wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
rozstać się?
Autor Wiadomość
neina 


Pomogła: 44 razy
Dołączyła: 23 Paź 2007
Posty: 2342
Skąd: Teddington
Wysłany: 2012-12-12, 15:25   

lilias, to co piszesz bardzo fajnie brzmi, ale jak w jednej z najważniejszych dla nas kwestii - związku coś się nagle popsuło i jest dla nas powodem zmartwienia i frustracji to ciężko ot tak po prostu odciąć się od tego i radośnie ''robić swoje''. Zależność finansowa od faceta to osobny temat.
lilias napisał/a:
nie każdy umie żyć i rozmawiać z człowiekiem który nieustannie uzewnętrznia (bo nie da się inaczej), że jest nieszczęśliwy.
Ale z drugiej strony partner, który powinien być naszym wsparciem może mógł by spróbować dociec co jest przyczyną nieszczęścia jego kochanej kobiety? Z tego co opisuje wolfskin ten stan trwa już dość długo i nie wygląda na to, że coś ma się zmienić na lepsze. Żeby było jasne, ja nie zachęcam do rozstania. Osobiście przeczekałabym jeszcze trochę, nie wykluczając jednocześnie opcji rozstania. Bo jeśli związek tak ma wyglądać przez resztę życia, to chyba mija się z celem. I rzeczywiście nie jest to najlepszy wzorzec dla dziecka. Może i prawdą jest,każdy że z rodziców sam powinien być odpowiedzialny za wychowanie swojego potomka, jednak dzieci nie parzą na rodziców każdego z osobna, tylko jak na całość i w ten między innymi sposób uczą się relacji międzyludzkich.
_________________
<img src="hxxp://www.alterna-tickers.com/tickers/829543.png" border=0>
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-12, 18:52   

lilias, skąd wiesz, że się nie uśmiecham? właśnie, że się uśmiecham! gdy wraca z pracy, okazuję radość, że wrócił. gdy gdzieś idziemy razem, ja się cieszę byle czym. a on ponurak. nic mu się nigdy nie podoba. gdy zauważy pyłek na podłodze, jest wkurzony, że "jest syf". ja mam przyjaciół, on tylko znajomych. ja wychodzę z domu, chcę do kina, na kawę, do znajomych. on nie. mówi, że w zasadzie to on za ludźmi nie przepada... ja mogę się śmiać z niczego, cieszyć tym, że idziemy na spacer, jemu nie odpowiada wychodzenie na spacer, bo "ma dość tej okolicy" (pracuje w pobliżu). jeśli tylko MUSI spędzić z nami czas, najchętniej chodziłby do centrum handlowego.
zadbaj o chałupę? kobieto, mi już skóra schodzi z rąk od tego cholernego dbania o tę pieprzoną chałupę.
czy Ty przypadkiem nie wchodzisz w klimat "oj tam, młoda nie zna życia, ja już 23 lata w związku różne kryzysy przechodziłam i daliśmy radę, a młoda przy byle konflikcie od razu chce zwiewać. pewnie chodzi wiecznie smutna i ma pretensje o wszystko."?
tylko że nie wszystkie związki są do siebie podobne.
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-12, 19:32   

wiecie co, doszłam do wniosku, że chyba popełniłam błąd, zakładając ten temat. owszem, Wasze wypowiedzi dodały mi otuchy, ale wydaje mi się, że opisywanie tego typu problemu przez internet jest jednak trochę bez sensu. nie da się w kilku zdaniach ująć złożoności tej sytuacji. siłą rzeczy (nie mam Wam tego za złe, tak po prostu jest i to jest naturalne) część z Was wycina kawałki własnych doświadczeń i przykleja je do mojego życia. może to być dla mnie bardzo kojące ("że ktoś tak miał, jak ja, a jednak się jakoś udało wszystko ułożyć"), ale z drugiej strony tworzy się nie do końca prawdziwy obraz mojej sytuacji. a ja na forum staram się to poodkręcać. "nie, on taki nie jest". "nie, to nie tak". dowiedziałam się, że powinnam wywalić dziecko z sypialni, podczas gdy ja chcę spać z dzieckiem, bo uważam, że dla tak małego dziecka jest to dobre. poza tym wiem z rozmów, że to akurat gościowi nie przeszkadza, zresztą problem pojawił się jeszcze wtedy, gdy spaliśmy razem, bez dziecka.
dowiedziałam się, że mam sobie znaleźć pracę czy hobby. mam jedno i drugie (praca dorywcza i nieregularna, ale innej póki co nie znalazłam). i tak dalej.
wiem, że próbowałyście pomóc mi ustalić przyczynę stanu rzeczy. jestem Wam wszystkim bardzo za to wdzięczna. dzięki raz jeszcze. chyba najlepszym rozwiązaniem będzie pójście do jakiegoś terapeuty, mam ogromną nadzieję, że jakimś cudem uda mi się zaciągnąć tam faceta.
dzięki i pozdrawiam.
 
