wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Pierwsze problemy ze zdrowiem ?
Autor Wiadomość
Ania D. 

Pomogła: 115 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 2196
Wysłany: 2007-10-29, 19:51   

Temperatura prażenia nie powinna być wyższa niż 100 stopni, zaleca się 80 stopni. Ja prażę na słabo rozgrzanej patelni i co chwila ją ściągam z ognia i mieszam przez dłuższą chwile siemię bez odkładania patelni na ogień. Czasem tez w piecyku, ale coraz rzadziej, bo nie mam tam termometru.
 
 
alcia 
:-)


Pomogła: 184 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 7184
Skąd: Ośw.
Wysłany: 2007-10-29, 21:32   

Iwona napisał/a:
No właśnie, Alciu, ale po prażeniu są jeszcze te kwasy w siemieniu?

ponoć wysoka temperatura im nie szkodzi. Szkodzi im długie przechowywanie nasion w postaci zmielonej, więc trzeba mielić małe ilości, trzymać je w lodówce i zjadać do kilku dni.

A olej nie może być zjełczały - sprawdzaj zawsze, czy nie jest gorzki. Bardzo szybko jełczeje, nie ma wtedy żadnej wartości.

[ Dodano: 2007-10-29, 21:34 ]
Ania D. napisał/a:
Temperatura prażenia nie powinna być wyższa niż 100 stopni, zaleca się 80 stopni.

no proszę, dzięki za informację. A ile jest na nagrzanej patelni? Pewnie w okolicach 200??
To w takim razie będę robiła gomasio inaczej (co by się nie cackać ze słabym grzaniem patelni :) ); sezam podprażony, siemie na surowo - i połączę pół na pół. Zobaczę, czy jest duża róznica w smaku... pewnie nie, bo to sezam raczej dominuje.
_________________
<img src="hxxp://lbyf.lilypie.com/XlSMp2.png" width="400" height="80" border="0" alt="Lilypie Kids Birthday tickers" /><img src="hxxp://dhbf.daisypath.com/KfUBp2.png" width="400" height="80" border="0" alt="Daisypath Happy Birthday tickers" />

fb Pathi: hxxps://www.facebook.com/pages/Pathi-noside%C5%82ka-azjatyckie-Mei-Tai/143627059026080?ref=hl
 
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2007-10-29, 22:27   

Ania D. napisał/a:
Ja bym się nie trzymała sztywno tego, że skoro się obiecało, to za wszelką cenę trzeba tak zrobić.

Dobrze wiedzieć, że danego słowa dotrzymujesz wtedy gdy ci wygodnie.
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 09:44   

majaja, aleś pojechała...

są sytuacje gdy dotrzymanie obietnicy jest niewspółmierne kosztami, wtedy lepiej przeprosić i poszukać innego rozwiązania. mądry człowiek zrozumie i jest możliwość dyskusji i kompromisu. ważne by nie rzucać obietnic ot tak, tylko zrobić co tylko sie da w danej sprawie i z uzgodnieniem innych zaangażowanych osób.
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2007-10-30, 10:39   

Owszem, ale gdy się coś uzgodniło szczególnie gdy to ktoś bliski, to może propozycja kompromisu powinna wyjść od tej osoby. I może najpierw należałoby porozmawiać, a potem zmieniać założenia. W każdym razie jakby mi ktoś zrobił taki numer to bym się wściekła i związek wisiałby na włosku.
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 10:49   

przecież rozmowa to podstawa związku :)
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2007-10-30, 11:03   

pao napisał/a:
przecież rozmowa to podstawa związku :)

i uczciwość małżeńska :)
 
 
zojka3

Pomógł: 30 razy
Dołączył: 21 Cze 2007
Posty: 1916
Wysłany: 2007-10-30, 11:55   

Jak wcześniejsze uzgodnienia nie odpowiadają którejś ze stron to bezwzględnie trzeba umowę renegocjować....w toku mniej lub bardziej burzliwych dyskusji :mryellow:
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2007-10-30, 12:40   

