wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
zajęcia adaptacyjne dla maluchów - warto? dylemat mam :)
Autor Wiadomość
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2013-09-13, 14:54   zajęcia adaptacyjne dla maluchów - warto? dylemat mam :)

Nie znalazłam takiego tematu, a mam dylemat.
Kilka dni temu byłam z młodą na zajęciach w klubie malucha (nazwijmy to tak umownie, to w sumie bez znaczenia, o którą placówkę chodzi). Generalnie są to zajęcia dla dwulatów (tzn. dzieci, które już skończyły dwa, a jeszcze nie ten rocznik, by do przedszkola), siedzi się w kółku, pani coś pokazuje, dzieci mają ją naśladować, potem są jakieś zabawy ruchowe, coś plastycznego itd.. Dzieci uczestniczą w zajęciach wraz z rodzicami, przypuszczam, że z czasem udział rodziców ma być coraz mniejszy, gdy dzieciaki się przyzwyczają do pani. Tak czy owak dziecka samego się tam nie zostawia jak w żłobie.
W sumie spoko, ale problem w tym (chociaż to przecież żaden problem tylko norma w tym wieku), że nie wszystkie dzieci chcą w danym momencie robić akurat to, co pani proponuje :D . Te bardziej wrażliwe popłakują momentami przytulone do mamy, inne próbują dobrać się do zabawek leżących w kącie sali itp.. Oczywiście potem się rozkręcają, bawią wspólnie przez jakiś czas, potem znowu nie chcą i tak ciągle. Po godzinie byłam wykończona ciągłymi próbami "utrzymania w ryzach" mojej szalonej córki, która była zainteresowana - jak zwykle - głównie wspinaczką na jakąś wielką zabawkę. Tzn. nie cały czas, jednak bawiła się też (nie we wszystko, ale jednak), ale czułam że chwilami muszę ją mocno przekonywać, byśmy bawiły się dalej. Rzecz jasna pani na wstępie zaznaczyła, że dzieci nie zmuszamy do niczego, ale wyraźnie dała do zrozumienia, że nie podoba jej się, gdy dzieci się rozłażą, bo wtedy rozpraszają te inne, robi się zamęt i "jej wtedy nie słychać'. Czyli rodzice mają też ograniczać werbalną komunikację z dziećmi podczas zajęć... :shock: Sposobem na takie sytuacje, gdy dziecko nie chce się w coś bawić ma być wyjście z sali na chwilę, tak, by nie przeszkadzać bawiącym się, a potem, gdy dziecko chce, powrót do zabawy.
Trochę mnie to rozwaliło, przyznaję, bo dla mnie to kompletnie niewykonalne. Jeśli mój dzieć mówi mi, że "nie chcę muzyki", a akurat pani włączyła muzykę, to znaczy, że mam opuszczać salę, czekać aż będzie coś innego, a potem znowu przekonywać córkę, byśmy wróciły (podczas gdy, gdy tylko wyszłyśmy z sali zajęć, od razu chciała biec do fajnej salki z zabawkami i ma w dupie zajęcia i panią...).
Inna sprawa - jaki jest sens, by wszystkie dzieci malowały to samo farbami na komendę, przy... cóż... aktywnym udziale rodziców, bo czasu na malowanie jest bardzo niewiele, a tu trzeba pomalować chmurkę? Dzieci nie zdążyły się nawet nacieszyć tą farbą.
My w domu czy na dworze zupełnie inaczej się bawimy, młoda sama decyduje, jak długo malujemy, co malujemy (bazgrze sobie farbą czy kredkami, ja tylko pilnuję, by nie pomalowała całej chałupy), bo myślę, że fascynuje ją na razie bardziej sam fakt malowania niż jakiś efekt. Nie muszę jej więc nic sugerować, najwyżej czasem coś tam jej pokażę - np. to że można zmieszać kolor albo w ogóle użyć innego...To samo jest z innymi zabawami - gramy np. w ping ponga (zobaczyła to gdzieś i chce grać :D ), ona w pewnym momencie wpada na pomysł, byśmy grały inną piłką albo w ogóle odrzuciły paletki i turlały piłkę łapkami itd.. Sama wymyśla rozmaite zabawy, ja jej najwyżej urozmaicam, proponuję inne formy, a jak jej się nie podoba, nie przekonuję "słuchaj, to jest fajne".
A na takich zajęciach trochę musiałam - żeby chciała zostać. Oczywiście część, może nawet większość zabaw podobała jej się, ale... no właśnie, jak już coś jej się spodobało, to chciała jeszcze, a tu już się zaczynało następne coś i czasem była wyraźnie zła, że taka zmienność jest. Pani prowadząca tłumaczyła, że takie dzieciaki szybko się nudzą, dlatego ona tak często zmienia. Hm.. No tak, niektóre pewnie były znudzone niektórymi zabawami, inne w ogóle nie chciały, jeszcze inne jeszcze coś.
Co sądzicie o takiej aktywności? Chodzicie/chodziliście na takie zajęcia ze swoimi dziećmi?
Mam dylemat bo wiem, że takie zajęcia "przystosują" moją córkę do systemu przedszkolnego, w którym pani decyduje co kto kiedy robi i jak.
Podoba mi się idea Montessori, ale - niestety - nie będę miała możliwości zapisania dziecia w przyszłym roku do takiego przedszkola, bo wyprowadzamy się z Warszawy i musiałabym małą dowozić ładny kawałek drogi. Logistycznie (i finansowo też) odpada. Więc może powinnam jednak pogodzić się z tym, że mała "musi" nauczyć się takiego tradycyjnego funkcjonowania na zajęciach dla dzieci.
Zajęcia kosztują w sumie trochę i zastanawiam się czy tego jednak nie olać... Postanowiłam, że na następne zajęcia jeszcze pójdę i zobaczę.
Może też trzeba by traktować te zajęcia jako kopalnię pomysłów - jak można bawić się z dzieckiem (no bo część zabaw w sumie fajna była, a pewnie nie wpadłabym na nie)?
Jestem jednak ciekawa Waszych opinii.
_________________
hxxp://dzieciory.pl]dzieciory.pl - trochę niecenzuralny blog o dzieciorach
--
hxxp://www.suwaczki.com/]
hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
Humbak 


