wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
gdy mąż nie-wege chce by dziecko jadło mięso
Autor Wiadomość
gosia_w 


Pomogła: 86 razy
Dołączyła: 27 Wrz 2008
Posty: 5545
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-09-03, 14:37   

U nas też jest taki kompromis - mięso w przedszkolu i u dziadków tak, w domu - nie. Nabiału dziecko nie je z własnego wyboru (chyba że w cieście, wtedy tak - ale ja piekę wegańskie).
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2011-09-03, 17:17   

jaskrawa napisał/a:
1. jak będzie duża, to sama zdecyduje, czy chce być wege, do tego czasu powinna jeść "normalnie" (czyli wiadomo... mleko-sreko, kurczaczek i inne padłe zwierza)
Ja miałąm łatwiej bo ja gotuję, praktycznie wyłącznie ja, więc ustaliliśmy, że skoro tak, to dziecko je normalnie czyli wege, a jak będzie dość duże to samo zdecyduje czy chce jeść padlinę. W końcu nie będę przecież kilku obiadów codziennie robić.To wszystko jest na moją odpowiedzilaność znaczy ja pilnuję by Młody miał wszystko co potrzebuje w diecie, jak dotąd rozwija się w górnych granicach normy, więc mąż też stał się wege. Na kompromis poszłąm gdy pozwoliłam by po odstawieniu od cyca Młody dostawał mleko w proszku, ale już żadnych kaszek typu Nestle.
A co do dziadków, ja nie widzę tematu do dyskusji, dziadkowie nie są od ustalania zasad, ale tego trzeba się trzymać od początku. Przedszkolem będziesz sie martwić jak będzie szło do przedszkola, nie wiem gdzie mieszkać, ale ja już w żłobku nie miałam problemu z dietą, anjpierw nosiłam ściagniete z cyca mleko, a potem ugotowane przeze mnie dodatki do obiadu.
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-04, 16:01   re

dzięki za cenne rady.
co do babć to kłopot nie polega na tym, że będą się wtrącać (z tym sobie już teraz radzę i jeśli mi któraś zaczyna truć np. coś w stylu "ubierz ją cieplej (przy upale 30 stopni...) albo "chyba powinnaś ją zacząć dokarmiać butelką, bo pewnie jest głodna", to konsekwentnie i grzecznie tłumaczę, dlaczego mam w dupie ich rady), ale raczej na tym, że "technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
z przedszkolem nie powinno być problemu, bo mieszkamy w stolycy, pytanie tylko czy będzie to przedszkole gdzieś nie na drugim końcu miasta. jeszcze nie wiem, gdzie będziemy mieszkać za te 2-3 lata, więc teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. ale jeśli przedszkole wege będzie dalej niż zwykłe, to już będzie "i trzeba by jednak ją uczyć jeść mięso".
argument pt. "sam gotuj" nie przejdzie, bo on jest taki, że rzeczywiście sam pojedzie do eko sklepu, kupi i ugotuje :D
no nic, mam jeszcze trochę czasu, może uda mi się go jakoś przekabacić :D
dzięki.

[ Dodano: 2011-09-04, 17:01 ]
dzięki za cenne rady.
co do babć to kłopot nie polega na tym, że będą się wtrącać (z tym sobie już teraz radzę i jeśli mi któraś zaczyna truć np. coś w stylu "ubierz ją cieplej (przy upale 30 stopni...) albo "chyba powinnaś ją zacząć dokarmiać butelką, bo pewnie jest głodna", to konsekwentnie i grzecznie tłumaczę, dlaczego mam w dupie ich rady), ale raczej na tym, że "technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
z przedszkolem nie powinno być problemu, bo mieszkamy w stolycy, pytanie tylko czy będzie to przedszkole gdzieś nie na drugim końcu miasta. jeszcze nie wiem, gdzie będziemy mieszkać za te 2-3 lata, więc teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. ale jeśli przedszkole wege będzie dalej niż zwykłe, to już będzie "i trzeba by jednak ją uczyć jeść mięso".
argument pt. "sam gotuj" nie przejdzie, bo on jest taki, że rzeczywiście sam pojedzie do eko sklepu, kupi i ugotuje :D
no nic, mam jeszcze trochę czasu, może uda mi się go jakoś przekabacić :D
dzięki.
 
