piekny ogromny dom (naprawde cudny), w ktorym beda sami mieszkac, kiedy ja i moj brat nie mamy gdzie mieszkac. Oboje z bratem stwierdzilismy, że ten ich piekny dom, bedzie ich samotna twierdzą, w ktorej beda zjadac tynk z samotnosci - sami wybudowali sobie dom starcow.


Moi mają czwórkę dzieci. A w ostatnią wigilię jechali w ostatniej chwili jakieś 350 km do matki mojego ojca, bo tutaj nikt nie chciał z nimi spędzić świąt...

Kiedyś myślałam, że naprawdę ulży mi, gdy umrą. Teraz w sumie nie mam nic przeciwko temu, żeby żyli jak najdłużej - i mieli duuuuuuuuużo czasu na myślenie.

[ Dodano: 2007-07-23, 11:28 ]
Lily, o to właśnie chodzi w toksycznych relacjach - wzbudzić poczucie winy.

Coraz bardziej zastanawiam się, czy nie założyć forum dla ofiar toksycznych relacji.

Lily - 2007-07-23, 11:36

"Czekaj czekaj, jeszcze będziesz płakać, ze sobie z mamą nie możesz porozmawiać". Moja mama była do końca ze swoją ,która w dużej mierze z własnej winy umierała na powikłania cukrzycy (nie trzymała diety, miała amputowaną nogę). Potem tkwiła przy innych ciężko chorych osobach. Ja tylko czekam, kiedy przyjdzie moja kolej na to samo, a że przyjdzie to nie wątpię. Tyle że ja mieszkam 250 km od rodziców, a nie mogąc ich wziąć do siebie, będę zmuszona porzucić swojego faceta i wyjechać TAM. Ciekawe jeszcze za co się tam na wsi utrzymam, bo moi rodzice są biedni (a przynajmniej mama jest). Kocham mamę, ale wzbudza też we mnie bardzo ambiwalentne uczucia i wielki smutek, i strach.
Capricorn - 2007-07-23, 11:59

Lily napisał/a:
"Czekaj czekaj, jeszcze będziesz płakać, ze sobie z mamą nie możesz porozmawiać". Moja mama była do końca ze swoją ,która w dużej mierze z własnej winy umierała na powikłania cukrzycy (nie trzymała diety, miała amputowaną nogę). Potem tkwiła przy innych ciężko chorych osobach. Ja tylko czekam, kiedy przyjdzie moja kolej na to samo, a że przyjdzie to nie wątpię. Tyle że ja mieszkam 250 km od rodziców, a nie mogąc ich wziąć do siebie, będę zmuszona porzucić swojego faceta i wyjechać TAM. Ciekawe jeszcze za co się tam na wsi utrzymam, bo moi rodzice są biedni (a przynajmniej mama jest). Kocham mamę, ale wzbudza też we mnie bardzo ambiwalentne uczucia i wielki smutek, i strach.


Lily, nie myśl w ten sposób. Matka nie może wymagać od Ciebie ofiary.

Wielu rodzicom opłaca się byc niezaradnymi i zrzucać odpowiedzialność za swoje losy na swoje dzieci.

A propos ciężkich chorób, to moja matka uwielbiała nas szantażować swoją rychłą smiercią w przypadku nieposłuszeństwa naszego lub ojca. Np. twierdziła, że z powodu "nerwów", w które ją oczywiście, wredne bachory, wpędzaliśmy, nie może jeść. nie przełyka. I rzeczywiście, przy ans nic nie jadła. (ale przedpołudnie spędzała w domu sama ;-) ) Za to, żeby uwiarygodnić sówj ciężki śmiertelny stan, wywoływała u siebie odruchy wymiotne gdy tylko my chcieliśmy coś zjeść. Mnie to przestało ruszać po jakimś czasie. Kiedyś jej powiedziałam, że może byłaby uprzejma skupic się trochę bardziej, i zejść wreszcie. No, ale ja byłam najstarsza, mojemu młodszemu rodzeństwu robiło się masło w mózgu od tego.

Lily - 2007-07-23, 12:04

Nikt mnie nie szantażuje, ja wiem, że tylko ja się nimi mogę zająć. A przecież nie zostawię ich na pastwę losu. Niestety moja mama rozchorowała się po urodzeniu mnie i ja w ogóle nie znałam jej zdrowej, nigdy ze mną nie chodziła do lekarza, , na spacery, nie oswoiła mnie ze światem i teraz jestem kaleką z osobowością unikającą, chorowałam na depresję i w ogóle jak to mówił pan Śrubka - kiła mogiła :]
sylv - 2007-07-23, 12:07

Capricorn napisał/a:
DOROSLY CZLOWIEK NIE POTRZEBUJE RODZICOW. ;-)


dorosly czlowiek nie potrzebuje TOKSYCZNYCH rodzicow. a nie rodzicow w ogole...

moje relacje z rodzicami to dluga i burzliwa historia.. ;) nie mieszkamy drugi rok razem i nasze relacje zdecydowanie sie poprawily. po prostu, to jest taki typ, ze w pewnych sprawach na dystans jest najlepiej.
Ale bardzo sie ciesze, ze ich mam.

Lily - 2007-07-23, 12:12

Nawet dorosły człowiek po śmierci rodziców czuje się osierocony...
Capricorn - 2007-07-23, 12:13

Lily napisał/a:
Nikt mnie nie szantażuje, ja wiem, że tylko ja się nimi mogę zająć. A przecież nie zostawię ich na pastwę losu. Niestety moja mama rozchorowała się po urodzeniu mnie i ja w ogóle nie znałam jej zdrowej, nigdy ze mną nie chodziła do lekarza, , na spacery, nie oswoiła mnie ze światem i teraz jestem kaleką z osobowością unikającą, chorowałam na depresję i w ogóle jak to mówił pan Śrubka - kiła mogiła :]


no tak. ale możesz to rozwiązać mniej boleśnie niż planujesz, tzn. bez konieczności porzucania swojego towarzysza życiowego, bez porzucania dotychczasowego stylu życia. Możesz spróbować znaleźć stałą opiekę w miejscu, w którym mieszkają, a sama - dojeżdzać. Albo - zaproponować, aby sprzedali swoje gospodarstwo, i wynajęli / kupili coś blisko ciebie.

To tylko takie luźne propozycje, zdaję sobie sprawę, że być może są całkowicie nietrafione, bo pewnie wielu rzeczy nie wiem.

[ Dodano: 2007-07-23, 12:16 ]
Lily napisał/a:
Nawet dorosły człowiek po śmierci rodziców czuje się osierocony...


ja się czułam osierocona od zawsze. Fizyczna śmierc państwa N. niczego dla mnie nie zmieni.

