wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Docieranie się z chłopakiem nie - wege :)
Autor Wiadomość
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2012-04-16, 14:48   Docieranie się z chłopakiem nie - wege :)

Witam ;)
Dziewczyny, mam do Was takie pytanie. A właściwie cały szereg pytań.. Ale od początku:
Od prawie roku spotykam się z pewnym chłopakiem. Wcześniej byliśmy dobrymi znajomymi, a już kilka lat temu mi się podobał (jak się okazuje, ja jemu też). Jednak coś stawało nam na przeszkodzie i zaczęliśmy chodzić ze sobą od czerwca. Mogę szczerze powiedzieć, że jest świetnym chłopakiem. Dobry, zabawny,
pracowity. Dobrze się dogadujemy, miło nam się razem spędza czas, kochamy się jak wariaty ;)
I choć wiem, że może to oklepane, ale oboje promieniejemy, odkąd się spotykamy. Ja słyszę same komplementy, że aż ode mnie bije radość. A koledzy i rodzina W. twierdzą, że się niesamowicie zmienił i że jest szczęśliwy.
Jednak w miarę upływu czasu zaczynam się zastanawiać nad pewnymi kwestiami… Bo mój W. nie jest wege i już teraz widzę pewne zwiastuny sporów.

Od kiedy tylko się znamy, byłam wegetarianką (a nawet weganką). Kiedy zaczęliśmy chodzić na pierwsze randki, na początku twardo stałam przy weganizmie. Potem, kiedy coraz częściej wychodziliśmy z domu, zaczęłam robić wyjątki. Bo nie miałam co jeść, bo byłam na obiedzie u rodziców W. i przekonałam się zjeść coś, co zawierało jajko/mleko. W sumie wcześniej żyłam sobie jak chciałam, jadłam co chciałam i żadna siła ludzka nie zmusiłaby mnie do zjedzenia czegoś, na co miałam ochotę. Randkując z W. zdarzało mi się jeść słodkości – ale nigdy mięso.

Kiedyś, było to może po 2-3 miesiącach chodzenia ze sobą, spytałam W. czy nie przeszkadza mu mój wegetarianizm. Mój chłopak odparł, że on może jeść mięso w pracy, a potem 2 dni da radę bez mięsa :D . Nie dokładnie o to mi chodziło, bo nie sądziłam, że będzie mówił o nas w kontekście wspólnego życia. Chodziło mi tylko o to, czy akceptuje moją dietę, mój wybór. Mile mnie zaskoczył tą deklaracją.

Kiedy mój chłopak przyjeżdżał do mnie na śniadania (schodząc ze służby) serwowałam mu ciemne bułki (swoje lub kupcze), pasztety sojowe, paprykarze wegetariańskie (głównie gotowe), dużo warzyw i zieloną herbatę ;) Częstowałam go wegańską szarlotką, ciastem bananowym. W. nie jest zbyt wybredny, chętnie próbował moje nowości, smakowały mu. Ja starałam się, by były kolorowe, smakowite i dobrze przyprawione.
Kiedy ja byłam u niego na śniadaniu brałam sobie ciemny chleb, awokado albo pasztet sojowy i jakiegoś pomidora czy ogórka.
Gdy zostawałam na obiedzie u jego rodziny, jadłam ziemniaki i surówkę, a kotlety brałam swoje, robione w domu. Nikt nic nie mówił i było OK.


Potem jednak zaczęły zdarzać się drobne spory. Przeważnie chodziło o to, że mojemu W. nie podobało się to, że nie chciałam jeść „czegoś”. I nie było to tak, że siedziałam przy stole z jego rodziną i nic nie jadłam. Bo nie dość, że zawsze cosik się zjadliwego dla mnie znalazło, to jeszcze brałam swoje obiady, więc nie było problemu.
Ale mój chłopak denerwował się, bo np. nie chciałam jeść zabielonej zupy, galaretki owocowej czy sałatki jarzynowej na śmietanie. Ok – potrafiłam się przełamać do nabiału. Ale akurat nie podchodzi mi smak sałatek. Szczerze mówiąc to nigdy nie jadłam tych majonezowo – śmietanowych sałatek. Jak już to jem mix sałat z fasolką, kukurydzą etc, albo różne warzywa, ale bez dodatku majonezu… No i w sumie, czy mam obowiązek się tłumaczyć, że czegoś nie chcę/ nie lubię/ nie będę jadła? Chcę – jem, nie chcę – nie jem. Czy to tylko dla mnie jest takie proste?

Oczywiście po chwilowych „fochach”, dąsach, rozmowach i sporach, dochodziliśmy do wniosku, że wszystko jest ok. Ja tłumaczyłam W., że przecież ja nie zmuszam go do jedzenia niezabielanych zup czy jedzenia ciemnego chleba. Jak nie chce to ja mogę jeść zupę bez śmietany, a dla niego można zabielić. Jak nie ma ochoty jeść razowca, to niech je jasny chleb. Ale niech nie ingeruje w to, co jem ja ;/
Rozumiem, gdybym się głodziła, nic nie jadła, chodziła głodna i wychudzona. Tymczasem jestem zdrowa, pełna energii, uprawiam sporty, dobrze się czuję…

I choć strasznie kocham tego mojego chłopaka, to zaczynam się pomału bać… Jego tato nie ma nic przeciwko mojej diecie. Mama W. rozmawiała z nim na ten temat, ale ostatecznie powiedziała, że to jego życie i jego decyzja. Więc jeśli chce mieć dziewczynę/ partnerkę wegetariankę to jego sprawa.
Ja bardzo lubię rodziców W. , często u nich jestem (W. mieszka z rodzicami i bratem z rodziną), zostaję na noc i nikt nie ma żadnego sprzeciwu. Lubię z nimi rozmawiać, mam z nimi dobry kontakt.