Teraz to już całkiem OT się zrobiło.
Oczywiście że renegocjować, tyle że najpierw renegocjować, a potem zmieniać i to zgodnie z nowymi ustaleniami. Inaczej to jest nieuczciwe i tyle. I ja nic więcej nie twierdzę. Po prostu jak inaczej: Wiem kochanie że się inaczej umawialiśmy, ale mi nie pasowało, więc zmieniałam, a teraz ponegocjujmy - no właśnie co? - że się dostosujesz albo odejdziesz?
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 12:53   

majaja, ale taka wersja ma też negatywną wersję: kompromis od kompromisu... to już nie są negocjacje tylko przeciąganie sznura... miałam to bartkiem na początku na szczęście szybko sie zorientował, ze taka wersja na mnie nie działa. niemniej często widzę tego typu szarpaninę i w efekcie jedna strona ma to co chciała a druga nie wie jakim cudem nie ma już nic do powiedzenia...
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2007-10-30, 13:20   

Pao, ale tak to też jest szarpanie i przeciąganie sznura, tyle że stroną przegraną jest w tym wypadku niewege mąż. Pól biedy jak zaakceptuje sytacje jak Bartek, gorzej gdy nie potrafi i zaczyna mieć jakieś dziwne psychosomatyczne objawy. No nie ma zmiłuj, umiejętnośc wypracowywania kompromisu trzeba mieć. Człowiek całe życie sie uczy i rozwija, no nie :)

Iwona - żebyś nie poczuła sie jakoś bardzo krytkowana, to już naprawdę bardzo OT. :)
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 13:28   

Cytat:
Pao, ale tak to też jest szarpanie i przeciąganie sznura, tyle że stroną przegraną jest w tym wypadku niewege mąż


i tu się mylisz :) bo jest jeszcze jeden element: intencje.

ja mojemu mężowi nic nie narzucałam, on chciał mi narzucić wiele. jeśli jest kompromis to jest, jeśli trzeba go poprawić to oki, ale nie robić kompromis od kompromisu bo to tworzy patologie.
 
 
Ania D. 

Pomogła: 115 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 2196
Wysłany: 2007-10-30, 13:57   

Cytat:
Dobrze wiedzieć, że danego słowa dotrzymujesz wtedy gdy ci wygodnie.

Ja nikogo w ten sposób nie oceniam i sama też na taki zarzut nie zasługuję. Nie jestem zwolenniczką robienia wszystkiego bez względu na cenę (czyli np. bez względu na swoje odczucia). To, że się nie robi kotletów mężowi nie znaczy, że małżeństwo ma się rozpaść, bo nie polega ono na tym, czy coś konkretnego ugotuję czy nie. Rozmowa może wiele wyjaśnić i nie widze powodu, by robić coś, czego się człowiek np. brzydzi. Dla jednego to nic, a dla innego duża sprawa. Bardziej bym patrzyła na drugą osobę; jeśli kategorycznie by się tego domagała bez względu na moje odczucia, to coś jest nie tak.
Majaja, nie wiem dlaczego atakujesz mnie i to w taki sposób.Ty wyrażasz swoje opinie, ja swoje, ale to nie powód, by w ten sposób się zachowywać wobec mnie.
 
 
Iwona 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 20 Sie 2007
Posty: 137
Skąd: Czechowice-Dziedzice
Wysłany: 2007-10-30, 19:25   