Pomogła: 80 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 3936
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-09-13, 18:06   

jaskrawa napisał/a:
Zajęcia kosztują w sumie trochę i zastanawiam się czy tego jednak nie olać...
te konkretnie olać. Z Twojego opisu wynika, że pani nie do końca łapie dwulatków i wymaga od nich tyle co wymaga się od dzieci w wieku przedszkolnym.

Same takie zajęcia są świetne! Cały rok chodziłam na takie z Kubą i było naprawdę super. Do dziś i on i ja mamy znajomości i przyjaźnie z tego okresu :) A dzieciątko dobrze się bawi (w 80-90%, reszta to "mama daj pić/jeść/cyca/przytul" itd itd) uczy się:
- bycia w grupie
- podążania za tym co robi grupa - w tym wieku dziecko tego jeszcze nie umie. Robi to co ono chce niezależnie od otoczenia. Taka nauka to też przygotowanie do przedszkola
- słuchania obcej osoby prowadzącej
- odwagi próbowania tego, co nowe - dzieci często nie chcą uczestniczyć już na wstępie, nawet nie wiedząc czy im się to podoba. Boją się nowego. Uczą się na zajęciach że warto próbować, warto być otwartym nawet na rzeczy które nie na pierwszy rzut oka wzbudzają ciekawość
itd itd

jaskrawa napisał/a:
dzieci nie zmuszamy do niczego, ale wyraźnie dała do zrozumienia, że nie podoba jej się, gdy dzieci się rozłażą, bo wtedy rozpraszają te inne, robi się zamęt i "jej wtedy nie słychać'.
no to wóz albo przewóz. Niech się ta pani zdecyduje. U nas czasami pani woła i woła dzieci, zachęca, a dzieci na kolanach mamy nie i już. I wszyscy się z tego śmieją. I czasami trzeba zrezygnować z planu i wymyślić coś innego żeby wyszły z ramion mamy, choć jedno ;) To normalne, że dzieci wychodzą i wracają na kolana mamy. I wychodzą i wracają. I tak z miesiąca na miesiąc z roku na rok coraz dłużej, coraz dalej...