Z W. właściwie się nie kłócimy. Jakieś drobne nieporozumienia uważam za całkiem normalne. Nie padają ostre słowa, staramy się nie ranić, wyjaśniamy sobie wątpliwości, nie chodzimy spać pokłóceni.

Ale ponieważ traktuję W. poważnie, nie myślimy być parą na chwilę, zaczynam się zastanawiać, co dalej będzie…

Nic przed nim nie ukrywałam, szczerze mówiłam, że tego i tamtego nie jem. Że nie dotykam i nie gotuję mięsa. Że nie przyrządzę mu kanapek z kiełbasą, ani nie usmażę schabowego. O dzieciach nie rozmawialiśmy tak dużo, bo na razie nie planujemy dziecka (choć, mała dygresja: Po moich problemach zdrowotnych i zaburzeniach miesiączkowania, z radością ogłaszam, że będąc u ginekologa parę tygodni temu, dowiedziałam się, że nic nie stoi na przeszkodzie, bym była matką :lol: . Późno dostałam pierwszą miesiączkę i miałam małą macicę. A teraz wszystko jest okej i jestem płodna :D A nie brałam żadnych leków, wszystko się samo unormowało! Cieszę się z tego powodu ogromnie :lol: Nawet nie ma takich słów i emotikonków, by pokazać moje szczęście ;) )


Po tym nieco przydługawym wstępie chciałam Was spytać… Czy Wasi mężowie/ partnerzy poznawali Was jako wegetarianki czy przeszłyście na dietę już jak mieszkaliście razem? Czy zawsze spotykałyście się z pełna akceptacją, czy czasami zdarzały się kłótnie? Czy Wasi mężczyźni jedzą mięso? Czy jedzą je w domu, trzymają w lodówce kotlety czy szynkę? Czy gotujecie dla nich mięsne potrawy? Czy dzieci z rodzin, gdzie tylko jeden rodzic jest wege jedzą mięso czy są wychowywane na wegetarian?



Wiadomo, że na razie nie zerwę z W., bo chce bym jadła zupę na śmietanie…
Ale jestem ciekawa, czy takie problemy na początku chodzenia zaowocują czymś więcej w przyszłości…
Czy może W. ostatecznie zrezygnuje z namawiania mnie do jedzenia czy wręcz przeciwnie; będzie nalegał, bym jadła np. słodycze. Dla mnie to w ogóle jest śmieszne, jak można namawiać kogoś do jedzenia słodyczy, jak ktoś wyraźnie nie ma ochoty… Ani to zdrowe, ani niezbędne do życia… Więc, hello, o co chodzi?
Czy stawać twardo przy swoim, nie ulegać? Tak wydaje mi się najlepiej. Bo nie chcę być sfrustrowaną, złą na cały świat dziewczyną. Chcę robić, to co uważam za słuszne, jeść to, co mi smakuje, a nie to, co się komuś podoba…
Poradźcie, proszę ;)
Pozdrawiam!!
:lol: :lol:
_________________
I <3 PaNdaS
 
 
 
moony 
wyjątek od reguły


Pomogła: 49 razy
Dołączyła: 25 Lis 2009
Posty: 3740
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2012-04-16, 15:01   

Lenka, ja zostałam wege miesiąc po ślubie. Najpierw był mały foch, potem się przyzwyczaił. Z resztą, już wcześniej miał dziewczynę wege, ale nie wiem, jak to u nich było ;) Wie, że nie zrobię mu tego i tamtego. Ale od czego ma rączki? sam sobie może zrobić. Tylko mu się nie chce :P Czasami u nas w lodówce są jakieś parówki czy inne takie (moja mama go podkarmia ]:-> ).
Teraz ja mam ochotę na weganizm, urabiam powolutku męża, bo na każdą wzmiankę zaczyna się dąsać i krzyczeć.
Kocham chłopa, no, nie mam ochoty na rozwód, więc licze na to, że chłopy przeważnie nie dostrzegają wielu rzeczy i robię swoje po cichutku :)
Moje dziecko jest wege.
Aha, w naszym przypadku odnoszę wrażenie, że wszelkie spory na tle jedzenia to kwestia domu rodzinnego, gdzie gotowała tylko mama i jadło się to, co ona dawała (a teściowa ma x lat w mięsnym przepracowała hartując wędliny ludwikiem). Nikt inny nic nie robił.
_________________
mój muzyczny blog ---> www.ewabujak.blogspot.com
hxxps://www.facebook.com/they.can.rock.me?ref=hl
 
 
Gudi 


Pomogła: 12 razy
Dołączyła: 01 Cze 2011
Posty: 1893
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2012-04-16, 16:01   

Ja przeszłam na wege jakoś po 2 latach związku. Wcześniej eliminowałam kolejną zwierzynę, aż pewnego pięknego dnia stwierdziłam, że dość. Szanuje to bardzo. Wiem, że ze względu na mnie zrezygnował z wieprzowego, wołowego [choć i tak nie wszystko lubił z tego], ale jogurtu na żelatynie nie zje... Galaretki też już nie tknie. W sklepie kupuje rzeczy, które będziemy mogli zjeść oboje. Drób je okazjonalnie - może 2-3 razy w miesiącu. Parówki kupuje sobie sam sojowe nawet lub ja mu kupuję. Do rezygnacji z ryb go nie namówię i raczej nigdy nie będę... Powolutku drożę jeszcze rezygnację z drobiu.