 
śliwka 
Iw


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 22 Sie 2010
Posty: 954
Wysłany: 2012-12-12, 19:50   

wolfskin, bardzo Ci współczuję. Ja dokładnie zrozumiałam co chcesz przekazać, wg mnie piszesz bardzo przejrzyście i zrozumiale. Każdy człowiek jest inny i nie na każdego działają te same sposoby. Dlatego sądzę, że nie ma jednej recepty na takie problemy. Życzę Ci, żeby się wszystko dobrze poukładało, czy z Twoim facetem, czy bez, ale oby szczęśliwie dla Ciebie i Twojego dziecka. Powodzenia.
Ostatnio zmieniony przez śliwka 2012-12-12, 20:25, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
neina 


Pomogła: 44 razy
Dołączyła: 23 Paź 2007
Posty: 2342
Skąd: Teddington
Wysłany: 2012-12-12, 19:58   

Podpisuję się pod śliwką. Dla mnie też Twój przekaz był jasny, choć wiem, że komunikacja internetowa jest niedoskonała i dość często można się nie do końca zrozumieć.
Ja bym jeszcze spróbowała trochę się odsunąć, pozbawić go w ramach możliwości Twojego towarzystwa i starań, może by zrozumiał, co może stracić?
Dobrze by było zaciągnąć go na terapię, tylko żebyście trafili na dobrego psychologa.
_________________
<img src="hxxp://www.alterna-tickers.com/tickers/829543.png" border=0>
Ostatnio zmieniony przez neina 2012-12-12, 19:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
gemi 
Matka Polka ;)


Pomogła: 40 razy
Dołączyła: 30 Wrz 2008
Posty: 2460
Wysłany: 2012-12-12, 19:59   

wolfskin napisał/a:
chyba najlepszym rozwiązaniem będzie pójście do jakiegoś terapeuty
ja też tak uważam. I życzę Ci znalezienia jak najlepszego. A kto wie, może nawet nie będzie trzeba wspólnej terapii. Może między Wami poprawi się, lub chociaż wyjaśni nieco, gdy z pomocą terapeuty dostrzeżesz różne inspirujące możliwości wyjścia z tej trudnej sytuacji. Tego Ci życzę.
_________________
"Nowego kłamstwa słucha się chętniej aniżeli starej prawdy" (A.Czechow)
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-12, 22:03   

wolfskin, to, że jesteś młoda nie znaczy nic nie znaczy, ta "wada" szybko da się skorygować :-P cały czas tylko nie wiem czy Tobie samej jest dobrze ze sobą. jak zwykle za bardzo przejmuję się sprawami innych. trzymaj się i powodzenia :-)

p.s. myślę, że dobrze zrozumiałam o czym piszesz, tylko inaczej zareagowałam niż się spodziewałaś :-)
 
 
agus 


Pomogła: 44 razy
Dołączyła: 11 Cze 2007
Posty: 1050
Skąd: Biała Podl./So'ton
Wysłany: 2012-12-12, 22:18   

wolfskin, myślę, że dobrze wymyśliłaś z tym terapeutą, i obyś trafiła na dobrego. :)
Twoje posty jakoś mocno mnie trafiały, bo miałam trochę podobnych doświadczeń, dlatego trudno mi było Ci coś sensownego napisać, bo u mnie to nie przetrwało akurat... Dla Was ciągle widzę szansę, nie warto się rozstawać teraz, to jeszcze zdążysz zrobić, jakby co... Życzę, by Twój mężczyzna zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i zaczął reagować.

