wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
rozstać się?
Autor Wiadomość
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-01, 23:56   rozstać się?

witam Was.
zarejestrowałam się pod nowym nickiem, bo tak się składa, że jestem tu zarejestrowana pod takim, pod którym zna mnie mnóstwo ludzi z tak zwanego reala (głupie to było, no ale trudno). a nie chcę, by się ktoś dowiedział o moich problemach...
a problem jest taki, że chyba wolę o tym opowiedzieć ludziom, których nie znam, bo chyba łatwiej. znajomi i przyjaciele przestali być obiektywni.
mam problem z facetem. oddalamy się od siebie, w zasadzie zaczęło być coraz gorzej od kiedy mamy dziecko (czyli od troszkę ponad roku). to oczywiste, że mamy dla siebie niewiele czasu (wiadomo, dziecko, jeszcze na dodatek takie, które wcale nie śpi). biorę na to poprawkę, ale bez przesady... ja też jestem hiper-zmęczona wieczorem, jednak nie przeszkadza mi to uśmiechać się, potrzebować przytulenia, dobrego słowa... nawet jakiegoś komplementu od czasu do czasu.
a mój chłopak zamyka się w sobie coraz bardziej. wiem, że nie jest mu lekko, to on nas utrzymuje (wspólnie ustaliliśmy, że ja na razie nie będę pracować, bo koszt opieki przekroczyłby moją lichą pensję). tylko że nie pamiętam już, kiedy powiedział, że mnie kocha, kiedy mnie z własnej inicjatywy przytulił. o seksie też nie ma mowy. kochamy się raz na dwa miesiące albo rzadziej.
wiem, że mnie nie zdradza (doprawdy, nie miałby kiedy, pod tym względem ufam mu w stu procentach, to nie ten typ, co goni za babami). wiem, że mnie na swój sposób kocha. dba o nas, zabiera na wakacje, zarabia na utrzymanie, chodzimy razem na zakupy.
ale w naszym domu jest tak zimno... gdy dziecko śpi, nie rozmawiamy ze sobą. on zapada w świat netu, czyta fora dotyczące jego zainteresowań... wiem, potrzebuje spokoju, jest zmęczony po pracy. ale zauważyłam, że chyba nie lubi spędzać ze mną czasu. sprawia wrażenie, jakby interesował go jedynie święty spokój. dodam, że nie pracuje jakoś patologicznie dużo. 8-9 godzin dziennie. do pracy ma blisko, więc nie musi się zmagać z uciążliwością podróży na drugi koniec miasta czy czymś w tym rodzaju.
ja sobie zawsze wyobrażałam, że rodzina wspólnie zasiada przy stole do kolacji, że w coś razem się gra, rozmawia, wygłupia... a on izoluje się. w rezultacie ja, nie mając nic lepszego do roboty, też coraz więcej czasu siedzę przed kompem.
z dzieckiem się bawi, nie mogę mu zarzucić, że je zaniedbuje czy coś. ale ze mną już mu się nie chce "bawić".
jest wiecznie niezadowolony, zamknięty, milczący. ciągle ma pretensje, że w domu jest brudno. znajomi robią wielkie oczy, gdy im o tym mówę, bo nasz dom wydaje im się super czysty (fakt, moi przyjaciele to po prostu straszni syfiarze, więc w porównaniu z ich domami, nasz wygląda jak sterylny szpital, nie mówię tego złośliwie, tylko z miłością ;) , bo sama kiedyś byłam syfiarą i marzę, by znowu móc nią być :D ). jasne, przy dziecku nie zawsze zdążę pozmywać, często jestem fizycznie zmęczona bieganiem za maluchem przez cały dzień, nie chce mi się myć lodówki, mimo że coś tam się w niej rozlało czy pokruszyło. jednak staram się, by nie było bajzlu, raczej źle nie jest, ale to moje standardy. on ma inne. a do tego jest taki, że nie powie mi wprost "słuchaj, podłoga w kuchni jest brudna", tylko chodzi zły, a słowem się nie odezwie i nie wiem, o co mu chodzi.

jeszcze jest problem jedzenia. ojciec mojego dziecka nie jest wege, lubi mc syf. dochodzi do tego, że ja, chcąc spędzać z nim czas, zaczęłam chodzić z nim (jem tam frytki i czasem lody nie obchodzi mnie już czy są wege czy nie, jest mi już czasem wszystko jedno, a pomyśleć, że kiedyś milion razy czytałam etykietki, by się upewnić, że w produkcie nie ma mleka czy jaj...). w dodatku on zabiera tam nasze dziecko, pozwala mu jeść to gówniane żarcie. protestowałam na początku, ale on i tak robi swoje, zresztą on wyznaje filozofię, że i tak żyjemy w spalinach, pestycydach i ołowiu, więc parę syfnych frytek nie zrobi różnicy, a nawet lepiej jest organizm trochę "potruć", bo musi się "uodpornić" na syf, który nas otacza. kupuje dziecku czasem jakieś kiełbaski z konserwantami itp.. na szczęście to wszystko nie dzieje się codziennie, ale co najmniej raz w tygodniu są w maku.
próbowałam z nim rozmawiać, ale on ma własny pogląd na tę sprawę, zresztą, też ma coś do powiedzenie w kwestii dziecka i o ile nie szkodzi mu jakoś drastycznie (nie opiekuje się nim pod wpływem alkoholu, nie bije, nie znęca się w żaden inny sposób i jest poza tym dobrym tatą), to nie pójdę przecież z tym do sądu czy jakiejś instytucji chroniącej dzieci przed rodzicami.
boli mnie to. tak, ktoś może powiedzieć "po co wiązałaś się z kimś, kogo styl życia ci nie odpowiada". no tak, sama sobie zadaję to pytanie. jednak zanim się z nim związałam, wydawało mi się, że mi to tak bardzo nie przeszkadza. nie jadł wtedy zbyt wiele mięsa, byliśmy ze sobą blisko, mieliśmy czas na kino, randeczki, wege bary... prawdę powiedziawszy liczyłam na to, że z czasem przekona się do wegetarianizmu, nawet podkreślał to, że nie przepada za tradycyjną polską kuchnią, że lub potrawy wegetariańskie itd.. a teraz się okazuje, że to mięso jest mu coraz bardziej potrzebne, że on "nie wyobraża sobie bez mięsa życia", że ma gdzieś, co je.
kilka razy rozmawiałam z nim już "o nas", o tym, że nie spełniamy swoich wzajemnych potrzeb. ja nie jestem idealnie zorganizowaną panią domu, która potrafi oszczędzać pieniądze i myśleć o przyszłości. a on jest coraz bardziej zimny, nie okazuje mi żadnej czułości (ja jemu tak, ale zaczynam się czuć z tym jak nimfomanka czy bluszcz, który się oplata wokół jego nogi). nawet gdy się staram dbać o siebie, nie zauważa tego. nie pamiętam, żeby mi w ciągu ostatnich dwóch lat powiedział, że ładnie wyglądam czy coś w tym rodzaju. przy próbie rozmowy o tym dzieje się coś dziwnego. każde z nas mówi o swoich pretensjach, a potem nic z tego nie wynika. ostatnio rozmawialiśmy tak kilka miesięcy temu. ja w końcu się rozkleiłam, powiedziałam, że może powinniśmy się rozstać. a potem oboje popatrzyliśmy na nasze śpiące, malutkie dziecko. przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha. byłam mu tak bardzo wdzięczna za te słowa, jak wyschnięty kwiatek, który dostał kroplę wody.
a potem znowu zrobiło się tak samo... i jest coraz gorzej.
to dobry facet, jest w nim jakiś spokój, ciepło, miłość. jest uczciwy, przyzwoity, nie zostawiłby mnie nigdy z dzieckiem, ufam mu, jestem mu wdzięczna za to, że się stara o nowe, lepsze lokum dla nas, że mnie nie okłamuje, wybacza mi moje błędy.
kocham go, mimo wszystko.
ale może byłoby lepiej, gdybym pogodziła się z myślą, że nasze drogi się rozchodzą, że jesteśmy coraz dalej od siebie?
tylko że jest dziecko. tak bardzo chciałabym dać mu pełną kochającą się rodzinę. zwłaszcza, że ja pochodzę z patologicznej, z takiej, gdzie ojciec nie był ojcem.
gdzie jest ta granica, którą musimy przekroczyć, by to już nie miało sensu? gdyby mnie kiedykolwiek uderzył, zdradził, obraził... może paradoksalnie byłoby mi łatwiej. ale tak się nie stało, więc cały czas zastanawiam się, czy ja nie oczekuję zbyt wiele.
nie wiem, co robić, siedzę i płaczę, bo wiem, że tak dłużej nie może być, a jednocześnie nie chcę zrobić czegoś, czego nie da się już cofnąć.
 