jaskrawa napisał/a:
rodzice mają też ograniczać werbalną komunikację z dziećmi podczas zajęć... :shock:
A to inna sprawa. Każda pani nawet najlepsza przegra z najmniejszym słowem mamy. Dlatego dobrze jest dawać dziecku do zrozumienia, że to nie zajęcia dla "was" ale dla "niej". U nas po prostu ograniczaliśmy do minimum i mówiliśmy ściszonym głosem, ale normalnym, bez przesady w żadną stronę. Słuchaliśmy też tego co mówi pani, żeby dziecko to widziało i też słuchało - czasem mówiliśmy "poczekaj pani coś mówi ja słucham" i jak pani skończy "co mówiłaś?". Chodzi o to, żeby pokazać dziecku, że to dla niego a dorośli są tam dodatkowo. I pokazać na czym polega bycie na zajęciach. One nie potrafią takiej prostej rzeczy jak być na zajęciach. Skąd mają wiedzieć że trzeba słuchać gdy pani mówi, że trzeba dać komuś skończyć to co mówi (ba! dorośli tego nie potrafią, hi...), że się w tym czasie nie biega i nie robi fikołków? No to nie jest przecież takie oczywiste. Ale na takich zajęciach dorośli nie powinni a dzieci mogą robić - w tym sensie właśnie - co chcą. Mój Kuba przy każdym powitaniu jak tylko pani zaczęła śpiewać piosenkę powitalną, wstawał i biegał dookoła zebranych osób. Tak długo, jak długo było przywitanie. Nie mówił dzień dobry bo w biegu ciężko. I tak cały rok trwania zajęć! I był bardzo zdziwiony w przedszkolu, że już nie powinien biegać ]:->

iiiiiii... resztę dopiszę potem bo mi antoś płacze ;-)
_________________
<img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/q/qbfxwgk3a.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers"><img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/z/zv7rbqnhj.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers"><img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/3/3hcbwsnal.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers">
 
 
jagodzianka 


Pomogła: 10 razy
Dołączyła: 03 Wrz 2011
Posty: 2731
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-09-13, 18:29   

jaskrawa, też myślę, że warto poszukać jakiś innych. Ja łaziłam z F na takie dla maluszków kiedyś i nikt nie robił problemu jak dziecko się zajmowało czymś innym.
_________________
hxxp://alterna-tickers.com]
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2013-09-13, 20:45   

Dzięki za Wasze posty.
Jasna sprawa, że nie chodzi mi o to, byśmy sobie mogły z córeńką gadać i bawić się w swoje zabawy, bo w końcu nie po to tam idziemy, ale po to, by dziecko mogło odkryć przyjemność zabawy w grupie. Tak to właśnie wygląda jak pisze Humbak - dzieci na początku często nie chcą, a potem same odkrywają, że chcą. I to jest wg mnie naturalne. Pani też to wie, bo to wynikało z jej wypowiedzi na początku zajęć - "ostrzegała" nas, że tak będzie właśnie. Podkreślała, że nie zmuszamy dzieci. No i spoko. Problem w tym, że jeśli młode odchodzą sobie gdzieś, to jednak siłą rzeczy muszę otworzyć paszczę do dziecka - po to choćby, by ją przekonać do powrotu do koła - nie mówię o tym, by gadać do dziecka "zamiast pani", wiadomo, że pani prowadzi, a rodzice asystują i zamykają się :D - i git, z tym nie ma problemu. Ale gdy dziecko nie współpracuje, to naturalne, że po cichu, do ucha staram się ją jednak do współpracy zachęcić - tłumaczę jej "słuchaj, tym misiem pobawimy się potem, teraz tańczymy razem". I po zajęciach okazało się, że pani wyraźnie chce, abym kładła większy nacisk na to, by dziecko - bezszelestnie (jak?) wróciło do grupy, a jeśli nie chce wrócić to na chwilę mam sobie wyjść. I to mi się nie podoba, chyba macie rację - że ta konkretna kobieta - mimo że jako pedagog (doświadczony raczej, to widać choćby z racji wieku) na pewno wie, jak funkcjonują dwulatki - wymaga zbyt wielkiego porządku. Gdybym mogła być na takich zajęciach, gdzie czasem moje dziecko ma prawo pobawić się chwilę z boku, tak jak piszecie... byłoby lepiej :) . Nie mówię, że chcę pozwalać jej wrzeszczeć, bić inne młode i ogólnie rozwalać wszystko :D , mówię o tym, że np. przez parę chwil, gdy akurat nie chce bawić się w grupie, może się spokojnie pobawić dajmy na to misiem, którego gdzieś z boku znalazła, a potem wrócić do koła - bo widać, że jednak ją do tej grupy ciągnie i CHCE wracać w pewnym momencie - ale chcę jej pozwolić, by sama doszła do tego wniosku. Jeśli wyjdę z sali (zgodnie z sugestią pani prowadzącej), odetnę ją od zajęć w ogóle i ona na sto procent nie będzie już nimi zainteresowana, bo nie będzie miała tej atrakcji przed nosem.
Myślicie, że mimo wszystko warto dać tej pani jeszcze jedną szansę i jeszcze raz iść czy olać totalnie?
Jestem też na etapie szukania innych zajęć w okolicy.
_________________
hxxp://dzieciory.pl]dzieciory.pl - trochę niecenzuralny blog o dzieciorach
--
hxxp://www.suwaczki.com/]
hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
Malena