Trzymaj się. :*
 
 
agus 


Pomogła: 44 razy
Dołączyła: 11 Cze 2007
Posty: 1050
Skąd: Biała Podl./So'ton
Wysłany: 2012-12-12, 22:23   

lilias napisał/a:
cały czas tylko nie wiem czy Tobie samej jest dobrze ze sobą
Lilias, wybacz, ze wtrącę swoje trzy grosze w post nie do siebie, ale ja też nie rozumiem, jak mamy pozostać szczęśliwe, gdy coś, co jest dla nas jednym z ważnych składników szczęścia, się rozpada?
Chciałabym umieć znaleźć to poczucie szczęścia w sobie, ale za chorobę nie umiem siebie przekonać, że czy moje potrzeby są zaspokojone czy nie, to i tak mam się cieszyć. :/
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2012-12-12, 22:47   

wolfskin napisał/a:
dowiedziałam się, że powinnam wywalić dziecko z sypialni, podczas gdy ja chcę spać z dzieckiem, bo uważam, że dla tak małego dziecka jest to dobre.
wiesz, nie ma obowiązku słuchania niczyich rad ani korzystania z cudzych doświadczeń :mrgreen: ja akurat uważam, ze wspólnota stołu i łoża jest ważna w związku, bez takiej podstawowej intymności ciężko o autentyczną bliskość. Nota bene my śpimy z córą, kupując łoże żeśmy uwzględniali fakt, że dziecko śpi z nami i nabyliśmy odpowiednio duże. Tak samo mimo bardzo małego mieszkania jest w nim stół i wymagam by choć kolacje były jadane razem. Do tego wakacje spędzane razem i jakoś się to kręci. Oczywiście nie ma nigdy gwarancji, może być tak, że twój partner po prostu się oddala, bo przestałaś byc mu bliska, bo tak i już, ale sama pisałaś, ze mówi że kocha, więc mnie się wydaje ze jest co ratować.
Ale generalnie to chciałam podkreślić, że nie miałam nic złego na myśli, jak tobie nie pasuje, do twojej sytuacji to nie korzystasz :)
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-12, 22:54   

agus, rozumiemy świat inaczej. dla mnie związek to tylko część życia, duża, owszem, ale nie jedyna. nie uzależniam swojego szczęścia wyłącznie od faceta. kocham i chcę być kochana, ale sama nie jestem zakładnikiem swojego związku i nie chcę żeby on był. na początku miałam swoje wyobrażenia, oczekiwania i permanentną nerwówkę. pomogło mi przyswojenie, że facet też ma swoje wyobrażenia i oczekiwania (niestety niekoniecznie je spełniam w 100% :-P ) i że nie zawsze mam na wszystko wpływ. jeżeli związek miałby mi się rozpaść to przeżyję traumę, będę cierpieć, ale do czasu. przechodzi (nie bez śladu oczywiście) nawet najgorsza żałoba, więc też się podniosę. jak to mówią, oby nie było konieczności, ale nie wiemy co będzie jutro. poza tym definicja szczęścia też jest rozumiana różnie :-) nie oczekuję ciągłych uniesień, zabiegania o mnie, nadskakiwania (robię się podejrzliwa). czasem wystarczy mi szybki spacer w słońcu, a czasem kompletna cisza w mieszkaniu i ptaki za oknem. wiem, że dziwadło ze mnie, ale łatwiej mi ze sobą żyć teraz niż jeszcze np. 15 lat temu, kiedy miałam 29 lat. na drugie, można powiedzieć, wtedy miałam "depresja" :roll:

ale robimy OT. Przepraszam :-)
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-12, 22:57   