 
kamma 
Magellan


Pomogła: 147 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 7442
Skąd: Bielsko-Biała
Wysłany: 2012-12-02, 11:25   

wolfskin, bardzo Ci współczuję tej sytuacji... Jak rozumiem, wcześniej byliście ze sobą blisko i jakość Waszej relacji odpowiadała Ci? Natomiast teraz oddalacie się od siebie, ale z Twojej wypowiedzi nie wynika, czy partner podał Ci przyczynę. Piszesz, że kilkakrotnie próbowałaś z nim o tym rozmawiać, że mówiłaś mu, o tym, co Cię boli i martwi, ale nie napisałaś, jak on na to zareagował.
wolfskin napisał/a:
kilka razy rozmawiałam z nim już "o nas", o tym, że nie spełniamy swoich wzajemnych potrzeb. ja nie jestem idealnie zorganizowaną panią domu, która potrafi oszczędzać pieniądze i myśleć o przyszłości. a on jest coraz bardziej zimny, nie okazuje mi żadnej czułości

o, na przykład tutaj. Co on Ci odpowiada na takie zarzuty? Broni się, kontratakuje, przytakuje, ucieka?

Chodzi mi o to, że z Twojej wypowiedzi nie wynika, jaka jest przyczyna jego oddalania się. Piszesz, że zweryfikowałaś kilka - że to nie zdrada, raczej nie przemęczenie.
Myślę, że zanim podejmiesz decyzję o rozstaniu, warto byłoby dotrzeć do rzeczywistej przyczyny. Może wtedy łatwiej będzie coś temu zaradzić.
Twój partner może np. mieć depresję.
Czy rozważałaś skorzystanie z pomocy psychologa? Jest wiele możliwości: terapia par, konsultacja indywidualna... Nawet nie musiałabyś iść razem z nim, choć oczywiście Wasz wspólny udział byłby optymalny.
_________________
hxxp://alterna-tickers.com]hxxp://alterna-tickers.com]

hxxp://anilanastudio.blogspot.com/
Ostatnio na blogu: Wszystko jest możliwe
"Trzeba wierzyć w człowieka, koleś"
 
