wegedzieciak.pl wegedzieciak.pl
forum rodzin wegańskich i wegetariańskich

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso
Autor Wiadomość
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2008-11-06, 18:56   Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso

Chyba już były podobne tematy... Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam problemów z otoczeniem w szkole (liceum) czy wsrod znajomych, kiedy mowie, ze jestem wege. Fakt, ze nie chodze z napisem WEGETARIANKA na czole, ale ogolnie moi znajomi wiedza, ze nie jem mięsa. Pytają dlaczego, co jem, kto mi gotuje, ile kosztuje wegedieta... Ale ogolnie są zainteresowani, zdziwieni i tyle. Jak ktoś zaczyna docinac, ze np. wsuwam kanapki z ciemnego chleba z kiełkami i pogryzam rzodkiewkę, jak głupio zartują i są zbyt namolni to czasami rzuce jakies hasło, ale ogolnie jestem delikatna :-D
Gorzej jest z rodziną... Moja mama, choc niby toleruje moje fanaberie, to wszedzie w towarzystwie mowi, ze ja tego jesc nie moge, ze zle sie czuje, ze zdrowotne problemy etc. Fakt, tak to sie zaczeło, ale nie ukrywam, ze po "ekologicznym miesie" nic mi nie było. Nie jem i nie bede jesc mięsa, ryb, jajek i nabiału. Kropka. Ale to nie tylko dlatego, ze nie moge. Nie chcę. I głupio mi, ze mama mnie tlumaczy ( bo nie chce zebym wyszła na dziwaczkę :lol: ) cóż... jestem dziwaczką :p
Tato tez jakos łyka fakt, że nie jem mięsa, ale czasami rzuci jakieś głupie hasło, że jestem królik, bo jem zielone, że mogłabym czasami coś normalnego zjeśc itp... Albo uzywam do tego moich argumentów albo mówię coś o "wywarze z trupa" (rosołku) itp. To go zamyka. :-P :-P
Siostra... hmm... Starsza ode mnie o 3 lata... Niewegetarianka. Nienawidzi, kiedy mowie cos o zdrowym zywieniu, co gorzej, zaczyna jakis temat, a ja sie rozkrece to sie czepia, ze ona nie lubi jak mowie o zdrowym jedzeniu. W towarzystwie, kiedy np. ktos czestuje cukierkami ( a wiem, ze są tam słodziki, zelatyna itp), albo zamawiają pizze, to nikt sie nie dziwi, ze nie jem. Mówię, ze nie chcę i tyle. A ona " No, bo ona tego juz nie zje, tam jest duzo chemii,hahahaha", " Moja siostra takich rzeczy nie je, ona ma swoją szafkę ze zdrową zywnoscią i tym się zywi..." Grrr... A jeszcze gorzej... Obie uwielbiamy dzieci, siostra ma staż w kiosku i często jak u niej jestem ,przegladam gazety dziecięce w poszukiwaniu czegos o zywieniu. Było pare razy cos o wege dzieciach. Czytałam czasami bzdetne informacje o zdrowej diecie itp. I to wywołało dyskusje... Ja miałam cała listę agrumentów przeciwko jedzeniu mięsa, przeciwko mleku, o deserkach dla dzieci, owocowych soczkach, kaszkach, o szkodliwosci cukru itp. Niestety, moglam mowic do sciany, bo siostra stwierdziła, ze ona uwaza, ze dziecko je bo potrzebuje, jakby bylo niezdrowe to by tego nie sprzedawali i nie miało by pozytywnej opinii IMiD... Ze ona by dziecku nie odmawiała słodyczy, bo dzieci lubią slodkie... Etc. Stwierdziła, ze biedne bedzie moje dziecko, bo dzieci się beda smiały, ze nie bedzie jadło słodyczy itp. Aha i ze bedzie chude i niedozywione :/ Eh ręce opadają... Jak to jest teraz tak czysto teoretycznie to co bedzie potem???

Napiszcie prosze, jak to u Was jest, z rodzenstwem, z rodzicami. Jakie macie argumenty, jakie mają oni. Jak sobie radzicie, czy utrzymujecie kontakt? Czy mają Was za wyrodnych rodziców, a dzieci za biedne...
 
 
 
Cytrynka 


Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 05 Cze 2007
Posty: 962
Skąd: Olympia, USA
Wysłany: 2008-11-06, 22:43   

Ja się nie tłumaczę już. Jest mi tyle łatwiej, że mieszkam zagranicą. Co prawda mój mąż nie podziela moich poglądów w kwestii żywienia, dzieci (starsze podjadają tacie mięso) też się buntują, ale mam spokój z narzekaniem reszty rodziny. Moja siostra ostatnio była bardzo zdziwiona dlaczego moje dzieci nie używają past z fluorem, że powinny bo to dla ich dobra. Kiedy wytoczyła argument o ochronnym działaniu, powiedziałam grzecznie, że nie wierzę. Owszem jest potrzebny, ale w małych ilościach (moje starsze dzieci miały dwa razy położony fluor na zęby - w moim mieście woda nie zawiera fluoru ponoć) i gdyby tak super działał to ja (całą podstawówkę regularnie miałam fluoryzację w szkole i używałam past z fluorem - przestałam ze 2-3 lata temu), nie miałabym tak zrujnowanych zębów.
 