Trochę sobie nie wyobrażam by zmuszał mnie do zjedzenia czegokolwiek. Szanuje moją decyzje co mnie bardzo cieszy. Dziecko też mamy zamiar by było wege. Trochę się z tym miota, bo co powie jak się spyta dlaczego je mięso... Ale to z czasem będzie problem do rozwiązania:)

Dużo mu mówię na temat szkodliwości mięsa, pokazuję hipokryzję ludzi, którzy rozczulają się nad króliczkiem, ale twardo jedzą mięso - widzi to i widzę, że też mu przeszkadza trochę. Jesteśmy wychowani jak jesteśmy i ciężko zmienić podejście i nawyki z dnia na dzień.

Wiem jak mocno mnie kocha i z tego powodu nie zmusiłby mnie do jedzenia czegoś czego nie chcę - względy ideologiczne są dość istotne, więc je szanuje. I ja za to mocno kocham, bo to bardzo dobry człowiek...

Ale na to potrzeba też było czasu, bo na początku były obawy 'co my teraz będziemy jeść'. Ja sama nie wiedziałam - ale z czasem wszystko się unormowało - też dzięki wegedzieciakowi, który daje natchnienie, siłę, inspirację i pewność w tym co się robi:)

Nie chcę Ci doradzać, ale jeśli nie szanuje Twojego wyboru w byciu wege to pytanie co pojawi się później? Nie chodzi o to by sam zrezygnował, ale by szanował Twój wybór i w mniejszym lub większym stopniu wspierał. Nie chodzi o gotowanie specjalnie dla Ciebie - ale mógłby zadbać by było coś na obiad co mogłabyś zjeść...

Dla mnie zawsze na obiedzie u teściowej są po prostu pieczarki dla mnie zamiast kotleta. Dla mnie to dużo, bo wiem, że o mnie pomyślała i szanuje.

[ Dodano: 2012-04-16, 16:02 ]
moony napisał/a:
ja zostałam wege miesiąc po ślubie.


bo po ślubie wszystko się zmienia :) :P
_________________
 
 
sunflower_ren 


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 13 Lip 2010
Posty: 869
Skąd: Grudziądz
Wysłany: 2012-04-16, 16:30   

ja byłam wege już dobrych kilka gdy się poznaliśmy z B. Nie miał nic przeciwko, co więcej sam zrezygnował z jedzenia mięsa. Na początku tylko gdy razem jedliśmy czyli i tak dość często, a teraz jak jedzie do rodziców to też nie je mięsa. O weganizmie nie chce słyszeć, ale skoro ja jem mniej nabiału, jajek to on siłą rzeczy też.
Lenka, trzymam kciuki, mam nadzieję, że nie będziecie się spierać o wege, a może W. się przekona i też zrezygnuje z mięsa? :-)
_________________
"Nie wystarczy patrzeć, aby widzieć, ani wiedzieć, aby rozumieć"
---------------------------------
 
 
Papprotka 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Gru 2010
Posty: 86
Wysłany: 2012-04-16, 18:04   

Jesteście na początku drogi, w wielu rzeczach będziecie się docierać, jedzenie to jedna z nich. Warto na spokojnie porozmawiać, jak mówi Euridice.
Zdecyduj, co jest dla Ciebie w diecie ważne, z czego ewentualnie mogłabyś zrezygnować (i dlaczego), ale rezygnować przecież wcale nie musisz, skoro byłoby to wbrew Tobie. To istotne, czy rezygnacja będzie wynikała z Twojej własnej decyzji czy z presji otoczenia. No i co nie mniej ważne, chłopak wiedział z kim chce się związać, przecież nie ukrywałaś przed nim faktu swojego wegetarianizmu/weganizmu.
Ja przestałam jeść mięso po... 6 wspólnych latach. Na początku mąż miał wątpliwości dotyczące zdrowia, czy nie będzie mi brakowało różnych wartości odżywczych. Ale zaakceptował, nie nalegał, czasem tylko pytał czy mi mięsa nie brakuje - z czystej ciekawości, nie chęci namowy.
Życzę powodzenia w układaniu wspólnego życia :)
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2012-04-16, 21:13   