Lily - 2007-07-23, 12:18

Capricorn, to jest 250 km, 7 godzin w drodze. Żadne dojeżdżanie nie wchodzi w grę. Sprzedanie mieszkania też nie, bo nie jest własnościowe. Poza tym oni są małżeństwem tylko na papierze, więc jakieś koalicje między nimi też nie przejdą, a ja ich na siłę zbliżać nie będę. No cóż, jak będzie to nie wiem, los pisze różne scenariusze.
Capricorn - 2007-07-23, 12:22

Lily, w takim razie nalegam, abyś, w oczekiwaniu na to, co przyniesie los, wyłączyła w sobie wszystkie te negatywne wizje. Może za jakiś czas pojawią się rozwiązania, których teraz nikt nie bierze pod uwagę? Nie zadręczaj się.
Lily - 2007-07-23, 12:24

Chętnie bym się nie zadręczała, tylko czasem mnie to nachodzi, zwłaszcza nocą. Chyba skutki obserwacji wzorca umierania i chorowania w mojej rodzinie... koszmar.
hans - 2007-07-23, 12:37

Lily napisał/a:
Nawet dorosły człowiek po śmierci rodziców czuje się osierocony...

:shock: a na czym opierasz tę tezę? moi rodzice nie żyją...a ja jakoś nie czuję się sierotą (może jestem wyjątkiem od tej reguły)...myślę że trafniejszym sformułowaniem byłoby "Nawet dorosły człowiek nie obdarzający nikogo miłością i ufnością czuje się osierocony"

Capricorn - 2007-07-23, 12:40

hans napisał/a:
Lily napisał/a:
Nawet dorosły człowiek po śmierci rodziców czuje się osierocony...

:shock: a na czym opierasz tę tezę? moi rodzice nie żyją...a ja jakoś nie czuję się sierotą (może jestem wyjątkiem od tej reguły)...myślę że trafniejszym sformułowaniem byłoby "Nawet dorosły człowiek nie obdarzający nikogo miłością i ufnością czuje się osierocony"


hans, ta twoja teza też troszeczkę nie halo...

[ Dodano: 2007-07-23, 12:45 ]
Bo chyba jest tak, ze wiele osób (dorosłych, czy nie) uczy się, ze jedynym sposobem na przetrwanie jest życie samotne, i bez emocji. Typu: "nikogo nie kocham, nikogo nie potrzebuję, za swoje sukcesy i klęski jestem odpowiedzialny tylko ja, sam" - ale wtedy pojawia się taka dziwna tęsknota.

Może by zmienić tę tezę na: "dorosły człowiek, nie obdarzany w dzieciństwie miłością i wsparciem, często ma problemy emocjonalne"? ;-) a palenie tytoniu powoduje raka i choroby serca. :D

hans - 2007-07-23, 12:46

a czemu?
Capricorn - 2007-07-23, 12:47

wkleiło sie powyżej ;-)
Lily - 2007-07-23, 13:08

Tezę opieram na przykładzie znajomych, którzy stracili rodziców. mam dwoje, którzy nie mają już żadnego z nich...
No i mamy też, choć ma już prawie 60 lat.

Capricorn - 2007-07-23, 13:20

pewnie trzeba by zacząć od zdefiniowania pojęcia "osierocony".

Człowiek, istota z natury emocjonalna, ma poczucie straty po śmierci kogoś bliskiego. A to chyba nie to samo, co poczucie osierocenia. To drugie kojarzy mi się z bezradnością.

hans - 2007-07-23, 13:24

Lily napisał/a:
Tezę opieram na przykładzie znajomych, którzy stracili rodziców. mam dwoje, którzy nie mają już żadnego z nich...
No i mamy też, choć ma już prawie 60 lat.

więc to zaledwie kilka osób jest które tak czują...nie zrozum mnie źle nie twierdzę że tak nie jest...a nawet z pewnością jest właśnie tak, i dla tych którzy w tym tkwią jest to najrealniejsza rzecz pod słońcem...ale nie dotyczy to wszystkich, są tacy którzy odbierają to inaczej…i nie bardzo im się chce siedzieć w jednym worku z tamtymi…

[ Dodano: 2007-07-23, 13:26 ]
Capricorn napisał/a:
ma poczucie straty po śmierci kogoś bliskiego

poczucie straty zwiazane jest nierozerwalnie z koncepcją własnośći ;-)

Lily - 2007-07-23, 13:28

Wiadomo, że nie wszyscy czują tak samo - ale takie wrażenia do mnie docierają od różnych ludzi. Chciałabym być tą szczęściarą, która tak nie będzie czuła, ale znam siebie i wiem, że będzie inaczej.
hans - 2007-07-23, 13:36

Lily napisał/a:
ale znam siebie i wiem, że będzie inaczej.

fajnie masz...ja siebie dopiero odkrywam ;-)
a tak zupełnie serio...możesz wybrać inaczej, nie jesteśmy skazani na bierne odtwarzanie wzorca który nam wytatuowano na mózgu...możemy go modyfikować, zmieniać, czy wreszcie odrzucić jeśli uważamy że już nam nie służy...

Capricorn - 2007-07-23, 14:06

Pierwsza rzecz w toksycznych relacjach, to jest uświadomienie sobie, że tkwimy w chorym układzie, i w którym punkcie on jest chory.

Druga rzecz - złamać schemat toksycznych zachowań, przerwać krag.

Konfrontacja, szczególne bezpośrednia, nie zawsze jest dobrym pomysłem, nie zawsze ma kojący wpływ. Moja koleżanka kiedyś wygarnęła matce, że ta przez 30 lat NIGDY jej nie pochwaliła. A matka na to: "bo nie było za co" :shock:

hans - 2007-07-23, 14:25

Capricorn napisał/a:
Moja koleżanka kiedyś wygarnęła matce, że ta przez 30 lat NIGDY jej nie pochwaliła. A matka na to: "bo nie było za co" :shock:

Może nie widziała jej pierwszych kroczków, dziecięcych rysunków, jej postępów w szkole...tylko gdzie ona wtedy była?...nie wiem...wiem jedno, zmarnowała swa szansę na bycie wspaniałą matką...szkoda mi tej kobiety, a raczej obu tych kobiet...

Capricorn - 2007-07-23, 14:37

hans napisał/a:
Capricorn napisał/a:
Moja koleżanka kiedyś wygarnęła matce, że ta przez 30 lat NIGDY jej nie pochwaliła. A matka na to: "bo nie było za co" :shock:

Może nie widziała jej pierwszych kroczków, dziecięcych rysunków, jej postępów w szkole...tylko gdzie ona wtedy była?...nie wiem...wiem jedno, zmarnowała swa szansę na bycie wspaniałą matką...szkoda mi tej kobiety, a raczej obu tych kobiet...


Wiele osób zmarnowało swoje szanse. Część na pewno dlatego, że i ich rodzice byli nie w porządku, przekazali problem następnemu pokoleniu. A część pewnie dlatego, że tak naprawdę nigdy nie powinni być rodzicami .

[ Dodano: 2007-07-23, 14:49 ]
neo, bardzo współczuję.

U nas bicia nie było - w sumie wtedy myślałam, że gdyby stłukli kogoś z nas, i gdybyśmy poszli tak do szkoły, to może wreszcie ktoś by się nami zainteresował.

Wiele dzieci próbuje zwrócic na siebie uwagę rodziców ładując się w problemy - alkohol, narkotyki, wagary. Ja byłam dzieckiem, o którym sporo sfrustrowanych rodziców pewnie śniło po nocach - zawsze najlepsza w szkole, dwie klasy w jednym roku, 5,66 średnia z matury. Samouk. W domu wiecznie na szmacie, albo zajmowałam się młodszym rodzeństwem. nie chodziłam na imprezy, nie paliłam, nie pilam, nie ćpałam. Ale, oczywiście, wszystko było nie tak, jak oni chcieli - po pierwsze, jako osoby z niskim wyksztalceniem, bali się najwyraźniej, że będę mądrzejsza od nich, no a po drugie, uważali, że edukacja dziewcząt mija się z celem - zawodówka, i do garów i pieluch.