 
Kitten 


Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 06 Wrz 2007
Posty: 1197
Wysłany: 2008-11-06, 22:54   

Tak się składa, że ja musiałam sobie poradzić 'tylko' z rodzicami... Było to o tyle niełatwe, że mam w rodzinie antywzorzec - matkę i córkę, żyjące na bułach i czekoladzie, wiecznie chore na anemię i milion innych rzeczy. A że do niedawna w mediach nie mówiło się o wegetarianizmie, a już na pewno nie pozytywnie... Moje pierwsze próby, jeszcze w podstawówce, zakończyły się niepowodzeniem. Dopiero w liceum, zebrałam siły na merytoryczną dyskusję, zmusiłam mamę do przeczytania książki 'Wszystko o wegetarianizmie', no i się udało ;-) . Było trochę narzekania, wysyłanie na badania krwi, ale nie było zmuszania, czy przemycania mięsa w czymkolwiek. Drugim wyzwaniem była moja chęć odrzucenia jajek i nabiału. Na sakramentalne 'to co ty będziesz jadła?!' odpowiedziałam 'zobaczycie'. I tak nauczyłam się gotować, i to naprawdę dobrze :mrgreen: Rodzice, widząc, że moja dieta jest smaczna, urozmaicona i nieźle podbudowana teoretycznie, stopniowo pozbywali się obaw. Zresztą, wiedzieli pozytywny wpływ zmiany diety na moje zdrowie i figurę. Co więcej, przejęli nadspodziewanie wiele moich poglądów, i teraz jadają mięso raz na ruski rok, mówiąc o nim per 'ścierwo' :mrgreen:

Co najlepsze, po moich ostatnich wakacjach w domu (gotowałam sama lub z mamą, ale nadal w roli szefa kuchni ;-) ), znacznie podwyższony (mimo leków) cholesterol mamy, znalazł się w dolnych rejestrach normy, i leki można by,o odstawić :-D . Lekarka (gruba ]:-> )zrobiła chapeau bas, mama obiecała solennie, ze nadal będzie pilnowała diety, a oboje rodzice wyrośli na propagatorów wegetarianizmu. Czuję się spełniona jako dietetyk i & pedagog :mrgreen:

Podobną ewolucję obserwuję też u mojego faceta - oczywiście, nie jest to w całości moja zasługa, bo on jest otwarty na nową wiedzę, smaki i eksperymenty - ale perspektywy rysują się optymistycznie :-D

Co do reszty otoczenia - szanują. Spróbowaliby nie ]:-> :-P
_________________
hxxp://www.suwaczek.pl/]
 
 
kofi 

Pomogła: 89 razy
Dołączyła: 12 Lis 2007
Posty: 6415
Skąd: jestem ze wsi
Wysłany: 2008-11-07, 10:57   Re: Relacje z najbliższymi, ktorzy jedzą mięso

Lenka napisał/a:
Jak to jest teraz tak czysto teoretycznie to co bedzie potem???

Istnieje szansa, że potem będzie lepiej - przyzwyczają się, znudzi im się, zobaczą, że nie umierasz, a nawet zyjesz coraz lepiej, uspokoją się.
Dzieci będą Twoje, nie ich, więc mogą sobie mysleć co chcą, nie ich sprawa.
Od pewnego czasu widzę pozytywne zainteresowanie znajomych moją dietą, mam koleżanki, które biorą przepisy, albo proszą żeby ugotować coś wege jak przychodzą.
Coraz więcej osób mówi mi tez (chociaż naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać), że ogranicza mięso, albo że chętnie w ogóle zrezygnowałoby z mięsa. - to głównie ze względu na to, że to mięso podobno ostatnio dosyć paskudne, ale mimo wszystko).
_________________
hxxp://jak-obloki.blogspot.com/
 
 
Malinetshka 
Paulina


Pomogła: 73 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5765
Skąd: Łódź
Wysłany: 2008-11-07, 13:18   

Cytat:
Od pewnego czasu widzę pozytywne zainteresowanie znajomych moją dietą, mam koleżanki, które biorą przepisy, albo proszą żeby ugotować coś wege jak przychodzą.
Coraz więcej osób mówi mi tez (chociaż naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać), że ogranicza mięso, albo że chętnie w ogóle zrezygnowałoby z mięsa. - to głównie ze względu na to, że to mięso podobno ostatnio dosyć paskudne, ale mimo wszystko).

Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege - zrobiłam takie oczy :shock: Potem dodał, że póki co odeszły w odstawkę wieprzowina i wołowina tylko ;) ale uśmiechnęłam się, gdy o tym opowiadał.. Uśmiecham się, gdy ktoś się tłumaczy przede mną, że "w sumie to on mało mięsa je" albo "zrezygnowałby też, ale..." :->
Bo ja również..
kofi napisał/a:
naprawde nie zamierzam nikogo zmieniać

i raczej nie gadam o tym, chyba, że ktoś pyta (a pyta często :roll: )
_________________
hxxp://www.myticker.eu/ticker/]
 
 
Paticzang 

Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 16 Sty 2008
Posty: 645
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-11-07, 14:20   

relacje? no coments...
Jezeli chodzi o moich rodziców to jest spokój (o tym sie nie rozmawia hehe, no chyba, że za naszymi plecami - ooo to napewno :evil: ) bo mieszkamy daleko i nie często się widzimy więc tematu nie ma. Chociaż jedno pamiętam - było to na święta wielkanocne, ja byłam wtedy w ciąży, moja mama specjalnie dla nas przygotowała wtedy jakieś potrawy wege a tata z tekstem: "To ty nie jesz mięsa? Ostatnio jeszcze jadłaś..." heheh ale się wtedy zezłościłam... no ale jak przyjeżdżał ktoś nas nawiedzał (znaczy się odwiedzał :) ) to zawsze było: ooo jakie dobre, smaczne, a co to... hehehe i zawsze była dokładka...
Ale później znów to samo- ja nie mogę żyć bez mięsa, przecież mięsko trzeba jeść Wy jesteście dziwni, a dziecku nie dać horror!
Także jeżeli chodzi o naszą dietę to lepiej nic nie mówić bo zostaniemy zeżarci heheh zresztą musielibyście posłuchać tych wszystich ludzi z którymi ja o tym rozmawiałam (najgorsi to znajomi) - byście się uśmiali. Teraz to jak już się pojawi ten temat to ja się lekko uśmiecham, zamykam i otwieram oczy i kiwam głowa i mówię yhmm, tak, yhmmm, tak.. Tym bardziej, że ja zawsze podkreślam- takie jest moje zdanie ja Cię do inczego nie namawiam i nie przekonuję. Mówię Ci to co Ja myślę. ;)
A najlepszy jest teściu... ale tego nie da się opisać. Chyba to nagram i puszcze na youtube :) heheh ale byście sikalii ze śmiechu.. ale ciiiii ;)
_________________
hxxp://www.suwaczki.com/]

hxxp://www.suwaczki.com/]
 
 
Ania D. 

Pomogła: 115 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 2196
Wysłany: 2008-11-07, 14:52   

Cytat:
Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege

Wspaniale, bardzo się cieszę :-D . To jest dopiero mądra decyzja!
 
 
Kashmiri 


Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 872
Skąd: Kingston
Wysłany: 2008-11-07, 15:29   

Malinetshka napisał/a:
Ostatnio mój dziadek poważnie stwierdził, że zmierzają z babcią do diety wege -

mojej babci lekarz oficjalnie odradził mięsko :mryellow: Zawsze o tym wspomina, kiedy jakaś dalsza ciotka zaczyna nas krytykować (porządna babcia, przynajmniej wie, kogo ma bronić). Ale ona sama i tak podjada, jak myśli, że nikt nie widzi :roll: Za to babcia K. to wegetarianka pełną gębą, nawet cukru nie je, co dla mnie jest niewykonalne. I też wszyscy lekarze ją chwalą. Może tacy są wobec osób starszych i tylko na dzieci się rzucają z tym mięsem?
_________________

Zapraszam na mój blog - hxxp://www.lianka.pl/]www.lianka.pl
 
 
 
Malinetshka 
Paulina


Pomogła: 73 razy
Dołączyła: 02 Cze 2007
Posty: 5765
Skąd: Łódź
Wysłany: 2008-11-07, 17:05   

Aniu D., ja jestem daleka od entuzjazmu jednak :-> Dziadek to powiedział zapewne pod wpływem lekarza, który mu zakazał wieprzowiny. Nie były to więc raczej słowa wynikające z wewnętrznych zmian czy przemyśleń.. a szkoda.
Ale kto wie, kto wie... wszystko jest możliwe :) Czasem również takie "narzucone z góry" postanowienia mogą prowadzić do zmian w nas samych.
Nie zamykam się na to, co więcej - byłoby super, gdyby dziadkowie zmienili swoje żywienie, bo jedzą fatalnie... Czasem aż mnie to boli, bo myślę o ich zdrowiu, które coraz bardziej liche :/ ale nie odzywam się raczej, bo jeszcze bardziej mnie boli uderzanie głową w ścianę.. To więcej oni poruszają ten temat niż ja sama. Ale może tak to ma właśnie niekiedy wyglądać? Może niektórzy muszą przejść przez etap czepiania się/wyśmiewania/gadania.. itp. Może to prowadzi w rezultacie do czegoś dobrego? :roll:
_________________
hxxp://www.myticker.eu/ticker/]
 