Dziękuję Wam bardzo dziewczyny :* Napisałyście mi naprawdę miłe słowa otuchy ;)
Dzięki za pytania Euridice, faktycznie warto się nad tym zastanowić :D
Tak mi się właśnie wydaje, że to normalne, że pary się docierają.
Niewątpliwie na plus przemawia fakt, że W. całkiem naturalnie reaguje na mój wegetarianizm, gorzej, jeśli chodzi o odrzucanie nabiału etc. Do tego jest dość odważny, nie pozwala komuś się wtrącać i ma mądrą mamę, skoro ona mówi, że to jego sprawa i jego decyzja, czy chce się wiązać z wege dziewczyną :)
Jeśli macie jeszcze jakieś spostrzeżenia, to chętnie poczytam :)
Buziaki :*:*
_________________
I <3 PaNdaS
 
 
 
Gudi 


Pomogła: 12 razy
Dołączyła: 01 Cze 2011
Posty: 1893
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2012-04-16, 21:34   

Lenka napisał/a:
W. całkiem naturalnie reaguje na mój wegetarianizm, gorzej, jeśli chodzi o odrzucanie nabiału etc


może po prostu nie rozumie tej kwestii? Odrzucenie mięsa jest logiczne - nabiału nie dla każdego. Rozmawiaj, dyskutuj i jeszcze raz rozmawiaj :)
_________________
 
 
go. 


Pomogła: 86 razy
Dołączyła: 27 Lut 2011
Posty: 6285
Skąd: toro
Wysłany: 2012-04-17, 15:31   

eee ja tam myślę że dla miłości to nie problem :)
Można się spierać o kolor ścian, (nie)jedzenie mięsa, czy gdzie pojechać na wakacje. My ciągle mamy odmienne zdania i nigdy nie jest nudno ;) Ja np miałam 8 godzin na remont łazienki- jak mój A. był w pracy :mryellow: Ale to są pierdoły :)
Miłość dużo większe problemy przezwycięża. Wg mnie nie masz się czym martwić :D [wiem, wiem, brzmi to jakbym była jakaś nawiedzona, ale tak jest. Serio! :mrgreen: ]
Nawiasem dodam, że mój A. pochodzi z rodziny myśliwskiej, także dla nich to był szok, że ma wegetariankę dziewczynę.
Ale dość szybko się wege-nastawił, mięso je rzadko. Zazwyczaj jest to szybki hot dog na stacji benzynowej :mrgreen: Nie miał większego problemu, żeby S. był wege. Jego rodzina tak, ale w końcu jesteśmy dorośli i mamy prawo do własnych wyborów :)
Choć na początku jak razem zamieszkaliśmy to się obawiał, a teraz sam -jak jestem w szkole- przyrządza mi bezmięsne obiadki :-D
_________________
"Bez odchyleń od normy niemożliwy jest postęp." Zappa
 
 
Jadłonomia 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 01 Kwi 2012
Posty: 145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-17, 16:48   

Ale masz tu wsparcie! Myślę, że warto naprawdę zacząć od pytań, które podsunęła Ci Euridice, dzięki nich znajdziecie źródło problemu i będziecie mogli razem to sobie rozwiązać :)
U mnie na przykłąd było tak, że mój partner przeszedł na wegetarianizm po roku związku bez mojego namawiania ani ingerencji. Zazskoczył mnie tym bardzo :) Ale różne mieliśmy potem fazy - najpierw dziwne reakcje kolegów w pracy, potem głupie docinki w domu rodzinnym ale daliśmy radę:) Po tych kilku już latach wegetarianizmu mój partner jest zaczytany w wege tematy, wkręcony i bez kompleksów. Jest pod tym względem bajkowo :)

Ja za to od jakiegoś czasu przestawiłam się niemal na weganizm, bo jajka jem tylko jak przyjadą od kur od pani Lodzi z Kotliny Kłodzkiej, nabiału wcale i tak też gotuję - po wegańsku. Piekę po wegańsku, sama robię wszelkie roślinne śmietany i mleka, przygotowuję wegańskie pasztety, smarowidła, kolacje oraz obiady i jest git, jemy w taki sposób. A jak Szymon ma ochotę to sobie kupuje te nieszczęsne jajka czy ser żółty i tyle. Dla mnie najważniejsze w tym jest to, że wiem dlaczego on chce wciąż kupować jajka, on wie dlaczego ja nie chcę i szanujemy to. Dlatego zaryzykuję stwierdzeniem, że kluczem jest po prostu komunikacja i mówienie o motywacjach swoich działań i swoich potrzebach.

I na tym banale zakończę :-P
_________________
Blog z roślinnymi przepisami, gdzie w roli głównej występują bulwy, korzenie, liście i inne chwasty.

hxxp://www.jadlonomia.com
 
 
alken87 


Pomogła: 7 razy
Dołączyła: 23 Mar 2010
Posty: 725
Skąd: Wałbrzych/Wrocław
Wysłany: 2012-04-17, 17:40   