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 419
Skąd: Warszawa-Ursus
Wysłany: 2013-09-13, 21:00   

Te konkretne bym olała. Chodziłam z Nelką do trzech klubów odkąd skończyła 13 miesięcy, 2 pierwsze prywatne (co widać po jakości) i jedne państwowe. W tych prywatnych zabawki były w sali tylko przed i po zajęciach i wtedy dzieci mogły zająć się tym, co je zainteresowało. Za to w trakcie zabaw nic nie rozpraszało, nic nie przeszkadzało. Nawet jeżeli dziecko na początku nie miało ochoty na daną czynność, to z czasem się przekonywało/oswajało. Zmienność nie była dla nas nigdy problemem, bo faktycznie dzieci szybko się nudzą, poza tym każde lubi coś innego. W ten sposób za każdym razem spora grupka bawiła się z ciocią. Super, te prywatne miło wspominam. Potem poszłyśmy państwowo i to była porażka. Zabawki na sali, więc moja córka miała w nosie zorganizowaną zabawę, sama sobie wymyślała czynność. Poza tym zajęcia prowadziła pani bez wykształcenia pedagogicznego i jakiegokolwiek pojęcia o tej pracy. Nie wspomnę, ze zabawy trwały maks. 30 minut na 2 godziny. To była porażka z pieniędzy podatników. Jędrulę też za rok zacznę zabierać do klubu, prywatnie oczywiście. I jeszcze jedno, we wszystkich trzech klubach dzieci musiały być z opiekunem.
 
 
Humbak 


Pomogła: 80 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 3936
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-09-13, 21:14   

Malena napisał/a:
W tych prywatnych zabawki były w sali tylko przed i po zajęciach i wtedy dzieci mogły zająć się tym, co je zainteresowało. Za to w trakcie zabaw nic nie rozpraszało, nic nie przeszkadzało
u nas było tak samo. To podstawa dla mnie tego, żeby dwulatek miał szanse wrócić do zabawy.

jaskrawa napisał/a:
Myślicie, że mimo wszystko warto dać tej pani jeszcze jedną szansę i jeszcze raz iść czy olać totalnie?
Nie pomogę jak napiszę, że sama musisz podjąć tą decyzję? ;-) :->
_________________
<img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/q/qbfxwgk3a.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers"><img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/z/zv7rbqnhj.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers"><img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/3/3hcbwsnal.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers">
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2013-09-14, 07:59   

Co do obecności zabawek - hm... to chyba problem warunków lokalowych, nie do rozwiązania w tym konkretnym przypadku. Nie wiem, czy w okolicy w ogóle znajdę miejsce, gdzie dysponują całkowicie "wyczyszczoną" salką....
Zaznaczę, że te nasze zajęcia odbywają się w salce "gimnastycznej", nie ma w niej stert zabawek wszędzie dookoła, ale jednak z boku coś tam stoi, pewnie placówka po prostu nie ma możliwości przesuwania tych sprzętów (bo to przede wszystkim sportowy sprzęt dla dzieci, używany pewnie podczas zajęć sportowych, które tam się odbywają - piłki itp.) za każdym razem - to byłoby na pewno bardzo upierdliwe dla nich, więc rozumiem. No a mój dzieć, widząc sprzęt sportowy, chce go używać, po co najmniej połowie skończonych zabaw uderzała w jego stronę. Musiałabym ją trzymać cały czas na rękach/za rękę by jej upilnować, ona nie znosi takiej "uwięzi". Mamy, których dzieci są po prostu nieśmiałe i do niektórych zabaw nie chcą się włączać, tylko chowają twarze w spódnice rodzicielek, mają mniejszy problem z utrzymaniem dziecka w ryzach :mrgreen:
Nie wiem czy tam pójdę, na razie nie podjęłam decyzji, szukam czegoś innego.