 
kocham_tramwaje 

Pomogła: 14 razy
Dołączyła: 07 Wrz 2008
Posty: 997
Wysłany: 2008-11-07, 22:36   

Lenka,
wybacz, ze zaczne od tego-jestes mlodziutka i zapewne Twoja rodzina zywi goraca nadzieje, ze kiedys z wiekiem po prostu zmadrzejesz. prosze Cie-badz wytrwala i nie madrzej :mryellow: .
ja jestem wege od 10 lat. pozno zaczelam-jako zbuntowana dziewietnastka :lol:
chcialam tego o wiele wczesniej (na starym forum pisalam o tym-jak mialam 11 lat czytalam "kalendarz szalonego malolata" i stamtad sie dowiedzialam, ze tak mozna :lol: ), ale wiedzialam, ze nie przejdzie. wychowalam sie w rodzinie, gdzie sie porzadnie gotowalo-tzn ojciec kultywowal kuchnie mojej babki, a do wege temu bylo baaardzo daleeeko. dopiero wiec jak osiagnelam pewien level w swoim zyciu, spokojnie moglam sobie stawiac na swoim. co nie oznacza, ze spotkalo sie to z otwartymi ramionami. moja mama do tej pory nie moze uwierzyc w to, ze nie jem ryb. zreszta jej to bylo latwiej lyknac-jak byla na studiach cwiczyla joge, jadla pokrzywy i takie tam, wiec dla niej moje wege bylo jakastam fascynacja do przyjecia.
ale piekielko przechodzilam-podobne do Twojego, tyle , ze nie jak bylam teenage, lecz dekade pozniej (nie wiem co gorsze :-/ )
jesli chodzi o dzieci, jak pisala kofi, beda Twoje i to Ty bedziesz za nie odpowiedzialna. poza tym-zobaczysz za pare lat-choc wierze, ze jest Ci teraz ciezko i jeszcze nie raz bedzie..- Ty bedziesz zdrowa, Twoje dzieci rozniez- wtedy po prostu sie przekonaja, kto w tym wszystkim mial racje :mryellow:
co do utrzymywania kontaktow-zrywanie nie jest rozwiazaniem. mialam jazdy, zeby wyjsc i zamknac drzwi za soba raz na zawsze. moi rodzice tak na prawde przekonali sie do wegetarianizmu(mojego-sami nie zamierzaja) teraz, kiedy zostalam mama. w ciazy bylam zdrowa, dziecko mam zdrowe (moj konkubent tez jest wege i tez jest zdrowy :mryellow: ), wiec to jest dla nich jakims takim dowodem na to, ze to nie jest cos zlego . kiedys moj ojciec bacznie mnie obserwowal jak gotowalam malej zupe. ot zwykla jarzynowka. ale jak zobaczyl oliwe, mnogosc warzyw i takie tam magiczne skladniki-chyba odetchnal z ulga :lol:
natomiast moja tesciowa nigdy tego nie zaakceptuje, ona jest na cudotworczej diecie optymalnej, pol lodowki zajmuje smalec, drugie pol twarog(serio) i co jakis czas dzwoni, by nas poinformowac, ze najwyzszy czas by Mala zaczela jesc mieso. na szczescie mieszka na drugim koncu kraju ]:->
jesli chodzi o znajomych-z tego co mi wiadomo-moje dziecko to jedyne wege-dziecko (nawet jesli niektorzy z rodzicow sa wege :-/ ), podchodza z rezerwa i potrzebuja zapewnienia, ze przedewszystkim lekarka nie widzi przeciwwskazan(zero zaufania do mnie :evil: )
musisz byc po prostu twarda. zamykanie sie na rodzicow czy rodzenstwo nic nie pomoze-cos o czym nie beda mieli pojecia bedzie dla nich zle/niebezpieczne/niezdrowe-jednym slowem tabu.
przykre, ze nie masz w nich oparcia, a jeszcze bardziej przykre, ze nie masz oparcia w swojej siostrze. przez to, ze jest starsza uwaza sie za madrzejsza, ale z takimi argumentami? nie chce pisac zle o niej, bo nie o to mi chodzi(przede wszystkim jej nie znam), ale ma troche wygodne podejscie.
no i tez bardzo niefajne jest tlumaczenie Twojej "diety" argumentami zdrowotnymi. az cos mi sie robi :evil:
o zesz, ale sie rozpisalam.
badz uparta, w koncu beda musieli to zaakceptowac i moze przestana traktowac to jako cos wstydliwego (co za podejscie??)

buziaki
_________________
hxxps://www.facebook.com/pages/Poduszkarka/1391382977755418?ref=hl
hxxps://www.facebook.com/pages/Flash-Decor/114932025350210?bookmark_t=page
 
 
 
majaja 
wybuchowa wredota


Pomogła: 52 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 3450
Skąd: warszawskie Bielany
Wysłany: 2008-11-08, 00:01   

Ja tam zawsze byłam rodzinne dziwadło, bo czytałam książki, bo moją ambicją zyciową nie było nigdy sprzątanie, bo miałam własne zdanie, jak dołożyłam do tego dietę wege to już byłam przywyczajona. Jak urodził się Miron to swoje przeszłam i wysłuchałam mimo odległości sporej, ale przynajmniej w końcu się nauczyłam trzymać mamę na dystans. Nie ma tego złego. Moje dziecię skończyło 3 lata i nie musze do dentysty ewenement rodzinny :)
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2008-11-08, 09:20   

:-D Cieszę się, ze Wasze rodziny tak do tego podchodza, swego czasu mialam nadzieję, ze moja mama rzuci mięso, ale chyba nic z tego.