majaja napisał/a:
Iwona - żebyś nie poczuła sie jakoś bardzo krytkowana

Ale ostro pojechałaś Majaja, zwłaszcza co do Ani D. Uważam, że nie powinnaś jej krytykować, są różne sytuacje i nie można jednostronnie oceniać czegoś czy kogoś, nie mając wglądu w sytuację. A często nie jest to tak proste, jak się nieraz wydaje osobie z boku.
Rozumiem krytykę co do mnie, bo przyznaję się, należy mi się. Nie postąpiłam w porządku, trochę liczyłam na to, że mężyk powoli zapomni, trochę chciałam przeforsować to wszystko, a teraz dostaje mi się. Wiem, że nie powinnam tak była zrobić. Ehh, człowiek chce jak najlepiej, dąży do zapewnienia zdrowia swoim najbliższym, uczy się piec chleby, robić zdrowe słodkości (a propos, praktycznie po 4 latach małżeństwa zaczęłam robić domowe słodkości, bo wcześniej nawet o tym nie myślałam zbytnio), czyta o poprawie odporności naturalnymi sposobami, a potem i tak to się odwraca przeciw. Wiecie, jak rozmawiałam z mężem, to w ogóle nie widziałam, żeby było coś nie tak, on zgadzał się na wszystko, nawet na wszystko bezmięsne, to była moja propozycja, aby mąż nie był tak niezadowolony z życia; on wszystko przyjmował. No ale umowa umową. Przy czym to jest tak, że on też nie dotrzymuje umowy, bo były też inne jej "warunki". A, w ogóle to już mam wszystkiego dość, mam wrażenie, że to wszystko na darmo. Andrzej gdyby nie moje prośby, to kupowałby nawet parówki dla dzieci, jego nic nie obchodzi, jak to jest robione, nie chce wiedzieć, ma bardziej pretensje, że go próbuję uświadamiać, aniżeli że to takie dziadostwo. Czasem myślę, że mógłby się dalej faszerować tym świństwem, po pewnym czasie prawdopodobnie poczułby na zdrowiu działanie tych ślicznych i pachnących wędlinek itp. rzeczy, a ja głupia - chcę, aby on był zdrowy. No i po co mi to ? Ahh, zniechęca mnie to do jakichkolwiek wysiłków, czasem nie mam po prostu już sił na ciągnięcie tego wszystkiego. Wiem, robię off topic, ale muszę się wypisać, może zrobi mi się lepiej i znowu nabiorę sił na walkę z przeciwnościami, muszę, jaki mam wybór. Boli mnie to bardzo, zwłaszcza, że jest to naprawdę priorytetowa sprawa w moim życiu i nie chcę wracać do "normalności". Jeszcze niedawno myślałam, że mam oparcie w mężu, nawet bronił wegetarianizmu przed innymi, a teraz to od niego dostaję razy. Wynajduje różne rzeczy przeciwko wege, aj co tam będę pisać. Mam wielkiego doła od jakiegoś niedługiego czasu, nie chce mi się nic robić. Przynajmniej Wiktorek mnie wspiera niespodziewanie.
Trochę to chaotyczne, tak jak teraz moje myśli.
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 19:33   

Cytat:
człowiek chce jak najlepiej, dąży do zapewnienia zdrowia swoim najbliższym, uczy się piec chleby,(...)


dobrymi chęciami piekło wybrukowane...

najtrudniej nam przełknąć złe nawyki gdy trują się nam najbliżsi, ale to ich zdrowie i życie zatem uszanujmy to. dobry przykład więcej dobrego zdziała niż jakikolwiek przymus: czy to bezpośredni czy pośredni.

ja z moim mięsożerca miała kompromis w diecie dziecka (do mojej nie mieszał się po nieudanych próbach). gabrysia miała jeść ryby jednak gdy ustaliliśmy ten kompromis bartek znów chciał kompromisu od kompromisu by jeszcze drób i jeszcze coś itp... ja sie na takie przeciąganie liny nie zgodziłam. rozumiałam jego obawy ale i miałam swoje. dziś, kiedy sam nie je mięsa nie potrafi zrozumieć czemu takie zachowania miały miejsce. i co ciekawe, stwierdził, że teraz, gdy nie je mięsa widzi dopiero jak wiele konfliktów on sam wywoływał przez brak zrozumienia dla mnie. (czy jakoś tak to szlo ;) )

niemniej pewna jestem, ze nic bym nie wskórała jeśli bym usiłowała naciskać. na mnie nacisk nie działa (a raczej działa tylko, że odwrotnie), z wieloma ludźmi jest podobnie, a nawet jeśli na kogoś by to podziałało, to mam za duży szacunek do ludzkiej indywidualności by naciski stosować. (choć czasem kopniak potrzebny jest by zaskoczyć ;) )
 
 
Iwona 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 20 Sie 2007
Posty: 137
Skąd: Czechowice-Dziedzice
Wysłany: 2007-10-30, 19:58   

pao napisał/a:
najtrudniej nam przełknąć złe nawyki gdy trują się nam najbliżsi, ale to ich zdrowie i życie zatem uszanujmy to. dobry przykład więcej dobrego zdziała niż jakikolwiek przymus: czy to bezpośredni czy pośredni

chyba masz rację Pao, napewno...
A jak proponowalibyście teraz postąpić ? Ja myślę o włączeniu tej ryby, ale tylko i wyłącznie "świeżej", tzn. nie mrożonej, nie w konserwie, nie wędzonej. Może to uśmierzy ból mego małża, ale sama nie wiem. Na rozmowę z nim nie mam chęci, on mnie skutecznie do tego codziennie zniechęca. Sama muszę jakoś się podnieść.
 
 
Ania D. 