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-02, 12:23   

kamma, no właśnie. on się nie broni. jeśli ja mu mówię, co mnie boli, milczy. nie próbuje się tłumaczyć. po takich rozmowach zwykle jest przez kilka dni lepiej, jakby go wyrzuty sumienia brały, że traktuje mnie jak powietrze. a potem znowu jest tak samo.
kiedyś było inaczej, byliśmy sobie bliscy... może dlatego, że gdy nie ma dziecka, jest łatwiej. oboje wtedy pracowaliśmy, mieliśmy dzięki temu jednak trochę więcej kasy, mniej obowiązków. często wychodziliśmy sobie na miasto, do kina itd.. wracaliśmy z pracy, opowiadaliśmy sobie, jak minął dzień, było normalnie, bardzo fajnie nawet. rozmawialiśmy o wszystkim.
a teraz dzień wygląda tak: on wraca z pracy i próbuje się schować w skorupę. ja jestem cała spięta, jeśli zauważę, że czegoś nie zdążyłam zrobić, jakąś plamkę na podłodze... on też to oczywiście widzi, jest zły, milczący. zajmuje się dzieckiem, coś mi tam powie o pracy, a potem ucieka do netu. wieczorem, gdy przychodzę do niego się przytulić (śpimy osobno, bo ja jeszcze karmię malucha), mówi, że jest zmęczony. a potem i tak jeszcze siedzi w necie, z telefonem w ręku, w łóżku.
prawie w ogóle nie jada tego, co gotuję, obiad je w barze w pracy. w weekendy też, sam sobie robi jakieś jajecznice, kurczaka itd.. kiedyś jadaliśmy razem, lubił wegetariańskie posiłki.
nie wiem, jaka jest przyczyna oddalania się. gdy go pytam - nic nie mówi, chyba nie chce mi powiedzieć. może przestałam mu się podobać i nie chce mnie zranić? ja, gdy kogoś kocham, chcę być blisko tego kogoś, czy to facet, czy dziecko, czy moja mama. wyrażam to przytuleniem się, buziakami, pogłaskaniem po głowie. to dla mnie naturalne. a on tak nigdy nie robi, jakby w ogóle tego nie chciał, jakbym była jego współlokatorką, a nie partnerką. a kiedyś było inaczej. często chcę z nim porozmawiać, ale już nawet nie wiem, jak zaczynać te rozmowy, bo to jest zwykle monolog z mojej strony, czuję się wtedy dość idiotycznie. czasem on coś napomknie, że to ja się nie staram, że w domu "jest chlew i śmierdzi" (nieprawda, on po prostu jest tak wychowany przez swoją mamę - totalną pedantkę i chciałby, żeby było codziennie sterylnie, żeby wszystko błyszczało idealnie, co jak większość z nas wie przy dziecku jest mission impossible). ja na to, że się staram, że robię, co mogę, że przecież mamy dziecko i nie mogę tylko sprzątać, tylko muszę przez większość dnia zajmować się maluchem, pilnować, by nic sobie nie zrobił, iść na spacer, zrobić jedzenie. a on wtedy już nic nie mówi, nie atakuje dalej, mówi, że "dobra, ja muszę iść spać/do sklepu/przygotować się na jutro do pracy" itp.
co do depresji... hm... nie wiem, czy to możliwe. ja miałam depresję kiedyś (brałam leki i leczyłam się), mam wrażenie, że znowu się zbliża przez tę sytuację. gdy miałam depresję, nic mi się nie chciało, nie miałam motywacji do działania, nie czułam potrzeby, by się myć, ubrać rano. zdarzało mi się, że brałam zwolnienie czy urlop na żądanie, bo nie miałam sił iść do pracy, albo jechałam taksówką, bo nie mogłam znieść komunikacji miejskiej, stania na przystankach. kiedy miałam depresję na studiach, prawie je zawaliłam, bo przez kilka tygodni w ogóle nie chodziłam na zajęcia, tylko siedziałam w domu, w piżamie.
a on - funkcjonuje normalnie, pracuje, je, jest obowiązkowy, czasem idzie z kumplem na piwo, gdy rozmawia z kimś przez telefon - śmieje się, zachowuje się normalnie. nie wiem, czy depresja może być aż tak ukryta, bym jej nie zauważyła u niego...
wpadłam kiedyś na pomysł, że na jakiś czas po prostu wyprowadzę się z dzieckiem do mamy (inne miasto), może zatęskni za mną, jakoś przemyśli sprawę, poczuje się zagrożony. wyjechałam na tydzień, ale cholernie mi tam źle było (mimo że z mamą mam cudowny kontakt i jej wsparcie), bo moja mama ma bardzo małe mieszkanko, spałam z dzieckiem na jej niewygodnym łóżku, tęskniłam za przyjaciółmi, za nim. poza tym moja mama to już starsza osoba, a jeszcze pracuje, więc nie bardzo miała siły mi pomóc, dopiero będąc u niej, poczułam, co to znaczy, gdy się trzeba przez całą dobę samemu zajmować dzieciakiem.
gdy mnie nie było - on zaczął traktować mój wyjazd jako moje wakacje po prostu, pisał smsy, dzwonił, pytał o dziecko. pomyślałam, że rzeczywiście tęskni. kurde, tęskniliśmy za sobą oboje, czułam to. był kochany przez telefon. w końcu powiedziałam, żeby po mnie przyjechał, przyjechał. przez może dwa dni po moim powrocie było ok, potem znowu "ściana między nami".
inna sprawa, że nie pracuję, nie mam żadnych dochodów. czasem chciałabym trzasnąć drzwiami, powiedzieć "wiesz, widzę, że mnie już nie kochasz, nie rozmawiamy ze sobą, wyprowadzam się". wziąć dziecko pod pachę i wyjść. ale nie mam żadnej własnej kasy, nie mam dokąd pójść. kiepsko się z tym czuję.
co do terapii - może to jest jakieś wyjście, ale z nim będzie problem. on nie przepada za psychologami, grzebaniem we własnej głowie. to typowy introwertyk, zawsze sam radził sobie ze swoimi problemami. uważa, że chodzenie na terapię to fanaberie naszych czasów, ludzi, którzy za bardzo skupiają się na sobie itd.. że receptą na wszystkie problemy jest praca i sen, a nie gadanina i rozkminianie.
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-02, 15:35   

a może czas wrócić do pracy? do ludzi? nie liczyć tylko na towarzystwo swojego faceta? kiedy kobieta jest w domu z dzieckiem często faceci czuja sie zwolnieni z większości domowych obowiązków, wzrastają ich oczekiwania, bo w końcu ona "siedzi" w domu. nastroje depresyjne ma wtedy większość mam. facet nie zauważy, że kobiecie brak towarzystwa dorosłych, że chciałaby pogadać, w spokoju poczytać, czy tylko wziąć kąpiel. wiem coś o tym, byłam w domu z dziećmi kilka lat :roll:

co do posiłków, jeżeli nie pasuje mu obiad w domu, to narzuć obowiązkową wspólną kolację (bez telefonów i telewizora) ;-) początkowo będzie trochę dziwnie, ale potem coraz lepiej i da sie pogadać :-) zaplanuj coś do zrealizowania wspólnie, zaangażuj w porządki przedświąteczne, kupowanie prezentów :-) uśmiechnij się, pogłaskaj, sama do niego przytul.

mam wrażenie, że powinnaś go trochę wkręcić w swój świat, czasem znienacka ( jak dziecko przyśnie) wpakowac mu się na kolana, powygłupiać się. może on też czuje się tak trochę z boku. w sumie to macie teraz każdy swój świat (znowu to samo określenie, przepraszam :-) ) i trzeba pokombinować jak je oba wymieszać. wiem co czujesz, sama byłam bliska wyprowadzenia sie z dziećmi do rodziców, ale mnie nie przyjęli. teraz jest dobrze, ale nigdy nie jest idealnie :-) jak coś jest idealne to jest u mnie automatycznie podejrzane :-P :-D :-D

Przytulam i zadbaj prosze o własne myśli :** :) nie zawsze długie przebywanie w domu z dziećmi dobrze wpływa na psychikę kobiety. różnimy się od siebie nawzajem
 
 
go. 


Pomogła: 86 razy
Dołączyła: 27 Lut 2011
Posty: 6285
Skąd: toro
Wysłany: 2012-12-02, 19:09   

wolfskin, miałam trochę podobną sytuację z2 miesiące temu. Przemegawielkikryzys. W żadnym związku nie będzie zawsze różowo. Przemęczenie, stres, może sobie coś ubzdurał w głowie. Mój w końcu przegiął. Sam się nakręcił i powiedział rzeczy nieodwracalne. Może jak Was straci to dopiero otrzeźwieje. Tak było w naszym przypadku... Teraz zmienia całe swoje życie, żeby tylko być bliżej nas i żebym kiedyśtam mogła mu znowu zaufać. Ja wierzę, że w związek, żeby trwał trzeba wspólnie włożyć dużo pracy i się wszystko uda.
Trzymam kciuki!
_________________
"Bez odchyleń od normy niemożliwy jest postęp." Zappa
 
 
riku17 


Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 01 Gru 2011
Posty: 325
Skąd: KRK - no.... Prawie ;)
Wysłany: 2012-12-02, 19:14   

wolfskin, a czy ty masz jakieś zajęcia poza domem i dzieckiem? Wiesz, wychodzisz spotkać się czasem z kimś, jakiś sport, nauka czegoś? Może dobrze by Wam to zrobiło jakbyś raz czy dwa razy w tygodniu gdzieś wyszła i zrobiła coś dla siebie? A do psychologa i tak bym się udała nawet sama, może coś pomóc. Albo z kumplem jego nie możesz pogadać? Może coś kiedyś zrobiłaś co go uraziło i dalej go trzyma?
_________________
 