Cytat:
To mi się podobało :-D

Wiem, ze jestem mloda, nie planuje w najblizszym czasie dziecka :-D , ale coraz czesciej o tym myslalam, jak to bedzie itp. Bardzo lubię dzieci, jak bylam młodsza "nianczyłam" duzo dzieciaków. Kiedy zaczelam interesowac sie psychologią, przeczytałam sporo o psychologii i rozwoju niemowlat i dzieci. Wiem, ze nie musze Was do tego przekonywac, ale nie bylo tak nic na temat jedzenia miesa czy cukru do prawidlowego rozwoju dziecka... :-) Czytam tez informacje o "zdrowym zywieniu" dzieci i czasami nie wiem czy sie smiac czy plakac, jak czytam o zdrowych serkach, ciasteczkach itp. Ale czytam to, zeby wiedziec, o co chodzi :lol: Chociąz powiem Wam, ze to zalezy od czytania ze zrozumieniem, nie nadaramnie sa testy kompetencji :lol: Pisze w artykule jak byk - nie dawac dziecku słodyczy, slodkich serków itp, a obok reklama Danone... Wystarczy nie zwracac uwagi na reklamy ]:->
Non stop szukam czegos o wegetarianizmie, o szkodliwosci miesa, ryb, nabiału, o tym, jak i co jesc, ogolne rady, przepisy... Chyba wiekszosc wege ma tendencję do studiowania ksiazek dietetycznych i ma duzo wiedzę o zdrowym zywieniu i gotowaniu :mryellow:
Denerwuje mnie to, ze ludzie uwazają wegetarianizm za chorobe. Uwazają nas za dziwaków, mysla, ze glodujemy, ze jestesmy niedozywieni, bladzi itp. Szkoda, ze tylko tych, ktorzy nie jedzą mięsa... Ciagle musimy udowadniać, ze robimy to dla siebie, ze nie zmuszamy sie do tego, nikt nam tego nie narzuca... A Wy, rodzice wegedzieci to juz macie całkiem pod górke, w koncu głodzicie je, odmawiacie im tego, co jest im niezbędne do zycia i szczescia ( mowa tu o pozywnym mięsku i pottrzebnym białym cukrze), zabieracie im dziecinstwo... :evil: Pomijając fakt, ze wegetarianie znają sie na zywieniu, chca jak najlepiej dla swoich dzieci, nie narzucają im swoich racji, tylko chcą robic to co uwazaja za dobre dla swoich pociech. Nie naduzywają leków, nie dają dziecku slodyczy... Staraja sie uzywac produktow ekologicznych, bez chemii, naturalnych, gotują zdrowe potrawy...
A mimo to sa wyrodnymi rodzicami... Nie to co "normalni rodzice". Dają dzieciom zdrowe i delikatne paróweczki, chrupiące białe bułeczki z margaryna z witaminami niezbednymi do prawidłowego rozwoju, słodycze polecane przez IMiD, cukier, który krzepi, wzbogacane w wapn serki dla dzieci, o i przede wszystkim bogate w pełnowartościowe białko mięso... Nikt się ich nie czepi, że trują dzieci... :-|
Moi rodzice mowią czesto, ze moze i oni jedza niezdrowo, ale zarowno oni jak i reszta (normalnych) ludzi, nie chorują. Tzn mama ma poblemy z trawieniem, cerą, tato pali, tez ma problemy z trawieniem, siostra z cerą...., ale nic im nie jest. Za to ja ciągle choruję i mam problemy z brzuchem, a tak zdrowo sie odzywiam. Ja tłumaczę to sobie tym, ze bralam tonę leków, antybiotyków i inhalatorow na astme, ktorej nie miałam, bo lekarze wciskali mi to wszystko, z grozba dla rodziców, ze to konieczne... Zniszczyło mi to układ immunologiczny, jelita, zolądek itd...
Co do mojej siostry, tez nie chce jej obgadywac, choc nie powiem ze ona tego nie robi :-D
A. ma zupełnie inny charakter niz ja, choc jestesmy z tych samych rodziców :-> Choc naprawde w potyczce "Kto Wie Wiecej" powiem nieskromnie, ze wygrywam ja i zaginam ją jakimis informacjami o zdrowiu, diecie, dzieciach itp. to ona jakos tego do siebie nie bierze. Nie, zebym sie przed nią chwaliła, popisywala, nie nie! Ja po prostu duzo czytałam, zeby miec uzasadnione argumenty nie do zbicia :-D Czasami sama sie mnie pyta, co jest dobre na jakas dolegliwosc, co jesc na ładne włosy etc. ale rzadko...
Dziekuje za rady, jak to dobrze, ze jest takie forum, podobnych do mnie "dziwaków", ktorzy mają takie same problemy i mysla podobnie. GDyby nie takie internetowe forum to byloby mi ciezko. Choc kiedys w sklepie ze zdrową zywnoscią, własciciele, wegetarianie od kilkunastu lat, ktorzy jak sie dowiedzieli ze jestem wege powiedzieli " Witamy kolejnego dziwaka, takiego jak my" :-D Pogadalam z nimi o moim jedzeniu, wreszcie nikt nie wytrzeszczał oczu jak mowilam karob, orkisz, amarantus czy quinoa. Dowiedziałam sie wielu fajnych rzeczy, wyszłam z mala siatka pełną jedzonka, a moja mama z portfelem lzjeszym o 150 zł, dostalam ksiązke B. Żak - Cyran... :lol:
Dobrze, ze wydusiłam to z siebie, w razie czego wchodze na wegedzieciaka i nawet jak nie znajdę porady to znajde wsparcie i ludzi ktorzy mnie rozumieja ;-)