Pomogła: 115 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 2196
Wysłany: 2007-10-30, 19:59   

Iwona, ja myślę, że po jakimś czasie Andrzej dojrzeje do tego, by cenić wegetarianizm i cieszyć się, że jesteście wege. Na początku nie jest łatwo, bo widać, że większość jada parówki, czipsy, słodycze, a mają zdrowe dzieci i sami też jakoś żyją. Możę być trudno gdy się słyszy ciągle słowa krytyki lekarzy, rodziny, że to niedobre, że tylko mięso etc. Ja wierzę, że powoli zacznie w to wsiąkać, dobrze, gdyby czasem coś przeczytał wege. Kropla drąży skałę, a u Was i tak szybko to poszło. U ns też były pewne niezgodności co do diety na początku weganizmu. Nie naciskałam, starałam się zrozumieć, w końcu ustaliliśmy (w zasadzie to samo przyszło) wspólny front.
Mi ostatnio buzia otwierała się ze zdumienia gdy słyszałam od bliskiej osoby, że weganizm to dla nas bożek, bo poświęcamy się temu całkowicie. Jak pytałam, co ma na myśli to usłyszałam, że np, to, ze sami pieczemy chleb. Ręce opadają. Powiedziałam, że tu jest wiele aspektów, zdrowie, smak, ale też i koszty (mniejsze w przypadku pieczenia w domu). Ta osoba jak usłyszała o argumencie kosztów to powiedziała, że ją przekonaliśmy (choć dla mnie akurat to tylko jeden z wielu "za" by piec, wcale nie najważniejszy). Nie wiem, dlaczego ktoś może sądzić, że całą naszą energię poświęcamy kuchni, bardziej rozumiałabym, gdyby ktoś nas ocenił jako nudnych, bo o aspektach wege diety moglibyśmy gadać godzinami. Normalnie zyjemy, opiekujemy się dzieckiem, rozmwiamy i spotykamy się ze znajomymi i rodziną, a wege to jedna z naszych pasji. To tak, jakby wszystko mogło być pasją, ale szeroko rozumiana kuchnia i zdrowie już nie.
 
 
Iwona 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 20 Sie 2007
Posty: 137
Skąd: Czechowice-Dziedzice
Wysłany: 2007-10-30, 20:16   

Ania D. napisał/a:
większość jada parówki, czipsy, słodycze, a mają zdrowe dzieci i sami też jakoś żyją

To jest właśnie jeden z "argumentów" mojego męża. Przecież jesteśmy zdrowi, nic nam nie dolega. Ja mu mówię, no oczywiście kochanie, a moje kamienie nerkowe to co ? Trzeba mieć zawał lub miażdżycę, żeby stwierdzić, żę jednak przydałoby się coś zmienić w żywieniu ?
Ania D. napisał/a:
Ja wierzę, że powoli zacznie w to wsiąkać, dobrze, gdyby czasem coś przeczytał wege. Kropla drąży skałę

To akurat nie przechodzi, próbowałam podsuwać mu literaturę (a ma sporo czasu, bo godzinę dojeżdża do pracy w jedną stronę, on woli wyborczą poczytać). Też miałam nadzieję, że jak sam poczyta, to się chłopak przekona bardziej. No bo przecież "jak żona mówi, że coś jest nie tak, to można to zlekceważyć, przecież to mówi tylko żona, głupia kobieta..." - czasem mam takie wrażenie, zresztą nie tylko czasem. Ignoruje mnie nieraz, nie słucha co mówię, robi swoje, chociaż bardzo często wychodzi, że to jednak ta głupia kobieta ma rację. Ale on dalej nie chce się wsłuchiwać w to co mówię. Ej, to następny smutny punkt mojego pożycia małżeńskiego, nie będę się już skarżyć.
Ania D. napisał/a:
Jak pytałam, co ma na myśli to usłyszałam, że np, to, ze sami pieczemy chleb

Ja jak zaczęłam sama piec chleb, to byłam taka dumna z siebie, wszystkich chciałam się pochwalić, ale z czasem jak dowiadywały się o tym kolejne osoby, to miałam wrażenie, że te osoby myślą, że chyba zwariowałam, że przesadzam, że przecież wszędzie jest chemia i nie da się tego uniknąć, że mam fioła. No to teraz nie mówię. Czasem tylko niektórzy mnie mile zaskakują, jak proszą o przepis i chwalą mój chlebek :-)
 
 
pao
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 20:17   

Cytat:
Ja myślę o włączeniu tej ryby, ale tylko i wyłącznie "świeżej", tzn. nie mrożonej, nie w konserwie, nie wędzonej.


