wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
adopcja psa
Autor Wiadomość
Malroy
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 21:50   adopcja psa

swoją drogą by można było dział wydzielić do adopcji :)

-------------------------
Chciałabym prosić o pomoc dla pewnego psa, nad którym znęcano się przez 9 lat. Kiedy trafił do domu tymczasowego był obrazem bólu i smutku. Przebywa obecnie w domu wolontariuszki, która tak pisze o Amorku:

"Błagam o pomoc w postaci domu dla cudownego rottweilera, z którym los obszedł się okrutnie. Przedstawię Wam historię 9 letniego Amora. On właśnie jest podmiotem (to niezwykle istotna dla mnie różnica), a nie przedmiotem, mojej prośby.
Za swą miłość do tzw. człowieka pies stracił zdrowie i część zębów (może bezpośrednio wybitych, może zaciskanych zbyt mocno i zgryzionych, by znieść ból fizyczny, jakiego doświadczał???). Informacje z drugiej ręki, jak i stan psa wskazują na to, że pies był bity, wręcz katowany. Istnieje prawdopodobieństwo, że mógł być również przypalany! Trudno wytłumaczyć fakt, że po jednej z brodawek sutkowych ma bliznę, druga wypadła, pozostawiając po sobie ziejącą dziurę (sama brodawka miała natomiast wygląd przypalanej lapisem kurzajki).
Pies nie był wyprowadzany za potrzebą, najprawdopodobniej leżał we własnych odchodach. Nastąpił zanik mięśni, deformacja zwyrodnieniowa stawów kończyn i kręgosłupa, w ranę na nodze wdały się bakterie kałowe.
Na Amorka trafiłam poprzez portal dogomania. Kierowana wewnętrznym przymusem pojechałam zobaczyć rottweilera. To, co zastałam przerosło moje wyobrażenie. Łódź, przyuliczna kamienica, z mieszkania wychodzący cień psa, z trudem ciągnący za sobą nogi, sikający kucając. Miał ranę na tylnej nodze, chore oczy i uszy, wyłysiałe placki na skórze. Bezmiar cierpienia i poddania się losowi, widoczny w oczach o miękkim, delikatnym spojrzeniu, budził szacunek, litość i...furię. Wbrew rozsądkowi i wszelkiej logice zabrałam stamtąd Amora. Przeszedł on pod opiekę Pomorskiej Fundacji Rottka, ja podpisałam umowę wolontariatu na rzecz fundacji.
12.09.07 po raz pierwszy przy pomocy męża wnosiłam i znosiłam Amorka, pokonując każdorazowo 3 piętra bezwindowego bloku. Był zbyt słaby i obolały by podołać wyzwaniu. Całą pierwszą noc przepłakłam
i przeczuwałam przy tym chodzącym nieszczęściu. Następnego dnia, dla dobra psa, wyprowadziłam się do domu rodzinnego. Było to jedyne, właściwe posunięcie. Doraźnie zredukowana została liczba schodów do pokonywania. Żmudna walka o psa została nagrodzona. Amor odzyskał chęć życia! Wyleczone zostały oczy, uszy, bakteryjne zmiany na nodze. Leczone są natomiast ,i zawsze już będą, stawy i mięśnie. Żniwo swej przeszłości Amuś będzie zbierał dożywotnio. Zamierzone bicie, rozłożone w czasie, uczyniło z psa kalekę. Choć jest on w stanie chodzić,
ba nawet podbiec jeśli ma tzw. lepszy dzień, to ból i nie zawsze nieme cierpienie, zostały wpisane ręką kata w każdą sekundę istnienia Amora.
Biedakowi niezbędny jest domek inny niż zaoferowany przeze mnie. Schody nawet w liczbie kilkunastu, przy normalnych, zagwarantowanych psu spacerach, stają się ukrytym zabójcą. Koniecznym jest ograniczenie ilości ich stopni do minimum. Przejmując pieczę nad Amorkiem łudziłam się, że po 2-3 tygodniach dane mi będzie powrócić z nim do własnego mieszkania. Stan psa rozwiał złudzenia, teraz ja i ten biedak stoimy w martwym punkcie. Wciąż przebywamy w domu rodzinnym, aktualnie w małym, przystosowanym dla potrzeb mieszkalnych pomieszczeniu piwnicznym. By odciążyć skądinąd wyrozumiałego męża, uwolniłam go od opieki nad naszymi zwierzątkami.