Jeśli Wam się chce, napiszcie proszę coś o tych zajęciach, na które chodziłyście, jakieś przykładowe zabawy, jakie macie obserwacje czy doświadczenia w ogóle. To też mi pomoże zwrócić uwagę na ważniejsze kwestie. Ja nigdy wcześniej na takich zajęciach nie byłam, nie do końca więc jestem w stanie ocenić.
_________________
hxxp://dzieciory.pl]dzieciory.pl - trochę niecenzuralny blog o dzieciorach
--
hxxp://www.suwaczki.com/]
hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
Malena


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 419
Skąd: Warszawa-Ursus
Wysłany: 2013-09-19, 08:29   

jaskrawa napisał/a:
Co do obecności zabawek - hm... to chyba problem warunków lokalowych, nie do rozwiązania w tym konkretnym przypadku. Nie wiem, czy w okolicy w ogóle znajdę miejsce, gdzie dysponują całkowicie "wyczyszczoną" salką....
Zaznaczę, że te nasze zajęcia odbywają się w salce "gimnastycznej", nie ma w niej stert zabawek wszędzie dookoła, ale jednak z boku coś tam stoi, pewnie placówka po prostu nie ma możliwości przesuwania tych sprzętów (bo to przede wszystkim sportowy sprzęt dla dzieci, używany pewnie podczas zajęć sportowych, które tam się odbywają - piłki itp.) za każdym razem - to byłoby na pewno bardzo upierdliwe dla nich, więc rozumiem.


jaskrawa, wystarczy zasłonić sprzęty, to naprawdę załatwia sprawę na 99% - tylko najbardziej zagorzali będą szukać w przypływie ogromnej ciekawości. Wiem, bo przez jakieś 2 miesiące Nel miała zajęcia na sali do aerobiku. Wszystko do zrobienia, wystarczą szczere chęci, a nie pójście na łatwiznę pt. "niech dziecko ochłonie na zewnątrz". To jest nieprofesjonalne.

jaskrawa napisał/a:
Nie wiem czy tam pójdę, na razie nie podjęłam decyzji, szukam czegoś innego.


Sprawdź w domu kultury, tam często są prowadzone takie zajęcia.

jaskrawa napisał/a:
Jeśli Wam się chce, napiszcie proszę coś o tych zajęciach, na które chodziłyście, jakieś przykładowe zabawy, jakie macie obserwacje czy doświadczenia w ogóle. To też mi pomoże zwrócić uwagę na ważniejsze kwestie. Ja nigdy wcześniej na takich zajęciach nie byłam, nie do końca więc jestem w stanie ocenić.


Zabawy zabawami, pewnie wszędzie podobne. Pierwsza kwestia, to pojawienie się dziecka na zajęciach. Jak reaguje "ciocia"? Czy wita się z dzieckiem, czy gdzieś czeka aż grupa się zbierze? Dla mnie to było ważne, aby od progu dziecko było zauważane, tak samo z resztą na pożegnanie. Czy w trakcie zabaw dzieci są zachęcane (te niechętne) czy może "ciocia" sobie, a dzieci sobie? Na zasadzie, że jak się bawi to fajnie, a jak nie chce to niech przynajmniej nie przeszkadza. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Ktoś, kto się zna na swojej pracy i wykonuje ją z sercem, potrafi trafić nawet do najbardziej "niechętnych" dzieci, choć nie zawsze od razu. No ale próbuje i to w sposób nie przerażający dzieci. Czas trwania zabaw powinien być dostosowany do zainteresowania dzieci, nie do założonego planu, który dodatkowo powinien być elastyczny. To tak z grubsza. To się czuje już na pierwszych zajęciach. I jeszcze mi się przypomniało, że fajne są dodatkowe atrakcje typu bale przebierańców, odwiedziny mikołaja czy teatrzyki. Nie może być to jednak długa sztuka :-P Ja byłam bardzo zadowolona z tych prywatnych, gdzie prowadząca wiedziała po co jest. A i jeszcze jedno, zabawy mają na celu coś więcej niż tylko wypełnienie czasu. Taka "ciocia" powinna wiedzieć, co chce osiągnąć i tłumaczyć opiekunom co ma na celu dana czynność, np. czemu służy zabawa szarfą, dmuchanie piórek itd. Bo to nie tylko rozrywka, ale i praca rozwojowa.
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2013-09-20, 20:30   