ja przeszłam na wegetarianizm po 2 latach związku, chłop się trochę zmartwił, że "kurczaczka" już razem nie zjemy i zastrzegł sobie, że mam go nie urabiać. no i nie urabiam, choć nie ukrywam, że by mi nieco ulżyło jakby przestał jeść mięcho. ale nie mam zamiaru do niczego go nakłaniac, bo nie ma chyba nic gorszego niż bycie wege bez przekonania i bycia konsekwentnym (i bez zrozumienia).
jemy czasem razem, ale zazwyczaj osobno, bo on uważa, że to wychodzi dla niego za drogo, jak ja gotuję :roll:
miałam też wegański epizod wakacyjny, to już go trochę rozjuszyło, z resztą nie tylko jego, ale w sumie potem dał spokój, oczywiście ucieszył się jak wróciłam do nabiału :-P rozmyślam intensywnie nad kolejną próbą przejścia na weganizm, chciałabym żeby to było już konsekwentne i na stałe, nie wiem jak on na to zareaguje...
generalnie nie ma większych problemów, dla mnie ważna jest ta najprostsza kwestia - że go kocham, kochałam go zanim przeszłam na wegetarianizm i będę kochać nadal, natomiast gdybym miała szukać partnera jako wegetarianka/weganka, to nie jestem już taka przekonana, czy w ogóle zainteresowałabym się mięsożerem.
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2012-04-17, 21:01   

Lenka, spokojnie. wszystko wyjdzie "w praniu". z tego, co piszesz (nie sprawdzałam, w jakim jesteś wieku :D ), wynika, że nie jesteście razem bardzo długo, nawet nie rok. obserwuj chłopa po prostu. wegetarianizm nie powinien być jakąś przeszkodą, można się dogadać w tej kwestii.
ja byłam weganką, gdy poznałam swojego faceta. i ze mną było podobnie jak u Ciebie - z przyczyn "społeczno - rodzinnych" zaczęłam jeść nabiał (bo z tym weganizmem strasznie niewygodnie - a to na pizzę nie pójdziemy, a to na lody, a to u jego mamy nie mam nic do jedzenia - bo zupa zabielona, bo ser do kanapek i takie tam). wszystko do pogodzenia. teraz jestem w fazie stopniowego powrotu do weganizmu, ale prawdopodobnie nigdy nie będzie to całkowity weganizm. nie chce mi się już buntować, tłumaczyć, że nie zjem sera czy sałatki... postanowiłam sobie, że będę weganką w domu, a poza nim - będę unikać nabiału, ale jeśli nie będzie nic innego, to zjem i nabiał - podobnie ze słodyczami - nie będę (jak kiedyś, w czasach weganizmu bezkompromisowego ;) ) odmawiać kawałka ciasta na urodzinach czy czekoladki, którą mnie ktoś w robocie poczęstuje.
obecnie mieszkamy razem, on nie jest wege, ja tak. dziecko póki co wege - i tu nadal trwają negocjacje :) pokojowe! zatem głowa do góry!
rozgadałam się, ale chciałam Ci napisać jedną rzecz - kontynuując I akapit: zanim zdecydujecie się na dzieci, na wspólne życie, na ślub, przyrzeczenia, deklaracje - zapewnie minie trochę czasu. będziesz mogła przekonać się, jaki tak naprawdę jest ten Twój facet. teraz trwa faza zakochania i kwiatków - wielu rzeczy o nim nie wiesz, bo każdy zakochany człowiek jest trochę zamroczony :D , każdy z nas to wie :)
miną miesiące, lata - zobaczysz - czy gościu zaczyna z wegetarianizmu robić problem? może w tej chwili wydaje mu się, że mu to nie przeszkadza, a z czasem zacznie nalegać, byś mu smażyła kotleta? a może zaczną mu przeszkadzać inne Twoje cechy? może okaże się bucem o zamkniętym umyśle? a może okaże się syneczkiem mamusi, która zacznie go buntować przeciwko synowej - wegetariance? a może sam stanie się wege i będzie Ci dziękował, że przejrzał na oczy? a może teściowa nauczy się robić kotlety z kaszy (jak moja!) i będziecie je razem, z radością jedli? nigdy nic nie wiadomo :) obserwuj. wegetarianizm nie musi być problemem, ale problem z jego akceptacją może być oznaką, że facet ma ogólnie problemy z tolerancją, akceptacją itd.. to jest ważne, moim zdaniem. czyli całokształt, a nie jeden detal.
amen :D
 
 
Mikarin 
szczylowa mama


Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 2500
Skąd: Wałbrzych
Wysłany: 2012-04-18, 15:51   

A ja mojemu powiedziałam, że nie będę robić mięcha w domu - koniec! Chce, niech robi sam. Byłam wtedy wege już 13 lat i nie miałam zamiaru mieniać nawyków kulinarnych z jego powodu. Teraz w lodówce mamy awałek pieczeni ze świt, który wysycha - J. wolał zjeść mój barszcz, placki sojowe i selera z sezamem. Ale nie! On twierdzi, że nie jest wege - ale mięso wcina bardzo rzadko. O wegaństwie słyszeć nie chce, ale mnie pozwala n wariacje żywieniowe :) i szanujemy swoje wybory, j nie psioczę o jego padlinę, a on o moje kiełki :mrgreen:
_________________
hxxp://pierwszezabki.pl] hxxp://lilypie.com]hxxp://daisypath.com]hxxp://daisypath.com]hxxp://www.kornela-m.blogspot.com/]blog? zapraszam!
SELER RULEZ! :D | Nie łączę wegetarianizmu z filozofią, więc jak czasem coś palnę - proszę o wyrozumiałość! Dziękuję :)
hxxp://wegedzieciak.pl/viewtopic.php?p=651569#651569]Zbieram na rower - zapraszam!
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2012-04-18, 19:05   