[ Dodano: 2008-11-08, 09:22 ]
Ojj... przepraszam chcialam cytowac tylko to, co napisała walaija a wyszło jakbym wszystko kopiowala :-/
 
 
 
arahja 


Pomogła: 26 razy
Dołączyła: 23 Cze 2008
Posty: 1148
Skąd: brno
Wysłany: 2008-11-08, 09:54   

Bywało i śmieszno, i straszno. Gadanie o zdrowotnych właściwościach mięsa mnie straszliwie irytowało, a zawsze przy obiedzie wypływał ten temat. Mama w służbie zdrowia, ale w końcu ona chyba najlepiej to wszystko przyjęła. Nie zmuszała, chyba nawet dużo nie komentowała. Teraz to ja przywożę nowinki do domu i zostaję szefem kuchni, więc nie mam żadnego problemu (ale ja rzadko przyjeżdżam ;) ). Kuchnia domowa jest niesamowicie uproszczona, nie jadłam (dopóki się nie wyprowadziłam na studia) wieeeelu warzyw, kasze raz od święta (siostra nie lubi, choć nigdy nie spróbowała), głównie potrawy mączne i to nieszczęsne mięso. Wiedzą oczywiście, że to ich mięsko jest faszerowane wszystkim, co się da i ze zdrowiem nie ma wiele wspólnego - starają się zwykle zamówić u kogoś pół świniaka i biorą wyroby. To dla nich jest zdrowsze niż zakup w mięsnym i na tym kończy się refleksja. Lubią smak mięsa i nie chcą z niego rezygnować.
Mama ostatnio zauważyła, że mam ładną cerę, jak nigdy, i przyznała, że to może być zasługa mojej diety. :)
Też mam siostrę, tylko młodszą - mógłby ją zaadoptować Ronald McDonald. Chodzące junk food z milionem problemów, które tuszuje coraz to nowszymi kosmetykami. Skóra nie taka, włosy nie takie, paznokcie nie takie. Nasze obszary żywieniowe praktycznie się nie pokrywają. Wydaje mi się, że na niej powinno się skupić ostrze mądrych rad, ale wegetarianka to zawsze większe zło, no nie?

Tak więc Lenka, nie łam się, wszystko będzie dobrze :-) Najlepiej po prostu przekonywać rodziców empirycznie: gotować im to, co sami chcemy zjeść :)
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2008-11-08, 16:25   

No, moja siostra podobnie, tzn moze nie az całkiem, ale wlasciwie co weekend chodzi na gyrosa, pizze lub hamburgera, do pracy nosi drozdzówki itp. Tyle dobrego dla niej ze jest szczupła, ale cos mi sie widzi, ze to jakies pasozyty, bo uwielbia cukier... Coz, na badania jej nie zmusze :-(
 
 
 
Amanii 


Pomogła: 24 razy
Dołączyła: 23 Mar 2008
Posty: 1485
Wysłany: 2008-11-08, 16:55   

A co to ma wspólnego zdrowy/niezdrowy tryb życia z jedzeniem/niejedzeniem mięsa? :roll:
Ja też uwielbiam cukier, jem w szkole drożdżówki, pizze i knysze zdarza mi się zjeść, a zwłaszcza w weekend, kiedy jestem w knajpie/knajpach prawie do rana i raczej greenway już zamknięty a nie samym piwem człowiek żyje :D No i też jestem szczupła jakimś cudem. Wszyscy mówią że to dlatego, że nie jem mięsa, ale teraz już wiem - pasożyty! :lol: :lol: :lol:
_________________
"Czy to ja nic nie rozumiem, czy oni zwariowali? Czy ja jestem dziecko, a oni tak dojrzali?
Oni mają paragrafy, a my mamy granaty w gębie, które mogą nam wypalić..."