Malena napisał/a:
jaskrawa napisał/a:
Co do obecności zabawek - hm... to chyba problem warunków lokalowych, nie do rozwiązania w tym konkretnym przypadku. Nie wiem, czy w okolicy w ogóle znajdę miejsce, gdzie dysponują całkowicie "wyczyszczoną" salką....
Zaznaczę, że te nasze zajęcia odbywają się w salce "gimnastycznej", nie ma w niej stert zabawek wszędzie dookoła, ale jednak z boku coś tam stoi, pewnie placówka po prostu nie ma możliwości przesuwania tych sprzętów (bo to przede wszystkim sportowy sprzęt dla dzieci, używany pewnie podczas zajęć sportowych, które tam się odbywają - piłki itp.) za każdym razem - to byłoby na pewno bardzo upierdliwe dla nich, więc rozumiem.


jaskrawa, wystarczy zasłonić sprzęty, to naprawdę załatwia sprawę na 99% - tylko najbardziej zagorzali będą szukać w przypływie ogromnej ciekawości. Wiem, bo przez jakieś 2 miesiące Nel miała zajęcia na sali do aerobiku.

W sumie to pewnie byłoby do zrobienia, z tym że może "problem" jest po prostu marginalny i nikt o tym nie pomyślał? Inne dzieci raczej nie próbowały się dobrać do piłek..., raczej reagowały wycofaniem, chowaniem się w mamę. A, jeszcze jeden chłopiec podjął próbę, ale jakoś szybko mama go przekonała, że NIE. A mój dzieć jest strasznie uparty...
Cytat:
Wszystko do zrobienia, wystarczą szczere chęci, a nie pójście na łatwiznę pt. "niech dziecko ochłonie na zewnątrz". To jest nieprofesjonalne.

Myślę, że masz rację, od razu właśnie to mi się nie spodobało - że w razie czego mam wyjść, by "pani nie przeszkadzać".

Cytat:
Sprawdź w domu kultury, tam często są prowadzone takie zajęcia.


jaskrawa napisał/a:
Jeśli Wam się chce, napiszcie proszę coś o tych zajęciach, na które chodziłyście, jakieś przykładowe zabawy, jakie macie obserwacje czy doświadczenia w ogóle. To też mi pomoże zwrócić uwagę na ważniejsze kwestie. Ja nigdy wcześniej na takich zajęciach nie byłam, nie do końca więc jestem w stanie ocenić.


Cytat:
Zabawy zabawami, pewnie wszędzie podobne. Pierwsza kwestia, to pojawienie się dziecka na zajęciach. Jak reaguje "ciocia"? Czy wita się z dzieckiem, czy gdzieś czeka aż grupa się zbierze?

Trudno powiedzieć, bo przyszłyśmy dokładnie w momencie rozpoczęcia zajęć (chciałam być wcześniej, żebyśmy mogły się trochę oswoić z nowym otoczeniem i zamienić parę słów z panią, ale z przyczyn totalnie niezależnych ode mnie dotarłyśmy z dziesięć minut później niż sobie założyłam).
Cytat:
Dla mnie to było ważne, aby od progu dziecko było zauważane, tak samo z resztą na pożegnanie.

Indywidualnie pani się z nikim nie żegnała... Raczej ogólnie ze wszystkimi. Ale w trakcie zabawy często zwracała się do dzieci po kolei, indywidualnie, po imieniu, tak więc chyba dużo było tego bezpośredniego kontaktu dziecko-pani.
Cytat:
Czy w trakcie zabaw dzieci są zachęcane (te niechętne) czy może "ciocia" sobie, a dzieci sobie? Na zasadzie, że jak się bawi to fajnie, a jak nie chce to niech przynajmniej nie przeszkadza. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Ktoś, kto się zna na swojej pracy i wykonuje ją z sercem, potrafi trafić nawet do najbardziej "niechętnych" dzieci, choć nie zawsze od razu. No ale próbuje i to w sposób nie przerażający dzieci.

Nie mam raczej tu zastrzeżeń. Wydaje mi się, że kobieta się angażowała mocno i naprawdę zachęcała dzieci do zabawy, ale też nie jakoś specjalnie nachalnie. Gdy widziała opór - odpuszczała sobie (moim zdaniem dobrze, wiadomo, że namawiany do czegoś dwulatek prędzej pęknie niż się da przekonać na siłę :D )

Cytat:
Czas trwania zabaw powinien być dostosowany do zainteresowania dzieci, nie do założonego planu, który dodatkowo powinien być elastyczny. To tak z grubsza. To się czuje już na pierwszych zajęciach.