Jak dobrze, że założyłam ten temat :D Będę obserwować, bo zawsze coś ciekawego możecie mi podsunąć ;)
Ja mam 21 lat, chłopak 26, znamy się ponad 3 lata, a jesteśmy parą nieco ponad 10 miesięcy :)
No w sumie jest o tyle dobrze, że mój W. nie lubi tłustego jedzenia ;) Więc jeśli mięso to głównie filety/schabowe. Uwielbia zupy, słodycze niestety też, ale mogę się nauczyć zdrowo piec ;)
Macie racje, że nie warto się od razu martwić. Lepiej go poznać w każdej sytuacji, spędzać razem dużo czasu etc. Jest też jedna kwestia - W. dużo pracuje (mają z bratem własną działalność w domu), ja często byłam smutna z tego powodu, że widujemy się głównie wieczorami i że tęsknię. Więc myślę, że możemy śmiało iść na kompromisy. Ja akceptuję jego pracę do późna (dobrze, że jest pracowity, a że działa u siebie, to chce robić wszystko jak najlepiej)i cieszę się z czasu spędzonego razem. On zaś akceptuje moją dietę ;) Basta ;)
Buziaki i piszcie dalej ;) :*
_________________
I <3 PaNdaS
 
 
 
dundunkini 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 28 Kwi 2011
Posty: 720
Skąd: Londyn
Wysłany: 2012-04-20, 23:38   

Lenka, ja wlasnie jestem na poczatku drogi z nowym partnerem. I tu z jednej strony wydaje sie, ze jest duzo do przeskoczenia, bo jestesmy oboje bardzo rozni (ale tez bardzo podobni pod pewnymi wzgledami), bo pochodzimy z roznych kultur. K. jest z Senegalu, w dodatku jest muzulmaninem, nie bardzo zarliwym czy religijnym, ale pewne tradycje szanuje i sie ich trzyma. Na poczatku byl maly zgrzyt jesli chodzi o moj wegetarianizm, ale okazalo sie, ze wyniknal on po prostu z mylnych przekonan K. na temat jedzenia wege: mial po prostu wegetarianskiego wspollokatora, ktorego jedzenie mu nie smakowalo. Teraz jest ok, jesli jestesmy razem, ja gotuje wege, rowniez dlatego, ze miesa gotowac nie umiem ;) Ale moze bedziemy tez gotowac w mojej kuchni na dwa garnki: wege i nie-wege, ja z tym nie bede miec problemow. Jest tez inny kompromis, na ktory ja poszlam - K. jako muzulmanin nie spozywa alkoholu, wiec ja tez nie pije w jego towarzystwie. Np. odpada nam cos, co bardzo lubie: relaksujace wieczory np. przy filmie i lampce wina. Powiedzialam mu, ze moj wegetarianizm jest jak jego abstynencja i tak jak ja nie namawiam go, by sie ze mna napil wina, tak samo nie chce by moje nie jedzenie miesa bylo problemem. no i zrozumial :) Ale wlasnie moze to dlatego, ze jestesmy od siebie tak rozni, to latwiej nam jest te roznice zaakceptowac, bo zadne z nas nie chce, aby ta druga osoba byla taka jak 'wszyscy'. Zreszta wiem, ze mezczyzny z Afryki raczej nie da sie przekonac do wegetarianizmu, zwlaszcza jesli on mieszka w Europie, gdzie jest latwy do niego dostep i gdzie nie jest ono drogie.

A co do duzej ilosci pracy i braku czasu dla siebie - moj mezczyzna jest muzykiem, wiec najczesciej w weekendy gra koncerty. Ja na nich czesto bywam, ale to nie jest to samo gdy on jest daleko na scenie razem z muzykami, ktorych wspolnie uwielbiamy i ktorych koncerty moglibysmy przezywac razem ;) ot taka mala dygresja.

Ja mysle, ze wlasnie na tym to polega - potrzebujecie jeszcze czasu by sie poznac i nauczyc siebie nawzajem. Ale ja bym byla stanowcza i konsekwentna i nie dawala sie namowic na to, czego nie chce jesc, no bo niby dlaczego? moze jak on zobaczy, ze nie da sie Ciebie namowic, to da sobie spokoj.

Powodzenia, Lenka!
 
 
excelencja 


Pomogła: 46 razy
Dołączyła: 01 Sty 2008
Posty: 4973
Skąd: Grójec
Wysłany: 2012-04-23, 20:38   

To ja nie powieję optymizmem niestety.
Dla mnie odmienne podejście do moralności i szacunku dla życia jest jednym z największych problemów, bo wiąże się z całym światopoglądem.
I dopóki jesteś na miłosnym highu to ścięgna między zębami partnera mocno CI nie przeszkadzają, ale po kilku miesiącach widzisz, że ktoś kogo kochasz albo przynajmniej próbujesz je zwłoki i że Twoje pojęcie etyki jest mu obce.