DagaM - 2007-07-23, 16:19

Neo, wyobrażam sobie jak to wygladalo. Bardzo smutne.
Ja tez bylam bita, az pewnego dnia, majac 17 lat moj ojciec znowu chcial mnie zlac za cos (jakis drobiazg typu źle spojrzalam) i wtedy ja go stluklam na kwaśne jablko. To bylo straszne. Rozdzielala nas mama z sasiadka, ktora byla u nas, a moj brat byl w szoku.
Przez te wszystkie lata uzbieralo mi sie tyle tlumionej zlosci i agresji, ze moglabym teraz pracowac jako platny zabojca :evil: choc na codzien jestem bardzo ciepla i serdeczna.
Z reszty tych zlych emocji musialam sie wyleczyc...

Neo, a jak Ty sobie teraz radzisz w swoim życiu, jak z relacjami wobec innych, masz wsparcie? Takie przeżycia o jakich piszesz nie zapomina sie, potrafia bardzo ciazyc. Ja np. myslalam, że udalo mi sie odciać od tych wspomnień, a nie wiedzieć czemu, w trakcie ciąży wszystko do mnie wróciło, co kilka nocy koszmary...ech szkoda gadać.

[ Dodano: 2007-07-23, 16:22 ]
Capricorn napisał/a:
a po drugie, uważali, że edukacja dziewcząt mija się z celem - zawodówka, i do garów i pieluch.
o tak, to bylo zdanie mojego ojca. Byl bardzo zaskoczony, gdy poszlam na studia.
Osobiście uwazam, że ważniejsza od edukacji jest dojrzalość emocjonalna. W tej chwili potrafie przejsc nad wieloma sprawami do porzadku dziennego, ale to byly lata rozmów i analiz psychologicznych.

Capricorn - 2007-07-23, 16:37

Daga, to Ty jesteś Wojpwniczy Żółw Ninja normalnie :D Toś dała czadu, i też jego własną bronią :D

Ja bym swoich raczej nie pobiła (chociaż raz matkę popchnęłam mocno, nie spodziewała się tego, to i poleciała) - ale to głównie ze względu na to, że nie byłabym w stanie ich dotknąć. Zresztą - nikogo z rodziny, i nie z rodziny też. Wyjątek, wiadomo, mąż, dzieci, lekarz. Umiem juz podawać rękę osobom obcym bez stresu. Ale nic więcej. Nie jestem w stanie dotknąć moich braci, z którymi mam przeciez kontakt w miarę normalny. Oni też nie są w stanie dotknąć ojca, matki, mnie, czy drugiej siostry. Mówię tutaj nie o jakichś bardzo intymnych gestach, tylko o podaniu dłoni czy poklepaniu po plecach. Takie jesteśmy wraki. A gdyby ktoś mi kazał podac rękę moim rodzicom, to pewnie bym im się na buty zwymiotowała. Mówię zupełnie serio.

[ Dodano: 2007-07-23, 16:41 ]
DagaM napisał/a:

Osobiście uwazam, że ważniejsza od edukacji jest dojrzalość emocjonalna.


To prawda. Ale bez wykształcenia trudniej jest znaleźć satysfakcjonującą pracę i być niezależną. Kobieta pracująca, z własnymi pieniędzmi, nie mieściła się w wyobraźni mojego ojca.

Lily - 2007-07-23, 16:52

Mnie nikt nie bił (choć były groźby, więc zawsze siedziałam jak mysz pod miotłą), ale dotykać się i tak nie dam.
Moja mama zawsze mówi, w odpowiedzi na nasze z siostrą żale, że ona nie czuje się winna. No cóż, ona ma lekkie sumienie, a ja ciężko na sercu.

hans - 2007-07-23, 17:21

Paskudne to wszystko ale...może wiedza o tym pomoże przerwać to błędne koło…
I jest jeszcze druga strona medalu tzw nadopiekuńczość...i to równie nieciekawe zjawisko jest :-(

Marcela - 2007-07-23, 17:37

O, wiem coś o nadopiekuńczości rodzica...... Moja mama mieszka 100 km ode mnie a czasem potrafi do mnie zadzwonić, żeby mi powiedzieć, że muszę się ciepło ubrać bo zima :lol: Muszę się jakoś wewnętrznie skupić w sobie, żeby mojej córki tak nie niańczyć i nie łazić bez przerwy za nią i sprawdzać czy ze wszystkim sobie poradzi. Nie jest to proste. Już się złapałam na tym, że martwię się trochę na zapas.
Capricorn - 2007-07-23, 18:27

U mnie drugą stroną medalu jest zbytnia pobłażliwość. Mi nie było nic wolno - na zasadzie "bo nie", i bez przerwy mialam obowiązki, które mnie przerastały. W związku z czym najstarszemu synowi naprawde dużo odpuszczałam. Tzn. prosiłam np. o posprzątanie swoich rzeczy, czy zabawek, ale w końcu i tak sprzątałam ja. Co najwyżej konfiskowałam zabawki w ramach kary. Ale do dzisiaj mam taki problem, ze mój dziewięciolatek często ignoruje moje polecenia, i co więcej, do tego samego namawia młodsze rodzeństwo.
Capricorn - 2007-07-23, 20:38

neo, a Ty jesteś jedynaczką?
Capricorn - 2007-07-23, 20:43

Ja czasem podawałam swój wiek liczony od chwili, gdy wyprowadziłam się i zaczęłam żyć względnie normalnie. Odejmowałam sobie pierwsze 18 lat życia, bo to nie było życie.
Lily - 2007-07-23, 20:51

Nie jestem w stanie na razie kontynuować tego tematu...
Capricorn - 2007-07-23, 21:08

Lily, ok. wrócisz, jeśli będziesz chciała, i będziesz się czuła na siłach. Ważne, zebyś wiedziała, że są osoby, które rozumieją, przez co przechodzisz.
Lily - 2007-07-23, 21:12

Po prostu roztrząsanie tego tematu trochę mnie rozwala. Może zamiast o tym pisać powinnam iść na terapię, ale już kiedyś chodziłam i nie uśmiecha mi się to...
sylv - 2007-07-23, 22:38

Lily napisał/a:
Po prostu roztrząsanie tego tematu trochę mnie rozwala. Może zamiast o tym pisać powinnam iść na terapię, ale już kiedyś chodziłam i nie uśmiecha mi się to...


sa terapie i terapie... moze tym razem gdzies indziej?