 
Agnieszka 

Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5199
Wysłany: 2011-09-04, 16:42   

Zanim młoda pójdzie do przedszkola (wnioskuję, że żłobek nie jest planowany) to jeszcze trochę czasu minie. Z własnych doświadczeń wiem, że szukając mieszkania warto brac pod uwagę ilośc przedszkoli, przychodni, szkoły, komunikację itp (tez jestem z Wawy i z pewnością wybierając kolejne mieszkanie bym uwzględniła powyższe i swoją córkę woziłam do innych dzielnic).
Nie wiem co Ci odpowiedziec, że przyniesienie jedzenia do babci będzie fanberią, że babcia nie będzie wiedziała co podac (polska kuchnia też posiada wiele potraw bez udziału mięsa).... Wiele z nas miała mniejsze lub większe problemy z najbliższą rodziną związane z dietą (no przynajmniej musieli przywyknąc, oswoic się). A jak się okaże że dziecko jest alergikiem, ma jakąś nietolerancję (czego nie życzę), to pozwolisz na podawanie dziecku alergizujących produktów?
Nie odbieraj mojego postu jako ataku. Wychodzę z założenia, że każdy wybiera sam a rodzic przynajmniej do pewnego etapu kieruje dzieckiem a tyczy to sposobu życia, diety, wyznania..... Mieszanych związków i różnych kompromisów związanych ze sposobem żywienia m.in dzieci wśród naszych forumowiczów jest wiele, osób jedzących i wychowujących dzieci wegetariańsko czy wegańsko także.
 
 
arahja 


Pomogła: 26 razy
Dołączyła: 23 Cze 2008
Posty: 1148
Skąd: brno
Wysłany: 2011-09-04, 17:56   

Chyba dla dwóch wegów łatwo coś przygotować, gdy się już jednemu coś robi? ;)
_________________
hxxp://czeski-sen.blogspot.cz
 
 
neina 


Pomogła: 44 razy
Dołączyła: 23 Paź 2007
Posty: 2342
Skąd: Teddington
Wysłany: 2011-09-05, 10:52   

Co do babci, to myślę, że ugotowanie bezmięsnego posiłku zależy tylko od jej dobrej woli. Ostatnio Frankiem przez dwa miesiące opiekowała się bardzo "mięsna" babcia i nie było to dla niej problemem. Codziennie gotowała coś innego: zupy, pierogi, naleśniki, makaron/kaszę/ryż z warzywami, krokiety, pizzę itp.
A co do męża, to może podsuwaj mu informacje o szkodliwości mięsa, szczególnie takiego z przemysłowych hodowli, a z takim mamy do czynienia w sklepach, o tym, jak hodowla zanieczyszcza środowisko, w którym przyjdzie żyć waszemu dziecko, o tym, że udowodniono, że dzieci na diecie wegetariańskiej/wegańskiej rozwijają się tak samo jak dzieci na tradycyjnej diecie (CZD), a niektóre nawet lepiej ;-) Może zachęć męża do poczytania wegedzieciaka i obejrzenia zdjęć z listy wegedzieciaków ;-)
Powodzenia :-)
_________________
<img src="hxxp://www.alterna-tickers.com/tickers/829543.png" border=0>
 
 
Pipii 

Pomogła: 37 razy
Dołączyła: 14 Lut 2011
Posty: 1721
Skąd: śląsk
Wysłany: 2011-09-05, 13:33   

neina napisał/a:
że udowodniono, że dzieci na diecie wegetariańskiej/wegańskiej rozwijają się tak samo jak dzieci na tradycyjnej diecie (CZD), a niektóre nawet lepiej ;-)

większość zdecydowanie lepiej, gdy oczywiście ich Mamusie i Tatusiowie dbają o różnorodność serwowanych dań :-)
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-05, 17:07   

Agnieszko, nie odbieram tego jako atak, zgadzam się w stu procentach. Generalnie z babciami, tak jak napisałam, radzę sobie. Problemem jest raczej to, że niejedzenie mięsa zawsze jest postrzegane jako "problem", a jedzenie go już nie; babcia będzie musiała "bardziej" pokombinować. Ja, jadąc do niej na obiad, po prostu zjadam pyry i surówkę, bez kotleta. A te niedzielne obiadki tak właśnie wyglądają. No i tak trochę gupio niby. To samo z przedszkolem. Chodzi o to, że jeśli "bez mięsa" to będzie trzeba pokombinować ze tym czy owym, a gdy "z mięsem" to trzymamy się "normy" i nie ma kłopotu. To go zniechęca. Bo mnie nie. Będę negocjować :)
 