 
Didier 

Dołączyła: 24 Sty 2011
Posty: 146
Skąd: Białystok
Wysłany: 2012-12-03, 10:55   

wolfskin jakbym czytała własny życie :-/ moja mała ma już 5 lat ale wszystko popsuło się właśnie po jej narodzinach, dokładnie jak u ciebie i tak trwa już kawał czasu, ja proponowałam terapię małżeńską ale mój mąż nie chciał się zgodzić więc poszłam sama do psychologa, mąż dopiero po roku przyznał że sam nie da rady i też wybrał się na terapię, jednak uważam że wspólna terapia przyniosłaby nam więcej korzyści
w każdym razie oboje nad tym pracujemy ale w przypadku terapii trzeba uzbroić się w cierpliwość a przez pierwszy rok lub dwa może być nawet gorzej i u nas właśnie tak było (i tak bywa)
ostatnio jest bardzo dobrze i staram się z tego cieszyć, ale gdzieś z tyłu głowy pozostaje obawa kiedy sielanka się skończy, mój mąż ma do tego stresującą pracę w której nie ma szacunku do pracownika a mobbing jest nie do przeskoczenia (sużby mundurowe)
widzę też po dziecku że kiedy jest dobrze ciągle tatę zaczepia i chce z nim być, kiedy jest źle nie da mu się nawet dotknąć ale nawet teraz siedzi np czyta książeczkę: dzisiaj śmiałyśmy się z mamą a taty dzisiaj nie lubię bo znowu krzyczy
mój mąż też jest taki zamknięty a im bardziej się go przyciska o rozmowę tym bardziej się w sobie zamyka, kiedy jest naprawdę źle bardzo żałuję, że nie odeszłam kiedy Ola była malutka; kiedy w sierpniu wyniosłyśmy się z domu na dwa miesiące to nawet nie zapytała o tatę a kiedy on się pojawiał żeby ją zobaczyć to tylko patrzyła czasami mówiła cześć i wracała do zabawy
no jednak nie tak łatwo po prostu zakończyć związek, przecież dziecko jest jednak owocem uczucia prawda? wydaje mi się wolfskin że nasi faceci nie unieśli swojego "tacierzyństwa" bo łatwo jest mówić że ma się super partnerski związek jeżeli swój czas poświęca się tylko sobie i swoim pasjom a nie ma takich obowiązków jak dziecko i nagle trzeba zrezygnować z czegoś a to już niefajne, zaczynają się problemy choroby wydatki, to nieuniknione przy małych dzieciach, wiadomo matka to udźwignie (zazwyczaj) ale tatusiowi ciężko przychodzi że uwaga nie skupia się na nim

uważam że do psychologa nie chodzą ludzie, którzy skupiają się tylko na sobie wręcz odwrotnie - to egocentrycy którzy skupiają się na sobie nie widzą że robią syf w czyimś życiu

edit. wydaje mi się że ci nie pomogłam :oops:
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-03, 12:15   

Didier napisał/a:
...
uważam że do psychologa nie chodzą ludzie, którzy skupiają się tylko na sobie wręcz odwrotnie - to egocentrycy którzy skupiają się na sobie nie widzą że robią syf w czyimś życiu...


to zdanie przykuło moją uwagę :roll: egocentryzm to również skupianie się wyłącznie na własnych odczuciach, na tym czego i kiedy chcę :roll: i tu faceci chyba nie mają monopolu, również w związku. u mnie zaczęło się zmieniać (i facet również) kiedy to ja odpuściłam. zaczęło mnie więcej cieszyć, zmniejszyło się między nami ciśnienie i powoli zaczęliśmy się dogadywać. najgorzej jest zamknąć się w świecie "on nas nie kocha, mnie nie rozumie, niczego z siebie nie chce dać...". idzie wtedy ześwirować, stargać serce i mózg. nie można spać, jeść, a przecież to u mnie w głowie kwitnie i się rozrasta. nikt nie siedzi u drugiego człowieka w głowie jednak i tak sobie pielęgnujemy poczucie krzywdy. :-/
 
 
gemi 
Matka Polka ;)


Pomogła: 40 razy
Dołączyła: 30 Wrz 2008
Posty: 2460
Wysłany: 2012-12-03, 13:34   

lilias napisał/a:
a może czas wrócić do pracy? do ludzi? nie liczyć tylko na towarzystwo swojego faceta?
myślę, że niekoniecznie musi to być powrót do pracy. Warto po prostu otoczyć się życzliwymi ludźmi i znaleźć sobie pasjonujące zajęcie, zamiast przejmować się wymaganiami partnera co do czystości podłogi. Uginanie się pod presją czyichś oczekiwań szkodzi poczuciu własnej wartości i na pewno nie uzdrowi relacji.
...czytając Ciebie, mam wrażenie, że zawiodły Was wzajemne oczekiwania. Przyznaję, że nie bardzo mam pomysł, jakby to odkręcić. Może warto zacząć od poszukiwania własnych pragnień, zrobić taką mapę serca, poszukać sfer, które są potencjałem i tych, które niosą zagrożenia. Pewność kobiety co do celu w życiu, pomysłu na siebie robi duże wrażenie na mężczyźnie.

lilias napisał/a:
kiedy kobieta jest w domu z dzieckiem często faceci czuja sie zwolnieni z większości domowych obowiązków, wzrastają ich oczekiwania, bo w końcu ona "siedzi" w domu.
myślę, że to akurat zależy od jakości związku. Dokładnie takie same oczekiwania mają często mężowie pracujących kobiet, tłumacząc sobie, że dom to przecież babskie zajęcie. Znam też wiele mężczyzn angażujących się w dom, mimo tego, że kobieta nie pracuje zawodowo. Nie tu szukałabym przyczyn. To są raczej skutki problemów istniejących w relacjach

lilias napisał/a:
idzie wtedy ześwirować, stargać serce i mózg. nie można spać, jeść, a przecież to u mnie w głowie kwitnie i się rozrasta. nikt nie siedzi u drugiego człowieka w głowie jednak i tak sobie pielęgnujemy poczucie krzywdy. :-/
dokładnie tak samo to postrzegam. I myślę, że antidotum na taką postawę jest żywe i autentyczne zainteresowanie drugą osobą, konsekwentne (lecz bardzo delikatne) docieranie do potrzeb partnera i wspieranie go w zmaganiach ze światem zewnętrznym .
_________________
"Nowego kłamstwa słucha się chętniej aniżeli starej prawdy" (A.Czechow)
 