majaja napisał/a:
wolfskin napisał/a:
dowiedziałam się, że powinnam wywalić dziecko z sypialni, podczas gdy ja chcę spać z dzieckiem, bo uważam, że dla tak małego dziecka jest to dobre.
wiesz, nie ma obowiązku słuchania niczyich rad ani korzystania z cudzych doświadczeń :mrgreen: ja akurat uważam, ze wspólnota stołu i łoża jest ważna w związku, bez takiej podstawowej intymności ciężko o autentyczną bliskość. Nota bene my śpimy z córą, kupując łoże żeśmy uwzględniali fakt, że dziecko śpi z nami i nabyliśmy odpowiednio duże. Tak samo mimo bardzo małego mieszkania jest w nim stół i wymagam by choć kolacje były jadane razem. Do tego wakacje spędzane razem i jakoś się to kręci. Oczywiście nie ma nigdy gwarancji, może być tak, że twój partner po prostu się oddala, bo przestałaś byc mu bliska, bo tak i już, ale sama pisałaś, ze mówi że kocha, więc mnie się wydaje ze jest co ratować.
Ale generalnie to chciałam podkreślić, że nie miałam nic złego na myśli, jak tobie nie pasuje, do twojej sytuacji to nie korzystasz :)


100/100 kurczę, ale mam podobnie :-D łóżko, obowiązkowo stół, wspólny posiłek (też jeden dziennie, bo organizacyjnie nie damy rady inaczej ) :-D
 
 
malva 
vegan warrior


Pomogła: 35 razy
Dołączyła: 27 Gru 2007
Posty: 1445
Wysłany: 2012-12-13, 00:42   

wolfskin napisał/a:
wiecie co, doszłam do wniosku, że chyba popełniłam błąd, zakładając ten temat.
jeśli w wyniku założenia tego tematu pójdziesz do terapeuty to nie popełniłaś błędu, temat spełnił swoje zadanie :)
trzymam kciuki
 
 
machok 

Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 17 Maj 2012
Posty: 163
Wysłany: 2012-12-13, 08:29   

Cześć. Mam nadzieje, ze wasza relacja sie poprawia.
U mnie takie negatywne sprzężenie zwrotne udało sie przerwać. To było lata temu. Pomogło, m. in. to, zrozumiałam ze facet potrzebuje szacunku. Kobieta miłości, jej świat sie kończy kiedy zaczyna rozumieć, ze jest niekochana. Męski świat sie wali, kiedy on dochodzi do wniosku, ze jest nikim w oczach rodziny, tj. nieszanowany.
U nas było tak. Ja czułam się odrzucona i niekochana, więc nie szanowalam=> on tym bardziej reagował bez miłości, ozięble. Ja więc znowu i tak w kółko. Nie chciał żadnej terapii, pomoc nic.
Ale pomogło, kiedy ten szacunek zaczęłam okazywać.
Bylo trudno, bo i za co na tamtym etapie. Ale facet poczuł sie bezpiecznie i otworzył sie.
Jesteśmy ze sobą już 14 lat. Pózniej nie mieliśmy już takich kryzysów. Warto zawalczyć.
_________________
Robię to dla zdrowia www.majastepanow.wordpress.com
 
 
śliwka 
Iw


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 22 Sie 2010
Posty: 954
Wysłany: 2012-12-13, 11:05   

machok, z tego, co pisze wolfskin, jej facet na brak szacunku z jej strony nie może narzekać, więc to chyba nie jest ten sam problem co w Waszym przypadku.
 
 
 
machok 

Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 17 Maj 2012
Posty: 163
Wysłany: 2012-12-13, 12:19   

Bardzo możliwe. Nie upieram sie. Ja jednak nie podejrzewalam, ze to co robię mon mąż odbiera jako brak szacunku. Nigdy nie było awantur, nie byłam złośliwa... Myśle, ze na tamten moment on sam nie wiedział, o co mu chodzi :(
Dopiero zmiana mojej postawy mu pomogła.
Rożne związki, różni ludzie, rożne rozwiązania...
Bardzo możliwe, ze moja refleksja nie pasuje...:(
_________________
Robię to dla zdrowia www.majastepanow.wordpress.com
 