 
Agnieszka 

Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5199
Wysłany: 2011-09-05, 18:02   

Z moich doświadczeń wynika, że menu przedszkolne bywa zaskakujące (były tematy na forum o tym i chyba jakiś temat o możliwości zgłaszania do Sanepidu - państwowe podlegają).
Dietetyk w przedszkolach czasem w dietowych i prywatnych bywa, pozostałe placówki nie mają raczej.
Zjedzenie obiadu raz na jakiś czas złożonego z ziemniaków i surówki zapewne nie będzie szkodliwe a podanie do tego kalafiora, fasolki szparagowej, jajka sadzonego (jeśli jadacie) itp raczej nie jest mocno kłopotliwe.
Jeśli myślisz inaczej niż mąż negocjuj, jak proponowały dziewczyny poszukaj informacji i pokazuj, rozmawiaj. Powodzenia.
 
 
excelencja 


Pomogła: 46 razy
Dołączyła: 01 Sty 2008
Posty: 4973
Skąd: Grójec
Wysłany: 2011-09-05, 19:56   

jaskrawa napisał/a:
No i tak trochę gupio niby.


no to nie jest najlepszy powód żeby porzucać ideologię... przynajmniej moim zdaniem :)

jaskrawa napisał/a:
Problemem jest raczej to, że niejedzenie mięsa zawsze jest postrzegane jako "problem"

i naprawdę Mu/Wam to tak przeszkadza, że Twoje poglądy będą raz na 3 tygodnie postrzegane jako problem? eee

A przedszkola - moje dziecię zalicza drugie przedszkole- w żadnym weganizm nie był problemem i nikt nawet krzywo nie patrzy- tyle, że swoje żarcie noszę .
_________________
<img src="hxxp://alterna-tickers.com/tickers/generated_tickers/c/cz2uabiht.png" border="0" alt="AlternaTickers - Cool, free Web tickers">
hxxp://tropyprzyrody.pl/]
 
 
rosa 
born to be wild


Pomogła: 174 razy
Dołączyła: 05 Cze 2007
Posty: 7459
Skąd: Zielonka
Wysłany: 2011-09-05, 20:24   

jaskrawa, na prawdę babcia którą widzisz raz na 2-3 tyg uważa za problem ugoszczenie cię czymś bezmięsnym - chociażby wspomnianym przez Agę kalafiorem lub jajem? to przykre, ale
dla dziecka zaberasz ugotowaną w domu zupę, a na drugie zjadacie ziemniaki i jest git :mryellow:
mój sredni chodził do zwykłego przedszkola w małym mieście i to już dosyć dawno temu, nie uczyłam go jeść mięsa, więc nie jadł :mrgreen: żyje do dzisiaj
tezy twojego męża są łatwe do obalenia :-)
ale jestem jak najbardziej zdania, że obydwoje rodzice decydują o sposobie żywienia dziecka, kompromisy są konieczne w takim przypadku, przemyśl co dla ciebie jest najważniejsze a z czego jesteś w stanie zrezygnować i negocjujcie
powodzenia :-)
_________________
hxxp://rosa-robi-to.blogspot.com/
And what would life be like without a few mistakes
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2011-09-05, 21:27   

jaskrawa napisał/a:
"technicznie" będzie łatwiej, gdy dzieć będzie jadł mięso. o to mu chodzi. że jeśli w rodzinie będzie kolejna wege-gęba, to znowu babcia będzie zła, znowu będzie miała kłopot, bo co dać zamiast kotleta. oczywiście mogę ze sobą wozić jakieś obiadki dla małej, ale to znowu będą "fanaberie", na pewno wiecie o co chodzi.
w sumie może dobre jest rozwiązanie, że u babci niech je nawet to mięso. i tak jesteśmy u babci nie częściej niż raz na 2-3 tyg (inne miasto).
Szczerze mówiąc nie rozumiem tego podejścia, rozumiem, że nie chodzi o zostawianie dziecka na wakacje u babci tylko wizyty raz w miesiącu? I to taki straszny problem? Mój dzieć od niemowlaka własciwie spędza część wakacji i babcia sobie radzi, kurna ja bym nie jeździła tak często do kogoś dla kogo jestem takim wielkim problemem. :mrgreen:
 
 
Agnieszka 

Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5199
Wysłany: 2011-09-05, 22:35   