ja postawiłam tak: gabi będzie jadła rybę ale wyłącznie morską i świeżą. żadnych puszek, żadnych wędzonek, nic stawowego (hodowlane są masakrycznie faszerowane chemią). jeśli chciał karmić dziecko ryba to tylko najlepszej jakości i jak najczyściejszą. siebie mógł karmić czym chciał. uznał to, uszanował i nie było kłopotu :)

[ Dodano: 2007-10-30, 20:20 ]
Cytat:
To jest właśnie jeden z "argumentów" mojego męża


to zacznijcie podawać papierosy dziecku. przecież tyle ludzi pali i żyją ;)
 
 
Ania D. 

Pomogła: 115 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 2196
Wysłany: 2007-10-30, 20:34   

Dla mnie zdrowie tych ludzi dorosłych i dzieci nie jest w porządku. Maluchy mają juz próchnicę, to świadczy źle o organizmie jako całości i o tym, co dziecko jada. Normą jest, że ludzie lekceważą mnóstwo rzeczy, które powinny ich niepokoić: bóle głowy, brak odporności i częste przeziębienia, brak witalności, przymowanie chorób jako coś naturalnego. Tymczasem to wszystko właśnie świadczy o wysyłaniu ostrzeżeń przez organizm, ale ludzie tego nie chcą widzieć i wiedzieć. Coraz mniej jest ludzi, którzy jedzą fatalnie i mają doskonałe zdrowie, nie chorują, chodzą bez laski i mają dobrą pamięć. Muszę się powstrzymywać, by komuś czasem nie powiedzieć, że jego zdrowie to coś, na co w sporej mierze sam zapracował, nie powiniem więc narzekać na choroby. Tylko mało kto to zrozumie, lepiej jest narzekać na zły los niż pracować na dietą, by starość wyglądała inaczej.
 
 
Ewa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 20:44   

Iwona napisał/a:
A jak proponowalibyście teraz postąpić ?

Namówić męża na poczytanie tego forum :-D . Może przykłady innych wegerodzin pozytywnie na niego zadziała.
 
 
Jędruś 

Pomógł: 12 razy
Dołączył: 22 Cze 2007
Posty: 168
Skąd: Ziemia Ognista
Wysłany: 2007-10-30, 20:53   

Iwona zobacz wątek o zakwaszeniu organizmu.
Diagnostyka jest prosta wystarczy papierek lakmusowy do badania pH moczu (odczynu moczu). Badanie moczu własnym sumptem 2-3 razy w tygodniu. pH zdrowego niezakwaszonego organizmu powinno wahać się w granicach 6,8-7,4. Długotrwałe zakwaszenie organizmu jest przyczyną powstawania chorób zwyrodnieniowych wraz nowotworami. Cała filozofia. To będzie odpowiedź na bóle kolana i inne dolegliwości. Trzeba uświadomić i męża i syna jak monitorować zdrowie a nie czekać do momentu jak coś się stanie poważniejszego w organizmie.

Pozdr.
Jędruś wegano-witarianin + B12
Zwolennik soku marchewkowego własnej roboty
 
 
alcia 
:-)


Pomogła: 184 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 7184
Skąd: Ośw.
Wysłany: 2007-10-30, 21:33   