 
maharetefka 


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 19 Gru 2008
Posty: 1566
Wysłany: 2012-12-13, 12:42   

wolfskin, ja czytam Twoj watek z uwaga, poniewaz to co opisujesz dokladnie odzwierciedla moja sytuacje sprzed paru lat...(tylko u mnie moje wtedy poltoraroczne dziecko bylo z poprzedniego zwiazku). Chlop przestal ze mna spac, na wszelkie moje proby czulosci wykrecal sie dupa, caly czas wytykal mi balagan i niechlujstwo (na rzesach stawalam, zeby bylo czysto), jedzenie wiecznie mu nie smakowalo (byl wege z jakims 15 stazem, zaraz po rozpadzie zwiazku zaczal jesc mieso :roll: ), czas spedzal przed kompem i tv, przestal ze mna rozmawiac... U mnie skonczylo sie hmmm... zalamaniem nerwowym, depresja no i oczywiscie rozstaniem. Napisze Ci od siebie, ze baaaardzo mi ulzylo, jak juz bylo po wszystkim. Wielki ciezar spadl z barow. A rozstalam sie w takim momencie, ze moje dziecko nie odczulo tego bolesnie (oni mieli swietny kontakt, K byl wzorowym "ojcem")... No to nic nie poradzilam, ale sciskam mocno.
_________________
go vegan!
 
 
semoilna 

Dołączyła: 07 Sie 2012
Posty: 134
Wysłany: 2012-12-13, 12:46   

machok napisał/a:

Bardzo możliwe, ze moja refleksja nie pasuje...:(

Moze i nie pasuje, ale na pewno dobrze ja przytoczyc, bo mysle, ze jest bardzo wazna. Jak nie przyda sie wolfskin, to na pewno innym :) My mielismy podobny problem. Na szczescie maz to madra bestia, wie co czuje i mowi o tym, takze problem zostal zduszony w zalazku. Bylam zaskoczona jak kilkakrotnie upominal sie, ze nie okazuje mu szacunku. Szanowalam go, relacje mielismy cudowne, takze nie przyszlo mi do glowy, ze moze sie tak sie czuc.
Ostatnio zmieniony przez semoilna 2012-12-13, 14:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
maharetefka 


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 19 Gru 2008
Posty: 1566
Wysłany: 2012-12-13, 12:49   

Dla mnie to raczej wyglada na to, ze partner wolfskin, nie okazuje jej szacunku...
_________________
go vegan!
 