Sądzę, że u męża jaskrawa chodzi o pewną wygodę, łatwośc (nie wiem jak to zgrabniej nazwac). Pobliskie przedszkole (nie zawsze to takie proste w państwoych placówkach - przynajmniej ostatnimi latami), brak problemów przy rodzinnym stole. Dzieci rosną więc dochodzą pobyty u znajomych dzieci, wycieczki klasowe, kolonie/obozy, zielone szkoły, zapewne wyjazdy wakacyjne itd. Większośc tak je a dziecko jak będzie chciało wyboru dokona samo kiedyś. Można i tak. Jak to się nazywa konfiktorodna sprzecznośc oddziaływań wychowawczych - jakoś tak. Debatowac możemy ale to rodzice powinni razem podjąc decyzję, szanując własne poglądy i przekonania. Wspólne ustalenia z pewnością są lepszą alternatywą niż rodzinna wojna podjazdowa czy konflikty. Jak widac da radę chowac wege/vegan dzieci, dobrze jeśli decyzje będą zbieżne i mam nadzieję, że uda się wypracowac wspólny, jednolity wariant.
 
 
Lily 


Pomogła: 425 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 18041
Wysłany: 2011-09-05, 22:38   

jaskrawa, ale trzeba też wziąć pod uwagę to, że dzieci bywają okropnie wybredne i nawet jeśli teoretycznie Twoje dziecko będzie jadło "wszystko", to się może okazać, że 90% menu babciowego czy jakiegokolwiek innego będzie odrzucane ;) A więc tak czy siak mogą być "kłopoty" - choć w sumie nie wiem, po co ludzie robią problem z takich drobiazgów jak to, że jeden nie je kurczaka, a drugi arbuza (ja np. nie jadam cebuli).
_________________
hxxp://www.wegetarianskiblog.blox.pl]Blog wegetariańskihttp://www.zielonastrona.blogspot.com], blog mniej wegetariański
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-06, 11:29   

Agnieszko, trafiłaś w sedno. Oczywiście to nie jest największy problem, że raz na 3 tygodnie dziecko nie zje (czy zje) u babci kotleta, ale o SUMĘ tych wszystkich problemów, o to, że będą one się pojawiały co chwila - w szkole, u cioci józi, u kolegi na kinderbalu, etcetera, etcetera. Ja sama widzę, jak to w tej chwili wygląda ze mną. Idziemy w jakieś nowe miejsce, a tam do jedzenia - sałatka z tuńczykiem, sałatka z kurczakiem, paszteciki, a wieczorkiem grill. A ja jem tylko surówkę, albo przynoszę pojemnik z jedzeniem. Nie czuję się z tym źle, absolutnie nie. Przywykłam przez lata. Problem w tym, że dziecko to trochę inna historia, bo przecież dzieci zawsze chcą raczej być takie, jak rówieśnicy, a nie INNE. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko można tak wychować, by miało duże poczucie własnej wartości, odwagę do wypowiadania własnego zdania, odwagę by się bronić, by umieć odpowiedzieć innym dzieciom dlaczego nie zjada takiego samego obiadu, jak reszta i nie czuć się z tego powodu źle, ba, nawet uczynić z tej swojej inności atut, coś, co sprawi, że inne dzieci też będą tak chciały :D :D:D:D
Jednak mój niemąż nie podziela mojego zdania. Uważa, że dziecku trzeba takich "problemów" oszczędzić. Bo doskonale wiecie, że to nie jest kwestia jednej babci (skądinąd bardzo fajnej, ale po ludzku i po polsku - i jak najbardziej życzliwie - martwiącej się o bliskich, że nie jedząc mięsa napytają sobie biedy), ale całego bezmięsnego dzieciństwa i mnóstwa sytuacji z wegetarianizmem związanych.

To samo z przedszkolem. Niestety nie mamy tyle forsy, by szukać mieszkania w takiej dzielnicy, jaka nam odpowiada, raczej będziemy kierować się ceną i odległością do pracy. Przykładowo - jeśli mam dowozić dziecko do wegeprzedszkola i ma mi to zająć pół godziny więcej - to jest dziennie godzina - godzina, która w dzisiejszych zagonionych czasach mogłaby być spędzona z dzieckiem w parku, na placu zabaw czy w domku z fajną książeczką. Oczywiście nie musi tak być, ale... Trudno, żeby przedszkole miało być kluczowym argumentem w wyborze mieszkania, w którym prawdopodobnie spędzimy resztę naszego żywota (a dziecko pochodzi do tego przedszkola pewnie ze 2 lata). Prawdopodobne jest zatem, że jednak dziecko pójdzie do zwykłego przedszkola, zatem "problem" opisany powyżej pewnie się pojawi. Piszę "problem" w cudzysłowie, bo dla mnie jednak to jest do przeskoczenia, a dla niego to po prostu niepotrzebne gromadzenie trudności.
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2011-09-06, 13:09   