Lily - 2007-07-23, 22:42

Nie, to nie kwestia gdzieś indziej (choć obecnie mieszkam gdzie indziej i i tak musiałoby tak być), tylko tego, że w ogóle nie jestem skłonna do zwierzeń. Miałam fajną terapeutkę, tyle że nie potrafiłam mówić.
Aaa, zapomniałam napisać, że była wege i to chyba z niej na mnie przeszło ;) Byłam też z nimi (z tego ośrodka) na wyjazdowej terapii grupowej i jedzenie było właśnie wege :)

DagaM - 2007-07-23, 22:51

Lily napisał/a:
Aaa, zapomniałam napisać, że była wege i to chyba z niej na mnie przeszło ;) Byłam też z nimi (z tego ośrodka) na wyjazdowej terapii grupowej i jedzenie było właśnie wege :)
No widzisz, znalazlaś szczęście w nieszczęściu ;-)

Lily, bądź twarda, nie skazuj się na jakąś ponurą przyszłość. Tak jak pisala Capricorn, na razie nie myśl co będzie, bo może powstaną nowe okoliczności, możliwości, nowe rozwiązania. Poza tym pamiętaj, że Ty jesteś panią swojego losu, a nie Twoi rodzice, czy ktoś inny. Możesz się wyłamać z tego zaklętego kręgu, powielanego przez rodzinę.
Trzymaj sie Stara :!:

Lily - 2007-07-23, 22:53

Raz się trzymam, a raz nie :P Dzięki ;)
Capricorn - 2007-07-23, 22:55

Ja sobie sama robiłam "terapię" - pogodziłam się z tym, ze przeszłości nie da się zmienić. Przyjęłam też, ze bezsensownym byłoby czekanie na wyjaśnienia, czy przeprosiny. Dla dobra MOJEJ rodziny pozbyłam się wszystkich negatywnych uczuć wobec panstwa N. Z tego samego powodu - wszystko doskonale pamiętam.

Wielu osobom pomaga napisanie listu - nie trzeba go nawet wysyłać. Ważne, żeby opisac, jak się czuliśmy, co nas bolało, czego potrzebowaliśmy a nie dostaliśmy. Jeśli ktoś zdecyduje się wysłać - koniecznie jedna kopia dla siebie.

Lily - 2007-07-23, 22:58

No tak, ale ja miałam depresję i mam zaburzenia lękowe. Tego nie da się tak po prostu uznać za niebyłe. Inne kwestie... do przetrawienia...
Capricorn - 2007-07-23, 23:04

Lily napisał/a:
Tego nie da się tak po prostu uznać za niebyłe.


Absolutnie nie chodzi o to, żeby cokolwiek uznać za niebyłe. Tylko żeby przestać myśleć w taki sposób, ze "och, przeciez mogło być inaczej, przecież mogłam być szczęśliwa, mogłam się nie bać..." Trzeba raz, i porządnie, opłakać to, co utracone, i odzyskać się nie da. I żyć przyszłością, a nie przeszłością.

Lily - 2007-07-23, 23:06

No może źle się wyraziłam, chodzi mi o te problemy z psychiką, że one są, zawsze coś wylezie z jakiegoś zakamarka.
pao - 2007-07-23, 23:08

Cytat:
I żyć przyszłością, a nie przeszłością.


żyjemy Tu i Teraz.

życie przyszłością jest równie poważna pułapka jak życie przeszłością. niemniej warto przeszłość pamiętać by umieć zachować sie teraz i samodzielnie i świadomie kreować swoją przyszłość.

dzieje sie teraz i to teraz wpływa na przyszłość, zatem warto wyciągnąć wnioski i ruszyć dalej.

relacja z rodzicami nie jest łatwą do przetrawienia, ale tylko od nas zależy czy tego dokonamy.

powodzenia Lily :) Twoje życie jest w Twoich rękach :) a to najlepsze ręce :)

[ Dodano: 2007-07-23, 23:11 ]
Cytat:
zawsze coś wylezie z jakiegoś zakamarka.


a tp akurat naturalne :)

póki nie domyjesz rąk woda będzie brudna spływała, nieprawdaż?

możemy zatem założyć rękawiczki i udawać że łapki są czyste,
możemy ukrywać przed światem te brudna wodę
ale możemy tez myć tak długo az w końcu woda czysta popłynie.

większość ludzi lubi krytykować i wytykać błędy innym, ale sami nie wykonają pracy by coś zmienić, wola rękawiczki założyć. ale to, zę większość tak czyni nie znaczy, zę my mamy sie do tej grupy zaliczać :)

Ewa - 2007-07-23, 23:13

Lily napisał/a:
No tak, ale ja miałam depresję i mam zaburzenia lękowe. Tego nie da się tak po prostu uznać za niebyłe. Inne kwestie... do przetrawienia...

Lily, da się przetrawić... i depresję i zaburzenia lękowe. Coś o tym wiem. Jeżeli chciałabyś pogadać zamiast z terapeutą z kimś kto to już przetrawił, to pisz na maila lub na GG, może tak Ci będzie łatwiej. Znajdę czas na pewno :-)

Lily - 2007-07-24, 10:18

Nikt mnie nie maltretował Neo. Nie przesadzajmy. Moja mama miała nerwicę lękową, to wystarczy + wiele, wiele innych atrakcji...
Capricorn - 2007-07-24, 10:31

Nikt cie nie maltretował w sensie fizycznym - ale byłaś dręczona emocjonalnie, tak?

Czy Twoja matka miała zdiagnozowaną nerwice lękowa? tzn, czy leczyła się? Bo moja na 100% była / kest chora psychicznie, ale nigdy się nie leczyła - tzn. miała taką internistkę, która podsuwała jej dość silne środki uspokajające. Ale nic oprócz tego.

Capricorn - 2007-07-24, 13:02

neoaferatu napisał/a:
Tylko czemu wyżywała się na mnie?


Jakkolwiek okrutnie to by nie zabrzmiało - bo idealnie się do tego "nadawałaś". Byłas od niej całkowicie zależna, a ona miała nad tobą całkowita przewagę. No i nie groziły jej za to zadne konsekwencje.

Moja matka potrafiła mi wypominac, jakim byłam ohydnym dzieckiem, bo "bez przerwy ryczałam" - jako noworodek! no, to jest zarzut.

Chyba sporo jest zwolenników teorii, że dziecko trzeba sobie "złamać" - tak, jak narowistego konia w starych westernach.

Capricorn - 2007-07-24, 13:09

neoaferatu napisał/a:
Złamać, skopać, zgnoić, upodlić, zrobić z takim dzieckiem dokładnie wszystko.


strasznie mi przykro..

bardzo silna z ciebie osoba.

hans - 2007-07-24, 13:35

Capricorn napisał/a:
bardzo silna z ciebie osoba.

...i wściekła jak osa :mrgreen:

Capricorn - 2007-07-24, 13:49

hans napisał/a:
Capricorn napisał/a:
bardzo silna z ciebie osoba.

...i wściekła jak osa :mrgreen:


gniew kiedyś musi znaleźć ujście na zewnątrz. Ile lat można go w sobie dusić?

hans - 2007-07-24, 14:08

Capricorn napisał/a:
Ile lat można go w sobie dusić?

oj pewnie długo...ta sztafeta trwa od zarania ludzkości...zamiast czułości - agresja, zamiast miłości - strach...tak wiem pora kończyć...tylko otwartości i determinacji czasem tak mało...

hans - 2007-07-24, 15:25

neoaferatu napisał/a:
NIe odczuwam wściekłosci, odczuwam gniew.

no tak...ale gniewna jak osa, to mi jakoś do przysłowia nie pasuje :lol:

hans - 2007-07-24, 15:27

acha...ale na mnie to się nie gniewaj...dobra ;-)
Humbak - 2007-07-24, 15:31

Capricorn napisał/a:
hans napisał/a:
Capricorn napisał/a:
bardzo silna z ciebie osoba.
...i wściekła jak osa

gniew kiedyś musi znaleźć ujście na zewnątrz.


a nie zastanawiałaś się kiedyś neo czy nie przenosisz tej wściekłości na dzieci i czy fakt że masz dzieci chore i że zostałaś tak a nie inaczej potraktowana przez lekarzy itd. dokłada do tego wszystkiego, i czy ty tą wściekłość przekazujesz na dzieci swoje zdrowe
- nie wyżywając się na nich, ale pokazując im ją dość dobitnie?