A co do czasu, to raczej elastyczny nie był.
Cytat:
I jeszcze mi się przypomniało, że fajne są dodatkowe atrakcje typu bale przebierańców, odwiedziny mikołaja czy teatrzyki. Nie może być to jednak długa sztuka :-P Ja byłam bardzo zadowolona z tych prywatnych, gdzie prowadząca wiedziała po co jest. A i jeszcze jedno, zabawy mają na celu coś więcej niż tylko wypełnienie czasu. Taka "ciocia" powinna wiedzieć, co chce osiągnąć i tłumaczyć opiekunom co ma na celu dana czynność, np. czemu służy zabawa szarfą, dmuchanie piórek itd. Bo to nie tylko rozrywka, ale i praca rozwojowa.

Nam nic nie tłumaczyła, ale w sumie - czy powinna była to robić w trakcie zabawy? Czy w ten sposób nie byłoby to niepokojące dla dzieci, które nagle słyszałyby, że ktoś np. mówi o nich w trzeciej osobie albo wymawia słowa niezrozumiałe dla nich?

Tak czy owak - są u nas w okolicy jeszcze inne zajęcia, mam jednak problem z uzyskaniem precyzyjnej informacji. Info na stronie mają nieaktualne, na maila nie odpowiedzieli, bo dostałam zwrot tej poczty jako niedostarczonej, natomiast z plot na placu zabaw wiem, że na pewno COŚ jest. Muszę się przejść osobiście, ale to od nas ładny kawał, w tym tygodniu nie było mi specjalnie po drodze, bo jak nie lało to wiało albo musiałam iść w innym kierunku bo coś tam.
Tak cz owak - te zajęcia, które opisałam, chyba raczej sobie odpuszczę. Bo: rozpraszające piłki i pani, która każe wychodzić - w związku z czym czuję jakiś psychiczny dyskomfort, poza tym wysoka cena jednak. Gdyby zajęcia były naprawdę jakieś hiper ekstra i w ogóle nie miałabym "ale", przełknęłabym tę kasę jakoś, no... właśnie - ALE.
_________________
hxxp://dzieciory.pl]dzieciory.pl - trochę niecenzuralny blog o dzieciorach
--
hxxp://www.suwaczki.com/]
hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
Malena


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 419
Skąd: Warszawa-Ursus
Wysłany: 2013-09-20, 22:08   

jaskrawa napisał/a:
Cytat:
I jeszcze mi się przypomniało, że fajne są dodatkowe atrakcje typu bale przebierańców, odwiedziny mikołaja czy teatrzyki. Nie może być to jednak długa sztuka :-P Ja byłam bardzo zadowolona z tych prywatnych, gdzie prowadząca wiedziała po co jest. A i jeszcze jedno, zabawy mają na celu coś więcej niż tylko wypełnienie czasu. Taka "ciocia" powinna wiedzieć, co chce osiągnąć i tłumaczyć opiekunom co ma na celu dana czynność, np. czemu służy zabawa szarfą, dmuchanie piórek itd. Bo to nie tylko rozrywka, ale i praca rozwojowa.

Nam nic nie tłumaczyła, ale w sumie - czy powinna była to robić w trakcie zabawy? Czy w ten sposób nie byłoby to niepokojące dla dzieci, które nagle słyszałyby, że ktoś np. mówi o nich w trzeciej osobie albo wymawia słowa niezrozumiałe dla nich?

To naprawdę nie wygląda jak grom jasnego nieba. :-P W trakcie gdy dzieci np. zdmuchują piórka, prowadząca może powiedzieć coś do dorosłych i naprawdę nie będzie rozpraszała dzieci. Jeżeli forma zabawy uniemożliwia rozmowę, to na koniec zajęć można przekazać krótką informację o tym, co było robione i dlaczego. Nas dodatkowo zachęcano do powtarzania niektórych czynności w domu. Ceniłam tą wiedzę i wiedziałam, że dobór zabaw nie był przypadkowy. Nie czułam się jak głupek pilnujący aby dziecko sobie podmuchało na piórka, bo miało to sens i cel. Ot, dobrze mi z tym było. ;-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 13