 
Didier 

Dołączyła: 24 Sty 2011
Posty: 146
Skąd: Białystok
Wysłany: 2012-12-03, 15:02   

lilias napisał/a:
to zdanie przykuło moją uwagę :roll: egocentryzm to również skupianie się wyłącznie na własnych odczuciach, :-/


lilias tak wiem kto to jest egocentryk, chodziło mi o to, że fakt korzystania z pomocy psychologa nie czyni z nikogo narcyza :roll: ale może zdarzyć się odwrotnie - że narcyz nie zauważa co robi z życiem innych i oczywiście nie musi to być facet 8-)

no nie wiem czy teraz mi poszło lepiej :?:
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-03, 15:13   

dzięki za Wasze słowa, tak czy owak dodają otuchy...
lilias problem z pracą jest taki, że bardzo niedawno z facetem ustaliliśmy, że jednak nie wracam. to właśnie powiedziałam szefowi. przepadła mi szansa, na miejsce, które mogło być dla mnie, przyszedł ktoś inny. oczywiście prawo pracy mówi, że pracodawca musi mi zapewnić miejsce po powrocie z wychowawczego, ale realia są takie, że szef nie znosi niezdecydowanych ludzi, którzy co chwilę zmieniają zdanie. jeśli napiszę teraz pismo, że skracam wychowawczy i jednak wracam, zwolnią mnie kiedy już będą mogli, a tak czy owak - aby dać mi etat będą musieli kogoś zwolnić, bo ja mam prawo do powrotu. nie chcę tego. musiałabym raczej szukać nowej pracy, a teraz nie jest o to łatwo. na razie szukam czegoś dorywczego, żeby się trochę wyrwać z domu, odetchnąć.
wspólne działania mówisz, zaangażowanie go... no właśnie z tym jest problem, bo on jest strasznym indywidualistą, jeśli chodzi o prace domowe typu sprzątanie itd.. najbardziej lubi wszystko robić sam i kiepsko się czuje, jeśli na siłę próbuję się w to włączać. on ma taką postawę - "nie zdążyłaś posprzątać, gdy byłem w pracy? to w takim razie muszę to zrobić ja" i z miną cierpiętnika zabiera się za odkurzanie, nawet, jeśli ja odkurzyłam np. poprzedniego dnia i wcale nie jest brudno. gdy próbuję mu pomagać, ignoruje mnie. poza tym to typ Zosi samosi. nawet jeśli jest między nami zgoda, on nie przepada za jakimś ustalaniem, że ja robię to, on tamto. irytuje go to. woli wszystko sam zrobić, niż się dzielić pracą.
a co do przytulania, ja właśnie tak robię. wieczorem, gdy dziecko śpi, a on ignoruje to. biorę go za rękę - on drugą ręką łapie za komputer, telefon czy gazetę i w ogóle nie patrzy na mnie. jeśli ktoś tu czuje się "z boku" to raczej ja...

gosia_z_badylem właśnie tego się obawiam, że musi nas stracić, by zauważyć, że nas nie ma. współczuję takiego kryzysu... przyznam, że czytałam Twoją historię w innym wątku, bardzo smutne, a jednocześnie... wybacz, ale gdy widzę Twoją siłę, to mi też jakby sił przybywało. dociera do mnie, że dziecko jest przecież najważniejsze, że bez względu na to, co się stanie, nie jestem sama.

riku17
co do ludzi - ja mam przyjaciół, koleżanki, wychodzę, z raz w tygodniu gdzieś idę sobie na kawę, on chętnie zostaje z dzieckiem. tylko że przyjaciele to nie facet. to nie jest do końca tak, że mi brakuje towarzystwa, więc kleję się do niego. ja się kleję do niego, bo jest moim partnerem, a on jest zimny, jakby wcale nic już do mnie nie czuł. to boli. zastanawiam się po prostu, dlaczego w ogóle jesteśmy razem.
nie pogadam z żadnym z jego kolegów, bo on jest introwertykiem i daję sobie rękę uciąć, że nikomu nie powiedziałby, że ze mną ma jakiś problem. tak naprawdę jestem chyba jedyną osobą, której się do tej pory zwierzał na jakieś bardzo osobiste tematy. ma kolegów, może nawet są przyjaciółmi. ale to są przyjaciele od wspólnych działań, wyjazdów w góry np.. a nie od gadania. a jeśli już gadania, to raczej o zewnętrznych sprawach lub tych mniej intymnych.

Didier pomogłaś mi. może na tę terapię tez sama na razie powinnam iść... może on też kiedyś odczuje potrzebę pójścia. tak jak piszesz - no u mnie jest podobnie. on jest zamknięty, im bardziej ja chcę gadać, tym on mniej. współczuję Ci, że to już u Was tyle czasu trwa... dobrze, że jest lepiej. oby tak było już zawsze. właśnie najgorsze jest to, że czasem jest lepiej, a czasem gorzej i przez to tak trudno podjąć decyzję, zwłaszcza jeśli jest dziecko, tak jak piszesz - owoc uczucia.
co do psychologów, to ja się z Tobą zgadzam. chodzą do nich ci, którzy chcą coś naprawić, w tym relacje z innymi.

lilias no włśnie tak sobie czasem myślę, że jeśli odpuszczę, zacznę żyć swoim życiem po prostu, to może to zadziała. i potem tak robię, przestaję zabiegać o niego, prosić o rozmowy, jeśli się on nie odzywa, to ja też. i potem efekt jest taki, że jest jeszcze gorzej, bo w ogóle stajemy się dla siebie zupełnie obcy :(

gemi jak wcześniej napisałam - mam swoje życie, przyjaciół, hobby (na tyle, na ile mi czas pozwala, wiadomo że przy dziecku jest go niewiele). on pomaga mi to realizować, zostaje z dzieckiem itd.. problem polega na tym, że między mną a nim jest źle i ja nie mogę udawać, że jest inaczej, uciekając w światy zewnętrzne (to akurat mi całkiem dobrze wychodzi). bo jeśli ja zaczynam zachowywać się tak jak on - czyli po prostu zajmuję się sobą - w ogóle nikt już nie dba o ten związek.
ja chciałabym z nim pogadać o tym, co jest problemem, co chciałabym zachować, odnowić, poprawić. jestem gotowa spisać to na kartce, zrobić mapę, ustalić zasady... ale sama tego nie zrobię, musi brać w tym udział. a gdy dochodzi do rozmowy, to on raczej chce jak najszybciej przez to przebrnąć i mieć święty spokój.


to chyba ma źródło w jego rodzinnym domu. rodzice się rozwiedli i nikt z nikim nie rozmawiał, każdy zamykał się w swoim świecie. matka - perfekcyjna pani domu w kuchni po nocach, ojca nie było, a sporadyczne spotkania z nim były powierzchowne, rodzeństwo zajęte swoim życiem - bardzo różniące się od mojego faceta. a on, introwertyk, zamknął się w świecie książek, nauki. miał własną wizję swojego życia i nie słuchał nikogo, nie widział potrzeby, żeby się tym z kimś dzielić, bo nikt go tego nie nauczył.
i tak wyrósł na mądrego, bardzo spokojnego i pewnego swoich racji faceta. takiego, który poradził sobie świetnie w życiu, ma pasje, ciekawie o nich mówi. zakochałam się w nim, nawet zaczął się przede mną otwierać, jakby wreszcie znalazł kogoś, przed kim może.
ale od jakiegoś czasu okazuje się, że już nie jest mu to potrzebne, jakby zawiódł się na mnie, przekonał, że jestem taka jak wszyscy. ze swoimi wadami, nieumytą podłogą, czasem wybucham gniewem czasem płaczem. jestem emocjonalna. może to go zaczęło wkurzać i znowu zamknął się w skorupie...
 