 
 
Lily 


Pomogła: 425 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 18041
Wysłany: 2008-11-08, 16:59   

Ja ostatnio byłam z A. u rodziców moich i tam w lodówce leżały różne zwłoki, włożyłam tam winogrona na talerzu - całe prześmierdły tym zapachem, normalnie nas to obrzydziło strasznie :/ Tak bardzo odwykłam od tych klimatów, że już się w ogóle do ludzi nie nadaję, zwyczajnie mi się chce wymiotować, nic na to nie poradzę. No i co z tym fantem zrobić?
_________________
hxxp://www.wegetarianskiblog.blox.pl]Blog wegetariańskihttp://www.zielonastrona.blogspot.com], blog mniej wegetariański
 
 
Lenka 
weganka

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 12 Cze 2007
Posty: 352
Skąd: Bieszczady ;)
Wysłany: 2008-11-09, 14:31   

Nie chodzi o to, ze jak ktos jest szczuply to ma od razu pasozyty, Amanii. Moja siostra ogolnie nie ma apetytu, mało je, a jak juz to tylko słodkie, ogolnie ma objawy jak przy pasozytach (wiem, bo sama je miałam).
Cytat:
Cukier. Lubią go pasożyty. To dla nich najlepsza pożywka, dzięki niej się rozwijają. Nie wierzysz? Popatrz na drożdże, które rosną gdy dodasz do nich mleko i cukier. W przewodzie pokarmowym dzieje się to samo!


No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
Cytat:
 
 
 
Lily 


Pomogła: 425 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 18041
Wysłany: 2008-11-09, 14:32   

Lenka napisał/a:
No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
tylko niektórzy :)
_________________
hxxp://www.wegetarianskiblog.blox.pl]Blog wegetariańskihttp://www.zielonastrona.blogspot.com], blog mniej wegetariański
 
 
Capricorn 
2radical4u

Pomogła: 89 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 6526
Wysłany: 2008-11-09, 15:42   

Lily napisał/a:
Lenka napisał/a:
No wydawało mi sie, ze wegetarianie sie zdrowo odzywiają, ale najwyrazniej sie mylę.
tylko niektórzy :)


ano, tylko niektórzy.
_________________
this is the strangest life I've ever had...

Niniejszym oświadczam, iż wszystkie moje wypowiedzi zawierają wyłącznie moje spojrzenie na omawiany temat. Nikogo do niczego nie nakłaniam. Dziękuję za uwagę.
 
 
hathayoga 
hathayoga


Dołączyła: 15 Lip 2008
Posty: 12
Skąd: Białystok
Wysłany: 2008-11-09, 18:43   

W sumie to większość z nas ma pewnie podobne historie rodzinne w temacie bycia wege.
Pamiętam czas 8 lat temu, gdy pojechałam do rodziny na Mazury i po raz pierwszy dowiedzieli się, że nie jem mięsa. Ile się nasłuchałam, ile sobie pożartowali... ten jeden raz, za rok kolejny, za dwa... aż do teraz. Ciocia i wujek, już w podeszłym wieku, z polecenia lekarza musieli zmienić swoje nawyki żywieniowe, zamiast schabowych kotlety sojowe, zupki na warzywach, dużo surówek, mało tłuszczu, mało cukru. Co ciekawe, smakuje im :) Przekonali się, że nie taki ten nasz wege diabeł straszny, jak się mięsożercom wydaje. Kwestia dobrego kucharzenia i jako takiej świadomości. Czuję się teraz przy nich, jakbym wygrała jakąś walkę o zdrowie, dla nas wszystkich ;)
 
 
kiszony 


Dołączył: 17 Cze 2008
Posty: 40
Wysłany: 2008-11-09, 19:15   

nie ma to jak rodzinny obiadek! :D
a zwłaszcza wtedy gdy połowa rodziny to służba zdrowia...
wszystko wiedzą lepiej, bo bo przecież są na studiach i nawet jak przyniesiesz książka profesora doktora habilitowanego inżyniera to i tak poglądów nie zmienią.