 
wolfskin 

Dołączyła: 01 Gru 2012
Posty: 17
Wysłany: 2012-12-13, 15:00   

lilias prezentujesz bardzo buddyjską postawę; nieprzywiązywania się. do teraźniejszości, do tego, że "na zewnątrz" jest dobrze lub źle. stanowisz całkowicie autonomiczną jednostkę, która potrafi zachować pogodę ducha niezależnie od tego, czy facet akurat ma dobry humor czy zły. rozumiem to i taka postawa jest dla mnie w pewien sposób ideałem, do którego dążę. tylko że w takim razie nasuwa mi się pytanie. po co w ogóle mi facet, skoro mamy zupełnie inne potrzeby, inną wizję rodzinnego domu, inne oczekiwania, a ja potrafię cieszyć się bez niego, spacerem, słońcem, sobą samą...? owszem, należy dobrze czuć się we własnym towarzystwie. nie rozumiem, czemu zakładasz, że ja się nie czuję dobrze z samą sobą. mam wrażenie, że nie czytasz zbyt uważnie moich postów. kilkakrotnie podkreślałam, że nie chodzi mi o to, jak ja się czuję z sobą czy innymi ludźmi (czuję się dobrze, nie mam problemów z samooakceptacją, zorganizowaniem sobie czasu etc.), ale jak się czuję z własnym partnerem. to relacja z nim jest tu problemem, a nie żadne inne relacje czy inne moje problemy.
piszesz, że nie potrzebujesz ciągłych uniesień i zabiegania o Ciebie. hm... wiesz, ja też nie. mam też już swoje lata i jestem świadoma, że tak się nie da. nie ma ideałów. ale związek z definicji polega na zabieganiu o siebie i to wzajemnie. nie chodzi o to, by ktoś codziennie przynosił mi pęk kwiatów i robił kolację przy świecach. ale jeśli przez te wszystkie lata nigdy się tego nie doczekałam...? czy zaakceptowałabyś taką relację? jeśli jestem chora, nie pyta, jak się czuję (i nie oczekuję, że będzie to robił, co pięć minut!). jeśli byłam pierwszy dzień w pracy, nie pyta, jak było. ja zaś interesuję się jego uczuciami, jego życiem.
mówicie o szacunku...może Was zaskoczę, ale wydaje mi się, że on mnie szanuje. ale to jest szacunek taki, jaki okazuje się własnej starej i brzydkiej ciotce. nigdy nie podniósł na mnie głosu, pomaga mi zajmować się dzieckiem i domem. ale nie traktuje mnie jak partnerki, kobiety. jest niesamowicie zimny.
machok ja go szanuję, nawet bardzo. nigdy nie okazałam mu braku szacunku, nigdy nie zwróciłam się do niego w jakiś paskudny sposób. szanuję go jako człowieka, ojca mojego dziecka, kogoś, kto jest zaradny, rozsądny, potrafi zadbać o nas w sposób materialny. ma wspaniały kontakt z dzieckiem. szanuję go też za to, że i on nigdy nie okazał mi braku szacunku. jeśli krytykuje, to nie mnie personalnie, ale moje zachowanie. owszem, zdarzylo mu się powiedzieć "w domu jest syf" i obarczać mnie winą za to, ale nigdy nie powiedział nic w stylu "ale fleja z ciebie" albo "jesteś beznadziejną gospodynią".
w moim rodzinnym domu ojciec nie szanował mnie ani mamy, potrafił obrzucić nas najgorszymi wyzwiskami. brzydzę się tym do dziś i bardzo pilnuję, bym ja nigdy w ten sposób się zachowała.
maharafetka mam wrażenie, że też odczułabym ulgę, gdyby to się skończyło. a jednak mam bardzo silnie wpojone przekonanie, że trzeba walczyć do samego końca o związek z kimś, z kim mamy dziecko i kogo jednak MIMO WSZYSTKO się kocha. nie wiem, czy to dobrze. niestety, kocham go nadal. śni mi się po nocach bycie z nim naprawdę, takie bycie razem, jak kiedyś. kocham tego faceta, z którym byłam. miał swoje wady, nie było idealnie, ale zawsze potrafiliśmy jakoś się w końcu odnaleźć. nasze wspólne śniadania, pichcenie obiadu, wyjazdy, rozmowy...
cały czas siedzi we mnie nadzieja, że kiedyś znowu będzie lepiej.
semoilna zazdroszczę Ci tego, że Twój mąż potrafi mówić o swoich uczuciach...
 
 
śliwka 
Iw


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 22 Sie 2010
Posty: 954
Wysłany: 2012-12-13, 19:12   

wolfskin napisał/a:
ale wydaje mi się, że on mnie szanuje.
Wg mnie olewanie Twoich potrzeb, oziębłość, brak zaufania (nie chce Ci powiedzieć jakie są przyczyny jego zachowania), brak szczerości to też jest brak szacunku. Nie szanuje też Twoich starań o Wasze dobre relacje.
 
 
 
maharetefka 


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 19 Gru 2008
Posty: 1566
Wysłany: 2012-12-13, 19:27   

śliwka napisał/a:
wolfskin napisał/a: ale wydaje mi się, że on mnie szanuje. Wg mnie olewanie Twoich potrzeb, oziębłość, brak zaufania (nie chce Ci powiedzieć jakie są przyczyny jego zachowania), brak szczerości to też jest brak szacunku. Nie szanuje też Twoich starań o Wasze dobre relacje.

to wlasnie mialam na mysli, śliwka, to ladnie ujela.
_________________
go vegan!
 