jaskrawa napisał/a:
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko można tak wychować, by miało duże poczucie własnej wartości, odwagę do wypowiadania własnego zdania, odwagę by się bronić, by umieć odpowiedzieć innym dzieciom dlaczego nie zjada takiego samego obiadu, jak reszta i nie czuć się z tego powodu źle, ba, nawet uczynić z tej swojej inności atut, coś, co sprawi, że inne dzieci też będą tak chciały :D :D:D
Jednak mój niemąż nie podziela mojego zdania
Ok, rozumiem Jaskrawa, w każdym razie ciebie, twojego męża dalej nie :) . Jak dla mnie to dzieci trzeba, powinno się wychowywać tak by miały poczucie własnej wartości i umiały mówić nie, i jakoś zawsze uznawałam takie dążenie za oczywiste, ale widocznie wydawało mi się. :)
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-06, 14:25   

majaja, hehe, trochę skrótowo to ujęłam - to nie jest tak, że on nie chce wychować dziecka w poczuciu własnej wartości (generalnie zapowiada się na rewelacyjnego tatę :D , już teraz to widzę). jednak akurat w tej kwestii wolałby, aby jego dziecko było takie jak inne. chodzi mu o to, że skoro mamy w tej chwili wybór to po co sobie dodatkowych kłopotów dorzucać.
 
 
Agnieszka 

Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5199
Wysłany: 2011-09-06, 15:48   

jaskrawa: my jakoś przedszkolnie, szkolnie, podwórkowo... poradziłyśmy, rodzina przywykła bo staż mam długi a na imprezy rodzinne ja wiele szykuję (ciotki robią pasztety strączkowe, placki warzywne i pytają o różne przepisy a jak wyjeżdżam z tatą żywię pozostałych zatwardziałych mięsnych po swojemu np. dodatkowo 2 stryjów i nie marudzą). Oczywiście niektórzy musieli przywyknąc do naszej "odmienności" ale było miło mi, że gdy planowałam przeprowadzkę szkolni rodzice namawiali do zostania, nauczyciele brali przepisy na potrawy, rodzice podwórkowych dzieci jak poczęstuję naszym jedzeniem ich pociechy sprzeciwów nie zgłaszają i pytają jak robiłam a moja córka, jak gości lub bywa na urodzinach ma co zjeśc). Moja córka ma lat 10. Z wycieczkami klasowymi dałyśmy radę, zielona szkoła przed nami, kolonie/obóz poszukam wariantu wg naszego sposobu jedzenia. Z teściową nie utrzymuję kontaktów ale gdy był przygotowanie posiłków nie stanowiło problemu, jak dawałam domowe jako afront nie odbierane. Dziec nocuje czasem u przedszkolnej koleżanki, bywa że moja przyjaciółka (tradycyjnie jadają) porywa na pół dnia i też nie ma problemu. Była i opiekunka - nie chodzi o wariant płacę i wymagam, poznała co to soczewica, gołąbki nie muszą byc mięsne itd. Najgorzej w szpitalu ale też dałyśmy radę.
 
 
Alispo 


Pomogła: 127 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5941
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-09-06, 17:11   

jaskrawa-juz chyba ktos to pisal,moze warto by mąż poznal inne podobne rodziny,ktore mimo roznic wychowuja dzieci vege i nie jest to problem ktory przerasta,moze tędy droga :-)
_________________
facebook.com/dtogon
 
 
rosa 
born to be wild


Pomogła: 174 razy
Dołączyła: 05 Cze 2007
Posty: 7459
Skąd: Zielonka
Wysłany: 2011-09-06, 17:14   

jaskrawa, wpadnijcie na spotkanie wegedzieciakowe kiedyś, Alis mądrze prawi :-)
_________________
hxxp://rosa-robi-to.blogspot.com/
And what would life be like without a few mistakes
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-06, 19:35   

zbieram te wszystkie argumenty, zbieram :)
co do spotkania, to dziękuję, kiedyś bardzo chętnie, może jak nam już dzieć trochę podrośnie :)

któraś z Was napisała słusznie, że do chłopa to mogą konkretne argumenty trafić - że ze względów zdrowotnych wege-dieta jest nawet lepsza niż tradycyjna.
 