Humbak - 2007-07-24, 19:49

Neo, przeczytałam - to moje pytanie w tej kwestii powstałe na podstawie wszystkich Twoich postów. Ale wygląda na to że jestem bardzo w błedzie ;-)
Alispo - 2007-07-24, 22:11

Humbakowi nalezy sie taryfa ulgowa,w koncu ma"0 day left" ;-)
Capricorn - 2007-07-24, 22:30

Alispo napisał/a:
Humbakowi nalezy sie taryfa ulgowa,w koncu ma"0 day left" ;-)


ojejej, rzeczywiście, lepiej nie wchodzić w drogę ;-)

Humbak - 2007-07-24, 23:34

Ups :oops: ;-) :->
hans - 2007-07-24, 23:55

Humbak napisał/a:
Ups :oops: ;-) :->

No to pojechałas za całe 5 złotych :mryellow: :lol:

Capricorn - 2007-07-25, 00:25

ale ciąża u Humbaków dłuzej chyba trwa ;-)
kasienka - 2007-07-25, 00:26

Capricorn napisał/a:
ale ciąża u Humbaków dłuzej chyba trwa

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

hans - 2007-07-25, 00:29

Capricorn napisał/a:
ale ciąża u Humbaków dłuzej chyba trwa ;-)

no tak...bo one to raczej duże są niż małe ;-)

Humbak - 2007-07-25, 11:20

hans napisał/a:
bo one to raczej duże są niż małe

oj są, są... wszystkie ponad 4 kilo :mryellow:

rosa - 2007-08-02, 11:42

taki był ciekawy wątek jak byłam na urlopie i się skiepścił niestety :-(

Capri neo ale jesteście silne dziewczyny, ja niestety nie umiałam się tak odciąć od swoich toksików, przypłaciłam to depresją, newica lękową, stresem swoich dzieci, jestem emocjonalnym wrakiem, terror psychiczny to świetna broń
dopiero od 3 m-cy jestem nieco bardziej asertywna, ale moja matka nie rezygnuje tak łatwo.
u nas najgorsze jest to, że ona chłopców próbowała tak samo katować psychicznie jak mnie, na szczęście oni mną nie są, ani ona nie jest ich matką.
niestety mieszkamy w jednym mieście i matka przeszła na emeryturę, więc ma dużo wolnego czasu.
długo by pisać, na maksa jestem popaprana
moje ulubione wspomnienie sprzed 30 lat: jak byłam niegrzeczna to mama brała walizkę i pakowała mnie do domu dziecka, ja naprawdę wierzyłam, że mnie odda

Lilly być może terapia pomaga, nie wiem. nie próbowałam i to był poważny błąd, bo nie umiałam sobie poradzić z 2 małych dzieci samemu będąc emocjonalnie niedojrzałym człowiekiem. dlatego warto wyprostować swoje życie zanim pojawią się dzieciaki, bo potem jest o wiele trudniej

- 2007-08-02, 11:45

rosa napisał/a:
moje ulubione wspomnienie sprzed 30 lat: jak byłam niegrzeczna to mama brała walizkę i pakowała mnie do domu dziecka, ja naprawdę wierzyłam, że mnie odda
:shock: :-(
bodi - 2007-08-02, 22:53

rosa, aż nie wiem co napisać :shock:
najgorsze jest że tak jak piszesz, jeśli nie włozymy wielkiej pracy w to by poukładac sobie relacje z samym sobą i ze swoją przeszłością, to ona lubi się powtarzać... I tak te popaprane wzorce zachowań przenoszą się z pokolenia na pokolenie :(

Capricorn - 2007-08-02, 23:12

rosa, witaj w klubie.

Fakt, ja się odcięłam, ale jestem czujna. Bo wiem, że w każdej chwili mogą z czymś wyskoczyć. Niestety, tak jak u ciebie, mieszkamy w tej samej miejscowości. A to oznacza np. spotkania z zaskoczenia, na ulicy. Ale i to już opanowałam. Ze dwa razy powiedziałam "dzień dobry", nie odpowiedzieli, więc i ja więcej nie mówiłam już. Zresztą, to i tak byłaby obłuda, ja im wcale nie życzę dobrego dnia. Perfect strangers.

Moim zdaniem przełomowe jest pozbycie się negatywnych emocji - co nie jest w żaden sposób równoznaczne z zapomnieniem czy wybaczeniem. ale trzeba znaleźć sposób, aby te emocje zeszły. Wypłakać się, w samotności lub komuś. Wykrzyczeć. Jechać rowerem do utraty tchu, albo walić w worek bokserski. W sobie najlepszy sposób ukoić ból tego małego, bezbronnego, skrzywdzonego człowieka, który nadal w nas mieszka. Pogodzić się z tym, że zostaliśmy pozbawieni najważniejszych atrybutów dzieciństwa: radości, beztroski, zaufania do rodziców. Wtedy można łatwiej skupić się na tym, jakie są konsekwencje wyrządzonych nam szkód. Na szczęście, przynajmniej z niektórymi da się coś zrobić. Ja np. kilka lat temu zaczęlam nieśmiało wierzyć, że i ja zasługuję na wakacje.

rosa - 2007-08-03, 14:13

szkoda że ten klub taki mało wesoły ;-)

kiedy mnie nie ma w domu babcia dzwoni do szymka i gada różne bzdury, wypytuje się o wszystko co robił, gdzie był itp., (jest to rzecz, której ja nie znoszę, uważam że każdy ma prawo do odrobiny swojej prywatności. 12-latek też)
jak kiedyś podsłuchałam jego odpowiedzi to brzmiały dokładnie jak moje czyli: tak, nie, aha, nie wiem. więc babcia dużo z niego nie wyciągnie

ale najgorsze jest to, że mama mnie nie szanuje, nie szanuje moich decyzji, nie szanuje Piotrka ani dzieci
ale również potrafi być fajna, myślę, że ona sama nie może sobie dać ze sobą rady

ja to jakoś nie umiem pisać, zawsze byłam mocna w gębie :-)

Capri chyba Ci się w głowie poprzewracało, wakacje? no bez przesady ;-)

Capricorn - 2007-08-03, 14:28

rosa napisał/a:


Capri chyba Ci się w głowie poprzewracało, wakacje? no bez przesady ;-)


Ano. W "moim" świecie trzeba było sobie na wszystko zarobić i zasłużyc jednocześnie, nic więc dziwnego, ze zazwyczaj się nie udawało.

Z tym brakiem szacunku to naprawdę jest popaprana sprawa. I ciężko z nią walczyć. Mam nadzieję, że nie jesteście od niej w żaden sposób zależni materialnie, bo to dodatkowo bardzo komplikuje sytuację.