Iwona, jeśli nie możesz z nim o tym wszystkim spokojnie pogadać, jeśli argumenty zdrowotne do niego nie docierają, to ja radzę odpuścić. Facet potrafi być czasem jak przekorny dzieciak - im bardziej będziesz naciskała, tym bardziej będzie stawał okoniem i uraz może pozostać na długo. Lepiej pogodzić się z tym, ze tak łatwo nie pójdzie i przejść na tryb długofalowy :)
Ja byłam kiedyś w podobnym położeniu - ja byłam wegetarianką z kilkuletnim stażem, on całkowicie mięsożerny. Argumenty zdrowotne miał gdzieś, bo "jakoś inni tak jedzą i żyją", bla bla bla. Moralne jeszcze mniej do niego przemawiały..
Więc ja gotowałam po swojemu, on mógł jeść co chciał. Z czasem jego potrzeba powrotów do dawnych ulubionych dań zaczęła maleć. Moją kuchnię uwielbiał, a wyskoki z paskudnym jedzeniem na mieście zaczęły pojawiać się coraz rzadziej. Kupował sobie czasem ryby - to trwało chyba najdłużej - ze 3 lata. Teraz i tego nie robi. Sam stopniowo przestawiał się na zdrowsze jedzenie wtedy, kiedy był na to gotowy. Długo trzymał się białego pieczywa, po roku, czy dwóch przestało go do niego ciągnąć. Teraz już wyskakiwanie po białe bółki z rana nie zdarza się wcale (mimo, że w domu rodzinnym było tak codziennie). Bardzo długo gotował sobie białe makarony, kiedy ja jadałam razowe. Nie wyobrażał sobie niektórych zup czy innych dań z razowym. Myślałam, że tak będzie zawsze, ale i to minęło, i już od jakiegoś roku białego w ustach nie miał.
Początkowo gotowałam takie dania, by mu jak najbardziej zaimponowac moją kuchnią. Nie mogłam wyskoczyć z kaszą z dodatkiem warzyw i pestek, byłaby to dla niego jakaś paskudna "breja" :roll: ;-) Starałam się gotować w miarę tradycyjnie, ale bez użycia niezdrowych dodatków. Robiłam często takie dania jakie był nauczony jadać.
Ziemniaki + kotlet + surówki. Jak kasza, to z jakimś gulaszem, sosem.., bigos, krokiety, łazanki, naleśniki, gołąbki, spagetti, pizza, pierogi i tym podobne - zachwycał się wszystkim, bo było dobre i nie odbiegało bardzo od tego co znał. Zachwycał się i dziwił, że można robić takie dania bez użycia mięsa. Z czasem coraz częściej mogłam wyskakiwac z daniami normalnymi (czyli bez upodabniania wszystkiego do kuchni tradycyjnej, tylko zwyczajnie i zdrowo), ale pojawiały się naprzemiennie z tymi tradycyjnymi. Później szala przechylała się na stronę takiej kuchni, do jakiej mnie najbardziej ciągnęło... i teraz sytuacja jest taka, że przestawił się całkowicie. Bez żadnego szoku, oporu - smakuje mu bardzo to co przygotowujemy, a odbiega to już całkowicie od tego co jadał w domu rodzinnym. Mięsa nie je już wcale, ryb już nie kupuje, uwielbia nasze pasty czy pasztety do chleba, nie potrzebuje już zadnych pokarmów rafinowanych, w domu wszystko jest razowe, nie kupujemy żadnych gotowców (zdarzają się wyjątki - np. czasem bierze go na ser zółty, napcha się nim i zapomina znów na jakiś czas). Jest na prawdę dobrze, nigdy nie liczyłam na to, że do tego kiedyś dojdziemy. Ale droga była długa i stopniowa.
Może takiej drogi potrzebuje również Twój mąż?
Oczywiście przestawianie odbywało się poza jego świadomością. Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, że nad nim "pracuję", szło by pewnie bardziej opornie :)

Się rozpisałam :roll: :-P
_________________
<img src="hxxp://lbyf.lilypie.com/XlSMp2.png" width="400" height="80" border="0" alt="Lilypie Kids Birthday tickers" /><img src="hxxp://dhbf.daisypath.com/KfUBp2.png" width="400" height="80" border="0" alt="Daisypath Happy Birthday tickers" />

fb Pathi: hxxps://www.facebook.com/pages/Pathi-noside%C5%82ka-azjatyckie-Mei-Tai/143627059026080?ref=hl
 
 
 
Iwona 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 20 Sie 2007
Posty: 137
Skąd: Czechowice-Dziedzice
Wysłany: 2007-10-30, 22:33   

pao napisał/a:
ja postawiłam tak: gabi będzie jadła rybę ale wyłącznie morską i świeżą

Chyba też tak zrobię. Nie chcę zamącić małemu w głowie, bo go indoktrynuje moralnością i cierpieniem zwierzątek, w tym oczywiście rybek, ale muszę trochę zwolnić tempa, bo mąż zaczął mi stawać okoniem :-(

pao napisał/a:

to zacznijcie podawać papierosy dziecku. przecież tyle ludzi pali i żyją ;)

To jest dobre, będę mu musiała o tym wspomnieć ;-) Kiedyś (w latach 50-tych) nawet palenie było zalecane dla ludzi zestresowanych, a teraz wiadomo jak to wygląda. Obyśmy dożyli lat, kiedy wiedza o "cenności" mięsa też będzie szeroko rozpowszechniana.