 
riku17 


Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 01 Gru 2011
Posty: 325
Skąd: KRK - no.... Prawie ;)
Wysłany: 2012-12-03, 20:30   

wolfskin, ciężka sprawa, naprawdę. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i obym się nigdy w niej nie znalazła, bo pewnie zaczęłabym się zachowywać tak jak on i tak jak napisałaś "już nikt nie dbałby o ten związek". Ale wiesz, do takich rzeczy potrzeba zaangażowania dwojga. Ja bym chyba tego nie wytrzymała i po prostu bym go zostawiła. Niby dobro dziecka najważniejsze, ale lepiej mu będzie z kochającą mamą, czy z obojgiem rodziców, którzy stwarzają pozory kochającej się rodziny? Tak jak piszesz o tym, że twój luby mógł wynieść takie zachowanie z domu - a jakie poglądy na relacje między dwojgiem ludzi może wynieść twoje dziecko mając za przykład Was? Żeby było jasne, ja nikogo nie krytykuję, po prostu tak mi się wydaje..... :-( :-(
_________________
 
 
mada 

Pomogła: 18 razy
Dołączyła: 06 Cze 2007
Posty: 501
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-12-03, 21:23   

wolfskin tak precyzyjnie potrafisz opisać niepokojące Cię sytuacje, może napiszesz do niego list? Nieraz łatwiej coś opisać, bez narażania się na to, że rozmowa znów zejdzie na wzajemne oskarżanie...
_________________

hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-03, 21:23   

riku właśnie tego się obawiam. jak dziecko będzie nas widziało za te kilka lat? dwoje obcych sobie ludzi. to, jaki ta sytuacja może mieć na nie wpływ, martwi mnie chyba jeszcze bardziej niż moje własne cierpienie. z drugiej strony wiem, że rozbita rodzina to też jest cholerna krzywda. kurwa, płakać się chce, bo nie tak miało być, nie tak.

mada jakiś czas temu, pół roku mniej więcej pisałam do niego właśnie taki list. nie odpisał i zignorował go.
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2012-12-03, 21:26   

ja na dzieńdobry był sie przeorganizowała tak by wrócić do spania razem w jednym łóżku, i mnie się wydaje, ze twój związek jest do uratowania, wiele par po pojawieniu się dziecka przeżywa kryzys. Ale to moje zdanie i nie biorę odpowiedzialności za skutki ;)
 
 
stylelife

Dołączył: 03 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-03, 21:52   

dla mnie te teksty o brudnej podłodze i syfie są w ogóle nie do przejścia, to podejście z założenia jest chore :roll:
 
 
gemi 
Matka Polka ;)


Pomogła: 40 razy
Dołączyła: 30 Wrz 2008
Posty: 2460
Wysłany: 2012-12-03, 22:06   

majaja, o tym samym pomyślałam
majaja napisał/a:
ja na dzieńdobry był sie przeorganizowała tak by wrócić do spania razem w jednym łóżku


nie zgadzam się z riku17, że lepiej się rozstać, niż walczyć. Oczywiście są sytuacje, gdy rozstanie to konieczność. Mimo wszystko dzieci nie potrzebują rodziców bez problemów, one potrzebują widzieć, że dorośli potrafią rozwiązywać takie problemy. Mówię to również z doświadczenia konfliktu między moimi rodzicami, który trwał jakieś 20 lat. Ale oni ciągle próbowali, ciągle walczyli. Czasem tylko jedno z nich, bo drugie nie widziało sensu, lub nie miało siły. Dziś są kochającym się fajnym małżeństwem. Jestem im wdzięczna za tą walkę.
wolfskin napisał/a:
ja chciałabym z nim pogadać o tym, co jest problemem, co chciałabym zachować, odnowić, poprawić. jestem gotowa spisać to na kartce, zrobić mapę, ustalić zasady... ale sama tego nie zrobię, musi brać w tym udział.
myślę, że pierwszym krokiem jest zorientowanie się czego naprawdę, czego JA pragnę / chcę, jaki jest MÓJ cel (osobisty, partnerski, rodzinny), co JA chcę wnieść do związku, co jest dla MNIE w związku najważniejsze, na co JA nie pozwolę. I koniecznie to spisać, upewnić się przez jakiś czas, że te zapisane zdania to nie tylko chwilowa emocja, zachcianka. Dopiero później jest czas na pogadanie o tym z drugą osobą.
wolfskin napisał/a:
uciekając w światy zewnętrzne (to akurat mi całkiem dobrze wychodzi)
chodzi o to, by właśnie nie uciekać (szczególnie, jeśli widzisz u siebie takie tendencje), lecz angażować się w coś, co naprawdę CIEBIE buduje
_________________
"Nowego kłamstwa słucha się chętniej aniżeli starej prawdy" (A.Czechow)
 
 
riku17 


Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 01 Gru 2011
Posty: 325
Skąd: KRK - no.... Prawie ;)
Wysłany: 2012-12-04, 07:00   

gemi, ale mnie nie chodziło, o to, żeby się rozstać i już przy pierwszych trudnościach napotkanych we wspólnym życiu. Ale jak pisze wolfskin, trwa to dość długo, z drugiej strony zero chęci współpracy czy jakiejkolwiek reakcji na próby ocieplenie stosunków. To dlaczego i po co tkwić w czymś takim? Facet ma problem i nie potrafi sobie z nim poradzić, nie chce pomocy najbliżej mu osoby? To niech pójdzie do specjalisty. Nie chce? To niech spada i zmywa sobie podłogi jak już zostanie sam ze sobą i ze swoim problemem.
Może piszę tak, bo ze mnie żadna altruistka i w takiej sytuacji myślałabym przede wszystkim o swoim szczęściu i o tym, żeby mnie było dobrze. I nie, nie jestem też egoistką, ale myślę, że jak człowiek sam o siebie przede wszystkim nie zadba to kto to zrobi?
wolfskin, nie wiem ile masz lat i co robisz w życiu, ale na pewno jeszcze kupa dobrych rzeczy przed Tobą. Jakąkolwiek podejmiesz decyzję będzie ona słuszna. Ja bym pewnie dała jeszcze trochę czasu temu wszystkiemu, starając się może wzbudzić w nim zazdrość, zaangażować się bardziej w jakieś swoje zainteresowania czy coś...... no kurcze nie wiem. Bardzo Ci współczuję w każdym bądź razie :-(
_________________
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2012-12-04, 11:48   