Do mnie i do Amora dołączyła więc sunia i 2 kotki.
Pracuję i studiuję zaocznie. Sama zmagam się z poważną chorobę kręgosłupa, stąd w pełni rozumiem, jak wielki ból fizyczny jest udziałem Amora. Coraz ciężej jest mi żyć w obecnym, obłędnym rytmie. Jedynie co drugi weekend spędzam więcej czasu z mężem, w pozostałe dni każde z nas osobno boryka się z codziennością. Na dłuższą metę ten tryb życia obróci się przeciwko mnie. Nie znajduję w sobie dość siły by wycofać się z opieki nad Amorem i oddać go fundacji. Oznaczałoby to zabranie psa i umieszczenie go w schronisku do czasu znalezienia nowego opiekuna.
Z pełnym przekonaniem twierdzę, że to by oznaczało jego koniec.
Całym sercem pokochałam Amorka, stał się dla mnie członkiem rodziny. Szukanie mu innego domu samo w sobie zakrawa na zdradę i nie sposób wyrazić jak boli. Czuję jednocześnie, że tańczę na bardzo cienkiej linie, rozpiętej pomiędzy dwoma domami, dwoma rzeczywistościami, gdzieś ze mną i moim zwierzyńcem w najwęższym punkcie tej liny. Marzę, bo cóż znaczy człowiek bez marzeń, o nowej rodzinie dla Amorka, rodzinie bliskiej mi dystansowo, do której zawsze zdążę pospieszyć z wszelką pomocą. Jestem gotowa dla tej biednej psinki i jej przyszłych opiekunów zrobić wszystko, włącznie z zabraniem go z powrotem, gdyby zaistniała taka, nieznana mi na tę chwilę, konieczność.
Obłędnie drżę o los psiny ale wspieram się wiarą, że nastąpi jakiś cudowny zwrot akcji, ktoś odda jej swoje serce, a ja odzyskam spokój i rodzinę.
Dlaczego uważam, że Amor wart jest aż takiej determinacji i zabiegów? Zdaję sobie sprawę, jak dziwnie zabrzmi moja odpowiedź. W moim odczuciu, jest on człowiekiem uwięzionym w psiej skórze. Jego zjawiskowość, inteligencja
i oddanie człowiekowi zdumiewają. Pogodny, delikatny i pełen ciepła stara się ubiegać ludzkie oczekiwania. Jest łagodny wobec dzieci, tolerancyjny dla innych zwierząt. Każdy dzień spędzony z nim zaskakuje czymś nowym i pozytywnym. Wstyd przyznać ale mnie samej brak przynajmniej połowy cech, które mogę jedynie podziwiać w tym psie. Chciałabym mieć taką siłę charakteru, wolę życia i wybaczenia człowiekowi, jaką ma Amor. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że obcowanie z nim to darmowa, życiowa nauka, a on sam jest cudownym nauczycielem. Pragnę by ostatnie lata życia Amora upłynęły pod znakiem psiego szczęścia, by ostatnią rzeczą, jaką zapamięta, nim odejdzie z tego okrutnego świata, był wyłącznie łagodny dotyk ludzkiej dłoni. Czy znajdzie się taka, której bez obaw przekażę smycz Amorka???
Ja i Amor wciąż stoimy na deskach tego nieludzkiego teatru, ale nie zejdę ze sceny póki nie dokończę swojej roli. Bóg – Sufler podpowiada: „Wytrwaj jeszcze troszkę!” i tak właśnie czynię.

wolontariuszka Fundacji Rottka
Izabella Kaczmarczyk
ogi@izet.pl"

Historia psa jest przytłaczająca, a znaleźć mu dom nie jest łatwo z racji jego wieku i wykreowanej przez media opinii o rasie. Pies mimo tego wszytskiego ,co przeszedł, jest bardzo ciepłym stworzeniem lgnącym do człowieka.

Tu jest jego wątek na dogomanii:
hxxp://dogomania.pl/forum/showthread.php?t=78495

Tutaj można znaleźć zdjęcia Amorka:
hxxp://majqa.fotosik.pl/albumy/299894.html
hxxp://majqa.fotosik.pl/albumy/300512.html
hxxp://majqa.fotosik.pl/albumy/311913.html

Osoba opiekująca się psem jest tak w nim zakochana, że byłaby gotowa zamienić mieszkanie na 3 piętrze na inne na parterze, gdyby tylko było ją na to stać. Ona uważa, że psiak jest tego wart. Prosimy więc pilnie o pomoc. Psu potrzebnę są również pieniążki na dalsze leczenie.
eruane@interia.pl
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 13