a co do tematu ... moje relacje z najbliższymi nie są wcale takie złe.
wszyscy w rodzinie jedzą mięso ale są różne postawy co do niejedzenia mięsa..
mama - (służba zdrowia), poooooowoli to akceptuje ale czasem najdzie ją na wykład o tym że niezdrowo jem. wtedy jest dłuuuga dyskusja i na 2-4 tygodnie spokój.
ojciec (rodzice rozwiedzeni), jak mu powiedział to ... był ze mnie dumny :shock: :D jak do niego jeżdzę tak co około miesiąc to zawsze wymyśli coś fajnego na obiad i sobie pogadamy na temat odżywiania. jedna z niewielu osób które znam, które to po prostu interesuje.
brat (starszy, mieszkający z ojcem) - chcesz, to sobie nie jedz mięsa. :D nie ma mnie z tego powodu za dziwoląga ale jakoś na ten temat nie rozmawiamy.
ciocia + wujek (służba zdrowia, 5 minut drogi ode mnie.) co 2-3 tygodnie rodzinny obiadek. na początku bywało różnie czasem ciocia się wkurzała że jem tylko ziemniaki i surówki, teraz albo jest dla mnie specjalnie 3-4 rodzaje surówek albo jakieś coś odmiennego, czyli wszyscy jedzą 'niedzielny' obiad a ja naleśniki.
babcia, dziadek, ciocia, wujek - których widzę 4 razy w roku nie mają nic przeciwko, ale bywają dyskusję typu: co będę jadł na obiad itd. ostatnio na wyjazd zrobiłem sobie kotlety dla siebie to nikt niczego nie komentował.

nie źle, ale na nadmiar wsparcia ze strony rodziny nie narzekam :D
z resztą... jestem uparty więc dopóki nie wyląduje w szpitalu to raczej z byle powodu nie zrezygnuje.

btw. przez pierwsze dwa miesiące w lodówce była jakaś wędlina czasami, ale dzisiaj sa tylko serki przeróżne, pasztety sojowe a z mięsa to jedynie są skwarki i smalec. :D
_________________
ogórek, ogórek, zielony ma garniturek.! ^^
 
 
 
Silverka 

Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 06 Cze 2007
Posty: 178
Wysłany: 2008-11-24, 10:12   

kiszony skad ja to znam, u mnie tez sporo lekarzy, w tym siostra, ktora byla kiedys wege i zywila sie tylko serkiem ze szczypiorkiem i pomidorem na kanapce i jest wielkim przeciwnikiem wege bo kiedys popadla prawie w anoreksje dopuki sie nie ocknela. Oj jak ciezko bylo ja przekonac do wegetarianizmu na szczescie, juz mam to za soba po ponad 2,5 roku bycia wege siostra zobaczyla czym sie odzywiam w porownaniu do niej, zamknela sie ale dogryza mi jeszcze nieraz. Babcie dalej nie moga przywyknac do bycia wege i sie dziwia, ze jestem taka biedna bez mieska. ach :mrgreen: ale probuja juz nawet moich potraw niektore smakuja inne wybrzydzaja bo niby niedosolone. Ale mam to w nosie ;) ciesze sie, ze rodzice jedza wiecej warzywek, mama zaczela brac b12 dzieki mojej namowie przekonalam ja ze jej tez sie przyda, i nawet kielki probuje inne niz rzodkiewki. Ciesze sie bardzo ta zmianą. taty raczej nie przekonam, je takie warzywa co zna i juz. Ale i tak fajnie ;)

a dalsze otoczenie, przywykli . Rodzinka sie dziwi tylko ze moge tylko roslinki wcinac i nic mi nie ejst. Nieraz sie dziwia ze zyje wogole hehe ale juz nauczylam sie przemilczeć ten fakt bez dogryzania. Niech sie tylok nie wcinaja w moj sposob odzywiania a ja nie bede sie w ich wcinać, chyba ze beda sie pytac sami o to ;)
 
 
lilias
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-18, 16:16   

Lily napisał/a:
Ja ostatnio byłam z A. u rodziców moich i tam w lodówce leżały różne zwłoki, włożyłam tam winogrona na talerzu - całe prześmierdły tym zapachem, normalnie nas to obrzydziło strasznie :/ Tak bardzo odwykłam od tych klimatów, że już się w ogóle do ludzi nie nadaję, zwyczajnie mi się chce wymiotować, nic na to nie poradzę. No i co z tym fantem zrobić?

Zostają tylko hermetyczne pojemniki i pozytywne nastawienie :) można do lodówki słoik (otwarty) z sodą oczyszczoną. Powinna wciągnąć zapachy
 
 
Lily 


Pomogła: 425 razy
Dołączyła: 04 Cze 2007
Posty: 18041
Wysłany: 2009-02-18, 17:02   

lilias napisał/a:
Zostają tylko hermetyczne pojemniki i pozytywne nastawienie :) można do lodówki słoik (otwarty) z sodą oczyszczoną. Powinna wciągnąć zapachy
nie potrzebuję tego, nie mam w domu zwłok, to była jednorazowa sytuacja ;) z pojemnikami raczej nie jeżdżę w podróże ;)
_________________
hxxp://www.wegetarianskiblog.blox.pl]Blog wegetariańskihttp://www.zielonastrona.blogspot.com], blog mniej wegetariański
 
 
lilias
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-18, 17:54   

to masz super, bo ja się wspomagam pojemnikami :mryellow:
Ostatnio zmieniony przez lilias 2009-02-19, 12:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 1,44 sekundy. Zapytań do SQL: 12