I nie bardzo wyobrażam sobie mieszany związek, hot-dogi na stacji benzynowej i kurczaczka na święta.
Co nie znaczy, że wykluczam, ja jednak widzę w tym poważne źródło sporów.


to mój punkt widzenia
_________________
<img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/c/cz2uabiht.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers">
hxxp://tropyprzyrody.pl/]
 
 
arahja 


Pomogła: 26 razy
Dołączyła: 23 Cze 2008
Posty: 1148
Skąd: brno
Wysłany: 2012-04-23, 22:20   

excelencja napisał/a:
I dopóki jesteś na miłosnym highu to ścięgna między zębami partnera mocno CI nie przeszkadzają, ale po kilku miesiącach widzisz, że ktoś kogo kochasz albo przynajmniej próbujesz je zwłoki i że Twoje pojęcie etyki jest mu obce.


Niby rozumiem, a nie rozumiem. Moje związki się rozlatywały z róznych powodów, ale nigdy nie były nimi względy dietetyczne. (Zwykle po dwóch latach z hakiem)
 
 
yuka66 

Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 03 Cze 2011
Posty: 137
Skąd: Kopenhaga
Wysłany: 2012-04-24, 13:09   

Excelencja nie mówi o diecie tylko o etyce.
_________________

 
 
Lily 


Pomogła: 425 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 18041
Wysłany: 2012-04-24, 13:17   

excelencja napisał/a:
I dopóki jesteś na miłosnym highu to ścięgna między zębami partnera mocno CI nie przeszkadzają, ale po kilku miesiącach widzisz, że ktoś kogo kochasz albo przynajmniej próbujesz je zwłoki i że Twoje pojęcie etyki jest mu obce.
Częściowo się zgadzam, ale też nie zawsze jest tak, że ta druga osoba ma całkiem odmienny światopogląd, czasem nawet się zgadza mniej więcej z naszym, rozumie go, mimo to z różnych przyczyn postępuje odmiennie (w tym przypadku je mięso); to jest jeszcze do zaakceptowania - gorzej, gdy nas stale "podgryza", rzuca aluzjami, złośliwie używa naszych oddzielnych naczyń (o ile ktoś je ma i przeszkadza mu wspólnota mięsno-warzywna w tym względzie). Wtedy konflikt stale się toczy, a narasta zazwyczaj w dni świąteczne. My na szczęście już obydwoje nie jemy ścięgien.
_________________
hxxp://www.wegetarianskiblog.blox.pl]Blog wegetariańskihttp://www.zielonastrona.blogspot.com], blog mniej wegetariański
 
 
Alispo 


Pomogła: 127 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5941
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-24, 22:18   

Mysle podobnie jak Exce..
I mysle,ze najwazniejsze dlaczego Ty jestes vege i dlaczego jemu to nie pasuje(?).
Czy dla Ciebie to dieta,styl zycia,etyka,zdrowie etc.
_________________
facebook.com/dtogon
 
 
moritura 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 18 Wrz 2011
Posty: 499
Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-04-24, 23:17   

Kocham mojego psa, chociaż je zwłoki ;)

Mnie się wydaje, że ludzie ponad różnymi podziałami muszą przeskakiwać, żeby być razem, i nie ma co z góry określać, co jest nie do przejścia (mięso), a co ewentualnie można zaakceptować (np. mleko, jajka). Znam wegetarian, którzy nieźle potrafią zatruć życie komentarzami w stylu: "ale z tym mlekiem to już przesadzasz, przecież WSZYSCY WIEDZĄ, że krowa musi być wydojona". Znam też mięsożerców, którzy uznają moje racje, ale wyznają inne - i żyjemy w 100% zgodzie.

Moi rodzice odwiedzili mnie ostatnio na weekend. Ugotowałam dużo jedzenia, specjalnie, żeby nie było gotowania mięcha albo narzekania, że na wegańskiej diecie chodzi się głodnym. Zrobiłam nawet blachę kotletów, żeby coś im mięso przypominało. A i tak zakupili kiełbachę (śmierdziała strasznie). Poprosiłam: "ok, niech będzie w mojej lodówce, ale przykryta, bo mi wszystko zapachem przesiąknie". Zgoda. Za godzinę otwieram lodówkę - kiełbacha na wierzchu... Pytam, czemu tak, odpowiedź, że przesadzam. Rano wylądowała smażona na patelni, mimo moich licznych próśb i gróźb. Jeszcze się dowiedziałam raz jeszcze, że jak zwykle przesadzam. Dodam, że jestem wege od 11 lat, także nie jest to dla nich żadna nowinka, której nie mieli czasu zrozumieć/zaakceptować.

No i co - mam wymienić rodziców...? Nie odzywać się do nich, bo nie rozumieją? Naprawdę szczerze nie rozumieją. Równie dobrze mogłabym tłumaczyć komuś, że w moim mieszkaniu nie wolno mu zalać sobie czerwonej herbaty albo pisać smsów do kochanki.

Nie byłam nigdy z osobą wege. Prócz względów praktycznych (trudno całować się ze smakiem schabowego...), nie dostrzegałam żadnych problemów poważniejszych od wynikłych np. z różnic religijnych. Ludzie są różni. Ludzie się zmieniają. Zawsze pozostaje nadzieja, że dzięki dobremu przykładowi drugą połówkę coś ruszy i zacznie wreszcie myśleć (ostatnio np. koleżanka, wiedziona moim przykładem, postanowiła rzucić cukier ;) ).