 
Kamyk 

Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 09 Gru 2012
Posty: 1650
Skąd: Szczecin/Rumunia
Wysłany: 2012-12-13, 20:56   

Wolfskin właśnie czytam „Miłość odnowioną” Dr Harvilla Hendrixa, jeśli masz w obecnym stanie psychicznym dość dużo siły na lekturę to bardzo polecam.
 
 
lilias 

Pomogła: 25 razy
Dołączyła: 15 Sie 2012
Posty: 1013
Wysłany: 2012-12-13, 21:56   

wolfskin, nie mam pojęcia czemu Twój partner zamknął się tak hermetycznie :roll: odpowiedz sobie jaki był przedtem, bo może jeszcze nie potrafi zareagować na Twoje aktualne, większe niż wcześniej potrzeby czułości . mój J. nie potrafił w ogóle rozmawiać na zwykłe tematy (do dzisiaj mu zostały rozmowy telefoniczne prowadzone w telegraficznym skrócie). tego u nich w domu nie było. w naszym rozmawiamy, opowiadamy, jemy razem obiad (lub kolację). oswajanie się z drugą osobą, z którą bywa, że przebywamy 24 godziny na dobę wymaga czasu. u nas trwało długo zanim ciągła obecność drugiego człowieka przestała w pewien sposób drażnić i przestała być odbierana jako ograniczanie wolności, ingerowanie we własny, intymny świat. co innego spotykać się (na zewnątrz), co innego mieszkać i żyć razem. U Ciebie dobrze rokuje, że on czuje się odpowiedzialny za Was i poczuwa do obowiązków domowych :-) coś go jednak blokuje i zanim to z niego wyciągniesz (żeby problem rozwiązać trzeba go zidentyfikować niestety) może być ciężko.

u mnie wygląda to tak, że nie czuję się w związku jak w więzieniu (a bardzo długo miałam takie odczucia) i bardzo mi zależy, żeby on też tak się nie czuł. Nie jestem zen (a chciałabym), tylko zbieram fajne chwile w głowie i sercu, na wypadek nadejścia tych gorszych (normalnie jak w życiu, czyli sinusoida) :-)
 
 
TinaM 


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 04 Gru 2011
Posty: 242
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-12-14, 00:39   

wolfskin, a myślałaś o tym, że być może uczucie Twojego faceta się wypaliło? Że nie potrafi już być z Tobą, ale nie potrafi też odejść (ze strachu, poczucia obowiązku czy odpowiedzialności). Nie chce Cię ranić, bo zależy mu na Tobie, bardzo kocha dziecko, dlatego pozwala żebyście oboje tkwili w takim zawieszeniu, chociaż jest mu z tym bardzo źle..
Mam nadzieję, że nie sprawiam Ci tym co piszę przykrości. Piszę to, bo zachowanie Twojego faceta bardzo przypomina mi... moje. Bardzo podobnie zachowywałam się jak zaczęło się psuć w moim związku, a ja nie byłam już pewna czy Go kocham, a potem byłam już pewna że nie kocham.
Odsunęłam się totalnie, zero czułości, bliskości, ciągłe poirytowanie, wszystko mnie w nim denerwowało, uciekałam w swój świat, nie chciałam spędzać z nim czasu, robić czegokolwiek wspólnie..
Ale jednocześnie zależało mi na nim w jakiś sposób, bardzo dużo razem przeszliśmy, no i tak naprawdę wciąż był dla mnie najbliższą osobą serce mi się krajało jak widziałam jak bardzo się stara... :-| I nie umiałam odejść, a było u nas o tyle łatwiej, że nie było dziecka.

Też polecam tą książkę co Kamyk

Mam nadzieję, że sytuacja szybko się wyjaśni, bo wtedy już wszystko się jakoś ułoży.
_________________
<img src="hxxp://straznik.dieta.pl/zobacz/straznik/?pokaz=451253886856635e7.png" border="0" width="420" height="90" alt="Twój Strażnik wagi" />

"W dniu w którym przyjmiemy w końcu do wiadomości, że istnieje myśl nie wyrażona słowami, poczujemy się bardzo nieswojo wobec istot tak długo przez nas poniżanych i traktowanych jak narzędzia." (Boris Cyrulnik)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,6 sekundy. Zapytań do SQL: 13