Riku, po pierwsze znasz relację tylko jednej strony i nie bierzesz na to poprawki. Po drugie, ten facet jest ojcem jej dziecka, więc i tak biędzie w jej życiu obecny, a w najgorszym wypadku warto zawalczyć by nie zniknął z niego całkiem ze względu na dobro dziecka. Jak nie można dogadać sie we własnym zakresie to trzeba spróbować terapii, jak sie nie da terapii to są mediatorzy. Zresztą rozwód, nawet jeśli nie ma sie ślubu też wymaga dogadania się, jak sie nie dogadają to wyjdzie z tego wojna która nikomu na zdrowie nie wpłynie dobrze a najmniej dziecku. Do tego warto wziąc poprawkę na to, że to, że ktoś nie okazuje jakiś emocji to nie znaczy, że ich nie czuje, być może okazuje, w inny dostępny mu sposób. Rozstać się zawsze zdąrzą, w tym związku nie ma przemocy, w żadnej formie, o ile dobrze rozumiem, więc warto sprawdzić co jest i co da się z tym zrobić.
 
 
owca 
owca

Pomogła: 5 razy
Dołączyła: 13 Paź 2011
Posty: 458
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2012-12-04, 12:18   

wolfskin A jak długo jesteście parą? Czasem po prostu przychodzi pierwszy poważny kryzys w związku i raczej jest nie do uniknięcia. My również takie chwile mieliśmy, szczególnie gdy razem zamieszkaliśmy (mimo kilku lat wstecz bycia razem) - po kilku miesiącach toczyliśmy walki. Minęło kilka lat, ponad dwa lata temu wzięliśmy ślub. Myślę, że docieramy się na każdym możliwym kroku i w każdej nowej sytuacji życiowej, bo zawsze jest ona dla nas nowością i niekoniecznie od razu możemy i potrafimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Chyba powinnaś się odciąć od analizowania Waszego związku. Zająć się czymś dla siebie - może jakieś robótki ręczne? Może praca zdalna? Cokolwiek abyś mogła zająć myśli czymś co nie wiąże się bezpośrednio z domem, sprzątaniem, stanami emocjonalnymi partnera czy dzieckiem. Nie twierdzę, że nie powinnaś robić niczego z kryzysem jaki Was dopadł, ale na pewno analizowanie każdego kroku nie polepszy Waszej sytuacji.

Osobiście nie wyobrażam sobie bycia z partnerem który nie jest wege, ale również nie wyobrażałam sobie bycia z katolikiem (mój mąż jest wierzący, ja jestem ateistką) - i również zdaje sobie sprawę, że będzie nas czekał konflikt związany z wychowaniem dziecka w wierze czy bez niej. Wegetarianizm dla niektórych oznacza całą filozofię życia - nie wymagałabym tego od Twojego partnera. Może myślenie o "rezygnacji z jednego produktu spożywczego" (czyli mięsa) by pomogło? Tak było u nas. Dosłownie taki argument mu przedstawiłam 7 lat temu. Poskutkowało.
A problem wspólnych posiłków? Może gdy go zaciekawisz wege smakami partner nie będzie tak sceptyczny (nikt mi nie powie, że big mac pokona dobry hummus :-> )? Skoro nie jecie razem obiadów, to może naszykuj jakąś wege kolację, zaskocz go... Przemyślałabym też powrót do wspólnego łóżka. On jest z Tobą, ale żyje dosłownie obok Ciebie. Problem karmienia w nocy to chyba nie problem? My nie przewidujemy osobnego spania dla mnie z tego powodu. Ja bym jeszcze powalczyła. Chyba, że zmęczona jesteś dotychczasową walką, więc może warto pomyśleć o osobnym zamieszkaniu chociaż na pewien czas (może przeprowadzka do rodziny?)... To dałoby mu do myślenia, a Ty wiedziałabyś czy naprawdę tęsknisz i czy warto walczyć. W każdym razie ściskam kciuki i życzę pozytywnego rozwiązania problemu.
_________________
<img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/l/lbnxpwd1v.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers">
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-04, 12:56   

wolfskin, nie ma co siedzieć i płakać (chyba żeby odreagować, ale to czasem). powrót do wspólnej sypialni jest cholernie ważny, zaczepki do rozmowy i koniecznie informacja ( a nie rozmowa) na temat używania ( a raczej braku zgody na używanie)komórki, telewizora czy komputera jak rozmawiacie czy sie do niego przytulasz. co do tego sprzątania to olewaj jego stękanie, a po sprzątaniu cmoknij i podziękuj z uśmiechem. mile widziane Twoje wyjścia np. w soboty, solo, na basen, na ploty, na zakupy i powrót w porze obiadowej do domu. oczywiście w tym czasie tatuś zostaje sam z dzieckiem (takie coś działa, hm, "wychowawczo" i ułatwia zrozumienie co robisz cały dzień sama z dzieckiem). możesz sobie zażartować co na obiad bo głodna jesteś jak wilk ;-)

czy możesz się wkurzyć konstrukcyjnie? bez dołowania? kolacja w domu, bo rodzina tak ma, że chociaż jeden posiłek dziennie razem zjeść trzeba i pogadać. przypomnij sobie o czym rozmawialiście "przed " obecną sytuacją. zaczepiaj, żartuj z niego, opiórkuj jak trzeba, ale krótko i na temat (bez wypominania zaszłości). zawalcz! niektórzy faceci nie wiedzą co to słaba kobieta w domu i czują się z tym nieswojo i obco. mi to się tez nie podoba, ale sama robię za filar (czasem nieco mniej stabilny, ale zaawsze :-P )

p.s. przypomnij mu, że go kochasz
 
 
riku17 


Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 01 Gru 2011
Posty: 325
Skąd: KRK - no.... Prawie ;)
Wysłany: 2012-12-04, 12:58   

majaja, tak, nie znam całościowo sytuacji, tylko tyle co autorka opisała.Poza tym przecież nie piszę, je*nij wszystko w kąt i odejdź od niego, prawda? Tylko, że do naprawy CZEGOKOLWIEK potrzeba dwójki, a nie, że jedno wypruwa sobie flaki a drugie wszystko du*cy. Poza tym nie wiemy co czuje druga strona bo NIC o tym nie mówi. A skoro nic nie mówi i nie wykazuje minimum chęci do czegokolwiek to jasne, można w tym tkwić w nieskończoność tylko gdzie tu sens? Dziecko urośnie, założy swoją rodzinę mając na uwadze to jak powinny wyglądać relacje między dwojgiem ludzi na podstawie tego czego naoglądało się w domu i zrobi komuś dokładnie to co ma teraz wolfskin. Nie twierdzę, że tak będzie, ale taka możliwość istnieje. Może być jeszcze tak, że dzieciak się kiedyś wyprowadzi a dziewczyna zostanie w nieszczęśliwym związku, który trzymało w kupie tylko i wyłącznie to dziecko. Ale podkreślam jeszcze raz, że NIKOGO NIE NAMAWIAM DO NATYCHMIASTOWEGO ROZWODU - tylko o zadbanie przede wszystkim o SIEBIE.

Może to być faktycznie jakiś kryzys jak pisze owca, ja nie wiem, nie znam się, nigdy żadnego kryzysu nie przechodziliśmy - może powinnam się przestać wypowiadać w tym temacie.... 8-)

A tak właściwie bo zapomniałam zapytać, dlaczego śpicie osobno? W jaki sposób karmienie może w tym przeszkadzać?
_________________
 
 
go. 