Warto coś zrobić dla siebie, niezależnie od tego, ile czasu już straciliśmy, i jak głęboko tkwimy w bagnie.

pao - 2007-08-03, 19:49

Cytat:
Z tym brakiem szacunku to naprawdę jest popaprana sprawa. I ciężko z nią walczyć.


by mówić o szacunku trzeba wpierw mieć szacunek... i to nie tylko wobec innych (w tym tych toksycznych) ale i nade wszystko do siebie samego. a to wypracowujemy niezależnie od okoliczności. a precyzyjniej, możemy wypracować, tylko czy to rzeczywiście czynimy??

jeśli mamy szacunek do innych wiele sie zmienia mimo, ze tak naprawdę tylko w nas, to jednak rzutuje to na wszystko :)

Capricorn - 2007-08-03, 20:32

pao napisał/a:

by mówić o szacunku trzeba wpierw mieć szacunek... i to nie tylko wobec innych (w tym tych toksycznych) ale i nade wszystko do siebie samego. a to wypracowujemy niezależnie od okoliczności. a precyzyjniej, możemy wypracować, tylko czy to rzeczywiście czynimy??


czytam, i czytam... I jakoś nie wiem, osso chozi? Jakoś nie bardzo chwytam mesydż tej wypowiedzi. Wiem za to, że wielu toksycznych działa na zasadzie: "ja Cię upodlę, ale Ty masz obowiązek mnie szanować, bo jestem Twoim rodzicem". Dla wielu osób poza zakresem ich możliwości jest dojście do tego, że NIE MUSZĄ okazywać im szacunku.

pao - 2007-08-03, 20:48

to co robią nasi rodzice to jedno, ale możemy albo na nich patrzeć i obwiniać (tak robi większość) albo wyjść z tego i znaleźć szacunek do nich i do siebie samego. początkowo zdaje sie nie być to łatwym, ale z czasem sie udaje a kiedy udaje to rodzice też ulegają zmianie (lub zrywają kontakty)

toksyczni rodzice nie okazują szacunku ale wymagają go, niestety ich dzieci czynią to samo...

Capricorn - 2007-08-03, 21:13

pao napisał/a:
to co robią nasi rodzice to jedno, ale możemy albo na nich patrzeć i obwiniać (tak robi większość) albo wyjść z tego i znaleźć szacunek do nich i do siebie samego. początkowo zdaje sie nie być to łatwym, ale z czasem sie udaje a kiedy udaje to rodzice też ulegają zmianie (lub zrywają kontakty)

toksyczni rodzice nie okazują szacunku ale wymagają go, niestety ich dzieci czynią to samo...


Wiesz, pao, a ja nie myślę, że należy "znaleźć szacunek dla rodziców". Nikogo do tego bym nie namawiała. I nie jestem też zwolenniczką teorii, że "rodzice ulegną zmianie" - czekanie na to, czy pracowanie nad tym, może pochłonąć wiele lat i energii dużo potrzebnej dla siebie, partnera i dzieci. A statystycznie pewnie jest tak, że mniej niż 1% rodziców powie, że "bardzo im przykro", a reszta nazwie Cię kłamcą, oszustem, oskarży o zamach na zdrowie i zycie "starych, schorowanych rodziców, którzy swoje najlepsze lata poświęcili dla Ciebie, niewdzięczniku".

Pytanie też, co rozumiemy pod pojęciem szacunek. Ja nie mówię dzień dobry na ulicy, nie dzwonię spytać o zdrowie ani o nic innego, nie pamiętam o urodzinach, nie zapraszam na święta, nie odwiedzam. nie wybieram się też na ich pogrzeb, jesli umrą przede mną. I to rozumiem pod pojęciem "brak szacunku". Ale tez nie robię niczego na ich niekorzyść. Nie oczekuję ich zainteresowania, wsparcia, czy pieniędzy. Dla mnie taki układ jest fair.

W wersji idealistycznej - jestem za tym, żeby się dogadać. Żeby usłyszeć: "przepraszam, to nie było najmądrzejsze". W wersji praktycznej jednak - jestem za zerwaniem kontaktów. Po co komu kontakty, które bolą? Dorosły człowiek jest samowystarczalny. nie potrzebuje rodziców.

pao - 2007-08-03, 21:26

Cytat:
czekanie na to, czy pracowanie nad tym, może pochłonąć wiele lat i energii dużo potrzebnej dla siebie, partnera i dzieci


a czy ja napisałam by na to czekać? czekając na to energię marnujesz zamiast ją wykorzystywać.

niemniej im więcej mamy w sobie szacunku dla innych tym więcej go od innych otrzymujemy. zatem mając wybór: ja wolę pracować nad sobą a efekty na innych są niejako efektem ubocznym. ale każdy ma swoją drogę, zatem niech nią podąża, byle nią marudził, bo to przecież jego droga, jego decyzje i jego konsekwencje :)

ja moją toksyczną relację przepracowałam do 0. wczoraj tata miał 60 urodziny i pierwszy raz w życiu mogłam czysto, spokojnie i z pełną miłością i zrozumieniem zbliżyć do niego (rzecz jasna nie bez oporów z jego strony). on ma jeszcze coś do poczyszczenia, ja już nie :) za mną w tej konkretnej materii cała droga, teraz mam inne rzeczy do przepracowania :)


toksyczni rodzice przelewają swe niepowodzenia na innych a najłatwiej na dzieci. dzieci stają sie "winne" wszystkiemu. niestety takie dzieci potem "winią" albo swe dzieci, albo swych rodziców albo cokolwiek innego. poczucie winy, obwinianie innych (czy to ludzi czy okoliczności) to wszystko jest ścićle powiązane z szacunkiem :)

Capricorn - 2007-08-03, 21:42

pao napisał/a:

niemniej im więcej mamy w sobie szacunku dla innych tym więcej go od innych otrzymujemy. zatem mając wybór: ja wolę pracować nad sobą a efekty na innych są niejako efektem ubocznym. ale każdy ma swoją drogę, zatem niech nią podąża, byle nią marudził, bo to przecież jego droga, jego decyzje i jego konsekwencje :)


Dla mnie praca nad sobą, o której piszesz, i którą oczywiście popieram, polega na eliminowaniu konsekwencji toksycznego dzieciństwa - czyli z niskim poczuciem swojej wartości, przekonaniem o niepowodzeniu wszelkich swoich działań, itp.