Dla mnie o wieeeele trudniejsze byłoby związanie się z nałogowym palaczem.

(Aha - jakby mnie próbował(a) "nawracać" na jedyną słuszną, mięsożerną drogą, no to w rzeczy samej - droga wolna :D Tego bym chyba rzeczywiście nie potrafiła znieść, bo to już nie jest poszanowanie różnic, tylko brak akceptacji najistotniejszych dla mnie wyborów życiowych; nie do przejścia).
 
 
Maple Leaf 


Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 23 Lut 2012
Posty: 952
Skąd: Calgary
Wysłany: 2012-04-25, 18:58   

moritura napisał/a:
Mnie się wydaje, że ludzie ponad różnymi podziałami muszą przeskakiwać, żeby być razem, i nie ma co z góry określać, co jest nie do przejścia (mięso), a co ewentualnie można zaakceptować (np. mleko, jajka)

Też tak uważam. Poza tym każdy związek (nieważne czy mieszany- wege i niewege- czy taki bez tego typu problemów) to nieustanne kompromisy, więc zawsze po fazie motylków i kwiatków pojawiają się "jakieś" kwestie sporne, które trzeba próbować rozwiązywać bez wielkiej szkody dla obu stron.
Ja też nigdy nie miałam wege partnera i z mojego doświadczenia wynika, że jak się nie naciska, nie straszy, nie wymusza, to z czasem druga strona zaczyna myśleś, że może jednak da się normalnie żyć bez wcinania zwłok. A może jest to nawet smaczniejsze i zdrowsze. Często też drugiej osobie nie chce się kombinować z osobnym obiadem, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn, którzy są przyzwyczajeni, że Mamusia podaje posiłek i sami nie są w stanie zrobić sobie nawet kanapki na śniadanie :roll:
 
 
Ka.ja 


Pomogła: 13 razy
Dołączyła: 24 Paź 2008
Posty: 746
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-04-27, 01:13   

U mnie było mniej więcej tak:
Nie jadłam zwierząt od 14 lat, jak poznałam mojego M. Wiedział od początku, że nie ma szans, żebym kupiła coś mięsnego i żebym z tego coś przyrządzała. Kupiliśmy małą lodówkę dla rzeczy nie-wege, które sam sobie kupował i z których sam przyrządzał jedzenie. Dla mięcha miał osobne naczynia, nóż itp. Jak jego mama przyjeżdżała do nas na dłużej, była za każdym razem uświadamiana, co można używać do mięcha, bo oczywiście przywoziła zawsze dużo tego dla biednego zagłodzonego synka.

Mój M.od początku wiedział, że dziecko będzie wege przez pierwsze lata, a później samo zdecyduje co dalej, ale jeśli wybierze mięcho, to ja tego nie będę w stanie przygotować.
Przez parę lat M. robił sobie część mięsną obiadu, a część była wspólna (tzn. warzywa, kasze itd.). Czasami jadał też moje jedzonko.
Ponieważ nasz synek rósł i coraz częściej pytał, dlaczego tata je zwierzątka, poprosiłam M., żeby ograniczył jedzenie mięsa do śniadań w pracy i kolacji (jak Młody już śpi). M. zrobił mi jednak fajny prezent, którego nie oczekiwałam. Sprzedał swoją małą lodówkę na mięcho i postanowił jeść zwierzęta tylko w pracy (tylko tam trzyma swoje mięsne produkty) i na jakichś spotkaniach pozadomowych. Nie wyobrażam sobie, że ktoś w mojej czystej lodówce trzyma coś z mięsa i M. to respektuje.

Zgadzam się, że życie z kimś nie-wege jest niestety trudne, ale jak jest dobra wola, to da się je jakoś sensownie ułożyć.

Sorry za chaos, ale śpiąca już jestem :mryellow:
_________________
hxxp://www.suwaczek.pl/]

Ciuszki chłopięce 110-140,zabawki, książki dla dzieci i dorosłych - hxxps://www.olx.pl/oferty/uzytkownik/hZRW/
 
 
moritura 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 18 Wrz 2011
Posty: 499
Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-04-27, 14:32   

Cytat:
Zgadzam się, że życie z kimś nie-wege jest niestety trudne, ale jak jest dobra wola, to da się je jakoś sensownie ułożyć.

Szczerze mówiąc, to ja tu widzę MASĘ dobrej woli przede wszystkim ze strony Twojego małżonka ;)
 
 
Ka.ja 


Pomogła: 13 razy
Dołączyła: 24 Paź 2008
Posty: 746
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-04-27, 21:25   

no i tak ma być; on dostosowuje się do mnie w domu, ja toleruję jego mięsożerność poza domem, choć jak wspomniałam - w domu mógł jeść, ale łatwiej mu jednak jeść moje pyszne obiadki niż męczyć się ze swoimi :-D
_________________
hxxp://www.suwaczek.pl/]

Ciuszki chłopięce 110-140,zabawki, książki dla dzieci i dorosłych - hxxps://www.olx.pl/oferty/uzytkownik/hZRW/
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2012-04-30, 20:17   

Fajnie masz z tym mężem :D Byłoby idealnie, gdyby mój W. też poszedł na taki kompromis :P
_________________
I <3 PaNdaS
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,51 sekundy. Zapytań do SQL: 12