Ania D. napisał/a:
Normą jest, że ludzie lekceważą mnóstwo rzeczy, które powinny ich niepokoić: bóle głowy, brak odporności i częste przeziębienia, brak witalności, przymowanie chorób jako coś naturalnego. Tymczasem to wszystko właśnie świadczy o wysyłaniu ostrzeżeń przez organizm, ale ludzie tego nie chcą widzieć i wiedzieć.

100% się zgadzam, ludzie często nie chcą widzieć i wiedzieć, bo tak "wygodniej".

Ania D. napisał/a:
Tylko mało kto to zrozumie, lepiej jest narzekać na zły los niż pracować na dietą, by starość wyglądała inaczej.

Przykre jest to, jak ludzie ok. 50-tki zaczynają mówić, że starość nie radość; że to tak już jest, bo przecież się starzeją; że się starzeją, to musi coś boleć; że jaka szkoda, że teraz tylu młodych ludzi umiera na zawały i inne cywilizacyjne... A jak się im próbuje powiedzieć, że to trochę inaczej, to naskakują na człowieka (dlatego już nie mówię).

Ewa napisał/a:
Namówić męża na poczytanie tego forum :-D . Może przykłady innych wegerodzin pozytywnie na niego zadziała.

Niemożliwe :-/ , na mnie zaczyna też narzekać, że siedzę na forum.

Jędruś napisał/a:
To będzie odpowiedź na bóle kolana i inne dolegliwości. Trzeba uświadomić i męża i syna jak monitorować zdrowie a nie czekać do momentu jak coś się stanie poważniejszego w organizmie.

To też jedna z moich teorii.

alcia napisał/a:
Facet potrafi być czasem jak przekorny dzieciak - im bardziej będziesz naciskała, tym bardziej będzie stawał okoniem i uraz może pozostać na długo. Lepiej pogodzić się z tym, ze tak łatwo nie pójdzie i przejść na tryb długofalowy :)

Coś mi się wydaje, że właśnie będę tak musiała zrobić, a już myślałam, że tak łatwo poszło.

alcia napisał/a:
Moralne jeszcze mniej do niego przemawiały..

To tak jakbym wczoraj słyszała swojego. Ideologia do niego nie przemawia i już, jest mu to wszystko obojętne :cry:

alcia napisał/a:
Jest na prawdę dobrze, nigdy nie liczyłam na to, że do tego kiedyś dojdziemy. Ale droga była długa i stopniowa.
Może takiej drogi potrzebuje również Twój mąż?

Oj, ja też bym tak chciała dojść do tego co Ty Alciu. Ale masz rację, ja widzę, jak Andrzej na prawie każdym kroku oponuje mi teraz, coś delikatnie powie,... (może też przesadzam trochę, ale trudno mi jest to ocenić tak bardziej obiektywnie).

Dziękuję Wam wszystkim. Zrobię chyba tak, wprowadzę tą rybę (tylko morską i świeżą), oprócz tego powrócę do bardziej tradycyjnych potraw (ale bezmięsnych oczywiście), tak jak to robiła Alcia. A pogadam z mężem, jak trochę ochłonę i on też.
 
 
ewatara 
ewatara


Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 22 Sie 2007
Posty: 1155
Wysłany: 2007-10-30, 22:47   

Cześć wszystkim ;)
Mam prośbę, widzę, że ten temat jest ostatnio częściej odwiedzany, wiec może troszkę skorzystam z Waszej pomocy-choć troszkę nie na temat. Chodzi mi o to czy macie jakieś fajne i godne polecenia miejsca na ferie z małym (1 roczek dzieciątkiem) i wakacje wtedy będzie mieć około 1.5 r. wiem, że jest na to osobny temat, ale na razie nikt nic tam nie pisze, a wolałaby już się czegoś dowiedzieć wcześniej, zaplanować....więc jakby ktoś był tak miły...to byłbym wdzięczna.

[ Dodano: 2007-10-30, 22:49 ]
tak mi się tęskni za słońcem i wakacjami :roll:

ps do działu : my - rodzice wczasy-wyprawy ;-) :roll:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,49 sekundy. Zapytań do SQL: 12