Brak szacunku do "rodziców" nie jest w moim pojęciu brakiem szacunku dla wszystkich w ogóle. To, że w moim życiu nie ma miejsca dla "rodziców" nie oznacza, że nie mam przyjaciół, a z nimi zdrowych relacji.

pao - 2007-08-03, 21:58

wiesz, niegdyś przeprowadziłam bardzo długa rozmowę o szacunku jako takim. niestety słowo to ma wiele interpretacji i niestety jest często mylnie pojmowane. najczęściej stoją za tym właśnie nasi rodzice (oczekują szacunku ale nie okazują go nam) i powodują, że po pierwsze sami do siebie go nie mamy, a potem wymagamy go samym nie okazując lub okazując wybiórczo (innymi słowy inni mają sobie na nasz szacunek zasłużyć)

rzecz w tym, że z szacunkiem jest sprawa taka, iż on jest albo nie ma. jeśli nie umiemy szanować innych i siebie (bez wyjątków) to tak naprawdę nadal siedzimy w jakimś stopniu w stereotypie narzuconym przez toksycznych rodzicieli, czyli jak to ujęłaś "konsekwencjach toksycznego dzieciństwa"

oczywiście większość sie z tym nie zgodzi, mam tego świadomość, ale to tylko informacja, iż nadal ta konkretna konsekwencja w nas siedzi. oczywiście w różnym stopniu, ale jednak (im silniejsza negacja tym mocniej jesteśmy zakorzenieni w tej konsekwencji). odnajdując w sobie szacunek dla innych przepracowujemy jednocześnie tę konkretną kwestię, która jest bardzo poważnym obciążeniem, bo przekłada sie na nasze wszystkie relacje z innymi: od dzieci, przez partnerów, rodzinę na nieznajomych kończąc.

zatem możemy albo negować (chyba pojęcia negacji jest znane i wiadomo, że jest niemal zawsze pierwszym krokiem ;) ) albo potraktować jako swoisty drogowskaz, który nam mówi nie tylko o tym jak dużo już zrobiliśmy, ale i o tym gdzie jeszcze coś jest niepoczyszczone :)

szacunek, tolerancja, akceptacja i pokora to słowa często powtarzane, ale niewiele osób zastanawia sie nad nimi i ma świadomość co znaczą i jaką energię w sobie niosą. (analogicznie słowa: powinnam, muszę czy chciałabym, ale tu już inny aspekt sie kłania)

niemniej od nas zależy czy i jak sie za dane tematy zabierzemy. i jakby nie było: wszystko w swoim czasie i nic na siłę :)

Capricorn - 2007-08-03, 22:15

pao napisał/a:

rzecz w tym, że z szacunkiem jest sprawa taka, iż on jest albo nie ma. jeśli nie umiemy szanować innych i siebie (bez wyjątków) to tak naprawdę nadal siedzimy w jakimś stopniu w stereotypie narzuconym przez toksycznych rodzicieli, czyli jak to ujęłaś "konsekwencjach toksycznego dzieciństwa"

oczywiście większość sie z tym nie zgodzi, mam tego świadomość, ale to tylko informacja, iż nadal ta konkretna konsekwencja w nas siedzi. oczywiście w różnym stopniu, ale jednak (im silniejsza negacja tym mocniej jesteśmy zakorzenieni w tej konsekwencji). odnajdując w sobie szacunek dla innych przepracowujemy jednocześnie tę konkretną kwestię, która jest bardzo poważnym obciążeniem, bo przekłada sie na nasze wszystkie relacje z innymi: od dzieci, przez partnerów, rodzinę na nieznajomych kończąc.


Co do pierwszej kwestii: moim zdaniem z konsekwencji toksycznych relacji nie da się do końca wyzwolić. Ot, tak, pstryk, i już nie ma. Wiele rzeczy można poprawić, ale gdzieś pozostaje zadra, i już. I nie jest równoznaczna ze złorzeczeniem, chęcią zemsty, nienawiścią, w zasadzie chyba niczym negatywnym. To po prostu Pamięć.

Nie rozumiem, dlaczego miałabym szanować bez wyjątków wszelkie stworzenie, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi złych i podłych. Ale bardzo możliwe, ze każda z nas ma całkowicie inną definicję szacunku. Spora część ludzi jest mi idealnie obojętna emocjonalnie. I nie widzę w tym nic złego.

pao - 2007-08-03, 22:29

Cytat:
moim zdaniem z konsekwencji toksycznych relacji nie da się do końca wyzwolić.


moim zdaniem się da :)

Cytat:
Ot, tak, pstryk, i już nie ma.


no w ten sposób to na pewno nie działa :D sporo pracy czeka a pstrykać to sobie do rytmu można jeśli to pomaga ;)

Cytat:
I nie jest równoznaczna ze złorzeczeniem, chęcią zemsty, nienawiścią, w zasadzie chyba niczym negatywnym.


osoba która złorzeczy tak naprawdę nadal siedzi w tej relacji. zatem tu nie ma co nawet mówić o oczyszczeniu. raczej nazwała bym to "otarciem brudu ze skroni" ;)

Cytat:
To po prostu Pamięć.


pamięć i tak zostaje :) jeśli by to w niepamięć poszło, to nie ma mowy o wyzwoleniu. większość ludzi ucieka w niepamięć właśnie a potem nie rozumieją, czemu maja jak mają. pamiętać tak, ale nie rozpamiętywać :) ja wiem co tam mój tata miał za uszami, pamiętam to co było dla mnie poniżające, przerażające czy bolesne. gdybym nie pamiętała, to w podświadomości nadal by tliły sie jakieś żale, bóle, roszczenia czy wątpliwości. dziś ich nie ma. kocham mojego tatę, szanuję go i jestem mu wdzięczna, bo najnormalniej wybaczyłam mu wszystko i uświadomiłam sobie, zę choć wiele razy mnie skrzywdził, to jednak dzięki temu jaki on był wtedy, ja jestem taka teraz :)

może i były to bolesne lekcje, ale je nie tylko przerobiłam ale zdałam: co najmniej na 4+ ;) a może i więcej: cenzurkę wystawi mi moje dziecko ;)



a co do szacunku: nawet nie o samą definicję chodzi. tu podobnie jak z miłością:
jeden zatrzyma sie na eros, drugi pomyśli philos i obaj o miłości myślą, jeno aspekt jest szerszy lub nie. nie wspominając o agape... ten kto pojął agape pojmie doskonale eros i philos, ten kto pojął tylko eros nie pojmie agape choć może pojąć philos :) (chyba nie zamieszałam za bardzo ;) )

każdy będzie mówił o miłości, ale zasięg jej pojęcia będzie różny :) wszyscy mają rację, tylko jedni bardziej siebie w pojęciu ograniczają inni mniej i tyle :) z szacunkiem podobnie :) jeśli chcemy szanować świat to z czasem nasz szacunek sie poszerza i wraz z naszym rozwojem odnajdujemy coraz większe jego pokłady w sobie aż do odnalezienia szacunku nawet dla osób, którym wedle większości on sie nie należy.

to niestety trudne do wyjaśnienia (podobnie jak miłość w pojęciu agape właśnie). to coś co sie pojmuje dopiero doświadczając, żadne słowo tego nie obejmie. ale jeśli choć raz sie to pojęło, to człowiek po prostu wie do czego dążyć :)

po prostu warto mieć świadomość ze to do czego teraz dotarliśmy zawsze jest zaledwie przedsionkiem czegoś większego, piękniejszego i wartościowszego :) rozwój dany w nasze ręce jest najpiękniejszym co mogliśmy otrzymać. kwestia wykorzystania tego i tyle :)

Capricorn - 2007-08-03, 22:41

pao napisał/a:

pamięć i tak zostaje :) jeśli by to w niepamięć poszło, to nie ma mowy o wyzwoleniu. większość ludzi ucieka w niepamięć właśnie a potem nie rozumieją, czemu maja jak mają. pamiętać tak, ale nie rozpamiętywać :) ja wiem co tam mój tata miał za uszami, pamiętam to co było dla mnie poniżające, przerażające czy bolesne. gdybym nie pamiętała, to w podświadomości nadal by tliły sie jakieś żale, bóle, roszczenia czy wątpliwości. dziś ich nie ma. kocham mojego tatę, szanuję go i jestem mu wdzięczna, bo najnormalniej wybaczyłam mu wszystko i uświadomiłam sobie, zę choć wiele razy mnie skrzywdził, to jednak dzięki temu jaki on był wtedy, ja jestem taka teraz :)