Pomogła: 86 razy
Dołączyła: 27 Lut 2011
Posty: 6285
Skąd: toro
Wysłany: 2012-12-04, 13:15   

wolfskin napisał/a:
i tak wyrósł na mądrego, bardzo spokojnego i pewnego swoich racji faceta. takiego, który poradził sobie świetnie w życiu, ma pasje, ciekawie o nich mówi. zakochałam się w nim, nawet zaczął się przede mną otwierać, jakby wreszcie znalazł kogoś, przed kim może.
ale od jakiegoś czasu okazuje się, że już nie jest mu to potrzebne, jakby zawiódł się na mnie, przekonał, że jestem taka jak wszyscy. ze swoimi wadami, nieumytą podłogą, czasem wybucham gniewem czasem płaczem. jestem emocjonalna. może to go zaczęło wkurzać i znowu zamknął się w skorupie...


jakbym o swoim w naszym kryzysie czytała... Nie znam rady jak go "odblokować". Chyba sam musi do tego dojść.
Dla mnie najgorsze były te myśli, moje myśli o odejściu. Jak się zaczyna o tym myśleć (będąc jeszcze parą) to już brnie chyba tylko w jedną stronę...
Mam nadzieję, że za miesiąc czy 2 będzie już normalnie -dobrze! Nawet jakby najpierw miały przyjść jeszcze gorsze, przepłakane tygodnie! Że znajdzie się jakiś bodziec, który go "opamięta", być może właśnie to będzie Wasze rozstanie... Na Wasze relacje też patrzy dziecko!

Mój ojciec od razu mi mówi po tej naszej "akcji", że mój A. wróci. Prędzej czy później. Że faceci są mimo wszystko słaby psychicznie (co dowodzi w Twoim przypadku jego izolacja, czyż nie? Strategią "obronną"(?) mojego też było złapanie dystansu. Co w końcu doprowadziło do traktowania mnie jak wroga... Ale patrząc teraz na to wszystko,, chyba taki kop w dupę obojga dobrze nam zrobił...
Ojciec mi mówił, przetrzymaj go jak najdłużej to będziesz miała spokój na 30 lat ;) Nie wiem czy wie to z doświadczenia czy skąd ;)
Ja wiem, baby są masochistkami. I do tego są łatwowierne i naiwne. Ale czasem naprawdę warto oderwać się, przeczekać i spróbować ponownie :)


Jestem z Tobą!
_________________
"Bez odchyleń od normy niemożliwy jest postęp." Zappa
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-04, 13:29   

gosia z badylem, jeden się opamięta, a drugi pójdzie w zaparte :roll: właśnie nie ma "złotej reguły".
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-05, 14:00   

wczoraj przez ponad pół godziny smażyłam odpowiedź na Wasze posty. gdy już miałam ją dodać, komp niespodziewanie wyłączył się (chyba mam jakiś problem z wiatraczkiem chłodzącym) i całość diabli wzięli.
więc dzisiaj będzie krótko i już nie imiennie, bo mam mniej czasu, poza tym spodziewam się, że znowu komputer zdechnie.

zatem tak: co do wspólnego spania - na razie ciężko z tym, bo małe póki co żre w nocy, a jeśli wyląduje we własnym łóżku, będzie płakało i będę wstawać do niego kilka razy, w związku z tym facet nie wyśpi się do pracy. on sam wyemigrował z sypialni. nie chce spać z nami w trójkę, bo mu niewygodnie i ciasno.

co do mojego sposobu na odreagowanie - jeszcze raz piszę, że to nie o to chodzi, że ja nie mam żadnego sposobu na to. wychodzę, mam przyjaciół, hobby, dorywczą pracę. on zostaje z dzieckiem wtedy, z tym nie ma problemu. to nie jest tak, że ja potrzebuję faceta, bo nie mam do kogo otworzyć gęby. raczej chcę mieć normalne życie - i partnera i przyjaciół, a nie tylko przyjaciół i współlokatora, z którym akurat przypadkiem mam dziecko. mam co robić, mam własne sprawy. umiem się oderwać od domowego życia, jednak nie mogę ciągle żyć w oderwaniu i udawać, że nie potrzebuję partnera.

śmiać mi się (serdecznie) zachciało z propozycji zrobienia mu wege kolacji i zainteresowania wegesmakami. jestesmy razem od dobrych kilku lat, w tym mieszkanie razem też dobre kilka lat. nie zaskoczę go już chyba. prawda jest taka, że on woli bigmaka od hummusu. hummusu do ust by nie wziął. ciężko trafić w jego gust, mimo że znajomi których czasem karmię, pieją z zachwytu. kiedyś było inaczej, razem gotowaliśmy wege żarcie, teraz już mu się nie chce.

co do wspólnych posiłków - tak, czasem zarządzam, że mają być i koniec. on się zgadza. przez kilka dni gotuję to, co on względnie lubi z wege kuchni. potem jednak nadchodzi dzień, gdy mi oznajmia, że zgłodniał wcześniej, bo nie jadł śniadania i musiał iść w pracy na stołówkę, w związku z tym nie da rady już zjeść obiadu.
następnego dnia jest tak samo, znowu zostaję z garem pełnym jedzenia.
następnego dnia trafia mnie szlag i gotuję sobie i dziecku zupę ogórkową, której on nie tknie, ale mam to gdzieś.

co do zostawiania go samego z dzieckiem - świetnie sobie poradzi. dziecku kupi frytki w maku i jest zadowolony. to samo, gdybym go po przyjściu zapytała "gdzie obiad". odeśle mnie do zamrażalki z frytkami i kurczakiem.

co do wyprowadzki - na razie nie mam gdzie się podziać, ewentualne rozstanie knuję na przyszłość, gdy pojawi się sensowna możliwość powrotu do pracy.

gosia_z_badylem - boję się, że ja zacznę uciekać, a on za mną jednak nie pobiegnie... jeśli wiesz, co chcę powiedzieć.

wiecie, chcę walczyć, ale zastanawiam się, czy jest sens, bo to trwa już od dawna. co jakis czas rozmawiamy poważnie, staramy się. przez chwilę jest dobrze. a potem on znowu ucieka w swoj swiat i mam wrażenie, że zostaję sama na placu boju. jasne, że cchiałabym to uratować, ale czasem myślę, że może nie ma sensu na siłę, może lepiej byłoby się pogodzić z tym, że nie pasujemy do siebie i na dłuższą metę będziemy się tylko rozczarowywać. nie da się przez dłuższy czas udawać kogoś, kim się nie jest. ja nie potrafię udawać perfekcyjnej pani domu, czekającej na męża w domu z kotletem, a potem usuwającej się w cień, żeby on mógł mieć świety spokój. on nie umie być ciepłym, mimo zmęczenia roześmianym mężusiem (ja choćbym była nie wiem jak zrypana, niemal zawsze mam siłę na rozmowę, bycie razem, uśmiech), z którym można wspólnie zasiąść na podłodze (brudnej!) i zagrać w makao.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,63 sekundy. Zapytań do SQL: 13