 
Agnieszka 

Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5199
Wysłany: 2011-09-06, 19:58   

Zaglądaj w dział "Spotkania" może jakiś termin i miejsce będzie pasowało.
 
 
rosa 
born to be wild


Pomogła: 174 razy
Dołączyła: 05 Cze 2007
Posty: 7459
Skąd: Zielonka
Wysłany: 2011-09-06, 20:16   

jaskrawa, no co ty, z takim maluchem to spotkania najprostsze, możesz gadać do woli, bachor nie ucieka, więc nie latasz po całym placyku, ani nie bujasz pół godziny na huśtawce podczas gdy inni oddaja się miłej konwersacji. jedzenie też zawsze pod reką, nie trzeba całej siaty prowiantu targać, luz dziewczyno, korzystaj, mówię ci prawde :-)

[ Dodano: 2011-09-06, 21:18 ]
że nie wspomnę o starszych wiecznie znudzonych i naburmuszonych które nie będą siadziały i słuchały wiecznie o tym samym, nuda i kiedy pojedziemy do domu, może już byśmy pojechali i czy ty musisz tyle gadać ;-)
_________________
hxxp://rosa-robi-to.blogspot.com/
And what would life be like without a few mistakes
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2011-09-06, 21:21   

jaskrawa napisał/a:
majaja, hehe, trochę skrótowo to ujęłam - to nie jest tak, że on nie chce wychować dziecka w poczuciu własnej wartości
nie, no ok, naprawde rozumiem, po prostu jakos nigdy nie widziałam w tym problemu. Zawsze bałam sie czegoś odwrotnego, że jak ustąpię w jednym miejscu to będe musiała ustępować i ustepować, bo skoro raz to co ci szkodzi i ani sie obejrzę jak będę listę obecności na mszy podpisywać, bo dzieć do kumunii idzie, brrrr ;)
a poza tym słuchaj ciotki Rosy, doświdczenie ma, wie co gada ;)
 
 
jaskrawa 

Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 21 Lip 2011
Posty: 2217
Skąd: Międzyborów
Wysłany: 2011-09-07, 08:39   

majaja, rację masz z tym ustępowaniem. a jeśli chodzi o komunię pierwszą i inne chrzty, to NA SZCZĘŚCIE tu niemąż stoi po tej samej stronie barykady.

co do spotkania - będę obserwować terminy. z tym, że pewnie sama musiałabym się wybrać (aj min - tylko z dzieckiem), bo z nim będzie ciężko. od razu dopatrzy się mojej próby zindoktrynowania go i zadziała to jeszcze gorzej :D
no chyba, że wtedy, gdy już go przekonam (nie wątpię, że mi się uda) :)

[ Dodano: 2012-02-10, 00:25 ]
tak tylko chciałam się pochwalić, jak się moja historia dalej toczy.
póki co - wychodzi na moje. jakiś czas temu napisałam mu maila - czasem tak mi łatwiej się komunikować - długi elaborat o tym, jak bardzo mi zależy, by dziecko było wege. list szczery i prosto z serca. napisałam, że trudno o zdrowe mięso bez dodatków, że dziecko jak najbardziej można bez mięsa wychować, że wegetarianizm to dla mnie nie tylko jedzenie, ale życiowa filozofia, tym samym nie mogę wychowywać dziecka na diecie mięsnej, bo to będzie niezgodne z zasadami jakimi się w życiu kieruję. bo na przykład - jak mogę uczyć ją, by nie ciągnęła kotka za ogon, skoro potem daję jej zabitą krowę do zjedzenia? dodałam jeszcze, że gdy mała skończy roczek i na dobre rozszerzymy jej dietę, możemy iść do lekarza po skierowanie na morfologię, żeby miał pewność, że nie ma anemii itd.
na mail doczekałam się tylko "ok", wypowiedzianego w taki sposób, że nie jestem pewna, czy dotyczyło ono tego maila :D :D tak czy owak mała jest na razie głównie na moim mleku, kaszach, warzywach i owocach. niemąż nie nalega na mięso, a ja w ogóle nie poruszam tego tematu, karmię ją po swojemu, a on się w ogóle nie wtrąca w żywienie. ma swoje domeny, w których świetnie sobie radzi - to on wybiera córeczce ciuszki, kąpie ją, mają wspaniały kontakt ze sobą.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,44 sekundy. Zapytań do SQL: 12