I tutaj zapewne tkwi największa różnica w naszym podejściu do sprawy. Bo ja nie wybaczam, nie widzę powodu. To, kim jestem teraz, zawdzięczam sobie, swojej sile, a nie ich postępowaniu.

pao - 2007-08-03, 23:16

sobie zawdzięczam to, że umiałam wykorzystać to co dostałam a nie poddałam się. sobie zawdzięczam wiele, ale jednak gdybym rosła w innym środowisku pewne cechy nie były by wyeksponowane, a inne przytłumione.. była bym innym człowiekiem i wcale nie jest powiedziane, że było by mi lepiej.

po prostu dojrzałam jak pewne rzeczy mnie kształtowały i że wiele z nich mogłam spokojnie wyczyścić tak by z wad stały sie zaletami. To zrobiłam ja, ale wzór (choć nieudolny delikatnie rzecz ujmując) dostałam od taty. to że jestem jaka jestem zawdzięczam przede wszystkim swojej własnej pracy, jednak pewne wzorce które dostajemy od rodziców zakorzeniają sie w nas i nie jesteśmy w stanie ich wykorzenić. możemy je zmodyfikować tak by przestały być toksyczne, a nawet tak, by stały sie zaletami :)

gdybym miała takiego tatę o jakim marzyłam jako dziecko dziś nie posiadała bym wielu cech, które są teraz moją mocną stroną. dlatego jestem mu wdzięczna :)

Capricorn - 2007-08-03, 23:29

Pai, ja sobie doskonale zdaję sprawę, że warunki, w jakich się, khem, "wychowywałam", ukształtowały obecną Capricorn. Ale nie odczuwam za to wdzięczności wobec moich rodziców - raczej wobec Sił Wyższych, że byłam w stanie przez to przejść bez większych uszczerbków na ciele i umyśle (dodam, ze nie wszyscy z mojego rodzeństwa mieli tyle szczęścia).
pao - 2007-08-03, 23:32

zatem agape przed Tobą :)

pięknie że philos dotknęłaś :)

rozwój jest tym, co mnie cieszy najbardziej i co obserwuję z rosnąca radością. nawet jeśli bywa dla mnie niewygodny ;) no ale moje niewygody to już moja sprawa ;)

Capricorn - 2007-08-03, 23:45

no popatrz, czuję się zdiagnozowana.
pao - 2007-08-03, 23:53

:lol: czego by nie pisać diagnostyką się nie zajmuję ;)
Capricorn - 2007-08-04, 09:44

Zapomniałam napisać: nieprawidłowo zdiagnozowana.
pao - 2007-08-04, 11:12

być może, nie wnikam :)

piszę co widzę, pytanie czy pojmujesz o czym pisze :) ale to już pytanie retoryczne, kompletnie nieistotna jest odpowiedź :)

Capricorn - 2007-08-04, 11:29

pao napisał/a:
być może, nie wnikam :)

piszę co widzę, pytanie czy promujesz o czym pisze :)


;-)

pao - 2007-08-04, 11:38

już poprawiam :D
niestety na FF w kwestii błędów nie zawsze można polegać a moje literówki sa nagminne :mrgreen:

Capricorn - 2007-08-04, 11:57

Pytanie było retoryczne, ale żeby nie było wątpliwości:

Promować nie będę ;-) , ale, owszem, pojmuję, tę teorię z przenoszeniem się na wyższe poziomy energetyczne wraz z wzbudzaniem w sobie szacunku do siebie i innych. Jak i to, że "tak miało być po to, żeby teraz było tak, jak jest". Z tą drugą częścią nie polemizuję, bo w żaden sposób nie jest odkrywcza, przynajmniej dla mnie. Natomiast teoria oczyszczania energii po prostu na mnie nie działa, bo w nią nie wierzę, i już. Wiem, za to, że gdybym ich przed sobą rozgrzeszyła, to byłoby to ze szkodą dla mnie. Więc rozliczenie ich z tego, co robili "żebym mogła być tym, kim teraz jestem" zostawiam Siłom Wyższym.

pao - 2007-08-04, 12:12

Cytat:
Wiem, za to, że gdybym ich przed sobą rozgrzeszyła, to byłoby to ze szkodą dla mnie.


tu masz pełną rację, bo to jak widzisz pewne rzeczy daje Ci dokładne to samo w rzeczywistości.

życie jest dokładnie takie jak o nim myślimy :)

rosa - 2007-08-04, 15:40

dla mnie szacunek, to jest, że ja nie wtrącam się w niczyje życie, nie mówię innym co mają robić, co myśleć, i tego samego oczekuję.
a moja mama krytykowała i negowałą moje decyzje, mój sposób życia, przy dzieciach. dlatego teraz widujemy się 1 raz w tygodniu, a czasami nie

u mnie przełom nastąpił gdy sprzedałam mieszkanie, żeby wybudować dom i Piotrek wpadł na świetny pomysł, żeby na czas budowy zamieszkać u moich rodziców (oni na to nalegali), będzie taniej. nie chciałam ale uległam. no bo rzeczywiście wynajęcie mieszkania jest drogie, przekonałam samą siebie, że się przemęczymy. po 7 m-cach byłam totalnie zniszczona, moi synowie nie mogli na babcię patrzeć. a najgorsze że nie dało się nigdzie uciec. od jej głosu. terroru żywieniowego. szymon który jest silniejszy od franka (fra jest nadpobudliwy i nadwrażliwy, pobyt u babci mu bardzo pomógł) czuwał, ściągał na siebie uwagę babci, aby frankowi się za coś nie dostało. ja z pracy urywałam się wcześniej, stres, jak wchodziłam do domu to synowie wisieli na mnie jak małe dzieci.

w maju się przeprowadziliśmy ja próbuję dojść do siebie ograniczając kontakty z mamą do minimum, chłopców w odwiedziny do dziadków nie dało się zaciągnąć, dopiero teraz, po 3 m-cach trochę zapomnieli i czasem pójdą do babci na godzinkę.

a wiecie kto nastawił dzieci przeciwko dziadkom?
oczywiście że ja

Capricorn - 2007-08-04, 15:55

rosa napisał/a:

a wiecie kto nastawił dzieci przeciwko dziadkom?
oczywiście że ja


no, wiadomo ;-)

współczuję nerwów, i jazd, jakie mieliście i Wy, i chłopcy. Dobrze, ze to już za Wami.

A Twojego męża jak Twoi rodzice traktują?

rosa - 2007-08-04, 16:05

my nie jesteśmy małżeństwem,
ja męża kiedyś miałam, dzięki mojej mamie
ale o tym napiszę inną razą

a jak go traktują: różnie, ale nie przepadają za sobą, tzn. z mamą, ojciec ma inny charakter i jakoś łatwiej się dogadać

Capricorn - 2007-08-04, 16:14

no, partnera miałam na myśli ;-) No wiesz - obcy dla niej facet. Nie każdy obcy da się ustawiać.

czekam na historię o mężu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group